WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://prnewswire2-a.akamaihd.net/p/18 ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dzień dla Philipa zaczął się dość zwyczajnie i nic nie wskazywało na rychłe nadejście chaosu. Nie ukrywał jednak, że od lat nic w jego życiu nie było takie jak powinno - dawna pasja do żeglarstwa zeszła na dalszy plan, przysłonięta żałobnymi barwami. Co najsmutniejsze, nie zapowiadało się, iż w najbliższym czasie spróbuje coś w tym zmienić... choć doskonale zdawał sobie sprawę ze swojego autodestrukcyjnego zachowania. Dlatego nie trzeba nikomu tłumaczyć, jak bardzo niezadowolony był, gdy los zmusił go do zasięgnięcia porady prawnej. Przez sztorm, który nagle uderzył w Seattle, namnożyło się kłopotów do rozwiązania w trybie natychmiastowym. Nikomu nie trzeba tłumaczyć, jak niebezpiecznym miejscem do mieszkania stał się w tym czasie miejski port. Zabezpieczenia wykonane przez Philipa okazały się niewystarczające, cóż za zaskoczenie! Ukochana łódź ucierpiała do tego stopnie, że nie pozostało nic innego jak ruszenie spraw związanych z ubezpieczeniem. Przed tym jednak postanowił poradzić się poleconego prawnika, trochę licząc, iż Fergus Atherton za opłatą odciąży go od nieszczęsnej papirologii.
Ruszył odpowiednio wcześniej do umówionego miejsca, w którym uprzednio Atherton zarezerwował im stolik - pech chciał, że przez zakorkowane ulice ledwo wydostał się z portowej dzielnicy. Do restauracji dotarł na styk, więc za kelnerem szedł już lekko poddenerwowany całą sytuacją.
Nie.
Tylko nie to...
Vella.

Przystanął wpół kroku, niczym zaczarowany obserwując siedzącą przy stoliku brunetkę. Z duszą na ramieniu przyglądał się, jak odwraca w jego kierunku głowę, odgarniając przy tym ciemne fale włosów z twarzy. Kiedy ich spojrzenia się przecięły, przez ciało mężczyzny przebiegł paraliżujący dreszcz. Stracił ten ułamek sekundy; jedyną możliwość ucieczki przed ich ponownym spotkaniem. W obecności Valli nic nie wydawało się właściwe, więc całkowicie pochłonęły go fale bezwzględnej niemocy. Stał tak przed kobietą w restauracyjnym gwarze, jakby całe jego życie cofnęło się do dnia tragedi - ponownie rozrywając serce na strzępy. - Gdzie jest pan Atherton? - wydusił w końcu z siebie, kiedy szok powoli poluzował swoje więzy. Powoli analizował całą sytuację - czy istniało takie prawdopodobieństwo, że akurat ona pracowała w tej cholernej kancelarii? Nadal lekko pod wpływem natłoku emocji zerknął na wyświtlacz swojej komórki - jedna nieodebrana wiadomość. Od Fergusa. Najwyraźniej musiała umknąć mu w tym całym zabieganym dniu - na wszystkich morskich bogów!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

3.

Nigdy. Więcej. Nie. Piję.
Czując pulsujący ból w skroniach i ciężkość własnych powiek, Vella miała ochotę wcisnąć głowę pod miękką poduszkę i udawać, że ten cholerny poniedziałkowy poranek nie nadszedł. Niestety - przeciągły dźwięk budzika wciąż się rozlegał, odbijał od ścian, jakby chcąc jej dobitnie dać do zrozumienia, iż granie na zwłokę nie odwlecze nieuniknionego. Wydając z siebie ciężkie jęknięcie, zmusiła się do podniesienia do pozycji siedzącej i wyłączyła bezduszny alarm. Kto wymyślił poniedziałki zaraz po weekendzie? I dlaczego bez wątpienia nienawidził ludzkości?
Ach, obwinianie czegoś, czego nie dało się zmienić, zdecydowanie było łatwiejsze niż szczere przyznanie, iż upijanie się w sztok wcale nie rozwiązało dręczących ją problemów, a dołożyło jej nowych. Na samo wspomnienie wydarzeń z dwóch ostatnich dni oblała ją fala wstydu. Czy naprawdę wypiła aż tyle wina, a co gorsza, przez liczne smsy zmusiła swojego najlepszego przyjaciela, by stał się naocznym świadkiem jej upadku? Tak. Zrobiła to. Co gorsza, nie mogła za to milcząco odpokutować we własnym mieszkaniu ze szklaneczką wody z aspiryną na wyciągnięcie ręki, ponieważ za niecałe czterdzieści minut powinna znaleźć się w kancelarii i przynajmniej poudawać, iż zamierza dzisiaj popracować. Świetnie. Po raz kolejny (z całą pewnością nie ostatni) wzdychając nad własnym losem, zabrała się do szykowania, by chociaż nie wyglądać, jakby wstała właśnie z grobu. Była tak ospała i nieprzytomna, a każdy ruch przychodził jej z takim trudem, iż już mentalnie przygotowywała się na pogodzenie się z myślą, iż tego dnia popsuje sobie nienaganną do tej pory frekwencję. Nim jednak zdążyła dokonać w duchu samobiczowania, otrzymała wiadomość od swojego szefa, który wysyłał ją do eleganckiej restauracji, gdzie miała zastąpić go na spotkaniu z klientem. Wspaniale - tylko tego jeszcze potrzebowała. Przymusu do wykonywania realnej pracy. Nie mając jednak zbytniego wyboru, podskoczyła najpierw do kancelarii, by zgarnąć niezbędną dokumentację, a następnie piętnaście minut przed czasem pojawiła się w lokalu, gdzie zajęła zarezerwowany wcześniej stolik. Wyjątkowo nie otworzyła od razu teczki, w której z pewnością znalazłaby wszystkie informacje o kliencie, czego oczywiście zaraz pożałowała w momencie, gdy podnosząc od niechcenia wzrok znad karty dań, jej spojrzenie przypadkowo natrafiło na twarz Philipa Thorntona. O nie. Nie dziś. Proszę, tylko nie... Widząc jak mężczyzna kieruje się w jej stronę, porzuciła te wszystkie modły, na