WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://cosparkways-wpengine.netdna-ssl ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

001 Co może pójść nie tak? - z tą myślą krążącą po głowie, Ivy spędziła całe wczorajsze popołudnie, wieczór i dzisiejszy poranek. Bo co może pójść nie tak, kiedy chodzi o osobiste poznanie prezesa firmy, w której została zatrudniona? Odpowiedź na to pytanie brzmi: wszystko!
Przekonała się o tym w momencie, gdy wstała z łóżka. Od poparzenia opuszków palców czajnikiem, po zimną wodę w prysznicu... Czuła w kościach, że ten dzień dostarczy jej jeszcze trochę niespodzianek - i tak było. Była już nieco podirytowana, zestresowana i zmęczona, a godzina na zegarku uparcie utwierdzała ją w przekonaniu, że to dopiero początek tego jakże przyjemnego dzionka, ale wzięła to na klatę - fakt, że urodziła się trzynastego, wcale nie znaczył, że jest skazana na wieczną porażkę - poza tym, to była sobota, a nie piątek.
Dwa głębokie wdechy i ruszyła przed siebie. To miała być szybka akcja - wsiada w samochód, dojeżdża do Downtown, wchodzi do firmy i kontynuuje swój dzień tak, jak to robiła od ostatnich paru dni - wdraża się w dokumentację firmy, sprawdza kalendarze, przetargi - nic skomplikowanego w końcu. Na deser idzie przedstawić się prezesowi, uroczy uśmiech i...
Głośne rzężenie pod maską samochodu wyrwało ją z zamyślenia. Kolejna próba i kolejna
- dupa - akumulator. Kiedy kupowała ten samochód w komisie, nie spodziewała się cudów, ale i też miała nadzieję, że posłuży jej jeszcze trochę bez żadnych niespodzianek.
Ostrożnie wyciągnęła telefon z torby, jakby zaraz i ten miał dostać wścieklizny, po czym zadzwoniła do firmy, żeby poinformować o swoim ewentualnym spóźnieniu. Dawno nie jeździła autobusami ani innymi środkami wspólnego transportu, więc miała nieco cykora, starała się tego po sobie nie dać poznać, choć dłonie na torebce zacisnęła tak mocno, że aż knykcie jej zbielały.
Pół godziny później z ulgą stanęła na przystanku docelowym. Kiedy spojrzała na zegarek, z nieukrywanym zadowoleniem - co mogło się wydawać dziwne, dla osób patrzących z boku - stwierdziła, że ma jeszcze chwilkę czasu i zdąży przejść się przez park, zjeść jakiegoś fast fooda i śmiało wyrobi się do pracy.
Kolejka do food trucka nie była zbyt długa, widocznie w Downtown niewielu jest amatorów musztardy i ketchupu, ale dla niej to lepiej. Gdy tylko dostała swojego hot-doga, wgryzła się w niego ze smakiem.
- Mmmm - mruknęła głośno, oddając się chwili przyjemności. To była idealna nagroda za dzisiejsze niepowodzenie. Niestety nie nacieszyła się nią zbytnio długo.
Jakiś gość postanowił sobie ją ot tak szturchnąć, przebiegając przez alejkę, tym samym wytrącając jej z ręki hot doga, który z impetem spadł na ziemię, zostawiając musztardową smugę na jej eleganckich spodniach i butach.
- Hej! Gościu - krzyknęła, patrząc na niego z wyrzutem. - Patrz, jak biegasz, okej? - oblizała palec i wygrzebała z torebki chusteczkę. Nie mogła wejść do firmy umorusana jak prosiak. - Wisisz mi dwa dolce i żeby była jasność, nie odpuszczę - stanęła naprzeciwko niego z dłonią opartą na biodrze i miną, która sugerowała, że nie jest niespełna rozumu i mówi całkiem serio.
Wydawał jej się dziwnie znajomy, jakby już go gdzieś widziała, ale w tym momencie nie to było istotne - nawet ominęła fakt, że był poniekąd zniewalający, ale w tym momencie liczyły się dla niej brudne spodnie, stracone dwa dolce i czas, który ją gonił nieubłaganie.[/center]

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

#5

Wstawanie o poranku nigdy nie sprawiało Nathanielowi większych problemów. Przyzwyczaił się do wczesnych pobudek, rzadko kiedy zdarzało mu się spać do południa. Tego dnia również przebudził się o wyznaczonej godzinie, naciągnął na siebie sportowy strój, zgarnął ze stolika empetrójkę, po czym wyszedł z mieszkania. O tej porze w centrum miasta było już bardzo ruchliwie. Colton od razu ruszył truchtem w stronę swojego ulubionego parku. Bieganie na tak zwanym świeżym powietrzu przy promieniach słońca, leniwie przedzierających się przez mury budynków, a następnie między drzewami, koiło jego umysł, a jednocześnie dodawało mu powera na lepszy dzień i działało prawie jak kawa. Przy czym zupełnie nie przeszkadzał mu fakt, że jesień nie należała już do takich najcieplejszych.
