WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnął się nieco krzywo. - I tak więcej nieżbym wolał - przyznał, nie mając jednak zamiaru kontynuować tematu. Może i Gabi nie działała w jego dyscyplinie, ale o dziennikarzach wiedział tyle, że zazwyczaj są ciekawscy i lubią ciągnąć za język, a Logan zdecydowanie nie miał ochoty wspominać o wypadku.
- Tenisista - wyjaśnił, nie żywiąc urazy, a nawet przyozdabiając odpowiedź uśmiechem. Chociaż w Rolexie może powinni się zastanowić czy jego twarz jest rzeczywiście na tyle rozpoznawalna, żeby reklamować nią ich produkty. - Jest tu jeszcze kilku golfistów i jeden dżokej, chyba. I oczywiście grupka tenisistów. - wymienił sportowców którzy raczej nie byli w kręgu jej zainteresowań. Jego brwi drgnęły lekko, kiedy kontynuował przekornie po chwili - Mogę ci nawet wskazać którzy to, jeśli miałabyś ochotę ich ominąć, bo Wy - uniósł kieliszek, jak gdyby wskazywał nim rozmówczynię - chyba nie chodzicie na takie imprezy ze względów towarzyskich...? A może - dodał jeszcze - chciałabyś rozszerzyć specjalizację?
Upił łyk szampana wciąż poświęcając czas na lekką rozmowę z dziennikarką niezwiązaną z tenisem, bo dla niego biznes był zwykle małą częścią podobnych spotkań. Wystarczyło uścisnąć kilka dłoni, ustawić się do paru zdjęć i najlepiej wypić z jakimś ważniakiem wódkę, bądź whisky, a resztę wieczora spędzał na zabawie. No, przynajmniej tak to kiedyś wyglądało, kiedy jeszcze picie w modnym klubie było jedną z lepszych rozrywek, a konsekwencje imprezowania nie były tak poważne.
Do sali na wózku wjechała gablota z gwiazdą wieczoru. Zegarek pokryty był złotem czy wysadzany diamentami - bez różnicy w oczach Logana. Jego zawrotnie wysoka wartość sprawiała, że nie nadawał się na kort. Zresztą, pewnie nawet cacuszko już nigdy nie opuści miękkiej poduszeczki, na której Rolex prezentował się zebranym bliżej gościom. Kilka osób już podeszło do szklanego sześcianu, żeby przyjrzeć się lśniącym szczegółom.
- Zainteresowana?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gabi się tylko uśmiechnęła. Ona nie pisała o prywatnych sprawach zawodników, czy działaczy, ale nie dało się ukryć, że nie zatykała palcami uszu, aby niczego się nie dowiedzieć. Także w zupełności rozumiała Logana, który uważał na to co mówi, zwłaszcza w kierunku do dziennikarza, którego totalnie nie zna, któremu nie może zaufać. Nie wiedział, o czym blondynka pisze, jakie zdanie ma o niej otoczenie. Było to dość rozsądne, nie było powodów do obrażania się i tak dalej.
-Osób z wyścigów też jest kilka. W końcu Rolex oficjalnie odmierza czas na wyścigach-zauważyła, jakby tłumacząc swoją obecność w tym miejscu. W końcu ten sponsor kojarzył się z innymi dziedzinami sportu. Choć prawdą pewnie było to, że gdyby Gabi nie była miejscowa, to raczej nie dostałaby zaproszenia na ten event, a tak stwierdzono, że skoro dzieli ją krótka jazda taksówką, to mogą ją zaprosić, bo inni, zlokalizowani w innych częściach kraju, mogą być zbyt leniwi, aby przyjść na tą imprezę.
-Ja raczej nie piszę o takich rzeczach, ale jak wiadomo, artykuły o tym, kto po pijaku podrywał kelnerkę zawsze się pojawiają-wzruszyła ramionami. Pytanie, czy tekst pojawi się na pudelku, czy na jakimś bardziej branżowym portalu, na przykład tłumacząc tym wybrykiem gorszą passę zawodnika.
-Tato wychował mnie na zapachu palonej gumy i benzyny, obawiam się, że na korcie tenisowym mogłabym się nie odnaleźć-zaśmiała się. To był sport dla wyższych sfer, od kibiców też wiele wymagano, siedzenie w ciszy, klaskanie tylko w odpowiednich momentach.... Totalnie inne od kibicowania samochodom, gdzie można się drzeć, bo i tak silników się nie przekrzyczy.
-Nie moja bajka, totalnie-powiedziała, bo ten zegarek to była totalna sikora. Wielki, ciężki i drogi. Cóż, ona wolałaby za taką kwotę kupić sobie nowy samochód, częściej by używała i do większej ilości par butów by jej pasował. Jednak gadżet ten prezentował się ładnie, imponująco wręcz. Pewnie zostanie założony raz, na jakieś rozdanie nagród i będzie dogorywał w sejfie. Cóż, taki już los przesadnie drogich akcesoriów.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Wiem z doświadczenia - uśmiechnął się krzywo. Nie zawsze był taki grzeczny, swego czasu często puszczały mu hamulce ku uciesze dziennikarzy i znacznej większości sponsorów. Kolejne artykuły czy wzmianki tylko rozgłaśniały zaraz obok jego nazwiska nowy produkt, organizatora imprezy czy konkretne wydarzenie, więc o ile nie przekroczył granicy, wszyscy dobrze się bawili. Oprócz trenera, rzecz jasna.
Nie był już taki, zdecydowanie lepiej się kontrolował, a z racji odniesionej kontuzji tym bardziej unikał dziennikarzy. Już dwie osoby próbowały wyciągnąć od niego komentarz dotyczący powrotu na kort. Może nie powinien się jeszcze pojawiać na imprezach branżowych.
- Każdego kręci co innego - pokiwał głową, nie naciskając. Wiedział dobrze że tenis nie jest dla wszystkich, bo nie był na tyle zaślepiony miłością do ukochanej dyscypliny, by ignorować ludzkie preferencje. - Zainteresowanie samochodami to jakaś rodzinna spuścizna, hm? Twój ojciec też działa w tym zawodowo?
Wybuch śmiechu rozlegający się przy gablocie niemal zagłuszył słowa dziennikarki, skutecznie jednak przyciągając uwagę Logana, więc ponownie spojrzał w kierunku wystawionego zegarka. Na linii wzroku pojawił się znajomy tenisista, który pomachał do Shepherda. Wiedział że ten ma słabość do gadżetów.
Logan zmarszczył na chwilę nos, jakby się mocno zastanawiał, po czym odstawił kieliszek na tacę przechodzącej obok kelnerki. - Za to moja, jak najbardziej. Miło było poznać, Gabi. Baw się dobrze - uśmiechnął się do niej, klepnął przyjaźnie po ramieniu na odchodne i odwrócił się żeby dołączyć do kumpla, z którym przez chwilę dokładnie omówili błyszczące z poduszeczki cacuszko, a później napili się przy barze, gdzie Logan umiejętnie zbywał niewygodne pytania, bo z powodu wzajemnej sympatii sportowców, nie były zbyt natarczywe. Gdyby nie dołączył do nich George Prowley, z którym Shepherd przez ostatnie lata, delikatnie mówiąc, nie dogadywał się, może jego humor dopisywałby przez resztę wieczora.

Półtorej godziny później

Siwe wstęgi dymu wiły się leniwie nad rozrzarzoną końcówką papierosa. Logan potarł oko kciukiem i wypuścił wolno powietrze wpatrzony w rząd budynków ogradzający drugą stronę ulicy, przez tych parę minut ciesząc się samotnością wolną od wszelkich niewygodnych tematów czy męczącego towarzystwa. Czy aż tak się zmienił? Wydawało mu się, że pomimo boleśnie dłużącej się przerwy od grania na korcie, w rzeczywistości nie minęło aż tyle czasu, by wytłumaczyć to dziwne wrażenie nie pasowania.
Nie czuł się częścią tego świata, drażniąco odstawał, choć nie wyglądało, by wiele osób podzielało jego zdanie, ale kiedy przedstawił się blondwłosej dziennikarce jako tenisista, niewygodne pytanie czy wciąż nim był zaszczepiło się na skraju umysłu domagając się odpowiedzi.
Był zmęczony.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, byli dziennikarze i dziennikarze, jak w każdej dziedzinie. Byli ludzie, którzy przyszli tutaj na imprezę tylko po to, aby zapozować na ściance, zrobić sobie kilka fotek na instagrama w sukience ze zbyt dużym dekoltem, napić się drogiego szampana i wrócić do domu. Inni byli tutaj aby porozmawiać z dawno nie widzianymi znajomymi i tak dalej. Gabi należała do tej drugiej drugiej grupy ludzi i nawet nie pasowała za bardzo wyglądem do tych panien, które błyszczały na parkiecie. Nie tylko sukienką, ale zachowaniem, bo sączyła tego samego drinka, na uboczu prowadząc ciekawą konwersację.
-Mój ojciec jest mechanikiem, takim zwykłym, ale od zawsze interesował się motosportem. A że samotnie mnie wychowywał, to jak chciał pojechać na wyścig, to musiał mnie zabrać ze sobą-zaśmiała się. Taka była prawda, poniekąd nie miała wyboru, bo była za mała. A jak miała wybór, to przekładała taki wyjazd ponad wszelkie dziewczyńskie nocowania. Co nie znaczy, że była chłopczycą, broń boże. Jednak cała historia była długa i chyba nie warta opowiadania w tym momencie.-Jasne, baw się dobrze-powiedziała, gdy ten postanowił się pożegnać z nią i porozmawiać z innymi. Blondynka uśmiechnęła się, odłożyła pustą szklaneczkę na bar. Nie musiała długo szukać, gdy zauważyła kolejne osoby, z którymi chciałaby zamienić kilka słów. A kilka słów przerodziło się w długą i serdeczną rozmowę przy kilku drinkach, obietnicę spotkania na następnym wyścigu i tak dalej.
Nawet nie wiedziała, kiedy minęło pół nocy i kobieta zdecydowała się wrócić do domu. Poprawiła torebkę na ramieniu i pożegnała się ze znajomymi. Gdy przekroczyła próg klubu, poczuła pociągnięcie za łokieć ręki, w której trzymała telefon i chciała zamówić ubera. Nie przestraszyła się, ale na pewno ją to zaskoczyło. Wcale nie uspokoiła się, gdy zobaczyła kto to jest. A mianowicie Colton, kierowca, z którym rozmawiała na samym początku imprezy, gdy ten był jeszcze trzeźwy.-Ej, lala. Gabi, słoneczko. Odwieźć Cię? Mam tu pokój w hotelu niedaleko...-zaczął lekko bełkotać. Najgorsze, co mogło ją spotkać, narąbany typ, który sądził, że jest pępkiem świata i każda kobieta chce się z nim przespać. A jego zainteresowanie to było błogosławieństwo.-Nie dzięki.-odpowiedziała krótko, próbując się wyrwać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co jakiś czas przygłuszone dudnienie klubowej muzyki przekraczało bariery drzwi, gdy te otwierały się by wypuścić wraz z więzionymi pasmami częstotliwości kolejnego umiarkowanego imprezowicza, który odrzucał pomysł balowania do samego końca. Logan wypalał powoli papierosa, decydując w międzyczasie, że pokręci się jeszcze z godzinę, a później podąży śladem wielu innych, których rozsądek, znudzenie, albo też inne plany wyrwały z branżowej imprezy.
Gdy drzwi znowu się otworzyły, a z klubu wyszła niedawno poznana dziennikarka Logan przelotnie na nią spojrzał rozpoznając ją po sylwetce. Stał nieco z boku, z plecami przyklejonymi do stylowo chropowatej ściany pociągniętej czarną farbą pozwalając minutom ulatywać z dymem. Jednak drobne zamieszanie ściągnęło jego spojrzenie z powrotem na kobietę i nieznanego mężczyznę, który trzymał ją za łokieć.