których wysłuchanie nie mogła już liczyć. Wstała więc i zadarła nieznacznie głowę do góry, starając się zachować przy tym spokój, co było nie lada trudnym zadaniem przy ukłuciu wściekłości, jakiego doznała już na sam widok tego konkretnego człowieka. - Niestety nie mógł się zjawić osobiście przez nagły wypadek w pracy. Kazał Pana przeprosić i przekazać iż niezwłocznie się z Panem skontaktuje - wyuczona formułka gładko przeszła jej przez gardło, a spojrzenie wciąż pozostawało obojętne, pomimo burzy emocji szalejącej w środku. - Do tego czasu go zastąpię. Proszę usiąść - dodała tym samym sztywnym tonem, ręką gestykulując w stronę krzesła znajdującego się naprzeciwko. Sama nie usiadła; nadal stała wyprostowana ze wzrokiem wbitym w twarz Philipa, wyraźnie czekając na jego kolejny ruch. Naprawdę nie powinna już nigdy więcej pić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5 outfit

Minęły dwa tygodnie zanim Froy zdecydował się skontaktować z Marcy. Przez ten czas starał się żyć normalnie. Uczęszczał na zajęcia, sporadycznie spotykał się ze znajomymi i wracał do domu Guerrów, gdzie przeważnie kłócił się z Rutillą. Mimo wszystko ciągle myślał o minionym spotkaniu, zdjęciu noworodka oraz ojcu. Samo posiadanie siostry nie stanowiło dla niego żadnej przerażającej wizji. Problem w tym, że z tego, co powiedziała mu kobieta, została ona porzucona. Froy nie mógł tego przetrawić. Z początku próbował usprawiedliwiać Richarda. Analizował różne sytuacje i przypadki, dopowiadał sobie historię i insynuował. Jednak w końcu doszedł do wniosku, że bez względu na motyw, to ojciec postąpił źle.
Marcy miała prawie trzydzieści lat. Froy raptem siedemnaście. Żył na wysokim poziomie: kochany, zawsze najedzony, dobrze ubrany i wyspany. Jego siostra pracowała fizycznie, jako pokojówka. Usługiwała innym i z góry założył, że wcale nie zarabiała wiele. Z której strony na to nie spojrzał, to gdyby urodził się pierwszy, prawdopodobnie czekałby go podobny los. Niewiadomo gdzie by skończył bez wsparcia i miłości obojga rodziców. I to przerażało go najbardziej.
Oparł się o murek łokciami i zaczął obserwować widok miasta. Słońce stopniowo kryło się za horyzontem, przeciskając ostatnie promienie między ogromnymi blokami. W dole, pośród ludzi tłoczących się na chodniku, spostrzegł Marcy. Zmierzała w stronę tarasu. Natychmiast się wyprostował i pochwycił w dłonie dwie kawy ze Starbucksa, które zdążył kupić w drodze na spotkanie. Były jeszcze ciepłe.
Tutaj! — zawołał, kiedy kobieta pojawiła się na szczycie. Zajęli ustronny stolik w rogu tarasu, po czym Froy wręczył Marcy napój.
Dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu. Nie bardzo wiedział od czego powinien zacząć rozmowę. Na co dzień miał chłodny stosunek do wszystkiego. Chodził z maską obojętności i chłodu, starając się nie angażować w zbędne dyskusję. Tymczasem Marcy interesowała go aż zanadto. Wpatrywał się w nią, niczym w obraz i intuicyjnie szukał kolejnych podobieństw do siebie oraz Richarda. W międzyczasie nerwowo przygryzał wargę lub policzek.
Urodziłem się 01.01.2004 w Seattle — zaczął nagle. Wypytywanie kobiety o przeszłość i szczegóły z jej życia byłoby nietaktowne, dlatego uznał, że po prostu zacznie od siebie. — Chodzę do szkoły średniej — dodał. Właściwie nie wiedział, czy w ogóle chciała cokolwiek o nim wiedzieć. W tej sytuacji miała nawet prawo czuć gniew, czy nienawiść za to, że Froy okazał się być tym lepszym dzieckiem; tym które miało prawo wychowywać się z rodzicami. Znając jego usposobienie, on zachowałby się właśnie w taki sposób - czując i pielęgnując uraz do niewinnej siostry.
Głośno westchnął i przez moment zaczął zastanawiać się, czy powinien kontynuować tan monolog. Minę miał poważną, żuchwę spiętą, a palcami lewej dłoni nerwowo ściskał kubek z kawą.
Rodzice wyjechali do Afryki. Pracują nad jakimiś szczepionkami i raczej prędko nie wrócą. Podejrzewam, że moja mama o niczym nie wie — powiedział, a atmosfera między nimi jakby nagle zgęstniała. Podczas tego spotkania zdecydowanie powinni omówić wiele spraw.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

8.

Miała mętlik w głowie. Nigdy nie pomyślałaby, że jakiś obcy dzieciak przyjdzie do niej i tak łatwo powie ”chyba jesteś moją siostrą”, a ona uwierzy w to tak szybko. Ba, nie sądziła, że ma jakąkolwiek rodzinę. Był to dla niej absurd. W głowie pojawiło się mnóstwo pytań: czy rodzice o niej wiedzą? czy naprawdę jej nie chcieli? czy mają więcej dzieci niż ich dwoje? czy to właściwie jest prawdą? Wygooglowała Richarda Centineo i była w szoku, kim jest i o jakim statusie finansowym żyje. To było niesprawiedliwe. Chociaż z drugiej strony, gdyby ją zatrzymali przy sobie, może nie osiągnęliby tego wszystkiego? Między nią a Froyem jest spora różnica wiekowa, więc ta teoria miałaby sens. Rzeczywiście, chłopak był do niego podobny, ale w sobie nie widziała żadnych podobieństw do mężczyzny. Nie znalazła za to zdjęć kobiety, która miałaby być jej matką. Trzeba przyznać, że właściwie nie chciała ich szukać. Była spokojniejsza z niewiedzą i żałowała, że tego dnia, gdy Froy odwiedził ją w pracy, nie miała jakiegoś pilnego przypadku, który powstrzymałby ją przed przyjściem do hotelu.
