WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="cal6">001</div>Ingrid nie wiedziała, co tutaj robi. Decyzja o tym, żeby znaleźć się w tym klubie była na tyle spontaniczna, że prawie niekontrolowana. Rzadko wychodziła sama, była na tyle otwartą osobą, że w przeciągu pół roku udało jej się znaleźć w Seattle sporo znajomości. Częściej samotnie chodziła do kina, pijała kawę w ulubionym miejscu, a nawet jadała kolacje w restauracjach, do których ludzi raczej nie wychodzili solo. Przyciągała przez to spojrzenia, ale unosiła wtedy głowę i posyłała uśmiech lub wznosiła toast. Tym samym wprawiała wszystkich w jeszcze większe osłupienie.
DO klubów nie przychodziła sama, ze względu na to, że po alkoholu lepiej było mieć za plecami jakąś ekipę. Dobrze było się wtedy wzajemnie pilnować. Tym razem było jednak inaczej, bawiła się w tym miejscu już od kilku godzin. Impreza zaraz straci na intensywności, ale Ingrid nie schodziła z parkietu. Korzystała z życia i wprawiała swoje ciało w ruch. Nie musiała się już obawiać paparazzi ani tabloidów oceniających w to jak jest ubrana, stojąc u boku swojego męża. Mogła schować się w cieniu, jak kiedyś i po prostu być sobą. Nikogo tutaj nie znała i to nie był wieczór na to, żeby rozpoczynać nowe znajomości. Chciała spożytkować energie, oczyścić głowę i wypić kilka drinków. Jutro prowadziła szkolenie, musiała dobrze się trzymać, więc nie przeszkadzała.
Wprawiała ciało w ruch, poruszając się do rytmu piosenki, niektórzy uznaliby, że nie da się do tego tańczyć. Ona w tym momencie nie bardzo się przejmowała. Nie robiło jej to różnicy, bo alkohol przyjemnie ją rozluźnił, a ciało wręcz samo wprawiało się w ruch. Chciała tylko tańczyć.
Nie wiedziała, co się zadziało, ale atmosfera momentalnie się zmieniła. Wyczuwała coś, bo dreszcz aż przeszedł jej wzdłuż kręgosłupa. Nie chcąc przerywać swojego transu, zaczęła się dyskretnie rozglądać po twarzach w klubie. Zobaczyła ją. Wchodziła na parkiet pewnie i zbliżała się do Ingrid. Idzie do mnie czy nie? Rozpoznała mnie?
Przyjemnie wspomnienie upojnych nocy sprzed kilku miesięcy właśnie się do niej zbliżało. Lava jak zawsze poruszała się jak kot, z filmową gracją i gdyby właśnie wyłożyła się jak długa to i tak wszyscy by jej wybaczyli. Ingrid wpatrywała się w kobietę bez skrępowania, zastanawiając się, czy to właśnie do niej się zbliża, czy znalazła znajomą twarz gdzieś za jej plecami.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

