WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Liberto wychodziła z założenia, że jak jest dobre – to jest dobrze. Jak już coś się chrzani – to kurwa wszystko na raz.
To samo działo się przez ostatnie dni, w trakcie których połowicznie spakowała swoje bagaże gotowa uciec na południe kraju, do Kanady albo do Meksyku. Miała ogromny wybór poza miejscami, które powinna unikać, ale nadal pozostawała jej spora część lądów, gdzie mogłaby zacząć nowe życie.
Po raz kolejny, co mocno kuło ją między żebra. Bo przecież miała już życie. Nowe i całkiem przyjemne życie w Seattle. Miała pracę, mieszkanie dzielone ze współlokatorem, paru znajomych i nawet ex. Nie narzekała. Było lepiej niż wcześniej, dlatego zrezygnowanie z tego wszystkiego napawało ją niechęcią oraz goryczą, którą czuła w ustach.
Tę samą, gdy pięć lat temu bez mrugnięcia okiem skazała pewną kobietę na bliski kontakt z ochroniarzem w klubie w Bostonie. Wiedziała, że postąpiła źle, ale słusznie. Musiała to zrobić pewna, że jej szef szybko wyczuje smród, którym nazywał każdą akcję mającą na celu go okantować. Ucieczka jednej z jego dziewczyn również była tym smrodem, dlatego Vivian (a wtedy Pepermint) nie mogła dać mu powodów do podejrzeń. A bała się ich. Od kiedy do jej rąk trafiło zawiniątko pieniędzy, jeszcze bardziej niż na co dzień bała się o własne życie. Musiała więc pozbyć się Hale i „smrodu”, który ze sobą przyciągnęła.
Od tamtej pory nie widziała Lavy. Starała się też nie myśleć, jak brzydko ją potraktowała, bo w duchu wiedziała, że musiała to zrobić. Nie myślała też o kobiecie zbyt często, bo jakie istniało prawdopodobieństwo, że znów ją spotka? Zerowe.
A jednak..
Nie rozpoznała głosu w radiu, gdy jechała Uberem do domu. Przeglądała maile do redakcji, które przekierowywała dalej, gdy jej uwagę skupiła historia kobiety prowadzącej audycję. Z początku chciała to zignorować, lecz w im więcej szczegółów zagłębiała się nieznajoma, tym coraz to większe uczucie deja vu dopadało Vivian. Czy to możliwe, że kobieta po drugiej stronie była tą samą, dzięki której wyrwała się ze swego poprzedniego życia? Nie chciała w to wierzyć, lecz gdy prowadząca się pożegnała jednocześnie przedstawiając, Vivian zamarła i zadała sobie najważniejsze pytanie – po cholerę Hale o tym wszystkim opowiadała? Przecież to przekleństwo! Wystarczy, że usłyszy to nieodpowiednia osoba a obie będą miały przechlapane. Cóż, na pewno na początku to Lava będzie miała problemy, ale równie dobrze mogłaby potem pociągnąć za sobą Liberto.
Niech cię szlag, Hale!
Uprzednio sprawdzając, w jakich godzinach prowadzona była audycja Hale, pojawiła się tam przy kolejnej okazji. Nie czekała na zewnątrz. Korzystając z legitymacji pracownicy redakcji zapowiedziała dziewczynie w recepcji, że chciałaby spotkać się i pomówić z Lavą Hale. Nie była umówiona, ale kto odmówiłby spotkania z przedstawicielem tutejszej gazety? Nikt. Zwłaszcza, gdy w grę wchodził reportaż będący zarazem idealnym kłamstwem otwierającym Vivian wszystkie drzwi; przynajmniej te jedne do sali konferencyjnej, w której czekała na kobietę.
Nerwowo stukała obcasem o podłogę. Na zmianę siadała i wstawała nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Zaczęła więc spacerować po pomieszczeniu i gdy usłyszała otwierające się drzwi, nie dała Hale czasu na jakąkolwiek reakcję.
