WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

xx. Niedawna sprzeczka z bratem totalnie wybiła ją z dotychczasowego rytmu. Jeszcze zanim to nastąpiło, nie był on do pozazdroszczenia, ale ona zawsze znajdywała sposoby, że się w nim odnaleźć. W końcu ułożyła go głównie pod siebie. Problem w tym, że brat do tej pory również był jej częścią i nie przyjmowała do wiadomości myśli, że jakieś wyolbrzymione nieporozumienie, które nie powinno mieć w ogóle miejsca, ich poróżniło. Sądziła, że ich więź była solidniejsza i odporna na zakrzywienie prawdy, którą od jakiegoś czasu praktykowała. Ale w dobrej wierze! Zawsze była ich pewna, więc chwilowy rozłam mocno wpłynął na jej samopoczucie. Właśnie zamierzała zabrać się za doprowadzenia do porządku swojego lokum, które razem z nią ucierpiało na skutek utrzymującego się w wątpliwej kondycji stanu, kiedy usłyszała dudnienie do drzwi. W tamtym momencie nie wiedziała jeszcze, jak dużą naiwnością się wykazała myśląc, że to brat wrócił się pojednać. Nawet jeśli wina leżała po jej stronie. Ona już próbowała do niego dotrzeć kilka razy po feralnym dniu, ale wyczerpała limit. Pewnie ochłonął i teraz spróbują razem dojść do konsensusu, tak jak powinno być i zawsze było. W tym celu skierowała swoje kroki ku drzwiom frontowym.
— Constance — wyrwało jej się w początkowej reakcji na widok przyjaciółki, po czym odchrząknęła nieznacznie, jakby nie wypadało być zaskoczoną tą niespodziewaną wizytą, mimo że to z pewnością nie był pierwszy raz. Gorzej jeśli były umówione, a ona perfidnie i zupełnie nie po koleżeńsku o tym zapomniała. Najprawdopodobniej tak właśnie było. — Cześć, wejdź. — Zaprosiła ją do środka, odsuwając się z przejścia i od razu kierując się w głąb mieszkania, żeby nie tracić czasu. — Trochę jestem... niedysponowana. — Nie lubiła tego słowa, szczególnie w kontekście do samej siebie. Nie lubiła tego stanu. — Ale daj mi chwilę, zaraz to ogarnę. — Nie chciała podstawiać się jeszcze bardziej, dlatego nie pytała, co konkretnie miały w planach. Na szczęście (głupi ma zawsze szczęście, nie?) jej garderoba, choć bardzo jednolita i na jedno kopyto, sprawdzała się na każdą okazję, a uprzątnięcie kilku drobiazgów z pola widzenia czy użytkowania, nie przeszkadzało w omawianiu dalszych szczegółów. No i znowu, na pewno nie był to pierwszy raz.
— Napijesz się czegoś? — zagaiła, chociaż doskonale wiedziały, że nie obowiązywały ją żadne zasady w królestwie ciemnowłosej i równie dobrze mogła sama się obsłużyć.
Kuchnia. Zamierzała zacząć od kuchni.
Zmierzając w tym właśnie kierunku, przeszła przez część salonu, w którym zebrała z oparcia kanapy swój szlafrok i koszulkę. Schyliła się w międzyczasie po inną, wypadającą po drodze z tego małego stosiku. Rozglądając się pobieżnie po wnętrzu w poszukiwaniu innych fantów wymagających natychmiastowego usunięcia, odłożyła ubrania do kosza z tymi przeznaczonym do prania. — Chyba, że wolisz coś... zjeść — mruknęła przeciągle, bez przekonania, docierając w końcu do kuchni i zawieszając wzrok na pozostałościach po jej kulinarnych planach z bratem, w dalszym ciągu zalegających na blacie. Pech chciał, że nieoczekiwana kłótnia położyła im kres i przesądziła o reszcie wieczoru, a nawet kolejnych dni. Ona tak jakby zapomniała się tym wcześniej zająć...
Ostatnio zmieniony 2021-07-14, 09:31 przez Eileen Shepherd, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| outfit

Życie Connie jakoś się poukładało – w końcu zamieszkali z Enzo i Vittorią w wymarzonym apartamencie, dziewczynka całkiem nieźle odnalazła się w nieco lepszej szkole, którą jej załatwili (Constance przerażały jednak krzywe spojrzenia, posyłane jej przez inne matki) i chociaż może w jej małżeństwie nie wszystko było w porządku, to nie było też jakoś tragicznie. Dzisiejszy wieczór miała spędzić w końcu w spokoju. Vi poszła na nocowanie do koleżanki, Enzo był w jakiejś delegacji i już była gotowa zrelaksować się z lampką wina i pomyśleć o tym, co wymagało jeszcze dopracowania w teoretycznie idealnym wnętrzu. Wtedy jednak zadzwonił Logan i powiedział jej o chorobie Eileen. Na początku nie wierzyła – bo przecież by jej powiedziała! Znały się od dziecka, Shepherd wiedziała absolutnie wszystko – nawet o tym jednym, jedynym momencie słabości, w którym omal nie pocałowała Alexa, swojego przyjaciela – który miał miejsce kilka miesięcy temu. Starała się oczywiście nie być impulsywna, ale charakteru nie potrafiła oszukać i najzwyczajniej w świecie po prostu się ubrała, odpaliła samochód i łamiąc wszystkie przepisy drogowe po piętnastu minutach stała już pod drzwiami przyjaciółki, nerwowo i natarczywie pukając. Postanowiła jednak w głowie, że zachowa się spokojnie. Jak dama. Da jej szansę, żeby się przyznała.
