WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Nie dzielimy się jedzeniem – wzruszył ramionami, a kiedy zakosiła mu lody, spojrzał na nią wyraźnie zniesmaczony, chociaż trochę rozbawiony. No mimo wszystko nie zamierzał na nią krzyczeć bo była zbyt słodka, zbyt kochana i zbyt urocza, by mógł się na nią wkurzać o takie pierdoły. Kiedy powiedziała, że jedzenie to jedyna rzecz, która uszczęśliwia, uniósł brwi.
- A ja i dzieci, przepraszam bardzo? – uniósł brwi, śmiejąc się cicho, ale niestety kiedy Christine przyszła, wesoła, rodzinna atmosfera prysła niczym bańka mydlana. Gdyby tylko mógł, autentycznie zrobiłby tu jakąś teksańską masakrę na swojej byłej żonie, ale nie mógł, więc westchnął ciężko, bo autentycznie był wkurwiony.
– Dokładnie, prawnicy przygotowują pozew, szczególnie, że dzieci same od ciebie uciekły, to nie świadczy najlepiej o tym, w jaki sposób się nimi opiekujesz – wzruszył niewinnie ramionami, bo takie były fakty. Kiedy jednak Max się przytulił do niego, objął syna ramionami, chroniąc jednocześnie przed matką-wariatką.
– Po prostu wyjdź i się nie kompromituj – poprosił Jackson, a kiedy jej fagas złapał Krychę za ramię, ta zaczęła się szarpać jeszcze bardziej.
– Zostaw mnie, to moje dzieci, ona jeszcze mi za to zapłaci – i w tym momencie autentycznie, szarpiąc się ze wszystkimi, Christine z łokcia uderzyła Sarah bardzo mocno w żebra, żeby zmusić ją do puszczenia Hayley. – Puść moje dziecko, szmato – warknęła, dosłownie rzucając się niemal na Sarah, a Jack, Max i jej facet pewnie rzucili się, żeby odciągnąć tę pieprzoną wariatkę od dziewczyn.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Wy to nie rzeczy – posłała mu jeden ze swoich uroczych uśmiechów, jednocześnie mocniej zaciskając dłoń na jego dłoni. Niestety, nie dane jej było wyjaśnić swojego toku myślenia, bo Christine postanowiła standardowo spierdolić im dzień. Powoli się zaczynała przyzwyczajać do obecności byłej żony Jacka w ich życiu, serio. Kiedy łokieć ciemnowłosej wbił się w jej żebra, Sarah dostała dosłownie ataku furii i gdy jej plecy zaraz potem zetknęły się z zimną posadzką, a Kryśka znalazła się nad nią, uniosła dłoń zaciskając ją na szyi kobiety. Drugą ręką odepchnęła na bok Hales żeby nic się w jej tej szarpaninie nie stało.
– Ciesz się... że są tu dzieci – wysyczała, zaraz dokładając do ścisku drugą dłoń i przewróciła się z pleców na górę, kolanami dogniatając ręce kobiety do ziemi, a sama mocniej zacisnęła dłonie na jej szyi. Odrobinę zbyt mocno. Te wszystkie wydarzenia w ich życiu pewne rzeczy w Sarah zmieniły bezpowrotnie – odkąd ktoś postanowił igrać z ich zyciem, wzięła sobie za punkt honoru przetrwanie i gdyby nie fakt, że w pomieszczeniu było zbyt dużo ludzi, a do tego gdzieś z oddali dobiegał do niej płacz Hayley, udusiłaby sukę a potem spaliła ogniem piekielnym o ile miałaby do tego dostęp, chociaż... złego diabli nie biorą. Dopiero gdy Christine wyrwała jedną z kościstych rąk spod jej kolana i z całej siły wbiła paznokcie w jej policzek, Sarah rozluźniła uścisk na jej szyi i poderwała się do góry, odpychając od siebie zarówno Jacksona jak i faceta Kryśki.
– Mówiłam, że ona jest nienormalna! Chciała mnie udusić! – zaczęła się drzeć ex Russell, obejmując palcami chwilę wcześniej ściskaną szyję, a Sarah wywróciła oczami poprawiając kombinezon.
