WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miała za sobą wiele rozmów z synem, uświadamiających, że Mason nie jest i nie będzie jego ojcem. Chłopiec nigdy nie próbował przekonać ich, że musi być inaczej. Nie do końca znał znaczenie słowa „tata”, więc może tu Marcy miała przewagę nad synem. Nie próbowała niczego na siłę. Gdy będzie kiedyś z kimś w poważnym związku, że strzeli ją w końcu strzała amora i na ślub jej przyjdzie chęć, wtedy Phin będzie miał ojca. Zastępczego właściwie, bo prawdziwego już ma, gdzieś tam w świecie. Mimo wszystko, czułe gesty ze strony Masona wobec Phina były bardzo ważne, bo było to coś zupełnie innego jakby Marcy miała przytulać chłopca czy brać na kolana. Pozwalała na to, zadowolona, że Phin czuje się tak swobodnie przy Masonie, a przede wszystkim – uwielbiał go. Nic więcej nie potrzebowała, skoro Alderidge odwzajemniał sympatię i starał się dla nich.
- No okej, ważna jest zabawa, prawda? – odparł z uśmiechem, a Marcy pokiwała głową z uznaniem. Phinowi aż tak nie zależało na wygranej, co oznajmił głośno; może chciał dać po prostu fory swojemu dzisiejszemu partnerowi? Chłopiec był zwinny i mógł naprawdę zdobyć pierwsze miejsce, ale dziś chciał się tylko bawić i pokazać innym dzieciom, gangowi z piaskownicy, że nie jest gorszy, bo ma Masona. Marcy chciała złapać syna za rękę, ale nie dał się, chwytając obiema rączkami wujka. Uniosła brwi zaskoczona, ale zmierzwiła mu tylko włosy.
Phin uśmiechnął się nieco zawstydzony na słowa Masona, ale po chwili pokiwał głową energetycznie. Podobał mu się taki pomysł.
- O, będziesz uczył się od najlepszych, a ja chętnie pójdę w tym czasie na paznokcie – odparła, oczywiście żartując o paznokciach. Chociaż miała ochotę pójść raz, zrelaksować się i wypić szampana na wygodnym siedzeniu. Pewnie, gdyby Mason zabrał go ze sobą, ona działałaby w kuchni, a Phin byłby żywnie zainteresowany rysunkami, szkicami i całą pracą Alderidge'a. Jego domy pewnie wyglądałyby tak słabo jak ludzie, ale właśnie tak dziecko rozwija się najlepiej, dając mu działać.
Marcy posłała Masonowi wdzięczne spojrzenie, uśmiechając się przy tym lekko. Była jego dłużniczką, pewnie nie wyjdzie z tego już do końca życia, ale jeśli miało to ulżyć jej i Phinowi, była gotowa sprzedać duszę Diabłu. Ruszyli w stronę pierwszej konkurencji, a Marcy w międzyczasie schowała rysunek do teczki, bo była przygotowana na takie ewentualności jak arcydzieła syna. Phin nie puszczał dłoni Masona, zadowolony, że będzie mógł bawić się w końcu z facetem, a nie mamą.
- No... już nie odpalił, padł śmiercią naturalną - Marcy westchnęła ciężko, wzruszając ramionami. Uciekała trochę spojrzeniem, zawstydzona, ale to nie było tak, że uniosła się dumą! Nie chciała mu się tak narzucać. Radzili sobie jakoś komunikacją miejską, po prostu wcześniej musieli wstawać i później wracali, ale to nic, pogoda ostatnio jest przyjemna, więc mogą sobie pozwolić. - Ale muszę dostać się do lekarza niedługo z Phinem i sobą, więc... wtedy mógłbyś nam pomóc, wiesz, z podwózką. Muszę znaleźć coś w końcu. Albo nawet lepiej, Ty nam coś znajdź, w miarę w moim przedziale, bo jak widać, mi to nie wychodzi - parsknęła śmiechem, stając przy jednym z worków.
Phin wskoczył od razu w jeden. Konkurencja polegała na wyścigu dzieci najpierw, a następnie ojców, tudzież wujków. Phin więc ustawił się już na starcie, zerkając na Marcy i Masona z podekscytowanym uśmiechem. Marcy była aż cała rozpromieniona.
- Boże, jest taki szczęśliwy. Tylko o tobie mówił, gdy dowiedział się, że będziesz. Dziękuję, naprawdę – powiedziała cicho, obserwując swojego syna, który aż dostał rumieńców od radości.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Właśnie. Zabawa - przytaknął Mason, nawet jeżeli sportowe zacięcie i chęć bycia najlepszym na wielu życiowych płaszczyznach trochę się z tym podejściem kłóciły. Lubił wygrywać, trzymać puchary, świętować z drużyną. Kiedy jeszcze za progiem dorosłego życia czekała na niego sportowa kariera, jego ambicje szybowały zdecydowanie za wysoko. Bycie zwycięzcą weszło mu w nawyk, nawet jeżeli czasami musiał przełknąć gorycz porażki. Ta zdarzała się rzadko, ale jednak była nieodłącznym elementem życia sportowca, toteż przepracowanie tego i wyciągnięcie odpowiednich wniosków na przyszłość było bardzo ważne, aby nie popaść w jakiś obłęd.
Obecnie chodziło jedynie o jakieś zawody w przedszkolu, ale nawet to nie przeszkadzało Masonowi w wierze w to, że mogliby z Phinem wygrać i utrzeć nosa innym dzieciakom oraz ich ojcom.
Może to lepiej, że nie miał własnego dziecka? Może niepotrzebnie przelewałby na nie własne ambicje i frustracje związane z niepowodzeniem?
- Jeżeli potrzebujesz pójść na paznokcie, to mogę się nim zająć - zapewnił, zerkając na Marcy kątem oka. Oczywiście pójście na paznokcie było raczej ogólnym stwierdzeniem, bo przecież byłby pogotowiem opiekuńczym dla każdej sytuacji, w jakiej tylko przyjaciółka by się znalazła i to bez względu na to, czy chodziłoby o nagłą zmianę grafiku w pracy, czy jedynie o chęć spędzenia popołudnia na relaksowaniu się i rozpieszczaniu samej siebie. On i Phin dogadywali się chyba całkiem nieźle, więc kilka wspólnie spędzonych godzin nie byłoby końcem świata, a jeżeli miałoby to odciążyć Marcy to... był skłonny zaryzykować.
- Do lekarza? - powtórzył za nią, pozwalając Phinowi wyrwać rączkę z łagodnego uścisku męskiej dłoni, aby chłopiec mógł się przygotować do pierwszej konkurencji. - Coś się dzieje? - Z Phinem? Z Tobą? - Powiedz tylko kiedy i o której - dodał pospiesznie, ani myśląc o tym, by pozwolić jej tłuc się do i od lekarza komunikacją miejską, szczególnie jeżeli wyniki wypadłyby poniżej jakiejkolwiek normy.
- Trzymamy kciuki! - zawołał za Phinem, kiedy ten po raz ostatni zerknął na niego i swoją mamę, a potem skupił się już tylko na trasie, która z perspektywy biernego widza prezentowała się na dość krótką. Nie takie jednak Mason znał numery i wiedział, że czekała go droga przez mękę na tych kilku metrach.
- Przestań. Cieszę się, że mogę tu z wami być. To lepsze niż kolejny dzień w domu - zapewnił i uśmiechnął się do Marcy, bo ostatecznie przecież był naprawdę zadowolony z tak spędzonego dnia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Musiała odwrócić się na moment od nich, by zdusić atak śmiechu, który miał nadejść lada moment. Podobała jej się ta rywalizacja, która uaktywniła się u przyjaciela. Phinneas pewnie chciałby wygrać, ale całe szczęście nie był chłopcem, który będzie rozpychać się łokciami, byle tylko wygrać. Liczyła się dla niego zabawa, choć już wieczorami snuł domysły czy stanie z Masonem na podium chociaż ze trzy razy, na sześć-siedem konkurencji, w których miał zamiar brać udział. Marcy jednak byłaby wdzięczna, gdyby wygrali, bo już widziała jak rozgrzewa się pewna rodzina, znienawidzona przez nią od początku.
Uśmiechnęła się szerzej, rozbawiona, ale doceniała w głębi duszy jego chęć pomocy. Nie zawsze każdy chciał zostawać z właściwie obcym dzieckiem. Cieszyła się, że ma kogoś takiego jak Mason, bo Phin miał przynajmniej wzorzec mężczyzny: na kogo ma wyrosnąć, jak ma się zachowywać wobec innych, zwłaszcza kobiet i że ma być pomocny. Kogoś takiego mu brakowało, przez idiotyczne błędy matki. Często traciła nadzieję, że będzie kiedykolwiek w takim związku, że Phin będzie miał tatę. Ojciec jego podziewał się gdzieś, nie wiadomo gdzie i nie miała jakichkolwiek nadziei, że teraz pojawi się w ich życiu. Była jednak pewna, że Mason nie porzuci ich tak szybko. A może nigdy? Musi być tylko ostrożna ze swoimi uczuciami wobec niego. Musi wytrzeźwieć. Odkochać się, najlepiej.
- Chętnie pójdę, jeśli ktoś mi sfinansuje to – powiedziała ze śmiechem, zaraz jednak poważniejąc i kręcąc głową. – Żartowałam. Nie chodzę na takie bajery, ale dziękuję, doceniam – dodała, uśmiechając się do Masona z wdzięcznością. Nie wykorzystywałaby go w tak przyziemnych sprawach, a kosmetyczkę zawsze można ustawić sobie tak, by Phin był wtedy na dodatkowych zajęciach z plastyki.
Phin przyszedł do nich jeszcze, a Marcy poprawiła mu bluzkę i rzep na bucie. Musiała mu jeszcze życzyć powodzenia w konkurencji i znów pobiegł do linii startu, wchodząc w niewielki worek przeznaczony dla młodszych zawodników.
- Nic poważnego, tylko źle się czuję ostatnio. Wiesz, stres nie polepsza wad serca. Dostanę pewnie nowe leki i będzie z głowy na kolejne kilka lat – oznajmiła, uśmiechając się znów, choć tak naprawdę dość często ból doskwierał jej trochę bardziej niż powinien. Tego dnia czuła się dobrze, ale poprzedniego wieczoru nie była w stanie wziąć pełnego oddechu. Miała nadzieję, że to tylko chwilowe. – Z kolei Phin dostał jakiegoś uczulenia. Mam nadzieję, że to nie jedzeniowe. Lepiej dmuchać na zimne.
Wkrótce dźwięk gwizdka oznaczył start rywalizacji. Marcy wpatrywała się w swojego syna zacięcie, dopingując mu jednak w ciszy. Gdy Phin był bliski upadku, złapała na moment Masona za nadgarstek w przypływie emocji, ale chłopcu nic się nie stało i wyszedł na prowadzenie. Wiedziała, że ćwiczył tę konkurencję już od dwóch tygodni, tak mu zależało! I wygrał. Aż podskoczyła z radości i krzyknęła do syna „Brawo!”, by po chwili przytulić przyjaciela mocno. Phin wygrzebywał się jeszcze z worka, a gdy przybiegł, objął ich nogi, uśmiechając się szeroko i podskakując w miejscu.
- Wygrałem, mamo! Widziałeś, Mason? WY-GRA-ŁEM! – wykrzyczał podekscytowany, a Marcy uklękła, by objąć chłopca mocno. Ten jednak wyrwał jej się szybko i złapał Masona za rękę, by schylił się do niego. – Też wygrasz, wierzę w ciebie – szepnął, jakby przekazywał mu najdroższą tajemnicę świata.
- No, dalej ogierze, kolej tatusiów. No i wujków – dodała Marcy z rozbawieniem. – Wygraj to. Nie zostawiaj rozbitków.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mason bardzo chciał się roześmiać, ale intuicja podpowiadała mu, że za pozornie niewinnymi żartami kryło się jakieś drugie dno, które on musiał jak najszybciej rozszyfrować. Czy Marcy miała jakieś problemy finansowe? Czy w ostatnim czasie jej sytuacja materialna znacząco się pogorszyła? Czy potrzebowała pomocy, o którą znów nie chciała prosić? Pytań było dużo, odpowiedzi dużo mniej, dlatego Alderidge spiął się, ewidentnie analizując rzeczy, które miały nie za wiele wspólnego z rozgrywającym się właśnie wyścigiem na specjalnie przygotowanym torze.
