WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii
Swedish Hospital
sunset hill
Zadzwonił dzwonek do drzwi u panny Chateux i jej mamy. Oczywiście to Belle poszła otworzyć, jednak za drzwiami nikogo nie zastała. Przypadek? Głupi żart? Wtem spojrzała w dół i ujrzała zamknięty karton, a gdy go podniosła, on zaczął się ruszać i wydawać dźwięki. Blondynka przysłuchała mu się uważniej i otóż to było miauczenie! Szybko wniosła karton do środka i otworzyła go, bo przecież ktoś był na tyle głupi, że nawet nie zrobił otworów im do oddychania? Już nie wspomniawszy o tym, że ktoś podrzucał kociaki w kartonie. A było ich tam cała czwórka, na szczęście wszystkie żywe i takie ładne, każde w innym kolorze. Jeden był biały w czarne łaty, drugi cały czarny z jedynie białą plamką na nosie, trzeci był rudy z białymi pręgami a czwarty był połączeniem ich wszystkich, to umaszczenie nazywamy szylkretowym. A w Chateux obudziła się dziecięca radość, wyciągając maluchy z kartonu i podsuwając im miskę, do której to intuicyjnie nalała mleka. Wtem nadeszła jej mama z głośnym kichnięciem.
- Belle, co tu robią te koty? Przecież wiesz że mam... Achoo! Alergię. - i to zdanie sprawiło, że cały misterny plan zostania kocią mamą spalił się na panewce. No tak, nie mogły przygarnąć czwórki kociąt, bo jej mama była na nie uczulona, co zatem mogła zrobić? Poszukać im domu, ale póki co warto by było je gdzieś przechować, zatem wybrała się do rodziny z dużym domem. Znów zapakowała kociaki do tego nieszczęsnego kartonu, nie zamykając go jednak i podjechała pod dom Hirschów. Drzwi otworzyła jej kuzynka.
- Hej, cieszę się że cię widzę, wpuścisz mnie? - przywitała się i postawiła karton w dogodnym miejscu po wejściu do środka.
- Ktoś podrzucił mi je pod drzwi w szczelnie zamkniętym pudełku i pewnie sama wiesz, że najchętniej przygarnęłabym je wszystkie gdyby nie fakt że mama jest uczulona na kocią sierść. Laura, czy moglibyście się nimi zaopiekować dopóki nie znajdziemy im właściwego domu? - błagalnie spojrzała na kuzynkę, która była jej ostatnią deską ratunku w tym momencie. Takich uroczych istot nie chciała oddawać do schroniska, miała na to zbyt miękkie serce.
studentka architektury
kawiarnia Liberte
belltown
Laura nie spodziewała się tego dnia niczyich odwiedzin. Siedziała sama w domu, próbując się skupić na pracy domowej, robiąc sobie małe przerwy, by wymienić kilka wiadomości z Finnem. Oboje mieli ostatnio sporo obowiązków, a Finnowi trafiły się dodatkowe zmiany w pracy, dlatego też sposób komunikacji, czyli smsy, były ostatnio jedyną możliwością, by mogli mieć ze sobą jakiś kontakt. W pierwszej chwili, pewnie dość naiwnie, pomyślała, że to on dzwoni do drzwi i chce jej zrobić niespodziankę. Ah, jaka byłaby zadowolona! Widok kuzynki był jednak równie przyjemny, chociaż na twarzy Laury przez chwilę malowało się zaskoczenie. Przecież mogła zadzwonić, prawda?
- Belle? Hej! – uśmiechnęła się do dziewczyny i wpuściła ją do środka, nawet nie pytając, co ją właściwie sprowadza. Nie miała problemu z tym, by przyjąć ją w swoim domu o każdej porze dnia czy nocy. Pytająco spojrzała na pudło, na szczęście długo nie musiała czekać na wyjaśnienia.
- Jak to? Jak można coś takiego zrobić? – to były raczej pytania retoryczny, ale przyszły jej one jako pierwsze do głowy. Kucnęła przy pudle i otworzyła je, by zajrzeć do środka.
- Jakie maleńkie! – zachwyciła się na widok malutkich kociąt.