Tym razem miała spotkać się z nim po pracy, gdy odstawiła Phina na zajęcia dodatkowe plastyczne, bo na takie zażyczył sobie chodzić. Poczuł może wpływ jej przyjaciela i też chciał być architektem? Możliwe. Nie zamierzała mu odmawiać, więc postanowiła przyoszczędzić na innych rzeczach dla siebie, byle jej syn był szczęśliwy. Spóźniła się więc nieco, bo uciekł jej jeden autobus i musiała drylować na piechotę.
Gdy zauważyła chłopaka z dwoma kubkami kawy, odetchnęła głęboko. Pijała w Starbucksie raz na rok, w okres świąteczny, gdy robiła sobie prezent na Mikołajki. Uśmiechnęła się delikatnie, bo doceniała takie gesty.
- Nie musiałeś – odparła, biorąc jedną z kaw. Była mu jednak wdzięczna, bo nie miała kiedy wypić kawy tego dnia, a przed nią był wciąż długi dzień. Również milczała, nie wiedząc od czego ma zacząć. Wciąż nie była pewna czy właściwie chce poznawać rodzinę Froya. Swoją. Wzrok wbiła w panoramę miasta, czując jakieś przybicie, które odbierało jej mowę. Czuła jego spojrzenie na sobie, ale nie przeszkadzało jej. Miał prawo być ciekawy. Dla niego cała ta sytuacja była inna, nowa, nie tak jak dla niej. Przywykła do faktu, że gdzieś tam jest jej rodzina, ale nigdy jej nie pozna. On zaś nie wiedział, że w świecie ma zaginioną siostrę.
Gdy zaczął mówić, spojrzała na niego łagodnie. Pierwszy raz była ciekawa, co powie. Też jest z pierwszego dnia miesiąca. Całkiem zabawna sytuacja. Nie miała do niego żalu ani zazdrości, że to on jest tym kochanym dzieckiem. Tym, które dostaje podwójną miłość od rodziców, bo jedno postanowili porzucić, gdy byli młodymi szczylami. Może nie miała tak wspaniałego życia, a jej dzieciństwo było bardzo marne, do którego nie lubi wracać wspomnieniami. Dlatego nadrabiała wszystko przy synu. Jemu musiała dać więcej i wszystko to, czego jej zabrakło. Upiła nieco kawy, przyłapując się na tym, że smakuje jej wybitnie. Pięknie wprowadził ją w pragnienie kupowania takiej kawy codziennie.
- A czy twój ojciec o tym wie? - zapytała od razu łagodnie, starając się, by nie zabrzmiało to jak atak. – Wiesz, oddali mnie z jakiegoś powodu i mogą nie chcieć mnie znać, pomyślałeś o tym? To delikatna sytuacja dla wszystkich. Nie chcę, żebyś miał przez to kłopoty, a trzymając to w tajemnicy, będzie ci ciężko. Co zamierzasz teraz zrobić?
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie musiał. Ale chciał. Wisiała nad nimi ciężka rozmowa i jeżeli smak kawy miał nieco zrekompensować im ten trudny czas, to z pewnością mógł ponieść koszty. Wielokrotnie zastanawiał się od czego powinni zacząć: czy na przemian opowiadać o sobie, czy może przejść do sedna i zwrócić uwagę na Richarda Centinego; odnieść się do jego decyzji i przyszłości. Froy uważał, że najważniejsze było stanowisko Marcy. W końcu to on bez pozwolenia władował się w jej życie, oznajmiając, że byli spokrewnieni. Doszukiwał się kontaktu, prawdy i jako pierwszy wyszedł z inicjatywą dzisiejszego spotkania, stopniowo niszcząc stabilne mury swojej codzienności. Przyłapywał się na tym, że błądząc po wspomnieniach, zaczynał wątpić w postępowanie ojca, jakby w jego zachowaniu doszukiwał się oznak ułudy. Nawet wtedy, gdy myślał o swoim (no przecież) szczęśliwym dzieciństwie.
Karmelowe latte. Pomyślałem, że możesz je lubić. — Uśmiechnął się wątpliwe. Froy nie przepadał za słodyczami, jednak nigdy nie odmawiał sobie słodkich, gorących napoi. Stanowiły dla niego najprzyjemniejsze urozmaicenie dla kubeczków smakowych. Jeżeli rzeczywiście Marcy była jego siostrą, to istniało prawdopodobieństwo, że mogli przepadać za tymi samymi rzeczami.
Upił łyk kawy, jednocześnie nie odrywając wzroku od Marcy. Jak na prawie trzydziestoletnią kobietę była naprawdę ładna. Oczy miała podobne do Richarda, jednak całokształt twarzy składał się z cech należących do jej matki. Przynajmniej tak przypuszczał Froy. W przeciwieństwie do niego była bardzo niska i posiadała inny kształt paznokci u rąk. Ukradkowo zwracał na to wszystko uwagę.
Instynktownie spiął ramiona, kiedy wspomniała o ojcu. Wlepił w nią nieco zdekoncentrowane spojrzenie, zbierając w głowie to, co powinien odpowiedzieć. Potem odzyskał rezon i wygodniej się rozsiadł, jednocześnie zarzucając wzrok na panoramę miasta.
Nie interesuje mnie, czego on chce — odpowiedział nazbyt brawurowo przez co zabrzmiał naprawdę niemiło. Po chwili odchrząknął i spróbował się zreflektować. — Jestem wściekły za to wszystko. Wiesz... On całe życie był moim autorytetem. Uważałem, że był dobrym człowiekiem tymczasem okazuje się, że oddał własną córkę obcym ludziom. Skoro zrobił to raz, to tak samo mogłem podzielić twój los — odpowiedział zgodnie z tym, co właśnie zaprzątało mu głowę. Richard ukrył przed rodziną fakt, że posiadał nieślubne, dorosłe już dziecko. Wątpił, aby Ana była świadoma pasierbicy. Wówczas prawdopodobnie nakierowałaby męża, aby spróbował naprawić błędy przeszłości, chociaż właściwie Froy nie mógł być już niczego pewny. Siedział naprzeciwko siostry i nie wiedział, co powinni teraz począć.