- Ty! – Wycelowała w nią palec. – Upadłaś na głowę, czy już z natury jesteś szalona?! – warknęła wściekle i podeszła do kobiety, która nawet po pięciu latach wyglądała cudownie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, bo Vivian nie miała czasu, żeby się jej przyjrzeć. – Po co opowiadałaś w radiu o tamtej sytuacji? Naszej sytuacji – sprecyzowała, bo przed tych parę dni, to była ich sytuacja.Przez taką lekkomyślność sprowadzisz na siebie kłopoty, a potem na mnie, bo.. cholera jasna! – Zabrakło jej słów. Była tak zła i przerażona, że nie potrafiła wyrazić tego, jak dokładnie się czuła. Nie dość, że były chłopak wpakował ją w jakieś cholerne gówno, to teraz Hale urządzała sobie wspominki z dawnych lat. – Czemu wszyscy chcecie zniszczyć mi życie? – jęknęła wcale nie oczekując odpowiedzi. Odeszła na parę kroków i ze zrezygnowaniem opadła na jedno z krzeseł przy długim stole. Położyła łokcie na blacie a głowę oparła na dłoniach patrząc w dół na jasny stół.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

#22
look
Po pięciu latach miała w pamięci sytuację, która tak bardzo wtedy dała jej do myślenia. Często wracała do wspomnień z tamtego wieczoru, analizując krok po kroku, co się właściwie wydarzyło. Nie była głupia i naiwna, wbrew pozorom nie dała się oszukać tancerce w nocnym klubie i chciała bardzo w tę taką wersję wydarzeń wierzyć. Znała ten chory świat aż za dobrze, jednak nie raz pragnęła, by za decyzjami niektórych ludzi stały prawdziwe i poważne problemy, które zmuszały ich do podejmowania danych decyzji. Historia jej rodzeństwa, rzeczy, które przeszli przed adopcją przez małżeństwo Hale, potwierdzało jedynie jej teorię, dodając śmiałości jej działaniom.
Jej praca polegała nie tylko na planowaniu playlisty i tematów do błahych rozmów. Chciała, by tematy przez nią poruszane docierały do całego Seattle, a nawet dalej, jeśli tylko ktoś słuchał jej audycji. Świadomie wykorzystywała poranną zmianę, kiedy większość osób słuchała jej w drodze do pracy, chcąc zaszczepić ludziom jakąś myśl i ideę, zostawić ich z czymś, o czym będą myśleć. Uwielbiała mówić o muzyce, zapraszać wykonawców na rozważania o ich sztuce, ale gdy tylko zyskała na tyle przychylności ze strony swojego wydawcy, zaczęła zapraszać ludzi, którzy poruszali prawdziwe problemy. To nie była pierwsza trudna rozmowa. Gościła u siebie wolontariuszkę ze schroniska dla zwierząt, aktywistów, prawników i ludzi, którzy chcieli rozmawiać o czymś.
To nie tak, że Hale chciała wykorzystać historię swoją oraz Pepermint do jakiejś błahej anegdotki, którą zamierzała rozbawić ludzi. Autentyczną historią, ale oczywiście ocenzurowaną na potrzeby programu, by nikt nie mógł rozpoznać Vivian, chciała zwrócić uwagę ludzi na to, jak wielkim problemem był handel ludźmi. Nie rozmawiała o tym samym, w studiu siedziała z nią kobieta z organizacji zajmującej się pomagającej osobom w podobnej do Liberto sytuacji. I choć Lava nie była w stu procentach pewna, czy ta sytuacja naprawdę była podobna, chciała by ten temat nie przepadł bez echa.
Nie spodziewała się, że Vivian usłyszy jej audycję, że okaże się, że jest aktualnie w Seattle i postanowi się z nią spotkać. Zaskoczenie malowało się na jej twarzy, kiedy ujrzała kobietę w sali konferencyjnej. – Peper… – mruknęła tylko, nie będąc w stanie dokończyć. – To drugie, zdecydowanie. – wyparowała, odpowiadając na jej pytanie niezbyt rozmyślnie, ale zgodnie z prawdą. O tym, że Lava była szalona, przecież sama się te kilka lat temu dowiedziała. – Chyba nie słuchałaś całej audycji. To nie były wspominki o przyjaciółce z dawnych lat. To realny problem, a ja wykorzystuję to, do czego udało mi się dojść, by pomóc takim… – takim jak ty. – osobom w podobnej sytuacji. – odparła, próbując jakoś z tego wybrnąć i wybronić swoją decyzję. – Nie powiedziałam nic, co mogłoby na ciebie i na mnie sprowadzić jakiekolwiek kłopoty. Każdy mógł się znaleźć w takiej sytuacji. Nie podałam żadnych imion, adresów, szczegółów… – przyglądała się jej intensywnie, krzyżując ręce na piersi. Może Vivian słyszała, to co chciała usłyszeć, a może tak bardzo się bała, że każde słowo wypowiedziane przez Hale na antenie, było według niej realnym zagrożeniem? Nie miała pojęcia, bo… Pepermint nie raczyła jej wyjaśnić swojej sytuacji, a kiedy pojawiła się, by jej pomóc, wyrzuciła ją z klubu.
