WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Chet był przyzwyczajony do wczesnego wstawania, co zwykle, kiedy dzielił łóżko z Jordaną, starał się robić dyskretniej, i tak, by jej przy tym nie budzić - a tym bardziej nie robił tego celowo, skoro ona sama nie musiała zrywać się o bladym świcie, by zdążyć do pracy, którą zaczynała dopiero po południu. Nie przeszkadzało mu to, że mieli odrobinę różne nawyki, nawet jeśli widok śpiącej smacznie panny Halsworth bynajmniej nie ułatwiał mu porannej pobudki. Mieli jednak na swoim koncie również wiele przyjemnych, wspólnych poranków, i nie ulegało wątpliwości, że mając do wyboru budzenie się u boku brunetki, a budzenie się w pustym łóżku, Chester zdecydowanie preferował to pierwsze. A te drobne różnice - starał się odwracać na ich korzyść, ot, chociażby rozpieszczając od czasu do czasu Jordanę pysznym śniadankiem do łóżka, albo - jak na księcia z bajki przystało - wybudzając ją pocałunkiem i czułościami, które z pewnością były milsze niż niejeden sen. - Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś budziła się tak codziennie - uznał w odpowiedzi, niejako sugerując, że i on chciałby, aby poranki takie jak ten dzisiejszy stały się ich nową, wspólną codziennością; nawiązując tym samym do kwestii ewentualnego zamieszkania razem, co z jednej strony wydawało się być dość oczywistym i logicznym krokiem po tym, jak spłodzili sobie dziecko, ale z drugiej - bez wątpienia wymagało jeszcze omówienia w nieco odpowiedniejszych okolicznościach, bo teraz Chet nie miał zbytnio ochoty wybiegać myślami w przyszłość, by zamiast tego skupić się na chwili obecnej: na tym, że Jordie była obok, a wszystko wróciło na swoje miejsce. Komentarz brunetki skwitował krótkim śmiechem, bo chyba pierwszy raz został nazwany ptakiem i z jakiegoś niezrozumiałego powodu w pierwszej chwili w jego głowie zamajaczył obraz drag queen w krzykliwej kiecce z piórami. Widocznie o tak wczesnej porze mózg tworzył doprawdy dziwne konotacje - acz w tym przypadku istotnie to Chet okazywał się być rannym ptaszkiem, i o ile odgłosy natury generalnie mu nie przeszkadzały, to takie powtarzalne, uciążliwe dźwięki, jakie wydawały z siebie aktualnie ptaki za oknem, zwyczajnie w pewnym momencie stawały się irytujące i sprawiały, że brunet nie był w stanie ich ignorować. Potrzebował zatem czegoś, co skutecznie odwróci jego uwagę, a z tym Jordana radziła sobie zwykle bez zarzutu. Nie inaczej było więc i tym razem, gdy ich usta spotkały się wreszcie w czułym pocałunku. Mruknął twierdząco w odpowiedzi na jej pytanie i, nauczony już wcześniejszymi, wspólnie spędzanymi nocami oraz porankami, podniósł się nieco, by uwolnić długie włosy Jordany, jakie z pewnością przygniótł własnym ciałem - bo chociaż lubił ją czasem mocniej za nie pociągnąć, czego dowód dał również ubiegłej nocy, to miało to miejsce tylko w bardzo konkretnych okolicznościach; nie chciał zaś przypadkiem jej ich powyrywać. Gdy obróciła się więc do niego przodem, brunet zagarnął ją ramieniem i objął szczelnie; mimo iż to raczej nie przytulanie chodziło mu po głowie, gdy myślał o produktywnym spędzeniu tak rozpoczętego dnia. Ale od tego mogli zacząć. - Tak? - podjął z zaciekawieniem, oczekując pewnie propozycji nieco innej niż ta, jaka padła finalnie z ust panny Halsworth, skłaniając go do uniesienia z zaintrygowaniem brwi, ale - uwielbiał w niej właśnie to, że każdego dnia czymś go zaskakiwała. - Rozumiem, że twoja romantyczna natura też domaga się zaspokojenia? - skoro tę pierwotną i zwierzęcą zaspokoili już wczoraj. Mimo to nie wstał od razu razem z Jordaną, a gdy wyplątała się z jego objęć i z pościeli, brunet przebiegł wzrokiem wzdłuż jej sylwetki, i opadł jeszcze plecami na materac, by przeciągnąć się z potężnym ziewnięciem, zanim, pozbawiony brutalnie kołdry, podniósł się nagle i ruszył prosto na Jordie, w tej ich niekończącej się zabawie w kotka goniącego uciekającą przed nim myszkę. Dobił dłonią do drzwi, odcinając Jordanie tę drogę ucieczki, gdy drugą ręką chwycił ją i obrócił, tylko po to, by naprzeć na nią swoim ciałem, a ustami na jej usta, łącząc je w intensywnym pocałunku. Może to był jej sposób na to, aby Chet wciąż pragnął się za nią uganiać? I trzeba przyznać, że mimo wszystko - lubił nieustannie na nowo ją zdobywać. - No to chodźmy - zgodził się, by wyszli wreszcie na zewnątrz, nie przejmując się nadmiernie strojem swoim ani Jordany, skoro znajdowali się w lesie, gdzie najbliższy domek taki jak ten ich oddalony był o ładny kawałek, a o tej porze panowała tu absolutnie błoga cisza, spokój, i istotnie można było ulec wrażeniu, że na całym świecie nie istniało nic poza nimi samymi. Trzymając się za ręce przespacerowali się więc nad jezioro, gdzie te rudawe promienie wychylającego się dopiero słońca, odbijały się od spokojnej tafli wody, pięknie przy tym mieniąc i serwując ich oczom doprawdy cudowny, poranny widok. Z pewnością jednak, niezależnie od tego, czy ktoś potrafił docenić wschód słońca tak jak jego zachód, i czy można powiedzieć, że owa sceneria była równie romantyczna, to nie dało się chyba zaprzeczyć, że we wstawaniu wraz ze słońcem było coś przyjemnie orzeźwiającego i pobudzającego, co niezawodnie dodawało energii i pozytywnie nastrajało na resztę dnia. I - wraz z pobudką w ramionach ukochanej osoby - trudno byłoby sobie wyobrazić idealniejszy poranek. Nie puszczając kobiecej dłoni, Chet przyciągnął Jordie bliżej siebie i drugą ręką zapuścił się nieco pod jej koszulkę, by musnąć delikatnie opuszkami palców jej miękką skórę. - Co ty na to, żebyśmy zrzucili ciuchy i wskoczyli do jeziora? - skinął głową na niewielki pomost, który wręcz prosił się o to, by skoczyć stamtąd do chłodnej wody, najlepiej bez ubrań, bo i tak wiele ich na sobie nie mieli. - Czy myślisz, że stąd jest lepszy widok? - uniósł pytająco brew, wskazując z kolei na piasek i brunetce pozostawiając wybór, skoro chciała obejrzeć wschód słońca, a on nie miał nic przeciwko temu, aby zasiąść razem nad brzegiem i po prostu się poprzytulać; a później wskoczyć do wody, bo tego z pewnością odpuszczać nie zamierzał i nawet gdyby Halsworth nie wyraziła aprobaty, to, cóż, musiałby ją do tego jeziora wrzucić. O to Chet był jednak spokojny, bo znał swoją dziewczynę na tyle, by wiedzieć, że chętnie przystawała na wszystkie spontaniczne pomysły - a teraz był przecież najlepszy czas na ich realizowanie i na zrobienie czegoś choć trochę szalonego, zanim pozostanie im już jedynie odpowiedzialność i bycie (przyszłymi) rodzicami.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Zdecydowanie budzenie się u boku bruneta wygrywało w starciu z budzeniem się w pojedynkę i to nie ulegało żadnym wątpliwościom: Jordie bez wątpienia mogłaby się do takich poranków przyzwyczaić, najlepiej właśnie jeszcze w połączeniu ze wspólnymi wieczorami, które mogliby razem spędzić, by potem zasnąć obok siebie. Naprawdę brakowało jej tego w ciągu tego ostatniego okresu, który spędzili całkowicie osobno i teraz bardzo chciała to wszystko nadrobić. Tym bardziej jej buźka się rozpromieniła, gdy Chet wspomniał, iż nic nie stoi na przeszkodzie, aby mogła się budzić tak każdego ranka – a przecież istotnie tego właśnie pragnęła najbardziej na świecie i fakt, że on również tego chciał i nawet głośno o tym mówił, niezmiernie dużo dla niej znaczyła. Sugestia co do wspólnego mieszkania nie została więc puszczona mimo uszu, mimo, że tak naprawdę w tej konkretnej chwili nie podjęli rozmowy na ten temat, bo to raczej nie był odpowiedni moment: z racji tego, że dopiero był bardzo wczesny ranek, a oni byli zaspani i zbyt zajęci sobą, aby rozmawiać na tak ważne tematy związane z ich przyszłością. Na takie rzeczy przyjdzie jeszcze przecież czas, ale wyraz jej twarzy bez wątpienia świadczył o tym, że ten pomysł naprawdę się jej podobał i chciałaby podjąć ten temat w jakimś najbliższym czasie – nie chciała bowiem czekać w nieskończoność, jak i nie chciała, aby ciągle mieszkali osobno, bo w ten sposób tracili wiele czasu, który mogli spędzić razem. Poza tym faktycznie fakt, że zrobili sobie dziecko poniekąd stawiał ich przed oczywistym wyborem, przed takim, który nasuwał się sam – że powinni razem zamieszkać. Ale oni zdecydowanie nie zamierzali zrobić tego z jakiegokolwiek przymusu, ale z własnych chęci, przynajmniej takie chęci wyrażała właśnie Jordie. Teraz jednak ta jej romantyczna natura faktycznie domagała się zaspokojenia, bo Chet – skoro już ją obudził, stworzył idealną okazję do tego, by ten wschód słońca mogli wspólnie obejrzeć. I to w dość nietypowych, ale jakże romantycznych okolicznościach. – Chodźmy – zaspokoić