WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

No właśnie, obie znały go doskonale, więc jak mogłyby nie podejrzewać po nim aż tak szalonych i absurdalnych pomysłów? Specter jednak wiedziała że są to tylko żarty, inaczej na pewno strzeliłaby fochem na pół roku na przyjaciela. Ale nigdy to by nie zaważyło na jego sprawie, w końcu Lavender była profesjonalistką.
- Mam zatem lepszy pomysł, butelka whisky wraz z butelką rumu i wtedy przemyślałabym sprawę. - odparła, jakby negocjowała obecnie warunki jakiejś ważnej umowy, a nie opowiadała o szalonym pomyśle przyjaciela. W sumie whisky było jej ulubionym trunkiem, a rumem mogłaby podzielić się z przyjaciółką za pomoc w wybraniu odpowiedniego kompromisu. Szkoda jednak że już było po tym spotkaniu i nie mogła wrócić do negocjacji z Covingtonem. Ale zapamięta na następny raz.
- Ale ja się go nie pozbędę, ja po ściągnięciu oprawię go w ramkę i umieszczę w odpowiednim miejscu w moim apartamencie, a potem sprzedam za dobrą cenę, jak Angelina już nie będzie żyła i nie będzie mogła zaprzeczyć że to nie jej autograf. - taki to z niej był rekin biznesu mimo tego, że nie mogła być pewna czy dożyje takiego momentu w swoim życiu. Nie chciała jednak martwić przyjaciółki, więc żartowała w swoim stylu. Wtedy nie wiedziała jeszcze że omdleje i będzie musiała zdradzić prawdę o sobie i swojej chorobie.
- Jak już ściągnę gips to zaproszę ciebie i Jecelyn na babski wieczór z manicure. Ten wzór jest mega, sama zobacz. - i wyciągnęła tą sprawną ręką telefon, by znaleźć pina, którego sobie ostatnio zapisała o tego, który to idealnie określałby jej naturę królowej śniegu. Obecnie, znaczy się przed wypadkiem miała skromniejsze o takie, nawet się utrzymywały, były jednak krótsze bo do gipsu nie można zbyt długich mieć ot co.
- Lepsze są te co pokazałam, czy te co mam obecnie? - zapytała jeszcze o zdanie przyjaciółki i spojrzała raz jeszcze na swoje zadbane paznokcie, które jednak będzie musiała trochę spiłować, bo te w ręce na której był obecnie gips wydawały się nierówne. A później ta świetna atmosfera prysnęła niczym bańka mydlana, a to za sprawą jej omdlenia. Napiła się wody, którą otrzymała od przyjaciółki i spojrzała w jej zatroskaną twarz.
- Nie, chyba nie, nic mi nie jest. W końcu to nie pierwszy raz Maeve. - odpowiedziała, spuszczając wzrok z twarzy przyjaciółki na odkręconą butelkę wody, z której upiła to kolejny łyk i najchętniej zrobiłaby wszystko by nie powiedzieć nic więcej przyjaciółce, ale wiedziała że ta mogłaby ją wtedy siłą zawieźć do szpitala i wszystkiego się dowiedzieć, a tak to miała okazję dowiedzieć się od niej.
- Bo wiesz, mam chorobę serca. I zamierzałam wam to powiedzieć wtedy w górach, ale nie mogliście przyjechać, a potem ten wypadek ze złamaną ręką, dlatego proszę nie mów pozostałym, chciałabym by dowiedzieli się ode mnie. - tym razem odważyła się spojrzeć szatynce w twarz, blada, poważna, może w pierwszej chwili można było uznać że uderzyła się w głowę i bredzi, ale mówiła zbyt serio żeby to wszystko było wierutnym kłamstwem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Niezły plan - wręcz idealny. Perfekcyjnie pasujący do tych w których ludzie sprzedawali foliowe woreczki z powietrzem, którym oddychał Justin Bieber, czy inny znany artysta lub garści ziemi po których stąpały gwiazdy, choć może podpisany przez Angeline Jolie gips był bardziej atrakcyjnym łupem dla kolekcjonerów, niż jakieś ziarenka piasku.
- Już nie mogę się doczekać - roześmiała się wpatrując się w ekran telefonu, bo babski wieczór na rozluźnienie po ostatnich niemałych problemach naprawdę by się jej przydał. Chociażby taki w którym będą malowały sobie paznokcie, popijały wino i wymieniały się usłyszanymi plotkami oraz obgadywały chłopaków. - Te które pokazywałaś bardziej mi się podobają - przyznała, gdyż zawsze miała słabość do nieco zimniejszych stylizacji paznokci.
Zupełnie nie spodziewała się omdlenia ze strony jej przyjaciółki, które nastąpiło za chwilę. Wszystko zdarzyło się zbyt szybko i wciąż nie miała pewności, że Lavender nie uderzyła się zbyt mocno głową o betonowe podłoże. Przestraszyła ją nie na żarty, bo wcześniej wszystko wskazywało na to, że czuje się dość dobrze, choć może to ona bagatelizowała bladość na twarzy brunetki i powinna zareagować wcześniej, a przede wszystkim zabrać z jej rąk torby z zakupami, które tylko bardziej ją obciążały. - Nie pierwszy raz? - zmarszczyła brwi z niedowierzaniem, gdyż nigdy przedtem nie słyszała o tego typu incydentach u niej - Jezu, Lavender.. - westchnęła ciężko słysząc o jej przypadłości i wplotła palce we włosy. Nie spodziewała się takiego wyznania z jej strony. Czuła się, jakby dostała kolejny cios od życia, bo to co mówiła nie brzmiało zbyt dobrze. - Od jak dawna to przede mną ukrywałaś? - zapytała i choć w jej słowach dało się wyczuć pewną dozę zawiedzenia względem jej postawy, to tak naprawdę pytanie wynikało z czystej troski i obwiniania własnej osoby. Powinna dostrzec, jednak wcześniej, że ze Specter było coś nie tak, a nie dopiero w momencie w którym mdlała na jej oczach - Nikomu nie powiem, ale naprawdę musimy jechać do szpitala. - stwierdziła wpatrując się w nią ze zmartwieniem wypisanym na twarzy i sięgnęła po telefon, aby zamówić taksówkę. Lepiej było nie starczać więcej wrażeń Lavender i zdać się na kierowce, który potrafi poruszać się po drogach publicznych

