WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ostatnie promienie słońca zaczęły się przebijać przez zasłony, pozbawiając Del ostatnich oparów jakie zostały jej po chęci do życia. Bolała ją głowa. Chociaż to akurat za lekkie określenie. Rozsadzało ją od środka, jak gdyby była w każdej chwili gotowa do zdetonowania. Bolało ją sumienie. Powinno. Poza tym wszystkim była jeszcze cholernie niewyspana, ponieważ przez cały dzień nie była w stanie zmrużyć oka, walcząc z wyjątkowo natarczywym helikopterem w głowie. Przez kilka godzin przewracała się z boku na bok, trawiąc niewyraźne wspomnienie poprzedniego wieczoru. Postanowiła zaparzyć kawę. Robiąc „śniadanie”, dopilnowała żeby intensywny zapach jajecznicy nie dotarł za wcześnie do jej nozdrzy. Tłuste jedzenie sprawiło, że poczuła się odrobinę lepiej. Musiała zapalić. Jej płuca wrzeszczały, dopominając się nikotyny. Nawet jeśli ceną tego miało być zrzyganie się przez okno na sąsiada. Oparła się o parapet. Minęło już tak dużo czasu, a jednak raz na jakiś czas uderzały w nią flashbacki z przeszłości. Wywołane zupełnie niewinnie. Podobny samochód, znajoma piosenka, perfumy którymi się wtedy spryskała. No i bywały dni takie jak ten. Wczoraj skończyła późno pracę i chociaż była zmęczona, szybkie wyjście ze znajomymi, przedłużyło się. Wróciła nad ranem. Kiedy tylko poczuła powrót sił witalnych, wzięła szybki prysznic, zarzuciła na siebie zwiewną sukienkę i wybrała do znajomego baru.
Kiedy odeszła od baru już z szóstym drinkiem, postanowiła na chwilę wyjść na zewnątrz i się przewietrzyć. W międzyczasie jednak potknęła się i wpadła w sam środek biuściastej blondynki, na chwilę tracąc wzrok w czeluściach jej dekoltu. Może i nie skończyłoby się to najgorzej gdyby nie fakt, że wygrzebując się z pokaźnych wzgórz męskiej rozkoszy, złamała kobiecie paznokieć. Tragedia iście na miarę Posejdona, bo blondynka się natychmiast się oburzyła i zaczęła obrzucać skołowaną Delilah wyzwiskami, których powstydziłby się pierwszy lepszy żul na ulicy. Hawkins bardzo nie lubiła roszczeniowych ludzi, zwłaszcza takich, którzy „kurwa” używają jak przecinka, chociaż sama do najświętszych nie należała.
- Czy możesz się ode mnie odpieprzyć? Chcę w spokoju dopić drinka. I przestań do mnie mówić słowa. Przez tysiąc lat będziesz odpracowywać swoją karmę, tocząc kulki z gówna jako żuk, zanim w ogóle wyewoluujesz do etapu bycia tępą. Żegnam - wyrzuciła z siebie już trochę wkurwiona i odwróciła się na pięcie w stronę baru. Może należało w tym wypadku jednak przeprosić rozjuszoną sex bombę, bo ta pociągnęła ją za włosy tak mocno, że brunetka zderzyła się ze ścianą. So you wanna start a war.
nie umiem w podpisy!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[1]

Przez chwilę stała przed drzwiami do baru, mnąc w palcach dół sukienki. Podwinęła ją przez to zdecydowanie za wysoko. Dobrze, że nikt nie przechodził obok, bo mógłby zobaczyć sporą część jej tyłka. Dlaczego ją zaprosił? I po co przyszła, zamiast grzecznie przytaknąć i pozwolić, aby zaproszenie umarło wraz z upływem czasu? Denerwowała się, zupełnie jakby mieli się spotkać dopiero pierwszy raz, a przecież powinna się była liczyć z tym, że może go spotkać. Ponoć wyjazd się udał. Przez te wszystkie lata bawił się w Indianę Jonesa czy innego Arthura Morgana, kiedy ona oddawała się bardziej przyziemnym rzeczom. Po co więc tutaj wrócił? Ta myśl nie dawała jej spokoju. Ktoś kto mijał ją jedynie na korytarzu, czy ulicy mógłby pomyśleć, że Panam ze swoim wiecznym uśmiechem, wręcz grzeszy dobrocią i pozytywną energią. To zaś było bardziej skomplikowane. O ile jej energia balansowała na pograniczu pozytywnego zen, momentami zaliczając cyniczne zjazdy, o tyle tą dobroć momentami przysłaniała zjadliwość, a Pam w przypadku tego konkretnego osobnika żywiła wyjątkową zawiść. Miała więc nadzieję, że skoro wrócił, zakończyło się to serią niepowodzeń. Wiedziona tą myślą, odważyła się w końcu puścić zmięty koniec sukienki i wejść do środka zatłoczonego lokalu.
- Och - wyrwało jej się, zanim zdążyła nad sobą zapanować. Jego widok wyprowadzał ją z równowagi. Nawet po latach. Było w nim coś... No po prostu dziwnego. Przełknęła głośno ślinę, skupiając całą telekinetyczną energię świata żeby te pieprzone rumieńce nie zakwitły na jej twarzy. Uśmiechnęła się zupełnie nieszczerze, a przez oczy przeszedł jej złośliwy błysk.
- Cześć, przyszłam jak się umawialiśmy, ani minuty za późno - rzuciła na przywitanie, nie dając po sobie poznać jak wytrącił ją z równowagi jego widok. Ostatnie słowa przecedziła przez zęby, pamiętając, że on nie czekał, w zasadzie nigdy. - Piwo. Możesz mi zamówić - rzuciła od razu, nie dając po sobie poznać jak bardzo emocje targają jej ciałem. Po chwili małego otępienia, potrząsnęła głową, wybudzając się z letargu. Nie może przecież całego spotkania spędzić na odpowiadaniu monosylabami. Nie po to tu przyszła. Wyprostowała się dumnie i z wystudiowaną nonszalancją opadła na krzesło.
- Albo w sumie cokolwiek. Zaskocz mnie - dodała szybko, znowu się prostując. - Jak tam? Czemu wróciłeś? - to drugie pytanie też jej się wymsknęło z ust, zanim zdążyła w ogóle obmyślić strategię. Przyjrzała mu się badawczo, co było paradoksalne, skoro równocześnie udawała, że wcale jej to nie obchodzi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To nie był jej dzień - powtarzała sobie w myślach, idąc ulicą wśród zacinającego w twarz deszczu. Jeszcze pół godziny temu, w mieszkaniu toczył się dramat, bo zepsuła się suszarka, a tak naprawdę fryzura na "mopa" była od samego początku nieunikniona. Może gdyby wstała wcześniej, w domu posiadała parasol i nie mieszkała na takim zadupiu, jej życie miałoby i jaśniejsze strony. Sama była sobie winna. Nie powinna narzekać, a jednak podstępne myśli wykrzykiwały, że to znak z nieba, bo nie powinna była umawiać się na to spotkanie. Brodząc do niedawna białymi trampkami w płytkich kałużach, czuła się idiotycznie. Ale może to przez tą zbyt obcisłą sukienkę, która z każdym krokiem chciała pokazać światu jaki tyłek ma jej właścicielka. Co ją w ogóle podkusiło żeby się tak ubrać? Może to piękne słońce, które widziała rankiem za oknem, a może po prostu za długo fantazjowała o tym co się dzieje po "żyli długo i szczęśliwie" w bajkach. Niezależnie od tego, zamiast wyglądać jak Kopciuszek idący na bal, bardziej przypominała Bridget Jones w najbardziej żenujących epizodach jej życia. Co prawda nie przewidywała po drodze żadnego koryta pełnego świń, ale dzień się dopiero zaczął.
Z cichym westchnieniem, otworzyła drzwi do kawiarni, wchodząc do niej jak na ścięcie. Kawy. Jej przełyk w niemym błaganiu, domagał się gorącego, czarnego płynu, który zawsze stawiał ją na nogi. Do tych płynów (z pominięciem koloru i temperatury) zaliczała się jeszcze tequila, ale tu z kolei było jak na ruletce. Raz potrafiła postawić, a raz powalić. Rozejrzała się po stolikach, wśród morza głów, wreszcie dostrzegając tą znajomą. Serce jej zabiło trochę szybciej. Zupełnie niepotrzebnie. Głupie serce.
- Cześć, wybacz spóźnienie, nie przewidziałam, że w ciągu kilku godzin... Chyba powinnam częściej sprawdzać pogodę - rzuciła na powitanie, drepcząc powoli do stolika. Czuła, że palce u stóp miała przemoczone. Znowu w duchu musiała zbesztać się za założenie trampek. Obiema rękami odgarnęła wilgotne od deszczu włosy za uszy. Do niedawna proste, teraz skręcały się w ciemne spirale.
- Jak szycie? - zapytała, mając na myśli ranę, która ostatnio niemal przyprawiła ją o zgon na miejscu. - Mam nadzieję, że nie wpadło Ci do głowy zrobienie znowu czegoś durnego? Jak nie będziesz o to dbał, przysięgam, że zrobię coś... coś złego - zagroziła mu pół żartem, pół serio, ale ściszając głos, tak żeby nikt jej nie usłyszał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Melusine sama nie wiedziała, jak odebrać propozycję, która wydobyła się spomiędzy jej ust. W przypadku tej dwójki wydawała się być niepoprawna, a jednocześnie, jak najbardziej na miejscu, bo oboje wyglądali, jakby właśnie dziś potrzebowali, nie tylko czegoś mocniejszego, ale przede wszystkim chwili beztroski. Wizyta w pubie jawiła się jako niezwykle kusząca opcja, zwłaszcza, że ostatnie dni dały Melusine naprawdę w kość; rozstanie, zmiana pracy, towarzyszące tem uczucia, w tym przede wszystkim niepewność.
Zdecydowanie potrzebowała się napić.
Przekraczając próg Loretta's Northwesterner, pierwszym na co zwracało się uwagę to zapach - cudowna mieszkanka dymu i przypraw, jakich używano tu, do przygotowania mięsa na grillu. Pennifold bardzo lubiła to miejsce - dawali tu najlepsze steki - choć nie często miała okazję je odwiedzać. W zasadzie nie wiedziała z czego to wynika, jednak kiedy tylko charakterystyczna woń załaskotała ją w czubek nosa, mimowolnie się uśmiechnęła. Mimo sporej ilości gości, którzy siedzieli przy stolikach i barze, udało im się znaleźć jeden wolny. Brunetka zdjęła z siebie płaszcz, wieszając go na stojącym nieopodal wieszaku.
- Byłeś tu kiedyś? - zapytała, od razu sięgając po kartę z alkoholami, choć doskonale wiedziała, co chce już zamówić - na pewno coś mocnego. Pytanie, jakie padło z jej ust, wydawało się naturalnym. Nie od dziś wiadomym było, w jakim towarzystwie obracał się Dominic, a to na pewno nie chodziło po tego typu lokalach. Zadaniem Melusine nie potrafili docenić po prostu docenić prostoty, którą ona uwielbiała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miejsce, które wskazała Melusine, w niczym nie przypominało lokali, w których zwykle bywał. Pochodził z dobrego domu, a to wymagało od niego częstego spędzania czasu tam, gdzie łatwo można było trafić na śmietankę towarzyską Seattle, czy pokazywania się w miejscach, które sugerował mu menedżer. Nie miał nic przeciwko wystawianiu siebie na świecznik, w końcu na sukces częściowo pracował również swoją twarzą, a złapanie go w ciekawym towarzystwie dobrze wpływało na jego wizerunek.
Co więc robił tu, w knajpce okupowanej przez okolicznych mieszkańców, czujących się tu nad wyraz swojsko? Kompletnie nie był pewien, ale widząc swobodne zachowanie Mel, jakby również należała do stałych bywalców, śmiało podążył za nią. Podobnie jak ona, ściągnął z siebie płaszcz i odwiesił go na wieszak, by po chwili zająć miejsce przy stoliku.
- Raczej nie - pokręcił głową, po czym rozejrzał się po miejscu trochę dokładniej. - Ale jest tu pewien klimat - przyznał w końcu, będąc nieco zaskoczonym faktem, że tak niepozorna knajpka mogła mieć tak przyjemnie luźną atmosferę. Zdecydowanie różniła się od tych w centrum. - Dużo tego typu miejscówek znasz? - zapytał z zaintrygowaniem i zerknął na moment na dziewczynę, by zaraz sięgnąć po kartę alkoholi. Z sezonu na sezon stawał się coraz bardziej rozpoznawalny wśród fanów baseballu, więc kiedy tu wszedł, przez jego głowę przeszła myśl, że mógłby (tym razem) niepotrzebnie zwrócić na siebie uwagę. Z każdą chwilą tu przestawał mieć jednak jakiekolwiek obawy. Był człowiekiem tak samo, jak pozostali, więc należało mu się to, co każdemu - prywatność. Kto by się spodziewał, że właśnie w tłumie mógłby ją znaleźć.
- Coś konkretnego proponujesz? - Co prawda, znalezienie odpowiedniej pozycji w karcie zajęło mu dosłownie chwilę, ale właściwie decyzja należała do niej. A raczej jej wewnętrznych potrzeb, ale nad tym się już nie rozwodził. Moc alkoholu była tu pewnego rodzaju miarą, którą sam miał się zasugerować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, jak dokładnie wygląda życie Dominica, choć świadoma była, że ciągłe przebywanie w blasku fleszy wywiera na nim pewnego rodzaju presję. Jak się z nią czuł? Gdyby Melusine miała podstawić się na jego miejscu zapewne ukrywałaby swoją prywatność, szukając takich miejsc jak to, gdzie choć mogłaby zwracać uwagę innych, wskaże na Coltonie kilka osób zawiesiło ciekawskie spojrzenie, poświęcając mu więcej uwagi niżeli przeciętnemu klientowi, to wciąż poniekąd można było pozostać anonimowym. Siadając przy stoliku, instynktownie założyła pojedynczy kosmyk włosów za ucho, który uparcie wciąż opadał na jej twarz, łaskocząc w policzek. Trzymając w dłoniach menu, w nerwowym geście stukała palcem wskazującym w laminowany kartonik z jakiego było wykonane. Denerwowała się, nawet jeśli zdrowy rozsądek mówił jej, że nie ma ku temu powodu.
- Tak, jest klimat - przyznała niepewnie, nie do końca pewna, czy sam wspomniał o tym dlatego, że mu się tu podobało, chociaż miejsce to znacząco różniło od tych, w jakich obracał się na co dzień czy może powiedział to tylko z grzeczności. Zaśmiała się pod nosem, odrobinę nieadekwatnie do jego słów, na chwilę bardziej skupiając się na własnych myślach. - I mają tu najlepsze steki w mieście - dodała, szeroko, a przede wszystkim szczerze się przy tym uśmiechając.
