WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://cdn.discordapp.com/attachments/ ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W ostatnim czasie pogoda dawała się we znaki praktycznie wszystkim mieszkańcom Seatlle - jednakże, on był chodzącym wyjątkiem. Urodzony na terenach pochmurnej Anglii, lubował się w deszczu, który to notabene przypominał mu o przeszłości.
Zapach, delikatny powiew przepowiadającego cieplejsze dni wiatru sprawiał, że John wystawiał głowę zza okna, w swoim biurze, aby poczuć mrowienie wspomnień. Aby na własnej skórze doznać charakterystycznej woni Liverpoolu.
Wdech, wydech, wdech, wydech.
Głęboko, raz po raz. Z przymkniętymi powiekami, oparty o nieco podniszczony parapet, musiał wyglądać jakże zabawnie z perspektywy przechodniów, którzy ukryci pod różnokolorowymi parasolami, przedzierali się w pośpiechu po chodnikowych płytach.
Niedopałek papierosa wylądował w przeźroczystej, szklanej popielniczce; a ta znajdowała się już we wnętrzu pomieszczenia. Swąd nikotyny uleciał gdzieś na zewnątrz, pozostawiając wnętrze nieskalane świeże i rześkie zarazem, zważywszy na warunki pogodowe.
Wilson odchrząknął cicho, a potem wsunął z powrotem głowę do środka. Okno pozostawił lekko uchylone, bowiem zima pozostała już gdzieś daleko w tyle, a letnie podrygi znajdowały się już na wyciągnięcie ręki.
Przez chwilę przechadzał się bez celu. Z dłońmi wciśniętymi do kieszeni od czarnych spodni przesuwał się w tą i z powrotem.
W oczekiwaniu.
Niemrawo i dość absurdalnie zabijał czas, przy okazji przygotowując się do rozmów z potencjalną kandydatką na jego osobistą asystentkę.
Jak zwał tak zwał.
Choć w głębi duszy wiedział, że nie pozwoli jej siedzieć wyłącznie nad papierologią, czy podlewać kwiatki, które już i tak znajdowały się jednym liściem w piekle (zawsze zapominał napoić je wodą, choć spędzał w tym miejscu znaczącą część doby). Kawę też będzie parzyć, lecz Johnny miał w planach rzucić ją na głęboką wodę.
Praca w terenie, bo o to się rozchodziło, zapewniała najlepsze efekty. Obfitowała w doświadczenie a także i posmak adrenaliny, jeśli posiadało się smykałkę do ładowania się w kłopoty.
Poza tym, chyba każdy z nas łaknął rozwiązywania zagadek...
Wydawało mu się, iż znalazł odpowiednią osobę na oferowane przez siebie stanowisko. Ostatnie wieczory bowiem spędził na wertowaniu życiorysów. Każdej kartki bądź kilku z osobna. Z pośród sterty kelnerek, barmanek, pracownic salonów piękności wybrał tą, która już miała styczność z zabawą detektywa.
Sookie Atherton. Młoda, acz uzdolniona, co było widoczne w jej CV.
John jeszcze raz chwycił za owy papier, wypełniony niemalże po brzegi czarnym tuszem.
Zastanawiało go, dlaczego zniknęła z poprzedniego miejsca zatrudnienia.
Jego gdybanie jednakże zostało udaremnione, a ciche pukanie do drzwi uspokoiło myśli. Kartka znalazła się z powrotem na biurku, lecz John pozostał w tym samym miejscu co dotychczas. Oparty plecami o ścianę, tuż obok okna przysłoniętego żaluzjami, tak jakby właściciel owego przybytku nie przepadał za słońcem.
Pieprzony wampir!
- Proszę wejść - rzucił głośno, zapraszając tym samym do środka.
No bo, ileż można czekać?
Ostatnio zmieniony 2021-05-15, 10:20 przez John Wilson, łącznie zmieniany 1 raz.
