WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie spodziewał się niczego dobrego po swoim biologicznym ojcu. Nie spodziewał się właściwie niczego od kiedy ten odszedł. Nie poświęcał temu czasu i z góry zakładał, że właśnie wtedy skończyło się wszystko co było z nim powiązane. Okazywało się jednak, że było to szalenie naiwne, a niewiedza stała się problematyczna zamiast służyć jako błoga ucieczka. Wciągnięty w życie (a dokładniej jego 'służbowy' aspekt) prawie obcego mu człowieka Travis nie wiedział do końca w którą stronę powinien się obrócić gdy na światło dzienne wyszły przekręty i na razie zapewne jedynie wierzchołek góry lodowej. Cavanagh myślał jednak, że przynajmniej przyjdzie mu skupić się na tym jednym problemie, jednym rozległym problemie. Los jednak ostatnimi czasy lubił grać mu na nosie. Dla zabawy, najpewniej, tylko on mógłby mieć takie poczucie humoru.
Dlaczego akurat ta bransoletka? Dlaczego ona wpadła mu w ręce, dlaczego podarował ją akurat Vivian? Dlaczego akurat jej? Miał ochotę walić głową w ścianę gdy po raz kolejny nie odbierała od niego połączeń mimo tego, że ewidentnie był sygnał. Robiła to umyślnie. Musiała. Nikt w dzisiejszych czasach nie mógłby się przynajmniej nie zorientować pod koniec dnia, że miał kilka nieodebranych połączeń. Uważał też, że należało mu się przynajmniej to jedno. Od kiedy się rozstali w żaden sposób nie zawracał jej głowy, o nic nie prosił, niczego nie potrzebował. Był przykładnym, obojętnym eks. Gdyby mijali się w sklepowej alejce mógłby nawet udawać, że się nie znają.
Oderwał wzrok od monitora gdy komórka od wibracji zaczęła przesuwać się po biurku. Spojrzał na jej ekran, by na wyświetlaczu zobaczyć Vivan z dorysowanymi diablimi rogami podpisaną jako: ‘kfjskfas’. W desperacji chciał odebrać od razu. Zależało mu na tej rozmowie, nie dało się tego ukryć, ale głosik z tyłu głowy podpowiedział mu, że skoro on tyle czekał, to i jej nie zbawi kilka sekund.
-No proszę bardzo, kto się postanowił odezwać z zaświatów. – W końcu przeciągnął zieloną słuchawkę po ekranie. –Taka zajęta byłaś przepływaniem przez Styks? – Zagaił złośliwie, robiąc miny gdy mówił. –To takie naprawdę trudne było? Chyba bym nie dzwonił jakby nie chodziło o coś ważnego, ale świat by się, kurwa, dookoła palił i byś nie odebrała. – Słychać było, że nie sypiał ostatnio szczególnie dobrze? Miał płacić za błędy faceta, którego nie było w jego życiu dłużej niż w nim był. To jakiś chory żart musiał być. Lot przejęty przez terrorystów wydawał się przy tym łatwiejszy do zaakceptowania. A w tym wszystkim Liberto musiała dorzucić swoje 5 centów, jakby inaczej? –Powinienem się rozłączyć. – Mruknął, zaraz po prychnięciu. –Sama musiałabyś sobie radzić z czymkolwiek teraz do mnie dzwonisz… Ale. No ale nadal potrzebuję odzyskać od ciebie tą bransoletkę, którą ci dałem. Chyba ją nadal masz? – Wolał już teraz o niej wspomnieć nim Vivan wyleje swój własny potok, który niewątpliwie nadchodził jak burza po wzbierającym się wietrze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- To damska toaleta – stwierdziła oschle do odbicia w lustrze prezentującego mało atrakcyjnego acz rosłego chłopa z surowym wyrazem twarzy. Wyglądał, jakby miał rozwolnienie i nie wiedział, czy lepiej będzie robić to w damskiej czy w męskiej przy okazji kalając dobre imię wśród kolegów lub innych mężczyzn. Mimo jego niezadowolonej miny Vivian nie odwróciła wzroku. Wciąż patrzyła w odbicie, które zaczęło się rozglądać a gdy z ostatniej kabiny wyszła kobieta, wygonił ją przy tym prezentując swój dziwny akcent.
