WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Dochodziła dwudziesta. Na kuchennej wyspie wciąż leżało kilka produktów, które kupił przed trzydziestoma minutami, aczkolwiek przed uporządkowaniem tego, zdecydował się na szybki prysznic. Odświeżony i przebrany ponownie ruszył do kuchni, a nie minęło więcej, niż pięć minut, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Wiedział, kogo się spodziewać, zatem bez wahania otworzył, a subtelny uśmiech na kilka sekund rozjaśnił jego twarz.
- Byłabyś straszną matką, wiesz? - rzucił na dzień dobry, wpuszczając ją do środka. Mniemał, że wie, do czego pił, gdzie pił było najbardziej adekwatnym określeniem z możliwych, skoro w wiadomości napisała mu, że nawet będąc w ciąży nie odpuściłaby szansy na napicie się z nim. Chyba nawet pierwsze - czyli jeszcze ważniejsze, niżeli byłoby którymś z kolei. Z drugiej strony... nigdy nie widział blondynki pod wpływem procentów, co mogło być interesującym zjawiskiem, skoro wydawała mu się tak poukładana.
- Mąż nie bał się, że jak cię tu puści, to już do niego nie wrócisz? - zapytał z wyczuwalną nutą kpiny, kiedy zamknął za nią drzwi i gestem wskazał by przeszli do kuchni, lub salonu. Pomieszczenia były połączone, więc nawet bez większej różnicy. I rzecz jasna nie miał na myśli tego, że mogłaby zostawić męża dla niego, a raczej chodziło o to, co o nim mówiono od kiedy wyszedł na wolność i wrócił do Seattle.
-
Usiadła, wpatrzyła się w swoje odbicie w trójdzielnym lustrze i odruchowo poprawiła jasny kosmyk, opadający jej na czoło. Z całych swoich sił starała powiedzieć sobie coś miłego, ale w rysach twarzy dostrzec potrafiła jedynie ślady zbyt intensywnego życia i nieokiełznanego temperamentu. W pewnym momencie zaczęła nawet coś odgrywać, stroić niewinne miny, jakby próbowała sobie wmówić, że natenczas bez głębokiej wewnętrznej akceptacji mogła wzbudzić w sobie coś więcej niż głęboką nienawiść czy nawet żądzę mordu. Na nic jednak zdało się to wszystko. Nie mogła wyrzucić z pamięci asystentki męża, jej przenikliwych słów o wspólnej pracy po godzinach ku zamaskowaniu ramenowej kolacji zapewne zakrapianą lampką wina. Jakby tego było mało złość zżerała ją od środka, bo odbyta rozmowa telefoniczna miała miejsce w trakcie gotowania wołowiny po burgundzku, co w przekonaniu Brianny rzeczywiście było nie lada wyzwaniem ze względu trudność wykonania dania i na wysoką temperaturę powietrza, która w kuchni przy garach zdublowała się na tyle, że czuła się dosłownie jak skwarka na grillu. Ale poświęciła się, bo miała nadzieję, że prawdą starą jak świat – przez żołądek do serca – uratuje swoje małżeństwo. Czar jednak prysł, gdy podjęła się wyrzucania resztek dania do kosza. Stąd też, ówczesnego wieczoru gdy szykowała się na spotkanie z Blakem, obiecała nie pozwolić sobie na żadne wyrzuty sumienia. Ba, rozwścieczona pomyślała sobie nawet, że już nie wróci do domu. Że zostawiłaby jedynie kartkę o niespodziewanym wyjeździe na pogrzeb kuzynki w Oklahomie i uciekłaby z całą biżuterią od męża na klasycznym triumphie, który po latach świetności od dłuższego czasu stał jedynie zakurzony w kącie.
I tak, przy rzuceniu tęsknego spojrzenia w stronę garażu, fantazje o wymarzonej ucieczce skończyły się tak szybko, jak się pojawiły, a przy frontowych drzwiach Blake’a nie było nawet po nich śladu. Pozostał jedynie żal. Żal, który ostatecznie musiała ukryć przed ujrzeniem swojego towarzysza.
— I właśnie dlatego nie zamierzam nią kiedykolwiek być — odparła bez wahania, przekraczając próg domu Blake’a.
Była niemal pewna, że jej matczyne instynkty były spełnione i zaspokojone podczas wychowywania psa, jeżeli można tak było ująć fakt jego posiadania i wychodzenia z nim od czasu do czasu na spacery. Chyba zwyczajnie ciężko było jej zrozumieć, że instynkt macierzyński nie uwzględnił jej w kolejce, pomimo tego, iż wszyscy niegdyś przekonywali ją: „spokojnie, przyjdzie później”.
— Oj tam, on o niczym nie wie —powiedziała, goszcząc na twarzy nieprzyjemny uśmiech. — Puściłam się sama, jeżeli można tak to ująć.
Zgodnie z sugestią przeszła do salonu i z dokładnością rozglądnęła się po nim. Z pewnością spodziewała się bogatego, wysublimowanego wnętrza, jaki zastała, ale paleta kolorów, mająca w sobie odcienie bieli i granatu od razu przyciągnęła jej uwagę.
— Blake, coraz bardziej mnie zaskakujesz— stwierdziła Brianna. — Spodziewałam się czegoś… mroczniejszego? A tu: proszę! Antyseptyki i elegancja. Nie potrzeba nawet koić nerwów alkoholem — zaśmiała się i przypomniała sobie nagle: — À propos!
Brianna natychmiast otwarła torebkę i wyjęła swoją ulubioną butelkę bourbona bulleit. Następnie z uśmiechem podała ją Blake’owi i dodała:
— Musimy opić twój dom, a przy okazji upić i nas.
-
- Uważaj - rzucił od razu - karma ma dobry słuch, jeśli jej podpadniesz, bez wahania zrobi ci psikusa. - Otaksował blondynkę wzrokiem, nie dlatego, że wyglądała dobrze, co było oczywistym, a po to, aby spojrzeniem osiąść na dłużej na jej płaskim brzuchu i bezradnie rozłożyć ręce na boki. Po chwili jednak uśmiechnął się pod nosem i pokręcił przecząco głową.
- Nie, żebym ci tego życzył - zaznaczył, bo skoro sama tego nie chciała - to chyba najlepiej wiedziała, czy widzi się w roli rodzica, czy nie. On nie miał powodu do takich rozważań; właściwie nie sądził, że uda mu się kiedykolwiek zbudować z kimkolwiek coś stabilnego, co można byłoby z czasem przemienić w rodzinę. Za bardzo definiowały go - choć rzecz jasna tego nie chciał - ostatnie lata, a ludzie zwykle patrzyli z obawą, nieufnością, a nie wiarą w to, że jest niewinny. Gdyby jeszcze jakimś cudem wahałby się w tym temacie, ostatnie wydarzenia na festiwalu i to, jak został potraktowany zaledwie po przekroczeniu jego terenu, były bardzo jednoznaczne i wymowne.
- Skoro o tym mowa... - wnętrzu, a nie jej puszczeniu się. -...powinienem na początek w takim razie zaprowadzić cię do sypialni, albo piwnicy - stwierdził z powagą, odwracając głowę w stronę schodów do góry, które znajdowały się niedaleko wejścia do domu, a w następstwie opierając spojrzenie na jej tęczówkach. Nie chodziło mu o nic zdrożnego, tylko to, że klimat tamtych pomieszczeń nieco różnił się od wystroju domu. Celowo, i to było przemyślane, skoro do tych stref miał mieć wstęp zazwyczaj tylko on, więc stanowiły jego samotnię.
- Równie dobrze możemy pozwiedzać po tym - dodał z rozbawieniem, odbierając od niej alkohol i niemo dziękując, kiedy z aprobatą skinął głową. Postawił butelkę na blacie, kierując się po szkło, które należało uzupełnić trunkiem, ale przed tym, zawahał się zatrzymując przy lodówce.
- Z lodem? Wodą? Nie mam coli, a nie wiem, jak pijasz - oświadczył, zastanawiając się, czy Bri delektuje się bourbonem bezpośrednio, czy woli go w postaci lżejszego drinka. To też było na swój sposób ciekawe - tak prozaiczne rozmowy z osobą, którą zna się od lat, a nie miało okazji poznać w takich okolicznościach.
-
— Podobno dopada ofiary nawet z odległości 40 000 km … — szepnęła, przysłaniając dłonią usta. — Ale mam nadzieję, że z twoim błogosławieństwem szczęśliwie mnie przeoczy.
Uśmiechnęła się do niego blado, zdając sobie sprawę, że takie żarty mogą nie być na miejscu, ale szczerze… zazdrościła mu. Był wolny. Mógł robić, co chciał. Nie był w potrzasku. Jej życie zaś zwyczajnie ją mierziło. Jakby nie czekało ją już wiele niespodzianek.
— Blake… — odparła z zaskoczeniem malującym się na twarzy.
Wiedziała, że chodzi mu jedynie o oprowadzenie jej po domu, jednak nie mogła odpuścić sobie okazji do niewinnego flirtu, wynikającego po prostu z jej temperamentu.
— Nie kłopocz się — powiedziała, kręcąc głową. — W stan błogiej lubieżności wprowadzi nawet czysty bourbon.
Oczywiście, Brianna miała własne preferencje i upodobania, dotyczące tego, jak należy zrobić jej idealnego drinka, ale będąc w gości u kogoś wolała szczerze raczyć się towarzystwem gospodarza niż obserwować go usługującego jej przy stole.
— Właściwie to — przerwała — puścisz jakąś muzykę, Blake? Nienawidzę ciszy... Przemawia do mnie wtedy zbyt wiele rzeczy.
-
...i nie tylko jego; wtedy jeszcze nie wiedział, jak wielkie nieporozumienie zawiśnie na linii: Blake - biuro nieruchomości - poprzedni lokator... a w zasadzie lokatorka, która nic nie wiedziała o sprzedaży wynajmowanego przez nią domu. Ponad miesiąc poza nim, płatność, która nie doszła na czas; niezależnie, co stanowiło sedno problemu (może to, że wykonała przelew będąc w Europie?), ciemnowłosy na dany moment mógł cieszyć się tym, iż był jedynym lokatorem. Gdyby tylko umówił się z Danner parę dni później, nie mogliby się cieszyć taką swobodą.
- Właśnie mi przypomniałaś, jak bardzo straciłem formę - mruknął, krzywiąc się całkiem automatycznie. Rzecz jasna wiedział, że tego nie chciała i nie to było jej intencją, a jedynie był to luźny tekst o karmie, ale i tak - dawniej sport - zaraz po (a może obok?) muzyce - był jego wielką pasją. W zakładzie karnym miał utrudnione zadanie, a po wyjściu najczęściej korzystał z siłowni przyjaciela. Po zamknięciu, by nie odstraszać mu klientów.
Czy czuł się wolny?
Niekoniecznie; a na pewno nie zawsze. Widział karcące spojrzenia innych, słyszał szepty za plecami, które na nowo skazywały go na dożywocie. Niejednokrotnie grożono mu śmiercią, choć sądził, że te pogróżki raczej nie będą miały odzwierciedlenia, więc notatki lądowały w koszu. Kolejnym dowodem na to, jak bardzo nie był wolny, był ostatni festiwal, gdzie na samym początku jego obecność wywołała małą burzę, a nieznajomy wystartował w kierunku Blake'a z pięściami.
- Będzie okazja to sprawdzić - powiedział z rozbawieniem, w takim razie rozlewając czysty alkohol do ciężkich szklanek z grubym dnem. Zanim jednak zdążył rozsmakować się bursztynowym trunkiem, czy nawet wznieść toast za te spotkanie, rzucił okiem na laptopa leżącego na blacie i to do niego podszedł.
- Czyżby szykowało się i karaoke? - rzucił z rozbawieniem, włączając utwór. Sam niezbyt szczególnie lubił śpiewać, a preferował granie na instrumentach... co też trochę pozapominał, niestety.
- Jak jeszcze kiedykolwiek przyjdzie mi do głowy aby pójść gdzieś, gdzie jednocześnie na kilku metrach kwadratowych znajduje się więcej, niż cztery osoby, błagam, wybij mi to z głowy poinformował, przesuwając w jej stronę alkohol, jak i samemu unosząc szklankę, którą prędko uniósł do ust. Musiała słyszeć, jakie bagno zrobiło się z festiwalu - eko-terroryści zrobili przedstawienie, by pokazać, jak takie wydarzenia są szkodliwe dla środowiska. W ruch poszły petardy, w kilku miejscach rozszalał się ogień, ktoś rzucał hasła o tym, że miejsce wyleci w powietrze, a dodatkowo jakiś gość był owinięty atrapą materiałów wybuchowych, która wyglądała całkiem wiarygodnie. Do tego, oczywiście, część pismaków próbowała zasugerować, że i on maczał w tym palce. Jak gdyby nazywanie go na każdym kroku uniewinnionym zabójcą nie wystarczało...
/ ed. 05.10 - brak odpowiedzi - wątek anulowany, zt.