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

Kto jak kto, ale Specter zawsze miała doskonałe wręcz pomysły, zwłaszcza te dotyczące zarobienia fortuny na gipsie z podrobionym podpisem od Angeliny Jolie. Jestem pewna że Specter zarobiłaby na tym dość sporą sumę, którą oczywiście podzieliłaby się z przyjaciółką, bo to ona się by podpisywała, ot co. I jednak woreczek z powietrzem którym to oddychał dany celebryta mógłby pęknąć, ziarenka piasku czy ziemi mogłyby się zgubić podczas przeprowadzki, a taki gips? No chyba że z czasem skruszeje, bo żaden materiał nie jest wiecznie trwały, ale zawsze byłby dłużej niż wcześniej wspomniane znaleziska, które kupowali ludzie by mieć w domu choć część ich ulubionej gwiazdy.
- Wierz mi, ja również. Chociaż co powiesz też na jakąś domówkę z nami wszystkimi? - widząc tę radość na twarzy brunetki aż uśmiech sam pojawiał się na jej twarzy. Może zatem zrobią najpierw babski wieczór, a potem domówkę o której to Specter myślała już od pewnego czasu? Chciała spędzić jak najwięcej czasu ze swoimi przyjaciółmi, bo nie wiadomo przecież ile go jeszcze ma. No i wiedziała już że powinna im powiedzieć, tylko kiedy znaleźć ku temu odpowiedni moment? Nigdy nie ma odpowiedniego momentu na złe wieści. Zatem każda z nich potrzebowała takiego babskiego wieczoru. Jeszcze raz spojrzała na ekran telefonu, zanim schowała go do kieszeni.
- Mnie wręcz oczarowały, z chęcią zrobię je sobie gdy mi tylko ściągną ten gips. - uznała, stawiając to sobie jako zadanie numer jeden po ściągnięciu gipsu. Sama również uwielbiała takie zimne wzorki na pazurkach, pasowały bardziej do jej natury królowej śniegu. Jednak bywa i tak że los zadecyduje za nas i Lavender nie było dane powiedzieć o swojej chorobie wszystkim przyjaciołom jednocześnie, los wręcz z niej zadrwił wywołując omdlenie. Teraz nie było już wyjścia, musiała wyznać przyjaciółce prawdę, nie chciała jednak by ta się o nią martwiła. Lecz jak tu się nie martwić gdy wiesz, że z twoim przyjacielem coś złego się dzieje?
- Pierwszy raz poczułam się słabo w pracy, dwa miesiące temu. Wzięłam wtedy wolne do końca dnia i pojechałam do szpitala, gdzie zrobili mi wyniki i wysłali do kardiologa. Ten trzy tygodnie później, po licznych badaniach oczywiście postawił diagnozę, mam chorobę serca, nieoperacyjną w dodatku. Prawdopodobnie miałam ją od dziecka, ale stresujący tryb życia dopiero ją uaktywnił teraz. - wyznała zatem i o dziwo poczuła się po tym wyznaniu lepiej. Nie sądziła, że wyjawienie tajemnicy, czegoś, czym z nikim się nie dzieliła, może być aż tak oczyszczające. Ale czy jednocześnie nie dzieliła tego problemu na pół, bo Maeve wiedziała i pewnie obawiała się o jej życie tak jak sama Lavender?
- Ukrywam to odkąd się dowiedziałam, chociaż naprawdę chciałam wam powiedzieć w górach przy kominku, niestety nie udało się ten wspólny wyjazd, więc postanowiłam zrobić spotkanie u mnie w domu, bym mogła wam powiedzieć, jednak ciągle coś wypada, a jeszcze ten gips utrudnia mi przygotowanie mieszkania na gości. - oczekiwała wybaczenia jej tego, że nie powiedziała wcześniej. Tyle że z reguły Lavender była dość zamkniętą osobą i musiała wiele spraw przetrawić samej w swojej głowie zanim w ogóle decydowała się wyjawiać je komuś bliskiemu. Czasami nie decydowała się wyjawiać swoich problemów innym, trzymając je wciąż w sobie, nie chcąc zadręczać innych swoimi sprawami, jednak w tym wypadku zdawała sobie sprawę że to by było nie fair z jej strony gdyby nie powiedziała im, że nie wie ile zostało jej czasu jeszcze. Sama by chciała wiedzieć, by w jakimś choć minimalnym stopniu przygotować się na najgorsze, o ile w ogóle da się na to przygotować.
- Dobrze, już dobrze, zatem jedźmy do szpitala chociaż po to by cię uspokoić. - odparła w końcu zrezygnowana, bo i jak zawsze miała więcej siły na sprzeczki i stawanie na swoim, tak teraz najzwyczajniej w świecie dała za wygraną, naprawdę nie czując się na siłach by się jakkolwiek sprzeczać. A jeśli miało to uspokoić jej przyjaciółkę to zrobi to dla świętego spokoju. Oparła się zatem o jakiś filar, albo o samochód i czekała aż przyjaciółka zadzwoni po taksówkę, która bezpiecznie zawiezie je do szpitala, gdzie prawniczka podda się licznym badaniom.
/zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Outfit

Jej życie nie było ostatnio jakoś wyjątkowo ekscytujące. Głównie zajmowała się sobą i pracą, co w zasadzie jej odpowiadało. Zerwała kontakt z byłym narzeczonym, co kosztowało ją wiele wysiłku. W końcu był najważniejszym mężczyzną w jej życiu i jeszcze niedawno zasypywał ją smsami, jakby czegoś jeszcze oczekiwał. Nic więc dziwnego, że zamknięcie tego rozdziału i odsunięcie go było trudnym zadaniem, jednak dopiero gdy to zrobiła, poczuła się naprawdę wolna. Tak, jakby kamień spadł jej z serca.
Wyjazd z Westonem okazał się totalnym niewypałem. Wszystko szło niezgodnie z planem i już po dwóch dniach obydwoje mieli dość, więc wrócili do Seattle. Być może nie nadawali jednak na podobnych falach. Jakiś czas później on wyjechał i ich kontakt ograniczył się w zasadzie do minimum. Może to i lepiej, zważając na ich przeszłość.
Madison postanowiła więc poświęcić czas samej sobie i jej ukochanemu dziecku, czyli salonowi piękności, którego właścicielką została stosunkowo niedawno. Czas wolny spędzała na zajęcia dodatkowych, takich jak joga, basen, nauka tańca brzucha i różnych ciekawych kursach kulinarnych. Miała zamiar postawić na siebie, swoje ciało i rozwój. Była w końcu młoda i co jest lepszego niż samodoskonalenie się?
Dzisiejszego dnia miała wolne, więc postanowiła udać się do centrum handlowego na zakupy. Oprócz zakupów spożywczych chciała zaopatrzyć się w kilka typowo letnich sukienek, które tak chętnie nosiła.
Ruszyła przez hol główny, w stronę rozkładu centrum, aby przypomnieć sobie, gdzie są sklepy, które chciała odwiedzić. Nigdy nie miała do tego pamięci. W pewnym momencie do jej uszu dobiegł cichy płacz dziecka. Rozejrzała się trochę zdezorientowana, a pod jedną ze ścian zobaczyła małą dziewczynkę, która stała tam zupełnie sama i płakała, przykładając rączkę do buzi. Bez zastanowienia podeszła do niej i kucnęła. — Cześć, czemu płaczesz? — spytała, patrząc na nią uważnie. W pierwszym momencie dziecko nie chciało nic powiedzieć, ale w końcu przyznało, że nie może znaleźć tatusia.
A jak się nazywasz i ile masz lat?
Mała wyjaśniła, że nazywa się Ana i 5 lat.
Dobrze, Ana. Chodź ze mną, poszukamy twojego taty — powiedziała z lekkim uśmiechem, biorąc dziewczynkę na ręce. Ana była szczupła, więc nie ważyła jeszcze zbyt dużo, co ułatwiało zadanie noszenia. — Wypatruj taty i jak go zobaczysz, to szybko daj znać, dobrze?
Mała się zgodziła, więc ruszyły przed siebie, w stronę dużego marketu spożywczo-przemysłowego. Niedaleko była również informacja, więc jak nie wypatrzą wcześniej wspomnianego taty, to Madison poprosi w informacji o małe ogłoszenie na temat zagubionego dziecka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

