WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

xvi. Krótka wymiana wiadomości z Marcy i zapowiedź spotkania podziałała na ciemnowłosą na tyle dobrze i motywująco, aby faktycznie opuścić tę bańkę absurdu, w której ostatnio tkwiła. Przynajmniej na chwilę. W końcu wszystko zależało tylko i wyłącznie od niej, prawda? Jej los i to, jak postanowi zareagować w danej sytuacji i odeprzeć ataki, zależy od niej samej. Zawsze tak było i nie przyjmowała do wiadomości innych opcji. Zatem dlaczego w tych kilku przypadkach tak łatwo o tym zapomniała i pozwoliła pozbawić się tej kontroli? Cóż, może dlatego, że do niedawna sądziła, że cały czas jest w jej posiadaniu. Dopiero ostatnie wydarzenia pozbawiły ją pewności, wprowadzając niezły i trudny do okiełznania chaos. A przecież jej życie nigdy specjalnie nie przypominało typowej sielanki. Powinna być zahartowana, a jednak powodowały nią większe wątpliwości i rozterki niż kiedykolwiek dotychczas.
— Marcy? — zawołała, kiedy już znalazła się na miejscu i odruchowo nacisnęła klamkę, która ustąpiła bez problemu. Zajrzała do środka w poszukiwaniu koleżanki, być może krzątającej się gdzieś w pobliżu, po czym weszła dalej i zamknęła za sobą. Chwilę później znalazła ją i przystanęła, wbijając wzrok w jej sylwetkę. — Powiedz, że te otwarte drzwi były oznaką tego, że czekałaś na mnie, a nie na jakiegoś rzezimieszka próbującego wykorzystać okazję. W przeciwnym razie twój kij będzie wymagał małego zupgradowania. Najlepiej do takiego z wystającymi, szpiczastymi kolcami — zagaiła z charakterystyczną dla siebie nutą przekąsu, którą zwieńczyła uśmiechem i przewróceniem oczami, bo tak zaprawiona i doświadczona osoba jak Marcy z pewnością nie potrzebowała żadnych rad i lekcji samoobrony. Prędzej Eileen mogłaby się od niej uczyć, a już na pewno tego, jak dobrze władać kijem baseballowym. Co prawda nie zmieściłby się do torebki czy kieszeni, jak to w przypadku noża, z którym zazwyczaj porusza się po mieście, ale zdecydowanie daje bardziej spektakularne efekty. — Poza tym nie wiem, czy będę potrafiła bronić Cię przed Phinem również w tej kwestii — dodała z odpowiednią dla tych słów powagą, aczkolwiek przebijała przez nie nuta rozbawienia.
— Przyniosłam prowiant — oznajmiła w następnej kolejności, unosząc demonstracyjnie dłoń, w której dzierżyła obiecany sześciopak. Instynktownie rozejrzała się dookoła. — Jestem gotowa na lekcje pokory i odpowiedzialności w wykonaniu małego dżentelmena, ale dla niego też coś mam. — Zaszeleściła plastikową reklamówką, co najmniej jakby przywoływała kota na jedzenie, a nie dziecko. Tak, podejście Eileen do dzieci było bez zarzutów. Rzecz w tym, że wcale (akurat!) nie chciała w ten sposób wkupić się w jego łaski i załagodzić winę, gdy będzie brała na klatę ewentualne konsekwencje wynikające z ich papierosowego nałogu. Wbrew pozorom, Shepherd lubiła tego dzieciaka i wpadając z wizytą, zawsze o nim pamiętała. Starała się, w każdym razie!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

9.

Chaos opanował jej życie tak szybko, że nie nadążała za nim. Znów czuła się jak w czasach, gdy Phin nagle zaczął raczkować, a później już – nie chodzić, a! – biegać z prędkością wichury. Układała sobie wszystko w głowie; sam fakt, że ma jakąś rodzinę wzbudzał w niej wiele sprzecznych uczuć. Jeszcze nikomu nic nie mówiła, jakby chciała to sama przepracować. Niedługo jednak spotka się z Masonem na imprezie przedszkolnej (a przynajmniej miała taką nadzieję) i wtedy planowała opowiedzieć mu o wszystkim. Czuła jednak, że to dziś pęknie, a słowa polecą kaskadą z zaskoczenia, przygniatając barki Marcy tylko mocniej.
Tego dnia zaplanowali małe porządki w zabawkach Phina. Tak, by oczyścić umysł. Musieli zdrapać również wszystkie naklejki ze ściany, by móc przemalować i jego pokój. Działali od samego rana, zaraz po tym jak zjedli pożywne śniadanie. Marcy czuła się przybita, ponieważ informacje o rodzinie przyćmiły te lepsze emocje, które towarzyszyły jej od pewnego czasu. Usłyszawszy wołanie Eileen, wyszła z pokoju syna.
- Tak, drzwi stały otworem dla ciebie, normalnie zamykamy się na milion spustów – odparła z rozbawieniem, uśmiechając się przy tym szeroko. Jakże kojąca była obecność kogoś innego niż dziecka. Bo nawet jej brat wciąż był dzieckiem, takim niepełnoletnim. Już nie pytając, podeszła do lodówki i sięgnęła z niej dwa piwa, która lada chwila otworzyła. Preferowała picie z butelki, więc nie pomyślała, by wyjąć jakąś szklankę dla Eileen. – Spokojnie, ja już mu się wytłumaczę! Siadaj, bo zaraz bierzemy cię do szpachli. Zrywamy stare naklejki przed malowaniem. Salon odnowiony, czas na pokój dziecica. Chowaj swój prowiant do lodówki, bo ciepły to grzech – dodała pół żartem, pół serio, bo nie zamierzała pić ciepłego piwa, ani pozwolić na to przyjaciółce!
Do kuchni przybiegł zaraz Phin i początkowo zawstydzony, schował się za Marcy, obejmując jej nogę. Nie był dziś do końca wyspany, więc miał swoje humorki. Marcy roześmiała się głośno na sposób w jaki przedstawiła prowiant dla jej syna. Naprawdę wyglądało to jakby przywoływała zwierzę. Chwyciła Phina, którego przytuliła do siebie, wciąż jednak się śmiejąc. Chłopiec uśmiechał się, chociaż nie rozumiał o co im chodzi.
- Synu, ciocia przyniosła ci coś – mam nadzieję, że – dobrego, więc jej podziękuj – powiedziała, ocierając łzy, które poleciały mimowolnie pod wpływem rozbawienia.
- Dzięki, ciocia. Możemy wracać do pracy, bo mamy jeszcze dużo? – zrewanżował się Phin poważnie, więc Marcy sięgnęła piwo i skinęła głową w stronę jedynego wydzielonego pokoju, który był jej syna.
- Chodź, Eileen, pracować nie musisz, ale widzisz! Ciężka rola matki, skoro syn mnie zagania do skrobania – westchnęła teatralnie, ale z nutą rozbawienia. Poprowadziła ją więc do pokoiku, gdzie posadziła syna na łóżku, a sama siadła obok niego, od razu zaczynając skrobać ścianę i pociągając z butelki. Już dużo naklejek było zeskrobanych, które leżały porozrzucane po materacu. – I co tam się zadziało ostatnio, co? Opowiedz mi wszystko!
