WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

1#

Według kuzyna kolejnym obowiązkowym punktem zwiedzania miasta, był ogród botaniczny... co w sumie średnio podobało się samemu Lexowi, ale koniec końców uznał, że nie ma co nastawiać się negatywnie do wszystkiego! Miał odpoczywać, komponować ale też zwiedzać, przynajmniej póki wrzesień nie zaciągnie go znów do Europy, a tam do codziennych wielogodzinnych czasem prób. Zatem każda chwila na świeżym powietrzu, czy też w tym przypadku wśród roślinności, powinna być dobrze wykorzystana. Teoretycznie teraz mógłby być na Hawajah czy innej drogiej turystycznej amerykańskiej wyspie... ale jak twierdził kuzyn, na wydawanie majątku w takich miejscach też znajdą czas. To było jednak zaplanowane na sierpień i nie w zakresie by balować tam nie wiadomo jak długo!
Zatem od początku! Park botaniczny. Roślinki i opowieści kuzyna o zwierzętach które żyją w ciepłym klimacie. No dobrze. Jego pasja! Jak przystało na fotografa współpracującego z wielkimi czasopismami, do tego nagradzanego za swe zdjęcia, był obeznany z tym co fotografował! Aczkolwiek był też straszną gadułą, co na dłuższą metę mogło odrobinkę... tak troszkę... męczyć? No właśnie! W pewnym momencie Lex uznał, że musi chwilę odpocząć od monologu twórczego Damiena i powiedział, że musi wrócić i zobaczyć coś czemu nie przyjrzał się dokładnie... ale cholernie bardzo go interesuje! To wytłumaczenie nawet zostało przyjęte! Ufff... zatem chwila ciszy...
... albo i nie! Odszedł od kuzyna, ale kątem oka zauważył, że ktoś na niego biegnie. W sumie na jego szczęście dzieciak nie szarżował na niego konkretnie, ale na osobę niedaleko... na nieszczęście kobiety to właśnie ona stała się ofiarą tego małego incydentu. W całym zamieszaniu Lex zdołał wykazać się na tyle refleksem by złapać upadającą kobietę, odruchowo nawet wziął ją na chwilę na ręce. Potem jednak ostrożnie postawił na ziemię. Nie chciał przecież być oskarżony o molestowanie seksualne! Tyle się o tym teraz słyszy, że nie wiadomo czy można pomagać czy też nie.
-Wszystko ok? Przepraszam, że panią złapałem tak... nie chciałem by pani upadła... przepraszam za nachalność w tym zakresie. - uśmiechnął się przepraszająco, przy okazji odrobinę odsuwając od kobiety, tak, by nie czuła się skrępowana zbytnią bliskością z obcym mężczyzną.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

Choć mieszkała w Seattle cale swoje życie bywały takie miejsca, gdzie jeszcze nie była. Na pewno każdy tak ma. Miasto było za duże, żeby wszystko zwiedzić. Przynajmniej ona tak uważała. Od jakiegoś czasu miała nadmiar pracy i potrzebowała przewietrzyć umysł. Najlepszy do tego byłby park, ale w nim bywała tak często,że miała ochotę na coś innego. Padło na ogór botaniczny. Jeszcze nigdy tu nie była. Żałowała, że nie może tu wejść z Kaydenem, ale w regulaminie jasno napisali, że zwierzętom wstęp wzbroniony. Rozumiała to, bo pewnie nie każdy byłby wstanie upilnować swojego pupila.
Krążyła między alejkami już z jakieś dwie godziny. W uszach miała słuchawki i słuchała swojej ulubionej playlisty z Spotifi. Nie zwracała uwagi na innych spacerujących, co chwila zatrzymywała się i czytała tabliczki z informacją o gatunku kwiatów i drzew.
Pod koniec spaceru poczuła, że zaczynają boleć ją nogi, więc postanowiła wrócić do domu. Burczało jej w brzuchu i nie wzięła ze sobą wody. Koniecznie potrzebowała znaleźć jakiś sklep. W nieco gorszym nastroju ruszyła w stronę wyjścia. Zrobiła jeszcze kilka zdjęć, żeby potem móc je obrobić i może wydrukować. Zależy, czy któreś zdjęcie się nada.
Nie zauważyła chłopca, który rozpędzony biegł w jej stronę. Usłyszała tylko pisk, poczuła uderzenie w biodro, a następnie silne ramiona otaczające jej talię. Sapnęła. Torebka spadła jej z ramienia i jedna ze słuchawek wypadła z ucha. Chwyciła nieznajomego za ramiona i przez dobrą minutę kurczowo się go trzymała. Przez to wszystko trochę zakręciło jej się w głowie. Słyszała słowa nieznajomego, ale nie mogła się nich skupić. Kiedy odsunął się od niej, straciła podporę i lekko się zachwiała.
- Przepraszam ja... muszę na chwilę usiąść. - Obok nich nie było ławki, ale czuła, że jeśli zaraz nie usiądzie, to mężczyzna znów będzie musiał ją łapać. Przykucnęła obok płotu i usiadła na ziemi. Przymknęła oczy i wzięła kilka głębokich wdechów. Kiedy była już pewna, że czuje się dużo lepiej odważyła się otworzyć oczy.
- Dziękuję za... - Uniosła spojrzenie i zamarła. Dosłownie. Zapomniała co chciała powiedzieć. Wiedziała, że nie ładnie było tak się patrzeć. Miała wrażenie, jakby wszystko wokół zamarło. Rzadko kiedy spotyka się ludzi z takimi oczami. Były piękne, a ona nie mogła przestać w nie patrzeć. Cały był piękny. Zarumieniła się po samą szyję. Spuściła wzrok na swoje dłonie.