Blondynka wydawała się być w stanie poradzić sobie z bełkoczącym kierowcą, ten też nie zrobił póki co niczego wybitnie groźnego dla dziennikarki. Musiała mieć już nie raz do czynienia z facetami, których myśli mniej zajmowało to czy ona sama jest nimi zainteresowana, od tego jak bardzo pragnęli jej w swoim łóżku. Zapewne często odganiała się od zamroczonych namiętnością adoratorów, prawdopodobnie mając już w tym niemałą wprawę. A Logan nie posiadał tej wewnętrznej potrzeby do pakowania się w środek wszelkich konfliktów, także gdy dotyczyły przedstawicielek płci pięknej. Jako młody chłopiec nie fantazjował o zostaniu rycerzem i przyrzeczeniu wierności i ochrony pięknej księżniczce, i choć był w stanie poświęcić się dla najbliższych, nie przed każdą niewiastą rzucał się na kolana, zwłaszcza, gdy uważał że nie ma takiej potrzeby. Co innego gdyby pijany kierowca przyparł przerażoną dziennikarkę do ściany, albo siłą próbował wciągnąć do samochodu. Jednak...
Skoro już zauważył scenkę, która równie dobrze mogła rozwinąć się w nieprzyjemnym kierunku, a wokół chwilowo brakowało ludzi, którzy ewentualnie mogliby zareagować, zaciągnął się ostatni raz papierosem i zdecydował przypomnieć casanovie, że powinien powstrzymać zapędy.
- Hej Gabi, zbierasz się już? - wcisnął papierosa w metalową płytkę przy śmietniku, wyrzucił peta i podszedł do pary, posyłając uśmiech do blondynki. - Przynajmniej przechodząc rzuciłaś okiem na zegarek czy rzeczywiście pogardziłaś taką błyskotką? - zażartował, niemal zupełnie ignorując jej towarzysza, obrzucając go jedynie pobieżnie spojrzeniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nawet na takich imprezach, gdzie taniec nie do końca był przewidziany ze względu na to, że sponsorzy chcą porozmawiać, dobić biznesu i tak dalej, pokazać piękne rzeczy, muzyka grała głośno. Może w środku nie było to aż tak uciążliwe, ale po wyjściu ta błoga cisza na ulicy Seattle (taa... wielkie miasto i cisza) aż brzęczała w uszach. Gabi musiała być dość stara, skoro zauważała takie rzeczy i uważała je za coś przyjemnego. Była dość młoda, miała dopiero 26 lat, ale może to porządny związek z nieco starszym mężczyzną powodował, że nie czuła się już jako nastolatka, a stateczna kobieta.
Moreno miała już niestety, pewne doświadczenia z pijanymi kierowcami. A zwłaszcza tym, a szczerze mówiąc, większość naprzykrzała się w pełni świadomie. Nie mogła powiedzieć, że czuła się molestowana, czy naprzykrzali się oni naprawdę boleśnie, ale zdecydowanie tego nie lubiła. Nie cieszyła się takim zainteresowaniem, nie łechtało to jej ego i tak dalej. -Colton, spadaj-mruknęła. No, może powiedziała na głos, ale nie było słychać w tym poirytowanie. Naprawdę trzeba było być troglodytą, aby sądzić, że takie zachowanie może się spodobać jakiejkolwiek kobiecie. Nawet takiej, która woli zapach palonej gumy od chanel no 5.
-Tak, to już pora na mnie-uśmiechnęła się do Logana, lekko, lecz wyraźnie wyszarpując swoją rękę z objęć mężczyzny.-Oczywiście, że spojrzałam, choć musiałam wyciągnąć okulary przeciwsłoneczne. Mogę fajkę?-zapytała. Oczywiście, że nie paliła, ale chciała dać do zrozumienia, że woli rozmowę z Loganem, a nie Coltonem.-Pa Colt-uśmiechnęła się jeszcze do niego, odwracając się z powrotem do dziennikarza, którego niedawno poznała. Pech chciał, że kierowca chyba był zbyt pijany (lub głupi - zdecydowanie to) aby tą delikatną sugestię zrozumieć.
Na całe szczęście nie należał do cierpliwych osób, więc postał chwilę, czekając aż Gabi wypali papierosa, ale znudziło mu się i zanurkował z powrotem do klubu. -Uff... Poszedł sobie. Dzięki-powiedziała kaszląc, bo nigdy nie paliła. Zatrzymała taksówkę jadącą po ulicy i wskoczyła do niej.

/zt x2
Ostatnio zmieniony 2022-01-30, 11:08 przez Gabi Moreno, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

24.

Gdyby po trzydziestu trzech latach życia i trzydziestu trzech latach doświadczeń, Chet Callaghan miał wskazać jedną rzecz, która sprawiała, iż czuł się on obecnie szczęśliwym człowiekiem, byłby to: spokój. Nie święty spokój; ale błogi, niezmącony spokój, jaki odczuwał, będąc przy Jordie: spokój w głowie oraz spokój ciała, nieustannie dotąd głodnego destrukcji, posmaku krwi w ustach i trucizny, którą toczyło od środka wprost do własnych żył. Nie przypuszczał, że to właśnie Jordana okaże się dla niego ukojeniem, jakiego potrzebował; a potrzebował jej bardziej, niż zapewne ona sama zdawała sobie sprawę. I ta świadomość - tego niezdrowego przywiązania, tak silnego, że w jednej chwili cały jego świat zamknął się w jednej osobie - na równi z odczuwaną otuchą, momentami wręcz bruneta przerażała. Na wskroś. I sam chyba nie wiedział, co z tym począć - dlatego z jednej strony trzymał się desperacko tych wszystkich błogich poranków u boku ukochanej kobiety, tych wspólnych popołudni wypełnionych słodkim, kanapowym lenistwem, i tego, że po raz pierwszy miał do czego i do kogo wracać; a z drugiej strony obawiał się w tym ugrzęznąć. Obawiał się, że Jordana ugrzęźnie razem z nim i że mając siebie nawzajem, zgubią jednocześnie siebie samych. Zgubią nie tylko swoją spontaniczność i chęć doświadczania wspólnie nowych rzeczy, ale finalnie także i ten spokój, jaki posiadali, będąc razem, i który doceniali tym bardziej, tracąc się na moment z oczu - czy to w pracy, czy wśród ludzi - tylko po to, aby tym chętniej znów się odnaleźć i znów wrócić do domu, by na koniec dnia położyć się w jednym łóżku i usnąć w swoich ramionach. Dzisiejszego wieczoru Chet nie zamierzał jednak tracić jej z oczu - choć wśród kolorowych, migających świateł i tłumu bawiących się ludzi, oraz przy głośnej, odbijającej się echem gdzieś pod czaszką muzyce, to nie byłoby wcale trudne. Nietrudno także odgadnąć, że tego typu miejsca były bliższe pannie Halsworth, aniżeli samemu Chesterowi, któremu, o ile zdarzało się odwiedzać takie przybytki, tak pląsanie na parkiecie uważał już za coś mężczyźnie po trzydziestce zupełnie nieprzystającego - inaczej niż upijanie się czy okazjonalne uczestniczenie w barowych bójkach, najwidoczniej. I tak naprawdę dopiero znajomość z młodszą o dekadę Jordie sprawiła, że brunet przestał patrzeć na siebie i na to, co robił, w takich kategoriach; bo przy niej robił wiele rzeczy, które teoretycznie nie przystawały, i szczerze: czuł się z tym bezwstydnie, kurewsko dobrze. Czuł się kurewsko dobrze wtedy, kiedy w środku dnia, po intensywnym maratonie wylegiwał się z nią beztrosko w wannie; kiedy rano szedł skacowany do pracy po tym, jak ubiegłej nocy spijał słodkie drinki z jej bajecznie jędrnych piersi; kiedy o świcie wskakiwał z nią nago do jeziora; i kiedy z kępką jej włosów w garści pozwalał, aby dla jego przyjemności obcierała sobie kolana w sklepowej przymierzalni. Ale przede wszystkim czuł się dobrze, mogąc sprawić, aby i ona czuła się z nim spełniona oraz szczęśliwa. Nie tylko zaspokajając jej ciążowe zachcianki czy rozpieszczając ją drobnymi, miłymi gestami; ale także umożliwiając jej połączenie bycia jego narzeczoną z byciem Jordie: ze spotykaniem się z rodziną oraz przyjaciółmi, i ze spędzeniem wieczoru w głośnym, zatłoczonym klubie, które tak chętnie odwiedzała zanim zaszła w ciążę. Była to zaledwie jedna z wielu rzeczy, jakie Chet jej odebrał - i chociaż wierzył jej, gdy mówiła, iż nie żałowała takiego obrotu spraw, to nie chciał, żeby rezygnowała z czegoś, co sprawiało jej radość. A tym z pewnością była dobra zabawa w towarzystwie znajomych - z którymi Chet nie rozpoczął zbyt dobrze tej relacji, bo od złamania nosa paru jej kolegom, ale przez wzgląd na Jordanę - pragnął i to naprawić. Przynajmniej do pewnego stopnia: nie zamierzał się z nimi kumplować, ale wspólne wyjście, na trzeźwo, do lokalu, gdzie - poza wynajętą lożą, do której nie docierała aż tak głośna muzyka - rozmowa była znacznie utrudniona, wydawało się być dobrym pomysłem. Nawet jeśli zapewne niewiele ciężarnych kobiet spędzało swój czas w podobny sposób; ale z drugiej strony, chodzenie na imprezy zamiast do szkoły rodzenia wydawało się być najzupełniej podobne do Jordany Halsworth. Na wszystko z pewnością jednak przyjdzie jeszcze pora. Póki co Chet pragnął rozerwać się nieco po całym tygodniu pracy, i chociaż zwykle nie utożsamiał tego rodzaju rozrywki z tańcem, to kiedy po paru bezalkoholowych dla nich drinkach Jordie zaproponowała, aby ruszyli na parkiet - nie oponował. Pozostanie przy stoliku z paroma jej znajomymi, robienie dobrej miny do takiej-sobie gry, i gapienie się, jak sama bujałaby bioderkami, czekając, aż jakiś frajer postanowi do niej dołączyć - bo to byłoby nieuniknione - nie było zbyt kuszącym scenariuszem, zwłaszcza że Chet nie umiałby bezczynnie patrzeć, jak ktoś inny dobierał się do jego kobiety, nawet gdy skutecznie oznaczył ją nie tylko pierścionkiem zaręczynowym, ale i zaokrąglonym już nieco brzuszkiem, który wciąż jednak łatwo było pomylić z takim po obfitej kolacji. Ale gdy kołysali się we dwoje we własnym, wspólnym rytmie, z dudniącą w uszach muzyką, niby zespoleni w jeden, nierozerwalny organizm pośród dziesiątek innych; gdy jego dłonie błądziły niespiesznie po kobiecym ciele, a ciepły oddech osiadał ciężko na jej, nęcącej przyjemnie nozdrza nienachalnym zapachem perfum, szyi - Chet nie dotykał jej tak, jak dotykał ciężarną narzeczoną; nie tak, jak miało to zazwyczaj miejsce, gdy przytulał się do jej ciążowego brzuszka, wiedząc już, że Jordie nosiła tam jego syna. Dzisiaj dotykał ją jak przede wszystkim kobietę, której pragnął; jego dłońmi - od kilku dni tęskniącymi próżno za znajomym ciepłem i miękką fakturą jej skóry - nie kierowała czułość, lecz prymitywne pożądanie: niezaspokojone, wzbierające w nim gdzieś w środku, a banalnie teraz rozniecone sposobem, w jaki Halsworth ocierała się zmysłowo o jego ciało w tańcu, i widokiem wciąż-idealnej, choć nieco odmienionej ciążą sylwetki, opiętej w podkreślającą cudowne krągłości, pobudzającą męskie zmysły sukienkę, tak odmienną od wygodnych dresów, w jakich Chet oglądał ją ostatnio niemal na co dzień, gdy i on sam występował w domu w podobnym wydaniu. Bo decydując się na zamieszkanie razem, decydowali się również na takich siebie: nie tylko na nią w kusej sukience czy niego w idealnie uprasowanej koszuli, w jakich byli obecnie z pewnością w stanie przyciągnąć niejedno spojrzenie, mimo że ich własne wpatrzone były wiernie tylko w siebie nawzajem. Może więc rzeczywiście ich miejsce było już na kanapie w domu, a bardziej pasującą do nich rozrywką byłaby podwójna randka z parą wspólnych znajomych w jakimś spokojniejszym lokalu; ale na dobrą sprawę nie byłby to też pierwszy raz, kiedy wyłamywali się ze schematu, żeby zrobić po swojemu. I jak dotąd prawie zawsze im się to sprawdzało. - Co ty na to, żebyśmy się stąd wymknęli? Nie mogę się doczekać, żeby zdjąć z ciebie tę sukienkę - oznajmił bezceremonialnie - ale to nie był żenujący podryw, kiedy mówił to swojej narzeczonej, prawda? - wprost do jej ucha, zaczepiając o nie delikatnie zębami i obejmując od tyłu jej ciało, z dłońmi prześlizgującymi niecierpliwie w górę jej żeber, by zatrzymać się tuż pod jej piersiami; niebaczny na tych wszystkich, otaczających ich ludzi, zbyt pochłoniętych tanecznym amokiem, aby wśród ogłuszającej muzyki zwrócić uwagę na cokolwiek, co działo się obok. A on - czekał na to nie tylko odkąd znaleźli się w tym klubie; nie tylko odkąd jeszcze przed wyjściem obserwował ją z boku, gdy poprawiała przed lustrem swój makijaż. Tym razem Jordie kazała mu czekać znacznie dłużej i to oczekiwanie powoli doprowadzało go do szaleństwa.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

