WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cała ta wycieczka skończy się z pewnością zupełnie inaczej niż przypuszczali, gdy wsiadali do auta tego ranka. Marcy nie kupi samochodu, ba, Mason jest chwilowo pozbawiony swojego. Czy była to jakaś większa usterka czy chwilowe przegrzanie co tylko straszy? Nie ma pojęcia; tliła się jednak w niej nikła nadzieja, by przez nią nie był skazany na większe wydatki.
Nie spodziewała się też, że będą uwięzieni w pensjonacie bez prądu i jakiejkolwiek szansy na wezwanie pomocy czy chociaż wysuszenie ubrań. Denerwowała ją najbardziej ta ostatnia kwestia, bo byli skazani na potencjalne przeziębienie, a na to nie mogła sobie pozwolić. Mimo to widziała w całej sytuacji pozytywy: nie była sama i mogła w końcu na spokojnie odpocząć od swojego dziecka. Może i źle to brzmi, ale Phin często był bardzo absorbujący, jak to czterolatki. Chciał ciągle mieć pewność, że ktoś z nim jest, albo ciągnął do zabawy, a czasem nawet w nocy przychodził do łóżka Marcy, bo nie lubi sam spać, a misie wyjechały na urlop. Marcy więc nie obraziłaby się, jeśli musieliby zostać tu na dłużej, do jutra. Nie ukrywała, że pensjonat podobał jej się. Był bardzo urokliwy i z chęcią przyjechałaby tu w innych okolicznościach z drugą połówką (której nie ma) na kilka dni. Jest do dobre miejsce wypadowe do wędrówek po okolicznych górach i lasach pełnych wilków, dzików czy innej zwierzyny.
Przestawiła jedną świeczkę na szafeczkę nocną obok Masona, a drugą po swojej stronie, którą zamierzała zająć. Uśmiechnęła się rozbawiona na jego słowa, wzruszając delikatnie ramionami.
- Wiesz co? Nie pamiętam kiedy się wyspałam, a strzelam, że ta burza szybko nie minie – odparła, kładąc się w końcu na łóżku na plecach, obok przyjaciela. Sam fakt, że odpocznie sprawiał, że humor jej się poprawiał. Zresztą, cała sytuacja była dla niej dość zabawna, bo mieli kupić tylko samochód, a skończyli leżąc w jednym łóżku. Zaplotła dłonie na brzuchu z westchnieniem, a po chwili spojrzała na Masona. – Rozbieraj się, bo się przeziębisz! Nie siedź w tych mokrych ciuchach – zarządziła poważnie, swoim matczynym tonem, ignorując fakt, że jej spodnie również były przemoczone. Nie miała jednak siły jeszcze, by ruszyć się z wygodnych pieleszy.
Deszcz uderzał o okna, a wiatr świstał złowieszczo, informując o niebezpieczeństwie na zewnątrz. Cieszyła się bardzo, że udało im się dobiec do pensjonatu przed epicentrum burzy, która nieuchronnie zbliżała się. Mimo wszystko, wokół nich były same lasy, a to nie sprzyjało siedzeniu w samochodzie, co nawet nie będzie w stanie ich ogrzać.
- Jak przeżyjemy ten wypad, chciałabym cię prosić o jeszcze jedną przysługę – zaczęła nieśmiało, unosząc się na jednym łokciu, by lepiej widzieć Masona. – Bo… w przedszkolu organizują jakiś dzień zabaw z ojcami… i no wiesz, Phin nie ma nikogo takiego, a ty… jesteś mu chyba najbliższy… i nie chodzi o udawanie ojca, nie! Po prostu o zabawę, bo wokół będą sami mężczyźni, nie matki, znaczy my też będziemy, ale tu chodzi… chodzi o tatę albo przyjaciela. On już rozumie, że nasza rodzina się różni od innych. Ale przemyśl to na spokojnie – machnęła ręką z lekkim uśmiechem. Nie chciała jakoś wystraszyć Masona, bo chodziło jej tylko o spędzenie czasu z jej synem i z nią, siłą rzeczy, ale nie każdy mógłby dźwignąć taką przysługę.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Być może nie powinien był obserwować jej tak uważnie. Nie chciał wpędzić jej w dyskomfort, nawet jeżeli nie miał na myśli niczego złego, jakkolwiek zdrożnego. Marcy była jego przyjaciółką i Mason nigdy nie pomyślałby o tym, że mógłby zerknąć na nią inaczej niż jak na bliską swojemu sercu kobietę, z którą łącząca go relacja była czysto platoniczna, pozbawiona romantycznych podtekstów i uczuć, z którymi on od rozstania z Perrie zdecydowanie sobie nie radził.
Westchnął, dając jej jeszcze kilka dodatkowych sekund, po czym zerknął na nią kątem oka, uważnie obserwując to, jak przestawiała świeczki. Prawie tak, jak gdyby chciał się upewnić, że nie robiła sobie przy tym krzywdy.
- Nie boisz się burzy? - rzucił zaczepnie, pozwalając, by kąciki jego warg uniosły się w zaczepnym uśmiechu. Nie był złośliwy, nie naśmiewał się z niej, ale jednocześnie czuł się w stu procentach upoważniony do tego, by udzielić jej ramienia, gdyby jednak uznała, że panujące na zewnątrz warunki atmosferyczne były zbyt przerażające. - Jeżeli chciałaś zobaczyć mnie nago, wystarczyło poprosić, Marcy, a nie sabotować naszą wycieczkę i czekać na oberwanie chmury - cmoknął w dezaprobacie dla tego, po jak żenujące sztuczki próbowała sięgać, byle tylko doprowadzić go do pozbycia się ciuchów. Niewątpliwie jednak lepiący się do ciała materiał był uczuciem co najmniej nieprzyjemnym, dlatego Alderidge z ciężkim westchnięciem podniósł się na równe nogi. Takie całodniowe wycieczki chyba nie były już dla niego. - Ty za to zamoczysz łóżko - upomniał ją, brodą kiwając w kierunku wciąż odzianych w spodnie nóg przyjaciółki.
Mason w tym czasie faktycznie zsunął z ramion przemoczoną koszulę, a z bioder spodnie. Używanie motelowych ręczników nie było szczytem jego marzeń, ale tego dnia okazało się koniecznością, którą dopełnił całkiem miękki i zachęcająco pachnący szlafrok.
- Prawie jak w SPA. Tylko mniej luksusowym - skwitował z uśmiechem, układając się na łóżku tuż obok Marcy, ale z odpowiednim szacunkiem dla środka materaca, który wyznaczał nienazwaną, odgórnie narzuconą granicę.
- Cokolwiek potrzebujesz - mruknął, szybko żałując, że wszedł jej w słowo. Zamilkł, uważnie słuchając tego, czego dokładnie dotyczyła kolejna prośba.
- Dzień zabaw z ojcami - parsknął śmiechem, nie wierząc, że przedszkola naprawdę wymyślały tego typu atrakcje. Dziwne ukłucie w okolicach żeber uświadomiło mu, że gdyby nie okoliczności, za kilka lat mógłby biegać na takie spotkania nie do Phina, ale do własnego syna lub córki. - Kiedy ta imprezka? - zagaił w razie gdyby musiał przeorganizować cały swój grafik. Dla Marcy powinno to być jednak jednoznacznym sygnałem, że nie widział problemu, że był skłonny się zgodzić, że w jakimś sensie doceniał to, że pomyślała akurat o nim.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I ona nie powinna zerkać na Masona z ukrycia; na mokry materiał koszulki uwydatniający jego tors i mięśnie. Nie powinna czuć dreszczyku, który przeszył jej ciało, gdy wzrok o chwilę za długo wisiał na Masonie. Byli tylko i wyłącznie przyjaciółmi, czego nie zamierzała zmieniać. Tak było dobrze. Bez komplikacji, a ponoć z jego strony spływała na jej dwuosobową rodzinę bezinteresownie. Teoretycznie natury się nie oszuka, ale nie powinna kierować się tą teorią. Nie chciała stracić Masona przez chwilę słabości.