- Jeszcze raz dziękuję. - To był pierwszy raz od kilku lat, kiedy inny mężczyzną wywołał w niej takie uczucia. Nie była pewna, czy jej się to podoba.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Widząc jak dziewczyna traci równowagę przysunął się do niej znów, obwiniając się o to, że zachował się za bardzo zachowawczo i ostrożnie... nie chciał być oskarżony o molestowanie, ale z drugiej strony może za szybko się odsunął? Może powinien poczekać te parę sekund dłużej? Teraz nie uciekał aż tak szybko. Ba, nawet pomógł dziewczynie usiąść, choć w sumie nie było na to zbyt dogodnych warunków. Sam ukląkł tuż przy niej, w razie czego by być na tyle blisko by jej pomóc. No przynajmniej przez pierwsze minuty, potem zmienił pozycję i usiadł przy niej, choć zdecydowanie wygodniej by było na jakiejś ławce, lub czymś przynajmniej podobnym do tego!
-Nie ma za co przepraszać, ani dziękować... coś się stało? Boli panią coś? Kręci się pani w głowie? Niedobrze pani? - bardzo delikatnie przesunął zewnętrzną stroną dłoni po jej policzku i czole, sprawdzając czy kobieta nie ma gorączki... choć w sumie może to jedynie zmęczenie, a nie objaw choroby. Nie był lekarzem, ale tak właśnie mama mu robiła! Nie chciał być nachalny, ale niektórych odruchów nie wyłącza się ot tak po prostu! To się wynosi z domu!
-Spokojnie... przynieść pani wodę? A może zadzwonię po kogoś by po panią przyjechał? Proszę się nie bać mnie... Chcę tylko pomóc. - tak. Zachowanie kobiety odczytał jako strach przed swoją osobą, nie zaś zainteresowanie swoją dość nietypową urodą, ze względu na kolor oczu. W sumie smutne... Szkoda, że budzi lęk u pięknej kobiety. Troszkę szkoda, że kojarzy się jej z zagrożeniem... lub czymś innym złym. No ale niektórych rzeczy się po prostu nie przeskoczy! Choć w sumie jego przypuszczenia, odczytywanie tego jak reagowała nieznajoma mogło być całkowicie mylne! W końcu w okresie kiedy chłopcy uczą się podrywać dziewczęta, on był zbyt nieśmiały i skrępowany pięknem swych koleżanek. Przeszedł przez liceum jako ten nieśmiały i wrażliwy chłopiec, który boi się powiedzieć, że ktoś mu się podoba...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mężczyzna zadawał sporo pytań. Nim mu odpowiedziała musiała się skupić. Nie miała już zawrotów głowy, ale czuła ból w biodrze. Prawdopodobnie od uderzenia. Nie wiedziała, jak mogła nie zauważyć tego chłopca. Dotknęła bolącego miejsca. Nie było złe, ale na pewno będę miała siniaka. Poza tym czuła, ze nic poważniejszego jej się nie stało.
To miłe, ze pomagał jej usiąść, a teraz siedział dość blisko, żeby w razie czego znów ja złapać.
-Już jest lepiej. Trochę zakręciło mi się w głowie- Spojrzała na nieznajomego- To pewnie od tego uderzenia. Wszystko działo się tak szybko... - Odwróciła wzrok. Poczuła jak żołądek skręca jej się w supeł. Denerwowała się. Nie wiedziała czemu tak na niego reaguje. W swoim życiu spotkała wielu mężczyzn. Starszych i młodszych, ale żaden nie sprawił, że serce zabiło mocniej.
Mogłaby zadzwonić , po dziewczyny, ale one miały własne problemy. Lepiej będzie, jak wróci sama.
-Nie, zamówię taksówkę i wrócę do mieszkania. - Zaczęła się rozglądać na boki. Metr przed nimi leżała jej torebka. Musiała jeszcze znaleźć słuchawkę.
- Przy wejściu był sklep, tam kupie sobie wodę. Pomógłby mi Pan zaleźć moja słuchawkę? Gdzieś mi tu wypadła... - Wstała powoli. Nie chciała robić gwałtownych ruchów. Podniosła swoją torbie, otrzepała ją z piasku i przewiesiła przez lewe ramie. Wyciągnęła słuchawkę z lewego ucha i wsunęła ją do kieszeni. Potrzebowała znaleźć druga. Pochyliła się do przodu i powoli sprawdzała każdy centymetr ścieżki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Dzisiejszy dzień był prawie wolny. Prawie, bo musiał odmówić chłopakom tym razem wyjścia na piwo i wspólnego szlajania. Na dodatek od czasu wrócenia z koncertu starają się namówić go by założył for fun tindera i zobaczył co się tam wydarzy. Dla niego samego aplikacja randkowa to był jeden wielki bullshit i szczerze wolałby nie dostawać wiadomości z jakimiś kutasami, cipami czy cyckami. Jednakże był słaby jeśli chodziło o odmawianie czegokolwiek, więc było to kwestią czas, aż się złamie. Lata terroru przez ojca i matkę sprawiły, że nad asertywnością ciągle pracował i szło mu to średnio, a czasem nawet mniej niż średnio. Kończyły w sytuacjach, w których zdecydowanie nie powinien się znajdować i to na dodatek z kobietami.. Zgrozo...
Pogoda na dziś 7 stopni, możliwe lekkie opady deszczu. Ubrał się dość ciepło nie zapominając o rękawiczkach by dłonie mu za bardzo nie zmarzł. Nie miały one co prawda palców, więc tak naprawdę były to półrękawiczki. Parasolka przyszykowana mógł wyruszyć z domu. By pojawić się taxówką na miejscu. Taxówka nie rzucała się w oczy, tak samo jak on przynajmniej w tej chwili. Czemu nie pojechał samochodem? Nie miał bladego pojęcia ile wypiją z Jay Jayem, więc odpadła w przedbiegach ta opcja, pozostała najnormalniejsza forma jazdy. Poklepał swoją torbę z boku, która mimo woli była lekko ciężka. Litrowa flacha whiskacza do tego pół litra wody na w razie jakby zachciało się pić. Pomadka do nawilżenia ust schowana była w kieszeni kurtki.
