WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.imgur.com/46GOItC.jpg"></div></div></div>
Ostatnio zmieniony 2021-03-28, 21:53 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

#18

Willow była niezorganizowana i pomimo że mieszkała w Seattle od urodzenia, to wciąż gubiła się w bardziej krętych uliczkach. Właśnie po raz trzeci mijała ten sam obiekt. Spoglądając na przemian w ekran komórki i na drogę, poszukiwała wizerunku Vincenta, od którego miała odebrać małą Grace. Pracodawca wyjątkowo nie mógł podrzucić córki do domu, więc poprosił, aby Willow spotkała się z nimi na mieście. Na miejsce dotarła pieszo, choć prędko pożałowała, że nie zapytała Jaydena o dokładną drogę.
Mocno zdenerwowana tupnęła nogą i wydała z siebie bliżej nieokreślone warknięcie, na jakie obruszeniem zareagowała przechodząca obok kobieta. Wtedy wymusiła uśmiech i skinieniem głowy przeprosiła za własne nieokrzesanie, po czym ponownie ruszyła naprzód. Wtem z impetem uderzyła w personę innej osoby i odbiwszy się twarzą od jej ramienia upadła na chodnik. Telefon wypadł jej z dłoni, uprzednio lądując obok, a charakterystyczny trzask poinformował o tym, że wydarzyło się coś niedobrego. Ignorując wszystko dookoła, usiadła okrakiem i nerwowo złapała urządzenie, na którego ekranie widniał brzydki pajączek.
- O nie! - przetarła dłonią szkiełko, mając nadzieję, ze w ten sposób pozbędzie się szkody. Niestety musiała pogodzić się z sytuacją, bo ekran nadal był uszkodzony, a w kącie komórki dodatkowo pojawiły się dwie, rozlane plamy. Abstrahując do tego wszystkiego, uderzyła w aparat po raz kolejny naiwne licząc, że w jakiś magiczny sposób wpłynie to na naprawę. Znowu nic.
- Popsuł się - zakomunikowała znienacka i w końcu obdarzyła uwagą stojącą nad nią dziewczynę; tę samą na która przed chwilą wpadła. Początkowo słońce poraziło jej źrenice, dlatego zrobiła daszek z jednej dłoni. Potem dostrzegła baczne, choć podejrzane spojrzenie nieznajomej, która spoglądała na nią z wyrazem konsternacji i... zdumienia?
Willow podniosła się do pionu i pobieżnie przetarła kolana. Na jednym z nich znajdowało się brzydkie zadrapanie.
- Hej, hej wiesz gdzie mi to naprawią? - zapytała, przy czym nerwowo machnęła przed twarzą dziewczyny telefonem. Nie przeprosiła, ani w żaden sposób nie wyraziła skruchy, bo zepsuty telefon doszczętnie zdominował jej myśli. Urządzenie dostała od współlokatora i na samą myśl o jego reakcji, czuła nieprzyjemne dreszcze.