Wsłuchany w muzykę w słuchawkach i skupiony na swoim oddechu, zauważył na polanie dużego wilczura biegnącego za rzuconym przez swojego pana patykiem. Nate zawsze marzył o psie. Pięknym, majestatycznym psie, który towarzyszyłby mu podczas biegów albo nawet na kanapie przed telewizorem. To zdecydowanie najlepszy przyjaciel człowieka, który wysłucha i zawsze bezwarunkowo będzie cieszyć się na twój widok. Przynajmniej jeden powód wracania do domu. Jeszcze raz obejrzał się za psem, który zdążył wrócić do pana i ten jeden moment wystarczył, by niespodziewanie na kogoś wpadł. On sam zachwiał się, amortyzując upadek, ale dziewczynie pod wpływem impetu jedzenie wylądowało na ziemi. I już miał się do niej odezwać z przeprosinami, gdyby nie to, że od razu na niego naskoczyła.
- Może to ty patrz, gdzie jesz! Wystarczyło usiąść przy stoliku jak człowiek albo chociaż stanąć gdzieś z boku, a nie nagle stawać na środku ścieżki… - odparował, marszcząc brwi, wyraźnie zdegustowany. W takiej sytuacji nie zamierzał przyznawać się, że wina mogła leżeć po obu stronach. Fakt był taki, że niespodziewane przystawanie na środku nie było dobrym pomysłem w parku, gdzie o tej porze większość spieszyła się do pracy czy coś. Przez jej nieuwagę mogło to przydarzyć się każdej osobie.
Na jej żądanie prychnął i założył ręce na biodra. Chyba śniła. - Aż tyle kosztował twój hot dog? Tak dobrych to tu nie sprzedają - stwierdził z powątpiewaniem i rzucił wzrokiem na budkę. Jadał o wiele lepsze, ten zdecydowanie nie był tyle wart. - Poza tym sama jesteś sobie winna, że stoisz na środku ścieżki, gdzie o tej porze naprawdę niewiele trzeba, żebyś szybko straciła jedzenie. Wyglądasz na inteligentną kobietę, która zna w tej sytuacji ryzyko. Daruj sobie. - Pokręcił głową, tym razem mówiąc już bardziej opanowanie, po czym założył ponownie słuchawki i z dezaprobatą, nie czekając na dalszą dyskusję, po prostu odbiegł.
/zt

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sielankowe życie nie było wpisane w scenariusz nad którym pracował los odpowiedzialny za historię Jonathana. Z jednej strony coś pozytywnego, niesamowitego i wręcz fascynującego działo się w jego nędznym, czarnobiałym żywocie. Z drugiej zaś ohydne macki przeszłości postanowiły chwycić się go i uparcie ciągnąć w stronę, która nie wróżyła niczego dobrego. Innymi słowy relacja z Marianne nabierała tempa i mogłoby się zdawać, że mimo wielu przeszkód prawdopodobnie udało im się osiągnąć jakieś porozumienia, a w tym samym czasie na światło dzienne miały wyjść fakty, o których Jonathan niekoniecznie chciał rozmawiać. I to nie tylko dlatego, że romans z żoną przyjaciela jest raczej niechlubną sprawa, a dlatego, że dział się w okresie życia Wainwrighta o którym ten niespecjalnie chciał pamiętać. Tamte ciemne miesiące odciął grubą linią, jednakże nie na tyle solidną, aby zatrzymała to co działo się teraz.
Istniało więc kilka powodów, dla których w ostatnim czasie jego kontakt z bratem nieco osłabł. Jona pochłonięty był własnymi problemami, mając także na uwadze to, że i Fitz pewnie boryka się z własnymi. Także romans z Marysią był dość świeżą i delikatną sprawą, a młodszy Wainwright niespecjalnie wiedział jak przekazać prawdę o nim bratu. Właściwie to nawet nie rozmyślał jak to zrobić uznając, że życie samo przyniesie jakieś rozwiązanie.