outfit

Nienawidził robić zakupów!
Jeśli jeździł do marketu w pojedynkę, to było to akceptowalne, a jeśli z córkami... Wcześniej lepiej było zażyć tak zapobiegawczo leki na uspokojenie.
Lato ukazało się w pełnej krasie, toteż zmuszony był wyszukać na dziewczynek garderoby. Zwykle robiła to jego matka, aczkolwiek dzisiaj nie mogła wyręczyć go przy tej misji prawie niemożliwej. Z cichym westchnieniem więc kolejno przypiął dziecięce foteliki. Zdążył zaledwie odpalić silnik auta, gdy z tyłu wybuchły już kłótnie.
Bo ona mnie szturchnęła!
A ona ciągnie mojego króliczka za uszy!

Piskom i wymuszonym płaczom nie było końca. Usłyszał chyba z piętnaście razy tatusiu, które starał się skrupulatnie ignorować. Wszak skupiony był na drodze, a gdzieś z otchłani umysłu wyłoniła się wizja śmierci Lisy. Choć warunki jej końca były nieco odmienne.
Wypuszczając głośno powietrze przez usta, dużo mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. Upomniał dziewczynki, przypominając także o czekającej jej nagrodzie - bo gdy będą grzeczne to zabierze je na lody. Właśnie wtedy usłyszał, jak kryzys został zażegnany, a one jak gdyby niby nic, bez topora wojennego, zaczynają rozprawiać o tym, jakie to smaki sobie wybiorą.
To zawsze działało. Przekupywanie słodyczami. Kee do końca nie wiedział, czy to było poprawne, ale przecież ojcostwa się wciąż uczył. I w to trybie dość przyspieszonym.
- Jesteśmy na miejscu - odezwał się po jakimś czasie, parkując w stosownym miejscu. W cieniu, co by przypadkiem auto się zbytnio nie nagrzało, zważywszy na temperatury panujące na dworze. Anę złapał za dłoń i poprosił, aby Deva chwyciła za drugą. I to był jego błąd, bo zdążyli ledwie wtargnąć do centrum handlowego, a dziewczynki poczęły się szarpać i kopać.
- Ej, koniec tego.
- To ona zaczęła!
- Nieprawda!
- Nawet nie chcę tego słuchać! - o mało nie zakrył sobie uszu dłońmi. Kilka osób zaś nieco zaintrygowanych zerknęło w ich kierunku.
Na bank nie mieli dzieci.
Tym razem postanowił rozdzielić je. Po jego lewej znajdowała się Deva, a po prawej Ana. Co jakiś czas wychylały się specjalnie zza niego, aby pokazać sobie język.
Że też nie mogły się uspokoić.
Przybycie tutaj w sobotę było istnym szaleństwem, o czym przekonał się po wstąpieniu do sklepu z dziecięcymi ubraniami. Nie dość, że przeciskał się pomiędzy wieszakami, to jeszcze między ludźmi, którzy uważali się za święte krowy. Stali jak osły. Nie reagując na przepraszam, gdy próbował prześlizgnąć się obok. Dziewczynki poczęły wrzucać do koszyka praktycznie wszystko, aż Keegan pomyślał, że wykupią cały sklep.
W pewnym momencie oblał go zimny pot, kiedy dostrzegł, że obok niego nie ma Any.
- Widziałaś swoją siostrę? - ale Deva pokręciła tylko głową. W panice przeleciał niemalże cały sklep. Ostatecznie zostawiając koszyk z zakupami przy kasie.
Na horyzoncie, w galerii również jej nie dostrzegał. A tyle się mówiło o porwaniach.
Tylko spokojnie. Nie popadaj w paranoję.
Ściskając mocno rączkę Devy, razem z nią skierował się w stronę informacji. Chciał zgłosić zagubienie się córki. Już miał zamiar zaczepić ochroniarza, gdy gdzieś po swojej prawej stronie usłyszał donośny dziecięcy krzyk:
- Tatusiu!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miała dzieci, a jedynym dzieckiem, z którym miała do czynienia to jej siostrzeniec Keylen, którego zresztą bardzo lubiła. Starała się być dobrą, ulubioną ciocią, więc co jakiś czas, gdy była na większych zakupach, kupowała dla chłopca jakiś drobiazg. Najlepiej, jeśli prezent nie był tylko kolejną plastikową zabawką, która tylko zajmie więcej miejsca w pudle z zabawkami, wtedy jej siostra pewnie by ją w końcu zabiła. Starała się kupować mu rzeczy albo przydatne, albo kreatywne, rozwijające wyobraźnię, nawet książki, które sama bardzo ceniła. W każdym razie inaczej podchodzi się do czyjegoś dziecka, a inaczej gdy samemu się je posiada. Na tym etapie nie wyobrażała sobie siebie jako matki, nawet ją to chyba odrobinę przerażało, mimo że dzieci ogólnie lubiła. Czuła się zestresowana, oglądając czy to w telewizji, czy gdzieś na mieście, rodziców, którzy walczą z niesfornymi pociechami i widząc, jak bardzo są tym wyczerpani. Poza tym lubiła mieć dużo czasu dla siebie i swojego biznesu. Miała jeszcze czas na założenie rodziny, prawda?
Zerknęła kątem oka na dziewczynkę, którą prowadziła za rękę. A co jeżeli jej tata się nie znajdzie? Czy będzie musiała czekać z dzieckiem do przyjazdu policji, czy innych służb? Nie była pewna, jakie są procedury przy tego typu sprawach. W duchu miała jednak nadzieję, że rodzice się znajdą i wszystko dobrze się skończy.
W pewnym momencie usłyszała, jak dziewczynka woła ojca, a widząc mężczyznę, który do nich zmierza, odetchnęła z ulgą. Swoją drogą facet był niezłym przystojniakiem, nic dziwnego, że jakaś szczęściara go sobie usidliła.