outfit
#21
Wyjścia ze znajomymi nie potrafiła odmówić, szczególnie gdy w grę wchodziło pójście do klubu, by rozerwać się na parkiecie. Takie wyjścia i tak często kończyły się tak, że każdy do domu wracał sam albo z kimś, kto niekoniecznie był tym, z kim przyszedł. Miała taką grupę, która niemal regularnie razem wychodziła, a ona dołączała się do nich, gdy miała okazję. Miło było zaczynać w dobrym towarzystwie, przy kilku drinkach na rozgrzewkę i poprawę humoru, na rozluźnienie. Przeważnie spotykali się w nieco spokojniejszym miejscu, by móc normalnie porozmawiać, a potem całą ekipą szli do wybranego klubu.
Tak było też tym razem. Dołączyła do swoich znajomych, którzy od jakiejś godziny siedzieli w ich ulubionym pubie, zajmując kameralny stolik gdzieś w rogu sali, zamawiając kolejne drinki. Przez zamieszanie w pracy, sytuację z ciążą Charlotte oraz rozwijającą się relację z Nathanielem, nie miała czasu, by wyjść przez dobre kilka tygodni. Czuła, że potrzebuje się napić i porozmawiać o mniej poważnych sprawach. To było luźne spotkanie, nikt nie opowiadał o problemach w pracy, czy w domu, każdy starał się prowadzić rozmowę tak, by nie popsuć sobie i innym humoru, a nastawić się na miło spędzoną noc.
A no zapowiadała się niezwykle miło. Pogoda dopisywała, a pod klubem wyjątkowo nie było długiej kolejki. We krwi Lavy już krążyły procenty, sprawiając, że czuła tę wyjątkową lekkość. Na parkiecie już od dłuższego czasu był tłum ludzi, a muzyka z głośników dudniła, zagłuszając wszelkie rozmowy. To nie było miejsce do rozmów, więc nikomu to nie przeszkadzało. Nie wiedziała, ile mogło minąć, godzina może dwie, kiedy znajomi powoli zaczynali się rozpraszać, gdzieś w tłumie odnajdując innych znajomych albo kogoś, kto ich zainteresował i z kim chcieli spędzić resztę imprezy. Każdy doskonale wiedział, że było to dobre miejsce, by poznać kogoś nowego i rzucić się w wir zakrapianej imprezy, którą można było zakończyć niekoniecznie w swojej sypialni. Hale wiedziała też, że jej ten scenariusz nie dotyczy, co nie zmieniało faktu, że mogła zmienić towarzystwo. Zwłaszcza że jej oczom ukazała się Ingrid, a Lava nie potrafiła sobie odmówić podejścia do niej. Jak mogłaby jej nie rozpoznać, skoro miała nie jedną okazję, by zbadać każdy centymetr jej ciała, a jej twarz przywodziła na myśl same przyjemne wspomnienia.
Powoli ruszyła w jej stronę, nie chcąc taranować tłumu ludzi, spokojnie przechodziła obok tańczących ludzi. Kącik jej ust uniósł się, gdy dostrzegła spojrzenie Stenberg. Po chwili była już obok, dłoń układając na jej ramieniu i pochylając się ku niej, by złożyć na jej policzku delikatny pocałunek. Zapach jej perfum od razu dotarł do jej nozdrzy.
– Hej. – mruknęła, jeszcze zanim się od niej odsunęła.
– Co tak piękna kobieta robi sama w takim miejscu? – rzuciła pół żartem pół serio klasyczny tekstem na podryw typowego klubowego podrywacza, po czym uśmiechnęła się do niej uroczo.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie była jakąś namiętną imprezowiczką, nawet za młodu nie latała z czerwonym kubeczkiem po domach jej bliskich znajomych, gdzie odbywały się szalone domówki. To nie było tak, że nie pojawiała się na imprezach. Chodziła na nie tylko wtedy, kiedy miała ochotę dobrze się pobawić, a towarzystwo było zaufane. Imprezy nie były jej weekendowym sportem.
Tego wieczoru musiała jednak rozładować stres, prowadzenie firmy i ostatnie warsztaty, które zorganizowała, sprawiły, że po prostu czuła się spięta. Wszystko szło bardzo dobrze, nie miała co narzekać i nie miała powodów do stresu. IRS nie dmuchał jej w kark i nie ścigał za niezapłacone podatki. Stres w jej żyły wprowadziły te wszystkie ekscytujące sytuacje i nowe rzeczy, które po prostu się działy. Niby zdrowy stres, ale jednak stres. Dodatkowo nie okłamujmy się, Ingrid potrafi przegiąć z pracą. Musiała się zastanowić czy nie zacząć zatrudniać kogoś od papierkowej roboty i skupić się na pieczeniu i byciu częścią kuchni. Przydałby się manager, ktoś, kto będzie rozwijał to miejsce. Musiała jednak mieć kogoś zaufanego, a ze znalezieniem takiej osoby jest już gorzej. Szczególnie w mieście, z którego się nie pochodzi, bez względu na to jak często się w nim bywało.
Tańczyła, niesiona muzyką wprawiała ciało w ruch, starając się podchodzić obojętnie do faktu, że Lava również się tutaj pojawiła. Wiedziała już, że patrzy wprost na nią i nie było ucieczki. Nie, żeby to Ingrid przeszło przez głowę, miała ochotę ponownie poczuć tę dziwną energię, która rozpala się w jej ciele, kiedy Lava po prostu stanęła na wprost.
Przywitanie było krótkie, ale w głowie brunetki czas po prostu zwolnił. Lava powoli się zbliżała i równie powoli oddalała. Miała wrażenie, że kręci jej się w głowie i nie było to spowodowane alkoholem.
- Cześć – odpowiedziała spokojnie do jej ucha, na tyle, żeby nie krzyczeć na cały klub, ale żeby była kochanka mogła ją spokojnie usłyszeć. – Dobrze wyglądasz. – Ingrid przesunęła dłonią po ramieniu Lavy, lustrując ją przy tym wzrokiem.
- Próbuję nie być samotna. – Zaśmiała się, ciągle przyglądają się kobiecie. Zastanawiała się, co takiego się zadziało, że ich romans skończył się równie szybko jak się zaczął, ale nie mogła skojarzyć żadnych sensownych faktów. Może po prostu tak miało być? Krótko i intensywnie?
- Tańczymy czy pijemy? – Stały teraz na środku parkietu i Ingrid zerknęła w stronę baru, który akurat był całkiem spokojny. Kolejna porcja alkoholu nie powinna jej zaszkodzić.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Nastoletnie i studenckie lata Lavy upłynęły pod hasłem młodzieńczego buntu, który na szczęście (dla rodziców) objawiał się raczej chęcią poznawania świata, imprezowania (co im się nie do końca podobało) oraz próbowania różnych rzeczy (o czym nie wiedzieli). I na szczęście nie skończył się na nastoletniej ciąży, trwałym uzależnieniu, czy zaprzepaszczonymi szansami na lepszą przyszłość. Hale’owie już o to zadbali. Nie zmieniało to jednak faktu, że Lava odkąd pamiętała, to lubiła tańczyć, spędzać czas w dobrym towarzystwie i przy dobrym drinku, czasem coś zapalić, by trochę odpłynąć albo eksperymentować z przeróżnymi doznaniami. Nawet mając trzydziestkę na karku, nie potrafiła sobie niektórych rzeczy odpuścić.
Niestety do tej listy zaliczały się relacje z innymi. Nie tylko te przyjacielskie, ale też romantyczne, czy czysto fizyczne. Lubiła ten dreszczyk emocji i podniecenia, motylki w brzuchu, oczekiwanie na kolejne etapy znajomości, poznawanie drugiej osoby. A potem pojawiał się problem, bo cholernie bała się zaangażować ze strachu przed zranieniem. Siebie samej, ale też kogoś, gdyby okazało się, że nie jest w stanie odwzajemnić czyiś uczuć. Była jednak jedną z tych osób, od których raczej nie oczekiwało się deklaracji, czy planowania przyszłości. Nigdy nie ukrywała, że szuka przygód i nie chce się angażować. Była niczym kot chodzący swoimi ścieżkami. Na chwilę znajdywała kogoś, przy kim czuła się dobrze, ale potem znikała, gdy potrzebowała pobyć sama. Robiła to jednak tak, by nikt nie poczuł się zraniony, a nad relacją nadal wisiały opary dobrze spędzonego czasu. Wolała znikać, zanim cokolwiek zaczynało się psuć. Było krótko i intensywnie, było dobrze. I dobrze, że z taką świadomością zostały.
Nigdy tego nie planowała, ale w pewnym momencie uświadamiała sobie, że należy zmienić bieg danej znajomości, by później, tak jak teraz z Ingrid, móc uśmiechnąć się do siebie ciepło i czuć ten dreszczyk ekscytacji towarzyszący, gdy było się z pociągającą ją osobą.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi na komplement od Ingrid, uważając dokładnie to samo o jej niej. Nie mogła przecież wyglądać źle. A miała okazję widzieć ją już zmęczoną, podekscytowaną, podnieconą, czy zaspaną. Zawsze wyglądała dobrze.
Kącik jej ust uniósł się w zadowoleniu, gdy usłyszała jej słowa. Mogła dotrzymać jej towarzystwa i to właśnie zamierzała uczynić.
– Najpierw pijemy, potem tańczymy. – zadecydowała, wyciągając rękę w jej stronę, by złapać jej dłoń i pociągnąć za sobą w stronę baru. Doskonale wiedziała, że Ingrid jest idealną towarzyszką do tańca, także nie zamierzała tej okazji zmarnować. Przy barze poszło dość sprawnie, barman niemal od razu podał im ich zamówienie, a one znalazły dla siebie luźniejsze miejsce, by w spokoju się napić.
– To co, za niesamotny wieczór? – uniosła pytająco brew, przy okazji unosząc swojego drinka. Zaraz potem po jej gardle rozlała się lekko piekąca w podniebienie ciecz.
– Mam dziś wyjątkowe szczęście. Wyobraź sobie, że ostatnio o tobie myślałam. – pochyliła się nieco w jej stronę i z uśmiechem przyznała szczerze.