Zerknął na swój zegarek na nadgarstku, równo jedenasta. Oparł się o bramę prowadząca do ogrodu botanicznego. Westchnął sam do siebie. Dlaczego ludzie tak lekceważyli czas innych? Nie rozumiał tego i nie zamierzał. Jego życie było zbyt idealnie już od bycia noworodkiem, całkowicie ułożone. Każde godziny zajęć idealnie dobrane, więc nie cierpiał czekać, być spóźniony. Wspomagało to w nim traumę. A Jason właśnie sobie w tym momencie drwił z niego. Zagryzł swoją wargę stojąc pod parasolką, która była oparta o jego ramię. Nie spoglądał ludziom w twarz, a zwłaszcza młodym ludziom, którzy mogliby go skojarzyć. Ale czyż, nie mówi się, że każdy Azjata wygląda praktycznie tak samo? Dlatego często pozwalało mu się to wkupić w anonimowość, zwłaszcza kiedy nie miał tony szpachli na twarzy, które zakrywały nawet jego wszystkie pieprzyki.
Co jakiś czas niecierpliwie wyciągał telefon, a jego frustracja sięgała zenitu. Zdążył poćwiczyć z rana, zdążył zjeść sycące śniadanie, odpisać fanom, pogadać z kumplami przez komunikator, przygotować się do wyjścia i się nie spóźnić. Czy Jason z niego drwił? To on nalegał na rozmowę. To mu powinno bardziej zależeć niż jemu, prawda? To on dla niego przełożył imprezę z chłopakami. Czasem zastanawiał się kto był starszy i dojrzalszy w tej dziwnej relacji.
Kiedy zegarek zaczynał wybijać studencki kwadrans, wziął i zaczął pisać na telefonie. Robiło mu się lekko zimno od ciągłego stania w jednym miejscu. Już on zmusi Jason’a by mu to wynagrodził, a jak nie... To niech idzie się wyżalać jakiemuś barmanowi czy psychoterapeutce.
Po skończeniu wysyłania sms’a spojrzał na swoje czarne martensy i spojrzał na ulicę oczekując cudu w postaci pojawiającej się szczupłej postaci. Sam się zastanawiał nad tą dziwną przyjaźnią, która się między nimi zrodziła podczas jednego wręczania nagród. Po prostu porozmawiali i się zaczęło od słowa do słowa, że są sąsiadami… Relacja się rozwinęła i teraz tkwimy w tym pieprzonym punkcie czekając, aż łaskawy lord postanowi przywieźć swoje szanowne cztery litery.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#8 + Płaszczyk, bo tej „szczapie” wiecznie zimno XD

Jason nie mógł usiedzieć w jednym miejscu. Ani tym bardziej na niczym skupić. Zupełnie. Latał jak nawiedzony, jakby miał jakiś motorek w dupie. Do tego od pewnego incydentu... Wróć, więcej niż tego jednego, zdawał się unikać Jareda. Mimo tego całego odpoczynku, na jaki sobie pozwolił odkąd rzucił cały biznes z klubem, jemu zdawało się, że jest tylko gorzej. Całe szczęście, że chwilowo nie planował powrotu w trasę koncertową, ani nie robił niczego związanego ze swoją karierą. Właściwie to... zwyczajnie mu nie wychodziło. Nie nadawał się do niczego. Czuł się tak, jakby mózg miał mu zaraz eksplodować. Nie tylko zresztą on... Cała reszta w nim krzyczała, uczucia wariowały, a on tracił nad wszystkim kontrolę. Nigdy nie był taki maksymalnie rozbity. Ani emocjonalnie, ani psychicznie. Przez to nie był w stanie napisać nowych piosenek. Jak do niedawna nie stanowiło to dla niego absolutnie żadnego wyzwania, tak teraz... Nic. Pieprzona pustka. Było to o tyle dobijające, że przecież to zawsze przychodziło mu tak swobodnie, mógł tworzyć kolejne teksty nie musząc się nad nimi zasadniczo nijak zastanawiać. Wychodziło z jego głowy wprost tony różnych słów, zwrotek, refrenów... A tu taka lipa. Niedziwne, że zaczęło mu odrobinę odwalać, że aż zaczynał być w tym wszystkim nader lekkomyślny. Założył też tego pierdolonego Tindera, którego uważał za idiotyzm. Niby miał przy tym niezłą frajdę, ale... raczej rzuci to w cholerę, gdyż na dłuższą metę nie chciał tego ciągnąć. To było takie durne, takie bezsensowne... Kim się pogubił i biło to od niego wręcz na kilometr. Przez ten dziwny stan zawieszenia mógł sprawiać wrażenie, że jest gorszym dużym dzieckiem, niż kiedykolwiek wcześniej. Jasne, często wykazywał takie zachowania, ale ostatnio... przechodził samego siebie. Potrzebował zdecydowanie jakiejś rady, wsparcia... cokolwiek. Inaczej nie zniesie tego napięcia i naprawdę wybuchnie. Działo się to głównie dlatego, że... nie był pewien, czy Jared mógłby na niego spojrzeć w ten romantyczny sposób. Do niego już docierało, że... tak, niepodważalnie żywił do niego głębsze uczucia i już nawet nie miał siły ich negować. Zbyt długo z tym walczył. Odkąd coraz więcej sytuacji zaczynało mu udowadniać, że jego prawdziwa miłość, ta bratnia dusza, której tyle szukał jest tuż obok... utwierdzało go to mocniej w przekonaniu, że to prawda. To on był ślepym idiotą, który usiłował przez te wszystkie lata się tego wyprzeć, byle nie okazało się, że woli facetów. Tyle porażek z kobietami też dało mu sporą nauczkę i nasuwało mu o wiele więcej... Teraz zaś bał się po prostu, że jest już za późno. I to już nie chodziło o to, że wstydziłby się ujawnić ze swoją orientacją. Jung mógł równie dobrze kogoś mieć, albo woleć kobiety. Czemu miałby pokochać takiego debila, jakim jest on...? Może i powinien wziąć pod uwagę, że i on czuł do niego miętę od dawna, ale jakoś... nie potrafił tego nijak powiązać z czymkolwiek intymnym. Najwyraźniej nadal będąc kompletnym ślepakiem i głucholem. Poważnie, ktoś powinien mu wbić do tego łba, że jego ochroniarz definitywnie na niego leci, bo inaczej chyba przez wieczność będzie kisił w sobie to przeklęte uczucie i nic z tego nie wyniknie... Taka fujara z niego! To aż przykre.