– Co się dzieje? Co ty tu właściwie robisz? – mruknęła, również opadając na fotel, ale kilka miejsc dalej.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zastygła w jednej pozycji, a jednak drżała nie wyobrażając sobie powrotu do dawnego życia. Nie raz myślała o spotkanych wtedy osobach, o ludziach pilnujących całego interesu i o dzieciach przemycanych na przeróżne sposoby. Bywały wieczory, że śniła o nich koszmary lub sny, w których podejmowała te same złe decyzje. Złe dla innych, bo dla niej były one dobre. Dzięki temu przetrwała. Dzięki temu przeżyła, a później uwolniła się ze świata tak ogromnego, że dla przeciętnej osoby wydawało się to prawie niemożliwe. A jednak, to był masowy problem. Problem wielu społeczeństw a zwłaszcza tych najbiedniejszych, w których albo porywano młode dziewczyny albo płacono ich rodzicom. To świat, od którego Vivian uciekła i nie chciała do niego wracać.
Chciała za to bezpiecznego życia, które straciła parę dni temu przez durny prezent od swojego ex i bała się, że kolejny filar runie, gdy ktoś świadomy usłyszy audycję.
Wszystko o co walczyła przepadnie i nagle te wszystkie złe decyzje, wrócą do niej ze zdwojoną siłą, bo – karma to suka.
- Mieszkam tu – odpowiedziała niemrawo. – Od ponad czterech lat żyje w Seattle. Mam mieszkanie, pracę i.. – Zacisnęła wargi czując strach napływający do żołądka. Zaraz zwymiotuje.
Wdech i wydech. Wsunęła palce nieco bardziej w kręcone włosy, które przeczesała do tyłu i tuż po tym geście wzięła głęboki wdech prostując plecy.
Wreszcie z pełną determinacją spojrzała na Hale.
- To niebezpieczny świat Lava. Jeżeli zwęszą, że wiesz więcej.. że jakkolwiek im zagrażasz, to będzie po tobie. – Nie szczędziła słów i wcale nie przesadzała. Znała ich możliwości. Nieraz widziała to w klubie po godzinach, gdy wyrzucano wszystkich gości a tancerki miały patrzeć, jak rozprawiano się z niewygodnymi jednostkami. To był pokaz zastraszania i to z dobrym skutkiem. – Nie żartuje. Opowiedziałaś o czymś, czego inni robić nie powinni. Czego ty nie powinnaś zrobić i nie wiem jak, może cudem, udało się to wszystko zatuszować. – Przeżyć kolejne dni, kiedy Pepermint czekała aż szef coś zwęszy. Obserwowała go i czekała aż ją ukarze, lecz te dni nie nadeszły. Nie przyszła kara a na jej miejsce pojawiła się nadzieja, że być może tym razem uda się uciec. – A teraz opowiedziałaś światu o sytuacji, której powinni się wystrzegać. To, że tobie się udało.. że mi się udało. To jedynie fart. Jedna sytuacja na tysiące, podczas których ludziom robi się najgorsze rzeczy. Nie chcesz tego. Nie chcesz dawać im nadziei, skoro jedyne co ich czeka to śmierć. – Albo gorsze rzeczy. Śmierć w tym momencie byłaby ratunkiem.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Gdyby tylko wiedziała... Trzymałaby buzię cicho, nie rozmawiając na ten temat z nikim. Nie miała pojęcia, gdzie mieszkała Vivian, licząc na to, że uciekła do miejsca, gdzie zaczęła spokojne i bezpieczne życie. Fakt, dotarła na drugi koniec kraju, ale czy to dawało jej poczucie bezpieczeństwa? Znała ją jako Pepermint, teraz mogła mieć inną tożsamość, pracę, znajomych, trzymać się z daleka od szemranego półświatka.
