WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Janette nie znosiła zbyt dobrze chemii, czuła się wręcz fatalnie. Często po niej wymiotowała, coraz więcej włosów pojawiało się na jej szczotce, które ze złością z niej wyrywała. Nie oglądała się tak często w lustrze jak kiedyś, nie chciała oglądać worków pod oczami i twarzy, która wyglądała jak u osoby chorej. Bo co prawda ona była chora, tylko wciąż tego nie zaakceptowała. Taylor również to zauważył, że nie była aż tak żwawa i ruchliwa jak kiedyś w seksie, ponadto szybko zasypiała, nie miała już tak wysokiego libido, co skutecznie odstraszyło chłopaka. Została zatem sama, czego to najbardziej się obawiała. Poprosiła byłego męża o zrobienie jej zakupów, sama niewiele ostatnio jadła, a podobno powinna jeść by szybciej jej organizm wracał do zdrowia. Ciekawe kto to wymyślił, skoro pojawiały się takie nudności po jedzeniu? Właśnie wychodziła z łazienki, po kolejnej uroczej schadzce z sedesem, wycierając usta ręcznikiem, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Tak więc jak stała, czyli w piżamie, wcale nie takiej seksownej jak kiedyś tylko takiej białej, dwuczęściowej, bo było jej potwornie zimno, a bardzo wygodnej, ponadto te nie pomalowane worki pod oczami i rozczochrane włosy wcale nie dodawały jej uroku. Za drzwiami stał nie kto inny, jak Theo, choć ona liczyła na kuriera z jedzeniem z tej knajpki vege, co w niej zamówiła skromny obiad.
- Cześć, już jesteś, wejdź. - wpuściła go i spojrzała na zegarek wiszący w korytarzu. Nawet wcześnie pojawił się Carter, nie spodziewała się go tak szybko. Gdyby się zapowiedział to zrobiłaby się na bóstwo, albo przynajmniej by się o to postarała.
- Przywiozłeś wszystko z listy, o co prosiłam, czy czegoś nie dostałeś? - zapytała, kierując się wraz z nim w kierunku kuchni, zapominając kompletnie o tym, że chyba powinna oddać mu kasę za zakupy. W końcu nie byli już małżeństwem, on nie musiał jej niczego sponsorować.
-
Zakupy zrobił dość szybko i… w zasadzie musiał sobie przypomnieć jak to wszystko wygląda, bo na zakupy nie chodził wcale, wszystko miał dostarczane pod drzwi i z tego faktu, był jak najbardziej zadowolony. Z drugiej strony, dlaczego Janette nie mogła zastosować tego rozwiązania i zamówić coś dla siebie do domu? Mniejsza, nawet nie chciał się zastanawiać. Najważniejsze, że mógł oderwać się od kolejnej szklanki alkoholu i ruszyć na tą wspaniałą wycieczkę.
- Wyglądasz marnie. – powiedział na dzień dobry, kiedy tylko zobaczył ten obraz nędzy i rozpaczy. Mógł sobie darować, ale był dupkiem i najpierw powiedział, a potem pomyślał. Nie chciał sprawiać jej przykrości, aż tak bardzo czy coś. Może i się rozwiedli, ale bez przesady. – Dostałem wszystko co napisałaś. – zaniósł torby z zakupami na miejsce, które mu wskazała i rozejrzał się nieco po jej mieszkaniu. Widać było, że coś z Janette jest nie tak…. Na razie jednak postanowił powstrzymać się od komentowania, bo fantastyczny popis już dal na dzień dobry.
- Więc… leczenie przynosi jakieś efekty? – zastukał palcami o blat i obrócił głowę w bok, rozglądając się. Czuł się dziwnie, nieswojo…. Może to przez te wszystkie prochy, które dzień wcześniej zażył, aby urozmaicić wieczór i rozgonić ciemne chmury we własnej głowie.
