WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#8 + outfit

Osiedle pięknie prezentujących się domów z zadbanymi ogródkami na przedmieściach migało za oknami samochodu, z czasem zamieniając otwarte ogrody na wysokie płoty, strzegące dostępu do posiadłości. Później i one stały się coraz bardziej rozległymi przestrzeniami, które raz po raz odcinały niepozornie wyglądające ścieżki, sekretnie przyzywające do odkrycia, dokąd prowadzą. Za każdym razem, kiedy Valeria przemierzała tę drogę, zaczynała ulegać urokowi tych malowniczych okolic, które niegdyś znała od podszewki. Uwielbiała to miejsce, a jej tęskne spojrzenie za okno nie pozwalało temu w żaden sposób zaprzeczyć.
W końcu skręciła w tak dobrze znaną jej drogę i, jadąc wśród rzędów drzew, czuła się coraz bardziej dziwnie. Powrót do rodzinnej posiadłości, otoczonej szpalerami pobliskiej winnicy, zawsze przyprawiał ją o mieszane uczucia. Widząc fasadę domu, miała wrażenie, jakby znajdowała się nie w położonej tuż pod Seattle posesji, ale we Włoszech. Rodzice włożyli naprawdę dużo serca w stworzenie swojego własnego, pełnego włoskiego klimatu, miejsca na ziemi. I tu usłyszała w głowie narzekający głos mamy, że i tak ona zrobiła wszystko, by stąd uciec. Aż wyobraziła sobie, jak jej rodzicielka przewracała do tego oczami.
Z zamyślenia wyrwał ją okrzyk radości siostrzeńców.
- Taaak, dojechaliśmy! - Zawołała, parkując na wyznaczonym do tego miejscu w nadziei, że chociaż chłopcy nie zauważą tego udawanego zachwytu w jej głosie. Mimo iż wiedziała, że teraz w domu nie będzie starszej pani Willis, to jednak jakoś szczególnie nie podnosiło ją to na duchu. Miała jednak z Amarą misję do wykonania, więc musiała się postarać.
Kiedy wyszła z auta, odpięła jednego z podekscytowanych chłopców, kiedy siostra zajęła się drugim.
- Pewnie pieski dziadka nie mogą się już doczekać zabawy z wami - uśmiechnęła się już weselej do dzieci, nie bez powodu wspominając dwa cavaliery spaniele, które były wiernymi przyjaciółmi rodziny. Bieganie z tymi słodziakami i aportowanie powinno trochę zająć Vincenta i Michaela na czas ogarniania spraw organizacyjnych sióstr.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4
outfit

Z domem rodzinnym była mocniej związana, niż Valeria, wszak dopiero przed dwoma laty opuściła to miejsce na stałe i przeniosła bliżej centrum Seattle. Uścisk w żołądku czasem zdradzał jeszcze niepewność, ale ekscytacja związana z przejściem na swoje wciąż podsycana była świadomością swobody, na jaką w tym miejscu nie mogła sobie pozwolić.
Korzystając z dobroci siostry wpakowała się z chłopakami do jej samochodu. W drodze powrotnej musiała zabrać ich ze sobą, dzięki czemu udałoby się uniknąć zarówno spotkania z matką, jak i jej namawiania na dłuższe pozostanie. Bliźniaki z pewnością by się ucieszyli, ale Amara wolała wyspać się we własnym łóżku i nazajutrz na spokojnie przygotować się do pracy.
- Gonzo jest szalony! Ostatnio zabrał mi kanapkę i uciekł z nią w pole! - zawołał oburzony Vincent, a brat zawtórował mu entuzjastycznym skinieniem głowy. - A Luna jest młoda, też lubi szaleć. Widziałaś ją, ciocia? - zwrócił się bezpośrednio do Valerii, odpinając prędko swój pas, by uwolnić się i wyskoczyć na zewnątrz auta.
- Tych kanapek nie dawałeś mu specjalnie? - spytała podejrzliwym tonem Amara, ściągając brwi w zastanowieniu i próbując przypomnieć sobie tamten moment. Nie było jej wtedy przy chłopcach i musiała zdawać się jedynie na relację swojego ojca, który zdawał się trzymać stronę chłopców.
- Nie prawda! - odparł od razu Vince, splatając ręce na piersiach. - Tylko mu tak pomachałem, żeby zobaczył, że mam, a on złapał i uciekł!
Amara zerknęła na synów, próbujących ukryć swoje zmieszanie, jak i rozbawienie, doskonale już wiedząc jaka była prawda.
- Dobra, dobra, do środka, dziadek już na was czeka.
Młodzi natychmiast wpakowali się do domu rodzinnego Willisów, a kobieta przystanęła obok siostry, wsuwając dłonie w kieszenie luźnej sukienki.
- Jak się dzisiaj czujesz? Myślisz, że damy radę wszystko ogarnąć, nim mama wróci? - spytała, zerkając na nią zza ciemnych okularów, po czym uśmiechnęła się lekko, chcąc dodać siostrze otuchy. Dobrze wiedziała jak wiele kosztuje ją wizyta w domu, który od dawna nie był dla niej prawdziwie rodzinny. Ciągłe, niekończące się kłótnie wywoływane byle pod byle pretekstami pojawiały się i utrzymywały z tendencją zdartej płyty, której sama Amara miewała dość.