17. Spokój nigdy nie był wpisany w jej codzienność – zawsze działo się coś, co musiało go zniszczyć. Nawet jeżeli miała już poczucie, że w końcu coś zaczynało się układać, to nagle dochodziło do sytuacji, w której znowu traciła grunt pod nogami – nieustannie więc musiała mierzyć się z przeciwnościami, które przygotowywał jej los, aż w końcu najwyraźniej na ten spokój po prostu sobie zasłużyła. Nie sądziła, że kiedykolwiek go poczuje, ale tak, właśnie u boku Chestera wreszcie zapanowała ta upragniona harmonia, która była dla niej całkowitą nowością. Na tyle odmienną i nową, że poniekąd zaczynała się w niej zatracać bez końca – chociaż jednocześnie tak mocno ona kolidowała z jej niepokornym charakterem i uwielbieniem odczuwania nutki adrenaliny i czystego szaleństwa. Jordie bowiem nigdy nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu, a nagle los sprawił, że to właśnie zrobiła – z Chet’em, jego, a właściwie już ich – psem, a także z dzieckiem, które nosiła nadal pod sercem. Ta zmiana, która oscylowała wokół istnego trzęsienia ziemi, które przeszło przez jej życie, przyniosła także zmianę w jej zachowaniu. Co prawda niewymuszoną, a raczej naturalną, ale jednocześnie na tyle dużą, że chwilami przestawała być chyba tą Jordie, a stawała się Jordaną, która całkiem inaczej spoglądała na życie i na przyszłość. Jakkolwiek by to nie brzmiało, po prostu dojrzewała i odczuwała poczucie odpowiedzialności za rodzinę i za dziecko, których nie planowała, ale gdy już otrzymała od losu – to doceniła. Nadal jednak gdzieś tam głęboko czuła potrzebę powrotu do tego co było – bo chociaż nie kłamała mówiąc, że to wszystko jest cudowne i że istotnie cieszyła się z tego co razem z Chesterem mają, to jednak nadal miała w sobie ten niepokorny pierwiastek, który chciał się uwolnić. Chociaż od czasu do czasu dać upust emocjom. Ale to akurat nie jest już tak proste, gdy jest się w ciąży – ostatnich kilka dni trochę jej nie oszczędzało, była nieco osłabiona i markotna, a przy tym po prostu zmęczona, więc rzadziej wpadała do baru, w którym nadal czasem stawała za barem i ominęła również kilka zajęć na uczelni, bo nie była w formie. Nieco ubolewała też nad faktem, że mijają się z Chet’em, którego pochłonęła nowa praca i ilość obowiązków: a może nowe znajomości? Jordie istotnie próbowała zdusić w sobie tę nić zazdrości, ale nie było to prostym zadaniem, kiedy to nagle wokół jej mężczyzny zaczynały kręcić się inne kobiety. Czy to nowa, intrygująca koleżanka z pracy, z którą zapewne miał wiele wspólnych tematów i z którą spędzał nawet więcej czasu niż z własną narzeczoną, czy to seksowna i śliczna sąsiadka, która jako kobieta świeżo rozwiedziona zdecydowanie miała oko na przystojnego bruneta, który zamieszkał tuż obok. I bynajmniej Jordana nie mogła nic poradzić na to, że szczerze ją to irytowało: to i niemal każda inna kobieta, która zwracała na niego uwagę w ostatnim czasie – może to szalejące hormony, a może jej uśpiona zazdrość, która dopiero ujrzała światło dzienne, ale naprawdę w ostatnim czasie miała gorszy nastrój i chyba znacząco odbijało się to na jej bliskości z Chesterem. Nagle uzmysłowiła sobie jednak, że nie może być ciągle tą kobietą, która tylko czeka na niego w domu ubrana w wygodne dresy: musiała wrócić do bycia tą Jordie, która skradła jego serce i myśli, będąc śmiałą, odważną i pociągającą do granic możliwości. Dlatego chętnie przystała na wspólne wyjście ze znajomymi do klubu, w którym nie była już zdecydowanie zbyt długo – to był chyba właśnie ten pierwszy krok, który miał pomóc im w tym, by nie zalegli na domowej kanapie na stałe. Nawet pomimo ciąży i nieco wypukłego już brzuszka, zamierzała czuć się seksownie i pewnie – chciała znowu być kobietą, od której Chester nie mógłby oderwać oczu i rąk, pragnąc jedynie zerwać z niej ubranie. Jak kiedyś. Więc miała idealny plan na strój, odważny i bezkompromisowy, niebanalnie pociągający – całkowicie nie odpowiadający przyszłej matce. Ale przecież kto jak nie ona, najbardziej uwielbiał łamać konwenanse i istotnie zamiast do szkoły rodzenia, wolała wybrać się do zatłoczonego klubu, by dobrze się bawić. Dzisiaj znowu wychodzili poza wszelkie schematy, a Jordie, która od samego rana miała niesamowicie cięty języczek i coraz większy humorki spowodowane hormonami, nie ułatwiała Chesterowi zadania. Ciągle wibrujący telefon, oznajmiający nadejście kolejnych wiadomości od kolejnych spragnionych go najwyraźniej kobiet, dosłownie doprowadzały ją do szału. Nie chcąc jednak psuć wszystkim piątkowego wieczoru, ostatnią resztką sił starała się zachować spokój, przygotowując się na dzisiejsze wyjście pod czujnym okiem bruneta. Jego wzrok niemal ją palił, ale nie było się co dziwić, skoro wyglądała dziś tak obłędnie – chyba nawet lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, bowiem kusa sukieneczka idealnie opinała jej nieco odmienione już ciało, drobne krągłości i biust, którego nie podtrzymywał już żaden stanik, a jedynie materiał owej sukienki, a ten tak kusząco powiększony idealnie z tym materiałem współgrał. Gdy ukochane szpilki przyozdobiły jej stopy, a całości dopełniła biżuteria – była bardziej niż zadowolona z efektu końcowego. I chyba nie tylko ona. To zadowolenie towarzyszyło jej więc w drodze do klubu i w momencie, w którym zobaczyła już wszystkie znajome twarze, których tak dawno nie było jej dane widzieć. Mimo początkowych niesnasek pomiędzy grupą jej znajomych, a Chesterem – obecnie zapanował spokój i o dziwo naprawdę miła atmosfera. Być może nie zapomnieli o tym co było, ale zdecydowanie nie zamierzali psuć Jordie radości z nowej relacji, tym bardziej, iż planowała spędzić z Chesterem życie, więc chcąc czy nie, musieli jej wybranka zaakceptować. Nikt więc nie wspominał nawet o ówczesnych zajściach, a najbliższy czas miło spędzili na rozmowach i piciu drinków – chociaż akurat ona i Chet bezalkoholowych, odkrywając przy okazji iż można się naprawdę dobrze bawić także bez alkoholu. W końcu jednak zapragnęła się pobawić tak dobrze jak kiedyś – oczywiście na parkiecie, na którym zawsze królowała, więc zarówno ona, jak i kilka pozostałych osób powędrowali pomiędzy bawiący się tłum. Przypuszczała, że Chet jednak nie zechce do niej dołączyć, ale jakież było jej zdziwienie – pozytywne rzecz jasna, gdy przylgnął od tył do jej ciała, owiewając jej skórę ciepłym oddechem. Nie pomyliłaby go z nikim innym, więc uśmiechnęła się szeroko, nie zatrzymując się nawet na moment, chociaż jego dłonie tak zawzięcie i kusząco wędrujące po jej ciele, skutecznie jej to utrudniały. Była go spragniona dokładnie tak samo, jak i on jej, ale… nadal pozostawało jakieś ale. Chociaż jego dłonie i usta, którymi zahaczał o jej skórę, niemal odbierały jej zdrowy rozsądek. Przygryzła lekko dolną wargę, poruszając nadal biodrami w rytm muzyki i bezceremonialnie ocierając się o męskie ciało, czym skutecznie go pobudzała. I znowu czuła się kobietą – znowu czuła jak bardzo Chester jej pragnie, jak jego dłonie ze zniecierpliwieniem badając wszystkie jej krągłości – jakby cofnęli się w czasie i znaleźli znowu sam na sam na dobrej imprezie, na której dopiero co się poznawali, kierowani nieograni czym pożądaniem. Bo dziś to nie były romantyzm i czułość – to pożądanie i pasja, która przemawiała przez każdą komórkę ich ciał. Słysząc jednak jego głos tuż obok swojego ucha, jej ciało przeszył przyjemny dreszcz podniecenia, na co kąciki jej ust powędrowały lekko ku górze. – Ktoś tu jest bardzo niecierpliwy, impreza dopiero się zaczęła – oznajmiła i mruknęła cicho, gdy zaczepił zębami o jej ucho, chociaż ten odgłos skutecznie zagłuszyła muzyka – Przed nami jeszcze kilka godzin zabawy – dodała z cwanym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy, wiedząc iż to oczekiwanie skutecznie podgrzewało atmosferę. I było poniekąd małą karą dla bruneta, chociaż pewnie nawet nie był tego świadomy. Odwróciła się zwinnie w tańcu przodem do niego i zacisnęła palce na materiale jego koszulki, przylegając do niego ciasno niemal całym ciałem, jednocześnie odchylając lekko głowę, by napotkać jego spojrzenie. – Jak bardzo chcesz zdjąć ze mnie tę sukienkę? – mruknęła przekornie niemal wprost w jego usta, ale na tyle dyskretnie, iż na ten moment mógł ją i tak usłyszeć wyłącznie on. Poza tym – nikt inny nie zwracał na nich uwagi, bo w ferworze zabawy, wszyscy byli zajęci sobą wzajemnie. Już niemal pozwoliła mu się pocałować, czując jak jego zniecierpliwione dłonie niemal prześlizgują się w dół jej pleców, w kierunku jędrnych pośladków ledwo ukrytych za materiałem sukienki, ale wówczas odchyliła głową i jedynie prześlizgnęła wargami po jego żuchwie i policzku, w stronę ucha. – Chcesz mnie przelecieć w klubowej toalecie? – zaproponowała bezwstydnie, mrucząc tych kilka słów tuż przy jego uchu, którego skórę owiała ciepłym oddechem. Bo oczywiście mogli się wymknąć i wrócić do domu, ale jednocześnie mogli zaspokoić pragnienie tu na miejscu, by potem móc dalej się bawić. Więc nie wiedziała co dokładnie na myśli miał Chet – ale ona sama chętnie skorzystałaby z dobrodziejstwa tego miejsca, kolejny raz łamiąc zasady i wszelkie schematy. Co zdawało się być tym bardziej niepoprawne, gdy teraz była w ciąży. Dlatego jednak było tym bardziej intrygujące. I miała szczerą ochotę się z nim zabawić – poczuć jak jeszcze niedawno, gdy wszystko działo się tak spontanicznie, mając przy okazji nadzieję, że nikt im tej chwili nie zakłóci – na przykład jego telefon i kolejne wiadomości od nowej koleżanki bądź sąsiadki…

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Oboje doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że ich życie nie było już takie samo, jak przed kilkoma miesiącami - i że za parę kolejnych miesięcy zmieni się ono jeszcze bardziej za sprawą małego Callaghana, który pojawi się wreszcie na świecie, bez wątpienia wywracając go dla nich do góry nogami. Ale i oboje w pełni tę świadomość zaakceptowali - cieszyli się tym, że mogli dzielić ze sobą te zupełnie nowe doświadczenia jako przyszli rodzice, i ani trochę tych zmian nie żałowali. Można by wręcz rzec, że dla nich samych szaleństwem był właśnie ów spokój - jakiego dotąd nie mieli okazji zaznać, a może od jakiego nawet świadomie stronili, nie spodziewając się, że pewna monotonia i stałość może okazać się czymś cudownym - że zamiast oczekiwanej nudy, przyniesie im to poczucie bezpieczeństwa i azyl, do jakiego będą pragnęli wracać każdego dnia. Tym w każdym razie był dla Chestera dom, jaki dzielił z Jordaną, i nie można powiedzieć, aby czegoś mu tam brakowało. Chociaż - może i brakowało mu momentami tej spontaniczności, jaka cechowała ich relację jeszcze jakiś czas temu, ale prawda była taka, że nawet jeśli to dla tamtej beztroskiej Jordie stracił kiedyś głowę - to tę obecną Jordanę kochał i tę Jordanę pragnął poślubić. I może to właśnie te uczucia, paradoksalnie, spowodowały, że nie zawsze patrzył na nią tak, jak dawniej - że dopuścił do tego, aby ciemnowłosa przestała czuć się przy nim pożądana. Choć bardziej prawdopodobnym było, iż spowodowały to ciążowe hormony, panoszące się w jej ciele - coś, czego Chet, jako mężczyzna, nie był w stanie zrozumieć, a tym samym nie był zapewne w stanie zaspokoić jej potrzeb tak, jak powinien. Prawda była bowiem taka, że on nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, iż mogła jej przeszkadzać jego znajomość z nową sąsiadką czy z koleżanką z pracy: bo to nie tak, że nie poświęcał uwagi Jordie, siedząc nieustannie z nosem w telefonie i wymieniając wiadomości z innymi kobietami; ale tak to najwidoczniej wyglądało z jej perspektywy. Dlatego być może potrzebowali wyważyć nieco tę nową codzienność - na jeden wieczór stać się tym, kim byli w momencie, kiedy się poznali; na jeden wieczór poczuć się jak wtedy, gdy nie istniało między nimi coś takiego jak zazdrość, i gdy niczego nie pragnęli bardziej, niż siebie nawzajem. I gdy Chester widział ją w tej króciutkiej, seksownej sukience - istotnie niczego nie pragnął bardziej, niż właśnie Jordie. Tu i teraz. - Nie musimy kończyć zabawy - uznał, zapatrując się na ową kwestię dokładnie tak samo jak brunetka. Nie musieli zatem wracać do domu - jeszcze nie teraz, bo wiadomym było, że i tak tam dzisiaj razem wrócą - Chet może i był stary, ale daleki był od psucia zabawy marudzeniem. To zatem nie tak, że chciał się stąd wyrwać, bo przeszkadzała mu zbyt głośna muzyka czy towarzystwo znajomych Jordany - po prostu stwierdzenie, jakoby chciał zdjąć z niej sukienkę brzmiało lepiej niż: "nie mogę się doczekać, żeby dobrać ci się między nogi". Aczkolwiek do tego właśnie się to sprowadzało. Istniało bowiem oczekiwanie, które podgrzewało atmosferę; oraz takie, jak to obecnie, kiedy przez jej szalejące hormony, Chet czekał już tak długo, że każda kolejna minuta była wyłącznie torturą. Nie zdejmując zatem dłoni z jej ciała, pozwolił, by Halsworth obróciła się do niego przodem. - Bardzo - odparł, balansując wzrokiem pomiędzy jej oczami, a kuszącymi wargami, które teraz, gdy Jordie prawie dorównywała mu wzrostem, nieomal stykały się z jego własnymi - ale kiedy spróbował ich dosięgnąć, Jordie obróciła lekko głowę, powodując, że jej miękki głos trafił wprost do męskiego ucha. Z zadowolonym uśmiechem na ustach Chester zjechał dłońmi po opinającym jej ciało, gładkim materiale sukienki, swą bielą kontrastującym z ciemnym kolorem jego własnej koszuli. - Niegrzeczna z ciebie dziewczynka - mruknął z nieskrywaną aprobatą, nachylając się nad jej uchem. Po raz kolejny przekonywał się, iż Jordana Halsworth była najlepszą kobietą, na jaką mógł trafić - i absolutnie uwielbiał w niej to, że nie miała najmniejszych oporów przed tym, aby na środku parkietu zaproponować mu seks w klubowej toalecie; że nie odbierała źle tego, iż Chet był gotów wziąć ją choćby w takim miejscu; i że nie traktowała tego, jak oznakę braku szacunku dla jej osoby, bo szacunek nie miał tutaj nic do rzeczy. - Chcę cię przelecieć, mała. W toalecie... gdziekolwiek... Wyglądasz tak zajebiście w tej sukience, że nawet nie muszę jej z ciebie zdejmować. Mam to zrobić? - zapytał, z dłońmi na jej pośladkach dociskając kobiece ciało do swojego: na tyle, aby dać wyraz swemu ewidentnemu zniecierpliwieniu. Zaraz jednak uniósł jedną z dłoni i ujął nią podbródek panny Halsworth, by złożyć na jej ustach niedługi, acz soczysty i spragniony pocałunek, po którym pozwolił jeszcze, aby ich spojrzenia się spotkały, jakby upewniając się, że mówili poważnie. W mieniącym się, klubowym świetle, jego oczy były niemal zupełnie czarne, gdy odnalazł w końcu jej dłoń swoją, i wycofał się, ciągnąc ciemnowłosą ze sobą, zanim odwrócił się jednak, żeby móc patrzeć przed siebie i nie wpadać na innych ludzi. Ani na sekundę nie puszczając natomiast podążającej za nim Jordie, poprowadził ją przez roztańczony tłum w kierunku toalet - mało dyskretnie, ale czując narastające podniecenie i zniecierpliwienie, zdecydowanie nie miał ochoty na zabawę w podchody. Miał natomiast ochotę na coś innego - nie rozumiał zupełnie, co Jordana Halsworth z nim robiła, ale gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi męskiej toalety, a głośną, dudniącą pod czaszką muzykę zastąpiły wytłumione dźwięki i lekki szum w uszach, Chet bez zawahania zacisnął palce na kobiecych biodrach, i wpił się chciwie w jej miękkie wargi, napierając niecierpliwie na ciało brunetki i skłaniając do wycofania się na oślep aż dobiła pośladkami do umywalki. Nie tracił nawet czasu na mówienie: zamiast tego, oderwawszy się od ust Jordany, prześlizgnął wilgotnymi wargami przez jej policzek w kierunku szyi, którą drażnił delikatnie swym zarostem, zanim przejechał bezceremonialnie językiem po jej napiętej, rozgrzanej skórze, jakby smakując jej przed tym, jak wbije w nią po zwierzęcemu swoje zęby, i nie tylko. W tym samym czasie podążył już niecierpliwie dłońmi do dolnej krawędzi jasnego materiału kusej sukieneczki, o który zaczepił palcami, podwijając go odrobinę, by zaraz jednak ponownie odnaleźć jej usta swoimi, dociskając biodra do ciała Jordie i pozwalając je wyczuć, jak bardzo był pobudzony. Ale pomiędzy ich stykającymi się ciałami dało się wyczuć coś jeszcze - jakby delikatne wibracje. Konkretniej: wibracje telefonu w kieszeni jego spodni; w pierwszej chwili trudne do wychwycenia, bo całe to miejsce zdawało się drżeć od ich gorących oddechów i narastającego pomiędzy nimi napięcia. Jednak gdy po chwili telefon ponownie zawibrował, nie sposób już było pomylić tego z czymkolwiek innym, chociaż Chet kompletnie nie zwracał na to uwagi, bynajmniej nie widząc powodu, aby sobie przeszkadzać - może zwyczajnie nie spodziewał się, że ktoś miałby wypisywać do niego o takiej porze - acz prawda była taka, że w tym momencie nawet trzęsienie ziemi nie skłoniłoby go do przerwania tego, co zaczął.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Pożądanie było dla nich na porządku dziennym i to właściwie od pierwszego dnia ich nietypowej znajomości – co więcej, nigdy nie gasło i to nawet na krótką chwilę, a wręcz rozwijało się z każdym dniem coraz bardziej i potęgowało w nich najprawdziwsze pragnienia, które wspólnie mogli zaspokoić. Tak właśnie kiedyś wyglądała ich relacja i głównie to ją cechowało: namiętność, pasja i pożądanie. Obecnie, właśnie paradoksalnie, to te uczucia, które były dla nich jednocześnie tak ważne, nagle sprawiły, że bywały momenty, iż nie spoglądali na siebie już tak jak wtedy, mimo, iż staż ich znajomości jest przecież dość krótki. To nie kilkanaście lat, a zaledwie ponad rok – a jednak wspólnie mieszkanie i ciąża spowodowały, że zalegli nieco w dresach na domowej kanapie i chociaż oboje zgadzali się z tym, że jest im z tym dobrze – to jednocześnie oboje odczuwali brak… czegoś. A tym czymś były te pragnienia, które wyzwalali w sobie bez najmniejszego problemu. Jordana istotnie chciała znowu widzieć w jego oczach to samo pożądania; chciała by spoglądał na nią jak wtedy, by pragnął rozbierać ją i dotykać, całować i pieprzyć się z nią tak, jakby żadne zasady nie istniały. Chciała znowu łamać z nim schematy i doświadczać nowych rzeczy, których chyba odrobinę jej ostatnio brakowało, a ciąże hormony zdecydowanie nie ułatwiały sprawy. To zapewne głównie one mąciły jej w główce i sprawiały, iż widziała pewne rzeczy kompletnie innymi niż były rzeczywiście – nie dostrzegała czasami tego jak bardzo pragnął jej Chet, czasami wręcz nie czuła się już tak kobieco jak jeszcze niedawno, a przy tym wmawiała sobie, iż brunet woli towarzystwo nowopoznanych kobiet niż jej. To zdecydowanie nie prowadziło do niczego dobrego, tym bardziej, że zaledwie zaczęli właśnie tworzyć razem rodzinę, a te szalejące w niej hormony mogły doprowadzić do katastrofy. Dziś jednak, w tej niebanalnie seksownej