W każdym razie był lekko zaskoczony spotykając brata tamtego dnia. Szedł właśnie biegać, a w ramac rozgrzewki postanowił zbiec po tych parupiętrach i ku swojemu zaskoczeniu na jednym z korytarzy mignęła mu znajoma sylwetka. W pierwszej chwili nie dotarło do niego kogo zobaczył i zbiegł jeszcze kilka stopni, aby po chwili wrócić się i stanąć twarzą w twarz z nikim innym jak własnym bratem.
- Fitz! - Rzucił zaskoczony, po czym rozejrzał się intuicyjnie szukając wzrokiem kartki informującej o jakiejś awarii windy, czy innej usterce przez którą starszy Wainwright musiałby używać schodów, ale... Przecież on się nie wspinał, a Jona dałby sobie rękę uciąć, że widział jak Fitz wychodził z mieszkania... No właśnie - Gabe'a. - Co tu robisz? - Zapytał zaskoczony, szybko dochodząc do wniosku, że raczej mało prawdopodobnym jest, aby braciszek miał zafundować mu tego dnia niespodziewaną wizytę. No jedynie, że demencja już dopadła naszego, starego Fitza i biedaczek pomylił piętra.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

jezu, jaka lama ze mnie...

A więc przeszłość przypomniała im o sobie w tym samym momencie, owijając się wokół nich solidnym węzłem, który utrudniał znacznie wzajemną komunikację. Jona nie chciał rozprawiać o felernym romansie, którego skutki wciąż odczuwał, a Fitz nie zamierzał nawiązywać do spraw, jakie niegdyś poróżniły go z Raelynn. Stało się tak, jak przewidywał — jego tajemnica ujrzała światło dzienne na sali rozpraw za sprawą adwokata, któremu powierzył spory kredyt zaufania i teraz przekonany był, że za brak odzewu ze strony brata odpowiadają ujawnione wówczas informacje. Nie były wprawdzie tak fatalne, jak to malowały się w jego rozhisteryzowanym umyśle, ale i tak postanowił obwinić je za wszystko. Z tego też powodu to głównie młodszy Wainwright zaprzątał jego myśli, kiedy zmierzał w kierunku drzwi Hargrove'a — że mogliby wpaść tu na siebie przypadkiem i że mężczyzna mógłby się wcale z tej niespodzianki nie ucieszyć. Nie przychodziło mu w tym do głowy, że Jonę zaabsorbować mogły wyłącznie sprawy prywatne i że nie przywiązywał wagi do zasłyszanych niedawno odkryć, ale podobnie bywało już z megalomanami. W każdym razie, nieoczekiwanie przedłużona wizyta u Gabe'a, zasiała w Fitzie jeszcze większy lęk — że nie tylko wpadnie na brata, który nie chce go oglądać, ale że wpadnie na niego TUTAJ, o takiej godzinie. Był wczesny ranek, a on dopiero opuszczał mieszkanie adwokata i to wcale nie z powodu, który pierwszy nasuwał się na myśl. Zajęli się jego rozprawą i zanim się nie obejrzeli, był już wieczór i to niezwykle paskudny wieczór. Ulice ociekały ulewą, zdenerwowani i zmarznięci ludzie krzyczeli na siebie wściekle na zakrętach, a taksówki nie mogły się pomieścić na zakorkowanych szosach, rycząc na siebie nieustannie agresywnymi klaksonami. Miał odczekać, aż chaos ten nieco przycichnie, a kiedy tak się stało, powrót wydawał mu się pozbawiony najmniejszego sensu. Zalegając więc na kanapie, która z całą pewnością służyć miała tylko do prezentacji, a nie użytku, przetrwał tę dziwaczną noc, nie zamierzając nadużywać gościnności mężczyzny ani minuty dłużej — ewakuował się z jego ścian zaraz o świcie. Przekonany, że kierowanie się schodami uchroni go przed niezaplanowanym spotkaniem z bratem, skrzywił się jeszcze, kiedy w jednym z okien napotkał swe odbicie — włosy, które już wczoraj ogłosiły niesubordynację, teraz rozpoczęły jawny bunt, a jego ubrania, jak i zaspana twarz, jasno świadczyły o tym, że miniona noc nie należała do najlepszych. Cóż, jak na mężczyznę, który zawsze przywiązywał wagę do nienagannego wyglądu, teraz wyglądał jak pierwszy lepszy łachudra. To zapewne przez te zgorzkniałe obserwacje umknął mu moment, w którym minął go jego własny brat. Spotykając