WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3 outfit, czy coś Słowa, które usłyszał u schyłku tamtego dnia od Rose były niemal jak kubeł zimnej wody na głowę chłopaka. Nie spodziewał się ich. nie spodziewał się w ogóle niczego, co się tamtego dnia wydarzyło, a przynajmniej większości. Nie podejrzewał, że wszystko to co wiedział o dziewczynie okaże się kłamstwem. No, przynajmniej większość. W końcu w jakim popieprzonym scenariuszu mógłby założyć, że osoba, która tak świetnie go rozumiała, z którą od razu złapał tak świetny kontakt okaże się osobą, która go oszukuje i wykorzystuje? W sumie...
To było zbyt piękne
Przecież nie żył od wczoraj, nie był stary, doświadczony też nie, ale trochę ludzi poznał, rówieśników i nie tylko i nigdy nie znalazł nikogo, z kim miałby namiastkę tego, co wydawało mu się, że powstaje między nim a dziewczyną, która w ciągu dwóch tygodni miał wrażenie, że z całkowitą premedytacją go w sobie rozkochała, by następnie - co już nie było zaplanowane - rozbić mu serce na milion małych kawałeczków. Zepsuł jej plan i... z perspektywy czasu, czyli kolejnego tygodnia, czy tam dwóch doszedł do wniosku, że może to lepiej, że się dowiedział wcześniej. Nie tracił więcej czasu na osobę, która w ogóle się nim nie przejmowała. Myślał, że te momenty, które mieli były czymś więcej, a w rzeczywistości... nawet nie chciał o tym myśleć.

Dlatego też tego wieczora zgodził się pójść na domówkę do znajomego znajomego. Jaki był plan? Napić się, odreagować, zapomnieć... w sumie to sam nie wiedział - ostatnio często miał takie uczucie, że nie wiedział co powinien ze soba zrobić. Nie mógł się skupić na żadnych zajęciach, nauka programowania mu totalnie nie szła, nawet jak grał to robił tonę głupich błędów, które normalnie mu się nie zdarzały i doprowadzało go to do szewskiej wręcz pasji.
Pewnie miał za sobą już dwa piwa, kiedy na tej domówce zauważył, że wśród obecnych jest Rose. Nie wydawało mu się, by go zauważało, ale już sama jej obecność popsuła mu humor, przez co potem siedział ciągle gdzieś z boku, odpowiadał innym półsłówkami i... starał się unikać spotkania z dziewczyną, która odcisnęła takie piętno na jego uczuciach. Widział, jak rozmawiała z różnymi osobami, chociaż był całkowicie pewien, że ciągle jedna twarz pojawiała się obok niej i ewidentnie chłopak, do której ta morda należała - bo nie był zbyt atrakcyjny, przynajmniej w jego, Damiena, opinii - był ze sporą dozą regularności odtrącany. Po którymś już szocie, czy też piwie, które wypił, co też wpłynęło na, jak to Downey w myślach określił +10 do bezczelności i +5 do odwagi, podszedł do dziewczyny od tyłu, obejmując ją jednym ramieniem i starając się chyba wymusić coś na dziewczynie.
Okularnik, który to obserwował nie miał zamiaru na to pozwolić - i to nawet nie dlatego, że znał dziewczynę, do której ten burak podbijał, ale dlatego, że nie pozwoliłby chyba nikomu tak kogoś traktować, bo wyraźnie dawała mu do zrozumienia, ze nie jest zainteresowana. W końcu to już zahacza o jakiś gwałt!
— Odwal się już od niej, co? — Powiedział, kładąc dłoń na jego ramieniu i odciągając go lekko od dziewczyny. Ten chyba od razu poczuł przypływ jakiś adrenaliny, bo sama reakcja dziewczyny, która go odepchnęła i zaczęła agresywnie mu tłumaczyć, żeby się odpierdolił mu nie wystarczała. Dlatego też w następnej chwili od razu odepchnął biednego Damiena, który jednak nie miał zamiaru pozwolić być popychadłem dla jakiegoś idioty i nie dał się przepchnąć. Niestety, ale tego efektem było uderzenie, które wylądowało na twarzy chłopaka... niestety bić się nie potrafił i raczej się tego nie spodziewał - a chyba powinien? I od razu zrobił krok do tyłu, ale dobrze, że akurat ktoś był obok i od razu dwóch chłopaków, chyba nawet znajomych z klasy Damiena rzuciło się, by uspokoić agresora.
On sam za bardzo się tym nie przejmował, bo w tej chwili bardziej był skupiony na podpieraniu się o ścianę i wypluwaniu krwi, która pojawiła się w jego jamie ustnej. Gospodarz chyba nie będzie zbyt szczęśliwy z tego powodu! Podniósł wzrok, by tylko zobaczyć, że napastnik sprzed chwili już został odprowadzony, czy też... no nieważne - po prostu zniknął z jego pola widzenia.
— No i na co mi to było. — Powiedział cicho do siebie i sięgnął po swoje piwo sprzed chwili, by przepłukać usta - wspaniały pomysł!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To była ciężki okres dla Rose. Konflikt w domu, konflikt z Damienem. Wiedziała, że większość tego sama ściągnęła sobie na głowę, ale nie mogła nic na to poradzić, bo czuła wciąż złość. Złość, której nie umiała powstrzymać ani znaleźć dla niej ujścia. Wiedziała, że sprawia swojej mamie coraz więcej kłopotów, ale w obliczu własnych odczuć miała z tego nawet satysfakcję.
I jeszcze ten jej gach… na samą myśl miała ochotę wyjść z domu. I najczęściej to robiła.
Zostawiała telefon w domu i idąc na imprezę, których było całkiem sporo, bo zbliżał się okres wakacji.
Rose wiedziała, że jej matka nie wezwie na nią policji, więc korzystała z tego, że mogła wodzić ją za nos. Dopóki tamta nie przyzna, że przyjazd do Seattle był błędem, nie zmieni swojego zachowania.
A przecież musiał być błędem. Jak inaczej wytłumaczyć jej rosnącą niechęć do chodzenia, chociażby do szkoły. Bo przecież wcale nie mogło chodzić o Downey’a, prawda? Miała go gdzieś, a nie, że martwiła się…
Wcale nie wpatrywała się bezmyślnie w telefon, od czasu do czasu nawet wchodząc w wiadomości. On milczał, czemu się w głębi serca ani trochę nie dziwiła, ale też… Modliła się w duchu, żeby się odezwał. Jej samej brakowało odwagi, jaj, serca… Wszystkiego, czego trzeba do tego, żeby wykonać tak potrzebny gest. Ale przecież nie uwierzyłby jej, nieważne co by powiedziała. Dlatego ciąg imprez wydawał jej się łatwym biletem do powrotu do domu.
I ta miała być kolejną. Problem polegał jednak na tym, że okazało się, że nie zna zbyt wielu osób. Nie było to szczególnie zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, że była nowa. Ale osoby, które od czasu do czasu podchodziły, nic jej nie mówiły. Znajomi ze szkoły, zbici w jedną grupkę trzymali się od niej z daleka, jakby była jakaś zarażona.
Przez myśl jej przeszło, że Damien powiedział im wszystkim, co zaszło. A skoro o nim mowa… Zobaczyła go w pewnym momencie, gdzieś tam w połowie drugiego piwa, zobaczyła, jak ucieka wzrokiem od jej osoby. Zabolało… Zabolało, jakby fizycznie oberwała. A na dodatek… ona w dalszym ciągu nie miała odwagi do niego podejść.
Dziwni ludzie za to nie mieli problemów z pewnością siebie. Kilkoro z nich musiało zdawać sobie sprawę z tego, że Rose jest zdecydowanie za młoda na alkohol, ale mimo tego ciągle podawali jej puszki i podsuwając jednego z chłopaków. Nie był zupełnie w jej typie. Jakiś taki blondyn, bez okularów. W niczym nie przypominał… kogoś innego .
Ale Damien nie podchodził… Nic nie zapowiadało, że to się zmieni, więc Rose uznała, że najlepiej będzie, jeśli sobie pójdzie do domu. To nie spodobało się blondynowi, który momentalnie ją objął, wyciągając swoją twarz w jej stronę. Rose, całkiem mocno już wstawiona, wyciągnęła przed siebie dłonie, próbując niezgrabnie go odepchnąć. Za plecami poczuła ścianę, a gdzieś z boku chichot jakichś dziewczyn. A przecież ostatnie, na co miała ochotę to całowanie się z jakimś typem. \
Niespodziewanie usłyszała znajomy dłoń, a potem już sprawy potoczyły się błyskawicznie. Kilka ciosów padło. Ktoś krzyczał, a może to nawet była ona.
Tamtego debila odciągnęli kumple, a Rose stała przez chwilę otępiałą, dając sobie chwilę na zebranie myśli.
- Damien… - Podeszła o krok, ale zatrzymała się, widząc karcące spojrzenia, gdy Damien splunął na podłogę krwią.
Obronił ją. To było teraz najważniejsze.
- Damien chodź… Pójdziemy do łazienki. - Nie czekała na pozwolenie, złapała go za dłoń i pociągnęła za sobą, mając nadzieję, że nie będzie stawiał oporu. Alkohol szumiał jej w głowie, adrenalina krążyła we krwi. Przechodząc koło kuchni, zgarnęła pusty czerwony kubek i nasypała do niego lodu, a pod ramię wcisnęła butelkę wody.
Ale łazienka była zamknięta. Ktoś najwyraźniej był tam bardzo zajęty, bo dziwne pojękiwania dochodziły ze środka. Rose przystanęła na chwilę, a potem wyprowadziła ich przez taras.
Ogrodowe lampki, podświetlony basen to jedyne co tam zastali.
- Usiądź… - Wskazała na leżak, sama kucając przed nim. - Opłucz usta. - Głos miała lekko wstawiony, ale zdawała się kontaktować.
Nie miała żadnej chusteczki ani nic podobnego, a chciała, żeby przyłożył sobie lodu. Pociągnęła więc za dół swojej bluzki, ale ten, chociaż przerwał się, to jednak poszedł dość nieregularnym torem.
- Na filmach wygląda to łatwiej. - Wymruczała, siłując się dalej z bluzką, mimo wszystko starając się unikać wzroku Damiena. Bała się, że zobaczy w jego oczach, jak bardzo jej teraz nienawidzi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pewnie biorąc pod uwagę ilość rzeczy, która nie potoczyła się tak, jak potoczyć się miała, lub Damien przynajmniej chciał, żeby się potoczyły, to Rose mogła mieć gorzej od niego, ale w tym przypadku to też i dziewczyna była powodem tego, że Damien miał gorszy okres. Bo czy to, że w tym tygodniu totalnie nie potrafił się skupić i wagary, na które też się w tym czasie zdecydował nie były konsekwencją działań dziewczyny, które dotkliwie naznaczyły samopoczucie Downeya? Nie ma co ukrywać, że normalnie się tak nie zachowywał i w sumie był to chyba jego pierwszy, aż taki, zawód miłosny. W końcu teraz naprawdę do ostatniej chwili myślał, że to było coś wyjątkowego, co... okazało się wierutnym kłamstwem, na które nie miał kompletnie wpływu.
