WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

William miał więcej wspomnień rodzinnym domem Harlowów niż z każdym mieszkaniem, przez które w ciągu swojego życia się przewinął. Wiedział, która z wielu łazienek była najwygodniejsza, a która przeznaczona dla niego gdy rodzice Lucasa, lata temu, przebywali w mieszkaniu gdy oni mieli swoje nocne posiadówki. Wiedział gdzie znajdował się oficjalny, wystawowy barek, a gdzie stary Harlow trzymał prawdziwe zapasy, do których bardzo często z Lucasem się dobierali.
Łóżko w gościnnym pokoju momentami traktował jak własne. Gdy rodzice wyjeżdżali nad jezioro do domku lub na dłuższe wakacje, to było miejsce, w którym z Lucasem bawili się najlepiej. Z jedzeniem i piciem w cenie, ich dom stawał się dla niego idealną noclegownią. Doceniał zaprosiny. Przez większość czasu jego mieszkania odbiegały standardem od tego, do czego przywykli młodzi Harlowowie i choć wiedział, że Lucasowi absolutnie to nie przeszkadzało, on czuł się swobodniej tutaj. Nawet po tylu latach wspólnej znajomości.
Lubił też przypomnienie tego, do czego całe życie dążył.
Mieszkanie Lucasa było inne. Na pewno brakowało w nim wygód, które mieli przed laty w starym domu, co nadrabiał kompletną swobodą. Dwójka z przodu wydawała się dawać im pozwolenie na zachowywanie się w najbardziej idiotyczny sposób, kiedy to trójka nakazywała większą dorosłość. Nie czuł, by ich relacja jednak się zmieniła, choć jego relacja z Luną sprawiła, że odruchowo, lekko się odsunął. Twarz Lucasa wzbudzała w nim poczucie winy z początku, gdy to wszystko się rozpoczęło. Teraz unikał spotykania młodszej siostry jak ognia, więc niepewnym ruchem zapukał do drzwi wejściowych, licząc,że otworzy je jego przyjaciel, a nie Luna, która często w jego mieszkaniu przebywała.
Skrycie jednak liczył, że będzie na odwrót. Nie widział jej na żywe oczy całą wieczność. Choć rozstali się w nieprzyjemnych warunkach, wiedział,że każda złość dla nich była czasowa. Tylko ta wydawała się nieznośnie długa. Czyżby postanowiła go unikać?
- Dłużej się nie dało? - prychnął ostentacyjnie, gdy po nieznośnie długim czasie, Lucas wreszcie pojawił się w drzwiach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zmienili się tak jak miejsce zamieszkania Harlowa przeszło metamorfozę. Zostało najpierw przeniesione do innej dzielnicy, by następnie zostać odrestaurowane w zupełnie innym stylu – na miarę trzydziestolatka, kawalera, bezdzietnego i wcale nie pijaka, uschniętego artysty. Lubił wspominać ich zabawy i imprezy, które odbyły się jeszcze w domu rodzinnym Harlow, bo były niepowtarzalne. I w obecnym mieszkaniu wiele się dzieje w sobotnie wieczory, gdy ochota go najdzie i w stanie nietrzeźwości zaprasza wszystkich, kogo spotka czy tworzy wydarzenia na Twitterze. Ludzie go znają, rozpoznają i przez to ma gości gęsto i często; nie zawsze jednak cieszy się z tego.
Mieszkanie z młodszą siostrą (nieletnią wciąż) miało przynieść mu poprawę humoru zachowania. Miał wziąć się w garść, pić mniej (albo wcale, nie pamięta tych warunków) i doprowadzić Lunę do stanu wspaniałości, w którym to jest w miarę szczęśliwa bez żadnych wspomagaczy. Ot, prościutkie wszystko jak test z matmy na pierwszym roku studiów.
Sypialnia, którą miała zająć jego siostra po wyjściu z ośrodka, była uwalona w czerwonym szampanie. Nie pamiętał jak do tego doszło. Podczas tej nocy wiele zniszczeń przemknęło przez jego mieszkanie i dzięki Bogu, nie widział tego nikt z jego najbliższego okręgu. Will miał być pierwszy.
