WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

Emmanuelle vel „szatański pomiot”? E-ej, no chwilę. Na jej miejscu też byłbym o-obrażony na świat, z takim imieniem. Albo chociaż na rodziców. – Zaśmiał się. Szczerze mówiąc – imię, samo w sobie, nie było tym, co w pokrótce sprzedanej mu historyjce mierziło najdotkliwiej. Po dziś dzień – regularnie dość – zdarzało mu się powracać myślami do rzeczywistości szkolnej; a wraz z nią wszystkich tych rówieśniczych utarczek. Niezależnie od tego jaki kaliber konfliktu łączył (czy też raczej dzielił) Kath z Emmą – i tak odczuwał względem towarzyszącej mu dziewczyny nieokreślony pokład empatii i zrozumienia. – Idąc tym tokiem my-myślowym, zmieniam zdanie. Znajdziemy Emmanuelli jeszcze d-dwóch kumpli, żeby miała towarzystwo – koniecznie Ralph i Gavin… – Przedstawił szatynce swoich nastoletnich oprawców. – … a potem spalimy całą trójkę n-na stosie. W ramach zasłużonego, chociaż trochę… spóźnionego odwetu – rzucił, żartem próbując przegadać licealne traumy.

Ojciec to ze mnie byłby żaden, ale słu-słuchaj, psa mam. I ja aaabsolutnie rozumiem, co masz na myśli, wbrew pozorom. T-ty się tu nakupujesz jakichś zabawek za naście dolców, a ten śmierdziel… o p-psie mówię cały czas, żeby n-nie było – i tak sobie upatrzy jakąś starą skarpetę. T-to… w sensie… t-trochę jak z t-tą lalką, n-nie? – Westchnął ciężko, nie dowierzając we własny popis elokwencji i wyczucia. Oj, ostatnie braki w życiu towarzyskim dawały się we znaki. Nie, żeby kiedykolwiek miał się czym chwalić. Festiwal porażki – niech trwa! – Czy m-możemy udawać, że wcale nie porównałem właśnie twojej c-córki do psa? Su-super, cudownie, dz-dzięki. P-po prostu traktuję go jak członka rodziny i… sama rozumiesz. – Zaśmiał się nerwowo, krok robiąc w stronę co bardziej interesujących stoisk.

Cały ten czas zerkał na Wheterby, przytakując jej regularnie – łbem kiwał twierdząco, innym razem pomrukiwał wszelkie „mhm-mhm” i „acha!”; co na płaszczyźnie fatycznej przysłużyć miało się aktywnemu podtrzymywaniu rozmowy.

W zasadzie… czemu nie.Czemu nie, Everett? No, proszę bardzo, powód pierwszy z brzegu, dla którego powinieneś wstrzymać się przed rzucaniem obietnic lekką ręką (tych, w szczególności, które uwzględniają wydawanie pieniędzy na uciechy znajdujące się daleko poza definicją „pierwszej potrzeby”). Nie stać cię. Ot, logika cała, prawda nie tyle objawiona, co – niestety – boleśnie dobitna i uświadamiana za każdym razem, kiedy do głowy przyjdzie w portfel zerknąć lub, co gorsza – na konto zajrzeć. W tym rzecz tylko, że Bastian od zawsze dawał ponieść się chwili i rzadko kiedy, znalazłszy się już na fali rozmowy – potrafił na sprawy zerknąć z nieco trzeźwiejszej (rozsądnej) perspektywy. – P-pewnie, chętnie wpadnę. Nie obiecuję tylko, że w ferworze zachwytu nie wykupię połowy t-twojego asortymentu. W sensie… asortymentu twojego sklepu. N-no, wiesz o co mi chodzi. O, patrz, tam mają ręcznie malowane zastawy. Jaaaki czad, chodź! Co myślisz? N-nada się?

autor

rezz

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Stara zasada mówi: Nawet nie wiesz, ile osób ci zaszło za skórę, do momentu aż nie próbujesz wybrać imienia dla swojego dziecka. I coś w tym było, bo słabo tak nazywać córkę imieniem lafiryndy Joyce, która odbiła pierwszego chłopaka w podstawówce. Albo syna nazwać Dave, mimo że w liceum umówił się z tobą tylko dlatego, że założył się z kolegami. Przykładów było mnóstwo, a jako że w procesie wyboru imienia zazwyczaj brali oboje rodzice, to tych niechcianych imion się robiło dwa razy więcej! -No co ty, piękne imię! Takie francuskie, dostojne. Idealnie pasujące do porcelanowej laleczki-zauważyła. Cóż, pasowałoby, gdyby nie właścicielka z piekła rodem. Brunetka tylko zaśmiała się, jako niema zgoda na spalenie na stosu, niczym wiedźmy z lat średniowiecza (a może późniejszych?).
Gdy Bastian powiedział coś o śmierdzielu, to już miała się oburzyć, bo co jak co, ale ona tak córki nie da nazwać. Z resztą, z dziećmi jak i rodzeństwem: obrażać można tylko samemu, inni nie mogą tego robić pod groźbą obrażenia się.-A nie ma problemu. Kilkuletnie dzieci mają wiele wspólnego z czworonogiem-uspokoiła go, kładąc delikatnie dłoń na jego przedramieniu. Opowiedziana historia idealnie nadawała się do potwierdzenia słów kobiety i nie ma co się obrażać, że psa traktuje się jak członka rodziny. Katherine nie była aż tak sztywna!
Nie ma co się bać o pieniądze. Wheaterby totalnie nie czuła wagi, ani ważności takich komiksów i po znajomości pewnie policzy mu naprawdę po śmiesznej kwocie. Jego matka też jej dawała rabaty, czy inne oferty po znajomości, nie wypadało się nie zachować w dokładnie taki sam sposób!
-Jak wykupisz, będę mogła ponownie wybrać się na targi staroci-puściła mu oczko, bo nie oszukujmy się, dla kobiety to był najciekawszy aspekt swojej pracy. Chyba gen zakupoholiczki był zadowolony, gdy kupowała do sklepu, a nie tylko dla siebie.
-O proszę, tego nie jeszcze nie widziałam!-stwierdziła, podchodząc do stoiska. Takie miejsca z reguły były mieszanką staroci i rękodzieła, a to, co rodziło się ludziom w głowach było naprawdę niesamowite.

autor

B.

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

Wszystko się zmienia. I współczesne wiedźmy już nie z cudzej inicjatywy, na stosie – ale w procesie samospalania (lub też wypalenia – zawodowego, najczęściej; bo w tych czasach to niewdzięczna robota, w gruncie rzeczy) w popiół się obracają. Poczekać wystarczy, same się, prędzej czy później, wykończą – choć na dno nie omieszkają pociągnąć za sobą każdego, kto wszedł z nimi w życiowe konszachty. Albo – inaczej jeszcze – tak po prostu wpadł na nie, nie mając pojęcia, że łatwiej byłoby samego Diabła wykiwać na jego własnym cyrografie.
Odetchnął z ulgą (i nawet wykwit rumieńca na policzkach dał się opanować w porę) – mniej więcej w tej chwili, w którym dotarło do niego, że i tym razem (jakimś tylko cudem) jego niewyparzony język nie wywoła przypadkowej wojny. Niestety – Everett nie raz zdążył już zasłynąć z tendencji do zbyt pochopnego wypluwania z siebie słów. Potem pozostawało już tylko – w najlepszym razie – oczami zaświecić w naiwnym wybłagiwaniu przebaczenia.
A-aha! No, t-to trzeba by-było od razu mówić, że po prostu miejsce chcesz so-sobie zrobić na nowe graty. Pomogę z przyjemnością. – Zaśmiał się, kucając przed niską ławą. Osunąwszy okulary z nosa – oparte teraz na jego grzbiecie, naprzemiennie przyglądał się wskazanej wcześniej zastawie – i dziewczynie. Lubił obserwować ludzi pochłoniętych swoją pasją; to, jak w subtelny sposób zmieniała się ich twarz – ten ledwie widoczny błysk entuzjazmu rozogniający czerń źrenic.

Do momentu, w którym nieco starszy mężczyzna nie wtrącił się w rozmowę – dopytując o ich ewentualne zainteresowanie zakupem, zapewniając, że to porcelana jedyna w swoim rodzaju; chińska, najpewniej – na domiar wszystkiego sprowadzona przed dekadami do jego rodzinnego domu, i że to okazja jedyna w swoim rodzaju. Everett wprawdzie samym przytakiwaniem zdradzał swój absolutny brak wiedzy w tym temacie; ale przecież nie w jego roli było rzucanie eksperckimi spostrzeżeniami. U boku Katharine włóczył się głównie dla dotrzymania wątpliwej jakości towarzystwa i spełnienia matczynej prośby.
M-myślisz, że się nada? Słuchaj, przejdźmy się jeszcze, wy-wybierzmy coś, ładujemy na samochód i chyba można b-byłoby się powoli zbierać… Agatha pewnie m-ma już gotowe trzy różne w-wersje tego twojego zamówienia.
Wznosząc się do pionu, Bastian omal nie strącił jednej z filiżanek znajdujących się w prezentowanym im zestawie. Zacisnął więc usta w wąskiej linii – i uciekł wzrokiem przed złowrogo łypiącym na niego właścicielem stoiska. O, proszę, jak się przejaśnia!

