WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Małym dziewczynkom od dziecięcych lat już powtarzano że mają czekać na tego wyśnionego, wymarzonego księcia z bajki, który jak już ich znajdzie to będą z nim żyły długo i szczęśliwie i nic im nie zagrozi... Ale życie to nie bajka, Janette niedługo po założeniu złotego krążka na palec czuła się tak jakby była więźniem w złotej klatce. Gdy wytrzeźwiała i zdała sobie sprawę z tego, że ma być wierna jednemu mężczyźnie to zaczęła się zastanawiać dlaczego wyszła za mąż, w końcu z wiernością nie było jej do twarzy, wierność jest nudna. A jednak bardziej przerażał ją fakt, że każdy ze znajomych pytał "to kiedy będziecie mieli dzieci?" i chociaż ona powtarzała, że oni nie planują mieć dzieci, to i tak mądrzejsze głowy twierdziły że każdy mężczyzna będzie chciał spłodzić syna niezależnie od tego czy posadzi drzewo czy nie w przydomowym ogródku. Czy to było zbyt naiwne że gdy powtarzano jej to po raz n-ty to w końcu w to uwierzyła i przeraziła ją ta myśl? Ona nie była gotowa na bycie matką, stawiała przede wszystkim, albo tylko i wyłącznie na karierę, nie było tam miejsca na dziecko. Poza tym było dobrze tak jak wtedy było i nie chciała niczego zmieniać. Lecz gdy pewnego dnia spojrzała na swojego ówczesnego męża i zorientowała się jaka dzieli ich różnica wieku to coraz to bardziej zaczęła się obawiać, że on naprawdę pewnego dnia zacznie chcieć dziecka, a tacy jak on nie przyjmowali odmowy. Wtedy jeszcze więcej czasu zaczęła spędzać na tworzeniu projektów do nowej linii mody, brała udział w wystawnych bankietach do późnych godzin nocnych, a gdy sama miała już chcicę to wtedy niczym kocica się do niego łasiła, wiedząc doskonale że długo nie będzie się jej opierał. Bądź co bądź był jedynie mężczyzną, a ona już wiedziała co należy zrobić by przyjaciel w spodniach, tudzież bokserkach stanął na wysokości zadania. Tym samym Carter przestał być wtedy obiektem, który byłby w centrum jej zainteresowania, to ona brylowała w towarzystwie, to ją mieli wszyscy kochać i podziwiać, w tym jej mąż. Czarę goryczy przelała jego zdrada i to, że Hillówna się o tym dowiedziała. Bo co może mieć inna kobieta, czego ona nie miała? Czy nie była wystarczająco dobra w łóżku, że zaczął szukać pocieszenia gdzieś indziej? Gdzieś tam z tyłu jej głowy zaświtało, że on może znalazł inną kobietę, bo tamta chciała dać mu potomka, na co nie zdecydowała się jego żona? Ale ona nie zamierzała się uginać tylko dlatego, bo facetowi nagle się zachciało trenować młodszą wersję siebie na piłkarza w ekstraklasie. A że była mściwa, to postanowiła się odwdzięczyć mu, również go zdradzając. Tak się zapętliła w tych zdradach i kłótniach że rozwód poniekąd ją uratował. Bo ileż można żyć w kwasie?
- Ty również byłeś ważny, przynajmniej na początku, gdy odnosiłam wrażenie że kroczymy na równi, obok siebie. W pewnym momencie to się zmieniło i po prostu zaakceptowałam to że chcesz by każde z nas kroczyło swoją ścieżką, które gdzieś tam się łączą, a jednak okazało się że nie. - wyznała, nie wyciągając argumentu, a dokładniej obawy o to że Theo wkrótce zechce być ojcem, w końcu był od niej starszy i to o całe dziesięć lat. Czy nie lepiej było to zwalić na to, że każde z nich na rozwidleniu poszło w przeciwną stronę i oddalili się wkrótce tak bardzo że nie znaleźli już wspólnej drogi, która jest złączeniem obu ich dróg.
- W takim razie jaka jest cena za twoją pomoc? - teraz spojrzała już prosto w jego oczy, chcąc zawrzeć z nim umowę. Nawet wyciągnęła ku niemu dłoń, tak jakby zamierzała uścisnąć, albo najzwyczajniej w świecie ująć jego męską dłoń. Póki co musnęła ją jedynie wierzchem swojej zadbanej, gładkiej, kobiecej dłoni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie był pewien czy Janette byłaby w stanie kiedykolwiek zrozumieć jego zachowanie. Carter od dawna był bardzo specyficznym człowiekiem, co zapewne właśnie skusiło pannę Hill do zostanie panią Carter. Ustalili jasno granice i tego właśnie powinni się trzymać, to w jej głowie coś poprzestawiało się w pewnym momencie i skutecznie utrudniło im funkcjonowanie. Nie obwiniał jej w stu procentach za rozpad tego małżeństwa, ale to sposób, w jaki zaczęła traktować jego, bezpośrednio wpłynął na jego zachowanie. Theodore od dziecka miał pod górkę, poza ciotką, która przejęła nad nim opiekę i zajęła się jego wychowaniem nie miał nikogo. To wpłynęło na całe jego dorosłe życie i choć kiedyś, w pewnym momencie tej szalonej egzystencji wydawało mu się, że jest w stanie zostawić po sobie coś więcej niż cholerne, przeklęte zgliszcza… teraz wiedział już, że to jedyne co potrafił zrobić dobrze. Niszczyć i zmieniać w popiół, wszystko na czym kiedykolwiek mu zależało.
Janette stracił w ten sam sposób, a raczej pozwolił na to, aby oddalili się od siebie, a ich drogi już ponownie nie miały się zejść. Z początku było dobrze, doskonale wręcz, radzili sobie świetnie i można powiedzieć, że byli szczęśliwi. Później wszystko szlag trafił, a oni już nie potrafili tak po prostu być dla siebie, tylko przeciwko sobie.
- Na początku, a co było później? Odsunęłaś mnie od siebie, bo byłaś niezależna, brylowałaś na salonach i wcale nie byłem Ci do tego potrzebny. Nie dziw się, że nie zaakceptowałem bycia Twoją seks zabawką. – mruknął. Wracała w zasadzie po to, a on nie narzekał. Było im dobrze, byli kompatybilni, ale poza tym przestało łączyć ich cokolwiek więcej. Każda rozmowa będzie wypominaniem sobie błędów przeszłości i mogliby w zasadzie ciągnąć to w nieskończoność, tylko… w jakim niby celu?