– Chęć zrobienia czegoś, a zrobienie to dwie różne sprawy. – mruknęła, przenosząc wzrok na Jacka i dzieci. – Muszę zapalić – szepnęła, wymijając wszystkich. Miewała coraz częściej ochotę zabić Christine, a naprawdę nie chciała tego robić. Dlatego kulturalnie wyszła przed lodziarnie i odpaliła papierosa próbując odetchnąć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Christine jak na drobną kobietkę była cholernie silną osobą, nic więc dziwnego, że Russell razem z nowym przydupasem kobiety mieli całkiem duży struggle, żeby ją ogarnąć. Nie było to nic przyjemnego, szczególnie kiedy Christine znalazła się nad jego żoną. Normalnie pewnie Jackson by trochę obserwował ten catfight, ale w tym momencie miał serdecznie dość z co najmniej dwóch powodów – pierwszym powodem było to, że skutecznie utrudniała im życie od jakiegoś czasu. Drugi był odrobinę bardziej prozaiczny – były tutaj dzieciaki, a to jednak źle się odbijało na ich psychice.
– Na boga, przestańcie, są dzieci, jak S. słusznie zauważyła – westchnął z udręką, chociaż gdy to blondynka znalazła się na górze, na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Po chwili na szczęście Sarah rozluźniła uścisk. Jackson pomógł jej wstać i przytulił ją mocno, obejmując też ramionami, dzieciaki, które wtuliły się w nich, gdy Christine podniosła się z podłogi.
– Ja widziałem, że to ty się na nią rzuciłaś, a ona się broniła. Wszyscy to potwierdzą, nagrania z monitoringu również – uśmiechnął się delikatnie, a gdy Sarah powiedziała, że musi zapalić, zabrał dzieci i ruszyli przed lodziarnie, w której Christine się ogarnąć próbowała.
– Wszystko w porządku, skarbie? – spytał z troską, podczas gdy Hayley, cała się trzęsąc, wtuliła się w nogi Sarah. Widać było, że koszmarnie się bała.
– Myślałam, że mama Christine ci zrobi krzywdę[/b] – powiedziała cicho, zanosząc się szlochem, a Jack westchnął cicho, nadal obejmując dłonią Maxa. To wszystko było pojebane.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Była, ale Sarah też miała sporo siły, albo może samo zaparcia, żeby sobie z tą furiatką poradzić, co nie zmienia tego, że była cholernie zmęczona tego rodzaju akcjami. Chciała normalności, a co chwilę ją ktoś naruszał i zaczynała się wkurwiać, tym bardziej, że po raz kolejny miała podrapaną twarz. Kurwa. Objęła się ramionami, pleckami oparła o ścianę budynku i kilkakrotnie zaciągnęła się papierosem, gdy Hales nagle się do niej przytuliła. Początkowo jej nawet nie objęła, bo musiała się opanować.
– Nie, nie jest w porządku – powiedziała cicho, kątem oka patrząc na Jacka. – Albo ty się nią zajmiesz i ją uspokoisz, albo ja to zrobię. – miała tak poważny ton głosu, że Jack mógł się domyślić o co chodzi. Naprawdę zamierzała ubić sukę. Po chwili jednak przytuliła do siebie dziewczynkę, a potem wrócili do domu. No masakra.