moją romantyczną naturę – skwitowała z rozbawieniem, gdy wyszli wreszcie z domku, trzymając się za ręce. I co więcej, wcale nie było jej zimno, mimo tego skąpego ubrania i mimo tak wczesnej pory pośród drzew, najwyraźniej udał się im całkiem przyjemny poranek. Idąc więc niespiesznie w stronę jeziora, mogli się nie tylko dotlenić, ale z wyraźną przyjemnością teraz wysłuchiwać ptasiego koncertu i delikatnego szumu drzew, aż dotarli nad wodę, w której tafli cudownie odbijały się promienie dopiero co wschodzącego słońca. – Ale pięknie – mruknęła z ogromnym zachwytem, gdy widok rozciągający się przed jej oczami niemal zapierał dech w piersiach – Zdecydowanie warto było wyjść z łóżka – zaśmiała się cicho, nie mogąc oderwać oczu od wody. Tę obserwację przerwał jej jednak Chester, gdy pociągnął ją lekko za rękę ku sobie, tak iż wpadła wprost w jego objęcia, wyczuwając opuszki jego palców na swojej delikatnej skórze. Uśmiechnęła się promiennie, przesuwając niesfornie dłonią po jego nagim torsie. – Przyznaj, że po prostu chcesz mnie znowu zobaczyć nago – rzuciła żartobliwie w odpowiedzi na jego pomysł – Ale czy mogłoby być coś piękniejszego niż oglądanie wschodzącego słońca wprost z tafli jeziora? – mruknęła z zachwytem i zbliżyła się nieco, wyraźnie zaintrygowana ową propozycją, która i jej samej zresztą krążyła po głowie. Musnęła przelotnie jego usta, po czym wyswobodziła się z jego objęć i ruszyła żwawym krokiem w stronę pomostu, który znajdował się nieopodal. – Dokładnie na to miałam ochotę – dodała, tak dla jasności, że ten pomysł owszem wydawał się jej szalony, ale przecież kto jak kto, ale Jordana miała w sobie naprawdę duże pokłady szaleństwa i do takich rzeczy Chet nie musiał jej dwukrotnie namawiać. Dlatego czym prędzej dotarła na pomost, na którym zwinnie pozbyła się ze swojego ciała jego koszulki, którą odrzuciła na drewniany podest, odsłaniając przed jego oczami swoje nagie pośladki, bowiem ciągle znajdowała się tyłem do niego. Zatrzymała się na samym skraju pomostu i nie odwróciwszy się, przekręciła jedynie lekko głowę w tył, by dostrzec zmierzającego w jej stronę bruneta. Posłała mu figlarny uśmiech, po czym spojrzała na taflę jeziora i z rozbawieniem wymalowanym na twarzy, zgrabnie wskoczyła do wody z cichym okrzykiem. Zniknęła na moment pod wodą, by po tym jak zaraz się z niej wynurzyła, roześmiać się głośno i zaczesać mokre włosy do tył. Przetarła mokrą twarz spoglądając na bruneta, który w tej też chwili wskoczył do wody i brutalnie ją nią ochlapał, co znowu ją rozbawiło. Odchyliła na moment głowę do tył i odetchnęła głęboko, poruszając rękami, co ułatwiało jej utrzymanie się na powierzchni, aż wyczuła zaraz przy sobie nagie męskie ciało i jego dłonie, którymi objął ją pod wodą, przysuwając jeszcze bliżej siebie. Spojrzała wtedy w jego ciemne oczy, nie przestając się uśmiechać nawet na sekundę i objęła go rękami za szyję, śmiejąc się nadal cicho. – To istne szaleństwo. Nie masz pojęcia jak uwielbiam robić z Tobą te wszystkie szalone rzeczy – przyznała, wpijając się zachłannie w jego usta, całują go namiętnie przez dłuższą chwilę, gdy coraz więcej promieni słonecznych oświetlało ich na powierzchni jeziora, gdy kompletnie zajęci sobą, na moment zapomnieli nawet o tym, że znaleźli się tu właśnie po to, by to słońce zobaczyć. Oderwała się w końcu od jego kuszących warg i trąciła jego nos swoim, spoglądając po chwili prosto w niebo i chłonęła tę chwilę ze zdwojoną siłą, ciesząc się tym do granic możliwości. Ciesząc się, bo to był jeden z niewielu momentów, gdy mogą sobie jeszcze na to pozwolić, dlatego też powinni to docenić – i to bardzo.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