- Nie ma problemu. Myślę, że tata nie powinien mieć z tym większego problemu, w końcu sam ma kota. – odparła z uśmiechem, na początku kompletnie nie łącząc faktów, że ich kot jest łysy, bo ojciec może mieć uczulenie, o którym wcześniej im nie wspominał. Chociaż opcja była tez taka, że po prostu takiego kota chciał, więc takiego miał.
- Ludzie są okropni. Nie rozumiem… Chodź, damy im wodę. Może zrobimy im miejsce w pokoju Laurenca? Wiesz, on się niedawno wyprowadził, więc jest tam pusto… a nie wiem, jak kot ojca zareaguje na maluchy. – zaproponowała, idąc od razu do kuchni, by znaleźć jakąś miskę na wodę, a potem zaprowadziła Belle do pokoju starszego brata.
rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii
Swedish Hospital
sunset hill
- Przepraszam że tak bez zapowiedzi, ale mama wyrzuciła mnie wraz z nimi z domu. - zażartowała, bo naprawdę jak weszła z takim kartonem to mogłoby się wydawać, że Chateux pokłóciła się z mamą i postanowiła się wyprowadzić do Hirschów, nie uprzedzając ich o tym. Słysząc pytanie retoryczne ze strony szatynki przypomniała sobie że sama zadała to samo pytanie w głowie, gdy tylko otworzyła to pudło z żywą niespodzianką.
- Ludzie to potwory. - stwierdziła zatem, krzywiąc się, bo sama nie rozumiała tego jak można być aż tak bezdusznym. Niektórzy muszą mieć chyba serce z kamienia.
- Śliczne są, prawda? Sama się w nich zakochałam, najchętniej przygarnęłabym je wszystkie ale wiesz dlaczego nie mogę tego zrobić. - sama pogłaskała tego biało-czarnego kotka i naprawdę żałowała że jej mama musiała mieć to nieszczęsne uczulenie na kocią sierść. Tak bardzo chciałaby je przygarnąć, bo maluchy ewidentnie skradły jej serce.
- Tylko czy kot wujka je zaakceptuje i ich nie zje? - gdzieś tam czytała czy słyszała że stare kocury potrafiły pożerać kociaki, a ona nie chciała przecież narażać maleństw na niebezpieczeństwo.
- Zdążyłam tylko nalać im trochę mleka z lodówki zanim nadciągnęła mama ze swoją alergią, mam zatem nadzieję że im nie zaszkodziłam. I to dobry pomysł żeby miały swój własny kąt. Gdzie teraz zamieszkał Laurence? - i znów poczuła się winna, bo nawet nie wiedziała że jej kuzyn postanowił wynieść się z domu rodzinnego i zacząć żyć na swoim. A może wyprowadził się do dziewczyny? Miała nadzieję, że Laura zdąży jej o wszystkim opowiedzieć. Zatem udały się do pokoju kuzyna, biorąc oczywiście ze sobą ciekawe świata kociaki.
studentka architektury
kawiarnia Liberte
belltown
– Nie ma problemu, serio. Twoja mama jest uczulona? Wcale się jej nie dziwię, jakby spuchła albo dostała jakiegoś strasznego kataru, to pewnie nie byłoby za ciekawie. – przyznała z uśmiechem. Chyba nie spodziewała się, że miałaby Belle wyrzucić z domu, naprawdę musiałaby coś poważnego odwalić, żeby coś takiego się wydarzyło. Jednak gdyby się tak stało, pokój w mieszkaniu ojca był pusty, może zgodziłby się przygarnąć Chateux na jakiś czas.
– Prawda. – zgodziła się z jej słowami i pokiwała głową. – I tak dobrze, że nie wyrzucili ich gdzieś w lesie albo po prostu do śmietnika. Podrzucili je właściwej osobie. – dodała. Nie raz słyszała o tych okropnych sytuacjach, kiedy ludzie w okrutny sposób pozbywali się zwierząt. Wiedziała też, że Belle zrobi wszystko, żeby im pomóc.
– Są urocze. – przyznała. Z pewnością były ładniejsze, niż kot ojca, który był chudy i łysy, i w pewien sposób przerażał Laurę. Poza tym indywidualistą i nawet nie bardzo był skory do spędzania czasu z ludźmi. No chyba, że z ojcem miał jakąś szczególną relację.
– Dlatego je tam zamkniemy, żeby nie zrobił im krzywdy. – zadecydowała. Kot pewnie sam by nie wszedł do zamkniętego pokoju, więc nie musiały się o maluchy bać.
– Kotom nie można dawać mleka, chociaż te są bardzo małe, to może zamiast mleka ich mamy będzie takie zwykłe okej? – spojrzała pytająco na Belle, całkowicie w tym temacie zagubiona. Pamiętała jakieś rzeczy, które o ich kotu opowiadał jej ojciec, ale nigdy się tym szczególnie nie interesowała.
- Laurence? Wynajął mieszanie, właściwie całkiem niedaleko. Wiesz, on ma teraz tę knajpę, zarabia, usamodzielnił się, chyba potrzebował podjąć kolejny krok ku dorosłości. – odpowiedziała na pytanie kuzynki z uśmiechem, dumna ze swojego brata. W międzyczasie przesunęła kilka rzeczy w jego pokoju, by zrobić miejsce dla kotków.
– A-psik! – kichnęła, a zaraz kolejny i następny raz, czując jak zaczynają się jej zapychać zatoki.
– O nie… – jęknęła, szukając w pokoju chusteczek i kichając raz po raz. Jeszcze nie wiedziała, ale chyba też była na kocią sierść uczulona. Najwidoczniej jej ojciec również, co wyjaśniałoby łysego kota.
rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii
Swedish Hospital
sunset hill
- Tak, niestety jest uczulona, już od razu zaczęła kichać i wiedziała, co musiałam wnieść do domu. Szkoda że nie mogę ich zachować... - przyznała, bo doskonale wiedziała że jej mama ma uczulenie zarówno na sierść kocią, jak i psią, pewnie dlatego na każde prośby małej Belle o posiadanie zwierzątka, dziewczynka słyszała stanowcze "nie" ze strony rodzicielki. A Belle pewnie jak każde dziecko, chciała mieć własne zwierzątko. I może trochę przesadziła z tym wyrzuceniem z domu, bo nic takiego nie miało miejsca, ale warto czasem podkoloryzować rzeczywistość co nie?
- Proszę nawet mi o tym nie mów, nie chcę słyszeć o kolejnych kociakach wrzuconych w związanym worku do rzeki, bo to jest zbyt potworne. - powiedziała szczerze, bo jej się serce krajało gdy słyszała o takich przypadkach i za każdym razem się wtedy zastanawiała jak można nie mieć serca do takich słodkich istot jak malutkie zwierzaczki.
- Może nadamy im jakieś imiona? - zaproponowała, choć pewnie zanim to zrobią to musiałyby poznać płeć miauczących kulek. A to byłoby trudne z tak wiercącymi się istotami. I przyznała kuzynce rację, trzeba maluchy chronić przed dorosłym kotem bo nigdy nie wiadomo co strzeli mu do głowy, co nie? On był jakiś dziwny, Belle nigdy mu nie ufała, pewnie dlatego bo był łysy i miał zwykle dziwny wyraz pyska, taki powodujący niepokój u blondynki.
- Ale skoro nie można dawać im mleka to może damy im wodę? Albo kupimy mleko w proszku do rozrobienia dla dzieci. Nie powinno się chyba za bardzo różnić od mleka kociej mamy. - wzruszyła ramionami, bo skoro nie mogły mleka, a były maluchami to potrzebowały jakiegoś wartościowego pokarmu, a czym mogło różnić się mleko samicy ludzkiej od zwierzęcej? W sumie musiałaby poczytać skład takiego mleka dla niemowląt, ale to muszą w tym celu wybrać się do sklepu.
- A mieszka tam sam, czy ma kogoś? - zapytała zaciekawiona romantycznym życiem swojego kuzyna, z którym to zresztą dawno nie rozmawiała. Czas to nadrobić w wolnej chwili oczywiście. A potem zaniepokoiło ją to kichanie Laury, przyjrzała się jej badawczo.