Dodatkowym zmartwieniem był jej stan zdrowia. Nie wspominała o gorszym samopoczuciu, o tym, że musiała odwiedzić lekarza, że leki dawały słaby skutek. Mason nie pojmował, dlaczego była tak uparta. Rozumiał chęć bycia kobietą niezależną, radzącą sobie na własną rękę, zdeterminowaną do tego, by swoje problemy załatwiać w pojedynkę. Dlaczego jednak nie dawała sobie odrobiny luzu, swobody, dlaczego nie mówiła o troskach dnia codziennego, kiedy Mason pytał, czy wszystko było dobrze. Ciężar odpowiedzialności wynikającej z bycia samotnym rodzicem mógł być przytłaczający, a do Marcy nikt nie miałby pretensji, gdyby wyznała, że z czymś sobie nie radziła.
- Pojadę z wami - zapewnił po raz kolejny, celowo nie komentując dolegliwości, które Marcy zaobserwowała u siebie i syna. Mason zamierzał towarzyszyć im podczas wizyty i osobiście dopilnować, by wszystko zostało załatwione. Egoistycznie nie chodziło jednak jedynie o samo zdrowie Marcy i Phina, ale również o własne samopoczucie mężczyzny. Nie umiałby się skupić, gdyby z przyjaciółką i jej dzieckiem działo się coś złego.
Mason skupił swój wzrok na skaczących w workach dzieciakach, szukając wśród nich przede wszystkim Phina, którego kiedy już odnalazł, nie zamierzał spuścić z oczu. Sam na upadek zareagował raczej obojętnie, bo przecież dookoła nie znajdowało się nic groźnego, co mogłoby doprowadzić do poważniejszej kontuzji. Być może nie powinien zachowywać kamiennej twarzy, ale natura sportowca znów się odezwała i przypomniała, że nie takie upadki sam zaliczał podczas treningów oraz meczów. Bez poświęceń nie było zwycięstwa. Na szczęście Phin tego dnia nie musiał się o tym przekonywać.
- Brawo, chłopaku. Pokazałeś im - rzucił z uznaniem, kiedy Phin znalazł się obok nich. Mason jednym ramieniem objął Marcy, drugą z kolei ułożył na główce chłopca, aby znów rozczochrać jego lekko wilgotne od potu włosy. - No idę, idę - rzucił i zaśmiał się donośnie, kiedy w końcu nadszedł moment sądu, a on musiał wcisnąć się w nieco za mały worek i ruszyć przed siebie dokładnie w chwili, w której po ogromnym placu znów rozległ się dźwięk gwizdka trzymającego pieczę nad zawodami sędziego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie chciała być czyimś zmartwieniem, między innymi dlatego rzadko kiedy dzieliła się swoimi problemami z najbliższymi. Często ją przerastały, ale mogła rozmawiać z przyjaciółkami jedynie o facetach, których właściwie nie było w jej życiu. Nigdy nie chciała rozmawiać o pieniądzach ani ich pożyczać. Mogła za to brać więcej zmian, Phina podrzucając do koleżanek, ale i to powoli sprawiało, że miała wyrzuty sumienia, bo traciła tak cenny czas z własnym jedynym dzieckiem. Ze swoim zdrowiem jednak nie chwaliła się nikomu, bo dotychczas jej wada serca nie uaktywniała się tak bardzo. Wstydziła się jej, bo to ona dyskwalifikowała ją przez osiemnaście długich lat z adopcji. Nie chciała mówić o niej głośno, jakby to miało pomóc jej w dorosłym życiu. Brała leki codziennie, odkąd pamięta, ale teraz działo się tak dużo stresujących sytuacji, że przerosło ją to do reszty. Więc tak - chciała być silną, niezależną, samotną matką, by nie prosić się o pomoc, ale czas jej siły dobiegał końca. Wypalała się. Czuła zmęczenie i chęć posiadania obok siebie kogoś, kto wyręczy ją w niektórych sprawach i przygotuje wieczorem herbatę, bo wszystko wciąż musi robić sama.
On za to wiele przeszedł, więc nie chciała dokładać mu swoich zmartwień. Nie musiał nosić tego brzemienia, nawet jeśli był jej najlepszym przyjacielem. Tym bardziej nie zamierzała mu tego robić. Doceniała jednak fakt, że pomoże im chociaż podwózką. Nie będą musieli tłuc się przez całe miasto, więc Marcy będzie miała więcej siły. Ostatnie takie wypady komunikacją miejską wysysały z niej wszelkie siły, a nie mogła pozwolić sobie na żadne zwolnienie lekarskie. Phin potrzebuje wiele nowych rzeczy, więc nie stać ją na choroby. Czasem płakać jej się chciało z bezsilności, ale to przecież nic nie da, a jedynie pogorszy ich sytuację życiową.