Miał kilka momentów, kiedy chciał do niej napisać, ale za żadnym razem gdy otwierał okienko ich wiadomości i chciał zacząć pisać, tak... nie miał nawet pomysłu jaką wiadomość powinien tam napisać. Bo co miał zrobić? Przeprosić? Nie zrobił przecież nic złego. Napisać, że jej wybacza? Też głupie, bo co z tego, ze by jej wybaczył, skoro ona najwidoczniej nie miała wobec niego żadnych uczuć. Zapytać jak jej minął dzień? Przecież jest na nią wściekły... Był też smutny, zrezygnowany - wiele uczuć, wszystkie negatywne. To też było jednym z kolejnych powodów, dla których się do niej nie odzywał i unikał w szkole - chociaż to, jak się okazało, nie było zbyt trudne biorąc pod uwagę, że też się w niej nie pojawiała ona, lub też i on.
Nikomu nie mówił, co się między nimi wydarzyło. Bo co miał powiedzieć? Że złamała mu serce? Nie chciał wyjść na takiego, co w te dwa tygodnie się zakochał po uszy - nawet jeśli była to prawda. Dlatego też unikał wszelkich odpowiedzi na pytania o jego samopoczucie. Ciężko było tego ciągle unikać i wychodziło mu to raczej bardzo niezgrabnie, ale jednoznacznie dawał do zrozumienia, że nie chce się nikomu tłumaczyć.
Bardzo możliwe, że też właśnie to było powodem dla którego jego kolega postanowił wyciągnąć go na imprezę. W końcu... nie musiał mu mówić co się wydarzyło, wystarczyło, żeby się rozluźnił. Takie proste i... wcale nieskuteczne, biorąc pod uwagę fakt, że na imprezie była też sprawczyni całego tego chaosu - Rose we własnej osobie.
Gdy interweniował? Nie myślał o niczym - po prostu chciał się zachować jak należy niezależnie od tego, czy znał dziewczynę, w której obronie wstawał, czy też - jak w tym przypadku - była dla niego kimś więcej. Nawet jeżeli w ostatnich dniach walczył z tą myślą, starając się wmówić sobie, że wcale tak nie jest i, że nie chce jej kompletnie znać.
Dobrze, że ktoś był obok i zdecydowali się odciągnąć tamtego chłopaka, który zdecydowanie z potyczki z Damienem wyszedłby lepiej. Bo to nie on, a Damien oberwał i... gdyby nie oni, to pewnie dostałby więcej niż ten jeden raz. Tak to przynajmniej mogło wyglądać, jak było w rzeczywistości? Downey nie umiał się bić, pewnie też w tej sytuacji by to wyszło i w sytuacji, gdzie drugi osobnik był w ataku to nasz okularnik byłby na, niestety, straconej pozycji.
Mógł tylko dziękować szczęściu - i kolegom, że w tej sytuacji mógł liczyć na takie wsparcie.
Nie obyło się jednak bez krwi. Zarówno w ustach chłopaka, jak i tej, która była teraz na podłodze. Kompletnie się nie przejmował tym, ani też tym, że teraz ktoś na niego krzywo patrzył, czy nawet chamsko komentował ten fakt. I tak uważał, że zrobił dobrze. A efekty? Cóż.. no są jakie są.
Nie spodziewał się jednak, że to właśnie Larkin wyciągnie do niego rękę. Obrzucił ją spojrzeniem, które wyrażało więcej niż tysiąc słów. Rafaello. Był zły, wściekły, zawiedziony... wdzięczny. Dlatego też nie protestował, gdy pociągnęła go za rękę i prowadziła. Początkowo do łazienki, która jak się okazało była zajęta przez... no kogoś, kto też był zajęty jak było widać... znaczy słychać.
Nic nie mówił, kiedy go tak prowadziła, bo nawet nie wiedział co miał powiedzieć. Powiedzieć, żeby się nim nie interesowała? Żeby go zostawiła? Żeby sobie poszła? Żeby nie okazywała mu takiej litości? Że sobie poradzi? Pewnie wszystkie te myśli przeszły mu przez głowę i były momenty, gdy faktycznie chciał to powiedzieć, ale... no milczał. Darował sobie. Nie wiedział do końca dlaczego w ogóle chciała mu teraz pomóc. Ze zwykłej wdzięczności, czy po prostu z litości, widząc w jak opłakanym teraz stanie był?
— Mhmm.. — "Powiedział" tylko krótko, przysiadając na leżaku, który mu wybrała. Lepsze to niż stać... Wziął od niej - jak się domyślam - butelkę wody i przepłukał usta, następnie wypluwając wszystko gdzieś w bok, nie przejmując się za bardzo tym, że pewnie było tam też trochę krwi. Ciekaw był, czy miał nadal wszystkie zęby, ale nie wyczuwał żadnego ubytku. Chyba. Na tyle na ile był trzeźwy, czy też wstawiony - to wszystko wydawało się być na miejscu. Nie do końca wiedział też dlatego skąd krwawił.
— Dlaczego mi pomagasz? — Zapytał, chociaż... w sumie to ona mogła mu zadać to samo pytanie. Nie patrzył na nią z nienawiścią. Jego spojrzenie było przepełnione tym rafaello o smaku niepewności, bólu, może nawet tęsknoty. Na pewno nie patrzył na nią z nienawiścią. Nie nienawidził jej, był zawiedziony, smutny, zły. Ale nie była to nienawiść, to na pewno.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Słowa, które go tak bolały, bolały także ją. Każde kłamstwo, które wypowiedziała, kłębiło się w jej głowie, bo przecież wcale nie musiała wtedy tego robić. Mogła powiedzieć prawdę… Że tak było z początku… Kiedy go nie znała. Ale każde spotkanie z nim, każda oznaka sympatii, czy nawet zauroczenia sprawiały, że Rose oddalała się od swojego upragnionego powrotu do Teksasu. A przecież nie można było pragnąć jednakowo dwóch rzeczy, prawda?