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Nie musisz powtarzać dwa razy, szefowo. — Ona również wolała dobre, schłodzone piwo. Koniecznie z butelki, jak na prawdziwego piwosza przystało! To z pewnością jeden z (wielu) powodów, dla których tak dobrze się dogadują. Pomaszerowała więc do kuchni, gdzie otworzyła lodówkę i wsadziła do niej prowiant. Z wielką ulgą przyjęła oferowane przez koleżankę szkło ze zbawienną zawartością. To kolejny powód ich nienagannej relacji.
— Nie ma za co. Dla tak ładnych podziękowań warto było obrabować spożywczak — odparła żartobliwie, czochrając czuprynę głównego zainteresowanego, gdy przechodziła obok i licząc, że jednak nie zrozumiał jej słów, nawet jeśli zwyczajnie żartowała. Może lepiej było ugryźć się w język, bo choć intencje miała jak najbardziej dobre, to ostateczny wydźwięk mógł nie być zadowalający.
— Świetnie — mruknęła mało entuzjastycznie na wieść o skrobaniu. — Dzięki takim rzeczom przypominam sobie dlaczego nie chcę mieć dzieci. Potrzebuję czasami odświeżenia i to musi być właśnie ten moment. — Nie żeby nachodziły ją jakieś stany zawahania! Wręcz zaczęłaby się martwić, gdyby nie nie dostrzegała już znaków ostrzegawczych tam, gdzie pojawiały się do tej pory. Powiedziała to tylko dlatego, że umrze jako zgorzkniała stara panna, która ma do zaoferowania tylko sarkazm. Ale przynajmniej bez naklejek w każdym miejscu! Poza tym nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła. Nie piła do nikogo konkretnego, nie miała też zamiaru sprawiać w ten sposób przykrości kobiecie, o czym ta musiała wiedzieć, jeśli znała Eileen. A można powiedzieć, że chyba trochę ją znała.
— Tylko zakasam rękawy i możemy zabrać się do pracy — oznajmiła po chwili, udając się za Marcy, gdzie oceniła miejsce przyszłego pobojowiska, jednocześnie szacując to, ile piwa będzie musiała wypić, żeby wytrzymać do końca. Na wszelki wypadek już teraz pociągnęła większy łyk. — Nie będę się mu narażać. Słyszałaś tę stanowczość w jego głosie, kiedy mówił, jak dużo macie do roboty? Dobrze, że zrezygnowałam z pomysłu przyniesienia filmów z samymi łysymi aktorami. No wiesz, że niby wyłysieli, bo nie chodzili do fryzjera. — Ostatnie czego potrzebowała w takiej sytuacji to podpadnięcie czterolatkowi, a tak zapewne by się stało, bo Phin jest mądrym i bystrym dzieciakiem. Nie dałby się nabrać na takie sztuczki, teraz to wiedziała.
— Skąd w ogóle pomysł na zmianę? Przerzucił się z bohaterów DC na Marvela? Chyba wolałabym, żeby było na odwrót. W DC jest ich chyba mniej, co nie? — Mniej bohaterów oznacza potencjalnie mniej naklejek do skrobania, czyż nie? Spojrzała na swoją towarzyszkę wzrokiem, z którego powoli ulatywała krztyna nadziei, kiedy uświadomiła sobie, że nie wszystko kręci się wokół niej i tego, co ona chciała... niestety. Mimo wszystko poszła w jej ślady i zaczęła zeskrobywać przyschnięty klej ze ścian.
Mimowolnie skrzywiła się w reakcji na pytanie o ostatnie wydarzenia, a wraz z nimi świadomość, że żeby określić w czym leży problem, będzie musiała o nich powiedzieć. — Wolisz wersję krótszą czy dłuższą?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdziwi piwosze zawsze rozumieją się bez słów i wiedzą, że nawet jeśli na dworze jest minus milion stopni, piwo pije się tylko i wyłącznie schłodzone. Marcy zawsze miała taką butelkę w lodówce, na wszelki wypadek. Nie to, że jest alkoholiczką, o nie. Po prostu wie, że trunek ten najlepiej gasi pragnienie, a z wodą zwykłą czy tym bardziej gazowaną nie przepada. Napojów słodkich też nie pija, więc ratuje się czym może, jeśli tylko wie, że nie będzie wychodzić z domu. Musi trzymać umiar, by nikt nie posądził ją o absurdalny alkoholizm, bo jeszcze mogłaby stracić syna. A wiadomo, jakie sąsiadki się miewa.
Chłopiec nie do końca zrozumiał słowa cioci, marszcząc brwi i nosek w niezadowoleniu. Nie lubił nie wiedzieć o co chodzi, więc takie momenty go irytowały. Machnął jednak ręką jakby był już dorosłym, poważnym mężczyzną i wrócił do swojego pokoju z ciężkim westchnieniem. Marcy przyglądała mu się z rozbawieniem, ale dusiła w sobie śmiech, by nie obrazić syna w żaden sposób.
- Spokojnie, skrobać nie będziesz musiała – parsknęła, opierając się o blat i mruknęła konspiracyjnie: - Następnym razem przykleję mu tapetę, żeby naklejki zerwać razem z nią o wiele prościej, dobry pomysł, nie? – Wyprostowała się zaraz dumnie, jakby pomysł co najmniej zasługiwał na Nagrodę Nobla, pokojową najlepiej, bo pokój w domu i pokój w rodzinie. Marcy nie znosiła siebie i syna w tym dniu, bo ręce miała już zdrętwiałe od trzymania ich ciągle w górze, a paznokcie połamane od skrobania. W ostatnim momencie zdała sobie sprawę, że może używać szpachelki do skrobania kuchenki z brudu; co prawda, schodziła przy tym też farba, ale i tak musieli zagruntować pokój, więc to już było jej w miarę obojętne. Nie miała więc za złe Eileen to jak traktuje dzieci czy jak mówiła, że ich nie chce, bo sama kiedyś taka była i gdyby nie fakt, że wpadła w swoim przelotnym romansie, teraz wciąż byłaby taka sama. Nie planowała dzieci. Teraz nie planuje małżeństwa i ustatkowania się, ale to już raczej kwestia braku zaufania do mężczyzn, bo skoro ją własny ojciec porzucił, obcy mężczyzna może zrobić to samo. Liczy jedynie, że Phin będzie inny. Lepszy.
- No wiesz co! Już dawno nie oglądałam Jasona Stathama, a doskonale wiesz, że kocham się w nim od lat – mruknęła, wcale nie udając zawodu. Możliwe, że obudziła się w niej chęć pooglądania przystojnych i silnych mężczyzn przez wycieczkę z przyjacielem. Nie samymi dziećmi człowiek żyje przecież; nawet jeśli cały czas wolny pochłania skrobanie durnych naklejek z Psiego Patrolu ze ściany. Meble również ją czekają, ale poczeka na wygraną w totka – będzie prościej je wymienić niż odnowić. Wracając do filmów – byłaby to miła lekcja dla Phina, że do fryzjera trzeba chodzić albo dawać mamie swoje włosy do podcięcia, bo inaczej wszystkie wypadną. Okrutna, ale bawiło ją to niesamowicie.
