WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Irracjonalność własnego zachowania docierała do niej z niemałym opóźnieniem, jakby zdawała sobie sprawę z popełnianych błędów dopiero wówczas, kiedy dosięgały ją jego konsekwencje. Nie były bolesne w skutkach, właściwie odpowiednie zamroczenie alkoholem, stan pomiędzy przyjemnym i relaksującym wstawieniem a upiciem się, którego Sienna nie zamierzała przekraczać, sprawiał, że... wcale nie żałowała gry, którą sama rozpoczęła. Absurdem był fakt, że zdawała sobie sprawę, iż prowokując Leonarda, zmusza go do takich, a nie innych reakcji, a mimo wszystko w to brnęła, sprawdzając własne, ale także te należące do narzeczonego granice. To nie tak, że była nieświadoma złudnego zainteresowanie Leo urodziwą blondynką imieniem Kailee, ale pozwalała mu wierzyć, że naprawdę jest zazdrosna. Albo była naprawdę, skutecznie wypierając taką możliwość z głowy.
- Oboje wiemy, że wyjątkowo upodobałeś sobie brunetki, Leo. Nie kłam, nieładnie to robić - odpowiedziała z półuśmiechem błąkającym się na ustach, lawirując spojrzeniem ciemnych tęczówek pomiędzy brunetem a wyraźnie niezadowoloną z obrotu sytuacji blondynką i... Joshem, najprawdopodobniej do tej chwili nierozumiejącym co zaszło i jakim cudem Leo tak szybko zaskarbił sobie sympatię Sienny podczas, gdy to on próbował własnych sił w parkietowym podrywie. Na domiar tego Sulewski w ostentacyjny sposób uniosła w górę dłoń, wystawiając na widok małej publiki zaręczynowy pierścionek. Jutro, gdy będzie kompletnie trzeźwa - pożałuje tej maleńkiej, na tą chwilę szalenie przyjemnej, utarczki jaką prowadzili. - Nawet nie wiesz jak bardzo - odparła kąśliwie na jego stwierdzenie, chichocząc głośno, czym na powrót ściągnęła na nich zainteresowanie towarzystwa D'Clifforda. Z boku - wyglądali jak dwójka zakochanych albo kochankowie toczący ze sobą pełną sexual tension wymianę zdań, którą rozumieli wyłącznie oni. Jak była prawda? Dzisiaj, o zgrozo, zdawała się leżeć gdzieś po środku. Zwłaszcza w momencie, gdy mężczyzna zaborczo ją pocałował, a ona bez oporu rozchyliła wargi, pozwalając mu wziąć to, czego chciał. Skłamałaby mówiąc, że nie poczuła dwóch szybszych uderzeń serca i prądu płynącego wzdłuż kręgosłupa, kumulującego się na samym jego końcu. - Jestem pewna, że tak będzie - odparła, wciąż lekko oszołomiona, dość szybko odzyskując rezon. - Nikt nie wie gdzie noc będzie miała swój koniec - oderwała roziskrzone spojrzenie od twarzy Leo, uśmiechając się lekko. Czując potrzebę zwilżenia gardła, wypiła spory łyk alkoholu, choć rozum zdawał się mówić, aby tego nie robiła. - Więc... Kendal - celowo przekręciła imię blondynki, świadoma tanich chwytów, jakie właśnie stosowała, a które na kobiety, mimo upływu lat nadal działały. - Co łączy cię z Leo? To jakaś zagorzała przyjaźń, zapomniana relacja, którą chciałaś odkopać, czy dzisiejsza zachcianka? Nigdy o tobie nie wspominał - wbijała szpilki, słowa ubierając w swój uroczy ton, twarz ozdabiając uśmiechem, którym kupowała serca wszystkich od maleńkości.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie powinnaś być taka pewna siebie - przestrzegł i choć w tamtym momencie jego mina była sroga, to ton miał żartobliwy. W przeciwieństwie do Sienny nie spoglądał ukradkiem w stronę Kailee oraz Josha, bo nagle jego priorytetem stało się przekomarzanie z narzeczoną. Pomimo tego, że z początku nie był zadowolony z ich spotkania, to z biegiem kolejnych minut, uznał obecność Sienny za atut; urozmaicenie tego wieczoru.
- Przekonajmy się zatem - bąknął, przy czym na widok jej chwilowego oszołomienia, cynicznie się uśmiechnął. Wokół nich narosło napięcie i prawdopodobnie po raz pierwszy miało ono niewiele wspólnego z gniewem, czy irytacją. Leo, który właśnie dopijał szóstego drinka, bawił się wprost znakomicie! Wciąż był tym samym prezesem D'C Chocolatte, którego poznała tego pamiętnego wieczoru podczas kolacji; wciąż dało się wyczuć jego sarkastyczne, nieco chłodne nastawienie i wciąż nad Sienną wisiało widmo niechcianego małżeństwa, ale jednak wszystko zdawało się teraz z goła inne. Nieco bliższe akceptacji, albo po prostu przyćmione przez płynący w żyłach alkohol, który raz za razem podszeptywał coraz to głupszy pomysł.
Rozsiadł się wygodniej, a następnie wyciągnął z kieszeni telefon i ostentacyjnie zaczął przeglądać jakiś portal. Nie zamierzał wtrącać się w dyskusję kobiet, chociaż jego druga ręka gładząca wewnętrzną stronę uda Sienny, definitywnie świadczyła o jej pozycji. To najwyraźniej nie spodobało się blondynce, ponieważ wstała z impetem odsuwając krzesło, po czym zebrała torebkę i opuściła lożę z głośnym ,,suka" na ustach. Pozostali spojrzeli po sobie i krótko ocenili zachowanie koleżanki, jako niezwyczajne. Jedna z kobiet wybiegła za nią w popłochu, a innych obeszła ta sytuacja i na nowo napełnili swoje szklanki. Nawet Josh zdążył się rozluźnić, bo pomimo tego, że wciąż spoglądał na Leo, to zdołał poświęcić większą uwagę krótko obciętej brunetce o delikatnie skośnych oczach i szpiczastym nosie. Leonard kojarzył ją jako kuzynkę swojej sekretarki, jednak nie pamiętał imienia.