- Może - odpowiedziała trochę tajemniczo - chociaż to wynika z faktu, że zwyczajnie lubię poznawać miasto. Jest tu wiele naprawdę ciekawych miejsc - dodała prawie natychmiast, nie chcąc by pomyślał sobie o niej coś niewłaściwego. Biorąc pod uwagę ich przeszłość był to bardzo prawdopodobny scenariusz, bo nawet jeśli Melusine się zmieniła brunet nie musiał mieć co do tego pewności.
Niewątpliwie już na wejściu Dominic zwrócił uwagę gości, jednak w tym momencie skupiał na sobie także spojrzenie obsługi, głównie kelnerek, które przyglądały mu się z wyraźnym zainteresowanie. Tyle tylko ciężko było ocenić czy to dlatego, że rozpoznały kim jest czy może ze względu na to, że jest przystojnym mężczyzną. Na szczęście ani Colton, ani Melusine nie zwracali na to uwagi, dzięki czemu można było sądzić, iż nie jest to aż tak nachalne, jakby mogło się wydawać.
- Jakiś czas temu próbowałam tequili, ale jest mocno średnia - przyznała, niebieskimi tęczówkami przymykając przez kolejne pozycje w karcie. - Zostanę przy whisky - oznajmiła, przygryzając dolną wargę, czując jak w koniuszek języka szczypie ją pytanie. Nigdy nie należała do osób, które owijają w bawełnę, dlatego i tym razem nie zamierzała tego robić. Wzięła głębszy oddech.
- Spotykasz się z kimś? - wypaliła znienacka, zaskoczona własną bezpośredniością, wszakże nie powinna ani o to pytać, a tym bardziej się tym interesować, jednak reportaż w jednej z gazet właśnie to sugerował, a ona chciała zweryfikować jego prawdziwość.
Oczywiście prawie natychmiast zdała sobie sprawę, jak okropnie zabrzmiała, w zdenerwowaniu wykręcając palce. - To znaczy… - zaczęła wypuszczając z płuc powietrze, które nieświadomie wstrzymała dłuższej niż to było konieczne. - Chodzi o to, że od śmierci Heather minęło tyle lat, i uważam że zasługujesz na to, żeby znowu być szczęśliwym. - powiedziała na jednym wdechu, czując narastającą panikę, która uświadomiła jej, że jednak powinna trzymać język za zębami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prywatność należała do rzeczy, które wbrew pozorom bardzo sobie cenił. Mimo rozpoznawalności i coraz częstszych występów przed kamerą starał się nie rozmawiać o swoim prywatnym życiu, o mamie, dotychczasowych partnerkach czy innych głębokich relacjach, przede wszystkim skupiając się na karierze i związanymi z nią zagadnieniami. Owszem, stwarzał pozory otwartego, pozwalał sobie na żarty czy niewinny flirt, ale to tylko pozory. W rzeczywistości nie lubił, kiedy wchodzono butami w jego życie, dlatego nauczył się wykonywać przed tym zgrabne uniki. Przestrzeń, w której obecnie znajdował się razem z Melusine, była tym, czego w tej chwili potrzebował. Wypełniona smakowitymi zapachami, rozmowami gości, bez natarczywych spojrzeń, nadawała miejscu kameralności.
- Serio? Nic więc dziwnego, że tyle tu osób - zdziwił się, jeszcze raz przesuwając spojrzeniem po klientach. Kwestia jedzenia była tu istotna, bo część z nich rzeczywiście miała przed sobą talerze z grillowanym mięsem. A sądząc po ilości osób, najwyraźniej uwielbiali tu przychodzić, więc zdecydowanie coś musiało być na rzeczy.
- Taak, to ciekawe, że mimo mieszkania w jednym mieście przez całe życie, można w nim nadal odkrywać nowe rzeczy - przyznał wyraźnie uderzony tą myślą. Do tej pory uważał, że rodzinne miasto znał od podszewki, a tymczasem patrzył na nie jedynie ze strony, w której dorastał i o której był uczony. Poprzez wyrażenie swojej refleksji nawet nie zauważył, że jej tłumaczenie mogło mieć konkretny powód, bo tym razem, zupełnie odwrotnie niż kiedyś, nie doszukiwał się w słowach dziewczyny czegoś, czego mógłby się uczepić.
- Dobry wybór - nie potrafił powstrzymać uśmiechu wstępującego na jego twarz, bo sam zastanawiał się nad whisky, więc złożył kartę i położył ją obok. Trzeba przyznać, że nadal było to dla niego dosyć nieprawdopodobne i jednocześnie intrygujące, że po tylu latach znalazł się w barze z Mel i w ogóle potrafili spędzić ze sobą dłużej niż pięć minut. Ale kolejnego pytania się nie spodziewał, dlatego usłyszawszy je, momentalnie ściągnął brwi. Czemu ją to zastanawiało? Czy to był jakiś podstęp? Następnie wspomnienie Heather wywołało w nim mimowolny ucisk w żołądku i spięcie.
- Czy szczęście zawsze musi oznaczać bycie z kimś? - zapytał w końcu, starając się zachować spokój, z trudem powstrzymując się przed najeżeniem się, jak to miał dotychczas w swoim zwyczaju zawsze, kiedy w rozmowie padał ten temat. Według niego szczęście nie zależało od posiadania kogoś, co właściwie ciemnowłosa mogła wywnioskować po ostatnich spotkaniach. Zanim jednak odpowiedziała, przy ich stoliku pojawiła się atrakcyjna kelnerka, z szerokim uśmiechem pytając o zamówienie, na co gestem ręki wskazał, by Mel pierwsza powiedziała, co chce.
- Whisky z lodem proszę - odparł chwilę po niej, odwzajemniając grzecznościowo uśmiech, obdarzając ją spojrzeniem jedynie na moment, zanim powrócił wzrokiem ponownie na towarzyszkę. Kiedy kelnerka odeszła, przez kilka sekund się wahał, zanim powrócił do tematu. - Właściwie czemu o to pytasz? - W jego głosie pobrzmiewało zainteresowanie, któremu nie potrafił się oprzeć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie zabrałabym cię do miejsca, gdzie jest niedobre jedzenie - zaśmiała się, choć nie wiedziała, czy to odgrywa w życiu Dominica istotną rolę, nawet jeśli świadoma była tego, że bycie zawodowym graczem wiązało się nie tylko z obowiązkami utrzymania odpowiedniej formy, ale także diety. A czy w związku z tym, nie miał narzucone co może, a czego nie? W chwili, kiedy pytanie to wypełniło myśli brunetki, mimochodem zmarszczyła czoło, pozwalając by pojawiły się na nim trzy poziome, niebyt głębokie zmarszczki, jednak nie wypowiedziała go na głos, zaraz skupiając się na słowach, które opuściły usta mężczyzny.
- To prawda, w dodatku to ulega ciągłym przemianom, więc ciężko znaleźć miejsca, które dziś wygląda tak samo, jak pięć czy dziesięć lat temu. - przyznała. Był to koszt rozwoju, który pokazywał, że nie tylko miasto podlega ciągłym zmianom, ale także życie ludzi, którzy w nim mieszkają, pośrednio wpływając także na ich charakter. Była to idealna alegoria dla ich relacji . Czas również na nich odbił swoje piętno, sprowadzając do obecnej chwili, chociaż cofając się kilka lat wstecz, takie spotkanie było wręcz niemożliwe. A teraz, z każdą upływającą sekundą coraz pewniej czuła się w towarzystwie Coltona, nie dostrzegając w jego jasnych tęczówkach tego oceniającego spojrzenia czy nie słysząc krytykujących słów, zamiast tego, co jakiś czas obdarzał ją uroczym uśmiechem, na który ciężko było nie odpowiedzieć podobną reakcją.