– Okej. – mruknęła cicho i powoli pokiwała głową. Nie wiedziała dlaczego, ale po prostu nie spodziewała się jej spotkać akurat w Seattle. – Spokojnie… – mruknęła, przesiadając się o jedno krzesło bliżej niej i wlepiając w nią ciemne ślepia. Na jej czole pojawiła się głębsza zmarszczka, kiedy analizowała całą sytuację.
– Świat, tak czy siak, jest niebezpieczny. – przyznała szczerze. Vivian nie musiała jej o tym przypominać. Hale została niemal wychowana do tego, by pomagać innym. Jej rodzice – wzięci prawnicy, angażujący się walkę o prawa człowieka, od dziecka wpajali jej, jak ważne było życie drugiego człowieka. Oni o te życia walczyli, ona też zamierzała. I robiła to, jak umiała, a wydawało się jej, że wykorzystanie posady w radiu było dobrym pomysłem.
– Posłuchaj mnie… Pomogłam tobie i chcę pomóc też innym. Nie po to się w to angażuję, żeby teraz się na każdym kroku bać. Nie rzucam nazwiskami, nie podaję dokładnych miejsc, opowiadam niby zmyślone historie. – spojrzała na nią i opadła plecami na oparcie fotela. – Może to czas, żeby przestać tuszować takie rzeczy? Nikt z tym nic nie robi. Chciałam pomóc tylko organizacji zajmującej się przechwytywaniem transportów z ludźmi… żeby ludzi wiedzieli, że to jest realny problem, że takie rzeczy nie dzieją się w tylko w pieprzonych filmach. – przyznała, nerwowo stukając palcami o własne udo. Westchnęła głośno i pokręciła głową, jakby nie wierzyła w to, że naprawdę prowadzą taką rozmowę.
– Może należało, chociaż wspomnieć mi o tym, co się tam działo i jak ważne jest to, żeby nikt się o tym nie dowiedział, zamiast nasyłać na mnie ochronę, żeby wyrzuciła mnie z klubu, co Pepermint? Czy jak ty się właściwie nazywasz. – pochyliła się w jej stronę, wzdychając ciężko.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Wy wszyscy zbawiciele świata.. – jęknęła z politowaniem, bo ile to razy słyszała podobne rzeczy? Tak naprawdę nie chciała nawet wierzyć Hale, gdy ta stwierdziła, że jej pomoże. Nawet gdy przyniosła pieniądze Pepermint nie była pewna, czy to nie podpucha. Nie wierzyła, bo widziała już wiele przypadków, gdy dziewczyny próbowały uciec, uwolnić się lub oddawały romansowi z klientem, który coś naobiecywał, a potem znikał, bo przecież miał normalne życie, może nawet żonę i dzieci. Mógł być nawet samotny a i tak przepadał jak kamień w wodę zostawiając to biedne dziewczę ze złamanym sercem. – Jesteście zaślepieni. Pewni, że dacie radę złamać ten system, ale to nie prawda. Możecie nawet zebrać całą armię a i tak wam się nie uda. – Nie ma nadziei. – Widziałam już takich. Widziałam też skorumpowanych policjantów i polityków. Jeżeli sądzisz, że pozwolą ci jakkolwiek się tknąć, to się mylisz. – Zachowała pełną powagę wcale nie grożąc a jedynie uprzedzając kobietę, w co się pakowała. Wręcz odradzała jej tego, bo nic nie wskóra. Może uda jej się uwolnić jedną osobę, ale wokoło wciąż będą ich miliony, których nie dało się wyciągnąć z tego systemu. To po prostu było niemożliwe, bo najtrudniej szło dobranie się do tyłków ludzi, którzy się w to angażowali. Nie tylko przemytników, ich szefów i ludzi z klubów, ale też wspomnianych policjantów, polityków i innych ważnych głów, którzy prędzej pozbędą się problemu niż pozwolą, żeby ktoś deptał im po piętach.