Powitał go z kubkiem w ręku, w samych bokserkach i satynowym szlafroczkiem zarzuconym na ramiona. Uśmiechnął się szeroko i przyjął pozę jakby był ojcem, witającym syna marnotrawnego. Udawał, że był trzeźwy i szło mu to całkiem nieźle. Do kawy dolał sobie Ballantine'sa, ale przecież nikt nie musiał mieć o tym pojęcie. Dla niego była ósma rano. Która godzina była naprawdę?
- Willy! Mój drogi Willy! Wejdź, chodź – przesunął się w futrynie, by zrobić miejsce Willowi i od razu poprowadził go do salonu. Wyjątkowo było w nim uprzątane, jedynie koc leżał rozłożony i stłamszony na kanapie. Zero butelek. Zero petów po papierosach (choć w domu, w środku nie pali, bo mu śmierdzi zaraz). Zero śmieci. – Napijesz się kawy? W ogóle słuchaj, musisz mi pomóc. Luna się do mnie przeprowadza, a jej pokój jest cały w szampanie – powiedział od razu, uśmiechając się do cna rozbawiony z sytuacji ścian w jego własnym mieszkaniu. Humor miał dziś przedni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lucas był sprytny. Mniej więcej tak sprytny, jak każdy alkoholik, który musi się ze swoimi niecodziennymi sposobami funkcjonowania chować. Will znał go na tyle, by już dziesięciokrotnie słuchać jego obietnic poprawy i patrzeć, jak czasem jeszcze tego samego dnia zmieniają się w puste słowa. Niemniej, nawet, jeśli wyczuł nutę whisky unoszącą się w powietrzu gdy mijał go w przejściu, Hayes nie powiedział ani słowa.
Lubił w sobie to, że szanował i respektował czyjeś wybory. Nie był w dodatku osobą konfrontacyjną w codziennych warunkach - głównie dlatego, że gdy przychodziło do konfrontacji, kończyło się na wrzaskach i tłuczonym szkle. Jego sposobem panowania nad sobą było skakanie od tematu do tematu, unikając tego, który mógł być problematyczny - lub całkowicie go ignorując. I tak właśnie było z piciem Lucasa.
Może gdyby był bardziej inwazyjny jako przyjaciel, może gdyby dostrzegał momenty, w których powinien interweniować, Harlow nie miałby już towarzysza do picia. To nie tak, że William nigdy nie wyrażał sprzeciwu wobec tej sytuacji i jego cudownych nawyków - po prostu wiedział, że Lucas zna jego podejście i niczego w sobie nie zmieni, jeśli nie zacznie sam. Co miał z tym zrobić?
No poza tym, że robiąc mu wywody o chlanie jednocześnie zrobiłby z siebie pierdolonego hipokrytę - argument, który Lucas miał w kieszeni, zawsze gotowy w razie, gdyby naciskał na niego zbyt mocno.
- Stary, jest przed dwunastą - rzucił, kręcąc głową z udawanym politowaniem. Rozejrzał się dookoła, zaskoczony tym, w jakim dobrym stanie było mieszkanie Lucasa. Ostatnim razem gdy je widział wyglądało na dość zdemolowane po ich imprezie. - A zrób - dodał, biorąc jego propozycję na poważnie i korzystając z okazji. - Ale bez prądu, jestem w robocie.
Nie, żeby przeszkadzało mu to w braniu czegoś innego. Zapach alkoholu było zbyt ciężko zamaskować - zresztą, on tak nie lubił. Jeden drineczek w ciągu dnia i powrót do pracy - schemat, którego zbyt często nie uskuteczniał. Gdy był w swoim trybie pracowym, skupiał się wyłącznie na tym - a póki dziś miał coś do zrobienia, relaks musiał poczekać, razem z butelkami w jego barku.
Drgnął lekko na dźwięk imienia Luny. Podniósł czujne spojrzenie na Lucasa, analizując to, co powiedział, jakby od razu to do niego nie dotarło.
- Co? - wyrwało mu się, nim zdołał się powstrzymać, a umysł naprędce poszukał rozwiązania dla stworzonego przez siebie problemu. - Szampana? Co odjebałeś tym razem?
Dlaczego Luna się wprowadza?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie potrafił inaczej. Życie jego kłamstwem oblane, że wyjdzie z tego. Jak ma to zrobić? Jak nie chce. Nie wyobraża sobie życia bez szklaneczki dobrego alkoholu. Lubił bardzo naleweczki, Burbona, whisky, szampana i wino, bo piwem trochę gardził. Tyle tej miłości wokół miał, że ot tak ciężko było się z nią rozstać. Inni mają swoje uzależnienia jak kawa czy papierosy, seks nawet, a Lucas – on ma procenty.
Doceniał Williama. Bardzo doceniał, choć nie zawsze o tym mówił, a nawet przyjaźń ich wystawiał na próbę, gdy musiał zbierać go z ziemi albo miskę mu trzymać pod nosem, bo sam nie był w stanie tego robić. Rzadko kiedy trafić można na tak równego człowieka, co nie pyta o nic i nie ocenia. Miałby wiele okazji do sprzedania plotek o rodzinie Harlow, ale był lojalny. Zawsze pojawiał się przy boku Lucasa (i Luny), gdy tego potrzebował. Objął nawet uściskiem niedźwiedzim, by lepiej się przyjacielowi zrobiło. Bluzkę zmienił, bo poprzednia w rzygowinach była. I wzroku nie odwracał nigdy, nawet jeśli ostatnio było go jakoś tak mniej w życiu Lucasa. Nie wiedział, że ma to jakiś związek z jego młodszą siostrą.
Siostra. Liczył, że to właśnie dla niej się zmieni. Teraz w to wątpił, ale może odmieni to się wraz z jej wprowadzką do mieszkania? Miał nadzieję, nikłą jakąś i żarzącą się jak źle podpalony lont papierosa. Gasł na moment, by zapalić się z większą mocą. I choć nadzieja głupia jest, Lucas w nią wierzył.
- No jest, co w tym złego? Jedenasta minęła – mruknął, ściągając brwi i upijając łyczek kawy z prądem. Postanowił spróbować się wziąć w garść, na próbę, dla Luny i gdy poszedł do kuchni, by zrobić przyjacielowi kawę, wyciągnął też drugi kubek. Dla siebie. Zrobi dwie kawy bez prądu. Już chwilę później postawił dwie kawy na blacie kuchenny, przysiadając przy wyspie z westchnieniem. Ledwo co wstał, bo do nocy przeglądał strony z wnętrzami. Chciał jak najlepiej urządzić pokój Lunie, by poczuła się lepiej niż w domu.
Wstał jeszcze na moment, przeszukując od razu szafki kuchenne w poszukiwaniu jakichś ciastek albo czegoś do chrupania, ale znalazł tylko nachosy serowe, co nijak łączyły się z kawą. Mimo to rzucił paczkę na blat, przysiadając ponownie.
- A nic, to jeszcze z tamtego tygodnia. Nie było cię, bo się sam bawiłem, gdy przyjęli mój soundtrack. A że w jej pokoju trzymam sobie… zapasy, to wiesz, jakoś tam już otworzyłem. Z impetem. Dlatego trzeba przemalować, na zielony może jakiś, co? Zielony uspokaja – odparł, nachylając się nieco nad kubkiem z kawą, która pachniała zupełnie inaczej niż kawa z prądem. – Wyjdzie tylko na wolność i od razu biorę ją do siebie. Nie wiem, ile tam będzie. Ja siedziałem trzy miesiące.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lucas zawsze miał w nim wsparcie. Czy na imprezach, czy po nich, gdy ledwo trzymał pion. Czy w życiu codziennym, czy w sądzie. Przyjaźń dla Hayesa znaczyła bardzo wiele - w tym przypadku nawet więcej niż prawda i niewinność, która Harlowowi zdecydowanie była wtedy obca. Oboje też wiedzieli, że gdyby Lucas wcale się nie poprawił - gdyby znowu odwalił coś, co wrzuciłoby go za kraty aresztu, on znów byłby na miejscu. Wpłacałby aukcję wysłaną w dokładnej kwocie przez jego rodzinę, warczał agresywnie na policjantów, każąc im się pośpieszyć. A później, na sali rozpraw, ponownie malowałby piękny, acz zupełnie fałszywy obraz wydarzeń minionej nocy. Tak wiele znaczyła dla niego ta przyjaźń.