Widząc, jak wyraz twarzy szatyna ulega zmianie, nerwowo wykręciła palce i choć do tej pory trzymała je na stoliku, tak wraz z pytaniem, jakie wypowiedziała na głos, schowała je pod drewniany blat. Uciekła również spojrzeniem, patrząc gdzieś w bok, jednak wróciła nim do niebieskich oczu, kiedy na końcu swojej odpowiedzi Dominic postawił znak zapytania.
- Nie. Cholera…. Źle to zabrzmiało - przyznała, chociaż ciężko było ubrać jej w inne słowa, to co chciała mu przekazać. Wiedziała, że kochał Heather całym sercem, nawet jeśli w tamtym okresie trochę negowała ich związek, ale nie chciała też by żył przeszłością, kiedy jego przyszłość mogła malować się w jaśniejszych barwach, u boku innej kobiety.
Pojawienie się przy nich kelnerki, sprawiało, że Melusine zyskała kilka dodatkowych sekund, także decydując się na whiskey, choć w przypadku kobiety był to osobliwy wybór. Zauważyła, że większość stawiała na kolorowe drinki, o których samą myśl, u brunetki wywoływała mdłości. Nie lubiła mieszać alkoholu ze słodkimi dodatkami, jak wszelkiego rodzaju syropy czy napoje.
- Widziałam twoje zdjęcie w gazecie z jakąś blondynką, wydawałeś się być bardziej szczęśliwy niż, gdy mówisz o pracy - przyznała, chociaż śmiałość, jaką odznaczała się chwilę wcześniej, gdzieś z niej uleciała, a ona sama zdradzała swoją niepewność poprzez nerwowo przygryzanie dolnej wargi. Oczywiście w słowach opuszczających malinowe usta ciężko było doszukać się niezdrowego zainteresowania, gdyż nie oczekiwała, że Dominic będzie tłumaczył się jej z własnego życia, które wciąż było jego prywatną sprawą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Kto wie? Może twoim sekretnym planem jest otrucie mnie? - odparł żartobliwie i choć kiedyś prawdopodobnie mogłaby się o to pokusić, to teraz nie czuł takiej obawy, ozdabiając swoją twarz pełnym, nieco nawet zaczepnym uśmiechem. Poniekąd nie zdziwiłby się, gdyby rzeczywiście chciała go podstępem zwabić do miejsca, w którym to jedzenie zrobiłoby robotę, a ona nie musiałaby sobie brudzić rączek, ale ostatnie spotkania uświadamiały mu, że Mel wcale nie była taka zła, jak ją widział te parę lat temu.
- No cóż, każdy biznes z czasem się rozwija… albo zwija, moda na wnętrza też przemija. Ważne, by atmosfera i jedzenie miały tę samą formułę, a reszta jakoś ujdzie - przyznał, wzruszając przy tym nieco ramieniem. W ten sposób niepostrzeżenie wyraził fakt, że w życiu należało cenić i doceniać to, co rzeczywiście było ważne, a co w sferach, w których się obracał, często zanikało. Czas wskazywał na przemiany wszystkiego wokół, włącznie z ludźmi, ale nie należało ich za to ignorować lub negować, a dać im szansę. To rzeczywiście odzwierciedlało relację Mel i Doma, a to wyjście ewidentnie wskazywało na szansę, którą w głębi siebie Dominic chciał im dać i przekonać się, że nie taki wilk był straszny, jak go malowano.
Jej pytanie wzbudziło w nim zaskoczenie, którego nie potrafił ukryć. Nie miał pewności, jak powinien na nie zareagować, ale mimo to zachował spokój. Nauka opanowania na boisku stawała się, o dziwo, przydatna również w życiu prywatnym. Kiedy po złożeniu zamówienia zostali już sami, jej następne wyznanie sprawiło, że uniósł wyżej brwi. Nagle uświadomił sobie, że na balu rzeczywiście pozował z Ashley do zdjęć dla reportażu, nie sądził jednak, że Mel mogłaby się na niego natknąć. Zaledwie kilka sekund upłynęło, nim poprawił się na krześle i wzruszył ramieniem, próbując w ten sposób strząsnąć z siebie pozostałości zdumienia wymalowanego na twarzy i ulokowanego w spiętych mięśniach.
- Naprawdę? To… to tylko koleżanka. Można powiedzieć, że uratowała mnie przed samotnym pójściem na tę felerną walentynkową imprezę - stwierdził na początek z wahaniem w głosie, które z każdym następnym słowem ustąpiło typowej dla siebie naturalności. Przy tym z pewnym zdziwieniem odkrył przed samym sobą, że zaczynało mu się odrobinę łatwiej rozmawiać z Melusine. Mówienie o sobie mimowolnie zaczynało przychodzić mu z coraz większą swobodą, a trzeba zauważyć, że było to jeszcze przed wylądowaniem na stole alkoholu. Nie do końca był pewien, czy powinien otwierać się przed Mel, dlatego sięgnął po szklankę, którą właśnie na blacie zostawiła kelnerka.
- Za spotkanie - wzniósł szkło i stuknął nim szklankę dziewczyny, by po chwili rozgrzać trunkiem gardło i przełyk. Przenikające przez niego ciepło w środku klatki piersiowej dało wyraz temu, czego właśnie mu brakowało. - A ty? Masz kogoś, kto daje ci szczęście? - zadał pytanie, poniekąd odbijając piłeczkę. Kogoś, kto był lepszym towarzyszem, niż typy, z którymi widywała się tę parę lat temu. Nie miał najmniejszego zamiaru jej oceniać, ale pod pozornie prostym, mającym na celu podtrzymanie rozmowy, pytaniem, tkwiła ukryta nadzieja, że może chociaż ona ułożyła sobie życie tak, jak zawsze chciała tego dla niej Heather.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Słysząc pytanie Dominica, szczerze i w głos zaśmiał się, zwracając na nich uwagę gości siedzących najbliżej. Było to niegrzeczne, dlatego odruchowo, zasłoniła usta dłonią, kryjąc przy tym lekkie rumieńce, które mimochodem, pod wpływem nieco zirytowanego spojrzenia brodatego mężczyzny, pojawiły się na policzkach Melusine.
- Gdyby taki był mój plan, już dawno wahałbyś kwiatki od spodu - stwierdziła, wiedząc, że mężczyzna wciąż nie jest świadom tego, iż babeczki oraz ciasteczka, którymi tak ochoczo się zajadał, tak naprawdę piekła ona, a nie Heather; to była tajemnica przyjaciółek, której nigdy nie zamierzały wyjawiać. O ile Mel kochała blondynkę, tak z grozą malująca się na twarzy i strachem w oczach, patrzyła za każdym razem, kiedy ta brała się za wypieki, będące jej piętą achillesową.
I zdecydowanie panienka Pennifold nie była taka zła, jak malowała się dawniej w oczach Coltona, chociaż przy nim rzadko kiedy pokazywała swoją drugą twarz, zawsze starając się trzymać gardę, bo przecież ten nigdy nie wiedziała, kiedy będzie musiała odpowiedź na kolejny atak, chociaż zazwyczaj to ona go prowokowała, uważając, że Dominic jest zbyt poważny. Teraz, z perspektywy czasu rozumiała, iż wynikało to zwyczajnie z troski o najbliższych. W dodatku nie mogła uwierzyć, że była aż tak głupia i niedojrzała, jednak była to cena młodości.