Gdy Marcy upijała piwa, Phin spiorunował ją spojrzeniem, by lepiej pracowała. Kobieta zerknęła na Eileen z rozbawieniem i zaczęła znów zawijać szpachelką po ścianie, kręcąc głową na swoją bezsilność wobec czterolatka.
- Nie nadążam, ale chyba wchodzą na salony poważniejsze rzeczy jak dinozaury. Mason podzielił się z nami Netflixem, a tam jest jakaś nowa bajka o dinozaurach a la Park Jurajski dla dzieci i przepadł. Boi się, ale ogląda – pokręciła głową z politowaniem, zerkając na Eileen z uśmiechem. Doceniała to, że pomagała im w tej monotonnej pracy, chociaż tak naprawdę nie musiała! Będzie jej dłużniczką do końca życia.
Phin milczał, skupiony na swojej pracy i piosenkach, które leciały w tle. Oczywiście były one dla dzieci, którymi Marcy już miała dość, ale przynajmniej w ten sposób mogła zająć syna słuchaniem czegoś innego niż rozmów dorosłych.
- Poproszę dłuższą wersję, bo przed nami jeszcze długie skrobanie – odparła poważnie. Była to jedna okazja również dla Marcy, by oderwać swoje myśli od ostatnich wydarzeń, które poprzewracały jej życiem i którymi niechętnie będzie się dzieliła w obecności syna. To zostawi na później, gdy usiądą w salonie, a Phin w nagrodę za ciężką pracę będzie oglądał dinozaury.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Byłabym frajerką, gdybym teraz się wycofała, a my nie lubimy frajerów — odparła jeszcze w kwestii skrobania, do którego początkowo nie podeszła z dużym entuzjazmem. — Skrobanie będzie najprzyjemniejszą rzeczą, która mnie spotka od dłuższego czasu — dodała tonem, który budziłby pewne wątpliwości co do wiarygodności tych słów nawet w jej odczuciu, gdyby nie doświadczyła owych wydarzeń. Mało było rzeczy gorszych od skrobania, nie oszukujmy się. Eileen mimo wszystko nie miała skłonności do popadania w przesadę i często podchodziła do podobnych zwierzeń z dystansem, ale okazało się, że nie była przygotowana na to, co zesłał jej los, a dystans, którym się charakteryzowała w wielu sytuacjach wcale nie uodparniał jej od wszelkich zawiłości życia. Nikt nie jest nieuchwytny.
— Tym bardziej dobrze, że odstąpiłam od tego pomysłu. Masz kiepski gust do facetów. Trzeba go naprawić. — Posłała jej rozbawione spojrzenie i zaśmiała się prowokacyjnie, czego zdecydowanie nie powinna robić w obecności kogoś, kto dzierży skrobaczkę, nagle wyglądającą jakoś niebezpieczniej. Chociaż gdyby tak się zastanowić nad tym, to każda rzecz spełniłaby się w formie potencjalnej broni dla mocno zmotywowanej osoby. A pokój dziecka zdawał się być pełen takich alternatyw.
— Kurczę, nie wiesz, ile tak naprawdę masz zaległości dopóki nie masz dzieci. Może jednak są tego jakieś plusy — skwitowała niby żartobliwie, aczkolwiek ze wciąż pobrzmiewającą nutą niepewności w głosie. — Ja mogę pozwolić sobie na ignorancję, ale jak ty sobie z tym radzisz, co? — zapytała całkiem serio, bo poza ciekawością, która w przypadku większości, stanowiła motyw i bodziec, nie pytała jej o to za często. Kwestie takie jak czyjeś samopoczucie i to, jak sobie radzi, mylnie są uznawane za coś oczywistego i niewymagającego rozwinięcia. Być może rozwinięcie wcale nie było potrzebne, ale o tym zasądzić mógł tylko główny zainteresowany.
— Potrzebuję przeszczepu. I to możliwie jak najszybszego. Moje nerki mogą przestać pracować w każdej chwili — powiedziała w końcu, z gorzkim uśmiechem wykwitającym na jej twarzy oraz poprzedzającym to dłuższym milczeniu, w trakcie którego biła się z myślami, czy aby na pewno powinna dzielić się tym z kimś jeszcze. Właściwie to byłby pierwszy raz, ponieważ okoliczności ujawnienia tego faktu przed rodziną były przypadkowe. — Mój brat się dowiedział zupełnym przypadkiem, od swojego kumpla, który puścił parę z ust. Dasz wiarę? Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jak parszywie musiał się wtedy czuć. No dobra, potrafię, ale jestem pieprzonym tchórzem i egoistką i nie chcę tego robić. Wkurzył się i miał to tego prawo, ale cokolwiek bym teraz powiedziała w odniesieniu do tego, co było potem, nie oddaje prawdziwości jego reakcji. — Wydała z siebie głośne westchnienie, mające za zadanie nastroić ją na to, co nadejdzie, tym razem w reakcji koleżanki. Nie przestając zeskrobywać naklejek ze ściany, prychnęła pod nosem drwiąco. — Wiedziałam, że tak będzie. Chyba dlatego tyle zwlekałam, z tą różnicą, że teraz to naprawdę moja wina. Zawiodłam go i niepotrzebnie nadwyrężyłam jego zaufanie. W dodatku uroiłam sobie, że osoba odpowiedzialna za śmierć mojej przyjaciółki została niesłusznie uniewinniona i jak jakiś pseudobohater z filmów klasy B, postawiłam sobie za punkt honoru to udowodnić, ale sama nie wiem przed kim. Na pewno nie przed sobą, bo uprzedzenia nie pozwalają mi spojrzeć poza wyznaczone przed siebie granice. — Zacisnęła usta, dopiero po chwili zerkając na ciemnowłosą przelotnie.
— Wybacz, jeśli zabrzmiało to patetycznie. — Odchrząknęła wymownie z grymasem niezadowolenia i potrząsnęła głową, jak gdyby bagatelizowała problem albo pozbywała go tej rangi. — Zwykle się nie zwierzam, a ty nie zrobiłaś nic, czym byś sobie zasłużyła na wysłuchiwanie tego. — Osobiście nie znosiła takich ckliwych momentów, więc tym bardziej próbowała od niego uciec. — Po prostu dobrze jest wreszcie to z siebie wyrzucić. — Naprawdę. Nie sądziła, że przyniesie jej to kiedykolwiek ulgę, nawet jeśli poczynione o wiele za długo i w tak beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znalazła. Pomimo wspomnianej ulgi, poczuła również nieoczekiwane podenerwowanie o nie do końca znanym i rozumianym przez nią podłożu, które szybko chciała umorzyć, upijając kolejny łyk piwa...albo kilka łyków.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ulga – to właśnie poczuła, gdy Eileen nie wycofała się z pomocy przy skrobaniu ściany z durnych naklejek samochodów czy zwierzątek. Miała dość tego, za dużo schodziło się, by pozbyć się resztek swojej błędnej zgody. Ręce już ją bolało, a przed nimi jeszcze mnóstwo pracy. I gdy początkowo myślało jej się przy tym świetnie, po pewnym czasie aż za wiele myśli przechodziło przez jej głowę, powodując przybicie oraz tworzenie scenariuszy, które nigdy nic nie zmienią. Obecność koleżanki była dla niej niemal zbawienna (a przynajmniej do czasu, aż nie poleci fala zwierzeń).