- Przyznaję - wzruszył lekko ramionami, nie próbując nawet zaprzeczać temu, co było bardziej niż oczywiste, choć w tym przypadku - było zaledwie częściowym powodem, dla którego owa propozycja wspólnej kąpieli w jeziorze padła teraz z ust bruneta. Zawsze z nieskrywaną przyjemnością oglądał bowiem nagie ciało Jordany, i nawet jeśli na tym etapie można by się pokusić o stwierdzenie, iż znał je już na pamięć, to wciąż tak samo uwielbiał je odkrywać i sobie przypominać - i z całą pewnością równie chętnie będzie on też odkrywał wszystkie te zmiany, jakie zajdą jeszcze w jej ciele w związku z ciążą; i odkrywać w różnych okolicznościach, chociażby na łonie natury, gdzie Halsworth wreszcie mogła wcielić się w rolę tej mitycznej nimfy leśnej czy nawet wodnej, i w takim wydaniu - w jeziorze, w blasku wschodzącego słońca, raz jeszcze dać mu się odkryć na nowo. W odpowiedzi więc na jej zgodę i chęć wskoczenia do wody, wargi bruneta rozciągnął uśmiech zadowolenia i trochę dziecinnej ekscytacji, kiedy odprowadził Jordanę kawałek wzrokiem, nim wreszcie ruszył za nią, obserwując, jak zdejmowała z siebie tę przydużą, bo należącą do niego koszulkę, odsłaniając tym samym swoje idealnie szczupłe ciałko i zgrabne pośladki, na które ześlizgnęło się na moment jego spojrzenie, a na usta ponownie wpełzł uśmiech, zanim dostrzegł jeszcze podobnie wesoły wyraz na buźce Jordie, gdy przed skokiem zerknęła na niego przez ramię, kusząc go do tego, by zaraz do niej dołączył. Nie zwlekając, Chet zsunął więc z własnych bioder bokserki, zostawiając je właściwie na samym środku (niekończąca się historia pod tytułem: "facet i jego gacie"), po czym przyspieszył krok, by przy końcu drewnianego pomostu wybić się stopą i skoczyć z rozbiegu w rześką toń jeziora. Wyłoniwszy się po chwili spod powierzchni, przetarł dłonią oczy i zmierzwił swoje całkowicie mokre, a przez to przyklapnięte, włosy, lokalizując wzrokiem Jordanę, przy której to znalazł się po chwili, z niezmiennie majaczącym w kąciku jego warg uśmiechem. - Miałaś rację, tu są lepsze widoki. Śliczna z ciebie nimfa z leśnego jeziora - stwierdził z rozbawieniem i prześlizgnął spojrzeniem na jej pokryte gęsią skórką ramiona, żałując trochę, że resztę jej ciała skrywała aktualnie nieco mętna woda, gdy objął brunetkę rękami, celując ustami w jej szyję, której skórę zaczepił figlarnie zębami. Zaledwie na krótką chwilę, po której, wtórując jej śmiechem, Chet ponownie odnalazł spojrzeniem oczy swej towarzyszki. - Bo wariatka z ciebie - pstryknął ją krótko w nosek, jeszcze zanim ich usta spotkały się w pocałunku, jaki całkowicie pochłonął ich atencję i nawet malowniczy widok porannego nieba i skrzącej się w promieniach słońca tafli wody nie był w stanie tego zmienić. Gdy jednak brunetka oderwała się od jego warg, Chet postanowił mimo wszystko uszanować to, że nie chciała przegapić wschodu; pozwalając, by przez chwilę po prostu tkwili w swych objęciach, rozkoszując się widokami, jak i samym wspólnie spędzanym czasem, w okolicznościach, jakie nie należały do codzienności i tym bardziej zasługiwały na to, by odpowiednio się nimi nacieszyć, póki jeszcze mogli. Właściwie - przez wiele lat Chet wstawał wraz ze wschodem słońca i udawał się na poranną przebieżkę, ale nigdy tak naprawdę nie poświęcał choćby chwili, aby zatrzymać się w biegu - dosłownie i w przenośni - i zwrócić nieco większą uwagę na to wszystko, co go otaczało. Był zbyt zajęty sobą, pracą, i wszystkim tym, co obecnie chyba w ogóle już nie istniało. - Wiesz, że nigdy nawet nie miałem czasu popatrzeć na wschód słońca? - odezwał się nagle, rozciągając zaraz jednak usta w uśmiechu, by nie zabrzmieć zbyt ckliwie czy banalnie, mimo iż było to do bólu banalne, że dopiero przy Jordanie miał czas na wszystko. - Wywróciłaś mój świat do góry nogami, mała - dodał i, dla zobrazowania owej sytuacji, przesunął nagle dłońmi po ciele Jordany w dół i pochwycił ją pod pośladkami (zupełnie nie po to, żeby pomacać bezkarnie jej tyłek), a następnie podrzucił ją sobie na rękach i wywrócił tak, że pozbawiona równowagi oraz gruntu pod stopami, wpadła ona plecami do wody. Prawda była bowiem taka, że Chet zawdzięczał pannie Halsworth może nawet więcej, niż ona jemu - choć nie dosłownie, bo ona zawdzięczała mu życie, a trudno o większy dług; niemniej faktem pozostawało, że uwielbiał w niej właśnie tę beztroskę, spontaniczność i pozytywne szaleństwo, jakie sprawiały, że przy niej i on przestał odczuwać presję spełniania cudzych oczekiwań, jaka mocno mu ciążyła w momencie, gdy wrócił po latach do rodzinnego Seattle, bez pracy, bez żony i bez planu na siebie. I dopiero znajomość z młodszą o dekadę dziewczyną uzmysłowiła mu, że tak naprawdę niczego nie musiał, a wszystko mógł: mógł o wschodzie słońca wskoczyć nago do jeziora i to właśnie było zasługą Jordie. Co nie zmieniało faktu, że prawdopodobnie najbardziej szaloną rzeczą, jaką razem zrobili, było spłodzenie dziecka...