– Hej. Wpadam nie w porę? – uniosła jedną brew, spoglądając na przyjaciółkę z delikatną troską, chociaż starała się nie dać po sobie poznać, jak bardzo była w tym momencie zdenerwowana, zraniona i najzwyczajniej w świecie zestresowana o jej stan zdrowia. – Niedysponowana? – powtórzyła za nią, nadal siląc się na neutralny ton i odwieszając płaszcz, który narzuciła na ramiona gdzieś na wieszak, stojący przy drzwiach. Mimowolnie się zaniepokoiła - teraz to słowo mogło mieć przecież podwójne dno.
– Wody... – oświadczyła, by zaraz jednak przemyśleć głębiej sytuację – Albo wina. Wina. Zdecydowanie wina – westchnęła ciężko, przygryzając dolną wargę niemalże do krwi. Jak mogła zachowywać się tak normalnie? Jak mogła nie powiedzieć jej prawdy? Connie naprawdę nie mieściło się to w głowie. Dlatego na kolejne pytanie najzwyczajniej w świecie wybuchła – Nie chcę żadnego jedzenia! Dlaczego mi nie powiedziałaś, co?! Jesteś głupia, uwielbiam cię i ani mi się waż umierać. Jak umrzesz, to cię osobiście zabije, a pracuje już w FBI, więc wiem jak to zrobić, żeby mnie nie złapali! – oświadczyła, wyrzucając z siebie słowa z prędkością światła i nerwowo gestykulując. To by było na tyle, jeśli chodziło o zachowywanie się spokojnie. Po chwili oczywiście dotarło do niej, jakie głupoty gadała i odetchnęła głęboko. Spojrzała na brunetkę, łapiąc ją lekko, pokrzepiająco za dłoń.
– Dowiedziałam się dzisiaj i po prostu… Martwię się, okej? Dlaczego nic nie mówiłaś? – pewnie Logan nawet nie zdążył się wdać w szczegóły, bo Connie była w takim stanie, że rzuciła wszystkim i najzwyczajniej w świecie tu przyjechała. Poza tym wolała dowiedzieć się wszystkiego dokładniej od samej Shepherd niż od jej brata.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Nie, skąd — odparła szybko, jednak zgodnie z prawdą. Mimo wszystko odniosła wrażenie, że dla kogoś takiego jak Connie nie brzmiało to wystarczająco przekonująco, dlatego dodała: — Po prostu przez większość dnia jestem w pracy i trochę nie panuję nad tym, co się dzieje w domu — przyznała, gdzieś w międzyczasie śląc jej przelotny, roztargniony uśmiech. Nawet teraz znalazła okazję do wymówki, zamiast wyłożyć kawę na ławę i podać rzeczywisty powód jej nierozgarnięcia. Niedobra Eileen! Aczkolwiek to, że większość czasu spędzała na komisariacie lub w terenie nie było kłamstwem. Zawsze stawiała swoją pracę na pierwszym miejscu, a w chwilach zwątpienia i kłopotów pracoholizm się tylko wzmagał. To powszechna wiedza. Od zawsze też dbała o porządek, niezależnie od stopnia kryzysów, przez które akurat przechodziła i nie przyjmowała do siebie żadnych argumentów na panujący dookoła rozgardiasz, więc ten obecny teraz kłócił się z jej naturą.
Skinęła głową w reakcji na odpowiedź i ruszyła w kierunku jednej z kuchennych szafek, choć nie pamiętała, czy w ogóle była w posiadaniu butelki wina. Osobiście nie przepadała za tym trunkiem, ale zwykle miała jakieś w zapasie, właśnie na niespodziewane wizyty. Nim w ogóle zdążyła przekonać się, czy będzie w stanie zaspokoić alkoholową potrzebę przyjaciółki, usłyszała wyraźny wyrzut z jej strony, którego nawet w ogarniającym roztargnieniu, nie dało się z niczym innym pomylić. Dlatego też obróciła się do niej przodem, ze wzrokiem wyrażającym zaskoczenie, nie tyle tym nagłym wybuchem, co świadomością, że już wiedziała. Przez ułamek sekundy poczuła się jak osoba przyłapana na kłamstwie. A przecież wcale nie skłamała!