sukieneczce, Jordie zdecydowanie odzyskała utraconą pewność siebie: gdy znaleźli się razem na parkiecie i gdy spojrzała w jego oczy, te znowu dla niej zapłonęły czystym pożądaniem i wyzwoliły w niej tą ciemną stronę, która pragnęła zaspokoić swoje żądze. – Lubisz jak jestem niegrzeczna, hm? – mruknęła przekornie tuż przy jego uchu, niemal drżąc w jego ramionach z pragnienia i pod wpływem jego dotyku, który serwował jej za pośrednictwem swoich niesfornych dłoni, które badały wszystkie jej krągłości. I bynajmniej nie miała oporów przed tym, by zaproponować mu spontaniczny i ostry seks w klubowej toalecie, bo to właśnie cechowało ich chaotyczną i pełną namiętności relację, więc absolutnie nie widziała w tym nic złego. Kolejny raz przełamywali schematy – i nie przeszkadzała w tym ani ciąża ani fakt, iż obecnie była już jego narzeczoną. To chyba jedynie dodawało pikanterii i dreszczyku adrenaliny. Tym bardziej cieszyła się, że Chester lubił ją w takim wydaniu, które poniekąd sam sobie stworzył – że lubił przełamywać z nią granice i doświadczać nowych rzeczy, które istotnie kłóciły się z pewnymi normami. Uśmiechnęła się więc z pełną satysfakcją, słysząc jego słowa i ten pieszczotliwy zwrot, którego już chwilę z jego strony nie doświadczyła. Mruknęła, przygryzając dolną wargę i pokiwała ochoczo głową. – Tak… zrób to… - wydyszała niemal wprost w jego usta, zahaczając wargami o te jego – Podoba Ci się moja sukienka? Jak bardzo? – zagadnęła zaczepnie, czując jak jego palce zaciskając się na śliskim materiale, a konkretnie to na jej pośladkach, które ledwie się pod nim skrywały, gdy zaś docisnął jej drobne ciało do swojego, jej usta znowu przyozdobił cwany uśmieszek, bo istotnie wyczuła jak duże było jego podniecenie. Sama już dłuższą chwilę temu zrobiła się cholernie wilgotna i spragniona, przez co naprawdę pragnęła spełnienia i ulgi: tu i teraz. – Moglibyśmy skorzystać z samochodu, ale toaleta będzie chyba wygodniejsza. Chociaż… w drodze powrotnej do domu… kto wie… - sapnęła cicho, rzucając w powietrzu krótką obietnicę co do tego, iż mogliby wykorzystać także ten środek transportu, chociaż z pewnością faktycznie nie byłoby to zbyt wygodne. Dlatego należało docenić dobrodziejstwa tego miejsca i całkiem eleganckie toalety, które tutaj mieli. Jak najszybciej, bo Chester działał na nią niczym płachta na byka i niedługo Jordie chyba nie byłaby skłonna ręczyć za siebie – mogłaby śmiało zacząć rozbierać go już na parkiecie, gdy jej niesforne paluszki zaciskały się na materiale jego koszuli. Odwzajemniając soczysty i pełen pragnienia pocałunek, westchnęła cicho i z mlaśnięciem oderwała się od jego warg, spoglądając w jego oczy swoim pełnym blasku i zniecierpliwienia spojrzeniem, potwierdzając, iż bynajmniej nie żartowała. Przesunęła koniuszkiem języka po dolnej wardze, a kciukiem otarła ostentacyjnie kącik męskich warg, w których pozostała odrobina jej delikatnego błyszczyku. – Zabierz mnie stąd – poleciła wręcz, uśmiechając się, gdy tylko bez cienia zawahania złapał jej dłoń i nie zastanawiając się dłużej, ruszyła tuż za nim do zejścia z parkietu. Przejście przez tłum nie było łatwe, więc zacisnęła mocniej palce na męskiej dłoni, zmierzając po chwili z brunetem w kierunku toalet – zdecydowanie mało dyskretnie, ale i ona miała to w tej chwili gdzieś. Taki plus, iż nie było kolejki i rzeczywiście mogli jedną z nich zająć, wślizgując się do środka – zauważenie bądź niezauważenie, ale z pewnością to miało dla nich najmniejsze znaczenie w tej chwili. Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, stanęła przodem do niego i niemal od razu oddała pocałunek, który zainicjował Chet, właściwie się na nią rzucając niczym drapieżnik na swoją ofiarę. Całując się namiętnie i chaotycznie, dawali upust temu wszystkiemu co się w nim nagromadziło – palce znowu mocno zaciskała na jego biodrach, pozwalając by napierał na jej ciało, przez co instynktownie cofała się aż do momentu, w którym zderzyła się z umywalkami. Czuła jak dudniło jej serce, szumiało jej w uszach i niemal brakowało jej już tchu, więc gdy oderwali się od siebie po dłuższej chwili, odetchnęła głęboko i odchyliła głowę, pozwalając na to, by jego usta badały jej skórę, gdy ona sama wsunęła dłoń w jego ciemne włosy i pociągnęła za nie lekko, w zadziornym geście. Jęknęła cicho, gdy przesunął po jej skórze językiem i otarła się ciałem o to jego z wyraźnym zniecierpliwieniem. – Zerżnij mnie – jęknęła błagalnie, czując narastającą wypukłość w jego spodniach, do której niemal instynktownie sięgnęła dłonią i zacisnęła na niej swoje palce. Jednocześnie poddała się kolejnej pieszczocie, którą znowu był pełen pasji pocałunek, podczas którego niemal smakowali się bez końca, gdy ich języki toczyły ze sobą zaciętą walkę. Jej palce nadal zaciskały się pulsacyjnie na jego ukrytej męskości, a cieniutkie ramiączko sukienki niekontrolowanie i samoistnie zsunęło się z jej ramienia. Dyszała ciężko, niemal nie orientując się w tym, że w całym tym zamieszaniu pomiędzy ich ciałami dało się wyczuć pewne wibracje – i to bynajmniej nie pozytywne wibracje, a wibracje jego telefonu. Dopiero po kilku minutach kompletnego zamroczenia, gdy poczuła kolejny raz jak coś zawibrowało w jego kieszeni, do jej umysłu wpadły te nieprzyjemne myśli. Było późno, więc kto inny mógłby pisać do niego o tej porze? Niemal od razu opuścił ją ten pełen pożądania nastrój, chociaż to napięcie nadal w niej tkwiło, ale… wtem w momencie, w którym Chet zsuwał kolejne ramiączko sukienki, drugą ręką dobierając się do jej pośladka pod materiałem sukieneczki, który już lekko się podwinął, odchyliła lekko głowę, chłonąc jego pocałunki i starając się skupić, ale… - Ktoś ciągle dzwoni – mruknęła z lekką irytacją w głosie, chociaż Chet zdawał się w ogóle nie rozumieć jej słów – Kto dzwoni i pisze do Ciebie o tej porze, co? Koleżanka z pracy? A może ta nowa sąsiadka, której tak chętnie pomagasz? – zasugerowała, w międzyczasie, gdy on kompletnie był zajęty obłapianiem jej, sięgając do jego kieszeni, z której zwinnie wyciągnęła telefon. Wtedy też ułożyła jedną z dłoni na jego torsie i powstrzymała go przed dalszym działaniem, chociaż z całą pewnością nie był na to gotowy i bynajmniej nie zamierzał tego zrobić. I Jordie też nie chciała tego przerywać, ale… irytacja wzięła górę. Spojrzała więc na wyświetlacz telefonu i prychnęła kpiąco. – Madison… jakie zaskoczenie – posłała mu ironicznie spojrzenie – Ma wyczucie chwili, prawda? Chciałaby się znaleźć na moim miejscu? – wyrzuciła z siebie, ewidentnie psując nastrój, chociaż poziom naładowania hormonami i testosteronem i tak był już tak duży, iż można by tutaj wzniecić prawdziwy ogień. Cisnęła telefonem w jego tors, tym samym oddając mu jego własność, którą sprawnie od niej odebrał i chociaż nie odsunął się ani na milimetr, nadal przyszpilając jej ciało do umywalek, to Jordie sięgnęła do pierwszego ramiączka swojej sukieneczki i nasunęła je na swoje miejsce, nadal jednak mimo wszystko uspokajając rozszalały oddech. Pytanie tylko z jakiego powodu obecnie był tak rozszalały – czy z pożądania czy ze złości.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Właściwie miało to całkiem sporo sensu: ich znajomość od początku była tak udana, bo niemal wszystko w niej było nowe i ekscytujące - tak jak nowe i ekscytujące obecnie mogły wydawać się te kobiety, które w ostatnim czasie pojawiły się w otoczeniu bruneta, wraz z przeprowadzką do nowego domu, w parze z którym szła atrakcyjna sąsiadka, oraz ze zmianą pracy, gdzie zawierał znajomości z osobami, z którymi posiadał wspólne zainteresowania i niejako wspólny język. Z jednej strony normalnym wydawało się to, że każde z nich miało prawo mieć coś swojego, i że nie mogli dzielić się ze sobą wszystkim, ale z drugiej - Chet nigdy nie chciał, aby ich dom okazał się złotą klatką, w jakiej Jordana czułaby się uwięziona, czekając tylko na swojego mężczyznę, a obecnie byli na jak najlepszej drodze ku temu, aby tak się właśnie stało. Nietrudno było zatem ulec wrażeniu, że chociaż znali się zaledwie od ponad roku, to ich relacje w tym stosunkowo niedługim czasie zaszły już tak daleko - poważny związek, nieplanowana ciąża, wspólny dom, zaręczyny - że nie było nic dalej; że od tej pory pozostawało im już jedynie stanie w tym miejscu, w którym znajdowali się obecnie. Ale przecież - byli Jordaną i Chesterem, którzy nie potrafili stać w miejscu, a którzy pędzili naprzód, wciąż szukając nowych wrażeń. I mimo iż obecnie nieco zwolnili, to zatrzymywanie się w biegu nie leżało w ich naturze. Dla nich zawsze istniało coś dalej - nawet wtedy, gdy mogło wydawać się inaczej. Chet raz już znalazł się w punkcie, z którego zupełnie nie wiedział, dokąd powinien iść - gdy wrócił do Seattle, nie mając właściwie nic. Ale wtedy poznał Jordie i to ona tchnęła nową energię w jego życie - a z czasem również nadała mu sens. I chociaż nigdy nie ośmieliłby on nazwać się optymistą, to obecnie wiedział, że związek czy rodzina wcale nie były końcem wolności, i że pewne wypadki ciągnęły za sobą nieoczekiwane konsekwencje. Że nieplanowana ciąża to również dziecko, jakiego oboje pragnęli; że po zaręczynach czeka ich piękny ślub i długie, wspólne życie, a przedtem - choć może znacznie bardziej ekscytujący dla Jordie aniżeli dla Chestera - okres przygotowań. I że wspólne mieszkanie to nie tylko rutyna, lecz sposobność do tego, by każdego dnia móc uczyć się - siebie nawzajem i swoich nawyków - i poznawać na nowo, w takich okolicznościach i w takim wydaniu, w jakim nie pokazywali się nikomu innemu. Domowe zacisze stało się czymś w rodzaju ich własnego, małego świata - w którym byli tylko oni i w którym nic nie zakłócało ich spokoju; chociaż prawda była taka, że to nie było wyłącznie kwestią miejsca, a tego, że ilekroć byli razem, wszystko to, co dookoła, przestawało dla nich istnieć i podobnie potrafili poczuć się również pośrodku zatłoczonego parkietu, wśród roztańczonego tłumu ludzi. Nie liczyło się wówczas to, czy ktoś patrzy - liczyło się tylko to, że pragnęli zostać sam na sam, choćby w klubowej toalecie, skoro, paradoksalnie, tutaj było im do