Niewiele myśląc, napisał do jednego z najlepszych kumpli, na których mógł liczyć. Wiedział, że mu pomoże. W to nie wątpił. Potrzebował go... bardzo. Nie zawracałby mu gitary, gdyby nie było dla niego tak ważne. Dosłownie sprawa życia i śmierci! Ulżyło mu, że ten mu nie odmówił i umówili się na następny dzień w takim bardziej ustronnym miejscu. Jason tak się stresował, że... nie mógł zasnąć. Przekręcał się z boku na bok i nic. Chcąc wystarczająco wymęczyć organizm, poszedł wykonać kilka cięższych choreografii tanecznych. Takich, których do tej pory nie próbował i bardziej hardcore’owych. Przeliczył się, ale przynajmniej... było skuteczne. Dało mu tak popalić, że gdy opadł plecami na jeden z materacy, ciężko dysząc... odpłynął i w dość niewygodnej pozycji został tak do rana. Nie był aż tak ciemną masą, by zapomnieć o ustawieniu budzika. Wprawdzie pierwszy z nich był bezużyteczny, tak kolejna próba zakończyła się sukcesem. Omal zawału nie miał. W dość drastyczny sposób, poderwał się do pozycji półsiedzącej z lekko przerażoną miną. Zerknął drżącą ręką na ekran swojego telefonu. Miał mało czasu...
Kurwaaa... zaspałem! Ja pierdolę... on mnie zamorduje. Już jestem martwy. Nie, nie, nieee... — jęczał pod nosem, rzucając dźwięcznymi przekleństwami jedno po drugim. W panice biegał po całym domu, próbując jak najszybciej doprowadzić samego siebie do względnego porządku. Najgorsze jest to, że te siedem stopni z możliwymi opadami deszczu bynajmniej nie zachęcało do wyjścia... Ubrał się na tak zwaną cebulkę, a na to wszystko jakiś cieplejszy płaszczyk, naturalnie całość stroju mieniła się w samych czerniach.
Poprosił swych innych ludzi, którzy go także chronili o podwózkę w wyznaczone miejsce. Oczywiście Jared był jego głównym protegującym, co nie oznacza, że musiał mu towarzyszyć wszędzie. Szczerze? Pragnął tego z całego serca... lecz strach był silniejszy. Chwilowo musiał to wszystko sobie poukładać, aby móc wytrzymać w jego obecności. Nie zdążył w tym pośpiechu nic ze sobą dodatkowo zabrać. Cud, że w ogóle prezentował się jak człowiek i zdążył ułożyć włosy, by te nie trwały w kompletnym rozgardiaszu, jakby niedawno wstał. Nie zdarzało mu się to, ale co poradzić, że ostatnio był taki nieogarnięty... Zwłaszcza że zdawał sobie sprawę, jak Jeremy do tego podchodził i jak istotna punktualność dla niego była. Miał traumę i o tym wiedział. Przez to było mu bardziej głupio, a ścisk w żołądku dosadniejszy, męczący. Musiał mu to wybaczyć, zważywszy na okoliczności... naprawdę nie było mu lekko, a jemu prawie wcale nie zdarzało się spóźnić, tylko w jakichś rzadkich przypadkach. Odpisywał mu już z limuzyny, którą jeden z jego ludzi go wiózł. Luksusowy wóz wreszcie się ujawnił oczom przemarzniętego chłopaka, sterczącego z parasolką. Ze środka wygramoliła się wyczekiwana szczupła sylwetka Jasona, który pędził do niego jakby zaraz miał się wyjebać i połamać na chodniku. Nie zważał na nic. Nie wziął parasolki, nic. I z taką zmokniętą głową stanął przy nim zziajany, do tego nabrał czerwieńszych kolorów przez zdenerwowanie i zgrzanie. Te barwy musiały nieźle kontrastować z jego nadzwyczaj bladą cerą. Woda ściekała z jego półdługich jasnych włosów.
Przepraszam cię bro... wynagrodzę ci to, obiecuję… powiedz tylko jak... no bez kitu, nie chciałem... za dużo stresów mam i widzisz... tak to się kończy... ugh... jestem beznadziejny... boże... — wydusił plątaninę nie do końca zrozumiałych urywków zdań, które wypowiadał niemalże na jednym tchu. Patrzył na niego tymi swoimi kocimi, smutnymi oczyma, jakby zaraz miał się rozpłakać. Było do tego blisko... Wyglądał jak półtora nieszczęścia. Taki przybity nie pytając o pozwolenie zbliżył się do niego i owinął ramionami, wtulając mocno w jego tors i w nim ukrywając całą twarz. Jawnie okazał skruchę, żeby mu wybaczył ten jego skandaliczny czyn.
Ostatnio zmieniony 2021-03-26, 04:42 przez Jason Kim, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Stojąc w miejscu ponad piętnaście minut, na deszczu z parasolem, każdemu zrobiłoby się zimniej. Nawet ciepły płaszcz i rękawiczki nie pomagały. Napiłby się czegoś ciepłego. Czegoś rozgrzewającego. Jakiś grzaniec? Słyszał o tym, że podobno rozgrzewa dobrze, ale zaspokoiłby się też zwykłą herbatą, prawda? Taką z cytrynką albo goździkami. O tym Jem mógł sobie myśleć czekając na tego starszego gówniaka. Czekając i się wkurzając z każda chwilą, kiedy jego zegarek pokazywał coraz późniejszą godzinę. Dlatego napisał tego smsa, dlatego powoli się irytował. Uwielbiał swoich przyjaciół, ale nie jak marnowali jego czas. Jasne sam sobie mógł go marnować, ale nie w taki sposób by marznąć, moknąć i udawać, że wcale nie jest sławny. Chciał być w tej chwili anonimowy.
Wróćmy... Chciał być anonimowy, a zobaczył podjeżdżająca limuzynę. Jeśli cokolwiek w Jeremym w tej chwili jeszcze trzymało się w pionie, to właśnie runęło jak zamek z piasku oblany zimną morską wodą na plaży. Strzelił typowego facepalm’a nie mogąc w to uwierzyć co też Jason odpierdalał. Zależało im na dyskrecji, więc czemu jej nie zachował? Dlaczego nie mógł jak on przełamać się do jazdy zwykłą taksówką czy po prostu zwykłym samochodem, którym goryl by go odstawił... Jeremy nie bał się ludzi, nie bał się wtopić w tłum, może dlatego… Dopiero jeszcze raczkował jako gwiazda, prawda? Mimo, że trwało to od paru lat, to jednak Jason siedział w tym bardziej… A jednak .. Czy on nie miał kurwa rozumu?! Jem zagryzł wargę, patrząc jak ludzie patrzą z podziwem na wysiadającego Kim’a. No i tyle z bycia dziś niezauważonym. Był święcie przekonany, że zaraz ktoś wyciągnie telefon zrobi zdjęcie i powie “ Czy to nie Jason Kim? Ooo do kogo on podchodzi. O kurwa czy to nie Jeremy Snyder? To oni się znają i przyjaźnią? O ja pierdole!”.
Tego dnia Jeremy był już podwójnie wkurwiony na swojego przyjaciela. Dlatego teraz zaciskał swoją wargę widząc jak ten pędzi w jego stronę i jak gapie odwracają się za nim.. No po prostu kurwa wspaniale. Jeszcze pędził do niego jakby co najmniej był spóźniony na jakąś cholerną randkę. Wyglądał jakby się miał połamać na tych swoich tyczkowych nóżkach. Patrzył jak lekko zmoknął, jaki był czerwony, jak ludzie patrzyli się w ich stronę i naprawdę miał.. Miał wielką ochotę przyjebać mu w ten pusty łeb. Kurde gdzie się podział jego pierdolony mózg? Jeszcze go przytulił w tym momencie jak małe dziecko...
-Oj chyba już potrójnie mi to musisz wynagrodzić, bro. -ostatnie słowo powiedział przeciągając samogłoskę z lekkim poirytowanym głosem -Nie tłumacz się, bo bardziej się pogrążasz. -nachylił też do niego parasolkę, by ta głupia łepetyna mu nie mokła i poklepawszy go po plecach lekko odsunął od siebie
Widział tę jego minę zbitego kociaka. Czemu ludzie zawsze go brali na te swoje niewinne minki, wiedząc, że to nie zawsze działa. Nie działa jak Jeremy był mega wkurwiony. Teraz taki był i szczerze… Nie było mu za krzty żal swojego przyjaciela. Sam sobie nagrabił. Nie chciał się z nim spotkać przecież o szóstej rano, a o jedenastej. Czekał na niego zmarzł, a ten jeszcze wzbudził niepotrzebną sensację wokół ich osób. Czy było to konieczne? Co on w ogóle myślał?
-Tak jesteś beznadziejna fujarą, która nic ostatnio porządnie zrobić nie może. -wbił mu szpilę prosto w dupę -Masz teraz trzy kary bro. Pierwsza kara za spóźnienie, odbiorę sobie ja jak będziemy w hotelowym zaciszu. -powiedział poważnie spoglądając na jego czerwoną i skruszoną nadal zapewne buźkę -Druga kara to za tą pierdoloną limuzynę. Nie chciałem sensacji ty raczej też, a teraz pewnie w świat pójdą nasze seksi tulące się zdjęcia pod parasolką.. Jason do kurwy nędzy co się z tobą do cholery dzieje? Gdzie podział się twój .. Zdrowy rozsądek… -spojrzał na niego przez moment tak jak karci się dziecko, po czym westchnął -Weźmiesz nas na jakiś obiad i coś do rozgrzania i będzie luźno, te dwie kary za zniesławienie i przerwanie dzisiejszego dnia ci wybaczę. -odparł po czym pomiział niższego po tej mokrej czuprynie pokazując, że prawie mu przeszło
Nie chciał go bardziej dobijać, ale widział.. Widział, że jego kumplowi to mózg na wakacje chyba poszedł. Naprawdę musiał mieć spory problem, skoro zdrowe myślenie poszło pa pa. Jeremy nie potrafił się długo gniewać, bo przecież.. Można było wymyślać kary, prawda?
-Chodźmy. -odparł idąc powoli i chcąc by mężczyzna szedł z nim do ogrodu -Zachowujesz się jakbyś był zakochany... Hyung. -odparł spokojnie, specjalnie używając tego koreańskiego słówka -Więc o czym chciałeś porozmawiać? -odparł idąc powoli ścieżkami w ogrodzie -Czy wolisz o tej rzeczy pogadać jak będziemy sam na sam w hotelowym zaciszu? Wziąłem ze sobą twojego ulubionego whiskacza. -odparł tym razem już uśmiechając się do niego w przyjacielski sposób
Musiał się rozgrzać, więc jak tylko zobaczył gościa z budką z kawą, od razu zaciągnął w tamtym kierunku Jasona, by powoli tam szli. Może mieli tam herbatę lub.. Gorąca czekoladę? Zdecydowanie potrzebował czegoś ciepłego. Chociaż nie był takim zmarźlakiem, jednak emocje, brak ruchu zrobiły swoje.
Ostatnio zmieniony 2021-04-24, 23:52 przez Jeremy Snyder, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Roztargnienie Jasona przekraczało już wszelkie granice i nawet sam Kim był tego świadomy. Jednak nic nie mógł na to poradzić... Jedynym antidotum na jego lekkomyślność i durne zachowania byłoby odwzajemnione uczucie przez Jareda. A na to gwarancji niestety nie miał... Musiał w końcu coś w tym kierunku zdziałać, inaczej zupełnie oszaleje... chociaż wróć, było mu do tego już nadzwyczaj blisko. Z tego względu właśnie między innymi potrzebował się poradzić swoich najlepszych przyjaciół, którym najbardziej aktualnie ufa i wie, że im może powierzyć najgłębsze tajemnice. Poza bratem jedynie im mógł o tym powiedzieć. Nie mógłby przecież się tym chwalić na lewo i prawo... ponieważ mogłoby się to zwyczajnie źle skończyć. Był tak zagubiony i rozdarty jak nigdy. Z jednej strony pragnął wykrzyczeć swoje uczucia Jungowi, a z drugiej... cholernie się bał, że przez takie wyznanie ich więź się całkowicie zniszczy, a jego najdroższy ochroniarz go zostawi... Ta wizja przerażała go w największym stopniu. Wcale nie pomagała również ta napięta atmosfera, jaka między nimi wciąż panowała. Głupio robił, iż się od niego tak trochę odcinał, ale... zaczynał robić zbyt wiele śmiałych gestów w jego stronę i powoli tracił nad sobą kontrolę, popadając jednocześnie w niewyobrażalną panikę. Gdyby tylko wiedział, jaka jest prawda... nie wstrzymywałby się z tymi emocjami aż tak. Wymijające odpowiedzi Jareda i jego ciągła zła interpretacja jego prawdziwych zamiarów też nieustannie mąciły mu w głowie. Nic nie wskazywało na to, by mógł coś do niego poczuć... a przynajmniej sprawiał takie wrażenie w jego oczach. Przez to był taki rozwalony psychicznie. Gubił się w tym wszystkim i motał. Niedziwne zatem, że kompletnie nie przemyślał wyboru transportu, jaki miał go dowieźć do umówionego miejsca z Jeremym. Dodać do tego niewyspanie spowodowane wczorajszymi męczarniami w postaci trudnych tańców — równa się idiotyzmowi. Dlatego co rusz dokonywał nierozsądnych decyzji. Niektórych z nich żałował, lecz czasu nie cofnie i tego nie odkręci. Musi jakoś stawić temu czoła. Zwrócenie się po pomoc do swych przyjaciół było najlepszym pomysłem z ostatnich dni.
Przez to swoje kretyńskie zachowanie, zmuszony zaraz zostanie mierzyć się z gniewem Snydera. Cóż, nabroił i musi teraz ponieść konsekwencje, przyjmując każdy rodzaj kary na klatę. Naprawdę nie spóźnił się specjalnie... Widząc przemoczonego, do tego przemarzniętego chłopaka, było mu znacznie głupiej. Raczej nie udało się Jasonowi zakryć worów pod oczami, jakie z pewnością pod nimi się jawiły. Usiłował przed wyjściem doprowadzić samego siebie do względnego porządku w możliwie jak najkrótszym czasie, a i tak na niewiele się to zdało. W ten czy inny sposób prezentował się dość niekorzystnie, a ściekający potok wody po jego włosach, ciele i ubraniach bynajmniej temu nie sprzyjał. Uwydatniona sinizna powyżej polików nie zrobi w obecnym ustawieniu żadnej różnicy jego jakże opłakanemu stanowi. No totalna kupka nieszczęścia! Nie potrafił się na niczym skupić, nawet na tym co kochał robić, więc ciężko od niego wymagać dyskrecji... A skoro ten geniusz muzyczny nie nadawał się do tworzenia muzyki, było naprawdę chujowo. Na tyle, by cała reszta tak samo leżała i kwiczała. Ot, istny koniec świata! Mogło to też wynikać z tego, że Jason przyzwyczajony był do bycia sławnym i wszelkie zachowania ludzkie, tudzież wynikające z różnych czynów plotki nie robiły na nim większego wrażenia. Pod tym względem był całkiem silny i dawał sobie z tym świetnie radę. Gorzej miało się jego wnętrze, w którym panował kompletny rozpierdol emocjonalny. Nie przemyślał tego, iż inni mogli mieć z tym problemy i woleli trzymać się przy tych resztkach normalności jaka im pozostała, co naturalnie szanował. Normalnie to by rzeczywiście zamówił tę pieprzoną taksówkę i nie wynikłaby z tego taka sensacja. Tak, zdecydowanie jego mózg przez rozterki sercowe poszedł sobie na wakacje. Co za tym idzie nie można mieć pretensji do Jeremy’ego, iż tak go wkurwił brakiem pomyślunku. Niezaprzeczalnie takie przypierdolenie w ten pusty czerep by się przydało... może to by choćby minimalnie poruszyło jego uśpione szare komórki.
Potrójnie... Wszystko mi jedno... i nie tłumaczę się, mówię prawdę... — mruknął ze skrzywieniem, które wymalowało się na jego załamanej samym sobą buźce. Aż nadymał tak zabawnie policzki, aby po chwili wypuścić z głośnym świstem powietrze z płuc. Westchnął charakterystycznie, wydając z siebie taki sykliwy dźwięk między jedną wypowiedzią a drugą. — Byle me męki się wreszcie skończyły... — dodał cierpiętniczo, z utrzymującym się zbolałym wyrazem twarzy. Nie zależało mu, by się nad nim litował ani nic z tych rzeczy. Zdawał sobie doskonale sprawę, iż zjebał. Ale być może jak mu poda silniejsze argumenty, zrozumie skąd się te roztrzepanie u niego bierze, postawi się na jego miejscu i nieco inaczej na to spojrzy. Kim potrzebował wsparcia i jakichś porządnych rad, nic ponadto.
Po odsunięciu go od siebie przez swego towarzysza stał w niewielkim oddaleniu, ukryty pod parasolką. Jednak w dalszym ciągu był nieopodal niego, aby dłużej nie moknąć. Jego głowa przechyliła się nieznacznie w dół, patrząc ze skruszeniem tępo w jakiś punkt na chodniku, o który brutalnie krople deszczu się obijały. Tym samym powoli tworzyły one coraz pokaźniejsze kałuże.
Temu nie przeczę... — stwierdził, nie próbując się z nim wykłócać. Naprawdę nie potrzebował tak zwanego głaskania po główce i wmawianiu mu przyjemniejszych, acz fałszywych słów po to, aby go pocieszyć. Przytaknął potwierdzająco na jego słowa dotyczące pierwszej z kar, nie widząc potrzeby w słownym komentowaniu tego. Ten drobny gest oznaczał zgodę. Skoro Jeremy wolał dobrać ją dopiero w hotelu, też nie będzie się z tym spierał. Pozostałe brzmiały znośnie i nie były takie złe. Ale to jedno... krążyło mu boleśnie w myślach i nie chciało z nich wyjść, gdyż... zaczął się trochę bać tego, co dla niego zaplanował. Nie pomaga fakt, że odbędzie się to w pokoju, podsycone nieprawdziwymi informacjami, które zapewne rozsieją się na cały świat. Zajebiście. Jared na pewno pierwszy się o tym dowie i jak zwykle opacznie odbierze... co utrudni mu zadanie. Los definitywnie był przeciwko niemu... — Jakaż niesprawiedliwość... kurwa, gdybyśmy byli babami, byłaby cisza. A tak dosłowna burza... to już po przyjacielsku poprzytulać się nie można... — jęknął pod nosem, narzekając na to jak niektóre rzeczy działają na tym czasem jakże brutalnym świecie. Jego zdaniem to było okrutne! Niemniej starał się tym specjalnie nie przejmować, zwłaszcza że zawsze w zastraszającym tempie znajdywało się rozwiązanie, dzięki czemu wszelakie skandale nie miały w ogóle prawa bytu. — Sam zadaję sobie to samo pytanie... — burczał zażenowanym, głębokim i lekko przyciszonym głosem. Uniósł twarz w górę, aby wreszcie na niego spojrzeć, a nie tak uciekać oczami gdzie popadnie. Abstrahując od tych jego odpałów, z dłuższym utrzymywaniem kontaktu wzrokowego miewał niekiedy problemy i Jeremy z pewnością o tym też wiedział. — Jasne, zrobi się. Jakieś dodatkowe wymagania co do restauracji, czy zdajesz się na mój wybór? Och, jaki łaskawy... — pozwolił sobie na odrobinkę sarkazmu, którym zdarzało mu się zasypywać innych, gdy miał gorszy humor, albo ewentualnie chciał się w taki nietypowy sposób podroczyć. Zrobił tą swoją udawaną zdegustowaną minę, podczas gdy Snyder począł mierzwić jego i tak mocno potargane, przemoczone kudły. Długo to się nie utrzymało, gdyż po krótkiej chwili parsknął głupkowatym śmiechem, najwyraźniej odreagowując cały stres w jakim tkwił. Bez sprzeciwów ruszył od razu za nim, dotrzymując mu kroku. — B-bo... j-jestem z-zakochany... — wyszeptał z zająknięciem, na dokładkę praktycznie niedosłyszalnie, ale znajdywał się na tyle blisko, by Jeremy mógł to swobodnie wyłapać. — Tak, wolałbym to rozwinąć jak zostaniemy sami. Dziękuję, przyda się jak nic. Bez alkoholu by się nie obeszło, serio... Jesteś wielki. — skwitował już z mniejszą zacinką, choć nadal słychać było w nim jawne zrezygnowanie. Dał mu się pociągnąć w kierunku tej zachęcająco prezentującej się budki. On był strasznym zmarzluchem, także zasugerowanie mu czegoś na rozgrzanie było trafione w punkt! Sam z chęcią wypiłby gorącą czekoladę, albo... najlepiej kawę. Wzmocnioną. Albo jeszcze lepiej — zamówić dwa w jednym, bo czemu by nie? Musiał się też jakoś mocniej pobudzić, aby przypadkiem nagle nie dostać swoich typowych zabawnych lagów z rozdziawioną gębą.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Naprawdę wizerunek Jasona wyglądał jakby ktoś go z krzyża ściągnął i kazał mu iść gdzieś. Jednak Jeremy nie mógł uwierzyć w jego idiotyzm.. Rozumiał, że mógł mieć ciężką noc.. Mógł napisać z samego rana “Sorry Jem nie spotkamy się dziś, chujowo się czuje”, a jednak… Sterczeli pod tą parasolką, jeden obojętny na wszystko, drugi wkurwiony. I ta właśnie obojętność najbardziej w środku wkurwiała młodszego z nich. Gdyby nie byli w miejscu publiczny zapewne dostałby Jason takiego kopa w dupę w bardzo szybkim tempie. Za dużo świadków, którzy zdjęcia mogli robić. Potem Jeremy nie chciał dostać kopa od Jareda, bo pewnie by się i tym skończyło. Tylko, że on by nie dał sobie w kasze dmuchać i podejrzewał, że mogłoby się to skończyć gorszą awanturą niż było to konieczne. Dlatego był tym rozsądniejszym i po prostu zdusił w sobie emocje.
Te jego słowa, ta atmosfera. Naprawdę tylko siłą woli się powstrzymywał by czegoś mu nie zrobić. “Skoro ci wszystko jedno to cię przelecę Jasonie, zobaczymy czy tak wsio jedno ci wtedy będzie.” Pomyślał, by poprawić sobie humor. W życiu chyba nie powiedziałby do niego takich słów, chociaż.. Jason wchodził w kanony wizerunku fizycznego, jaki lubił Snyder. Jednakże.. Charakter.. Nie.. Prędzej by go zabił niż by związał się z nim… Jason był.. Ciapowaty, był idealnym materiałem na przyjaciela, ale nie wyobrażał sobie jakby mógł z nim coś więcej. Może w głębi siebie Kim był jednak sadystycznym dupkiem. Nie.. Wystarczy popatrzeć tylko na tą jego kocią mordkę i nie wyglądał na takiego. Poza tym pewnie hamowała go wizja Jareda. Widział to jak ta dwójka patrzyła na siebie i robiła te maślane oczy, ale obaj byli za głupi by zrobić ten krok w przód. Żal było patrzeć na to.
No tak Jeremy nie pomyślał, że pewnie zdjęcia jak wchodzą do hotelu, ktoś będzie mógł wziąć opacznie. Mogli się spotkać u niego w domu lub u drugiego, ale hotel.. Brzmiał dwuznacznie. Nie pomyśleli o tym wcześniej i pewnie będą zbierać tego potem rezultaty.
-Oj zdecydowanie jakbyśmy byli kobietami to życie by było prostsze, a tak.. Sam wiesz Jason jak to w tym świecie bywa. -odpowiedział mu na jego jęknięcie
Sam nie potrafił tego pojąć. Co innego było przytulenie po “męsku” uściśnięcie ręki i pyknięcie po plecach, a co innego po prostu zwykłe przytulenie się. Ludzie zawsze będą gadać, a jak jesteś na świeczniku to tym bardziej gadają o tobie i innych. Szukają sensacji nawet tam gdzie jej po prostu nie ma. Jeden fałszywy ruch i … Obaj znali to przecież bardzo dobrze. Jason zapewne dłużej, ale Jeremy przez ojca też znał to dość długo takie życie.
-Skoro stawiasz. -spojrzał mu perfidnie w oczy, skoro w końcu spojrzał sam -To myślę, że tutaj w okolicy była jedna dobra restauracja. Mają owoce morza i homara. O tak zjadłbym homara. Więc tam się udamy bro. Co prawda myślałem czy po prostu nie wziąć cię na zwykłego podwójnego kebsa, ale chyba nie jesteś tak szalony jak ja by szwendać się po mieście czasem bez ochrony i do takich pospolitych miejsc. -zaśmiał się -Nie no żartuje, ale Jared by mnie zabił zapewne. -odparł ze śmiechem
Jego zdegustowana mina na nim nie robiła wrażenia, wręcz przeciwnie humor poprawił trochę sobie, ale dalej był zły. Dopiero jak wyjąkał te słowa, że jest zakochany to go samego lekko przytkało, a potem oblizał swoje wargi. Chociaż własne pytanie wcześniej zadał spokojnie.
-Czyli w końcu dojrzałeś by to zobaczyć. -odparł też cicho -Ale dobrze, pogadamy jak będziemy pić jeśli będzie ci wtedy łatwiej. I tak kadź mi dalej, że jestem wielki. Ktoś musi myśleć za ciebie, skoro twój móżdżek jest z kimś innym. -poczochrał go drugi raz po włosach.
Po dojściu do budki, Jeremy wziął sobie gorąca czekoladę, która jednak była w opcji, a Jason zapewne wziął sobie kawę. Po czym mogli pójść w dalszą drogę bu pochodzić. Tutaj mogli porozmawiać swobodnie odnośnie muzyki, która ich połączyła. Ćwiczeniu dalej na graniu na instrumentach, czy też najzwyczajniej świecie Jeremy opowiedział mu trochę kruczków co się działo podczas jego trasy koncertowej. Takie luźne tematy na rozładowanie atmosfery i po prostu pogadaniu. Na poważne tematy miał czas nadejść. Dlatego swoje kroki dwójka mężczyzn skierowała po jakiś dwóch godzinach w kierunku restauracji. Na szczęście ta nie znajdowała się daleko, ale na tyle długo się do niej szło, że zauważył jak czasem ktoś robił im zdjęcia. Gdy był sam w swoich często luźnych ciuchach to stawał się anonimowy, ale przy Jasonie nie dało się być. On sam się przecież dziś bardziej odpicował. Nie chciał się gorzej prezentować od swojego starszego przyjaciela.

z/t x2 ->hotel

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard”