WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[ 2 ] Trzeba przyznać, że Derek miał za sobą naprawdę pracowity dzień. Ostatnio w jego życiu sporo się działo i to nie tylko na płaszczyźnie zawodowej. Udawane zaręczyny wiele zmieniły. Prawdę mówiąc, mężczyzna wciąż nie do końca odnajdywał się w nowej sytuacji. Ustalili z Nat większość szczegółów, ale wciąż mieli kilka twardych orzechów do zgryzienia. Nie byli pewni, jak powinni postąpić w kwestii mieszkania. Właściwie Derek nie miałby nic przeciwko, gdyby Nat się do niego wprowadziła, w końcu miał naprawdę duży dom. Chciał to nawet zaproponować, ale nie był pewien, czy takie posunięcie nie byłoby przesadą. Bał się, że szatynka poczuje się przez niego osaczona, a nie o to przecież chodziło.
Choć miał dziś masę pracy, wyszedł z biura wcześniej, niż zazwyczaj. Dziś wieczorem miał pojawić się na otwarciu nowej wystawy Natalie. Było to ich pierwsze oficjalne wyjście jako para narzeczonych, dlatego Derek nie chciał nawalić. Po powrocie do domu wziął prysznic i doprowadził się do porządku. Ubrał jedną ze swoich ulubionych koszul i podjechał pod galerię, w której odbywała się impreza. Zjawił się przed czasem, aby na spokojnie zamienić kilka słów z Natalie. Przestąpił przez próg i od razu ruszył w jej stronę. — Cześć — rzucił na przywitanie, a na jego twarzy zawitał delikatny uśmiech. — Świetnie wyglądasz. Jak tam nastrój, zdenerwowana? — zapytał i ukradkiem spojrzał w jej ciemne oczy. Miał nadzieję, że dzisiejszy wieczór okaże się dużym sukcesem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| outfit

Natalie dzisiaj czekał wielki dzień – w końcu dawno wyczekiwany wernisaż miał się odbyć w jej galerii. Naprawdę to nie był tylko jej dzień. Willy, która pomogła z urządzaniem przyjęcia, Katie, która od zawsze wspierała jej fundację i wspaniali, utalentowani, młodzi artyści, którzy wystawili u niej swoje prace… To był wspólny wysiłek, za który Nat nie zamierzała w żadnym wypadku brać całej chwały. Oczywiście, Derek miał się pojawić jako jej narzeczony. Większość kwestii była ustalona, ale mieszkanie pozostawało kwestią sporną. Jasne, piękna willa kusiła, ale jednocześnie Nat kochała swój apartament. Miała lekki uraz do Queen Anne po pożarze, w którym zginął jej mąż, poza tym właściwie miała bliżej do pracy z apartamentowca, w którym mieszkała… Same plusy!
Była wdzięczna, że Derek pojawił się na czas, chociaż sama biegała między cateringiem, dekoracjami a obsługą i upewniała się, czy na pewno każdy wie, co ma robić. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy go zobaczyła. – Hej – odparła, od razu całując go lekko w policzek, bo jednak nadal musieli sprzedać się z całą ściemą odnoszącą się do ich statusu związku.
– Troszeczkę – przyznała – Ale będzie świetnie. Prace są naprawdę idealne. Zaprosiłeś swoich znajomych? – uniosła jedną brew. Wolała się upewnić, że gości będzie dużo i wystawa odniesie sukces i otrzyma pozytywny feedback.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, Derek wyglądał na opanowanego, ale w środku trochę się denerwował. Obawiał się, że coś mogło pójść nie tak. Chciał, aby dzisiejszy wieczór był idealny. Wiedział, że Natalie ciężko pracowała nad wystawą i pragnął, aby osiągnęła sukces, na który w pełni zasłużyła. Derek był wielkim fanem jej prac. Richards bardzo doceniał piękno. Kolekcjonował obrazy i śmiało można stwierdzić, że znał się na sztuce. Dzięki niej odnajdywał inspirację, która w jego pracy miała kluczowe znaczenie. W końcu niemal każdego dnia sam tworzył coś nowego. Jego projekty były pewnego rodzaju dziełami sztuki. Miał dobrą rękę, a ze swojego biura wypuszczał tylko zadowolonych klientów.
— Doskonale wiem, ile pracy włożyłaś w przygotowanie wernisażu. Jestem pewien, że ludzie to docenią — odparł, ukradkiem spoglądając w jej piękne oczy. Naprawdę dobrze jej życzył. Nat ciągle była dla niego kimś ważnym. Znali się od dziecka i zawsze byli ze sobą w pewnym stopniu blisko. Przez jego twarz przemknął cień uśmiechu.
— Tak, zaprosiłem trochę osób. Powinni pojawić się też moi klienci, mają zamiar poszukać obrazów do swojego nowego domu. Kto wie, może im w tym pomożesz? — uśmiechnął się sugestywnie. W sumie nie miał nic przeciwko temu, aby Natalie skorzystała na jego znajomościach. Przecież ich obecna relacja miała się opierać głównie na obopólnych korzyściach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Natalie trochę zazdrościła mu tego opanowania. Nie była szczególnie dobra w ukrywaniu swoich emocji – szczególnie nerwów, bo smutek starała się w sobie gdzieś głęboko chować i o nim nie mówić – nauczyła się tego – współczujące spojrzenia irytowały ją jak nic innego, a ona nie miała siły się z nimi mierzyć na co dzień. Co zaś się tyczyło sztuki, to nie miała najmniejszych wątpliwości, że Richards również był artystą. Architektura od zawsze zachwycała Nat, jednak nie była umysłem ścisłym – dlatego też zdawała sobie sprawę, że nie było to raczej dla niej. Odetchnęła więc głęboko, spoglądając na niego, gdy usłyszała jego słowa.
– To nie tylko moja robota, wiesz, wszyscy pomagali – uśmiechnęła się odrobinę niezręcznie, nie chcąc przypisywać sobie całego sukcesu. Doskonale wiedziała, że było to odrobinę problematyczną sprawą, że teraz musieli udawać zakochanych, ale… Właściwie przychodzilo mu to całkiem łatwo. Wzięła go pod rękę, zaczynając przechadzać się po galerii.