Nie chcę ci się naprzykrzać — wyznał, po czym jeszcze jeden raz wziął łyk kawy. — Rodzice wyjechali. Wrócą dopiero w przyszłym roku. Nie jestem pewny, czy powinienem z nimi porozmawiać o tobie przez telefon. Może moglibyśmy... — urwał i nerwowo przygryzł policzek — może moglibyśmy się najpierw poznać?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uwielbiała. Lubiła wszystko, co jest słodkie, a karmel znajdował zaszczytne miejsce na piramidzie ulubieńców. Osładzał wszystkie niedogodności związane z tą absurdalną sytuacją. Nie zapominała wciąż o tym, że jest zła; zła, bo przez tyle lat nikt nie myślał o niej tak jak o tym chłopcu naprzeciwko niej. On był chciany. Ona nie. Czuła żal, tylko nie wiedziała do kogo. Było jej już dobrze samej. Zdążyła pogodzić się z losem sieroty, miała na to przecież niemal trzydzieści lat. Już nie ubolewa, że prezenty mikołajowe kupuje sobie sama; święto dziękczynienia spędza z przyjaciółmi, a Wielkanocy nie obchodzi, bo po co? Poza tym, już nie chodzi do szkoły, gdzie odbywają się durne spektakle, na które zaprasza się rodziców. Już nad tym nie płacze. Dotychczas miała jedynie problem, że jej syn nie będzie miał dziadków czy innej rodziny, która będzie ją rozpieszczać. Ten problem jednak przyćmiewał inny: brak ojca Phina. Chłopiec przechodził podobne katusze, co Marcy, a tego właśnie chciała uniknąć.
- Lubię, a rzadko pijam taką – odparła zgodnie z prawdą. Nie poruszała jednak tematu pieniędzy. Mogła przecież mieć milion innych wymówek na nie kupowanie kawy karmelowej częściej, jak na przykład: za słodka jest albo nie ma czasu wstąpić do kawiarni, by ją kupić. Proste. Lepsze niż to, że nie stać ją.
Nie zauważała wiele podobieństw między nimi. Nie miała swoich zdjęć z dzieciństwa, bo nawet jeśli jakieś były, zostały w sierocińcu w ogólnym albumie. Nie znała przecież swoich rodziców, więc i tu nie potrafiła doszukiwać się czegokolwiek. Mogła jedynie obserwować Froya i snuć domysły. Nie do końca też wiedziała, że mają inne matki; to nie przyszło jej do głowy, choć wciąż wspominał o ojcu, nie o rodzicach. Zauważyła jednak jak napina mięśnie, gdy pytała o Richarda. Był nerwowy i właściwie nie mogła mu się dziwić, ale czy jest taki na co dzień? Może nie radzi sobie z własnymi emocjami? Miała nadzieję, że to jest po prostu wyjątkowa sytuacja.
- Nie do końca, bo… bo nigdy nie byłam adoptowana, a siostrom zakonnym jest łatwiej oddać dziecko niż obcej parze. Wiesz, Bóg i te sprawy jakoś ludziom pomagają – mruknęła. Sama nigdy nie potrafiła bardzo zbliżyć się do Boga, bo miała mu za złe, że taki los jej wybrał. Rozumiała jednak, że tak jest łatwiej powierzyć swoje skarby, myśli i życie niż komuś, kogo się nie zna. Z siostrami zakonnymi było jej dobrze, mimo wszystko. Stworzyły jej ciepły dom, nawet jeśli było tam mnóstwo innych, różnych sierot.
- Pewnie – westchnęła, wzruszając ramionami. Co więcej im pozostaje? – Gdzie się zatrzymałeś, skoro twoi rodzice wyjechali? Czym oni się w ogóle zajmują, co? – oparła się bardziej o stolik, upijając kawy. Wyjęła zaraz z torebki papierosa i zapaliła go, nie pytając Froya o to czy będzie mu to przeszkadzać. Musiała i tyle, nie przyjmowała żadnych sprzeciwień. Przy papierosie lepiej jej się myśli. – Jak się w ogóle o mnie dowiedziałeś? Wiesz, zdjęcie nie zawsze o wszystkim świadczy, a mam jednak inne nazwisko. Dostałam je od sióstr zakonnych, więc nie po żadnym z… rodziców.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiwnął głową, mimowolnie myśląc o tym, że miał rację. Ciekawe ile jeszcze rzeczy preferowali wspólnie, a ile wręcz nienawidzili. Zastanawiając się nad tym wszystkim, zawiesił się na dłuższą chwilę, jednocześnie spoglądając w martwy punkt na kubku z kawą. Między nim a Marcy istniała przepaść wiekowa, lecz to wcale nie oznaczało, że nie mogliby się dogadać.
Wychowałaś się w klasztorze? — zapytał trochę zbyt nerwowo, przez co zabrzmiał bardzo nietaktownie i wścibsko. Gdy zdał sobie z tego sprawę natychmiast odchrząknął i odwrócił zażenowany wzrok od kobiety. Froy na co dzień był opanowany i filtrował swoje słownictwo. Tymczasem w towarzystwie Marcy działał za bardzo impulsywnie, jakby nie był w stanie opanować własnej ciekawości. Intrygowała go i pobudzała instynkty, o których wcześniej nie miał nawet pojęcia. Czuł się jak brat.
Aktualnie mieszkam u przyjaciela rodziny. — Leonardo Guerra był dla Froya dobrym wujkiem. Przed wyjazdem rodziców mieli słaby kontakt. Unikał wspólnych uroczystości, czy zwykłych ogrodowych biesiad. Lecz kiedy zamieszkał pod tym samym dachem, to okazało się, że posiadali wiele wspólnych tematów do rozmów. — Opracowują lekarstwa. Teraz wyjechali dl Afryki, aby przeprowadzić jakieś istotne badania. — Podobnie, jak Marcy wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Odpalił jednego i natychmiast zaciągnął się nikotyną. Dym wypuścił w stronę panoramy Seattle. Była to kolejna rzecz, która upodabniała ich do siebie, dlatego przekornie się uśmiechnął. — Wspólnie zdobyli wiele wyróżnień i nagród naukowych — dodał, uznając to za ważny fakt z życia rodziców.
Froy zamierzał w przyszłości osiągnąć taki sam sukces, jak Ana i Richard - albo nawet większy. Nie chciał biernie przyglądać się przyszłości, lecz pragnął zacząć ją budować. Marzył o karierze w medycynie i ciągle robił wszystko, aby dążyć do tego celu. Był zawzięty.
A co z tobą, Marcy? Jesteś pokojówką? — Wcześniej nie zamierzał wypytywać ją o prywatne sprawy, uznając, że sama powie mu tyle, ile chciała. Rozmowa jednak płynęła umiarkowanym rytmem, więc postanowił wysunąć się naprzód. — Mówiłaś, że masz dziecko — wspomniał, lustrując kobietę ciekawskim spojrzeniem. Następnie ponownie zaciągnął się dymem papierosowym.
Mam swoje sposoby — nie powiedział w tej kwestii niczego więcej. Ostatnie tygodnie uparcie przeglądał wszystkie profile kobiet imieniem Marcy na facebooku. Naprawdę miał wielkie szczęście, że udało mu się już za pierwszym razem ją odnaleźć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Parsknęła cicho śmiechem, kręcąc głową. W klasztorze! Zwariowałaby chyba przez całe swoje nędzne życie. W tej kwestii jej się upiekło. Bawiło ją jednak jak Froy zareagował na to niedopowiedzenie. Zaciągnęła się papierosem, zanim mu odpowiedziała z lekkim uśmieszkiem błąkającym się w kąciku ust.
- W sierocińcu sióstr zakonnych. Był mieszany, nie było podziału typu „dom dziewczynek” i „dom chłopców”, jedynie dormitoria były powydzielane, ale… właściwie czasem żyło się jak w klasztorze. Rano modlitwa, przed każdym posiłkiem też, wieczorem modlitwa i jeszcze jakieś mieliśmy warty w sprzątaniu kościoła. Wiesz, w wojsku sprząta się stołówkę i idzie na obierak, a w sierocińcu starszaki sprzątają kościół i kapliczkę – mruknęła z pewnym rozbawieniem, choć takie warty były dla niej koszmarem, bo siedzieli na nich do późna, a o szóstej (czasem i o piątej) była pobudka, bo przed szkołą trzeba było iść na mszę i wykonać obowiązki. Musztra działała cały czas. Zazwyczaj nie mówiła o swojej przeszłości, nie widząc w tym nic przyjemnego, ale miała wspomnienia, które – wtedy były traumatyczne – przybrały miano zabawnych anegdotek.
- Rozumiem. A powiedz mi, bo nie do końca… czy twoja mama… jest też, wiesz, moją? – tym razem nieśmiało zapytała, od razu zasłaniając się dymem wypuszczonym z płuc. Szybko wypalała swojego papierosa, co uważała za nieszczęście, bo planowała na nich przyoszczędzić, a tak? Sięgnęła po drugiego, w międzyczasie upijając kawy. Świetnie. Jego rodzice byli bogaci i cholernie mądrzy. Co z nią poszło nie tak, że skończyła w hotelu, sprzątając po takich ludziach? Źle jej się słuchało o osiągnięciach człowieka (ludzi?), który porzucił ją z samolubnych powodów.
Nie mogła jednak nic zrobić. Nigdy nie było jej stać na studia, a później na świecie pojawił się Phin. Ktoś zresztą musiał usługiwać innym, by tamci mogli błyszczeć w swoich dziedzinach pracy. Pieniądze nie zawsze są najważniejsze. A teraz, państwo Centineo zostawili również syna z powódek kariery. Jak tak mogli? Marcy nie wyobrażała sobie oddać syna na przeczekanie i wyjechać do Toskanii na kurs kucharski. Wzięłaby go ze sobą, nawet jeśli przez niego miałaby żyć w celibacie do końca życia.
- Tak i tak. Mam czteroletniego syna, Phinneasa – uśmiechnęła się delikatnie, wciąż rozmarzona swoim małym szkrabem. Zaraz jednak westchnęła, wzruszając ramionami. – Nie jestem taka jak wy. Skończyłam szkołę średnią i nic więcej, bo nikt mi nie mógł zafundować studiów, a jakąś świetną uczennicą nie byłam. Dlatego… dlatego mam pracę jaką mam, ale starcza nam na mieszkanie, jedzenie i całkiem niezłe życie.
Wolała nie znać jego sposób na poszukiwania. Sama wygooglowała jego rodzinę tylko raz, nie chcąc wiedzieć więcej z Internetu. Chciała porozmawiać z nim w cztery oczy, na żywo, bez żadnych świadków. Nie planowała też szybko przedstawiać mu swojego syna, zanim nie zorientuje się jakim człowiekiem jest Froy. Z czasem już bardziej panował nad swoimi emocjami, co ją bardzo pocieszało.
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Froy twardo stąpał po ziemi i chociaż rodzice go ochrzcili, to nie czuł szczególnej więzi ze swoją wiarą. Oni także, dlatego katolicyzm towarzyszył im głównie podczas świąt bożego narodzenia, kiedy wyjeżdżali do dziadków poza obrzeża Seattle. Obowiązywała etykieta i przed posiłkowe modlitwy. Mimo tego lubił tamto miejsce, gdzie jako dziecko spędzał znaczącą część wakacji. W kuchni zawsze pachniało cynamonkami i gotowanym kakao.
Chciał powiedzieć, że jej współczuł, jednak słowa ugrzęzły mu w gardle. Nagle takie słowa wydały mu się niestosowne, dlatego do rozchylonych warg wepchnął papierosa. Palili w podobnym tempie.
Nigdy nie byłem w takim miejscu — powiedział zgodnie z prawdą. Czasami bywał na obozach oraz koloniach, co także wiązało się z podziałem obowiązków między obecnych tam uczestników. Jednak dla Forya taka kolej rzeczy stanowiła część urlopu. Dla Marcy była to codzienność.