autor

Pateczka

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

/z mieszkania

- Czyli taka kobieca wersja Grey’a. Grayson na pewno jest wniebowzięty. Którego mężczyzny nie podnieca kobieta rządząca się w łóżku? - Osobiście lubiła się rządzić i przejmować kontrolę, co tylko dodawało pikanterii miłosnym uniesieniom. Trafiała też na mężczyzn, którzy próbowali ją okiełznać, co czasem się udawało. I oczywiście, dodatki w postaci pejczy, kajdanek i tym podobnych nie musiały być koniecznością, bo nie wszystkim odpowiadały, ale takie pogrywanie ze sobą wcale nie musiało oznaczać bicia. Na przykład klaps, umiejętnie podany, potrafił sprawić przyjemność.
- To był bankiet, wolałam nie świecić jakoś szczególnie dekoltem przy starych kawalerach, którzy szukali tam swojej przyszłej małżonki. Mam dość kochasiów, których podsuwają mi Carterowie - skrzywiła się nieznacznie na samo wspomnienie znajomego jej rodziców, który usilnie próbował zająć ją rozmową czy tańcem i od którego zwiała na taras, co zwróciło uwagę Jaydena. - Musiałam się zmienić, skoro Jay mnie w pierwszej chwili nie poznał, ale to tylko potwierdza, że zdecydowanie na lepsze - przyznała już z typowym dla siebie błyskiem w oku. Co do tego nie miała wątpliwości, wcale nie miała kompleksów odnośnie swojej urody, a to tylko dodawało jej animuszu.
- Zabrał mnie do Wendy’s. - Ich wspólnym rytuałem po bankietach było wymykanie się do zwykłej burgerowni, a następnie do domu któregoś z nich. - Powiedział, że musiał złamać mi serce i sprawić, żebym go znienawidziła, bo… mnie kochał - przyznała, ściągając przy tym brwi. Sama do tej pory nie wiedziała, jak się do tego odnieść. Nie sądziła, że był w stanie zdobyć się na szczerość i prawdopodobnie wcisnął jej kolejną bajkę, ale coś w sposobie, w jaki o tym powiedział wzbudziło w niej wahanie.
Przytaknęła przyjaciółce na słowa o zmianach, bo najważniejszym było czuć się w zgodzie ze sobą, a jeśli ktoś tego nie akceptował to trudno. Po chwili w nastroju gotowym do zabawy ruszyły na miasto.

Po przybyciu na miejsce rozejrzały się najpierw po tłumie. Klubowa muzyka i taneczne rytmy sprawiały, że Alice mimowolnie zaczęła się kołysać, czując rytm. Z powodu głośności musiała nieco pochylić się do Rosalie, żeby zaproponować:
- Chodź do baru, wypijemy szota i lecimy na parkiet. - Poruszyła zabawnie brwiami, już czując odpowiednie nastawienie do imprezowania. Do baru ciężko było się dostać, ale wystarczyło, że jasnowłosa na moment położyła dłoń na ramieniu stojącego przy barze mężczyzny i uśmiechnęła się do niego szeroko, kiedy zaskoczony się odwrócił. Był nawet przystojny, miała zatem dobrą intuicję.
- Przepraszam, czy można na chwilę? - zasugerowała dostęp do blatu.
- Jasne, proszę - zrobił im trochę miejsca, odwzajemniając uśmiech. Nie umknęło uwadze dziewczyny, że ukradkiem obciął je od dołu do góry. - Jak impreza? - zapytał po kilku sekundach, kiedy Alice dostała się do baru i uniosła rękę, chcąc złapać uwagę barmana. Z łokciem ułożonym na blacie, odwróciła się w jego stronę.
- Właściwie nie wiemy, dopiero przyszłyśmy. Ale ludzie dziś dopisali - przyznała zgodnie z prawdą, rozglądając się po klubie, który był wypełniony bawiącymi się klubowiczami.
- O, często tu bywacie? - Mężczyzna nie krył zainteresowania. - Ja przyjechałem tu z Monroe. Mój kolega ma kawalerski.
- O, proszę. My jesteśmy stąd i czasem zdarza nam się zrobić rundkę po kilku klubach. Ale dziś ewidentnie barman nas ignoruje - przyznała, znów spoglądając w stronę faceta za ladą, który widocznie był zarobiony.
- Ja też chwilę już czekam, ale coś ciągle jest z tamtej strony. Nie może tak być. - Wyciągnął się bardziej i machnął ręką tak, że barman tym razem zwrócił uwagę i dał znak, że już kończy i podejdzie. - Co chcecie?
- Shoty z tequilą. Po dwa? - zwróciła się do Rose, oczekując na potwierdzenie. W trakcie drogi trochę zdążyło im w głowach odtajać pewnie. Kiedy tylko barman do nich podszedł, mężczyzna złożył zamówienie zarówno dla kobiet, jak i dla siebie. Alice postanowiła się nie upierać przy płatności, znacząco mrugając w stronę przyjaciółki.

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

#26 + z mieszkania Alice

- No ba, wiem że nie wyglądam, ale potrafię poskromić i zniewolić niejednego mężczyznę. A przynajmniej umiem dobrze się zająć Graysonem i jestem pewna, że każdy chciałby mieć w swoim łóżku taką diablicę, w którą się przeobrażam po zmroku. - zrobiła przy tym cwane brewki, sądząc że w sumie to każdy facet chciałby tylko w łóżku leżeć i podziwiać jak jego wybranka zrobi resztę, ale prawda była taka, że niektórzy to woleli dominować nad kobietami i każda, nawet ta kontrolująca zwykle wszystko kobieta lubi być czasami zdominowana przez takiego pewnego siebie mężczyznę, czego Grayson z Rosalie nie robił. Czyżby czegoś jej brakowało w tym związku? Ognia? I racja, racja, umiejętny klaps potrafił wyzwolić z kobiety niegrzeczną dziewczynkę chcącą bardziej rozrabiać, by otrzymać obiecaną karę, która okaże się niezwykle przyjemna.
- W takich sytuacjach cieszę się że moi rodzice dali mi wolną rękę w wyborze faceta i nigdy się nie wtrącali w mój wybór, nawet jeśli później przez niego płakałam to przynajmniej nauczyłam się na własnych błędach, a nie byłam z nim z istnego przymusu, by zadowolić rodziców. - Rosalie zapewne by próbowała to zrobić, w sensie zadowolić rodziców i byłaby z kimś poniekąd na siłę, nie chcąc się im przeciwstawiać, dlatego dobrze że miała wyluzowanych rodziców, którym również nie przeszkadzała różnica wieku pomiędzy nią, a jej obecnym wybrankiem.
- Czyli miał w planie cię zaliczyć. - odparła na słowa blondynki o tym, że chłopak zabrał ją do miejsca, gdzie zawsze się spotykali, by potem wylądować w mieszkaniu jednego z nich, bo nie raz jej opowiadała że to taki jej rytuał z Jaydenem. A potem zrobiła minę dosyć zaskoczoną, bo w co ten facet pogrywał?
- Chyba nigdy kolesia nie zrozumiem. Kocham cię dlatego będę cię od siebie odsuwał? A co on, był śmiertelnie chory czy miał problemy z mafią, że musiał to zrobić? - dla niej to było zbyt podejrzane i zalatywało kłamstwem. Tylko w tych wypadkach o których sama wspomniała byłoby jego zachowanie uzasadnione, ale tak poza tym? Śmieszne. Gdy już były zaś w klubie to oczywiście Rose zgodziła się by skierowały swoje kroki od razu do baru, a tam wdały się w dyskusję z pewnym przystojniakiem.
- Zapowiada się bardzo miły wieczór, nie wiem czy widziałeś, ale przed wejściem do klubu był plakat, że dzisiaj jest wieczór tańców latynoskich. - nawet nie była pewna czy Alice go widziała, więc postanowiła uświadomić ich oboje, a wiadomo było że tańce latynoskie były jej konikiem w tańcu. Świetnie się będzie bawić, aż do odnowienia kontuzji, to na pewno.
- Skoro twój kolega ma kawalerski to masz ostatnią szansę by odwieźć go od tej decyzji by stanąć na ślubnym kobiercu. Jesteś jego drużbą? - to nie tak, że Rosalie uważała małżeństwo za błąd, bo wcale tak nie było, sama w przyszłości chciała zostać żoną Graysona, ale pożartować sobie może czyż nie? Zwłaszcza że widziała iż ich nowy znajomy był mocno zainteresowany nimi obiema. Pytanie tylko którą bardziej? Pokazała że chce dwa shoty i zaczęła się rozglądać po klubie, bo a nuż spotka tutaj jakieś znajome twarze ze studiów?