- Nie będę za tamto przepraszać – odpowiedziała stanowczo i pewnie. Nie puszyła się dumą w związku ze swym postępowaniem, ale tamtego dnia przemyślała wszystko. Wiedziała, że Lava ją przeklnie lub będzie miała za złe to zachowanie i mimo to, w pełni świadomie, napuściła na nią ochroniarza. – Zbyt często bywałaś w klubie. Szef mógł coś wywęszyć i tylko tak mogłam dać ci do zrozumienia, żebyś dała sobie spokój. – To była jedyna i najlepsza opcja. Bez szeptów i tajnych spotkań w prywatnym VIP roomie. Niepotrzebnie wzbudziłoby ono więcej podejrzeń niż powinno a taka scena, którą tamtego dnia urządziła, pokazała wszystkim, że Vivian broniła siebie i stanowiska pracy. Przede wszystkim nie bawiła się w żadne tajne projekty z klientami, bo tych trzymała na dystans (chyba, że to było coś za co jej zapłacono). Nie mogła pozwolić sobie na wpadkę i ostatnie czego życzyła Lavie to bliskiego spotkania z pięściami ochroniarzy lub samych szefów.
- Posłuchaj Lava. Nie warto. Nie warto się w to angażować ani drążyć. Jedynie co cię czeka do krzywda nie tylko ze strony ludzi za to odpowiedzialnych, ale także od ofiar. – Wbiła spojrzenie w kobietę dając do zrozumienia, że mówiła również o sobie i o tym, jak źle zachowała się wobec Hale. Że nie tylko ona tak potraktuje swojego ‘zbawiciela’ a wiele dziewczyn przy okazji odetnie mu rękę, bo duża ich część (dziewczyn) była uzależniona od swych pracodawców.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– My zbawiciele, a wy cierpiętnicy… – spojrzała na nią znacząco i wywróciła oczami. Nie uważała się za zbawiciela, chociaż miała w sobie ogromne chęci pomagania innym. Nie wszystkim, ale tym, którzy naprawdę potrzebowali. Może nigdy tak naprawdę na takiej pomocy się nie sparzyła, chociaż wiele sytuacji było, gdy ktoś odrzucał jej starania. Może była naiwna ze swoim pragnieniem budowania nieco lepszego świata, ale nadal chciała pragnęła czuć, że zrobiła co mogła, by kogoś wesprzeć.
– Dobrze wiem, jak to wygląda. – mruknęła, krzywiąc się przy tym. Vivian nic o niej nie wiedziała, nie znała jej historii oraz motywacji, a oceniała jej chęć pomocy i próbowała ją zniechęcić. Gdyby ktoś tak zniechęcał jej adopcyjnych rodziców, pewnie spotkałby ją los podobny do losu, który spotkał Liberto. Albo inny. Równie okropny i przygnębiający. Bo co mogłoby się stać z kilkulatką, której ojciec zabił matkę i wylądował w więzieniu i której nawet rodzina nie chciała, obawiając się, że ich również dotknie to całe zło? Wylądowałaby na ulicy? Spędziłaby pół życia w domu dziecka? Może musiałaby pracować w jakimś klubie, by zarobić na jedzenie. Nie miała pojęcia, ale widząc innych w takich sytuacjach, zawsze uświadamiała sobie, że to ona mogła być na ich miejscu.
Na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie, kiedy Vivian oświadczyła, że nie ma zamiaru przepraszać za sytuację, w którą wpakowała ją lata temu. Prychnęła cicho w odpowiedzi, na chwilę wstając z krzesła i przechadzając się po sali konferencyjnej. – No tak. Ale to, że dałam ci masę pieniędzy i chciałam pomóc ci się stamtąd wydostać… kompletnie się nie liczy. – wymamrotała, jakby do siebie, ale oczywiście tak, żeby kobieta ją usłyszała. Nie miała jej tego za złe, ale… jedno słowo na pewno sprawiłoby, że teraz patrzyłaby na nią zupełnie inaczej. Bez tego dziękuję była egoistką gotową poświęcić jej zdrowie, by samej się wydostać z tamtego problemu, teraz znów starając się ratować swój własny tyłek. Doskonale to rozumiała, prawdopodobnie na jej miejscu postąpiła by tak samo. Starała się jednak rozumieć i miała szczęście, że po tej drugiej stronie stała Lava, a nie ktoś, kto chciałby to teraz przeciwko niej wykorzystać.
– Zdaję sobie z tego sprawę. – przyznała, przytakując i spoglądając na kobietę.
