WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://www.seattleartmuseum.org/Assets ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

~ 8 ~ Starała się nie myśleć o tym dniu jako o tym najważniejszym, decydującym. Nie kłaść na samej sobie za dużej presji. Nie mieć względem Lance'a zbyt dużych oczekiwań. Podejść do tego wszystkiego na luzie, pod hasłem "będzie, co ma być", a jak nic z tego nie wyjdzie... cóż, wtedy spróbują czegoś innego. Na nic się nie nastawiaj, powtarzała jeszcze sobie przed wyjściem z domu. Nie chciała okazać mu tego zdenerwowania, kiedy już się zobaczą. Dać mu odczuć już na wstępie, że to nie jest takie zwyczajne spotkanie. Że to nawet nie jest zwyczajna randka, jeśli odważyłaby się w ogóle w ten sposób określić to wyjście do teatru. Świadomość jednak, że w gruncie rzeczy ryzykuje bardzo dużo, nie chciała jej opuścić. Do tej pory działała raczej stopniowo, małymi kroczkami, nie chcąc Hannigana przestraszyć ani do siebie przedwcześnie zrazić. Teraz dosłownie skakała na głęboką wodę. Tylko, że jak nie dzisiaj, to kiedy? Rocznice nie zdarzały się przecież codziennie. Szczególnie, kiedy zbiegały się z szóstą miesięcznicą oświadczyn.
Umówili się, że spotkają się już przed teatrem Benaroya Hall. Tak, jak wtedy. O godzinie, którą specjalnie dobrała tak, by drzwi na salę były już zamknięte, a spektakl trwał w najlepsze. Tak, jak on wtedy. Na sobie miała tę samą sukienkę, na nogach te same szpilki, na głowie tę samą fryzurę. Tylko w środku zdecydowanie większy bałagan, niż kiedykolwiek wcześniej. Na szczęście nie było to póki co chyba zbyt widoczne. Gadatliwy taksówkarz ani razu nie zapytał jej po drodze, czy się niczym nie struła, chociaż miała wrażenie, że tylko jedna niefortunna nierówność na ulicy dzieliła ją od zwrócenia... Właściwie niczego. Nie była w stanie nic przełknąć od wczoraj. Mimo starań nie była w stanie się tym wszystkim nie przejmować. Mimo obietnic składanych samej sobie, nie potrafiła nie mieć jakichś oczekiwań.
Miała ochotę zawrócić już w chwili, kiedy wysiadła z taksówki i odnalazła wzrokiem Hannigana na szczycie schodów prowadzących do teatru. Powtarzała sobie, że wciąż był tym jej Lancelotem - wciąż tym samym, chociaż może chwilowo zagubionym - ale potem przychodziły takie momenty, jak teraz... Nieco inna postawa, papieros gaszony w trochę inny sposób, tak odmienna jego reakcja na jej widok, ta różnica w posłanym jej uśmiechu... I już nic nie wiedziała.
Udała zaskoczenie, gdy okazało się, że spektakl już się zaczął. Jak to, przecież mam bilety! Och nie, rzeczywiście, źle spojrzałam na godzinę! Potem dobre kilka minut pozwoliła niby im obojgu pogłówkować, co tu zrobić w oczekiwaniu na właściwe przedstawienie, by w końcu rzucić propozycję wizyty w galerii sztuki. Dokładnie tak, jak on wtedy.
Przepraszam za to całe zamieszanie — powiedziała, kiedy już oddali płaszcze do szatni i powoli ruszyli alejkami galerii. — Tylko nie myśl, że zawsze jestem taka roztrzepana. Zwykle nie mylę szóstki z dziewiątką — zażartowała. Do niego to tak bardzo wtedy pasowało, że nawet nie podejrzewała go o jakieś niecne knucie za jej plecami. Teraz nie bardzo wiedziała, jak Lance mógł ją odbierać. — Mam nadzieję, że nie popsułam ci planów na resztę wieczoru — dodała jeszcze, odrobinę mniej pewnie, niż zamierzała. Jej spojrzenie mimowolnie uciekało z kolejnych obrazów i kierowało się w jego stronę. Chociaż raz za razem powtarzała sobie w duchu, że to przecież nie koniec świata, jeśli niczego nie przypomni sobie nawet po dzisiejszym wieczorze, ale myśli i tak biegły swoim torem. Sprawiając tylko, że coraz bardziej się denerwowała. I już nie była pewna, czy to wszystko to był na pewno taki dobry pomysł...
  • Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5

Wiersz spisany w biegu na zgniecionej kartce, spoczywającej już na dnie szuflady w hebanowym biurku.
Nieruszany od dawna.

Tak samo jak słowa układające się w jego wersy więziły w sobie głos przeszłości - gwałtowne emocje drżące w wyszeptywanych wyrazach nad kartką papieru. Teraz zaciśnięte blade palce na wyrwanej kartce z kalendarza - powinien momentalnie powiązać datę widniejącą na niej z wydarzeniem zapisanym w dziejach ich miłości; aktualnie wydającej się nieznaną nowelą spisaną cudzymi palcami. Umówili się jednakże pod operą, więc po jakimś czasie samoistnie zaczął zastanawiać się nad głębszym znaczeniem tegoż spotkania. I dopiero po wyciągnięciu garnituru z szafy, porzucił drążenie w kolejnych teoriach, o które przecież nawet nie zapytał. Istniało prawdopodobieństwo, że świadomy braku przyczyny zacząłby szukać wymówki od wyrwania go z czterech ścian własnej banicji. Dlatego prędko porzucił rozmyślania po zamówieniu transportu - odpuścił również swój samochód, woląc uniknąć skaczącego ciśnienia przy poszukiwaniach wolnego miejsca parkingowego.
Wysiadł z taksówki przecznicę wcześniej, dusząc się pod krawatem starannie zawiązanym pod szyją. Chłodne wieczorne powietrze wdarło się do jego płuc, lecz nie podziałało jak remedium na jego niespokojne myśli. Musiał wyzbyć się tych chaotycznie krążących wokół niebezpiecznych tematów - dopasować się do granic utraconego życia, które dla niego nadal pozostawały rozmytymi przez fale liniami na piasku. Stawiać kolejne kroki tak jakby miały go one doprowadzić do prawdy - lecz dlaczego nie potrafił? Przystanął przy ścianie budynku, chroniąc się od wiatru smagającego go po odsłoniętej twarzy i lekko drżącymi dłońmi starał się odpalić zapalniczkę. Dopiero po czwartej próbie z końcówki papierosa zaczęła unosić się niewielka smuga dymu. Wtem ruszył przed siebie jeszcze nieopustoszałym chodnikiem, układając w myślach to, co mógłby jej powiedzieć. Po kolejnym zawodzie, jaki napotka w spojrzeniu narzeczonej, gdy obojętnie przejdzie nieopodal poszlak ich przeszłości. Na parę chwil przed dotarciem w umówione miejsce zdążył wypalić papierosa oraz zgnieść jego niedopałek pod eleganckim butem - jedynym dowodem wcześniejszego spaceru były ciemne włosy potargane przez wiatr. Czekał; na szczycie schodów mijany przez kolejne nieznajome osoby, w których próbował wypatrzyć znajomą twarz Mandy.
- Nic się nie stało... może spektakl okazałby się potwornie nudny? - ...a oni przysypialiby na wygodnych operowych siedziskach. Nie poczuł zbyt wielkiego rozczarowania, kiedy przysłowiowo pocałowali klamkę drzwi opery. Choć uwielbiał wszelkie artystyczne przybytki, to nie paliła go wewnętrzna potrzeba rozpłynięcia się w głosie śpiewaków - przynajmniej nie tego dnia, który należeć miał do przed wypadkowego Lancelota Hannigana. - A to coś złego? Poza tym szóstka i dziewiątka wyglądają dość podobnie... - odparł pocieszająco z lekkim uśmiechem błąkającym się w kącikach ust. Nie jemu oceniać cudze roztrzepanie, gdyż sam nie zaliczał się do najlepiej zorganizowanych osób. Tak czy owak, skończyli otoczeni sztuką i nie widział w tym najmniejszego powodu do przeprosin czy żalu. - Nie, nie przejmuj się tym i... ładnie wyglądasz - To właśnie powinien powiedzieć? Dodał to nieco ciszej, bo choć nie mijało się to z prawdę, to nie umiał wyczuć jej oczekiwań - inaczej zareagować? Rozchylił na chwilę usta, by ostatecznie odwrócić wzrok... jak to miał w zwyczaju uciekać przed jej spojrzeniem. - To stała wystawa? Gdzieś umknęła mi informacja - rozejrzał się raz jeszcze po pomieszczeniu, jakby nagle informacja miała się magicznie zmaterializować na linii jego wzroku. Czy wtedy jakieś malarskie arcydzieło jednego z mniej lub bardziej niszowych artystów nie sprowadziłoby go bezpiecznie do portu niczym latarnia morska? Podążyłby szlakiem wspomnień do człowieka, którym niegdyś był. Był, gdyż teraz wydawał się oddalony o lata świetlne od barw dawnych uczuć. Podobnie jak kolory mieszające się na płótnie - dostarczały wyłącznie artystycznych doznań zamkniętych na osi czasu w teraźniejszości.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zastanawiała się oczywiście, czy Lance jeszcze przed spotkaniem nie zacznie łączyć faktów. Czy nie skojarzy, że może to jakaś ważna data, skoro pierwszy raz od wypadku wyciągała go na tego typu, poważne spotkanie. Czy nie zacznie pytać. Czy sam z siebie czegoś sobie nie przypomni. Ale wystarczyło jej jedno dłuższe spojrzenie na Hannigana, by wiedzieć, że przynajmniej to ostatnie nie miało miejsca. Starała się w ten sposób na to nie patrzeć, ale już teraz ten wieczór nie zapowiadał się zbyt dobrze.
Odetchnęła nieco, gdy Lance przyjął jej umyślną pomyłkę dość pozytywnie. Posłała mu lekki uśmiech. - Oczywiście, że to nic złego! - wtrąciła szybko. - Prawda? Jedno jest praktycznie odbiciem drugiego, nie wiem, jak więcej ludzi ich ze sobą nie myli i... Wybacz - urwała, przepraszając znów, bo z nerwów zaczynała gadać bzdury. Bała się, czy dotrze w ten sposób do końca tego wieczora bez kolejnych wtop, a nie dotarli jeszcze przecież do najważniejszej części.
- Och, dziękuję - zaskoczył ją tym komplementem. Mimo że wtrącony, jakby mimochodem, naprawdę było jej miło go usłyszeć. Odruchowo spojrzała w dół na swoją sukienkę, w duchu trzymając przysłowiowe kciuki, by dodał że pamięta ją skądś właśnie w takim wydaniu albo, że coś mu mówi róż jej stroju, ale Lance już nic nie dodał. Co więcej - gdy podniosła znów spojrzenie, już uciekł od niej wzrokiem. Jakkolwiek podbudował ją tamten komplement, teraz na nowo znalazła się kilka szczebli niżej. Czy mówił tylko to, co powinien? Bo tak wypadało? - Ty również wyglądasz niczego sobie - odparła w końcu pół żartem, by ukryć, że właśnie przeżyła niezły rollercoaster emocji. I to przez zwyczajny komplement.
Korzystając z tego, że Lance skupił się na sztuce, odetchnęła głęboko i potrząsnęła mocniej głową, by odzyskać rezon. - Na to wygląda - przyznała. Miała ochotę zacząć go wypytywać, dlaczego w ogóle poruszył ten temat i czy któryś z obrazów czegoś mu nie przypomina, ale ugryzła się w język. Stale musiała sobie przypominać, by go nie osaczać w taki sposób. Z drugiej strony... Czy ten dzisiejszy plan nie był po części próbą przyciśnięcia go właśnie do przysłowiowego muru? - Byliśmy tu jakieś pół roku temu i... może rozmieszczenie trochę się zmieniło, ale to ta sama wystawa - dodała więc tylko. - Ale może tam mają coś nowego - rzuciła, wskazując na część galerii odgrodzonej słupkami i rozciągniętymi taśmami między nimi. Jakby nigdy nic podeszła do barierki, rozejrzała się konspiracyjnie, czy nikt ich nie widzi, a potem podciągnęła nieco sukienkę, by móc taśmę przekroczyć. - Idziesz ze mną? - zapytała, z zachęcającym uśmiechem wyciągając otwartą dłoń do Lance'a, mimo że serce w piersi o mało jej nie wyskakiwało przy każdym uderzeniu. Oczywiście wiedziała, co znajdą po drugiej stronie szarfy, na końcu krótkiego korytarza, który teraz miała za plecami. Póki co Lance jednak mógł myśleć, że zerkną na jeszcze nieotwartą część wystawy.
  • Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wtedy nadzieja, jaką pokładali w jego cudownym odzyskaniu pamięci, miałaby jakiekolwiek podstawy do pozostania w serach bliskich. A z każdym kolejnym tygodniem główny aktor w tej tragedii coraz bardziej wątpił w sens systematycznych (przynajmniej w założeniu) wizyt u terapeuty.
Z drugiej strony gdzieś głęboko musiał wiedzieć, iż za ich tak artystycznym spotkaniem kryło się coś więcej. Nie tylko potrzeba wspólnego wyjścia do świątyni miłośników muzyki klasycznej i operowych arcydzieł. Dlaczego nie zadał wtedy tego pytania? Nie tylko Madny, ale też przede wszystkim sobie; nie pozwolił wybrzmieć mu w swojej duszy, jakby obawiając się gdzie zaprowadziłby go ten szlak - do jakich demonów przeszłości i wysokich murów niepamięci.
Zamyślił się na moment, starając przypomnieć nazwę pewnego zaburzenia, lecz pechowo wszystkie dys- mieszały mu się w głowie. - Dam sobie rękę uciąć, że faktycznie pewnej grupie ludzi sprawia to trudność... ale za nic nie wstrzelę się teraz w dobrą nazwę - Och, chwilowa ucieczka słowa wcale nie wiązała się w tym przypadku z problemami pamięciowymi Lancelota. Nie był przecież specjalistą w tej dziedzinie, więc po prostu dzwoniło mu... ale nie wiadomo w którym kościele. Na szczęście to zapomnienie było w pełni normalne i zdarzało się niejednokrotnie osobą, którym wspomnienia nie uciekły przy zderzeniu wszechświatów dwóch samochodów. - Mandy, naprawdę nie ma za co przepraszać i czego wybaczać. Wizyta w galerii wydaje się nawet lepszym pomysłem... wiesz, do zebrania myśli - wzruszył lekko ramionami, bo faktycznie z jego nastawieniem opcja z wystawą była niewątpliwie mniej wymagająca społecznie, a od wypadku notorycznie starał się omijać zbyt wielkie skupiska ludzi. W tłumie czuł się po prostu nieswojo - pod lawiną spojrzeń trudno byłoby orzec, które z nich powinno być bliskie jego sercu.
- Nawet w znanym obrazie czasami da się dostrzec coś nowego - przyznał po chwili, o dziwo dość entuzjastycznie wodząc wzrokiem po barwnych skrawkach dusz artystów. Dzieła wiszące na ścianie niestety wydawały się mężczyźnie tylko nowym powiewem sztuki, a nie wspomnieniami tańczącymi w pociągnięciach pędza czy uwięzionej chwili przez fotografa. W tej przypadkowości wieczoru nie podejrzewał jednakże, że powinien zamartwiać się własną reakcją - bądź jej ewidentnym brakiem. Dlatego słowa kobiety odebrał bardziej jako zwyczajne spostrzeżenie; och, no popatrz, grają dzisiaj tylko widziane już przez nas filmy.
W niemałym szoku przyglądał się, jak jego narzeczona przekracza linię wyznaczającą teren dozwolony dla zwiedzających. Nie spodziewał się takiego szaleństwa po Mandy - co mu oczywiście przypomniało, iż aktualnie nic o niej praktycznie nie wie. Rozejrzał się prędko po pomieszczeniu, by w razie czego w porę zatrzymać zmierzającego w kierunku ochroniarza. Nic takiego się nie stało, więc po chwili chwycił wyciągniętą dłoń kobiety i również przekroczył granicę wyznaczoną taśmą. - Zawsze włamujesz się na zaplecza? - rzucił konspiracyjnym szeptem, pozwalając się poprowadzić do zamkniętej części galerii.
  • I took a deep breath and listened to the old brag of my heart.
    I am, I am, I am.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mandy nie była przekonana, czy wolała właściwie tę wersję tego spotkania, którą spędzali sami, we dwoje. Za późno było, żeby wszystko odkręcać - zresztą nie po to o wszystko zadbała, żeby teraz z tego rezygnować - ale niewiele mogła poradzić na myśli i odczucia, które ją nawiedzały. Że może łatwiej byłoby przyjąć ewentualne, emocjonalne ciosy, gdyby byli otoczeni innymi ludźmi. Że może prościej byłoby wszystko obrócić w jakiś nietrafiony żart po prostu, gdyby już nic zupełnie nie poszło zgodnie z jej planami. Że może mniej boleśnie byłoby przyjąć wtedy kolejne jego odrzucenie. Plan zakładał jednak odtworzenie (w większości przynajmniej) jednego z najważniejszych - o ile nie najważniejszego - wieczoru w historii ich związku. Nawet jeśli nieznający całego zamysłu Lance miał nie zauważyć nawet niczego nie na miejscu i tak nie potrafiła po prostu zdezerterować.
- Prawda - przytaknęła na jego słowa odnośnie dostrzegania czegoś nowego w znanych obrazach. Wiedziała, co miał na myśli, chociaż nie do końca to sztuka chodziła jej teraz po głowie. Podążyła jednak za jego spojrzeniem i uśmiechnęła się mimowolnie, przypominając sobie, jakie zdanie Lance miał o nim te pół roku temu. - Więc co tutaj dostrzegasz? - zanim się zorientowała, to pytanie wprost wypłynęło z jej ust. I choć dla Hannigana mogło zabrzmieć bardzo niewinnie, dla Mandy to był kolejny, podświadomy test. Powie to samo? Dostrzeże coś innego? I co to będzie znaczyło, na którąkolwiek padnie opcję? Którą to już dzisiaj próbą go poddawała? Na jaki wynik liczyła?
Od dawna nie robiła takich rzeczy. Nawet pomimo tego, że kustosz galerii jak i dyżurujący dzisiaj ochroniarz byli w jej plan zaangażowani, wciąż czuła przyjemne podniecenie przez fakt, że włamywali w miejsce dla normalnych gości niedostępne. Dawało to tak potrzebny jej teraz kop adrenaliny i zastrzyk endorfin, że na moment chociaż zapomniała, w jakiej sytuacji oboje z Lancem się znajdowali. Że przez chwilę poczuła się dokładnie tak, jak wtedy... - Tylko we wtorki, ale dla ciebie zrobiłam wyjątek - zaśmiała się cicho, zaciskając lekko palce na jego dłoni i ciągnąc go za sobą w odpowiednią stronę.
Dopiero na końcu krótkiego korytarza, gdy znaleźli się w otwartym wejściu do obecnie niedostępnego dla gości pomieszczenia, znów naszły ją wątpliwości i niechciane myśli. Planowała wywiesić tylko jeden, wybrany obraz, ale kiedy kustosz galerii stwierdził, że mogą jej udostępnić na ten wieczór cały pokój, jakoś nie potrafiła odmówić. Okazało się to zresztą zbawienną opcją, bo nie była w stanie wybrać tego jednego jedynego. Teraz jednak nie była już taka pewna, czy był to dobry pomysł. Ją samą przerastało wejście teraz do środka. Przytłaczały ją sytuacje i postacie spoglądające na nich z obrazów. Sytuacje i postacie z tamtego życia. Tego sprzed wypadku Lance'a, a nawet jeszcze wcześniej, zanim cokolwiek zaczęło się między nimi psuć. Na jednym siedział na podłodze jej (ich) domku, otoczony przez wieże z książek, które w roztargnieniu lubił układać. Gdzieś spomiędzy tych tomiszcz wyglądał jego uśmiech skierowany tylko do niej. Na drugim umorusani farbą i roześmiani, odświeżali dotąd nieużywany pokój w jej (ich) domku, gdzie odtąd miał być jego gabinet. Na kolejnym chodził po pokoju, czytając jej na głos fragmenty swoich jeszcze nie wydanych powieści. Wszystkie namalowane właśnie wtedy, gdy było dobrze. Włącznie z tym na samym końcu pomieszczenia, w honorowym wręcz miejscu. On i ona, w tej samej galerii, również przed jednym z jej obrazów, z tą tylko różnicą, że on klęczał przed nią, wyciągając w jej stronę coś błyszczącego.
Nie była w stanie nie myśleć o chwili sprzed sześciu miesięcy, kiedy jej się oświadczył. Mimowolnie sięgnęła do łańcuszka na szyi, na którym już od czasu wypadku Lance'a wisiał pierścionek od niego, schowany pod ubraniami. To wszystko przed nimi było prawdziwymi wspomnieniami. Nawet jeśli Lance miał nigdy sobie niczego nie przypomnieć, ona miała pamiętać za nich oboje. Więc dlaczego czuła się w tej chwili, jak największa oszustka? - Co tutaj dostrzegasz? - to pytanie ledwo przecisnęło się przez jej gardło, ale musiała coś powiedzieć. Cisza wydawała się ją tylko bardziej przytłaczać.
  • Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tłumy ludzi - kilkanaście krążących po sali osób jeszcze zlewali się z tłem. W umyśle Lancelota rozmywali się w pozbawioną konkretnego kształtu masę, gdy zaoferowany spoglądał na obrazy - pierwszy... drugi raz? Oni zaskakująco nie stanowili dzisiaj przeszkody w swobodnym przebywaniu poza jego miejscem chwilowego wygnania. To podejście niewątpliwie uległoby zmianie, kiedy zostałby rzucony do walki z własną nieznaną przeszłością. Dlatego jeśli w myślach Mandy zgromadzeni ludzie mogli stanowić barierę ochronną przed zranieniem uczuć, to dla niego stanowiło to wyłącznie kolejną ścianę, na którą wpadał po nieudanym wyścigu za wspomnieniami.
- Podoba mi się zestawienie barw, taka melancholijna mieszanka uczuć niewypowiedzianych przez autora... choć pewnie gadam teraz głupoty - wspomniał o jednym z obrazów, który najbardziej przyciągnął jego uwagę. Niewyraźne kształty rozmywając się, tworzyły spójną całość i zapewne tym nieokreślonym smutkiem tak mocno urzekły Lancelota. Trzeba przyznać, iż jego dusza rzucona na płótno przybrałaby podobny pejzaż nieszczęścia - o tym nie zamierzał jednak wspominać, doskonale zdając sobie sprawę, jakie to stwierdzenie byłoby zabójcze do luźnego nastroju wieczornego wyjścia.
Przystanął na krok od niej, nadal delikatnie obejmując jej dłoń. Czy powinien wyczuć zdenerwowanie unoszące się gdzieś w powietrzu? Prawdopodobnie dotarło to do jego podświadomości, gdyż błąkający się w kąciakach uśmiech jakby odrobinę utracił na lekkości. Kiedy wysunęła swoją dłoń, mimowolnie powędrował spojrzeniem do twarzy kobiety... by zaniemówić na moment - co tutaj dostrzegasz?. To samo pytanie co przed kilkunastoma minutami i mogłoby wydawać się, iż znowu potencjalnie niegroźne; niewystawiające go na próbę! Wątpliwości mężczyzny rozwiały się, gdy niepewnie przeniósł wzrok na dzieła zawieszone na ścianie. Gdzieś głęboko w duszy krążyły niejedne modły do nieokreślonych sił wyższych - wszakże Lancelot nie widział, w co wierzyć nawet i na tym poziomie - by dostrzegł tam tylko zapierające dech w piersiach dzieło niszowego artysty. Modlitwy nie zostały wysłuchane, więc w pierwszym odruchu zapragnął odkręcić głowę lekko poddenerwowany. Spojrzenie mężczyzny utknęło jednak w wyciętych z życia klatkach - ich życia? Chociaż obrazy same w sobie przez kunszt malarza (w tym przypadku znanej mu malarki) przyciągały wzrok, to nie z tego powodu przyglądał im się teraz z lekko rozchylonymi ustami. Zamarł, przytłoczony nieznanym dotąd uczuciem... a przynajmniej nie w takim natężeniu, które przy przyśpieszonym rytmie serca wskazywać mogłoby na dawkę śmiertelną. - To przecież... my? - wydusił z siebie jeszcze półprzytomnie, przeskakując z jednego płótna na drugie. Spoglądając na obrazy, czuł jakby te wspomnienia ukryte w pociągnięciach pędzla, były naprawdę bliskie jego sercu. Tylko w pewnym momencie cały kontekst został mu odebrany. Uczucie porównywalne do spoglądania w gwiazdy, gdy zdaje sobie sprawę, iż patrzy się tylko na widmo przeszłości. - Ja... one wydają się takie znajome, ale nadal... nie wiem, jakbym nie potrafił po nie w całości sięgnąć - prawie postukał palcem w czoło, by wskazać na prawdziwą barierę tego całego nieszczęścia, lecz w porę się od tego powstrzymał. Czy był to jakiś przełom? Bezsprzecznie budziły emocje, które nie pojawiły się przy wcześniejszych próbach odratowanie pamięci, ale nadal czuł się jak naiwniak wpadający w pułapkę ślepej uliczki. Zatrzymał spojrzenie na ostatnim obrazie i najważniejszym z tej małej kolekcji - och! - Mandy... - szepnął cicho, zdając sobie sprawę jak wielki zawód musiał jej sprawdzić - dlaczego akurat dzisiaj skazał ją na własną niepamięć. Nadal spoglądał prosto w jej oczy, choć ciągle kusiła go ucieczka spojrzeniem w nieokreślonym i bezpieczniejszym kierunku.
  • I took a deep breath and listened to the old brag of my heart.
    I am, I am, I am.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przytaknęła minimalnie na jego pytanie. Nieznaczny ruch głowy, którego on pewnie nie mógł nawet dostrzec. Zresztą jej wyraźniejsze potwierdzenie nic by nie zmieniło. Musiał już wiedzieć, co próbowała uzyskać poprzez tę niespodziankę. A przynajmniej musiał się tego domyślać. Chciała zostać tam, w progu pomieszczenia, ale ruszyła za nim, wzdłuż ściany obrazów. Skłamałaby mówiąc, że nie czekała na jakiś znak. Że nie oczekiwała w którymś momencie jakiegoś okrzyku, że pamięta. Nawet jeśli nie wszystko, to może jakieś jedno konkretne wspomnienie. Jeden obraz, który nie byłby tyłka farbą na płótnie, ale który mógłby umiejscowić jakoś w czasie i przestrzeni. Który wyłowiłby z tej przedwypadkowej czarnej dziury i o którym mógłby powiedzieć jej coś więcej, niż to, co miał widoczne przed oczami. A jednak... Oczywiście przewidziała i taką opcję. Ba! W głowie przerabiała sobie również i gorsze scenariusze. A jednak...
- To nic... - zdołała wykrztusić, chociaż wcale tak nie czuła. Wręcz przeciwnie. Chociaż naprawdę starała się nie nastawiać na nic, ale - znów - a jednak... Gdzieś głęboko w środku miała nadzieję, że któryś z tych obrazów zdziała rzeczywiście COŚ. Cokolwiek, ale jednak coś. I właśnie teraz w tym najgłębszym, najwrażliwszym miejscu poczuła silne ukłucie. Takie, którego za nic nie da się zignorować. Takie, które wyciska z oczu łzy, których nie da się za nic powstrzymać.
Tym razem to ona odwróciła wzrok od Lance'a, nie mogąc znieść jego spojrzenia. - Nic nie jest okej - przyznała w tym samym momencie z ciężkim westchnieniem. - Ani to, że miałeś ten wypadek. Ani to, że nic nie pamiętasz. Że mnie nie pamiętasz. Ale też to, że tego od ciebie wymagam, Lance... - zwróciła się znów w jego stronę, mówiąc ostatnie zdanie. - Może już nigdy sobie mnie nie przypomnisz. Może już nigdy mnie nie pokochasz. I ja nie mogę tego od ciebie oczekiwać... Nie powinnam patrzeć na ciebie, za każdym razem oczekując jakiegoś przebłysku, znaku... czegokolwiek. Nie powinnam oczekiwać od ciebie czegokolwiek, bo... - to wszystko moja wina, chciała do kończyć, ale nagle urwała. W końcu westchnęła, sięgnęła na kark do zapięcia swojego łańcuszka, rozpięła go, zsunęła i wyciągnęła w jego stronę drżącą reką. Na jego końcu bujał się leciutko zawieszony na nim pierścionek zaręczynowy, który dostała od Hannigana te pół roku temu. - Wiesz, co próbuję powiedzieć? - zapytała jeszcze, już ciszej, mniej pewnie. Sama nie była pewna tak w stu procentach, co próbuję mu właśnie przekazać, ale pierwszy raz od dawna nie czuła się w jego towarzystwie, jak oszust.
  • Obrazek

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Pike Place Market”