- Dziękuję - odparła z lekkim uśmiechem, na dłuższą chwilę zawieszając spojrzenie na profilu przyjaciela. Nie wiedziała, czym zasłużyła sobie na Masona, ale była wdzięczna za wszystko, co dla nich robił i za to, że po prostu był. Tak jak teraz, tutaj, choć zabawy z dziećmi niekoniecznie należą do tych chcianych i przyjemnych.
Chłopiec cały promieniał na swoją wygraną. Przez całą konkurencję był bardzo skupiony na każdym swoim skoku, nie chcąc przewrócić się. Nie zwracał uwagi na inne dzieci, uznając wszystko za tylko zabawę. Wygrana miała być tylko dodatkiem, który udało mu się zdobyć dzięki swoim długim treningom w domu. Był czerwony na policzkach, a oczy błyszczały mu z radości. Phin objął ich oboje za szyje, śmiejąc się głośno i radośnie. Puścił jednak Masona wkrótce, oplatając w uścisku mamę, by mógł teraz i on zawalczyć.
Wierzyli w niego cały czas, nawet jeśli Marcy często śmiała się pod nosem, bo owszem, wyglądało to wszystko absolutnie przezabawnie. Nigdy nie sądziła, że Mason będzie skakał w ciut przyciasnym worku do ziemniaków i zdobędzie przy tym pierwsze miejsce!
- Jesteś najlepszy, Mason! - Phin pobiegł na metę, by znów uścisnąć Masona mocno. Otrzymali wkrótce swoje złote medale stworzone specjalnie na tę okazję. Marcy podeszła do nich i tym razem ucałowała syna w czoło, a następnie Masona w policzek, obejmując znów ich ponownie. Oparła usta na wysokości ucha przyjaciela, wspinając się przy tym nieco na palcach.
-Nie pamiętam już kiedy był taki szczęśliwy, dziękuję - szepnęła mu na ucho i oparła na moment czoło o jego, uśmiechając się promiennie. - To co? Lemoniada dla moich zwycięzców?
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mason odwzajemnił uśmiech przyjaciółki, chociaż sam uważał, że podziękowania były zbędne. Czuł, że gdyby role się odwróciły i to on pozostałby sam z małym brzdącem, również mógłby na nią liczyć w kryzysowych sytuacjach. Wiedział, że mógłby zadzwonić w sprawie kolki, nieustającego płaczu albo niespodziewanego wypadku, w wyniku którego nie miałby z kim zostawić dziecka. Były to co prawda tylko teoretyczne gdybania, ale przecież znali się nie od dziś i wiedzieli, że mogli na siebie liczyć w każdym, najbardziej patowym momencie swojego życia.
Teraz wolał skupić się na pozytywnych aspektach nie tylko swojego całego życia, ale przede wszystkim beztroskiego dnia spędzonego z Marcy i Phinem. Początkowo naprawdę obawiał się wizyty w przedszkolu, bo przecież wciąż pozostawał dla chłopca kimś obcym. Żadnym wujkiem czy innym kuzynem, a po prostu facetem, który przyjął pewną rolę w jego życiu i bardzo ją polubił. Phin sprawiał wrażenie zadowolonego, tak samo zresztą jak jego mama, a dla Masona to samo w sobie było najlepszą nagrodą.
Naprawdę chciałby powiedzieć, że to liczyło się bardziej niż zwycięstwo, ale to byłoby kłamstwem. Alderidge był nastawiony na wygraną i dokładał wszelkich starań do tego, by ta faktycznie się ziściła. Skakanie w zdecydowanie za małym worku było co prawda męczące i Mason nie uważał, by pasowało do kogoś w jego wieku, ale ponieważ wszyscy ojcowie i wujkowie dookoła robili to samo, on nie zamierzał wychylać się przed szereg i to jeszcze w marudny, gburowaty sposób.
- Nie, to ty jesteś najlepszy - zapewnił, kiedy znalazł się na mecie, pierwsze emocje opadły, a on znów miał okazję do zamienienia paru słów z Marcy i uradowanym Phinem. Ten widok był rozczulający, ale Mason nie tracił rezonu, dlatego bez zawahania przybił maluchowi piątkę. - Mam nadzieję, że nie narobiłem ci wstydu? - zagaił wesoło, zaraz potem zerkając na przyjaciółkę.