autor

P o l a

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

#1 | +outfit

Kluczem do organizacji, w domniemaniu Alice, było posiadanie kalendarza. Odkąd zamieszkała u państwa Carterów, planer okazał się bardzo przydatny, by skrupulatnie notować w nim wszystkie dodatkowe zajęcia, na które się zapisywała czy spotkania, na których musiała się pojawić jako przykładna córka. Do tego dochodziły też inne zobowiązania, o których powinna pamiętać, dlatego systematycznie go uzupełniała oraz odhaczała z dumą każdy kolejny podpunkt. Organizery towarzyszyły jej do dziś, wzorowo spełniając swoją rolę. Można by rzec, że w dorosłym życiu potrzebowała tego jeszcze bardziej.
Dzielenie pracy ze studiami wymagało od niej nie lada zręczności i poukładania wszystkich ważnych spraw zarówno w głowie, jak i na papierze. Ale ona lubiła, kiedy ciągle coś się wokół niej działo. Tego dnia również miała pełen grafik. Aktualnie szła po nagrania od kolegi z roku, na podstawie których mieli stworzyć projekt na zaliczenie zajęć. Mając na uwadze fakt, że resztę dnia spędzi głównie w studio przed komputerem, dzięki spacerowi uliczkami Belltown mogła nabić trochę kroków i choć w ten sposób zaliczyć sobie codzienną aktywność.
Nieoczekiwane zderzenie z postacią wyłaniającą się zza rogu odrzuciło Alice do tyłu. Zamachała w powietrzu bezradnie rękami, zanim przewróciła się na tyłek, a jej torba z brzękiem upadła na chodnik.
- Cholera - jęknęła do siebie, czując ból spowodowany twardym lądowaniem. Poziom jej irytacji momentalnie wzrósł, bo jak można było być aż tak nieuważnym? Nie zdążyła jednak odezwać się w stronę sprawczyni wypadku, bo w tym samym czasie do jej uszu doszedł charakterystyczny odgłos uderzenia sprzętu o beton, a następnie westchnięcie głosu młodej dziewczyny. Podniosła na nią wzrok, nadal bez zamiaru okazania skruchy i nagle twarz postaci przed nią wydała jej się dziwnie znajoma. Kilka sekund minęło, nim przypisała ją do wspomnień i znienacka poderwała się na nogi. Z wymalowanym szokiem i dudniącym w uszach oszalałym sercem nie potrafiła oderwać od dziewczyny wzroku. To nie mogła być ona, krążyło jej w myślach z niedowierzaniem i jednocześnie przestrachem. Stała w bezruchu, przyglądając się, jak dziewczyna podnosi się z miejsca, nie potrafiąc zdobyć się na jakiekolwiek słowo. Dopiero jej pytanie przywołało ją jako tako do rzeczywistości.
- Ja… em… tak… znam miejsce, gdzie zajmują się takimi… rzeczami. - W jej głosie słyszalne było wahanie. - Pytanie tylko, czy się opłaca - dodała, marszcząc przy tym brwi. Nie uważała siebie za winną potrącenia, ale widok prawdopodobnie swojej siostry wywoływał w niej ciarki na plecach.
Ostatnio zmieniony 2022-05-08, 22:10 przez Alice Carter, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Lyn [ona]

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow była całkowicie niezorganizowana. Nawet gdyby posiadała kalendarz, to zapominałaby o jego używaniu. Z jej głowy wypadały najprostsze czynności oraz informacje: nie zalewała naczyń, nie wyjmowała w porę ubrań z pralki, nie pamiętała rozkładu autobusów i cen artykułów, które często kupowała. Ponadto gubiła się pośród tych samych ulic i pod wpływem presji popełniała karygodne błędy. Tak jak teraz.
Upadek dziewczyny widziała jedynie kątem oka. Skupiona wyłącznie na telefonu nie pomyślała nawet, aby wypuścić z ust chociaż skromne przepraszam. Nie zwróciła również uwagi na nieuprzejme bąknięcie Alice, brzdęk torby oraz irytacje, która uwidoczniła się na jej twarzy w postaci kilku szpetnych zmarszczek.
Zamiast okazania jakiejkolwiek skruchy, Willow nerwowo przetarła ekran komórki i skierowała nogi do tyłu, siadając okrakiem na chodniku. Dopiero gdy zdała sobie sprawę z powagi usterki zadarła spojrzenie, jednocześnie umieszczając je na smukłej sylwetce dziewczyny. W tamtym momencie zgorszenie nieznajomej wydało się Willow jedynie obłudą, bo jej twarz prędko wyeksponowała zdumienie, a w oczach rozbłysła iskra lęku. Wtedy Hamsworth mimowolnie ściągnęła brwi, patrząc z podobnym niezrozumieniem. Wkrótce zamierzała coś dodać. Otworzyła nawet usta, lecz Alice odpowiedziała w momencie, w którym wydusiła z siebie pierwszą głoskę.
Muszę go naprawić – podkreśliła, kiedy już stanęła naprzeciwko nieznajomej i po raz kolejny pomachała w jej stronę rozbitym ekranem. – To prezent – ponownie przetarła komórkę, ostrożnie wycierając kurz z aparatu i głośnika. W międzyczasie zobaczyła w kącie ekranu wiadomość od Vincenta, który przeprosił i odmówił spotkania. Mała Grace zwymiotowała i postanowił pojechać z nią do domu. Willow odetchnęła, bo dzięki temu mogła skupić się na naprawie. – Czy mogłabyś mnie zaprowadzić? Albo przynajmniej pokazać, w którą stronę mam iść – zapytała, uprzednio nerwowo rozglądając się po okolicy. Nie kojarzyła lokalu, który mógłby jej pomóc, dlatego wręcz desperacko liczyła na Alice.
Wepchnęła telefon do kieszeni, po czym niespodziewanie oburącz ścisnęła dłoń dziewczyny. Była chłodna. – Proszę! – jęknęła żałośnie.
Alice Carter była przeciwieństwem Willow Hamsworth. Różniły się… wszystkim. Dosłownie, bo nawet wizualnie brakło im wspólnych cech.

