WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/564x/6e/b6/f9/6eb6 ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| na potrzeby gry założę, że to pokój socjalny

To nie tak, że Harry był jakimś beznadziejnym facetem. On naprawdę się starał być zarówno dobrym ojcem dla małej Maisie jak i świetnym mężczyzną dla Margaret. Niestety – zjebał. Nigdy nie podejrzewał, że jego kobiecie aż tak zależało na zaręczynach i ślubie. Sądził, że było to raczej dodatkiem, a skoro i tak praktycznie żyli jak w małżeństwie, to kto by się przejmował jakimś papierkiem czy przyjęciem? No najwidoczniej Maggie się przejmowała, bo gdy ostatnio się upiła, to mu wszystko wygarnęła, a on głupi wyciągnął pierścionek i się jej oświadczył. Oczywiście został za to ochrzaniony z góry na dół, bo przecież kto tak w ogóle robi? Teraz, z perspektywy dwóch (bardzo cichych) dni w związku widział, jak mocno schrzanił sprawę. Pewnie dlatego teraz siedział w socjalnym i przewijał kolejne pierścionki – bo przecież nie mógł oświadczyć się dwa razy tym samym, nie? Zaplanował też urlop – uroczych kilka dni we Włoszech – zarezerwował knajpę, którą sobie upodobali podczas zagranicznych wycieczek i poprosił Connie, żeby zajęła się ich córką – bo przecież nie będą brać Maisie na romantyczny wyjazd we dwoje. Zresztą, dziewczynka była już duża (no dobra, może nie aż tak duża, ale mogła zostać na kilka dni u swojej ciotki) i na pewno tych kilka dni miało zlecieć jej bardzo szybko. Zrozumienie, że właściwie unikał oświadczyn tylko dlatego, że moment mu się wydawał nieodpowiedni było idiotyczne zajęło mu o jakieś pięć lat za dużo i chyba dlatego starał się zorganizować wszystko jak najszybciej (a przy okazji wytrącić Lockwood stały już argument pod tytułem „oświadcz się w końcu Margaret” z ręki). Nawet nie zauważył, kiedy właśnie Megara weszła do pokoju.
– O, nie zauważyłem cię. Wszystko w porządku? – spytał z troską, bo pewnie miała jakiś patrol albo inne wezwanie no i po prostu się o nią martwił. Nie było w tym niczego dziwnego, w końcu przyjaźnili się już od dawna. Odłożył telefon na stolik, zapewne zapominając wyłączyć ekran i całą uwagę skupił teraz na blondynce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

3.

Nadal dziwnie się czuła na posterunku. Za każdym razem, gdy przechodziła obok biurka, które kiedyś należało do Scotta, była w niej jakaś potrzeba wygarnięcia zajmującej je teraz osobie, że ma wstać i znaleźć sobie inne miejsce. Miała paranoję na tym punkcie i jednocześnie świadoma była tego, że nie powinna się z nią obnosić. Chętnie wyjeżdżała więc w teren, bo tak było jej po prostu prościej odciąć się od natrętnych myśli i udawać, że jest z nią w porządku. Kiedy natomiast musiała już tkwić w budynku, chętnie snuła się to tu, to tam, byleby nie siedzieć i nie obserwować wspomnianego już biurka.
Kiepsko sypiała, więc pochłaniała ogromne ilości kawy, praktycznie idąc po następną równo z dopiciem poprzedniej. Nie było to zbyt rozsądne, ale niekoniecznie się tym przejmowała. Policjanci już tak żyją, normalna sprawa. Liczyła, że wejdzie do socjalnego niezauważona, odetchnie chwilę od ludzi i wróci na salę, ale tak szybko, jak przestąpiła próg pomieszczenia, jej żołądek zrobił fikołek, bo już wiedziała, że nic nie potoczy się zgodnie z jej planem. Przyjaźniła się z Haroldem, bardzo go ceniła, zarówno prywatnie, jak i zawodowo, ale przez to też wiedziała, że przed nim znacznie trudniej będzie jej udawać, że wszystko gra. Mimo to nie chciała go martwić, a już na pewno nie chciała słuchać, że może za szybko wróciła do pracy.
- Hm? Jasne, chciałam napić się kawy - odpowiedziała więc, sugestywnie unosząc kubek z parującym napojem. Zaraz też spojrzała na niego, bo faktycznie musiał być mocno zamyślony. - A u ciebie wszystko gra? Wydajesz się czymś zmartwiony - to znaczy pewności mieć nie mogła, ale po pierwsze bez wątpienia o czymś myślał intensywnie, a po drugie ona generalnie wolała rozmawiać o innych, niż o sobie, więc szybko zdecydowała się zmienić temat na jego osobę. - Jak tam w domu? - zagadnęła też całkiem szczerze, bo chyba... zazdrościła mu tego, co miał. Jeszcze rok temu były w niej durne nadzieje, że może i ona kiedyś będzie miała okazję stworzyć własną rodzinę. Głupota.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Szczerze mówiąc nigdy nie spodziewała się, że będzie musiała jechać na komisariat. Jeździła przepisowo, nigdy nie miała nawet mandatu! Naprawdę nie miała problemów z prawem, podatki płaciła terminowo! Dlatego bardzo się zdziwiła, gdy jej szef powiedział, że niedługo może dostać zawiadomienie o potrzebie stawienia się na komisariacie. To wszystko było bardzo tajemnicze i nikt nie chciał jej zdradzić o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Była mega zestresowana i zachowywała się trochę dziwnie, co zauważył Pan taksówkarz wiozący ją na miejsce, bo az się jej zapytał czy wszystko w porządku! To było bardzo miłe, że istniali jeszcze ludzie interesujący się obcymi osobami. Prawie jej łezka po policzku spłynęła, chociaż możliwe że była to tylko jej reakcja na stres.
Po krótkiej podróży z sercem na ramieniu weszła do budynku kierując się do miejsca, które chyba było recepcją gdzie dostała informację, że zaraz ktos po nią podejdzie. Rzeczywiście tak się stało. Kobieta zaprowadziła ją do pomieszczenia, w którym siedziała dwójka, jak obstawiała, policjantów. Jednego z nich zupełnie nie kojarzyła, natomiast widok drugiego sprawił, że poczuła jak żołądek staje jej w gardle. Czy to nie z nim kiedyś spędziła namiętną noc? Upss... akward. - Dzień dobry, miałam się u Państwa pojawić, chociaż nie za bardzo wiem dlaczego - stwierdziła starając się jak najbardziej skupiać spojrzenie na policjancie którego nie znała, ale i tak czuła jak cała oblewa się rumieńcem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#ktośbymusiałtozamnieliczyć

Sprawa była poważna. Bo gdyby nie była, to Walter na pewno nie zostałby w nią zaangażowany, skoro docelowo zajmował się dilerami, białymi proszkami i innymi takimi cudami, a nie morderstwami. Jednak w sytuacji, gdy istniało wysokie prawdopodobieństwo, że w mieście grasował seryjny morderca, to wszystko stawało na głowie i liczyło się jedynie złapanie tego cholernego zwyrodnialca. Musiał przyznać, iż ten typ miał naprawdę grubo pod kopułą, a co gorsza, bezbłędnie zacierał po sobie ślady. Z tego też powodu policja musiała dołożyć wszelkich starań, by go przymknąć teraz, bo inaczej mogło się to skończyć tak, że gość się wymknie po raz kolejny i znów wszystkie zbrodnie ujdą mu na sucho. I choć z reguły Walter był zagorzałym przeciwnikiem angażowania cywilów, to zdawał sobie sprawę, iż tym razem było to nieuniknione.
Lesley Clement stanowiła idealną przynętę, bo była śpiewaczką operową, czyli przynależała dokładnie do tej grupy, z której seryjny morderca typował swoje następne ofiary. Oczywiście - zrobienie z niej celu było ryzykowne, ale nie mogli sobie pozwolić na znalezienie kolejnego trupa, to całkowicie ośmieszyłoby policję w oczach opinii publicznej. Będąc tego w pełni świadomym, Rutherford ze zrezygnowaniem westchnął, przewracając kolejną stronę akt sprawy, którą znał już na pamięć. - Dzień dobry - w pierwszej chwili nawet nie poderwał głowy, uczynił to dopiero chwilę później, gdy już zamknął dokumenty i cóż, ledwo udało mu się zamaskować zaskoczenie na widok kobiety, którą miał już przyjemność - hehe - poznać. - Rozumiem Pani zdezorientowanie, proszę usiąść, zaraz wszystko wytłumaczę - zdobył się na profesjonalizm i machnął dłonią w stronę krzesła znajdującego się naprzeciwko. Cóż, zapowiadało się to niezręcznie. A kiedy policjant, który siedział do tej pory w milczeniu, powiedział, że musi na chwilę wyjść, zrobiło się podwójnie dziwnie. - Więc jesteś śpiewaczką operową - wbijając w nią beznamiętne spojrzenie, bardziej stwierdził niż spytał, chcąc przerwać tę idiotyczną ciszę, która zapanowała; równie dobrze w tle odezwać mogłyby się świerszcze, dokładnie tak niezręcznie teraz było w tym pomieszczeniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czuła jak serce stoi jej w gardle. Brzuch zaczął ją boleć z nerwów i było to naprawdę straszne odczucie. Denerwowała się samym faktem siedzenia na komisariacie, na dodatek nie miała bladego pojęcia dlaczego ją tu wezwali, a na domiar złego spała z jednym z glin. To nie miało prawa się dla niej dobrze skończyć, no nawet nie było takiej opcji! Pewnie zaraz ja wsadzą do aresztu za uprawianie seksu z policjantem na służbie... kurwa, czy to było prawdopodobne? Normalnie raczej nie, ale jej przerażona głowa nie myślała w tej chwili najbardziej racjonalnie. Starała się, ale nie wychodziło.
- Wątpię żeby Pan rozumiał - powiedziała ostro, bo ta sytuacja jej się nie podobała. Nic i nie dawało prawa do wzywania jej na komisariat tak o! Bez słowa! Czy jednak było coś takiego? Jezu, teraz dopiero zrozumiała, że nieznajomość prawa szkodzi. Jedyną dobrą rzeczą tutaj było to, że nie siedzieli w pomieszczeniu sami. Ta trzecia osoba jednak jakoś dodawała jej otuchy, tylko szkoda, że w końcu wyszła. - No co Ty nie powiesz? - mruknęła ironicznie, co jej się jakoś bardzo często nie zdarzało, ale nie mogła teraz powstrzymać. - Mam teraz powiedzieć coś w stylu "o jesteś gliną", czy powiesz mi w końcu o co chodzi - zapytała ściszając nieco głos, bo może tu mają jakieś podsłuchy i nie powinni sobie mówić na TY.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tylko lata praktyki w utrzymywaniu nieprzejednanego wyrazu twarzy powstrzymywały go przed wykrzyknięciem ja pierdole, czy ja jestem w ukrytej kamerze? W końcu Seattle nie było takim małym miastem, więc szanse na spotkanie ponowne laski, z którą raz postanowił się przespać, nie powinny być takie duże, a tu proszę, miał ją teraz przed sobą. Zdenerwowaną. Nierozumiejącą niczego. I wyraźnie oczekującą od niego wyjaśnień. Jak delikatnie przekazać komuś, że miał się stać wabikiem na największego psychola w okolicy? Może powinien zasunąć jakimś głębokim cytatem z popkultury? You are the chosen one? - Niech się Pani uspokoi. Mogę Panią już teraz zapewnić, że nie wyląduje Pani za kratkami i nic złego Pani nie grozi - jeszcze. Obiektywnie rzecz ujmując, gdyby nie zdecydowali się z niej zrobić przynęty, to równie dobrze mogłaby paść ofiarą seryjnego mordercy w każdej chwili, a tak to miała przynajmniej zapewnione wsparcie z ich strony! Co z tego, że będzie musiała przykuć do siebie uwagę zwyrola... To już taki drobny, nieistotny szczególik. - Powiem o co chodzi, jak się zamkniesz - rzucił nieco opryskliwie, już będąc zmęczonym tą rozmową, a dopiero się przecież zaczęła, strach pomyśleć, co to będzie z tego wszystkiego dalej. Potarłszy z irytacją czoło, zaraz splótł dłonie na stole i skupił nieprzenikniony wzrok na twarzy Lesley. - Nie wiem, czy jest Ci znany niejaki Maximilian Hartwood - zaczął i spauzował, jedną z brwi unosząc, dając jej możliwość zaprzeczenia bądź potwierdzenia. - Jeśli nie, to jest to jeden z najbardziej nieuchwytnych seryjnych morderców, o jakich świat słyszał. Wrzód na dupie każdego wydziału zabójstw. I jak wynika z naszych najnowszych informacji, wrzód, który postanowił zawitać do Seattle. Wiesz, jaką grupę zawodową upatrzył sobie do wypatroszenia, Lesley? - spytał odrobinę oschło, nachylając się w kierunku kobiety patrząc przy tym jej prosto w oczy. - Śpiewaczki operowe - dokończył, zaraz znów się prostując i nie dodając nic więcej. Celowo budował nastrój grozy, by zaczęła traktować sytuację poważnie, a nie jak zaproszenie do przepychanek słownych.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Jak się zamknę? Tak się policja zwraca do obywateli? Zajebiście, że na to idą moje zasrane podatki. - Prychnęła, bo no sorry! Ona była zdenerwowana! Nie wiedziała dlaczego tu jest i wszyscy dookoła zachowywali się jakby zrobiła coś złego. Jak na razie wiedziała jedynie, że popełniła kategoryczny błąd idąc do łóżka z takim burakiem jak ten detektyw siedzący naprzeciw niej. Gdzie ona miała oczy!? No dobra, był przystojny więc może lepsze byłoby pytanie, gdzie miała mózg w tamtej chwili. - Nie mam bladego pojęcia kim jest ten człowiek, ale maximus hardwoodnus to znana na całym świecie choroba weneryczna, która opanowała Las Vegas w 2014, nie słyszałeś? - Mówili o tym w telewizji, głośna sprawa. Właśnie dlatego o tym Lesley wiedziała, w innym wypadku nie miałaby pojęcia. Nie była nigdy tak daleko!
Trochę jednak się przestraszyła słuchając dalszych słów mężczyzny. Trochę... bo jednak brzmiało to mega irracjonalnie. Dlaczego ktoś miałby chcieć mordować śpiewaków operowych? Przecież byli chyba najmniej rozpoznawalną grupą w całym społeczeństwie. Kto teraz chodził do opery?! Już prawie nikt! - Serio? Co to ma być? Live action Upiora w Operze? Chyba sobie żartujesz - prychnęła, bo jeżeli robił sobie z niej jaja, to było to mega słabe! Zresztą dalej jej nie powiedział co ona miała z tym wszystkim wspólnego!? Oprócz tego, że jeżeli cały ten morderca istniał naprawdę, to była w małym niebezpieczeństwie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Jakby obywatelka się uspokoiła, to ta rozmowa przebiegałaby inaczej - zauważył kąśliwie, nic sobie nie robiąc z jej oburzenia i patrząc przy tym na nią niezbyt przychylnie, co nie wymagało od niego żadnego wysiłku, bo naprawdę był już konkretnie podirytowany. Może powinni wybrać mniej gadatliwą śpiewaczkę operową? A może takowa nie istniała, ponieważ niezamykające się usta były skazą tego zawodu? Walter pojęcia nie miał, bo średnio się kulturą wysoką interesował, ale gotów był się doinformować dla świętego spokoju i dla dobra własnych nerwów. - Obiło mi cię coś o uszy - uciął krótko, nie czując potrzeby informowania Lesley, że i owszem, o tej paskudnej wenerze słyszał, bo miał znajomą pracującą w tamtejszym wydziale policji i niejednokrotnie mu ona wspominała, że ta choroba była bardzo groźna i najczęściej jej ofiarami padały kobiety, ponieważ roznoszona była przez jednego typa, co do złudzenia z wyglądu przypominał Matta Bomera. - Nie, nie żartuję, panno Clement - odparł ze znużeniem, celowo używając jej nazwiska, jakby w ten sposób chciał zasugerować, że sprawa naprawdę była poważna i on nie robił sobie jaj. Nie byli w żadnym reality-show, nie była to też żadna dzika próba odnowienia z nią kontaktu z jego strony - nie, takie były fakty. - I dlatego potrzebujemy Pani pomocy - wyznał w końcu, co było powodem jej wizyty na komisariacie i obrzucił ją dość ponurym spojrzeniem. - Wiem, że to dużo do przyswojenia, więc nie musi Pani od razu podejmować decyzji. Ale jeśli zdecydowałabyś się na współpracę z policją, to uratowałabyś niejedno życie - dodał po chwili ciszy, jednocześnie po stole przesuwając w kierunku kobiety akta tej sprawy, by mogła się z nimi zapoznać. Okej, to ewidentnie było granie na emocjach z jego strony, ale byli aktualnie w kropce ze śledztwem, więc nie miał oporów przed odwoływaniem się do brudnych zagrywek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Policyjna sala konferencyjna przypominała więzienie albo karcer; im dłużej tak siedział pozostawiony samemu sobie, tym wyraźniejszego nabierał przekonania, że zamknięto go tutaj za karę. Wiedział, że to nieprawda, ale wynudzony na wskroś umysł zdawał się kompletnie ignorować racjonalne wyjaśnienia. Z reguły to Terrius zajmował miejsce za mównicą z mikrofonem i nie był przyzwyczajony do sztywnego, obitego szorstkim materiałem krzesełka, na które zaprosił go komendant, co tylko dodatkowo wprawiało go w dyskomfort.
Zerknął na zegarek i westchnął. Minęło już dobre kilkanaście minut odkąd mężczyzna wyszedł, a obiecany "przewodnik" wciąż się jeszcze nie pojawił. Przeszło mu przez myśl, że być może w całym tym zamieszaniu po prostu najzwyczajniej w świecie o nim zapomniano… Wyciągnął nawet telefon i wyszukał na liście kontaktów numer do Ree, aby podzielić się z nim tym zacnym odkryciem, ale zawahał się i zastygł na moment z kciukiem nad zieloną słuchawką. Wizja rozchichotanego jak hiena kumpla skutecznie odwiodła go od tego beznadziejnego planu; gdyby ten drań się o tym dowiedział, na pewno dręczyłby go przez kolejne kilka dni.
Zapomnij — prychnął z rozbawieniem i podniósł się do pionu.
Obszedł z wolna szare biureczko i przysiadł na jego krawędzi, wspierając dłonie na blacie. Utkwił wyczekujące spojrzenie w drzwiach i rozpoczął nieme odliczanie. Gdyby pieniądze, które zainwestował w te nowoczesne urządzenia przeliczyć na zasoby ludzkie, na korytarzu powinien teraz wyczekiwać cały komisariat i chociaż Arlington nie robił tego wszystkiego dla poklasku czy uznania, brak obecności żywego ducha był cokolwiek rozczarowujący. I chociaż wmówił sobie, że chwila więcej cierpliwości go nie zbawi, po doliczeniu do 328 poczuł, jak wcześniejsza wytrwałość zaczyna topnieć.
Już, już miał ruszyć w kierunku wyjścia i rozpocząć zwiedzanie budynku na własną rękę (ani myślał odejść, nie zaspokoiwszy ciekawości), gdy klamka drgnęła i przekręciła się energicznie, a drzwi stanęły otworem.
Terry otaksował uważnie stojącą w progu postać, a następnie posłał w jej kierunku zdawkowy, przyjazny uśmiech. Dla zachowania pozorów dżentelmeńskiej uprzejmości podniósł tyłek z biurka i ukłonił się nieznacznie, zgodnie ze wschodnim zwyczajem, nie zrywając przy tym jednak kontaktu wzrokowego. Po wcześniejszym rozdrażnieniu nie było już śladu; na horyzoncie jego skrzywionej zawodowo percepcji pojawił się nowy, godny zainteresowania obiekt.
Ty musisz być moją przewodniczką — mruknął, gdy szybkie zerknięcie ponad jej ramieniem utwierdziło go tym przekonaniu. Byli jedynymi osobami w sali i nawet gdyby doszło do pomyłki, a kobieta okazała się po prostu zagubioną owieczką, Terrius miał zamiar uczynić ją animatorką swojej wycieczki czy tego chciała, czy też nie. — Pozwolisz, że wymienimy się uprzejmościami w drodze? Naprawdę chciałbym już stąd wyjść — wyznał, obrzucając pomieszczenie niechętnym spojrzeniem.
Nie pognał jednak w kierunku korytarza. Zatrzymał się obok towarzyszki i wbrew własnym słowom zaczekał na odpowiedź. Dawał jej wybór: mogła skazać go na dalsze męki albo stać się jego bohaterką i naprawdę ciekawiło go, którą opcję wybierze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

xxi. (jeszcze przed eventem)

Godzina w telefonie wskazywała, że była sporo spóźniona, a mimo to do sali konferencyjnej, w której powinno odbywać się sprawozdanie z raportu z ostatniej sprawy, wkroczyła z nonszalancją słuszną co najmniej wejściu do baru w wolny, sobotni wieczór. Widok opustoszałego pomieszczenia wcale jej nie zdziwił. Co innego obecność jakiegoś obcego mężczyzny, który nie dość, że zaatakował ją już w samych drzwiach, to sprawiał wrażenie, jakby wiedział, kim jest. Tymczasem ona nie miała zielonego pojęcia, kim jest on.
— Przewodniczką? — Z jej ust wydobyło się mimowolne prychnięcie, będące efektem nie tyle zaskoczenia, co rozbawienia. Ton, jakim nieznajomy wypowiadał słowa, był tak zobowiązujący, że sugerował, iż nie do końca jej to wypadało. Chociaż może właśnie dlatego nie próbowała się powstrzymać. W równie mimowolnym odruchu otaksowała go nieskrępowanym wzrokiem, starając się ocenić ewentualne kwestie przybliżające ją do odpowiedzi na pojawiające się w jej głowie wątpliwości odnośnie tego, dlaczego ktoś taki jak on potrzebował osobistej przewodniczki. Po raz pierwszy pożałowała, że się spóźniła, bo najwyraźniej ominął ją wstęp do prawdziwej zabawy. Możliwe, że odbywał się jeden z tych dni zapoznawczych, o których nigdy nie pamiętała. — Akurat wyszła po kawę. — Postanowiła pociągnąć temat. Gościu albo pomylił miejsca albo robił sobie z niej żarty, a że raczej trudno było pomylić budynek policji z jakimś innym, nie widziała przeciwwskazań do rewanżu. — Jakieś 20 lat temu. Musiała się zorientować, że nie ma tu dla niej nic do roboty i już nie wróciła. — Wzruszyła ramionami, dla kontrastu utrzymując poważny wyraz twarzy. Przewodniczka na komisariacie. Dobre sobie!
— O, Shepherd! — Usłyszała za swoimi plecami i już wiedziała, kto wyszedł im na spotkanie. Zaraz pewnie pogoni intruza. — Jesteś wreszcie — powiedział przez zaciśnięte zęby, z uśmiechem, który miał chyba za zadanie zatuszować wyrzut spowodowany spóźnieniem. — Czekaliśmy na ciebie. Zdążyliście się już poznać? To świetnie! Widzę też, że jesteś gotowa. Ruszajcie już. Czas to pieniądz, mam rację? — Zaśmiał się perliście, jednak to był moment, w którym zrozumiała, że ten stary dureń ewidentnie blefował i nieudolnie (w jej odczuciu) improwizował. Nawalił, nie znalazł innego frajera do odbębnienia zadania i teraz to ona musiała go kryć. Normalnie nie miałaby problemu z okazaniem lekceważenia, z jakim podchodziła do jego ekscesów, ale teraz była zbyt zdezorientowana, aby pozwolić sobie na przywilej codziennych nawyków.
— Proszę pana...
— Bez dyskusji, Shepherd — przerwał jej porucznik, odciągając na bok, a kiedy zdał sobie sprawę, że w tym celu złapał ja za przedramię, które cały czas trzymał, szybko je wypuścił i odchrząknął znacząco, jakby sam sobie dawał reprymendę. — Nie wiem, które to już spóźnienie w tym miesiącu. Ba! W całej twojej karierze. Podejrzewam, że sama tego nie wiesz. Ale mogę się założyć, że jest ich wystarczająco dużo, żeby na tej podstawie wyciągnąć odpowiednie konsekwencje. Zapomnij o tym, co miałaś dzisiaj zrobić. Zajmiesz się naszym gościem, a ja ten ostatni raz przymknę oko na spóźnienia. Oprowadź go po komisariacie, pokaż miejsce pracy, sprzęty, opowiedz, że dzięki nim wypełnianie obowiązków przebiega szybko i bezproblemowo. Aha, nie zapomnij wspomnieć, że dzięki jego hojności jesteśmy jednym z najlepiej wyposażonych komisariatów w mieście. Na koniec zabierz go na pączka albo kawę. Rozumiemy się?
— Chce pan, żebym wychwalała przed nim komisariat, a każe mi pan podać mu policyjną kawę? — Resztki przyzwoitości nakazały jej wytknąć mu ten samosabotaż, aby uchronić go przed popełnieniem gafy, ale w odpowiedzi spotkała się tylko ze stanowczym i coraz bardziej zniecierpliwionym spojrzeniem, na co skinęła głową nieznacznie, jakby zamierzała wykorzystać ten fakt w późniejszym czasie i w razie potrzeby powiedzieć, że przecież wcale się nie zgodziła. A już na pewno nie werbalnie! Zwolnienie z obowiązków to żadne pocieszenie, bowiem wbrew pozorom i w przeciwieństwie do przełożonego, bardzo poważnie traktowała swoją pracę. Lubiła ją. Stanowiła najprzyjemniejszą część dnia. Przynajmniej wiedziała, jak operować i poruszać się po wszystkich jej płaszczyznach.
— No! — zwrócił się już bezpośrednio do Terriusa. — Żywię głęboką nadzieję, że nasza pracownica odpowiednio się panem zajmie. Jak już skończycie, to zapraszam do siebie na dopełnienie formalności. — Klasnął w dłonie entuzjastycznie i szczerząc się, opuścił salę.
Cóż, dziadyga, mimo całej pewności i przekonaniu o swoim autorytecie, nie wiedział, z kim tak naprawdę miał do czynienia, i że wybrał sobie najgorszą osobę na całym kwadracie do spełniania jego bezbłędnego planu. Ale dzięki temu wina za dający o sobie znać brak wykwalifikowania i obycia w oprowadzaniu ludzi po policyjnym królestwie (to bardzo odpowiedzialne stanowisko!) nie będzie mogła spaść na nią. W końcu nie zgłosiła się jako ochotniczka.
Westchnęła cicho, po czym odwróciła się do Arlingtona, o którym na chwilę zapomniała. Żeby nie było, to nie jego zasługa! To tylko ona miała podzielność uwagi muszki owocówki.
— W takim razie nie jesteś w tym osamotniony — mruknęła pod nosem, podzielając jego entuzjazm wobec tego... przedsięwzięcia. No czyż nie była w ten sposób ultrauprzejma? Nie ma nic bardziej uprzejmego niż postawienie się na miejscu towarzysza. — Chodźmy. Mam jeszcze sporo innej, poważnej pracy. — Nie wzięła pod uwagę, iż ten mógł usłyszeć tę niespecjalnie dyskretną wymianę zdań sprzed minuty, z której jasno wynikało, że nie miała żadnych obowiązków poza wcieleniem się w rolę… przewodniczki. — Wolisz najpierw zwiedzić toalety męskie czy damskie? — Skierowała się do wyjścia. No nie mogła nie wykorzystać potencjału bekogennego, jaki dawała ta sytuacja. A poza tym była trochę rozdrażniona.
Ostatnio zmieniony 2021-07-14, 23:26 przez Eileen Shepherd, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Reakcja kobiety nie zdołała wytrącić go z równowagi. Wręcz przeciwnie, jej rozbawienie i późniejszy ton, którym pomimo komicznego wydźwięku jawnie manifestowała pesymizm w temacie roli, jaką jej przypisał, jedynie zachęciły go do dalszej konwersacji. Powiódł spojrzeniem za nieznacznym ruchem jej ramion, a potem powrócił nim do miękkich rysów twarzy, które w dziwny, irracjonalny wręcz sposób współgrały z maską powagi, którą przybrała. Przekrzywił lekko głowę i zmarszczył czoło, jak gdyby naprawdę rozważał jej teorię.
Albo trafiła na cholernie dobrą kawę — odpowiedział.
Zanim zdołał dodać coś jeszcze, w zasięgu jego wzroku pojawił się kolejny jegomość; sądząc po sposobie, w jaki zwrócił się do ich towarzyszki - zapewne jej przełożony. Terrius odchrząknął i cofnął się dla zachowania należytego, dyktowanego przez dobre wychowanie dystansu, ale nawet nie starał się powstrzymać krzywego, pełnego rozbawienia uśmieszku, który zakwitł na jego ustach, gdy tylko starszy mężczyzna wziął podopieczną na stronę. Nie poczuł się także w obowiązku wspomnieć, że słyszy każde słowo... Komisarz nie sprawiał zresztą wrażenia, jakby się tym przejmował, zbyt zaaferowany udzielaniem koleżance szczegółowego instruktażu.
A więc Shepherd. - Arlington zanotował sobie w duchu tę cenną informację. - Kobieta, która odrzuciła rolę bohaterki.
Drgnął mimowolnie, wyrwany z chwilowego zamyślenia, gdy komisarz zwrócił się już bezpośrednio do niego. Odruchowo skinął głową, wypowiedź wpuszczając jednym, a wypuszczając drugim uchem. Znał już schemat, na którym opierały się takie spotkania i wiedział doskonale czego się po nim oczekiwało. Wsunął dłonie do kieszeni i ruszył energicznie w ślad za kobietą, nie tracąc dotychczasowego entuzjazmu. Tak właśnie chciał, aby go teraz postrzegano - jak nakręconego na wycieczkę turystę. Wszystko po to, by nikomu nie przyszło przypadkiem do głowy, że za tym uważnym, ale pogodnym spojrzeniem kryje się jednak coś więcej...
Terrius puścił mimo uszu to oczywiste kłamstwo. Rozumiał jej postawę i nie oczekiwał, że ten przymusowy spacer będzie pierwszą cegiełką na tęczowym moście ich przyjaźni, ale też nie zamierzał zanadto przejmować się jej dyskomfortem. Być może nie sprawiał do końca takiego wrażenia, ale był naprawdę ciekawy pracy, którą próbowała wymigać się od niańczenia jego (skromnej) osoby.
A w których sprzedają pamiątkowe zestawy kajdanek? — odpowiedział pytaniem na pytanie i przepuścił kobietę w drzwiach.
Jeśli myślała, że w ten sposób go zniechęci, Arlington zamierzał wyprowadzić ją z błędu. Z należytą dawką satysfakcji, ma się rozumieć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— To się nie zdarza. Nie tutaj w każdym razie — skwitowała, bez skrupułów potwierdzając stereotyp o policyjnej lurze. Nie raz była zmuszona się nią ratować, więc to nie tylko czcze gadanie. Nie zamierzała udawać, że było inaczej i wcale nie dlatego, żeby wyszło, iż to ona miała rację i czuła się dobrze, kiedy ostatnie słowo należało do niej, albo żeby zniechęcić go do ostatniego etapu ich wycieczki. Po prostu go ostrzegała, gdyby przeszło mu przez myśl, żeby spróbować przekonać się na własnej skórze. Powiedzmy, że to wszystko w ramach tych uprzejmości, o których wspomniał.
Jak na ilość i częstotliwość wszystkich spóźnień, użycia ciętego języka, w który czasami zapominała się ugryźć, czy większych lub mniejszych przewinień na koncie, puszczanych mimo uszu przez przełożonego dla dobra sprawy, był on wręcz bez zarzutów w swojej roli. W przypadku kogoś innego, już dawno by poleciała, niezależnie od umiejętności i stanowiska. Chociażby ze względu na ten fakt i dalszą swobodę w pielęgnowaniu problematycznych przyzwyczajeń w pracy, mogła od czasu do czasu schować dumę do kieszeni i przynajmniej poudawać, że wykonuje jego polecenia z własnej, nieprzymuszonej woli.
— Zależy do czego ich potrzebujesz — odpowiedziała instynktownie, zerkając za siebie na mężczyznę i unosząc przy tym brew w nieco wyzywającym geście. Niech jego wyobraźnia trochę popracuje. Dzięki temu nie będzie narzekał na brak rozrywki i dodatkowych wrażeń, których jednak może nie być za wiele przy tak zorganizowanej czynności. Na jego szczęście, w tej kwestii nie było błędnych założeń i kierunków, w jakich mogą podążać myśli.
— Zastanów się, a na razie możemy zacząć od najciekawszego miejsca w całym komisariacie. — Poprowadziła go do niewielkiej, przeszklonej kanciapy, znajdującej się w kącie głównego pomieszczenia, na powierzchni którego rozstawione przestronnie były pojedyncze stanowiska pracownicze policjantów z wydziału zabójstw. Nie musiała nawet zaznaczać, że była to najciekawsza część według niej, ponieważ wydźwięk ten wyraźnie i bez dystansu pobrzmiewał w jej głosie.
— To tu dzieje się największa magia. — Być może mówiła zbyt zuchwale i na wyrost, ale ona nadal uważała, że nie oddawało się wystarczająco zasług analitykom i technikom, a to oni wiedli prym. Szczególnie, że sama do nich należała. Nie zwlekając dłużej, otworzyła drzwi i zaprosiła go do swojego królestwa. Zdążyła sobie przywłaszczyć do niego miano, bo poza profesjonalnym sprzętem wypełniającym większość przestrzeni w środku, okrasiła je osobistymi, aczkolwiek mało zobowiązującymi przedmiotami. Jak na przykład kilka osobliwych fotografii na ścianie, przedstawiające plamy krwi na różnych obiektach, które były jej autorskim dziełem i pomysłem, a które czasami powodowały dreszcze u niektórych pracowników, gdy tylko przekraczali próg (Dexter vibes <3). — Prościej mówiąc: drugi dom. A najprościej: pracownia do badań krwi. — dodała, wciąż dosyć zdawkowo i tak, jakby nie robiło to na niej wrażenia. — Dobrze sprawdza się też w chwili, kiedy chcesz uciąć sobie drzemkę... czy coś. — Odchrząknęła, zwracając ku niemu przelotne spojrzenie, po czym przystąpiła do opuszczania żaluzji na przeszklonej części jej dziupli. Nawet kiedy nie pracowała, lubiła być odgrodzona od świata i mieć namiastkę intymności.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy naprawdę musiał się zastanawiać? I, co ważniejsze: czy naprawdę ich potrzebował? Gdyby faktycznie tak było, już dawno załatwiłby sobie parę gustownych, policyjnych obrączek kilkoma szybkimi telefonami - tak to działało w jego świecie. Mimo wszystko... Samodzielne wyniesienie ich z komisariatu wydawało mu się o wiele zabawniejsze. Osiągnięcie to znamionowałaby typowa, chłopięca satysfakcja, której nie sposób było sobie odmówić. Wyglądało jednak na to, że tym razem będzie musiał obejść się wyłącznie smakiem. Nawet jeśli jego uzasadnienie prawdopodobnie dalece różniłoby się od tego, jakie mogła podejrzewać jego towarzyszka, Arlington wolał jednak zachować je dla siebie.
Zmianę tematu skomentował nieznacznym drgnięciem ust; ni to uśmiechem, ni grymasem. Zadowolony, że tak naprawdę nie musi udzielać odpowiedzi na pytanie, ruszył posłusznie za nie-przewodniczką. Przeskakując zaintrygowanym spojrzeniem od panny Shepherd do oszklonego pokoiku i z powrotem, dostrzegł wyraźną poprawę w jej nastawieniu. Jej ton, sposób mówienia, a nawet poruszania zmieniały się im bliżej tajemniczej kanciapy byli, a więc siłą rzeczy to właśnie ona wzbudziła jego największe zainteresowanie. Nie chodziło o samo przeznaczenie pomieszczenia, bo nawet najmniej ogarnięty dzieciak na świecie - po obejrzeniu choćby jednego odcinka CSI - wiedział jak wygląda policyjne laboratorium... Terrius stał się po prostu okropnie ciekaw, jak przedstawia się ono z jej perspektywy. Było królestwem? Domem? Świątynią? Miejsce kaźni mógł już chyba wykluczyć.
Największa magia, huh? — powtórzył, choć bez sceptycyzmu. Gdyby nie podzielał tej opinii i nie potrafił docenić roli, jaką w rozwiązywaniu spraw odgrywają pracownicy jej pokroju, zafundowałby po prostu kolejny ekspres do kawy pracownikom drogówki albo kompleksowe szkolenia wydziałowi do spraw walki z przestępczością narkotykową. To właśnie praca analityków i techników pozwoliła schwytać zabójcę jego matki, to im (jego zdaniem) należało się największe uznanie.
Wnętrze laboratorium na moment wytrąciło go z równowagi. Arlington zatrzymał się zaraz za progiem i uważnie zlustrował shepherdowe królestwo, starając się na spokojnie zapamiętać jak najwięcej szczegółów, które pozwoliłby mu potem odtworzyć je w pamięci. I choć bardzo się starał nie dać niczego po sobie poznać, jego uwagę natychmiast przykuły rozwieszone na ścianie zdjęcia. Wcześniejszy entuzjazm zastąpiła posępna powaga, kiedy przyglądał się dokładnie najpierw jednej, potem drugiej, trzeciej i kolejnym fotografiom. I nagle nie znajdował się już na komisariacie. Zniknęły przysłonięte szyby, sterylny blat i sprzęt laboratoryjny, a zastąpiły je kuchenne meble, marmurowa wyspa i porcelanowa zastawa. Przez kilka sekund Terrius znów stał w narastającej kałuży krwi, a gdy zerknął na ręce - pokrywała je gruba warstwa czerwieni.
Drgnął, kiedy opadła żaluzja, a wszystko wróciło do normy. Wspomnienia zniknęły, pozostawiając po sobie jedynie tępe pulsowanie w skroniach i sztywność w mięśniach. Terry zamrugał, schował drżącą dłoń do kieszeni i uśmiechnął się do kobiety, choć uśmiech ten nie sięgnął oczu. Odchrząknął.
Czyli to prawdopodobnie tobie przypadnie zaszczyt rozdziewiczenia nowego sprzętu — mruknął i zerknął w kierunku maszyn, których przeznaczenia mógł się tak naprawdę tylko domyślać. Obszedł blat, póki nie zostawił nieszczęsnych fotografii za plecami i wolną ręką sięgnął do spiętego karku. — Komisarz nie był w stanie odpowiedzieć mi na to pytanie, ale ty chyba znasz się na swojej pracy i możesz ocenić czy ta inwestycja się opłaci... Korzystałem z pomocy doradcy, ale wolałbym usłyszeć to od specjalisty — zerknął na towarzyszkę. Jego troska nie była w tej chwili udawana, naprawdę zależało mu na tym, by pieniądze przysłużyły się szczytnemu celowi. — Jaką magię będziesz w stanie zdziałać?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Trudno uwierzyć w istnienie magii. — Kiwnęła nieznacznie głową, jakby pojawienie się wątpliwości w tej kwestii było czymś uzasadnionym i zrozumiałym. Sama podchodziła sceptycznie do większości spraw, zwłaszcza takich, których wiarygodność oparta była wyłącznie na czyimś cennym słowie. — Podejrzewam, że żeby się przekonać wolałbyś, na przykład, osobiście uczestniczyć w badaniu. — Jej brew bezwiednie powędrowała ku górze, ale nie jako przejaw niejako składanej mu propozycji, a jedynie zwrócenia uwagi na wyjątkowość okoliczności, w jakich przyszło im się znaleźć. Niewątpliwie obowiązywały go jakieś przywileje, jednak wciąż nie do końca wiedziała, czemu miało służyć to przedstawienie z oprowadzaniem po komisariacie i opowiadaniem o trudach ich pracy, sprzętach, które - jeśli dobrze zrozumiała - on zasponsorował, więc zapewne wiedział, do czego były wykorzystywane. — Chociaż jeżeli mam być szczera, nie wiem, co musiałbyś zrobić, żeby do tego doszło — dodała z nieco przekornym uśmiechem błąkającym się po twarzy, dając do zrozumienia, że miała coś do powiedzenia w tej kwestii. Albo raczej, że gdyby rzeczywiście naszła go taka ochota, mógłby próbować uruchomić swoje kontakty, ale bez jej zgody taki pomysł nie przejdzie.
Po halloweenowym wieczorze z tamtego roku, podczas którego razem z pozostałymi uczestnikami imprezy padła ofiarą przedziwnego porwania przez zorganizowaną grupę przestępczą, na skutek czego życie stracił jeden z ich członków, w dodatku z jej ręki, miała wyraźne opory przed przebywaniem w tym pomieszczeniu. Można powiedzieć, że w tamtym czasie trochę podzielała reakcje innych osób, wchodzących do środka i z każdej strony atakowały ich krwawe fotografie.
— Podobają ci się? — Pytanie z gatunku tych bardziej osobliwych, ale dostrzegła jak przyglądał się zdjęciom, co nie mogło umknąć tak wprawionemu oku jak jej. Nawet jeśli po wszystkim próbował zatuszować ten chwilowy akt roztargnienia. — To z lewej pochodzi ze sprawy zamordowania jednej prostytutki. Poszatkowano ją jak cebulę. — Spojrzała na wspomniane zdjęcie, najwidoczniej nie rejestrując jak niefortunnego porównania użyła i jak niesmacznie i niedelikatnie musiało ono zabrzmieć. — W zasadzie zostały po niej tylko paznokcie. Każdy był pomalowany na inny kolor. Sprawca był naprawdę dowcipny — skwitowała całość drwiącym uśmiechem, przebiegając przelotnym spojrzeniem po reszcie, co najmniej jakby nadal chciała zakwestionować prawdziwość tego, że tak (na pozór) nieprawdopodobne sprawy zdarzają się przede wszystkim w prawdziwym życiu, nie tylko serialach i filmach.
— Rzadko kiedy wpuszczam tu niepożądanych — powiedziała, opierając się pośladkami o biurko i zwróciła zaciekawiony wzrok ku mężczyźnie, utrzymując go na nim przez dłuższą chwilę. — Tym bardziej zastanawia mnie cel twojej wizyty. Domyślam się, że zbłąkanym wędrowcem cierpiącym na brak zajęć nie jesteś. Chociaż mam pewne wątpliwości co do tej drugiej części — zauważyła z uniesionymi w zaczepnym wyrazie kącikami ust. Ktoś, kto dobrowolnie pisał się na zwiedzanie komisariatu musiał odczuwać brak rozrywek w swoim życiu.
— Rozumiem, że sam tytuł specjalisty jest dla ciebie tak wiarygodny, że gdybym powiedziała ci, że sprzęt ten potrafi wynosić śmieci, ścierać kurze i wyprowadzać psa na spacer, to byś mi uwierzył? — No cóż, ewidentnie się z nim droczyła, a może nawet igrała, skoro do tej pory nie wiedziała, z kim tak naprawdę ma do czynienia, ale właśnie ta świadomość podsycała w niej te próby. Jednocześnie chyba trochę chciała nakłonić go do tego, żeby jednak przełamał się (jeśli nadal nie był przekonany albo zainteresowany) i postarał zdobyć przepustkę do uczestnictwa w badaniu śladów, czy to w laboratorium czy na miejscu zbrodni. — Skąd w ogóle pewność, że nim jestem? — Jak na razie nic takiego nie padło na głos. Może była zwykłym dozorcą? Albo przewodniczką na pełen etat, a wcześniej po prostu skłamała.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Seattle Police Department”