- Co? Nie podoba Ci się Statham? Jak... to? - uniosła brwi, zaskoczona, patrząc na Eileen jak na stworzenie poza ziemskie. Przecież był to najprzystojniejszy aktor kina akcji, a Marcy, cóż, jak to Marcy, wyobrażała sobie często jak ratuje ją z opresji, a później mają gorący romans. Lepsze to niż marne książki erotyczne. Tu wystarczy patrzeć na pięknego mężczyznę. Ale fakt, miała kiepski gust do mężczyzn naprawdę. Dlatego też wciąż była sama, jedynie z kilkoma romansami po drodze. To było bardziej pogmatwane niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Ojciec Phina ją porzucił z dnia na dzień. Jej przyjaciel nie chciał być nikim więcej niż przyjacielem, bo takie wyniosła wrażenie po ich ostatniej wycieczce. O, jej własny ojciec też jej nie chciał. Cała nadzieja w synu. Może uratuje mężczyzn z otoczenia Marcy i zdanie o nich.
Uśmiechnęła się, rozbawiona żartem Eileen. Dzieci nie są wyznacznikiem życia, kobiecości i spełnienia. Pewnie, gdyby nie fakt, że wpadła, nie zdecydowałaby się szybko na bycie matką. Wciąż była przekonana, że najpierw powinna była osiągnąć coś, cokolwiek, a później tworzyć rodzinę i małych człowieczków, które zależne będą tylko i wyłącznie od niej. A tak? Została sama. Bez jakiejś nadziei na polepszenie się ich bytu, a wręcz przeciwnie – wszystko komplikuje się coraz bardziej. Na jej pytanie wzruszyła ramionami, a usta wygięła w podkowę, na moment zapadając w zamyślenie.
- Wolę Psi Patrol niż Park Jurajski, ale godzę się z faktem, że to kolejny etap dorastania - odparła tylko, żartując i wbiła wzrok w chłopca, który skubał klej z paluszków w ogromnym skupieniu. W ogóle nie zwracał na nie uwagi, zajęty swoim własnym światem.
Nie bardzo chciała rozmawiać o sobie, gdy wszystkie sprawy były ściśle powiązane z Phinem, a ten - choć tkwił w swoim świecie - mógł słuchać, co nie skończyłoby się dobrze. Szybko jednak pożałowała, bo nie zajęła myśli Eileen, która miała o wiele gorsze problemy niż ona, Marcy. Opuściła rękę ze skrobaczką, przyglądając się koleżance ze współczuciem i żalem, ponieważ nie jest w stanie jej pomóc. Jakakolwiek rada teraz okazałaby się gówno warta. Mimo wszystko ucieszyła się, że wydusiła to z siebie, więc i ramiona Eileen zrobiły się lżejsze o dwa wyznania.
- Jezu, Eileen... Przykro mi - westchnęła cicho w momencie, gdy Phin uniósł na nie spojrzenie. Patrzył chwilę na mamę, później na ciocię i przytulił drugą, usadawiając jej się na kolanach. Marcy ułożyła dłoń na ramieniu brunetki. - Jeśli cię to pocieszy, ja też bym nie mówiła rodzeństwu o tym, a przynajmniej do czasu, aż bym nie znalazła pewnego rozwiązania, więc... wiesz no, miał prawo się wkurzyć, ale wciąż jest twoim bratem i kocha cię na dobre i złe. Daj mu czas, niech sobie to ułoży. Kiedy się dowiedziałaś? - upiła sama piwa, bo w ustach aż jej zaschło od złych wieści. Liczyła bardziej na dramat z mężczyzną w tle, albo kobietą, obojętnie, ale na pewno nie na coś takiego. - Dowiedziałaś się chociaż czegoś? - zagaiła ją jeszcze i odetchnęła głęboko. Nie zazdrościła jej w niczym.
Machnęła ręką, posyłając jej blady uśmiech.
- Czasem dobrze jest się wygadać, możesz mnie wykorzystywać do tego zawsze, spokojnie - powiedziała, zerkając na Eileen, w dłoni obracając skrobaczkę. - Mogę ci jakoś pomóc? Bo zawsze możesz na mnie liczyć, pamiętaj o tym.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Proszę cię, przestań, bo pomyślę, że mówisz na serio — rzuciła z rozbawieniem, zerkając w stronę Thirlwall. To chyba normalne, że wątpiła w jej słowa, prawda? Nie mogła mieć aż tak złego gustu, a zatem do końca myślała, że tylko się zgrywa. — Jestem gorącą zwolenniczką bujnych czupryn — zreflektowała się szybko, wzruszając przy tym ramionami, jakby faktycznie coś traciły na tej jednej różnicy. To akurat dobrze wróżyło. Przynajmniej ominą je spory o facetów. Na szczęście Shepherd i bez tego nie przywiązywała wagi do tak trywialnych rzeczy.
Za to temat matek był dla niej dość delikatny i drażliwy z uwagi na to, że miała napięte stosunki ze swoją i nie potrafiła do końca zdystansować się od niego w ogólnym koncepcie, nie przywołując przy tym własnych doświadczeń. Zawsze pojawiały się one gdzieś z tyłu głowy. Wbrew pozorom upływające lata bez bezpośredniego kontaktu z matką niekoniecznie działały na korzyść, bowiem nadal żywiła jakąś głębszą urazę do niej za to jak skomplikowała życie nie tylko jej, ale także ojca, która uwidaczniała się w pewnych sytuacjach. W związku z tym obserwując zmagania Marcy, śmiało mogła stwierdzić (tak jakby to w ogóle podlegało jej czy czyjejkolwiek ocenie), że ta świetnie sprawdzała się w swojej roli. Tym bardziej jeśli decyzja w sprawie posiadania dziecka nie była w pełni zasadna. Na pewno nie dopadała ją chęć ucieczki w obecności koleżanki, a w jej osobistym systemie postępowania to już dobry sygnał.