Jesteś głupia, uwielbiam cię i ani mi się waż umierać.
No tak. To by było na tyle z misternego planu utrzymania całej sytuacji w ryzach pozornej kontroli. Problem w tym, że już dawno zaczęła ją tracić. Moment, w którym dowiedział się jej brat, był tego największym punktem. Choć właśnie tak powinno być, bo w końcu nie mogła trzymać tego w tajemnicy cały czas, to jednak tempo, jakie zostało narzucone wraz z wyjściem faktów na wierzch, trochę ją przytłoczyło.
Jesteś głupia...
...uwielbiam cię...
....i ani mi się waż umierać.

Gdyby to było takie proste jak sama chęć zastosowania się do prośby rozkazu. Myśl o tym, że mogłaby ją rozczarować po raz kolejny, nie wkładając wystarczająco dużo wysiłku w wypełnienie go, nie należała do najbardziej pokrzepiających.
— Skąd wiesz? — Serio, Shepherd? Właśnie to było pierwsze, co przyszło ci na myśl? Poza tym głupie pytanie. Wiadomo, że od brata, skoro była na świeżo po sprzeczce z nim, a w dodatku przyjaźnili się. Zacisnęła usta, jakby zdała sobie sprawę z popełnionej gafy, po czym przystanęła przy blacie, opierając się o niego bokiem. — Jeśli chcesz we mnie czymś rzucić, to zostały jeszcze pomidory z moich planów kolacji z bratem. — Zerknęła na wspomniane warzywo wśród innych produktów nie będących pierwszej świeżości. To wcale nie było lepsze od poprzednich słów, ale nadal próbowała przetrawić to, że kolejna konfrontacja w sprawie jej niedomagającego stanu zdrowia nie wyglądała tak, jak by sobie tego życzyła.
— Właśnie dlatego — wyrzuciła, trochę bardziej nerwowo niż zamierzała, jednocześnie rozkładając ręce na boki, jak gdyby kwestia ta była oczywista. Chyba nie przywykła do tłumaczeń. Przed nikim. Miała ich dość po ostatnim razie, który pochłonął resztki jej energii. — Nie chcę być obiektem niczyich zmartwień. A jednocześnie wiem, że to nieuniknione. To frustrujące. Poza tym sama jeszcze nie oswoiłam się z sytuacją. — Wzruszyła ramionami, bo nie wiedziała, czy tym razem takie usprawiedliwienie wystarczyło. Cóż, musiało, bowiem na razie nie miała innego. — Dopiero co przerobiłam to z bratem i powiedzmy, że nie do końca przebiegło to po mojej myśli. Albo jego. — Przez twarz ciemnowłosej przemknął mimowolny gorzki uśmiech na wspomnienie tego dnia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uważne spojrzenie czekoladowych tęczówek przesunęło się powoli po sylwetce Eileen, jakby doszukiwała się w jej słowach drugiego dna – a może doszukiwała się jakichś oznak choroby? Czegoś, co by wskazywało na to, że z jej stanem zdrowia nie jest najlepiej, czegoś, co bez obecnej wiedzy mogła przeoczyć… Nie zauważyła jednak nic nadzwyczajnego – ot, jej przyjaciółka, w zwykłym, domowym wydaniu. Machnęła odrobinę niedbale ręką.
– Mam w domu dziecko w wieku szkolnym, więc brak panowania nad tym, co się dzieje w domu mam opanowany do perfekcji – rzuciła z delikatnym rozbawieniem, bo taka była prawda – nie mała w apartamencie żadnej gosposi ani niani, starała się radzić sobie sama z obowiązkami zawodowymi, rodzicielskimi i małżeńskimi. Mimo, że generalnie była mistrzem organizacji i planowania, nadal często miała wrażenie, że w jej życiu panował chaos, co doprowadzało ją momentami do szaleństwa. Mimo to, rozgardiasz w domu Eileen był nowością – bo przecież zawsze o to dbała. Może to był sygnał, którego Constance próbowała się dopatrzeć wcześniej w zachowaniu przyjaciółki? Właściwie w momencie, w którym poprosiła o wino, gdzieś w głowie uznała, że może to jednak zbyt słaby alkohol na ukojenie jej nerwów, ale nie zmieniała zdania, bo po chwili już wyrzuciła z siebie prawdziwy powód, dla którego wpadła do przyjaciółki całkowicie znienacka.
Patrzyła na Eileen z lekką irytacją i żalem, ale również z troską. Uczucia te mieszały się w niej i kotłowały odkąd usłyszała o jej chorobie. Dlaczego jej nie powiedziała? Czy jej nie ufała? Nie chciała jej martwić? Nie chciała pomocy? Nie rozumiała i za każdym razem, gdy w głowie starała się znaleźć powód – nie widziała żadnego. Bo przecież sobie ufały. Tak jej się wydawało. Przechyliła głowę, splatając dłonie na wysokości piersi i unosząc jedną brew, gdy pierwszymi słowami było pytanie:skąd wiesz?
– Myślę, że znasz odpowiedź na to pytanie – odparła, wzdychając cicho. Skoro wcześniej nie powiedziała o swojej chorobie, to Connie obstawiała, że wiedziało naprawdę niewiele osób. Z jeszcze mniejszym kręgiem Constance miała kontakt, więc wniosek nasuwał się sam. – Nie chcę w ciebie niczym rzucać, chcę wiedzieć, dlaczego dowiaduję się od Logana, a nie od ciebie? – zapytała, patrząc na nią z wyrzutem. Wywróciła teatralnie oczami, gdy tylko usłyszała kolejne słowa przyjaciółki.
– Chryste, Eileen, na tym polega przyjaźń! – podniosła nieco głos, wyrzucając dłonie w powietrze i aż pacnęła się jedną z nich w czoło, nie wiedząc, jak wytłumaczyć to wszystko Shepherd. – Rozumiem. Od kiedy wiesz? – spojrzała jej w oczy, odrobinę się uspokajając. Może faktycznie trochę zbyt impulsywnie do tego podeszła? Może Eileen dopiero co się dowiedziała? – Po prostu… Chcę pomóc, jakkolwiek będę mogła, okej? – dodała jeszcze ciszej, nadal lustrując wzrokiem Shepherd. Oczywiście, lekarzem nie była, ale jakieś wsparcie psychiczne zawsze mogła zagwarantować, nie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Rosną jak na drożdżach, co? — mruknęła, wplatając w to niesłyszalną nutę drwiny, podkreślającą wyświechtaną formę tego zwrotu, jak i pozostałych jego pokroju, pomagających w chwilach, w których nie wiedziało się, co odpowiedzieć, a jednocześnie znajdowały wytłumaczenie praktycznie wszystkiego, co kryło się pod danym pojęciem.
Chaos. No właśnie. Shepherd doskonale znała chaos panujący w życiu przyjaciółki, a nawet ona nie była tak bezczelna i niezachowawcza, żeby ściągać na nią własne, długoterminowe problemy, dając tym samym namiastkę swojego osobistego chaosu, którego okiełznanie nie będzie już tak łatwe, jak ten panujący w jej domu. Poza tym zwykła załatwiać swoje sprawy sama. Ta była szczególnie wyjątkowa w swojej wadze i natręctwie, jednak świadomość, że bliscy znają prawdę nie przybliżałaby ją do rozwiązania. Może jedynie zagłuszyłaby wyrzuty sumienia, ale na moment, bo zaraz po tym pojawiłaby się obawa, że zaczną patrzeć na nią przez pryzmat zaistniałych komplikacji, w konsekwencji traktując inaczej niż dotychczas. Bardziej pobłażliwie, gubiąc przy tym cały sens i jej postawę.
— Myślę, że był po prostu skołowany tym, w jaki sposób ta informacja do niego dotarła, a był to zupełny przypadek. W dodatku spadła na niego jak bomba. Jego kumpel się sypnął i pewnie poczuł się podwójnie zdradzony. — Nadal z trudem przechodziło jej to przez gardło. Była tak cholernie zła; na całą tę sytuację i presję, jaką stwarzała, na pośpiech, na Clive'a, nawet na brata. Ale przede wszystkim była zła na siebie. — Planowałam mu powiedzieć... wkrótce, a teraz wszystko się posypało, bo od razu dowiedział się ojciec. I ty. Wierz mi, to nie tak miało wyglądać — wyznała, wzruszyła ramionami, jakby proces naprawczy był kompletnie poza zasięgiem jej możliwości, po czym dodała posępnie: — Logan nigdy mi tego nie wybaczy. — Pokręciła głową na myśl, że ta perspektywa będzie tak realna i bliska, podczas kiedy ona nigdy nie zakładała prawdopodobieństwa jej wystąpienia. Teraz to on był najważniejszy. Zawsze był.
— Wybacz, że nie wiem, jak powinien zachowywać się wzorowy przyjaciel i nie mam gotowej recepty na zdrowo funkcjonującą relację — żachnęła się nieoczekiwanie. Eileen nieszczególnie podążała za ogólnie wyznaczonymi schematami postępowania w kontakcie z innymi, które i tak w większości były przesycone masą intryg, obłudy i ukrytych przekazów, wobec czego wszelkie potknięcia wynikały głównie z braku przystosowania oraz akceptacji wszystkich tych elementów. Po prostu robiła to, co uważała za słuszne lub nie, a wszelkie tajniki, które uczyniłyby z niej wzór na każdej płaszczyźnie, znajdowały się poza zasięgiem jej świadomości i zainteresowania. To też jeden z powodów, dla których grono jej znajomych było tak wąskie, a przyjaciół jeszcze mniejsze.
— Przepraszam, Connie. — Westchnęła, kiedy dotarło do niej, że jej słowa mogły zabrzmieć jak wyrzut skierowany bezpośrednio w stronę Constance. Była świetną osobą i przyjaciółką, więc jeśli jedynym zarzutem, jaki mogła mieć wobec niej było to, że się o nią martwiła, to chyba musiała przewartościować sobie wszystko w głowie. — Naprawdę nie wiem, jak do tego podejść i co myśleć. Jeszcze ten Logan teraz. Nie wiem też jak rozgłaszanie tego na prawo i lewo miałoby cokolwiek zmienić, poza tym, że tylko zaprowadza chaos i sieje poruszenie wśród bliskich mi osób. — Zacisnęła usta zakłopotana, po czym spojrzała na nią wymownie, dając do zrozumienia, że ona również się do nich zaliczała. Jednym z istotniejszych plusów radzenia sobie samemu z dręczącymi rozterkami było to, że nie trzeba było przed nikim tłumaczyć się ze swoich decyzji i ewentualnych niepowodzeń występujących po drodze. Choć nie przywykła do tłumaczenia się, to teraz nie miała już innego wyjścia.
— Od jakiegoś czasu — odparła po chwilowym zawahaniu wynikającym z obawy, że ten fakt zapewne tylko pogorszy sytuacje, gdyż jej przebieg sugerował, że lepiej by dla niej było, gdyby okres ten był stosunkowo niedługi. A że tak nie było, kłamstwo jawiło się jako alternatywna opcja. Postanowiła jednak postawić na szczerość, aczkolwiek ostateczna odpowiedź i tak była trochę naciągana, bowiem darowała sobie konkretne ramy czasowe. — Pomożesz, jeśli nie będziesz poświęcała temu za dużo uwagi, a ta wiedza nie wpłynie w żaden sposób na nasze życie. Zgoda? — Musiały pójść na kompromis, prawda? Sama nie zamierzała podporządkowywać dosłownie wszystkiego do nowej sytuacji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Zawsze myślałam, że to tylko kliszowe powiedzonko, ale trochę tak jest – stwierdziła z delikatnym rozbawieniem i cieniem ironii w głosie. Miała wrażenie, że jeszcze niedawno uczyła Vi chodzić, a dziewczynka już ganiała z tornistrem do szkoły. Inna sprawa, że rosła na cholernie mądrą kobietę i wierzyła, że gdy już osiągnie dojrzałość, Vi będzie lepsza od niej pod każdym względem, ba! Miała taką nadzieję. Czasami też myślała o drugim dziecku, zawsze chciała trochę większej rodziny, ale sprawy z Enzo nie miały się najlepiej, a ona wolała się skupić na karierze aniżeli na pieluchach. Byli przecież młodzi, mieli jeszcze czas, nie?
Constance uważała to za zupełnie naturalne - bo były przyjaciółkami – sama dzieliła się z Eilleen nawet najgłupszymi problemami, jak to, że nauczycielki czasami brały ją za nianię własnego dziecka albo że matki posyłały jej krzywe spojrzenia, bo była tak młoda. Jednocześnie oczekiwała, że Shepherd też będzie się dzieliła z nią swoim chaosem. Odetchnęła głęboko i przechyliła głowę lekko, lustrując wzrokiem przyjaciółkę, jednocześnie mrużąc oczy, jakby to miało jej pomóc ocenić, czy Eileen mówi prawdę i czy jej usprawiedliwienie jest wystarczające.
– No cóż, muszę powiedzieć, że dowiadywanie się o takich rzeczach od osób trzecich wcale nie jest przyjemne – stwierdziła, wzdychając ciężko i zerkając na przyjaciółkę. W pewnym sensie też czuła się zdradzona, ale póki co trzymała swoje emocje na wodzy. A raczej się starała. Z marnym skutkiem. – Oczywiście, że ci wybaczy – zmiękła odrobinę i spojrzała łagodniej na brunetkę. – Po prostu ta wiadomość, to trochę grom z jasnego nieba, ale… Jesteś jego siostrą. Po prostu musi się z tym oswoić. Wszyscy musimy – stwierdziła, wzruszając delikatnie ramionami. Tak było. Constance miała zamiar zrobić dokładny research – wszystko na temat trawiącej przyjaciółkę choroby, sposoby leczenia i generalnie chciała się stać ekspertem w tej sprawie. Jak zwykle, gdy trafiała na problem, na którym nie do końca się znała.
– Nie masz być wzorowym przyjacielem! Po prostu ja się poczułam jak gówniana przyjaciółka, bo nawijam ci ciągle o jakichś problemach, a ty miałaś znacznie większy i nie ufałaś mi na tyle, żeby się nim ze mną podzielić! – podniosła odrobinę głos z frustracją gestykulując. Miała wrażenie, że to była kwestia zaufania, bo przecież w innym przypadku na pewno by jej powiedziała! Nie brała w tym momencie pod uwagę faktu, że Shepherd musiała się z tym wszystkim oswoić. Inna sprawa, że Constance wcale nie była pewna, czy nie postąpiłaby dokładnie tak samo i nie ukrywałaby choroby, gdyby z takową się zmagała.
– Oczywiście, że nic nie zmieni, ale nie musisz dźwigać tego ciężaru sama – dodała, znów łagodniejąc. Jej huśtawka nastrojów dzisiaj była wręcz niesamowita, ale sama nie do końca zdążyła przetrawić rewelacje przekazane jej przez Logana. – Jasne, że będziemy poruszeni, ale im szybciej się z tym oswoimy, tym szybciej będziemy w stanie jakoś to przetrawić i wrócić do normalności – wyjaśniła powoli, rozkładając ręce.
– Jak długo, Eileen? – ponowiła pytanie z naciskiem, ewidentnie oczekując konkretnej daty. Sądziła, że niezbyt długo, ale teraz zaczynała wątpić. – Zgoda, ale po tym, jak odpowiesz na wszystkie moje pytania, o ile będziesz znała odpowiedzi. Tylko ten jeden wieczór. I jeśli coś się pogorszy albo polepszy, to będziesz mi o tym mówiła. Normalnie – uniosła brwi, patrząc wyczekująco na brunetkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Zamierzałam ci powiedzieć — odparła na wystosowany przez kobietę wyrzut, przez krótką chwilę zastanawiając się, czy ilość wypowiadania podobnych frazesów z każdym kolejnym razem pozbawiała ją wiarygodności. Trochę już była zmęczona brzmieniem tych słów. — Po prostu... nie wiem, jak przekazuje się taką informację. Co niby miałam zrobić? Zwołać rodzinną naradę, czy może nadać temu jeszcze większej patetyczności i chodzić od jednej do drugiej osoby, jak ksiądz z cholerną posługą? Sama widzisz, jak absurdalne to jest. I tak czuję się dostatecznie beznadziejnie z tym, jak jest. — Westchnęła ciężko. — Nie chciałam, żeby przybrało to takiego obrotu, okej? Wcale nie czuję ulgi, że ta odpowiedzialność została ze mnie ściągnięta. — Pokłady złości odczuwanej, kiedy dowiedziała się o sposobie, w jaki informacja dotarła do brata, nadal próbowały znaleźć w niej ujście. Teraz jeszcze okazuje się, że zawiodła kolejną osobę. — On ma prawo być zły i nie odbieram mu go, ale chyba dostałam już swoją karę. Znam bezradność związaną ze świadomością, że nie pozostało wiele możliwości. Po co miałam narażać go na nią wcześniej niż to konieczne? Z kolei on doskonale zdaje sobie sprawę, jak jego zachowanie podziała i wykorzystuje ten fakt, żeby dać mi nauczkę, a to już jest zwyczajnie podłe. — Byli świeżo po konfrontacji, podczas której wylała się z nich cała gorycz i, jak widać, dalej każde miało drugiemu coś do zarzucenia. Być może nie potrafili jeszcze spojrzeć na sytuację z otrzeźwieniem i ostudzonymi emocjami.
— To nie ma nic wspólnego z zaufaniem — odparła błyskawicznie w naturalnym odruchu, który wydawał się oczywisty, kiedy posądzało się ją o niestworzone rzeczy. Chociaż może miało? W końcu gdyby ufała im wszystkim wystarczająco, to wiedziałaby, że nie postawią jej sprawy za priorytet, jednocześnie sprowadzając swoje własne do mniej znaczących. Westchnęła tylko bezradnie. — Tylko dlatego, że nie wysiadają ci nerki, wątroba, czy cokolwiek innego, nie znaczy, że twoje problemy nie są wystarczająco ważne, aby o nich nie mówić. Zresztą nerki to też nic, czego nie można naprawić. — Uniosła kąciki ust w nieznacznym uśmiechu, jakby sama w to wierzyła i wcale nie starała się postrzegać swojego przypadku jako problem. Przynajmniej dopóki ten nie dawał o sobie znać, w mniejszym czy większym stopniu. Postawiła sobie założenie, że nie będzie pozbawiać się normalności. — Jeśli ktoś tu jest gówniany, to tylko ja. Nie mogłaś wiedzieć i to moja wina. Pozbawiłam cię tej świadomości i teraz wiem, że to był błąd — przyznała po chwili.
— Myśl, że w jakiś sposób przerzucam go na was też nie jest szczególnie pocieszająca — mruknęła, cały czas idąc w zaparte, bo o ile rozumiała postawę Constance, jak i Logana (wbrew pozorom cały czas jej przyświecała), to zdawało jej się, że główny powód jej odłożenia wszystkiego w czasie został gdzieś zatarty. W dodatku tempo, z jaką ta informacja się rozprzestrzeniała wśród rodziny i bliskich osób, poraziła ją nieco, jednocześnie odbierając resztki pewności siebie i determinacji, z jaką podchodziła do całej sprawy.
— Kilka tygodni — powiedziała w końcu po bardzo opornym procesie myślowym dotyczącym tego, czy aby na pewno powinna się przyznać. Ostatecznie uznała, że w gorszym świetle nie może już siebie postawić, a Connie należy się szczerość. Zawsze była tego zdania, a to, że potrzebowała trochę więcej czasu, żeby oswoić się z prawdą na własny temat, nie oznaczało, że odbierała jej ten przywilej. — Mam wrażenie, że nie do końca wiem, w co się pakuję, ale niech będzie. — Skinęła głową, po czym ruszyła z miejsca, żeby dostać alkohol, o którym wcześniej wspomniała przyjaciółka. Teraz na pewno się przyda. Czy ich układ rzeczywiście obowiązywał, jeśli nie była całkowicie przekonana do jego słuszności? Cóż, trochę nie miała wyjścia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Ale jakoś tego nie zrobiłaś – w głosie Constance rozbrzmiała gorycz wymieszana z troską. Najzwyczajniej w świecie chciała być przy przyjaciółce, kiedy ta jej potrzebowała. Czy naprawdę było to coś aż tak złego? Zacisnęła delikatnie usta – Nie wiem – odparła po prostu, bo sama nigdy nie była w takiej sytuacji i w gruncie rzeczy sama nie miała zielonego pojęcia, jak zachowałaby się na miejscu Eileen. Miała nadzieję, że nie będzie jej dane nigdy się dowiedzieć, jak to jest. – Po prostu wolałabym się dowiedzieć od ciebie, ale mleko się rozlało – taka była prawda. Czasu cofnąć nie mogły, dowiedziała się od Logana, a sama Turner nigdy nie była zorientowana na problemy, tylko na rozwiązania. Skoro już wiedziała, co było na rzeczy, to mogły przystąpić do układania jakiegokolwiek planu – bo Cons potrzebowała planu, żeby poczuć jakikolwiek spokój w związku z tą sytuacją. O ile w ogóle się dało w obliczu takich informacji czuć spokój.
– Kiedy takie informacje spadają nagle, ludzie nie zachowują się racjonalnie. Daj mu czas, żeby ochłonął – stwierdziła, by zaraz przygryźć do krwi dolną wargę i przechylić głowę, kiedy tylko dotarły do niej słowa przyjaciółki. – Co masz na myśli, mówiąc, że nie zostało wiele możliwości? – uniosła brwi, bo to autentycznie przeraziło szatynkę. Nie dała co prawda po sobie tego poznać, chociaż zaczęła odrobinę nerwowo bawić się swoją obrączką, co było jej swoistym tikiem za każdym razem, gdy odczuwała stres.
– Z czym w takim razie? – zmarszczyła brwi, bo właśnie w ten sposób to odczuwała. Jakby Eileen nie chciała powierzyć jej swoich problemów, bo nie chciała jej do końca zaufać, chociaż znały się przecież od lat. – Ale to zupełnie inny poziom, Eileen – odparła z udręką, nie będąc pewną, w jaki sposób jej to wyłożyć. – Gdybym była na twoim miejscu, nie byłabyś wkurzona, że ci nie powiedziałam? – spytała w końcu, odwracając kota ogonem. – A może właśnie mogłam, powinnam była przecież coś zauważyć, ale byłam tak zaaferowana tymi matkami w szkole Vittorii i Enzo i wszystkim, że najzwyczajniej w świecie może nie zwróciłam uwagi na jakieś sygnały – zaczęła swoją tyradę, żywo gestykulując i przechadzając się w tę i z powrotem po niewielkim pomieszczeniu.
– To nie tak, że przerzucasz to na nas – odparła od razu, zatrzymując się i spoglądając na brunetkę. – To normalne, żeby dzielić się problemami z bliskimi, żebyśmy razem mogli coś wymyślić, żebyśmy mogli cię wspierać – wyjaśniła, podchodząc do niej bliżej i pokiwała powoli głową, przetwarzając gdzieś w głowie tę informację. Kilka tygodni. Odetchnęła głęboko, przez chwilę milcząc.
– Okej – powiedziała w końcu, uznając, że był to akceptowalny termin. Oczywiście nie wiedziała, ile jeszcze Eileen by zwlekała, ale domyślała się, że potrzebowała czasu. Chyba w takiej sytuacji każdy by go potrzebował. - W takim razie, na początek, jak możemy się pozbyć tej choroby? – uniosła brwi, bo nie miała czasu się przygotować, a jej wiedza medyczna raczej ograniczała się do syropów na kaszel czy zwalczania odry u dziewięciolatki, bardziej skomplikowane przypadki były dla niej czarną magią.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Jeśli tak zamierzasz do tego podchodzić, to owszem, nie brzmi to szczególnie dobrze — zaczęła, dając do zrozumienia, że wcale nie próbowała się do końca wybielić, ale jednocześnie zwróciła uwagę na to, co naprawdę się tu liczyło, a co Constance sama zdawała się wcześniej podkreślać. — Jeśli postanowisz już zawsze biczować mnie z tego powodu, to nie będę ingerować. Tylko wiedz, że to nie była moja intencja. To, że nie dowiedziałaś się ode mnie, znaczy tylko i wyłącznie tyle, że był to zwykły przypadek, który wydarzył się wbrew temu, co zamierzałam. Nic dopisuj temu żadnych ukrytych celów. — W głosie ciemnowłosej pobrzmiewała delikatna nuta urazy i bezradności, wynikającej z tego, że to, co do tej pory przekazała, najwyraźniej jej nie przekonywało, mimo że stanowiło prawdę.
— Och, czyli on może być irracjonalny, a ja nie mogę uporać się z moim własnym problemem na moich zasadach i tak, jak podpowiada mi sumienie? — mruknęła pod nosem, skubiąc kant blatu, przy którym stała w nerwowym i nie do końca świadomym geście. Cóż, nie wykazywała się teraz zbytnią obiektywnością, choć do jej świadomości przebijała się mimowolnie myśl, że przecież każdy z nich był tu ofiarą, ale zupełnie różnego kalibru, więc nie powinno osądzać się ich zachowania tymi samymi kryteriami. Co się tyczyło jej i Logana, to cóż, oboje byli uparci, a ona dodatkowo nie radziła sobie z obrotem sytuacji.
— Nie — odparła krótko, ale zdecydowanie. Wcale nie dlatego, aby znaleźć usprawiedliwienie swojego występku i starając się tym samym zbagatelizować zarzut, jaki Connie wystosowała w stosunku do niej, bo ten poniekąd był uzasadniony. — Może trochę, ale wiedziałabym, że w ostatecznym rozrachunku, to nic nie zmienia. — Wzruszyła nieznacznie ramionami, czując, jak narasta w niej frustracja spowodowana obwinianiem się Turner. Ta sama, przed którą tyle się wzbraniała. — I co byś zrobiła, Connie? Próbowała to powstrzymać? Kazała nerkom pracować właściwie? Uwierz mi, to nie działa. — Na moment zamilkła, odwracając wzrok w bok dla lepszego pozbierania chaotycznych myśli. — Dostrzegałaś to, co sama pozwoliłam ci zobaczyć. Moje poczucie winy jest o tyle mniejsze, że dzięki temu w pełni uczestniczyłaś w życiu Vittorii. Ale to wcale nie znaczy, że brakowało cię w moim, więc skończmy te rozważania, które prowadzą donikąd. — Zmarszczyła brwi lekko rozdrażniona kierunkiem, w jakim rozwijała się ta rozmowa, po czym kontynuowała: — Ja po prostu nie chcę, aby to napiętnowało mnie, przejęło kontrolę nad moim i waszym życiem, i urosło do rozmiarów czegoś innego niż tylko poboczny problem, z którym należy się uporać, jasne? I proszę cię, żebyś nie podchodziła do tego inaczej, a wtedy okażesz mi największe wsparcie. To chyba możesz zrobić? — Spojrzała na nią z łagodnym wyrazem twarzy. Skoro czuła się wykluczona i winna, że nie była w stanie okazać się z pomocą, to teraz miała ku temu okazję. W dodatku tak, aby się nie nadwyrężyć, czego Eileen chciała jej oszczędzić.
— Potrzebuję przeszczepu — powiedziała bez ogródek, z trochę zbyt głośnym westchnieniem wieńczącym wyznanie, gdyż towarzyszyły temu nieprzyjemne odczucia, jakoby każde słowo w związku z omawianiem problemu brzmiało nazbyt podniośle, a ona tylko chciała jakoś przez to wszystko przebrnąć, bez żadnych ozdobników i nadawania temu otoczki czegoś więcej, niż było. — Cały czas mam dializy, które mają ustabilizować pracę nerek, przynajmniej do momentu przeszczepu. A szansa na niego może przyjść jutro, ale równie dobrze za kilka miesięcy — dodała zachowawczo, jak gdyby wzmianka o dializach miała wyciszyć ewentualne wątpliwości i niepokój u przyjaciółki. — Więc sama widzisz, że nie pozostało wiele opcji — odpowiedziała na jej wcześniejsze pytanie, a w obawie o to, co może przyjść w następstwie, upiła solidny łyk ze swojego kieliszka, z nadzieją, że to odpowiednio ją znieczuli.

koniec.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”