autor

dreamy seattle

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

- Nie wyglądasz? Przecież od zawsze wiedziałam, że drzemie w tobie tygrysica - zauważyła, posyłając przyjaciółce figlarny uśmieszek. Znała Rose już parę lat i widziała, do czego była zdolna, mogła więc zdecydowanie potwierdzić, że wcale nie był z niej taki aniołek. Właściwie obie się dobrze dobrały, bo kiedy razem szły na miasto, by wodzić mężczyzn za nos, potrafiły nieźle okręcić sobie ich wokół palca. Wymiatały nie tylko na parkiecie. Ten wieczór był właśnie po to, żeby sobie o tym przypomnieć.
- Zazdroszczę. Moi nie spoczną, póki nie znajdą dla mnie odpowiedniego kandydata. Mam jednak nadzieję, że ostatecznie przyjmą do siebie fakt, że wolałabym sama zadbać o swoją przyszłość - przewróciła oczami. Ustawianie randek przez nich robiło się coraz bardziej uciążliwe, zwłaszcza, kiedy była już z kimś w związku. Niestety, nie poznali jeszcze Matthew, ale przeczuwała, co o nim powiedzą. To, że był w jej typie, zwykle nie pokrywało się z preferencjami Carterów, którzy naciskali na związek, który wiązał się z opłacalnością z obu stron.
- Tym razem źle trafił - stwierdziła z przekąsem, bo nie była taka łatwa. Jayden złamał jej serce, dlatego nie tak łatwo było mu przebaczyć wszystko, przez co musiała przejść, a już ostatnie, co chciała zrobić, to wrócić uczuciami do tego, co mieli. Nie zamierzała znów robić sobie krzywdy powrotem do przeszłości. Na kolejne oburzenie Rose pod kątem mężczyzny, na chwilę się zamyśliła, przygryzając przy tym wargę. - Sama nie wiem - przyznała cicho, przyznając w duchu Rose rację. To tłumaczenie w pierwszej chwili wydało jej się dość szlachetne, ale z drugiej strony jeśli chodziło o Jaya to nic nie było w nim szlachetnego. Same kłamstwa i mącenie w głowie. - Ale to już nie ma znaczenia. Jayden jest przeszłością - stwierdziła szybko, nie chcąc już o tym myśleć, a wypowiedziane na głos słowa wydawały się tylko upewniać ją w tym przekonaniu.

- O, taak, rozgrzejemy parkiet do czerwoności - przytaknęła z pełnią energii w głosie. Nastawiała się na świetną zabawę, dlatego zdecydowanie nie zamierzała stać cały wieczór przy barze. To ciało potrzebowało porwać się muzyce i aż delikatnie kołysało się w takt tanecznych utworów, gdy tak stała oparta o blat. Trafiły więc idealnie z tematem.
Mężczyzna na pytanie Rose pokiwał głową.
- Tak, dlatego zamierzam zorganizować mu wieczór życia. Niech dobrze zapamięta, co traci. - Uśmiechnął się łobuzersko. Po postawieniu na stół ich szotów tequili, podał dziewczynom po kieliszku i sam wziął własny. Alice sięgnęła po swoją limonkę, którą delikatnie ścisnęła nad miejscem między kciukiem a palcem wskazującym, by odrobinę nasączyć go sokiem z owocu. Później nasypała tam odrobinę soli i podała dalej.
- To, co? Za udany wieczór? - Mężczyzna wyciągnął kieliszek, żeby stuknąć się szkłem z obiema paniami, co jasnowłosa z uśmiechem uczyniła, po czym przygotowaną wcześniej skórę musnęła językiem, przechyliła kieliszek do ust i przegryzła pozostałą limonką, próbując powstrzymać się przed skrzywieniem, zamiast którego na jej twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech. - Jestem Brian tak w ogóle. - wyznał nieznajomy, na co Alice odparła: - Jestem Lucy - skłamała bez cienia wahania i zerknęła na Rose znacząco. Uznajmy, że to jej pseudonim artystyczny podczas jej babskich wyjść. Przynajmniej będzie trudniej ją znaleźć w mediach społecznościowych.
- Okej, to na drugą nóżkę - zaproponował mężczyzna, więc tak też zrobiły. Po drugim kieliszku Alice znów poczuła rozgrzewające ciepło, które już delikatnie zaczęło uderzać jej do głowy. - Dobra, dzięki za wszystko, a teraz ruszamy - zakomenderowała do Rose, łapiąc ją za rękę, by podążyć w jedyne właściwe w tym momencie miejsce. - Udanej zabawy. Może się jeszcze zobaczymy? - zapytał, co wywołało w kobiecie figlarny uśmiech. - Na pewno nas nie przeoczysz - odparła pewnym siebie głosem i tanecznym krokiem podążyła za przyjaciółką na parkiet.

autor

Lyn [ona]

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

- Nie wyglądasz? Przecież od zawsze wiedziałam, że drzemie w tobie tygrysica - zauważyła, posyłając przyjaciółce figlarny uśmieszek. Znała Rose już parę lat i widziała, do czego była zdolna, mogła więc zdecydowanie potwierdzić, że wcale nie był z niej taki aniołek. Właściwie obie się dobrze dobrały, bo kiedy razem szły na miasto, by wodzić mężczyzn za nos, potrafiły nieźle okręcić sobie ich wokół palca. Wymiatały nie tylko na parkiecie. Ten wieczór był właśnie po to, żeby sobie o tym przypomnieć.
- Zazdroszczę. Moi nie spoczną, póki nie znajdą dla mnie odpowiedniego kandydata. Mam jednak nadzieję, że ostatecznie przyjmą do siebie fakt, że wolałabym sama zadbać o swoją przyszłość - przewróciła oczami. Ustawianie randek przez nich robiło się coraz bardziej uciążliwe, zwłaszcza, kiedy była już z kimś w związku. Niestety, nie poznali jeszcze Matthew, ale przeczuwała, co o nim powiedzą. To, że był w jej typie, zwykle nie pokrywało się z preferencjami Carterów, którzy naciskali na związek, który wiązał się z opłacalnością z obu stron.
- Tym razem źle trafił - stwierdziła z przekąsem, bo nie była taka łatwa. Jayden złamał jej serce, dlatego nie tak łatwo było mu przebaczyć wszystko, przez co musiała przejść, a już ostatnie, co chciała zrobić, to wrócić uczuciami do tego, co mieli. Nie zamierzała znów robić sobie krzywdy powrotem do przeszłości. Na kolejne oburzenie Rose pod kątem mężczyzny, na chwilę się zamyśliła, przygryzając przy tym wargę. - Sama nie wiem - przyznała cicho, przyznając w duchu Rose rację. To tłumaczenie w pierwszej chwili wydało jej się dość szlachetne, ale z drugiej strony jeśli chodziło o Jaya to nic nie było w nim szlachetnego. Same kłamstwa i mącenie w głowie. - Ale to już nie ma znaczenia. Jayden jest przeszłością - stwierdziła szybko, nie chcąc już o tym myśleć, a wypowiedziane na głos słowa wydawały się tylko upewniać ją w tym przekonaniu.