- Laura, powiedz że ty wcześniej byłaś już podziębiona... - no miała nadzieję, że nie będzie miała powtórki z rozrywki, bo inaczej co zrobi z kociakami? Będzie musiała poszukać pomocy może u Remiego, swojego Francuskiego kuzyna, który to mieszkał w Seattle. Może on jako jedyny w tej rodzinie nie jest uczulony na sierść zwierzęcą?
studentka architektury
kawiarnia Liberte
belltown
– Wodę na pewno. Może poczytajmy o tym? Ja nigdy nie miałam do czynienia z takimi maluchami, nie chciałabym im zrobić krzywdy dając im coś nieodpowiedniego. Wygooglujesz? – spojrzała pytająco na Belle, mając nadzieję, że razem zaraz znajdą jakieś rozwiązanie tej sytuacji. A musiały coś wymyślić, bo kociaki na pewno były głodne, nie wiadomo ile były już bez mamy i na pewno należało je wzmocnić jakimś posiłkiem. Do sklepu było niedaleko, na pewno mogły skoczyć po coś dla nich.
– Z tego co wiem, to sam. – przyznała. Na jej czole pojawiła się jednak mała zmarszczka, kiedy zastanawiała się nad tym, czy istnieje możliwość, że jest inaczej. Czy Laurence zamieszkałby z kimś, nie przedstawiając rodzinie najpierw tego kogoś? W sumie nikt od niego tego nie wymagał, ale według młodej Hirsch zamieszkanie z kimś było na tyle poważną decyzją, że należało tę osobę zapoznać z bliskimi, którzy w końcu mieli w planach go odwiedzać.
– Apsik! Nie byłam. Apsik! – pokręciła głową, chowając twarz gdzieś w okolicy zgięcia łokcia, próbując poradzić sobie z uporczywym kichaniem, które ją ogarnęło. – Czy to możliwe… apsik! Że ja też mogę być uczulona? Apsik! – spojrzała z lekkim przerażeniem na kuzynkę. No chyba ona powinna wiedzieć najlepiej, nie?! Albo powinna znać jakieś dobre leki na alergię.
rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii
Swedish Hospital
sunset hill
- Dobry pomysł, zatem będzie Black, Red, tę łaciatą nazwiemy Piebald albo White, bo więcej ma białego niż czarnego jednak, ale jak nazwiemy tego oto jegomościa? - no i w tym momencie Belle wyjęła i pokazała kotka maści szylkretowej, który przecież miał wszystkie dotychczasowe kolory, o popatrz tylko na to zdjęcie. Tutaj Belle miała już pewną zagwostkę co do imienia związanego z kolorem kociaka. Maluch próbował jej uciec, więc blondynka przytuliła go bardziej do siebie i pogłaskała za uszkiem, na co maluszek przytulił główkę do jej brzucha i przyjemnie zamruczał. Chateux tak była zapatrzona w to kocię że nawet nie zauważyła, że padło jakieś pytanie, po czym zaskoczona spojrzała na kuzynkę, która to musiała jednak ponowić swoje pytanie.
- A tak, jasne. - stwierdziła, delikatnie wyciągając telefon i wpisując tam frazę o żywieniu kociąt. Trochę poczytała, po czym pokazała stronę brunetce.
- Kupuje się preparat mlekozastępczy, który zastępuje im mleko matki, zobacz, tak wygląda. Możemy zamówić go przez internet w sumie. - zaproponowała zanim jeszcze Laura się rozkichała na dobre, a to mogło być spowodowane tym, że Belle zbliżyła się wraz z śpiącym królewiczem, a może i królewną do Hirschówny.
- Czyli u Laurence'a bez zmian, a czy jest coś o czym powinnam wiedzieć, jakiś związek romantyczny u reszty? - zapytała jeszcze, bo co, była ciekawa jak to się układa wszystkim w sprawach romantycznych podczas gdy jej nie układało się wcale, o czym to również zamierzała powiedzieć Laurze. Czas wyznać że pan randka z portalu nie był tym jedynym. Ale wtem zmartwiła się tym co widziała, a widziała że Laura prawdopodobnie jest uczulona na kocią sierść. A to było duże prawdopodobieństwo że tak może być niestety. Na początku zatem bezgłośnie pokiwała głową na tak, z tą swoją zmartwioną miną. Bo co teraz miała począć z kociakami?