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Cichym śmiechem skwitowała to jak szybko przyznał, że jej sugestia była absolutną prawdą, ale – również w żaden sposób jej to nie dziwiło, bo akurat Chestera zna już na tyle, by wiedzieć, że ma do jej ciała szczególną słabość i jak zapewne niemal każdy facet, lubi oglądać swoją kobietę nago. Tym bardziej więc nie marnował ku temu okazji, a przecież ta była po prostu najlepsza, by ten zamysł zrealizować. Jednocześnie znowu mogli poczuć się w stu procentach wolni, niczym nieograniczeni, znowu mogli pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa, którego chyba ostatnio im brakowało, dlatego teraz było to niemal idealnym dopełnieniem ich odbudowanej relacji. Poza tym nie ukrywajmy, że każda sytuacja ma dwie strony medalu – i w tym układzie Jordana także chętnie wodziła wzrokiem po nagim, męskim ciele, które to miała tuż przed sobą. I tych widoków ciągle było jej mało, zwłaszcza, że jej mężczyzna prezentował się tak dobrze, że zdecydowanie było na czym to oko zawiesić. Sama kąpiel w jeziorze natomiast, zdecydowanie pozwalała jej odnaleźć się w roli wodnej nimfy, całkowicie nagiej i wyzwolonej, a przy tym niezmiernie szczęśliwej – gdy to szczęście dopełniło pojawienie się bruneta, który tak żwawo wskoczył do wody, przy okazji odrobinę ją ochlapując. Z szerokim uśmiechem obserwowała go więc, gdy wynurzył się z wody i z nieukrywaną przyjemnością chłonęła ten widok: jego przystojnej twarzy i zmierzwionych, mokrych włosów, z których spływały kropelki wody, tak intrygująco oplatające jego twarz – był to widok iście seksowny, tym bardziej, że i jego właśnie teraz oświetlały promienie wschodzącego słońca. Czy mogłaby wymarzyć sobie piękniejszy i ciekawszy poranek? – Nimfa z leśnego jeziora? – zaśmiała się, obejmując go rękami, gdy znalazł się już wystarczająco blisko – Nimfa czy syrena, ale musisz uważać, bo jeszcze zwabię Cię tutaj zdradziecko na pokuszenie i stracisz dla mnie głowę – zasugerowała z rozbawieniem, nawiązując do zdradzieckich syren, które swoim śpiewem wabiły nieświadomych niczego mężczyzn, właśnie wodząc ich na pokuszenie, które zwiastowało ich koniec. W tym przypadku Jordie jednak miała zdecydowanie na myśli koniec – który oscylował wokół tego, iż Chet mógłby całkowicie już stracić dla niej głowę i w ten sposób właśnie przepaść, tak jak ona przepadła już dawno względem niego. – I tak, tutaj są zdecydowanie lepsze widoki, a właściwie mam właśnie teraz znacznie lepsze widoki – dodała, przesuwając niespiesznie opuszkami palców po jego umięśnionych i mokrych ramionach, wodząc wzrokiem zaraz za nimi. Jego ciało bowiem prezentowało się niezmiernie kusząco w tafli tej wody i zdecydowanie brzydkie myśli krążyły po jej główce, w której nie istniało już nic poza brunetem. Zagryzła lekko dolną wargę, gdy Chet pochylił się ku niej i zaczepnie przygryzł skórę na jej szyi, wprawiając jej ciało w lekkie drżenie, bo istotnie było to jedno z najwrażliwszych miejsc na jej ciele i doskonale o tym wiedział. Przeczesała jego mokre włosy palcami i owiała ciepłym oddechem jego skórę, przylegając pod wodą do jego nagiego ciała. Gdy odnalazła wzrokiem jego oczy, zmarszczyła lekko nos, który pstryknął palcami i zaśmiała się cicho. – Jestem wariatką i to we mnie lubisz, co? – trąciła teraz nosem ten jego, po czym całkowicie oddali się pocałunkowi, który zainicjowała Jordie. Przy okazji troszkę chciała pociągnąć go za język – w sensie wypowiedzi, by dowiedzieć się co jeszcze w niej lubi oprócz bycia wariatką, aczkolwiek Chet nie skąpił jej wcale słów i bywało, iż mówił o tym co mu się podobało i skrupulatnie rzucał komplementami, doskonale wiedząc kiedy to zrobić. Za to uwielbiała go szczególnie, zawsze bowiem czuła się przy nim po prostu piękna i adorowana. W końcu jednak musieli oderwać się od siebie – bo raz, że brakło im tchu, a dwa, że Jordana naprawdę chciała zobaczyć ten przepiękny wschód słońca. Wtuliła się więc w męskie ciało i podpłynęła nieco do przodu, pozwalając by brunet otulił ją