siebie bliżej, niż w domu. Całkowicie pochłonięty jej bliskością, brunet skwitował jej prośbę zadowolonym pomrukiem, czując po chwili, jak paluszki panny Halsworth zacisnęły się na jego kroczu, pobudzając w nim te najbardziej pierwotne instynkty, gdy zwieńczył zachłanny pocałunek drapieżnym przygryzieniem jej dolnej wargi, napierając nieustannie na ciało Jordany i błądząc po nim swymi chciwymi dłońmi, pragnącymi jak najszybciej dostać się pod materiał króciutkiej sukieneczki, jaka z powodzeniem rozpalała jego zmysły do czerwoności. W tym celu zaczepił palcem o cienkie ramiączko i strącił je z ramienia dwudziestotrzylatki, nieomal odsłaniając już jej pierś, i znacząc w tym miejscu jej ciepłą skórę kolejnymi, drobnymi pocałunkami. Zupełnie nie docierało do jego świadomości ani wibrowanie telefonu w kieszeni, ani nawet słowa Jordie, które zbył krótkim: - Wydaje ci się - nie siląc się nawet na zarejestrowanie w głowie ich znaczenia, skoro mózg miał już między nogami i jedyne, o czym był obecnie w stanie myśleć, to całkowicie prymitywne zaspokojenie własnych żądzy, które brunet tak długo już dusił w sobie, że doprawdy był już bliski obłędu. Zapewne przez to nie przewidział, iż próba zaprzeczenia temu, jakoby ktoś faktycznie dobijał się na jego komórkę, mogła przynieść wyłącznie odwrotny skutek od zamierzonego, budząc u Jordie niepotrzebne podejrzenia. Mimo że Chet nie miał przecież przed nią nic do ukrycia. I przez to też, kobiecy dotyk w okolicy kieszeni jego spodni odebrał jako próbę dobrania mu się do rozporka, wobec czego i sam w tym kompletnym zamroczeniu, nadal pieszcząc jej skórę pocałunkami, sięgnął po chwili do swych spodni, lecz zdążył jedynie rozpiąć guzik, kiedy Jordie powstrzymała go dłonią. Wtedy też Callaghan wzniósł spojrzenie na jej twarz, wzruszając obojętnie ramionami. - Może sobie chcieć - zabrał od niej telefon, który w przeciwnym razie wylądowałby pewnie na podłodze, i ściągnął lekko brwi. - Nie wiem, po co dzwoni w piątek o tej porze, i nie obchodzi mnie to. Pewnie jest pijana i pomyliła numer, od kiedy przeszkadza ci coś takiego jak telefon? Chyba mi nie powiesz, że jesteś zazdrosna? - parsknął z niedowierzaniem. Jeszcze do niedawna to on pochłaniał całą jej uwagę, niezależnie od tego, gdzie się znajdowali i co lub kto mógł im ewentualnie przeszkodzić - ale najwyraźniej i to uległo zmianie. Czemu trudno się dziwić - Chet również byłby wkurwiony, gdyby jakiś facet wydzwaniał praktycznie w nocy do jego narzeczonej. Ale nawet wtedy nie przerywałby w takim momencie - gniew bowiem tylko dodatkowo go napędzał, a Jordie lubiła przecież, gdy był nieco agresywny. Ewidentnie nie traktując jednak jej obaw do końca poważnie, ani nie znajdując powodu, żeby jej się z tego wytłumaczyć, odłożył zaraz komórkę na blat, a następnie, niebaczny na to, że dla niej było już chyba po zabawie, złapał Jordie za tyłek, zanim zjechał dłońmi nieco w dół i podniósł ją, by posadzić na umywalce, skrupulatnie ignorując kolejne przychodzące połączenie, jakie sprawiło, że telefon zabrzęczał głośno na twardym blacie. - Nie zwracaj na to uwagi - rzucił, rozprawiając się już z rozporkiem i lokując się pomiędzy jej udami, by po raz kolejny spróbować dosięgnąć jej ust swoimi. Zupełnie nie dostrzegając jednak, że to był już raczej koniec, a nie początek tak doskonale zapowiadającego się numerku w klubowej toalecie.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Zniszczenie pełnego namiętności momentu na pewno było ostatnim co Jordie chciałaby teraz zrobić, tym bardziej jeżeli w grę wchodził spontaniczny seks w klubowej toalecie – na co sama naprawdę miała dużą ochotę, bo byłoby to doprawdy miłą odmianą, ale… nagle wszystko w niej zgasło. Mimo wszechogarniającego pożądania i bliskości bruneta, irytująco dzwoniący telefon ciągle wdzierał się do jej umysłu i bynajmniej nie mogła się przez to skupić na przyjemności, tym bardziej, gdy zorientowała się już kto wydzwania do jej narzeczonego o tak późnej porze. Dotychczas uczucie zazdrości nie było jej do końca znane – to bowiem leżało bardziej po stronie bruneta, który akurat wówczas miał być o kogo zazdrosnym i co więcej dawał ku temu jasny przekaz, chociażby uderzając jej przyjaciela. Potem zdawali się już być tak bardzo pochłonięci sobą, że doprawdy nikt nie był w stanie przedrzeć się do tej ich mydlanej bańki, w której tak długo tkwili, niemniej jednak nagle wszystko zmieniło. Gdy tylko zamieszkali razem, gdy zaczęli budować swoją małą rodzinę, gdy – zmieniła się ich codzienność: z tej spontanicznej i pełnej ekscytacji, do bardziej domowej i spokojnej, której także pragnęli, ale która nagle zdawała się być lekko przytłaczająca. A oni przecież nigdy nie stali w miejscu, zawsze szukali nowych wrażeń i odkrywali razem coś nowego, łamiąc przy tym kolejne schematy – tym właśnie miał być dla nich ów wypad do klubu ze znajomymi i to miał dopełnić pełen namiętności seks, odbyty poniekąd w miejscu publicznym: co o dziwo, byłoby kolejną pierwszą rzeczą na ich długiej liście, bo takiego numerku jeszcze nie zaliczyli. Tym chętniej na to przystali, tym bardziej tego pragnęli. Bo znowu mieli się wzajemnie odnaleźć w tym akcie, ale… okazało się, iż Chester odnalazł to kompletnie gdzieś indziej i to znacznie wcześniej – dla niego czymś nowym była nowa sąsiadka oraz koleżanka z pracy, z którą zapewne miał wiele wspólnych tematów i myśl o tym sprawiała, iż Jordie czuła się po prostu źle. Nagle zrozumiała, że inne kobiety dostrzegają jej mężczyznę, że także mogą pragnąć go tak samo mocno jak ona i że w czasie, gdy ona siedzi w domu, one mają do niego łatwy dostęp. Kwestia zaufania to już inna kwestia – ufa bowiem brunetowi bezgranicznie i chce wierzyć w to, że nigdy by jej nie zdradził, ale podstawowym faktem jest to, że nie ufa tym kobietom i dlatego tak mocno ją to irytowało. A w połączeniu z hormonami… stanowiło to mieszankę wybuchową. – Nie wydaje mi się – mruknęła z lekką irytacją w głosie, słysząc jak łatwo i szybko ją zbył, w ogóle nie rozwijając tematu, a jedynie pragnąc kontynuować to co właśnie wyczyniali. Z niej to pozytywne napięcie nagle uleciało, zastąpione przez nieco bardziej negatywne wibracje – i bynajmniej nie tylko te pochodzące z jego telefonu. Chociaż skutecznie rozpraszał jej myśli, gdy jego dłonie błądziły po jej ciele, a usta muskały jej rozgrzaną skórę – cholernie trudno było wrócić na ziemie, ale ten piekielny telefon ciągle dzwonił i doprowadzał ją do szału. Nie przekonywała jej nawet ta prymitywna chęć zaspokojenia żądzy, gdy w jej głowie kłębiły się myśli dotyczące owych kobiet: czy Chet chciał coś przed nią ukryć? Czy dlatego ignorował dzwoniący telefony? Czy nie chciał odbierać go przy niej? Nie chciał, aby zobaczyła kto do niego dzwoni? Setki irracjonalnych myśli i zero skupienia na przyjemności. – Może sobie chcieć? – prychnęła kpiąco, napotykając jego spojrzenie – Jeżeli faktycznie chce, to może dopiąć swego. Przecież ewidentnie o to jej właśnie chodzi – dodała nieco podniesionym tonem głosu, marszcząc przy tym brwi w momencie, w którym odebrał od niej telefon. A którym właściwie cisnęła w jego twardy tors w geście protestu. – Przeszkadza mi to odkąd zaczęły się kręcić wokół Ciebie wszystkie te kobiety… na czele z sąsiadką i koleżanką z pracy. Są jeszcze jakieś inne? Z nimi też rozmawiasz i piszesz po nocach? – zdążyła wydusić z siebie z wyraźną złością w głosie, kompletnie zamroczona tym uczuciem – na tyle, iż nie zorientowała się nawet kiedy brunet odłożył telefon i kompletnie niewzruszony złapał ją za tyłek, a potem nieco niżej, by następnie unieść swobodnie jej ciało i posadzić ją na umywalce. Fakt, że teraz chciał kontynuować to co zaczęli chyba zirytowało ją jeszcze bardziej. Mimowolnie westchnęła pod wpływem jego dotyku, gdy przylgnął do jej ciała, lokując się pomiędzy jej nogami, ale nie dała mu się w ten sposób podejść – mimo podniecenia, które ogarniało ją, gdy rozsuwał rozporek. Pragnęła go – w tej złości jakby jeszcze bardziej, a tym bardziej uwielbiała, gdy i on bywał nieco agresywny, ale… na ten moment amory się skończyły. Gdy jednak pochylił się, by ponownie odnaleźć jej usta, ułożyła stanowczo dłoń na jego torsie i odchyliła się lekko, mrożąc go wzrokiem, gdy tylko podzielił z nią spojrzenie. – Może Ty nie zwracasz na to uwagi, ale ja tak. Ona ciągle dzwoni! – warknęła z irytacją i rozłożyła bezradnie ręce, po czym odepchnęła go lekko od siebie i ześlizgnęła się z umywalki, a gdy stanęła na nogach, śliski materiał sukieneczki opadł, zasłaniając jej krągłości. Jordie sięgnęła do drugiego ramiączka i założyła je na ramie, spoglądając ponownie na bruneta. – Jakaś laska wydzwania do Ciebie po nocy, a Ty tak po prostu zamierzasz mnie tutaj przelecieć? I mam udawać, że nic się nie dzieje? Jeszcze twierdzisz, że pewnie jest pijana… to właśnie pijana do Ciebie wydzwania? Flirtujesz z nią? Bo to bynajmniej nie wygląda jakby pomyliła ten cholerny numer – wskazała nerwowo na brzęczący na umywalce telefon, który ciągle dzwonił – raz poprzez ewidentne połączenie, a raz poprzez przychodzące wiadomości tekstowe. Chociaż w tym ferworze emocji już nie do końca przyswajała informacje – była nie tylko poirytowana, ale także sfrustrowana tym, iż nie dostała oczekiwanego spełnienia i to właśnie przez ową kobietę, która dobijała się do jej faceta. – I jeśli mam powody, to jestem zazdrosna. No odbierz w końcu ten telefon, widocznie bardzo Cię teraz potrzebuje…

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