go więc nagle na schodach, na których wyrósł jakby z ziemi, sparaliżował go niemały wstrząs zdziwienia. — J-Jona, hej — wymamrotał, wciąż nie do końca robudzony. — Nic. A ty... zostałeś wezwany do szpitala? — zapytał głupio, dopiero po chwili lustrując wzrokiem jego ubiór, który sugerował coś innego. — Rozgrzewka? — zauważył ostatecznie, a przez twarz przemknął mu uśmiech, który zniknął jednak prędko pod towarzyszącym mu wciąż skonsternowaniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdecydowanie Wainwrightowie powinni popracować nad komunikacją, bo nie tylko wzajemna rozmowa nie szła im najlepiej, ale chyba mieli ogólną tendencję do niedopowiedzień, których skutki szybko ich dosięgały i to zwykle w niezbyt przyjemny sposób. Na pewno Jona tak miał, ale czy Fitz także? Trochę tak podejrzewam, ale możesz odpowiedzieć mi na to pytanie w kolejnym poście. W każdym razie Jonathan oprócz tego, że nie wyjaśniał wszystkiego, a potem miał z tego powodu nieprzyjemności to też o wiele rzeczy nie dopytywał, a jeszcze więcej rzeczy zatajał. W zasadzie nie miał nawet okazji powiedzieć bratu o awansie, ale też nie szukał ku temu okazji. Wydawało mu się, że Fitz przechodził naprawdę ciężki czas, więc nie chciał się narzucać, ale kłamstwem byłaby tylko taka wymówka. Jona podsłyszał trochę o toczącej się sprawie rozwodowej między Rae, a Fitzem i niestety to co zrozumiał wywoływało w nim ambiwalentny stosunek do brata. I proszę wracamy do punktu wyjścia, bo gdyby Jona nie był taki wycofany, nieingerujący w sprawy innych i introwertyczny, po prostu zadzwoniłby do brata pytając, czy to co mówią jest prawdą. Zamiast tego budował obraz życia starszego Wainwrighta na zasłyszanych półprawdach i sam dystansował się od niego, bo także miał swoje za uszami - sprawę Marianne w szczególności.
- Rozgrzewka... - Powtórzył za bratem, a na jego twarzy wymalowało się szczere zaskoczenie jego dziwacznym zachowaniem. - Co to znaczy nic? - Zagadnął, bo jednak była szósta rano, a Fitz wyglądał jakby dopiero co podniósł się z łóżka, na co wskazywały jego zmierzwione włosy i zaspany wzrok. Tylko u kogo nocował? - Coś się stało? - Dopytał zmartwiony, a chociaż starał się znaleźć w głowie jakąś odpowiedź, sklecić scenariusz, w którym Fitz z jakiś powodów miałby spać w tym właśnie budynku - nie potrafił. Jedyna osoba jaka przychodziła mu na myśl to prawnik Raelynn, ale dlaczego niby Fitz miałby spać w jego mieszkaniu? No właśnie... Nie było ku temu powodów, a jedynym racjonalnym wyjaśnieniem stawał się romans z jakąś sąsiadką, której zapewne Jonathan i tak nie znał.
Drzwi nieopodal otworzyły się, a niezadowolony właściciel dwóch pudli zmierzył wzrokiem Wainwrightów, których echo rozmowy niosło się po całej klatce schodowej. Mężczyzna przeszedł korytarzem obok kierując się ku windom, swoim spojrzeniem dość jasno dając znać o tym, że obecność Jony i Fitza nie napawa go zadowoleniem.
- Idziesz? - Jonathan zagadnął więc brata, po czym zszedł kilka stopni niżej. - Swoją drogą czemu idziesz schodami? - Dopytał, bo no... To też było dziwne. Wszystko było tutaj dziwne i nie pasujące do siebie, ale Jona nie sądził, aby udało mu się w pojedynkę rozwiązać tę enigmatyczną zagadkę.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak, co do tego nie było żadnych wątpliwości. U Fitza wynikało to jednak ze zwykłej niechęci do uzewnętrzniania się, bo w jego mniemaniu podobne zabiegi pozbawione były poczucia godności. Preferował więc te nieszkodliwe niedopowiedzenia, bo czyniły przynajmniej życie trochę ciekawszym, mimo że momentami wyrywały się spod kontroli i demolowały wszystko dookoła. Trochę destrukcyjna była to taktyka, ale hej, czasem trzeba było robić sobie pod górkę, jeśli los nie robił tego za nas, prawda?
