WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

k l i m a c i k


Ostatnie dni dawały w kość obu pannom i wyjazd miał być odskocznią, relaksem i czasem do refleksji nad swoim karygodnym zachowaniem (dotyczącym miłosnych kwestii). Jedna z nich z pewnością potrzebowała przyjacielsko-damskiego oka nad jedną sprawą, której nawet nie trzeba tłumaczyć. Czuła się źle, choć nic złego nie zrobiła. Miała wrażenie, że grunt pod jej nogami osuwa się; po gwałtownych ruchach płyt tektonicznych nadchodzi trzęsienie, tworząc wielkie osuwisko prowadzące prosto do piekła. Czuła już gorąco posłane od Lucyfera w liście zapraszającym na wielki bal grzeszników. Będzie się śmiał, że Charlie weszła do tej samej wody i żałowała, ale czy słusznie? Tego przecież chciała. Pragnęła tego mężczyzny ponad wszystko, a mimo to nie potrafiła nacieszyć się nim i zapomnieć. Powinna odłożyć te wspomnienie do zakurzonej szufladki, w której trzymała twarze dawnych przyjaciół, jak Maggie i Lizzy na przykład. Skradną jej Harper-Jacka, ale… on już nie jest jej odkąd rzucił ją pięć, czy nawet już sześć lat temu. Zrezygnował z miłości do niej, więc i ona powinna pójść za nim w ślad, wyzbywając się jakichkolwiek uczuć do niego. Tylko to było trudne. Niemożliwe nawet. Zamiast próbować żyć, tkwiła w jakimś więzieniu emocjonalnym, coraz gorzej radząc sobie ze sobą.
Przez ostatni tydzień była zdolna tylko i wyłącznie do leżenia na kanapie. Chodziła do pracy z trudem, a gdy wracała, kładła się i w jeden pozycji tkwiła do późnego wieczora, by przenieść się do łóżka. Czasem i to jej nie wychodziło, więc spała w salonie pod cienkim kocem, drżąc z zimna. Po siedmiu dniach rozpaczy jakiejś dziwnej, dotąd nieznanej (bo ta po dziecku była inna), postanowiła wyjechać. Odpocząć od tego przeklętego domu, który przypominał jej po kolei o śmierci dziecka, śmierci Michaela i zbliżeniu z Harperem. Gdzie nie spojrzała, tam widziała swoje demony przeszłości. Jeden telefon do Poli załatwił wszystko.
Charlie wynalazła agroturystykę, jakieś nowe miejsce, więc oznaczało brak wspomnień. Domki rozrzucone nad jeziorem i mnóstwo przestrzeni. Brak wilków czy dzików był również miłym zaskoczeniem, bo będą mogły tańcować przy ognisku do białego rana. Po zrobieniu zakupów (i zapasu alkoholu, wina właściwie), Charlie podjechała pod dom Poli. Zgarnęła ją, odliczając aż będzie musiała zacząć mówić o swoim byłym. Wspominała jej tylko, że się spotkali. Raz. A rzeczywistość już była inna. Stresowała się jak przed o-Sądem Ostatecznym albo wyrocznią jakąś, co karę pokuty nałoży ciężką i niewykonalną. Mimo to, cieszyła się, że Pola jest obok, nawet jeśli oznaczało to spowiedź od A do Z. Może wtedy jej ulży? Rozmowa z Jeffreyem nie pomogła, tylko bardziej ją dobiła, bo uświadomiła sobie w jakim bagnie emocjonalnym utknęła. I czy naprawdę żałowała? Bo chciała to powtórzyć, choć to mogło wynikać ze zbyt długiej wstrzemięźliwości; Michael nie chciał jej po poronieniu, a to było ponad rok temu. Nigdy nie miała takich odległych przerw.
Włączyła babskie piosenki, postawiła na składankę Ariany Grande, byle tylko zacząć wszystko od thank u, next jakby dawała sobie do zrozumienia, że naprawdę da sobie spokój z byłym chłopakiem.
- No, opowiadaj jak było w Vegas – zagaiła już w drodze. Miały przed sobą jakieś czterdzieści minut jazdy, więc niedaleko. Jeszcze zdążą tego dnia uchlać się do nieprzytomności, aby i Charlie miała swoją hodowlę pawii.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Apollonia Hudson - swego czasu studentka weterynarii, pewnie stąpająca po ziemi u boku swojego narzeczonego wobec którego przepełniało ją olbrzymie uczucie, sprawiające, że niejednokrotnie miała wrażenie unoszenia się nad ziemią. Teraz - zapracowana i zagubiona dziewczyna, brodząca po kolanach w błocie dorosłości, czuła się jakby ugrzęzła jedną stopą w przeszłości. Ciężko było jej nie wracać pamięcią do tego lepszego okresu jej życia; tego, w którym była szczerze szczęśliwa. Tego, który sama zaprzepaściła… Zdawała sobie sprawę z tego, że koniec końców będzie musiała uporać się z przeszłością, przełknąć ją i zostawić całkowicie za sobą. Marnotrawi tu i teraz żyjąc wspomnieniami, a przecież chciała żyć dalej i cieszyć się z wszystkiego tak jak nigdy wcześniej. Szczególnie teraz, kiedy w jej życiu działo się tak wiele - miała wspaniałych przyjaciół, szczęśliwą rodzinę, a pracy też jej nie brakowało. Wszystko wokół się układało i czuła, że to odpowiedni moment, by dopuścić do siebie myślenie o czymś, o czym bała się pomyśleć od momentu ucieczki sprzed ołtarzu. Pragnęła kogoś, pragnęła miłości i szczerze marzyła o rodzinie.
Puk, puk - trzydziestka już wybiła, to naprawdę była odpowiednia pora. Cholera, czy teraz czeka ją czas randek w ciemno? Czy może powinna postawić wszystko na kogoś, kogo już dobrze zna? Tak czy siak - by ruszyć dalej musiała zakończyć też pewien etap w swoim życiu: akademicki romans. Poniekąd sądziła, że już miało to swój koniec… ale wróciło po dekadzie. Skąd miała mieć pewność, że tym razem to koniec.
Potrzebowała wytchnienia, bo w ostatnim czasie wydarzyło się w jej życiu wiele dziwnych rzeczy. Co jak co, ale wypad z przyjaciółką wydawał się być idealną receptą, szytą na miarę. Bez wahania zgodziła się na wypad z Charlie i dopiero w drodze zaczęła się lekko obawiać, czy przypadkiem i ona jej w jakiś sposób nie wkręca.