|ztx2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Życie z całą swoją zawiłością niejednokrotnie stawiało Stephena w sytuacjach, w których mariaż pychy i buty jawił się niemal jak niema zapowiedź najgorszego. Z całą miarą drzemiącego w nim przeświadczenia o własnej nieomylności, brunet niejednokrotnie dostawał od życia po dupie w najgorszy możliwy sposób. Zupełnie jakby jakiś chochliczy wręcz głos w jego głowie podpowiadał mu co w danej chwili powinien zrobić, a o jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wypełniał z pełnym oddaniem wszystkie te rozkazy. Gdy głód wziął już górę nad lenistwem, brunet postanowił wynurzyć się z domostwa, by zjeść coś bardziej wyszukanego niż tosty z masłem orzechowym i dżemem. Taksówką pokonał w kilka kwadransów odległość dzielącą jego rezydencję od ulubionego lokalu. Z tym, że ponownie zbłądził wchodząc do ulubionej lodziarni. Skoro już pragnienie spożycia znacznych ilości cukru krążyło po jego świadomości niczym najprawdziwszy gwóźdź do trumny to może czas najwyższy by ukoronować wspomniane już lenistwo. Tak czy inaczej nie miał głowy do przyrządzania obiadu, więc było to całkiem sensowne posunięcie. W końcu jedzenie to jedzenie, nawet jeśli w postaci deseru. Mimo, iż w swoim życiu miał okazję zasmakować najróżniejszych frykasów to i tak najchętniej objadałby się ulubionym makaronem z kurczakiem w słodko ostrym sosie z odrobiną limonki, przyrządzanym od lat w jednym z lokali jego ukochanej dzielnicy, którą znał już jak własną kieszeń jeśli nie lepiej. Dodatkowo jeśli chodzi o słodkości to też bez większych niespodzianek, wielbił wszystko co z czekoladą i masłem orzechowym. Nie miał zbyt wyszukanych kubków smakowych i naprawdę nie było zbyt trudno uraczyć jego podniebienia. Nie w jego klimacie wykwintne żabie udka czy kawiory, prosty chłopak był i tyle.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Powielając schemat kilku ostatnich tygodni z odwlekaniem powrotu do mieszkania, udającego dom z kilkoma jogurtami w lodówce i wciąż jednym nierozpakowanym po przeprowadzce kartonem, Ava po długiej próbie zjadła (zgodnie z taktyką) powolnie obiad w małej restauracji obok filharmonii i ruszyła spacerowym krokiem przed siebie. Nie przeszkadzał jej futerał ze skrzypcami, przewieszony przez ramię, ani chłód gryzący w czubek nosa i zaróżowione, w rezultacie, policzki. Głowa była przyjemnie pusta, pozbawiona orbitujących myśli, wgryzających się w skronie, mogła brać tyle głębokich oddechów, ile tylko chciała. Nagły atak sprzed kilku dni wydawał się być tylko bezwiednie majaczącym wspomnieniem, a skupiona była przede wszystkim (jak lubiła i jak było zazwyczaj) na skrzypcach i nutach, które z każdym ćwiczeniem wydawały się coraz mnie potrzebne.
Nie była purystką formy ani zatwardziałą wyznawczynią, że lody jeść można tylko przy upałach (co za głupia zasada), więc jak tylko neon lodziarni zamajaczył na horyzoncie i spacerowej trasie, Ava wiedziała, że pora na deser (to akurat ktoś mądrze wymyślił). Czekała cierpliwie w kolejce, jednocześnie niecierpliwie stukając palcami o szklaną gablotkę i analizując przytłaczającą ilość smaków, z których część brzmiała zupełnie nieznajomo. Chyba była ortodoksyjnie wierna pięciu smakom (truskawka, wiadomo, nie trafiały do niej te wszystkie kombinacje pod tytułem przerost formy nad treścią), dlatego nie należało się po niej spodziewać rewolucyjnych decyzji. Poprawiła na ramieniu futerał, zamawiając lody w kartonowym opakowaniu, zwieńczonych plastikową niebieską łyżeczką. Odchodząc od lady, potrąciła mężczyzną tym nieco nieporęcznym futerałem.
— Przepraszam. — wymamrotała dość niewyraźnie, bo w ustach miała już plastikową łyżeczkę z lodami i skierowała się do najbliższego stolika pod ścianą, żeby nie fundować sobie mimo wszystko wątpliwej rozrywki w postaci jedzenia lodów na zewnątrz (wystarczy, że dłonie trzeba wciskać głęboko w kieszenie płaszcza, aby ochronić je przed zimnym wiatrem).

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czymże byłoby jego marne życie, gdyby nie przyziemne przyjemności, którymi raczył się za każdym razem, gdy chandra i kołowanie pukało do jego drzwi? W prawdzie jako prawdziwy weteran, mający na swoim koncie co najmniej trzech terapeutów, zdawał sobie sprawę, iż jedzenie nie powinno stanowić swoistej nagrody za podejmowane działania. Jednakże był tylko człowiekiem, w dodatku wyjątkowo zatwardziałym we własnych starannie pielęgnowanych przyzwyczajeniach. Toteż kilka niepozornych lodowych gałek o wymyślnych makach było czymś czego zasadności nie zamierzał nawet podawać szczególnej refleksji. Bywał tu niejednokrotnie toteż wybór smaków na dzisiejsze posiedzenie stał się wynikiem eliminacji spróbowanych już przez niego pozycji. Wiedział, że osławiony słony karmel zdecydowanie nie wpisze się w wytyczne jego kupek smakowych, natomiast aromatyczna pistacja oraz sorbet malinowy niewątpliwie skusiły go swoją nienachalną prostotą. Jeśli coś jest idealne po co to komplikować?