- Sama tu przyszłaś? - zapytał w końcu, uprzednio chowając telefon do kieszeni. Ręką, która dotychczas pieściła jej udo, dolał sobie alkoholu i upił solidnego łyka. - Czy mnie śledzisz? - zironizował. Złapał za kosmyk włosów Sienny i figlarnie zakręcił go na palcu.
W międzyczasie ktoś zdążył zaproponować pójście na parkiet. Nawet Leo uznał, że był to dobry pomysł i chwyciwszy narzeczoną za nadgarstek, pociągnął ją w stronę najgłośniejszej części klubu. Reszta towarzyszy zniknęła gdzieś w tłumie, jednak to nie zatrzymało jego intencji. Wpierw zatrzymał się gdzieś po środku, łapiąc kobietę za biodra i przysuwając do siebie w identyczny sposób jak na przyjęciu. Następnie nachylił się na tyle, że mogła ponownie na ustach poczuć jego oddech. Jednak tym razem nie zrobił nic więcej, a jedynie spoglądał zamglonym spojrzeniem w oczy Sienny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Otworzyła usta, aby odpowiedzieć w krótki, acz bardzo jednokierunkowy sposób - nie mogę się doczekać - w domyśle: w jakim miejscu i okolicznościach skończymy dzisiejszą imprezę, ale słowa zawisły niewypowiedziane w przestrzeni, a jedynym gestem, na który zdecydowała się Sienna był uśmiech. Nieco cwany, lekko tajemniczy, wyraźnie ciekawski. Była pewna, że Leo w szalenie podobny sposób nie może doczekać się finału. Gdyby miała postawić całą swoją fortunę w zakładzie dzisiejszego poranka - wybrałaby opcję, w której się pozabijają, aktualnie skłaniała się ku odwrotnemu kierunkowi, wciąż niespecjalnie przerażona tym na jak grząski grunt wstępowali.
- Było miło - rzuciła w kierunku odchodzącej blondynki, dziwnie usatysfakcjonowana tym, że w próżnej i nic nieznaczącej gierce punkt wylądował po jej stronie. Nie była przecież zazdrosną kobietą, przynajmniej nie do tej pory, może nie tak odległy związek zakończony głośnym rozstaniem zmienił jej nastawienie? Może to osoba Leo? Albo jednak alkohol? Na ten moment wiedziała jedynie tyle, że nieoczekiwany obrót spraw przypadł jej do gustu aż za bardzo.
- Oczywiście. Kiedy spałeś zainstalowałam w twoim telefonie apkę do śledzenia - wywróciła oczami, wracając na kilka sekund wzrokiem na parkiet, gdzie zgubiła towarzystwo, z którym przyszła do Trinity kilka godzin wcześniej. - Jestem... albo byłam z przyjaciółmi. Nie widzę ich - powróciła spojrzeniem do Leo, czując dziwny chłód na udzie, które przed kilkoma chwilami zaborczo obejmował. Być może powinna zainteresować się albo wysłać chociaż krótką wiadomość, że wszystko z nią w porządku, ale nie zajmowała tym głowy, czując w niej pulsujący natłok zupełnie innych myśli i niezrozumiałych odczuć. - Będziesz musiał bezpiecznie odstawić mnie do domu - przygryzając dolną wargę, obserwowała każdy jego ruch, będąc znacznie mniej ostrożną niż w przeciągu kilku ostatnich tygodni. Już wcześniej łapała się na tym, że przestała demonizować Leonarda pod każdym względem, aczkolwiek dopiero odpowiednia dawka alkoholu pozwoliła jej w pełni wyluzować się jego towarzystwie, nie bacząc na to co robi, nie analizując, nie kalkulując i dobrze się bawiąc. Tak jakby właśnie się poznali, a ich krótka historia nie była wyboista.
Zresztą nie miała czasu na analizy, bo dynamika wydarzeń zaskakiwała nawet ją. Nie dał jej szansy pomyśleć nad kolejnym krokiem, zaoponować, ani zaproponować czegokolwiek innego, gdy kilkadziesiąt sekund później znaleźli się na parkiecie pełnym ludzi. Tłoczyli się, ocierali o siebie, ignorowali innych bawiąc się nieopodal - każda z par, każda grupka zainteresowana wyłącznie sobą, tak jak D'Clifford zdawał się być skupiony wyłącznie na niej. - Co robisz? - zapytała wystarczająco głośno, by jej słowa były zrozumiałe w otaczającym ich hałasie. - Nie musimy już grać - dodała, przysuwając się na tyle blisko, na ile tego pragnął. Pozwalała mu przejąć kontrolę, będąc jak marionetka w jego dłoniach. Zaprzeczała sama sobie. - Pocałuj mnie. Chcesz tego - uśmiechnęła się, zbliżając na tyle, że kiedy wypowiada te cztery, jakże znaczące słowa, jej pełne wargi ocierały się o jego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Leonard podążył wzrokiem po klubie, jakby również usiłował wypatrzeć ex towarzyszy Sienny. Był to całkowity odruch, dlatego szybko oddał swoją uwagę kobiecie.
- Myślę, że to akurat nie będzie problem - zakpił nieco żartobliwie, mając na myśli fakt, że mieszkali w jednym domu. - Mam po drodze - dodał i wzruszył ramionami. Ostatnimi czasy dzielenie wspólnej przestrzeni z Sienną było czymś koszmarnym. Cierpiała jego pedantyczna, chlodna osobowość, która każdego dnia napotykała jakies przeciwskazania do tego małżeństwa. Leonard wbrew pozorom był ostoją spokoju i... cynizmu. Często ważył słowa, nie składał obietnic bez pokrycia i nie angażował się w zbędne dyskusje, ale te cechy wydawały się maleć, wręcz niknąć w towarzystwie brunetki. Przylapywal się na tym, że niejednokrotnie był bliski wybuchu, gdy znowu wdepnął w jakieś ubranie albo napotkał w zlewie resztki obiadu. I nawet, jeżeli w ostatnim tygodniu wymienili zaledwie kilka kąśliwych uwag, to bałagan dookoła wciąż pozostawał czymś, co z trudem akceptował. Jednak tego wieczoru jedyny bałagan, który mu przeszkadzał miał we własnej głowie.