Zanim odpowiedział, to głośno westchnął i zgniótł niedopałek w popielniczce.
Nie, Wątpię. Zdjęcie znajdowało się w papierach ojca i — przerwał na moment, przygryzł policzek, po czym kontynuował, patrząc kobiecie prosto w oczy — i sama widziałaś, że było adresowane do niego. Ale mimo wszystko może powinniśmy to sprawdzić? Jesteś ciekawa?
Ana Centineo była matką zarówno z wyboru, jak i powołania. Nawet jako ciągle zapracowana kobieta, dążąca do spełniania ambicji, troszczyła się o Froya. Chociaż Richard również, a wywinął taki numer.
Froy nie miał pretensji do rodziców, że go zostawili. Był wychowywany właśnie w taki sposób, aby zawsze dążyć do postawionych, wysokich celów. Gdyby miał wybór, postąpiłby w identyczny sposób, nie oglądając się za niczym i nikim. Jednak pomimo tego, że Państwo Centineo często byli nieobecni fizycznie, to i tak wspierali go wystarczająco. Mieli dobre relacje oparte na wyrozumiałości i szczerości, a przynajmniej tak sądził Froy, dopóki nie dowiedział się o Marcy.
Phinneas — powtórzył, jakby potrzebował usłyszeć to imię z własnych ust. — Sama wybierałaś imię, czy z jego ojcem? — On osobiście nie lubił dzieci. tolerował je jedynie wtedy, kiedy nie wchodziły mu w drogę.
Kiedy powiedziała mu, że nie miała funduszy na studia, poczuł się naprawdę paskudnie. Zupełnie, jakby to on odebrał jej wszystkie przywileje, którymi obdarzyli go Ana i Richard - od miłości, po ambicje i pieniądze. Nigdy nie martwił się o to, czy będzie go stać na studia, bo było to coś na tyle oczywistego, że nawet w domu nie poruszali kwestii wydatków. Odpalił drugiego papierosa, próbując właśnie w ten sposób opanować zdenerwowanie. Tym razem naprawdę zaczął odpowiednio dobierać słowa, aby informacje o ich rodzinie nie przekazać tak, aby nie wyglądały na przechwałki.
Co chciałabyś teraz zrobić? W sensie z nami... jako rodzeństwem? — powiedział to głośno i wyraźnie, ale również niepewnie. — Myślałem o testach DNA, aby w stuprocentach potwierdzić nasze pokrewieństwo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ona uznawała raczej święta tylko ze względu na syna. By obchodził takie uroczystości w przedszkolu i wiedział, że Mikołaj przynosi prezenty jemu tak samo jak innym dzieciom. Czuła się zbyt skrzywdzona, by wierzyć, że ktoś tam na górze nad nią czuwa. Gdyby tak było, nie byłaby porzuconym dzieckiem, a nawet jeśli – byłoby jej o wiele łatwiej w życiu w tym momencie. Pałała nienawiścią do porannego wstawania na modlitwę, gdy była już starsza i zdała sobie sprawę, że nigdy nie zostanie zaadoptowana.
Zauważyła jego zawahanie. Sama nie wiedziałaby jak miałaby zareagować na jego miejscu. Był to trudny temat, który ciężko zrozumieć, gdy samemu nie przechodziło się podobnych doświadczeń. Zaciągnęła się nieco mocniej, ściągając przy tym brwi, bo poczuła pieczenie na języku.
- I lepiej dla ciebie. Nie było źle, tylko… rodzina znacznie różniła się od normalnego modelu, w którym są rodzice albo jeden z nich – delikatnie uśmiechnęła się, jakby chcąc go nieco pocieszyć, że nie miała nic nikomu za złe. Wspominała całkiem dobrze sierociniec, nawet jeśli nie zamierzała go już nigdy więcej odwiedzać. Kontakt z wychowankami domu dziecka miała po dziś dzień, bo stanowili część jej popapranej rodziny.
Skinęła głową na jego słowa, wcale nie czując ulgi. Właśnie wolałaby poznać matkę bardziej niż ojca. Własną rodzicielkę, która nosiła ją pod sercem przez dziewięć miesięcy i tak łatwo zdołała ją oddać obcym ludziom.
- Tak, widziałam. Jestem ciekawa, nie ukrywam tego, że teraz chciałabym wiedzieć więcej – odparła. Miała na myśli również powód, dla którego rodzice zostawili ją. Dlaczego jej nie chcieli? Ona nie byłaby w stanie. Miała więc ze swoim dzieckiem, odkąd poczuła je pierwszy raz, a później, gdy przyszedł na świat i mogła przyłożyć go do swojego serca, wiedziała, że jest on jej największym skarbem. Nie potrafiła zrezygnować ze wszelkich dóbr dla chłopca, wyrzekając się przy tym dóbr wobec siebie.
Może miała coś wspólnego z tym młodym mężczyzną? Ze swoim bratem? Również dążyła po trupach do celu, nawet jeśli dotyczy to normalnego życia, nie studiów i nauki. Robiła wszystko, by nikt więcej nie zaszedł jej za skórę i dbała o swoją dwuosobową rodzinę najlepiej jak potrafiła, nie oglądając się za siebie. Nie żyła przeszłością i żalem, który zafundowali jej rodzice.
- Sama. Nie jestem z jego ojcem, wychowuję syna sama. Właściwie… właściwie jego ojciec nie wie, że ma syna – mruknęła, gasząc papierosa w popielniczce. Było jej wstyd za to, ale historia była zagmatwana i bardziej skomplikowana niż ktokolwiek by sądził. Phin miał inny wzór do naśladowania. – Ale zamierzam mu powiedzieć. Nie mieliśmy kontaktu jeszcze przed tym jak dowiedziałam się o ciąży – dodała. Czuła potrzebę wytłumaczenia się przed Froyem. Nie chciała wyjść na kogoś podobnego do ludzi, którzy ją porzucili.