autor

P o l a

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

Alice od zawsze wykazywała się odpowiedzialnością. Wiedziała, jak o siebie zadbać i otrzymywać to, czego chciała. Przykładność i perfekcja w robieniu wszystkiego, czym się zajmowała, poniekąd pomogły jej w wyrobieniu sobie odpowiedniej opinii i staniu się obiektem pożądanym. Nie tylko przez chłopców, ale zwłaszcza przez rodziców, którzy po ciężkim okresie w sierocińcu, w końcu zdecydowali się zabrać ją pod swoje skrzydła.
Czas w sierocińcu nie należał do przyjemnych. Czuła, że na każdym kroku musiała udowadniać wszystkim dookoła, że mimo tego, kim się stała, nadal mogła być kimś godnym zaufania. Godnym miłości. Dziewczynce, która miała wszystko, niełatwo było oswoić się z utratą ukochanych rodziców i wszystkiego, co niósł za sobą status ich nazwiska. Musiała więc za wszelką cenę wykazać, że nadal była czegoś warta.
Wiązało się to z faktem, że musiała opuścić siostrę. Pytała o Willow, kiedy państwo Carterowie ją zabierali, ale dobrze wiedziała, że wystarczyło spojrzeć na nią, by wiedzieć, że nie tego oczekiwali od córki. A Alice naprawdę chciała znaleźć miejsce, do którego mogłaby przynależeć. Niestety, kosztem własnej siostry.
Kiedy teraz odezwały się w niej wspomnienia, z trudem zachowywała spokój. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, co by było, gdyby spotkały się ponownie, a tym bardziej, czy w ogóle by się poznały. Nie śmiała przed nikim przyznać, że mała, płacząca, ciemnowłosa dziewczynka nawiedzała ją niekiedy w koszmarach, wywołując wyrzuty sumienia. Carter uciekała przed tym wszystkim, jak tylko mogła. Zmiana nazwiska i nowa tożsamość w większości jej w tym pomogły, ale przeszłość i tak wróciła.
- Spróbuj na Spring Street, tam jest dobry komis. Ceny też mają przyzwoite - stwierdziła, zerkając na nią pobieżnie. Sądząc po nieokrzesaniu dziewczyny, nie mogła trafić tak, jak udało się to Alice. Z zachowania właściwie w niczym jej nie przypominała. Ale ta twarz wydawała się dziwnie znajoma ze snów, które czasem ją nawiedzały i po których budziła się z krzykiem. Znajoma, bo smukła twarz wyglądała na nieco dojrzalszą, choć nadal młodziutką i niewinną, a jej spojrzenie… było przenikliwe, jak dawniej.
Na jej pytanie ponownie się zawahała. Czy powinna jej pomóc? A właściwie, czy chciała? W duchu toczyła walkę ze sobą między tym, jak ją wychowano, a przed czym uciekała, odkąd udało jej się wydostać z sierocińca. Jej konsternacja musiała chwilę trwać, skoro Willow desperacko ścisnęła jej dłoń. Nad wyraz ciepły dotyk, jak na tę porę roku.
- Tak, jasne, pokażę Ci. To w tamtą stronę - rzuciła szybko i zgrabnie wyswobodziła się z jej objęcia pod pretekstem wskazania kierunku. - Możesz się powołać na mnie. Jestem Alice - przedstawiła się, chowając dłonie do kieszeni jeansowej kurtki i ruszając w stronę rzeczonego komisu. Nadal nie potrafiła stwierdzić, skąd nagle wziął się u niej ten przejaw chęci pomocy. Ale przede wszystkim nie miała pojęcia, jak w ogóle podejść do tej sytuacji. - Chyba nie mieszkasz w okolicy? - To tłumaczyłoby brak orientacji w terenie. I tym razem ciekawość Alice wzięła górę.