Uśmiechnęła się nieco rozbawiona i odruchowo zerknęła w stronę okna. Wichura nabierała na sile, więc gdyby nie to, nic by ją nie ruszało. Musiała jednak zachowywać pozory nieustraszonej, by nie wyjść później z roli matki.
- Wiesz... Jesteśmy tylko pośród niczego, wokół są same stare drzewa i lasy, więc czego tu się bać? Najwyżej jedno z drzew przewróci się na pensjonat – mruknęła, próbując utrzymać dobry humor, choć wyszło jej to marnie. Nie przepadała za burzą. Mimo to, nie wsunęła się w ramiona przyjaciela (a chciała!), zasłaniając zasłony w oknach. Ot, sposób na odcięcie się od nawałnicy, nawet skuteczny, bo błysków już tak nie było widać. Roześmiała się na jego słowa i opadła na poduszki, wierzch dłoni przykładając do czoła. - Wydało się! Jak ty teraz na mnie spojrzysz po tym wszystkim – westchnęła teatralnie, wciąż jednak się śmiejąc. Dbanie o zdrowie weszło jej w nawyk wraz z pojawieniem się Phina na świecie. Odwróciła spojrzenie, może o chwilę za późno, by dać mu przestrzeń w postaci intymności i sama wstała z łóżka, przewracając oczami. Zdjęła zaraz spodnie z pewną trudnością. Mokre jeansy lepiły jej się do ciała nieprzyjemnie, więc i ona skorzystała z ręcznika hotelowego. Nie krępowała się przy Masonie, ponieważ wiedziała, że nie patrzy na nią jak na inne kobiety – bez pożądania. Przeszła więc przez pokój, by sięgnąć szlafrok z wieszaka. Wraz z owinięciem się nim ciasno, gęsia skórka zniknęła.
Położyła się z powrotem na łóżku, zachowując również dystans między nimi, a nogi przykryła nieco kocem.
- Marzyłam o SPA już dawno, więc cieszę się, że spełniasz moje marzenia - odparła z szerokim uśmiechem, przekręcając się na bok, by widzieć Masona lepiej. Przyglądała mu się chwilę, badając sytuację czy byłby w stanie jej pomóc w kwestii przedszkola.
Nie oczekiwała niczego. Gromiła go wzrokiem, gdy wtrącał jej się w słowo. Nie sądziła właściwie, że się zgodzi. Jako pierwszy przyszedł jej na myśl, bo nie chciała prosić pierwszego lepszego. To poważna sprawa, bo dopuszcza go do swojego największego skarbu.
- Co nie? Zwłaszcza, że nie wszystkie dzieci mogą pochwalić się takim ojcem - mruknęła przybita. Kwestia ta cisnęła się za nią jak łańcuchy, uniemożliwiające swobodne i szczęśliwe życie. Już miała przepraszać Masona za swoją prośbę, gdy... zgodził się. Najpiękniejsza rzecz jaka ją spotkała! W końcu Phin nie będzie się wyróżniał swoją niepełną rodziną i spędzi czas na zabawie z przyjacielem Marcy. Wystrzeliła ku niemu, by objąć go w geście wdzięczności i ucałować w policzek. - Dziękuję! Impreza jest za tydzień w sobotę. O matko, dziękuję! Jestem twoją dłużniczką – szepnęła wzruszona, jeszcze chwilę nie odsuwając się od niego. Nie ma nic ważniejszego dla matki niż szczęście własnego dziecka. Cieszyła się też, że to Mason spędzi z nimi czas.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wzrok Masona również mimowolnie powędrował w kierunku okna. On sam nie miał obiekcji względem takiej pogody. Życie w Seattle nauczyło go, że wiatr i woda były nieodłącznymi elementami tego miejsca. Początkowo, kiedy był dzieckiem, strasznie go to wkurzało. Kiepska pogoda odbierała możliwość zabawy na podwórku czy placu zabaw, a liczne uszkodzenia skutecznie utrudniały funkcjonowanie wszystkich mieszkańców dzielnicy, w której znajdował się dom rodziny Alderidge. Jako dorosły mężczyzna nie patrzył na to już tak krytycznie, chociaż zalane ulice czy spadające na nie gałęzie drzew często sprawiały, że dojazd do pracy lub domu był drogą przez mękę.
Mimo to lubił taką pogodę. Burze, deszcz, zawieruchy. Było w tym coś kojącego, prawie tak, jak gdyby wierzył, że bałagan we własnym życiu nie mógł równać się z tym, jaki zapewniała matka natura.
- Nie sądziłem, że jest z ciebie taka pesymistka - mruknął, kręcąc głową w rozbawieniu dla czarnych scenariuszy, które tworzyły się w głowie jego towarzyszki. Nawet jeżeli coś takiego było możliwe, to nie mogli mieć na to wpływu. Takimi rzeczami z kolei Mason nie zamierzał się przejmować, chociaż taka postawa niekoniecznie współgrała z jego wspomnieniami i zachowaniem z przeszłości, kiedy za pamiętny wypadek wciąż obwiniał siebie. Kierowcę z sąsiedniego samochodu też, ale siebie przede wszystkim, bo przecież... mógł zareagować inaczej, zwolnić, przyspieszyć albo zrobić cokolwiek innego, co uchroniłoby Perrie i dziecko. Drzewo spadające na dach pensjonatu było więc niczym.
- Gdyby to zależało ode mnie, a okoliczności były bardziej sprzyjające, pojechalibyśmy do prawdziwego SPA - zasugerował żartobliwie, chociaż Marcy wcale nie musiała o tym wiedzieć. W tej relacji pierwsze skrzypce niemal od samego początku grała spontaniczność i gdyby nie obiekcje kobiety względem tego, by żyć na męski koszt (w granicach rozsądku, ale Mason wątpił, że zgodziłaby się na taką wycieczkę, skoro wzbraniała się nawet przed pożyczką, a przecież samochodu potrzebowała bardziej niż tajskiego masażu).
- Z jednej strony to fajny sposób na integrację dzieciaków z rodzicami, ale z drugiej... masz rację. To może być niekomfortowe - westchnął, przez moment analizując to, jak wyglądało jego własne dzieciństwo. Nie kojarzył, by jego przedszkole czy szkoła organizowały coś takiego, dlatego nigdy nie zastanawiał się nad tym, czy mógłby liczyć na własnych rodziców. Matka na pewno by go nie zawiodła, ojciec z kolei odszedł z tego świata zdecydowanie za wcześnie. Życiowe sytuacje bywały różne, a jego ogarnęła irytacja związana z tym, że podobno wykształceni w kierunku obcowania z dziećmi ludzie nie brali tego pod uwagę.
Złość odeszła jednak w zapomnienie, kiedy Marcy znalazła się tak blisko. Było to niespodziewane, ale przyjemne na tyle, by Mason mimowolnie ułożył dłoń w okolicy jej talii, odwzajemniając uścisk.