- Nie musimy - powtórzył głosem donośnym, ale i wyjątkowo zachrypniętym. Alkohol dawał mi się we znaki, dlatego nieprzyjemnie odchrzaknął i spojrzał gdzieś w klubową dal, po czym znowu na Sienne, tymi samymi zamglonymi oczami.
Naprawdę nie musieli dłużej udawać. Mógł potańczyć chwilę swobodnie, zakręcić się obok baru i wrócić do loży, gdzie znowu usiedliby zbyt blisko. Wówczas dalej trzymałby rękę na jej udzie, a usta wypuszczały by pochlebne słowa, świadczące o ich bliskości.
Problem w tym, że Leonard nie był pewien, ile w jego zachowaniu pozostało gry albo inaczej, kiedy przestał udawać, a zaczął postępować w sposób naturalny. Być może to kolorowe trunki poprzestawiały jego myśli i odsunęły zdrowy rozsądek dla zwykłego, ludzkiego pragnienia bliskości - bo w tamtym momencie Leo naprawdę chciał być blisko, wrecz nieprzyzwoicie blisko. I choć to absurdalne, to odniósł wrażenie, że Siennie dokuczały podobne odczucia.
Docisnął kobietę do swojego torsu, przytrzymując ręce na jej biodrach. Z łobuziarskim uśmiechem zniósł słowa i oddech Sienny na własnych wargach.
- A ty czego chcesz? - zapytał w identyczny do niej sposób. Ich usta co rusz stykały się ze sobą i wystarczyłby niewielki ruch, aby złączyć je w namiętnym pocałunku. Brakowało jedynie odrobiny zaangażowania, niewielkiego impulsu, który skłoniłby ich ku sobie. - Będziesz tego żałowała - odparł znienacka, po czym w końcu zatopił wargi w jej wargach. Zauważył, że Sienna celowo go kusiła. I ciężko stwierdzić czy rzeczywiście ona była marionetką w jego dłoniach, czy to on wpadł w ta niespodziewaną pułapkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiście, że będzie tego żałowała, pomimo przyjemnego alkoholowego otępienia była bardzo świadoma jaką granicę dobrowolnie przekraczali. W ich działaniach nie było za grosz sensu, jeśli faktycznie przywołać wszystkie wydarzenia wspomniane przez Leonarda. Wczoraj z premedytacją zostawiła kubek z wypitą w połowie kawą na stoliku, wiedząc jak bardzo tego nie znosił. Nie musiała się nawet wysilać, aby wyprowadzać go z równowagi, to powoli stawało się rutyną - jak codzienne wstawanie do pracy, jogging (którego nie uprawiała) albo czytanie ulubionej książki tuż przed snem. Tymczasem dzisiaj zachowywali się, jakby grali w spektaklu życiowe role, świetnie odnajdując się w naładowanym emocjami klubowym powietrzu.
- Będę - przyznała mu więc rację zgodnie z tym, co przed chwilą pomyślała, uśmiechając się nieco ironicznie, co mogło sugerować, że to naprawdę ona wciągnęła go do pułapki, z której nie miał ucieczki. W rzeczywistości było to szalenie dalekie od prawdy, bowiem po raz pierwszy od momentu, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się tego feralnego wieczora na rodzinnej kolacji - była w stu procentach szczera. Nie drgnęła, nie odsunęła się od niego, zignorowała ludzi tłoczących się obok na parkiecie, odpowiadając na pocałunek z pasją, jaka ją zaskoczyła. Nie był to niewinny całus, o którym zapominało się w pięć sekund po jego zakończeniu, o zgrozo, był cholernie... dobry. Pogłębiła go, zapraszając Leonarda kuszącymi muśnięciami języka po więcej. Chociaż zazwyczaj nie robiła takich rzeczy, nie pozwalała sobie na utratę kontroli wśród tłumu ludzi, trzymała na wodzy własne pożądanie, to tym razem wszystko wokół przestało na chwilę istnieć. Oderwała się od bruneta i niewiele myśląc, złapała za jego dłoń, klucząc pomiędzy roztańczonymi imprezowiczami, by wyprowadzić go na zewnątrz - wprost na chłodne, nocne powietrze, gdzie było bardziej intymnie. Kiedy tylko znaleźli się poza wzrokiem kogokolwiek, pchnęła go na chłodną ścianę budynku, wkładając w to nieco siły. - Nie będziemy o tym rozmawiać - zbliżyła się, wspinając na palcach, by znowu złączyć ich wargi w pocałunku. - Dzisiaj - wymruczała cicho. - Jutro - dopowiedziała, przesuwając dłońmi nieco na oślep po ciele D'Clifforda. - Kiedykolwiek - uśmiechnęła się, prowokująco unosząc brew ku górze, rzucając w jego stronę piłeczkę. Od niego zależało czy trafnie ją odbije czy nieudolnie zignoruje.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zazwyczaj to Leonard był tym, który przejmował całą inicjatywę. Jego poprzednie partnerki uchodziły za zbyt niewinne, aby wykonać pierwszy krok, dlatego czuł się obco, kiedy Sienna pociągnęła go na zewnątrz. Mimo tego poddał się jej woli, a zarazem nowemu doświadczeniu, jakie po chwili wydawało się mu już godne zaakceptowania.
Uderzył plecami na betonową ścianę, stanowiącą część zaułka pomiędzy klubem, a nieczynną pizzerią. W tym miejscu nie dochodziło światło lamp, a fakt, że znaleźli się za kontenerem na śmieci dodawał prywatności. Kiedy znowu połączyli się w gorącym pocałunku, osadził dłonie na pośladkach Sienny i zaborczo docisnął ją do siebie. Ta krótka chwila przyjemności sprawiła, że zaczął ciężej oddychać, a jego zamierzenia stały się dalekie od powstrzymania. Jednym, sprawnym ruchem odwrócił ich sylwetki tak, że to Sienna była przygniatana do ściany. Następnie uniósł ją za uda, dzięki czemu mogła opleść go nogami.
Wokoło narosło pożądanie, które było dalekie od ich codziennych emocji, jakie względem siebie żywili. Jednak Leo nie zastanawiał się nad tym, jak będzie wyglądało ich jutro, bo ręce kobiety skutecznie odpędzały racjonalizm. W końcu sam włożył jedną rękę pod jej koszulkę i pieszczotliwie drapał plecy wzdłuż kręgosłupa, schodząc coraz niżej, i niżej. Zatrzymał się przed pasem od spodni za który wsunął trzy palce.
Sienna była lekka, dlatego trzymanie jej w górze nie sprawiało mu żadnego problemu.
Przestał całować usta kobiety, a skupił się na jej szyi na której pozostawił kilka sinych, lekko wilgotnych śladów. Każdy kolejny był bardziej intensywniejszy. W pewnym momencie postawił Sienne na własne nogi i instynktownie włożył całą dłoń w głąb jej spodni, muskając opuszkiem to, co było najbardziej skryte. I już miał przystąpić do kolejnych ruchów, kiedy niespodziewanie do uliczki wstąpiła grupa młodzieży. Śmiali się i wymachiwali w powietrzu butelkami alkoholu, całkowicie niszcząc powstałe między parą napięcie. Leo odstąpił od dalszych czynów, a także od Sienny, przełykając gorycz. Spojrzał na nią tajemniczo, po czym po prostu zaśmiał się tak, jak potrafił cynicznie śmiać się Leonard D'Clifford. Otrzeźwiał. Małolaty przeszli obok, rzucając im zdawkowe spojrzenia, po czym przysiedli na kontenerze i wyciągnęli papierosy.
- Zamówię taksówkę - oznajmił, a następnie głośno westchnął. Tego wieczoru przekroczyli granicę, której nie dało się ponownie wytyczyć. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę i nawet fakt, że mieli nie poruszać tego tematu, nie motywował go w żaden sposób. Wyciągnął telefon i wyszedł z zaułka na ulicę, całkowicie ignorując obecność Sienny. A przecież zaledwie chwilę temu gotów był sprawić jej przyjemność, o której nie mogłaby z łatwością zapomnieć.

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

voulez-vous (a-ha!)
take it now or leave it
now is all we get
nothing promised, no regrets
voulez-vous
ain't no big decision
you know what to do
la question c'est voulez-vous
voulez-vous
KRÓLOWIE KRÓLEWICZE ŻYCIA NOCY (na tych pierwszych większa odpowiedzialność ciąży tfu! Spoczywa! Oni natomiast odpowiedzialni być nie muszą – i nie chcą; z kurwidołka się urwać czym prędzej – to ich jedyna, realna, potrzeba).
Boga czas za nogi chwycić – ale ciasno przy nich, miejsca już nie ma (trójca święta z Greenwater zagarnęła wszystko, chyba, choć skutki bliższe raczej tym opłakanym); więc chwytają, owszem, za telefon i portfel-w-zasadzie-pusty, za butelkę i szluga, za serce i sumienie – byle je zagłuszyć skutecznie.
Jak tam sy-sytuacja? J-akieś zagrożenia powodziowe? Alerty? – Zarechotał, raz jeszcze podłapując temat wstydliwych przypadłości, z których wszak słynęli obydwoje. Jak krwi braterstwo – połączyły ich szkodliwe produkty przemiany materii i nagłe wyrzuty treści pokarmowej.
Bastian uśmiechnął się szeroko, zarzucając ramię na szyję swojego kompana. W dłoni ściskany już sikacz najtańszy, na pierwszym etapie drogi zakupiony w lokalnym monopolowym, otwartym w stylu 7-Eleven (czyli, że zawsze). Błękit nieba przefiltrowany wieczorną godziną, żałobną woalką pod którą dzień w dzień odżałowuje się skutki decyzji podejmowanych w rzucie pochopnym.
N-no dobra, stary, czy to już ten mo-moment, w którym m-mówisz mi co Ci na wątrobie leży, czy jednak najpierw potrzebujesz się n-napruć? Z tym kurwidołkiem, typie, c-co za akcje w ogóle! – W ramię go klepie, trzepnięcie niechlujne – najbardziej prymitywna i niegórnolotna forma zwrócenia na siebie uwagi przyjaciela.
J-ja mam – słuchaj – wrażenie, że w moim otoczeniu to każdy z każdym. Cz-czaisz, tu Phoe… – chrząknięcie – …nix z Milesem, t-tam Charlie… n-no, bo skoro już chlapnąłem, to co za różnica. W-weź, czekam tylko na jakieś rewelacje w stylu… heheh, n-nie wiem, że Harper z Maxem kręci. Albo z jakąś Ma-athildą, albo Maggie. Boże, a-ale to byłaby akcja! To znaczy po-je-ba-ne, totalnie – proklamuje, choć niezbyt dumnie. – Yyy… A, bo ty możesz n-nie kojarzyć. Mathilda t-to mój obiekt westchnień z licealnych cz-czasów, jakby co. A Maggie… e-eee, n-nie wiem, pamiętasz Maggie-e-e-kurwa! – O krawężnik się potyka, o mało nie wyrżnąwszy brodą w asfalt czy inną płytę chodnikową; więc nie za ostatnią deskę ratunku łapie, ale za przyjaciela, koszulę mu rozchełstawszy niczym klasowa kochanka wprawiona w boju. Szminki tylko na kołnierzu – całuśnej – nie zostawia. – C-co? N-nie, stary, nie mega-kurwa, ty-tylko Maggie! Po prostu M a g g i e. Je-ezu. – Równowagę ledwie odzyskał, a już głową kręci z politowaniem, błędnik własny wprawiając w nie lada konsternację. Bastian Everett ledwie zahacza o początkowe stadium przyjemnego podchmielenia – a już prezencja jego nietypowemu przeobrażeniu ulega. Prezencja uboższa o troski; czy też, może, o większej tolerancji po prostu – na porażek ogół i całe zamieszanie toczone wokół bagna, w jakim się znalazł.