autor

Lyn [ona]

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Perfekcja, to była kolejna sprawa, różniąca siostry. Willow większość rzeczy wykonywała niedbale. Nie przykładała większej wagi do schludnego wizerunku i wybierała po prostu te ubrania, które były czyste, nie bacząc na to czy kolor bluzki pasował do pstrokatych spodni. Łatwo się rozpraszała, dlatego wielokrotnie przewracała się w pracy z tacą pełną naczyń lub wpadała na klientów. Zdarzyło się również, że źle wydała resztę albo w nieodpowiedni sposób wymówiła nazwę dania, napotykając tym samym rozjątrzone spojrzenie przełożonego. Poza tym zapominała o uiszczeniu opłat, skasowaniu biletu i terminach, dlatego pomimo osiągnięcia pełnoletniości naprawdę kiepsko radziła sobie z dorosłym życiem. Momentami Willow przerastały drobnostki.
Ich odmienność charakterów wiązała się z różnym postrzeganiem świata. Willow nigdy nie odczuwała presji, aby udowodnić komukolwiek własną wartość. Była przede wszystkim małą dziewczynką. Szybko zaadoptowała się w nowym otoczeniu – w przeciwieństwie od starszej siostry, która rozumiała o wiele więcej.
Willow przez pierwsze tygodnie notorycznie pytała o rodziców. Potem jednak przestała, bo skupiła się na zabawie z pozostałymi rówieśnikami. Z Alice spędzała coraz mniej czasu, co stopniowo zaczęło też odbijać się na ich więzi. Z biegiem miesięcy przychodziła do niej, kiedy odczuła tęsknotę albo gdy płakała.
Spring Street – powtórzyła, jednocześnie przytakując. Następnie po raz kolejny przetrzymała spojrzenie na pękniętym ekranie i ponownie zwróciła uwagę na Alice, uprzednio serdecznie się uśmiechając.
W twarzy dziewczyny nie dostrzegła znajomych rys: oczu, które starsza odziedziczyła po matce oraz kształtu ust, ułożenia zębów i kości policzkowych, jakie były niemal charakterystyczne dla wszystkich kobiet z rodziny Hamsworth. Przyglądała jej się z pełną nieświadomością, ale także wdzięcznością za polecenie lokalu.
Uścisk Willow był oznaką desperacji o czym prawdopodobnie Alice prędko się przekonała. Potem jednak zabrała dłonie i wyglądnęła przez ramię dziewczyny, aby lepiej przyjrzeć się kierunkowi, który wskazywała. Nigdy nie zapuszczała się w tę okolicę Belltown, dlatego z nieufnością obserwowała przestrzeń.
Willow – rzuciła, choć wciąż patrząc w dal, wypadło to bardzo niedbale. Zdając sobie z tego sprawę zrównała ich wzrok i po raz kolejny szeroko się uśmiechnęła, jednocześnie wyciągając dłoń ku Alice. Za sprawą tego gestu podwinął jej się rękaw, co ukazało brzydką, jasną bliznę na nadgarstku. – Mam na imię Willow – poprawiła się.
Ochoczo ruszyła za Alice, przy czym co jakiś czas omyłkowo drasnęła łokciem jej łokieć. Przy okazji nadal doglądała okolicy, jakby próbowała zapamiętać każdy otaczających ich szczegół.
Mieszkam – odwróciła się, jednocześnie przez krótką chwilę idąc tył na przód. Wytknęła palce i wskazała na jeden z najwyższych budynków w Belltown. – Tam – Apartamentowiec był nowoczesny i znajdował się na strzeżonym osiedlu. – Niedawno się przeprowadziłam i niestety nie kojarzę wszystkich lokali. Mam nawet problem z zapamiętaniem komunikacji miejskiej – wyjaśniła, po czym odwróciła się przodem i zrównała ich krok. – A ty? Mieszkasz w okolicy? – zapytała.