- Przestań. To nic takiego. Phin i ja jesteśmy ziomkami. Będziemy się świetnie bawić - zapewnił i parsknął śmiechem, bo bycie ziomkiem niekoniecznie pasowało do jego dotychczasowego sposobu bycia. - Mam się jakoś stosownie ubrać? Nie chcę się wyróżniać albo wyglądać jak dziwak, kiedy wszyscy będą w dresach - mruknął w niezadowoleniu związanym samą myślą o tym, że miałby się w ten sposób wyróżniać.
A dłoń jego wciąż spoczywała na kobiecym boku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To nie chodziło o kwestię pesymizmu, a może realizmu bardziej. Kolejna rzecz, jaka chodziła jej po głowie była za to dość nieprzyzwoita i niezbyt w porządku, jeśli brało się pod uwagę ich relację. Nigdy nie czuła takiej chęci zbliżenia się do przyjaciela jak tego dnia. Nie powinno to mieć w ogóle miejsca i może gdyby nie burza, ani ten przeklęty samochód, wszystko potoczyłoby się inaczej. Możliwe, że to już nastał ten moment, w którym to Marcy ma dość bycia samej, utrzymywania stabilności i dobrobytu dla syna, zapominając często o sobie. Brakowało jej po prostu mężczyzny, który zrobi rano kawę albo przytuli wieczorem po fatalnym dniu w pracy czy kłótni w autobusie ze staruszką. Nie widziała w tej roli Masona, bo przecież nie wypada. Czuła wstyd za takie myśli, bo naprawdę cieszyła się, że są tu razem. Nawet jeśli drzewo miało zwalić się na ich pensjonat.
Machnęła jedynie ręką z westchnieniem, nie przyjmując do wiadomości jego rozbawienia całą sytuacją. Wolała wrócić do domu cała i zdrowa, dla syna, który pewnie w tym momencie korzysta z wolnej chaty od matki-rodzicielki.
Zaskoczenie pojawiło się w jej oczach wraz ze słowami Masona. Nie do końca poczuła ten żart, bo przecież wiedział doskonale, że na takie luksusy jej nie stać. Zdecydowanie nie wzięłaby też od niego żadnych pieniędzy tak bezinteresownie, nawet jeśli byłaby połamana i wymęczona, prędzej poprosiłaby syna, żeby poskakał po jej plecach. A chciałaby pojechać do SPA. Nigdy w takim nie była.
- Doceniam to, chociaż teraz też źle nie jest. Te szlafroki są warte kolejnej burzy – odparła, odgarniając mokry kosmyk włosów za ucho. - Gdyby ode mnie zależało, zabrałabym cię na tego burgera, ale nie z McDonalda! A takiego prawdziwego burgera. Należy ci się. O, nie, ja ci go zrobię! Nawet lepiej – uśmiechnęła się szerzej, wyraźnie podekscytowana wizją przyszykowania dziękczynnej kolacji dla przyjaciela. Pewnie szybciej poprosi właścicielkę pensjonatu o możliwość zjedzenia jakiejś kanapki czy czegokolwiek, bo głów jej powoli się objawiał.
- Też tak myślę. Rzadko kiedy chodziłam na imprezy szkolne, bo musiałam mieć opiekuna z a starsze dzieciaki niezbyt były chętne na coś takiego – powiedziała, myślami wracając do przeszłości. Cieszyła się, że Phin ma możliwość uczestnictwa w imprezach przedszkolnych, a w przyszłości i szkolnych. Ona zawsze mogła z nim pójść. W dodatku mieli obok siebie Masona, który był skóry do pomocy. Gdyby wiedziała ile stracił tak niedawno, nie prosiłaby go o to. Sama nie potrafiłaby na jego miejscu z taką swoboda bawić się z dzieckiem przyjaciela i poniekąd zastępować matkę.
Poczuła przyjemne mrowienie w brzuchu, gdy ręką jego zsunęła się na jej talię. Nie chciała jednak odsuwać się jeszcze, bo tak bardzo brakowało jej bliskości! Rzadko była przytulana, a taki gest przez Phina był z kompletnie innej kategorii. Roześmiała się na jego słowa, opierając czoło o jego skroń,
- Ziomkami... – powtórzyła po nim rozbawiona, niemal ze łzami w oczach. – No tak, ziomkami. Phin coś wspominał! A styl luźny, to przedszkole nie należy do wyższych sfer, możesz przyjść i w szlafroku, a nikt nie będzie się dziwił. Chociaż pewnie matki odpicują się jak szczury na otwarcie kanału – odparła z uśmiechem, a dłoń jedną ułożyła na jego żuchwie w czułym geście. Nie powinna.
No, dalej, Marcy, odsuń się już.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciał jej zawstydzić, speszyć, sprawić, że poczułaby się niekomfortowo. Kwestie materialne nigdy nie były wyznacznikiem ich relacji, nawet jeżeli na pierwszy rzut oka dzieliła ich prawdziwa finansowa przepaść. To był jednak tylko nieistotny element codzienności, która była łaskawsza dla niego, nie zaś dla niej. W jego opinii było to mocno niesprawiedliwe, bo przecież Marcy zasługiwała na wszystko, co najlepsze. Nie tylko w odniesieniu do międzyludzkich relacji (choć i tu los jej nie rozpieszczał, a Alderidge nie miał pojęcia dlaczego), ale również spraw czysto przyziemnych. Nie chciał, żeby czegokolwiek jej brakowało, żeby musiała rezygnować z jednej przyjemności na rzecz jakiejś konieczności, żeby musiała wybierać, czy powinna była sprawić prezent sobie, czy może jednak synowi. Robił, co mógł, ale jednocześnie bardzo uważał, by nie przekroczyć newralgicznej granicy. I o ile prezenty dla Phina były czymś na porządku dziennym, a on bardzo lubił uśmiech na twarzy tego urwisa, to w przypadku przyjaciółki wciąż miał opory.
- Gdybyś miała kiedyś wolny weekend, a Phin wyraziłby chęć, moglibyśmy... - podjął, ucinając szybciej niż na dobre się rozkręcił. Nie chciał, by zrozumiała go źle. By poczuła się urażona i odsunęła się od niego w chwili, w której dzielona bliskość była tak kojąca i przyjemna i stanowiła całkowity kontrast dla tego, co działo się za oknem. Mason czuł intensywną woń kobiecych perfum oraz używanego przez Marcy szamponu, co w połączeniu z aromatem deszczu, który tak niespodziewanie ich złapał, było dla jego zmysłów czymś zaskakująco przyjemnym. Tak samo miłe odczucia budziła miękkość kobiecej skóry oraz sposób, w jaki jej duże, ciemne oczy wpatrywały się w jego własne. - O ile chcesz. Nic na siłę - odchrząknął, uświadamiając sobie, że chwila ciszy trwała zdecydowanie za długo, a jego wzrok mógł być odrobinę zbyt nachalny.
- Ale na burgera i tak się wproszę - dodał nieco swobodniej, uśmiechając się do Marcy. Lubił jej kuchnię. W przenośni i dosłownie. W jej mieszkaniu zawsze coś się działo, było wesoło, zapachy unosiły się w powietrzu. To dawało złudne poczucie bycia w domu. Może nie swoim, ale tak samo bliskim jego sercu.
- Tak, ziomkami. Nie śmiej się ze mnie. To poważna przyjaźń dwóch mężczyzn. Kiedyś będziemy razem pić piwo i nie będziesz miała nic do gadania - wyjaśnił, tym niekoniecznie sensownym gadaniem próbując rozproszyć myśli ukierunkowane na ciepło, jakie biło od kobiecej twarzy, gdy czołem wsparła się o jego skroń. Była blisko. Prawdopodobnie za blisko.