– Wspaniale. Na pewno im pomogę i pozachwalam twoje projekty, żeby Cię jeszcze zatrudnili – zaśmiała się pod nosem i spojrzała na Dereka. Naprawdę była mu wdzięczna, że jej pomagał. – Jedna z moich znajomych chce niebawem stawiać dom, więc cię przedstawię. I ma być tutaj też jedna para, ale oni mają dość specyficzny gust, więc nie jestem pewna, czy chciałbyś takich klientów –wzruszyła ramionami, bo jednak kreatywna wolność i kontrola nad projektem były pewnie ważnymi aspektami pracy dla Dereka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 24 września, godzina 17:38
Moment, w którym Eileen Shepherd kiedykolwiek dostanie mdłości na widok krwi, miał nigdy nie nastąpić. Z pewnością nie był on przewidywany przed tym jak już jako staruszka zasiądzie w ulubionym, zapadającym się w fotelu, z ciepłymi kapciami na stopach, i to ona znajdzie się w sytuacji, w której krew będzie potrzebna jej, ale powiedzmy, ze względu na starczy wiek, w kwestii przetaczania. Cóż, sprawy przybrały trochę inny bieg, w dodatku kilkadziesiąt (wiedźmy żyją długo…) lat za wcześnie.
Na dzień dzisiejszy liczyła sobie 32 lata, a krew miała już przetaczaną, lecz pomimo uciążliwości przebytych dializ, wciąż nie był to powód, dla którego kilkadziesiąt lat za wcześnie poczuła niechęć i niepokój na widok tak dobrze znanych jej karmazynowych plam. Wykonywany zawód sprawił, że miała z nimi styczność w nieprzyzwoicie dużych ilościach, przez co niejako uodpornił ją na wszelkie nieprzyjemności z tym związane, nawet te wizualno-estetyczne. Nie, je akurat lubiła, jeśli układały się w jakiś wyjątkowo interesujący wzór. To prawie jak wróżenie z fusów. Zawsze można z nich wyczytać coś pouczającego.
Los bywa przewrotny, więc to w pracy doznała pierwszego zawrotu głowy w zetknięciu z lepką cieczą, dosłownie i w przenośni. Incydent ten, choć krótkotrwały i jednorazowy, pozostawił po sobie już nie takie krótkie efekty, które ostatecznie doprowadziły do złożenia rezygnacji. To i tak nie było najbardziej zaskakujące. Fakt, że decyzja ta pozbawiona była burzliwości i wątpliwości, jakie wystąpiłyby zapewne w każdych innych okolicznościach, uderzył w nią dopiero po wszystkim. Ale nawet wtedy nie żałowała. W każdych innych okolicznościach uznałaby także, że było to iście nierozsądne i pochopne działanie. W innych okolicznościach. Tyle, że to właśnie one doprowadzały ją z jednej skrajności w drugą. One sprawiły, że nie potrafiła znaleźć sobie miejsca we własnym domu. Właśnie dlatego nie uważała, że postąpiła wbrew czemukolwiek.
Czy na dłuższą metę wiedziała, co robi? Nie.
Czy możliwym jest, że straciła kontrolę nad swoim życiem? Tak.
Czy robiła wszystko, aby nie przypominać sobie o tym? Absolutnie tak.
Gdyby nie zwykły przypadek, nie podeszłaby z takim dystansem do tematu, jeszcze do niedawna tak bardzo jej bliskiego i osobistego, bo przecież nic nie traktowała bardziej personalnie i poważniej niż swoją pracę. Przypadkiem tym było odnalezienie klisz ze starych aparatów przyjaciółki. Mimo, że Nathalie od dawna nie należała do świata żywych (przynajmniej nie ciałem), to pamiątka po niej była jak najbardziej żywa. Co więcej, skrywała w sobie całkiem cenny skarb. Niespodziewane znaleziska tchnęły w ciemnowłosą pewną myśl, której realizacji podjęła się bez zastanowienia. Ostatnio weszło jej to w nawyk, wspominałam już?
Plan zakładał kilka etapów, w tym jedne bardziej wymagające od innych. Aczkolwiek miała teraz wolnego czasu pod dostatkiem i ani przez moment nie poświęciła go na wracanie pamięcią do traumatycznego lotu sprzed miesięcy, czy snucie wniosków, jakie z perspektywy upływających dni, zaprowadziłyby w jej głowie chaos i zmianę podejścia w związku z najnowszymi rewelacjami. Możliwe, że nie nastąpiło to do tej pory wyłącznie na skutek szoku? Chwilowego zamroczenia? Jeśli tak, cokolwiek to było, nie chciało się odczepić, a jej niespecjalnie to przeszkadzało. Nie, jeśli potraktowała to jako tarczę bezpieczeństwa, coś w rodzaju dodatkowej, niewidzialnej powłoki odbijającej nieprzyjazne czynniki z zewnątrz. A może, w kontraście do nieporządku panującego w jej codzienności, po prostu poczuła wewnętrzy spokój i misję, kiedy w jej ręce trafiły pierwsze odbitki zdjęć. Doznanie towarzyszące temu doświadczeniu, w zestawieniu z tym obecnym, gdy krążyła pośród wywieszonych na ścianie fotografii było diametralnie różne. Dzieliła je jedna wielka przepaść emocjonalna, mimo że widziała już te kadry. Sama przecież wybrała wszystkie stanowiące przedmioty wystawy charytatywnej. Skompletowanie ich w pojedynkę, bez pomocy nieocenionej właścicielki galerii, która w ogóle umożliwiła jej przeniesienie fanaberii w realne wydarzenie, nie było bez znaczenia. Zupełnie tak samo jak dzień oraz godzina wystawy. Każdy z tych elementów wpływał na całokształt, a jedocześnie pozwolił Eileen być w jakiś spirytualny sposób trochę bliżej autorki wystawionych na sprzedaż dzieł.
Nawet teraz, stając przed jednym z nich, miała wrażenie – być może bardzo trywialne, ale skoro tak, to brakowało jej trywialności – że stoi twarzą w twarz z Nathalie, jakby wciąż tam była, choć w momencie powstawania zdjęcia znajdowała się po drugiej stronie obiektywu. Tak, ona była swoimi dziełami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na początku myślał, że to pomyłka.
Te wrażenie prędko minęło; wystarczyło, że raz jeszcze spojrzeniem wrócił do początku otrzymanej wiadomości, a widniejące w niej jego imię i nazwisko było wystarczającym dowodem na to, że nikt się nie pomylił. Kolejna chwila - te paręnaście sekund - naznaczyła męską twarz zadumą. On, Blake Griffith, miał znaleźć się w galerii, na wystawie charytatywnej? Brwi mimowolnie wędrujące ku górze były ewidentnym wyrazem konsternacji. Nie dlatego, że nie był fanem sztuki; doceniał ją, tak jak i artystów, którzy przelewali swoje wizje na papier, naciskali na struny wdzięcznych instrumentów muzycznych, czy też łapali pojedyncze, ulotne chwile i zamykali je w kolorowych klatkach. Problem tkwił w tym, że nie potrafił dopasować treści zaproszenia do osoby, która mogła je nadać.
Niedługo później uznał, że to żart.