- Przykro mi, ale jest taka możliwość. Twój tata nie bez powodu ma łysego kota. - właściwie to by wiele tłumaczyło, szkoda tylko że nie pomyślała o tym wcześniej, zanim to przyjechała z kociakami do willi Hirschów.
studentka architektury
kawiarnia Liberte
belltown
– Super. – rzuciła, znikając na chwilę w kuchni, z której przyniosła dwie miski z wodą i postawiła je na ziemi, w miejscu, w którym docelowo miały zrobić tymczasową sypialnię dla maluchów.
– A może skoczymy do zoologicznego, gdy tylko wróci tata, żeby już dziś je nakarmić? – zasugerowała, nie chcąc, by maluchy musiały czekać dzień albo dwa, zanim uda im się taki preparat zdobyć.
– Raczej u nikogo nic się nie dzieje. To znaczy nie wiem w sumie… wiesz jacy są moi bracia. – wzruszyła ramionami. Nie miała z nimi wymarzonego kontaktu, każdy wiódł swoje dorosłe życie, nie bardzo wciągając w nie Laurę. Zwłaszcza Taylor. – Ale! Chyba Taylor jednak nie będzie ojcem. – przypomniało się jej, a jej reakcja była mocno entuzjastyczna, bo szczerze mówiąc, nie widziała go w roli ojca.
– Cholera. – skrzywiła się. – Nie wiedziałam, naprawdę. Może przez to, że większość czasu spędziłam z mamą, a nie chciałyśmy brać żadnego zwierzaka, nie miałam się kiedy przekonać. – westchnęła i zmarszczyła czoło. – Pewnie mam to po tacie, skoro on wybrał łysego. – zauważyła. Może i nawet kiedyś kichała przy innym kocie, ale nigdy nikt się tym nie przejął, bo jej kontakty z nimi były zazwyczaj bardzo krótkie. – Zostawmy je może tu na chwilę same, chyba muszę od nich odejść. – zaproponowała, ruszając do salonu i otwierając okno, żeby wpuścić nieco świeżego powietrza do mieszkania.
rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii
Swedish Hospital
sunset hill
- Niby Ginger może być, a może każde z nich nazwiemy inną literą alfabetu? Albo imionami z mitologii, najlepiej takimi pasującymi do obu płci? - zaczęła się głośno zastanawiać. Alfa, Beta, Delta i Omega wydały jej się ciekawymi imionami, w sumie bezpłciowymi, a jak szukała znanych imion z mitologii greckiej czy rzymskiej to też parę mogłaby znaleźć.
- Albo jedno z nich będzie Kropką, drugie Przecinkiem, trzecie Dwukropkiem i czwarte Średnikiem. - teraz poszła w znaki, niech ją lepiej Laura powstrzyma, bo niedługo zacznie nazywać kociaki imionami przystojnych lekarzy ze szpitala, albo członkami rodziny, tudzież krajami. Problem w tym, które będzie kropką w takim wypadku? Przed dziewczynami naprawdę trudne wyzwanie, ot co.
- Oczywiście to by były imiona tymczasowe, ich nowi właściciele nazwą je tak jak zechcą... ale szczerze mówiąc nie chciałabym ich oddać nikomu. Może to czas bym wynajęła swoje mieszkanie? - zaczęła rozważać tę opcję, bo chciała zatrzymać kociaki. Jednak jaki byłby w tym sens, skoro jej nie byłoby w mieszkaniu przez większość dnia? Pocieszałaby się tym, że jest ich czwórka i bawią się ze sobą, a nie kociątko jest samo i czeka na nią z utęsknieniem. Pytanie tylko czy by sobie poradziła rzucając się na tak głęboką wodę? Ona została z maluchami, czując się za nie odpowiedzialną na czas, dopóki jej kuzynka była w kuchni.
- Jasne, chętnie. - zgodziła się bo czym szybciej to załatwią, tym lepiej dla nich, a przede wszystkim dla puchatych, miauczących kulek, które domagały się jedzonka i miłości. No i zaskoczyła ją wiadomość, że Taylor nie będzie ojcem.
- Czy to oznacza że ta jego dziewczyna straciła to dziecko? - zapytała, nie ukrywając w ogóle zdziwienia na swojej twarzy. Trochę współczuła tej partnerce Maysa, bo utrata dziecka to nic przyjemnego, nawet jak było ono niechciane. Widziała kobiety na oddziale ginekologicznym po poronieniu, sama nie chciałaby nigdy zostać jedną z nich. Lecz czy wtedy Laura byłaby taka zadowolona? Belle czuła się skołowana tym, że nie wie nic na temat tego co się dzieje w rodzinie.