To znaczy, że nic istotnego — wyjaśnił, nie siląc się jednak na więcej szczegółów. Chryste, nawet nie wiedział, jak miałby to wszystko opisać, ale skoro Jonathan nie zamierzał dać za wygraną, musiał coś wymyślić. — Nie. Wychodzę od adwokata Raelynn. Omawialiśmy rozprawę — odparł na jego pytanie, nie zamierzając wcale kłamać, a po prostu nie zagłębiać się zanadto w tę sprawę. Nie wiedział przecież, jak wiele Jonathan ujrzał, schodząc ze schodów w najmniej odpowiednim momencie i wolał nie ryzykować. Sama wizyta z powodu rozprawy nie powinna wzbudzić jego podejrzeń, prawda? Zresztą nie było czego się domyślać, bo przecież nic się nie wydarzyło. Podążył schodami za bratem, kiedy niespodziewany widok obcego mu mężczyzny wyrwał ich z tego zawieszenia i wtedy proszę... Jego brat znów zadał mu skomplikowane pytanie. — Chciałem się trochę rozbudzić. Nie najlepiej dzisiaj spałem — odparł, starając się utrzymać obojętny ton głosu. — Przesłuchanie zakończone, inspektorze Wainwright? — zapytał od razu, na twarz wciskając złośliwy uśmiech, ale wyłącznie się z nim drażnił. Dorównał do niego, wgapiając się wciąż zaspanym wzrokiem w ziemię i postanowił naprowadzić toczoną konwersację na nieco inny temat. Tylko jaki? — Coś nowego w szpitalu? A właśnie — urwał, przypominając sobie pewien drobiazg. — Marianne wspomniała mi o tobie ostatnio — zaczął, póki co nie dopowiadając nic do tego wyznania. Naprawdę był zaspany.
Ostatnio zmieniony 2021-04-05, 17:04 przez Fitz Wainwright, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Robienie sobie samemu pod górkę, żeby to przekorny los ich nie zaskoczył mogłoby być wręcz rodzinną cechą. Jonathan ubolewał nad tym jakimi tajemnicami ostatnio spowite było jego życie, a z drugiej zaś strony sam czuł się odsunięty od wydarzeń istotnych dla brata. Ciążyło mu to wszystko coraz bardziej, ale nie potrafił się przełamać i nagle wyrzucić z siebie wszystkich spraw, które tak zadręczały jego myśli. Miał jednak nadzieję, że w najbliższym czasie przyjdzie im spotkać się w dogodniejszych warunkach i pomówić o wszystkim jak za dawnych czasów. Tylko, że czy to w ogóle możliwe? Czy pni z tamtych dawnych czasów mają rację bytu?
Nie dopytywał już o nic więcej odnośnie tak wczesnej wizyty starszego Wainwrighta w domu prawnika Raelynn. Uznał, że nie ma to sensu, bo jakby Fitz chciał to od razu jasno i wyraźnie wszystko by mu wyklarował. Wolał więc na siłę nie drążyć, bo jego samego także to wszystko wprawiało w swego rodzaju dyskomfort. Może faktycznie przyłapał brata na romansie? Takie domysły wcale lepsze od nie wiedzy nie były, ale Jona miał zbyt wiele na głowie, aby przejmować się jeszcze podbojami łóżkowymi swojego brata.
- Mhmmm.... - Mruknął unosząc lekko jedną brew, za którą sekundę później powędrował kącik ust, malując na twarzy Jonathana coś na kształt ironicznego uśmiechu. Nie spał za dobrze? Może zarwał noc, bo spędził ją na uciechach, a nie spokojnym wypoczynku? Oj jakże Jona chciał zadać te pytania, ale powstrzymał się i pokręcił na koniec głową lekko rozbawiony słowami brata. - Myślę, że dokończymy je innym razem przy kieliszku dobrej szkockiej. - Chciał swoimi słowami nie tylko zachęcić Fitza to wspólnego spotkania, którego potrzebował, ale także dać mu znać, że podejrzewa jakie okoliczności stały za ich porannym spotkaniem
Znaleźli się przed budynkiem, gdzie Jonathan zaczął powoli rozgrzewać ciało przed planowanym biegiem. Tylko, że słysząc słowa brata zatrzymał się nagle w połowie ruchu, spoglądając na niego z konsternacją. Wiedział coś? Mari powiedziała mu o nich? Nie, to nie możliwe przecież inaczej by wtedy rozmawiali. Musiało chodzić o coś zupełnie innego...