No, opowiadaj jak było w Vegas…
Zadarta do góry brew i podejrzliwe spojrzenie skierowane na Charlie. — No właśnie, hmm Vegas — tak młoda pannico, TO Vegas o którym ty dobrze wiedziałaś prawdopodobnie, a ja nie! Hudson nie mogła pominąć tego drobnego szczegółu, który poprzysięgła sobie wytknąć najdroższej przyjaciółce, gdy tylko nadarzy się okazja do spotkania. Miała tylko nadzieję, że ta nie będzie się opierać przed mówieniem prawdy. — Wiem, że wszystko wiedziałaś. Robert to papla — skłamała, wcale nie uważała go za paplę, ale Charlie może o tym nie wiedziała. Yup, nieczyste zagranie Hudson. — Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć o tym, że lecę na imprezę życia? A no tak - n i g d y! Okrutna jesteś, spakowałam masę kwiecistych sukienek do VEGAS! Wyglądałam jak jakiś przebieraniec wyrwany z herbacianej imprezki na obrzeżach Londynu! — uf, ktoś tutaj chyba zmarszczył nos i aż się nastroszył, cholibka. To jednak tylko pozory, bo minęła wystarczająca ilość czasu, by fala złości rozbiła się o brzeg i teraz jedynie pozorowała. Nie potrafiła złościć się na przyjaciółkę (choć zapewne Robert byłby innego zdania po ich wspólnym locie), nawet jeśli z uporem maniaka próbowała utrzymać to wnikliwe spojrzenie wycelowane w Charlie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ach, marzenia, słodkie marzenia, co to trawią człowieka jak wygłodniałe zombie podczas apokalipsy. Niszcząca nas od środka, nie dająca żadnego fory, bo jak to przecież – same sobie zaprzepaściłyście wszystko. Bolało coraz mocniej. I brak nadziei zawisł nad nimi jak czarne chmury ciężkie od nadchodzącego deszczu. Charlie mogła wszystko zrozumieć, wszystko o marzeniach o rodzinie. Zwłaszcza ostatnio, gdy coraz więcej informacji spływało ze świata i gwiazdy, gwiazdeczki świętowały przyjście na świat pierwszego lub kolejnego dziecka. I gdy ona miłość życia swoją spotkała, a uczucia wybuchły z niej, otaczając dziwną nadzieją i żalem z dawnych lat. Nagle miała dość jedzenia w pojedynkę, wpatrywania się w umywalki dla par i wszech-otaczającej ją miłości, której ona nie miała od lat. Może ulżyło jej po śmierci Michaela, ale teraz zaczynała tęsknić za nim, bo była przynajmniej czyjąś żoną. Ktoś dbał o nią; na swój sposób, ale dbał. A teraz? Przyjaciele nie zapewnią sobie wszystkiego, a zwłaszcza opieki miłosnej. Czy to już czas, aby zacząć walczyć o coś więcej niż tylko rutynę pomiędzy domem a pracą?
Chciałaby, ale boi się: odrzuceń, śmiechu, upadków ze schodów spowodowanych przez kolejną bliską osobę. I śmierci się boi dziecka własnego nienarodzonego. Kolejnej śmierci.
Trzydziestka to odpowiedni moment, aby zaprzestać niektórych zachowań i zacząć coś nowego, lepszego. Właściwie taką świetną okazją są każde urodziny, nowy rok, gwiazdka i każde inne pieprzone święto, skłaniające do myślenia. A czy skorzysta się z tego? To już zależy od osoby. Charlie nie skorzystała nigdy z postanowienia, że odejdzie w końcu od Michaela albo lepiej: że przestanie kochać Harper-Jacka raz na zawsze i co? Nigdy nie wyszło. Postanowienia marne jak słowa rzucone na wiatr. Nic niewarte. Puste. Mimo wszystko, dla Poli wciąż istniała nikła nadzieja na polepszenie swojej sytuacji, póki jeszcze miała jakieś chęci.
Słyszała całą historię o Vegas wcześniej niż Pola, a Robert opowiadał jej nawet więcej szczegółów. Gdy tylko przypominała sobie o tym, jakiego wstydu narobiła mu w samolocie, chciało jej się śmiać. Pewnie dlatego nie ryzykowała, udając jakąś inną wycieczkę, a powiedziała wprost gdzie i na jaki czas jadą. Nie mogła jej wtedy zdradzić, że wie, gdzie Robert ją porywa, a Charlie była mistrzem w dotrzymywaniu tajemnic. Całe jej małżeństwo było pełne sekretów, których nie znał właściwie nikt, oprócz jej brata, kiedy podczas największej chwili słabości wszystko z niej wypłynęło. A tak? Buzia na kłódkę, z kluczykiem wyrzuconym po drodze.
Uśmiechnęła się szeroko, kątem oka widząc minę Poli. Nie odwracała spojrzenia na nią, by skupić się na drodze; nie planowała kolejnego wypadku, a czuła, że gdy tylko zawiesi wzrok na przyjaciółce, wybuchnie śmiechem. Musiała zatrzymać ostatnie pozory niewiedzy, a z chwili na chwilę było jej coraz trudniej. Zaczęła skakać po radiu, by znaleźć odpowiednią piosenkę.
- Oj, ale ja nic nie wiedziałam! - jęknęła w sprzeciwie ze skruchą, wciąż uporczywie nie patrząc na Hudson. Zjechała w zjazd na trasę docelową i uśmiechnęła się głupio pod nosem. – To nie kupiłaś małej czarnej jak ci radziłam? Nie patrz tak na mnie! POMIDOR! Absolutnie nie wiedziałam o niczym, naprawdę! - uniosła prawą dłoń, aby przyłożyć ją do serca, zaczynając cicho chichocząc. W końcu parsknęła głośnym śmiechem. - Oj… dobra! Ale przyznaj… niespodzianka udała się – powiedziała podekscytowana, w końcu spoglądając na Polę, z policzkami o kolorze głębokiej purpury. Chciała już dowiedzieć się jak było, co robili i jak minął jej lot (z jej perspektywy, bo z Roberta ją znała). Warto było skłamać przy kwestii tak ważnej dla niespodzianki urodzinowej. A to tylko kilka chwil milczenia i udawania. Bawiła się na pewno świetnie, nawet w kwiecistych sukienkach, wyglądając jak stara baba. Na pewno nauczy się na błędach.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedyś przeczytała gdzieś: Jeśli twoje marzenia zaczynają się nagle spełniać, strzeż się. Bo wkrótce czeka się bolesne rozczarowanie. Trochę słabo, że przyszło jej przekonać się o tym na własnej skórze, ale… nie! Nie zamierzała zrezygnować ze słodkich marzeń, które nadają życiu pewien cel nawet jeśli najpiękniejszymi mają pozostać te niezrealizowane. Nie zamierzała stać się człowiekiem, który wierzy, że marzenia potrafią poparzyć lub tym, który broni się przed zrealizowaniem własnych w obawie przed utratą celu w życiu. Wolała wierzyć w to, że kiedy czegoś bardzo pragnie to wszechświat potajemnie wspomoże ją w tym. I pragnęła…
Pragnęła wielu rzeczy, nawet teraz kiedy nieco zagubiona próbowała ułożyć sobie życie w dobrze jej znanym Seattle, a jednak innym od chwili, kiedy wróciła po pięcioletniej przerwie. Minął ponad rok, ba! Blisko dwa, a ona wciąż się nie odnalazła. Prawdę mówiąc wiedziała, że to nie będzie proste, ale sądziła, że będzie odrobinę łatwiejsze. Cóż, nie zamierzała się poddać, a tym bardziej nie planowała po raz kolejny uciec z miasta bez słowa. Koniec uciekania przed własnymi pragnieniami.
Jedno musiała przyznać sobie - była naiwna ALE nie AŻ tak, by uwierzyć temu teatralnemu jęknięciu, jakie wydobyło się z ust Charlie. Oj nie, dobrze wiedziała, że przyjaciółka była w jakiejś zmowie z Brownem jeszcze na długo przed tym nim zaskoczył ją operacją, której to - podobno! - desperacko potrzebował jego wujek. Nerka? Serio, kto zestawia taki pomysł z wycieczką-niespodzianką? Przecież to przepis na katastrofę! Takie coś można zaserwować podczas jakiegoś głupiego pranka, a nie wycieczki do Las Vegas, ale oj dobra dobra! Musiała ostatecznie przyznać, że ta urodzinowa niespodzianka po wielu mini-katastrofach naprawdę była udana. — Chryste, ale z ciebie beznadziejna kłamczucha! — skarciła Charlie, która głupiutko uśmiechała się pod nosem. — Musisz nad tym popracować i oczywiście, że nie kupiłam! Byłam zbyt zajęta późniejszym dramatyzowaniem w chmurach, kiedy okazało się, że lecimy do Las Vegas — pomidor, no właśnie - teraz sama zrobiła się cała czerwona, ponieważ za każdym razem, kiedy wracała pamięcią do tamtej afery, czuła lekkie zażenowanie. — I tak dobrze, że w ogóle nie zamknęli nas zaraz po wylądowaniu po tym, jak próbowałam wymusić odwrót rzucając hasło ‘bomba’ — inna sprawa, że zrobiła to na tyle cicho, że chyba mało kto to słyszał. Nie była, aż tak odważna.
— WIEDZIAŁAM! — krzyknęła z dumnym uśmiechem celując palcem w Charlie, jakby zupełnie nie przejmowała się tym, że przyjaciółka właśnie prowadzi samochód i takie okrzyki mogą sprawić, że nagle zjadą z drogi. — Nie wiem jeszcze co, ale coś mi wisisz moja droga. Tak mnie kręcić… doprawdy, niewiarygodne… — i to prychnięcie damulki, po którym wszystkie emocje połączyły się tworząc zabójczą mieszankę ulatniającą się z Apolloni w postaci beztroskiego śmiechu. Dopiero po chwili spojrzała poważnie na Charlie, bo jedna rzecz nurtowała ją od dłuższego czasu. — A teraz szczerze: pomysł na nerkę był twój czy Roberta? — czy odpowiedź miała kluczowe znaczenie? Owszem, musiała wiedzieć na kim się na równie dobrze odegrać, chociaż… chwila! Odegra się na nich bez względu na tym co było najpierw: kura czy jajko?!
— I lepiej opowiedz mi, czy byłaś grzeczna jak nas nie było? Choć może powinnam wprost zapytać: co spsociłaś, kiedy spuściliśmy cię z oczu? — dawaj Charlie, wyśpiewaj swoje (nie)małe grzechy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ciężko jest się odnaleźć nawet w miejscu, które nazywamy domem, jeśli dopadło Cię coś złego właśnie tu. Ciężko jest często wrócić do normalności, nawet jeśli chce się tego najbardziej na świecie i człowiek stara się pod każdym względem. Charlie mogła zrozumieć Polę doskonale. Ona już nie miała swojego azylu, bo nawet własny dom był dla niej cmentarzyskiem, gdzie zmarło jej dziecko i mąż. Bała się tego miejsca, bo wspomnienia miała na każdym kroku. A mimo to – gdzie miałaby mieszkać? Harper-Jack dopadnie ją wszędzie, bo takie są uroki gwiazdy. Nie wyleczy się z niego pewnie nigdy, ale czy tego chciała? Może tkwiła tu, bo wciąż go chciała? Wciąż miała nadzieję na polepszenie się wszystkiego, choć to nie powinno mieć miejsca.
Sama miała ochotę uciec stąd jak najdalej. Odnaleźć siebie, coś nowego, nieznanego, a przede wszystkim sprawić, by nie czuć się tak samotną jaka jest odkąd Harper z nią zerwał. A to było kiedy? Sześć lat temu? Może siedem? Już straciła rachubę, na pewno za długo tkwi w tej egzystencji, nie mając z życia żadnej radości. Była za to świetną aktorką. Nikt nigdy nie zorientował się jak było jej źle. Dopiero teraz jest w stanie mówić o tym, jaka była głupia, wychodząc za kogoś, kogo nie kocha; a później: kogo się boi. To było w tym wszystkim najgorsze. Strach czuła po dziś dzień, jakby Michael miał wstać z grobu i odegrać się na niej. Może już załatwił jej niepłodność? Za to wszystko – niech umrze w samotności. Nie zdziwiłaby się.
Roześmiała się głośno na jej oburzenie, aż zgięła się nad kierownicą i otarła pojedyncze łezki, które pojawiły się w kącikach oczu. W tej kwestii nie zamierzała już dłużej kłamać, więc i wyszło, że ma świetnie umiejętności udawania słabej kłamczuchy! Uśmiechnęła się szeroko i rozłożyła na moment ręce, rozbawiona do reszty.
- Serio dramatyzowałaś? Boże, przecież samolot to najbezpieczniejszy środek transportu, no, chyba, że jakiś wariat wejdzie tam z bombą - mruknęła, uśmiechając się zadziornie. Nie znała całej historii, bo nie miała okazji rozmawiać z Robertem, a chciała usłyszeć wszystko. Jak Pola próbowała zawrócić samolot, ale od początku do końca? Jak panikowała? Oblała siedzenie, obdarowała sąsiada pawiem czy może zakuli ją w kajdanki i podali martini z tabletką uspokajającą zamiast oliwki? Robert pewnie przeszedł swój pierwszy lot wstydu; o tyle dobrze, że nie był nagi w tym wszystkim jak Cersei. - Właśnie odwdzięczam się czy coś, jedziemy do najcudowniejszego miejsca, gdzie twój stres ulegnie spaleniu przy ognisku i dzikich tańcach do Get Low jak w tym filmie z Sandrą Bullock, okej?
Bawiła ją reakcja Poli, gdy zorientowała się, że Charlie wiedziała o wszystkim. Sama pewnie reagowałaby podobnie, gdyby ktoś zaciągnął ją na statek. Nie potrafiła pływać i bała się katastrofy jak tego statku przy Włoszech albo Titanica, ten to jeszcze gorszy.
- Pomysł nerki jest Roberta, ja bym nie była taka drastyczna - roześmiała się, sięgając po kubek z kawą mrożoną. Upiła kilka łyków przez słomkę, po czym odstawiła go z powrotem na miejsce. Na jej pytanie wzruszyła ramionami, automatycznie rumieniąc się. Miała na duszy wiele grzechów, ale od którego zacząć? Na pewno od tego, który zawsze ma pierwszeństwo: mężczyźni.
- No więc... możliwe, że... przespałam się z Harper-Jackiem i wcale nie żałuję, ha! Chcę, kurwa, więcej, ale on mnie już raczej nie kocha i to nie ma zupełnego sensu - powiedziała na jednym tchu, przez dłuższą chwilę nie patrząc na przyjaciółkę, jakby bała się osądu. Gdy jednak na moment zerknęła na Polę, ściągnęła brwi, kompletnie załamana. - Czy to kiedyś minie? Ta... miłość? Tylko utrudnia wszystko.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Tak, dra-ma-ty-zo-wa-ŁAM! A wiesz dlaczego? Bo myślałam, że lecimy w złe miejsce, a operacja nerki przecież była sprawą życia i śmierci, prawda?! MUSIAŁAM coś zrobić — podniesiony i lekko drżący ton sprawiał, że Charlie bez wątpienia dostrzec mogła, że te emocje wciąż gdzieś w niej siedzą. Serio - kto taki mądry wpadł na pomysł z operacją nerki?! — Dopiero później dowiedziałam się, że lecimy we właściwe miejsce, a ja zostałam wprowadzona w błąd — ach, i ta bezradność ukazana w opadających ramionach, ulatniająca się z Poli poprzez ciężkie westchnięcie. — Ale to już było po tym, jak toczyłam ze stewardessą słowną bitwę o zawrócenie samolotu — dopowiedziała nieco ciszej, by szybko ponownie podnieść głos. — A Robert?! Nie uwierzysz... — uniosła dłonie ku głowie, przeczesując nimi włosy, jakby sama wciąż w to nie dowierzała.— Mistrz gry teatralnej; powinien przerzucić się na aktorstwo, poważnie. Zemdlał lepiej niż Lisa Vanderpump podczas przygotowania do Tańca z Gwiazdami — ach, co to był za lot. No dobra, Robercik nie zemdlał tak całkiem całkiem, ale niech się cieszy, że Pola nie odwinęla mu na tyle mocno, że naprawdę nabawiłby się omdlenia. Miał chłopak szczęście.
Pewnie jeszcze dłuższą chwilę skupiałaby się na emocjonującej wędrówce po wspomnieniach z tamtego dziwnego lotu, ale słowa przyjaciółki skutecznie odwróciły jej uwagę.
Hm, że co proszę? — i nie było w tym nic podejrzliwego, ironicznego, czy świadczącego o przerażeniu Apolloni. Wręcz przeciwnie! W jej głosie tliła się nadzieja na lepszy dzień, bo jeśli czegoś właśnie potrzebowała to właśnie jakiegoś cudownego antystresowego miejsca. — Mówisz? — spojrzała jeszcze kontrolnie na przyjaciółkę, naiwnie sądząc, że gdyby stało za tym wyjazdem coś jeszcze, wyczytałaby to z jej twarzy (choć wiadome jest, że jeśli kogoś w ich paczce dało się nabrać to właśnie ją). — Jeśli to prawda to… twoje winy może zostaną odkupione — ale jeszcze nie NA PEWNO, a jedynie MOŻE. Była podejrzliwa, okej? Miała do tego prawo.