W swym roztargnieniu jeszcze dobre kilka minut pozostawał wpatrzonym w szklaną witrynę, zamówienie odbierając pomimo nawoływania ekspedientki dopiero w momencie, w którym poczuł delikatne acz stanowcze szturchnięcie w lewe ramię. Momentalnie zamrugał jak gdyby zabieg ten mógł w kilka chwil pomóc odzyskać rezon. Posyłając błagalne spojrzenie w kierunku lady, pochwycił swoje nieco roztopione smakołyki, po czym zwrócił się do brunetki podążającej w kierunku jednego ze stolików.
- Nic nie szkodzi. - stwierdził niemalże szepcąc, jak gdyby słowa wydostające się z jego delikatnie rozchylonych ust, były co najmniej hasłem dostępu do wykupionego za ostatnie zaskórniaki dostępu do serwisu netflix, a nie rzucanym wręcz odruchowo frazesem, który te mury słyszały z pewnością niejednokrotnie. - Dobre chociaż? - zagaił tym razem w pełni poświęcając uwagę swoje rozmówczyni. Roziskrzone tęczówki bruneta bez najmniejszego skrępowania zatrzymały się na spojrzeniu panny Marlowe skrytemu pod woalom kruczoczarnych rzęs. Nigdy nie podzielał stwierdzenia w myśl, którego to właśnie oczy był zwierciadłem duszy. Choć jako dziecko lubił myśleć, że tym podobny twór ma rację bytu to, aktualnie nie tracił czasu na tym podobne dyrdymały. Mimo, iż perspektywa życia po życiu była kusząca przez wzgląd na rodziców, których wspomnienie niejednokrotnie rozdzierało mu serce to z wiekiem zdrowy rozsądek, wziął górę nad dziecięcą naiwnością. Niemniej lubił patrzeć w oczy, zwłaszcza, gdy spojrzenie było w zwalić go z nóg.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W codziennej bieganinie niewiele było w stanie ją zaskoczyć: wśród długich prób czy samotnych ćwiczeń w ulubionej salce wyłożonej prostą boazerią, pieczołowicie ułożony harmonogram dnia (Ava nie lubiła planowania tygodni, miesięcy, lat, ale plan działania nawet z dnia na dzieńbył mimo wszystko niezbędny) nie zostawiał zbyt dużo przestrzeni na improwizację (której namiastkę formowała w te niespieszne, wieczorne spacery). Plan na dzisiejszy wieczór nie zakładał nawet wizyty w lodziarni, a mimo to Ava właśnie siedziała przy porysowanym stoliku i niebieską łyżeczką, po raz kolejny słuchając jednej z płyt Maxa Richtera. Odwlekała moment powrotu do pustego mieszkania, chociaż jedyna roślina wolała tonem dość błagalnym chociażo kroplę wody. Nie umiałaby zdefiniować, czemu jej codzienność stała się tak mało ekscytująca (przecież właśnie przed tym uciekła), a tym bardziej daleka była od zastanawiania się, czy to była to właściwa decyzja (Ava rzadko kiedy płakała nad rozlanym mlekiem). Plan na wieczór, chociaż niedopracowany do ostatniego szczegółu, właśnie został zmodyfikowany: nie planowała, po wyczerpującym dniu, wchodzić w jakiekolwiek społeczne interakcje, tym bardziej z nieznajomymi. Pytanie Stephana wyrwało ją z muzycznego letargu; płyta znana prawie na pamięć będzie musiała poczekać na kolejne odtworzenie.