Uśmiechnęła się lekko, puszczając dziewczynę, która od razu pobiegła do ojca. — Oddaję zgubę — powiedziała, rozkładając dłonie i wzruszając ramionami. To jedyne co przyszło jej do głowy. Pewnie nieznajomy był bardziej zestresowany od niej i tego nie usłyszy. Całe zajścia było dosyć chaotyczne, więc chyba byłoby najlepiej, gdyby dała mu może nieco przestrzeni. Zresztą co by mógł od niej chcieć? Nie bardzo wiedziała, czego oczekiwała, więc dyskretnie próbowała się wycofać. Na paluszkach, w stronę toalet, gdzie mogła nagle po prostu zniknąć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chyba po raz pierwszy czuł się tak znacząco bezradny oraz zlękniony (poprawka, bowiem był po wskroś przerażony); wszak, nigdy nie zgubił dziecka - ani swojego, ani czyjegoś. Serce łomotało mu w piersi, jak oszalałe, adrenalina złowieszczo dudniła w uszach. Złapał się nawet na tym, że coraz mocniej zaciskał swoją szorstką dłoń na drobnej rączce Devy. Dopiero jej syknięcie sprowadziło go na ziemie. Poluźnił uścisk, a niemrawy uśmiech miał oznaczać jedno. Krótkie i zarazem proste przepraszam.
Zamilkł, nie bardzo wiedząc co mógłby mówić. Streszczenie obejrzanej bajki nie wchodziło w grę. Rozmowa o kucykach także. Nie miał zamiaru także składać obietnic, bo na pewno znajdzie jej siostrę. Galeria była olbrzymia, a niebezpieczeństwa czaiły się praktycznie na każdym kroku. Ileż razy to się przecież słyszało o porywaczach, którzy rządni byli okupu. Sprzedawano dzieci. I ich narządy także.
STOP.
Nie powinien nakreślać takowych koszmarów! Mała się jedynie zgubiła. Pośród tłoczącego się tłumu. O to nie było przecież trudno. Bezbronna, wystraszona istota pośród wielkiego świata dorosłych. Tych spieszących się i ślepych. Co rusz popychających ją przypadkowo.
Monitoring tu na pewno działał, a więc udanie się do informacji zdawało się być jakże najlepszą opcją. Ochrona powinna także pomóc, lecz to okazało się być już zbyteczne, gdy ten cały zakupowy zgiełk przeciął krzyk dziewczynki.
Keegan dostrzegł ją od razu. Szła w towarzystwie nieznanej mu kobiety, która prawdopodobnie musiała na nią wpaść. Prawdziwe dzieło przypadku, jednakże ratujące ludzkie życia.
Ana puściwszy dłoń swej wybawczyni od razu puściła się biegiem w stronę ojca. A ten finalnie chwycił ją w ramiona, tuląc tak, jakoby nie widział jej co najmniej od kilku miesięcy. Bo tak się właśnie czuł. Przerażony i tak cholernie bezbronny przez własną bezmyślność. Przy takich tłokach powinien ją lepiej pilnować. I już na pewno nie pozwalać na to, aby się nadto oddalała.
Poczuł ulgę, choć wciąż drżał z nerwów. Deva natomiast w całkowitym milczeniu wpatrywała się w towarzyszącą im kobietę.
- Dlaczego zniknęłaś bez słowa? -
- Zobaczyłam sukienkę z Barbie i chciałam ją wziąć, ale potem nie mogłam Cię już znaleźć - Ana próbowała się wytłumaczyć, a w jej oczkach zatańczyły łzy. Zaiste musiało to ją wiele kosztować. Sama, pośród ludzi. Nie wiedziała, gdzie jest jej tata oraz starsza siostra.
Czy zostawili ją i już nie wrócą?
- Spokojnie, już dobrze - choć on wcale nie czuł się najlepiej, tak starał się sprawiać wrażenie człowieka, który posiada nad wszystkim kontrolę, aby córki czuły się przy nim bezpieczniej. Miały przecież tylko jego.
- Naprawdę nie wiem, jak mam Pani dziękować - zwrócił się w stronę ich wybawicielki, gdy zauważył jak ta ukradkiem próbuje się wymknąć - Ja.... - nie dokończył, bo Deva mu własnie weszła w zdanie.
- Masz chłopaka? - zwróciła się nader bezpośrednio do kobiety, nie siląc się nawet na zwrot grzecznościowy per Pani, a jej oczy błyszczały, jakoby właśnie doznała jawnego olśnienia. A potem chwyciła ją za rękę, próbując pociągnąć za sobą - Mam pomysł. Chodźmy wszyscy na lody.
Czy da się wygrać z 7 latką?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dochodziły do niej jeszcze strzępki rozmowy pomiędzy ojcem, a jego córkami. Spodobało jej się, że mężczyzna w żaden sposób nie wyraża złości i nie sprawia, że dziewczynka, lub obie, czuły się winne całej tej sytuacji. Rodzice są w końcu różni. Weźmy na przykład jej rodziców, którzy na pewno nie zgarnęliby nagrody matki i ojca roku.
Uśmiechnęła się pod nosem, a potem usłyszała, że facet chyba zwraca się do niej. Na wszelki wypadek rozejrzała się ukradkiem, czy aby na pewno, ale nie było wątpliwości. Odchrząknęła krótko i odwróciła się do niego i dziewczynek przodem, po czym odgarnęła włosy za uszy i kiwnęła głową. — To żaden kłopot — mruknęła, jakby faktycznie nie uważała swojego uczynku za wyjątkowo heroiczny. Bo nie był, prawda? W końcu każdy zachowałby się podobnie, gdyby znalazł cudze dziecko. Tak przynajmniej chciała wierzyć.
Spojrzała zaskoczona na jedną z dziewczynek, która zadała jej śmiałe pytanie. Dzieci pewnie nie krępowały się w takich sytuacjach, zawsze były takie naturalne. Niekiedy można im było tego pozazdrościć.
No… nie mam — przyznała, w pierwszej chwili trochę stremowana, zaraz jednak starając się rozluźnić.
Zaskoczona, gdy dziewczynka złapała ją za rękę, zerknęła to na nieznajomego, to na drugą jego córkę, jakby chciała, żeby jakoś jej pomogli. W końcu uległa i ruszyła za siedmiolatką. — Lody to moja ulubiona przekąska — mruknęła, ponownie zerkając na ojca dziewcząt, tym razem bardziej rozbawiona, niż stremowana.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.imgur.com/U0X75Fv.gif"></div></div></div>
<style>.lok0 {width: 390px;}.lok2 {width: 350px;}</style>
  • Mijali się jak obcy,
    bez gestu i słowa,
    ona w drodze do sklepu,
    on do samochodu.

    Może w popłochu
    albo roztargnieniu
    albo niepamiętaniu,
    że przez krótki czas
    kochali się na zawsze.