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Znowu to robiła. Coraz starsza, a tak samo głupia. Kiedy tylko mózg zaprzątały myśli poplątane, gdy tylko serce zaczynało bić za szybko, a wspomnienia przelatywały przez umysł w takim tempie jakoby jedno goniło drugie, kiedy tylko pojawiała się Ona... Liane pojawiała się tutaj. Znowu, znowu, znowu. Powtarzała swoje utarte schematy, biegała w koło tego co znała, niczym chomik kręcący się bez przerwy w swoim kole mimo świadomości, że donikąd je ono nie zaprowadzi. Emocje kotłowały się w rozkołysanym umyśle, obijały się jedno o drugie, walczyły o uwagę co rusz zastępując się na podium. Odpuszczenie miało pojawić się dopiero w kolejnym wypitym kolorowym drinkiem, których nauczył ją pić Tomas. Tomas, który sam w sobie był uosobieniem jej schematów. Facet, który serwował jej co rusz kolejny trunek tylko po to by w alkoholicznym tańcu wylądować w jej łóżku przekupiony wizją świeżo pieczonych lawendowych ciastek podanych na porcelanowym talerzyku wprost do ostoi wśród ciepłych kołder i porozrzucanych po podłodze ubrań. Typowa strategia Liane. Byleby choć na chwilę być dla kogoś najważniejszą osobą, byleby na sekundy zapomnieć o własnym bólu i udręce w celu bardziej psychicznego aniżeli fizycznego zaspokojenia.
Barmani ją już dobrze znali. Jeden nawet nie omieszkał zapytać o jej dzisiejszy body count. O dziwo, na ten moment wynosił zawrotną liczbę zera, bo choć przyszła do klubu w jednym celu to nie mogła znaleźć w sobie siły by podejść do którejkolwiek z dziewczyn tańczących na parkiecie czy któregokolwiek mężczyzny sączącego piwo przy barze. Tym sposobem pozostała na swoim wygodnym siedzeniu tuż przy ladzie zanurzając usta po raz kolejny w czymś co ewidentnie było na bazie wódki, z którą to dobrych wspomnień raczej nie miewała. Nawet nie miała siły kokietować barmana, choć ten po tylu jej wizytach zwykł już do swoistej nienachalnej nachalności blondynki. Lawirowała na pograniczu dobrego smaku niby to podrywając, a jednak niekoniecznie, niby to sugerując wprost kolację i śniadanie jutro, a niby pozostawiając stopę na bezpiecznym gruncie. Wzdychając przeciągle poprosiła mężczyznę stojącego za barem o popilnowanie jej drinka by nikt jej niczego nie dosypał. Zanim jednak oddaliła się od lady zmieniła zdanie i pochwyciła szklankę ze sobą w drogę wprost do wyjścia z klubu. Na wszelki wypadek. Chciała wrażeń, ale niekoniecznie tych zabarwionych czarną mgłą tabletek niewiadomego pochodzenia.
Podwórko klubu powitało ją tradycyjnym, styczniowym chłodem, który uparcie wdzierał się za pazuchę skórzanej kurtki. Już dawno powinna się przerzucić ze starej ramoneski na zimową kurtkę z prawdziwego zdarzenia, ale zbyt wielbiła ten kawałek materiału. Odstawiła kieliszek na beczkę stojącą obok, która służyła za stolik na drinki i popielniczki. Wyszukała w lekko rozdartej kieszeni wymęczoną paczkę fajek i szybkim ruchem wsunęła jedną z nich w różowe usta. Cichy zgrzyt zapalniczki i szybkie zaciągnięcie się trzymanym między palcami papierosem. Nie powinna mieszać alkoholu z papierosami, ale nie powinna też robić wielu innych rzeczy, które już dawno zrobiła. Kto nie ryzykuje ten...nie wymiotuje do pobliskiego kosza? Nieważne, i tak nic nie miało aktualnie większego sensu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4

Jin czasami miał takie dni, że żałował jednej rzeczy, mianowicie braku możliwości utrzymania się tylko z jednej rzeczy - hakerstwa. Ciekaw był, czy jego interes w ogóle nieco wypłynie na większe horyzonty, czy wręcz przeciwnie, a w związku z tym, koniec. Koniec swojej małej działalności gospodarczej. Dlaczego w ogóle żałował? Bo gdyby zbierał kokosy za hackowanie, rzuciłby pracę dla gazety. Niby jeszcze dodatkowo pomagał dobremu koleżce w zakładzie pogrzebowym, dlatego z tego by raczej nie zrezygnował. Blake był dla niego niczym starszy brat i nie zamierzał go zostawiać z interesem, jakie kręciło się wokół pochówku zmarłych. No ale wracając do sedna, dlaczego w ogóle nachodziły chłopaka takie żale związane z miejscem pracy? Ano dlatego, że relacje z jednym z pracowników miał niezbyt dobre. I to odkąd Tae zajął swoje stanowisko w firmie (od pierwszego dnia).
Tego dnia właśnie doświadczył tej "wielkiej" dobroci w postaci wydarcia mordy twarzy przy innych pracownikach, bo jaśnie pan miał wąty o to, że Jin za wolno usuwał błąd na stronie, którego nawet nie spowodował. Oczami wyobraźni widział, jak wstaje z miejsca i każe zrobić to (naprawić ten błąd) samemu, bo on nie będzie marnował tu czasu, lecz domyślał się, że gdyby postąpił tak w realu, najprawdopodobniej musiałby szukać nowego miejsca pracy, lub utrzymywać się z tych dwóch dodatkowych, aktulnie wykonywanych. Z ogromną chęcią zostałby testerem gier, ale jakoś nie widział ogłoszeń na takowe stanowisko. Aż westchnął, idąc gdzieś przed siebie. Tak, dokładnie. Szedł przed siebie, ponieważ do domu nie chciało mu się wracać, a po drugie noc jeszcze była młoda. Los chciał, żeby maszerując, minął klub. Wpierw zwyczajnie go minął, ale niespodziewanie zrobił tyłzwrot i w następnej chwili, można go było zobaczyć przy barze. Czy ostatnio nie przesadzał zbytnio z alkoholem? Przecież wcale nie piłem ostatnio za dużo. Zresztą mogę, bo chcę odpocząć. pomyślał, czekając na mocnego drina. Fakt, był on mocny, gdyz po czterech pięciu łykach czuł się...weselej. Nagle naszła go straszna ochota na fajkę, więc ze szklaneczką (oczywiście zdążył zamówić znowu to samo) w dłoni, wyszedł na zewnątrz. Dostrzegłszy dziewczynę, podszedł do niej.
- Pożyczysz ognia? - zapytał bez przywitania. - Chyba zapomniałem zapalniczki. - westchnął. Wcześniej nawet specjalnie dłońmi posprawdzał kieszonki.
- Chyba Ci zimno huh... - po tych słowach, zdjął swoją kurtkę (tak, założył ją przed wyjściem) i nałożył na ramiona dziewczyny. Na trzeźwo zapewne musiałby pomyśleć, czy faktycznie jest gotów na taki uczynek, ale po procentach działał raczej bez ogródek, co oznacza, był bardziej...otwarty.
- Niech już będzie lato. Tęsknie za ciepłymi dniami. - mówił szczerze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaciągnęła się mocniej trzymanym między zaróżowionymi ustami papierosem. Dym łaskotał podniebienie i atakował płuca niby to delikatnie je otulając, a tak naprawdę mając zamiar wyniszczyć je do cna. Głupi nawyk. Wyuczony od Los wie kogo. Prawdopodobnie od jakiegoś ucznia w szkole, który na przerwie podsunął jej ręcznie zwijany rulon z pytaniem tchórzysz? Liane w pragnieniu zaimponowania rówieśnikom zaciągnęła się z całej siły i równie szybko wykaszlała cały dym ledwo łapiąc oddech. Dopiero z czasem przyszło wyczucie, umiejętność dawkowania śmiertelnego dymu na tyle by nie ranić sobie gardła. Nie myślała zbyt wiele o swoim uzależnieniu. Pojawiały się dni, kiedy to faktycznie chciała rzucić, ale zazwyczaj właśnie na chęciach się kończyło. Słomiany zapał, który przebijał się często w innych aspektach jej życia. Jedynie w jednym pozostawała nienagannie wytrwała- w uwielbieniu do tej, co już odeszła. Do tej, z którą kontakt utracony. Choć teraz odnowiony, na nic się to nie zdawało, bo Morgan zupełnie jej nie pamiętała. Wypadek odebrał jej pamięć, a co za tym idzie wszelkie ich wspólne wspomnienia i... Uczucia, którymi się darzyły. W tym momencie jej miłość pozostawała całkowicie jednostronna. A ona...
Zanim zdążyła dokończyć myśl czyjś głos się wciął i całkowicie rozmył wszystko co kotłowało się w jej umyśle.
- Tak, jasne. - rzuciła od niechcenia wyciągając z kurtki starą zapalniczkę zippo, którą ukradła niegdyś swojemu ojcu. Ojcu, który teraz nie chciał mieć z nią najmniejszego kontaktu. Dzięki temu zapalniczka pozostawała jej na zawsze. Zanim zdążyła odebrać z powrotem swój ogień na jej ramionach znikąd pojawiła się kurtka należąca do właściciela głosu. Z początku zdziwiona bezogródkowemu podejściu mężczyzny spojrzała na niego z konsternacją, jednak po chwili te uczucia ustąpiły dając miejsce obojętność. Wzruszyła ramionami zupełnie jakby ten gest nie robił na niej wrażenia.-Nie żal ci kurtki na obcą dziewczynę? - zapytała wprost patrząc w oczy nieznajomego. Zaciągnęła się ponownie papierosem tylko po to by posmak dymu za chwilę zabić słodkim smakiem kolorowego drinka. - O tak, brakuje mi wracania nocami w samej sukience. Zima zabija we mnie ochotę na cokolwiek. Hibernacja umysłowa.-wzruszyła ponownie ramionami jak gdyby nigdy nic. Naciągnęła kurtkę mężczyzny bardziej na siebie, a dłoń, w której nie trzymała papierosa schowała głęboko w kieszeń. Na język szły wszystkie teksty związane z rozgrzewaniem się nawzajem, ale na tym wstępnym etapie postanowiła się ugryźć i nic nie mówić. Zobaczymy, czy jej słowa padłyby w ogóle na podatny grunt

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Muzyka z klubu rozchodziła się tak, że spokojnie można było ją usłyszeć na zewnątrz, a nieświadomy Jin od czasu do czasu poruszał głową do rytmu. Właśnie leciał hit wakacji 2011 i przed oczami Tae wspomnienia z tamtego okresu zaczęły robić projekcję, niczym prezentacja wykonana w programie PowerPoint, albo wyświetlanie filmu przez rzutnik. Wtedy jeszcze mieszkał w Korei, a wakacje spędzał w kilku miejscach. Ta piosenka akurat kojarzyła mu się z pływaniem w basenie, oglądaniem kreskówek oraz podziwianiem gwiazd nocą. Czasami chętnie użyłby maszyny czasu, aby właśnie ponownie przeżyć różne sytuacje z przeszłości. Wiedział, że przeszłość go ukształtowała, ponieważ to (zdaniem Jina), dotyczyło każdego, to znaczy, każdy wynosił coś z przeszłości na podstawie przeróżnych doświadczeń. Nagle z zamyślenia wrócił do rzeczywistości, dzięki słowom nieznajomej dziewczyny.
- Dzięki - rzucił krótko, ale w gratisie otrzymała jeden z jego uśmiechów. Zaraz potem, wykorzystał otrzymaną zapalniczkę, aby podpalić papierosa, który wcześniej włożył do ust. Dawno nie palił, to musiał przyznać. Jin palił zazwyczaj dla towarzystwa albo gdy był bardzo wkurwiony. Tym razem niby wszystko było okej, lecz wyjątkowo naszła go ochota na szluga. To pewnie wina alkoholu. Tak sobie tłumaczył.
- Ani trochę. Wolę ją poświęcić, niż jeżeli Ty masz poświęcić zdrowie i wylądować w łóżku z katarem i gorączką. - stwierdził, wzruszając ramionami. Plus sądził, że wkrótce będą znajomymi i nie z przodu zniknie, niczym śnieg, gdy temperatura była na plusie.
- Czasami zazdroszczę niedźwiedziom, które podczas zimy udają się w sen zimowy, a wstają dopiero na wiosnę. - serio, chętnie przespałby cały ten zimowy okres. Po tych słowach wypuścił dym papierosowy przed siebie.
- Na szczęście istnieją kaloryfery, które dają ogrzewanie...no i alkohol. - odparł, bo przecież procentowe trunki również powodowały, iż człowiekowi zaraz było cieplej i miał ochotę zdjąć kilka warstw ubioru.
- Jeśli wolno mi spytać...wyjeżdżałaś gdzieś podczas tej zimy? - zapytał z czystej ciekawości, bo przecież doskonale wiemy, że czasami ludzie wyjeżdżali w góry, aby pojeździć na snowboardzie lub na nartach. On sam stanowczo wolał narty.
Chłopak zaciągnął się papierosem i spojrzał przed siebie. Dostrzegł, iż ludzie z klubu również wychodzili na szluga, kiedy inni wchodzili do środka. Niezła wymiana.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Muzyka z klubu rozchodziła się echem po podwórzu pełnym podpitych mężczyzn i kokieteryjnych kobiet w krótkich sukienkach, pod które wkradał się powiew zimnego, styczniowego wiatru. W jej głowie powoli zaczynało huczeć od ilości wypitych kolorowych drinków. Tak łatwo przychodziło zapominanie, tak łatwo wchodziło płynne zapomnienie. Dźwięki kolejnych piosenek uderzały powolnie w bębenki słuchowe. Nie wracały żadne wspomnienia bliżej czy dalej spokrewnione z utworami. W głowie Liane panowała zupełna pustka, która gdyby nie wypity alkohol, byłaby całkowicie niezmącona. Zamiast tego czuła jakby ta przeogromna pustka kręciła się w koło wywołując tylko nieprzyjemne zawroty głowy wzmacniane tylko wdychanym do płuc tytoniem. Zaciągnęła się jeszcze raz papierosem obserwując jak końcówka się powoli spala i przybliża się do filtra trzymanego między ustami.
Kiwnęła jedynie głową na krótkie dzięki, które usłyszała od nieznajomego i szybkim ruchem schowała zapalniczkę do kieszeni. Miała przedziwne uwielbienie do zapalniczek przez co w jej mieszkaniu roiło się od nich. Z czego większość już dawno była wypalona, ale to jej absolutnie w niczym nie przeszkadzało. Palcem poruszała po kamieniach w zapalniczce bawiąc się nią. Kolejne zaciągnięcie się do płuc i szybkie wydmuchanie szarego dymu na zimne powietrze.
-Doceniam. Przynajmniej ktoś dba o moje zdrowie, kiedy ja tego nie robię.-wzruszyła ramionami i poprawiła narzuconą jej kurtkę. Faktycznie zaczynało jej się robić cieplej niż w starej, wysłużonej skórze.
-Ja czasami mam wrażenie, że też zapadam w taki sen. Zima to okres absolutnego letargu, mam wrażenie, że na zimę jesteśmy trochę innymi ludźmi. - Zawsze na papierosie w środku imprezy nachodziły ją przemyślenia, które brzmiały jak wyjęte z książek filozoficznych. Jednak coś w tym było, kiedy drzewa zakrywał biały puch, a przez uchylone okiennice wkradał się styczniowy chłód ludzie zamieniali się w wydmuszki samych siebie by odzyskać siłę na nowo dopiero na wiosnę. Liane sięgnęła po kieliszek stojący na beczce i wypiła kolejny łyk drinka pozwalając alkoholowi mieszać się z tytoniem.
-Przez ostatnie pół roku byłam we Francji, w domu rodzinnym, bo mój ojciec był chory. Wróciłam niedawno do Seattle.- nie wdawała się w zbędne szczegóły tego ile przecierpiała podczas pobytu w domu, ani w to, że domem już tego miejsca nazwać nie mogła. -A ty? Byłeś gdzieś?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jin widząc niektóre dziewczyny, zastanawiał się, czy aby przypadkiem nie było im zimno. Chociaż pewnie po dragach oraz alkoholu, było im wręcz bardzo ciepło. Nagle do głowy Tae wtargnęła pewna myśl, mianowicie, czy z tego klubu byli wywożeni ludzie albo inaczej, czy istniała tutaj szajka, której zadaniem było otumanienie młodych, aby je potem wywieźć do burdeli za granicą. Ostatnio nawet oglądał o tym program i nie wyobrażał sobie, co porwani ludzie muszą czuć. One pewnie nigdy nie zniknął. po tej myśli, westchnął cicho.
- Dlaczego nie zależy Ci na zdrowiu? Znaczy wiesz, jeśli wolisz to zostawić dla siebie, zrozumiem. - może i miał procenty we krwi, ale gdzieś tam z tyłu głowy znajdowała się świadomość, mówiąca mu, że przecież dopiero co zaczął gadać z dziewczyną, więc niech nie liczy, na szczególne uzewnętrznianie. Chyba że za dużo wypiła, tylko nie było tego aż tak widać.
- Zgadzam się z tym, co powiedziałaś. To pewnie przez brak słońca takiego, jakie jest podczas wiosny albo lata. - eh, lato...naprawdę za nim tęsknił. Chciał pójść, usiąść na ciepłym piasku, a potem popływać w morzu. Już przebierał nogami, gdy myślał o fakcie, iż wkrótce znowu będzie mógł poserfować.
- Sen jest dobry i potrzebny. - dodał po chwili z uśmiechem. On uwielbiał spać i gdyby zaliczało się do dyscypliny sportowej, z której organizowane były zawody, na pewno zająłby wysokie miejsce. Serio. Kiedy akurat mógł odespać ciężki tydzień, potrafił spać praktycznie cały dzień, dopóki ktoś go nie obudził.
- A już lepiej z Twoim ojcem? - zapytał. Czy ja przypadkiem nie przesadzam z ilością pytań? Czy powinienem przestać tak wypytywać?
- Nigdzie nie wyjeżdżałem. Siedziałem w Seattle i pracowałem. Ze dwa razy może wyjechałem poza miasto, ale to nic szczególnego. - wzruszył ramionami, przypominając sobie nocne wypady, aby odpocząć samemu od zgiełku miasta. Od czasu do czasu każdy potrzebował naładować bateryjki, szczególnie, po intensywnym okresie.
- Palimy jeszcze po jednym czy wracamy do środka? - pytał, ponieważ jego papieros już praktycznie się kończył. Zostało mu może na co najmniej dwa zaciągnięcia. Wrócą, potańczą, a potem najwyżej znowu wyjdą, aby zapalić szluga.
- O, dobrą nutę puścili. - aż zaczął gibać się z fajką w buzi, do tego dawno niesłyszanego utworu. Pewnie wyglądał ciut komicznie, lecz miał to w całkowitym poważaniu.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

#29

Halloween zbiegło się z jej spotkaniem z Rino, które namieszało jej ponownie w głowie. Czuła się zatem fatalnie z wspomnieniem wyrazu twarzy byłego faceta, tym jak na nią patrzył, wyrazem jego smutnych, zranionych oczu na jej widok. Nie mogła o tym zapomnieć, nawet gdy szykowała się na przebieraną imprezę Halloweenową organizowaną przez klub nocny Neighbours z Indianą. Nie mogła wystawić koleżanki, bo ostatnio i tak miały dla siebie mniej czasu, bo przecież Rosalie początkowo nie mogła się oderwać od Rino, a Indiana też miała swojego mężczyznę i swoje życie. Wyciągnęła z szafy to lateksowe przebranie kobiety kota, wcisnęła się w nie i zapięła. Wyglądała w nim niezwykle seksownie, opinało ono i podkreślało jej najlepsze kształty jakie miała. Miał już doczepiony ogon, musiała tylko założyć kocie uszy na głowę i zrobić makijaż. I prawie się przy nim popłakała bo zdała sobie właśnie sprawę z tego, że to podczas jednego z takich wyjść do klubu potańczyć za dużo wypiła i poznała na parkiecie jakiegoś chłopaka w zbliżonym do niej wieku i przez tę złość na Rino i ogółem całą frustrację poddała się chwili i zdradziła go z tym nieznajomym, z którym to nigdy nie utrzymywała potem kontaktu. Teraz jednak będzie się pilnować, powie Indianie by ta ją pilnowała w razie czego, bo mimo tego że nie była już w związku to nie chciała popełniać więcej błędów i pójść do łóżka z przypadkowym facetem, bo kochała Rino. Wreszcie się przyszykowała, choć z bólem serca i wybrała się na miejsce, gdzie umówiła się z Indianą.
- Wow, nie poznałam cię! Świetnie wyglądasz w tym przebraniu! - powiedziała zaskoczona, gdy tamta do niej podeszła, bo naprawdę początkowo jej w takim wydaniu nie poznała. A to oznaczało tylko jedno, że Indiana wkrótce będzie bogata.

autor

dreamy seattle

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

14.

Halloween było jednym z jej ulubionych dni odkąd tylko sięgała pamięcią: w dzieciństwie, bo zawsze dostawała mnóstwo słodyczy (możliwe nawet, że wraz ze swoją siostrą, dostawały ich więcej niż inne dzieciaki, bo przecież takie małe bliźniaczki w identycznych strojach były absolutnie przeurocze w oczach sąsiadów); zaś w późniejszych latach: bo mogła wciąż poczuć się jak dziecko, nawet wtedy, kiedy już dawno nim nie była, o czym najlepiej świadczyły niejednokrotnie odważne stroje, na jakie pozwalała sobie w myśl zasady, którą kierowały się "Wredne dziewczyny". Indy bowiem uwielbiała się przebierać, i uwielbiała imprezy, a właśnie te dwie rzeczy kojarzyły się ze świętem duchów. Te, oraz horrory i inne strachy - być może dlatego Halsworth wybierała zazwyczaj imprezy w głośnych klubach zamiast upiornych wieczorków, jakie organizowali czasem jej znajomi: bo zamiast się bać, wolała się po prostu dobrze bawić. I taki był również jej plan na dzisiejszy, babski wieczór. Nie sądziła, aby Connor był zwolennikiem przebierania się, więc nawet nie próbowała go do tego namawiać; chętnie przystając natomiast na propozycję wspólnego wyjścia wraz z Rosalie. Jedynym problemem pozostawiał kostium, i chociaż pomysłów ciemnowłosa miała kilka, to ostatecznie uznała, że jako mężatce dziewczynie pozostającej w oficjalnym związku, nie wypadało jej pokazywać się w stroju niegrzecznej zakonnicy, a z kolei z drugiego pomysłu musiała zrezygnować, kiedy Rose poinformowała ją, że zamierza wystąpić w kostiumie Kobiety-Kot - bo nawet gdyby miały wcielić się w postać z różnych filmów (w przypadku Indy byłaby to oczywiście kreacja Michelle Pfeiffer z "Powrotu Batmana", którą absolutnie w tej roli uwielbiała), to wciąż byłoby to nie za ciekawe. Ostatecznie Halsworth poszła więc trochę na łatwiznę, decydując się na zostanie Mią Wallace z "Pulp Fiction". Jeśli zatem była tego wieczoru nierozpoznawalna, to zapewne dzięki charakterystycznej, czarnej peruce z grzywką, jaką dopełniła strój złożony z nudnej prostej, białej koszuli oraz czarnych spodni - takich, jakie grana przez Umę Thurman postać miała na swojej randce z Vincentem Vega. Tylko że dzisiaj - miała randkę z samą Kobietą-Kot! - Serio? Ja za to wszędzie rozpoznałabym tę figurę - zawyrokowała ze śmiechem, kiedy panna Hepburn dołączyła do niej na miejscu; przy okazji dorzucając niewybredny komplement odnośnie szczupłej figury koleżanki, bo któż miał ją chwalić, jeśli nie ona? Faceci nie byli im dzisiaj do niczego potrzebni. - Ty też super wyglądasz, totalnie wybaczam ci, że ukradłaś mi pomysł na przebranie - dodała wesoło, łapiąc ją za rękę, by pociągnąć ją przez roztańczony tłum w kierunku baru. - Napijemy się? Masz większe szanse na to, że barman zauważy cię w tym tłumie, bo ja chyba jestem dzisiaj niewidzialna - nie było żadną tajemnicą, że seksowna kocica skuteczniej przykuwała uwagę, ale Indianie ani trochę brak owej atencji nie przeszkadzał. Nie przyszła tu nikogo podrywać, a dobrze się bawić w towarzystwie koleżanki, zresztą - znacznie bardziej od bycia obiektem zainteresowania obcych facetów w klubie wolała fakt, że w domu miała własnego mężczyznę, co było doprawdy miłą odmianą od życia wiecznej singielki i Indy nie zamieniłaby tego stanu rzeczy na nic innego.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Genesee”