Od razu skierowały swoje kroki na tyły utrzymanej we włoskim stylu rezydencji, przechodząc do rozległych ogrodów na wzór południowych winiarni. Wybrukowane starym kamieniem patio z rozłożonymi nań leżakami ciągnęło się przez całą długość domu, aż do wyznaczonego miejsca na grill. Zarośnięte żywą roślinnością pergole połączone były z dachem, tworząc przyjemny cień, pod którym zwykły niegdyś siadać we dwie i plotkować o szkolnych miłostkach.
- Pomyślałam, że ceremonię można zrobić tam, w rogu posesji. Jest na tyle daleko, że ustawienie jej nie będzie przeszkadzać później w imprezie, a można ją trochę przerobić na ściankę, żeby pocykać sobie fotki na insta. - Wskazała ręką na drugą stronę ogrodu, od razu przechodząc do konkretów. Sama miała wiele pomysłów co do organizacji tego przyjęcia, ale z Valerią na pewno pójdzie łatwiej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mieszkając pod dachem państwa Willis, nie można było liczyć na swobodę. Aż tęskniła za dzieciństwem, kiedy wszystko było tak proste, niewinne i pełne beztroski. Tak właśnie zapamiętała swoje najmłodsze lata w tym miejscu. Choć może po prostu wtedy nie zauważała jeszcze wpływu mamy na to, co się wokół niej działo? Niestety, im stawała się starsza, tym bardziej zaczęła dostrzegać, że jej zdanie było traktowane poważnie tylko wtedy, kiedy zgadzało się ze zdaniem rodzicielki. Na szczęście poprzez wyprowadzkę całkowicie się od tego uwolniła.
- Jasne, że tak - odparła Vincentowi z przekonaniem, przypominając sobie powitanie, jakie zgotowała jej Luna. Osobiście uwielbiała psy, a te były wyjątkowo urocze. Co, jak co, ale one się rodzicom udały. Ba, pewnie były lepiej traktowane, niż ich własna córka. I czasem miała nawet wrażenie, że Gonzo i Luna to najbardziej przyjazne jej stworzenia na całej posesji. - Wszystkie pieski są szalone. A wariują ze szczęścia, bo tak bardzo cieszą się na wasz widok - wyznała radośnie. Na pewno fajnym uczuciem musiało być, kiedy wracało się do domu i od progu witał cię ktoś, kto wyczekiwał twojego powrotu i skakał z radości na twój widok.
Pokręciła głową w rozbawieniu, słuchając interesującej wymiany zdań między chłopcami, a ich mamą. Bywali niemożliwi, a zarazem niemożliwie rozkoszni. Na pytanie Amary, dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Taa, powinnyśmy się wyrobić. Wystarczy rozplanować poszczególne miejsca, wykonać pomiary i porobić kilka zdjęć, a do konkretnych ustaleń możemy przysiąść na spokojnie któregoś dnia. - Nie musiały zajmować się wszystkim jednego dnia, poza tym część spraw ogarniała w międzyczasie. Na przykład musiała za jakiś czas odebrać zamówienie z kwiaciarni przykładowych dekoracji kwiatowych i zdecydować, co będzie bardziej pasować na uroczystość.
- Jak wyciągnęłaś mamę z domu? - zapytała mimowolnie po drodze na tyły domu, starając się ukryć czające się gdzieś w zakamarkach jej umysłu zainteresowanie. Z wiadomych względów wolała uniknąć spotkania z nią, ale zastanawiało ją, co mogło zaprzątnąć uwagę rodzicielki, by nie pokusiła się o konfrontację z córką. Oczywistym było, że nie dało się tego unikać w nieskończoność, ale kiedy już musiały ze sobą rozmawiać, wyglądało to bardzo oficjalnie i wyniośle, za czym Valeria nie przepadała.
Z uwagą przysłuchiwała się propozycji Amary, kiwając przy tym głową i ostatecznie przyklepując zamysł. - No, dobra. A skoro otoczenie jest tak klimatyczne, to nie pasuje tu nic innego jak wesele w stylu rustykalnym. Widoki stąd na plantację są zachwycające, więc powstaje pytanie czy część jadalniano-taneczną powinien ograniczać namiot? W październiku jest jeszcze dosyć pogodnie, więc chyba nie powinno być problemu z otwartą przestrzenią? - zapytała, marszcząc przy tym brwi. Kiedy dowiedziała się o tym, że Amara wkręciła ją w organizację wesela rodziców, delikatnie mówiąc, nie pałała optymizmem. Teraz, kiedy była w stanie wyobrazić sobie każdy szczegół i zaczynała rozumieć, na czym polegały przygotowania, czuła się niemal tak, jakby sama była panną młodą - choć bez stresu związanego z własnym wystąpieniem. Towarzyszyła temu pewna presja, bo nie miała zamiaru robić na przekór rodzicom i mimo wszystkich niesnasek chciała, by wszystko wyszło dobrze. Nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że czuła się jak prawdziwa narzeczona, a nie tylko udawana. I planowała ślub, który nigdy miał nie nadejść.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”