- Będziesz mi winna przysługę. – odpowiedział na jej pytanie, które najwyraźniej nie dawało jej spokoju. Podpisywanie paktu to jedno, tutaj nie było nic prostszego – mówili przecież o łatwej umowie, on pomoże jej, a kiedy Carter będzie potrzebował czegoś od niej, sam się zgłosi. – Układ? – spytał, przekręcając głowę w bok. Decyzja należała do niej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mogłoby tak właśnie być, bo kobieta była wręcz rozpieszczoną dziewczyną z bogatego domu, która dostawała wszystko i niczym nie musiała się przejmować, a gdy tego nie otrzymywała to zawzięcie robiła wszystko, by mieć to, na co miała ochotę w danym momencie. A ta jego specyficzność była poniekąd tym, co ją przyciągało, samo to że on tak szybko zaproponował jej małżeństwo sprawiło że zgodziła się pod wpływem impulsu, tak bardzo była nim oczarowana. Rodzice nigdy nie popierali jej decyzji, ale Janette się tym w ogóle nie przejmowała, bo jedyne zdanie z jakim się liczyła było jej własne. Prawdopodobnie zachowanie każdego z nich przyczyniło się do tego, że zaczęli się od siebie oddalać, bo też i pierwotne zauroczenie opadło, a niektóre pary nie potrafią pokonać przeszkód, które stawia przed nimi życie, albo "życzliwi przyjaciele". Może jednak powinna mu wyznać to, czego obawiała się w ich związku najbardziej?
- Pamiętasz tę twoją pierwszą manager klubu, Anette? Ona była w zbliżonym wieku do ciebie, twierdziła że doskonale cię zna, a ty wchodzisz już w taki wiek, gdy mężczyzna chce mieć potomka. Wiem co ustaliliśmy na początku naszego małżeństwa, ale wiedziałam też że jesteś w stanie osiągnąć swój cel niezależnie od zdania drugiej osoby, a ja nie byłam gotowa by zostać matką. Teraz też nie byłam gotowa i byłam przecież przerażona gdy zobaczyłam dwie kreski na teście, ale gdyby nie ten test to bym nie wiedziała o nowotworze. - odsunęła się od mężczyzny, z którym niegdyś dzieliła swoje życie i podeszła do okna, stając tyłem do byłego męża. To było swego czasu porażką że była podatna na słowa kobiety, która "życzyła im dobrze", a postawiła między nimi zadrę. Na pewno niejednokrotnie mówiła Theo o tym, że Janette długo nie będzie mu wierna i że on dla niej niczego nie znaczy. Pytanie tylko czy Carter wierzył w słowa swojej "przyjaciółki"?
- I wiesz doskonale że to był czas kiedy mogłam zaistnieć, jeśli bym wtedy nie wykorzystała swojej szansy jako projektantka to obecnie byłabym nikim jak tylko i wyłącznie twoją żoną. Wyrobiłam markę, pewnie kosztem naszego małżeństwa, ale wtedy sądziłam że zawsze będziesz mnie wspierał tak jak ja zawsze byłam obok, gdy zajmowałeś się tym biznesem. - odwróciła się przodem do mężczyzny i wskazała na ten gabinet, mówiąc o swoim wkładzie w ten klub. Nie oczekiwała od niego tego, że będzie jej modelem czy że będzie się znał na materiałach i szkicował z nią projekty do nowej kolekcji, bardziej oczekiwała tego, że mężczyzna w ogóle zainteresuje się jej pracą, pokaże się z nią na ściance, pochwali ją. Wiadomo było, że szatynka była zawsze łasa na wszelkie komplementy. Widocznie od męża usłyszała ich zbyt mało. Następnie podeszła do niego wyciągając ku niemu jednocześnie dłoń.
- Umowa stoi, bo jak mniemam nie poznam dziś szczegółów tej przysługi? - zdecydowała się zawrzeć pakt z diabłem. A czy będzie tego żałować? To się dopiero okaże.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Problem Janette polegał na tym, że słuchała innych, nie mówiła o swoich problemach i oczekiwała, że Carter się chyba domyśli, a był tylko facetem i się domyślił. Problem najwyraźniej powielany i obecny w jego życiu jako nieodłączny element. Hill zamiast porozmawiać z mężem szczerze, zapętliła się w swojej paranoi słuchając innych ludzi. Larkin zostawiła go dokładnie z tego samego powodu, a to tylko potwierdzało, jak mało godną zaufania osobą był Carter. Na szczęście na tamten moment nie myślał o Verze, bo wymazał ją z pamięci.
Po jej słowach wyraz jego twarzy stężał wyraźnie, może nawet widać było, że ciśnienie lekko podskoczyło ku górze. Janette powinna dobierać słowa w bardziej odpowiedni sposób, albo przemyśleć to, co właśnie chce mu przekazać. Opróżnił szklankę i sięgnął po papierosa. Historia jak zawsze fantastyczna, po co zaufać własnemu mężowi, skoro można zaufać jakiejś tam lasce, która… z tak wielu powodów mogła być „życzliwa”, że ciężko je zliczyć.
- Naprawdę sądzisz, że zapłodniłbym Cię wbrew Tobie? Aż takim potworem jestem w Twoich oczach? – spytał ostrym, nieprzyjemnym tonem, a ciemne tęczówki stały się jeszcze czarniejsze. Nie powinna mówić czegoś takiego, a jeśli twierdziła, że Theo był do tego zdolny… powinna wyjść z jego gabinetu najszybciej jak to możliwe. Nie ważne, że jej zachowanie i odtrącenie go wynikało z obawy przed posiadaniem dzieci, poczuł się jak jakiś pieprzony gwałciciel, który nie ma skrupułów i nie cofnie się przed niczym. Ludzie z jego najbliższego otoczenia najwyraźniej kompletnie go nie znali. A żona chyba powinna wiedzieć jaki jest jej mąż.
- Postawiłaś swoją markę ponad naszym małżeństwem i naszymi potrzebami. – powiedział dość chłodno. Bardzo dobrze, że brała los w swoje ręce i działała, ale Theodore nie po to brał ślub, aby być gdzieś w cieniu swojej żony. Nie to go zadowalało, a tym bardziej nie widział się jako breloczek do kluczy. Jasne, że był z niej dumny, zrobiła fantastyczną robotę ze swoją firmą i osiągnęła naprawdę bardzo, bardzo dużo. – Ale jak to mówią, coś za coś. – dodał jeszcze, gasząc niedopałek w szklanej popielnicy. Chciała zawrzeć układ i go zawarła, on swoje odbierze w odpowiednim momencie. – Nie poznasz. – dodał jeszcze, rozkładając bezbronnie ręce. Toż to wszystko takie proste….