— Jeśli nie kolejny przejściowy etap, to nie wiem co, bo niby jak ma się oswajać dziecko z czyhającymi na nie zagrożeniami życia codziennego, jeśli nie puszcza im się od maleńkości Parku Jurajskiego? — powiedziała zbulwersowana, co najmniej tak jakby sama wierzyła w prawdziwość tych słów, a siejące zdewastowanie dinozaury w filmie jakkolwiek odzwierciedlały rzeczywistość, w której żyli. Mimo wszystko była pewna, że Park Jurajski niesie za sobą jakieś ważne wartości i wydźwięk edukacyjny, ale te po prostu nie są tak dosłowne i widoczne na pierwszy rzut oka, jak we wspomnianej bajce. — No dobra, może gdyby nie puszczano mi tylko Parku Jurajskiego, to teraz byłabym w stanie docenić Psi Patrol. — Przewróciła oczami. W końcu Park Jurajski widziała co najmniej kilka razy, a i tak nie była w stanie zapobiec niektórym zdarzeniom, więc to żadna reguła. Żeby była jasność, nie kupowała też wszystkiego, czego do zaoferowania dzieciom miała dzisiejsza telewizja! Nawet nie będąc w docelowym targecie... i nie docelowym również. — Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam psy. Mojego Geralta najbardziej i może dobrze, że go tu nie ma, bo mogłoby go zaboleć to co teraz powiem, ale dinozaury zawsze będą fajniejsze. Nawet już wiem, co przyniosę małemu następnym razem — dodała z nagłym entuzjazmem, po czym spojrzała na chłopca, chcąc zorientować się, czy aby na pewno słuchał i domyślił się już, co to takiego.
— W porządku. Wszystko wskazywało, że tak będzie, więc przynajmniej mogłam się oswoić z tą myślą — Kłamstwo. Wcale tak nie było, aczkolwiek ton jej głosu przybrał zachowawczą nutę, na wypadek gdyby sytuacja przybrała niepożądany kierunek i zrobiło się nieznośnie ckliwie. Poza tym nie musiały sięgać po tak skrajne środki jak przeszczep nerek czy inne niezwiązane z tematem kataklizmy, żeby wprowadzać się w dołujący nastrój. Wystarczyło pomyśleć o tym, ile zostało im jeszcze pracy i już były załatwione. — Szkoda tylko, że on nie miał takiej okazji. — Zmarszczyła nieznacznie brwi w mimowolnym poczuciu winy, rzecz jasna mając na myśli swojego brata.
Zachowanie małego Phina w stosunku do niej i niespodziewanie oplatające się wokół jej szyi łapki były takim odstępstwem od normy, że nie była pewna, jak powinna postąpić, dlatego kiedy ostatecznie postanowiła odwzajemnić uścisk chłopczyka, mogło to wyglądać trochę nieforemnie i pokracznie. Ale z pewnością szczerze! Tak, Eileen Shepherd nie zawsze reagowała na widok dzieci tak, jakby miała się od nich czymś zarazić. W zastępstwie za zwykle towarzyszące temu nieprzyjemne uczucia, poczuła jakieś dziwne ciepło na sercu wywołane tym niewinnym, dziecięcym gestem. — Obyś miała rację, bo choć wsparcie przeszło moje najśmielsze oczekiwania, to wolałabym odzyskać brata — przyznała w nawiązaniu do tego, co przed momentem miało miejsce, z mimowolnym uśmiechem posłanym do Phina, co by wiedział, że pomimo tego, że nie oczekiwała żadnego wsparcia, to jednak miło się zaskoczyła.
— Kilka miesięcy temu — odparła zdawkowo, chcąc oszczędzić jej (i sobie przy okazji) szczegółów, które nie rozjaśniłyby sytuacji, a tylko niepotrzebnie wprowadziłyby chaos. — Procedura znalezienia odpowiedniego dawcy bywa długotrwała. Do tego czasu pozostały dializy i czekanie. Nawet dostałam specjalne urządzenie przeznaczone do kontaktu tylko w tej sprawie. — Wykrzywiła usta w cierpkim uśmiechu, wyciągając z kieszeni spodni i demonstrując wspomniany telefon. Sama perspektywa była nawet ekscytująca, mimo że jeszcze ani razu nie zadzwonił. To nawet lepiej, niż żeby robiła sobie złudne nadzieje. Fałszywe alarmy też się zdarzały.
— Ale dosyć już o mnie. Nie przywykłam do takiego zainteresowania i lepiej, żeby tak pozostało, bo jeszcze przyjdzie mi się gorzko rozczarować w przyszłości. — Uśmiechnęła się kącikowo, wracając do pracy, bo wiadomym było, że nie spotka ją już nic lepszego niż to, nawet pomimo usilnych prób. Poprzeczka była wysoko postawiona. — Zdaje się, że tobie też chodziło coś po głowie. — Uniosła pytająco brew, zwracając przelotny wzrok na kobietę. Pamiętała, że wspominała o tym w wiadomośiach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uniosła brwi, zaskoczona, ale nie skomentowała tego bardziej. Miała słabość do Jasona Stathama, czy to takie straszne? Był męski, piękny i absolutnie seksowny. Wolała jednak nie mówić nic więcej, bo jeszcze pokłóciłyby się o swoje własne gusta. Oczywiście fakt, że lubi łysego aktora nie oznacza, że chciałaby, aby jej syn był łysy. Phinneas ma mieć bujną czuprynę całe życie. Ma piękne loczki po niej, a także i po ojcu, więc im jest przeznaczone, by mieć piękne włosy.
Temat matek również był drażliwy dla Marcy, ale tylko przez to, że nigdy nie poznała swojej. Już nigdy nie chciała jej znać. Nie potrafiła wciąż zrozumieć, dlaczego oddali jej. Podobno był to pomysł jej ojca, a ten pojawił się gdzieś na horyzoncie znikąd. I to jeszcze wieści dostarczył jej rzekomy brat. Przerastało ją to wszystko. Nie była gotowa na posiadanie rodziny ot tak. Już wystarczy, że nagle pojawił się Phin. Przyzwyczajona była do samowystarczalności i samotności, a na ten moment wszystko miało się pokrzyżować przez jedno zdjęcie jej jako malucha. Gdyby nie było podpisane, wszyscy żyliby teraz wciąż spokojnie.
- Park Jurajski mówi, by nie popełniać czyichś błędów i bawić się tak niebezpieczną nauką, prawda? To jest przesłanie ż y c i o w e, więc jak z tego nie skorzystać? Wolę Park i Psi Patrol niż Lego Ninjago czy coś tego typu - mruknęła z rozbawieniem, bo przynajmniej takie rzeczy mogła oglądać wraz z synem. Teraz robili głupie bajki, które często są z podtekstami seksualnymi albo po prostu idiotycznymi dialogami. Nie chciała, by Phin wychowywał się w takich durnotach. Nie zamierzała przyłożyć ręki do tego.
- Na pewno da ci wsparcie, w końcu to twój jedyny brat - westchnęła, mając nadzieję, że jej słowa okażą się prawdziwe i nie zawiodą Eileen. Rozczulił ją z kolei gest jej syna. Wyglądało to jak prawdziwe wsparcie, którego potrzebuje każdy, niezależnie czy chce, czy nie i nawet jeśli wyglądało to wszystko nienaturalnie i pokracznie, na pewno (miała taką nadzieję) podniosło Eileen na duchu.
Zanim odezwała się ponownie na poważne tematy, które obrały, szepnęła Phinowi na ucho, by poszedł do łazienki puścić sobie wodę do wanny. Nie chciała, by krępował Eileen albo by słuchał ich rozmów, nawet jeśli cały czas był w swoim własnym świecie.