<center><div class="sygna1"><div class="sygna2"><img src="https://i.ibb.co/pfctYpg/Tumblr-l-594640643637536.jpg" class="sygna3"></div><div class="sygna2">but beautiful mosaics are made of broken pieces</div><div class="sygna2"><img src="https://i.ibb.co/WpRQt3Z/Tumblr-l-594642368634827.jpg" class="sygna3"></div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.sygna1 {display:grid;grid-template-columns:repeat(3, 1fr);width:320px;height:auto;box-sizing:border-box;}.sygna2 {box-shadow:0 0 5px 3px rgba(0,0,0,0.1);width:100px;box-sizing:border-box;display:flex;justify-content:center;align-items:center;overflow:auto;height:100px;text-align:center;font-family: 'Roboto Mono', monospace;color:#131314;font-size:9px;padding:5px;background:white;line-height:1.5;}.sygna3 {width:100px;padding:5px;box-sizing:border-box;overflow:scroll;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Deszczowe miasto nie oszczędzało również Sookie. W zasadzie nie miała nic przeciwko kiepskiej pogodzie - deszczowi, który ograniczał widoczność, wilgotnemu powietrzu, które prawie za każdym razem psuło jej fryzurę lub rozmazywało makijaż i kałużom, które rozpryskiwane przez nieostrożnych kierowców moczyły jej strój. Znosiła to wszystko dzielnie i starała się, aby nic nie psuło jej humoru, który w zasadzie ostatnio i tak nie był najlepszy, i aby nic nie zniechęcało jej do osiągania postawionych sobie celów.
Niedawno zakończyła współpracę z Martinezem, co z perspektywy czasu wydało jej się nieuniknione. Mimo rozczarowania, rozpoczęła poszukiwania nowej pracy, najlepiej w tej samej branży, skoro miała już jakieś, nawet jeśli minimalne, doświadczenie. Poza tym lubiła tę robotę i szczerze chciała nauczyć się fachu, aby może kiedyś sama zostać prywatnym detektywem. Podobno miała duży potencjał, zważając na jej niepozorny wygląd.
Stojąc na skąpanym w deszczu chodniku stała z kartką w dłoni i powoli odczytywała to, co było na niej napisane. Krople deszczu rozmazały niektóre litery, ale była prawie pewna, że jest blisko celu. Odchyliła głowę, na którą naciągnęła kaptur, aby odczytać numer budynku, przed którym stała. Zmrużyła oczy i krótko zamrugała - to chyba tutaj.
Jasne kosmyki włosów wysunęły się spod kaptura i mokły, wchłaniając w siebie krople deszczu.
Z jednej strony czuła stres, towarzyszący każdej rozmowie o pracę, czy innemu ważnemu spotkaniu, z drugiej strony była bardzo ciekawa jaki jest detektyw, z którym zaraz ma rozmawiać - czy jest podobny do Martineza, czy jest na przykład jego całkowitym przeciwieństwem. Nie była pewna czemu chce to porównywać, prawdopodobnie dlatego, że jej były szef to w zasadzie jedyny prywatny detektyw, jakiego znała. Zaraz miało się to jednak zmienić.
Jeden, dwa, trzy schodki - wspinała się po drewnianych, skrzypiących stopniach, jedną dłoń opierając na grubej poręczy. Być może mężczyzna nawet nie weźmie jej pod uwagę, widząc jej okrągłą, dziecinną buzię. Czemu w ogóle się przejmowała?
Bo zależy ci na pracy, głupia.
Chciała być detektywem, czuć adrenalinę podczas akcji, dopasowywać puzzle kawałek po kawałku, aż nie rozwiąże całej zagadki, czując potężną dawkę satysfakcji i dumy z samej siebie. Tak będzie się rozwijać i się dowartościowywać. Skrzętnie omijała ten mały druczek, mówiący o pewnym zagrożeniu w tej branży - w końcu bywało niebezpiecznie.
Obecnie jednak największą zagadką było to, czy Wilson w ogóle przyjmie ją do pracy.