- O, taak, rozgrzejemy parkiet do czerwoności - przytaknęła z pełnią energii w głosie. Nastawiała się na świetną zabawę, dlatego zdecydowanie nie zamierzała stać cały wieczór przy barze. To ciało potrzebowało porwać się muzyce i aż delikatnie kołysało się w takt tanecznych utworów, gdy tak stała oparta o blat. Trafiły więc idealnie z tematem.
Mężczyzna na pytanie Rose pokiwał głową.
- Tak, dlatego zamierzam zorganizować mu wieczór życia. Niech dobrze zapamięta, co traci. - Uśmiechnął się łobuzersko. Po postawieniu na stół ich szotów tequili, podał dziewczynom po kieliszku i sam wziął własny. Alice sięgnęła po swoją limonkę, którą delikatnie ścisnęła nad miejscem między kciukiem a palcem wskazującym, by odrobinę nasączyć go sokiem z owocu. Później nasypała tam odrobinę soli i podała dalej.
- To, co? Za udany wieczór? - Mężczyzna wyciągnął kieliszek, żeby stuknąć się szkłem z obiema paniami, co jasnowłosa z uśmiechem uczyniła, po czym przygotowaną wcześniej skórę musnęła językiem, przechyliła kieliszek do ust i przegryzła pozostałą limonką, próbując powstrzymać się przed skrzywieniem, zamiast którego na jej twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech. - Jestem Brian tak w ogóle. - wyznał nieznajomy, na co Alice odparła: - Jestem Lucy - skłamała bez cienia wahania i zerknęła na Rose znacząco. Uznajmy, że to jej pseudonim artystyczny podczas jej babskich wyjść. Przynajmniej będzie trudniej ją znaleźć w mediach społecznościowych.
- Okej, to na drugą nóżkę - zaproponował mężczyzna, więc tak też zrobiły. Po drugim kieliszku Alice znów poczuła rozgrzewające ciepło, które już delikatnie zaczęło uderzać jej do głowy. - Dobra, dzięki za wszystko, a teraz ruszamy - zakomenderowała do Rose, łapiąc ją za rękę, by podążyć w jedyne właściwe w tym momencie miejsce. - Udanej zabawy. Może się jeszcze zobaczymy? - zapytał, co wywołało w kobiecie figlarny uśmiech. - Na pewno nas nie przeoczysz - odparła pewnym siebie głosem i tanecznym krokiem podążyła za przyjaciółką na parkiet.

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

- Przy Graysonie muszę tą tygrysicę ujarzmiać do bezpiecznej kici, bo on nie lubi zbytnio niebezpiecznych kobiet. Złe wspomnienia z byłą. - machnęła na to ręką, bo trochę się już wstawiła, więc zaczęła wyznawać że jednak w jej związku nie jest wcale tak kolorowo, jak zapewniała dotychczas, nie da się rzygać tęczą, a różnica wieku była jednak zauważalna w pewnych momentach. podczas gdy Rosalie chciała poszaleć to Grayson wolał statecznie i spokojnie spędzić wolny czas. Czy trzeba było zatem wciąż ujarzmiać tego młodego ducha pragnącego wolności?
- Nie możesz się poddać im, to przede wszystkim, wtedy będą musieli zaakceptować twój wybór, inaczej będą świadomi że swoim postępowaniem mogą jedynie stracić córkę. - bo kto by wytrzymał takie układanie mu życia przez rodziców? Rosalie by długo tego nie zniosła, całe szczęście nie miała takich problemów ze swoimi bliskimi. Ale nie była też typem uległej czy zastraszonej dziewczyny, zapewne i tak by nie poddała się zdaniu rodziców, tylko by postawiła się im i gdyby trzeba było to zerwałaby z nimi kontakt, by postawić na swoim. Czasami różne sytuacje doprowadzają nas do ostateczności.
- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę że tym razem się nie nabrałaś na jego czułe słówka i manipulacje. - aż z tej radości uściskała blondynkę, ciesząc się że obie wystarczająco dorosły do tego by nie dać się zmanipulować czy nabrać dupkom, jakim byli ich ex właśnie. Weterynarz postanowiła trochę poudawać, podobnie jak jej przyjaciółka przed nieznajomym.
- My właśnie również badamy miejsce pod zorganizowanie wieczoru panieńskiego naszej kuzynce. Obie jesteśmy jej druhnami honorowymi. - bo co nie można mieć dwóch zamiast jednej? Pan młody też pewnie miał dwóch świadków zatem i wszystko było jak należy. Wzniosła toast wraz z resztą i oczywiście wykonując cały rytuał z solą i limonką wypiła kolejnego shota z tequilą.
- Lilibeth, ale mów mi Lili. - za to Hepburn za każdym razem gdy wychodziła na zabawy i flirtowanie z mężczyznami to przybierała zupełnie inną tożsamość, a teraz wpadło jej do głowy kolejne z wielu imion kobiecych które znała. Może to dlatego nikt jeszcze nigdy jej nie znalazł? A może fakt utrudniało to że podawała jednocześnie danemu podrywaczowi fałszywy numer? Potem ruszyły na parkiet by świetnie się bawić i dać się ponieść latynoskim rytmom.
- Przyznaj Lucy, wpadł ci w oko nasz Brian co nie? - zapytała robiąc przy tym diabelską minę, bo widziała jak przyjaciółka kokietowała pana drużbę. No cóż, pasowaliby do siebie pod względem wizualnym, ale nie wiadomo było jeszcze czy byłby to mężczyzna dla Carter. Nie dałoby się poznać kogoś po jednej wizycie w barze, ot co.