- Ty też się odpicujesz? - zagaił, dociskając głowę do poduszki i obracając ją tak, by mieć jak najlepszy widok na twarz swojej towarzyszki.
Sam nie wiedział, w którym dokładnie momencie wierzch jednej z jego dłoni dotarł do kobiecego policzka, przesunął się po nim i odgarnął kosmyk zbłąkanych, lekko wilgotnych włosów.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie dał jej odczuć, że jest między nimi tak duża przepaść finansowa. Zazwyczaj Marcy nie przejmowała się faktem, że nie należy do klasy wyższej. Nie może pozwolić sobie na lepszy samochód, ani na większe mieszkanie, choć i o takim marzy już od dawna; by własną sypialnię mieć i prywatność, a przede wszystkim łóżko, nie kanapę. Doceniała teraz jeszcze bardziej taki obrót wydarzeń, bo dzięki niemu prawdopodobnie spędzi noc na wygodnym materacu bez żadnego wklęśnięcia po środku charakterystycznego dla kanap. Jedyna linia jaka będzie dzieliła łóżko zostanie stworzona z poduszki, by nie kusiła ich do rozwalenia się jak Bóg. Choć… czy tak na pewno się stanie? To się okaże. Z pewnością jednak pochwali się synowi, w jakie luksusy wujek ją doprowadził i zamiast samochodu, dostała prawie-SPA i zyskała nowe uczucie, trochę niepokojące, ale jakże przyjemnie rozlewające się po sercu i duszy.
Zaskoczył ją, ale pozytywnie. Wiele razy proponowano jej zaopiekowanie się jej synem, czy wypad na wycieczkę poza miasto razem z chłopcem, ale nigdy nie miało dla niej tak wielkiego znaczenia jak tego dnia. Dlaczego tak się dzieje? Co się zmieniło? Bo znają się przecież już jakiś czas! Uśmiechnęła się delikatnie, przeszczęśliwa. To wiele o nim świadczyło. Poprawiając się, przysunęła się do niego nieznacznie, niemal przylegając swoim ciałem do niego. Minimalna granica została właśnie naruszona.
- Bardzo bym chciała. Phin ucieszy się na pewno. Ile czasu można spędzać z własną matką - odparła w końcu z rozbawieniem, choć na sercu czuła ukłucie wzruszenia. Chciał przebywać nie tylko z nią, ale i jej synem – czy mogła prosić o coś więcej? Obecność Masona dobrze wpłynie na chłopca, któremu jednak brakuje męskiego autorytetu. Będą mogli razem bawić się, grać w piłkę czy układać Lego, a ona w międzyczasie szykować będzie obiecane burgery. Mogą również wybrać się na wycieczkę, podczas której Phin zada milion pytań, ale tym razem będą one skierowane do Masona, nie do Marcy. Uwielbiał go. Dlatego też impreza przedszkolna będzie dla chłopca wielką radochą, bo spędzi dzień zabaw może nie z ojcem, ale z Alderidgem.
- I tak musiałbyś się wprosić, bo mój czterolatek przechodzi bunt niejadka, nie mam dla kogo gotować – westchnęła, mówiąc poważnie, nawet jeśli uśmiech nie schodził z jej ust. Phin ostatnio wolał mrożone paluszki rybne niż normalne jedzenie serwowane przez przyszłego Masterchefa. Sam Gordon Ramsay nagradzał Marcy w marzeniach nie raz statuetką oraz czekiem na dziesięć tysięcy dolarów. Szkoliłaby się u niego, wydałaby książkę i poprawiłaby dobrobyt swojej maleńkiej rodziny, aż otworzyłaby własną restaurację. Mason jest świetnym króliczkiem doświadczalnym, co testuje jej potrawy i mówi o nich szczerze.
- Nieee, mój syn nie będzie pił piwa! – roześmiała się, zakrywając dłonią twarz na moment jakby przerastała ją ta wizja przyszłości. Cieszyła się jednak, że jeśli nie spieprzą tej przyjaźni, Phin będzie miał męskie wsparcie w Masonie. Czuła dzięki temu pewnego rodzaju spokój, którego nie znała do dnia dzisiejszego.
Przysunęła się znów do niego, zawieszając wzrok na wargach Masona. Serce zabiło jej nieco szybciej, więc musiała zwilżyć swoje wargi językiem. Czując jego ciepłą dłoń na swoim rozpalonym policzku, zamarła na moment. To było takie przyjemne! Na chwilę przymknęła powieki, uśmiechając się delikatnie.
- Mhm, w jeansowe szorty i koszulkę, ale zaszaleję… i zamiast szpilek… założę trampki – powiedziała cicho. Zaschło jej w ustach od bliskości Masona i jego ciepła, bijącego z męskiego ciała. Jego zapach onieśmielał zmysły Marcy i powodował, że wariowała. Zbliżyła się ustami do jego, zostawiając wciąż delikatną granicę, jakby ostateczną decyzję pozostawiała Masonowi. Ona chciała tego. Pragnęła jak niczego innego.
Za chwilę rozległo się pukanie do ich pokoju. Obsługa pensjonatu zakomunikowała, że przyniosła kolację. Marcy nieznacznie odsunęła się, dając przyzwolenie, by wejść. Kobieta wjechała wózeczkiem, na którym stał szampan w kąpieli lodowej, dwa przykryte talerze oraz dzbanek z herbatą i dwiema filiżankami.
- Przepraszam, że przeszkadzam. Przyniosłam kolację. Otworzyć państwu szampana?
Marcy podniosła się do siadu bardzo niechętnie, wspierając na dłoni i zawiesiła wzrok na kobiecie.
- Nie, dziękujemy, zrobimy to sami – odparła z uśmiechem. Miała jednak żal do niej, że przeszkodziła im.
A może to lepiej?
Kobieta wkrótce znów zostawiła ich samych, życząc smacznego i dobrej nocy.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wystosowana propozycja była wynikiem chwili, ale i czymś zasugerowanym w sposób zupełnie świadomy. Mason od dawna nosił się z zamiarem opuszczeni Seattle na chociaż jeden weekend. Lubił deszczową aurę miasta, ale powoli był zmęczony chłodem, ulewami i związanymi z nimi nieszczęściami. Marzyła mu się wycieczka do miejsca, w którym byłoby przyjemnie ciepło, słonecznie, gdzie nie musiałby się martwić o nic włącznie z tym, czy z ogromnej, ciemnej chmury za moment nie lunie deszcz i nie zniszczy urlopowych planów. Ostatecznie jednak nawet weekendowy wyjazd do pobliskiego SPA wydawał się być dobrą opcją na zasłużony odpoczynek. To mogłaby również być fajna atrakcja nie tylko dla Marcy, ale jej syna, który wśród hotelowych rozrywek na pewno znalazłby coś dla siebie.
- W takim razie ustalone. Jak tylko w pracy zrobi się luźniej, ustalimy jakiś termin - zapewnił z uśmiechem, w duchu czując ulgę związaną z tym, że jego propozycja nie wprowadziła dziwnie napiętej atmosfery. Nie chciał, by jego zamiary zostały zrozumiane na opak. Zależało mu na dobrych relacjach z Marcy i jej synem, ale mimo trwającej już dłuższy czas przyjaźni czasami sam nie wiedział, na jak wiele mógł sobie pozwolić w danym momencie i temacie.