— HA! — dźwięk jaki wypadł z ust Poli był odzwierciedleniem pewnego zwycięstwa, jakie w sobie poczuła. — Wiedziałam, że to on za tym stał! — jasneeeee. — Ja się mu jeszcze za to odwdzięczę! — tak, takie ja wam wszystkim pokażę w stylu Poli.
I wlaśnie na tym stanęło, bo Hudson odsuwając na bok temat wyprawy (która ostatecznie była całkiem udana) naprawdę chciała skupić się na tym, co w ostatnim czasie działo się u przyjaciółki; a przynajmniej myślała, że chciała. Po tym co usłyszała nie była pewna, czy wciąż chce. Szok, rozpacz, niedowierzanie. Jakaś resztka nadziei, że może … uda się jej to cofnąć. Siedząc z rozdziawionymi szeroko ustami spoglądała przed siebie, by niepewnie skupić swój wzrok na przyjaciółce. — Jaja sobie robisz?! Na chwilę cię spuścić z oka, a tu taki cyrk — i dopiero po chwili, kiedy dopuściła do siebie tlen, łapczywie przyjmując go w kilku głębszych wdechach, dodała spokojniej. — To ten, co go chciałaś szukać na tinderze. To ten, który cię nie kocha, a ty wciąż łudzisz się, że…. chryste, seks z kimś takim to emocjonalna katastrofa. Cyjanek dla twojego serca. Dziewczyno! — aż miała nią ochotę potrząsnąć w tej chwili, nawet jeśli drugie oblicze Poli domagało się informacji o tym, czy chociaż warto było przespać się z typem jeszcze raz. — O mamuniu… — aż chciało się potrząsnąć tą biedną kruchą Charlie.
I to ma być ta anty-stresowa wycieczka?
Nie no, dobry początek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie potrafiła przestać się śmiać, bo tłumaczenia Poli były prze-ko-mi-czne. Sama może zareagowałaby podobnie, nie widziała, ale historia o wycieczce urodzinowej – niespodziance, poprawiała jej humor i na chwilę zapominała o swoich własnych zmartwieniach. Łzy jej leciały ciurkiem, przez co musiała zwolnić, bo słabo widziała drogę. Brzuch za to rozbolał ją niemiłosiernie.
- Uczył się pewnie od najlepszej! Dał mi kawałek Netflixa i widziałam, że rzeczywiście ją oglądał - cmoknęła, uśmiechając się szeroko. W policzkach dostała zakwasów od śmiechu. Ach! Żałowała, że nie widziała całej tej akcji samolotowej. Pewnie wstydziłaby się razem z Robertem, a była tego pewna, bo przypominała sobie święto Patryka i tańce przyjaciółki na barze i aż znów czuła ten wstyd. Charlie nie zawsze odnajdowała się w takich sytuacjach i nawet jeśli chciałaby wesprzeć Polę jakkolwiek, robiłaby to z płomiennie czerwonymi policzkami.
- Dziękuję ci, o pani za łaskę - mruknęła z rozbawieniem, zerkając na przyjaciółkę. Późno dowiedziała się o ich wyjeździe, ale od razu uznała to za świetny pomysł. Co prawda, pretekst oddania nerki nie był turbo wybitny, a głupi i durny, ale przynajmniej Pola skusiła się na niego. Podsumowując: plan Roberta okazał się świetny. - Przynajmniej super się bawiliście, a jemu dostało się, gdy dramatyzowałaś w samolocie! Ha, jesteście kwita, nie? - uśmiechnęła się dumnie, tym samym chcąc jako tako pocieszyć przyjaciółkę. Jeszcze kiedyś wspomni sobie ten wyjazd, opowie swoim dzieciom o nim i będzie płakać ze śmiechu, że coś takiego szalonego miało miejsce.
Trochę żałowała, że temat oscarowego pomysłu Roberta zszedł tak szybko na drugi plan. Odetchnęła głęboko, skręcając w uliczkę, która przybliżała je do celu. Klimat już powoli zmieniał się, przez uchylone okna mogły wyczuć wilgotniejsze powietrze i świeższe; miały bowiem zatrzymać się nad jeziorem.
- Zjebałam, wiem - mruknęła, zaskoczona reakcją Poli. A może nie powinna być zaskoczona właśnie? Wydarzyło się emocjonalne samobójstwo. Wciąż myśli o tym wszystkim, o nim, o nich, a to przecież przeszłość. Skupiała się na niej bardziej niż na przyszłości. Z wielką chęcią wypiłaby cyjanek już teraz, zaraz, bo nie potrafiła zacząć nowego życia i wciąż chrzaniła, angażując do tego nieodpowiednie osoby. Należało jej się dobre biczowanie za swoje pożądanie. - Wiem, wyszło... ale on sam przyszedł do mnie, nie szukałam go. Przyszedł do mojego domu i... i stało się. Bo, no, teraz to chyba nie chce się ze mną spotkać. Mówił coś, że ma dużo pracy, w co wierzę, ale podejrzewam, że już mnie nie kocha. Aż mi żal samej siebie, jaka naiwna jestem - jęknęła, gdy powiedziała swoje myśli na głos. Odgarnęła włosy do tyłu jedną ręką i założyła niesforne kosmyki za ucho. - Ale teraz wiem, że to był błąd. Muszę odciąć się od niego. Najlepiej by było dać sobie spokój z facetami raz na zawsze, nie nadaję się do związków, a skoro moja wielka miłość życia mnie już nie kocha, muszę jakoś w końcu to zrozumieć. Bo to nie było takie proste, wiesz? Zapomnieć.
Natura tutaj również zadziałała. Wciąż czuła pożądanie wobec Harper-Jacka, które musiała dusić w sobie tyle czasu. Całe małżeństwo o nim myślała! Nie potrafiła tak po prostu zrezygnować z niego, gdy jest już tak blisko niej. W Seattle. W końcu spojrzała na przyjaciółkę, delikatnie zarumieniona.
- Ale było warto, było tak bosko - westchnęła rozmarzona. Bez większych szczegółów, ale wzrok i mina Charlie mówiły wszystko.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

O dziwo! śmiech Charlie nie był drażniący w obliczu całej tej sytuacji. Z drugiej strony nie ma co się dziwić, skoro Hudson zdążyła już ochłonąć po całym zajściu, a przy tym jeszcze zabawić (w znaczeniu - dobrze bawić, ofc!) się z Robertem w Vegas. Pomimo tego nie zamierzała puścić jej tego płazem i w pierwszym odruchu nie kryła swojego oburzenia - no bo jak to tak bezczelnie czerpała szczerą radość z jej tragedii?! Po chwili jednak śmiała się już razem z nią, obracając jednocześnie ten cały wybryk Roberta w jeden wielki żart, a słowa jeszcze będziesz się kiedyś z tego śmiała ziściły się.
— Żartujesz? — pisnęła jeszcze przez śmiech, kiedy usłyszała o Lisie jednocześnie karcąc się w myślach: opanuj się, zaraz się posikasz!. Co jak co, ale mocnego pęcherza to ona nie miała; strach pomyśleć jakie dramaty będzie z nim przechodziła po porodzie (o ile go kiedyś doczeka w swoim życiu). Pewnie więcej pampersów pójdzie na nią niż na dziecko.
— Łaskę otrzymasz w pełni jak zawieziesz mnie do tego magicznego miejsca na czas. Mój pęcherz śmie twierdzić, że czas ci się kończy — nie kryjąc swych oczu spojrzała z grozą na przyjaciółkę, która wciąż jeszcze radośnie podskakiwała na tym fotelu, jakby co najmniej czkawki się nabawiła. Ona mogła, a w przypadku Poli zagrażało to życiu bielizny, fotela, całego samochodu i psychice jej pasażerów. W takich przypadkach konieczna była konsultacja z toaletą i to na cito! — Bomba tyka, tak tylko ostrzegam — nie żeby jej właśnie groziła, ale czy mogłaby ciut przyspieszyć?