autor

dreamy seattle

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

- No w sumie skoro jest starszy, to pewnie zdążył się już wyszaleć i może potrzebuje stateczności. Pytanie, czy ty również tego chcesz? - zauważyła, obdarowując przyjaciółkę badawczym spojrzeniem. Obie były jeszcze młode i całe życie miały przed sobą, mogły więc doświadczać wszystkiego do woli, zwłaszcza, jeśli były tak żywiołowymi kobietami z natury. Dlatego też jeśli mężczyzna ograniczał Rose to był to dla niej sygnał, że chyba nie do końca między nimi grało, a to z kolei trochę Alice zaniepokoiło, bo przecież zawsze chciała dla kumpeli jak najlepiej.
- To nie jest takie proste, Rose. Oni dali mi dom i wszystko to, czego brakowało mi w sierocińcu. Twarde postawienie się im oznaczałoby brak szacunku czy wdzięczności za wszystko, co dla mnie zrobili. Nie chcę, żeby żałowali, że na mnie postawili - przyznała cicho, a za sprawą krążącego w jej żyłach alkoholu w tonie jej głosu pojawiła się nuta melancholii. Gdyby była ich rodzoną córką, a nie tą idealną, wybraną, pewnie o wiele łatwiej przyszłoby jej postawienie się im, tymczasem czuła wobec nich lojalność, która nakazywała jej postępować według ich zasad. Ciekawe było tylko, jak długo była w stanie to wytrzymać.
- Myślę, że ta jedna lekcja wystarczyła mi, żeby wyciągnąć z niej wnioski - przyznała rozbawiona, przytrzymując przyjaciółkę za ramię, kiedy ta uwiesiła się na niej w tym nagłym wybuchu radości. Tego wieczoru zdecydowanie nie zamierzała się przejmować facetami, którzy mieli na nią zły wpływ. Tequila w jej głowie podpowiadała jej, że dziś była boginią i nic nie mogło tego zmienić
- I to miejsce to chyba był dobry wybór - rzuciła Rosalie figlarny uśmiech, po czym nie potrafiąc się oprzeć, jeszcze raz ukradkiem zerknęła na mężczyznę. Był naprawdę niczego sobie. Ten wieczór zaczynał jej się coraz bardziej podobać.
Kiedy dotarły już na parkiet, zaczęła poruszać się w rytm płynącej z głośników muzyki, czując na sobie elektryzujący rytm basów. Na uwagę Rose jej twarz rozświetlił psotny uśmieszek.
- Może. Co prawda, nie jest to Brian O’Conner z Szybkich i wściekłych, ale niewiele mu brakuje. Z tym, że to niczego nie zmienia. Nadal widuję się z Matthew - przypomniała, przede wszystkim sobie, że tym razem powinna uważać na to, co robiła. Co prawda, nie była w jakimś oficjalnym związku, ale możliwe, że wszystko do tego zmierzało. Chociaż pewnie, gdyby Mat wiedział, gdzie spędzała ten wieczór, pewnie nie byłby z tego powodu zadowolony.
Po jakiejś chwili niepostrzeżenie do Alice podszedł jakiś typek, ale że nie był w jej guście to zgrabnie mu się wywinęła, kręcąc przy tym głową i zbliżyła się do Rose, by położyć jej dłoń na ramieniu i przy niej pokręcić swoimi zgrabnymi kształtami w rytm muzyki, dając tym do zrozumienia, że nie była zainteresowana mężczyznami. - You’re my girl tonight - zaśmiała się do przyjaciółki, nieco odchylając przy tym głowę i czując delikatne zawroty. Stan idealny do zabawy.

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

Czego właściwie chciała Rosalie? Szatynka była pewna że wiedziała dokładnie czego chce i tak było od wypadku, po którym to się wzięła po brutalnym zerwaniu mocno w garść i walczyła o to, by chodzić o własnych siłach, a nie zostać przykutą do wózka. Od tamtego czasu sądziła że potrzebowała właśnie takiej stateczności, odpowiedzialnego mężczyzny u swojego boku, a teraz nagle w to zwątpiła. Dlaczego?
- Przez długi czas myślałam że tego właśnie chcę, ale gdy okres mi się spóźniał to zdałam sobie sprawę z tego, że nie jestem jeszcze gotowa by utonąć w pieluchach, chcę jeszcze się wyszaleć, póki jestem piękna i młoda. - oczywiście wiedziała że nadal będzie piękna, ale wkrótce przestanie być młoda, a zatem i przyjdzie czas na ustatkowanie się, na dzieci, domek z ogrodem i spełnianie marzeń, które wspólnie mieli. I to był chyba pierwszy raz gdy powiedziała o tym, że miała niezłego stresa obawiając się ciąży. Czy nie była za młoda na macierzyństwo? Czy była na nie gotowa? Alice na pewno doskonale ją rozumiała pod tym względem.
- Ale sam fakt, że wybrali właśnie ciebie, że cię adoptowali nie sprawia automatycznie że mają nad tobą władzę czy że mogą kontrolować twoje dalsze życie i każdy twój krok. Masz prawo przeżyć je tak jak chcesz i oni muszą to zaakceptować. - rozumiała że wdzięczność wdzięcznością, ale nie należało w jej mniemaniu popadać ze skrajności w skrajność i wykonywać każde rozkazy i zachcianki rodziców. Bo czy wychodząc za kogoś, kogo wybrali rodzice a nie sama Alice, kobieta nie czułaby się potem nieszczęśliwa? A czy nie o to chodzi w życiu by samemu być szczęśliwym, a nie jedynie uszczęśliwiać innych? Nie są męczennicami, nie muszą się dla nikogo poświęcać, a przynajmniej tak widziała obecny świat Rosalie.
- Mądra moja dziewczynka. - z tej radości szatynka aż wzięła oba policzki przyjaciółki w dłonie i cmoknęła ją po przyjacielsku w usta. I to był naprawdę kumpelski cmok, a nie biseksualizm, choć mówi się że każda kobieta jest biseksualna, dlatego tak potrafimy docenić piękno innej przedstawicielki naszej płci.
- To mój ulubiony klub wiesz? - zapytała tańcząc w rytm muzyki i dając się porwać temu szybkiemu latynoskiemu rytmowi. Lubiła tego typu tańce, a co do klubu to mówiła tak o każdym, gdzie dobrze się bawiła tak jak teraz, więc nie trzeba było do jej słów w tym momencie zwracać większej uwagi.
- Nie wiesz o tym że co się wydarzy w The main room zostaje w The main room? - i czy to działanie tequili czy właśnie Hepburn nakłaniała Carter do złego? Zaśmiała się jednak, więc wiadomo było już że żartowała. Sama nie zamierzała zdradzać Graysona, bo go jednak kochała, więc zamierzała również upilnować i Alice. Koło niej również zakręcił się jakiś przystojniak, w zbliżonym do nich wieku i chwilę pokręciła seksownie bioderkami w jego stronę, ale po chwili znów zmieniła zdanie i wróciła do swojej dziewczyny tego wieczoru.
- Wiem, ta noc jest nasza. - odparła figlarnie uśmiechając się do swojej towarzyszki, poddając się całkowicie muzyce i przyjemnemu szumowi w głowie stworzonemu przez tequilę.