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zapętliło ją właśnie to, że Anette była bardzo wiarygodna, powtarzając niejednokrotnie jak wiele lat zna Theo i jak doskonale go zna. Pewnie gdyby mówili jej to inni, ci którzy słabo znali jej męża to by nigdy nie wzięła tych słów na serio, a tak to z czasem zaczynała w je wierzyć, a gdy zdała sobie sprawę z tego, że była naiwna, było już na to zbyt późno.
- Na pewno byś mnie nie zgwałcił, jeśli o to chodzi, pod tym względem ci ufałam, chyba bardziej obawiałam się tego, że miałeś dostęp do moich tabletek antykoncepcyjnych, które łatwo podmienić. Nie chciałam byś podjął decyzję za nas oboje, nie uzgadniając tego wcześniej ze mną tylko stawiając mnie przed faktem dokonanym gdyby nagle tabletki nie zadziałały, a gumka dziwnym trafem była dziurawa. - nigdy przecież tabletki nie dawały stuprocentowej pewności, podobnie jak gumka, ale Hillówna nie miała go przecież za potwora, wiedziała że na pewno by nie wykorzystał jej seksualnie. Mógłby jednak bardziej sprytnie podejść do sprawy i ją oszukać, wiedziała jak bezwzględny potrafił być w interesach, gdy chciał czegoś osiągnąć i obawiała się że może ją również tak potraktować, gdy tylko zechce mieć dziecko. Może poprzednio źle to obrała w słowa, wiedziała jednak że ma do czynienia z mądrym mężczyzną, który oszukałby ją tak, że nawet by się nie zorientowała.
- Od tamtego czasu zmądrzałam, gdy Anette przestała mieć na mnie jakikolwiek wpływ to dotarło do mnie że nie zrobiłbyś niczego wbrew mnie i naszym wspólnym ustaleniom. - dodała jakby na swoje usprawiedliwienie, a także po to by zrozumiał, że ten czas po ich rozwodzie, ten czas bez niego sprawił, że jednak choć odrobinę dojrzała, mimo że nie było w większości przypadków tego po niej widać, zwłaszcza gdy zachowywała się jak rozpuszczona nastolatka.
- Owszem, muszę przyznać że tak było, sam chyba przyznasz że raczej ciężko by było wprowadzić cię do świata mody? Łatwiej mi było pomagać tobie w klubie i wspierać cię w tym biznesie, aniżeli zaprosić go do mojego. Pewnie sam fakt, że oboje spełnialiśmy swoje biznesowe marzenia sprawił, że tak bardzo oddaliliśmy się od siebie jako partnerów. - przyznała to bez bicia, wiedząc że taka była prawda i nic jej przecież nie zmieni. Nikt z nas nie posiada maszyny do cofania czasu i sprawienia by bardziej skupiła się na mężu, aniżeli na sobie w odpowiednim czasie. Zadała również pytanie retoryczne, na które nie oczekiwała od niego odpowiedzi. Bo jak miała go wprowadzić w swój świat? Chyba to był pierwszy raz gdy przyznali oboje, że oboje zawinili w tym wszystkim i nie obwiniali się wzajemnie. A on niestety nie pokazywał jej tak często, jak chciała to widzieć, że jest z niej dumny, co też ich od siebie odsunęło. Kiwnęła głową na znak że zgadza się na to, że nie pozna tej przysługi. Będzie na to czas w stosownym momencie.
- Mam wizytę u onkologa w piątek, pewnie się po niej odezwę po solidnego kopniaka w tyłek. Tylko uważaj, mam zbyt delikatną skórę na pośladkach. - dodała z wymuszonym uśmiechem, bo wcale jej nie radowała wizyta u lekarza, a następnie przejechała dłonią po ramieniu mężczyzny i musnęła kącik jego ust, zanim przewiesiła ponownie torebkę przez swoje ramię, założyła okulary przeciwsłoneczne na oczy i wyszła pewnym siebie krokiem z jego gabinetu.
/zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sprawdzanie faktur było najbardziej żmudną i monotonną pracą, której szczerze nie znosił. Niestety, jego asystentka właśnie wylądowała na chorobowym i zrobił się problem, bo Carter musiał sprawy wziąć w swoje ręce. Cudowna rzecz, nie ma co. Musiał się skupić, chociaż szczerze mówiąc szło mu to dość marnie. Sam nie wiedział, którą to już godzinę siedział w tych przeklętych papierach, zapijając niechęci alkoholem. Chyba nie było z nim najlepiej. Myśli błądziły gdzieś poza murami Fallen, a skupienie na czymkolwiek przychodziło mu z trudem.
Jego męki zostały przerwane przez ochroniarza, który zapukał do drzwi gabinetu. Theo zdjął okulary, których potrzebował do czytania, ale zawzięcie bronił się przed światem, udając, że starość wcale go nie dopada. Ochroniarz stanął przed nim trzymając dokument tożsamości w dłoni. Zaczął od wyjaśnienia. W klubie zjawiła się młoda dziewczyna, która koniecznie chciała się z nim spotkać. Po długiej awanturze przed wejściem powiedziała, że jego córką właściciela klubu i wcisnęła ochroniarzowi swój dowód tożsamości do ręki. Theodore powoli wziął go w palce i uniósł jedną brew ku górze. Rose Larkin.
- Zaproś ją do mnie. – powiedział spokojnym tonem i polał sobie whisky. Coś się stało Verze? Dlaczego buntownicza Rose fatygowała się do niego osobiście? Zaczął się nad tym solidnie zastanawiać, w końcu wszystko mogło się wydarzyć. Chwilę później drzwi ponownie się otworzyły, a panienka Larkin stanęła przed obliczem szanownego pana Cartera. Zaskakujące spotkanie, naprawdę, nie ma co.
- Córka? Jedziesz po bandzie, młoda. – mruknął do niej, kiedy ochroniarz już się zwinął i drzwi zamknęły się za nim powoli. Przekręcił lekko głowę w bok i spojrzał na nią uważnie. – Co Cię do mnie sprowadza? Doprowadziłaś matkę do stanu przedzawałowego? – spytał żartując. Oh, dała popis nad wodą, kiedy to postanowiła uciec Verze i zrobić nie wiadomo co. Dlatego Theodore nie zamierzał się cackać z małolatą, tym bardziej, że dziewczyna naprawdę nie wyglądała mu na pierwszą lepszą zawodniczkę w tym temacie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nic na Verę nie działało. Ani płacz, ani krzyki. Prośby nie zadziałały jeszcze w Teksasie, więc nie było sensu ich ponawiać. I było jeszcze gorzej, odkąd pokłóciła się z Damienem. Wyrwanie młodego człowieka ze środowiska w takim wieku, było niemal zbrodnią przeciwko ludzkości i Rose wcale nie czuła, że przesadzała, tak o tym myśląc.