-
- Ty również wyglądasz jak z krzyża zdjęty, spałeś coś w ogóle? - zapytała kąśliwie, podejrzewając że jej były małżonek zapewne wczorajszego wieczoru nieźle zabalował i obecnie męczył go kac gigant. I jak ona mu obecnie tego zazdrościła, sama chciałaby nie wymiotować po chemii tylko balować, pić, bawić się, wodzić za nos mężczyzn, żyć tak jak dawniej. Przeszli zatem do kuchni, gdzie padło pytanie na które sama nie znała odpowiedzi.
- Na razie mam wrażenie że jestem bliżej śmierci niż w dniu ogłoszenia wyroku o chorobie, ale chemioterapia wymaga czasu, więc może później będą efekty. - odpowiedziała zatem szczerze, tym razem bez żadnych kłamstw, bez złośliwości. Ukradkiem oka zerknęła na zegarek.
- Zamówiłam obiad vege, bo ostatnio niczego nie mogę przełknąć, zostaniesz na chwilę? - zaproponowała, bo chociaż mogła mu podziękować i kazać już sobie pójść, to nie chciała być teraz sama. W tej chwili biło się w niej to, że bała się samotności i śmierci w samotności z tym poczuciem, że nie chciałaby być widziana w takim stanie przez nikogo, a już na pewno nie przez byłego męża, który nie powinien oglądać jej słabości.
-
- Przetrwasz to najgorsze i znów będziesz podbijać salony, z peruką czy bez… – stwierdził, chociaż w jego głosie wyraźnie słychać było nutę współczucia, nawet jak starał się to zamaskować na czym świat stoi. Najważniejsze, że swoją powinność spełnił, obietnicy dotrzymywał i nie wystawił ją na wiatr czy tam nie zostawił na lodzie. Nikt nie zasługiwał na to, żeby w samotności przechodzić przez takie piekło, a tym bardziej nie jego była żona. Bądź co bądź, kiedy już podpisali papiery rozwodowe powinni się od siebie uwolnić raz na zawsze, ale ten sentyment gdzieś zawsze istniał. Sporo razem przeszli, nawet jeśli zakończyło się to wzajemnym zadaniem sobie ran.
- Zostanę…. – stwierdził, poważniejąc nieco. Dlaczego się zgadzał? Po co mu to wszystko było? Usiadł sobie na krześle i nerwowo spojrzał na zegarek, nie powinno go tu być, ale skoro już zgłosił się na ochotnika. – Twojego chłoptasia nie ma? – spytał. Nie żeby obchodził go nowy bolec byłej żony, miała teraz wolność wyboru i mogła sypiać z kim chciała i gdzie chciała, a jemu nic do tego. Bądź co bądź, nie interesowały go nowe podboje miłosne Janette, bo to nie jego interes, ale wolałby nie zetrzeć się z jej nowym bolcem, bo to raczej słaby widok – ex mąż przy obiedzie.
-
- Ale ile to może trwać? Nawet lekarz nie jest w stanie mi powiedzieć jak długo jeszcze będę cierpiała te katusze. Tak bardzo nie chcę tracić swoich włosów, sam wiesz doskonale że zawsze były one moim atutem. - mówiąc to okręciła cienki kosmyk włosów wokół swojego palca wskazującego, odczuwając większy smutek. Kiedyś miała takie piękne, zdrowe, zadbane i doskonale odżywione włosy, a to co było teraz na jej głowie było istnym koszmarem. A to co czekało ją w przyszłości na głowie było przerażającą wizją wręcz.
- Zostawił mnie gdy przestałam być użyteczna w łóżku. Naprawdę nie mam ostatnio ochoty na wszelkie igraszki w łóżku, chcę po prostu spać, ale niektórzy nie potrafią tego zrozumieć. - odpowiedziała na jego pytanie, bo uznała że nie ma się już czego wstydzić, zrobiła jeszcze kółka na blacie, narysowane palcem i wyłożyła zakupy zrobione przez ex małżonka oraz zaczęła je odkładać w odpowiednie miejsca. Wtem dzwonek rozbrzmiał u jej drzwi.
- Możesz otworzyć? - zapytała zmęczonym głosem, by następnie wrócić do przestawiania rzeczy w szafce. Bo nagle okazało się że ma sporo przeterminowanych rzeczy i co ma niby z nimi zrobić?