- W takim razie chodźmy, zanim nie dostaniesz gorszej reakcji alergicznej. - blondynka już nie wiedziała czy ma znów pakować kociaki do kartonu i szukać dla nich tymczasowego lokum gdzieś indziej. Tylko gdzie miałaby z nimi pójść? Może jej kuzyn Remi nie będzie miał uczulenia na kocią sierść? Warto było zaryzykować, jednak Laura poprosiła ją by zmieniły pokój, może to pomoże choć na chwilę, Chateux poszła więc za kuzynką.
- Jak się czujesz? Coś cię swędzi, albo puchnie? - zaczęła dopytywać, czując się winną że naraziła kuzynkę na reakcję alergiczną, jednak żadna z nich o takowej nie wiedziała, stąd ta obecna sytuacja.
studentka architektury
kawiarnia Liberte
belltown
– Belle… – zaczęła, spoglądając na kuzynkę. – Nie wydaje ci się, że nie ma co się nad tym głowić? Przywiążesz się do nich niepotrzebnie, potem będzie ci przykro. – dodała, a w jej słowach słychać było troskę. Znała Chateux, wiedziała, że będzie się czuć źle, kiedy maluchy znajdą dom.
– A myślisz, że miałabyś czas się nimi zajmować? I czy chcesz się wyprowadzać od mamy, skoro teraz masz dość… wygodnie? – uniosła pytająco brew. Laura, ta rozsądna, myślała o każdym aspekcie ewentualnego wynajmu mieszkania. Przecież Belle miała studia, na których musiała się skupić, staż w szpitalu, który pochłaniał jej czas. Kotki siedziałyby same w domu, a ona miałaby na głowie ogromną odpowiedzialność, nie tylko finansową. Hirsch wkrótce zaczynała studia i szczerze mówiąc, sama planowała zostać u ojca, póki będzie mogła (i póki się będą dogadywać), bo nie chciała na razie podejmować żadnych dodatkowych prac, by się samej utrzymywać, a skupić się na nauce.
– Nieee. Okazało się, że po prostu nie była w ciąży. Jakieś problemy z hormonami. Chyba. Oni się już chyba nie spotykają. – wyjaśniła kuzynce. Oczywiście mówiłaby o tym, gdyby faktycznie okazało się, że dziewczyna Taylora dziecko straciła, ale na szczęście był to fałszywy alarm. W dodatku mogła się cieszyć, że chociaż mogli u niej wykryć chorobę i mogła się podjąć leczenia, bo tak to żyłaby w nieświadomości.
– Chyba jest okej. To znaczy, chce mi się kichać, strasznie mnie swędzi nos. – skrzywiła się nieco. – Ale pewnie porządne leki powinny mi pomóc. Chyba czeka mnie wizyta u lekarza. – stwierdziła luźno. Alergia to w końcu nie koniec świata, zwłaszcza gdy jest się uczulonym na coś, czego unikać można.
– Chodźmy po to jedzenie dla nich, bo jest mi strasznie ich szkoda, jak myślę o tym, że są głodne. – zadecydowała, bo jednak miały misję, którą musiały wykonać!
rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii
Swedish Hospital
sunset hill
- Po prostu nie chcę by były takie bezimienne, skoro ktoś mi je podrzucił to powinnam wziąć za nie odpowiedzialność, znaleźć im właściwy, kochający dom... - zaczęła, wciąż spoglądając na kocięta z rozczulającym spojrzeniem, ona już się zaczynała do nich przywiązywać, więc potem może być jej tylko gorzej się z nimi rozstać.
- Oczywiście to wymagałoby ode mnie kilku wyrzeczeń ale na pewno bym sobie poradziła, wystarczy wszystko sobie właściwie poukładać. Zaproponowałabym ci wspólne zamieszkanie i uczenie się samodzielności wraz ze mną, jednak obecność kociaków wszystko by utrudniała. - skrzywiła się nieznacznie, bo świetnie zdawała sobie sprawę z tego, że Laura ma rację i że Belle powinna odpuścić, ale ona nie wierzyła w przypadki, więc może było jej pisane zostać kocią mamą? Zwłaszcza że w życiu uczuciowym jej nie wychodziło, więc może była skazana na staropanieństwo z gromadką kotów dookoła?