- Przestań mi dziękować - upomniał ją i zaśmiał się donośnie, bo przecież musiała zdawać sobie sprawę z tego, jak wiele frajdy sprawiało mu spędzanie czasu z nią i jej synem. Gdyby było inaczej, nawet nie próbowałby obiecywać, że się pojawi na tej przedszkolnej imprezie. - Koniecznie. Widziałem tam ciasto z czekoladą. Nim również chętnie bym się zajął - westchnął ciężko, przecierając czoło, na którym pojawiło się kilka kropli potu. Bieg nie był męczący, ale słońce tego dnia dawało się mieszkańcom Seattle we znaki, dlatego chwila odpoczynku nad czymś chłodnym i słodkim wydawała się być oczywistością.
- To co następne? - zapytał, kiedy udało im się skompletować zestawy z jedzeniem i znaleźć jakieś miłe, nieco spokojniejsze miejsce przy jednym ze stolików ustawionych w cieniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z pewnością ich przyjaźń była wyjątkowa. Dlatego też nie chciała jej stracić przez tak głupie uczucie, które pojawiło się jakiś czas temu. Zbyt wiele cennych chwil i pomocną dłoń by straciła; ona i Phin. Niezliczoną ilość razy podwoził ich, gdy Kaczka brała L4, przyjeżdżał w środku nocy z lekami, bo chłopiec gorączkował i bawił się w przedszkolu, choć wcale nie musiał, bo to nie on jest ojcem. Marcy jednak dbała o Masona jak tylko mogła. Gotowała mu często (pod pretekstem przetestowania nowego przepisu), wyciągała go z domu albo namawiała czasem do wcześniejszego wyjścia z pracy, by przestał zadręczać się po zerwaniu z narzeczoną.
Dlaczego więc mieliby stracić to wszystko, bo Marcy zapragnęła bliskości?
Dobrze, że był z nimi tego dnia. Phin bawił się świetnie i najwidoczniej również Mason poczuł ducha rywalizacji. Obserwowała go przez całą konkurencję z rozbawieniem, ale wciąż trzymała mocno kciuki za Alderidge’a. Phinneas za to kibicował mu głośno i zacięcie, ściskając przy tym dłoń mamy, aż pobielały mu knykcie. Cieszyła się, że wygrał, bo utarł tym samym nosa innym tatuśkom, za którymi nie przepadała. Ten ojciec Madeline jest strasznie zarozumiały i jak odbiera córkę, ciągle rozmawia przez telefon. Raz przepchał się przez szatnię, taranując przy tym Marcy – od tamtej pory nie cierpi go. Poza tym jeździ Buggatti. A ona wciąż wstawia Kaczkę do mechanika.
- Obaj jesteśmy najlepsi – odparł Phin, odstawiając po chwili taniec zwycięstwa i zbił piątkę z Masonem. Na jego pytanie, chłopiec pokręcił przecząco głową energicznie. – Skopałeś im tyłki!
- Język – mruknęła Marcy, z trudem powstrzymując wybuch śmiechu. Phin zerknął na nią i machnął ręką.
- Pupy, no.
Marcy pokiwała jedynie głową ze śmiechem na upomnienie przyjaciela i chwyciła syna za rączkę, by pokierowali się w stronę kącika z ciastami i lemoniadą. Nie zazdrościła im tych konkurencji w taką pogodę. Powinna była wziąć ze sobą chusteczkę i twarz Masonowi i Phinowi wycierać, bo jej rycerzami byli w końcu.
Nałożyli sobie góry ciasta, Marcy zadbała również o chłodną lemoniadę i przycupnęli przy drewnianym stoliku w cieniu drzewa. Phin usiadł naprzeciwko nich, zajadając się ciastem czekoladowym.
- Ja umówiłem się z Chloe, by porysować, ale potem idziemy na wyścigi z jajkiem – oznajmił Phin, tak zajęty nabijaniem kawałka ciasta na widelec, że nawet nie spojrzał na Masona. – Mama kazała dać ci trochę odpoczywać, więc na chwilę stop zabawa, okej? – uniósł spojrzenie ciemnych spojówek na wujka i zachichotał.