autor

dreamy seattle

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

Alice pokiwała w zrozumieniu głową. Ona również, ku niepocieszeniu jej rodziców, nie myślała jeszcze o zamążpójściu, a tym bardziej o posiadaniu dzieci. Wolała relacje bez zobowiązań i wolność, które pozwalały jej czerpać z życia garściami i spełniać mniejsze i większe marzenia. Nie mogła więc zabronić tego przyjaciółce.
- Patrząc na twoich rodziców, geny wyraźnie wskazują, że jeszcze długo pozostaniesz piękna i młoda - stwierdziła z zawadiackim uśmiechem, bo cóż mogła powiedzieć? Tak poważna decyzja nie należała do niej i nie mogła też wskazywać drogi Rose. Jej przyjaciółka musiała wybrać ją sama, natomiast Alice mogła po prostu trwać przy niej bez względu na konsekwencje. Po chwili powróciła do nieco poważniejszego tonu. - Zrobisz, jak uważasz, ale cokolwiek postanowisz, wiedz, że zawsze będę przy tobie - wyznała i położyła dłoń na ramieniu dziewczyny w pocieszającym geście, bez wątpliwości posiadając szczere intencje.
- Sama nie wiem. Wiesz, boję się, że jeśli postawię na swoim to w końcu odetną mnie od wszystkiego, co do tej pory mi dali i zostanę z niczym. Bez ich miłości i dachu nad głową - westchnęła, nie wiedząc, co w rzeczywistości było gorsze - odsunięcie się od niej osób, które darzyły ją najgłębszym uczuciem z możliwych, a tym samym ponowne pozostawienie jej samej, czy stateczności, dzięki której czuła się bezpiecznie i mogła z uśmiechem patrzeć w przyszłość.
Rytm latynoskiej muzyki porwał je obie w objęcia i nie miał najmniejszego zamiaru ich opuścić, dlatego poruszały swoimi zgrabnymi ciałami tak, jakby to był ostatni raz spędzony na jakiejkolwiek zabawie.
- Mówisz? - uniosła wyżej brew, a w jej oczach rozbłysły łobuzerskie iskierki. - Może lepiej mnie nie kuś - zaśmiała się po chwili, a w jej głowie mimowolnie zaczęły pojawiać się ewentualne możliwości. Rozsądek stawiał jej przed oczami sylwetkę Matthew, ale niecne podszepty pokusy poddawały powagę ich relacji w wątpliwość. Czy naprawdę chciała się z kimkolwiek wiązać, czy wystarczyło jej, jak jest?
Pod wpływem własnych myśli i płynącego w jej żyłach alkoholu powoli przestawała myśleć racjonalnie. A dostrzegając kątem oka mężczyznę z baru, tym razem wraz z grupą z wieczoru kawalerskiego, uśmiechającego się w stronę jej i Rosalie, zaczęła tańczyć znacznie bardziej zmysłowo, raz po raz ocierając się udami o uda przyjaciółki. Kiedy jeden z mężczyzn będących na kawalerskim zbliżył się do nich i objął Hepburn w pasie, Alice nie była z tego powodu zadowolona. No bo halo, przecież one się same bawiły i wcale nikogo do zabawy nie potrzebowały!
Odepchnęła szatyna dłonią i pokręciła na niego palcem wskazującym, a na dowód tego, że był tu zbędny, niewiele myśląc, ujęła Rose za podbródek i rzuciła mu w przelocie wyzywające spojrzenie, po czym pocałowała przyjaciółkę w usta. Zetknięcie się z jej miękkimi ustami, nasączonymi szminką i tequilą, wydało jej się nadzwyczaj ciekawym doświadczeniem, zwłaszcza, że nigdy wcześniej tego nie robiła. Ale żeby utwierdzić wszystkich w przekonaniu, że potrafiły bawić się same, a tym samym pokazać, na jak twarde sztuki trafili ci chłopcy, pogłębiła pocałunek, przysuwając do siebie bliżej Rosalie za kark. Kiedy w końcu się od niej odsunęła, jej twarz wypełnił nieco zaskoczony, ale roześmiany uśmiech. - Tak, twój talent do całowania zdecydowanie nie powinien się marnować - rzuciła żartobliwie, teraz już doświadczając namiastki tego, co w Rosalie mogło pociągać Rino. Co najważniejsze, Alice udało się zaskoczyć i zaintrygować mężczyznę z baru, który teraz patrzył na nich tak, jakby właśnie widział oczami wyobraźni siebie w ich trójkącie.

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

Rosalie była pewna że jest gotowa na stały związek, ale związek, relację damsko-męską, bez dzieci w drodze, przynajmniej nie teraz, może jak skończy trzydziestkę to dopiero wtedy? Przecież na pewno nie będzie dla niej wtedy za późno, jej mama urodziła ją po trzydziestce, więc na pewno ona również mogła się o dzieci zacząć starać dopiero wtedy. Obawiała się jednak tego, że skoro Rino był od niej o tych dziesięć lat starszy to szybciej zechce zakładać rodzinę, gdy ona nie będzie na to zbytnio gotowa.
- I zero botoksu czy innych ingerencji chirurga! - pochwaliła swoją matulę, bo co tu dużo mówić, pani Hepburn starzała się z godnością i pięknem, nie ukrywajmy że gdyby postawić ją i Rosalie to by powiedziano że to są przecież siostry, starsza i młodsza, a nie matka z córką. Ale jej ojciec również nie zestarzał się zanadto, tylko wygląda teraz bardziej dojrzale i seksownie, niejedna młódka się za nim obejrzała. Może to dlatego sama Rosalie oglądała się za mężczyznami, z którymi dzieliło ją dziesięć lat, bo widziała w nich tę seksowną dojrzałość?
- Tylko że ja nie chcę go stracić. Jestem na niego zła, bo mógł tutaj przyjść z nami, pobawić się ze mną na mieście, a nie siedzieć na kanapie w domu. Chociaż jak tam jesteśmy to mało czasu spędzamy siedząc na kanapie, bo jesteśmy zajęci innymi rzeczami. No i kocham go, a jednocześnie chciałabym jakichś zmian. - zaczęła się tłumaczyć otwierając się przez alkohol. Brakowało jej czegoś w tym związku, chociaż wcześniej sądziła że to jest to i niczego by w nim nie zmieniła. To ten strach przed ciążą sprawił, że coraz to bardziej sfrustrowana w tym związku była. I cieszyło ją to, że Alice z nią będzie, nawet jeśliby jej związek miał się rozpaść, ale ona nie chciała by się rozpadł. Sama nie wiedziała zresztą czego chciała i to była kolejna rzecz, która budziła w niej rosnącą frustrację.
- Alice, jesteś wolnym człowiekiem, mającym prawo do swoich decyzji. I nikt nie może przestać cię przez to kochać. - chwyciła ją za ramiona i spojrzała jej w oczy, chcąc dać do zrozumienia że mówi całkiem poważnie. Może to było potwornie naiwne z jej strony, bo przecież ona też dokonywała decyzji przez które Rino może przestać ją kochać. Ale o tym nie myślała ani przez chwilę, skupiając się na Carterównie.
- W razie czego będę cię kryła, tylko wcześniej ustalimy wspólne alibi. - była gotowa to zrobić dla przyjaciółki i okłamać jej faceta, gdyby pytał o to co robiła Alice w tę noc akurat. Rosalie by oczywiście powiedziała że była z nią, a gdyby ustaliły wspólnie co oglądały czy tam piły to by powiedziały tę samą wersję i facet by się nie zorientował ani przez chwilę. Kobiety jednak potrafiły być niezwykle przekonujące. I jednocześnie Hepburn wiedziała że gdyby jej coś strzeliło i chciała zrobić skok w bok to Alice by ją kryła przed Rino. Tyle tylko że była zbyt uczciwa i chyba i tak by mu powiedziała prawdę, nie ukrywając się za przyjaciółką. Oddawały się tańcu, gdy blondynka zaczęła tańczyć bardziej zmysłowo to szatynka położyła dłonie na jej udach i przybliżyła się swoim ciałem jeszcze bardziej. A pocałunek trochę ją zaskoczył, ale był taki miękki, stanowczy aczkolwiek delikatny, smakował jej ulubionym drinkiem, że dała się ponieść i oddała go, pogłębiając pocałunek, robiąc go bardziej drapieżnym. Nie wspominałam już że Rosalie była prawdziwą kocicą jeśli chodziło o całowanie? Wkrótce ich usta się od siebie oderwały, trzeba było przecież zaczerpnąć oddech. Nie sądziła że na tej imprezie zdobędzie nowe doświadczenie, a mianowicie całowanie się z kobietą, czego nigdy wcześniej nie robiła. I co, podobało się? I to jak!
- No no, nie sądziłam że tak dobrze całujesz. Zaskakujesz mnie Alice z każdym dniem, wiesz maleńka? - mówiąc to poruszyła zabawnie brewkami, niby to podrywając przyjaciółkę i jeszcze oblizując wargi, na których pozostał smak kobiety. Czy posunęłaby się dalej by sprawdzić czy nie jest biseksualna? Może parę tequili dalej. A może w porę przypomni się jej Rino, kto wie? I nie dziwię się że ten mężczyzna patrzył na nie z takim pożądaniem, bo i ona sama w tym momencie była gotowa zadzwonić do swojego faceta z zapytaniem "Hej skarbie, co powiesz na trójkąt z moją Alice?" tylko nie wiem jak poradziłaby sobie z zazdrością widząc go z inną, bo na tym też polegał właśnie trójkąt by zabawiał się każdy z każdym, a nie tylko ci których sobie wybierze jedna osoba z trzech, tak zwana prowodyrka.