ramionami, nadal jednak pozostawali w lekkim ruchu, by utrzymać się na powierzchni wody. Na jakiś czas zamilkli więc, wpatrując się w niebo, a buźka Jordie była całkowicie rozpromienia, usta zaś wyginały się w pełnym zadowolenia uśmiechu, gdy promienie słońca oświetlały ich coraz bardziej. – Przepiękne – mruknęła cicho, kompletnie zachwycona tym widokiem, który mieli przed oczami. Mimo, iż to ewidentnie nie był jej pierwszy wschód słońca, to mimo wszystko był najbardziej wyjątkowy ze wszystkich – nie tylko ze względu na okoliczności, ale również ze względu na towarzystwo. – Nigdy? – spytała nagle w odpowiedzi na jego słowa i przekręciła lekko głowę w bok, by w końcu obrócić się znowu do niego przodem i skupić wzrok na jego twarzy – Życie w ciągłym biegu, prawda? – ni spytała ni stwierdziła, obejmując go rękami za szyje – Cieszę się, że teraz już nie stawiasz pracy na pierwszym miejscu – uśmiechnęła się delikatnie, brzmiąc całkowicie szczerze i z ogromną wdzięcznością – ale i radością – w głosie. Chester bowiem bardzo zmienił się od ich pierwszego spotkania i mimo, że nie znała go wcześniej, to mogła tę zmianę zauważyć nawet w trakcie tej ich i tak niezbyt długiej znajomości. Na tyle jednak długiej, by mogła właśnie dostrzegać mniejsze i większe różnice w jego życiu, w jego zachowaniu i codzienności. – I że wpuściłeś mnie do swojego życia – dodała, w ogóle nawet nie myśląc o tym w kategoriach ckliwych czy banalnych – bo nawet jeżeli takie były ich słowa, to nie miało to żadnego znaczenia. Uwielbiała z nim rozmawiać, uwielbiała gdy się przed nią otwierał i mówił chociażby o uczuciach, bo to było dla nich coś nowego, a co więcej – musieli ze sobą szczerze rozmawiać. To był chyba ich klucz do sukcesu. Uśmiechnęła się znacznie szerzej, gdy przyznał, że wywróciła jego świat do góry nogami i jej oczy rozbłysły czystym szczęściem, gdy wyczuła niemal od razu jak jego dłonie wodzą po jej nagim ciele, zatrzymując się tuż pod pośladkami. Kompletnie nie spodziewała się tego co zamierzał zrobić, więc gdy podrzucił ją lekko i pozwolił, by straciła równowagę – spadła do wody wprost na plecy i na moment znowu zniknęła pod wodą. Specjalnie jednak nie wynurzyła się od razu, a za to przepłynęła niewielki kawałek i wypłynęła tuż za brunetem, zaskakując go tym. Gdy obrócił się w jej stronę, zaśmiała się i ochlapała go, a potem podpłynęła tak blisko jak mogła i zetknęła się z jego ciałem, raz jeszcze łącząc dzisiaj ich usta w namiętnym i soczystym pocałunku, ocierając się delikatnie o jego kuszące, nagie ciało. – Lubisz ten nowy świat, który wywrócił się do góry nogami? To, że wszystko możesz, a niczego nie musisz, że czujesz się wolny i… szczęśliwy? Że więcej się uśmiechasz, żartujesz i robisz rzeczy, o które byś się nie podejrzewał? – spojrzała w jego oczy i wsparła na moment czoło o to jego, nie pozwalając by uśmiech z jej twarzy zniknął chociaż na sekundę – Bo ja uwielbiam moją nową codzienność i nie wyobrażam jej sobie bez Ciebie. I pomyśleć, że niewiele brakło, abym tamtego dnia nie podeszła do Ciebie i nie spytała o Twój numer telefonu… - zaśmiała się znowu cicho, wspominając ich pierwsze, jakże nietypowe spotkanie, ale to spotkanie, które zapoczątkowało dokładnie to, co mają dzisiaj – to do czego razem doszli. I mimo, iż ich znajomość to był istny rollercoaster, to zdecydowanie było to najlepsze szaleństwo w jej życiu. Podzieliła więc z nim jeszcze na moment spojrzenie i zgarnęła mokre włosy z jego czoła, po czym wyswobodziła się z jego objęcia i odpłynęła kawałeczek, ale tym razem na plecach. Przymknęła na moment oczy i niczym prawdziwa nimfa wodna, dryfowała spokojnie po wodzie, oświetlana promieniami słońca, które odbijały się od tafli. Nim się w ogóle zorientowała, wyczuła znowu obecność bruneta, który podtrzymywał jej ciało i pozwalał, by dryfowała w ten sposób nadal, tym razem wolno i dookoła jego osi, jednocześnie serwując zapewne jego oczom jeszcze przyjemniejszy widok, gdy woda co jakiś czas odsłaniała jej nagie ciało. – Możemy zostać tutaj na zawsze?