Upiła jeszcze kawy, odgarniając niesforne kosmyki loczków za ucho. Nie miała pojęcia co teraz mają zrobić. Nigdy nie była w takiej sytuacji. Chciała coś zrobić, powiedzieć coś mądrego, ale zacinało ją, gdy otwierała usta. Rozłożyła w końcu ręce, wzruszając przy tym ramionami. Sama czuła się podenerwowana, gdy przyszło co do postawienia kolejnych kroków.
- To byłoby dobre na początek, bo… miło… miło by było mieć… brata – wydukała, spuszczając wzrok na swoje dłonie. Zawsze marzyła o rodzeństwie, więc i teraz nie zmieniło się nic w tej kwestii. Nawet jeśli Froy był taki młody, a między nimi była przepaść pod względem wychowania, życia, wieku i wszystkiego, nie zamierzała z niego rezygnować. – Jaki… jaki on jest? Jako ojciec dla ciebie? Jako mąż? Dlaczego nie zabrali cię ze sobą? Nie masz im tego za złe?
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W przytułku, do którego trafiła Marcy z pewnością codzienność była inna, a dla kogoś takiego jak Froy, wręcz nie do zniesienia. Przywykł do wygody i prywatności. Nie lubił tłocznych, brudnych miejsc, a obraz sierocińca kojarzył mu się właśnie z takimi przymiotnikami. Po pierwsze należało tam dzielić przestrzeń z innymi wychowankami. Po drugie utrzymanie chociażby toalet w sterylnych warunkach raczej graniczyło z cudem. W dodatku najbardziej przerażał go fakt, że mieszkające tam dzieci musiały liczyć się z brakiem miłości. Nie było tam mamy, która opatrzyłaby ranne kolano, ani ojca, pomagającego złożyć model najnowszego samolotu. Żadna opiekuna nigdy nie zastąpi prawdziwego rodzica.
Odchrząknął i skinął głową na słowa siostry. Postanowił bardziej nie zagłębiać się w tematy sierocińca, widząc, że również potrzebowała chwili, aby oswoić się z tą rozmową. Mogli wrócić do niej w przyszłości.
To jest nas dwoje, Marcy. — Froy stawiał identyczne pytania, jak kobieta. Chociaż nie wypowiedzieli ich na głos, to patrząc Marcy w oczy miał wrażenie, że w tamtym momencie ich myśli były jednolite. — Nie wiem, jaki jest ten mężczyzna, ale ja będąc na jego miejscu, chciałbym wiedzieć, że mam dziecko.
Wyciągnął z paczki jeszcze jednego papierosa, po czym natychmiast go odpalił. W żaden sposób nie zamierzał oceniać postępowania Marcy. Tym bardziej, że poznał prawdopodobnie 1/10 historii, więc i motywy zasłonięte zostały całunem tajemnicy. Osobowość ojca Phina, jego usposobienie, światopogląd i powód braku z kobietą stanowiły coś najbardziej istotnego w tej kwestii. Przez to wszystko ponownie intuicyjnie pomyślał o Richardzie. Czy w rzeczywistości był podobny do mężczyzny, który przyczynił się do ciąży Marcy? Westchnął i nie pierwszy raz tego dnia odwrócił wzrok, aby spoglądnąć na panoramę Seattle. Ten widok nieznacznie go uspokajał i pozwalał opanować emocje.
Jest dobry — odpowiedział natychmiast, trochę zbyt gwałtownie, jakby chciał prędko udowodnić, że z Richardem było wszystko w porządku. Zrobił to instynktownie, dlatego z identycznym pośpiechem odzyskał rezon. — Jest dla mnie dobrym ojcem — rozwinął myśl, jednocześnie umieszczając spojrzenie na kobiecie. — Nigdy się z nim nie pokłóciłem. Z mamą są naprawdę dobraną parą. Uzupełniają się zarówno w życiu zawodowym, jak i rodzinnym. Wzięli ślub dwadzieścia lat temu. Pod koniec roku mają rocznicę.
Marcy zadała dużo pytań, dlatego na każde potrzebował kilku sekund, aby się zastanowić. Nie chciał po raz kolejny odpowiedzieć zbyt gorliwie, albo nieświadomie zabrzmieć tak, jakby się przechwalał. Nadal stąpali po cienkim lodzie, a ustanowiona między nimi granica tolerancji mogła zostać w każdej chwili zachwiana. Polubił Marcy. Szanował za to, jak się zachowywała i że pomimo minionych wydarzeń odnosiła się do wszystkiego z klasą.
Nie. Nie mam, Marcy — zaciągnął się dymem — mogłem wyruszyć z nimi, ale to oznaczałoby, że musiałbym zmienić szkołę. Ja mam swoje plany i ambicje, a oni swoje. Cieszę się, że wbrew pozorom szanują moje wybory i w miarę możliwości mnie wspierają. Mamy pieniądze, jednak starają się nie rozwiązywać nimi braku obecności i chociaż nie zawsze mogą zadzwonić, to wiem, że gdybym potrzebował pomocy, zarezerwowaliby pierwszy samolot do Seattle. Z punktu widzenia osoby trzeciej brzmi to abstrakcyjnie, ale czuję się kochany i doceniony.
Prawdopodobnie Froy w przyszłości będzie identycznym człowiekiem, jak Ana i Richard. Nie licząc wydarzeń związanych z Marcy, to w pełni zgadzał się z decyzjami podjętymi przez rodziców. Gdyby mógł rozwinąć karierę, a wiązałoby się to z pozostawieniem prawie dorosłego, odpowiedzialnego dziecka, to bez wątpienia wyruszyłby na koniec świata. W ich rodzinie taki dobór metod wypadał prawidłowo, ale mimo tego nie można zakładać, że gdzieś indziej byłoby podobnie. Ludzie są różni.
Jeżeli latem zrobią sobie urlop i wrócą do miasta, to chciałbym żebyś ich poznała. Chociaż mam nadzieję, że najpierw pozwolisz mi przygotować na to ojca. Jeżeli moja mama o niczym nie wie, to wolałbym, aby to on ją osobiście poinformował. Obawiam się — zacisnął usta, nie wiedząc, czy rzeczywiście powinien kończyć to zdanie — obawiam się, że to nie będzie takie proste.