- Powiem mu, że każdy prawdziwy facet zjada obiady mamy. Na pewno poczuje się zawstydzony i zmieni nastawienie - zażartował, chociaż Marcy mogła być pewna męskiej interwencji w tej konkretnej sprawie. Mason co prawda nie wtrącał się w jej metody wychowawcze i nigdy nie ingerował w jej relację z Phinem, ale kiedy miał okazję pomóc, to po prostu to robił. Lubił ją, jej małego szkraba, ich towarzystwo i wspólnie spędzany czas. Chwilami miał jednak wrażenie, że pojawiał się u nich za często, że się narzucał i że powinien był nieco przystopować. Dokładnie tak jak w tym momencie, kiedy przyjaciółka znajdowała się tak zaskakująco blisko, a jemu wcale to nie przeszkadzało. Właściwie to byłby skłonny stwierdzić, że bardzo mu to odpowiadało. Bardziej niż powinno. - Jasne, że będzie. I chyba lepiej, żeby robił to z twoją wiedzą i pod twoją kontrolą niż na ławce w parku albo w podejrzanym zaułku - mówiąc to, nieco spoważniał. Kwestia alkoholu co prawda Phina miała nie dotyczyć przez kilka kolejnych lat, ale Mason, gdyby miał dziecko, wolałby właśnie takie rozwiązanie niż regularne odbieranie pociechy z komisariatu policji.
- W takim razie ja też założę trampki. O ile jakieś mam. Jeżeli nie mam, to kupię - zaśmiał się, przesuwając dłonią wzdłuż kobiecej talii dokładnie w momencie, kiedy pokój wypełnił dźwięk pukania do drzwi.
Alderidge odchrząknął znacząco, po czym podniósł się do pozycji siedzącej i tym samym zwiększył dzielący go i Marcy dystans.
- Dziękujemy - przytaknął Mason, kiedy zsunął się z łóżka w celu znalezienia swojego portfela i podania kobiecie napiwku. Z uśmiechem odprowadził ją do samych drzwi i zamknął je za nią, mając nadzieję, że była to ostatnia tego typu wizyta tego wieczoru. - Od czego chcesz zacząć? Albo nie. Nie mów. To niespodziewane wolne trzeba odpowiednio uczcić - rzucił wesoło, świadomie podejmując decyzję za przyjaciółkę, w efekcie czego wspomniany szampan faktycznie został otworzony w pierwszej kolejności.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Trafił w samo sedno, bo jedyne o czym ostatnio marzy to wyjazd, właśnie chociażby na weekend, żeby nie myśleć o codzienności i problemach z nią związanych. Chciała też, by jej syn mógł zmienić otoczenia na chwilę i rozerwać się, a nie kisić się wciąż w małym mieszkanku czy na pobliskim placu zabaw z gromadą innych dzieci. Phin zasługiwał na takie wycieczki, nawet jeśli musiałaby przez to zrezygnować z rzeczy dla siebie. Wiedziała, że Mason mógłby jej ulżyć w niewielkim stopniu, bawiąc się przy tym z chłopcem. Już przestała się oszukiwać, że wcale nie pragnęła obecności Masona.
- Cieszę się. Nie mogę się doczekać aż powiem Phinowi na jaki świetny pomysł wpadłeś – powiedziała szczerze uradowana, uśmiechając się przy tym promiennie. Wyjątkowo nie odczuwała żadnej presji materialnej, a jedynie ekscytację, bo miała pojęcie jak bardzo Phin lubi Masona. Jak bardzo ona, Marcy lubi Masona. Ostatni raz z Phinem na dłużej wyjechała chyba dwa lata temu, więc nawet chłopiec nie był w stanie tego pamiętać. Żałowała, że nie miał takiego życia jak jego rówieśnicy. Nigdy nie wyjeżdżali na wakacje, ani weekendy; nie miał nawet jak pojechać do dziadków, bo ich po prostu nie miał. Zrujnowała mu życie jeszcze zanim się pojawił na świecie – to bolało ją najbardziej.
Parsknęła śmiechem, kręcąc głową. Poprawiła się przy tym nieco, finalnie przybliżając się do Masona jeszcze bardziej, ale był to zupełny przypadek.
- Uważaj, bo jeszcze zrobi wywiad środowiskowy czy ty jesz albo czy jadłeś – mruknęła z pewnym rozbawieniem, bo jej syn był zdolny do dyskusji jeśli tylko chciał. Marcy nie znała rodziny Masona, ale Phin, jako sprytny dzieciak, znalazłby jakiś sposób na dowiedzenie się czy wujek kłamie. Mimo wszystko, przydałaby jej się pomoc. Coraz częściej traciła siły, gdy chłopiec zaczynał się z nią kłócić i przechodzić swój bunt czterolatka. Nie miała już pomysłów jak przekonać go do jedzenia albo umycia się, czy w ogóle położenia się spać, bo na wszystko miał wymówkę. Oczywiście nie zawsze miał takie chwile, ale zdarzały się częściej niż rzadziej. Nie chciała jednak myśleć o chłopcu jak o dorosłym. Bała się przyszłości. Nie była na nią gotowa. Miała wizję w głowie łobuza, który przez brak ojca będzie broił w szkole, zaciąży nastolatkę, a ciało pokryje tatuażami. Robiła wszystko, by wychować go na ludzi, ale jak to wyjdzie finalnie? – Masz rację, ale… mam jeszcze oficjalnie siedemnaście lat do jego legalnego picia alkoholu – westchnęła ciężko, zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho. Jak każda matka, nie chciała wierzyć w to, że jej dziecko w końcu dorośnie i będzie robił takie rzeczy jak picie piwa, palenie papierosów (tu lecą dwa przykłady od mamy, choć z paleniem kryje się!) i uprawianie seksu. Kiedyś prawdopodobnie pogodzi się z tym wszystkim.
Podobał jej się pomysł na outfit Alderidge’a. Phin również założy trampki, więc będą Trzema Muszkieterami. Podobało jej się również jak jego dłoń sunęła po jej talii. Przygryzła delikatnie wargę, by powstrzymać uśmiech. Wierzchem dłoni przesunęła po jego piersi, czując coraz większą pewność, że naprawdę pragnie Masona. Cofnęła się dopiero wraz z wejściem kobiety do pokoju.
Najchętniej wyręczyłaby kobietę we wszystkim, byle wyszła stąd jak najszybciej. Już nie była aż tak głodna jedzenia. Wstała z łóżka ze śmiechem na pomysł Masona, podchodząc do wózka. Sięgnęła po truskawkę, patrząc na przyjaciela z niedowierzaniem. Oznaczało to jednak, że nawet jeśli przestanie padać, zostaną tu. Podsunęła zaraz mu dwa kieliszki, by uzupełnił je.
- Czyń honory. I wypijmy za wolne! Przy pracy i dzieciach rzeczywiście tak niespotykane – powiedziała z szerokim uśmiechem, śmiejąc się wciąż. Wiedziała, że Mason poświęca się swojej pracy i często wyrabia nadgodziny, więc tak naprawdę nie ma kiedy odpocząć. Nadarzyła się do tego świetna okazja w obu przypadkach. Podeszła jeszcze do Masona, by pocałować go w policzek, lecz żeby nie odebrał tego źle, odsunęła się od razu kilka kroków. – Cieszę się, że jesteś tu ze mną, Mason.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mason uśmiechnął się na wzmiankę o Phinie. Lubił tego dzieciaka, nawet jeżeli w ostatnim czasie widywał go rzadko. Natłok obowiązków i prywatne zawirowania sprawiły, że właściwie odwiedzał mieszkanie Marcy bardzo rzadko. Brakowało mu tego czasu, kiedy widywali się niemal codziennie, kiedy spędzali razem każdą wolną chwilę i kiedy mogli beztrosko skupić się na zabawie albo po prostu byciu razem. Tęsknił za nią, za uczuciami, które towarzyszyły mu, kiedy była obok, ale nie odważyłby się nadać im konkretnych nazw. Przyjaźnili się i to powinno mu wystarczyć, bo przecież jego dotychczasowe związki i ich spektakularne końce nie pozwalały wierzyć w to, że nadawał się do życia w takim układzie.