-
- Potrwa tyle ile trzeba. Wygląd to nie wszystko. – odparł w dość specyficzny dla siebie sposób. Janette powinna wiedzieć, a raczej spodziewać się dokładnie takiej odpowiedzi. Wygląd nie miał znaczenia, kiedy charakter był paskudny. Swoją drogą…. Nie powie mu chyba, że wolałaby olać leczenie, ale wyglądać zajebiście w trumnie, bo przy tej chorobie droga była dość prosta. – Zdrowe jest ważniejsze niż włosy… Poza tym, dzisiaj istnieją metody, które pozwolą Ci je szybko odzyskać. – dodał jeszcze, przekręcając głowę w bok. Nie powinna się załamywać i szukać negatywnych stron tej sytuacji, bywały gorsze problemy niż brak włosów, na to zawsze znajdzie się jakiś sposób, a on był pewien, że Janette odkryje go bardzo szybko.
Przykra sprawa. Najwyraźniej typek nie potrafił jej docenić. Z drugiej strony, czas i sytuacja zweryfikowały jego podejście. Przynajmniej nie zmarnuje dla niego paru lat, tak jak zmarnowała je dla Theo. Małżeństwo było trudną sprawą, a w ich przypadku okazało się kompletnym niewypałem, na co też nie bardzo mieli już wpływ. – Jak nie ten, to następny. – machnął ręką, żeby jej nie dołować jeszcze bardziej. Chociaż, to dość zabawne, że właśnie w ten sposób przebiegała rozmowa dwójki byłych małżonków. To, że się rozwiedli, nie znaczyło, że stali się sobie nagle zupełnie obcy.
- Jasne. – poszedł odebrać przesyłkę i chwilę później postawił ją na blacie niedaleko niej. Teraz Janette miała sporo czasu, żeby przemyśleć sobie pewne kwestie własnego życia. Może po prostu los dawał jej kolejną szansę? – Zjedz i odpocznij. – mruknął, widząc jak zabiera się za sprzątanie jakichś rzeczy z szafek. Bierność w życiu nigdy nie była jej mocną stroną….
-
- W moim zawodzie wszystko. Jestem projektantką mody, muszę pokazywać się w blasku fleszy, na pokazach, na ściankach, nie chcę by pisano o mnie jako o schorowanej, łysej, bladej i wychudzonej kobiecie, nad którą trzeba się głównie litować. - odparła, bo może on tak nie uważał, ale dla niej samej wygląd znaczył tak wiele. Tyle czasu poświęcała swojemu wyglądowi, dbaniem o wygląd, nie mogła stracić tylu lat pracy przez głupią chorobę! Poza tym jeśli nie będzie piękna to nie znajdzie nikogo, a teraz zauważyła dopiero czym jest samotność i nie chciała być już dłużej sama. Z desperacji byłaby gotowa poprosić o to, by znów mężczyzna został jej mężem, jednak tego nie zrobi, bo jeszcze nie jest na takim etapie. Wolała wynająć sobie przyjaciółkę w aplikacji póki co, jeśli będzie trzeba, wynajmie tak też sobie partnera życiowego.
- Masz na myśli perukę, przeszczep włosów? To drugie nie wiadomo czy się przyjmie przy osłabionym organizmie po chemii, a peruka mimo że wyglądałaby na realistyczną to i tak ja bym miała świadomość, że to nie moje włosy. I ktoś kto za nie pociągnie również. - nie chciała by ktoś przy ściance niechcący pociągnął ją za włosy i ujawnił jej sekret, ani tym bardziej nie zniosłaby takiego upokorzenia podczas seksu. Łyse kobiety nie są seksowne, przynajmniej nie w jej mniemaniu, a przyznajmy szczerze, gdy kobieta tylko poczuje się lepiej to nie będzie potrafiła dłużej żyć w celibacie, tylko tym razem ucząc się na błędach i bez zabezpieczenia nie pozwalając sobie na nic. Jak to się mówi człowiek uczy się na błędach, nieprawdaż? Prychnęła wręcz słysząc jego kolejne słowa.
- Jak będę wyglądać tak jak teraz, albo jeszcze gorzej to nie będzie następnego. Kto poleci na łysą, bladą, wychudzoną laskę bez libido? - nie krępowała się przy nim o tym rozmawiać, bo tak doskonale się znali i wiedział doskonale, że sam pewnie też na to kiedyś poleciał, a raczej na przeciwieństwo tego, co wymieniła w tej chwili. Potem zadzwonił dzwonek, więc miała pretekst do robienia porządków w szafkach, które miały zająć na chwilę jej myśli i ręce. Nie pomogło to jednak.
- I tak dużo nie zjem, zaledwie połowę tego, co przyjechało, może zjesz ze mną? Czego w ogóle się napijesz? - gdy spojrzała jedynie na porcję dostarczonego jedzenia to aż zrobiło jej się żal, bo nie miała już takiego apetytu jak kiedyś, dania stawały się dla niej bez smaku, a organizm nie przyswajał wszystkich potraw tak jak dawniej, zatem jadła mniej, a resztę wyrzucała, albo wpychała w siebie na siłę co kończyło się następnie wymiotami, więc może lepiej że tym razem będzie miała towarzystwo?
- Potrzebuję też inspiracji do projektowania. Moja praca stanęła w miejscu odkąd zaprojektowałam swoją suknię pogrzebową, gdybym jednak nie wygrała z chorobą. - nie mając pomysłu na następną kolekcję stworzyła szkice kolekcji pogrzebowej. Wiedziała jednak że to nie przejdzie, więc ze wszystkich projektów wybrała tylko jeden i postanowiła w ostatecznej fazie choroby go uszyć, by ubrano ją w nie przed włożeniem do trumny. Będzie wyglądała w niej zajebiście, wręcz zjawiskowo i cały świat będzie o tym wiedział, a także wspominał tak wspaniałą projektantkę mody. Gdyby coś oczywiście. Sama zaczęła niechętnie jeść to zamówione danie, niczym dziecko niejadek, które dopiero co otrzymało obiad od mamy.
-
- A zastanawiałaś się czy nie przekuć choroby w swoją siłę? – spytał, przekręcając lekko głowę w bok. Janette na razie patrzyła na wszystko pesymistycznie. – Masz szansę stać się ikoną, a jej nie dostrzegasz. – dodał jeszcze i zlustrował jej twarz wzrokiem. Janette zawsze była bystra, teraz jednak pogrążyła się w jakimś totalnym dole nie łatwo było jej z niego wyjść. Na szczęście z odsieczą przychodził Carter, który był w stanie trzeźwo spojrzeć na sytuację, a nie przez pryzmat łysej, bladej czy co ona tam jeszcze wymyśliła. – Na świecie setki kobiet choruje na raka, pokaż im siłę, stań się ich symbolem walki. Nie wierzę, że dałaś się stłamsić chorobie aż tak, żeby nie wpaść na to rozwiązanie. Zamiast wzbudzać politowanie, wzbudzaj podziw. – mruknął, podsuwając jej rozwiązanie jak na tacy, nie było tylko nadmiernie ozdobnie przybrane. Bądź co bądź, chcieli osiągnąć wiele w przeszłości i dokładnie to zrobili, co prawda każdy na swoich warunkach, ale udało się. Nie wątpił, że teraz miałoby być inaczej.
- Przestań się użalać… – wywrócił oczami i pokiwał głową. Kto by pomyślał, że Carter z solidnym nałogiem alkoholowym i narkotykowym będzie robił za czyjąkolwiek grupę wsparcia. – Janette, proszę Cię. Walcz i wygraj z tą chorobą, potem martw się o włosy, przeszczepy, peruki, jakieś leki na porost włosów czy inne maści, tak samo jak o swoje libido. Jak wyzdrowiejesz wszystko do Ciebie wróci…. – powiedział dość dobitnie. Naprawdę chciał, żeby jego była żona po prostu pozbierała się z tego upadku i ruszyła naprzód. Każdy czasem upadał, on też…. Znalazła sobie nieodpowiednią osobę do wyciągania się z dołka, bo Carter tkwił w tym jeszcze głębiej niż ona, wbrew opinii publicznej.
- Zjem z Tobą. – odpowiedział i nalał sobie wody do szklanki, nie musiała koło niego skakać. Ważne, żeby cokolwiek zjadła. Dlatego podzielił porcję na dwie równe części, żeby nie było, że przyszedł się najeść. – Zaprojektowałaś suknię do trumny? – spojrzał na nią znad talerza i uniósł brew ku górze. Naprawdę niepojęte, nie miał do niej siły. – Co sprawiało Ci największą frajdę? – spytał, może jakoś jednak będzie w stanie jej pomóc.
-
- Problemem jest to, że przez tę chorobę tracę siłę i chęć do jakiejkolwiek walki. Ale w sumie masz rację, mogę zostać ikoną, przekazać swoje pieniądze na inne kobiety zmagające się z chorobą nowotworową. Albo stworzyć pokaz, w którym brałyby udział właśnie łyse, zniszczone przez chorobę kobiety, by wydobyć z nich ukryte piękno! - słychać było, że nadal dość pesymistycznie podchodziła do sytuacji, lecz potem można było mieć wrażenie że ją nagle olśniło. Przecież to było genialne, móc zarobić na chorobie i jeszcze zostać ikoną jako ta, która walczyła. Jeśli wygra to będzie wręcz uwielbiana przez kobiety, a jeśli nie to będzie przynajmniej zapamiętana jako ta co walczyła z przeciwnościami losu, jakimi była między innymi śmiertelna choroba.
- Branie udziału w kampaniach na rzecz walki z rakiem, a także mogłabym zostać twarzą niejednej fundacji, z racji tego że jestem sławna. - dodała jakby kompletnie odpłynęła w tym momencie od rzeczywistości. Że też wcześniej na to nie wpadła! Jednak wciąż pozostawał jeden problem...
- Tyle że ja naprawdę nie mam już sił walczyć Theo i nie wiem czy jeszcze drzemie gdzieś we mnie taka siła, bym mogła ją wydobyć do walki. - teraz to już zabrzmiała smutno i ponuro, ale naprawdę w tamtej chwili tak uważała. Nawet delikatnie czubkami palców dotknęła dłoni mężczyzny, ale tę krótką chwilę poddania się przerwało przybywające zamówienie, a ona zaczęła grzebać w szafkach, jakby nie miała żadnego innego zajęcia.
- Owszem, w końcu czerń zawsze jest modna i seksowna, w dodatku pasuje do wszystkiego. A co sprawiło mi największą frajdę? Detale, takie jak pióra. Moja suknia jest ozdobiona przepięknymi, kruczoczarnymi piórami, zatem byłabym w niej niczym Anioł ciemności, Persefona, wolna niczym ptak, chowana do ziemi niczym upadły anioł. - zaczęła się rozwodzić nad posiłkiem nad swoim pomysłem, by potem spojrzeć z niesmakiem na jedzenie. Problemem był brak apetytu spowodowany lekami, ale miała też świadomość że jeść musi i dlatego się zmuszała do jedzenia. Ale dużo nadal nie jadła.
-
Nie miała siły, był w stanie to zrozumieć, ale szycie sobie samej sukni do trumny, czy zastanawianie się jak szybko wypadną jej te cholerne włosy wcale nie pomagało. Im bardziej będzie się trząść sama nad sobą, tym bardziej choroba będzie dawała się jej we znaki. Carter był najgorszą z możliwości, które wybrała, bo dla niego coś było albo czarne, albo białe. Nie było faz przejściowych, ani tym bardziej innych opcji. Powinna wziąć się w garść.
- Znajdziesz siłę, Janette. – powiedział poważnie, kiedy dotknął jego dłoni. Ich rozdział został ostatecznie zakończony. Mógł ją wspierać jako przyjaciel czy tam jako były mąż, ale nie wróci do niej. Zbyt wiele trudnych słów padło między nimi, zbyt bardzo zranili siebie nawzajem. Przez tą krótką chwilę, zanim zjawiło się zamówienie zwątpił czy robi dobrze, nie chciał, żeby pomyślała sobie za dużo albo wyobraziła zbyt wiele.
- Z pewnością będziesz w niej wyglądać zjawiskowo, ale nie nastawiaj się na to, że szybko ją założysz. – stwierdził, wysłuchując jej słowa o pióropuszu czerni i nie wiadomo czego jeszcze. Na modzie damskiej się nie znał, na pogrzebowej tym bardziej. Świetnie sobie radził z wybieraniem własnego garnituru i nic więcej nie było mu potrzebne do szczęścia, poza tym…. Nie nosił nic innego, więc problem w zasadzie sam się rozwiązywał. Do trumny też pójdzie w garniturze i proszę….. sprawa była bardziej niż prosta. – Kolejka, która uwydatniłaby urodę chorych kobiet jest dobrym pomysłem. Wspieraj te kampanie, tam na pewno znajdą się osoby, które przy okazji będą chciały wesprzeć Ciebie. Może dadzą Ci jakieś…. Złote rady. – stwierdził, widząc jak dłubie w talerzu. To nie zwiastowało niczego dobrego, naprawdę.
-
- Niestety nie mam pojęcia gdzie ona jest, ale ty obserwowałeś mnie przez tyle lat, widziałeś może skąd brałam tę siłę do walki? - zapytała licząc na to, że mężczyzna zna odpowiedź na jej pytanie. I wcale nie dopowiadała sobie nic do tego, że mężczyzna ujął jej dłoń, to był zwyczajny gest pocieszenia dla ludzi, których kiedyś coś łączyło. A gdy zadzwonił dzwonek to aż zaczęła masować skronie, jak wtedy gdy dostawała migreny.
- A co powiesz na to, by założyć ją na pokaz mody z chorymi modelkami? Wtedy dopiero byłabym ikoną godną zapamiętania. - już wkręciła się w ten pomysł zrobienia pokazu mody z udziałem chorych kobiet, bo jeśli mogła dać im choć trochę szczęścia to czemu nie? W końcu chyba każda mała dziewczynka marzy by zostać modelką.
- Wiesz od kogo chciałabym usłyszeć radę odnośnie mojej choroby? Od kobiety, która tę walkę wygrała, wtedy miałabym pewność, że da się wygrać. - dodała, bo nie znała takiej pani, z którą mogłaby porozmawiać, doradzić się w kwestii wygrania z chorobą. A potem zaczęła jeść, widząc to jak bacznie się jej przygląda.
- Nie smakuje ci? - chcąc też odbić piłeczkę, zauważając że on nie ruszył jeszcze wcale swojego posiłku.
-
- Rywalizacja? – spytał. – O ile dobrze pamiętam chciałaś utrzeć nosa tej…. Jak jej tam było. – mruknął, pstrykając palcami, jakby próbował sobie przypomnieć o kogo dokładnie mu chodziło. Rywalizacja była zawsze odpowiednią motywacją, a jedna z projektantek rywalek wyraźnie zalazła Janette za skórę i ta chciała wiecznie pokazywać jej gdzie jej miejsce. – No chyba, że nie masz nic przeciwko, że skorzysta na Twojej chwilowej niedyspozycji. Claire De Clermont? – mruknął, przypominając sobie w końcu imię i nazwisko ów kobiety. Może lepiej rozegrać to w ten sposób i nieco zdrażnić byłą żonę, że na jej niedyspozycji i nieszczęściu może żerować jakaś pijawka.
- Wiesz, że nie jestem ekspertem od mody… – zaśmiał się lekko. – Ale jeśli uważasz, że tą suknią zrobisz show…. – dodał po chwili. Nie znal się na pokazach i zawsze jej to powtarzał. Wiedział wiele o garniturach, marynarkach i innych klapach, ale nie miał pojęcia o modzie damskiej i wymaganiach, jakie sobie kobiety stawiały. O trendach tym bardziej nie. W garniturach zmieniała się jedynie stonowana kolorystyka, na nieco inną kolorystykę. Tyle.
- To znajdź taką, jestem pewien, że są takie, które wygrały z tym świństwem. – stwierdził, wzruszając lekko ramionami. Wtyki w szpitalu miał, ale nie na onkologii, więc w tej kwestii był po prostu mało pomocny. Niemniej jednak, Janette na pewno poradzi sobie z tym problemem, zdolna z niej kobieta, posiadała odpowiednie umiejętności. Istniały też na pewno internetowe grupy wsparcia, ale nie sądził, aby Hill zniżyła się do tego poziomu.
- Nie spróbowałem jeszcze…. – stwierdził, sięgając po widelec. To nie był dobry pomysł, Carter był na prochach i mógł popaść w jeszcze większy głód, jak coś spróbuje. No trudno, najwyżej catering spali sobie opony na parkowaniu pod szklanym zamkiem. Spróbował i smakowało lepiej niż wyglądalo, ale nie posądziłby Janette o zamawianie czegoś niejadalnego. – Nadal…. Wolałbym krwisty stek. – mruknął śmiejąc się lekko. Vege nie było dla niego, zjeść mógł, ale będzie musiał wjechać za chwilę z jakimś mięsem, bo nie są trawą człowiek żyje.
-
- Na początku była ta Hazel McLuff, o matko, jak ja nie znosiłam tej suki. Na szczęście szybko się poddała. - przypomniała sobie początki kariery gdy potwornie wkurzała ją tamta babka. Bo skoro wyszła za bogacza o 20 czy 40 lat od siebie starszego to myślała że może stworzyć własną linię mody, wzorując się na innych projektantkach lub podbierając modelki konkurencji, bo jej mąż mógł kupić dosłownie wszystko i każdego. Jednak nie z Janette takie numery, ona się nie dała skosić nowicjuszce tak że jedna z jej największych wrogów tamtych czasów została daleko w tyle. Aż się uśmiechnęła triumfalnie na wspomnienie tego zwycięstwa. A potem Theo wypowiedział nazwisko, którego lepiej nie wypowiadać przy jego żonie. Widać jak ogień w jej oczach zapłonął. Tamta szmata jeszcze się nie poddała i wciąż próbowała pokonać Hillównę, więc wiadomo było że wciąż wywoływała w Janette nieopisaną wściekłość.
- O nie, po moim trupie ona się dopiero wybije i zgarnie najlepsze pokazy. - odparła, nawet nie zastanawiając się nad swoimi słowami. Bo patrząc na jej chorobę to mogłoby się okazać że już całkiem niedługo Claire De Clermont zabłyśnie na salonach, zwłaszcza gdy Janette się podda... to dlatego nie mogła się poddać. Nie da satysfakcji tamtej świni.
- Chyba nie muszę ci przypominać że w każdej kreacji robiłam show? - można było zauważyć w niej tę nową siłę, czegoś czego jeszcze nie było, a motorem do tego była czysta rywalizacja... poza tym kobieta słynna była już z tego, że ubierała dość kontrowersyjne kreacje na swoje show, tym się wyróżniała od innych, bardziej stonowanych projektantek. O niej miały pisać wszystkie gazety, a nie tylko nieliczne grupy które by opłaciła.
- Byłam pewna że z naszej dwójki to ty masz jakichś znajomych w szpitalu. - liczyła na niego, czy to zbyt wiele? Wiedział doskonale jak sama nie znosiła szpitali, nie lubiła tamtejszego zapachu, wystroju czy wyglądu krwi, która była tam wraz z osobami, które wjeżdżały do szpitala po jakimś wypadku. Aż robiło jej się nie raz słabo na myśl o wizycie w szpitalu, wiadomo zatem że żadnych znajomości tam nie miała.
- Do niedawna zabiłabym za dobrze przyrządzone sushi, a teraz muszę stawiać na zdrowe odżywianie. - skomentowała następnie jego komentarz dotyczący wege jedzenia, które zamówiła i powoli jadła dalej, oczywiście małymi kęsami i porcyjkami.
- Co tam w Dragon? - zapytała o jego, czy jak do niedawna twierdziła, ich klub, chcąc wciąż podtrzymywać rozmowę. Ostatnio nie lubiła ciszy, wydawała się jej ona wręcz grobowa. Dlatego zagłuszała ją wszystkim, czym tylko mogła.