- Według mnie jedzenie jest najważniejsze, nie liczy się to, jak wygląda lokal. O… na przykład najlepszego lody można zjeść u Marcello, którego już w czerwcu z jego wózkiem można spotkać w parku, tym za centrum handlowym - powiedziała, tym samym zdradzając Dominicowi kolejną ze swoich ulubionych "miejscówek". Uwielbiała te lody i gdy nadchodziła wioska, z utęsknieniem i wciąż oblizując usta, odliczyła dni do pierwszego czerwca. Tego dnia zazwyczaj była w pierwszej dziesiątce klientów starszego już Włocha, który witał ją nie tylko dużą porcją przysmaku, ale również uśmiechem. W dodatku był to na tyle miły pan, że zawsze zostawała chwilę dłużej, wdając się z nim w rozmowę. Czy szatyn go znał?
Bez najmniejszego problemu dostrzegła, jak wyraz twarzy jej rozmówcy uległa zmianie, jak maluje się na niej zaskoczenie, będące zrozumiałą reakcją, zwłaszcza w ich relacji. Poniekąd Melusine nie miała prawa zadawać mu tak osobistego pytania, choć z drugiej czy będąc na świeczniku prasy, można było liczyć na prywatność?
- Rozumiem - odparła na odpowiednim mężczyzny, chociaż w niebieskich tęczówkach brunetki, malowało się powątpiewania dla jego słów. Niemniej nie czuła się odpowiednią osobą, do tego, by zweryfikować ich prawdziwość. Chciała, by wiedział, że ona sama, nie widziała nic złego w tym, gdyby zaczął się z kimś spotykać, bo chociaż Heather na zawsze pozostanie dla nich żywa, to on sam zasługiwał na znacznie więcej niż wspomnienia.
- Za spotkanie - powtórzyła, zaciskając smukłe palce na szkle, po czym upiła niewielki łyk bursztynowego płynu, ale lekki grymas wykrzywił jej twarz. Pierwszy łyk był dla niej zawsze tym najgorszym; szczypał nieznośnie w koniuszek języka.
Słysząc pytanie padające z ust Dominica, czując dyskomfort, instynktownie przygryzła dolną wargę, jednocześnie kciukiem ocierając pojedynczą kroplę wody ze szklanki. Przez kilka, może kilkanaście? sekund milczała, unikając spojrzenia w jasne oczy mężczyzny. Nie lubiła mówić o sobie, a tym bardziej o sferze uczuciowej, której znaczenie, tak naprawdę, poznała dopiero przy Siriusu.
- Chyba miałam - odpowiedziała w końcu, zachrypniętym głosem, jakby niepewnie. Wcześniej przerażało ją to, że miała Bosworth'a, że go kochała, a obecnie podobnym strachem napawała ją myśl, iż go nie ma. Ponownie wychyliła szklanek, upajając tym razem odrobinę więcej alkoholu.
- Jak to jest w zasadzie - kochać? - zapytała, w końcu zbierając w sobie wystarczające pokłady odwagi, aby spojrzeć Coltonowi w oczy. Był jedyną osobą, którą znała, która mogła jej to wytłumaczyć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jej niespodziewany wybuch perlistego śmiechu co prawda zwrócił uwagę sąsiadów, ale Dominicowi bynajmniej nie przeszkadzał. Właściwie to przyszło mu na myśl, czy w tym osobliwie dźwięcznym śmiechu kiedykolwiek udało mu się usłyszeć naturalność, którą właśnie go uraczyła. A raczej, czy kiedykolwiek był w stanie osobiście ją wywołać? Nie przypominał sobie takiej chwili, więc niby niepozorna reakcja Melusine, a odkrywała całkiem nowe obszary ich znajomości.
- Och, miałaś tyle możliwości i tyle samo powodów do tworzenia niecnych planów, więc tym bardziej zastanawia mnie, co Cię przed tym powstrzymało? - podjął zadziornie, spoglądając na nią z rozbawieniem. Oboje wiedzieli, co, a tak właściwie kto powstrzymywał ją przed spełnieniem swoich gróźb, które Mel czasem rzucała w jego stronę, dlatego zaraz potem sam odpowiedział na własne pytanie: - W sumie byłabyś pierwszą podejrzaną, nie opłacałoby Ci się to - zaśmiał się, przywołując w myślach wspomnienia jej pogróżek, kiedy zrobił coś wbrew jej woli albo po to, żeby zażartować z niej w towarzystwie. Doskonale pamiętał, jak nienawidziła nieoczekiwanego mierzwienia jej skrzętnie ułożonej fryzury albo gdy włożył jej gumowego, włochatego pająka do torebki. Ach, te grzeszki młodości.
Mimo wszystkich niesnasek dla niej sprawiał często wrażenie poważnego, ale może brało się to między innymi z faktu, że nigdy nie przekonała go do końca do siebie i z racji różnicy wieku, która w tamtych czasach była dość znacząca, trochę ją bagatelizował towarzysko. Bo cóż mogła wiedzieć o świecie, skoro chodził po nim o te kilka lat dłużej od niej? Na szczęście, w tym momencie ta granica znacznie się zacierała, a on zaczął dostrzegać więcej, niż wtedy.
- O, masz na myśli lody rzemieślnicze? Sam je robi? - zdziwił się. Zwykle nie stawał przy budkach z jedzeniem czy innymi przenośnymi miejscami, co brało się z braku zaufania do jedzenia z niesprawdzonych źródeł. I w tym wypadku zachowywał ostrożność. Tylko Heather potrafiła wyciągnąć go z własnej strefy komfortu, a doświadczenia z tym związane były zwykle niespodziewanie pozytywne. Aż uśmiechnął się do własnych wspomnień. - Najlepsze, jakie jadłem, były w Pistoi we Włoszech. Pamiętam, że błądząc uliczkami natrafiliśmy z Heather na niepozornie wyglądającą lodziarnię i namówiła mnie na spróbowanie. Zawsze miała dobry instynkt. - Może to dlatego miał dobre wspomnienia, bo dzielił je z kimś wyjątkowym? Wtedy zwyczajnie nie potrafił dostrzec negatywnych stron wyjazdu do Europy, ponieważ wszystko wydawało mu się idealne, a teraz stawało się aż nierealne.
- Nie zabrzmiało to przekonująco - stwierdził, ściągając przy tym brwi. Nie mógł nie zauważyć jej spojrzenia, które ewidentnie wyrażało zwątpienie. Zwykle nie zastanawiała się nad tym, co przynosiły jej słowa, które były wyrazem szczerości, więc po co miałaby robić to teraz? Osobiście uważał, że współpraca z Ashley to tylko skrzętnie udawany teatr, a reportaż świetnie przedstawił ich aktorską grę. Tak sobie przynajmniej wmawiał. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że gdyby Melusine o tym wiedziała, pewnie porządnie by go za to napiętnowała.
Widząc jej dziwną reakcję na postawione przez niego pytanie, choć strasznie go korciło, nie zamierzał dopytywać, co się stało. Tak jak on, miała prawo do prywatności i wyglądało na to, że raczej wolałaby uniknąć niewygodnych pytań, co doskonale rozumiał.