— Słucham? — wyciągnęła odruchowo jedną słuchawkę z ucha, chociaż pytające wpatrywanie się mężczyzny w kartonowąmiseczkę z lodami, którą trzymała. Domyśliła się, czego dotyczyło pytanie (czy poprawnie, dopiero sięokaże.) — Dobre, polecam truskawkowe. — dodała, z niewymuszonym uśmiechem, obrzucając go odruchowym spojrzeniem. Ava naprawdę była kiepska w te klocki: nie była mistrzynią niezobowiązujących rozmów o pogodzie, wymianym zwyczajowych uprzejmości (zazwyczaj bywały dla niej przede wszystkim krępujące), a może po prostu wyczerpała już zasób słów na dzisiaj. Prze chwilę, krótką i ulotną, pomyślała o tym poprzednim domu, z Rilke radośnie merdającym i Newtem, do którego bez słowa mogła się po długim dniu przytulić. No już, wracaj do tych pysznych lodów, powolnie roztapiających się w kartoniku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, nie tylko Ava, bo i Atherton, nie był szczególnie uzdolniony jeśli chodzi o zwyczajowe rozmowy, których prowadzenia podejmuje się, gdy dopiero kogoś poznajemy. Ze swoim nieprzejednanym wręcz pesymizmem i wisielczym humorem, Stephen najoględniej mówiąc nie był osobą najłatwiejszą w obejściu. Nic, więc dziwnego, że podczas swojego dość długiego pobytu w Seattle był wstanie zjednać sobie zaledwie parę osób. Z resztą trudno byłoby dziwić się komukolwiek, kto dystansował się do bruneta mając go za osobę niekoniecznie pozytywnie nastawioną. Nawet w momencie takim jak ten, dzierżąc na pół roztopione lody i wpatrując się porysowany stolik umiejscowiony w kącie lodziarni, nie był w stanie w sposób co najmniej błyskotliwy, zainicjować rozmowy z nieznajomą. Może takim już był jego urok? Nie miał w sobie jednak tyle śmiałości by bezceremonialnie spocząć na krześle tuż obok niej. Jako osoba nadzwyczaj ceniąca sobie poszanowanie przestrzeni osobistej, nie miał w zwyczaju nawoływać do jakichkolwiek interakcji, z osobami, których nie znał na tyle dobrze by wiedzieć, że mogą tego oczekiwać.
-Nie zauważyłem słuchawek.- wyjaśnił w rozbawieniu przesuwając spojrzenie na słuchawki, które ciemnowłosa melomanka, skrywała pod okalającymi jej drobną twarz puklami. Nie powinien być tym zdziwiony, wszak sam trzy czwarte swojej dwudziestoczterogodzinnej doby, spędzał, słuchając piosenek ulubionych brytyjskich kapeli, jak przystało na patriotę zza oceanu. -Truskawki, jadam wyłącznie świeże. Lodowe kojarzą mi się z wczesnym dzieciństwem.- wyjaśnił, dopiero po czasie dochodząc do wniosku, że dla kogoś pozbawionego drobnego wprowadzenia, jego słowa mogłyby być odebrane jak coś na kształt pokrętnego wywyższania się. Prawda była niestety, a może i stety nieco mniej butna i spektakularna. Jako mały chłopiec, będąc nieco mniej uroczym niż przeciętny brzdąc z kolorowych fotografii, miał w zwyczaju rekompensować sobie każdy smutek i zmartwienie dowolnego rodzaju łakociem. Maślane ciasteczka, cynamonowe wypieki babci w końcu mleczno truskawkowe lody, miały za zadanie choć trochę osłodzić życie osamotnionemu dziecku, które z trudem starało się pozostać na powierzchni po utracie rodziców. Dla kogokolwiek innego byłby to, więc smak jak każdy inny, jednak w Stephenie, choć odrobina truskawkowego zapomnienia mogłaby spowodować, iż popadnie w dawne dobrze mu znane zasępienie, z którego skutkami próbował uporać się podczas wielu rozmów z terapeutą.

/zt

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4

Gilbert nieczęsto spędzał czas ze starszym bratem. Ich ideały nieco się rozbiegały i kiedy on skupiał się na swojej podupadłej relacji z matką czy przypodobaniu się proboszczowi, Timothy żył własnym życiem. Oczywiście, Gilbert kochał brata, ale nie potrafił zrozumieć, dlaczego zbacza na drogę grzechu i zwyczajnie się o niego bał. Jego wiara była silna i ugruntowana, jednak uległa i nieasertywna osobowość nie pozwalała mu o brata walczyć, choć bardzo chciał. Bardzo się różnili, a Gilbert nie potrafił przemówić bratu do rozsądku... Z drugiej strony od jakiegoś czasu zaczynał mieć wrażenie, że łączy ich więcej, niż mógłby się spodziewać. Niekoniecznie miał z kim o tym rozmawiać, więc może Timothy był odpowiednią ku temu osobą? Kogo miałby pytać o radę w sprawach sercowych, jeśli nie starszego brata? Nie miał zbyt wielu znajomych, a przecież matka kompletnie się do tego nie nadawała. Zresztą, czuł się totalnie zagubiony i wydawało mu się, że jeśli ktoś miałby powiedzieć mu coś sensownego, to o dziwo, właśnie był to Timmy. Właśnie dlatego zaprosił brata na lody.
Był świeżo po wypłacie, więc mógł nieco zaszaleć, a wydawało mu się, że takie neutralne miejsce będzie lepsze i łatwiej będzie mu uciec, czy po prostu w ostatniej chwili wycofać się z rozmowy, niż w domu... A poza tym, tam ściany mają uszy i bardzo się bał, że gdy cokolwiek wyjdzie dalej, niż by chciał, to zbyt wiele się zepsuje. Nie był pewien, czy by sobie z tym poradził.
Sam wybrał dwie gałki, pistacjową i miętową, a kiedy brat też podjął decyzję, dokonali zakupu i skierowali się do jakiegoś wolnego stolika. Gilbert wbił drewniany patyczek w swoje lody i zaczął w nich gmerać, skupiając na nich całą swoją uwagę, bo... nawet nie wiedział, od czego miałby zacząć. Nie rozmawiali zbyt często, a od serca to już w ogóle. Może Timothy zacznie? Może dostrzegł jakieś ciekawe niuanse pogody, o których mogliby podyskutować? To chyba byłoby prostsze, niż jakieś prywatne tematy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#11 +outfit

Był lekko zaskoczony propozycją wyjścia na lody z bratem. Zazwyczaj nigdzie razem nie wychodzili, mijali się jedynie w domu, zamienili kilka zdań i każdy wracał do swojego zajęcia. Timmy twierdził, że świat Gilberta był jakiś dziwny, pogmatwany, a przede wszystkim bywały momenty w których przerażał go razem z całą swoją wiarą. Tim wierzył w to, w co akurat było mu wygodnie i wiedział, że jeśli brat miałby więcej świadomości o jego życiu to odprawiłby nad nim egzorcyzmy albo przynajmniej wymoczyłby go w święconej wodzie. Nie krył się co prawda ze swoją orientacją ale nie opowiadał światu, że kilka razy puścił się za pieniądze... Jednak można było dostrzec mały plusik - ostatnio tego nie robił bo miał w głowie Eliego dla którego powoli rezygnował ze swojego życia pełnego grzechu. Tylko tak, robił to zupełnie nieświadomie, zupełnie nieświadomie wolał spędzać czas z Elim dlatego też ostatnio postanowił znów odpalić tindera i trochę się zabawić. Ten Eli to był jakiś dziwny przecież i nie mogło być tak, że nagle coś poczuł, nigdy nic takiego mu się nie zdążyło, więc i tym razem na pewno tak nie będzie. Tak.
Dlatego bardzo chętnie zgodził się na propozycję brata, choć wydała mu się z początku dziwna, to nie chciał doszukiwać się w tym drugiego dna. Bardzo dawno nie spędzał czasu z rodziną, więc wypad na lody był idealnym pomysłem. Wybrał dwie gałki, czekoladową i malinową ale skoro Gilbert stawiał mu lody, to nie mógł sobie odmówić dobrania jeszcze tej o smaku gumy balonowej, chociaż nie do końca był co do niej przekonany. Zajęli miejsce przy wolnym stoliku i Timmy od razu wpakował sobie trochę lodów do buzi uważnie przyglądając się bratu. -Co tam młody?- zapytał w końcu, kiedy już od jakiegoś czasu Gilbert się nie odzywał. -Co nas tu sprowadza?- nie miał pewności, czy w ogóle coś takiego jest ale coś mu podpowiadało, że bez powodu się tutaj nie znaleźli. Poza tym sam chciał z nim poruszyć kilka tematów, między innymi ten, że myśli o wyprowadzce z domu ale nie wiedział czy to do końca dobry pomysł.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiście, że dla takiego grzesznika, jakim był Timothy, wiara Gilberta mogła być przerażająca, podobnie jak dla Gilberta grzeszny styl życia, jakie prowadził Timothy, był przerażający. Nie bał się wiecznego potępienia? Kary boskiej? Było to dla niego zupełnie niezrozumiałe, ale ostatecznie był jego bratem, więc ostatkiem sił jeszcze go nie skreślał, choć na nawrócenie go stracił już nadzieję (co oczywiście też nie było po bożemu, no ale Gilbert był tylko małym, słabym człowieczkiem, więc miał do tego prawo). Inna sprawa, że te jego słabości przybierały coraz większe, groźniejsze rozmiary i przypominały właśnie te, które pokonały jego starszego brata. Gilbert za nic nie chciałby się tak stoczyć, a przecież nie wiedział nawet wszystkiego, co się w życiu Tima dzieje.