Spotkanie nad wodą dało jej jednak do myślenia. Niby mama nie mówiła, że to nie on był ich przyczyną przybycia do Seatlle, ale ona wiedziała swoje. Przypadkowo znalazł czas, żeby jakiejś randmowowej znajomej sprzed lat pomóc znaleźć córkę? Jaaasne. Dawno takiej ściemy nie słyszała. Myśleli, że jak jest nastolatką, to sobie mogą pozwolić na kłamstwa. Sory, ale od tego to ona tu jest.
Dlatego nie widząc już innej opcji, postanowiła przeprowadzić poważną rozmowę z człowiekiem, który wydał jej się na tyle ogarnięty, żeby przekonać jej matkę do powrotu. W najgorszym wypadku może do tego, żeby Rose wróciła do domu sama. W tym momencie nie robiło jej to specjalnej różnicy.
Facet przedstawił jej się przy ostatnim spotkaniu, a w tych czasach znalezienie czegokolwiek w internecie nie było trudne. Szkoda, że najwyraźniej trudna to był przeszłość ochroniarza stojącego tego dnia przy wejściu. Mama go upuściła na głowę, czy jak?
Nie chciał jej wpuścić, więc kolejny raz skorzystała z przywileju i skłamała, że jest córką właściciela. No bo czemu nie?
Doprowadzona do gabinetu, weszła, zaczekała, aż zamkną się za nią drzwi i spojrzała na mężczyznę. Pasował tutaj. Widać, że nawet jeśli nie chciał, a o jego preferencjach Rose nie miała przecież pojęcia, to było tutaj jego królestwo. Tak, jak jej w Teksasie. I dlatego kolejny raz utwierdziła się w przekonaniu, że kto jak kto, ale on może jej pomóc.
- Co ja poradzę, że po dobroci nie chciał, a że jest za głupi, żeby nie zauważyć, że nie wyglądam jak ty. - Wzruszyła ramionami. - A musiałam się z tobą zobaczyć, bo wydajesz się ogarnięty. - Nie przebierała w słowach, patrząc na niego i krzyżując jednocześnie ramiona na piersiach.
- Vera ma się dobrze, ale to fajnie wiedzieć, że się o nią martwisz. To znacznie ułatwi nam rozmowę. - Powiedziała, uznając, że lepiej przejść do rzeczy. - Potrafię być okropnym człowiekiem, ale mama to dobra kobieta. Problem w tym, że ma absolutnie gdzieś moje zdanie na temat mieszkania w tym mieście. Może posłucha ciebie. - Zagryzła na moment policzek od środka. - Przekonaj ją, dla jej własnego dobra, że powinnam wrócić do Teksasu. Ona będzie miała spokój. Ja wrócę do domu. - Seattle nigdy nie będzie jej domem. Im szybciej Vera to zrozumie, tym lepiej dla niej samej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uniósł lekko brew ku górze, kiedy stwierdziła, ze jego ochroniarz jest głupi. No tak, stereotyp, kupa mięśni zero mózgu. Typowe, powinien się bardziej postarać, jeśli chodziło o dobór pracowników. Z drugiej strony, może i nie była z wyglądu podobna do niego, ale charakter miała zdecydowanie zbliżony do tego, którego Theo był właścicielem. Nie spodziewał się chyba, że w córce Very ujrzy odzwierciedlenie samego siebie z młodzieńczych lat. Na razie jednak te podejrzenia odsuwał na bok, spychał na dno świadomości, żeby przypadkiem nie zacząć się zadręczać w ten dziwny sposób, w który miał zwyczaj się zadręczać.
- Może i nie wyglądasz jak ja, ale zachowuje się jak ja. Mylące. – stwierdził z subtelnym, nieco złośliwym uśmiechem. Zabawne, ale zdawał sobie sprawę, jak to mogło wyglądać. Jak Rose przyszła tutaj i wystosowała żądania w taki sposób, aby przekonać ochroniarza do swojej racji, nawet zakłamanej, to zdecydowanie była jak Theo Carter. Co więcej, ani trochę nie pasowało to do obrazu Very, która nie wychowałaby córki w taki sposób. – Musisz popracować nad komplementami. Bezczelność nie zagwarantuje Ci sukcesu. – zwrócił jej uwagę i odpalił papierosa. Sztuką było obrażać kogoś w taki sposób, aby się nie zorientował. A ona jawnie igrała z ogniem, rzucając w jego kierunku teksty typu „wydajesz się ogarnięty”. To jak obraza majestatu, a Theodore miał na tym punkcie w pewnym sensie jobla.
- Twoja matka zdaje się ma odpowiedni powód, aby być w tym mieście i mieć Cię na oku. – odparł na jej słowa, zasiadając w wygodnym fotelu. Strzepnął papierosowy dym do popielniczki i przekręcił głowę w bok. Nie mogłaby być jego córką, w tym całym swoim bezczelnym charakteru nie było ani krzty czegoś, co on nazywał wrodzonym darem przekonywania. Nie to, że stawał po stronie Very. Powinna rozważniej dobierać geny dla własnego dziecka. – A pomyślałaś kiedykolwiek co ona czuje? – spytał, zakładając nogę na nogę. Sięgnął po szklankę whisky i przekręcił głowę w bok. – Pewnie myślisz, że robi to specjalnie, żeby uprzykrzyć Ci życie. Typowe myślenie zbuntowanej nastolatki. Mniejsza. – dopowiedział po chwili i spojrzał na młodą Larkin z dość poważnym wyrazem twarzy. – Ale oczywiście, jeśli poczujesz się szczęśliwa i usatysfakcjonowana jej złamanym sercem, powiem jej, żeby puściła Cię wolno. Rodzic to przecież tylko kat, któremu zależy na unieszczęśliwianiu własnego dziecka. – powiedział, prostując się. Miała za dobrze, Vera dawała jej zbyt wiele i takie właśnie były efekty. No cóż, nie jemu to oceniać, sam byłby badziewnym rodzicem. – Ojciec nie może Cię zabrać? – spytał, stukając palcami o szkło, które trzymał w dłoni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy ochroniarz był głupi, już nie Rose było oceniać. Dla niej większość dorosłych była głupia i nic nie wiedziała o życiu, bo zapomnieli, jak to jest być młodym. Teraz liczyła się dla nich kasa. Wiadomo… była ważna, ale czasem zapominali, czym i po co się oddycha.