- To bystry chłopak. Jeżeli nie zapyta o to, to na pewno znajdzie jakiś inny temat do dyskusji - przyznał z uśmiechem. Był pełen podziwu dla tego, jak bardzo Marcy odnalazła się w roli rodzica. Nie była tylko matką, ale wypełniała również obowiązki ojca i mimo wielu przeciwności losu sprawiała, że jej dziecko rosło na naprawdę wartościowego człowieka. Zasługiwała więc na odrobinę odpoczynku, wygody i luksusu, a Mason był skłonny jej tę chwilę podarować, nawet jeżeli ceną za to miałaby być kilkugodzinna opieka nad rezolutnym chłopcem w czasie, gdy jego matka oddawałaby się uciechom pokroju masażów czy wizyt u kosmetyczki. Wyjazd do SPA był pomysłem co najmniej świetnym i Alderidge nie zamierzał zwlekać z jego realizacją, nawet jeżeli małe wakacje zafundowali sobie już dzisiejszego dnia.
- Na twoim miejscu chyba bym się pospieszył. Czas ucieka jak szalony - przyznał z nieco poważniejszą miną. Doskonale pamiętał okres, kiedy jego własne rodzeństwo biegało w pieluchach, a teraz? Każde z nich miało swoje własne życie i problemy, które miały niewiele wspólnego z beztroskim dzieciństwem. Nie byli już zgraną paczką, nie spędzali razem każdej wolnej chwili, nie chronili siebie tak, jak zwykli to robić kiedyś, kiedy jedno coś przeskrobało, a przed gniewem rodziców próbowali ukryć się wszyscy.
Mason nie skomentował momentu, w którym w pokoju pojawiła się obsługa pensjonatu. Spokojnie czekał na pozostawienie wózka na środku pokoju i opuszczenia go przez młodą kobietę. Dopiero wtedy znów się rozluźnił, chociaż zdecydowanie żałował przerwanego momentu, nawet jeżeli ten składał się tylko z kilku drobnych gestów. Te zresztą i tak nie powinny mieć miejsca. Nie względem przyjaciółki.
- Za wolne - powtórzył za nią, stukając swoim kieliszkiem o ten jej i upił niewielkiego łyka szampana. Ten był naprawdę dobry, co w połączeniu z odpowiednim schłodzeniem dawało piorunujący efekt, którego nie spodziewałby się po pensjonacie tego typu. - Ja... - podjął, ściągając brwi. Nie spodziewał się ze strony Marcy takiego gestu, dlatego posłała przyjaciółce łagodny uśmiech.
- Właściwie sama o to zadbałaś, kiedy postanowiłaś skorzystać z mojej pomocy przy wyborze samochodu. Gdyby nie okoliczności, pomyślałbym, że zepsułaś samochód i wywołałaś burzę, żeby mnie tu zwabić - zażartował, przesuwając wózek z jedzeniem tak, aby znalazł się bliżej stolika. Kiedy Marcy zajęła jeden z foteli, Alderidge przysiadł w drugim. - Bon Appetit.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jej również brakowało spędzania wspólnego czasu, gdy często wpadał i przesiadywali wspólnie na kanapie wiele godzin, bawiąc się przy tym z Phinem, rozmawiając i śmiejąc się. Czuła się jakby byli jakąś rodziną, pełną i upragnioną, której nigdy nie miała. Phin też nie miał. Przyłapywała się na pragnieniu, aby trwało to wiecznie. Dopiero po chwili karciła się, gdy wracała na ziemię i zdawała sobie sprawę, że przyjaźń nie oferuje takich rzeczy. Chciała wierzyć, że to chwila słabości, jednak powtarzała się zbyt często; za każdym razem właściwie, gdy przychodził do nich.
Nigdy nie prosiła o nic. Wewnętrznie miała w sobie wiele rozterek związanych z przyszłością syna i swoją. Rósł na dzielnego chłopca, ale ostatnio pojawiły się pytania o ojca, dlaczego ich rodzina jest taka mała i czy wszystko będzie dobrze, bo mama się jakoś martwi. Był bystry. Aż za bystry i choć miał tylko cztery latka i pół, widział wiele spraw, których nie powinien zauważać. Żałowała, że tak im się ułożyło, ale wciąż miała nadzieję na polepszenie ich sytuacji życiowej. I kupi mu najdroższe buty jakie są na rynku.
- Mi to mówisz? Przed chwilą był taki maleńki, zasypiał mi na brzuchu i ważył niecałe trzy kilo – westchnęła rozmarzona, przywołując przed oczy obraz jej własnego noworodka. Och, ile by dała, by znów trzymać takie maleństwo! Niekoniecznie swoje, bo do tego zamierzała mieć już stałego partnera, co może nigdy się nie zdarzyć. Mimo to, chętnie wracała do dni, w których Phin był wielkości męskiej dłoni. Może ciut większy. – I nie mówił, rzadko płakał, a jak płakał, uspokajał się natychmiast przy mnie. Miał wielkie, czarne oczka i ciemne włoski, nie był łysy, a gdy jadł mleko, zapowietrzał się tak śmiesznie – oparła się bardziej o Masona, gdy jej oczy zaszkliły się. Sądziła, że nie jest typem matki, który rozkleja się na każde wspomnienie o swoim dziecku, a jednak – jednak coś pękło. Wyjątkowo jednak nie pamiętała jak ciężko jej wtedy było samej. Piękny chłopiec, jej własny syn, był jej ogromną miłością. I wtedy jedyną.
Właśnie między innymi z tych wszystkich powodów, momentami marzyła o rodzeństwie dla chłopca. By znów mieć takie maleństwo przy sercu i by Phin zajął myśli. Nigdy nie nudzili się, wciąż ich ktoś odwiedzał albo chodzili na spacery czy rower, ale ile czasu można spędzać z dorosłym? W dodatku z własną matką? Denerwowało ją to. Była jedynaczką i wiedziała, że nie ma na kogo liczyć. Sama w wielkim świecie. I choć Mason nie ma najlepszego kontaktu ze swoim rodzeństwem, na pewno pomogliby mu, jeśli zwróciłby się do nich. A przede wszystkim miał dobre wspomnienia.
Gdy tylko kobieta wyszła z ich pokoju, poczuła ulgę. Żal wciąż tkwił w niej, że przerwała im ten dość intymny moment. Nigdy nie pozwoliłaby sobie na coś takiego względem przyjaciela, bo nie chciała go stracić całkowicie. Było to jednak na tyle przyjemne i pobudzające uśpione zmyły, że pragnęła więcej.
Po toaście, upiła dwa łyki szampana, krzywiąc się przy tym lekko. Nie przepadała za tym rodzajem alkoholu, ale okazja była jedyna w swoim rodzaju! Nigdy nie wiadomo, kiedy trafią na taką kolejny raz. Uśmiechnęła się również, rumieniąc się przy tym delikatnie. Z pewnością to od szampana. Usiadła na fotelu, jedną nogę podkulając pod brodę i sięgnęła po jeden z talerzy.