autor

dreamy seattle

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

Zakładanie rodziny to temat, który Alice w swoich własnych doświadczeniach omijała szerokim łukiem. Podobnie jak Rosalie, nie czuła się gotowa na takie wyzwania i zupełnie nie rozumiała, czemu jej rodzice próbowali ją niemal siłą zaciągnąć przed ołtarz. Sęk w tym, że ona po prostu do tej pory nie poznała nikogo, kto przyczyniłby się choć w niewielkim stopniu do zmiany jej zdania.
- Taak, byłybyście świetnymi siostrami. Ale lepiej nie chodźcie razem na imprezy tego typu - ruchem głowy wskazała klub, w którym się znajdowały, a jej twarz wypełnił rozbawiony uśmiech. Mama Rose była nieco starszą wersją swojej córki. Patrząc na panią Hepburn nie trudno było wyobrazić sobie, jak przyjaciółka będzie wyglądała w przyszłości. Pod tym kątem zawsze podziwiała mamę Rosalie. Mimowolnie myśli Al powędrowały w stronę własnej mamy, tej przyrodniej. Czy ona również odziedziczyła po Hazel nieskazitelność skóry i długo pozostanie piękną i młodą? Niestety nie miała szansy się o tym przekonać.
- Najwyraźniej takie rzeczy jak wyjścia na miasto po prostu już go nie kręcą. Ale przynajmniej nie ogranicza twoich wypadów - zauważyła, odnajdując w sytuacji chociaż jeden pozytyw. Zawsze starała się patrzeć na pewne rzeczy w pozytywnych barwach. Może nie potrafiła utożsamić się z problemem, co wynikało z jej braku doświadczeń, ale pozostawała otwarta na możliwości. A Rino przynajmniej nie zamykał Rosalie na świat, który uwielbiała, a to przecież było ważnym gestem miłości, czyż nie?
Nie byłabym tego taka pewna, przyznała w myślach, a jej wahanie błysnęło w jej oczach, które właśnie wbijała w spojrzenie Rosalie. Oczywiście rozumiała, że przyjaciółka chciała dla niej dobrze, dlatego zmusiła się do krótkiego uśmiechu i odparła: - Taak, pewnie masz rację. - Pokiwała jeszcze głową na znak zgody, byle tylko ukryć jej prawdziwe przekonania z nadzieją, że alkohol buzujący w żyłach Hepburn dodatkowo pomoże jej zamaskować chwile zwątpienia.
- Partnerki w zbrodni. Zawsze - zmrużyła na moment oczy, a kąciki jej ust uniosły się w łobuzerskim uśmieszku. Wzajemne wspieranie się, cokolwiek by się wydarzyło, było swoistym paktem, który tylko wzmacniał ich przyjaźń. Carter była w stanie naprawdę wiele poświęcić dla swojej przyjaciółki, byle ta poczuła się lepiej. Jeśli pojawiały się problemy, razem stawiały im czoła i ubezpieczały siebie nawzajem. Jak wtedy, kiedy przypadkiem rozbiły szybę w gablotce szkolnej. Albo jak wykręciły numer grupce lasek, które znęcały się nad gorszymi. Lub gdy wykradły byłemu Ali projekt, który sobie przywłaszczył jako własne dzieło. No cóż, w niektórych kwestiach niezmiernie podobało jej się łamanie zasad, więc pytanie, czy byłaby w stanie wykonać skok w bok, kiedy wiedziała, że gdzieś tam znajdował się Matt? Albo raczej należało zapytać, czy Matt naprawdę był kimś, dla kogo warto było się zatrzymać przed pokusami? W głębi serca znała odpowiedź, a to podświadomie skłaniało ją do podjęcia się zabawy w klubie na własnych warunkach.
Gorący pocałunek z przyjaciółką był chwilą impulsu, który z pewnością miał wywołać reakcje wśród otaczających ich mężczyzn, a to im się udało. Sądząc po tym, jak wielu z nich wlepiało w nich swoje zaskoczone bądź drapieżne spojrzenie, Alice dopięła swego i czuła się niezwykle kobieco i pewnie siebie. Dlatego na komentarz przyjaciółki oblizała swoją dolną wargę i wyznała:
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz - mrugnęła do niej zadziornie okiem i powoli, w rytm muzyki, obróciła się wokół własnej osi, swoimi dłońmi sunąc po własnym ciele i włosach. By intensywniej poczuć wibracje dźwięków w sobie, przymknęła na moment oczy, a na jej twarzy pojawił się błogi uśmiech. Uwielbiała ten stan, w którym muzyka ją prowadziła. Kiedy otworzyła ponownie oczy, znów powędrowała wzrokiem w stronę Briana, nadal się w nią wpatrującego i uśmiechnęła się do niego, po czym spojrzała na Rose, bo przyszło jej coś do głowy.
- A co powiesz na to, żebyśmy rozkręciły trochę ich wieczór kawalerski? - zapytała, pochylając się do jej ucha. - Wydają się tacy nieporadni, przyda im się towarzystwo kobiet - zasugerowała przewrotnie. Mogłyby zaprosić ich do wspólnego tańca, może nawet do wynajętej loży na pogawędkę, a w zamian otrzymałyby darmowe drinki, prawda?

autor

Lyn [ona]

ODPOWIEDZ

Wróć do „3's & 7's”