autor

P o l a

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

Zarówno przez Alice, jak i Willow przemawiały geny. Alice była żywą kopią mamy. Zawsze wymagająca wiele od siebie i innych, poukładana, zwykle opanowana i konsekwentna kobieta sukcesu. Owszem, miała w sobie nutę szaleństwa, ale to nigdy nie kwestionowało jej zdrowo rozsądkowego podejścia. Mama potrafiła otoczyć córki troską i uwagą, kiedy trzeba było walczyła o nie jak lwica, ale też potrafiła trzymać dyscyplinę. Właśnie taki obraz rodzicielki, choć wizualnie już wyblakły, zachował się w pamięci najstarszej córki.
Wydawało się, że młodsza siostra odziedziczyła cechy po tacie. Pamiętała, że odkąd najmłodsza pojawiła się w życiu Alice, w domu momentalnie stało się jakoś głośniej. Zapanował rozgardiasz, który trudno było opanować. Odgłosy śmiechów, pisków, wrzasków wypełniały pomieszczenia, co nie raz prowadziło do interwencji któregoś z rodziców. Willow była dosłownie wszędzie, rozbrajając swoją niewinną radością wszystkim, co ją otaczało.
Mimo upływu lat jej osobowość z każdą chwilą zaczynała się coraz bardziej uwidaczniać. Alice nie miała pojęcia, czego się po niej spodziewać, ale jej nietaktowność wskazywała na podobieństwo do osoby, którą pamiętała ze wspomnień. Instynktownie uznała, że możliwe, iż nie miał kto wystarczająco zadbać o jej wychowanie, które w jej kręgach spowodowałoby ewidentny dystans. Którego sama nie potrafiła się w tym momencie pozbyć.
Willow. Odpowiednie imię obniżało prawdopodobieństwo pomyłki do minimum, dając jednak jeszcze pewną nadzieję na zupełny zbieg okoliczności. Nie upłynęło kilka sekund, nim i ona ostatecznie zniknęła wraz z blizną na nadgarstku, która niepostrzeżenie odsłoniła się, kiedy dziewczyna wyciągnęła do niej dłoń. - Miło mi - powiedziała cicho, delikatnie ściskając jej dłoń i unosząc przy tym kącik ust. Było to pierwsze, co przyszło jej do głowy, bo przecież tak wypadało, choć w rzeczywistości nie była pewna, czy naprawdę miała to na myśli. Jednocześnie złapała palcami rękaw drugiej ręki, by upewnić się, że rękaw jej bluzki nie zamierzał ujawnić, co znajdowało się na jej nadgarstku.
Usłyszawszy odpowiedź na postawione przez nią pytanie powiodła wzrokiem w stronę wskazanego budynku i uniosła wysoko brwi. Dotychczasowe jej przekonanie było całkowicie sprzeczne, co ją tylko bardziej skołowało. - Naprawdę? - wyrwało się jej zaskoczone pytanie, po którym się zreflektowała: - Przynajmniej szybko odnajdziesz drogę do domu. - Apartamentowiec miał to do siebie, że był widoczny z wielu punktów w Seattle, więc przy problemie z orientacją w terenie nie mogła się nie zgubić w drodze powrotnej. Ale czy to oznaczało, że jej się ułożyło? - Nie, tylko odwiedzam znajomego - przyznała. Kiedyś myślała o mieszkaniu tu, ale ostatecznie wybrała nieco spokojniejszy Ballard. - Ale Belltown jest bardzo rozwinięte i praktycznie wszędzie stąd jest blisko. Trudno było tu znaleźć tu mieszkanie? - dopytała, poniekąd w ten sposób próbując ustalić coś więcej. Zaspokoić ciekawość, która pomieszana z dziwnym lękiem była niepokojącą mieszanką.

autor

Lyn [ona]