Tak wiele, by odsunął się od Luny po ich pierwszym pocałunku. Przestał przychodzić do ich rodzinnego domu, zamiast tego wyciągając jej brata wszędzie, byle nie tam. By czuł poczucie winy, każdego dnia i każdego wieczora, który spędzali z Luną, podczas gdy on wysyłał w wiadomościach do Lucasa same wymówki.
Tak wiele, a niewystarczająco by kiedykolwiek to przerwać. Nigdy nie potrafił się powstrzymać. Przy Lunie brakowało mu samokontroli, a to było potężniejszym impulsem niż wieloletnie oddanie przyjacielowi.
Docenił to, że na stole pojawiły się dwie kawy bez prądu, a nie tylko jedna. Nie, żeby Lucas miał zaraz wylać tą, którą popijał dotychczas, ale, jak to mówią, małe kroczki. Drobne kroczki.
Wziął swój kubek w dłoń, unosząc w górę po to, by dmuchnąć lekko we wrzący napój. Wpatrując się w mężczyznę, nie spodziewał się tego, jakie słowa w pośpiechu z siebie wypluje. Zbyt głęboko zamyślony, upił łyk napoju zapominając o tym, że jego temperatura była teraz zatrważająca i skrzywił się, gdy ten sparzył mu język.
- Nie rozumiem - odrzucił, odkładając dla bezpieczeństwa naczynie z powrotem na blat stolika. Oparł się plecami o ścianę, ignorując krzesło czy dla odmiany wypraną powierzchnię kanapy. Odruchowo zachowywał dystans pomiędzy nimi, jakby stając zbyt blisko, ryzykował tym, że Lucas dostrzeże w jego oczach emocje, które tak mocno chciał ukryć. - Przecież ty nigdy nie siedziałeś.
W końcu to było logiczne - na jego pokrętny sposób. William nie sięgał myślami do żadnych ośrodków, zamiast tego podążając do dosłownego odsiadywania wyroku - w więzieniu.
Luna jakoś nie pasowała mu do tej wizji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie znał się na głębokich uczuciach jak miłość, która gościła jedynie w sercu do siostry, brata czy Willa, bo i jego traktował jak krew z krwi. Miał problem z wyrażaniem emocji, chociaż William zawsze go w jakiś sposób rozumiał. Był jego – jak to mówią – bratnią duszą, nawet wtedy, kiedy odsunął się od Lucasa z niewiadomych mu powodów. Nie zauważył tego aż tak, bo wzrok i umysł przymglone miał przez procenty pite na okrągło, tak zamiast życiodajnego jedzenia. Święta woda liczyła się najbardziej; bardziej nawet (niestety często) niż przyjaźń, choć Will robił dla niego więcej niż jego rodzice. Mógłby oddać za niego życie, choć możliwe, że nie do końca był tego świadomy.
Z czasem zauważył, że dobrze jest mieć przy sobie Hayesa. Wspólne imprezy były dla niego stabilnością, bo jakby coś złego się zadziało, miał swojego anioła stróża, nawet jeśli uwalony był w cztery dupy albo zamknął się w łazience na upojnych chwilach z jakąś przypadkową kobietą – zawsze czuwał. Cenił sobie Hayesa bardziej niż kogokolwiek. Rzadko jednak mówił to na głos. Dlaczego? Bo nauczono go, by nie okazywać uczuć, bo one zgubne są.