- Hej, powiedziałam coś, palancie. – Bycie miłą się skończyło. Nie dość, że pakował się do środka, to jeszcze wyrzucał stąd ludzi, jakby to była jego prywatna latryna. Facet jednak wciąż nie reagował i całe szczęście wrócił się do wyjścia, lecz zniknął w nim tylko na chwilę. Na drobną sekundę, po której dołączył do niego kolejny nieco przystojniejszy, starszawy i dobrze znany Vivian mężczyzna. Kojarzyła jego twarz. Każdy kto znał bogatych ludzi w Seattle znał jego nazwisko.
Van Halen, jeden z największych inwestorów w mieście wszedł do damskiej toalety i przeszywał ją wzrokiem co najmniej tak, jakby chciał jej odgryźć kawałek ciała.
- Pan van Halen. – Pokazała, że go zna jednocześnie odwracając się tyłem do umywalek. Wolała patrzeć na niego niż na odbicie. Kto wie, co by zrobił gdyby zbyt długo znajdował się za nią?
- A pani to..?[ – zapytał lustrując ją wzrokiem.
- Asystentka redaktora.. – Ten rosły nie dokończył. Van Halen przerwał mu gestem dłoni, którą zaraz sięgnął do prawej ręki Liberto. Od razu się wyrwała.
- Nie ładnie. – Cmoknął niezadowolony. – Nie dość, że nosi pani kradzioną biżuterię to jeszcze nie umie się pani zachować. – Pokiwał głową dając do zrozumienia, że wiedział więcej niż ona.
Pieprzony prezent Cavanagh. W co on ją wpakował?

Zamknij się! Krzyczała w głowie, gdy Travis nawijał swoją gadkę. Cudem dotrwała do końca przyjęcia. W końcu nie chciała stracić pracy, na której bardzo jej zależało. Może i była tylko asystentką, ale dzięki temu i kontaktom redaktora, mogła załatwić wszystko. Wystarczyło, że powoływała się na jego nazwisko i mogła poprosić o wiele, nawet o rękopis nowej części popularnej sagi. Wiedziała, że dzięki temu i sama kiedyś się ustawi, ale na razie trzymała rękę na pulsie. Na tym kołaczącym i rozdygotanym sercu, przez które przelewała się fala ogromnego stresu.
- Co wy wszyscy – kurwa – macie do tej bransoletki? – warknęła wściekła, że dzisiaj już drugi facet z wielką pretensją lub groźbą nawijał o błyskotce, którą dzisiaj założyła. Jasne, lubiła ją. Dostała ją od byłego chłopaka, ale pasowała do wielu rzeczy. Miała też serce i wiedziała co to sentyment. Travis nie był tego świadom, ale był jednym z pierwszych partnerów, których miała w nowym życiu. W tym, które lubiła i szanowała. Nie zamierzała go wymazywać tylko dlatego, bo ostatecznie się nie dogadali.