- Bezczelność? - Zdziwiła się szczerze, przezornie ignorując jego uwagę o podobieństwie charakteru. Szukał córki? Pewnie ma wystarczająco kasy, żeby zapłacić jakiejś siksie z neta, żeby mu takie role odgrywała. - Chyba dawno nie gadałeś z nikim w moim wieku… - Nie, żeby był to szczególnie uprzejmy komplement, ale zdecydowanie nie było to bezczelne zachowanie. Oceniła go, jako osobę ogarniętą, ale wychodziło na to, że nieco się przeliczyła.
- Szkoda, że tego powodu nie umie mi przedstawić. Stwierdziła, że przyjeżdżamy tutaj. I tyle. Jak możesz się domyślać, nie jest to mój pierwszy wybór. - Skrzyżowała ramiona na piersiach i bacznie mu się przyglądała. - I myślę o niej cały czas. Dlatego chce ją od siebie uwolnić. Nie chcę tu być. Ona nie chce mojego nieszczęścia. To sytuacja win-win. - Przecież mieszkała tam ciotka Very, z którą mogłaby zamieszkać Rose i co w zasadzie dziewczyna zaproponowała od samego początku. Może pozostawiona sama sobie wcześniej, sama zdecydowałaby, że tęskni za mamą i chciała do niej dołączyć? Pozbawiając ją wyboru, zupełnie zniecheciła ją do Seatlle. - Myślę, że zrobiła to, bo myślała, że przywyknę, Że jak ściągnie mnie tu na siłę, to w końcu ulegnę. Ale ja nie mam zamiaru się zmieniać. Wiem, że wydaje Ci się młodą siksą, ale ja miałam już na siebie konkretny plan. Miałam swoich przyjaciół… Powiedz mi, czemu mam to zmieniać, skoro nawet nie mogę znać powodu? - Spojrzała na niego uważnie, jakby sprawdzając, czy słucha.
- Widzę, że już mnie wcisnąłeś do szufladki… Typowe… Czyli jednak pomyliłam się. Nie jesteś ogarnięty. - "Typowa, zbuntowana nastolatka" Też coś... Ofuknęła go, sięgając do torebki po telefon. Zamówi sobie ubera do domu. Gadka najwyraźniej skończona.
- Żebym to ja wiedziała, kim on jest… - Dorzuciła jeszcze. - Może siedzi gdzieś tu w Seattle skoro matkę, aż tak tu ciągnęło. - Nie patrzyła na niego, przewijając kciukiem po ekranie telefonu, w poszukiwaniu aplikacji. - O nim też nie chce mi nic powiedzieć. Bo przecież nie mam prawa ani do wyboru, ani do poznania swojej tożsamości. - Wzruszyła ramionami. No przecież obojętność jest łatwiejsza od załamania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przyszła tutaj oczekując nawiązania sojuszu z Carterem, żeby mogła przekonać matkę, aby puściła ją wolno. W zasadzie, młodzi powinni się rozwijać swobodnie, robić co chcą, popełniać błędy i sami się na nich uczyć. Theo nie bardzo wiedział jak to działało, ciotka nie była w stanie zapanować nad jego charakterem i wielokrotnie w kłótniach słyszał, że zachowuje się jak własny ojciec. To raniące, bo Theodore nie chciał być uznawany za takiego potwora. Niemniej jednak, nie miał pojęcia jak obchodzić się ze sfrustrowanymi nastolatkami, które miały wobec życia inne wymagania i pragnienia, niż ich rodzice. Wiedział jedno, jeśli młoda Larkin tak po prostu wyjechałaby z Seattle – Verze pękłoby serce. Nie widzieli się wiele lat, ale nie sądził, aby w ten kontekście cokolwiek się zmieniło.
- Z tego co wiem, nie miałyście gdzie mieszkać w Teksasie, a Twoja święta babunia potrzebowała Waszego wsparcia. – powiedział, nie kryjąc zgorszenia, kiedy wspominał o kobiecie. Bądź co bądź, nie znosił jej, tak samo jak szanownego pana Larkina, niech mu ziemia lekką będzie. Nie znosił ani jednego, ani drugiego rodzica Very i na przestrzeń tylu lat to wszystko nie uległo zmianie. I się nie zmieni. – Nie znam się na byciu rodzicem, więc… nie wymagaj ode mnie ogarnięcia w tym co Verze chodzi lub nie chodzi po głowie. – mruknął w końcu, bo coraz mniej rozumiał to, co nastolatka w ogóle do niego mówiła. Pokiwał lekko głową. Chciała jej pomóc znikając, faktycznie, brzmiało to jak gówniany plan, więc…. Musiałby to jakoś skomentować, ale jeszcze nie wiedział jak. Nie miał ani dobrego wzorca, jeśli chodziło o rodziców, ani też nie miał okazji osobiście tego doświadczyć. To nie był najlepszy pomysł, żeby przychodziła z tym właśnie do niego.
- Mogę spróbować od niej wyciągnąć powód, ale uwierz mi… znając Twoją matkę, każde Twoje zniknięcie po prostu ją zrani i będzie cierpiała. – mruknął, a to akurat był w stanie zrozumieć, bo przecież Vera porzuciła jego te naście lat temu i wcale nie było to miłe. Doprowadziła do katastrofy i autodestrukcji. – A od porzucenia równia pochyła do zniszczenia sobie życia, dragów, alkoholu i innych… ciekawych. Chyba, że nie przeszkadza Ci wizja naćpanej matki. – dodał z lekkim rozbawieniem, choć było to dość nerwowe i udawane. No tak, znał to z autopsji i może gdyby nie jego zdruzgotane, zdeptane przez Larkin marzenia, dzisiaj nie byłby dupkiem na krańcu świata.
- Seattle nie jest taki złe, mnie uratowało życie, dosłownie. Może daj sobie szansę. – dodał i spojrzał na nią, upijając łyk alkoholu. – A ja pomogę Ci odnaleźć ojca…. Ile Ty masz w zasadzie lat? Wynajmiemy detektywa i będzie fajnie. – stwierdził, chociaż tak mógł jej pomóc, skoro Vera jej to zabierała, a nie powinna…. On chciał wiedzieć, że jego ojciec to potwór. Bez względu na wszystko, Siksa Larkin też miała do tego prawo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