— Nie jestem pewna czy samolotowy dramat można stawiać na równi tego kłamstwa z nerką, ale mściwa nie jestem. Rachunki wyrównane — przynajmniej w jej myślach, bo dręczyć Robercika przecież mogła pozostawiając go w (wcale nie tak) błogiej nieświadomości, co do ułaskawienia.
Jak dla Apolloni zejście na inny temat okazało się zbawienne, bo choć na moment przestała myśleć o tym parciu na pęcherz. — Zjebałaś, bardzo nawet — przecież nie będzie jej lukrować słodkimi zapewnieniami, że dobrze będzie. Owszem, zazwyczaj odurzała wszystkich tęczowym i radosnym przekonaniem, że istnieje coś takiego jak szczęśliwe zakończenie, ale obecnie trwający kryzys wiary w to, nie pozwolił jej skłamać.
— Charlie, nie bądź zła, ale co z tego, że przyszedł sam do twojego domu? To kiepskie tłumaczenie i strasznie ubliżające tobie, wiesz? — spojrzała na nią, jednak nie po to by sądzić. Rzuciła jej troskliwe spojrzenie tuż przed wyjaśnieniem swoich wcześniejszych słów. — Ma dwie nogi, to żaden wyczyn. Ma ręce, więc zapukanie do drzwi to też nie na miarę przenoszenia gór. Przylazł, wziął co mu pasowało i teraz ma wyrąbane, a śpiewka z ilością pracy jest tak przereklamowana, że tylko nai… — przerwała, bo zdała sobie sprawę z tego, że to Charlie. Naiwnie zakochane, tak właśnie - to chciała powiedzieć! — Nie jesteś naiwna, tylko bardzo głupiutko ulokowałaś swoje uczucia, każdemu się zdarza — i coś o tym wiedziała. Nigdy nie chwaliła się uczuciem do kogoś, kto miał żonę i dzieci, ale może to już czas. — Wiem coś o tym, ale nie ciesz się za wcześnie — ostrzegała, bo prawda była taka, że — sama nie wiem jak się z tym uporać. Chciałabym ci pomóc… — ale jak skoro samej sobie nie potrafiła?
Jakoś tak smętnie się zrobiło, a gdy już sądziła, że reszta drogi została stracona właśnie ponurym akcentem, na ratunek przybywa rozmarzone westchnięcie Charlie. Pola parsknęła śmiechem, poruszając głową z niedowierzaniem. Uśmiech powrócił, niestety parcie na pęcherz również.
— Powiedz, że już dojeżdżamy, bo chyba dłużej nie wytrzymam!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pokręciła głową przecząco, tym samym potwierdzając swoje słowa co do Robert i Lisy. Lubiła przeglądać konto Roberta, by zobaczyć czy oglądał coś wartego uwagi albo chociaż rozluźniającego i jeszcze nigdy nie zawiodła się na jego guście netflixowym. Charlie miała mocny pęcherz, więc mogła się śmiać, ile wlezie, a przez myśl jej nie przyszło, że przyjaciółka już rozważa pampersy na przyszłość. O b u r z a j ą c e.
- Już jesteśmy blisko, ale możemy zatrzymać się i skoczysz w krzaczki - parsknęła śmiechem znowu, zerkając na Polę z politowaniem. Był gotowa nawet pójść z nią w głąb lasu i asekurować przed kleszczami albo zbokami, pojawiającymi się znikąd. Zanim zdecyduje się na cokolwiek, Charlie przyspieszyła nieco, by dojechać szybciej do normalnej łazienki.
Rzeczywiście, pretekst Roberta na wyjazd był fatalny. Mógł wymyślić coś mniej stresującego dla nich wszystkich. Ktoś na świecie rzeczywiście potrzebował tej nerki, a on tak łatwo kłamał, by zaimprezować z przyjaciółką. Zawsze jakby zrobił ładne oczka, Pola na pewno by się zgodziła, czyż nie?
Zaskoczona jednak była, gdy Hudson poniekąd przyznała jej rację. Nie spodziewała się tego. Sądziła, że powie coś bardziej w stylu: spokojnie, to nie twoja wina, stało się i tyle, a ona od razu przeszła do twardych konkretów. Charlie ściągnęła brwi, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Nie sądziła, że może to być aż tak inwazyjny ruch. Naprawdę liczyła na szczęśliwe zakończenie, bo takowych w życiu miała niewiele i sądziła, że to już pora na nie. Słuchała Poli w milczeniu, czując jak w gardle rośnie jej nieprzyjemna, drapiąca gula. Rozważała każde jej słowo w głowie i myślała nad nim intensywnie. W końcu odetchnęła głęboko.
- No dobrze, ale co, jeśli on naprawdę wciąż mnie kocha? - zerknęła na Polę; ta naiwnie zakochana kobieta, co prawie trzydzieści lat ma na karku, a miłość tak dziecinnie wciąż traktuje. Stukała palcami po kierownicy w zamyśleniu. Co miała na myśli Pola? Och, z pewnością będą miały sporo do omówienia przy ognisku wieczorem.
W końcu zajechała przed pensjonat, uśmiechając się nieco szerzej.
- Jesteśmy! - oznajmiła, gasząc silnik. Wysiadły, a Pola od razu mogła pobiec do łazienki. Everett nie mogła przestać się śmiać z jej przeskakiwania z nogi na nogę, nawet jeśli los ją kiedyś obdarzy tak samo słabym pęcherzem, na przykład podczas ciąży.
W recepcji stała pani, która powitała je miło na wejście i od razu wskazała kierunek toalety dla Poli, uśmiechając się przy tym miło w ich stronę. Charlie za to ogarnęła od razu zameldowanie, regulując wszelkie kwity i należności. Gdy Pola wróciła do niej, wskazała auto.
- Bierzemy klamoty i wskakujemy do jaccuzzi! - powiedziała podekscytowana, wyciągając z samochodu pierwsze torby. Nie mogła się już doczekać ich wspólnej, babskiej zabawy. - Jakie mają toalety? Ładne? Bo pokoje są podobno piękne, o ile zdjęcia nie kłamią. Mamy widok na jezioro! Jezu, ale się cieszę, dawno nigdzie nie wyjeżdżałam - paplała jak najęta, idąc już powoli w stronę pokoju na piętrze. Pensjonat był niewielki, wręcz kameralny i to ją cieszyło, bo będą miały sporo prywatności czy intymności. A miały o czym rozmawiać. Charlie niekoniecznie chciała już mówić o Dwellerze, ale Pola mogła więcej opowiedzieć o swoim tajemniczym mężczyźnie lub wycieczce do Vegas.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wydawać by się mogło, że dość jasno przedstawiła swoje stanowisko w sprawie nocownaka Harpera. Ba! Była przekonana, że jej (solidne!) argumenty trafiły też do Charlie, która posłusznie prowadziła sytuacje z wypisanym na twarzy rozważaniem wszystkich jej słów. I kiedy już miała dodać, że jakoś sobie z tym poradzą usłyszała:
No dobrze, ale co, jeśli on naprawdę wciąż mnie kocha?
Boooooom!!
Pieprznęło i to grubo, w jej głowie rozwalił się chyba właśnie cały wszechświat.
I jeszcze to naiwne spojrzenie Charlie - BOOOOOOM!! - no teraz to już przywaliło, chyba bardziej się nie dało.
— Charlie — odparła z niepokojem, ale widząc, że ra stuka o kierownicę i wygląda na to, że całkiem poważnie rozważa swoje słowa, w głowie Apolloni pierdolnęło, że ho ho! nastąpił gigantyczny wybuch.
— Chrystusie, potrzebujemy jakiegoś Aperola od zaraz, albo nawet coś mocniejszego… a później, wybijemy ci go jakoś z głowy — może nie tyle Harpera, co to naiwne podejście uroczej Charlie. — I uwierz mi, bo mówię to z ręką na sercu — mentalnie, bo właściwie swoje dłonie ulokowała między udami, by nie popuścić — specjalizuje się w takim naiwnym i pełnym nadziei podejściu do miłości. Ba! śmiem twierdzić, że jestem w tym mistrzynią, ale nie chcę byś cierpiała. Im dłużej będziesz się łudziła, tym bardziej będziesz cierpieć — owszem, mogłaby teraz zamienić się w jakąś dobrą wróżkę, co to bez skrupułów plecie, że szczęśliwe zakończenie jest dla każdego, ale już kuźwa sprecyzować nie potrafi kto dla kogo będzie happy endem. I teraz taka Charlie myśli, że to Harper, a Harper w kimś innym widzi swoje szczęście i znajdź tu kogoś, z kim znajdziesz to ze wzajemnością? Posrane, co nie?
Apollonia z pewnością wyglądała dość przekonująco z tą próbą powstrzymywania się przed poluzowaniem pęcherza. Nawet na swoją wypowiedź nie nakładała zbytniego emocjonalnego nacisku, bo aż strach byłoby, gdyby się wczuła. Niech no tylko Charlie poczeka, aż dojadą na miejsce…
Jesteśmy!
Chciałaby powiedzieć, że poczuła w tej chwili ulgę, ale jedyne co czuła to tykającą bombę w okolicach swojego podbrzusza, więc gdy tylko wysiadły pobiegła (choć to za wiele powiedziane, kiedy to dreptała ostrożnie z nogi na nogę, zaciskając przy tym uda, by nie skończyć jak jakiś Sim na środku kuchni w domu bez łazienki) do środka i wpadła do pierwszej lepszej łazienki, zupełnie nie przejmując się tym, że wbiła do męskiej. Kto by się tym teraz przejmował?!
— Ooooo boziuu, jak mi dobrze — westchnęła wychodząc z łazienki, niefortunnie wpadając w przejściu na mężczyznę, który również chciał z niej skorzystać. Teraz nie była pewna czy po tej krótkiej ekstazie Poli miał większą ochotę na toaletę, czy może na nią, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać, bo gdy tylko dostrzegła, że zaliczyła siusiu w męskiej, spaliła cegłę i pognała do Charlie.
— A gdzieś pomiędzy jednym, a drugim zamawiamy od groma Aperola — oznajmiła i już po chwili wyciągała swoje klamoty z bagażnika. — Męskie są doprawdy odpicowane! — odpowiedziała z całkowitą powagą — A jeśli chodzi o damskie, to się dopiero okaże — rzuciła jej jeszcze krótkie spojrzenie: nie pytaj, po czym zmotywowana widokiem na jezioro pognała z przyjaciółką do pokoju.
Wpadając do pokoju zerknęła na widok - zniewalający! - po czym wywróciła się plecami na najbliższe łóżko, klamoty rzucając gdzieś obok. — Ooooo tak. Tak, to ja mogę wypoczywać… a nie w jakimś podrzędnym motelu na rozdrożu podczas największej ulewy ostatnich lat… — z żonatym typem, co o własne szczęście zawalczyć nie chce. Głupia była, oj głupia. Prawić kazania Charlie wygodnie było, a gdy o nią się rozchodziło to już gorzej było słuchać dobrego doradcy. No bo raczej ten kiepski przejął teraz rolę, skoro leżąc w wygodnym łóżku, w małym, lecz zniewalającym pensjonacie, w towarzystwie cudownej przyjaciółki, jakimś dziwnym trafem wracała myślami do tamtego wieczoru.
Ugh.
— To co? Zamawiamy drinki i wskakujemy w stroje? — nie czekając na odpowiedź sięgnęła po telefon, by dokonać szybkiego zamówienia, a że się rozgadała to padło też na jakieś przekąski i owoce. Rozłączając się zaczęła szperać w swojej torbie, by wyciągnąć strój i chwilę później - zaliczając po drodze toaletę - była już gotowa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Od początku sądziła, że jej zejście z Harperem było złym pomysłem, czuła to po prostu w głębi duszy, w kościach czy w czym to się jeszcze przeczuwa rzeczy. Teraz jednak Pola dobiła ją do reszty, po całej linii i zaczęła mieć jeszcze gorsze wyrzuty sumienia. Płakać jej się chciało, bo była taka naiwna! I Hudson to widziała doskonale. Boże, dlaczego nie zadzwoniła do niej, zanim wpuściła Harpera do mieszkania? Albo zaraz po ich pierwszym spotkaniu? Teraz byłoby o wiele prościej. O tyle dobrze, że nic – teoretycznie – wielkiego między nimi się nie wydarzyło. To był tylko seks. Z miłością, ale najwidoczniej to nie jest ważne. W końcu w ciążę nie zaszła, tym razem będzie jej łatwiej zakończyć te uczucie, co trwa chyba wiecznie.
- Ale zrozum, że skoro kocham go tyle czasu… to nie minie. Nigdy. Jestem tego pewna – i nawet jeśli miałby inną (a właściwie to już ma, ale o tym jeszcze jest słodko-nieświadoma), będzie go kochać aż po grób i dłużej. To już tak jest. Miłość ta nie ma prawa minąć, a teraz uaktywniła się tylko mocniej, skoro Michaela już nie ma, a Dweller jest. I sms-owali ostanio, więc chyba wciąż jest nadzieja na coś więcej. Naprawdę liczyła, że tym razem będą już razem na dobre i na złe, do końca swoich dni, razem, szczęśliwi. Może i naiwne myślenie wdarło się do jej serca, ale tonący brzytwy się chwyta, a ona tonie w morzu samotności odkąd pamięta. Tylko HJ potrafił ją ratować, drzwi swoich użyczał, by oparcie jakieś miała przed chłodem świata zewnętrznego i rodzinnego.
Całe szczęście, pełny pęcherz odwrócił uwagę Poli od dalszego ciągnięcia tematu miłostki Charlie. Wolała już unikać swojej obrony i przekonywania przyjaciółki, że to, co zaszło między nią, a Harperem, nie było złe. Nie było. Jej było dobrze; bosko wręcz, jakby niebo zaistniało. Dlaczego więc miałaby z tego rezygnować?
Podśmiewała się z przyjaciółki, która prawdziwe przestawienie zrobiła przez swoją ogromną potrzebę fizjologiczną. Rozpakowała w międzyczasie ich bagaże, których było zdecydowanie za dużo jak na ich krótki, babski wyjazd. Właśnie. Babski. Obserwowała Polę z ogromnym rozbawieniem, nie dopytując o fakt, dlaczego zwiedziła najpierw męskie łazienki, a nie damskie. Wolała nie wiedzieć.
- O, nie mówiłaś mi o tej przygodzie! Więcej szczegółów, poproszę – odparła zaciekawiona, otwierając im pokój na piętrze. Oddałaby wiele, by znaleźć się w takim tanim, przydrożnym hotelu z Dwellerem, z dala od problemów dnia codziennego i wścibskich spojrzeń, a także: od wyrzutów sumienia, które dostawała naokoło, kiedy tylko wspominała, że wciąż zakochana jest w jednym mężczyźnie. – No ba! Zamów od razu po dwa, okej? Tylko bez mieszania, nie mamy już skrzatów – mruknęła ze śmiechem, wypakowując strój. Zniknęła na moment w łazience, by się przebrać i wróciła do przyjaciółki, opadając na łóżko w oczekiwaniu na nią. Ta droga, choć dość krótka, zmęczyła ją niemiłosiernie.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To nie tak! Apollonia wcale nie zamierzała dobić przyjaciółki, ale jednocześnie nie mogła poklepać jej po ramieniu przytakując z uśmiechem: jakoś to będzie. Po pierwsze, wątpiła w to, że cokolwiek z tego będzie, a jeśli już to skończy się na cierpieniu przyjaciółki. Chyba sama wolała zadać jej odrobinę bólu teraz, niż miałaby bardziej cierpieć przez Harpera. To była taka walka z wiatrakami, bo intuicja podpowiadała jej, że czegokolwiek by nie powiedziała, Charlie i tak w końcu znów wpadnie w ramiona Harpera. I nie, wtedy nie będzie mieć jej za złe, że nie posłuchała wcześniej. Będzie dla niej wsparciem, bez słynnego a nie mówiłam.
— Charlie, skarbie — zaczęła robiąc głęboki wdech. Poważnie spojrzała na przyjaciółkę, chciała bowiem, by uważnie słuchała tego, co ma jej do powiedzenia. — Rozumiem cię, wiesz? Naprawdę rozumiem — sama kochała kogoś, kto już był poza jej zasięgiem i to z własnego wyboru. — Można kochać kogoś całym sercem i wciąż wybrać siebie. Powiedzieć do widzenia tej osobie — postawić na siebie. — To nie jest łatwe, ale niekiedy tylko to jedyny ratunek — przed cierpieniem z miłości. Kiedy się kocha można szybko zatracić się pomiędzy poświęceniem siebie dla niszczącego uczucia, a poświęceniem uczucia dla dobra samego siebie. — Możesz tęsknić za nim każdego dnia i wciąż cieszyć się, że nie ma już go w twoim życiu, pamiętaj o tym. Tutaj chodzi o ciebie — w jej głosie nie pozostała już żadna nuta zdziwienia, a nawet oburzenie odsunęło się w cień. Teraz panował spokój, troska przeszyta nadzieją, że przyjaciółka coś z tej lekcji wyniesie. — Musisz pokochać siebie na tyle mocno, że w końcu zdasz sobie sprawę z tego, że jesteś jedyną osobą, która się liczy — nie on. Zdrajca, niezdecydowany łotr, Dweller. On jej nie ratował, lecz pod pozorem takim ciągnął w dół.
Tyle miała jej do powiedzenia w tym temacie i nie widziała sensu, by kontynuować lekcję, a tym bardziej rozkładać jej na czynniki pierwsze. Czuła, że temat Harpera wracać będzie jak bumerang, lecz teraz miały przed sobą relaksujący wypad z dala od tego uczuciowego bałaganu. Mogły skupić się na przyziemnych problemach, jak potyczki z utrzymaniem w ryzach szalejącego pęcherza lub rozterkach, które łóżko będzie wygodniejsze, czy też ile wina zamówić na wieczór.
— Chyba lepiej nie wchodzić w szczegóły. Trafiłam do miejsca, w którym nigdy nie powinnam się znaleźć — z kimś, z kim nigdy nie powinna się spotykać. Ugh. — To już przeszłość, ale na pocieszenie dodam, że nie ty jedna popełniasz głupie błędy w kwestii mężczyzn — a Hudson miała ich za sobą wiele, tak prawdę mówiąc. Wykładowca (w dodatku żonaty), prawie mąż, a jednak tylko ex narzeczony, przyjaciel ze szkolnej ławki, który wciąż przyjacielem pozostaje. Co jeszcze kryje w sobie Apollonia? Och wiele niespodzianek.
— Oj tam, przynajmniej tym razem do łóżka mamy blisko — przyznała śmiejąc się cicho — jakoś bez skrzatów się doczołgamy — dodała puszczając oczko do przyjaciółki, by po chwili wpaść w wir przygotowań. Nie trwało to wcale długo, już po chwili mogły naprawdę wrzucić na luz.
— Mamy przekąski, mamy alkohol, mamy stroje — odznaczała checklistę w swojej głowie, by radośnie stwierdzić — chyba mamy wszystko czego nam potrzeba! Tylko gdzie tak właściwie jest jacuzzi? — bo na dobrą sprawę nie przemyślała sprawy i nie była pewna, czy mają jakieś na tarasie, czy czeka ich spacer przez ośrodek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A może wcale nie będzie miała jej za złe nic? Może właśnie takie ponowne padnięcie w ramiona jej miłości życiowej dobrze zrobi wszystkim? Może wciąż się kochają? Trzeba w to wierzyć. Trzeba być dobrej myśli, bo taka miłość rzadko się zdarza, a Charlie chciała w końcu mieć kogoś i być szczęśliwa. Wierzyła, że szczęście te zapewni jej Harper-Jack.
Już chciała przerwać ten temat, który mógł je tylko jeszcze bardziej poróżnić, gdy Pola zaczęła mówić rzeczy… jakby rozumiała to wszystko doskonale. Zerkała na przyjaciółkę z pewnym zaskoczeniem, przez co rozproszyła ją nieco droga. Wbiła w końcu spojrzenie przed siebie, jak mantrę w myślach powtarzając: skup się. Odzyskała równowagę i jakiś balans, który zapewnił jej większe skupienie na drodze.
- O czym ty mówisz, Pola? Kochałaś swojego narzeczonego, a uciekłaś? – zapytała cicho, czując jak serce jej się kroi, bo skoro tych dwóch miłości: do siebie i do kogoś, nie da się połączyć, to jakie są szanse na bycie w pełni szczęśliwym?
Szanse wynoszą zero procent.
Może Pola miała rację? Może rzeczywiście Harper był dla niej kamieniem przywiązanym do kostki na środku jeziora? Nie chciała tego widzieć, więc skutecznie zawiązywała sobie oczy czarną przepaską nieświadomości. Tak samo jak nie chciała wiedzieć o żadnej innej kobiecie, którą darzył uczuciem. Wolała myśleć, że wciąż jest jego jedyną.
- Wiesz co… zaadoptuję psa i będę go wychowywać z... tobą na przykład, gdyby nie wyszło ci równie jak mi. I będziemy szczęśliwe, cholera jasna! Koniec z facetami. Koniec z seksem, nawet jeśli miałam go tylko raz w ciągu roku, a nawet dłużej, serio. I koniec z meczami i męskimi skarpetkami wszędzie rozrzuconymi i koniec ze wszystkim – i z nadzieją na bycie matką też koniec. Wszystko w końcu sensu nabrało. Po co mają się męczyć, skoro tak im wszystko nie wychodzi? Uda się. Prawda? Uda! Pomysł ten był świetny, skoro i tak mają skończyć wspólnie w domu starców.
Teraz miały przed sobą ważniejsze sprawy i musiały spieszyć się jeszcze przed ociepleniem wina, czyż nie? Charlie dziarsko podeszła do zasłoniętego okna, ruszając przy tym biodrami jak modelka wysokich lotów i odsłoniła zasłony jednym ruchem.
- Tadam! Jacuzzi mamy na tarasie! Bosko, nie? Możemy uchlać się i mieć blisko do łóżek – roześmiała się, sięgając dwa kieliszki z półki oraz wino w drugą rękę. Wyszła zaraz na taras, chwilę napawając się pięknym, górskim widokiem i choć mżył nieco deszcz, ciepło i bąbelki miały im to wynagrodzić. Rozlała wino do kieliszków i włączyła jacuzzi, zerkając na Polę. – Wiesz co? Nigdy nie byłam w Vegas. Widziałaś tam dużo nowożeńców? Wam nie przyszło to może do głowy? – uśmiechnęła się zadziornie, wsuwając się powoli do niemal gorącej wody. – Ohohoho! Nie wyjdę stąd do rana! Pomarszczę się już na starość! To oznacza, że musimy dziś wybrać dom starców, kochana.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dziewczyny nie różniły się wcale tak bardzo, w końcu sama Apollonia była niepoprawną romantyczką. Trzeba jednak przyznać, że odkąd powróciła po czterech latach nieobecności, coś się odmieniło. Jakby wytrzeźwiała i nauczyła się spoglądać na uczucia bez wsparcia różowych okularów. Czas wiele zweryfikował, życie również, a ona w końcu zrozumiała, że nie wszystko jest słodko pierdzące, czarne albo białe, oczywiste od razu, albo nigdy. Niekiedy sprawy komplikują się i wymykają spod kontroli, niekiedy tej kontroli nie posiadamy łudząc się, że będziemy jedynym wyborem…a są momenty, w których ciężko wybrać jednego.
— Och Charlie… — słysząc jej pytanie westchnęła bezradnie, a na sercu ciężej jakoś się zrobiło. — Oczywiście, że go kochałam i chyba… nieważne — jej serce wciąż szybciej bije ku niemu, nawet jeśli nie tak jak kiedyś. — To skomplikowane, dlatego uciekłam — a Reece w niczym tutaj nie zawinił. Pokochał niewłaściwą kobietę, która pomimo upływu lat wciąż trzymała skrawek serca dla tego, który pierwszy w nim zagościł. — Nie każde uczucie, chociażby nie wiem jak silne było, doczeka się swojego szczęśliwego zakończenia, ale to jednocześnie nie oznacza tego, że każde jest spisane na straty — więc czy warto się zadręczać niepoprawnym wnioskiem, że takie zakończenia nie istnieją?
Tylko czy jej zakończenie z Harperem naprawdę miało jakikolwiek szanse na happy end? Apollonia szczerze w to wątpiła, jednocześnie pragnęła oszczędzić Charlie bólu. Chyba dlatego tak ochoczo przytaknęła na kolejne słowa przyjaciela, nawet jeśli wiedziała, że pragnie czegoś zupełnie innego.
Pragnęła psa, nad którym opiekę będzie sprawować z mężem i dziećmi. Pragnęła seksu o poranku, nawet jeśli miałaby się przez to spóźnić do pracy. Pragnęła wracać do ukochanego, witać w drzwiach gromadę radosnych dzieci czekających na nią w domu, albo odbierać ich ze szkoły nawet jeśli przez to miałaby utknąć w korkach na godzinę i wsłuchiwać się do znudzenia w wesołe melodie maluchów. I mogła nawet plątać się po domu z koszem na pranie w ręku, zbierając brudne skarpety… Rodziny pragnęła, tak po prostu.
— To wspaniały plan! — przytaknęła radośnie, na przekór swoim marzeniom. Jak mogłaby dobijać leżącego, kiedy jeszcze nie tak dawno sama uważała taki plan za genialny pomysł.
Radośnie zaklaskała ciesząc się - tym razem całkowicie szczerze - na widok jacuzzi na tarasie. — Matulu, to jest genialne — już teraz rozumiała co Charlie miała na myśli mówiąc, że w tym miejscu zredukują całe napięcie, które u Apolloni nawarstwiało się już od dłuższego czasu: kiepski finał romansu z żonatym, miłość życia ex narzeczony z aktualną narzeczoną, a na to wszystko wyjazd z Robertem do Vegas, który z wycięcia nerki przerodził się w ślub intrygującą imprezę urodzinową.
— Nigdy? Oj droga, będziemy musiały to nadrobić — odparła wymijająco, kiedy usłyszała wzmiankę o nowożeńcach po czym wymijająco wzruszyła ramionami — a z tym to trochę przereklamowana sprawa chyba, wiesz? Wcale nie ma ich tam wiele — nie wcale, tylko akurat im się przytrafiło, ale kto by wchodził w takie szczegóły? Do Hudson chyba nie do końca dotarły wydarzenia z urodzinowego wyjazdu, a może na przekór odsuwała od siebie świadomość tego czego dokonali skupiając się jedynie na niespodziankowym dramacie dotyczącym nerki. Tak było łatwiej.
— O, dom starców! Wiesz, że nie tak dawno byłam z jednym w ramach wolontariatu? Było bardzo sympatycznie, chyba rozważyłabym to miejsce na starość — oznajmiła, jednocześnie upewniając się, że ich kieliszki uzupełnione są po brzegi, kiedy w końcu rozsiadły się w wodzie. Z ust Poli wymknęło się błogie westchnięcie. — Chryste, jak ja tego potrzebowałam — i wznosząc kieliszek w górę wzniosła toast — za szczęście, na które sobie zasłużyłyśmy — oznajmiła, po czym upiła potężnego łyka. Niech się dzieje wola nieba.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak to nie każde uczucie kończy się happy endem? Jak to? Przecież… William i Kate – udało im się. Tak samo Harry i Meghan. Dlaczego więc jej i Harperowi miało nie wyjść? Czy może jest już spisana na straty przez jakiegoś pecha uczuciowego? Nie wyszło jej z Michaelem, ani z mężczyzną, który podobno ją kochał, ani właśnie z Harper-Jackiem. Teraz jednak byli w innej rzeczywistości, bez większych przeszkód. Nie sądziła jednak, że miłość jej życia może pokochać kogoś innego. Do kitu była ta miłość; te obie, Poli i Charlie. Poważnie powinny zacząć rozważać lepsze życie, wspólne, już teraz w domu starców, by miejsca nikt im nie zabrał.
Miały podobne pragnienia, więc może musiały również dzielić swojego pecha do mężczyzn i związków? Charlie początkowo pragnęła dziecka tylko i wyłącznie dlatego, że czuła się samotna, a małżeństwo jej jedynie pogarszało się. Z czasem, gdy straciła ciążę, pragnęła dziecka, bo poczuła w sobie już instynkt. Trzymała się tego uparcie po dziś dzień, jednak chciała mieć dziecko z kimś, kogo kocha. Z Dwellerem. A to miało już nie nastąpić. Musiała pogodzić się z faktem, że nie chce nikogo innego, więc skończy jako wdowa, która z dzieci może mieć jedynie psa. Miała jedynie nadzieję, że chociaż Poli uda się mieć rodzinę, bo wiedziała jak bardzo jej pragnęła. W przeciwieństwie do Charlie, Hudson nie ukrywała tego.
Już nigdy nie nauczy się gotować dla swoich małych szkrabów (bo dwójkę minimum chciała mieć), ani nie pójdzie na przedszkolne przedstawienie i nie będzie jeździć po nocy po stacjach benzynowych w poszukiwaniu kredek na zajęcia, które są kolejnego dnia o ósmej rano. Ale nie będzie też miała nieprzespanych nocy, łez nie wyleje, bo dziecku z kolką nie jest w stanie pomóc, ani nie będzie na celowniku, gdy w piaskownicy jej syn będzie rzucał zabawkami ze złości, bo do domu już muszą iść. Może tak będzie lepiej?
- Oj tak, jest tu cudownie i mówię poważnie, zapomnimy o wszystkim – zapewniła z westchnieniem, rozmarzona całą otoczką tego spokojnego i dzikiego miejsca. Koniec z mężczyznami, co tylko stresu im przynoszą. Koniec ze zmartwieniami. To miał być czas relaksu, dużej ilości alkoholu i porannego rzygania (i to nie z powodu ciąż! Mają się bawić i korzystać z tego stanu singielstwa). – Nigdy! A czy to prawda, że tak serio się tam hajtają? I te małżeństwa są zalegalizowane? – upiła kilka łyczków wina, wbijając wzrok w przyjaciółkę. Mogła znaleźć sobie męża w Vegas, może przynajmniej wygraliby wspólnie fortunę, a nie skończyłaby z brakiem chęci do życia przez swojego męża. Chciała zobaczyć tę kolebkę świata, gdzie Paryż i Nowy Jork znajdują się w jednym miejscu. Robert zrobił świetną niespodziankę.
Roześmiała się na wspomnienie o domu starców, nawet rozważając czy to nie jest przypadkiem dobry pomysł – wolontariat. Mogłyby zrobić rozeznanie, który wybrać w przyszłości i przy okazji dać trochę rozrywki staruszkom, grając z nimi w bingo. Brzmi jak świetny plan.
- Za szczęście – uniosła kieliszek do toastu i również upiła dużo wina.
Z nią się zawsze zgadzać trzeba.

/ zt2
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Podróże”