- No tak, staruszkowie muszą regenerować siły – podsunęła synowi lemoniadę, śmiejąc się przy tym rozbawiona. – Kolejna konkurencja i tak jest dopiero za jakieś pół godziny, więc mamy trochę czasu. Podobno jedna z nich to jak najdłuższa obierka ziemniaka, szkoda, że ja nie mogę wziąć udziału w niej – westchnęła szczerze rozżalona, upijając chłodnego napoju. – Nie szukałeś może jeszcze jakiegoś zastępcy mojej Kaczki? Bo ja nic nie znalazłam odpowiedniego.
Oczywiście chodziło o odpowiednią cenę, ale tego już nie dodała; Mason zapewne tego się domyślił.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Widok zadowolonego Phina dawał Masonowi poczucie, że postąpił właściwie, że przyjście tutaj nie było błędem, że ten dzień przebiegł tak, jak faktycznie powinien. Wszystko wydawało się być dobrze, Phin był zadowolony, Marcy najwidoczniej też, a to sprawiało, że i mężczyźnie dopisywał humor. To było najważniejsze, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Alderidge nie upatrywał w tym również poprawy własnego samopoczucia i że nie był to dla niego dość egoistyczny sposób na zapomnienie o chwilowych problemach - w pracy, w rodzinie, w domu.
- Tak, pupy - przytaknął, nie chcąc wchodzić w rodzicielskie kompetencje przyjaciółki, chociaż sam miał ochotę się roześmiać, kiedy z ust chłopca padło to niecenzuralne, ale chyba wciąż będące w granicach normy słowo. Nie wiedział, jak zachowywałby się, gdyby chodziło o jego dziecko, ale dla Phina był niemal jak starszy brat czy wujek, więc oczywistym było, że pozwalał mu na nieco więcej niż faktycznie powinien. Ponieważ jednak Marcy nie wykazywała oznak niezadowolenia, nie zamierzał się mocno ograniczać.
- Chloe to twoja przyjaciółka? - zagaił Mason tonem sugerującym gotowość do przeprowadzenia iście typowo męskiej rozmowy na temat PEWNYCH spraw. Zaraz potem zerknął na własną znajomą i parsknął śmiechem, po czym sam wbił widelec w kawałek ciasta. - Stop zabawa. Ty tu rządzisz. Znaczy... mama tu rządzi - zapewnił, mrugając do chłopca w porozumiewawczy sposób. W gruncie rzeczy było mu to całkiem na rękę, bo jednak odzwyczaił się od biegania w takim gorącu. Ten prawie w ogóle nie pasował do warunków, które panowały w Seattle przez większość roku, toteż wysokie temperatury były sporym zaskoczeniem i utrudnieniem. Mason zdecydowanie bardziej wolał siedzenie w cieniu z lemoniadą i czekoladowymi słodkościami niż kolejną rundkę biegu w worku.
- Masz jakieś sprawdzone sposoby, jak obrać tego ziemniaka? - dodał, zerkając na Marcy. Nie czuł się mistrzem gotowania, do wszystkiego używał specjalnie przygotowanej obieraczki, a nie noża, więc czuł, że ta konkurencja mogłaby nie pójść mu tak dobrze jak poprzednia, a przecież nie chciał Phina rozczarować. - Nie, niestety. Miałem trochę pracy i... sporo się działo. Zajmę się tym, kiedy tylko zamknę jeden projekt w pracy. Obiecuję - zapewnił, posyłając jej ciepły uśmiech. Praca była co prawda tylko kiepską wymówką i to wcale nie dlatego, że miał coś do ukrycia. Zawirowania z Perrie nie pozwalały mu się jednak skupić, co samo w sobie budziło irytację, bo wróciła tak nagle i wprowadziła do jego życia chaos, który momentami może i denerwował, ale za którym w gruncie rzeczy bardzo tęsknił.
Westchnął, przez moment skupiając się tylko na jedzeniu.
- Dzieciaki nieźle dają im popalić - skomentował, kiedy rozejrzał się dookoła i zorientował się, że sam po wyścigu wcale nie był w najgorszym stanie na świecie. Niektórzy ojcowie, wujkowie i przyjaciele rodzin prezentowali się dużo gorzej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Właściwie nie miała nic przeciwko takim słowom, ale bała się rozmów z przedszkolankami, które stwierdziłyby, że źle wychowuje swoje dziecko i jeszcze wprowadziłyby na nią opiekę społeczną. Może była przesadnie ostrożna, ale robiła wszystko, by nie być rozdzielonym z chłopcem. Wiedziała sama, że domy dziecka nie są optymistycznym miejscem i potrafią zmieniać człowieka na zawsze. Poza tym, istniały inne słowa, ładniejsze, więc konieczność przeklinania i bezpośrednich słów jak tyłek odchodziły w niepamięć. Mimo to, wciąż ją bawiło jak Phin udaje dorosłego i powtarza słowa po niej czy jej znajomych. Starała się przy nim powstrzymywać, ale nie zawsze to się udawało.
- Tak, bardzo ją lubię i chcę z nią jechać na wakacje, bo jej dziadkowie mieszkają nad morzem, a drudzy mają nawet krowy! – odparł entuzjastycznie, a na wspomnienie o krowach aż wstał i wystrzelił ręce w górę. Marcy jedynie uśmiechnęła się, zaraz upijając lemoniady, bo ten temat wałkowali już nie raz, gdy tłumaczyła synowi, że wakacje spędzą (znowu) w Seattle.
- Kiedyś pojedziesz, skarbie – powiedziała po dłuższej chwili, zerkając na dziewczynkę, która wolała Phina z oddali. - Leć do Chloe, bo macie niewiele czasu przed kolejną grą.
- Dobra, to pa! Bądźcie grzeczni - chłopiec zerwał się i pobiegł do koleżanki, a może i przyszłej dziewczyny? Nie mówił jeszcze nic o miłości i to akurat cieszyło Marcy, bo nie będzie musiała rozmawiać z nim o poważnych sprawach. Nie czuła się wciąż na siłach, zwłaszcza, że nie mogła mu doradzić, skoro dopiero od niedawna poczuła coś tak szczerego jak miłość, a i tak przecież nie miała odwagi, by cokolwiek zmienić. - Ja tu rządzę? Oj, coś czuję, że ten gagatek ma pełną władzę – roześmiała się na słowa Masona, przysuwając sobie talerzyk z resztką ciasta syna, by je zjeść.
Oparła się wygodniej o stolik łokciem, zakładając nogę na nogę i zamyśliła się nad poważną kwestią obierania ziemniaków. Przyłożyła nawet palec do ust i zmrużyła oczy, by wyglądać poważniej.
- Tak, mam, krzyczące dziecko, że jest głodne – mruknęła niby poważnie, zaraz znów wybuchając śmiechem. - A tak poważnie, musisz dobrze złapać ziemniaka i odpowiednio ułożyć palce na nożu. Daj, pokażę Ci – chwyciła jego dłoń, układając jego palce na wyimaginowanym nożu. Zerknęła przy tym na przyjaciela, uśmiechając się lekko. - Jak będziesz przed konkurencją, pokażę ci szybko na żywym organizmie i wygrasz to, zobaczysz. – Cofnęła dłonie, choć dość niechętnie, jednak nie chciała przekroczyć jakiejś niewidocznej granicy. Za bardzo podobał jej się kontakt fizyczny, nawet taki jak teraz, w celu doskonałego obierania ziemniaków. Skinęła głową, gdy wspomniał o zawirowaniach w życiu. - Spokojnie, teraz i tak są mniejsze korki, więc autobus jest w porządku. A coś się stało? – Zupełnie przestało jej przeszkadzać, że musi wstawać o wiele wcześniej i dojeżdżać wszędzie komunikacją. Jakoś radziła sobie, może przez fakt, że nie stać ją na lepszy samochód? Do końca liczyła, że znajdzie coś tańszego (i słabszego), nie musząc zapożyczać się u Masona. Zmartwiła się, że coś wydarzyło się u niego, pozbawiając to zupełnie wolnego czasu. Może działo się coś złego? Może mogła jakoś mu ulżyć?
Uśmiechnęła się szerzej, obserwując również bawiące się dzieci i padniętych ojców czy wujków. Żony za to wesoło rozmawiały ze sobą, gestykulując przy tym żywo. Paczka znajomych Marcy siedziała w kręgu przy stole i śmiali się. Czasem zerkali w ich stronę, posyłając jej uśmiechy albo kciuki w górę, a ona tylko śmiała się pod nosem i kręciła głową.
- Tak, mam nadzieję, że matkom takich konkurencji nie zrobią, bo polegnę, absolutnie nie mam kondycji, a pewnie podczas seksu bym padła nieżywa - mruknęła z rozbawieniem, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co powiedziała, jednak nie prostowała tego. Taka była prawda!

zt2
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Phinney Ridge”