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Wspomnienia dotyczące rodziców na przestrzeni lat mocno wyblakły, tworząc w głowie Willow ludzi pozbawionych twarzy i osobowości. Pamiętała, że mama miała ładny uśmiech i złote kolczyki, lubiła tańczyć z tatą po środku salonu i piekła pyszny sernik, który zakazywała jeść na kolacje; często zmieniała ubrania i pachniała arbuzową mgiełką. Tata był wysoki i miał brodę – choć być może była to wizja wyciągnięta z sierocińca, gdzie inne dzieci powtarzały, że każdy tata powinien mieć brodę. Poza tym siadała wieczorami na jego kolanach, wtulała się w kaszmirowy sweter i zmęczona, obserwowała jak w skupieniu rozwiązywał krzyżówki.
W tych obrazach, które zmieniały się w głowie Willow, niczym klatki w kalejdoskopie, znajdowała się jeszcze Alice. Smukła, wyższa o głowę, preferująca spokój i swobodę dziewczynka o jasnych oczach i okrągłej buzi. Nie interesowała się zbieraniem robaków, wspinaniem po drzewach oraz budowaniem błotnistych konstrukcji. Gdy kolorowała nigdy nie wychodziła za linię, symetrycznie wiązała sznurowadła i mówiła tonem podobnym do dorosłych. Willow pamiętała, że w przeciwieństwie do niej zawsze miała ułożone włosy, podciągnięte rajstopy i czystą sukienkę.
Mimo upływu lat osobowość starszej Hamsworth nie uległa diametralnej zmianie. Z niewinnej dziewczynki zmieniła się w kobietę pełną szyku i elegancji.
Uśmiechnęła się serdecznie i intuicyjnie mocniej zacisnęła palce na śródręczu Alice. Potem odruchowo spojrzała na jej dłoń, która kurczowo trzymała rękaw bluzki. Nawet wtedy nie zaczęła podejrzewać, że za tym gestem kryło się coś więcej, niż zwykłe poprawienie ubrania albo naturalny dla dziewczyny tik. Nie obrzucając jej zachowania podejrzliwością ponownie skupiła się na oczach – jasnych i głębokich, które w promieniach popołudniowego słońca sporadycznie mieniły się lazurem. Były ładne i błyskotliwe, a jednocześnie w pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie tchnęły w Willow poczucie, że już kiedyś padła ofiarą tego spojrzenia.
Naprawdę – odpowiedziała dosyć obojętnie, choć tym razem zwróciła uwagę na nagłe zaskoczenie Alice. W odpowiedzi na reakcje kobiety posłała w jej stronę delikatny uśmiech. Willow zdawała sobie sprawę, ze nie wyglądała jak osoba, wywodząca się z Belltown. Pasowała raczej do Chinatown, gdzie ceny mieszkań były stosunkowo znośne. – Hmm… Nigdy o tym nie pomyślałam – zrobiła daszek z obu dłoni nad brwiami, po czym z nienaturalną powagą zaczęła przyglądać się budynkowi. Rzeczywiście odznaczał się na tle innych konstrukcji Seattle. – ale właściwie masz racje.
Przytaknęła na słowa Alice, dotyczące odwiedzin u znajomego. Następnie skupiła się na kolejnym pytaniu. Początkowo nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć, a swoje zakłopotanie wyraziła drapiąc się po głowie.
Znalazłam je w ciągu czterdziestu minut – powiedziała w końcu, bo właśnie tyle czasu zajęło jej spakowanie walizki i przetransportowanie się z mieszkania w South Parku do ekskluzywnego apartamentu Jaydena Hemswortha. To był impuls kiedy pojawiła się przed jego drzwiami w ciągu nocy i zażądała opieki; to był impuls gdy wprowadziła się do jednej z olbrzymich sypialni i zaczęła dzielić przestrzeń z kompletnie obcym mężczyzną. – Właściwie, to mieszkanie znajomego – dodała, sądząc, że było to coś istotnego.
Drogę do Spring Street pokonały w dziesięć minut. Przez ten cały czas Willow nerwowo spoglądała na telefon, jakby w nadziei, że pęknięcia samoczynnie się naprawią. Niestety nic takiego się nie stało, a koszt naprawy stanowczo przerósł jej oczekiwania. Stojąc przed ladą nadymała policzki, uprzednio stukając palcami o blat.
Hej – po raz kolejny pozwoliła sobie na śmiałość i kurczowo objęła palcami ramię Alice – Pożyczysz mi 150 dolarów? Oddam ci za trzy dni. Wtedy mam wypłatę – zapytała, co mogło wydać się zarówno niepoważne, jak i bezczelne. Willow jednak nie była osobą, która przejmowała się taktem. Obecnie potrzebowała pieniędzy, bo widok roztrzaskanego ekranu z pewnością rozwścieczyłby Jaydena. – Obiecuję! – uśmiechnęła się, próbując w ten sposób przekonać Alice do podjęcia słusznej decyzji.