Nie od dziś zdawał sobie sprawę z nowej pasji Charlotte, która coraz śmielej zamieniała się w pełnoetatową pracę. Może ona - chcąc jeszcze bardziej zarazić go artyzmem - postanowiła sprytnie zwabić w miejsce, do którego nie było mu po drodze? Chęć wystukania krótkiej wiadomości o tym, iż ją zdemaskował, została odegnana kolejnym imieniem i nazwiskiem - tym razem (nie)dźwięcznie odbijającym się echem gdzieś w zakamarkach jego umysłu.
Nathalie Appleby...
Szczęka bezwiednie zacisnęła się, nim wypowiedział kobiece imię i nazwisko głośno. Może tylko mu się wydawało; pamięć, czego już doświadczył, bywała złudna, tak też nie było niemożliwym, że i tym razem płatała mu figla. Zbieżności danych także nie mógł wykluczyć, więc dla własnego spokoju - i komfortu psychicznego - postanowił zignorować zaproszenie.
Kurwa mać.
Chciał zignorować zaproszenie. Ten nieśmieszny żart, który ktoś mu robił; k t o ś, bo przecież nie ta biedna dziewczyna, którą zabił jaka od kilku lat była martwa. Wraz z papierosowym dymem wypuścił przed siebie wszelkie obawy i wątpliwości, jakie mogły stanąć na jego drodze...wprost do paszczy lwa tej konkretnej galerii sztuki, w której odbywała się wystawa.
Wolnym, dalekim od nerwowości krokiem ruszył do głównego wejścia, nie do końca wiedząc czego - ani kogo - się spodziewać. Ciemne, pozbawione efektownych przetarć spodnie i czarna, elegancka marynarka nie były zestawem, który wybierał na co dzień, choć zdarzało mu się sięgać po tego typu ubrania, kiedy... poruszał się karawanem. Być może i tym późnym popołudniem czuł nieodpartą chęć na porzucenie czegoś daleko za sobą; wykopanie głębokiego dołu, w jakim mógł porzucić ewentualne mętne obrazy składające się na jego własną przeszłość. Z drugiej strony miał świadomość jak bardzo było to niemożliwym.
- Poważnie? - mruknął pod nosem do samego siebie, gdy po niespełna minucie jego wzrok oparł się na profilu stojącej w pewnej odległości Eileen. Rozejrzał się na boki, nim uznał, że stosownym będzie podejście do niej; jedynej osoby, która wydawała mu się (względnie) znajoma.
- Dzień dobry - rzucił zatrzymując się za plecami ciemnowłosej, a tym samym przecinając ciszę śmiałym, i zapewne bardzo mylnym stwierdzeniem.
Ten dzień nie mógł być dobrym.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Wskazówki wskazywały godzinę 17:40, kiedy usłyszała za swoimi plecami znajomy głos.
— W rzeczy samej. — To był dobry dzień. A możliwe, że będzie jeszcze lepszy. — Jaki punktualny — zauważyła po odwróceniu się do niego przodem, ignorując początkowe zapytanie, albo raczej reakcję. Coś w stylu: jesteś wreszcie, zapewne nie różniłoby się od wypowiedzianych słów, gdyby nie aprobata rozbrzmiewająca w głosie. Natomiast przebiegający wzdłuż męskiej sylwetki wzrok mógł dodatkowo sugerować, że elegancję doceniła w równym stopniu. — Liczysz, że dzięki temu uda ci się uzyskać jakiś rabat? — Oczy, choć błysnęły rozbawieniem, które wzmogło się jeszcze na myśl, iż ten w dalszym ciągu nie miał jasności sprawy, nie pozbawiały nadziei w kwestii negocjacji ceny.
— Kogo spodziewałeś się tu spotkać? — spytała z ciekawością, ale zaraz… czy to wyraz triumfu zamajaczył na kobiecych wargach? Delikatnie, nienachalnie, i może wręcz nieuchwytnie dla kogoś, kto nie miał żadnych podstaw, aby go wyglądać. A jednak był on tak bezsprzeczny jak to, że teraz oboje stali przed sobą. Na szczęście Blake zawsze miał podstawy.
Stwierdzenie, że wzbudzenie w nim pewnej dozy niepokoju i zdezorientowania, jakich mógł doznać po odczytaniu treści zaproszenia, było przypadkowe, stanowiłoby kłamstwo. W końcu układając zaproszenie nie wspomniała w nim o tożsamości organizatora wydarzenia. Nie dosłownie, aczkolwiek osoba niewtajemniczona mogłaby pomyśleć, że to autorka wystawionych prac osobiście pełniła tę funkcję. Eileen na pewno w jakimś stopniu uczyniła ten akt zamierzonym. Tylko po co? Co mogło przeważyć za tym, żeby zaprosić domniemanego oprawcę Nathalie? Jak zwykle chodziło o nieposkromioną potrzebę zagrania mu na nosie, czy może przysłowiowe wbijanie szpili przeszło na wyższy poziom i była to swoista kara za czyny, jakich dopuścił się lata temu? Znów nie dałoby się zaprzeczyć przesłankom ku podobnemu zagraniu, gdyby na głos padły takie domysły.
Skala trudności pytania: jak dobrze Shepherd znała swojego towarzysza?, wbrew pozorom też nie była oczywista. Co prawda do samego końca miała wątpliwości, czy pojawi się na wystawie, ale coś – czyżby czynnik przesądzający o stopniu zażyłości? – podpowiadało jej, że będzie chciał sprawdzić, kto z nim pogrywał. Dlatego nawet ucieszyła się, gdy go zobaczyła. Tak, Eileen Shepherd ucieszyła się na widok Blake’a Griffitha. Nie była to wyłącznie jego zasługa, albowiem pracując przy tworzeniu tego przedsięwzięcia, po raz pierwszy od dłuższego czasu czuła się dobrze, a to naprawdę był dobry dzień. A zatem fakt, że ucieszyła się na jego widok w rzeczywistości oznaczał, że jej oczekiwania się sprawdziły, a plan powiódł.
— Co myślisz? — zagaiła po chwili ze wzrokiem utkwionym w zdjęciu, przed którym cały czas stała, co by przybliżyć mu przedmiot poddawany ocenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie lubił się spóźniać; z jednej strony mógł być za to wdzięczny więziennym nawykom, zaś z drugiej, nawet przed odsiadką nie miał problemów z byciem punktualnym. Zdarzały mu się co prawda kilkuminutowe obsuwy, na które - zazwyczaj - nie miał wpływu, wszak stanowiły czynniki niezależne od niego. Między innymi wtedy, kiedy zbyt duża część mieszkańców Seattle postanowiła migrować między swoim domem, a, na przykład, pracą, przez co koniecznym było stanie w niebotycznie długich korkach. Tym razem przygotował się na taką ewentualność i celowo wyjechał szybciej, najprawdopodobniej nie tyle, co nie chcąc się spóźnić, co będąc zaintrygowanym nietypowym wyborem godziny. Nie była pełna, jak wydawało mu się, że bywało najczęściej, lecz co do tego nie miał pewności; artyści cechowali się mnogością kreatywnych, zwariowanych pomysłów, niekoniecznie mających jakikolwiek głębszy sens. Może i ta specyficzna godzina była jednym z nich?