- W takim razie krótko ten ich związek trwał, ale chyba właśnie takie sytuacje jak ciąża wynikiem wpadki najlepiej sprawdzają czy relacja ta jest prawdziwa, czy to jedynie zauroczenie. - mogła jeszcze dodać, że być może to jedynie pożądanie, jednak sama dotychczas nie znała tego uczucia. Owszem, miewała erotyczne sny, z których to budziła się z rumieńcem na twarzy, ponadto podobali jej się mężczyźni, nie znała zaś prawdziwej siły pożądania.
- A czy u ciebie na horyzoncie pojawił się ktoś ciekawy? - zapytała jeszcze, bo skoro już wiedziała co u reszty kuzynów to przyszedł czas na Laurę. A może to ona ją zaskoczy?
- Na pewno dostaniesz tabletki na alergię, albo odczulanie w zastrzykach. - przyznała skupiając się już w pełni na stanie zdrowia kuzynki, a potem poklepała się po kieszeniach. Doskonale, telefon to przy sobie zawsze miała, ale portfel wraz z jej ulubionym, skórzanym, kobiecym plecaczkiem został w domu, a wraz z nim jej dokumenty i pieniądze.
- Zapomniałam portfela, czy będziesz mogła zapłacić, a ja zrobię ci przelew jak tylko wrócę do domu? - aż jej się głupio zrobiło, ale jeśli miałyby tracić czas na to, by jechać do niej i narażać się na złapanie przez policję oraz mandat, albo mogły od razu wybrać się do sklepu i kupić jedzenie dla kudłatych, miauczących głodomorków. I chyba każdy pomyślałby najpierw o kociakach, a dopiero potem o sobie, ale jeśli jest inaczej to niech ten pierwszy rzuci kamieniem!
studentka architektury
kawiarnia Liberte
belltown
– No pewnie, wierzę w ciebie i twoje zdolności ogarniania życia. Niestety ja bym się wtedy nabawiła większej alergii. – zaśmiała się. Nawet jeśli planowała się przeprowadzić, to jeszcze nie był dobry moment. Chciała na spokojnie zacząć studia, wpaść w wir pracy i nauki, a dopiero potem myśleć o tym, jak to wszystko pogodzić z samodzielnym życiem.
– Szczerze? Nawet nie jestem do końca przekonana, czy to był związek. – wzruszyła lekko ramionami, bo nie znała tej dziewczyny, nawet nie miała jak się w tę sprawę zaangażować. Taylor sam mówił, że to była wpadka, a że zamierza jej pomóc, bo nie chce być taki, jak ich ojciec. Według Laury nawet lepiej, że się okazało, że ojcem nie zostanie, bo jakoś nie widziała go w tej roli. No i takie zobowiązanie na całe życie w tak młodym wieku… nie mógł być pewny, że za jakiś czas się nie rozstaną, a on będzie sfrustrowany, bo powieli wybory ojca.
– Opowiem ci po drodze, okej? – zaproponowała z tajemniczym uśmiechem. Do opowieści o Finnie zabierając się dopiero, gdy wyszły na powietrze i zaczęła nieco lepiej oddychać. Nakreśliła nieco sprawę, zdradzając że od jakiegoś czasu się z nim spotyka, z uśmiechem na ustach wspominając o tym, jak dobrze spędza im się razem czas.
– W takim razie wejdźmy na chwilę do apteki. – zarządziła, bo nie wiedziała, kiedy uda się jej wybrać do lekarza, a dom na pewno był już przesiąknięty zapachem i sierścią kotków.
– No coś ty, Belle. Zapłacę i nic mi nie przelewaj – spojrzała na kuzynkę z ciepłym uśmiechem i machnęła ręką, bo przecież kupienie jedzenia dla maluchów nie było żadnym problemem. Z tabletkami na alergię, które od razu wzięła, by zaczęły działać, jak wrócą do domu oraz pokarmem dla zwierzaków, mogły wrócić do mieszkania jej ojca i zająć się porzuconymi kotami.
[koniec]