- Ach, tak? Więc od razu musiałabym załatwić szampana i pokój małżeński – roześmiała się, szczerze rozbawiona i pokręciła głową niedowierzająco. – Mogłam poprosić o pomoc tylko ciebie. Szkoda tylko tego auta. I super_blacharza92! I mnie, bo będę teraz musiała jeździć komunikacją i wstawać o wiele wcześniej – dodała z pewnym zawodem, ale po chwili znów uśmiechnęła się szeroko. – Gdy Phin usłyszy tą historię, będzie mi zazdrościł! Ha! Tym razem wujek Mason jest cały mój!
Klasnęła aż w dłonie, przygryzając dolną wargę jakby knuła coś niedobrego. Nawet nie żartowała, bo zamierzała trochę opowiedzieć synowi, co się działo, nawet jeśli miało skończyć się to obrażeniem chłopca na Marcy, bo nie wzięli go ze sobą. Chyba, że wyszaleje się pod jej nieobecność.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mason nie zamierzał ukrywać zaskoczenia związanego z wyznaniami, na jakie zdobyła się Marcy. Było mu z nimi dość niezręcznie, ale wcale nie dlatego, że przyjaciółka powiedziała coś nieodpowiedniego. Cieszył się jej szczęściem, tym że miała Phina, że tak dobrze sobie radziła, nawet jeżeli życie wciąż rzucało jej pod nogi kłody. Inna babka na pewno już dawno by się poddała, a ona? Wstawała i każdego dnia walczyła o to, by jej syn miał jak najlepsze życie. To było godne podziwu i warte dużo więcej niż jakakolwiek forsa świata. Problem leżał jednak gdzie indziej. W Masonie, jego przeszłości i tym, jak potoczył się ostatni prawdziwy związek. Historia jego i Perrie zakończyła się kiepsko, co często rzutowało na jego zachowanie w teraźniejszości. Randki były czymś niezobowiązującym, a kobiety stanowiły raczej przechodni element każdego dnia. Podwładne, koleżanki z pracy, przyjaciółki poza nią i jednorazowe kochanki, od których nawet nie brał numeru, bo kolejne spotkania mogły obudzić niepotrzebne nadzieje. Tak mniej więcej wyglądało to od blisko roku i nic nie zwiastowało zmiany, dlatego nie miał pojęcia, jakie uczucia towarzyszyły Marcy, kiedy chodziło o dziecko, które on sam stracił.
- Naprawdę świetnie sobie radzisz - przyznał ze szczerym uznaniem. Uśmiechnął się do przyjaciółki i raz jeszcze pogładził jej policzek, w duchu jednak czując ulgę związaną z pojawieniem się hotelowej obsługi. Nie był najlepszy w rozmowach tego typu i wcale nie czuł się z nimi swobodnie.
Sam zrobił porządnego łyka. Od szampana czy wina o wiele bardziej wolał jakąś porządną whisky lub inną wódkę, ale ponieważ możliwości były ograniczone, nie zamierzał wybrzydzać. Równie dobrze mogli nie dostać alkoholu w ogóle, a po trudach tego dnia chyba by tego nie zniósł.
- Pokój małżeński? Chcesz mnie zaciągnąć do ołtarza, Marcy? - zagaił ze swojego fotela, unosząc srebrne pokrywki, pod którymi na talerzach znajdowały się ciepłe dania pełniące funkcję obiadokolacji. - Gdybyś potrzebowała podwózki, to możesz śmiało do mnie dzwonić. Nie zapominaj o tym - poprosił, chwytając za sztućce. Nie mógł co prawda poświęcić jej całego swojego wolnego czasu, ale gdyby okazało się, że jego rodziny pracy w biurze nakładałyby się z jej zmianami, nie miałby nic przeciwko, by znalazła się na fotelu pasażera.
- Cały twój? Walczycie o moją uwagę? - mruknął w rozbawieniu, podejmując się próby ukrycia niepokoju, jaki obudziły w nim te słowa. Miał wrażenie, że atmosfera stała się dziwnie inna, trochę napięta. Nie wiedział, czym było to spowodowane, ale bardzo mu się to nie podobało, dlatego nad jedzeniem pochylił się w milczeniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miała wyjścia. Musiała walczyć o lepsze jutro, bo inaczej Phin źle by skończył. O nią nikt nie walczył, a jedyne bitwy jakie odgrywały się w domu dziecka to o to, że nie chciało się dzieciom chodzić rano na modlitwy. Robiła wszystko, by chłopiec miał dobrze, często zapominając o sobie, ale czy jest coś, czego potrzebuje? Nie. No, teraz potrzebowała samochodu, ale to kwestia materialna i błaha wbrew pozorom. Da radę bez niego. Bez syna za to już nie, więc tym bardziej zwlekała się z łóżka często o piątej, spać chodząc bardzo późno i szykowała mu jedzenie oraz sprzątała dom, bo popołudniu rzadko kiedy ma na to czas.
Głupio zrobiła, wspominając syna jako noworodka. Wiedziała, ile stracił Mason i nie powinna wyciągać takich kwestii na światło dzienne. To było jednak silniejsze od niej. Zazwyczaj nie pieje z zachwytu nad własnym dzieckiem; należy do grona osób, które śmieją się z takich matek, a tego dnia zmieniła się w taką jedną hybrydę. Z uśmiechem przyjęła (czuły) gest (przyjaciela), przywołując się do porządku. Skinęła lekko głową, porzucając ten temat; a raczej zostawiając go sobie w głowie. Jak nigdy nie myślała o własnych nieszczęściach, dziś spotkał ich nadzwyczajny pech. Już nieważne, że dzięki temu mogli być razem – wciąż nie miała samochodu, a Mason wciąż pozostawał tylko przyjacielem.
Roześmiała się na jego słowa, odstawiając kieliszek z szampanem na stolik. Zdecydowanie jej nie smakował, więc wolała ograniczyć jego ilości. Będzie piła jedynie do toastów. Bała się również swojej głowy po całym kieliszku, bo rzadko go piła i nie znała siebie pod jego wpływem.
- W życiu! Wiesz, nie jesteś złym kandydatem, ale nigdy nie wyjdę za mąż z własnej woli – mruknęła i może istnieje powiedzenie Nigdy nie mów nigdy!, wyjątkowo tego była pewna. Zresztą, kto by ją chciał? Bez przyszłości, pokojówkę, której nie stać na spełnianie marzeń? Nie oszukiwała się, nie mając takich nadziei, że jeszcze zostanie czyjąś żoną. Mason zasługiwał na kogoś lepszego. Sięgnęła jeszcze jedną truskawkę i również odkryła talerz z obiadokolacją, napawając wzrok podaniem. Kolorowo, różnorodnie, a zapach był przesmaczny i zachęcający. – Wiem, pamiętam o tym, dziękuję – zapewniła jeszcze, posyłając mu delikatny uśmiech.
Uśmiech ten szybko przeistoczył się w przerażenie. Nie tak miało to zabrzmieć. Lekko otworzyła usta, by zaprotestować, ale zaraz zamknęła je i ściągnęła brwi, zbita z pantałyku. Rozgryzł ją? Jeśli tak, nie był z tego zadowolony. Odchrząknęła, zmuszając się do żartobliwego śmiechu i sięgnęła po szampana. Musiała upić dwa łyki.