- W coś ty mnie wpakował Travis? – zapytała wciąż wściekła, ale pół szeptem, bo właśnie wracała Uberem do domu. Miała ochotę zmyć z siebie ten wieczór i dłonie obleśnego gościa, których w starym życiu przeżyła wielu, ale w tym.. w tym nie chciała mieć z takimi do czynienia. – Tak, jasne, że mam tę piekielną bransoletkę i wiesz co? Założyłam ją dzisiaj na przyjęcie pełne wielkich szych i jeden z nich.. Ukradłeś ją? – Jeszcze mocniej ściszyła głos. – Bransoletkę, kolczyki i naszyjnik? – Sprecyzowała dając do zrozumienia, że wiedziała o wszystkim, więc jeżeli chciał ściemniać, to za późno. Nie wykręci się – cholerny złodziej. – Jak mogłeś mi ją dać?! – Uniosła się, ale nadal starała się to robić ciszej niż naturalnie. Kierowca Ubera nie był Amerykaninem, ale na pewno rozumiał przynajmniej połowę z tego co mówiła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wszyscy? Zmarszczył brwi. Rozumiał, jak do niego, jako potomka, trafiły żądania zwrotu cennego kompletu, ale Vivan? Oprócz bycia w posiadaniu drobnego prezentu (jak miał nadzieję, a potwierdzenie zyskał dopiero po kilku sekundach), nie powinna była być w to w żaden sposób zaplątana. Jaka w końcu istniała szansa, że okradziona osoba mieszkała nawet w Seattle? Cavanagh podejrzewał, że Earl (biologiczny ojciec) musiał zawinąć biżuterię jeszcze w latach swojej młodości gdy jeździł po kraju ze swoim zespołem. To wyjaśniałoby dlaczego przez przypadek jego zdobycz wylądowała w rodzinnych gratach na strychu już długo po rozwodzie z Sharon (matką Travisa).
-W nic. – Odparł szybko, właściwie prawie na Vivan naskakując, chociaż tego co się działo nie można było nazwać ‘niczym’. Nie wydzwaniałby tak do niej gdyby o ‘nic’ nie chodziło. –Nicz- – Nie zdążył dokończyć, gdy padł ciąg dalszy. Fantastycznie. Prawowity właściciel działał najwyraźniej na więcej niż jednym froncie. Cavangh martwiąc się już o życie swoich najbliższych i swoje do kompletu miał teraz jeszcze jego byłą. Potarł swoją skroń wolną rękę. –Jasne, kurwa! Takie miałem hobby. W wolnym czasie okradałem jakiejś szychy, żeby później moja dziewczyna paradowała z ich własnością na nadgarstku. – Wyrzucił sarkastycznie. –Dobrze wiedzieć, że masz o mnie takie wygórowane zdanie. – Nie brał pod uwagę jak musiało to wyglądać z perspektywy Liberto. Nie można było powiedzieć, że szczególnie z tego słynął wcześniej, ale wrażenia z ostatnich… Nie miał za bardzo ostatnio czasu wziąć po prostu wdechu i się zrelaksować. No cóż, może trochę miał, próbował, ale nie wszyło mu to szczególnie na dobre. Brakowało cierpliwości i trzeźwości umysłu.
-Nie ukradłem tej pierdolonej biżuterii. – Przyznał w końcu, też starając się utrzymać swój ton ciszej niż wskazywałoby na to napięcie w jego głosie. –Nie miałem pojęcia, że jest kradziona, aż do… czekaj, ale ty ją nadal masz, tak? Nie zabrał ci jej? – Odnalezienie reszty powinno być łatwiejsze posiadając chociaż jeden element. Nie wiedział jeszcze dokładnie jak powinien się za to zabrać oprócz sprawdzenia ponownie strychu, ale to musiał być jakiś początek. –Jak się nazywał? – Musiał się upewnić, że to, aby na pewno ta sama osoba, a nie podwójne problemy, jakby i tak nie było ich już wystarczająco. –I co mu powiedziałaś? - Podniósł się impulsywnie z miejsca, intensywnie wpatrując się w blat biurka, ślepo, tak naprawdę wyczekując przede wszystkim odpowiedzi, jeszcze nie do końca pewien co z nią zrobi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Była dziewczyna – podkreśliła, jakby z całego potoku słów właśnie to było najważniejsze. Wcale nie. Ona sama tak nie uważała, ale skoro prowadzili agresywną rozmowę, każde z nich czepiało się wszystkiego, czego tylko mogło. Naprawdę wszystko było dobre, nawet źle sformułowane słowa, które w tej chwili nie miały żadnego znaczenia. Nie dla Liberto, która w środku wciąż drżała a ręce szczypały nieprzyjemnie, jakby van Halen wciąż ją trzymał za przedramię.