Nie pokazuj się mi więcej na oczy.
Słowa niedbale wypowiedziane przez mężczyznę bolały w każdym dniu tak samo i pomimo świadomości, że pogodzić się z tym w końcu musiała, było jej ciężko. Nie oczekiwała cudu, nawet o wybaczenie prosić nie potrafiła, bo odwagi zabrakło. Trzymała się więc z daleka, na uboczu i tak jak prosił w drogę mu nie wchodziła, choć niekiedy bardzo tego pragnęła. Cicho prosiła los, by na przekór skrzyżował im drogi, a gdy tylko gdzieś dostrzegła męską sylwetkę na horyzoncie, ukrywała się jak ostatni tchórz. Wiedziała, że nie może tak dłużej żyć… przeszłością? W dodatku napędzaną tęsknotą i żalem, ale nie kontrolowała tego, choć rozum podpowiadał jej cicho, że ten rozdział powinna pozostawić za sobą. Musiała więc stwarzać pozory i próbowała żyć normalnie, jakby nigdy nic. I żyła, niekiedy wychodziło jej to całkiem dobrze - miala wspaniałych przyjaciół, kochającą rodzinę, spełnienie zawodowe - czego chcieć więcej?
Tego dnia udała się do centrum handlowego, bo ostatnie przeżycia utwierdziły ją w tym, że pora odświeżyć nieco swoją garderobę i może nawet nieco zmienić swój styl. Sukienek miała od groma, bo głównie to one składały się na jej codzienną stylizację, ale czasem wypadałoby mieć też jakieś spodnie, które nie są już bliskie całkowitego przedarcia. Znoszone dwie pary wręcz prosiły się o wymianę, a że w sklepach często czuła się zagubiona wzięła sobie do pomocy znajomą. Kiedy obskoczyły kilka nieudanych sklepów Apollonia była już bliska rezygnacji, ale pod namową przyjaciółki ugięła się i weszła do jeszcze jednego, w którym - ku jej wielkiemu zaskoczeniu - udało się wybrać kilka rzeczy, z którymi wylądowały w przymierzalni.
Na pierwszy ogień poszła znajoma, a Pola stała przed kabiną co jakiś czas komentując nowy outfit dziewczyny, lecz kiedy kątem oka dostrzegła… - Chryste, Reece! - uciekła do kabiny obok skrywając się za parawanem z nadzieją, że nie zdążył jej zobaczyć. Nie pomyślała jednak o tym, że lada moment przyjaciółka znów wezwie ją na pomoc i kiedy to się stało, wychyliła się nieśmiało. Jeszcze przez ułamek sekundy łudziła się, że może on wcale nie kierował się ku przymierzalni, ale kubeł zimnej wody spadł na nią, gdy dostrzegła go przed jedną z nich i co gorsza (!) w obecności jakiejś kobiety.
Spuściła wzrok, jakby czuła się winna tego, że jednak pokazała się mu na oczy, po czym zanurkowała nosem do kabiny przyjaciółki, która właśnie ją wzywała. Grymas na jej twarzy został źle odczytany przez znajomą, która odrzuciła przymierzoną właśnie sukienkę i po raz kolejny wyrzuciła Polę z kabiny, by w spokoju się przebrać. I tym sposobem stała tuż obok Ree, nie mając odwagi by spojrzeć na niego spokojnie. Przystępując z nogi na nogi, w końcu wyrzuciła z siebie krótkie — cześć — ugh, niezręcznie by w końcu, na krótką chwilę obdarować go nieśmiałym spojrzeniem.
  • Co to za dziewczyna?
    — A co cię to w ogóle obchodzi?
    — Nie obchodzi, ale… kto to jest?

W jej głowie zapanował chaos.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#6