– Nie będę drążyć tematu… – westchnęła, decydując się po krótkiej chwili na porzucenie tematu. Może pochopnie, pod wpływem chwili, ale nie chciała sprawiać kłopotu Vivian, a przede wszystkim sobie samej. – Ale powiedz mi… czy można jakoś poznać, która z dziewczyn pracuje… z własnej woli? – uniosła pytająco brew i znów opadła na fotel. Wtedy, te kilka lat temu, była niemal pewna, że z samego spojrzenia Vivian wyczytała, że potrzebuje jej pomocy. Czasy się zmieniały, dziewczyny pracowały w takich miejscach na własne życzenie, ale wiedziała, że były przypadki tak jak Viv.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wbiła spojrzenie w Hale i milczała licząc, że to wystarczy. Że kobieta dostrzeże w jej oczach wdzięczność, którą starała się ukryć. Tak wiele razy trafiała na osoby, które obiecywały pomoc i lepsze życie, a potem znikały bez słowa, że nie potrafiła tak po prostu podziękować. Bała się, że gdy to zrobi, Lava wykorzysta to przeciwko niej. Mogłaby. Ludzie mieli wolną wolę i wielu z nich było chujami, nawet jeśli na początku wydawali się w porządku. Zarazem Liberto chciała zniechęcić kobietę do dalszych działań. Brak podziękowań, tej wdzięczności, którą powinna okazać wobec Hale, może sprawi, że kobieta się podda. Że nie będzie robić tego dla kogoś, kto się na nią wypinał a na kogo na pewno trafi. Może ktoś podziękuje, ale większość się wypnie dbając jedynie o swój własny tyłek i bezpieczeństwo, bo w tym świecie bycie egoistą to pierwsza zasada sztuki przerwania.
- Uwierz, że tak będzie dla ciebie najlepiej. – Dla niej samej też, ale tu nie chodziło tylko o nią. Konsekwencje mogły dotknąć spikerkę, jej rodzinę, najbliższych i parę dziewczyn z klubów lub ulicy, w które w to wciągnie. Nie warto tak ryzykować zwłaszcza, że to z góry przegrana sprawa. Vivian o tym wiedziała, nawet jeśli sama była wyjątkiem od tej reguły.
- Wszystkie robią to z własnej woli – odpowiedziała cicho i wbiła spojrzenie w blat. Wiedziała, że nie takiej odpowiedzi spodziewała się Hale, ale taka była prawda. Praca w klubie ze striptizem to był wybór. Lepszy wybór od zostania dziwką.
Tylko, że na tych dwóch opcjach wybór się kończył.
Nazywasz się Vivian Liberto. Nie zapominaj. Jesteś Elira.. cholera.. Vivian Liberto.
- Dziewczyna, która pracuje z własnej woli będzie miała swój dom albo mieszkanie z dala od klubu. Nikt jej nie będzie pilnować, iść za nią, gdy chce się przejść do durnego sklepu. Nikt jej nie zabierze paszportu, nie zmusi do prezentacji przed zwyrolami zanim rzeczywiście trafi do pracy i może, ale to tylko może, uda jej się zostać tancerką. Cała reszta trafia na ulice. Te z wolą walki przeżywają dłużej, ale te słabsze umierają po średnio po dwóch latach. – Skarciła się w myślach za to, że pochłoną ją temat, którego nie chciała poruszać. Lava zadała proste pytanie, a jednak Vivian pociągnęła to dalej nieświadomie i częściowo mówiąc o sobie. – W sieciówkach. Wolne dziewczyny pracują w sieciówkach. – W klubach znanych w całym kraju. Takie trzymają się swojej renomy. Te prywatne, bez franczyzy, rządzą się swymi własnymi prawami. – Ale to nie w klubach trzeba ich szukać a.. – Przecząco pokiwała głową. – Nie. Nie będę ci tego mówić. – Czyżby sama zapomniała o tym, co przed chwilą mówiła? – Nie drąż, proszę. Tu nie chodzi o pieprzone tancerki a o całą sieć tego gówna. O striptizerki, dziwki..dzieci; nie przeszło jej przez gardło. – To pieprzona mafia, ogromna organizacja, do której lepiej się nie zbliżać. Musisz to zrozumieć – powtórzyła, jakby poprzednie słowa to było za mało. Jakby jeszcze trochę musiała przekonywać Hale, żeby dała sobie z tym spokój. – Ocaliłaś jedno życie. To twój sukces, który musi ci wystarczyć.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Wystarczyło. Musiało. Nie była swoją matką, która za taką pomoc oczekiwałaby nagrody od jakiejś fundacji. Nie zrobiła tego dla siebie (chociaż gdzieś w głębi duszy może i mogłaby przyznać, że był to jakiś sposób, by poczuć się lepiej), zrobiła to dla Pepermint.