Nie mogła jednocześnie pojechać tam i zostać z nim… Musiała wybrać. I chyba nawet w momencie jak wypowiadała tamte słowa, wiedziała, że będzie ich żałować. I nie tylko chciała do niego napisać. Szukała go w szkole, licząc, że na jego widok przejdzie jej strach i będzie umiała zebrać się w sobie, żeby go przeprosić.
Niestety… Mijali się. A im więcej czasu upływało, tym ona utwierdzała się w przekonaniu, że tak trzeba było.
To nic, że wieczorami myślała o pocałunkach w jej bunkrze. O tym, że brakowało jej jego suchych żartów i sposobu, w jaki poprawiał okulary. To było tak beznadziejnie głupie, że czasem łapała swoją twarz w dłonie i pocierała kilkukrotnie, chcąc odpędzić obraz jego osoby od siebie. Byle dalej.
Ona nie potrafiła nazwać tego stanu zakochaniem się. Jeśli by to zrobiła, nawet jeśli jedynie przed samą sobą, to oznaczałoby, że nie musiałaby już szukać powodów, żeby zostać w Seattle.
Dlatego zawahała się przez chwilę, czy to ona na pewno powinna być osobą, która udzieli mu pomocy. Widziała jego wzrok, gdy łapała jego dłoń… Nie wybaczył jej. Zresztą… sama by sobie nie wybaczyła. Ale musiała go teraz obejrzeć. Być może ostatni raz z tak bliska, zanim powie jej, żeby spieprzała raz na zawsze.
Na razie milczał… A Rose nie mogła przestać myśleć o tym, że odbywają właśnie pierwszą przechadzkę za rękę. I nie chciałaby o tym mówić głośno, ale… podobało jej się to. Nawet jeśli wolałaby, żeby odbyło się to w innych okolicznościach, to jednak móc znów mieć, tak blisko siebie…
Niechętnie więc w zasadzie pozwoliła, by usiadł. Musiała puścić jego dłoń. Musiała znów wejść w rolę suki Rose, której wcale nie obchodził i która robi wszystko dla siebie…
Problem polegał na tym, że nie potrafiła. Była wstawiona, ale o dziwo (a przynajmniej tak się jej wydawało), jej umysł był bardziej racjonalny niż wtedy u niej w pokoju.
W milczeniu jednak patrzyła, jak Damien płucze usta, jak przenosi na nią wzrok. Usiadła przed nim na ziemi, gdzieś na wysokości takiej, że mogła wejść między jego kolana. Jednak nie po to, żeby robić coś zdrożonego (chociaż pewnie tak sądzili wszyscy ludzie pozostali na imprezie). Chciała po prostu jakoś odruchowo móc się schować…
- Pomagam ci? To ty mi pomogłeś… - Odparła niepewnie, dość cicho. Dobrze, że nie było tutaj nikogo, bo z pewnością mógłby jej nie usłyszeć. Wiedziała jednak, że nie o to pyta, a każda chwila mogła sprawić, że straci on do niej cierpliwość. A przecież tak naprawdę, do cholery jasnej, chciała go przeprosić. - Damien wtedy… ja kłamałam. Znaczy, częściowo kłamałam, bo to, co było w pamiętniku, z początku było prawdziwe… Ale potem cię lepiej poznałam i wszystko się zmieniło... Ale nie chce ci mówić za wiele, bo może wcale nie chcesz mnie słuchać. Ale pozwól mi wyjaśnić, co się dzieje ze mną i moim życiem. Nie wiem, czy zrozumiesz… wątpię, bo jestem zwyczajnie popieprzona, ale może… może nie będziesz mnie już nienawidził. Może tylko będziesz mnie nie lubił. - Niespodziewanie nawet dla siebie powiedziała za dużo na raz. - Bo ja cię lubię… nawet chyba odrobinę za bardzo. - Nie musiał wierzyć w żadne jej słowo. Mógł wstać i odejść i nie rozmawiać z nią nigdy więcej, a ona by musiała to zaakceptować. - Daj mi szansę się wytłumaczyć. - Spróbowała spojrzeć mu bezpośrednio w oczy, ale była zbyt przestraszona tym, że być może, za kilka chwil straci go już na zawsze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie tylko jej te słowa kłębiły się w głowie. Ba, tylko tamtego wieczoru te słowa praktycznie ciągle odbijały mu się w głowie, nawet kilkukrotnie niemal wypowiedział je na głos, próbując zrozumieć co się w ogóle stało. Wiedział na pewno jedno: jego zaufanie zostało totalnie zdeptane. Zaufanie, bo on jej po prostu zaufał. Zaufał i oddał wręcz, bo byłby w stanie się zgodzić z nią na wszystko. Przecież już niemal planowali wspólny wypad do Texasu! Wiadomo, że może nie traktowali tego na poważnie, ale gdyby Rose wyszła z takim pomysłem całkowicie na poważnie? Kto wie, była bardzo spora szansa, że by się zgodził! W końcu nawet w chwili kiedy mu to powiedziała, to już w głowie układało mu się co by trzeba było zrobić, żeby ta „wycieczka” była przyjemna.
Nie rozumiał jej. Po przeczytaniu kilku linijek w jej zeszycie nie miał w ogóle świadomości na temat tego, co dziewczyna w zasadzie chciała osiągnąć, oszukując go, bo... miał wrażenie, że po prostu go oszukiwała dla samego oszustwa. Dla zabawy, dla jakiegoś dodatkowego celu? Bo przecież nie był taki zły, prawda? Niby powiedziała, że miałby być powodem, dla którego mama odesłałaby ją do Texasu, ale... co by musiał zrobić, żeby jej mama tak zareagowała? Jak okropną osobą by musiała być, żeby faktycznie wysłać ją z powrotem tylko dlatego, że spotykała się z kimś takim jak on? Przecież... nie był taki zły? Nie uważał się za przystojnego, ale na pewno nie był brzydki, nie miał problemu z samooceną, wiedział, że ma zalety, wady... Był po prostu normalny i na pewno nie w złym tego określenia znaczeniu.