Zapukała, a gdy usłyszała głośne “Proszę wejść”, wzdrygnęła się lekko, zsunęła kaptur z głowy, po czym uchyliła ostrożnie drzwi i weszła do środka.
Wnętrze biura było ponure i zakurzone - czyli w zasadzie takie, jakiego się spodziewała.
Dzień dobry, Przepraszam za spóźnienie, z trudnością znalazłam adres… ta pogoda — wylała z siebie potok słów, zamykając za sobą drzwi.
Trudności ze znalezieniem adresu? To ci dopiero pani detektyw.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

John nie miał w zwyczaju oceniać ludzi nader powierzchownie - bazując chociażby na ich wyglądzie zewnętrznym. Dużo osób było przecież niepozornych, o anielskiej urodzie i szelmowskim uśmiechu, a gdy przychodziło do miarowej konfrontacji, to sięgali po asa w rękawie, którym było choć krótkotrwałe przyodzianie innej osobowości, lecz może tej właściwej?
On lubił szare myszki. Istoty chowające się po kątach. Stapiające się i z tłem, bo przecież one nie wzbudzały znikomych podejrzeń. Byli statystami w tym świecie siatki kłamstw. I to przemawiało za ich wygraną. Na loterii również. Poza tym, zachowywali przy tym swą wrodzoną skromność; co też uważał za plus. Sam nie był typem krzykacza, którego z łatwością wyłapywało się w tłumie pospolitych Smithów.
Jedynie brytyjski akcent uchodził za jego firmowy znak. Element rozpoznawalności, rzadziej słyszany w kunszcie amerykańskiego snu - jego nie spełniał, nie przyjechał tu za karierą, ani też kobietą.
W zasadzie, to wtedy nie miał nic do gadania, wszak była to decyzja jego matki, która ucieczką torowała sobie życie ku wolności. Pragnęła spokoju, jak nikt inny. I bezpieczeństwa dla swych pociech.
Wilson nie dał się w pełni zamerykanizować. Miał swoje zwyczaje, specyficzne powiedzonka, a także ulubione dania, jakie serwowano tylko w nielicznych knajpkach.
Był po prostu sobą - z całą masą wad, widocznych już na pierwszy rzut oka.
Niedbale związany krawat. Guzik odpięty od kołnierzyka koszuli. To zapewne zdążyła dostrzec panna Atherton. Kilkudniowy zarost oraz włosy żyjące własnym życiem. Kilka jasnych kosmyków osiadło na jego czole. Je zdecydowanym ruchem dłoni odepchnął na swoje miejsce, a potem przestąpił z nogi na nogę i wysunął się z cienia. Ruszył w głąb pomieszczenia z neutralnym wyrazem twarzy, zezwalając sobie także na lekki uśmiech.
- Proszę. Wejdź - zachęcił, darując sobie grzecznościowe kwestie typu per pani. Nie były mu teraz potrzebne, bo chciał, aby Sookie czuła się swobodnie. Przecież tego typu rozmowy niejednego wprowadzały w stan przerażenia. Produkowały niepotrzebny stres, bo każdy chciał wypaść jak najlepiej.
John nienawidził tego wyścigu szczurów, toteż starał się być bardziej kumplem aniżeli potencjalnym szefem.
To zawsze działało bez zarzutu.
- John Wilson - przedstawił się, wyciągając na powitanie dłoń ku kobiecie - Napijesz się czegoś? Kawy? Herbaty? Whisky nie będę proponował, bo zbyt wczesna godzina - zażartował swobodnie, aby oddalić możliwość wysunięcia się na prowadzenia napięcia - Pogoda jest piękna, o ile pochodzi się z tych stron co ja. Wtedy wyczekuje się deszczu, ciesząc się w duchu, że przyćmiły one trochę zbliżające się upały.
<center><div class="sygna1"><div class="sygna2"><img src="https://i.ibb.co/pfctYpg/Tumblr-l-594640643637536.jpg" class="sygna3"></div><div class="sygna2">but beautiful mosaics are made of broken pieces</div><div class="sygna2"><img src="https://i.ibb.co/WpRQt3Z/Tumblr-l-594642368634827.jpg" class="sygna3"></div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.sygna1 {display:grid;grid-template-columns:repeat(3, 1fr);width:320px;height:auto;box-sizing:border-box;}.sygna2 {box-shadow:0 0 5px 3px rgba(0,0,0,0.1);width:100px;box-sizing:border-box;display:flex;justify-content:center;align-items:center;overflow:auto;height:100px;text-align:center;font-family: 'Roboto Mono', monospace;color:#131314;font-size:9px;padding:5px;background:white;line-height:1.5;}.sygna3 {width:100px;padding:5px;box-sizing:border-box;overflow:scroll;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ona z pewnością była właśnie taką szarą myszką. Już podczas narodzin, wyszła z łona matki niepostrzeżenie tuż za bliźniaczką i tylko patrzyła na wszystkich szeroko rozwartymi oczami, podczas gdy jej siostra darła się wniebogłosy i wszyscy się nią zajmowali. Bycie szpiegiem miała we krwi i być może był to jej jedyny prawdziwy talent, nie licząc robienia biżuterii z koralików czy obrazków z makaronu, bo w tym też była całkiem niezła.
Przyjrzała się mężczyźnie wnikliwie, chociaż nie patrzyła na tyle długo, aby mógł posądzić ja o nachalność. Wyglądał trochę jak jej były szef, więc specjalnie jej to nie zdziwiło. Wnętrze biura było za to inne, trochę dziwne - nigdzie nie walały się butelki i puszki po piwie i innych trunkach, nie było śladu po sierści psa, ani nie zauważyła nieumytych naczyń piętrzących się na stole, szafkach czy półkach. To coś nowego.
Nie miała nic przeciwko posiadaniu znajomych, nawet bardzo dobrych znajomych, wśród swoich pracowników, ale czy dałaby radę być kumpelą własnego szefa i to starszego pana? Nie miała pojęcia. Może to przychodzi z czasem, a może nigdy. Trudność powiedzieć jak nie miało się w życiu wielu szefów, a już nie na tyle długo, aby nawiązać z nimi jakąś więź.
Sookie — zaczęła i przez ułamek sekundy była pewna, że zapomniała jak ma na nazwisko. — Atherton — dokończyła jednak zgrabnie i uścisnęła dłoń Wilsona, jakby była jej własną - czyli delikatnie.
Gdy zaproponował napoje, przez chwilę nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Może sama powinna je przynieść? Gdzie tu jest kuchnia? Gdzie toaleta? Chyba musiała skorzystać, z tego napięcia sama już nie wiedziała co zaczyna dziać się z jej ciałem. Czy on powiedział, że jest zbyt wczesna godzina na Whiskey? W jej oczach stanęły łzy, gdy uśmiechnęłą się lekko. Może on nawet nie pije w pracy, jak nie musi? To by było spełnienie marzeń. — Może jakiś sok. Przynieść?— spytała w końcu, siląc się na odwagę. — Jak pochodzi się z tych co ja, to ma się ochotę krzyczeć do nieba, żeby zamknęło gębę — odparła, machnęła niedbale dłonią, z uroczym, odrobinę nieśmiałym uśmiechem. — A jeśli można spytać, to skąd Pan pochodzi?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Biuro Wilsona było względnie czyste - jeśli nie liczyć kurzu, jaki to piętrzył się na najwyższych półkach regałowych. Tam spoczywała dokumentacja. Ułożona chronologicznie w opisanych segregatorach. Mimo, że John uchodził za bałaganiarza, bo w jego mieszkaniu można było znaleźć niemalże wszystko, tak w pracy dbał znacząco o ład. Może poza kwiatkami, które błagając o krople wody marnie prezentowały się na obszernych i nieco masywnych parapetach.
Wokół walały się raczej kartki, niekiedy i zdęcia - te zrobione ukradkiem. Czasami też książki, gdy potrzebny był research w danym nurcie informacyjnym.
Szklana popielniczka wypchana była, tak mniej więcej do połowy, niedopałkami po upalonych Marlboro. Dwa kubki ubarwione nutą kawy ozdabiały biurko mężczyzny.
Lecz nie dało się nigdzie dostrzec butelek po alkoholu. Mimo, że właściciel owego interesu był ich miłośnikiem.
Szkocką miał schowaną w szafce, tuż obok nogi, gdy zasiadywał na obrotowym krześle. Procenty zostawione na czarną godzinę, tak zwykł mawiać. Próbował wtedy zwykle odreagować stres, nie fundując sobie rauszu.
Powód?
Uważał to za wysoce nieodpowiednie. Biuro było jego wizytówką. Nie tylko plik małych karteczek, które trzymał w kieszeni od swojego prochowca.
To nie było mieszkanie, chociaż niekiedy spędzał tu bardzo dużo czasu. Poza tym, mieszkał niedaleko, toteż robotę często znosił do domu.
Sookie zatem musiała doznać miłej odmiany - od swojego poprzedniego stanowiska.
Zauważył od razu jej zmieszanie i napięcie, które od niej biło. Nie wiedziała, co ma zrobić i jak się zachować.
Przyzwyczajona do zupełnie innych warunków czuła się dziwnie. Tu panował luz a nie jakieś sztywne zasady. Nie musiała robić za sprzątaczkę ani kucharkę. Winna się jedynie skupić na pracy, czując swobodę przemykającą wyczuwalnie tuż obok niej.
- Zajmij miejsce, a ja przyniosę - rzucił z uśmiechem, wskazując dłonią na wolne krzesło znajdujące się naprzeciw jego biurka. Skierował się zaraz do małej lodówki stojącej w kącie, z której następnie wydobył kartonowe pudełko soku pomarańczowego. Je rozlał już do szklanki, jaka finalnie wylądowała przed młodą kobietą.
- Ciepłolubna? - zagaił przyjaźnie, słysząc wzmiankę o pochodzeniu. Sam z kolei zajął miejsce na obrotowym krześle, które zaraz dosunął bliżej blatu biurka - Urodziłem się w Liverpoolu i w wieku dwunastu lat wylądowałem tu, w Seattle - uchylił rąbka tajemnicy, nie zagłębiając się już w szczegóły.
Wolał nie opowiadać o patologii w swojej rodzinie. O tym, że matka uciekła razem z nim i siostrą w zupełnie obce strony. A potem wystąpiła o rozwód i zakaz zbliżania się.
Jego życie nigdy nie było kolorowe. Nawet teraz, gdy rodzicielka wegetowała w szpitalu bez szans na jakikolwiek płomyk nadziei.
Ale nie o tym.
- Dlaczego akurat interesuje Cię ta praca? - przeszedł już do kwestii formalnych, bo przecież od tak nie ofiaruje jej tej roboty.
<center><div class="sygna1"><div class="sygna2"><img src="https://i.ibb.co/pfctYpg/Tumblr-l-594640643637536.jpg" class="sygna3"></div><div class="sygna2">but beautiful mosaics are made of broken pieces</div><div class="sygna2"><img src="https://i.ibb.co/WpRQt3Z/Tumblr-l-594642368634827.jpg" class="sygna3"></div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.sygna1 {display:grid;grid-template-columns:repeat(3, 1fr);width:320px;height:auto;box-sizing:border-box;}.sygna2 {box-shadow:0 0 5px 3px rgba(0,0,0,0.1);width:100px;box-sizing:border-box;display:flex;justify-content:center;align-items:center;overflow:auto;height:100px;text-align:center;font-family: 'Roboto Mono', monospace;color:#131314;font-size:9px;padding:5px;background:white;line-height:1.5;}.sygna3 {width:100px;padding:5px;box-sizing:border-box;overflow:scroll;}</style>

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Chinatown”