- O mnie? A co mówiła? - Spytał, po czym powrócił do rozgrzewki, zupełnie tak jakby temat Marianne mało go obchodził. - Chociaż... Zanim pomówimy o niej to... - Westchnął i wyprostował się, czując mieszaninę zdenerwowania i wstydu. Wcale nie tak powinien informować brata o swoim awansie. Powinien zadzwonić do niego dawno temu i zaproponować wspólne świętowanie, ale tego nie uczynił, co wywołało w nim olbrzymie wyrzuty sumienia. - Ostatnio sporo się działo i przepraszam, że nie poinformowałem ciebie szybciej. Po prostu nie miałem do tego głowy - rozpoczał od niezbyt klarownego wstępu, ale nie umiał inaczej. - Zaoferowano mi stanowisko wicedyrektora - dodał po chwili, a chociaż nadal czuł się spięty i skrępowany to i tak na jego twarz wkradł się nieśmiały uśmiech. Rzadki widok, ale poniekąd to dzięki bratu wybrał taką ścieżkę kariery i chyba chciał, aby ten był z niego dumny, nawet jeśli przyjęcie awansu wcale nie było dla Jony tak oczywistą sprawą. Wojsko było integralną częścią jego życia, a stanowisko jakie objął poniekąd skreślało możliwość powrotu do armii i szczerze mówiąc to tylko dzięki Marianne zdecydował się je przyjąć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Po grach - Nigdy nie należała do rannych ptaszków, a już na pewno nie do osób, które same z siebie decydowały się na jakieś sportowe wyczyny. Prowadziła raczej leniwy tryb życia i nie planowała tego zmieniać, nawet z uwagi na dość fatalne wyniki badań, którym wcale nie chciała się poddawać. Swoją drogą to właśnie one sprawiły, że tej nocy nie spała najlepiej i czując, że dalsze leżenie w łóżku nie ma sensu, po prostu się z niego podniosła, wychodząc na spacer, aby nieco się przewietrzyć. Pogoda była przyjemna, a ona mimo swojego zamiłowania do roztrzepania i beztroski, musiała sobie kilka spraw przemyśleć. Przysiadła na jakiejś ławeczce, jedząc sobie bajgla, którego kupiła po drodze i cieszyła się dobrodziejstwami wielkiego miasta, jakich w jej rodzinnej wsi nie uświadczyła. Uwielbiała Seattle, czuła się tutaj znacznie lepiej, niż w swoich stronach i nie wyobrażała sobie, że miałaby wrócić. Wszystko było żywsze, ludzie znacznie ciekawsi, a każdy krok wiązał się z nowymi perspektywami... przynajmniej w jej przypadku tak było, bo jak się okazuje, czasem też nieodpowiednie postawienie nogi może doprowadzić do nieprzyjemnego wypadku. W sumie było to czystym przypadkiem, że Mari dostrzegła jakiegoś mężczyznę, który prawie upadł, łapiąc się za nogę. Oczywiście już w pierwszym odruchu się podniosła, rozglądając dookoła, czy ktoś jeszcze to zobaczył, ale jak na złość w najbliższej okolicy nikogo nie było. Wahając się krótką chwilę, po prostu przełknęła ostatni kęs bajgla i ruszyła do nieznajomego.
- Przepraszam - zaczęła, zwracając na siebie uwagę. - Wszystko z panem dobrze? Widziałam, że coś się stało - wyjaśniła, w zasadzie nie wiedząc, co konkretnego powinna powiedzieć. - Może jakoś pomogę? - mimo to szła w zaparte, niekoniecznie dobrze czując się z wizją, że miałaby pozostawić kontuzjowanego człowieka samego sobie. Nie żeby była wykwalifikowanym ratownikiem medycznym, bo niestety o tej dziedzinie wiedziała wybitnie mało i wolała trzymać się z daleka, niekoniecznie ufając lekarzom.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To było dla niego ciężkie. Zwłaszcza, jeżeli miejsce twojej pracy znajduje się blisko boiska sportowego, gdzie codziennie trenuje mnóstwo młodych osób. Często gdy idzie do pracy, bądź z niej wraca, widzi młodych, pełnych energii osób którzy pełni pasji oddają się swoim pasjom. Niestety przez to Beecham czuje że w życiu mu nie wyszło. Grayson przez to co się wydarzyło mu w przeszłości, jest lekko pesymistą. Gdy był nastolatkiem, wiele osób profesjonalnie zajmujących się bieganiem, jawnie wróżyło mu świetlaną przyszłość jako zawodowy biegacz. Odnosił on ogromne sukcesy nie tylko w turniejach miastowych, ale też stanowych. Niestety kiedy jest się na szczycie, zawsze znajdą się osoby, które będą chciały cię z tego zepchnąć. I tak było tym razem, jego szkolny „rywal” – rówieśnik, który wraz z nim odnosił największe sukcesy w tej dziedzinie. Jednak w jego przypadku, zawsze kończyło się to na drugim miejscu. Zazdrość i chęć pozbycia się przeciwnika, sprawiła że Grayson nabawił się kontuzji kolan którą odczuwa do dnia dzisiejszego. Wielu znakomitych lekarzy, jasno dali mu do zrozumienia – że nie ma co nawet marzyć. Koniec kariery, i odstawienie korków i strojów na wieszak w szatni!