Teraz gdy wpatrywała się jej twarz, dostrzegała w jej oczach coś, czego jeszcze nazwać nie potrafiła, a do czego pewnie dojdzie za kilka minut, za godzinę, może jutro. W końcu zorientuje się, co kryło się w spojrzeniu Vivian.
– Hah. – parsknęła cicho śmiechem i z niedowierzaniem pokręciła głową, słysząc odpowiedź Vivian na swoje pytanie. Nie miała pojęcia o tym świecie, mogła się jednak założyć, że kobiety na jej miejscu nie robiły żadnej z tych rzeczy z własnej woli. Z własnej woli dziewczyny chodziły do klubów fitness na zajęcia z pole dance, by zrobić kondycję, wyrzeźbić ciało, poczuć się seksownie. Miała nawet wątpliwości co do kobiet, które teoretycznie pracowały w klubach z własnej woli, ale zmusiło je do tego po prostu życie. Owszem, były wyjątki, zwłaszcza że podejście do tego zawodu się zmieniało, ale… nie o to teraz pytała Lava. Chciała wiedzieć, bo wątpiła w to, że jej własna siostra postanowiła raptem na rozrywki tańczyć na rurze w nocnym klubie.
W pełni skupiona słuchała Liberto, przyglądając się jej uważnie, nie chcąc pominąć ani jednego grymasu pojawiającego się na jej twarzy, który świadczyłby o tym, że na przykład mówi nieprawdę. Powoli układała sobie kolejne elementy układanki, którą próbowała rozgryźć. I niestety, co na pewno było widać po jej minie, elementy te składały się nie tak, jakby tego chciała. Nie miała pojęcia, czy Lana posiadała wszystkie swoje dokumenty, bo policja przez jakiś czas kazała jej zostać w mieście, pamiętała jednak, że wspominała jej o nowym mieszkaniu, które położone było dość niedaleko klubu, w którym ją widziała.
– W sieciówkach? – powtórzyła cicho i zaklęła cicho pod nosem. Rapture nie było sieciówką. Było eleganckim nocnym klubem, dość modnym, ale też przez wielu uważanym za szemrany. Ludzie lubi ten dreszczyk emocji, który pojawiał się przy każdym wejściu tam, podczas kontaktu z bramkarzami, którzy dokonywali dokładnej selekcji, podczas zamawiania drinków, gdzie zawsze preferowano gotówkę. Sama była w kilku sieciówkach, była też w kilku topowych klubach i niestety była też w Rapture.
– A gdzie? – uniosła pytająco brew, a gdy Vivian stwierdziła, że jej nie powie, dość gwałtownie przysunęła się do niej, skracając dystans między nimi. – Gdzie? – niemal wycedziła przez zęby, starając się jednak zachować spokój. Niekontrolowany wybuch mógł definitywnie zakończyć ich rozmowę.
–Dobrze wiem, o kogo chodzi… – o moją siostrę, kurwa. O siostrę, od której nie była w stanie niczego wyciągnąć, a na której twarzy widziała przerażanie, gdy zadała jej niewygodne pytanie. – Kurwa. – mruknęła, nerwowo oblizując wargi i wciągając powietrze głęboko do płuc. Wstała i znów zaczęła krążyć po sali. – Okej… – pokiwała powoli głową, mówiąc sama do siebie, próbując pozbierać myśli, aż w końcu przeniosła spojrzenie na ciemnowłosą kobietę. – Nie będę się już w to mieszać. – kłamała. – Nie musisz się martwić, nie będę już więcej poruszać tego tematu na antenie, ani nigdzie indziej. – to akurat była prawda, nie mogła się w to mieszać publicznie, jeśli miała się w to mieszać osobiście.

autor

Pateczka

ODPOWIEDZ

Wróć do „KIRO Radio”