Relacja Ree i Sophie rozwijała się prawidłowym tempem. Zgodnie z założeniami formalnej umowy oraz oczekiwań mężczyzny spotykali się co kilka dni na neutralnym gruncie. W tym czasie zachowywali się tak, jak przystało na świeżo upieczone narzeczeństwo, prezentując wszem i wobec swoje zaangażowanie w związek. Publiczne lokalizacje miały służyć szybszemu rozwianiu informacji o domniemanej partnerce Reece, a co za tym szło, dotrzeć do uszu najbardziej oczekiwanej przez niego osoby. Do Poli Hudson.
Tego dnia Sophia wybrała miejsce. Ostatnim razem spotkali się w klubie i chociaż ich randka pozbawiona była romantyzmu, to oboje świetnie się bawili, a w szczególności rozładowali energię na macie. Nawet jeżeli ich znajomość posiadała fałszywe, niemal obłudne fundamenty, to Ree musiał przyznać, że czuł się coraz bardziej zaintrygowany. Zaczął postrzegać Sophię jako oczytaną oraz wartościową kobietę, chociaż momentami zastanawiał się, ile w jej zachowaniu było prawdy, a ile kunsztownej gry aktorskiej.
Centrum handlowe było ogromnym, tłocznym miejscem. Reece nie lubił niczego, co miało związek z chodzeniem po sklepach. Nawet ubrania zamawiał za pośrednictwem stron internetowych, bo wyjątkowo nie przepadał za klientami i personelem odzieżówek, który wydawał się mu niedoinformowany. W pierwszej kolejności ze względu na mniejszą ilość ludzi, zaciągnął Sophie do obszernego sklepu Prady, a następnie Louis Vuitton. Tam spędzili półtora godziny, bo Ree wytrwale przeciągał w czasie odwiedzenie kolejnych witryn. W końcu wyszli z dwiema marynarkami i przez następne dwa kwadranse wchodzili do lokali, które wskazała kobieta. Cały czas rozmawiali i przekomarzali się, dotykając tu czy tam.
Gdy przekroczyli próg ostatniego sklepu Sophia uwiesiła się na jego ramieniu, po czym wskazała na sukienkę midi w odcieniu chabru oraz jeszcze jedną, bardziej kusą i czarną. Wymienili krótkie opinie, po czym chwyciwszy oba ubrania, udali się w stronę przebieralni. Sophia wpierw przyłożyła do siebie chabrową kreację i chwilę wahała się, czy była dla niej odpowiednia, lecz Ree w porę wepchnął kobietę za grubą zasłonę kabiny.
Dopóki nie ubierzesz, to nie będziesz wiedziała — rzucił niedbale, a następnie wetknął głowę do jej przymierzalni. Stał tak dobre kilkanaście sekund, po czym odsunął się, oddając kobiecie prywatność. Wtedy nie widział Poli, która stanęła tuż za jego plecami. Schowawszy dłonie do kieszeni, wpatrywał się w delikatnie falującą pod wpływem ruchów Sophii zasłonę. I wtem usłyszał ten delikatny, przyjemny dla uszu głos, jaki niegdyś o poranku wyrywał go z sennego letargu. Odwrócił się zbyt gwałtownie i zbyt nerwowo, nieświadomie informując wszystkich wokoło, że dał się zaskoczyć.
Pola znajdowała się tuż przed Reece i wydawała się być skruszona. Intuicyjnie spiął ramiona, przełknął ślinę i przywołał naturalny dystans, którym na codzień się otaczał.
Cześć — mówił identycznie surowo, jak podczas ich rozmowy w barze. — Jednak Seattle nie jest takie ogromne, skoro musieliśmy się ponownie spotkać.
Wynajmując Sophie sądził, że będzie czuł satysfakcję, kiedy nadarzy się okazja, aby przedstawić ją ex narzeczonej. Tymczasem stracił tą niepozorną pewność, jaka towarzyszyła mu w momencie podpisywania umowy. Zewsząd dotknęła go niezręczność i absurdalna obawa, że prawda mogłaby w każdej chwili ujrzeć światło dzienne.
Niepewnie odwrócił się w stronę przymierzalni, po czym ponownie chłodno objął bacznym spojrzeniem Pole. Następnie wyjął z kieszeni dłonie i skrzyżował ramiona. Jakkolwiek się czuł, to musiał prędko zastanowić się nad tym, czego właśnie chciał. Sophia była gotowa odegrać swoją rolę, jednak na moment zwątpił w słuszność tego czynu.
Nie powinnaś stąd iść? — nieuprzejmie zasugerował, jednocześnie skinieniem wskazując na wyjście ze sklepu. Z trudem wykrzesał z siebie takie aroganckie słownictwo. Mimo wszystko rozmawiał z Polą. Polą, którą przywykł całować o wschodzie słońca i bezwstydnie pieścić o zachodzie' Polą jaką niegdyś kochał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spłoszonakruszona, stała przed nim i gdyby tylko mogła cofnąć czas, nie wkroczyłaby do tego sklepu, tym samym unikając spotkania z nim. Niestety, zmieniacz czasu był poza jej zasięgiem - w przeciwieństwie do Ree.
Widziała go chwilę przed tym, nim zorientował się, że jest w pobliżu i bez trudu dostrzegła nagłą zmianę jaka zaszła w jego postawie i całym nastawieniu. Spięcie nie umknęło jej uwadze, a surowy ton ukochanego nieprzyjemnie drażnił jej uszy.
— Nie musieliśmy — wymsknęło się z jej ust, gdy tylko usłyszała jego uwagę. W końcu nie musieli, prawda? Stało się, przypadkiem można było to nazwać, a za to odpowiedzialności nie ponosi. Może czułabym się winna, gdyby celowo uczęszczała do miejsc, w których prawdopodobieństwo spotkania go było naprawdę wysokie, ale centrum handlowe? Nie, w tym wypadku nie zamierzała się obwiniać.
Jego ostatnia wypowiedź miała jasny przekaz: nie chciał mieć z nią nic wspólnego, a ona (skruszona, choć niepocieszona) nie zamierzała się mu naprzykrzać, pomimo drażniącej serce dniami i nocami tęsknoty. Ilekroć wołała w myślach: moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina zdawała sobie sprawę z tego, że odkupienia win od niego nie otrzyma.
Próbowała więc ignorować to, że prawie ramię w ramię stali przed przymierzalniami, czekając na swoich towarzyszy. I już prawie, prawie się jej udało wytrwać tę wydłużającą się chwilę ciszy między nimi, gęstej i dławiącej wręcz, co po kościach nieprzyjemnie się rozchodziła… i może jeszcze kilka minut spędzonych w ciszy wystarczyłoby, aby rozeszli się w swoje strony bez zwady, lecz nagle ponownie usłyszała jego głos.
Nie powinnaś stąd iść?

  • — Zasłużyłaś sobie, dobrze o tym wiesz — podpowiadał cichy głosik w jej głowie.
    — Wiem, ale to kurewsko bolało — odpowiedziała mu w myślach.


I przygryzając policzek od środka powstrzymała się, przed nagłym wybuchem tych wszystkich gotujących się wewnątrz niej emocji. Język też z lekka nadgryzła, by nie wypowiedzieć słów, których później mogłaby żałować.