Grayson jest bardzo uparty, i w dniach wolnych od pracy lubi robić różne głupie (czasem śmieszne rzeczy). Postanowił dzisiaj delikatnie pobiegać, przecież powolny trucht jeszcze nikomu krzywdy nie zrobił. Niestety mocno się na tym przeliczył, i już podczas rozgrzewki zaliczył upadek na jedno kolano.
-Tak wszystko w porządku – powiedział, ściskając zęby z bólu który odczuwał po upadku. Niestety Grayson mimo swojego wieku, zachowywał się często nie poważnie. Takimi rzeczami, to on pewnie nabawi się kolejnych urazów. Po chwili swoją uwagę zwrócił w stronę kobiety, która jako jedyna postanowiła zaingerować, co go pozytywnie zaskoczyło.
- Ale bardzo dziękuje za zainteresowanie, u mnie takie rzeczy zdarzają się bardzo często. Da się do tego przywyknąć – powiedział uśmiechając się. Nie zauważył, że z kolana nagle zaczęła lecieć mu krew, a rana na jego kolanie okazała się być naprawdę spora

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pogoda była naprawdę przyjemna, chociaż dla Marianne nieco za ciepło, by sama zdecydowała się na jakiś wysiłek fizyczny. Zasadniczo to, nawet jakby było chłodniej, raczej by w tych kierunkach się nie skłaniała. Zdecydowanie dla niej park był idealnym miejscem do posiedzenia na ławce, naładowania się podczas relaksu i tyle. Przy tym jednak całkiem podziwiała aktywne fizycznie osoby, więc pewnie dzięki temu też, że przykuwały jej wzrok, zwróciła uwagę na nieznajomego mężczyznę i do niego podeszła. Nie była do końca pewna, jak powinna się zachować, ale tez nigdy nie należała do osób, które bały się wejść w interakcje z kimś, kogo nie znają. Poza tym na jej oko nieznajomy faktycznie mógł potrzebować pomocy, chociaż... co ona mogła o tym wiedzieć? Nie mniej jednak nie odeszła od razu po tym, jak mężczyzna stwierdził, że wszystko z nim w porządku, zamiast tego uważniej mu się przyjrzała, nadal nie będąc pewną, czy powinna mu zaufać. Jego słowa też nieco ją zaskoczyły. Niby sama miała tendencję do wpadania w tarapaty i robienia głupot, a jej stan zdrowia był, jak się okazuje fatalny, ale jednak co innego co jakiś czas mieć krwotok z nosa, a co innego się wywalić, prawda? Z drugiej strony ponownie - niekoniecznie powinna się jakkolwiek wypowiadać w tematach około medycznych.
- Bardzo często? - podpytała, mając nadzieję, że nieco lepiej jej to wyjaśni, chociaż w zasadzie mógł też ją zignorować, skoro była obcą kobietą zadającą mu pytania. Inna sprawa, że Marianne natomiast nie mogła zignorować krwi, która nagle pojawiła się na kolanie nieznajomego. Aż podskoczyła, zaskoczona tym widokiem. - Krwawisz! - poinformowała go w mało delikatny, ale dość charakterystyczny dla swojej ekspresyjnej osoby sposób. - Mam w torebce na pewno jakieś chusteczki, ale najpierw chodźmy usiąść na ławkę. Możesz sam iść? - zapytała, a przy tym nieco bez pardonu nadstawiła swoje ramię, by mimo odpowiedzi, jakoś mu pomóc. Na pewno ani myślała tak po prostu go tutaj zostawiać samego sobie, tym bardziej w takim stanie. Może też cierpiał na jakąś chorobę, której Chambers nie rozumiała? Ani myślała oceniać, ale sama bardzo często korzystała z życzliwości innych w takiej chwili, więc w zasadzie miłą odmianą było zająć drugą stronę i pomóc komuś, kto tego potrzebował.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Owszem pogoda bardzo dopisywała, były idealne warunki do tego, by poćwiczyć na świeżym powietrzu. I w tym przypadku, oboje się różnili – ona nie lubiła ćwiczeń, on natomiast mógł ćwiczyć nawet w najbardziej surowych warunkach jak chłód, śnieg czy nawet deszcz. Jeżeli coś komu sprawia przyjemność to nic nie powinno sprawiać problemów w tej kwestii. Park dla niego był idealnym miejscem do ćwiczeń, owszem od tego typu zajęć są oczywiście boiska czy specjalnie przygotowane miejsca. Ale właśnie takie ciche i spokojne otoczenie, było dla niego najlepszym miejscem do wykonywania drobnych ćwiczeń.