autor

P o l a

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

Alice dostrzegła jej zainteresowane spojrzenie i modliła się w duchu, żeby w żaden sposób nie zdradzić się, że wiedziała o czymś, co obecnie umykało Willow. Najwyżej mogła wyjść za wariatkę, która nie potrafiła się do końca zachować i traciła rezon niemal z każdym gestem lub wypowiadanym przez młodszą dziewczynę słowem, na razie zupełnie się tym nie przejmowała. Jedyne, co wzbudzało w niej niepokój to fakt, że bała się stracić przewagę, jaką posiadała. Zupełnie nie wiedziała, jak się zachować, a gdyby siostra zaczęła coś podejrzewać, najprawdopodobniej nie wytrzymałaby i zwyczajnie by uciekła. Ten pomysł mimowolnie co chwila pojawiał się w jej głowie, a wraz z nim pojawiało się dziwne mrowienie na karku. Rozum podpowiadał jej za to: Tylko zachowaj spokój, Alice. Tego więc na razie kurczowo zamierzała się trzymać.
- Ekspresowo - przyznała w zastanowieniu, z czego tak szybka decyzja mogła wynikać. Powodów mogło być mnóstwo, począwszy od niewinnego pomieszkiwania u kogoś znajomego, aż do wplątania się w niebezpieczną lub całkiem wygodną relację z kimś z wyższych sfer, ale zdawała sobie sprawę, jak nietaktownym było wypytywać obcą osobę o szczegóły. Informacja o znajomym pozwoliła jej poniekąd odetchnąć z ulgą z nadzieją, że przynajmniej nie przyszedł jej do głowy żaden naiwny pomysł, na jakie właśnie wpadła Alice. - Musi być naprawdę spoko gościem - że pozwolił jej u siebie zamieszkać bez sprzeciwu, jak domniemała. Że nie przejmował się opinią innych i troszczył się o bliskich, jak wywnioskowała. Skąd miała takich znajomych? Wraz z przyjściem tego pytania do głowy od razu zganiła się w myślach. Nie powinna jej oceniać. Nie mogła tego robić, polegając tylko na domysłach, nie znając pełnej historii.
Lokal do naprawy wszelkiego rodzaju sprzętów elektronicznych znajdował się naprawdę niedaleko, dlatego szybko znalazły się na miejscu. Widząc mężczyznę, który kilka razy pomógł jej w naprawie dyktafonu i kilku potrzebnych jej do pracy urządzeń, przywitała się i uśmiechnęła do niego, ale dała Willow możliwość załatwienia sprawy na własną rękę. Dopiero słysząc cenę, nieco uniosła brwi. Jej zdziwienie okazało się tym większe, kiedy dziewczyna znów poprosiła ją o pomoc. Gdy została złapana za ramię, poczuła nieprzyjemny dreszcz. Nie mógłby w tym pomóc jej znajomy? Zadźwięczało jej w głowie, ale w tym samym momencie sumienie ścisnęło jej żołądek i ugryzła się w język. W spojrzeniu Wi wyczytała desperację i kilka sekund jej zajęło, nim skinęła głową i odwróciła wzrok w stronę technika.
- Um… Mike, nie da się nieco zejść z ceny? Przez wzgląd na bycie twoją stałą klientką? Widzisz, dzięki mnie stajesz się coraz bardziej popularny - uśmiechnęła się do niego przymilnie, nieco przy tym trzepocząc rzęsami. Patent, który zwykle działał na każdego mężczyznę, dzięki czemu Mike westchnął przeciągle i odwzajemnił uśmiech, dając im zniżkę. Pospiesznie wyciągnęła z torby portfel i wręczyła mężczyźnie kwotę 135 dolarów. - Dzięki wielkie. Właśnie zyskałeś nową klientkę, prawda? - Rzuciła okiem na Willow. Nie mogła być pewna, czy powinna uwierzyć jej na słowo, ale nie miała innego wyjścia. Tak czy inaczej, miała nadzieję, że pożyczka w jakiś sposób zniesie jej poczucie winy, ale kiedy odwróciła się z powrotem do dziewczyny, nie czuła się jakoś szczególnie lżej.
- Jak będę mogła się z Tobą skontaktować? - zapytała, żeby poznać jakikolwiek punkt zaczepienia. Brzmiało to całkiem niewinnie, ale dla Alice miało to o wiele poważniejsze znaczenie, bo wydawało jej się, że już dawno powinna to zrobić. Znaleźć ją i skontaktować się. Jej serce znów momentalnie przyspieszyło obroty.