Szczęście miał, że w niewiedzy żył, którą uwielbiał. Przyjaźnił się z nią. Lepiej mu było, nie wiedząc, co rodzice mówią o jego alkoholizmie. Lepiej mu było, bo nie wiedział o relacji jego najlepszego przyjaciela z jego nieletnią[/s] siostrą. Lepiej mu było, nie wiedząc, że w lodówce jego jedzenie przybrało dziwny odcień pleśni, a z wierzchu wyrósł nowy rodzaj trawy. Czuł się jednak źle ze świadomością, że kobieta, którą potrącił nie żyje, co całkowitą nieprawdą było, a ostatnio znów na nią wpadł. Od tamtego momentu postanowił mniej pić, bo obawiał się przyszłości, w której nie miałby ani Luny, ani Willa.
Kawa, zwykła, bez wkładki, nie smakowała mu aż tak, ale pił dzielnie, nie wychodząc ze swojego nowego postanowienia. Czuł się jakby był nowy rok, w którym to każdy ustalał sobie jakieś cele, których i tak się nie trzymał już w lutym. Teraz powinno to być bardziej wiarygodne, bo nie w fali sławy, a z własnej woli.
Lucas upił wrzątku, który delikatnie oparzył jego język. Ostatnio jednak był przyzwyczajony do szczypania na języku, ponieważ kupił inne niż zwykle papierosy, mocniejsze. Nie odsuwał jednak od siebie kubka, jakby miał nadzieję, że zapach świeżej kawy rozbudzi go do reszty. Oparł się łokciami o blat nieco, zerkając na przyjaciela.
- Siedziałem. W ośrodku uzależnień przecież. To prawie jak więzienie - mruknął, odgarniając niesforne kosmyki włosów. Umył je poprzedniego wieczora, więc teraz były sypkie i nie do opanowania. Musiał je w końcu przyciąć, ale nie miał kiedy (znaleźć w sobie chęci). – Siadaj, co tak stoisz? Jeszcze się nastoisz. Więc co, pomożesz mi z małym remontem? W ogóle, możesz ją odwiedzić, pewnie zrobi jej się miło wtedy. A nikt nie poprawia humoru jak William Hayes! – powtórzył swoje własne słowa, prostując się i rozkładając ramiona w triumfalnym geście, uśmiechając się szeroko.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No właśnie, co tak stał?
Nie wyglądało to zbyt przekonująco. Powinien grać niewzruszonego całą sytuacją, w końcu Luna była dla niego ważna, ale nie aż tak ważna. Nie na papierze. Na papierze powinien zareagować jak każdy, kto ją znał i kto wiedział, jak ważna jest dla Lucasa. Współczucie, zrozumienie pośrednie. Kurwa, stary, przykro mi [że twoja siostra ma kłopoty].
Ale młodsza siostra Lucasa to była też jego Luna.
Jego, którą kochał i nienawidził jednocześnie. Którą odrzucał, a później z radością witał w swoich ramionach jak gdyby nigdy nic. Dla której ryzykował przyjaźnią, która ważyła dla niego więcej niż wszystkie zgromadzone przez niego, materialne rzeczy. Dla której zrobiłby wszystko, której nie chciałby widzieć w cierpieniu nawet podczas ich najgorszego okresu.
Którą doprowadził do tego miejsca i tego czasu.
Ośrodek uzależnień.
Jak do tego doszło?
Odpowiedzi przewijały się w jego głowie jak wyciągane ze wspomnień urywki przeszłości. Białe tabletki rzucone na stole. Jej miękkie usta na jego policzku. Relaks, odpoczynek. I śmiech. Śmiech tak wielki, że myślał, że od niego eksplodująmu płuca.
Jak do tego doszło, Luna? Czy to moja wina?
- Już, siadam - przytaknął z opóźnieniem, zajmując miejsce, które mu wskazał. Odruchowo, mechanicznie. - Sorry, po prostu się zdziwiłem. Nie wiedziałem, że...
Że bierze? Chyba nie potrafił kłamać aż tak dobrze. Był jakiś limit. Zupełnie tak, jakby ukrywanie ich związku było prostsze. Może po prostu jego waga była znacznie większa. To był rodzaj tajemnicy, który mógł zniszczyć wszystko i którego był w stanie bronić, chować go w sobie aż do ostatniego tchu.
- Nie wiedziałem, że jest aż tak źle - dodał, skrzętnie ignorując jego zachętę.