- Nie, tak mi się… powiedziało, to tylko żart, głuptasie – mruknęła, siląc się na rozbawienie, ale ciężko jej to przychodziło. Za bardzo jej zależało. – Boże, szkoda, że siebie teraz nie widzisz! Ty myślałeś, że ja… i ty? Ha-ha! Dobre! – roześmiała się, choć w duszy swój pogrzeb organizowała i rozpaczała nad sobą. Boże, zmiłuj się nad tą duszyczką zbłądzoną. – O nic nie walczymy, po prostu… wiesz jak on cię lubi. I tyle. Wiesz co? Wezmę prysznic jak zjem, chyba zmarzłam na tym deszczu.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mason również nie był zwolennikiem szampana, ale miał wrażenie, że czające się w nim bąbelki skutecznie zabijały zdecydowanie zbyt bujną wyobraźnię. Nie zamierzał co prawda odbierać słów przyjaciółki na opak. Nie był facetem, który doszukiwał się drugiego dna a każdej wypowiedzi dopisywał wymyśloną na poczekaniu historię. Mason Alderidge był urządzeniem prostym i nie miało się w nim co zepsuć. Czasami może zbyt prostym, bo nie zawsze dostrzegał to, co działo się tuż pod jego nosem i to, co miał przed oczami, na wyciągnięcie ręki, bardzo blisko siebie.
- Dlaczego nie? - rzucił w zaskoczeniu. Nie sądził, że Marcy miała tego typu podejście do instytucji małżeństwa. Zawsze kojarzyła mu się z silną, niezależną kobietą, która skrywała swoją delikatność pod solidnie przygotowaną maską. Sądził, że wyjście za mąż i stworzenie prawdziwej rodziny nie tylko dla siebie, ale również Phina (choć wcale nie umniejszał tej, którą mieli we dwoje) było jednym z jej marzeń. - Byłabyś śliczną panną młodą - dodał z uśmiechem. Nie miał pojęcia, czy tego typu komplement był na miejscu, czy może jedynie pogorszyłby i tak wystarczająco kiepską atmosferę, ale przecież się przyjaźnili. Ostatecznie Marcy nie musiała wziąć tego komplementu na poważnie.
Zaśmiał się, kiedy przyjaciółka podjęła się próby wyjaśnienia drobnego nieporozumienia. Czemu jednak śmiech ten wcale nie był szczery, a Mason spróbował zagłuszyć go wciśnięciem sobie do ust kawałka jakiegoś plączącego się po talerzu warzywa? Nie miał pojęcia i chyba wcale nie chciał tej tajemnicy odkrywać.
- Tak, ja też go lubię - przyznał ze spokojem, kiedy rozmowa wróciła na właściwy tor. Albo to znowu było tylko złudne wrażenie lub mrzonka faceta, który lubił mieć święty spokój. Nie było tajemnicą, że Mason często wolał odpuścić, wycofać się i lekceważąco machnąć dłonią, byle tylko nie musieć przyjmować jakiejkolwiek postawy względem czegoś, co było dla niego niewygodne. Nie zachowywał się przy tym jak dorosły facet, ale nigdy nie twierdził, że chciał nim być i pokazywać to całemu światu.
- Marcy - upomniał ją, gdy tak niespodziewanie postanowiła zmienić temat. Miał wrażenie, że pod jej zachowaniem kryło się coś więcej, ale kim był, by jakkolwiek w to ingerować? - Jasne. To był długi dzień. Powinniśmy się położyć - wyznał w rezygnacji, której powodów wcale nie rozumiał. Czy jednak tego dnia istniała rzecz, którą jego męski, ograniczony mózg był w stanie pojąć? Raczej nie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chciała mieć normalną, pełną rodzinę dla Phina, być może nawet z rodzeństwem w przyszłości. Problem polegał na tym, że bała się małżeństwa. Skreślała się z możliwości bycia w pełni szczęśliwą, gdy myślała o swojej przeszłości. Czy jest jej w ogóle to dane? Być żoną? Na randkach nigdy nie mówiła, że jest z domu dziecka, ale gdy to wychodziło na jaw prędzej czy później, uciekali prędko gdzie pieprz rośnie jakby miała ich zamordować we śnie. Ciężko było jej przestawić się na inne myślenie, więc wypierała z umysłu wyobrażenie siebie w białej sukni. Radziła sobie sama, więc i to nie zmieni się w najbliższych latach. Chociaż siły ją opuszczały coraz częściej.
- Bo małżeństwo jest tylko, by łatwiej dostać kredyt. Nie potrzebuję pierścionka, ani bycia żoną, by być szczęśliwą. Tylko... tylko Phin na tym trochę cierpi, ale jak dorośnie, jestem pewna, że mnie zrozumie – odparła przybita, dłubiąc widelcem w jedzeniu. Po chwili jednak nabiła na niego ziemniaka i zjadła w zamyśleniu, uciekając do jakiejś dziwnej krainy, która nazywała się Sentymenty i Zmartwienia. Swoim samolubnym myśleniem pozbawiała syna ojca. Na jego słowa odetchnęła płytko, zawieszając na nim wzrok. Delikatnie uśmiechnęła się, może nawet nieco zawstydzona. Nie spodziewała się takiego komplementu, nigdy. Żałowała jednak, że go wypowiedział na głos, bo przez chwilę zapragnęła być taką panną młodą. Nie miała tylko chętnego, a to powodowało kolejną falę smutku. – Miałabym suknię jak beza, to jest pewne – odparła jedynie, żartując oczywiście. Nigdy by nie włożyła takiej tandetnej sukni. Widziała się bardziej w satynowej, przylegającej do ciała, ale teraz nie powinno to nikogo obchodzić, włącznie z samą Marcy.
Wyczuła jego nieszczery śmiech, ale nie powiedziała nic na ten temat. Po swoich nieudanych próbach ratunku sytuacji, zatkała sobie usta jedzeniem. Przynajmniej ono było dobre i smaczne, nie jak jej wytłumaczenia. Co się z nią dzieje? Zawsze miała wszystko pod kontrolą, a teraz traciła grunt pod nogami, ryzykując wszystko. A za bardzo zależało jej, by Mason odwiedził przedszkole Phina.
Skinęła głową z uśmiechem, bo to było dla niej bardzo ważne – relacja Masona z jej synem. Nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego jej tak zależy, ale może Aldridge był świetnym zastępczym ojcem? Chociaż to za duże słowo. Po prostu stanowił wzór dla chłopca, a kogoś takiego zawsze im brakowało. Marcy nie będzie i matką, i ojcem jednocześnie przez całe życie. Już teraz Phin potrzebował więcej uwagi mężczyzny, bo Marcy mu nie starczała.
Spojrzała na Masona zaskoczona jego upomnieniem. Na moment uspokoiła się, milcząc na moment. Nie chciała spalić się w taki sposób. Za bardzo jej zależało. Bała się stracić go przez swoje... uczucia. Musiała znów powrócić do chłodnego stanu i zignorować siebie, bo w tym życiu liczył się tylko jej syn. A jeśli pokłóci się z Masonem, Phin straci jednego z przyjaciół i ulubionego wujka.
- To ja idę, bo już skończyłam – powiedziała tylko, wstając z fotela. Talerz sprzątnęła na wózek, po czym sięgnęła jeszcze po truskawkę. Rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu swoich rzeczy, ale w końcu zdała sobie sprawę, że nic nie ma. W końcu poszła do łazienki, z której mógł usłyszeć po chwili szum wody pod prysznicem. Nie siedziała tam długo, bo jednak prysznic w ciemności nie należał do najprzyjemniejszych. Odświeżyła się jednak, umyła włosy i owinięta ponownie w szlafrok, wróciła do pokoju. Położyła się na łóżku, już pod jedyną kołdrą, którą mieli dzielić. Starała się jednak trzymać dystans, by nie poczuł się źle, a przez jej wybryki i wpadki, przypuszczała, że tak może się czuć.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”