- Przepraszam, nie powinienem był pytać - mruknął więc cicho w geście wycofania, kręcąc przy tym głową. To dziwne, jak alkohol potrafił przełamywać lody i dodawać odwagi, dlatego Dominic podświadomie sięgnął po niego po raz kolejny, zalewając gardło kolejnym łykiem. W danej chwili okazało się to dobrym posunięciem, gdyż usłyszał jej nagłe pytanie. W pierwszej sekundzie chciał zaprzeczyć, że nie był ekspertem w tej dziedzinie, ale w jej uważnym spojrzeniu odkrył coś, co zmieniło jego zdanie. Westchnął więc i spojrzał na trzymaną w ręku szklankę, by skupić się na własnych odczuciach.
- To uczucie jedyne w swoim rodzaju - zaczął powoli, a wraz z każdym słowem kąciki jego ust unosiły się w górę - Kiedy patrzysz na kogoś i czujesz, jak przepełnia cię intensywne ciepło. Kiedy obecność drugiej osoby poprawia ci humor i przy niej czujesz, że świat wcale nie jest taki zły. Kiedy wypełnia twoje myśli cokolwiek robisz i gdziekolwiek jesteś. - Mówił w zadumie, a gdy nasunęła mu się jeszcze jedna myśl, w tonie jego głosu pojawiła się powaga. - Kiedy chcesz dla niej jak najlepiej, nawet własnym kosztem i wolisz poświęcić siebie, niż pozwolić, by coś się jej stało. - Myślami niepostrzeżenie odpłynął do momentów z życia, które doświadczył będąc z Heather. W dobrych i złych chwilach stanowiła dla niego ogromne oparcie, stała się dla niego wszystkim. A gdy ją stracił, żałował, że nie mógł zamienić się z nią miejscami. Czuł się winny tego, co się stało, choć nie mógł mieć na to wpływu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bez wątpienia, każda upływającą sekunda, w przypadku tej dwójki, odkrywała przed nimi kolejne możliwości, o których w przeszłości nie mogli nawet marzyć. I choć początkowo Melusine brakowało swobody, jaką odznaczała się na co dzień w relacjach z innymi ludźmi, tak po kilku wymienionych z Dominicem zdaniach, udało jej się osiągnąć jej namiastkę. Pozwoliła sobie nie tylko na otwarte żarty, które nie zostały bez odpowiedzi, ale również szczere rozbawienie, czego wyrazem był perlisty, a przede wszystkim szczery śmiech.
- To będzie moja słodka tajemnica - oznajmiła, w odpowiedzi na zadziorność, jaką odznaczał się mężczyzna w swoim pytaniu, pozwalając sobie na nutę flirtu, który wciąż znajdował się na granicy odpowiedniego zachowania, chociaż to wraz ze zwiększającą się ilością alkoholu we krwi, szybko mogło ulec zmianie.
Rzeczywiście, oboje świadomi byli, co, a raczej kto powstrzymywał Mel przed spełnieniem jej gróźb, jakie wieloletnie opuszczały malinowe usta, kiedy znajdowała się już na skraju, gdzie lawirowała między myślami o tym, co gotowa jest zrobić Dominicowi, w jaki sposób najpierw się nad nim znęcać, następnie zabić, a autentyczną potrzebą, aby owej zbrodni dokonać. Równie trafnym było stwierdzenie, iż stałaby się główną podejrzaną, gdyby Coltonowi coś się stało i być może właśnie ta świadomość powstrzymywała ją przed bolesną i dotkliwą zemstą za każdy jego występek. Wtedy uważała je za swoiste oznaki nienawiści, jednak gdyby spojrzeć na to z perspektywy czasu, to czy rzeczywiście tym były? Na to pytanie mógł odpowiedzieć jedynie mężczyzna.
-Tak! - powiedziała z wyraźnym entuzjazmem w głowie, kiedy szatyn na głos wypowiedział słowo, jakiego szukała w zakamarkach własnych myśli, które szczypało ją w koniuszek języka wywołując nieprzyjemne uczucie, bo przecież było tak proste, a jednak wyleciało jej z głowy.
- Sam, choć na bardzo małą skalę, więc ma tylko jeden smak, ale za to dużo pysznych, własnoręcznie robionych polew. Osobiście polecam czekoladową - doprecyzowała swoje wcześniejsze słowa, oblizując przy czym usta, ponieważ samo wspomnienie o lodach, wywoływało u niej ślinotok. Była to jedna z rzeczy, której nie odmawiała, nawet wtedy, kiedy twierdziła, że zjadła tak dużo, iż nie da rady już nic więcej wcisnąć; dla tych pyszności była gotowa odpisać guzik w spodniach! byleby tylko znalazła jeszcze trochę miejsca.
- To prawda - zgodziła się ze słowami dotyczącymi przyjaciółki, chociaż w koniuszek języka, starym zwyczajem, szczypały ją słowa "gorzej z gustem", lecz powstrzymała się przed wypowiedzeniem ich na głos, nawet jeśli można było zobaczyć ich przebłyskach w iskrzących się niebieskich tęczówkach, a może efekt ten był wywołany alkoholem? Fakt, że go piła, jawnie manifestowały policzki Melusine, nabierając żywszego, czerwonego odcienia.
- Ty też brzmiałeś, jakbyś się wahał - wytknęła mu, chociaż nie brzmiało to niegrzecznie - raczej jak zwrócenie uwagi na to, co jej nie umknęło, a czego wcześniej nie chciała komentować. Dlatego, kiedy ostatecznie to zrobiła, odpowiadając na jego uwagę, czując się głupio, wypiła resztę zawartości swojej szklanki. Wtedy też spojrzeniem odszukała kelnerki, którą ich obsługiwała prosząc o kolejną porcję, tym razem podwójną, bo rozmowa, jaką prowadzili weszła na nieprzyjemny dla Melusine tor.
Z drugiej strony poczuła, że potrzebuje porozmawiać z kimś na temat Siriusa, z kimś kto nie będzie go oceniał czy próbował wybić brunetce nie tylko z głowy, ale również serce, co wydawało się wręcz awykonalne.
- Nie, spokojnie - powiedziała, słysząc przeprosiny padające z ust Dominica oraz malujące się na jego twarzy zmieszanie. Wiedziała, że były one konsekwencją jej reakcji, nawet jeśli ta była uzasadniona. Pennifold nie tylko nie lubiła rozmawiać o sobie - tym bardziej własnych rozterkach miłosnych - ale w przypadku Coltona dodatkowo dochodziło to, że wcześniej nie byli zbyt blisko, przez co było jeszcze trudniej jej się otworzyć, nawet jeśli chciała to zrobić.
Kiedy kolejne szklanki z whisky pojawiły się na stoliku, od razu sięgnęła po jedną z nich, wypijając połowę zawartości. Odruchowo skrzywiła się, kiedy paląca ciecz spłynęła w dół jej gardła, pozostawiając na języku ostry posmak. W ten sposób dodawała sobie, brakującej jej odwagi.
- Jaki czas temu poznałam chłopaka,w zasadzie przez przypadek. I chociaż założyłam, że to nie będzie jakaś znacząca znajomość, to stało się inaczej. Przez kilka miesięcy byliśmy parą, ale ostatecznie okazało się, że oczekujemy od życia czegoś innego, a raczej on. Natomiast ja nie lubię się uginać, dlatego świadomie doprowadziłam do naszego rozstania. To tak w skrócie - w naprawdę dużym skrócie opowiedziała o swojej relacji z Siriusem, która w takich słowach brzmiała niezwykle prosto, choć w rzeczywistości była bardzo skomplikowana. Zaśmiała się, odrobinę ironicznie, zdając sobie z tego sprawę. Szybko jednak przybrała poważniejszą postawę, kiedy szatyn zaczął wyjaśniać jej, jak to jest kogoś kochać i chociaż w większości jego definicja pokrywała się z tym, co Melusine czuła, to najbardziej przerażała ją ta ostatecznie część wypowiedzi Coltona, z którą ciężko było jej się pogodzić. Upiła kolejny łyk - tym razem znacznie mniejszy - bursztynowego płynu.
- Dobra, rozumiem i wszystko się zgadza. Ale co jeśli ktoś wymaga od ciebie czegoś, nie licząc się z tym, czego ty oczekujesz? Kiedy rozkazuje, bo coś mu się nie podoba? - zadała kolejne pytanie, które brzmiało dość tajemniczo, a przez to nie do końca zrozumiale, ale jak mogła powiedzieć mu, że rozstała się z ukochanym, bo ten nie chciał, aby tańczyła w klubie? Jaki facet mógłby tego chcieć?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W gruncie rzeczy morderstwo w afekcie zupełnie nie opłacało się Melusine, o czym nieraz przypominał jej Dominic, kiedy odgrażała mu się za psikusy, które jej robił. Oczywiście pierwszym i głównym powodem, dla którego czcze groźby pozostawały tylko czcze, była Heather, która zawsze starała się naprawiać wszelkie spory między nimi i mężczyzna dojrzał już do momentu uświadomienia sobie, że teraz na pewno nie chciałaby, żeby nadal mieli ze sobą problem. Poza tym Melusine zarówno wtedy, jak i teraz, była zbyt młoda, żeby marnować sobie życie i trafić za kratki przez kogoś takiego, jak Dominic. No i chyba najważniejsze, o czym nigdy nie omieszkał wspomnieć, byłaby wszystkim wielka szkoda Dominica, przez co kobieta naraziłaby się przynajmniej całej bejsbolowej społeczności i zrobiłaby z niego męczennika.
- Za wiele byś straciła, nie warto - przypomniał jej ze śmiechem. Jak widać, przeciw było znacznie więcej niż za, co najwyraźniej przekonało Mel do pozostania grzeczną. I subtelną kokietką, czego Colton zupełnie się po niej nie spodziewał, a przynajmniej nie spodziewał się doświadczyć tego na sobie. Chociaż trzeba przyznać, że ostatnio życie coraz częściej go zaskakiwało, szczególnie w sprawie odnawiania relacji z Mel.
- Nie jesteś jedyną jego wielbicielką? - upewnił się jeszcze, przyglądając się w rozbawieniu reakcji dziewczyny oblizującej usta na samą myśl o wspominanych lodach. Zawsze zastanawiało go, czemu płeć piękna miała takiego bzika na punkcie słodkości. Czasem naprawdę niewiele było potrzeba do pełni szczęścia. Było w tym jednocześnie coś uroczego i niepokojącego, bo z kolei bez spełnienia zachcianki można było przysporzyć sobie więcej kłopotów, niż odmowa była warta.
- Bo mnie zaskoczyłaś - przyznał, wzruszając przy tym ramieniem. W jego mniemaniu było to logiczne wytłumaczenie dla jego wahania. Przez kilka sekund zastanawiał się, jak ubrać w słowa to, co myślał na ten temat, zanim dodał: - Mam wiele koleżanek, a ta, powiedzmy, że była mi winna przysługę. - Brzmiało to już bardziej konkretnie, choć chyba niekoniecznie stawiało go w dobrym świetle. Odpowiadało mu nie przywiązywanie się do innych osób, wolał się nie zrażać. I choć obecność Ashley dobrze na niego wpływała, po zostawieniu mu pożegnalnej notatki wniosek był prosty - ona również traktowała to jak transakcję, czy dobrą zabawę.
Otwieranie się przed osobami, które przez wzgląd na stare czasy, nie wykazywały podstaw do zaufania, było ciężkie nie tylko dla Melusine, ale i dla Dominica. Mimo obecnych różnic w tonie i sposobie prowadzonych rozmów, trudno było zebrać w sobie odwagę i odkryć przed sobą karty. Dlatego z pomocą przyszedł zamówiony przez ciemnowłosą alkohol, którego bursztynowy kolor zachęcał do sięgnięcia po kolejny spory łyk, powodując przyjemne rozgrzewanie od środka. Kiedy w połowie puste szkło ponownie spoczęło na blacie przed Dominiciem, jego uwagę zwrócił grymas Mel. To, co miała powiedzieć, musiało mieć ogromne dla niej znaczenie, dlatego z uwagą słuchał jej wypowiedzi.
- Przykro mi, Mel - spojrzał na nią ze zrozumieniem, bo jej historię potrafił połączyć z kilkoma sytuacjami, w które sam się wplątywał. Najtrudniejszym było kończyć coś, co pierwotnie nie miało prawa się zdarzyć, choć oczywiście to na mężczyznę zwalano całą winę i nazywano go dupkiem, a kobieta stawała się niewinną ofiarą całego zamieszania, które notabene sama stworzyła. Nie miał jednak czasu na rozważania, bo nagle stało się jasnym, czemu Pennifold pytała o kochanie. Dom nie uznawał siebie za odpowiednią osobę do dawania porad na jakikolwiek temat, a co dopiero temat związków, więc znów sięgnął po szklankę, by znów opróżnić jej zawartość.
- Kompromis wydaje się tu jedynym rozwiązaniem. W związku nie można być egoistą, trzeba mieć na uwadze potrzeby drugiej osoby - westchnął cicho, rzucając dziewczynie spojrzenie, w którym krył się cień troski. Po takim przedstawieniu sprawy winę najwyraźniej ponosił tamten chłopak, a z tego co pamiętał, Mel zawsze miała problem z trafieniem na naprawdę spoko faceta. Czego oczywiście nigdy na głos nie powiedział i nie zamierzał wyrażać przed nią swojej opinii. - Jeśli tego nie zrozumie to znaczy, że nigdy na ciebie nie zasługiwał. - Płynący w jego żyłach alkohol nie mógł już go powstrzymać przed szczerym wyznaniem, jakie właśnie opuściło jego usta. Whisky rozgrzewało go od środka i sprawiało, że jego głowa stawała się trochę lżejsza, a blokady w umyśle powoli przestawały mieć znaczenie. Tym razem nie wahał się wyrazić to, co czuł względem całej tej sytuacji, choć nie wiedział, czy był w stanie pomóc Mel i czy będzie to dla niej cokolwiek warte.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie, ale to w zasadzie dobrze - przyznała, nie bardzo wiedząc, jaki powinna mieć do tego stosunek. Bo z jednej strony bardzo cieszyła się, że mężczyźnie tak dobrze idzie jego mały biznes, w czym poniekąd miała swój udział, wszystkim opowiadając o jego przepysznych lodach i zabierając w to miejsce znajomych, natomiast z drugiej strony, kiedy w upale musiała stać w długiej kolejce - irytowała się. Z tego też powodu, obecnie ma jej twarzy malowało się wyraźne zmieszanie, choć w niebieskich tęczówkach lśniły iskierki radości. W rzeczy samej - to, jak kobiety kochały słodycze było fenomenem, jednak dzięki temu mężczyznom było łatwiej. Samej Melusine wystarczyła tabliczka czekolady, aby nie tylko pożegnać jej zły humor, ale czasem również zdobyć wybaczenie; pod tym względem były z Heather do siebie bardzo podobne.