Dla Froya relacje z rodzicami były czymś, co naprawdę cenił. Nie miał pewności, jak wszystko potoczy się w momencie, w którym do ich rodziny dołączy Marcy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To, że mieszkała w sierocińcu, nie znaczy, że lubi tłumy ludzi. Nigdy nie lubiła, zawsze chodziła wszędzie na własną rękę i występowała z szeregu. Ukrywała się w pralni, w piwnicach, na strychu, byle tylko mieć czas tylko i wyłącznie dla siebie, bez Beksy Julie obok siebie ani wrednego Juliana, który pociągał ją wciąż za warkoczyki. Warkoczyków też nie lubiła, ale siostra Sherry na nie nalegała, by lepiej było utrzymać higienę wśród dziewczynek. Fatalnie to wspomina. I dlatego też bardzo cieszy się, że ma syna, a nie córkę.
- Ej, hola, hola, to nie jest tak, że mu nie chcę powiedzieć – obruszyła się, ściągając brwi. Gniewnie wymierzyła w niego palec wskazujący, gryząc się w język w ostatnim momencie. Sięgnęła jedynie papierosa i po krótkiej zabawie zapalniczką, zapaliła go. Phin wyczuje, że tyle wypaliła, będzie musiała zużyć chyba tonę perfum i zjeść paczkę gum. – Po prostu nie widziałam go pięć lat, pojawił się znikąd kilka tygodni temu. Ale powiem mu, bo nie chcę, żeby moje dziecko miało tak popieprzone życie jak ja, bez rodzica.
Nie zamierzała się tłumaczyć, ale nagle stało się to od niej silniejsze. Dlaczego? Przecież nie musiała Froyowi nic mówić. Nie mieli (jeszcze) absolutnie żadnej więzi, która zezwalałaby Marcy na takie zwierzenia, a jednak… jednak tak długie milczenie wobec tej sprawy już przerastało ją. Nie sądziła też, by zrozumiał to, bo taką sytuację pojmą jedynie ci, którzy w takiej się znajdowali. A naprawdę nie zamierzała krzywdzić Phina w żaden sposób; nawet mężczyznami, potencjalnymi ojczymami, więc i tych unikała albo selekcjonowała. Na razie miała tylko jeden typ, o którym nawet nie powinna myśleć. Również zawiesiła wzrok na panoramie, zastanawiając się przez moment dlaczego jest w tym miejscu pierwszy raz. Może to przez brak jakichkolwiek romantycznych randek? Nie zdążyła randkować, bo przy swoim pierwszym, nieco poważniejszym romansie wpadła.
Zerknęła zaraz na Froya, który wyskoczył gwałtownie z oceną ojca. Wiedziała, że zależy mu, aby wyszedł na dobrego mężczyznę. I chciała mu wierzyć. Wierzyła. W końcu mógł się zmienić. Jak ona pojawiała się na świecie, jej rodzice byli dziećmi. Nie mieli prawa podejmować poważnych decyzji, bo nie znali wciąż życia. Teraz z pewnością było inaczej.
- To dobrze. Nie pobrali się na pewno, bo wpadli z tobą, więc… miło. Na pewno się kochają – uśmiechnęła się delikatnie. Bała się jednak – tak, bała się! – że kobieta nie miała pojęcia o Marcy, o dziecku swojego ukochanego męża i jak wszystko wyjdzie na jaw, ich małżeństwo rozpadnie się. Nie chciała być tego przyczyną. Skoro żyła już sama tyle czasu, kolejna reszta życia jej nie zbawi. Najlepiej by tak było właśnie, odciąć się i zniknąć, bo nie chciała mieć na sumieniu rodziny Froya.
Nie sądziła, że się przechwala. Uznała tylko, że jest typowym chłopcem z bogatej rodziny. Możliwe, że to błędne wrażenie, ale nie znała go. A on nie znał jej. Musieli dotrzeć do siebie i rzeczywiście na początku działać ostrożnie. Szok, wywołany pojawieniem się Centineo, wciąż nie minął. Nie wierzyła we wszystko co się dzieje, ale skoro już wypłynęli na to morze, muszą znaleźć odpowiedni prąd, by wrócić na bezpieczny ląd. Razem.
Odchyliła się nieco na krześle, zaciągając się nieco mocniej, gdy przyglądała się chłopakowi. Nie znała takich uczuć, o których on opowiadał. Musiały być one przyjemne. Miała nadzieję, że i Phin będzie za nią tęsknił i nigdy nie będzie miał jej nic za złe. Chciała wychować go dobrze, bez żalu, że dorastał bez ojca, bo podejrzewała, że tak będzie mimo wszystko; nie będzie miał ojca przy sobie na co dzień.
- Tak, sama wolałabym, żebyś najpierw ich przyszykował na to. Właściwie… nawet on, Richard, może nie mieć ochoty mnie widzieć i szanuję to. Trzydzieści lat bez ojca jakoś dawałam radę, więc nie będę zła ani nic z tych rzeczy, jeśli odmówi. Bo jestem ciekawa, owszem, ale jednak… to duży przewrot dla nas wszystkich – westchnęła z pewnym smutkiem i ponownie nachyliła się nad stolikiem, wpatrując się w peta. – Jeśli miałoby to zniszczyć twoje relacje z rodzicami, nie chcę być tego przyczyną, dobrze? Po prostu… dam radę bez ojca.
Wstyd jej było, że życie ułożyło jej się tak słabo. I że syna miała, żyjąc jako samotna matka, bez żadnego partnera. Usługiwała innym ludziom całe życie, ani nie miała studiów, a oni? Oni byli bogaci, wykształceni i szczęśliwi. Nie wniesie nic dobrego do tej rodziny. Pytanie brzmi: czy Richard chciał ją znać?
- Nie ryzykuj, Froy. Niefajnie żyje się bez rodziny, nie trać jej dla jakiejś sieroty. Oddali mnie świadomie, nie szukając podczas tych trzydziestu lat.
Rozstali się wkrótce później, z milionem pytań w głowie, ale byli pewni jednego - to nie był koniec.

/ zt 2
run too fast and you'll risk it all
can't be afraid to take a fall
felt so big but she looks so small

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „First Hill”