W każdej innej sytuacji mały pokaz zazdrości ze strony Jordie pewnie nawet połechtałby męskie ego - zwłaszcza że takie zachowanie u panny Halsworth zdecydowanie nie było codziennością i dotąd była ona, lub przynajmniej wydawała się, absolutnie pewna swego: swoich atutów, nie tylko urody, ale również tego, że w każdym aspekcie była wszystkim, czego Chet potrzebował i że nie miał on najmniejszego powodu, by rozglądać się za innymi kobietami. Bo tak właśnie było - dlatego brunet nie traktował jej domysłów poważnie i chyba nie uważał, że faktycznie Jordana Halsworth mogłaby poczuć się zagrożona przez jakąkolwiek kobietę. A w obecnej sytuacji, mimo że nie przyjął tego wieczoru ani kropli alkoholu, nie myślał do końca trzeźwo, skupiony już wyłącznie na jednym pragnieniu, przez co taki, a nie inny obrót wydarzeń - zamiast satysfakcjonujący, okazał się być mu zdecydowanie nie na rękę. - Daj spokój, Maddie niczego ode mnie nie chce, przecież wie, że mam narzeczoną - stwierdzenie tak naiwne, że sam nawet nie wierzył, aby miało ono okazać się jakkolwiek przekonujące, zwłaszcza, że odrobinę nieopatrznie brunet użył zdrobnienia, które mogło sugerować zażyłość większą, niż miało to odzwierciedlenie w rzeczywistości. On sam miał jednak czyste ręce - bo chociaż z nich dwojga to Jordie nosiła pierścionek zaręczynowy, to Chet również nie krył się z tym, że był zajęty; i nawet jeśli nie informował o tym każdej napotkanej osoby, to chętnie wrzucał wspólne zdjęcia na media społecznościowe, do których dostęp miał niemal każdy jego znajomy. Rozważanie kwestii zaufania było więc ostatnią czynnością, na jaką brunet miał aktualnie ochotę, co dość jasno zasygnalizował, gdy posadził Jordie na umywalce i sięgnął do swojego rozporka, nie słuchając już dalszych argumentów panny Halsworth, gotów, by po prostu kontynuować to, co zaczęli. Nie zdołał zatem ukryć swojego zaskoczenia, gdy ciemnowłosa, najwidoczniej nie podzielając dłużej jego entuzjazmu, powstrzymała go dłonią, a zaraz potem odepchnęła od siebie, by wydostać się z tego małego potrzasku, w jakim ją trzymał. Mimowolnie cofnął się więc o krok, marszcząc brwi w jawnej dezorientacji, chyba zwyczajnie nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że jednak nici z dobrej zabawy. Że naprawdę będzie musiał obejść się smakiem, w takiej chwili, kiedy atmosfera między nimi napęczniała do granic, tylko po to, żeby zamiast eksplozji, upuścić jedynie to napięcie niczym powietrze z nadmuchanego balonika. Ale on nie potrafił zrobić tego tak łatwo, jak zrobiła to Jordie. Rozchylając usta w bezdźwięcznym o, popatrzył za nią, gdy zsunęła się z umywalki i poprawiła swoją sukienkę, pozostawiając go z bardzo poważnym problemem w spodniach. - A co mam zrobić? Przecież tego chciałaś, a teraz mi mówisz, że to wszystko? - wyrzucił bezradnie ręce w górę, stojąc przed nią, jak ostatni idiota, z rozpiętym rozporkiem i widocznie napierającym na materiał wybrzuszeniem w bokserkach. - Kurwa, nie wiem, czy jest pijana i nie wiem, po co dzwoni. Nie mam wpływu na to, kto do mnie dzwoni, a jakbyś nie zauważyła, i tak nie zamierzam odbierać - wyrzucił z siebie, nie mniej sfrustrowany tym brakiem oczekiwanego spełnienia, niż sama Jordie. Ba, prawdopodobnie nawet bardziej sfrustrowany niż ona. Przesunął jednak tylko nerwowo dłonią po swoich włosach, a następnie poprawił spodnie, które stały się już bardzo niewygodne w kroku. - I z nikim nie flirtuję ani nie piszę po nocach, kurwa, Jordie, o czym ty w ogóle mówisz? Jakie "wszystkie kobiety"? Może powinnaś mieć pretensje do agentki nieruchomości, która wcisnęła nam ten dom i nie uprzedziła, że w okolicy mieszkają kobiety - parsknął ironicznie, ze wzruszeniem ramion zerkając w końcu na brzęczący nieustannie i coraz bardziej irytująco na blacie telefon. Czuł wręcz narastającą w nim wściekłość, i sam nie umiał stwierdzić, czy ta wściekłość wypierała w nim wzniecone wcześniej podniecenie, czy też dodatkowo je potęgowała. Nie zastanawiając się jednak nad tym, chwycił nagle komórkę i rzucił nią o ścianę, z trzaskiem rozbijając zapewne doszczętnie ekran. Po prostu. - W dupie mam ten jebany telefon! - ryknął, poczerwieniały nieco na twarzy, dysząc gniewnie i zaciskając przez moment dłonie w pięści, zanim rozluźnił je ponownie i odetchnął głęboko, pocierając palcami czoło i próbując na powrót się uspokoić. Nie lubił wybuchać przy Jordie, chociaż prawda była taka, że wcale nie mieli na swoim koncie wielu kłótni. Ale te, które mieli, zwykle mocno niszczyły ich relacje na długi czas. - A ja potrzebuję ciebie, musisz to teraz psuć? - wzniósł ponownie na nią swoje spojrzenie, ale to nie było głębokie wyznanie; w chwili obecnej potrzebował jej bowiem głównie po to, by dać ujście temu wszystkiemu, co w nim wezbrało. - Kiedyś ta zazdrość i złość tylko by cię podniecała, co się z tobą stało? - pokręcił z dezaprobatą głową. Złe pytanie. Wycofać się! Ale na to chyba było już za późno...

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Odrobina zdrowej zazdrości z całą pewnością nikomu jeszcze nie zaszkodziła, co więcej w tym przypadku mogła być całkiem pozytywna – bo istotnie Jordie dotychczas nie miała właściwie okazji ku temu, by takową zazdrość okazać. Oczywiście wcześniej, gdy ich znajomość była jeszcze niezobowiązująca, bywała zazdrosna o bruneta, ale nigdy tego nie okazywała: wówczas nie mogła sobie przecież na to pozwolić. Potem nagle faktycznie poczuła pewność siebie na tyle dużą, tym bardziej potwierdzaną przez Chestera, że naprawdę była gotowa uznać, że jest wszystkim czego potrzebuje i co więcej, chciała dla niego być tym wszystkim. Tą jedyną, na której zaczynał się i kończył jego świat – oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. I nie zamierzała zabraniać mu relacji z innymi kobietami, bo nigdy nie była zdesperowana, ponad to znała swoją wartość, ale… w połączeniu z tymi szalejącymi hormonami nie do końca trzeźwo patrzyła na pewne sytuacje. I tym bardziej odkąd wpadli odrobinę w te sidła codzienności, nagle obecność innych – nowych – kobiet w jego życiu zdała się napawać ją lekkim strachem, nawet jeżeli i tak ufała mu bezgranicznie. Dlatego stanowiła małą mieszankę wybuchową, którą Chet obecnie jedynie podsycał nieopacznymi słowami i gestami, które ciemnowłosa odbierała w dwojaki sposób. – Rzeczywiście fakt, że masz narzeczoną w jakikolwiek sposób może powstrzymać chętną kobietę… proszę Cię – posłała mu ironiczne spojrzenie, dając niewerbalnie znać, iż chyba sam nie wierzył w to co mówił. A jeżeli w to wierzył, to był chyba aż nazbyt naiwny – aczkolwiek Jordana znała go na tyle, by wiedzieć, że zdawał sobie sprawę z tego, że ten jeden pierścionek na jej palcu nie czyni pewnych rzeczy niemożliwymi. A ekscytacja i pożądanie mogą doprowadzić do przeróżnych sytuacji – a o takowych właśnie myślała, gdy tylko na tapetę wchodziły jego nowe koleżanki: intrygujące i tak odmienne od niej – bo każda mogła zaoferować mu coś kompletnie innego. Tym bardziej rozjuszył ją zdrobnieniem, którego użył w kontekście jej imienia, co wskazywało na jasną zażyłość między nimi – być może nawet większą niż początkowo myślała, a może to jedynie roiło się w jej głowie. Tak czy inaczej spojrzała na niego z dezaprobatą, gdy stał przed nią taki spragniony – ze zmierzwionymi włosami, rozpiętymi rozporkiem i wyraźnym wybrzuszeniem w spodniach, którym z całą pewnością chętnie by się zajęła… i cholernie bardzo chciała to zrobić. Mimo jednak tego napięcia i podniecenia, nie mogła pozwolić na to, by tak po prostu ją tutaj zaliczył, kiedy w tle nadal pozostawały niewyjaśnione kwestie, które nie dawały jej spokoju. – Oczywiście, że tego chciałam. Trzeba było jednak wcześniej pomyśleć o tym, żeby nie rozmawiać z innymi kobietami po nocach, bo potem nieopatrznie mogą dobijać się do Ciebie w nieodpowiednim momencie. Więc to teraz moja wina?! – zmroziła go wzrokiem – Wyobraź sobie, że to nie do mnie ktoś wydzwania w piątkowy wieczór i co więcej, to nie pierwszy raz! Myślisz, że nic nie widzę? Że nie widzę tego jak utrzymujesz z nimi kontakt? Jak często rozmawiasz z nową koleżanką z pracy? Jak często bywasz u naszej sąsiadki? – wyrzuciła z siebie niemal jednym tchem wszystko to co należało jej na sercu już od jakiegoś czasu, ale co dusiła w sobie skutecznie, nie chcąc wybuchnąć – ale tak, ten niekontrolowany wybuch właśnie nadszedł i to w najgorszym momencie. Prychnęła tylko, zaczynając krążyć nerwowo po niewielkiej przestrzeni i kolejny raz spojrzała na niego z politowaniem, zerkając także na dzwoniący nadal telefon. – Nie zamierzasz odbierać, bo jestem obok tak? Marna wymówka – odbiła piłeczkę, niemal z bolesną precyzją obracając jego własne słowa przeciwko niemu. I co gorsza, to przychodziło jej z niebywałą łatwością – jakby te wszystkie hormony, emocje i uczucia nagle wezbrały w niej w jednej chwili. Przeczesała nerwowo palcami włosy i wsunęła je za uszy, by niesfornie nie opadały jej teraz na twarz. Niemal zacisnęła dłoń w pięść, gdy kolejny raz ją zaatakował, po czym ruszyła niespiesznie w jego stronę, celując w niego palcem wskazującym. – Nie próbuj teraz robić ze mnie wariatki! Nie przeszkadzają mi mieszkające w okolicy kobiety, tylko Twoja nadzwyczajna zażyłość z jedną z nich! Może ja też powinnam zapoznać naszych sąsiadów? Na przykład tego z naprzeciwka albo tego, który mieszka tuż za ogrodzeniem? A może dla równowagi faceta tej, z którą nawiązałeś tak bliską znajomość? – warknęła, podnosząc nieznacznie głos w przypływie emocji. Oddychając głęboko, mierzyła się z nim wzrokiem i zniosła ciężar jego spojrzenia, gdy stali tak naprzeciwko siebie – niemal gotowi do dalszej walki. I kto by pomyślał, że ten miły moment może się tak szybko obrócić przeciwko nim. Tym bardziej nie spodziewała się tego, co wydarzyło się po krótkiej chwili, bo istotnie Chester nie tracił przy niej panowania nad sobą, a przynajmniej nie w ostatnim czasie, co było też efektem tego, że rzadko się kłócili. Ale faktycznie, gdy już to robili, to sypały się iskry i doprowadzało to do naprawdę nieprzyjemnych zdarzeń, które miały negatywne wpływ na ich związek. Nim w ogóle zdążyła się więc zorientować, sięgnął po leżący na blacie telefon i cisnął nim o ścianę, co sprawiło, iż wzdrygnęła się niekontrolowanie i odsunęła się gwałtownie, gdy urządzenie odbiło się od ściany i spadło z trzaskiem na podłogę. Spojrzała najpierw na zniszczony telefon, a potem przeniosła pełen niedowierzania wzrok na bruneta. – Co Ty robisz, do cholery?! – kolejny raz uniosła głos, z niemałym szokiem wymalowanym na twarzy obserwując bruneta, którego ogarnęła wyraźna furia. I tak, ten widok nie był dla niej czymś normalnym, więc tym bardziej była kompletnie oszołomiona jego zachowaniem. Jedynym