Joseph doskonale wiedział, że ultimatum jego dziadków jest dość powazne i że - chociaż teoretycznie miał jeszcze rok z kawałkiem na znalezienie żony, to im szybciej ją znajdzie, tym lepiej dla niego, right? Tak więc naprawdę chciał ją znaleźć i myślał o tym przez pół kawalerskiego Thomasa, który osobiście urządził w kasynie swojego brata. Były striptizerki, był poker, cała masa żetonów i alkoholu, była też oczywiście kokaina i zioło. I własnie po wciągnięciu kreski olśniło go całkowicie życiowo. Ana. Ana była kandydatką idealną, znali się od zawsze, miał do niej cholerną słabość i z całą pewnością mógł wytrzymać z nią w małżeństwie znacznie dłużej niż kilka miesięcy. Odetchnął więc głęboko, wstał od stołu, nawet chciał poszukać Toma, ale nigdzie znaleźć go nie mógł, więc zamówił ubera i pojechał do Fallen, gdzie Daisy i reszta świętowały ostatni wieczór wolności panny młodej. Dość szybko i sprawnie odszukał Anastasię i uśmiechnął się.
- Kurwa, hot wyglądasz, Nas - uśmiechnął się, mierząc ją wzrokiem, chociaż jego mózg w tym momencie miał tryb chomika biegającego w kołowrotku. - Mam do ciebie poważną sprawę, pójdziemy do gabinetów? - załóżmy, że jakiś jego dobry ziomek tu szefował i wiedział, że problemu z tym nie będzie, a sprawa była poważna. I niecierpiąca zwłoki w dodatku!

autor

-

Over, I'm so over you, the way that you look in a three-piece suit. Over, I'm so over you, the way that you held me when nobody else would. Maybe if I tell myself enough, maybe if I do - I'll get over you?
Awatar użytkownika
33
167

Właścicielka galerii sztuki

Galleria d'Arte Scordato

the highlands

Post

outfit

Panieński przyszłej żony brata Anastasii był raczej spokojniejszym wieczorem – druhna panny młodej ogarnęła jakiegoś striptizera, ale głównie spędzały czas na ploteczkowaniu w wynajętej loży, tańczeniu razem i lansowaniu się ultra drogimi kieckami; Nastia szanowała ogólnie przyszłą żonę Toma, nawet całkiem dobrze się dogadywały chociaż wiedziała, że ten ślub wywołuje u Poppy dramat emocjonalny. Może dlatego unikała z przyjaciółką tego tematu jak ognia? Mimo, że jej towarzyszki żadnych używek innych niż alkohol w siebie nie ładowały, to Anastasia trochę białej przyjaciółki wciągnęła. Tak dla rozluźnienia, rzecz jasna. W każdym razie, zupełnie nie spodziewała się tego, że Joe przyjedzie do Fallen i do tego przywiezie ze sobą swój kolejny genialny pomysł. Właściwie to Scordato większość jego pomysłów ignorowała (oficjalnie mu przytakując :lol: ) bo nadal pamiętała jego wybitne pomysły, które potem skończyły się jak skończyły.
– Cześć – powiedziała, opierając się o blat baru gdy do niej podszedł i zlustrowala go wzrokiem. Zgrabnie pominęła jego komplement, bo w tę grę grać nie zamierzała :lol: – Powinieneś być na kawalerskim Toma. Co jest tak ważnego, że tu przyjechałeś? – zlustrowała go uważnie wzrokiem. Też wyglądał hot. Dla niej wyglądał tak niezmiennie od wtedy, gdy byli razem i chociaż bardzo nie chciała, to zawsze czuła do niego to samo. Tak jakby. Wzięła swojego drinka i faktycznie podążyli do jednego z biura. Gdy weszli do środka, klapnęła na jakiś wygodny, skórzany fotel. – Mój brat jest tak samo porobiony jak ty? Za kilkanaście godzin bierze ślub, powinien względnie dobrze wyglądać, wiesz? – odrzuciła ciemne włosy do tyłu i zamoczyła usta w drinku.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

Uśmiechnął się do niej uroczo, kiedy tak pominęła jego komplement. Delikatnie jednak zmrużył oczy, bo co, on jej tutaj mówi, że zajebiście wygląda, a ona nic?
– Serio, nie powiesz mi, że też wyglądam jak pierdolony Adonis? – uniósł brew, wyraźnie zawiedziony jej reakcją, chociaż do Adonisa w tym momencie było mu dość daleka, mając na uwadze rozpiętą białą koszulę, wygniecioną marynarkę i równie wygnieciony garnitur – zapewne po striptizerce, która to bankowo mu siedziała na kolanach i bankowo nie była to jedna striptizerka, tylko co najmniej kilka.
– Ten debil gdzieś zniknął, a ja musiałem cię znaleźć, bo mam pomysł i ważną sprawę i potrzebuję Cię, Herondale – oświadczył spokojnie, bo osobiście nie uznawał jej nazwiska po tamtym pizdusiu. Nigdy kutasa nie lubił i całkiem się ucieszył, kiedy mu się umarło.
– Obstawiam, że gorzej. Chyba mi mignęła Poppy i obstawiam, że za nią poszedł, więc na bank coś się odpierdoli – mruknął pod nosem, bo znał Toma, znał Poppy i wiedział, że ta dwójka stuprocentowo wróżyła kłopoty razem, w sytuacji, gdy któreś miało partnera. W każdym razie, westchnął cicho. – Będzie, dam mu coś na pobudzenie, rozbudzenie i będzie miodzio, obiecuję – uniósł dłoń, jakby właśnie słowo harcerza jej dawał.
– No, ale co do mojej sprawy, mówiłem ci, co odjebali moi dziadkowie? – spojrzał na nią iście niewinnie i uśmiechnął się uroczo. – Bo chcą mnie wydziedziczyć, jebani Markowie Antoniuszowie do mojego Cezara – westchnął cicho. – O ile się nie ożenię przed czterdziestką – dodał jeszcze, patrząc na nią znacząco, a jego usta wygięły się w delikatnym, ale bardzo uroczym, chłopięcym uśmiechu, a on miał nadzieję, że Ana domyśli się, w którą stronę właśnie zmierzał.