autor

Lyn [ona]

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow w podobnym stopniu nie była gotowa na spotkanie z siostrą. Dotychczas nawet o tym nie myślała, sądząc, że starsza Hamsworth była szczęśliwa u boku adopcyjnej rodziny. Jej obraz, choć niewątpliwie piękny i sentymentalny, zacierał się wraz z upływem lat. Z tego powodu, pomimo kilku niewielkich podobieństw, nie snuła podejrzeń wobec nieznajomej. Nie zwróciła nawet większej uwagi na jej częste utraty rezonu i zmiany nastawienia.
Ekspresowo – powtórzyła, jednocześnie przyznając racje. – Czy ja wiem – zastanowiła się przez chwilę, przy czym przytknęła palec do dolnej wargi.
O Jaydenie Hemsworthcie można było mówić wiele. Począwszy od komentowania jego buńczucznej i agresywnej postawy do omawiania późnego wracania do apartamentu w towarzystwie kuso ubranych dziewczyn. Był uparty, nie lubił kompromisów i nadużywał przekleństw; był także silny i terytorialny, dlatego Willow nie do końca była przekonana, czy powinno określać się go mianem spoko gościa. W końcu westchnęła, uznając, że nie wypadało rozwlekać tego tematu przy Alice.
Jest po prostu sobą i muszę to szanować. – Uśmiechnęła się. Mimowolnie pomyślała o tym, co wydarzyło się w przeciągu minionego miesiąca. To był intensywny czas.
Cena naprawy telefonu stanowczo przerosła fundusz, który obecnie posiadała Willow. W pierwszej kolejności mocno zacisnęła usta, a już w drugiej prosiła Alice o pomoc; dosyć nietypową pomoc, bo w tym przypadku odmowa byłaby zupełnie adekwatna.
Z uporem wpatrywała się w oczy dziewczyny, czym nieświadomie wywołała u niej dyskomfort. Nie miała pojęcia z jakimi dylematami borykała się Alice; że jej znacząca bliskość wywoływała dreszcze i ścisk w żołądku, dlatego odruchowo jeszcze kurczowej zacisnęła palce na delikatnej skórze towarzyszki. Puściła dopiero w momencie, w którym Carter podjęła próbę stargowania ceny. Potem radośnie klasnęła i wydała z siebie krótkie, choć głośne piśniecie, jednocześnie przyglądając się dalszej sytuacji. Mike odebrał 135 dolarów od Carter, a po chwili Willow wręczyła mu także telefon.
Oczywiście! – przytaknęła – Będę pana polecać wszystkim znajomym! – zapewniła i po raz kolejny klasnęła dłońmi.
Wkrótce mężczyzna zniknął na zapleczu, aby w spokoju zająć się wymianą ekranu. Willow niecierpliwie zerkała w stronę drzwi, sporadycznie przy tym wzdychając i tuptając nogą. Potem jednak ponownie skupiła się na Alice. Wraz z upustem jej pytania zdała sobie sprawę, że powinna dać jej jakikolwiek namiar - w końcu wykazała się niebywałą empatią.
Zapiszę ci mój numer – powiedziała. Następnie wzięła telefon dziewczyny i wpisała szereg cyfr nad którym prędko pojawiło się jej imię i nazwisko. Willow Hamsworth.
Spotkanie zakończyło się po upływie piętnastu minut. Willow z dziecięcą radością padała opuszkami palców nowy wyświetlacz. Był czysty i bez skazy, dlatego postanowiła na razie nie ściągać z niego ochronnej naklejki.

zt.x2

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „Belltown”