A może wcale nie...?
Nie wiedział, zatem postarał się dotrzeć na czas, lecz nie stało się... n i c.
Nic, poza tym, że niedługo później dostrzegł Eileen.
- Dzięki punktualności? - zapytał, unosząc sceptycznie brew. - Czy dzięki temu, że jestem - w koszuli i marynarce - sobą? - podjął pewnym siebie tonem, kiedy broda uniosła się wyżej, a kąciki ust przyozdobiły twarz w zuchwałym uśmiechu. Ciemnowłosa wcale nie musiała wiedzieć, iż w jego słowach więcej było drobnej złośliwości posłanej w jej kierunku, jakoby to Blake Griffith miał się za nie wiadomo kogo, a jego ego prawie nie mieściło się w przestronnej galerii, niżeli faktycznie olbrzymiego mniemania o sobie. Nawet jeśli w jakimś stopniu je miał, to i tak nie żył pod kloszem i zdawał sobie sprawę z tego, że większość mieszkańców Szmaragdowego miasta... nadal na pierwszy rzut oka widziało w nim byłego więźnia.
- Stać mnie na kupowanie bez rabatów - mruknął po chwili, unosząc spojrzenie ponad kobiece ramię, aby wzrokiem sięgnąć fotografii. - Poza tym nie wiem, czy cokolwiek mnie tu zainteresuje - skwitował, wbrew temu, co było napisane w dostarczonym mu zaproszeniu. Wolał samemu sprawdzić, niż wierzyć innym, tym razem było podobnie.
Kogo spodziewałeś się tu spotkać?
Delikatne zmrużenie oczu mężczyzny mogło sugerować zarówno zadumę, jak i podejrzliwość. Zadała słuszne pytanie, a on nie znał na nie odpowiedzi; ba, być może nawet się nad nią nie zastanawiał, nie szukając z tyłu głowy ewentualnych osób, jakie mogły być uwikłane w to, iż pojawił się na wystawie. Zignorował znaki zapytania, które w jego kierunku posłała Dev, milcząc przez kilkanaście, czy kilkadziesiąt sekund.
- Nie podoba mi się - odparł spokojnie, decydując się udzielić odpowiedzi na kolejne pytanie. - Nie podoba mi się to, że wiesz więcej, niż wiem ja, i najwyraźniej dobrze się przy tym bawisz - podsumował, powoli przekierowując spojrzenie na profil Shepherd. W końcu nie doprecyzowała tego, o czym co myślał, a on i tak nie miał w zwyczaju dawać ludziom tego, czego od niego chcieli. Nie wtedy, kiedy sam tego nie chciał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Hm — zastanowiła się na głos, orientując się, że nie sprecyzowała swoich wcześniejszych słów. Chyba uznała to za mało istotny szczegół albo za coś oczywistego. Bardziej chodziło o umieszczenie w nich stosownego przytyku, jednak teraz nie zaszkodziło się nad tym pochylić. — Powiedzmy, że punktualności. Jak dotąd wolałam — cię bez koszuli i marynarki — inne twoje wydanie — zakomunikowała, a kąciki jej ust uniosły się w nieprzeniknionym wyrazie. Poza dokonaniem tej małej aluzji, ciemnowłosa zrozumiała, że nigdy przedtem nie widziała go w bardziej oficjalnej odsłonie, ani też nie była w stanie ocenić punktualności, gdyż zdecydowana większość ich spotkań odbywała się splotem przypadków, i wbrew wszelkim konwenansom, a czasem nawet ich woli.
— Mam nadzieję, że to nie wynik uprzedzenia — skomentowała wątpliwość dotyczącą opuszczenia galerii z pustymi rękoma. Uprzedzenie, ale do kogo? Do niej? Do Nathalie? Do całej sprawy związanej z jej śmiercią? Być może wysnuty przez Shepherd wniosek był posunięty trochę za daleko, a jego po prostu cechowała w tym momencie dezorientacja brakiem wystarczających informacji, ale właśnie dlatego chciała poznać jego punkt widzenia. — Byłoby szkoda. Zmarnowałabyś tylko swój czas, a wydaje mi się, że niespecjalnie odpowiada ci taka perspektywa — zauważyła. Jej spojrzenie przesunęło się na mężczyznę, a brew w naturalnym odruchu powędrowała ku górze.
Milczenie, jakie nastąpiło w reakcji na zadanie przez nią pytanie, było dosyć wymowne. Zresztą w momencie, w którym w ogóle padło, domyślała się już odpowiedzi. Liczyła, że uda im się jeszcze wrócić do tego, dlatego z wyrazem lekkiego rozbawienia bezpośredniością Blake’a, przeszła do kolejnej kwestii.
— Chyba powinnam potraktować to wyjątkowo osobiście — skwitowała, jak gdyby pytanie o ocenę fotografii wcale nie było podchwytliwe z uwagi na to, że osoba znajdująca się na niej to ona. — Loganowi się spodoba. Uważa, że za często bywam u niego w domu, więc teraz będę tam cały czas — przyznała, nie kryjąc się przed nim ze swoim niecnym zamiarem. Najwyraźniej pomyślała, że od czasu ich wspólnej pijackiej wyprawy pod jej dom byli w jakiejś komitywie i być może Logan zdążył mu przybliżyć niesłabnący zwyczaj siostry.
W kontekście odparcia zarzutu jakoby wiedziała więcej, nasuwało jej się kilka uwag, takich jak to, że na wszystko przyjdzie pora, żeby nie przyspieszał procesu oraz że był w gorącej wodzie kąpany i zadziwiająco szybko przechodził do konkretów. To ostatnie nawet trochę ją zaskoczyło, bo miała nieco inne oczekiwania przebłyski w pamięci. Niezależnie od towarzyszących temu odczuć, rozchyliła usta, gotowa uchylić przed nim rąbka tajemnicy, kiedy z boku usłyszała znajomy głos:
— Eileen! — Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć na tę zaczepkę (nie żeby specjalnie się wyrywała), właścicielka głosu żywym krokiem zmierzała w ich stronę. — Nie zauważyłam, kiedy przyszłaś, ale skoro już jesteś, to cudownie cię widzieć. Wreszcie, co? Po tych kilku tygodniach przygotowań! — rzekła kobieta z szerokim uśmiechem rozciągającym się na pełnych wargach. Eileen spędziła w jej towarzystwie wystarczająco dużo czasu, żeby wiedzieć, iż był on szczery i idealnie oddawał atmosferę dzisiejszego dnia. — A... — zaczęła, a jej czujne spojrzenie łowcy powędrowało na Griffitha. — Kim jest twój towarzysz?