autor

-

Over, I'm so over you, the way that you look in a three-piece suit. Over, I'm so over you, the way that you held me when nobody else would. Maybe if I tell myself enough, maybe if I do - I'll get over you?
Awatar użytkownika
33
167

Właścicielka galerii sztuki

Galleria d'Arte Scordato

the highlands

Post

– Nie, bo tak nie wyglądasz. – stwierdziła, oczywiście się z nim drocząc. – Wyglądasz jakby cię przeżuła i wypluła jakaś kurwa z tej waszej imprezki roku – dodała, wywracając z rozbawieniem oczami. Nie musieli kłamać, Anastasia wiedziała, że kurew mieli tam na pęczki, ale próbowała cały czas uspokajac Daisy, że jest inaczej :lol: – Scordato – poprawiła go z pięknym (jak na amerykankę) włoskim akcentem. Ona za to nie znosiła swojego panieńskiego nazwiska, chyba tak dla zasady. – Popps? Kurwa, nie dobrze – aż straciła swoje rumieńce napędzane alkoholem gdy to usłyszała. Nie dobrze, coś czuła, że ten wieczór kawalerski zakończy się fatalnie. Pokiwała jednak głową na jego obietnicę. Mogła mu w tym temacie zaufać – jeśli Tommy będzie wyglądał jak gówno, ona uda, że nic nie wiedziała. Proste, nie? Przechyliła lekko głowe na bok, słuchając uważnie jego słów.
– Serio? Znowu motyw wydziedziczenia? Przecież to jakiś idiotyzm – aż wypiła drinka duszkiem i odstawiła kieliszek na biurko. Nieprzyjemny był ten nawrót wspomnień, bo halo, już to kiedyś słyszała. I w pierwszej chwili nie załapała też aluzji. Wyciągnęła za to spomiędzy piersi małego, zgrabnego blanta, które zaraz odpaliła zapałkami albo zapalniczką leżącą na biurku. Dopiero gdy wpatrywała się w jego uśmiech zaciągając blantem, zaczynała jarzyć. Wypuściła dym. – Nie. Zapomnij – o nie nie nie, tego robić nie zamierzała. – Przypominam ci, że twoi dziadkowie, podobnie zresztą jak w chuj ludzi na tym świecie widzieli moją dupę i cycki. I cipę. Nie wiem czy to kwalifikuje mnie na żonę idealną, po za tym… nie. To pojebane, że w ogóle na to wpadłeś – miała ochotę rzucić w niego butem, ale ostatecznie wyciągnęła do niego rękę z blantem. Idiota.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

– Wiem. Wyglądam lepiej – uśmiechnął się uroczo, chociaż kiedy powiedziała, że wygląda jakby go przeżuła i wypluła jakaś kurwa, westchnął cicho. No kłócić się nie zamierzał, bo prawdopodobnie faktycznie tak było. Nie zamierzał też kłamać, że nie było żadnych kurew, bo owszem, były – co to za kawalerski bez striptizerek i prostytutek? Chujowy. :lol:
– Dla mnie zawsze będziesz Herondale – odparł z delikatnym uśmiechem, bo naprawdę tak było. Poza tym pewnie nie umiał tego nigdy poprawnie wypowiedzieć po włosku i go to frustrowało życiowo. :lol: – No, chujowo – westchnął mimowolnie, ale mimo wszystko naprawdę zamierzał doprowadzić Toma po tej katastrofie do porządku i doprowadzić go przed ołtarz, nawet jeśli musiałby to ogarniać jak w Weekendzie u Berneya i nim sterować jak kukiełką.
– No ja to wiem, ty to wiesz, popierdolone strasznie – westchnął mimowolnie. W każdym razie, gdy zobaczył blanta, to przysiadł obok niej i spojrzał na nią ze szczenięcym wzrokiem, zabierając jej blanta i się zaciągając.
– No weź – powiedział spokojnie, patrząc jej w oczy. – Posłuchaj mnie, Nastia, to jest plan idealny, poza tym moi dziadkowie, mimo, że widzieli twoją dupę, to cię uwielbiają, okej? Cała moja rodzina cię uwielbia. No, poza moimi rodzicami, ale oni są pieprznięci – westchnął cicho. – Znamy się dobrze, moi dziadkowie jebną w kalendarz za jakiś czas, a… To naprawdę może się udać. Jesteś jedyną kobietą, z którą wiem, że moje małżeństwo ma szansę przetrwać dłużej niż pół roku – spojrzał na nią, zaciągając się głęboko i powoli wypuszczając dym z płuc.

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Fallen”