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Chet nie znał zbyt dobrze tych wszystkich mitycznych stworzeń; nie był pewien, czy syreny żyły również w jeziorach, ale to w żaden sposób nie zmieniało faktu, że niezależnie od swej aktualnej roli, Jordana już dawno omotała go swym urokiem, i już dawno przepadł. Co więcej, wcale tego nie żałował, bo chociaż tak silne przywiązanie do drugiej osoby musiało oznaczać pewne ryzyko, to Chet wiedział już, że z wybierania bezpiecznych rozwiązań rzadko wynikało coś pozytywnego. - Między innymi. Lubię w tobie wiele rzeczy - przyznał bez ogródek, zanim jeszcze zamknęli sobie usta pocałunkiem. Co nie oznaczało jednak, że Chet uchylał się od prawienia swojej kobiecie komplementów - nie zawsze wyszukanych - i mówienia o tym, co w niej lubił, nie tylko odnośnie jej ciała i walorów fizycznych, bo choć te doceniał bezsprzecznie, to Jordie od dawna nie była już dla niego tylko fajną dupą. Gdyby tak było, ich relacja nigdy nie wyszłaby poza niezobowiązujący seks, a tymczasem ten etap w ich przypadku dawno już minął. Ale obecnie było tylko lepiej - bo wciąż łączył ich świetny seks, ale przy tym również zupełnie inny rodzaj intymności, bliskości - nie tylko tej cielesnej, ale w pewnym sensie także duchowej. Uśmiechnął się ukradkiem, skinąwszy głową. - Ja też - odrzekł, zarówno w odpowiedzi na wzmiankę o tym, iż nie poświęcał już tyle czasu pracy, co i na to, że w ogóle wpuścił Jordie do swojego życia, które obecnie było po prostu pełniejsze i bardziej kompletnie; paradoksalnie, bo przecież Chet zawsze uważał, że miał wszystko i że niczego mu nie brakowało. Poniekąd tak było - a w każdym razie: nie wiedział, że czegoś brakowało, bo nie znał wcześniej szczęścia takiego jak to, które odczuwał, będąc z Jordie. Spełniał się zawodowo, co bez wątpienia przynosiło mu satysfakcję, i to uważał za wystarczające. Nie wiedział, że można pragnąć więcej i że można mieć więcej. Że można mieć wszystko, choćby tym wszystkim miała być dla niego jedna osoba. A za kilka miesięcy - już dwie osoby... Nie chcąc jednak przytłoczyć zbytnio Jordany swym wyznaniem, obrócił je poniekąd w żart, tym samym wrzucając brunetkę do wody. Mimo wszystko rozejrzał się za nią, gdy nie wypłynęła od razu, i wyczuwając jej obecność tuż za sobą, obrócił się w końcu, instynktownie mrużąc ze śmiechem oczy, kiedy brunetka ochlapała go wodą, by zaraz potem przylgnąć do jego ciała i dosięgnąć jego ust swoimi. Przytrzymując ją przy sobie, brunet ochoczo odwzajemnił żarliwy pocałunek, nim ponownie wymienili ze sobą spojrzenia, a Chet mimowolnie uśmiechnął się w odpowiedzi na jej słowa. - Lubię. I niczego bym nie zmienił, nigdy nie byłem szczęśliwszy niż teraz - z tobą. Jesteś najlepszym, co mnie spotkało - przyznał, zaglądając jej w oczy i gładząc czule kciukiem jej policzek; może i patetycznie, ale najzupełniej szczerze i zgodnie tym, co faktycznie czuł - bo nie chodziło tylko o to, że przy Jordie mógł sobie pozwolić na większą swobodę, że mógł być sobą, i zachowywać się tak, jak chciał, a nie tak, jak tego od niego oczekiwano. Choć to istotnie było niezaprzeczalnym atutem ich znajomości - na początku. Obecnie - nie wyobrażał już sobie nawet życia bez Jordany; bo wiedział, jak ono smakowało. Wiedział, jak było puste i pozbawione sensu. - Niewiele zabrakło? To miałaś jakieś wątpliwości co do tego, czy warto brać mój numer? - zażartował z uniesioną podejrzliwie brwią i nadal błąkającym się na jego ustach uśmiechem. Ktoś mógłby powiedzieć, że jeśli było im przeznaczone, aby tamtego dnia się poznać, to nawet gdyby Jordie nie zainicjowała wtedy rozmowy, to zrobiłby to Chet, i to on zagadałby ją w barze i zapytał o numer telefonu. I może tak by właśnie było, choć on sam uważał, że decyzje, jakie