- Jakbyś potrzebowała jakieś towarzystwa, daj znać, dobrze? Pojadę z tobą, pooglądamy na telefonie filmy z Jasonem Statahanem albo Matrixem i... wiesz, ogólnie, posiedzę z tobą na tych dializach - i za rękę potrzymam, jeśli będziesz tego potrzebować. Zamierzała być przy Eileen, niezależnie od sytuacji. Wiedziała, że wsparcie ze strony przyjaciół jest nieocenione, więc tym bardziej postanowiła zrobić dla Eileen wszystko, byle jej jakoś ulżyło.
Parsknęła śmiechem, choć nie bardzo był on radosny. Weszły na zdecydowanie ciężkie tematy. Upiła znów piwa i odetchnęła głęboko.
- No... Wiesz, gdy dowiedziałam się o ciąży, jego już nie było. Zapadł się na ziemię, ale właściwie taki mieliśmy układ. Po prostu... seks. I zjawił się u mnie ostatnio. Zabłądził, bo szedł do innej. Więc skoro żyje... przydałoby mu się powiedzieć, że dorobił się syna, prawda? No i Phin może w końcu miałby ojca z prawdziwego zdarzenia, bo jak na razie marnie mu jest. Na najbliższą zabawę synów z ojcami w przedszkolu zabieramy mojego przyjaciela, bo... sama widzisz, poprana sprawa. Czekaj, zaraz wrócę, idę skontrolować młodego, a ty leć do salonu, położę go zaraz i wypijemy więcej - uniosła pustą butelkę i poszła szybko do łazienki, by zobaczyć czy jej syn nie utopił się jeszcze albo nie zalał sąsiadów.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Tak, a poza tym dinozaury! — powiedziała z charakterystyczną manierą w głosie, z pomocą której zwykle stawiała akcent na najważniejszy element poruszonej kwestii. — Zresztą dlaczego powinno uczyć się swoje dzieci odporności i obrony przed różnego rodzaju syfem stwarzanym przez gorszy sort? To prowodyrów powinno się tego oduczyć. — Wzruszyła ramionami, jak gdyby tylko powtarzała najbardziej oczywistą rzecz na świecie, ale mimo to towarzyszył temu pewien zgrzyt, albowiem nie wszyscy praktykowali takie podejście. A szkoda, każdemu wtedy żyłoby się lepiej. — Rozumiem, że na następny raz umawiamy się na seans Parku Jurajskiego i Psiego Patrolu? — zagaiła po chwili, co prawda z lekkim rozbawieniem, ale wcale nie żartowała. Co więcej, nawet nie postrzegała tego w kategorii poświęcenia. Może byłoby inaczej, gdyby musiały oglądać głupie bajki z podtekstami seksualnymi, które i tak zaczyna rozumieć się dopiero po latach, za sprawą filmów pochylających się nad ich genezą i jednocześnie burzących dotychczasowy światopogląd.
— Wcale nie byłabym tego taka pewna — mruknęła bez większego zastanowienia w odpowiedzi na uwagę o jedynym bracie. Co prawda była to z jej strony wyłącznie zgryźliwość wobec zaistniałej sytuacji, czcze gadanie, ale znając skłonności swojej matki, nie mogła wykluczyć możliwości, że gdzieś po świecie chodzą jeszcze jakieś jej... twory. Jednego już znała, który zresztą - o czym jeszcze nie wiedziała - miał się przypomnieć niedługo. A raczej ona. Nawet jeśli, to wspólna krew, o dziwo, nie była dla niej żadnym wiążącym wyznacznikiem. Nieważne, z iloma jeszcze osobami ją dzieli, tylko Logana traktowała jako prawowitego członka rodziny. Nie zmieniłoby się to nawet gdyby nie dzieliła ich chociażby jedna wspólna kropla. — Po prostu chciałabym, żeby nie karał mnie, odcinając się w ten sposób. W żaden sposób — dodała, trochę bardziej posępnym tonem niż zamierzała, ale ukrywanie, że brakowało jej jego obecności było najwyraźniej zbyt dużym wymaganiem narzuconym przez samą siebie. Tym bardziej, że wcześniej był obecny cały czas, więc chwila (w jej postrzeganiu czasu) bez niego to drastyczna zmiana. Zaraz po tym uśmiechnęła się gorzko pod nosem, uświadamiając sobie, że to nie koncert życzeń i lepiej było odstąpić od tego tematu.
— Wolałabym tego nie robić, ale nie ręczę za siebie, jeśli ostatecznie się ugnę, bo uznam, że twoja propozycja była zbyt przejmująca. — Uśmiechnęła się niewymuszenie. Mimo że wcale nie spodziewała się takiego wsparcia, jakie tu dostała, a jej reakcja, choć autentyczna, wcale nie oznaczała, że z niego skorzysta, to jednak poczuła jakąś ulgę. Nie lubiła wciągać innych w swoje bagno i nie chciała, żeby chwile słabości przenikały do relacji. — Dzięki, Thirlwall — dodała po krótkiej chwili, zupełnie szczerze. Za słowa otuchy, za idealnie schłodzone piwko. Za wszystko i nic. — Jeśli wsparcie w twoim wykonaniu na dłuższą metę będzie wyglądało jak nasze dzisiejsze zajęcie, to jest duża szansa, że z tego wyjdę. — Zaśmiała się i przykleiła jej do pleców jedną z zeskrobanych naklejek. Oby nie przedstawiała niczego z podtekstem! Chociaż wcale nie byłoby tak źle.
— Nie mógłby mieć dwóch mam? — rzuciła, wyjątkowo luźno jak na powagę i ton, jaki przyjęła ich rozmowa. Sama nie miała jasnego stanowiska w tej sprawie, a zagaiła temat bardziej dla rozluźnienia ewentualnego napięcia, to chyba podświadomie sądziła, że obranie takiej właśnie drogi odejmowało większość dylematów i rozterek z tym związanych. Szybko jednak się zreflektowała, wtórując koleżance i w drodze do salonu, upijając łyk piwa.
— Jak dobrze go znasz? Ojca Phina. — Nie pytała z ciekawości, czy dlatego, że była wścibska, bo nie była. Miała konkretny argument, dla którego w ogóle poruszyła tę kwestię. — Nie chcę uchodzić za wyrocznię i nie tylko dlatego, żeby potem uciekać od odpowiedzialności za błędne przepowiednie. — Spojrzała na nią przelotnie. — Ale co jeśli to nie jest materiał na ojca, ty wpuścisz go do waszego życia, a on namiesza, narobi nadzieję małemu, a potem zniknie? Albo co gorsza, okaże się jakąś karykaturą, a wtedy to ty będziesz musiała odkręcać to, co on zepsuje swoim pojawieniem się? — Wbrew pozorom nie chciała nikogo dołować czy przyprawiać o dodatkowe wątpliwości. Domyślała się, że Phin zdecydowanie za dużo dla niej znaczył, żeby nie zdawała sobie sprawy ze wszystkich konsekwencji i nie wzięła pod uwagę dostępnych opcji. Chciała się tylko upewnić, czy taka perspektywa zasługiwała w jej mniemaniu na to, żeby dać szansę, by ten w ogóle mógł poczuć się w swojej roli.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pokiwała głową energicznie na znak, że zgadza się z Eileen. Miała całkowitą rację. Żałowała, że to na nią jako pierwszą spadł obowiązek wybadania tego całego świata na linii matka-dziecko, ale nie pozostawało jej teraz nic więcej, oprócz walczenia o lepsze jutro już nie tylko dla siebie.