Gilbert był średnio zadowolony z tego, że Timothy wziął aż trzy gałki, ale nie dał tego po sobie poznać. Ostatecznie, jeśli bratu faktycznie uda się mu pomóc, to zdecydowanie będzie to warte tej ceny.
- Hm? Lody - odpowiedział głupkowato, bo trochę zaskoczyło go, że brat zaczął tak prosto z mostu. Zaraz jednak doszedł do wniosku, że właściwie to nie powinno go wcale dziwić. Niby kiedy ostatnio byli razem na lodach? Chyba wtedy, gdy byli jeszcze małymi chłopcami i zabierała ich na nie mama. Czyli bardzo dawno temu. - No... więc... właściwie, to chciałem cię zapytać... - spuścił wzrok, wbił go w kolorowe gałki lodów, a jego policzki automatycznie przybrały kolor malinowych lodów Timothy'ego. - Oczywiście, jeśli nie chcesz, to nie musisz mi mówić. Ale to wszystko zostanie tylko między nami, i właściwie, to mam nadzieję, że z twojej strony też. No ale chciałem spytać... Skąd wiedziałeś, że... no wiesz... - wypuścił głośno powietrze i zmarszczył czoło, bo choć wcześniej kilkukrotnie układał sobie w głowie to pytanie, to jednak teraz wcale mu nie wyszło wypowiedzenie go na głos. Nie miał pojęcia, czy Tim będzie wiedział, a on nie miał pojęcia, jak niby miałby ubrać w słowa to, o co mu chodziło. To jednak była dla niego bardzo trudna rozmowa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Byli z dwóch różnych światów, dlatego też spędzali ze sobą tak mało czasu. Mieli totalnie inne zainteresowania i właściwie ciężko byłoby je pogodzić. Jednak wyjście na lody jak najbardziej należało do tych aktywności, które mogli robić wspólnie. Timmy nie miał nic przeciwko spędzaniu czasu z fanatykiem kościoła. Dopóki dostawał lody i Gilbert nie wypominał mu wszystkich grzechów to mogli spędzić naprawdę miło czas. W końcu byli rodzeństwem, powinni się wspierać, nawet mimo różnego podejścia do zycia... Tim nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że to podejście może być jednak całkiem podobne. Nie miał pojęcia, że jego brat zmaga sie z takimi problemami, które dla niego były całkowicie normalne.
-Lody, to jasne.- odpowiedział. Zawsze zaczynał prosto z mostu, nie widział sensu w omijaniu tematu dookoła i robieniu podchodów. Ta wyprawa wydała mu się po prostu nieco podejrzana, więc w razie czego od razu wolał wiedzieć co jest nie tak i o czym Gilbert chciał z nim porozmawiać. Jeśli okaże się, że nie ma nic takiego, to oczywiście, mogą zjeść sobie lody i pogadać o głupotach. Głupie tematy znajdą się od razu.
Spojrzał na niego podejrzliwie, słysząc kolejne słowa... A jednak! Jednak było coś poza wspólnym spędzaniem czasu. -Rumienisz się.- wyszczerzył zęby w uśmiechu, oparł się o krzesło i znów wpakował sobie lody do buzi. Jednak nie do końca zrozumiał jego pytanie, nie wiedział czy Gilbert mówi o tym, o czym myślał że mówi, czy jednak chodzi mu o coś zupełnie innego. Widział jednak, że to było dla niego trudne, że słowa naprawdę nie chciały wychodzić z jego ust, więc ostatecznie zmiótł swój głupi uśmiech z twarzy i popatrzył na niego lekko marszcząc brwi. -Wiedziałem co?- zapytał. -Spokojnie młody, cokolwiek to jest, możesz mnie o to zapytać, nikomu nic nie powiem.- zapewnił go, może chodziło o coś zupełnie innego.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Phinney Ridge”