podejmował, były jego własnym wyborem, a nie dziełem przeznaczenia i jakiejś wyższej siły, która nim sterowała. Nawet jeśli czasem łatwiej i przyjemniej byłoby móc wierzyć w to, że on i Jordana absolutnie byli sobie pisani, i że niezależnie od tego, co się będzie między nimi działo, zawsze odnajdą drogę, by wrócić, bo przecież - nie mogłoby być inaczej. Mimo wszystko już teraz poczuł się przez moment, jakby byli parą z wieloletnim stażem, i tak wiele razem przeszli, że obecnie z pewną nostalgią już mogli wspominać ten dzień, kiedy wszystko między nimi się rozpoczęło. I musiał przyznać - było to całkiem miłe doświadczenie; bo i wspomnienie tamtego spotkania było miłe, w odróżnieniu od wspomnienia, jakie samo nasuwało się na myśl - o tym, jak jeszcze mniej zabrakło, by w ogóle do tego momentu razem nie dotrwali; by stracił Jordanę oraz to, co razem mieli; by obecnie leżał w pustym łóżku, gapiąc się w sufit i tęskniąc za tym, czego omal nie wypuścił z rąk. I ta myśl, i ta świadomość, przeszywała go na wskroś. Bo w szczęściu, tym bezgranicznym i niczym nie zmąconym, było coś przerażającego; gdy najbardziej na świecie obawiał się to szczęście - i osobę, przy której był szczęśliwy - stracić. Choć pozwolił jej odpłynąć, przez chwilę podziwiając jej nagie, wyłaniające się z wody ciało, to wkrótce jednak dołączył do niej, wspólnie rozkoszując się otulającą ich ciała wodą i ogrzewającymi, ciepłymi promieniami słońca. - Sama powiedziałaś, że możemy wszystko, tak? - zauważył, nachylając się nad Jordaną zza jej głowy - wokół której dryfowały jej długiej włosy, niczym wężowiska samej Meduzy, skoro już krążyli w tej mitologicznej tematyce - jakby sięgał znad niej, gdy wciąż pozostawała obrócona; by dosięgnąć jej warg swoimi, przytrzymując przy tym brunetkę tak, aby przypadkiem jej nie podtopić. I choć było to wyłącznie słodkim życzeniem, aby zostać tu na zawsze i tylko we dwoje, to nic nie stało na przeszkodzie, aby przynajmniej na tych kilka chwil zapomnieć o wszystkim, co ich czekało, a istnieć po prostu - tu i teraz, udając, że tak idealnie miało być bez końca. I tak też spędzili resztę tego dnia - beztrosko ciesząc się swoim towarzystwem oraz przyjemną pogodą, jaka pozwoliła im zarówno na kąpiel w jeziorze, jak i późniejsze wygrzewanie się na piasku. Pospacerowali po lesie, pobawili się z Aldo, wspólnie spędzając czas na świeżym powietrzu i pragnąc, aby ten dzień nigdy się nie kończył - bo nazajutrz czekał ich już powrót do Seattle. Mimo wszystko niedzielny poranek spędzili niemal równie miło, co poprzedni - Chet przygotował na śniadanie słodkie pancakes z owocami, w które nawet wbił urodzinową świeczkę dla panny Halsworth. Podarował jej też złoty naszyjnik - dość skromny i minimalistyczny, taki, który z założenia będzie pasował do wszystkiego, bo jako mężczyzna Callaghan nie znał się zbyt dobrze na biżuterii, a mimo wszystko - mimo iż cały ten wyjazd miał być również swego rodzaju niespodzianką urodzinową - jakiś prezent chciał jej dać. Również tego dnia wykorzystali więc do maksimum ten beztroski czas na łonie natury, zanim spakowali się w końcu i opuścili ów urokliwy domek w lesie, by wrócić do Seattle. I choć ostatecznie ani trochę nie chciało im się opuszczać tego małego, leśnego raju, i oboje odrobinę żałowali, że nie mogli pozostać tu na dłużej, to powrót do rzeczywistości okazał się nieunikniony. Ta jednak jawiła się obecnie już w znacznie bardziej optymistycznych barwach, niż jeszcze parę dni temu - bo wreszcie, po tak wielu perturbacjach, wszystko znów było na swoim miejscu. A oni znów byli po prostu szczęśliwi - bo mieli siebie i nic już nie miało tego zmienić, niezależnie od tego, gdzie by się znajdowali.

/ zt x2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Podróże”