- Tak, a najlepiej jakby załatwić rzutnik i puścić to na ścianie w wielkim formacie – odparła, również nie kryjąc rozbawienia, ale w przeciwieństwie do Eileen – Marcy żartowała. Nie mówiła na serio i nie spodziewała się, że Shepherd chciałaby w ogóle oglądać z nimi jakiekolwiek bajki, gdy nie przepadała za dziećmi w ogóle. Byłaby to jednak miła odmiana; w końcu zrelaksowałyby się, nie myśląc o niczym innym, tylko o psach z bajki. Na pewno nie doszukiwałyby się drugiego dna, jak mogłoby to być w przypadku Shreka.
Marcy nie miała doświadczenia z rodzeństwem. Co prawda, dowiedziała się niedawno, że ma brata, ale to nie uprawniało ją do wypowiadania się na temat rodziny. Mogła jedynie snuć domysły jak to jest, gdy kłóci się z rodzicami albo z bratem, bo ona nigdy tego nie robiła. Wiecznie sama. Wiecznie bez nikogo, aż do momentu, w którym urodził się Phinneas. Nie chciała więc powiedzieć coś za dużo Eileen, bo w tej dziedzinie była kiepskim kompanem pocieszania.
- Słuchaj no, mogę z nim sobie porozmawiać. Wiesz, przemówić do rozsądku, że lepiej, by nie tracił wspólnych chwil na kłótnie albo ciche dni – zaproponowała, upijając piwa i kiwnęła głową na kij baseballowy oparty przy szafie o futrynę. – Mogę mu też pogrozić, jeśli chcesz, o ile to twardy zawodnik, a nie jakaś cipa – uśmiechnęła się lekko, mając nadzieję, że jakoś to pocieszy koleżankę.
W kwestii samodzielności i niezależności były bardzo podobne. Marcy również milczała do samego końca o swoich problemach czy dolegliwościach zdrowotnych. Pewnie, gdyby miała raka, oznajmiłaby o wszystkim dopiero po śmierci. Mimo to, nawet jeśli Eileen wolałaby przejść przez chorobę samotnie, mogła polegać na Marcy zawsze i w każdej chwili (tylko nie bardzo w godzinach pracy, bo nie chce jej stracić!).
- Nie ma sprawy – odparła z lekkim uśmiechem, przesuwając palcem po szyjce butelki w zamyśleniu. Chciałaby, żeby Eileen wyszła z tego cało i w zgodzie z Loganem. Nie życzyła im bycia w rozdzieleniu, bo jest to z pewnością o wiele bardziej rozdzierające serce niż bycie jedynakiem przez większość życia. Dałaby wiele, by mieć takie rodzeństwo jakie oni mieli. Odetchnęła z rozbawieniem, wzruszając ramionami. – Dwóch mam? To byłoby o wiele prostsze, a co? Piszesz się? – roześmiała się, znikając na moment w łazience. Chłopiec był cały i zdrowy, choć łazienka wyjątkowo w wodzie. Szybko nie położy się spać, bo będzie zbierać powódź z podłogi.
Wkrótce jednak znów wróciła do Eileen i wyjęła z lodówki kolejne dwie butelki z piwem, otwierając je od razu.
- Właściwie nie znam. To była niezobowiązująca relacja – odparła w końcu, siadając obok Eileen na kanapie, podciągając kolana. – Nie myślałam o tym w ten sposób, a mógłby być zdolny do czegoś takiego. Zniknął nagle, nie powiedział nic… ale nie wiem czy dałabym radę żyć z własnym sumieniem, bo nie powiedziałam nic ani Phinowi, ani Milesowi. Dowiedzą się kiedyś o sobie i obaj mnie znienawidzą, a wtedy zostanę… sama. On potrzebuje ojca. Ja mu nie wystarczam. Pyta o niego coraz więcej i częściej. Czekam, aż ubzdura sobie, że na przykład Mason jest jego ojcem, chociaż walczę o to, by myślał świadomie. Mówię ci, nie miej dzieci, a jeśli już będziesz miała, wybierz ojca mądrzej niż ja.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Uważaj, czego sobie życzysz, bo może się to spełnić. — Wycelowała w nią ostrzegawczo palec i posłała nieprzenikniony uśmiech. Tak, Eileen potraktowała to jako obietnicę i w głowie już wertowała swój zmyślony, specjalnie stworzony na tę okazję kalendarz w poszukiwaniu odpowiedniej daty! Na zupełną korzyść Phina, nie był jak większość dzieciaków, z którymi zdarzyło jej się mieć do czynienia, więc nawet nie musiałaby udawać, ze dobrze się z nimi bawi. Może do tej pory po prostu miała pecha i zaczynała się przekonywać?
— Tylko idiota nie przestraszyłby się twojego kija — skwitowała z rozbawieniem, a wzrokiem powiodła w kierunku wspomnianego kija. — Twardszy niż ty? Wątpię w to — dodała, prawdopodobnie zgodnie z prawdą, i upiła kolejny łyk. Niezależnie od tego, jak źle by między nimi było (choć na ten moment sądziła, że gorzej już być nie mogło) nie sięgnęłaby po żadne skrajne rozwiązania, nawet ze strony znajomych czy przyjaciół. Im mniej osób było zamieszanych, tym lepiej. I dobrze, że nie przeszło jej to przez myśl, ani teraz, ani wcześniej, bowiem niedługo po spotkaniu z Marcy, obydwoje mieli znaleźć się razem w jednym samolocie porwanym przez terrorystów, którzy w ten sposób zapewnili im terapię szokową, ostatecznie na nowo zbliżającą ich do siebie. Chyba powinna być im wdzięczna... — Obiecuję, że jak już nic nie podziała, to zwrócę się do ciebie — powiedziała zdecydowanym tonem, kiwając głową. Nie wierzyła w swoje słowa, ale podejrzewała, że koleżanka również nie do końca mówiła poważnie, więc nie groziło im żadne nieporozumienie.
— Nie zrozumiałaś mnie. Miałam na myśli dwie dobre mamy. — Przewróciła oczami z pobłażliwym wyrazem twarzy, a dokonana przez nią poprawka nie tylko wprowadzała nieco jasności, ale brzmiała tak, jakby dyskwalifikowała ją z tej roli. To nie tajemnica, że Eileen nie nadawała się na rodzica, już abstrahując od omawianej przez nie sprawy. Nie chodziło wyłącznie o podejście, które można było zmienić, ale cały zbiór cech, których ona nie posiadała i raczej już posiadać nie będzie. — Chyba, że masz w zwyczaju sabotować swoje decyzje, to faktycznie, piszę się na to. — Zaśmiała się, po czym uniosła nieznacznie w jej kierunku butelkę na znak przypieczętowania tego nieoficjalnego układu między nimi.