Nie wybaczył jej. Nie umiał, nie potrafił... ale było to też powodem tego, że jej po prostu nie rozumiał. Nie wiedział co ma jej wybaczać, bo nie wiedział do końca co zrobiła. Okłamała go? Oszukała? Zdradziła? Wykorzystała? Niby każde określenie wydawało się trafne, ale też każde wydawało mu się tak odległe od takiego, które określałoby to idealnie. Wiedział jedno: nie nienawidził jej. Nie potrafił nienawidzić kogoś, w kim jeszcze jakiś czas temu był po uszy zakochany. Bo był. I był też świadom tego, że naprawdę mu się podobała: z charakteru, z wyglądu, z zachowania... kurczę, z wszystkiego. Pytanie tylko, które mu wręcz dudniło w głowie brzmiało: ile z tego to prawda? Może zakochał się w obrazie kogoś, kogoś kim nie była? Nie wiedział, dlatego też miał taką rozterkę. Bo może i chciałby ją znienawidzić, czy to nie byłoby wtedy prostsze? Wygodniejsze? Tylko mały szkopuł – nie potrafił tego zrobić.
Dla niego w sumie było obojętne, kto udzieli mu pomocy, albo raczej... chciałby powiedzieć, że jej nie potrzebował. Mógł być jednak wdzięczny tym, którzy odciągnęli jego przeciwnika. Czy potrzebował pomocy w tej chwili? Pewnie nie, znaczy: obyły się bez tego, ale była mile widziana, to na pewno. Dlatego też nie oponował, pozwolił się jej odciągnąć. Tęsknił za nią i równocześnie chciałby, by nie widziała go w takim stanie. Słabego.
Kiedy usiadła przed nim, popatrzył na nią z góry – no bo nie dało się inaczej, kiedy byli w tej pozycji. Nie zastanawiał się natomiast nad tym, że mogło to dziwnie wyglądać z boku. Wzruszył ramionami, kiedy stwierdziła, że jej pomógł. Zrobiłby to dla każdego. Tak przynajmniej sobie wmawiał.
— Jeśli czujesz się zobowiązana, żeby mi teraz pomóc, to odpuść. Nie zrobiłem tego po to, żebyś zmieniła swoje zdanie. — Powiedział, starając się wyjść na takiego, który się już pogodził z jej opinią na jego temat.
—Ja... — Zaczął. Chciał się jej wtrącić, gdy zaczęła mówić, ale odpuścił. Widział, że ona chciała teraz coś powiedzieć i nie miał zamiaru jej przerywać. Jednak. Poruszył delikatnie szczęką, trochę bolało, ale mogło być gorzej. Przysłuchiwał się temu co mówiła. Miał mętlik w głowie. Jeszcze większy niż do tej pory. Chyba łatwiejsze by było, gdyby mu wprost powiedziała, że był dla niej tylko pionkiem na szachownicy, albo coś takiego.
— Nie nienawidzę Cię. — Odparł krótko, odwzajemniając jej spojrzenie – on w tej chwili nie miał zamiaru się wycofywać, ani tym spojrzeniem uciekać. Chciał widzieć i... wiedzieć. Po prostu. Wiedzieć, co miała w głowie i co nią kierowało i... co czuje?
—No to przecież mów. Tylko bądź ze mną szczera, proszę. — Powiedział. Nie spodziewał się co prawda, że byłaby mu w stanie powiedzieć dużo więcej niż to, co powiedziała wcześniej, ale... nadal mu to nie pomogło zrozumieć. Na początku chciała go wykorzystać, ale potem się to zmieniło? Czyli chciała go wykorzystać, ale... zrobiło się jej go żal? poczuła coś do niego? Znaczy... odwzajemniła jego uczucia? Chciał zrozumieć, ale... nie sprzyjał mu alkohol płynący w jego żyłach. Niby jeszcze przed chwilą czuł się jakby otrzeźwiał od tego uderzenia z wcześniej, ale teraz miał wrażenie, że uderzyło go to ze zdwojoną mocą, przez co nawet teraz zakręciło mu się w głowie. Podciągnął się lekko na krześle, bo zauważył, że delikatnie się osunął i wrócił lekko zamglonym spojrzeniem do Rose i jej pięknych oczu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie mógł nawet wiedzieć, jak bardzo się ucieszyła, gdy pozwolił jej wszystko wyjaśnić. To było dla niej jak złapanie oddechu, po tym, jak zbyt długo przebywałoby się pod wodą. Spojrzała na niego z wdzięcznością, ale i pewną dozą niepewności, bo przecież w każdej chwili mógł się rozmyślić.
Musiała jednak zacząć od najważniejszego sprostowania, bo czuła, że bez tego nie ruszy dalej.
- Nie czuje się zobowiązana pomóc ci, bo ty mi pomogłeś. Chce ci pomóc, bo jesteś dla mnie ważny. - Od pierwszych więc chwil stawiała na najważniejszą kwestię — szczerość. Musiał wiedzieć, że jej intencje były zupełnie czyste. Teraz.
Kto wie… Może jak przetrzeźwieję znów zechce uciec… Uciec gdzieś daleko od niego i całego świata. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj chciała, żeby wiedział, jak ona czuje się od dłuższego czasu. No i naprawdę chciała, żeby spędził z nią, chociaż kilka minut. Tęskniła za nim. Bardzo za nim tęskniła.