Oparła potylice o zagłówek i spojrzała za okno; na ciemne miasto i roześmianych ludzi, którzy byli po paru głębszych. Mogła być tą osobą, gdyby tylko nie uznała, że bransoletka dopełni całości jej dzisiejszego stroju. Jeden wybór. Wystarczył jeden, żeby wpakować ją w kłopoty.
- Nie zabrał, bo zażądał zwrotu całego kompletu. Powiedział, że mam oddać mu całość albo.. – Nie dokończyła zerkając na kierowcę, który ani drgnął. W tej chwili nie chodziło tylko o niego, ale o to, że nawet nie chciała powtarzać słów starego pryka. – Może pan pogłośnić radio? – zapytała Uber drivera, który od razu sięgnął do gałki i podkręcił muzykę, która wyraźniej wypełniła przestrzeń samochodu.
Uniosła spojrzenie na sufit pewna, że powinna postąpić inaczej. Wystarczyło powiedzieć prawdę nakierowując faceta na Cavanagh. Miałaby go z głowy i nie musiałaby przejmować błyskotką, która wciąż tkwiła na jej nadgarstku. Byłaby wolna i na pewno czułaby się bezpieczniej niż teraz.
- Posłuchaj Travis. – Nie zamierzała odpowiedzieć na jego pytania. Nie od razu. – Ty mnie w to wpakowałeś. Facet wie, gdzie pracuje. Nie zdziwię się, jak niebawem zapuka do drzwi mieszkania, więc to lepiej ty odpowiedź mi na pytanie – czy masz resztę biżuterii? Kolczyki i naszyjnik? – Bez nich mogła od razu zacząć się pakować, dlatego musiała znać odpowiedz. Domagała się jej, bo tu chodziło o bezpieczeństwo, o które tak długo walczyła, a jakie teraz zostało brutalnie odebrane.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Wtedy. Wtedy dziewczyną. Słówek się czepiasz. Wyobraź sobie, że nie zapomniałem, że nie jesteśmy już razem. – Mruknął sfrustrowany, zaciskając palce mocniej na komórce. To było niekonieczne. Kobieta oczywiście wcale nie miała wglądu do jego umysłu w którym całkowicie oczywistym było, że mówił o czasie przeszłym. Tym w którym podarował jej tą bransoletkę i tym samym w którym dokonał domniemanej kradzieży. –Aktualna partnerka odbiera ode mnie telefony. – Dorzucił jeszcze, wcale nie mając zamiaru dać jej o tym zapomnieć.
Zacisnął oczy opuszczając głowę. Oczywiście, że jej zagroził. Miał to najwyraźniej w swoim M.O. i był to człowiek, który nosił się jak ktoś kto zdecydowanie jest skłonny dopełnić swoich gróźb. Nie chciał tego doświadczyć. Żadne z nich nie będzie cierpieć z powodu tej głupiej biżuterii, z powodu Earla. Zniknął gdzieś, cwaniak, omijając wszystkie te porywające atrakcje.