Minęła chwila, nim odważyła się spojrzeć mu w oczy wyrażające zdziwienie: nie poznaję cię Ree, aż w końcu odważyła się na odpowiedź. — Pójdę — przytaknęła grzecznie i spokojnie, lecz nie tak jakby tego oczekiwał — jak skończę zakupy.
Uciec jednak chciała natychmiast, lecz duma jej na to nie pozwalała. — Możesz mnie wypraszać ze swojego lokalu, możesz drzwi swoje przede mną zamykać, a na ulicach udawać, że mnie nie znasz, ale to? To tylko sklep, z którego nie masz prawa mnie wyrzucać...ani nawet sugerować, że nie ma tu dla mnie miejsca — i to na tyle z gryzienia się w język. Spokój próbowała zachować, lecz z każdym kolejnym słowem coraz więcej bólu przenikało do jej wypowiedzi.
— Sue, pospiesz się. Okej? — dodała nieco głośniej, zwracając się w stronę schowanej za kotarą przyjaciółki, ponieważ przypuszczała, że dłużej nie wytrzyma w pobliżu człowieka, który w niczym nie przypominał już dawnej miłości jej życia. I naprawdę starała się, by głos jej nie zadrżał… na próżno.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Minęło parę lat od ich rozstania, jednak Ree pamiętał i wspominał wszystko ze zdwojoną intensywnością. Ilekroć widział niedoszłą żonę jego serce zaczynało bić w zatrważającym tempie, a do gardła podchodziła żółć. Czas nie wyleczył Reece z żalu i rozczarowania, lecz zasiał w nim nowe ziarno - ziarno gniewu. I chociaż to absurdalne, to czuł się identycznie zraniony, jak w dniu, w którym Pola uciekła z kościoła. Po tamtym wydarzeniu stracił do niej cały szacunek i próbował wyzbyć się innych, bardziej skrytych emocji, jakie podczas samotnych wieczorów budziły w nim nostalgię. Wówczas zasiadał na balkonie z kieliszkiem ich ulubionego wina i spoglądając na panoramę Seattle, katował się przeszłością.
Ree nie zmienił się ani trochę, jednak skutecznie tuszował dobre cechy charakteru pod maską stanowczości i surowości. Nie zamierzał odnosić się do Poli z odpowiednią uprzejmością, ponieważ uważał, że ich znajomość zakończyła się w zbyt niefortunny sposób. Przy każdym spotkaniu intuicyjnie wspominał moment, w którym dowiedział się o rezygnacji kobiety. Przytłaczało go to na tyle dobitnie, że nie potrafił traktować Poli neutralnie. Była czynnikiem odpowiadającym za jego złamane serce.
Rób co chcesz, Pola — odpowiedział, starając się zabrzmieć wyjątkowo ironicznie. Nie spodobała mu się postawa kobiety, dlatego postanowił przejąć inicjatywę i samemu prędko opuścić sklep. Przebywanie obok było dla Ree nazbyt trudne. Tylko udawał niewzruszonego, bo w rzeczywistości kołatało się w nim wiele emocji, z którymi momentami nie potrafił sobie poradzić. Nie chciał, aby Pola przypadkiem się o tym dowiedziała. Nie chciał wybuchnąć, wytknąć jej wszystkich trosk oraz nazwać w niepochlebny sposób - w taki w jaki przywykł wypowiadać się jedynie w myślach. Obawiał się, że będąc dłużej w jej towarzystwie jego maska niewzruszenia mogłaby niekontrolowanie pęknąć. Wtedy nie zdołałby się pozbierać.
Pola była iskrą.
Pola była Edenem, którego bramy zamknęły się przed nosem Ree.
Pola była pierwszą kobietą, którą pokochał miłością szczerą i oddaną.
Pola była przeszłością.
Pola była... Polą, Polą Hudson. Tą Polą Hudson.
Polą Hudson.
Wybacz — jeszcze mocniej docisnął do klatki piersiowej skrzyżowane ramiona. Na jego skamieniałej twarzy pojawił się grymas. — Po prostu jak cię widzę, to robi mi się niedobrze, Pola — celowo zaakcentował imię kobiety, jednocześnie znienacka nachylając się nad nią. W tamtym momencie zaczął postępować mniej racjonalnie i pokusił się o gesty, które w ich relacji były niebezpieczne. — Dlatego na tyle na ile jest to możliwe, wolałbym abyśmy w przyszłości się unikali. Jestem tu z narzeczoną — mówiąc złowieszczym szeptem, skinął na kotarę za plecami — nie chcę jej tłumaczyć tego, co nas kiedyś łączyło, a patrząc na obecny stan rzeczy, to nie mogę cię nazwać nawet koleżanką. Uszanuj to.
Ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Nawet za blisko dla samego Reece Tremblay'a, któremu w ułamek sekundy zrobiła się gorąco. Zmarszczył brwi, łapiąc się na tym, że wzrok Poli Hudson wciąż go hipnotyzował. Gdy po dłuższej chwili oparł się urokowi, doglądnął jej ust. Pokusa była na tyle ogromna, że nachylił się jeszcze gwałtowniej. Odległość oddzielająca ich wargi stanowiła dystans dwóch, trzech centymetrów. Czuł na skórze ciepły oddech a nozdrza atakował jej słodki zapach perfum. Ten sam co dawniej. W końcu ostatkiem sił przywołał zdrowy rozsądek. Wyprostował się i sięgnął mglistymi oczami w głąb przebieralni. Serce Ree uderzało niczym młot pneumatyczny.
Sophie — zawołał, po czym odchrząknął. Czuł ucisk w gardle. — Sophie, chodźmy coś zjeść. Weź obie sukienki — dodał nerwowo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Wiesz, że nie mam z tym problemu — złośliwie odgryzła się, nie mogąc znieść tego ironicznego tonu mężczyzny. Szybko pożałowała, czując jak czerwień rozlewa się po jej policzkach. Była zła i po części wynikało to z jego zachowania, ale prawda była taka, że sama na to zapracowała; właśnie dlatego w myślach nie szczędziła obelg na swoją cześć.
I gówno prawda, bo problem miała, a najgorsze w tym wszystkim było to, że najwięcej trudności sprawiało jej sięganie po to czego chciała.
Chciała Ree...a jednak uciekła.
Chciała założyć rodzinę...a teraz wciąż przemierza życie samotnie.
Nie chciała go ranić, a dokonała tego i teraz jeszcze zadawała mniejsze ciosy.
Jeszcze dobrze się nie odgryzła, a już wyrzuty sumienia rzuciły się na nią, kąsając i zatruwając resztę rozmowy. Nie potrafiła się skupić, a nogi nagle jakby ugięły się pod jej ciężarem. Znalazła się w pułapce i nie wiedziała jak z niej wybrnąć, więc czekała na jego dalszy ruch...
...lecz takich słów się nie spodziewała.
Wszystkie mechanizmy wewnętrzne teraz napędzały machinę rzewnych łez, które za cel obrać miały jej oczy szeroko rozwarte, zaskoczone tym, że nagle znalazł się tak blisko. Duma! Duma opór jednak wytworzyła, jak się okazało wystarczający, by powstrzymać katastrofalną w skutkach reakcje. Nie uroniła więc łzy, choć sama świadomość bolesna była, że nagle stała się przyczyną mdłości, a jeszcze nie tak dawno wprowadzała go w zupełnie innych stan.
I stała tak, a usta nawet nie zadrżały w odpowiedzi. Stała tylko, a może stała przed nim; z jednej strony bezradna i skazana na porażkę w tym starciu, z drugiej zaś nieświadoma tego, że asa w rękawie miała - siebie rzecz jasna. Słabością jego była, a on jej słabym punktem się stał i nic dziwnego, że na wieść o narzeczonej duma nagle potknęła się, jednocześnie pozwalając na to, by oczy zaszkliły się delikatnie. W garść musiała się wziąć, natychmiast! Wyprostowała się nieco, pewniejszą siebie zgrywać chciała.
Chciałaś to masz, znalazł sobie inną.
Przynajmniej próbowała.
Już nic nie znaczysz. Przeszłością się stałaś.
Na marne…
...a jednak atmosfera zgęstniała, cięższą stając się z każdym jego oddechem wyczuwalnym na rozpalonych policzkach.
— Takich spotkań jak dziś nie unikniesz, wiesz o tym? — ciche pytanie przesiąknięte lekką chrypką. Szeptem wypowiedziane jakby odruchowo, na wieść o narzeczonej.
Tajemnicą jego stać się miała? Proszę bardzo, mogła nią być jeśli tylko chciał...

...lecz nie igraj z ogniem Ree, bo się poparzysz.
Czujesz? Już zrobiło się gorąco.
Widzisz? To od niej bije ciepło.


- Sophie!

Nie, nie od niej, ale ratuj się kto może! Bierz Sophie, uciekaj jak najdalej, nerwowym krokiem przemierzaj centrum handlowe, by stracić Hudson z radaru. Ona tu jeszcze zostanie i pewnie zaszyje się w przebieralni, bo prawda jest taka, że gdy tylko straci cię z oczu, zaleje się łzami.