— Justine, to... Blake. — Po prostu Blake. Pytanie tylko, czy możliwych skojarzeń z jego osobą było aż tak wiele, czy aż tak mało? Albo raczej, które z nich należały do tych z kategorii przyzwoitych? — Blake, to Justine. Właścicielka galerii i fundacji wspomagającej artystów, na którą pójdą wszystkie środki z dzisiejszej wystawy. Pomagała mi w doprowadzeniu tego wydarzenia do skutku — wyjaśniła pokrótce z cieniem stonowanego uśmiechu, po czym zerknęła przelotem na mężczyznę, chcący upewnić się, czy rozjaśniło mu to w jakiś sposób sytuację.
— I wyszło wręcz spektakularnie! — zachwyciła się kobieta, nie kryjąc swojego entuzjazmu, a w poszukiwaniu podobnych przejawów skierowała uwagę na współorganizatorkę. — Nathalie była świetną artystką. Naprawdę wszechstronną. Gdy tylko padła propozycja wystawienia jej zdjęć, wiedziałam już, że na sto procent będę chciała to zrobić! Eileen wszystko mi o niej opowiedziała, łącznie z tragedią, jaka ją spotkała i tym, że złoczyńca nadal pozostaje nieznany. — Z ust Justine wydobyło się ciche westchnienie, nie będące jednak oznaką świadomości, że podejrzany w przywołanej sprawie stał tuż obok niej. Na szczęście szybko porzuciła zgnębioną postawę, możliwe, że jeszcze zanim zrobiło się z tego powodu niezręcznie. — W każdym razie pomysł ze zorganizowaniem wszystkiego w jej urodziny to strzał w dziesiątkę! Ugh, już mnie wołają... Muszę lecieć dalej, ale wam życzę dobrej zabawy. Blake, miło było cię poznać. Do zobaczenia, mam nadzieję. — Posłała mu subtelny uśmiech na odchodne.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szczerze powiedziawszy Blake nie spodziewał się, że usłyszy z jej ust odpowiedź, nawet jeżeli - a może właśnie dlatego? - dotyczyła ona tak błahego, niewiele znaczącego pytania. Uznał, że Eileen zapewne to zignoruje; uśmiechnie się tajemniczo, racząc go przy tym kpiącym spojrzeniem, a on zaledwie wywróci oczami na znak, że i tak mało go to obchodziło. Wszak nie zamierzał z galerii wychodzić z jakimkolwiek obrazem, zatem ewentualna zniżka z tego powodu, że jest sobą przybył punktualnie, nie byłaby mu potrzebna.
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że dobrze wyglądam w koszuli -
rzucił zuchwale, choć spojrzenie miał oparte na widniejącej na przeciwko nich fotografii. On sam zdecydowanie lepiej czuł się w strojach mających mniej wspólnego ze sztywną elegancją, w co - w jego opinii - wpisywały się starannie wyprasowane koszule, jak i marynarki. Nie przesadził na szczęście z dodaniem do całości krawata, wszak to już byłoby przesadą.
- Uznałem, że to dobre miejsce, by zweryfikować te informacje i sprawdzić inne opinie - powiedział z przekonaniem, przekierowując spojrzenie na ciemnowłosą. Nie minęło więcej, niż kilkanaście sekund, a mogła usłyszeć ciche, kpiące parsknięcie, jakie łatwo dyskredytowało autentyczność słów, jakie dopiero co wypowiedział. No, może nie tych o koszuli i swoim dobrym wyglądzie (i to akurat nie był żaden egocentryzm, bo sam się nad tym nie zastanawiał) - jednak nie zamierzał nikogo pytać o to, czy rzeczywiście wygląda w nich w porządku, czy wręcz przeciwnie. To także był aspekt, w którym zdanie większości ludzi nie grało dla niego żadnej roli. Liczyło się to, aby sam ze sobą czuł się dobrze.
- Też wolałem... - urwał na moment, sięgając po telefon z niezwykle niewinną miną. Nieuchronnie jednak na twarz wdzierał się złośliwy uśmiech, a domyślał się, że Dev doskonale wiedziała z jakiego powodu. - Twoje inne wydanie - dokończył myśl, najpierw taksując ją wzrokiem z góry na dół, aby na dwie sekundy rzucił okiem na wygaszony ekran telefonu. Nie musiał przecież szukać odpowiednich wiadomości (swoją drogą: pewnie już ich nie miał. chyba. raczej. możliwe. a może miał nadal?), aby załapała aluzję.
- Skończmy tę gierkę, Shepherd - skwitował stanowczo, wchodząc jej tym samym w słowo, kiedy wspomniała coś o swoim bracie. I pewnie w innych okolicznościach mógłby się nawet zaśmiać i pochwalić jej pomysłowość w związku z prezentem, jaki zamierzała mu wręczyć, lecz teraz jego humor niebezpiecznie lawirował między byciem po prostu sobązłośliwym chujem (czyli coś, co mogła już poznać), a byciem zniecierpliwionym i poirytowanym złośliwym chujem, co bynajmniej nie czyniło z niego przyjemnego rozmówcy.
Może obie wersje tego nie sprawiały. Cóż.
- Powiesz mi łaskawie o... - Szczęka mężczyzny zbyt mocno zacisnęła się, w ostatniej chwili hamując cisnące się na usta zwroty. Sztywne skinięcie głową w stronę kobiety było jedynym - jak na razie - wyrazem sugerującym, iż zarejestrował jej najście. W milczeniu patrzył to na jedną, to na drugą, by po krótkiej wymianie uprzejmości zabrać głos.
Równie dobrze mógł tego nie robić, bo niewiele to wniosło.
- Strzał w dziesiątkę, huh? - wyrzucił z wyuczonym uśmiechem, lecz chłód w jego oczach i ton podszyty - dla zaznajomionych uszu - kpiną, mógł sugerować coś innego. Strzał, a w zasadzie - trzy kule - były powodem, dla którego dwudziestokilkulatka straciła życie tamtej lipcowej nocy.
- Wzajemnie. Mam nadzieję, że nikt nie straci głowy - powiedział powoli, przy okazji mrużąc ostrzegawczo oczy.
- Podczas licytacji. Stalowe nerwy też się przydadzą. - I tu jego wzrok spoczął bezpośrednio na Eileen, skoro właścicielka galerii postanowiła (i całe szczęście) oddalić się stamtąd, skąd przyszła.
Nie powiedział nic. Zupełnie.
Na ścianach fotografie malowały swoją mnogość historii, tak z jego spojrzenia była analityk krwi mogła wyczytać...
W rzeczy samej, Devono Eileen Shepherd, co widzisz?
Winnego?