Widziała jednak, że jest mu chyba niewygodnie… A może po prostu patrzenie mu w oczy było wyzwaniem? Mając w pamięci to, jak wyglądało ich ostatnie spotkanie, nic dziwnego, że mimowolnie chciała zbliżyć się do niego, dotknąć chociaż przez chwilę.
Ale wiedziała, że nie może.
- Masz do tego pełne prawo… Bo zachowałam się jak kretynka. - Nie zamierzała się wybielać, bo nie miała z czego. Cała wina tego leżała po jej stronie, a ona naprawdę zachowała się, jakby się z bananem na mózg zamieniła.
Czuła na sobie jego przenikliwy wzrok, więc momentalnie się speszyła, ale spróbowała wytrzymać.
- Kiedy tu przyjechałam, ale też nieco wcześniej, w zasadzie od momentu, kiedy mama powiedziała mi, że się przeprowadzamy, czułam jedynie gniew. - Zaczęła ostrożnie, jakby badając, czy któreś słowo go nie urazi. - To był gniew strasznie palący i to taki, który sprawiał, że ciągle miałam ochotę wrzeszczeć, gryźć, kopać, niszczyć. Na zewnątrz starałam się hamować, okazując swoje emocje tylko połowicznie. A i tak byłam nazywana przez ludzi niewdzięczną gówniarą. - Mówiła dokładnie to, co czuła. Nie koloryzowała. To się w niej kłębiło już od tak dawna. - Ale ani rozmowy, ani krzyki na nic się nie zdały. Mama nie chciała mi powiedzieć, czemu akurat tutaj się przeprowadziłyśmy. Czemu wybrała akurat to miasto. Ja miałam się tylko spakować i jechać za nią. A przecież zostawiałam za sobą wszystko… Przyjaciół, szkołę, wymarzone studia… Nic mi nie zostało. - Dochodziła do momentu o nim. Dlatego w nerwowym geście podciągnęła kolana pod brodę i objęła je ramionami. - I poznałam cię… Myślałam, że jak zacznę prowadzać się z tobą, to to nie spodoba się mojej mamie. Widzisz…. Ja swojego ojca nigdy nie poznałam i myślę dlatego, że mama nie chciała mnie poznać z kimś, z kim wpadła. Przyszło mi do głowy, że skoro w Teksasie nie prowadzałam się z chłopakami, a tutaj będę spędzać z Tobą cale dni, wracać późno… Pić… to ostatecznie pomyśli, że mnie też czeka nastoletnia ciąża i wyśle mnie do Teksasu. - Wzięła krótki oddech. Na tyle jednak krótki by nie zdołał jej przerwać. Musiała powiedzieć mu wszystko, zanim nie straciła resztek odwagi. - I to pewnie przeczytałeś… Że chciałam cię wykorzystać. Ale każde spotkanie.. Każdy dzień i każda rozmowa sprawiały, że najpierw cię polubiłam, a potem… potem zorientowałam się, że mi się podobasz. Nadal chciałam wrócić do Teksasu, ale też chciałam zostać z Tobą, bo czasem miałam wrażenie, że lubisz mnie też… A przekonałam się o tym, że tak jest na pewno, kiedy mogłam cię pocałować. A ty wtedy właśnie znalazłeś pamiętnik… Kiedy ja chciałam wreszcie przestać myśleć o powrocie. - Zamilkła znów na chwilę, ale wreszcie udało jej się spojrzeć mu w oczy na dłuższą chwilę. - Wtedy pomyślałam, że to znak i nie powinnam w żadnej sposób się przyzwyczajać. Że nie powinnam dalej próbować wrócić do Teksasu… - Zakończyła, dając u teraz okazje, że jeśli chce, może coś powiedzieć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Choć tego nie pokazywał, choć nawet sam nie pozwalał dojść do siebie temu uczuciu, ale... cieszył się, że mu pomagała teraz. Jeżeli ktoś miał to zrobić, to właśnie chciał by była to ona. By to wszystko okazało się nieporozumieniem. Pobożne życzenia, które wiedział, że się nie spełnią. Świat tak nie działa - byłoby to zbyt piękne. Miał wiele sprzecznych myśli tego wieczoru. Zresztą, nie tylko dzisiaj, ostatnie dni mu zeszły pod znakiem niepewności i wielu sprzeczności. W końcu jak mógł nadal chcieć z nią rozmawiać, zobaczyć ją, pocałować, kiedy wiedział jak go potraktowała? Równocześnie chciał jej nigdy więcej nie zobaczyć, nie usłyszeć... ale też chciał mieć ją obok siebie. Nawet nie wiedział po co i dlaczego! Znaczy, dlaczego to wiedział, ale równocześnie też nie wiedział. Sprzeczność, za sprzecznością. Niby rozumiał, a z drugiej strony jednak nie miał najmniejszego pomysłu na to, jak powinno to wyglądać.
Ważny Jak mógł być ważny, jeżeli był tylko kimś, kogo wykorzystywała do swoich własnych celów, nie zważając na jego uczucia? Jak mógł być ważny, jeżeli nie odwzajemniała tego co on czuł i był dla niej tylko stopniem, po którym dążyła do ucieczki z Seattle.
Ważny- nie przesłyszał się. Był pewien, że powiedziała, że taki właśnie dla niej był. Nie dla jej planu, tylko dla niej. Nie po to, by uciec z Seattle, tylko po prostu. Ważny dla niej. Chciał być twardy, nie pokazać po sobie, że jej słowa tak bardzo tak na niego teraz działały, że było to dla niego coś tak znaczącego.
Słuchał jej. Nie mówiła nigdy tak bardzo dokładnie o tym, że tak bardzo nie chciała tutaj być, pewnie było to częścią jej planu, który z biegiem czasu miał podobno u niej blaknąć, znikać. Odchodzić w zapomnienie, w momencie, kiedy uczucie do niego się pojawiało. Tak przynajmniej mówiła. Na ile mógł jej wierzyć? Na ile mógł jej ufać? Na ile mógł uznać, że to co teraz mówi to po prostu prawda.
Chciał wierzyć. Chciał jej zaufać. Chciał, żeby czuła się dobrze, tutaj. Nie w Texasie, tylko ttaj, w tym Seattle, z którego jeszcze jakiś czas temu chciała uciec. Rozumiał. Wcześniej sobie zdawał z tego sprawę, ale teraz rozumiał. Faktycznie. Razem z przeprowadzką do innego miasta musiała porzucić wszystko. To nie mogło być przyjemne. Utrata kolegów, koleżanek, przyjaciół, może jakiejś miłości, o której mu nigdy nie wspomniała. Utrata ulubionych miejsc, planów na weekendy, wakacje, szkołę, studia... w sumie to na wszystko. Bo taka zmiana, która przyszła nagle była... nagła - zaskoczenie - wszystko co mogła mieć poukładane w głowie legło w gruzach, albo raczej w tym konkretnym przypadku spłonęło.
Słuchał jej z zapartym tchem. Cały czas ją obserwując, chociaż... bolało go to, bo zaczynał ją rozumieć, co na początku za tym wszystkim stało. Pokiwał tylko potwierdzająco głową, gdy powiedziała, że to pewnie przeczytał - bo tak właśnie było. To było te kilka linijek, które wyryło mu się tak w pamięci, te kilka linijek, które wszystko tak... zepsuły.
— Rose... — Zaczął, ale nie do końca wiedział co ma powiedzieć dalej, całe jej wyznanie wzbudziło w nim masę emocji i nie do końca potrafił sobie z tym wszystkim poradzić. Nie był też pewien co powinien jej w takim razie powiedzieć. Jedyne co mu przyszło do głowy to to, że powinien ją przytulić. Tak jak ona kilka zdań temu objęła ramionami kolana podciągnięte po brodę. Po chwili wahania, która pewnie dla nich obojga teraz sprawiała wrażenie wieczności Damien po prostu zsunął się z krzesła na którym się znajdował i podążył za jedynym pomysłem, który mu przed chwilą przyszedł do głowy. Przytulił ją.
Podobał się jej, lubiła go. On lubił ją... Z tym ostatnim miała rację, z tymi wcześniejszymi? Wierzył i miał nadzieję, że to prawda, bo jeżeli byłoby inaczej to pewnie tego by już nie wytrzymał.
— A teraz? Co chcesz zrobić teraz? Zostać? Wyjechać? — Zapytał cicho, cały czas ją przytulając, nie patrząc jej teraz w oczy, ani nic takiego - po prostu trzymał ją w swoich ramionach i czekał na odpowiedź.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Był ważny. Tak ważny, jak tylko może być nastolatek w życiu innego nastolatka. I nie chciała się do tego przyznawać, bo to głupie, bo on nie jest z Teksasu i ba… nawet z teksasem nie ma nic wspólnego. A jednak nie umiała poradzić sobie z tym, że myślała o nim ciągle. Że pojawiał się w jej myślach samoistnie. Te kilka zdjęć, które mieli wspólnie z imprezy, czy jakieś tam przypadkowe selfie, to wszystko, co jeszcze niedawno miała jako pozostałość. A teraz? Teraz dostała szansę od losu i nie zamierzała tego zmarnować, no bo jak to? Musiałaby być niezmiernie głupia, gdyby teraz pozwoliła mu odejść bez, chociażby usłyszenia ziarnka prawdy.
Był pierwszą i jedyną osobą, której z takimi szczegółami opisała wszystko, co kotłowało się w jej głowie, co sprawiło, że w ostatnim czasie zachowywała się tak, a nie inaczej.
To dopiero jego utrata sprawiła, że zaczęła się martwić tym, co zrobi, jak wróci do Teksasu.
- Nie mogłam ci wcześniej powiedzieć… nie umiałam. Sama wiedziałam, że to okropne… Wmawiałam sobie, że pewnie nic dla ciebie nie znaczę. Tak było mi łatwiej… Ale później przekonałam się, jak cudownym chłopakiem jesteś… Pogubiłam się w tym wszystkim. A potem… potem no wiesz… - Dziwne. O całej ścieżce prowadzącej do tego, co to sprawiło, umiała powiedzieć, ale już nazwać pocałunek to miała kłopot. - Potem całowaliśmy się… - Spłonęła rumieńcem momentalnie, uciekając wzrokiem. Nie chciała wyciągać tej karty. Nie chciała, żeby myślał, że próbuje wzbudzić w nim litość. Naprawdę w tym momencie nie liczyła na nic więcej oprócz wysłuchania. On zasługiwał na prawdę, a nie na to, żeby później miał problemy w nawiązywaniu relacji. Chociaż i tak najpewniej mogła się przyczynić do tego, że będzie miał trudności w zaufaniu kolejnej dziewczynie.
Ta myśl nieco ją zabolała. Egoistycznie w tym momencie bowiem przyszło jej do głowy, że nie chciałaby, że jakaś inna dziewczyna kręciła się koło niego. Wolała mieć go dla siebie. A przecież jakby wyjechała do Teksasu, zaraz by się znalazła jakaś inna dziewczyna. Damien najpewniej sam nie zdawał sobie sprawy z tego, na jak wiele dziewczyn działał jego niewinny urok.
A może wiedział? W każdym razie Rose wolałaby, żeby właśnie ten urok wykorzystywał na niej i tylko na niej. Ale przecież oprócz bycia uroczym był też inteligenty, zabawny.
Wypowiedział tylko jej imię, sprawiając, ze znów na niego spojrzała. Czekała na cokolwiek… Na to, żeby powiedział, żeby sobie poszła. Na wyśmianie… Nie spodziewała się chyba tylko tego, co zrobił.
Gdy ją przytulił, przylgnęła do niego, na chwilę zapominając, że przecież dopiero co opatrywała mu krwawiącym nos. No cóż… trudno ją winić. Alkohol zrobił swoje, a ona nie do końca wytrzeźwiała. Jeśli być szczerym, to w zasadzie wciąż była wstawiona, dlatego zarzuciła mu ramiona na szyję, ale nie powiedziała przez chwilę ani słowa. Wtuliła nos w zagłębienie pomiędzy jego żuchwą i szyją. Niech ją odtrąci, niech się przed nią broni, ale ten moment ona zachowa w sobie na zawsze.
- Nadal nie czuje się tu jak w domu… - Skoro miała być z nim zupełnie szczera, to czemu miałaby teraz zacząć kłamać. - Ale nie chce cię też okłamywać. Nie chce myśleć o powrocie, bo prawda jest taka, że gdy jestem przy Tobie, to nie chce tam jechać. Nie bez Ciebie… Twoja obecność sprawia, że chce tu zostać… Ale nie chce też wymuszać na Tobie żadnej decyzji… Nie chce, żebyś czuł się zobowiązany… Ja… ja po prostu no wiesz… - A jak nie wiedział to będzie kłopot, bo Rose mówiła prosto w jego szyję. Bała się go puścić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak, to, że był ważny, a przynajmniej tak powiedziała było dla niego ważne. W jego wieku powiedzenie komuś, że jest dla niego ważną osobą, jest czymś. Może nie jest to wyznanie miłości, ale jest to ważne wyznanie, które... no znaczy wiele i daje do zrozumienia, że myśli się o czymś poniekąd na poważnie. Nie chce się uciec, w końcu... od ważnych rzeczy się nie ucieka. Od ważnych osób, się nie ucieka.
Sam fakt, że mówiła mu to wszystko, znaczył równie wiele, bo wiedział, był po prostu pewien, że nie powiedziałaby tego byle komu. Ba, nawet miał wrażenie, że był jedyną osobą, której w tej chwili by coś takiego mogła powiedzieć. No, a przynajmniej chciał w to wierzyć.
Jak mogłaby też to komuś innemu powiedzieć, jeśli nie potrafiła tego wcześniej zrobić. W końcu tak powiedziała, że było to coś, czego nie potraifła. Teraz pewnie sam alkohol, sytuacja wpływała na to, że może nie tyle co znalazła umiejętności, a odwagę, by tę sytuację przekuć w możliwość wyzwania. Czy to się jej udało?
Zdecydowanie.
Uciekła spojrzeniem. I było to... słodkie, urocze... takie niewinne. Nie odebrał to jako gry na litości, czy nawet na jakichkolwiek jego emocjach. Naprawdę jej słuchał i wierzył w każde jej słowo. Może było to głupie, że pozwalał jej tak po prostu mówić to wszystko i wierzył w to bez zawahania. Może, ale jednak nie potrafił uznać tego co mówiła za kłamstwo. Nie miał chyba do tego serca, i... chyba po prostu wolał w to wierzyć.
Nigdy nie uważał za siebie ani jako jakiegoś przystojnego. Ani jakoś szczególnie ciekawego, czy wyróżniającego się z tłumu. Coś tam potrafił, głupi nie był, pożartować potrafił i w ogóle, ale... po prostu był normalny, nic ponadto, ale i nic mniej. Tak przynajmniej mu się wydawało. Czy wzbudzał zainteresowanie płci przeciwnej? Chyba nigdy nie wydarzyło się nic, co bardzo dałoby mu to do zrozumienia. Całował się kiedyś, ale nie do końca było to z inicjatywy tej drugiej osoby, a i on sam chciał to wtedy zrobić, więc... tego też pewnie nie zaliczyłby na poczet swojego uroku osobistego. A na co? Na nic. W sumie to nawet nie wiedział, czemu miałby to zrobić. Po prostu się nad tym nie zastanawiał.
Ucieszyło go to, że po prostu się w niego wtuliła, to było... takie przyjemne, po prostu. Sprawiało mu to taki psychiczny komfort, zadowolenie. Kiedy wtuliła też swoją twarz w jego szyję, to pogłaskał ją jedną dłonią po włosach. Nie chciał nic mówić, naprawdę chciałby, żeby ta chwila trwała, tak po prostu. Zadał jednak swoje pytanie i dziewczyna teraz musiała na nie odpowiedzieć.
—Pamiętasz, że o tym rozmawialiśmy? W sensie, o takim wypadzie do Texasu. Na chwilę. Nie wiem czy bym potrafił rzucić wszystko, wiesz... tak całkiem. Mam tu wszystko. Rodzinę. Siostrę. Przyjaciół. Wszystko. Teraz też Ciebie, tutaj... Ty też tu masz rodzinę, nie? — Powiedział powoli. Wiedział. Miał farta i wiedział. Nie potrafiłby tego ubrać w słowa, ale... wiedział, po prostu to czuł i rozumiał. Wiedział też jednak, że nie chciałby opuścić Seattle. Mogliby się wybrać na „wycieczkę”. Zwiedzić. Zobaczyć, Rose by mu pokazała swoje „stare śmieci”, ale... to tyle. Na stałe? Niekoniecznie by chciał to zrobić, i... no powinna to rozumieć. Sama chciała wrócić, a miała w pewnym sensie łatwiej, bo... nie miała do czego? Znaczy, nie miała tam już domu i już znalazła nowe miejsce.
Oparł swoją głowę o jej i nic teraz nie mówił, pozwolił chwili po prostu być, trwać... czy jakiekolwiek inne super poetyckie określenie.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”