— To, że wpadliśmy na siebie przypadkowo nie oznacza, że nie uszanowałam twojej prośby. Pewnych spotkań nie unikniesz Ree — i czy aby na pewno chcesz? Jeszcze tylko wymowne spojrzenie rzucone mu na pożegnanie, nic więcej - bo gdy tylko kotara odsunęła się, a jej oczom ukazała się Sophie, nie pisnęła już nic. Odprowadziła ich wzrokiem, spięta i na jednym wdechu od dłuższej chwili - jakby w posąg się zamieniła. Dopiero gdy zniknęli z zasięgu jej wzroku odrzuciła na bok pozory, schowała się w przymierzalni i załkała. Całą sobą płakała, a przy tym robiła wszystko, by dźwięku z siebie nie wydać…

Rozsypała się z dala od wścibskich spojrzeń ludzi.
Z dala od niego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Halleluiah, Sean i szczeniak przenoszą się z: [The Edgewater Hotel] Pokój IV

ObrazekWsiadając za kierownicą wypożyczonego czarnego Mercedesa A-Klasy Sean niespecjalnie był w stanie rejestrować to, co mówiła Halleluiah. Znaczy, cały czas ją słyszał, ale chyba, jakoś tak kompletnie bezwiednie, przestał słuchać i zamiast tego włączył radio w samochodzie.
ObrazekWell, show me the way,
ObrazekTo the next whiskey bar
ObrazekOh tak, napiłby się z przyjemnością!
ObrazekWyjechał z podziemnego parkingu, w nawigację wrzucił nazwę centrum handlowego, pierwszego jakie pojawiło się w wynikach wyszukiwania Google i wsłuchał w głos Jima Morrisona nucąc pod nosem słowa piosenki. Znalazł tę stację przypadkiem, bo była jedną z ustawionych przez obsługę wypożyczalni samochodów i bardzo szybko uznał, że będzie jego nową ulubioną rozgłośnią tu w Seattle. Grali klasykę rocka, muzykę, którą czuł i wielbił całym sercem, a do tego mało gadali. No i po kilku dniach słuchania tej konkretnej częstotliwości mógł zaufać prowadzącym na tyle, że przestał się obawiać, iż któregoś dnia wsiądzie do auta i z głośników usłyszy niedorobione wokale współczesnych boysbandów. Czy co tam teraz było modne.
Obrazek-Halleluiah - ściszył nieco radio. - Jaki zespół jest teraz na topie?
[Poszukiwania] Praca szuka człowieka w ambitnym, dynamicznym i fabularnie aktywnym zespole Agencji Light Side

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

tiszertka Seana – pożyczona

– …ale to nie przeszkadzało mojej mamie. Wiesz, to były czasy, kiedy wszyscy właśnie zrozumieli że świat nie potrzebuje ani poezji, ani żelaznego systemu finansowego – fajnie się tak mądrzyć, truchtając za facetem który w sumie bez powodu podzielił się własnym pokojem hotelowym, własnym czasem i własną uwagą. Choć tego, że praktycznie jej teraz nie słucha, Halleluiah (krocząca całkiem pewnie, wykąpana, w starych jeansach i butach, ale t-shircie Seana, wyciągniętym mu z szafy szybko-szybko w sekundę po kąpieli) nie wiedziała, zajęta przeglądaniem fiszek i obrazków w zabałaganionej pamięci – W każdym razie jak mieszkałam w tym obozowisku to nie musiałam niczego ogarniać. Najpierw byłam za mała, a potem się okazało że i tak nie trzeba specjalnie agresywnie dorastać, skoro człowiekowi w sumie tak niewiele potrzeba, a wzorce miałam naokoło: ujaranych „dorosłych”, którzy raz na jakiś czas nie wiadomo skąd wytrzaskują kiełbachy na ognicho albo skrzynki piwa i dzielą się tym, bo nie należało do nich. Skąd w takim razie je brali?
Rzuciła to pytanie w przestrzeń, ale mówiła w ten swój specyficzny sposób, jakby biegła w smole: ekspresji było aż nadto, ale tempo jakieś ślimacze. Dlatego wszystkie te słowa prawie nie sięgały Seana, bo z umysłu do ust strzelały jak błyskawice, z ust rozbiegiwały się jak pijane chomiki, a potem opadały jak klonowe noski w bezwietrznej pogodzie, wirując bez sensu i kończąc podróż deptane stopami dziewczyny próbującej gonić Seana, choć ten ani nie uciekał, ani nawet nie szedł w jakimś forsownym tempie.
– O, takim samochodem jechałam na stopa kiedyś! Z… czekaj? – wetknęła kosmyk do ust i zaczęła żuć z namysłem, zatrzymując się w zadumie po drugiej stronie kabiny – Z Tucson do Boise. Chyba. Albo odwrotnie. Strasznie miły facet, ojciec trójki dzieci, wyjaraliśmy na parkingu u stóp Gór Skalistych, gdzieś na przedmieściach Denver i musieliśmy potem… Ale co?
Przerwała sobie, bo Sean zniknął –mianowicie wsiadł do wozu, a zdumiona jego nagłym brakiem w kadrze Halleuiah otrzeźwiała na tyle, by wsiąść też.
– Zajebiście. Czy będziemy też kupować bieliznę? Czy to cię jakoś zawstydza? A kupimy też fajki? Wiesz że są takie fajki… Indian Spirit –całkiem zdrowe! Mam zapiąć pas? – rzuciła z filuternym uśmiechem, jakby zapinanie pasa było „niezłą jazdą”, po czym naciągnęła go, ale nie zapięła, tylko odchyliła siedzenie trochę do tyłu, a kopytka wywaliła na deskę, wyciągając nie wiadomo skąd paczkę tytoniu i bibułki.
- Skręcić ci? – rzuciła spojrzeniem i pokiwała głową: – Aaa, czaję. Od skręcania masz kierownicę. W sumie –ma to sens. Puścisz coś? O – dzięki!
Sean puścił, owszem, kabinę wypełniły Drzwi.
– Super muza. Jeden z moich ojców słuchał tego w stanie najwyższego… kurde! – spadła jej z uda bibułka, trzeba się było schylić… – …skupienia. Co?
Znów oderwała strzępek uwagi na pytanie Seana, teraz z kolei szukając zapalniczki.
– Nie wiem. Pewnie zależy na topie czego. Ja muzykę dzielę na dwie rzeki: jedna to rave i inne dicho, wszystko co łomocze, ale nie dlatego że lubię, tylko dlatego że lubię… – gdzie ta zapalniczka? – Masz ogień? Dlatego że lubię tańczyć w określonym klimacie jakby. A druga rzeka… ale mogę tu zajarać, nie? Druga rzeka to to w czym chyba wyrosłam. Bluegrass, indie-folk, stary rock, takie rzeczy. Będę palić przez okno, spoko. O – albo otwórz dach! Jest tu otwierany dach, nie? Stanę sobie i będę lecieć!! Kurwa, to jest myśl! Możesz też tak, tylko ty sobie wystawisz górnąpołowę Jerry’ego, ja będę trzymać kierownicę! Ha?
Ostatnio zmieniony 2021-11-01, 13:50 przez Halleluiah Morrison, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”