Rozpracowałaś mnie; od samego początku widząc każdą kroplę krwi brudzącą moje dłonie i powoli spływającą na poszarzałą od porzuconych wspomnień ziemię.
...a może najnormalniejsze na świecie zmęczenie i rezygnację, sugerujące, że...
To nigdy nie był on.
- Już nic nie musisz mówić -
zakończył wcześniej podjęty wątek suchym, matowym tonem, i spojrzał gdzieś w bok, w sam raz na ustawione na eleganckiej tacy wysokie kieliszki z musującym alkoholem, przy tym sięgając po jeden z nich.
Dla siebie, oczywiście, przecież nie zamierzał pytać, czy ona również ma ochotę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie od dziś wiadomo, że w sytuacjach, w których najlepiej było zachować milczenie, Eileen znajdowała sobie pretekst, by jednak podzielić się jakąś soczystą i nieproszoną uwagą. Tak zresztą wyglądała większość ich rozmów.
— Czyli na ogół nie bywasz w takich miejscach — zaryzykowała stwierdzeniem, jakby notowała tę informację w głowie, a niekoniecznie oczekiwała, że ten zdecyduje się pociągnąć temat w jakimś konkretnym kierunku albo zwyczajnie go zignoruje. Tym bardziej, że do tej pory tak naprawdę nie należała do osób odwiedzających galerie i otaczających się sztuką, nawet jeśli była w bliskich stosunkach z artystką, dla których to była codzienność, więc gdyby faktycznie postanowił nawiązać do artystycznych klimatów, niespecjalnie miałaby czym się odwdzięczyć. W zasadzie można powiedzieć, że to było jej pierwsze zetknięcie z galerią, zarówno od strony przygotowań, jak i uczestnictwa w gotowej wystawie.
Uśmiechnęła się półgębkiem w początkowej odpowiedzi na przywołane przez niego rzekome wydanie, albowiem miała w pamięci okoliczności, w których wyszło na jaw jego – nie bójmy się tego określenia – krętactwo, dające początek spirali nieporozumień. Bruce to Blake. Blake to Bruce. To mogła być największa szydera losu albo – sorry, chłopaki – przeznaczenie. Niezależnie od tego, złość i poczucie kompromitacji, które chciała na nim wyładować, były wówczas autentyczne. Nawet teraz poczuła przepływający przez ciało pobudzający dreszczyk.
— Wychodzi z ciebie sentymentalista — rzuciła po chwili z lekką nutą przekąsu, opuszczając wzrok na telefon w męskich dłoniach. Tym razem świadomie nie sprecyzowała, czy to dobrze o nim świadczy, czy źle. Na pewno nie wierzyła, aby nadal posiadał te zdjęcia, ale z pewnością zaskoczyłby ją, gdyby było inaczej. Nie dlatego, że istniało prawdopodobieństwo, iż mógł chcieć je wykorzystać, bo gdyby rzeczywiście o to chodziło, już dawno by to zrobił. Ale dlatego, że tak ciepło się o nich wypowiedział. — A tak przy okazji. — Nachyliła się do niego nieznacznie, jak gdyby to, czym zamierzała się z nim podzielić było ściśle tajne i przeznaczone wyłącznie dla jego uszu. — Wciąż czekam na twoje — dodała wymownie, zaglądając w oczy mężczyzny. Mimo że zdjęcia docelowo przeznaczone były Bruce’owi, to skoro również Blake docenił ich kunszt, skierowanie tej prośby tego wyzwania do niego było jak najbardziej stosowne.
— Tak szybko chcesz uciec? — odparła słowa Griffitha z niesłabnącym zapałem do jego poirytowania i niecierpliwości. Wszystko to do tego stopnia, że gdyby było to dozwolone w tym miejscu, sięgnęłaby w tej chwili do kieszeni po paczkę papierosów i odpaliłaby jednego, oddając się tej przyjemności bez zbędnego pośpiechu. Jednoznacznym było dla niej, że gdy już powie mu w czym rzecz, ten zapewne będzie chciał wyjść. Nie żeby miała go zatrzymywać w żadnym z możliwych scenariuszy, bo choć chciała, żeby zobaczył, co miała w zanadrzu, to uznała, że najpierw należało zarysować odpowiednie tło. Ostatecznie Justine ją w tym uprzedziła i nawet z wizji o spaleniu papieroska z towarzyszącym tej czynności namaszczeniem nic nie zostało.
Widziała to, czego on nie mógł jeszcze wiedzieć. Mógł się domyślać, skoro zaproszenie trafiło do jego rąk, wbrew temu, co całkiem niedawno wręcz wykrzyczała mu w twarz. Ona sama nie sądziła, że istnieje jeszcze coś na tyle zawrotnego i przełomowego, co sprawiłoby, że wylewające się w przypływie frustracji słowa poszłyby w zapomnienie. Ale czy czasem nie jest tak, że gdy ogarnia człowieka największe zwątpienie i w końcu przestaje drążyć, nagle coś stawia temu kontrę, przez co zmienia się perspektywa na daną rzecz? Motywacją Shepherd w utrzymaniu tego poglądu była – o, zgrozo – nadzieja, która na dobrą sprawę nie była niczym pewnym, gdyż pojawiała się i znikała w podobnie szybkim tempie, aczkolwiek dysponując nie dość wystarczającymi poszlakami, tylko nadzieja mogła doprowadzić ją do przekonania, że jego obecność tutaj, wśród horkruksów Nathalie, świadczyła o tym, że to nigdy nie był on.
— Skąd wiesz, czy to, co chcę powiedzieć jest sprzeczne z tym, co tu padło? — Skąd wiesz, czy to nie jedyna szansa, żeby się przekonać? Być może warunki nie sprzyjały takim tematom, ale w ich przypadku trudno było utorować ku temu drogę. Każda okazja wydawała się niewłaściwa.
— Ja jednak powiem — oznajmiła po dłuższej chwili, i idąc w jego ślady, zgarnęła z tacy naczynie. — Za powodzenie wystawy. — Uniosła dłoń w geście toastu i nie czekając na jakikolwiek ruch, przysunęła kieliszek do jego kieliszka, aż te wydały charakterystyczny brzdęk. Upiła porządny łyk i zagaiła, ruszając w jedną z alejek (?): — Idziemy dalej? Jest coś, co może cię zainteresować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sztuka - różnego rodzaju - towarzyszyła mu od najmłodszych lat. Dom, w jakim dorastał, ozdobiony był wieloma pięknymi (i niesamowicie drogimi) obrazami, w których lubowała się Jackie, ale i Wayne czuł (o dziwo) ten klimat. Oprawione w ramy zdjęcia z przeróżnych podróży również można było spotkać w wielu zakątkach posiadłości; tej zamieszkiwanej przez nich, jak i willi dziadków, która tuż po ich śmierci stała się własnością rodziców Blake'a. Większość z uwiecznionych na fotografii wspomnień wisiało w piwnicy; przytwierdzone do ceglanej ściany soczyste kolory Bordeaux, Prowansji czy Szampanii idealnie współgrały z drewnianymi regałami, których wnętrza zdobiły setki butelek wina z różnych zakątków świata. To jednak nie malarstwo, ani nie fotografia dominowały w kwestii artystycznych upodobań pani domu, a wino rzecz jasna, po którym przychodził znaczny wzrost weny muzyka połączona ze sztuką dobrego pisania. Niestety, częściowo analityczny umysł Blake'a wyparł umiejętności związane z pięknym pisaniem pochwalnych esejów, zamiast nich celując w słowne gierki, bądź minimalizm wyrazu, choć muzyka - już z większą chęcią - zaczęła coraz częściej towarzyszyć mu wraz z mijającymi latami.
- Już nie - sprostował zgodnie z prawdą, choć domyślał się, że tym razem ta odpowiedź nie była wymaganą przez kobietę. Wystarczył jej ton; z jednej strony sugerujący jaka mogła być poprawna odpowiedź, a z drugiej dosłyszał tę lekką, niewypowiedzianą nutę zawahania. A może tylko mu się wydawało, że ją słyszy.
Eileen Shepherd była skomplikowana, tajemnicza, zuchwała i zadziorna. Była zarówno znakiem zapytania, a on nie zawsze chciał znać odpowiedź na niewiadome, które wraz ze sobą niosła, jak i ostrzegawczo migającym wykrzyknikiem. Sugerowała odwrót; nim zrobi się za gorąco, za nieprzyjemnie, a obie strony stracą zbyt dużo cierpliwości i cennego czasu, równocześnie inteligentnym podsycaniem tematu niemo nakłaniając, by zostać jeszcze choć przez chwilę. Była dysonansem, jaki odczuwał będąc w jej towarzystwie; ciekawością i złością. Irytacją i szczerym, nieudawanym uśmiechem, kiedy doceniał jej pocisk żart. Była kobietą, której nijak nie umiał rozgryźć. I to nie do końca mu odpowiadało.
Chyba. Tego też nie wiedział.
Sentymenty nie były czymś, z czym było mu do twarzy, więc sceptycznie uniósł brew i to by było na tyle z jego reakcji. Zresztą, nawet gdyby miała rację - nie było szans, aby się do tego przyznał i zrobił cokolwiek, aby potwierdzić coś, co powiedziała ciemnowłosa, szczególnie w jego kontekście.
- Nie wiedziałem -
odparł szczerze, nie do końca czując intencję jej wyznania. Ile było w nim prawdy, a ile kpiny, by odbić jego słowa? Griffith nie chciał tego analizować, ani się nad tym zastanawiać, skoro on - w przeciwieństwie do Dev - nie bawił się w wysyłanie swoich nagich zdjęć.
- Mój błąd; mogłem się domyślić, skoro już w ubiegłym roku tak na mnie patrzyłaś -
powiedział, zuchwale zadzierając głowę wyżej, wraz z szelmowskim uśmiechem, jaki bezwiednie rozjaśnił jego twarz. I nie miało najmniejszego znaczenia, że się powtarzał, że ponownie mógł wyjść na kogoś, czyje ego ledwo co mieści się w całej tej galerii. Uśmiech - z mijającymi minutami i rozwojem rozmowy - także okazał się być bez znaczenia, wszak prędko został zmyty przez krótkie towarzystwo Justine.
- Obawiam się, że nie jest sprzeczne. - I w tym problem; domyślał się, że ma go za takiego człowieka. Winnego, działającego bez skrupułów, więc znalazła sposób, w którym - jak myślała - mogła spróbować go ośmieszyć. Tym, że to przyszedł, że się pojawił, że zakupi - być może - jedno z dzieł swojej ofiary.
- Prowadź. - Upicie - a może raczej: dopicie szampana i sięgnięcie po kolejny kieliszek mogło być czymś, co pomoże mu się pogrążyć przetrwać te późne popołudnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Zabrzmiało jakby stało za tym coś dramatycznego — powiedziała intuicyjnie, a spojrzenie skierowała na mężczyznę, chcąc dostrzec ewentualne odpowiedzi na tę wątpliwość na jego twarzy, gdyż podejrzewała, że jeśli coś miałoby ją naprowadzić, to tylko mimika, która bywała zdradliwa. Sam pewnie nie pokusiłby się o werbalne i jednoznaczne potwierdzenie czy zaprzeczenie. Zabawne. Prawie się nie znali, a jednak była w stanie przewidzieć, że zwierzenia nie należały do jego zwyczajów. A może to wcale nie było trudne do przewidzenia? Albo po prostu podświadomość podpowiadała jej, że Blake Griffith był dramatyczną postacią samą w sobie? To ostatnie wwierciło się jej do głowy tak mocno, że sprowokowana tym niespodziewanym uderzeniem, zapytała: — Jest ktoś, kto naprawdę cię zna? — W każdym calu, bez wyjątków. Zignorowała przy tym możliwości, że dla niego mogło zabrzmieć to jak coś niezwiązanego z tematem, albo wręcz na odwrót, jak coś, co potrzebne jej było do prywatnego śledztwa, prowadzonego przeciwko niemu przez ostatnie kilkanaście miesięcy. Tymczasem chęć poznania odpowiedzi wynikała ze zwykłych, wewnętrznych pobudek, i - jeśli odpowiedź w ogóle istniała - przeznaczona była tylko dla niej.
— Mogłeś — przyznała mu rację lekkim kiwnięciem głowy, co najmniej jakby nie miała nic przeciwko temu. — Ja natomiast zastanowię się, co zrobić z faktem, że dostając przez cały ten czas jasne sygnały, ty i tak nie zrobiłeś z nimi nic użytecznego — dodała nad wyraz poważnym tonem, jednak kąciki ust, które w ostatnim momencie nieznacznie drgnęły ku górze, mogły zdradzać, że wcale nie miała wobec tego żadnych zamiarów. Jak na razie...
Here, I'll forgive my thoughts now
Steer it, cause I forget the dots now
— Może teraz pozytywnie byś się zaskoczył. — Czy mogła mieć wobec niego zarzut, że nie chciał zaskakiwać się za jej sprawą w żaden z możliwych sposobów? Nie. A to, że nie mógł mieć ochoty poznać, co miała do powiedzenia, nosząc w pamięci echo wcześniejszych, nieprzychylnych słów? Też nie.
— Mam nadzieję, że mówiąc o utracie głowy, nie miałeś na myśli niczego dosłownego. — Zerknęła na niego kontrolnie, uznając za stosowne dokonać małego wprowadzenia przed wystawieniem mu fotografii. Ona nie miała żadnych ukrytych celów, poza tym, że chciała uświadomić go jedynie, że takowe istnieją, mając na uwadze to, że osoba na nich nie była mu obojętna, aczkolwiek nie wiedziała, jak faktycznie odbierze jej intencje. Wiedziała natomiast, że z całą pewnością nie mógł widzieć ich wcześniej. Nikt nie widział. — No chyba, że dla sztuki — dodała sugestywnie, gdy dotarli już we wskazane miejsce, a przed nimi rozpościerały się fotografie, jedna przy drugiej, uwieczniające, jak jej się wydawało, kogoś doskonale mu znanego.
— Wygląda, że były blisko. Lubiła ją fotografować — odezwała się po chwili, przenosząc wzrok z Griffitha na kobietę patrzącą na nich ze ściany, po czym jednym haustem opróżniła swój kieliszek.
Was it all any more faded after all?
I don’t know... I don't know... I don't know...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wywrócił kpiąco oczami. Bezwiednie, bez przemyślenia, pozbawiając się choć paru sekund na przemyślenie reakcji, przez co była ona całkowicie automatyczna i szczera. I to nie tak, że często pokazywał swoją mimiką sztuczność i brak autentyczności, o co również można było obarczyć wydźwięk słów; Blake najczęściej - i być może to był błąd - mówił to, co mu ślina przyniosła na język. Jedynie w niektórych przypadkach postanawiając ubarwić wersję jakimś drobnym kłamstwem, jakim było - między innymi - podanie swojego drugiego, a nie pierwszego imienia, w jednej z aplikacji, która na ten moment zaledwie zaśmiecała jego telefon. Przestał korzystać z tindera przed kilkoma tygodniami, choć jeszcze nie odinstalował charakterystycznej ikonki, jaka widniała na wyświetlaczu, choć z całą pewnością nie był to pierwszy ekran, który pojawiał się tuż po odblokowaniu smartfona.
- Uhm, no nie wiem, może parę lat odsiadki, podczas których nie miałem okazji bywać w takich miejscach? - wyrzucił, rozkładając przy tym ręce na boki, choć jego ton pozbawiony był jakiegokolwiek zarzutu w jej kierunku, a raczej przepełniała go ironia. I po to, by nie zarzuciła mu, iż od wyjścia na wolność minęło już sporo czasu, bo ponad rok (ale kto by to liczył i pilnował), postanowił jeszcze za pomocą jednego sprostowania kontynuować poruszony temat.
- Później długo nie dostawałem żadnych zaproszeń - dodał, celowo taksując przy tym spojrzeniem ciemnowłosą, aby pod koniec na parę sekund za długo zawiesić swój wzrok na wysokości jej oczu. Mogła odeprzeć jego słowa sugerując, że mógł się pojawiać i bez zaproszeń - ale czuł, że taka personalizowana odpowiedź będzie taką, która zakończy ów wątek jego obecności w galeriach i na aukcjach.
- Jest parę ze dwie osób, które znają mnie całkiem nieźle - powiedział po dłuższej chwili przemyślenia, ani nie zaprzeczając usłyszanemu pytaniu, ani nie zaprzeczając, choć zupełnie niepotrzebnie zaczęła nurtować go myśl, iż zadanie go, musiało kosztować ją więcej, niż te poprzednie. W końcu kto by pomyślał, że Eileen interesowała tak prywatna - niby błaha, a jednak nie - kwestia odnosząca się do... niego.
- Jak dobrze znasz samą siebie, Shepherd? Na tyle, by móc powiedzieć, że ktoś zna cię w podobnym stopniu? - podjął, unosząc brew pytająco, a w międzyczasie - jeszcze nim ruszyli - podchodząc bliżej niej. Z b y t blisko niej.
- Nigdy nie robisz nic wbrew sobie? Czegoś, co po fakcie uznajesz za szaleństwo? - zapytał cicho, opuszczając wzrok na czubek jej głowy. Czy miał coś konkretnego na myśli? Owszem. Czy oczekiwał, że mu odpowie? Skądże, a na zasugerowanie tego - aby nie próbowała - uśmiechnął się kącikowo i uniósł dłonie w geście kapitulacji, wcześniej nieprzypadkowo przesuwając dłonią po jej talii.
- Zastanów się. Jestem ciekaw, jak daleko możesz się jeszcze posunąć - rzucił z rozbawieniem, tym samym przecinając krótką chwilę ciszy wypełnioną gęstą atmosferą, jaką zostawiła za sobą Justine, a raczej te kilka zdań, które wypowiedziała.
  • This is how we fall apart, this is how the ending starts.

I tu - raz jeszcze - zbyt szybko się cieszył wszak widok - nawet jeśli piękny i taki, który zatrzymał go w miejscu, jak gdyby grawitacja stała się na przeciwko niej mocniejsza, niż w pozostałych alejkach galerii, a on nie potrafił z powrotem unieść stóp by ruszyć dalej.
Chciał ruszyć dalej.
Próbował ruszyć dalej.
R u s z y ć d a l e j.
Pójść, bez jej widoku przed oczami.
  • ...cause when our heads betray our hearts, we fake what we don't know.

Nie wiedział ile czasu minęło, nim zmrużonymi w pytającym geście oczami sięgnął twarzy Dev. Nie miał pojęcia co tym razem wyrażały emocje malujące się w jego tęczówkach, czy zaciśniętych w bóluwargach. Nerwowe przełknięcie śliny nastąpiło tuż przed dopiciem - na raz - całej zawartości kieliszka szampana, a niezgrabne odłożenie szkła spowodowało charakterystyczny brzdęk, a ostre odłamki zdawały się ponownie rozdrapać rany, które, jak myślał, już się zagoiły wyścieliły podłogę.
To nie była dobra reakcja.
To była najgorsza reakcja, jaką mógł pochwalić się jego organizm.
Nie chciał otworzyć się przed Eileen; bo po co miał pokazać słabość i to, że na kimś naprawdę mu zależało.
- Jeśli uznałaś, że będę chciał kupić te zdjęcia, to się mylisz. - Cierpkie słowa cierpki szampan i te uderzające do głowy bąbelki za głośno wybrzmiały, a on, z trudem powstrzymując osadzenie wzroku na uchwyconych na fotografii oczach Ivy, odwrócił się i ruszył do wyjścia.
B l u s z c z nie mógł ponownie złapać go w swoje diabelskie sidła, a ratunkiem: na teraz, na już na nerwy, które bynajmniej nie były ze stali, a głowę - jak widać - stracił on, zdawał się być ten nieszczęsny, trujący dym, którym się zaciągnął karmiąc swoje płuca.

  • If our doubt begins again, the answers find us in the end.
    So in the meantime we'll pretend, and fake what we don't know.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard”