WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#02

W ciągu minionych kilku tygodni, Panna Castillo z radosnej, tryskającej życiem, zadziornej kobiety, przeistoczyła się w chodzący kłębek nerwów. Tykającą bombę, która mogła ulec detonacji niemalże w każdej chwili. Niegdyś stanowiła ostoję spokoju, oraz rozwagi. W danej chwili naprawdę nie wiele brakowało do tego, aby wpadła w przysłowiową histerię. Patrząc w lustro, ciemnowłosa nie poznawała już samej siebie. Stanowiła tylko marną namiastkę kobiety, którą była jeszcze kilka miesięcy temu. A wszystko to za sprawą jej ojca, który będąc głową tej przeklętej rodziny, był święcie przekonany co do tego, że ma pełne prawo ingerować w życie swoich dzieci, dyktując im własne, narzucone odgórnie przez siebie warunki, według których winni byli żyć i jakim trzeba było się podporządkować, bez choćby jednego, marnego słowa sprzeciu.
Tak właśnie sprawy się miały w przypadku Mony, w momencie, w którym to Fernando wpadł na genialny pomysł połaczenia ze sobą dwóch wpływowycch rodów. Jak miało do tego dojść? Odpowiedź na to pytanie była nawet bardziej, niż prosta. Otóż stary Castillo, zamierzał wydać najmłodszą córkę za mąż za swojego najlepszego przyjaciela Victora Velardę. W tamtej chwili nikomu nawet przez myśl nie przeszło, aby zapytać zdezorientowaną kobietę o zdanie. Skoro decyzja została podjęta, to nie było już odwrotu. Na nic zdały się jej rozpaczliwe błagania i prośby, protesty czy nawet awantury. ojciec wciąż pozostawał nieugięty.
O tym czasie pewnie byłaby już mężatką, gdyby nie pewien tragiczny w swych skutkach wypadek, jakiemu uległ Victor, nie mający najmniejszych szans na przeżycie. Do owego zdarzenia doszło na dzień przed planowanym ślubem. Niestety Monica zamiast poczuć przysłowiową ulgę, wynikającą z odzyskania swojej wolności, została wręcz stłamszona przez rodzinę zmarłego. Wszyscy jej członkowie zgodnie twierdzili, iż niezależnie od okoliczności wypadku, częściową, a może i nawet większą część winy za owe zdarzenie ponosi właśnie Mona.
Te wszystkie marne zagrywki przeznaczenia w połączeniu ze sobą, wylały wiadro zimnej wody na głowę młodej Castillo. Dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że winna była stawić czoła tym nikczemnym, bezpodstawnym oskarżeniom, lecz nie potrafiła znaleźć w sobie tyle siły, aby się temu przeciwstawić. Fernando robił, co tylko w jego mocy, żeby nieco złagodzić powstały między rodzinami konflikt, ale w ostatecznym rozrachunku, słabo mu to wychodziło. Nic dziwnego, że te wydarzenia, aż tak mocno odbiły się na tej niczemu winnej brunetce.
Dzisiejszego dnia, Monica już od samego rana była w ogromnej, rodzinnej posiadłości sama. Nie licząc oczywiście służby, która była niczym cień. Matka pojechała na spotkanie ze swoimi przyjaciółkami. Ojciec z Juanem pogrążeni byli w interesach, a Javier? Zapewne cieszył się swoją wolnością, trzymając się z dala od całego tego bagana. Owego mroźnego, acz pięknego dnia, nic nie mogło pójść nie tak, prawda?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czerwień. Szkarłat. Krew.
Wielka wyrwa na idealnie skrojonej, białej koszulki, której barwa kontrastowała z tonem maskarady. Zdradzieckiego czynu. Morderstwa. Kula przeszła przez klatkę piersiową, dokładnie w miejscu, gdzie znajdowało się serce. Ówcześnie, tętniące życiem, wypełnione nadzieją na lepsze jutro. Dzisiejszego ranka dowiedział się, że zostanie ojcem, po wieloletnich staraniach. Promyk rozjaśnił mu pogląd na rodzinne korzenie. Przestał żyć w klatce - dla kogoś, przez kogoś. Teraz był panem dla samego siebie. Z odpowiedzialnością spoczywającą na jego barkach.
Dobrą nowinę pragnął ogłosić przy dzisiejszej kolacji. Tej zorganizowanej w rodzinnym domu. Już zdążył przesłać informacje, aby służba mogła przygotować najwspanialsze przysmaki na wieczór.
Tylko on już nie nadejdzie, a ciemność omami go w samotności. Kilka sekund, tyle to trwało; nim uświadomił sobie prawdę o woli życia i śmierci. Nie miał szans na reakcje. Upadając na piach, słyszał jedynie odgłosy wzmagającej się strzelaniny. Tam już każdy walczył o przetrwanie, zdając sobie sprawę z marności losu. Widzieli go. Jego finalne pożegnanie ze światem. Pierś oblana szkarłatem nie poruszała się miarodajnym rytmem, a kończyny bezwładnie spoczywały na podłożu. Wzrok zdawał się być już bez wyrazu, choć oczy prosiły o więcej. O możliwość zmartwychwstania. Pragnął żyć. Dla siebie, żony i nienarodzonego dziecka, które nigdy nie pozna własnego ojca. Nie zrozumie, dlaczego Juan odszedł. Nagle. Niezapowiedzianie. Nikt nie wyjaśni mu potęgi imperium, w którym go osadzono. Nie dowie się, że przetarg zamienił się w krwawą jatkę, napierającą na sylwetkę dziadka. Bo z jego ust wytoczył się krzyk, gdy dowiedział się o śmierci pierworodnego.
Javier, czarna owca, ten drugi, zbyt wrażliwy. Nie spodziewał się salwy tragizmu, gdy popołudniem doglądał pracy w restauracji. Przechadzał się po sali. Z dokładnością mierząc się z trudnościami w prowadzeniu interesu.
Zawołano go. Odsunięto w cień, by przekazać żarzące się żałobą wieści. Gdyby nie pobliska ściana, której się przytrzymał, to zapewne i on wylądowałby na podłożu, jak wcześniej jego brat; z tym, że wciąż przyświecałyby mu życiodajne aspekty, skrywające się za warstwami szoku.
Ta gra była niebezpieczna. I niczym żniwiarz zbierała swoje plony. Raz za razem. Każdego dnia. Nieważne, czy pochodziło się z wpływowej rodziny, bowiem wystarczyła zaledwie chwila, by zniknąć z bytu ziemskiego bezpowrotnie.
Powierzono mu zadanie - ojciec prosił, by przekazać brutalną prawdę osobiście. Kobietom znajdującym się w wielkiej hacjendzie. To nie mógł być posłaniec, a Javier.
Z wielką gulą w gardle i dreszczami, którymi przesiąkło jego ciało, pozwolił się zawieźć na znajome, rodzinne tereny. Zwykle gadatliwy, uprzejmy względem służby; teraz mijał ich, gdy brnął korytarzami, jakby byli nic nieznaczącymi pionkami ułożonymi na szachownicy.
Pchnął jedne drzwi, potem drugie, a kroki jego odbijały się echem od pobliskich ścian. Wnętrze zdawało się krzyczeć, lecz usta milczały jak zaklęte. Dopadła go dziwna znieczulica, forma walki z osobistymi demonami.
Drgnął nieznacznie, gdy w salonie wpadł na Monicę. Przez krótki moment stał w bezruchu, dłonią przytrzymując się oparcia od skórzanej sofy.
Jeszcze chwila a się porzyga.
- Juan nie żyje - wypalił salwą z karabinu maszynowego, nie patrząc nawet na siostrę. Nie potrafił. Bo czuł się tak, jakby to on nawalił.
Powinien być tam z nim. Powinien siedzieć po uszy w tym gównie i osłaniać jego plecy.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, oraz ogólne samopoczucie kobiety, gdyby panna Castillo była świadoma zbliżającej się wielkimi krokami tragedii, z całą pewnością jej również Javier nie zastałby w ogromnej, rodzinnej posiadłości. Obecnie słaba psychika Mony wraz z nadszarpniętymi ponad miarę nerwami, nie były w stanie przyjąć na przysłowiową klatę kolejnego ciosu. Nic jednak nie można było już z tym zrobić. Juan nie żył i nic nie będzie w stanie przywrócić go ponownie do życia...
Jakież ogromne było zdziwienie brunetki, gdy ta nie spodziewając się żadnych gości, nagle ujrzała jednego ze swych ukochanych braci. Widok Javiera wywołał uśmiech na jej nieco pobladłej i wyraźnie zmęczonej twarzy. Nie sądziła, że za moment wszystko runie, jak pieprzony domek z kart, a ich rodzina nigdy już nie będzie taka sama.
- Javi! - Rzuciła radośnie już na samym wejściu. - Ja wiem, że ostatnio cholernie zaniedbuje restaurację, ale obiecuję że...- Castillo wyrzucała z siebie słowa, jak z katapulty, kompletnie nie zwracając uwagi na podły wygląd i dewastację wypisaną na twarzy Javiera. Dopiero po chwili zamilkła, gdy w końcu dotarł do niej ten straszliwy sens, wypowiedzianych przez niego słów.
- Coś Ty powiedział? - Zapytała cicho, mając nadzieję na to, że się zwyczajnie przesłyszała. Niestety milczenie jedynego już brata, potwierdzało jej najgorsze obawy. - Javier, do jasnej cholery! Co Ty pieprzysz! - Krzyknęła już na tyle głośno, że pewnie całą służbę postawiłaby tym na nogi.
- To niemożliwe. Niemożliwe słyszysz?! - Wciąż przemawiała do niego wystarczająco podniesionym głosem. Nawet wtedy, gdy jej drobne, wyraźnie drżące dłonie, zacisnęły się na połach koszuli mężczyzny. Mona szarpnęła nim tak, aby ten w końcu na nią spojrzał. Rozpacz, jaką kobieta dostrzegła w spojrzeniu brata, była aż nazbyt oczywista. - Boże drogi, jak to się stało? Co teraz będzie z żoną Juana i ich dzieckiem? - Wyszeptała, czując jak nagle opuszczają ją wszystkie siły. Niemoc była na tyle nokautująca, że Monica już w następnej chwili, musiała podtrzymać się sofy, ponieważ nogi zwyczajnie się pod nią ugięły. Nikt nie mógł przewidzieć tego, co miało stać się z tą rodziną w późniejszym czasie...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak grom z jasnego nieba spadła na nich mordercza wizja ciemności. Śmierć zawitała w progach rodzinnej hacjendy, a jej szyderczy śmiech rozchodził się po opustoszałych pokojach. Bawiła się w chowanego, co jakiś czas szepcząc sprośności. Przypominała o tym, że zabrała za sobą Juana - gdzieś tam, gdzie istniało inne życie. Niematerialne. Duchowe. Wyczekiwane. Zgodne z ich wierzeniami. Wierzeniami o Świecie Zmarłych.
Javier czuł się tak, jakoby zawiódł na całej linii.
Nie tylko siebie, ale i...
Rodzinę.
Oraz jego.
Brata.
Juana.
Powinien być przy nim, chronić go. Z dłonią zaciśnięta na broni, z palcem ułożonym na spuście, oczekiwałby sposobności pozbawienia kogoś życia.
Tak jak uczyniono to z Juanem.
Ale nie był. Jak tchórz siedział zamknięty w restauracji. Zajmując się finansami, dostawami, pracownikami, znajdował się z dala od tego mafijnego syfu. Ojciec go nie wtajemniczał, uważając za słabego i zbyt wrażliwego. Był gorszy, od swojego starszego brata, który stopniowo przejmował pieczę nad kartelem. Fernando Castillo podupadał znacząco na zdrowiu, toteż potrzebował swego zmiennika. Godnego następcy. Kolejnego z rodu. A wybór był tylko jeden.
Co też stanie się narkotykowym imperium, skoro zabrakło najtrwalszego ogniwa?
Javier nie potrafił spojrzeć siostrze w oczy. Lawirował jedynie nieco nieobecnym wzrokiem po jej sylwetce. Widział, jak się zatacza. Jak walczy ze sobą. Hamowała wybuch równoznaczny z krzykiem rozpaczy. Bo coś rozdzierało jej wnętrze. Kawałek po kawałku.
Te pierwsze stadium Castillo już miał za sobą. Trwając we wczesnym szoku, nie potrafił utrzymać się na nogach. Potem nadszedł etap wyparcia oraz niedowierzania.
Bo on żył. Na pewno żył.
Teraz z kolei stał się zobojętniały. Otępiały i wyłączony na otaczającą go rzeczywistość. Atak ze strony Monicy nie zrobił na nim wrażenia. Nie zatrzymał jej, gdy szarpała za poły jego koszuli i w akcie gromkiego niedowierzania zasypała go lawiną pytań. Spojrzał jedynie na nią, wciąż milcząc, a smutek i ból uwidocznił się w jego ciemnych tęczówkach.
Bo on nie żył. Naprawdę nie żył.
- Kartel kolumbijski - rzucił niemrawo, nie potrafiąc wdrożyć kobiety w szczegóły. Z drugiej strony, czy to było rzeczywiście konieczne? Każdy bowiem wiedział, że od dawna Castillo prowadzili z nimi wojnę. O terytorium, o klientów, o partnerów biznesowych. I nawet jeśli kobiety trzymane były z dala od tego bagna, tak ukradkiem słyszały to i owo.
Wieść o ciąży bratowej zrzuciła jeszcze większy ciężar na już osłabione barki mężczyzny.
Mimika twarzy zmieniła się. Teraz zdawał się być zaskoczony i równie ugodzony, jak wtedy, gdy obwieszczono mu najgorszą wieść.
- Jakie dziecko? - wypalił. Po chwili zaś zrozumiał, dlaczego jego starszy brat z marszu zorganizował dzisiejszą kolację.
Chciał im przekazać dobrą nowinę...
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szok, złość, żal, tęsknota, bezradność, rozpacz? Tak, te wszystkie nagatywne w swej istocie uczucia, obecnie w połączeniu ze sobą, tworzyły mieszankę wręcz wybuchową, która kotłowała się wewnątrz kruchego ciała Mony, jednocześnie niemo błagając o szybką detonację... Im dłużej trwał ten wirujący wokół nich koszmar, tym bardziej sama Castillo, poczęła się w nim powoli zatracać. Krok po kroku, bez ustanku. Jej ukochany, najstarszy braciszek nie żył. Przekraczając czterdziestkę, dopiero tak naprawdę otwierał drzwi, rozpoczynające kolejny etap jego burzliwej egzystencji. Tak wiele rzeczy, było jeszcze przed nim. A teraz? Wraz z jego niespodziewaną, straszliwą śmiercią wszystko dobiegło końca. Pytanie tylko, czy rodzina będzie w stanie unieść to brzemię, które miało towarzyszyć im od dnia dzisiejszego? Czy poradzą sobie z tą ogromną stratą?
Czując niewyobrażalną wręcz niemoc, brunetka zmuszona była opaść ciężko na skórzaną sofę, aby przypadkiem nie upaść na podłogę. Nogi zwyczajnie, odmówiły jej posłuszeństwa. Nagle w olbrzymim salonie, zrobiło się zbyt ciasno, duszno. Monika wyraźnie pobladła, mając ogromny problem z tym, aby złapać oddech. Jedna z służących, przechodząc obok salonu, dostrzegła pogarszający się stan kobiety i czym prędzej, pomknęła po szklankę zimnej wody, którą następnie podała, zaraz również opuszczając pomieszczenie, pozostawiając tę dwójkę ponownie we własnym towarzystwie.
Nie tylko śmierć Juana, wywołała u brunetki tak skrajną reakcję. Chyba przede wszystkim chodziło o samych sprawców owego zamachu. Monica nie potrafiła zrozumieć, dlaczego sprawy pomiędzy tymi dwoma kartelami, uległy aż takiemu pogorszeniu? Owszem, nie znała się na interesach, które prowadziła męska część rodu, lecz czy było aż tak żle, aby posunąć się do morderstwa?
- Nikt oprócz nich i mnie nie wiedział o tym, że Sonia spodziewa się dziecka. - Odparła szeptem, powoli odzyskując utracone siły. - Właśnie po to miała być ta dzisiejsza, wyjątkowa kolacja. - Dodała, kręcąc przy tym głową z wyraźnym niedowierzaniem. - Boże drogi, co teraz stanie się z tą biedną dziewczyną? Ona sobie z tym nie poradzi, Javier... - Co, jak co, ale tego Mona była absolutnie pewna.
- A nasza matka? Ona jeszcze o niczym nie wie. Gdzie w ogóle jest ojciec? To on powinien wziąć na siebie ten ciężar, nie Ty... - Przyznała ze szczerością, która przeraziła nawet ją samą. To przykre, że Fernando zrzucił najgorszą "robotę" na własnego syna, chowając się za maską rozpaczy...

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”