-Ty mnie w- – Zaczął po niej powtarzać z kpiącym tonem, nie mogąc strawić, że to miała być jego wina. Gest, który wtedy był wyrazem jego sympatii. To mogła była być każda inna błyskotka, ale właśnie ta wtedy wpadła mu w dłonie. Sympatii. Zacisnął szczękę, później westchnął ciężko opierając się głową o szafkę nad biurkiem. –Pracuję nad tym. – Przyznał. Miał kłamać? Bardzo szybko zorientowałaby się, że reszta nie jest w jego posiadaniu. –Nie… – Wypuścił powietrze z płuc. –Nie jestem pewien gdzie mogą być. Jeszcze. – Odsunął się od biurka, teraz podchodząc do okna. –Spotkajmy się. Zrób zdjęcia tej bransoletki i schowaj ją w bezpieczne miejsce. – Odchylił nieco roletę. Upomnienie o biżuterię znalazło się u niego w samochodzie, ale, podobnie jak Vivan, wcale nie zdziwiłby się gdyby van Helen już wiedział gdzie mieszka i on. Nie trudno byłoby go śledzić, nie trudno byłoby znaleźć tą informację, skoro mógł odnaleźć go na pierwszym miejscu.
-Tylko nie myśl sobie, że mi na tym jakoś mniej zależy. Nie chce mieć tego gościa na karku. Tego, którego imienia nie potwierdziłaś. On ma chyba do tych błyskotek jakiś sentyment. – Mruknął nie wiedzieć dlaczego. Chyba sam starał się po prostu zrozumieć dlaczego ktoś go teraz przez to chce przeciągać już lata po fakcie. –Jest na niej coś wygrawerowane? W jakiś… w jakiś nieoczywistym miejscu, nie wiem, może układ jest gdzieś niesymetryczny…? – Nie dałby czegoś co miało całkiem oczywisty napis dedykujący przedmiot dla kogoś innego, drobniejsze jednak dodatki mógł przeoczyć, oboje mogli. Niestety, problematyczna biżuteria tkwiąca na dłoni Vivan nie wydawała się wcale mieć żadnych specyficznych elementów, poza tym, że ewidentnie nie była tanią reprezentacją w swojej kategorii. Elegancka, ze szlachetnego metalu jakim było złoto, z kamieniami jadeitu, jednocześnie bez krzykliwego przepychu. Dla niewprawionego oka (takiego jak na przykład Travisa) bransoletka nie wyglądała wcale na niewiarygodnie cenną w kwestii pieniężnej, wręcz skromną, toteż idealną jako niezobowiązujący, acz miły gest dla wtedy dziewczyny. Earl też nie miał pojęcia co kradnie, gdy się tego podejmował i bardzo możliwe, że do tej pory się o tym nie przekonał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pracuje nad tym. Słysząc te słowa poczuła jak zapada się w tyle siedzenie ubera. Serce na moment stanęła a w głowie zahuczało, bo właśnie dowiedziała się, że reszty biżuterii nie było. Że tak po prostu jej nie odzyska lub nie zdobędzie i nie odda w ręce starucha śmierdzącego nadmiarem zbyt ostrej wody kolońskiej. Czy to oznaczało, że powinna zacząć się pakować i znów uciekać. Cholera jasna! Dopiero niedawno poczuła się w Seattle jak u siebie. Miała pracę, wynajęte mieszkanie, paru znajomych i pewność, że skoro nikt przez tyle lat nie upomniał się o jej osobę, to może rzeczywiście mogła odetchnąć. A jednak.. jak nie jej własne gówno, to dosięgnęły ją czyjeś szczyny.
W uszach wciąż gwizdało a kolejne słowa Cavanagh słyszała jak przez grube szkło. Nie wszystko do niej dotarło. Nie tylko zdania, ale również zgubiła ich sens. Przeraziła się i ten strach opanował całe ciało nie pozwalając na dalsze zagłębianie się w szczegóły, jakby większa wiedza sprawiła, że będzie w tym tkwić aż po same uszy. Tylko, czy już nie tkwiła? Wpadła jak śliwka w kompot, bo miała serce i sentyment do nawet nieudanych relacji.
Mimowolnie odsunęła telefon od ucha, zakryła dłonią oczy i wzięła parę głębokich wdechów. Przez głośną muzykę nie słyszała, że Travis dalej coś mówił. Nawet gdyby, to w tym stanie by go nie zrozumiała. Nie przyjmowała z zewnątrz żadnych bodźców. Za bardzo się bała i zarazem już planowała ewentualną ucieczkę, przed czym silnie się broniła. Nie chciała znów do tego wracać. Szukać stabilności, gdzie indziej, gdzie być może się nie przyswoi.
Co robić? Zapytała samą siebie i wreszcie na nowo przyłożyła telefon do ucha.
- Travis. – On już pewnie stracił wiarę, że w ogóle była po drugiej stronie, bo reagowała na żadne słowa ani tym bardziej na ewentualne wołanie tuż po tym, gdy nie uzyskał żadnej odpowiedzi. – Nie powiedziałam, że mam ją od ciebie – Wcześniej o to pytał, ale nie była skłonna zdradzić, że wcale taka głupia nie była. Nie była też na tyle wredna, żeby bez ewentualnej rozmowy wrobić byłego chłopaka – a powinna. Teraz wiedziała, że powinna oddać bransoletkę i zrzucić wszystko na Cavanagh. Kiedyś zrobiłaby to bez mrugnięcia oka tylko, że nie chciała być taką osobą, jak dawniej. – Skłamałam, że kupiłam ją od szemranego gościa z rogu – Podała nazwy ulic, które każdy mieszkaniec kojarzył. To nie była dobra okolica. Pełno tam handlarzy wszelkiego rodzaju, więc niczym dziwnym byłoby, gdyby kradziona bransoletka trafiła właśnie tam (zwłaszcza po latach). – Van Hanel nie chciał uwierzyć – Świadomie zdradziła jego nazwisko, ale oczywiście zrobiła to szeptem, ledwie słyszalnie. – ale go przekonałam. – Travis nie musiał wiedzieć w jaki sposób. Ona też nie zamierzała tłumaczyć, że trzymała w torebce dragi dla swego szefa, który przecież nie chciał być z nimi przyłapany, lecz chciał być gotów w razie gdyby nabrał ochoty. Ten jeden mały woreczek przekonał van Halena, że kobieta bywała w tamtej okolicy na zakupach.
- Wracam do domu. Jutro dam ci znać, o której mogę się spotkać. – Nie zamierzała nagle brać urlopu lub olewać pracę. Musiała zachowywać się naturalnie, jeżeli zamierzała przekonać gościa, że była niewinna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z momentem gdy przestał mówić, a kobieta nadal milczała odsunął od ucha słuchawkę by sprawdzić czy, aby na pewno nadal trwa połączenie. Trwa. Nie rozłączyła się. –Vivan? – Puścił pytanie w głuchy eter. –Vivan, jesteś tam? – Coś się stało? Może mężczyzna uznał, że jej nie potrzebuje i postanowił się jej pozbyć. Tylko, co? Wyłączył najpierw mikrofon? Mimo nielogiczności, Cavanagh zaczął się martwić, że kobietę w jakiś sposób skrzywdzono, może użyto ją zaledwie jako przynęty. Naoglądałeś się za dużo filmów.Vi, odezwij się. – Serce mimowolnie przyspieszyło, a dłoń trzymająca komórkę zaczęła się pocić. Przełożył ją do drugiej, wycierając ją o spodnie, by zaraz uchylić okno. Znowu sprawdził ekran, sekundy przeskakiwały, jedna po drugiej, odliczając ciszę niczym krople tortury.
-Kurde, Vivan! Bardzo słabe okoliczności na taką ciszę w eterze. – Wyrzucił zaledwie z nutką ulgi, ale przede wszystkim dominującym zdenerwowaniem. Na chwilę nawet odsunął głowę od urządzenia, żeby wyraźniej odetchnąć. Co za głupoty sobie wyobrażał. Nie było szczególnie podnoszącym na duchu co było alternatywą. Nie chciał wcale rejestrować przez co Liberto musiała teraz przechodzić, potrafił to sobie bardzo dobrze wyobrazić i wcale nie gustował w takim ściskającym żołądek chłodzie. –Uhm… dzięki. – Zdziwiło go to? Może trochę. Wcale nie sądził, że powinna była chronić jego plecy, nie wiedział (jeszcze) nawet jakie miało to znaczenie, że facet by się dowiedział. W końcu, najprawdopodobniej ten sam zgłosił się też do niego.
-Przekonałaś? – Powtórzył po niej krzywiąc się w zastanowieniu. Nie odnosił wrażenia jakoby van Helen należał do osób łatwo gnących się do sugestii innych. Szalenie zależało mu też na biżuterii, która w rękach pierwszego lepszego sprzedawcy mogłaby daleko już zawędrować. Cavanagh wcale nie miał pewności, że właśnie to nie stało się z kolczykami i naszyjnikiem. Earl mógł opchnąć je gdy spotkał się z kolejnymi finansowymi problemami i teraz jedyne co po tym zostało to właśnie ta bransoletka.
-Okej. – Pokiwał głową. –Tak jak mówiłem zrób jej zdjęcie i ją gdzieś ukryj. Tą bransoletkę. - Wątpił by ona wystarczyła by wykupić z powrotem ich życie takim jakim było przed tym wielkim nieporozumieniem, ale na pewno nie polepszyliby swojej sytuacji gdyby ją zgubili. Przełknął ślinę na samą myśl, zerkając mimowolnie na ścianę za którą tkwiła sypialnia jego i Asli. Nie tylko on i Vivan płaciliby za taki błąd.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Umiem przekonać każdego mężczyznę, nawet jeśli ten chętnie widziałby mnie martwą. – Ostatnie słowo wypowiedziała z ledwością. Widziała w życiu wiele rzeczy. Miała też do czynienia ze zwłokami zaćpanych prostytutek lub tych zamordowanych przez fetyszystowskich klientów. To jednak nie zmieniało faktu, że ciężko znosiła podobne akcje a tym bardziej jawne groźby skierowane w jej kierunku. To było coś, do czego nie da się przywyknąć. Do głupich odzywek owszem, ale Vivian potrafiła ocenić, czy miała do czynienia z frajerem czy kimś, kto mówił całkowicie poważnie. Van Halen był poważny i dał jej jasno do zrozumienia, że powinna się go bać.
- W samochodzie jest za ciemno. Wrócę do mieszkania i zrobię zdjęcie. – Nie miała powodów, żeby się z nim kłócić albo nie słuchać. Jeżeli chciał zdjęcie, to je zrobi, chociaż nie była teraz niczego pewna. Na przykład tego, czy Van Halen nie obserwował jej telefonu. Mógłby, ale czy miał dojścia? Tego nie wiedziała. Nie znała gościa, nie licząc jego osiągnięć i ewentualnej wartości finansowej. Pracując dla redaktora musiała się orientować. Wiedzieć i widzieć wszystko, a przynajmniej więcej niż typa sekretarka. Nie była nią. Była cholerą asystentką, która w kalendarzu miała zapisane daty urodzin, rocznic i wszystkich innych ważnych świąt osób nie tylko z rodziny redaktora, ale także jego przyjaciół i całej reszty śmietanki towarzyskiej Seattle.
- Travis – Raz jeszcze go przywołała. – Proszę, znajdź resztę kolekcji. – Co innego mogła zrobić? Sama nie miała pojęcia, gdzie znajdują się kolczyki i naszyjnik. Nie posiadała takiej wiedzy i choć łatwo byłoby wrobić Travisa samej umywając ręce, to z początku nie mogła tego zrobić.
Teraz.. prze chwilę rozważała tę opcję.
- Jutro się odezwę.
Rozłączyła się i westchnęła ciężko tempo patrząc za boczną szybę.
Kurwa. Ja pierdolę.

z/tx2

autor

Zablokowany

Wróć do „Telefony”