- Rozumiem, taka transakcja wiązana - powiedziała, chociaż wydawało się, że wciąż jakby z pewną dozą ostrożności, nie chcąc w jakiś sposób urazić Dominica. Jego układ z blondynką ze zdjęcia wydawał się prosty i tak naprawdę ważniejszym pytaniem od tego kim była, było - jak długo taki prosty pozostanie? Na szczęście mimo coraz większej ilości alkoholu krążącej w żyłach Pennifold, ta nie zdobyła się na odwagę, by wypowiedzieć je na głos. Oczywiście rozwarła delikatnie usta, ale tylko po to, żeby upić kolejny łyk złotego płynu, który coraz mniej palił w gardło, a jednocześnie coraz bardziej puszczał hamulce.
Nic więc dziwnego, że z coraz większą łatwością przychodziło Melusine mówienie o sobie, a przede wszystkim uczciwych rozterkach, z których nie zwierzała się nikomu poza Indio. Ogólnie nie była osobą, która chętnie mówiła o sobie, potrzebowała dużo czas, aby komuś zaufać i choć Dominic był - w przeszłości - ostatnią osobą na liście godnych zaufania, tak obecnie słowa same wydobywały się spomiędzy malinowych warg. Może potrzebowała zrzucić z siebie ciężar swojej relacji z Siriusem, która była niedorzeczna, irracjonalna i przerażająca? przy tym cudowna, pełna szczęścia i uskrzydlająca?
- Nie oczekuje współczucia - zaśmiała się, słysząc słowa Coltona, na dźwięk których ujęła w dłoń szklankę, kciukiem ścierając pojedynczą kroplę wody, jaka się na niej pojawiła. Nie chciała, aby ktoś się nad nią użalał, bo sama tego nie robiła, nie udawała ofiary, którą nie była. I rzeczywiście, zazwyczaj było tak, że to mężczyznę uznawano za winnego, kiedy dochodziło do rozpadu związku, jednak Mel świadoma była tego, że wina zawsze leży po dwóch stronach. Chociaż w przypadku jej i Siriusa, w obecnej chwili to ona ponosiła za nią większą odpowiedzialność i była gotowa głośno o tym mówić.
- Gorzej, gdy obie strony zachowują się egoistycznie - powiedziała, po raz kolejny sięgając po alkohol, bo to było idealne określenie dla jej związku z Bosworth'em. A raczej byłego związku. Oboje postępowali egoistycznie, unikali ważnych rozmów, uciekali w fizyczność, kiedy tylko pojawiał się jakiś problem. Byli idiotami.
- Ta, nie zasługiwał - powtórzyła, chociaż nie brzmiała zbyt pewnie - A kto może zasługiwać? - zapytała odważnie, może nawet odrobinę wyzywając, przy czym nie potrafiła spojrzeć Dominicowi w oczy. Cała jej wypowiedź miała nieco sarkastyczny wydźwięk, jednak łatwo było go nie wyłapać, ponieważ ilość wypitego alkoholu sprawiała, że głos Mel odrobinę się zmienił. Ruchem dłoni odsunęła kolejną, pustą szklankę, przy czym w zabawny sposób czknęła.
- Cholera - zaklęla zasłaniając usta, spomiędzy których i tak wydobył się rozbawiony śmiech.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- To w sumie byłby dobry pomysł na biznes, gdyby chciał rozszerzyć swoją działalność i naprawdę się z tego utrzymywać - stwierdził po chwili namysłu, biorąc sprawę całkiem poważnie. Na miejscu tego mężczyzny nie wahałby się przed stworzeniem kilku nowych smaków i z czasem dorobienia się może nawet większego stoiska. Ludzie, którzy poznali się na jego wyrobach i darzyli go sentymentem, jak Melusine, tylko by mu przy tym kibicowali, a mężczyzna tylko by na tym zyskał i wiódł dostatnie życie do emerytury. Można było przy tym zauważyć, jak płynnie i całkiem nieświadomie Dominic skierował niewinny temat na pieniądze, jakby zapominał, że w życiu nie to właśnie się liczyło. Kiedy żył według wyznaczonych sobie schematów, czasem ciężko było mu odnaleźć w sobie głos rozsądku.
- Uwierz mi, ta transakcja to pikuś w porównaniu z fortelami, którymi posługuje się Andrea - przewrócił oczami, nadając swojej wypowiedzi lekki ton, chociaż w jego wyrazie twarzy kryła się nuta znużenia. Mel nieraz bywała w posiadłości Coltonów i znała mamę baseballisty, powinna więc domyślić się, że przez ostatnie lata wykazywała się ogromną opiekuńczością względem swojego syna, zwłaszcza, że w krótkim czasie straciła dwójkę najważniejszych w życiu osób i to ją podłamało. Wszystko, czego się dopuszczała, robiła więc z troski o jedynego członka rodziny, który jej pozostał. Co nie zmieniało faktu, że próby znalezienia mu odpowiedniej kandydatki na żonę zaczynały go męczyć. Jego układ był mu bardziej na rękę, niż z kimś, komu naprawdę mogło zależeć na jakiejkolwiek relacji z Dominiciem, a przynajmniej to sobie właśnie wmawiał.
Na jej odpowiedź skinął tylko głową na znak, że zrozumiał i szanował to, czym się z nim podzieliła. Nie zamierzał jej w żaden sposób oceniać - miała swoje życie i podejmowała własne wybory, które doprowadziły ją do tej właśnie sytuacji. Rzadko kiedy relacje potrafiły układać się według czyjejś konkretnej wizji. Chwilę potem ściągnął brwi i uświadomił sobie, że każdy w mniejszym lub większym stopniu postępował egoistycznie.
- Człowiek uczy się na błędach i wyciąga wnioski, czasem kiedy już jest za późno - przyznał i za to też postanowił wypić. Nurtował go jednak fakt, że chyba przeoczył w swojej wypowiedzi coś ważnego, czym postanowił się podzielić: - To przychodzi z czasem. Porozumienie i ustępstwa. Z Heather też stoczyliśmy kilka starć, nie raz pewnie na mnie narzekała… - westchnął, spoglądając znacząco na dziewczynę. Przyjaciółki mówiły sobie wszystko, prawda? - Ale potem było już łatwiej - podsumował cicho, czując, że nieco nostalgiczny ton zawdzięczał whisky. Teraz wcale nie było mu łatwiej, ale nie zamierzał się nad sobą użalać. Był na to zbyt dumny, żeby przyznać, jak momentami bardzo tęsknił za tym, co było i już nie miało wrócić. Zaraz więc odchrząknął i przechylił głowę, próbując odczytać, co mogła mieć na myśli, gdy zadała pytanie.
- Ej, kim jesteś i co zrobiłaś z Melusine? - odparł w teatralnym zaskoczeniu przeplatanym z oburzeniem. Taka postawa zupełnie mu do niej nie pasowała. - Gdzie się podziała Twoja pewność siebie i przekonanie, że jesteś tak wyjątkowa, że żaden chłopak tego nie zmieni? - przypomniał jej własne słowa sprzed kilku lat, kiedy głośno wyrażała swoje opinie na wiele tematów. Zapamiętał ją jako odważną i wygadaną dziewczynę, która nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Zawsze wierzyła w siebie i to Dom chciał jej w tym momencie uświadomić. Chwilę rozładowało nagłe czkanie ciemnowłosej, przez które mężczyzna zawtórował jej śmiechem. - No wiesz? Myślałem, że dorosłaś do picia whisky - rzucił w rozbawieniu, niejako z wyzwaniem, bo powoli nastający wieczór był jeszcze młody.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Park”