WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

winiarnia i sklep

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby Constance miała jakąkolwiek opcję, albo chociaż gdyby wiedziała, co przyniesie jej Enzo, zdecydowanie odwróciłaby się na pięcie i zaczęła uciekać. Tagliente właściwie wszystkim, co pierwsze – pierwszym pocałunkiem, pierwszym razem, pierwszym mężem… I uważała, że to było okropne, bo na dobrą sprawę będąc jeszcze dzieckiem, nastolatką zaledwie została wpakowana w dorosłe życie. Czasami zastanawiała się, czy skoro Enzo ją zdradzał, to w ogóle ją kochał, bo parę razy było dane jej do zrozumienia, że Włoch nie przespał się tylko z jedną kobietą podczas trwania ich małżeństwa. A Constance, rasowa idiotka przejmowała się, gdy pocałowała Nicka na przyjęciu bożonarodzeniowym. Co się tyczyło słabości – Connie doskonale rozumiała, że Charlie nie lubiła o tym mówić. Szanowała to, chociaż zawsze była gotowa wysłuchać Everett, gdyby jednak chciała o tym porozmawiać. Odrębną kwestią było, że gdybanie nikomu nigdy nie pomagało, a co najwyżej przysparzało bólu.
– To fantastycznie. Muszę do ciebie w końcu zajrzeć, chciałabym coś wybrać do apartamentu – stwierdziła, wzruszając leciutko ramionami. – Szykujesz za jakiś czas jakiś wernisaż? – uśmiechnęła się szeroko, bo wiadomo, że każda okazja do imprezy jest dobra, a na taką na pewno znowu cała paczka przyjaciół by się zebrała. Gdy usłyszała słowa przyjaciółki, zaśmiała się cicho. Właściwie nigdy nie wierzyła w przeznaczenie i w „bycie sobie pisanym”, ale może faktycznie coś w tym było? Inna sprawa, że przecież na samym początku, gdy Nick wrócił do Seattle, przyjechał z zamiarem zdobycia od niej informacji i uwiedzenia jej. To, że się w sobie zakochali było skutkiem ubocznym jego „misji”, o czym przyjaciołom wolała jednak nie wspominać, z oczywistych względów.
– Tak, jego dokładnymi słowami, zanim weszliśmy do jubilera były: „masz wybrać pierścionek, który pierścionkowi Kim Kardashian mógłby służyć w pierścionkowym świecie” – roześmiała się, kręcąc głową z niedowierzaniem, bo chociaż wiedziała, że Nick był bardzo ekstrawagancki, to chyba jednak do tamtego momentu nie wiedziała, że aż tak bardzo. Nie było w tym zresztą niczego dziwnego, byli ze sobą stosunkowo krótko i nadal się poznawali. – Naprawdę mi się tak wydaje, ale z drugiej strony to samo powiedziałam mojej mamie, kiedy wychodziłam za Enzo, więc nie jestem pewna, czy powinnam ufać swojemu osądowi – wywróciła oczyma, chociaż Nick nie był jak Enzo. Był uroczy, czuły i kompletnie w niej zakochany. Tagliente nigdy nie patrzył na nią tak, jak Farewell. I faktycznie, jej małżeństwo nie było traumatyczne. Było po prostu nieszczęśliwe i właściwie z perspektywy czasu była wdzięczna Enzo, że zażądał rozwodu. Sama chyba nie miałaby odwagi wystąpić z tą inicjatywą.
– Hej, to że go pocałowałaś, to nic złego. Przyszedł do ciebie porozmawiać o czymś konkretnym, czy po prostu postanowił cię odwiedzić? – uniosła jedną brew, unosząc kieliszek do ust. – To naturalne, że nie jesteście tacy sami, dorośliście i nie ma w tym niczego złego. A odwzajemnił ten pocałunek? – dopytała jeszcze, ciekawa szczegółów. Poza tym, im więcej ich znała, tym bardziej mogła wewnętrznie przeanalizować zachowanie Harpera i cokolwiek mądrego doradzić Charlie!
– Och – przygryzła dolną wargę, ale w jej głosie było słyszalne jedynie lekkie zaskoczenie. – Rozumiem. Naprawdę rozumiem. Ciężko jest żyć w małżeństwie w którym nie ma miłości – powiedziała cicho, patrząc Charlie w oczy. – Nigdy bym ci nie robiła wyrzutów z tego powodu. Po prostu musiało ci być koszmarnie ciężko, kiedy tkwiłaś w związku z Michaelem – westchnęła mimowolnie, bo była sobie w stanie to wyobrazić lepiej niż ktokolwiek podejrzewał, nawet jeśli zawsze ona i Enzo zgrywali parę idealną. Nawet, jeśli swego czasu wierzyła, że ona i Tagliente, takową tworzyli...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wielka szkoda, że żadna z nich nie otrzymała przy narodzinach jakiejś magicznej mocy, co przyszłość przewiduje. Może byłyby wtedy mądrzejsze i nie popełniłby takich wielkich błędów. Connie chociaż ze swojego związku z Enzo miała Vittorię, ale nie cierpiałaby tak długo, gdyby wcześniej dowiedziałaby się o ich zdradach. A Charlie? Nauczyłaby się żyć ze złamanym sercem i nie brałaby pierwszego lepszego mężczyzny do małżeństwa. Obie były idiotkami, którymi stały się w pewnym momencie swojego życia. Gdyby tylko miały wgląd w przyszłość, byłyby mądrzejsze.
- Koniecznie! Bo tak, planuję jeden wernisaż, przyjdzie kilkoro artystów, ale to jeszcze chwila, więc musisz wpaść wcześniej – zaśmiała się. Z chęcią ugościłaby swoich przyjaciół w galerii, bo właściwie jeszcze żadne z nich tam nie było! Długo jednak zajęło jej rozkręcenie wszystkiego, a wcześniej nie chciała pokazywać im niegotowego „dziecka”. Była perfekcjonistką pod tym względem, co mogło uchodzić za jej wadę. Ostatnio jednak odwiedziła ją kobieta, która pomogła Charlie w kwestiach wyglądu i ogólnego zamysłu, dając do zrozumienia, że i porcelana może być świetną okazją do wystawienia swoich prac i poznania innych ludzi na warsztatach. Dodała jej dużo pewności siebie.
Uniosła brwi zaskoczona, śmiejąc się szczerze ze słów Nicka. Uważała to za całkiem romantyczne! Sama chętnie wybrałaby sobie sama pierścionek, bez udawania, że jej się podoba albo że wcale nie jest za duży czy za mały.
- Słuchaj, też bym tak chciała – odparła z rozbawieniem, upijając za chwilę wina. Już nie miała swojego pierścionka zaręczynowego, bo musiała go sprzedać, gdy opadała na dno przez długi męża. Teraz tęskniła za byciem czyjąś narzeczoną, żoną, a nawet dziewczyną. Czuła się najbardziej samotna na świecie, gdy przyjaciele wokół znajdowali swoje połówki. Oczywiście zawsze wspierała ich i cieszyła się na te szczęście, ale do domu wracała jednak sama, tak jak i budziła się w łóżku z jedną połową zimną. – Może tym razem będzie inaczej, musisz być dobrej myśli, choć wiem, że może być to ciężkie – westchnęła z lekkim uśmiechem, przyglądając się przyjaciółce z rozczuleniem. Wiedziała coś o nieudanych małżeństwach i kolejnych próbach. W miłości jednak i rodzicielstwie miała pecha, co szybko zmienić się nie miało prawdopodobnie.
Skinęła lekko głową, tym razem spuszczając wzrok w zamyśleniu. Unikała już spojrzenia na Connie jakby była zawstydzona, choć nie miała czym właściwie. Zwykłe, dorosłe rozmowy o chłopakach.
- Odwzajemnił i… możliwe, że zadziało się trochę więcej – powiedziała ciszej, zwilżając wargi językiem. – Został do rana, ale wiesz, to o niczym nie świadczy. Od tamtej pory nie widziałam go. Sugerował, że ma dużo pracy, w co jestem w stanie uwierzyć, ale jakby wciąż coś do mnie czuł, rzuciłby wszystko chociaż na jedną noc, prawda? Więc… więc jest beznadzieja.
Przetarła twarz dłońmi i dopiła kieliszek wina. Rzadko kiedy mówiła o swoich sprawach sercowych, więc nie była przyzwyczajona do takich wyznań. Teraz jednak mogła. Już nikt nic nie mógł jej zrobić. Może nie zamierzała opowiadać o wszystkich problemach z przeszłości, ale o tych z teraźniejszości – było teraz łatwiej. Connie na pewno rozumiała Charlie lepiej niż ktokolwiek, bo przeszła przez podobne, nieudane małżeństwo. Oni również zgrywali idealnie dobraną parę, do czasu drugiej misji Michaela, podczas której doznał stałego uszczerbku na psychice. Było mu zbyt ciężko. Czuła przez to wstyd, bo wciąż go oczerniała, gdy to nie była jego wina.
- Było ciężko i nie życzę tego nikomu, ale płaciłam za swoje błędy. Chciałam zdobyć uwagę Harper-Jacka i nie wyszło. Dalej mnie nie chce – mruknęła ze smutnym uśmiechem, unosząc dłoń na kelnera, by przyniósł im od razu butelkę wina. Gdy podszedł, uzupełnił jej kieliszek. Charlie wtedy spojrzała na Connie. – Opowiedz lepiej, co u twojej córy!
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Taka moc zdecydowanie by się przydała, ale niestety – musiały bez niej żyć. Może powinny się wybrać do jakiegoś medium, która by je ostrzegła przed ewentualnymi, kolejnymi beznadziejnymi wyborami i życiowymi katastrofami? Odrębną kwestią oczywiście było, że Constance, chociaż otwarta na nowe doświadczenia, zdecydowanie sceptycznie podchodziła do wszelkiego rodzaju wróżek czy tarocistek, więc nawet gdyby ktoś ją ostrzegł, to pewnie i tak by to zignorowała.
– Idealnie! Może jeszcze wyciągnę Nicka. W końcu teraz to też jego dom, chociaż najważniejsze było jedynie miejsce w szafie na zegarki i okulary przeciwsłoneczne. Ma całą kolekcję – wywróciła teatralnie oczyma, bo odrobinę ją bawiła obsesja ukochanego na punkcie tych dwóch rzeczy. Inna sprawa, że ceny niektórych z nich przyprawiały Constance o lekki zawrót głowy, nawet jeżeli sama wychowywała się w raczej bogatym domu. – Właściwie myślałam, czy nie zrobić za jakiś czas imprezy i nie przedstawić go całej grupie, ale nie jestem pewna czy jest na to gotowy – zaśmiała się pod nosem, bo chociaż przyjaciół wszystkich uwielbiała, tak wiedziała, że wszyscy na raz mogliby trochę biednego Nicka przytłoczyć.
– Wiem, to było… Szalone, ale całkiem urocze – przyznała cicho, nawet odrobinę rozczulona tym gestem. Oczywiście, cała sytuacja była nieco bardziej złożona, ale w gruncie rzeczy, nawet jeśli gest wynikał troszeczkę z zazdrości o Enzo, to jednocześnie miała świadomość, że Nick naprawdę ją kochał i taka deklaracja miała dla niego dość dużą wagę. Rozumiała jednak poczucie samotności – i szczerze wierzyła, że Charlie będzie jeszcze szczęśliwa i będzie się budziła u boku kogoś, kto będzie pasował do niej idealnie, będzie akceptował każdą wadę i zaletę i będzie po prostu jej osobą. Z całego serca jej tego życzyła – Właściwie dopiero teraz widzę, jak bardzo nieszczęśliwa byłam przy Enzo, chociaż kiedy zażądał rozwodu… Miałam wrażenie, że cały świat mi się zawalił – przyznała cicho. Zresztą, było to po niej widać, opuściła kilka grupowych spotkań, prawie nie wychodziła z domu i w tamtym czasie okropnie schudła ze stresu związanego z ciężarną córką i perspektywą zostania ze wszystkim sama. O tyle, o ile Charlie unikała jej spojrzenia, tak Constance wpatrywała się w nią dość intensywnie, jakby chciała zajrzeć do jej duszy i wyciągnąć z niej prawdę.
– Jak bardzo trochę więcej? – uniosła kieliszek do ust, nie odrywając wzroku od przyjaciółki. W kącikach ust szatynki zatańczył delikatny uśmiech, gdy przyznała, że został do rana. – Jak było? – poruszyła brwiami, chociaż zaraz nieco spoważniała i westchnęła mimowolnie. – Może sam ma trochę mętlik w głowie i próbuje ogarnąć, co to wszystko dla niego znaczy? Próbowałaś na niego celowoprzypadkiem wpaść? – to byłaby idealna okazja, żeby chociaż chwilę porozmawiać z Harper-Jackiem i zobaczyć, jak na dobrą sprawę by się zachowywał, prawda? Tak wydawało się Constance. Oczywiście nadal nie była żadnym guru w tych sprawach, bo z jednego związku po przysłowiowych pięciu minutach wskoczyła w drugi. Jeśli chodziło o małżeństwo Charlie i Michaela… Może było mu ciężko, ale przecież Charlie również nie było łatwo w małżeństwie, w którym on dźwigał taki ciężar. Odbijało się to także na tym, jak funkcjonowali i jak Charlie go odbierała – dlatego Constance słów przyjaciółki na jego temat nigdy nie postrzegała jako oczernianie.
– Skoro nie byliście szczęśliwi… Dlaczego wcześniej nie odeszłaś? I żeby nie było, nie oceniam, ja sama nie odeszłam od Enzo, chociaż u mnie pretekstem była Vittoria – westchnęła cicho, ale patrzyła na przyjaciółkę z troską. Nie wyobrażała sobie nawet, przez co musiała przechodzić, nawet jeśli w jakimś aspekcie była w stanie ją zrozumieć. – Tego nie wiesz. Skoro spędziliście razem noc, to ewidentnie coś między wami nadal jest – stwierdziła, przechylając głowę. Nie chciała wierzyć, że ich historia miała się zakończyć na tej jednej nocy. Słysząc pytanie o Vittorię, uśmiechnęła się jednak delikatnie.
– W sumie dobrze, zgodziłam się, żeby zamieszkała z ojcem dziecka, Maxem. To syn moich przyjaciół, znam go od dzieciaka, wiem, że to dobry chłopak. Poza tym ogarnął apartament naprzeciwko mojego, więc mam na nich oko. Vittoria wydaje się naprawdę szczęśliwa no i za jakieś trzy miesiące powinnam zostać babcią – uśmiechnęła się delikatnie, bo te słowa nadal nawet dla niej samej brzmiały po prostu… Kosmicznie dziwnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Medium załatwiłoby sprawę i w przyszłości byłyby o wiele szczęśliwsze, bo wiedziałby już jakich błędów ponownie nie popełniać. Z pewnością łatwiej by było żyć, a nie jak dotychczas – w kłamstwach i żalu, że zrobiło się taki krok, a nie inny. Starała się coraz bardziej uważać na swoje czyny i nie dawać się ponosić emocjom, ale nie potrafiła tak. Jej samozachowawczość uciekła gdzieś w las, bez jakiejkolwiek szansy powrotu. Tak samo w miłości nie ma szczęścia od lat, ale do tego już przywykła.
Roześmiała się, kręcąc głową niedowierzająco.
- Zawsze mnie to zadziwiało! Jakby był Żoną Hollywood, może upolowałaś nieodkrytego celebrytę? - poruszyła znacząco brwiami, uśmiechając się przy tym szeroko rozbawiona. Sama miała słabość do okularów przeciwsłonecznych, zwłaszcza tych markowych od Chanel. I gdy straciła prawie wszystko przez długi męża, okulary ukryła głęboko gdzieś, by nie kusiły ją wystawić je na sprzedaż. Miała ich kilka par, ale wystarczałoby pokrycie wysokiej kwoty. Wolała jednak stracić dom niż okulary. Ale z mieszkaniem, z domem na wodzie, nie była związana jakoś bardzo, a wręcz przeciwnie. Chciałaby się przeprowadzić. - To jest świetny pomysł! Chętnie bym go poznała i pewnie nie tylko ja, ale jakby reszta przyszła ze swoimi połówkami, może nie byłby taki przytłoczony - zaproponowała, opierając się łokciami o blat. Pewnie będzie żałować tego pomysłu, bo większość z ich paczki miała kogoś, a ona... niekoniecznie. Przecież nie wzięłaby ze sobą Dwellera, bo nie był jej. Może znalazłaby jakiś wspólny język z Loganem i gdy pary zbiorą się w kółko adoracyjne (co byłoby przeurocze!), ona odnalazłaby ponowny sens w whisky? Tak czy siak, chciałaby poznać miłość Connie i by paczka przyjęła go z otwartymi ramionami.
- Takie są najlepsze - westchnęła rozmarzona z uśmiechem. Naprawdę cieszyła się na zaręczyny Connie. Należało jej się szczęście, jak każdemu innemu człowiekowi, ale jej przede wszystkim! Charlie mogła skończyć jak ona, w związku właściwie ze względu na dziecko, więc dobrze, że nadszedł odpowiedni moment, by Turner zaczęła myśleć o sobie i tylko o swojej przyszłości. Spuściła wzrok wraz z jej kolejnymi słowami. Doskonale wiedziała o czym mówi, z pewną różnicą: jej zawalił się świat po śmierci Michaela, bo wtedy do niej dotarło, że go kochała. Może nie tak jak Harper-Jacka, ale jednak stał jej się bliski po tylu latach i nawet jeśli nienawidziła go za jego agresję i alkoholizm, nie miała pojęcia co ma zrobić. Dopiero od niedawna odzyskuje siły. Tym bardziej cieszyła się, że Connie ma przy sobie Nicka, który na nowo pokazuje jej piękno świata.
Charlie zarumieniła się, na moment przygryzając usta, by nie wyszedł na nie szerszy uśmiech. Westchnęła zaraz ciężko i poprawiła się na krześle nerwowo.
- Bez szczegółów, ale... bosko, cholera, no! - szepnęła, nachylając się bardziej w stronę Connie, by nie usłyszał nikt więcej, a barman podejrzanie kręcił się wciąż obok nich. Teraz jej policzki przybrały odcień buraczkowy, ale nie ze wstydu, a z emocji, które przypomniała sobie momentalnie. Umoczyła usta w winie za chwilę jakby miało to ją jakkolwiek orzeźwić. - Nie wiem, ale nie próbowałam jakoś na niego wpaść, bo... nie wiem, źle się z tym czułam, gdy kolejnego dnia doszło do mnie, co się stało. - Napisała mu jednego smsa i wydawał się być zajęty, choć odniosła wrażenie, że po prostu nie chce się z nią spotkać i uszanowała to. I wcale nie przepłakała całej nocy. Wcale.
- Wiesz, on... zrobił się agresywny po alkoholu i... gdy już chciałam to zrobić, postanowiliśmy sprobować i zacząć się starać o dziecko, ale... miałam mały wypadek. Spadłam ze schodów. I straciłam je - powiedziała cicho, wahając się wciąż czy powinna była to mówić Connie. Tym razem jednak już nikt nie zrobi jej o to awantury, ani nie dostanie żadnych wyrzutów, więc dlaczego miałaby wciąż to dusić w sobie? Nie zdradzi całej prawdy, ale choć troszkę - ulży sobie. Uśmiechnęła się za to na jej słowa o Harperze, bo może miała rację? Może wciąż byli sobie pisani po tylu latach?
Zaskoczona była, że Vittoria jest już w tak zaawansowanej ciąży. Connie jednak sprawiała wrażenie szczęśliwej, że córka również czerpie radość z tej sytuacji i wczesnego macierzyństwa, więc czym tu miała się martwić?
- Słuchaj, ja zawsze chciałam być młodą babcią, więc ci zazdroszczę! Masz już odchowane dziecko, całe życie przed sobą, a ja dopiero jestem przed tym wszystkim, o ile będę miała kiedykolwiek dzieci - parsknęła, nie dopuszczając do siebie żalu, bo gdyby wszystko poszło dobrze, miałaby już trzymiesięczne dziecko. Na toast swojej samotności i szczęścia Connie, dokończyła kolejny kieliszek wina.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cons to wyrażanie emocji właśnie w Charlie bardzo ceniła – sama zwykle była dość opanowana i rzadko pozwalała sobie na wybuchy. Wynikało to z kilku czynników. Pierwszym i najbardziej oczywistym była jej córka – jako, że Enzo miał dość wybuchowy charakter, to właśnie Connie musiała go uspokajać. Nie chciała nawet myśleć, co by było, gdyby zaczęła nakręcać awantury. Po drugie, opanowana musiała być również w pracy. W gruncie rzeczy znajdowała ujście jedynie w treningach albo na strzelnicy, gdzie rozładowywała wszystko, co gdzieś tam się w niej gromadziło. Inna sprawa, że teraz powoli się uczyła, że wyżywanie się na worku treningowym i wieczna ostrożność w doborze słów wcale nie były przepisem na udany związek czy relację z kimkolwiek.
– Może w przeszłym życiu był jakimś Jamesem Deanem albo kimś takim – zaśmiała się pod nosem. – Mentalnie to on na pewno jest celebrytą – wywróciła oczyma z rozbawieniem, bo faktycznie jej facet był zdecydowanie bardziej extra niż ona sama. Inna sprawa, że on kolekcjonował okulary, a ona odkąd Enzo zażądał rozwodu kolekcjonowała dziwkarskie ciuchy gorsety i czerwone, seksowne ubrania. Taki kaprys (albo kryzys wieku średniego). – Nie chciałabym tego zmieniać w wieczorek dla par – stwierdziła, wzruszając niewinnie ramionami. Wiedziała, że nie wszyscy mieli drugą połówkę i nie chciała narażać Logana czy Charlie na bycie piątym kołem u wozu. – Jakoś to zorganizujemy – machnęła niedbale dłonią, nie przejmując się zbytnio, bo wierzyła, że uda im się to ogarnąć. Świetną okazją byłoby jakieś zaręczynowe przyjęcie, ale chyba nie chciała czegoś takiego planować. W końcu już przecież raz za mąż wychodziła, Nick również był rozwodnikiem, a tego typu imprezy wydawały jej się odpowiednie za pierwszym razem.
– Coś w tym jest. Ciebie też takie czekają. W przyszłości – uśmiechnęła się pokrzepiająco do kobiety. Zupełnie szczerze wierzyła, że również Everett znajdzie kogoś, kto będzie ją uszczęśliwiał, z kim nie będzie przeżywała dramatów i kto pokocha ją tak, jak na to zasługiwała. Zasługiwała na kogoś, z kim nie byłaby z przyzwyczajenia czy przywiązania, ale z czystej miłości – bo przecież właśnie to było najważniejsze. Zdecydowanie warto było na to czekać – sama Turner była tego najlepszym przykładem. Dlatego tak bardzo cieszyło ją, że Everett powoli odzyskiwała siły po tym, jak bardzo psychicznie wykańczające było jej małżeństwo. Widząc uśmiech przyjaciółki, sama się uśmiechnęła nieco szerzej.
– To fantastycznie, chociaż jeśli chcesz to szczegółów też wysłucham – oświadczyła wyraźnie podekscytowana, mimowolnie nachylając się też bardziej w stronę Charlie i przy okazji popijając wino. – Jesteście dwójką dorosłych ludzi, nie musisz się czuć z tym źle. Pytanie tylko, co dalej? – uniosła brwi. Widziała, że Everett trochę się miotała, bo ewidentnie coś do Dwellera miała, a jednocześnie nie chciała się narzucać – co było dość zrozumiałe. Tak samo jak zrozumiały był mętlik w głowie szatynki. – Zadzwoń do niego, spróbuj umówić się na piwo, spotkajcie się w jakichś neutralnych warunkach. Nie masz przecież nic do stracenia – to była chyba najlepsza rada, jakiej mogła udzielić kobiecie. Czasami przecież „praca” naprawdę była tylko pracą, a nie wymówką.
– Och... – wydusiła z siebie, powoli przetwarzając te informację i zacisnęła dłoń na dłoni przyjaciółki z wyraźną troską, kiedy usłyszała o stracie dziecka. Nie miała o tym zielonego pojęcia i nie wyobrażała sobie tego bólu i poczucia pustki. – Naprawdę mi przykro, że je straciłaś, Charlie – dodała jeszcze, bo w tej sytuacji nie było dobrych słów pocieszenia. Najważniejsze, że teraz jej życie szło w dobrym kierunku. Uniosła kąciki ust, kiedy kobieta zaczęła mówić o byciu młodą babcią.
– Tak, chociaż mimo wszystko, wiem jak Vi będzie ze wszystkim ciężko. Też byłam nastoletnią matką. Dlatego chcę jej ze wszystkim pomóc. Dobrze, że Max jest odpowiedzialny – uśmiechnęła się pokrzepiająco i spojrzała na szatynkę. – Jeśli tylko będziesz chciała, to będziesz je miała, Charlie. Jesteś młoda i masz jeszcze dużo czasu – odparła ze spokojem, bo owszem, Vittoria była odchowana, ale właściwie Nickowi marzyło się dziecko, więc wcale nie była pewna, czy jej również nie czeka jeszcze morze pieluch i nieprzespane noce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mniemanie, że jest się celebrytą jest o wiele lepsze niż zbieranie wojskowych gazetek. Charlie miała ich od groma po Michaelu, który fascynował się wojskiem od dziecka. W końcu jego ojciec też służył w wojsku, ale zginął na misji w stopniu pułkownika. Niestety. To jednak wywarło na Michaelu jakąś presję, że musi być taki jak on, tylko zgubił się gdzieś po drodze. Stracił swoje człowieczeństwo i zrozumienie, a patrzenie na cudzą krzywdę na misjach tylko spotęgowało tragedię, która zaczęła mieć miejsce w ich małżeństwie.
- Oj, na spokojnie, Logan chyba tym aż tak się nie przejmuje, a ja z chęcią spędzę czas wśród szczęśliwych par - uśmiechnęła się lekko, bo jednak to była prawda. Wolała być samotna niż tkwić wciąż w nieudanym małżeństwie. Wiedziała, że na pewno nie poszłaby na coś takiego z Harper-Jackiem, ba, oni nie mają już szans na cokolwiek (a tak sądziła jeszcze tego wieczoru), ale właśnie jej nieszczęścia do związków nie mogły blokować jej przyjaciół. Tak samo z dziećmi - może i zazdrościła innym, że są rodzicami, a sama nie może i szybko nie będzie mogła, bo przecież z kim? To mimo wszystko, pragnęła, aby cieszyli się życiem i korzystali z tego, co im natura daje. Coraz bardziej żyła przekonaniem, że lepiej się stało, że nie ma dziecka. Teraz byłoby jej za ciężko, samej i z resztką długów. Na pewno znajdą idealny środek i powód, by spotkać się. Wszyscy razem. Wszyscy szczęśliwi, niezależnie od statusu związku.
Uśmiechnęła się lekko, skinając głową na jej słowa. Pewnie i coś ją czeka dobrego, ale zanim to nadejdzie, trochę minie. Czuła to w kościach. Człowiek nie może być samotny całe życie, prawda? To kiedyś się zmienia? I ta krzywda cała, która doskwiera sukcesywnie, odchodzi. Przykładem tego była właśnie Connie. Odnalazła swoją miłość na nowo i była szczęśliwa. Przy tym wszystkim odchowała już dziecko, które również wiodło dobre życia (jeszcze).
Parsknęła śmiechem, ale uniosła rękę na znak, by przystopowała. W życiu nie opowiedziałaby o szczegółach, bo spaliłaby się ze wstydu. To było jednak zbyt intymne, a na samą myśl dostała rumieńców.
- Nie wiem co dalej, Connie. Nic nie wiem, w tym rzecz. Ale chciałabym spróbować, wiesz? Dać nam szansę, tylko nie jestem pewna, co on na to. Pewnie napiszę do niego, bo mnie kusi bardzo. Chciałabym znów go zobaczyć, z dala od tych reflektorów sceny, fanek i natrętnych paparazzi. Wiesz, żeby znów był tylko mój - westchnęła ze smutnym uśmiechem, palcem przesuwając po krawędzi kieliszka, który zaczął wydawać melodyjny dźwięk. Przestała dopiero, gdy jakaś starsza pani spiorunowała ją wzrokiem.
Gest, który miał wesprzeć Charlie, okazał się bardzo przyjemny. Poczuła ciepło na sercu, bo nie była już z tym sama. Coraz bardziej przekonywała się, by mówić o tym i nie ukrywać swojej przeszłości. Nie chciała o tym mówić wszystkim, by nie wprowadzać ich w koszmarny nastrój. Poczuła jednak, że to właśnie Connie jest odpowiednią osobą, aby zrozumiała przez co Charlie przeszła. Matka rozumie takie rzeczy. Nie odpowiedziała jednak nic, a jedynie uściskała przyjaciółkę, bo właśnie tego potrzebowała w tej chwili. I pomogłoby o wiele bardziej niż jakiekolwiek słowa.
- Dobrze, że Max nie zdezertował i został przy niej mimo wszystko - odparła z lekkim uśmiechem, a w jej głosie odczuwało się ulgę. - Właśnie, a co Nick myśli o dzieciach? Nie chce mieć ich z tobą? To chyba normalne, że przy miłości swojego życia myśli się o powiększaniu rodziny, nawet jeśli ma się już te dorosłe. I... co ty o tym myślisz? - zagaiła ją jeszcze, podpierając brodę na dłoni i przyglądając się przyjaciółce, szczerze zainteresowana jej odpowiedzią.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Connie w gruncie rzeczy nie wiedziała zbyt wiele o ojcu Nicka – jedynie że zmarł i że wcześniej był właścicielem sieci hoteli. Z tego, co rozumiała, Nick nigdy nie miał z nim jakiegoś świetnego kontaktu, za to doskonale dogadywał się ze swoją matką. Nie, żeby to Turner dziwiło – pani Farewell była naprawdę złotą kobietą. Nick miał zresztą w sobie to samo ciepło co ona i po małżeństwie z Enzo (który pomimo włoskiego pochodzenia był wobec niej strasznie oschły), była to olbrzymia i cudowna odmiana.
– Coś wymyślę. Na pewno nie zabiorę go na żadne wspólne karaoke – zaśmiała się dźwięcznie, bo jednak karaoke było zarezerwowane tylko dla ich grupki i nie była gotowa na Nicka nabijającego się z jej wykonania YMCA. Rozumiała natomiast Charlie i jej podejście. Czy gdyby nie była z Nickiem, wróciłaby do Enzo, żeby nie być samotna? Zdecydowanie nie. Inna sprawa, że wierzyła, że Charlie się ułoży i gdzieś tam wewnętrznie miała nadzieję, że faktycznie Harper-Jack się odezwie. Czy nie byłoby najbardziej uroczą rzeczą na świecie, gdyby dostali swój happy end? Constance uważała, że tak. Zresztą, sądziła, że cała ich paczka zasługiwała na szczęście – nie tylko w kwestiach uczuciowych oczywiście!
Rozpromieniła się lekko, gdy przyjaciółka się tak zarumieniła. Dawno nie widziała Charlie takiej i szczerze naprawdę się cieszyła, bo było to coś nowego, ekscytującego i szczerze Constance czuła w kościach, że musiało wyjść ze spotkania Everett z Dwellerem coś dobrego. A może bardzo chciała czuć to w kościach?
– Nigdy nie umawiałam się z gwiazdą, ale myślę, że musicie po prostu porozmawiać. Uważam, że powinniście dać sobie szansę i skoro spędziliście razem noc, to znaczy że jednak coś nadal między wami jest, nie sądzisz? – poruszyła brwiami i spojrzała na przyjaciółkę, upijając odrobinę wina i uważnie się przyjaciółce przyglądając. – Ale kiedy tylko się umówicie, to musisz mi wszystko opowiedzieć, koniecznie! – stwierdziła z radością, bo oczywiście oczekiwała zdania pełnej relacji, tak?
Uśmiechnęła się leciutko, gdy Charlie ją uściskała. Chyba obie w tej chwili tego potrzebowały, bo chociaż Cons nigdy dziecka nie straciła, tak mimo wszystko rozumiała w jakimś stopniu, przez co musiała przechodzić Charlie. Szczególnie, że przez tak długi czas dusiła to w sobie.
– Gdybyś potrzebowała porozmawiać o tym wszystkim, to wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć? – spytała cicho, pokrzepiająco patrząc na Everett i uśmiechając się do niej leciutko. Na pewno Charlie wiedziała, ale czasami po prostu potrzeba było takiego zapewnienia. W tonie głosu szatynki było słychać olbrzymią troskę – zresztą jej ton był taki niemal zawsze przy przyjaciołach. Zapewne trwały przez chwilę w tym uścisku i gdy się od siebie odsunęły, pokiwała głową.
– Ciężko byłoby mu zdezerterować, dość dobrze znam jego ojca i w ogóle rodzinę. Zresztą, to naprawdę odpowiedzialny chłopak, ufam mu znacznie bardziej niż temu przeklętemu nauczycielowi – wywróciła oczyma, bo nadal nie była do końca zadowolona, że koniec końców panu Cabe’owi się upiekło. – Zresztą, widzę, że Vi go kocha, a on kocha ją. Co nie zmienia faktu, że zabroniłam im brać ślubu przez najbliższe trzy lata. Tak na wszelki wypadek – zaśmiała się pod nosem, bo jednak te słowa wypowiedziała pół żartem. Zresztą, oboje byli młodzi, nie potrzebowali ślubu tak szybko. – Och, właściwie to rozmawialiśmy o tym zanim się zaręczyliśmy i mówił, że chciałby dwójkę. Ja zawsze chciałam dwójkę ale mam Vittorię, więc na razie nie doszliśmy do konsensusu w kwestii liczby, ale w przyszłości pewnie się postaramy… Chociaż to chyba trochę dziwne, miałabym wnuka starszego od mojego dziecka… – pierwszy raz to powiedziała na głos, ale naprawdę dziwnie się z tą myślą czuła!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby Charlie miała zabrać na karaoke takiego Harpera, wszyscy jednego wieczoru najedliby się kompleksów, to było pewne. Taki wieczorek zarezerwowany był tylko dla ich paczki, bez żadnych drugich połówek, którymi pochwalić można się równie dobrze na wspólnym grillu albo weselu, albo jeszcze innej imprezie. Z drugiej strony, na takich imprezach przyjacielskich sporo się dzieje. Dużo alkoholu się leje. Czy przyszły mąż chciałby widzieć jak paczka przyjaciół Connie chleje na upór i fałszuje do mikrofonów? Oj, jeszcze nie zgodziłby się ich zaprosić na wesele, a nad tym wszyscy by ubolewali! W końcu to wodzireje imprezy.
Naprawdę miała nadzieję na jakiś happy end z Harperem, ale nie dawała tego po sobie poznać. A przynajmniej starała się. Czuła się znów jak nastolatka, która nie potrafi opanować własnych emocji, tego durnego zakochania, które miało być na całe życie. Ich drogi rozeszły się, ale skoro Connie i Nickowi się udało, jakaś nadzieja tkwiła w Charlie, że i jej wyjdzie.
- Wiesz, to nie jest takie proste, bo jednak minęło trochę lat. Zmieniło się u niego wiele, myślę, że on sam również się zmienił, a przynajmniej takie wrażenie odniosłam ostatnio. Ja też... jestem inna - mruknęła, wbijając spojrzenie w kieliszek. Nie byli już dziećmi, a na swoich barkach mieli trochę tragedii, które z pewnością miały wpływ na teraźniejszość. Ciekawa była jakby to potoczyło się, gdyby nie rozstali się wtedy. Albo gdyby nie spotkali się kilka tygodni temu. Może wszystko się zmieni podczas ich przyszłego spotkania? Zdecydowała, że nie napisze pierwsza, więc musiała liczyć na dobre serce Dwellera. - Opowiem ci wszystko, nie martw się - odparła z rozbawieniem.
Już dawno nie znajdowała takiego pocieszenia w ramionach przyjaciół. Coraz bardziej potrzebowała takich małych gestów, które zapewniałyby ją, że jeszcze się ułoży i że będzie dobrze. Poniekąd pogodziła się ze stratą dziecka, ale wciąż ciężko przeżywała swoje małżeństwo i sposób w jaki maleństwo odeszło. Trochę jej zajęło, by zacząć o tym mówić na głos. Choć raczej całkowicie szczery sposób morderstwa zostawi dla siebie.
- Wiem, dziękuję - westchnęła, uśmiechając się blado. Zazwyczaj nie chciała nikogo dodatkowo zadręczać swoimi zmartwieniami, bo kto chciałby o nich słuchać! Przekonana była, że lepiej będzie jak zachowa wszystko dla siebie. Bała się również późniejszego zerkania na nią, jakby upewniania się, że wszystko z nią dobrze. To najbardziej ją denerwowało i takie spojrzenia dostawała od rodziców cały czas.
Upiła wina, wysłuchując uważnie przyjaciółki. Mieli szczęście w całej tej szalonej sytuacji. Vittoria nie była sama, mając wsparcie Maxa i to się liczyło. Gdyby ją, Charlie, Harper-Jack zostawił tak nagle w liceum, w ciąży, załamałaby się. Tym bardziej, Max miał również plus u cioci Charlie. Roześmiała się rozbawiona na wzmiankę o ślubie.
- I słusznie! A okres narzeczeństwa najlepiej niech trwa minimum osiem lat! - pogroziła, uśmiechając się szeroko. Sama miała krótkie narzeczeństwo i żałowała, bo nie pokazało jej to jak wielki błąd popełnia, wychodząc za mąż za Michaela. - Trochę dziwne, ale spokojnie, młodo wyglądasz jak na babcię! Poza tym, znajdziecie jakiś złoty środek. Oboje jednak chcecie dziecka, a to już dobrze, prawda? Jakby jedno z was nie chciało, tu byłby problem - mruknęła w zamyśleniu i upiła znów kilka łyków wina. Cieszyła się, że Connie mimo wszystko odnalazła swojego mężczyznę i teraz była szczęśliwa. To jest najważniejsze.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A to zdecydowanie, Dweller jednak był profesjonalistą, więc chyba nawet nikt z całej paczki przyjaciół nie zdecydowałby się spróbować swoich sił nawet po pijaku! Mimo wszystko chyba nikt nie chciał narobić sobie wstydu – czym innym był przecież wygłupianie się, gdy w lokalu nie był jedynie tłum nieznajomych. Co zaś się tyczyło chlania na umór, to tutaj akurat Constance nie miała większych obaw, bo sama doskonale wiedziała, jak potrafiła się bawić paczka kumpli Farewella, więc pijackie imprezy nie były mu straszne. Inna sprawa, że Cons nie wyobrażała sobie zupełnie dnia swojego ślubu bez całej paczki, która wspierała ją dzielnie przez czas rozwodu czy gdy dowiedziała się o ciąży córki.
To chyba było w tym wszystkim najpiękniejsze. Nadzieja na nowy początek, drugą szansę od losu. W gruncie rzeczy, Constance naprawdę chciała być optymistką w takich kwestiach. Przynajmniej odkąd poznała Nicka. Wcześniej sama straciła nadzieję, że po rozwodzie i z nastoletnią, ciężarną córką zdoła sobie jakkolwiek poukładać życie. Pokiwała głową ze zrozumieniem.
– To oczywiste, że nie będziesz tą samą osobą co dziesięć lat temu, Charlie… – zaczęła spokojnie, powoli zbierając myśli, by wszystko zabrzmiało na pewno tak, jak chciała przekazać – Ale skoro nadal jest między wami COŚ, to chyba warto zaryzykować, prawda? Szkoda byłoby to stracić, poza tym najgorsze jest potem zastanawianie się, co by było gdyby – wzruszyła ramionami, chociaż taka była prawda. Constance wielokrotnie zastanawiała się, co by było gdyby… Gdyby zostawiła wcześniej Enzo? Gdyby usunęła ciążę, gdy była nastolatką? Gdyby przespała się z Nickiem już na przyjęciu Bożonarodzeniowym? Gdyby zdradziła kiedykolwiek męża? Gdyby Enzo jej nie zdradził? Starała się jednak stopować te myśli, bo przecież dywagowanie nad tym, jak bardzo inne mogłoby być jej życie, nie przynosiło żadnego pożytku.
To dlatego, że te małe gesty były bardziej pokrzepiające niż wszelkie piękne zapewnienia, nawet jeśli poniekąd same były niewypowiedzianą obietnicą. Czasami zwyczajne „będzie dobrze” wydawało się zbyt banalne.
– Nie masz za co dziękować, od tego są przyjaciele – uśmiechnęła się lekko, a w oczach szatynki pojawiła się niemalże siostrzana czułość. Zupełnie jej nie przeszkadzało słuchanie o zmartwieniach innych, bo pomagając innym, zapominała o swoich bolączkach. Ostatnio coraz bardziej ciążyły jej sekrety Nicka, a przecież średnio było zacząć opowiadać o tym, że chociaż sama pracowała w FBI, to w hotelach jej ukochanego spotykają się przestępcy, ba! On sam z nimi dość blisko się przyjaźni i współpracuje. A te wszystkie spojrzenia Cons również znała – chociaż chyba najgorsze były te współczujące spojrzenia, jakby ktoś miał ochotę ją przytulić i pogłaskać po głowie. Przekonała się o tym za każdym razem, gdy opowiadała o ciąży Vi i zdradach Enzo.
Historia ciąży Vittorii była nieco bardziej skomplikowana, bo sama z Maxem zaliczyła sporo wzlotów i upadków, o których Constance na dobrą sprawę nie miała pojęcia – i całe szczęście, bo prawdopodobnie musiałaby mu skopać tyłek, a chociaż był raczej postawnym młodzieńcem, to jednak Connie była przeszkolonym agentem i raczej szans by nie miał.
– Tak właśnie! Poza tym naprawdę mają na to czas i wiem po sobie, że… Czasami dziecko jest zobowiązaniem, które ciężko udźwignąć, a obrączka na palcu wcale nie pomaga – westchnęła cicho, przygryzając dolną wargę. – Tak, to prawda, po prostu… Moja praca nie jest do końca bezpieczna, a z drugiej strony nie chciałabym rezygnować, bo ciężko na to wszystko pracowałam – westchnęła cicho. Mimo wszystko, wiedziała jak bardzo Vittoria przeżywała, gdy wracała posiniaczona albo gdy leżała w szpitalu, bo akurat oberwała. Nie chciała chyba na to narażać kolejnego potomka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skoro Connie ułożyła sobie życie z dawną miłością, dla Charlie również świtała nadzieja. Pewnie ona nie doczeka się kolejnego ślubu, tym razem z tym jedynym, ale chciałaby, aby wszyscy poznali Harpera (i poznać Nicka również pragnie!) i przekonali się, że naprawdę nie jest zły. Pola zbiła Charlie ze ścieżki dobrego humoru, bo sama miała wątpliwości, a teraz czuła się o wiele gorzej, gdy myślała o spotkaniu z Dwellerem. Cieszyła się więc, że Connie jest tak entuzjastycznie nastawiona do tego związku.
- To prawda, warto zaryzykować – westchnęła z uśmiechem, w głębi duszy wdzięczna niesamowicie, że dostaje od przyjaciółki takie wsparcie. Rada radzie nierówna, a czuła, że to właśnie dzięki Connie zrobi kolejny krok i będzie znowu całkowicie szczęśliwa. Przynajmniej miała taką nadzieję. Tym razem nie będzie gdybać, bo nie spotkała się z nim. Będzie działać. Na tym to wszystko polega, prawda? Na życiu, nie na egzystencji, a to drugie zdarzało jej się ostatnio częściej niż powinno. Miała potrzebę ruszenia dalej i tym razem zrobi to z kimś, kogo kocha.
Charlie rozważała różne opcje życia aż za często. Życia, którego nie miała, a które mogła mieć. To chyba typowa przypadłość kobieca, skoro i Turner nad tym ślęczała w myślach. Lepiej byłoby zostawić to, zająć się rzeczywistością i przyszłością, ale wiadomo, że jest to o wiele trudniejsze niż się wydaje. Nie sposób jest porzucić marzenia, by było inaczej. Szkoda, że czasu cofnąć nie można czasem albo chociaż raz w życiu, by lepszą decyzję podjąć, która rzutuje na wszystko.
Ulżyło jej trochę, gdy powiedziała Constance o swojej przeszłości, a przynajmniej zalążek tego, co się działo. Ostatnio miała potrzebę uzewnętrzniania się i wysłuchiwania rad innych niż własnej matki. Przyjaciele mają inne podejście, a i ich doświadczenia są różne. Może ktoś przeżył to, co Charlie, tylko nie mówił o tym na głos jak ona? Może kiedyś dzięki temu i Turner opowie o swoich zmartwieniach, gdy będzie wiedziała, że ma oparcie w Charlie. A z czasem rodzinie potrzeba zwierzeń, bo takie sekrety zżerać od środka mogą.
- Ślub nie jest wyznacznikiem szczęścia - uśmiechnęła się gorzko, upijając po chwili wina. Coś o tym wiedziała aż za dobrze, tyle, że ją nie połączyła z mężem ciąża, a chęć zemsty (z jej strony). Liczyła więc, że Vittoria spojrzy na całą sytuację trzeźwo i będzie świadoma, że ślub nie zmieni niczego. Tego jej życzyła. Rozumiała również Connie, która chciała rozwijać wciąż karierę, skoro tak dobrze jej idzie. Uśmiechnęła się, spoglądając na przyjaciółkę z troską i skinęła głową na znak zrozumienia. – Nie dziwię się. Jeszcze wszystko przed tobą, zobaczysz. Pewnie poczujesz ten odpowiedni moment na przerwę i kolejne dziecko. A wiem, że z pracy, którą się kocha, ciężko zrezygnować.
Dopiły wino, rozmawiając już na lżejsze tematy, bo i tego potrzebowały, aż w końcu po długich godzinach (i wielu kieliszkach pysznego wina), rozjechały się do swoich domów.

/ zt2
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Madison Valley”