plusem tej kuriozalnej sytuacji było chyba tylko to, że urządzenie w końcu przestało dzwonić… ale bynajmniej nie załagodziło to sytuacji między nimi. – Jesteś z siebie teraz zadowolony? – spytała, wskazując dłonią telefon. Po chwili jednak prychnęła kpiąco i cofnęła się o kilka kroków, kręcąc głową, a przy tym zaśmiała się cicho pod nosem z lekkim niedowierzaniem. Już miała to skomentować w ten swój charakterystyczny sposób, sprawnie strzelając kolejnym pociskiem, których i on jej nie szczędził, ale wtedy… zastygła na moment w bezruchu, słysząc jego kolejne słowa. Oh trafił nimi tak głęboko, że chyba nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, ale z całą pewnością wyrażało to teraz jej spojrzenie, które utkwiła na jego twarzy – pełne rozczarowania. Mógł liczyć na to, że to co właśnie powiedział w złości nie będzie miało znaczenia, ale prawda była taka, że zasiał w Jordie cholernie duże ziarno niepewności. Bo teraz na pewno będzie miała to ciągle z tył głowy, nieustannie rozważając to czy aby nadal była dla niego wystarczająca. Czy nadal dawała mu to czego potrzebował – czy być może zmieniła się na tyle, że już nie był tym wszystkim, czym chciała dla niego być. Że zamieniając seksowne ciuszki na wygodne dresy sprawiła, że chciał szukać wrażeń gdzieś indziej, a także, że straciła ten swój charakterek, którym kiedyś tak bardzo go do siebie przyciągała. Może więc miał rację? To jedno pytanie odbiło się więc boleśnie echem w jej głowie, pobudzając te wszystkie niedorzeczne myśli w jej głowie dwa razy bardziej. – Nie wierzę, że właśnie to powiedziałeś… - pokręciła głową i zaśmiała się smutno, patrząc na niego z jeszcze większym niedowierzaniem – A może już nie jestem tą Jordie co kiedyś? I co? Nagle nie jestem już wystarczająca? Nagle nowa sąsiadka jest bardziej pociągająca, a nowa koleżanka z pracy bardziej intrygująca? I wściekasz się, bo nie mogłeś mnie przelecieć?! – warknęła, czując jak to pobudzające krążenie krwi znowu napędzało w niej adrenalinę i złość – Skoro do tego właśnie mnie potrzebujesz, to może zadzwoń do… Maddie – zaakcentowała sarkastycznie imię owej kobiety, jasno sygnalizując, iż zwróciła uwagę na to zdrobnienie, którego wcześniej użył – Jest bardziej chętna? Bardziej podniecona? – podjudzała go jedynie bardziej, bo sama czuła, że wezbrało w niej już tak wiele, że za moment nie będzie w stanie się zatrzymać. A Chet musiał zrozumieć, że pojedynek z kobietą w ciąży, pełną hormonów, to był cholernie zły pomysł. Najwyraźniej jednak za późno to zrozumiał, bo właśnie ten niekontrolowany wybuch kompletnie ich przytłoczył. – Przynajmniej teraz już wiem co sobie tak naprawdę myślisz: kiedy zamiast seksownej kiecki zakładam dres, kiedy nie mam ochoty na seks… - rozłożyła bezradnie ręce – Często zadawałeś sobie to pytanie w głowie? Co się z nią stało? – prychnęła kpiąco – W takim razie może ogarnij swój telefon i zadzwoń do tej cholernej Maddie, może ona… poradzi coś na Twój problem – przesunęła wzrokiem po jego ciele i zatrzymała go na wybrzuszeniu w spodniach, które nadal powodowało, że przyspieszało jej tętno, jednak teraz posłała mu jeszcze jedno pełne rozczarowania spojrzenie, po czym ruszyła niespiesznie w stronę drzwi, pozwalając, by pomieszczenie wypełnił jedynie dźwięk jej obcasów odbijających się od posadzki. I pełna nerwów i złości próbowała otworzyć te pieprzone drzwi, ale zamek nie do końca chciał z nią współpracować…

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

- O ile wiem, do tego potrzeba dwoje chętnych - odparł, mając na myśli ewentualne dopuszczenie się zdrady. Jak to facet, wszystko inne, co nie sprowadzało się do wylądowania w łóżku z sąsiadką, uważał za niewinne, niegroźne i nieistotne. On jednak wiedział przecież najlepiej, jak wyglądały jego relacje z kobietami, co do których Jordana wyraziła swoje wątpliwości, i wiedział też, że były one całkowicie bezpodstawne. Poza tym sądził, że ufali sobie na tyle, aby brunetka wierzyła mu, gdy zapewniał, że nie miała żadnych powodów do obaw. Ale nawet jeśli twierdziła, że mu ufała - to jej zachowanie świadczyło o czymś odmiennym. I na to Chet nie umiał nic zaradzić, skoro jego deklaracje, iż tylko ona się dla niego liczyła i że była dla niego wszystkim - nie wystarczały. Niewykluczone, że gdyby okoliczności był nieco inne, i gdyby mężczyzna spróbował spojrzeć na to wszystko na chłodno i z perspektywy, z jakiej patrzyła Jordie - domyśliłby się również, że za jej małą paranoją stały hormony, które próbowały pozbawić ją typowej dla niej pewności, a w odzyskaniu której jego własna postawa również nie pomagała. Ale obecnie był on w stanie dojrzeć tylko jedną stronę problemu, i tylko jedną perspektywę - własną. A w tej widział siebie jako ofiarę oskarżeń nie mających żadnego pokrycia w rzeczywistości. Więc musiał się bronić - nieudolnie, bo nie robił tego często: nie zwykł się tłumaczyć, a kiedy w jego dotychczasowych związkach z kobietami zaczynały pojawiać się podobne zarzuty - mniej lub bardziej nieuzasadnione - po prostu się z takiej relacji wypisywał, wszelkie wyjaśnienia uznając za stratę czasu i energii. I chociaż związek z Jordie z pewnością nauczył go pokory oraz ustępowania jej w pewnych kwestiach, to obecnie zbyt mocno przemawiała przez niego frustracja i zawód wynikające z tego, jak potoczył się ten wieczór - który jeszcze parę chwil temu tak dobrze się zapowiadał. - Nie wiem, co sobie uroiłaś i co wydaje ci się, że widzisz, ale z żadną z nich mnie nic nie łączy, rozumiesz? A noce spędzam z tobą, w naszym łóżku - z wyjątkiem tych nocy, lub raczej wieczorów, kiedy zostawał dłużej w Crocodile, ale to lepiej było teraz, dla dobra dyskusji, dyplomatycznie przemilczeć, co też Chet skrupulatnie uczynił. - Żadna wymówka, kurwa, nie potrzebuję wymówek, bo nic nie zrobiłem - wyrzucił ponownie ręce w górę w geście bezradności. Bo istotnie czuł się bezradny - miał ochotę złapać ją za ramiona, potrząsnąć i wybić jej z głowy te wszystkie, irracjonalne w jego opinii, myśli, bo to, co się tu właśnie wyprawiało, zakrawało już na lekki absurd. A co najgorsze Jordie wcale nie żartowała. - To przestań się tak zachowywać! - warknął oschle, gdy zasugerowała, że robił z niej wariatkę. Nie robił - sama go w tym ubiegła, ale jakimś cudem posiadał jeszcze na tyle zdrowego rozsądku, żeby nie mówić jej tego prosto w twarz, nawet jeśli niewiele to w ich obecnej sytuacji poprawiało, gdy Chet wzruszył po chwili ramionami, kręcąc głową. - Może każdego po kolei? Masz chyba teraz sporo czasu, skoro z nudów i braku lepszych zajęć szukasz problemów tam, gdzie ich nie ma - odparł, raz jeszcze podkreślając bezzasadność jej zarzutów oraz w jakże niewybredny sposób pijąc przy okazji do tego, że poza przebywaniem w domu, nie miała ostatnio zbyt wielu zajęć, co ewidentnie odbijało się na jej umiejętności trzeźwego osądu sytuacji. I chociaż wcale nie zamierzał przy tym wypominać jej, że niewiele teraz robiła, że omijała niektóre zajęcia na uczelni, że rzadziej pojawiała się w pracy, czy też, generalnie rzecz ujmując: że w sporej mierze pozostawała na jego utrzymaniu; to jego słowa można było odczytać różnie. Zwłaszcza że Chet, mimo wszystko, jako mężczyzna w wielu kwestiach wykazywał się bolesną krótkowzrocznością. I to chyba tylko potęgowało jego frustrację: że nie umiał ani zrozumieć jej punktu widzenia, ani wtłoczyć jej do głowy własnego. Stąd to poczucie bezradności i ta dziecinna, niedojrzała złość - bo gniewne tupanie nóżkami, bicie, gryzienie, rzucanie przypadkowymi przedmiotami - to była domena małych dzieci, nienauczonych jeszcze panowania nad własnymi emocjami. Nie istniało jednak żadne logiczne wytłumaczenie dla tego, czemu trzydziestotrzyletni mężczyzna w akcie wściekłości po prostu cisnął telefonem o ścianę. A gdyby ten nie znalazł się akurat pod ręką - to co? Wyżyłby się na Jordie? - Zadowolony jak skurwysyn - wycedził, łypiąc na nią gniewnie, i dopiero jej spojrzenie uzmysłowiło mu, że jednak powiedział zbyt wiele. Ale odwrotu już nie było, i o ile atakowanie jej przychodziło mu z łatwością, tak w momencie, w którym powinien przeprosić i to wytłumaczyć - zabrakło mu słów. - Co...? - wymamrotał, wysłuchując jej domysłów i sugestii, tak dalekich przecież od prawdy, że trudno było mu wierzyć, iż Jordie faktycznie mogła tak myśleć - o nim, o sobie. Rozchylił jeszcze usta, nie odnajdując jednak dobrej odpowiedzi na żadne z jej pytań, wobec czego pokręcił tylko ostatecznie głową, opuściwszy ręce wzdłuż ciała. - Kurwa, Jordie... - urwał, oddychając niespokojnie i przyglądając jej się spod ściągniętych brwi, wściekły na nią, a teraz wściekły również na siebie. Ba, na chwilę chyba nawet uwierzył, że był dokładnie takim śmieciem, jakim Jordie chyba go widziała, kiedy przesunęła wzrokiem od jego twarzy w dół. Chet odruchowo poprawił jeszcze spodnie, skutecznie jednak zgaszony nie tylko tą dyskusją, ale cała obecną sytuacją. Nie zatrzymał jej, gdy ruszyła do wyjścia, ale zaraz potem sam w kilku krokach znalazł się tuż za nią, wyczuwając ten odurzający przyjemnie zapach jej włosów, i - z nieco większym niż było to konieczne, impetem - oparł dłoń o drzwi. Nie odważył się jednak dotknąć ramienia Jordie, kiedy jeszcze mocowała się z zamkiem; spodziewał się, że jedynie strąciłaby jego rękę, mimo że jeszcze parę chwil temu była tak spragniona jego dotyku. Zabawne, jak bardzo sytuacja może się odwrócić w tak krótkim czasie. - Nie wiem, za kogo mnie masz, ale to nie tak. Poniosły mnie nerwy, a przez ciebie mówię rzeczy, których nie chciałem powiedzieć. Nie myślę tak, i nigdy nie myślałem - oznajmił, ważąc każde słowo, których dobór i tak nie okazał się chyba zbyt fortunny. Gdyby tak miały brzmieć przeprosiny - nie byłyby one wiele warte, ale to słowo nie przeszło mu teraz przez gardło. Zamiast tego sięgnął wolną ręką do zamka u drzwi, który tym razem ustąpił bez większych trudności - może wystarczyło docisnąć drzwi, a może był to zwykły przypadek - po czym zrobił krok do tyłu, odsuwając się od brunetki. - Idź - zanim powiem coś jeszcze, czego będę żałować.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”