WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W pamięci odtwarzał rozmowę z Clivem raz za razem, pomijając niektóre jej fragmenty, inne zmieniając, albo wyolbrzymiając. Ale wciąż widział przed oczami jego twarz, kiedy ten zorientował się, że Logan nic nie wie o chorobie swojej siostry. Chciałby wierzyć, że Thornton jest kłamliwym sukinsynem czy zapominalskim durniem, ale wiedział, wiedział gdzieś w głębi, że przyjaciel po prostu się sypnął, pomylił się zakładając, że Eileen podzieli się z bratem przykrą wiadomością. Wystarczyło jednak spojrzeć na jego zaskoczoną minę, którą nawet nie próbował przykryć wyrazu współczucia, zmieszania i żalu.
Logan nie potrafił porozmawiać z Eileen, nie wiedział jak. Czuł nieprzerwanie ogromny ciężar, słupeł w miejscu żołądka i wściekłość, której nie potrafił się wyzbyć. Nie pomagało bliskie sąsiedztwo zdradzieckiej siostry, świadomość jej niedalekiej obecności, zupełnie niewidzącej sensu w szczerości z bratem.
Najchętniej nie pojawiałby się u niej, napewno nie tego dnia, nie w tym tygodniu - następnym zresztą też nie. Po prostu nie chciał jej widzieć. Gdyby nie cztery telefony, które w przeciągu dwóch dni wykonał do niego tata, pewnie by się wymigał z obiadu u siostry. Brakowało mu jednak wymówki, nic co przychodziło do głowy nie byłoby dobrym wytłumaczeniem wobec zawodu, którego doświadczyłby papa Shepherd. Ostatnimi czasy tak rzadko udawało im się spotkać w trójkę, a ojciec zawsze dbał o to, by Logan i Eileen mieli ze sobą dobry kontakt. Tyle wspólnych wyjazdów, wyjść, rozrywek organizowanych po to właśnie, by rodzeństwo czuło się sobie bliskie. I Logan był przekonany, że są blisko.
Zapukał kulturalnie do drzwi, ale nie czekał na odzew, tylko po krótkiej chwili wszedł do domu Eileen. Specjalnie się trochę spóźnił, tak aby mieć pewność, że ojciec zdąży pojawić się przed nim. Ostatnim czego chciał to być z siostrą sam.
W torbie, którą niósł pod pachą brzęczały słoiczki gotowanych przecierów owocowych. Tym razem nie zdecydował się na przyniesienie wina i miał nadzieję, że ojciec nie zwróci na to uwagi. Logan przeszedł do kuchni, z której dochodziły dźwięki rozmowy, próbując utrzymać głównie neutralny wyraz twarzy. Uśmiechnął się jednak do starszego mężczyzny, choć grymas wykrzywiający twarz bardziej sugerował silny ból brzucha.
- Hej tato. - Uścisnął ojca, klepiąc go po plecach i spojrzał na Eileen, czując nawrót wszystkich przykrych myśli, które nie dawały mu spokoju. Starał się zachowywać normalnie. Powiedziała chociaż tacie, czy on też wciąż nic nie wiedział?
Postawił torbę na blacie, trochę zbyt agresywnie jak na jej szklaną zawartość.
- Cześć - powiedział sztywno witając się z siostrą i uciekł spojrzeniem z powrotem w stronę ojca. - Nie spóźniłem się, nie? - Usadowił się wygodnie na stołku, choć żadna pozycja nie zniwelowała uczucia dyskomfortu.
- Dobrze wyglądasz. - skinął w stronę taty - Na pewno chcesz tu zjeść? Można jeszcze coś zamówić - wysilił się na żart, przytyk, którego można by się po nim spodziewać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

xxii. Odkąd dowiedziała się o drastycznie pogarszającym się stanie zdrowia zdarzało jej się być osowiałą, szczególnie w towarzystwie bliskich osób. Zwykle zwalała to na charakterystycznie usposobienie, tym bardziej, że zawsze była powściągliwa w dawkowaniu emocji, ale w końcu to głównie przed nimi trzymała ten fakt w tajemnicy, przynajmniej dopóki sama nie będzie w stanie oswoić się z sytuacją i poukładać wszystkich myśli z tym związanych. A te również nie były najprzyjemniejsze, mimo że starała się nie dopuścić ich do siebie i przejąć kontroli nad dotychczasowym życiem. Wbrew pozorom lubiła je takim, jakim było, nawet jeśli choroba dawała o sobie znać znacznie wcześniej, a perspektywa skrajnych następstw, jakie mogły wystąpić, nie była wcale obca.
Wiedziała też, z jaką reakcją spotka się wieść o niedomagających nerkach i prawdopodobnym przeszczepie. Że też w ogóle wymagało to tak oficjalnego stosunku! Nie chciała obarczać nikogo ciężarem świadomości ryzyka, z jakim się mierzyła i chyba uznała, że odwleczenie tego w czasie będzie w stanie zdziałać coś na korzyść, albo może w ogóle okaże się, że żadne z przedstawionych przez lekarza rozwiązań nie będzie konieczne. Tak się nie działa, a przy każdym kolejnym spotkaniu z bratem lub tatą, dopadały ją coraz większe wyrzuty sumienia, które pod koniec dnia próbowała zagłuszyć przyświecającą jej intencją o tym, że przecież chciała dobrze. Dla każdego, nie tylko dla siebie, jak to zwykle bywało. Jednocześnie, dla kontrastu, znajdowała chwile na zwątpienie, robiąc ujście dla skradających się wątpliwości wobec swoich zamiarów.
— Czeeeść? — odezwała się przeciągłym tonem, wodząc wzrokiem za Loganem i uznając za stosowne zwrócić uwagę na to rażące pominięcie jej osoby przy powitaniu. Na pewno nie oczekiwała soczystego całusa w policzek czy uścisku, jak w przypadku taty, bo to nawet nie obowiązywało w momentach świetności ich relacji, ale porzucenie dziwnie ofensywnej i zastanawiającej postawy od progu w zupełności by wystarczyło.
— O co ci chodzi? — zwróciła się pytająco do brata, dopiero po sugestii do ojca - poczynionej tak, jakby nie było jej z nimi w jednym pomieszczeniu - znajdując powód do skonfrontowania się z nim, bo rzucanie torbami, choć równie podejrzane, jeszcze jakoś przemilczała. — Co ma znaczyć, czy chce tu zjeść? A gdzie indziej? Może u ciebie? — prychnęła drwiąco, spoglądając na starego Shepherda i szukając w nim poparcia. — Trochę wiary we mnie. — Ależ to niefortunnie brzmiało, mając na uwadze to, co zaraz stanie się największym zarzutem przeciwko niej samej, właśnie tę wiarygodność podając w wątpliwość. — Od ostatniego razu nabrałam wprawy. Nie powinno być tak źle. Poza tym nigdzie indziej nie ma takiego zaopatrzenia, jak u mnie. Przygotowałam się. — Nie było mowy o przesadyzmach. Może asortymentu odpowiadającego wszystkim kuchniom świata nie było, ale naprawdę zaszalała, a to już coś, bo normalnie jej lodówka świeciła pustkami. Tymczasem zaopatrzyła się w zieleninę, wymyślne, egzotyczne owoce, różne gatunki sera, pomidorów, a nawet orzechy się gdzieś znalazły! — Jeśli okaże się, że nie miałam racji, to sama zamówię dla was jedzenie — oznajmiła, podchodząc do blatu z zakupami i zaczynając wykładać je na wierzch dla lepszej przejrzystości tego, co zamierzała z nich uczynić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uparcie nie patrzył na siostrę, nawet nie z premedytacją okazując lekceważenie, lecz głównie unikając jej widoku, z powodu wściekłości, jaką budził. Postać ojca, jego pogodna mina i spojrzenie pełne entuzjazmu, służyły Loganowi jak kotwica dla emocji, pomagały utrzymać równowagę. Papa Shepherd wyglądał jakby był pozytywnie nastawiony nie tylko do życia, przyszłości najbliżej rodziny, ale nawet posiłku przygotowanego przez swoją córkę. Logan nie chciałby, żeby ojciec został tak samo zraniony jak on, lecz wiedział, że prędzej czy później i tak się dowie. Eileen nie mogła w nieskończoność trzymać swoich problemów zdrowotnych w tajemnicy. On jej jednak nie pomoże w tłumaczeniu się przed kimkolwiek. Nie żeby tego oczekiwała, musiała przecież być zdania, że nie potrzebne jej było wsparcie rodziny w żadnym stopniu.
- O to co zwykle - sapnął, przesuwając spojrzeniem nieco bliżej miejsca, w którym stała - lodówka wydawała się idealnym punktem granicznym, którego nie chciał już przekraczać, więc to na niej zawiesił wzrok. - Twoje jedzenie jest zagrożeniem biologicznym. Ja to wiem, tata to wie. Ty się uodporniłaś, więc masz to gdzieś - wzruszył ramieniem i także spojrzał na ojca szukając poparcia, ale ten tylko machnął ręką. Jego dzieci od zawsze sobie dogryzały, nie widział nic wyjątkowego w tym zachowaniu. Logan wydawał się spięty, ale to też można było łatwo wyjaśnić. Nerwy starszego syna co jakiś czas puszczały, znacznie częściej od kiedy doznał urazu kolana.
- Wiary? W ciebie? - prychnął zrywając się ze stołka. Prawie potrącił siostrę, kiedy ją minął, aby pogrzebać w jej szafkach w poszukiwaniu szklanki. - Nie jestem idiotą - mruknął i nalał sobie wody. - Chociaż pewnie masz odmienne zdanie na ten temat - na moment jego spojrzenie przesunęło się po twarzy Eileen, ale Logan szybko wrócił na swoje miejsce, koło ojca.
Normalnie widok siostry z zapałem planującej gotowanie pewnie by i go nawet rozczulił, ale teraz irytowała go jej normalność. Jak mogła udawać, że wszystko w porządku? Patrzeć mu w oczy i zatajać tak ważną rzecz?
- Tylko pogratulować. Jakieś większe zmiany w życiu? Czy tylko zaliczony kurs gotowania? - obracał szklankę w dłoniach przez chwilę, po czym lekko pacnął ojca w ramię - Co myślisz? Jesteś dumny ze swojej córki? - uśmiechnął się sztucznie - Przestała jeść instant ramen, jakby jej wreszcie zaczęło zależeć na zdrowiu.
Poczuł ukłucie wyrzutów sumienia, kiedy spojrzał na tatę. Pewnie ten spodziewał się miłego popołudnia w towarzystwie najbliższych. Logan nie chciał być dupkiem i psuć mu humoru, więc zagadnął ojca o sklep.
Papa Shepherd rozluźnił się nieco, zaczął opowiadać o nowinkach, podzielił się dwoma anegdotami i opinią o nowym pracowniku. Logan w tym czasie pobłądził myślami, zerkając raz co raz w stronę siostry. Czy wyglądała jakoś inaczej? Czy wydawało mu się, że cera straciła na kolorze? Eileen sprawiała wrażenie bardziej osowiałej, ale tak rzeczywiście było czy może to Logan wyobrażał sobie wskazówki, na które wcześniej powinien zwrócić uwagę? Może to wszystko było od dawna na wierzchu, znaki świadczące o słabym zdrowiu siostry pomijał po prostu będąc zbyt skupionym na sobie.
- Spotkałem ostatnio Clive'a - rzucił ni stąd, ni zowąd, wcinając się ojcu w wypowiedź. Starszy mężczyzna spojrzał na syna, czekając na ciąg dalszy, nie do końca wiedząc jak powinien zareagować. Clive Thornton nie był jakimś bliskim przyjacielem rodziny, pewnie papa Shepherd nawet nie mógłby przypisać właściwej osoby do tego nazwiska.
Logan natomiast męczył się trzymaniem języka za zębami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Nawet jeśli, to te wszystkie rzeczy oddalają was od zagrożenia. — Jego słowa miałyby większe potwierdzenie w każdych innych warunkach, a na pewno trudniej byłoby je zanegować. Jednak z poczynionymi zapasami, teraz brzmiały jak zwykłe uprzedzenie i chęć doszukiwania się drugiego dna. — Z waszą nieocenioną pomocą zostaje ono prawie całkowicie wyeliminowane. — Mimo że wypowiedź przybrała niewinny ton, to był on na tyle niespotykany w jej wydaniu, że musiał wzbudzać jakieś podejrzenia. I właśnie wtedy spojrzała po nich, jakby decyzja w sprawie podziału obowiązków już padła i nie mogli się wymigać. — A żeby zobrazować wam, jak bardzo poważnie podeszłam do zadania, kupiłam nam wszystkim pasujące fartuszki. — Nie musiała chyba podkreślać, że ten gest poczyniony był głównie z myślą o Loganie. Ot, taki zwykły złośliwy siostrzany numer. To właśnie w jego kierunku, wyciągnęła pierwszy ze wspomnianych fartuchów.
Przywykła do tego, że nieustannie sobie dogryzali, ale to, co teraz wychodziło z ust Logana pod jej adresem nie przypominało ich tradycyjnych docinek. Miały zdecydowanie zbyt personalny i dosłowny wydźwięk. Gdyby nie była pewna, że ten nie wiedział jeszcze o faktycznych zmianach zachodzących w jej życiu, to pomyślałaby, że próbuje odreagować na niej bezradność i niemoc, jakie wzmagały się zaraz po wejściu w posiadanie tej informacji oraz zrozumieniu, że nie pozostawiała za wiele opcji do działania. Bo tylko to przynosiła ta wiedza i jeśli dzięki odwlekaniu w czasie najgorszego ukrócała ich bezsilność, to jej postanowienie miało jakiś sens.
— Nie mam cię za idiotę — odpowiedziała zdecydowanym tonem — ale to się może zmienić, jeśli nie porzucisz tej gierki, w którą próbujesz grać — oznajmiła po stosownej ciszy poprzedzającej wyrzut, podczas której, w lekkim zaskoczeniu, starała się zignorować uczucie towarzyszące myśli o przeprowadzeniu tego szturmu na siebie. Owszem, zakończyło się ono niepowodzeniem, ale wcale nie dawało pewności co do tego, czy aby nie był przypadkiem zamierzony. — Co cię ugryzło? Ból kolana przeszedł na tyłek? Bo ewidentnie jest pospinany — zawyrokowała, darując sobie już zwrot o kiju w kolokacji z tyłkiem, skoro już o nim była mowa. Nie zamierzała sięgać po słabości, uderzając w niego w ten sposób, ale sprowokował ją.
— Dzieci! — zawołał ojciec, zniecierpliwiony tą podejrzaną wymianą uszczypliwości i najwyraźniej uznał, że dla własnego dobra musi je przerwać jak najszybciej. Albo przynajmniej zrozumieć ich genezę. — Robię się naprawdę głodny, a tutaj wszystko jeszcze w powijakach. — Eileen zerknęła na niego i skinęła głową, aczkolwiek nadal nie potrafiła do końca otrząsnąć się po wrażeniu, jakie pozostawiała po sobie ta przedziwna rozmowa między nimi. A raczej jej pokraczna imitacja.
— Nie zaczęło — odparła z przekorą, licząc, że ta ostudzi... cokolwiek się do niego przyczepiło od początku spotkania i nie chciało puścić. — Nie musisz bać się o swoją pozycję Masterchefa w rodzinie — zadrwiła. — Nie chciałam tylko psuć waszych nienagannych jadłospisów i nawyków. Chociaż moglibyście czasami jeść jak normalni ludzie. — Uniosła ukradkowo kąciki ust, podchwycając pobłażliwy uśmiech taty. Tak! Nie mówiła do końca na serio, ale najwyższa pora już przestać udawać, że pełnowymiarowe posiłki z prawdziwych i świeżych produktów, choć zdrowe i pożywne, były czymś powszechniejszym niż szybkie, gotowe dania. Szczególnie u osób prowadzących tryb życia taki jak jej, czyli u większości.
Na wzmiankę o Thorntonie nawet nie drgnęła, z nieprzeniknioną twarzą oddając się czynności wypakowywania zakupów, zupełnie jakby - tak jak w przypadku ojca - nie skojarzyła nazwiska i przypisanej do niego twarzy, a okoliczności przywołania jego tematu, akurat następujące w tak krótkim czasie od ich ostatniego spotkania, nie wzbudziły w niej podejrzeń. Okazanie werbalnego zainteresowania byłoby zbytnim podłożeniem się, czy też - od bardziej trywialnej strony - przypadkiem spowodowałoby u niego rozdrażnienie faktem, że oddycha w jego obecności. MImo to wzrok Eileen spoczął na bracie, zdradzając oczekiwanie na rozwój.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ciężko mu było powstrzymać odruch przyjrzenia się specjałom zakupionym przez Eileen. Chętnie nacieszyłby oczy widokiem dojrzałych pomidorów, świeżych ziół, nęcących owoców... tylko apetytu mu brakowało, a naturalne ciągoty do doświadczania piękna gdzieś przygasły w obliczu zderzenia z mrokiem rzeczywistości. Nie był w stanie docenić starań siostry, a każde jej słowo, każdy drobny ruch czy gest irytowały go. Na jego usta cisnęły się same przykre słowa, które jeszcze był w stanie jako-tako powstrzymywać, choć jeszcze kilka lat temu dałby się ponieść emocjom i powiedziałby coś czego później mocno by żałował.
Wyciągnął mimo wszystko rękę, by przyjąć od Eileen fartuszek, chociaż denerwowało go granie do dyktando siostry, bo tak właśnie widział ich krótką wymianę. Nie chciał z nią współpracować, bo nie grali w jednym zespole, co dała mu do zrozumienia, choć nie bezpośrednio. Jedynie zerknął na blondwłosą Bajkę uśmiechającą się z fartucha.
- Trudno mi uwierzyć, że liczysz na jakąkolwiek pomoc z naszej strony. - Położył rękę na ramieniu ojca, który już się szykował do przebrania się w fartuszek z rudowłosą Bójką. - Jesteś w końcu tak niezależna - zakpił, przygarniając jednak bliżej prezent od siostry. Fartuchy zawsze się przydają w kuchni. Nie chciał ubrudzić nowej koszuli pomidorem albo krwią, jeśli Eileen zdecyduje się na niego rzucić. Może już wpadał w dramatyzowanie, ale zaczynał wątpić czy rzeczywiście zna tę kobietę.
- Możesz mnie cmoknąć - zasunął krzywiąc się zdegustowany, wcinając jej się w wypowiedź i podnosząc głos - W końcu coś ci odwaliło, jeżeli myślisz, że ty akurat masz prawo mnie krytykować, ty, ze swoim... - nie dokończył, milknąc pod wpływem słów ojca, rzucając jedynie siostrze wrogie spojrzenie. Nie chciał denerwować taty, więc musiał się lepiej kontrolować. Nieprzyjemna wymiana zdań coraz bardziej przypominała młodzieńcze kłótnie do których dochodziło czasami między rodzeństwem. Im bliżsi sobie się stawali, im dojrzalsi byli, tym ton sprzeczek ulegał zmianie, tracąc na agresji, a przypominając coraz bardziej poufałe dogryzanie sobie. Teraz jednak Logan wracał do dawnej postawy braku zaufania.
Kiedy Eileen miała nadzieję na deeskalację konfliktu, niestety wybrała zły na to sposób, bo Logana zabolało to z jaką nonszalancją zdawała się podchodzić do własnego zdrowia. Mało brakowało, aby w końcu wybuchł i wygarnął jej wszystko co kłębiło się w jego głowie, ale wciąż starał się powstrzymywać mając na względzie ojca. Czy to nie byłby jeszcze gorszy sposób, żeby dowiedzieć się o poważnym problemie córki w stosunku do tego jak wiadomość została przekazana Loganowi, przez osobę trzecią?

Ich spojrzenia się skrzyżowały.
Logan milczał przez chwilę, jakby był zdania, że powiedział wystarczająco, by do Eileen trafiła wiadomość. Czy musiał to mówić na głos? Czy siostra weźmie odpowiedzialność za uczucia własnego ojca, kiedy ten usłyszy przykrą wiadomość wykrzyczaną podczas kłótni między rodzeństwem?
W miejsce gniewu wstąpił chłód, kiedy zorientował się, że Eileen idzie w zaparte, wciąż trzymając się swojej tajemnicy, będąc gotową utrzymywać "najbliższych" w nieświadomości.
- Nic nie mówisz - zauważył, gorzko się uśmiechając. - Jakie to typowe dla ciebie - skomentował z ubolewaniem w głosie i podrapał się po karku, klnąc pod nosem. Zerknął na ojca i próbując sprzedać mu jakieś wyjaśnienie podpowiedział, że wspomniany Clive jest ich wspólnym znajomym.
- Gotujmy, bo w końcu nic nie zjemy. - podźwignął się ze stołka i złapał za fartuch.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wyobrażała sobie scenariusza, w którym ten dowiaduje się o ostatnich wynikach inaczej niż od niej samej. Tym bardziej nie wyobrażała sobie scenariusza, w którym swoim postępowanie zmusza go do tego, aby dusił w sobie emocje i wrażenia z tym związane. Nie chciała sobie wyobrażać, jak od tamtej pory musiały jawić się w jego głowie tak prozaiczne działania, jak chociażby ich dzisiejsza misja kulinarna. Jak w związku z tym drażniące wydawały się pytania i nawarstwiające się wraz z nimi wątpliwości co do odpowiedzi na nie. Chyba o wiele bardziej wolałaby, gdyby wybuchnął i uniósł złością. Ale dlaczego ktokolwiek i cokolwiek miałoby jej teraz ułatwiać tę kabałę, w jaką się wpakowała. Jak widać, dobre intencje czasem nie wystarczą. A to, co stanowi o ich dobroci jest tylko i wyłącznie subiektywnym pojęciem.
— Czasem mogę zrobić wam tę przyjemność i pozwolić sobie pomóc — powiedziała głosem zabarwionym lekką przekorą, celowo pomijając fakt, że z przyjemnością miało to mało wspólnego, jednocześnie starając się przełknąć faktyczny wydźwięk jego słów, bardziej zjadliwy, przypominający formę realnego wyrzutu, przebijającego się przez wszystkie warstwy drwiny, na której normalnie by się zatrzymały. Zamiast tego przemawiały bezpośrednio do kobiecego sumienia.
— Nie krytykuję cię — momentalnie odparła zarzut mężczyzny, nie kryjąc się dłużej z rozdrażnieniem, jakie powodowała w niej jego postawa. Możliwe, że powód, dla którego w ogóle ją przybrał, był uzasadniony. Inaczej nie zachowywałby się w ten sposób. Po prostu irytowało ją to, z jakim zaparciem pozbawiał ją możliwości wtajemniczenia w podstawę problemu. Do tej nadąsanej miny i zgryźliwego tonu brakowało tylko, żeby zaprzeczał, że jakikolwiek w ogóle powstał. — Chcę tylko zrozumieć, dlaczego zachowujesz się jak większy dupek, niż ten, którym normalnie jesteś. — Być może trochę przesadzała z tymi określeniami, ale posłużyła się nimi w celu nakreślenia mu własnej perspektywy tej dziwacznej sytuacji. Do ojca tak nie fukał, więc to do niej musiał mieć problem. Dobrze, że nie wiedziała, że kiedy ona z taką łatwością polegała na nierozerwalności ich silnych więzów przy wizji rozstrzygnięcia konfliktu, on w tym samym czasie zastanawiał się, czy aby na pewno ją zna.
Milczała, owszem. Nie chciała przekreślać Clive'a z miejsca, od razu zakładając, że przy pierwszej lepszej okazji się sypnął. Nie pokładała w nim za dużo wiary, w końcu nie znali się tak dobrze jak on z Loganem, ale właśnie dlatego liczyła, że kumpel nie będzie mu obojętny. Jednak dzisiejsze zachowanie brata i te ciągłe aluzje wychodzące od niego, z coraz większą natarczywością zmuszały ją do połączenia kropek.
On wie.
To nie tak miało wyglądać. Nie tak miał się dowiedzieć.
Zbladła, gdy ta myśl uderzyła w nią tak nagle. Co najmniej jakby się tego nie spodziewała, a ryzyko, jakie dotyczyło całej sprawy, było niemożliwe do wystąpienia.
— Logan... — zaczęła, jak gdyby naprawdę niosła się z zamiarem poruszenia tego tematu. Jakby moment, w którym miała przywilej poprowadzenia go po swojemu, nie minął już dawno. Teraz już nic nie funkcjonowało na jej zasadach i to ona musiała dostosowywać się do tych narzuconych przez innych. Teraz już każda okoliczność będzie bardziej niekorzystna niż te dostępne przed tym spotkaniem.
— Wreszcie zaczynacie mówić konkretnie — zauważył najstarszy Shepherd, podłapując słowa pierworodnego. — Nie wiem jak wy, ale ja mam dzisiaj ochotę na kuchnię śródziemnomorską — dodał, entuzjastycznie pocierając dłonie, gdy oceniał potencjał rozstawionych produktów.
Przełknęła tylko ślinę, po czym w milczeniu przeszła do wykonywania poleceń ze strony zaangażowanego w wymyślanie potrawy taty, aczkolwiek z bardzo średnią skutecznością i koncentracją, gdyż ta aktualnie była zakłócana przez intensywność, z jaką kotłowały się myśli w głowie ciemnowłosej. To dopiero typowe dla niej. Rzucić się w wir myślowy, byleby zakłócić narastające w niej poczucie winy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy zbladła?
Czy też wydawało mu się tylko, że widzi to czego w rzeczywistości pragnie - skruchę, strach, poczucie winy wymalowane na jej twarzy? Czy czuje chociaż ułamek tego co on patrząc mu w oczy? Czy którakolwiek z tych emocji ciąży jej tak jak jemu odbiera spokój mieszanka uczuć, której była przyczyną?
Był tak czas, choć Logan był w pełni przekonany, że zostawił go dawno za sobą, kiedy nie widział w Eileen siostry. I ona nie widziała w nim brata. Kiedy spoglądali na siebie, zupełnie sobie obcy, próbując ustawić to drugie względem siebie, w tym nowym układzie, oswoić się z myślą, że powinni być sobie bliscy, ale patrzyli tylko w nieznane. A później? Kto pierwszy wyciągnął rękę, by pochwycić tą zupełnie nową dłoń? Czyje ramiona jako pierwsze zacisnęły się na plecach tej drugiej osoby?
Mieli swój język, swoje zwyczaje. Był pewien, że Eileen wiedziała jak wiele dla niego znaczy. Potrafiła zajrzeć poza kurtynę wyszytą docinkami i złośliwościami, żeby ujrzeć czułość i miłość, których wcale tak umiejętnie nie ukrywał. Czy się mylił w pewności, że ona wie, czy też bardziej w przeświadczeniu, że jest równie ważny dla siostry, jak ona dla niego?
Miał ochotę ją wyklinać i ukarać, odgryźć się, oddać jej w jakiś sposób. W jakiś sposób, jaki?
Tak żeby zabolało.
Tak jak jego, kiedy zorientował się, że miłość, którą czuł do siostry, szacunek i bliskość, które jej okazywał, były w rzeczywistości nieodwzajemnione, nie na tym samym poziomie, nie w sile wystarczającej, by chociażby je porównywać. Jak mógł być dla niej ważny, jeśli trzymała sprawy istotne i kluczowe daleko od niego, uznając, że nie powinien mieć o nich wiedzy.
Plótł więzy za plecami, zbyt silne, żeby później z łatwością uwolnić się z uścisku fartucha. - A kiedy nie masz? - zapytał ojca i uśmiechnął się pod nosem, próbując przejść do normalności dla jego dobra. - Nie wiem czy nie padniesz do tego czasu z głodu. Szybciej by było gdybym sam się tym zajął - zażartował i sięgnął po nóż. Łatwo było dostrzec sztuczność w jego zachowaniu. Nie trzeba było być wcale wprawnym obserwatorem, żeby zauważyć szybką transformację nastroju na pogodny, zbyt szybką by mogła być naturalną progresją.
Ale się starał, tego nie można było mu odmówić. Jakkolwiek zżerała go teraz niechęć do Eileen, ponownie złapał za stery, nie poddając się zalewającym go negatywnym odczuciom.
Przysunął do siebie deskę i pochwycił kilka pomidorów. - Ale chcesz żeby były pokrojone w kostkę? - spytał ojca, nie unosząc na niego wzroku. Zresztą, unikał spoglądania na oboje Shepherdów, obawiając się, że trudniej będzie mu ukryć wszelkie negatywne emocje, jeśli pochwyci spojrzenie któregoś z nich.
Przez chwilę milczał uparcie, siekając dojrzałe warzywa, nieco zbyt siły wkładając w operowanie nożem, zamieniając pomidory w czerwoną papkę na drewnianej desce. Walczył z myślami, wciąż nie wiedząc jakie zwieńczenie spotkania rodzinnego obrać sobie za cel. Czy powinien się zamknąć, uśmiechać przyjaźnie, a później pożegnać dostatecznie sympatycznie? Czy może dać upust wściekłości?

- Ja pierdolę... - westchnął i odłożył nóż na deskę, czując ciężar, którego bardzo chciał się pozbyć. - Powiesz ojcu sama czy ktoś inny ma cię znowu wyręczyć?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Eileen udawała, że wcale nie przysłuchuje się wymianie zdań między Loganem a ojcem, skoro ten pierwszy nadal postanowił konsekwentnie ignorować jej osobę albo raczej nie zwracać uwagi na starania, jakich się podjęła, aby przybliżyć kontekst jego zachowania. Ewidentnie dawał jej do zrozumienia, że są one bezskuteczne i nic tym nie wskóra, a na dobrą sprawę to jej obecność tutaj była im - jemu na pewno - zbędna. Wręcz tylko przeszkadzała i działała drażniąco. Oczywiście wszystko do czasu, albowiem tego nagłego wybuchu nie mogła puścić mimo uszu.
Na chwilę zamarła, porażona bezkompromisowością, jaką zagrał Logan, a gdy już odzyskała rezon, powiedziała:
— Dlaczego to robisz? — Zamiast przystąpić do zasugerowanych przez brata wyjaśnień, skierowała swój wyrzut bezpośrednio na niego. Rozumiała, że mógł poczuć się zdradzony, pominięty i wykluczony, w związku z czym przemawiało przez niego rozgoryczenie. Rozumiała też dlaczego mógł chcieć jej to dodatkowo utrudniać. Prawdę mówiąc jej wyrzut nie odnosił się do tych odczuć, a raczej sposobu, w jaki postanowił poprowadzić konfrontację. Nie rozumiała więc braku taktu w stosunku do ich ojca oraz podświadomej próby wzbudzenia w nim obowiązku opowiedzenia się po któreś ze stron. Tak jakby sytuacja była oczywista, czytelna, a strony istniały tylko dwie: dobra, czyli w domyśle on i Jeremy, i zła, czyli ona. Dwóch na jednego. — Może to ty chciałbyś powiedzieć? Hm? Skoro i tak wydaje ci się, że już wszystko wiesz! — żachnęła się, wbijając w niego przenikliwe spojrzenie. Nie zamierzała odbierać mu prawa do złości, ale nie zamierzała również obrócić wszystkiego tak, jakby była winna samej chorobie. To ona tu była ofiarą, do cholery! Nawet jeśli taka rola nie pasowała jej do siebie i stroniła od takiego podejścia.
W całym tym ferworze, emocjach oraz przytyku wobec braku zachowawczości brata wobec papy Shepherda, sama zdała się nie uwzględniać go w przepływie wyrzucanych z siebie informacji, zapominając o tym, iż ten ciągle był obecny, a teraz jeszcze zapewne podwójnie skonfundowany. Przełknęła ciężko ślinę, porzucając to, co dotychczas robiła, bo i tak nie zapowiadało się, aby cokolwiek miało wyjść z kolacji i wspólnie spędzonego czasu w rodzinnej atmosferze. Nawet teraz, kiedy utorowano jej drogę od wszelkich przeszkód do tego, przed czym cały czas się wzbraniała, żadne słowo nie przechodziło jej przez gardło, jak gdyby to zaciskało się za każdym razem, kiedy podejmowała ten wysiłek. Skierowane na nią spojrzenia w niczym nie pomagały.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wszystkie te zarzuty względem Logana, które Eileen wymieniała w myślach były trafione. Przemawiał przez niego ból, podsycany niedojrzałością i w niezbyt uroczy sposób dawał o sobie znać brakiem subtelności w atakach skierowanych na siostrę. Choć martwił się o ojca i nie chciał sprawić mu przykrości, okrutnie składał go w ofierze, żeby zemścić się na Eileen. Chciał widzieć jak odkrywa tłumioną tajemnicę, jak rani ukochaną osobę, samej sobie zadając tym samym cierpienie i wystawiając się na ataki wyrzutów sumienia.
Logan okopał się w swoim poczuciu wyższości. On by tak nie potraktował swojej rodziny, wszelkie scenariusze, które testował w swojej głowie zakładały szukanie wsparcia u najbliższych. Te rzeczy, które nie przychodziły mu nawet na myśl, zbyt drobne i błahe by pobudzały wyobraźnię, zatrzymałby dla siebie, nie z powodu braku zaufania czy strachu przed zlęknieniem rodziny czy przyjaciół, lecz z poczucia pewności co do tego, że sam jeden i bez dwóch zdań uporałby się z trywialną przeszkodą. Eileen jednak dotknęła trudność zdecydowanie większej wagi. Nawet z jej silnym charakterem i niezależną naturą, nie mogła bez problemu udźwignąć ciężaru choroby, a wokół siebie miała ludzi, którzy bez zastanowienia chcieliby pomóc, nawet nie oczekując prośby czy pytania.
- Kurewsko nurtujące pytanie, nie? - uśmiechnął się brzydko. Mogła zgadywać jakie motywy kryły się za egoistyczną wrogością, której ofiarą miała paść nie tylko sama Eileen. Jego odpowiedź na podobną zagwozdkę męczyła nieprzyjemnie od kiedy usłyszał od Clive'a diagnozę siostry. - Serio? - zaśmiał się zaskoczony i mocno wkurzony - Teraz też próbujesz się wykręcić kimś innym? Myślałem że to doświadczenie dało ci do myślenia...? - machnął dłonią wskazując na siebie i na nią. Nie opuszczając ręki, oskarżycielsko wycelowanej w siostrę, skinął głową i zwrócił się do ojca - Twoja córka jest chora. Poważnie. Może ci nawciska jakichś bajek, ale przynajmniej usłyszysz coś z jej ust. Ja dowiedziałem się od kumpla. Przypadkiem.
Gdyby nie był tak wściekły, może by zorientował się w tym momencie, patrząc na minę ojca, że przesadził, źle się zabrał do całej konfrontacji. Papa Shepherd miał na twarzy wyraz zaskoczenia i głębokiego nieszczęścia, jakby miał problem ze zrozumieniem prostych słów.
Ale Logan, jakby chcąc zadać największy ból Eileen, ranił ojca i dorzucił swój własny komentarz, celem podsumowania tej sytuacji: - Myślisz że jesteśmy rodziną? Ona prędzej by zdechła niż...
Słowa zatrzymały się na języku, gdy ojcowska dłoń zwinęła się w pięść i grzmotnęła mocno w kuchenny blat.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”