Po upadku oczywiście poczuł ból… a dokładnie pieczenie na prawym kolanie z którego niespodziewanie zaczęła lecieć krew. Grayson w tym momencie był głupi… nie posłuchał się lekarza kierującego jego kolanem, który jasno zakazał mu jakichkolwiek ćwiczeń – nawet tych delikatnych. Podejście dziewczyny było dla niego bardzo zaskakujące, ponieważ obecne społeczeństwo jest obojętne na krzywdę innych osób – zdecydowanie preferują założenie słuchawek na uszy, bądź skierowanie wzroku na drugą stronę, udając że nic się nie widziało. Uśmiechnął się delikatnie wdzięcznie do kobiety, a następnie z lekkim bólem podniósł się i usiadł na ławkę.
- Mniej więcej kilka razy w tygodniu. Mam kontuzje kolana, która uniemożliwia mi zbytnie trenowanie – powiedział przyciskając kolano w celu zatamowania krwotoku. Nie było to zbyt wielkie krwawienie, więc można stwierdzić, że rana była z tych mniej poważnych.
- Naprawdę bardzo dziękuję za pomoc. Spokojnie, to nic poważnego – odpowiedział biorąc niezręcznie od kobiety chusteczkę, i mocniej przycisnął ranę. Tak jak się spodziewał, ludzie którzy przechodzili obok nich, nawet na odrobinę nie skierowali spojrzenia w ich stronę, nie mówiąc o tym by zainteresować się sprawą. Dobrze, że są jeszcze tacy ludzie jak Marianna, którzy są skorzy do pomocy potrzebującym, kiedy tego potrzebują.
- Tak poza tym, to Grayson jestem. Miło mi cię poznać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dzisiejszy dzień był chyba jednym z tych, o których spokojnie można nazwać bardzo intensywnym. Przez ostatni tydzień jej życie przypominało maraton. Wstawała bardzo wcześnie, jadła oczywiście przygotowane wcześniej śniadanie, zamawiala ubera. Potem przez kilka godzin siedziala w telewizji,nagryeakac kolejny program. I tak codziennie. Brak czasu na cokolwiek dla siebie tak dał jej popalić, że w trakcie jednego z nagrań Amanda po prostu wyszła. Widziała, że nazajutrz wyląduje na dywaniku. Ale w tym momencie nic ją nie obchodziło. Gorzej będzie jeżeli rodzice się o tym dowiedzą. W końcu nazwisko Winfield było powszechnie znane.
Przebrała się pośpiesznie. Narzucona bluza sportowa nawet nie została zapięta, kiedy wyszła ze swojego apartamentowca, po drodze oczywiście zwinęła aparat z holu. Musiała dostać się do najbliższego postoju taksówek, aby stamtąd złapać jedna z nich. Mogła oczywiście zamówić ponownie ubera, tylko był jeden problem. W połowie drogi uświadomiła sobie, że nie zabrała telefonu. Trudno - niech świat się trochę o nią pomartwi.. I właśnie wtedy, gdy postanowiła zatrzymać sie, aby zrobić kilka zdjęć grupie bawiących się dzieci, zerwał się mocniejszy wiatr, który zabrał z jej szyi niezwiązaną arafatkę, która nosiła niezależnie od tego, czy było zimno - czy dosłownie żar łał się z nieba...
Tkanina płynęła niesiona przez powietrze. A Amamda zamiast udać się na taxi pognała za szalem przez plac... Nie patrząc, że prawie wlazila na innych spacerowiczów.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Olympic Sculpture Park”