— Masz same dobre intencje. Nieważne, jak potoczy się ta sytuacja, nie można za to nienawidzić. Nie ciebie w każdym razie. — Nie wiedząc czemu, ale myśl, że mogło być inaczej frustrowała ją. Może dlatego, że chodziło o Marcy, która przecież wkładała całą siebie w wychowanie małego i chociażby z tego powodu nie zasługiwała na zbieranie bęcków za ewentualne błędy po drodze, które i tak wynikały z dobrych chęci i są mocno subiektywne. Nie zamierzała jej też dawać rad, o które wcale nie prosiła. Po prostu mówiła zgodnie z własnym sumieniem i przekonaniem, ale wiedziała, że nie u wszystkich to funkcjonuje tak samo i w konsekwencji można się srogo rozczarować. — Ale obyś miała rację, bo nie mam takiego sprzętu, jak ty, żeby w razie czego mu pogrozić i przegonić. — Raz jeszcze zerknęła wymownie na kij, a skoro ona zaoferowała się z pomocą w naprawieniu konfliktu, to słusznym było, żeby Shepherd odwzajemniła ten gest, nawet jeśli nie było to konieczne.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Roześmiała się szczerze, kręcąc głową, ale tak, Eileen miała rację. Nie powinno zadzierać się ze wściekłą kobietą z kijem bejsbolowym, a tym bardziej ze wściekłą matką z kijem bejsbolowym. Sprawdzał się tyle lat, jeszcze zanim Phin przyszedł na świat, więc nie ma tu nawet mowy o żadnej dyskusji. Wykończyła swoje piwo, zadowolona, że siała jeszcze jakiś postrach i respekt. Gdyby nie wydarzył się cały dramat z terrorystami (och, już wkrótce i Marcy przekona się jak bardzo nie panuje nad swoim życiem), poszczułaby każdego tym kijem, byle Eileen poczuła się lepiej i miała wsparcie.
- I o to chodzi – mruknęła z lekkim uśmiechem, gdy Eileen potwierdziła, że zwróci się do niej w razie czarnej godziny. Nie miała zamiaru zostawiać jej bez żadnego wsparcia. Zadba o nią dostatecznie, nawet jeśli będzie musiała poświęcić resztki swojego wolnego czasu.
Pokręciła głową, zbierając zdarte naklejki do worka na śmieci. Shepherd była dzisiaj w formie albo Marcy złapała jakaś głupawka, bo mogłaby się śmiać bez przerwy.
- Słuchaj, w każdej rodzinie jest dobry glina i zły glina, ja po prostu będę tym dobrym – odparła z uśmiechem i wzruszyła ramionami jakby to nie było od niej zależne. I poniekąd nie było, bo wiadomo, że syn jej będzie kochał najmocniej własną mamusię. Mimo to, walczyła o to, aby nie stał się maminsynkiem, bo tego by nie zniosła, a zakwalifikowałaby jako osobistą porażkę. Nie każdemu pisane jest być rodzicem i jest to całkowicie zrozumiałe; Marcy nigdy nie potępiała takich osób. Świadomie nie zdecydowałaby się na dziecko raczej nigdy, bo nie chciała robić krzywdy bezbronnemu człowieczkowi – mieć za rodzinę tylko matkę nie jest na pewno przyjemne na dłuższą metę, zwłaszcza w późniejszym okresie.
- Mam nadzieję, że wszystko się ułoży, wiesz? I liczę na denne zakończenie z happy endem, bo wszystko to zaczyna mnie przerastać. Porozmawiam z Milesem. Powiem mu… jakoś. Wybadam sytuację i wtedy przedstawię mu ewentualnie młodego. Kiedyś był w porządku, ale teraz? Cholera wie i…
- Mamoooo! Wychodzę! – dobiegł ich głos Phina z łazienki, więc Marcy wstała z kanapy.
- Pożyczę ci sprzęt, poczekaj moment, nawet dobrze się nie wymoczył. Chcesz śmierdzieć? Nie? To siedź jeszcze! – poszła na chwilkę do łazienki, by przekonać syna, by jeszcze chwilę posiedział, ale był nieugięty i wyszli razem do jego pokoju. Tam już jednak położył się spać, więc gdy Marcy wrociła do przyjaciółki, opadła na kanapę. – Masz ochotę na pizzę? Skoro już śpi, możemy poszaleć – uśmiechnęła się zadziornie, upijając piwa. – Tylko nie mów Phinowi, okej? Bo będzie jeszcze się buntował jak z tymi włosami.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Za często byłam złym gliną, żeby teraz się przestawiać. Już zapomniałam jak to jest być dobrym. — Poza tym, że większość okoliczności jawiło się tak, że zdecydowanie częściej występowała w roli złego gliny - jeśli już stosować ten podział - to zdążyła polubić towarzyszące temu uczucie. Być może był to przejaw masochizmu, socjopatii - jak zwał, tak zwał. I tak nie zważała na nazewnictwo, które zwykle stanowiło tylko zbędny element w całości.
— Czasami denny happy end jest potrzebny. — Zapewne jeszcze niedawno nie pokusiłaby się o takie stwierdzenie, albowiem jej dotychczasowe podejście do życia bynajmniej nie odpowiadało temu terminowi. Zwykle spotykało ją szczęście (to raczej pojęcie względne) albo koniec, ale nigdy nie szczęśliwe zakończenie. Zakończenia nie były szczęśliwe, a jeśli tak, to nie było mowy o zakończeniu. Teraz jednak, kiedy wszystko konsekwentnie się sypało, nie pogardziłaby nawet najbardziej dennym happy endem. Albo chociaż jego namiastką, którą kiedyś również by się nie zadowoliła. — Postaraj się nie martwić za bardzo. Jeśli o Phina chodzi, to jest łebskim chłopcem, jak na swój wiek. — Na pewno o tym wiedziała, ale dobrze było, jeśli inni także byli w stanie to dostrzec. — W żadnym możliwym wypadku nie potraktuje cię jak zło konieczne. Może jedynie napotkacie małe turbulencje, ale jak was znam, to nic, z czym sobie nie poradzicie. Zobaczysz, jeszcze kiedyś spojrzysz na to jak na przekleństwo — skwitowała z malującym się na twarzy rozbawieniem, robiąc przy tym taką minę, jakby ta miała jeszcze kiedyś wspomnieć jej słowa. Może za dziesięć, dwadzieścia lat. Na razie pozostało im tylko wypić za to, że na ten moment było to błogosławieństwo, zatem pociągnęła jeszcze jeden łyk, ostatecznie opróżniając butelkę.
— Za kogo ty mnie masz? Jestem lojalna. Przynajmniej dopóki jest pizza. — Uśmiechnęła się zadziornie, po czym walnęły się na kanapie ze stosowną temu ociężałością, wcinając pizze i oceniając swoja dzisiejszą pracę. Może nawet udało im się zapalić na odreagowanie i lepszego komfortu rozmowy. W końcu przy papierosku rozmawiało się o wiele lepiej. A jak dochodzi do tego jeszcze idealne schłodzone piwko... lub dwa, to już w ogóle!
  • koniec

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”