Nikt nie poprawia humoru jak William Hayes!
Nikt nie przedstawia narkotyków twojej młodszej siostrzyczce jak William Hayes!
- Jasne, że pomogę - upił znów kawę, zaledwie łyk, ale nadal parzyła w usta. - Kiedy wraca? Kiedy tu zamieszka? Jesteś w stanie jej w ogóle przypilnować, żeby nie wróciła? - dodał, zanim udało mu się powstrzymać, dość sugestywnie spoglądając na drugi kubek z kawą z prądem, który Lucas na razie z sukcesem ignorował.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdzie słowa, które powinny rozbrzmieć w kuchni z ust Williama Hayesa?
Stary, przykro mi, że twoja siostra...
Nie padły. Co z nim jest, kurwa, nie tak? W zamian za słowa współczucia czy wsparcia jakiegoś, ten dupek cofa się i ocenia którą z kaw sięga przyjaciel. Powinien zaproponować jakieś rozwiązanie albo pomysł na odnowienie życia Lucasa mieszkania, by lepiej jej się tu mieszkało za kilka tygodni. Powinien poklepać go po ramieniu, a może uścisnąć w niedźwiedzim geście i jeszcze raz zapewnić, że wyjdzie z tego. Bo wiedział, że Lucasowi się nie udało. Co więc będzie z ich jego Luną?
Chciał, aby i William postarał się, bo był jego największym oparciem i pragnął najmocniej, aby trwał przy nich obojgu w tak trudnej chwili. Lucas czuł, że ten moment upadku Luny mógłby być jego osobisty sukcesem w rozpostarciu skrzydeł. Czuł siłę, której dostał nagle, zaraz po wyjściu z Ośrodka po odwiedzinach u siostry. Pragnął, aby korzystała z niego jak najwięcej, a do tego musiał być - cholera jasna - trzeźwy.
William w końcu usiadł, a Lucas poczuł się spokojniejszy. Nie potrafił powiedzieć, dlaczego dopiero teraz, ale gdy miał oczy Williama na wysokości swoich, miał wrażenie, że teraz przejdą do poważnych rozmów o ratunku Luny (i wsparcia Lucasa, bo przecież jemu też się należało, prawda?).
- Że bierze? Ja nie wiedziałem. Znaczy coś tam kiedyś widziałem, ale sądziłem, że to witaminy albo jakieś przeciw-depresanty. Swego czasu wszyscy je braliśmy w tej popierdolonej rodzinie - mruknął, uśmiechając się mechanicznie na ułamek sekundy. Upił ponownie kawy, wzdychając po tym. Kawa z wkładką była lepsza, ale trzymał się dzielnie w swoim postanowieniu noworocznym. - Słuchaj, no, AŻ tak źle nie jest chyba, bo chce poprawy i wie, że to nie jest najlepsza forma ucieczki... w przeciwieństwie do mnie. Więc myślę, że to kwestia dobrego wsparcia i izolacji od tego skurwysyna, który ją trzymał przy tym, załatwiał tabletki i chuj wie, co jeszcze robił, ale rozpierdolę go albo ją jak tylko dowiem się, kto to jest - powiedział poważnie, pięść jedną mimowolnie zaciskając na blacie. Patrzył przy tym prosto w oczy przyjaciela, a migały w nich świetliki wściekłości i zaciętości.
Na kolejne słowa Williama, rozluźnił się i odchylił na stołku barowym z westchnieniem. Zauważył jednak jego spojrzenie na drugi kubek, więc wstał i – z bólem serca - wylał kawę z prądem do zlewu, po tym znów wracając do blatu.
- Jestem w stanie. Nie wiem, chyba pięć tygodni jej zostało, ale jeszcze będę ją odwiedzał. Pomyślałem właśnie, że może... wiesz, że ty do niej pójdziesz, co? Ucieszyła się jak jej to zaproponowałem, więc będziesz w stanie ją trochę rozluźnić pewnie. Albo wiem! Pojedziemy razem, idealnie. Kiedy masz czas? - uśmiechnął się zadowolony, krzyżując ramiona na torsie.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”