autor

rezz

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Widać również bycie wiedźmą było ciężkie i nieopłacalne. Nie bójmy się tego powiedzieć, chyba każdy zawód, w którym człowiek miał kontakt z drugim człowiekiem. Bo czary wiedźm chyba nie działają na odległość, prawda? Z resztą, nie łudźmy się, że Katherine wie cokolwiek na temat magii, przesądów, klątw i tak dalej. Najprędzej wie coś o babie jadze, co więziła dzieci w domku z piernika... Czy jakoś tak, treść bajek mogła się jej mylić, czytała ich tak wiele w ostatnich latach. I nie tylko nowych, nowoczesnych, postępowych, ale także różne stare, które bardziej lub mniej przez przypadek trafiły jej w ręce. A w przeszłości różne dziwne treści ukrywano w książeczkach dla dzieci...
To wszystko zależy od kontekstu. I dystansu do siebie i bliskich, który się miało, albo się nie miało. Nie było tutaj naprawdę żadnego problemu, bo porównanie było nie dość, że wytłumaczalne, to jeszcze w zupełności trafione. Niezależnie od tego, ile nóg/łap miało dane dziecko, każde potrafiło być niewdzięczne i nie doceniać prezentów, przy których rodzice się naprawdę starali.
-Ruch w interesie musi być!-zaśmiała się. No wiadomo, że trochę w tym było prawdy, trochę chciała zrobić ruch w interesie, a po drugie naprawdę sądziła, że Bastian doceni to znacznie bardziej, niż ona to robiła, wpychając kosz z komiksami na dolną półkę.
Przejście pomiędzy alejkami oczywiście skończyło się tym, że parę drobiazgów znalazło drogę do torby Katherine, a nawet jedna do worka, który z dumą, lub bez niej -dowolnie, efekt był taki sam, dzierżył zakup, jako że to brunetka bardziej myszkowała na straganach i stołach poszczególnych sprzedających.
-Nie rozpoznaje sygnatury, a chińska porcelana z reguły nie jest unikatowa, ale jest ładna-powiedziała cichaczem, aby sprzedający tego nie usłyszał. Po latach potrafiła już wiele sama ocenić, nie musząc wierzyć w każde słowo sprzedającego.-Może jakby to był zestaw dla sześciu osób, to bym się zdecydowała-rzuciła do starszego mężczyzny, uśmiechając się z wdzięcznością, -Myślę, że możemy się zbierać. Tylko wróćmy jeszcze na to pierwsze stoisko. Tamten stary zegar jednak woła mnie po imieniu-przyznała się, nieco speszona, że interesuje się takimi głupotami.

autor

B.

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

Bajki? Och, o bajkach można byłoby długo! I chyba w towarzystwie, w jakim się znaleźli, również. Bo kiedy Bastian Everett patrzył na Katharine – kiedy słuchał jej, ślizgając się po powierzchni kierowanych w jego stronę, upakowanych w błyszczący celofanik słów, przemyśleń, perypetii i doświadczeń – i kiedy też przyglądał się z wolna rysowanych konturom kobiecej prezencji (w znaczeniu wielce ogólnym), wydawało mu się, że – faktycznie – życie jej jest… „jak z bajki”.
Może rolę odegrały tu wałkowane wiecznie baśnie i opowieści morałem podszyte, puentą jakąś, dziecku – na życzenie – na dobry sen przekazaną w tonacji matczynego głosu. Może tak właśnie człowiek buduje swoje wymarzone życie; zarażony lekturą z lekka idealistyczną, powróciwszy do korzeni prawd ujmujących w swojej prostocie. Może – właśnie tak – z nosem w bajkach, w książeczkach oprawianych kolorowo – pewnego dnia otwiera się przejście do innej, nieco bardziej idealnej, bajecznej rzeczywistości.
A może wystarczyło pracować ciężej. Oduczyć się chadzania ścieżkami, które zewsząd – same, głosem nie tyle ludzkim, co ludzkiemu uchu przeznaczonym – zagadywały, że skrótem wygodniej będzie. Co tam, wygodniej! Szybciej też i nigdy pod górkę! I to są właśnie bajki Bastiana; te, które samemu sobie się wciska, na przekór zdrowemu rozsądkowi. I wokół tego cały ambaras się toczył; że skoro owy przełaj nigdy pod górkę nie prowadził, to z górki – a z górki niedaleko już, żeby na dno upaść, po linii prostej.

Uśmiechnął się tak, jak uśmiecha się laik, mile przytłoczony nienachalnym popisem wiedzy. Uśmiechem niepewnym trochę, ale też bez oporów wychodzącym naprzeciw kobiecego doświadczenia. Ciekawskim, podkreślonym sugestywnym przekrzywieniem głowy – jakby to nie dorosły mężczyzna stał u jej boku, ale oczarowane przedstawieniem psisko. Nie pozostało mu nic innego, jak przytaknąć ostentacyjnie na wzmiankę o zegarze.
Tak mi się właśnie wydawało, że coś słyszę. – Zaśmiał się, zawracając zaraz w kierunku wskazanej przez dziewczynę ekspozycji.

Po dobiciu targu, Bastian razem z Katharine załadowali uszczknięte z kramików cuda na tyły samochodu. W drodze powrotnej nie omieszkał podpytać jej – kilkukrotnie (dla pewności!) – o dokładny adres, pod którym prowadziła swój sklep. Dotarłszy na miejsce, dziewczyna bez wątpienia zaproszona została przez Agathę na kawę. Albo… herbatę, parzoną w sposób wymyślny – techniką zasłyszaną od jednej z klientek.
Żegnając się z kobietami, Everett nie mógł odpędzić od siebie myśli – że dziwnie było wskoczyć na moment w bieg dawnego życia. Dziwnie, ale – na swój sposób… kojąco.

/zt x2

autor

rezz

ODPOWIEDZ

Wróć do „SoDo”