WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Znacznie lepiej było udawać, że ma się jakiś plan, choć mało wiarygodny i niezbyt szczegółowy niż przyznać się do totalnej porażki i się nad sobą użalać. Bo nie bójmy się tego powiedzieć - w pewnym momencie życia, po prostu nie wypadało nie mieć żadnych planów, żadnego pomysłu na siebie. Bycie po trzydziestce to właśnie taki czas. Kiedy pozornie powinno się mieć już wszystko zaplanowane i to najlepiej nie tylko ten podstawowy plan, ale także ten, B, C i D. Romy go nie miała jeszcze kilkanaście tygodni temu. Może głównie dlatego, że działała pod wpływem emocji i chwili. I zamiast objadać się lodami czekoladowymi i użalać nad sobą, jednak postanowiła jakoś działać. Koniec końców nie wyszła na tym najgorzej i mogła niemalże wrócić do swojego pierwotnego planu. Bo jego zmienianie i udoskonalanie to przecież nie było nic złego, prawda? Tylko krowa zdania nie zmienia. A Romy już nieco ciążowych kilogramów zrzuciła i nie przypominała krówki.
-O okularach akurat słyszałam, ale to o garniturze to nie. Myślałam, że po prostu nie wypada popylać w dresie przy ważnych osobach-zaśmiała się. Była kobietą, oczywiście, że zdarzało się jej czasem obserwować kogoś zza ciemnych szybek okularów!
-Tak jakoś wyszło-przytaknęła. Choć jej mały stworek był znacznie mniejszy, a sama Romy absolutnie nie powiedziałaby o sobie, że dobrze sobie radzi w roli matki. -Na huśtawki też jeszcze za wcześnie. Mała dopiero ma 3 miesiące-powiedziała, w końcu będąc nieco bardziej wylewną w temacie rodzicielstwa, niż do tej pory.-Chcesz zobaczyć zdjęcie?-zapytała, sięgając po telefon. Oczywiście, że przez te 3 miesiące, zrobiła już 15 tysięcy zdjęć dziecku. A co więcej, zauważała jak ono się przez ten czas zmieniło! A co do huśtawki... to Romy na pewno będzie matką, która wszystko pięć razy wyciera chusteczkami antybakteryjnymi, zanim w ogóle dopuści swoje dziecko, aby cokolwiek dotknęło. I ogólnie będzie nadopiekuńcza. Na bank.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To prawda. Wmawianie sobie i innym pewnych rzeczy w końcu doprowadza do tego, że wszyscy zainteresowani w bajeczkę uwierzą. Niektórzy ludzie w ten sposób przeżywają całe swoje życie, mając tylko i wyłącznie jedną wizję, jedną prawdę przed oczami. I jak ktoś się z nimi nie zgadza to trudno, oni są w stanie obrócić narrację w taki sposób, żeby to ich za wszystko obwinić. I najczęściej taką metodę stosowali właśnie uzależnieni od różnych substancji. To nie oni byli winni uzależnienia, to sytuacje, osoby po drodze, to wydarzenia z życia, to system, który tak a tak jest skonstruowany. Zawsze znalazł się ktoś do obwinienia, a potem… a potem był ciąg ćpania i szukania nowej osoby, którą tym razem można obwinić. To przecież właśnie dlatego nałogowiec nie może się przez rok związać z nikim, żeby nie wywalić swojego progresu do kosza. I z tego samego powodu w programie 12 kroków jest przyznanie się do win i zadośćuczynienie innym. Żeby się nie chować za tym samym, toksycznym schematem.
A z tym planem to jasne, powinien ewoluować. Red nie miał żadnego, poza zwykłą próbą przetrwania z dala od prochów, więc cóż… na pewno nie będzie jej oceniać za zmieniony plan, ani nawet by tego nie robił w przypadku jego braku!
- Nie mam pojęcia, nigdy nie zwracałem aż takiej uwagi na ochronę, kiedy jeździliśmy z chłopakami. Piski fanek odwracały moją uwagę - przyznał, w sumie całkiem szczerze. Zresztą, ochrona miała być niewidoczna, za to im płacili. Za to Red teraz trochę posmutniał, że jemu już nikt nie płacił za grę i że drzwi kariery zamknęły się za nim na zawsze….
- To gratulację. Dziewczynka? Chłopczyk? - zapytał, zaciekawiony, a potem spojrzał na huśtawkę, a potem zmarszczył brwi - nie jestem niestety specem w kwestii dzieci… u Emmy sporo przegapiłem - przyznał szczerze, bo w sumie czemu miał kłamać? Nie był wzorem ojca, no taka prawda. A potem skinął lekko głową, chociaż poczuł się trochę dziwnie. To też przegapił, spotkania z innymi rodzicami i porównywanie zdjęć. Ale wstał, zerkając jeszcze na Emmę kontrolnie, a potem na telefon kobiety - słodka. Jak się nazywa? - zapytał, zaciekawiony - zostawiłaś go z.... tatą? - dopytał, ciekaw jak się potoczyło jej życie, czy ma męża, żonę, czy jak sprawy się mają.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Red na pewno wiedział więcej na tego, co ludzie robią robić, dlaczego i powiedzieć dlaczego coś takiego jest złym wyborem. Skoro był uzależniony - czy tam wciąż musiał się tak nazywać, to pewnie chcąc nie chcąc miał spotkania z terapeutami, psychologami... Oni się na tym znali i mówili różne rzeczy, o których normalny człowiek nie myśli. Bo można myśleć o akcji i reakcji ,ale żaden normalny człowiek nie rozkłada tego na czynniki pierwsze, nie szuka sedna problemu.
Romy nie znała się na tym aż tak dobrze, nie uznawała książek o samodoskonaleniu, coachów i nie miała nigdy okazji na to, aby być na sesji z jakimkolwiek terapeutą. Broń boże nie dlatego, że uważała, że jest idealna i nie ma żadnych problemów - po prostu jakoś nigdy nie czuła potrzeby, a gdy niedawno miała spore problemy małżeńskie, jakoś nie były okazji, aby wybrać się na terapię. Dziecko się im urodziło i nie mieli jak wykroić nawet godzinki w tygodniu.
-Aż tak bardzo mnie to nie interesuje, aby mieć Ci za złe brak takich informacji-odpowiedziała na luzie. Jej mąż może i miał spory majątek, na który zapracował sam na swoją karierę, ale daleko im było do tego, aby potrzebować ochroniarzy!
-Córka, Nina-odpowiedziała. Słowa o tym, że sporo ominęło go, nie potraktowała jako coś bardzo złego.-Najważniejsze, że teraz z nią jesteś i dbasz o to, aby nie jadła piasku-zaśmiała się. Nie uważała, że będzie w porządku zapytać o to, dlaczego go nie było, albo czy coś się stało, że teraz już jest w jej życiu.
-Tak, dostałam wychodne od męża. -przytaknęła. Cóż, była wdzięczna Masonowi za to podwójnie - za to, że pozwolił jej wyjść, oderwać się od tego ciągłego rodzicielstwa, a po drugie, dlatego że spotkała dawnego znajomego!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uzależnionym się było całe życie. Nałóg zawsze gdzieś się tam czaił, w rogu mózgu, serca, czy w co tam człowiek sobie wierzy. Bo każdy ma inne spojrzenie na to, co odpowiada za nasz charakter, upodobania, gust i tak dalej. Red prawdę mówiąc mało w swoim życiu myślał o tej całej duchowości, do czasu aż oczywiście nie znalazł się na odwyku. Tam było jej bardzo dużo, ale… cudzej. Ludzie prosili Boga o siłę, łaskę, o odrzucenie nałogu, ale też o wsparcie i o wybaczenie. Zasłaniali się wiarą jako tym, co ich zbawiło, odsunęło od tego co złe, chociaż to sami sobie zawdzięczali pracę, jaką wykonali. Albo… no czasami potrzebowali po prostu krótkiej wymówki, na którą potem mogli zwalać swój powrót w szpony uzależnienia. Bo przecież to wina Boga, nie ich. Zwalanie winy na innych jest najwygodniejszą rzeczą na świecie. I jedną z najpopularniejszych.
A co do samej terapii… można na niej przepracować wiele, o oczywiście jest się szczerym ze sobą i z terapeutą. A Red chyba nie do końca był dobry w takie zabawy… dlatego był dość blisko powrotu do tego, co na pewno nie jest dla niego dobre. Ale za to jest o wiele łatwiejsze.
- To może się kiedyś umówimy na jakieś… playdates? - zapytał, z rozbawieniem - o ile oczywiście… wiekowo się zgrywa… prawdę mówiąc nie jestem specem dziecięcych spraw - przyznał, zakłopotany, drapiąc się gdzieś za uchem, a potem skinął lekko głową. Nie do końca wierzył w jej słowa, często zastanawiał się, czy lepiej by jej się nie żyło, gdyby nie przedawkował… ale był zdecydowanie zbyt trzeźwy żeby z tym wypalić. I zbyt zamknięty w sobie.
- Jej matka chyba by się nie do końca zgodziła - przyznał, z lekkim zażenowaniem. A potem pokiwał głową na jej kolejne słowa. - Męża? No proszę, naprawdę dużo zmian w Twoim życiu przegapiłem. - Przyznał, a potem zerknął kontrolnie na córkę. - Więc.. dobrze ci sie powodzi, tak? - zapytał, nie do końca pewien czy powinien pytać o szczegóły jej życia, czy jednak nie do końca wypada. I może jednak nie powinien? Wtedy będzie musiał się przyznać gdzie sam pracuje, a to… no MAŁA degradacja od gwiazdy sportu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Najważniejsze, że Red wyszedł z tego... Czy tam był na najlepszej drodze do tego. Romy lubiła swojego znajomego z dawnych lat i na pewno poczułaby się nieswojo, gdyby dowiedziała się, że mężczyzna stoczył się, lub nie daj może zaćpał się. Nie byli nigdy wielkimi przyjaciółmi, bo blondynka nie należała do wianuszka dziewczyn, które leciały na niego tylko dlatego, że ten grał w futbol. Nie utrzymywała z nim przez te lata żadnego kontaktu, ale to wcale nie znaczyło, że ominęłaby go na ulicy, licząc na to, że jej nie rozpozna. Sama do niego podeszła, przypomniała się i tak dalej. Chyba tylko ze swoimi wrogami nie chciałaby odnowić relacji z przeszłości. Wiedziała, że w pewnym wieku trudno jest poznać nowe osoby, więc może lepiej postawić na starych znajomych?
-Nina jest jeszcze mała, ale myślę, że na pewno możemy, nawet na wyjście na plan zabaw-stwierdziła. Cóż, żeby Daviesówna zaczęła się bawić, choćby piaskiem trzeba by dobrych kilka miesięcy poczekać, ale spokojnie na placu zabaw może sobie poleżeć w wózku, dla Romy to nie był problem.
-Nie przejmuj się nią. To córka ma być zadowolona, a nie jej matka-powiedziała niepewnie, bo naprawdę nie miała zielonego pojęcia o tym, co Red przechodził, czemu nie jest z matką swojego dziecka i tak dalej. Jednak sama przecież przez parę tygodni zastanawiała się, czy nie powinna zerwać ze swoim mężem i jak wtedy by wyglądało wychowywanie ich dziecka. Doszła do wniosku, że w tym temacie swoją dumę musi schować głęboko do kieszeni i patrzeć tylko i wyłącznie na dobro dziecka.
-No trochę się zmieniło odkąd skończyłam liceum, nie będę ukrywać-zaśmiała się, bo przecież to było niemal kilkanaście lat, kiedy ostatni raz rozmawiali.-Nie jest źle-powiedziała, bo ich problemy małżeńskie wciąż istniały, choć dość mocno je ignorowali w ostatnich kilkunastu tygodniach, udając, że wszystko jest okej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No nie można ukrywać, fakt że wciąż ŻYŁ był jakimś osiągnięciem, tak samo jak to, że w tym momencie akurat nie był pod wpływem. Nie wiadomo jak długo mu się to utrzyma. Ale cóż, jak to mówią na odwyku, trzeba brać życie dzień po dniu, nie robić planów zbyt daleko w przyszłość i nie narażać się na rzeczy, które zbyt szybko mogą człowieka wrzucić w wir uciekania przed problemami. Jak na przykład nowe związki, które są dozwolone dopiero od roku po wyjściu z odwyku, a nie wcześniej, żeby człowiek za bardzo się nie zaangażował i potem nie skończył w jeszcze większym życiowym dole.
Red nie miał zbyt dużego grona bliskich przyjaciół, ale nie wiązało się to z tym, że oczekiwał od nich uwielbienia, czy czegoś takiego. Po prostu jego tryb życia nie za bardzo sprzyjał wielu przyjaźniom. Kiedy jeszcze był sportowcem, to jednak dużo czasu spędzał podróżując od meczu do meczu, trenując na siłce, żeby utrzymać formę, chodząc na grupowe treningi, no i robiąc wszystko, czego wymagali od niego reklamodawcy, a trochę jednak tego było. Sport to całkiem niezły biznes, zwłaszcza w Stanach, gdzie jest tylu fanów kosza, hokeja, baseballu i futbolu. A że akurat Red pomógł wygrać Superbowl to cóż. No więc generalnie nie miał zbyt wiele czasu w życiu na podtrzymywanie relacji, a tego wymagają przyjaźnie. Miał jeszcze osoby, z którymi imprezował i ćpał, ale od ich z wiadomych powodów musiał się teraz dystansować. Więc wpadnięcie na dawną znajomą, która nie ocenia go przez pryzmat jednego czy drugiego, było całkiem przyjemną odmianą. Nawet jeśli został przyłapany na ojcowaniu, które w jego rękach…. no pozostawia wiele do życzenia.
- Tak, to całkiem ciekawe miejsce, ale mam wrażenie, że większość mam woli robić loże szyderców i oceniać nowo przybyłych z daleka, niż nawiązywać znajomości - przyznał, nachylając się nieco w jej stronę, mówiąc to konspiracyjnym szeptem, bo skłamałby mówiąc, że nie czuł na sobie oceniającego wzroku zgromadzonych na placu kobiet.
Spojrzał zaskoczony na Romy po takich słowach na temat matki Emmy, której nie znały, ale zdecydował się nie skomentować. Uważał, że nie miał prawa, skoro sam przegapił sporą część ciąży i pierwsze miesiące życia własnej córki. - To jak sobie radzicie z dzieckiem, uciekłaś odpocząć od pieluch, czy wręcz przeciwnie, nie możesz się doczekać powrotu do nich? - zapytał więc, skoro powiedziała że jej dziecko jest małe. No sam przegapił ten czas, więc z chęcią się dowie, czy jest tak strasznie, jak pokazują na filmach, czy jednak nie.
- Jakieś wielkie podróże zaliczone, odkrycie leku na raka? - zapytał, żartując trochę sobie, ale był ciekaw, jak jej się układa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Romy swoją wiedzę o odwykach, o tym co tam miało miejsce i jak wyglądało życie po, mogła czerpać tylko i wyłącznie z filmów, seriali, książek czy innych popkulturowych źródeł wiadomości - może była farciarą, ale nikt z jej bliskich nie musiał przez to przechodzić. Jednak gdyby wiedziała o przejściach Reda, to jedynym problemem byłoby dla niej to, że nie do końca wiedziała jak się w tej sytuacji zachować. Uważała się za taktowną kobietę, dobrze wychowaną, ale nie zawsze łatwo jest się odnaleźć w nowej sytuacji. Może byłby jakiś przejaw hm... braku zrozumienia, jak Red, będący tak fajnym i przeciętnym (pozytywnym) nastolatkiem, a jednak zaliczył coś takiego w swojej karierze. Jednak na pewno podziwiała go, że jednak się z tego wygrzebał i starał się żyć normalnie. Pewnie, rozmawiała z nim po raz pierwszy od lat, ale jak ktoś jest degeneratem, to czasem wystarczy tylko spojrzenie. aby to zauważyć.
-Sama jestem tutaj nowa. Nie zostałam jeszcze zaproszona do żadnej loży szyderców-uśmiechnęła się. I musiała przyznać, trochę jej brakowało osób, które przechodziły dokładnie to samo co ona - czyli posiadały niemowlaka, który dawał w kość 24 godziny na dobę. Nawiązała nowe znajomości, odnowiła stare, ale wciąż to nie było to, czego potrzebowała. A średnio wierzyła w moc facebooka i mamusiowe grupy. Nie potrafiła na nich wysiedzieć, bo niektóre kobiety wydawały się być takie... dziwne. Tak, to będzie dobre słowo, one wydawały się być tak inne niż Romy, w zupełnie innej sytuacji, z innymi cechami charakteru i z innymi przejściami.
-Ujmę to w taki sposób, nieco dyplomatycznie: z chęcią wrócę do dziecka, do pieluch niekoniecznie-zaśmiała się. Pieluchy naprawdę nie były przyjemne, ale nie były najgorsze na świecie. Jednak jakby mogła, to akurat tej części bycia rodzicem by się pozbyła. Choć pobudki w środku nocy też nie należały do najprzyjemniejszych.... Nieważne, Romy starała się być dobrą mamą.
-Nie, nie. Tylko mąż przespał się z moją przyjaciółką-wzruszyła ramionami. No co miała powiedzieć, udawać, że jej życie było idealne? Nie, nie było, choć w kwestiach służbowych akurat układało się naprawdę nieźle.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Red nie polecał sprawdzania w praktyce, bo nałóg… nałóg był na zawsze, na całe życie. Nigdy nie miał pewności, że nie wróci, że znowu nie poczuje tego cholernego głodu za chwilą zapomnienia. Bo nie chodzi przecież o sam smak czy zapach używek, nigdy nie chodzi o to. Zawsze o to uczucie, które ta używka zapewnia, a tego nie da się podrobić byle czym, nie da zastąpić… no właściwie nie wiedział co miałby wskazać jako takie zastępstwo. Po prostu… nałóg łapał człowieka mocno i brutalnie. I nie puszczał, nigdy. Więc lepiej sobie chlać i ćpać z umiarem, bo jak raz się wypadnie z wagonu, to nigdy nie można do niego tak naprawdę wrócić. Trzeba się go trzymać, wisząc na zewnątrz i cóż, czasem się spadało znów, czasem spadało prosto pod koła i umierało. A on nie chciał osierocić dziecka… A z drugiej strony, nie wiedział ile miał siły.
- Nie znam żadnej ale… czy naprawdę aż tak o nią trudno? - zapytał, z rozbawieniem, bo jednak na tym placu zabaw większość rodziców zbijała się w grupki i umawiała potem na wspólne zabawy dzieci w którymś domu. Integracja dla dzieci i kiedy jest playdate, jedna rodzina ma wolne, a potem zamiana i druga odpoczywa. Są plusy.
- Nie będę kłamać, cieszę się że ten etap jest już za nami - przyznał, a potem uśmiechnął się lekko. I spojrzał na córkę, która chyba zaczynała się już nudzić. Był powoli czas na przekąskę.
- O… ooo - odpowiedział zaskoczony, bo to ostatnie czego się teraz spodziewał - nie wiem… jak na to zareagować - przyznał, zakłopotany, bo dawno jej nie widział, a to wyznanie było.. bardzo osobiste. - Przykro mi? - dodał, bo chciał coś powiedzieć, żeby poczuła się lepiej, ale chyba nie było dobrych słów na taką sytuację...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Umówiła się na placu zabaw. Było już ciemno. Wszystkie dzieci bawiące się tutaj w ganianego, czy korzystające z kompleksu atrakcji jako statku pirackiego już dawno leżały w łóżkach. Miejsce zabaw po godzinie dwudziestej pierwszej było opustoszałe. Dlatego było świetnym miejscem na spotkania towarzyskie, zwłaszcza, gdy jedna osoba stroni od ludzi, a druga jest wiecznym dzieckiem. Zresztą... kto nie lubił huśtać się na huśtawce nawet w wieku pięćdziesięciu lat? To się nigdy nie nudziło. Nawet nie pamiętała gdzie dokładnie się poznali, bo było to dawno temu. Nie zdziwiłaby się jednak jakby stało się to właśnie na placu zabaw. Za dzieciaka bardzo często bawiła się z innymi dziećmi, a jej nowe przyjaźnie powstawały głównie gdy robiła komuś przypadkowo krzywdę podczas zabawy. No cóż, dzieci szybko zapominają i wybaczają przez co szybko zawiązują znajomości.
Przed wyjściem wzięła gorący prysznic pod którym po prostu stała dwadzieścia minut wsłuchując się w szum lecącej wody. Wciąż miała flashbacki w głowie pochodzące z ostatnich miesięcy i nawet jeśli minęło już ponad pół roku, to nie dają jej one spokoju. Mieszkała niedaleko, więc droga tu zajęła jej zaledwie dwadzieścia minut. Tak jak przypuszczała, plac zabaw był całkowicie pusty. W niektórych miejscach leżały pozostawione przez dzieci zabawki i plastikowe pojemniki do robienia babek z piasku. Pod ławkami można było dostrzec zabrudzone już smoczki. Linden już jakiś czas temu straciła nadzieję na macierzyństwo. Może to i nawet lepiej dla świata? Może ona nie powinna się rozmnażać dla dobra ludzkości.
Dziewczyna usiadła na jednej z pustych huśtawek, a jako, że sama wyglądała trochę jak dziecko ze swoimi stu pięćdziesięcioma dwoma centymetrami wzrostu, to nie miała problemu, aby zmieścić w nią swój tyłek. Odepchnęła się kilka razy nogami od ziemi, schowała dłonie do kieszeni kurtki i wydusiła z siebie powietrze tworząc parę, tylko po to, aby przekląć pod nosem siarczystym:
- Pierdole.
<center>...</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ojcowie zawsze mu mówili, że jego nieodpowiedzialność zbyt często zakrawa o kompletny brak poszanowania dla swojego zdrowia i życia. Samotne wyprawy po absolutnie nieatracyjnych turystycznie europejskich wioskach? Branie używek od nieznajomych na imprezach? Mieszkanie w South Park pomimo, że byłoby go stać na coś w bardziej przyjaznej okolicy? Mieszkanie w South Park oraz dobrowolne, samotne spacerowanie po okolicy po zmroku? Nie powiedziałby tego rodzicom w twarz, ale trzeba przyznać, że może mieli trochę racji. Swoje zainteresowanie odkrywaniem jak najbardziej obślizgłych i odpychających zakamarków dzielnicy wieczorami, tłumaczył sobie tym, że nie za bardzo lubi swoje mieszkanie. Owszem, urządził je po swojemu, gdyby był zmuszony do wyprowadzenia się stamtąd z jakiegokolwiek powodu, to byłoby mu przykro, a dźwięki dobiegające zza ścian, chociaż czasami naprawdę wolałby ich nie słyszeć, były jak biały szum. Ale mieszkanie samemu, kiedy wychował się wraz z piątką rodzeństwa, było dla niego czasami zbyt przytłaczające. Dlatego często trafiał na okoliczne place zabaw, siadał na ławkach w parku i patrzył na mijających go ludzi ze słuchawkami w uszach. Tego wieczora nogi bezwiednie zaprowadziły go do zaniedbanego placu zabaw, który zdarzyło mu się już kilkukrotnie odwiedzić. Przez pewien czas bujał się delikatnie na podwieszonej na grubych metalowych łańcuchach plastikowej huśtawce, żeby przenieść się następnie do domku nad zjeżdżalnią. Niestety jego dość nieporęczne gabaryty nie pozwalały mu się całkowicie skryć w nim przed światem i sygnalizował swoją obecność wystawionymi przez okienko czarnymi conversami. Jednak nadal miał nadzieję, że to nie będzie jeden z tych wieczorów, które spędzi na byciu tytułowanym "panem kierownikiem" przez lokalnych miłośników tanich, wysokoprocentowych trunków. Nie był na to w nastroju.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, Hallelui akurat rodzice nie mówili za dużo o nieodpowiedzialności i złych skutkach braku dbania o zdrowie. Wręcz przeciwnie – choć w tym momencie wspomnienia z tamtych lat wydawały się w albumie pamięci zdjęciami wyciętymi z dawnych periodyków i wklejonymi ot tak. Dla fajności udawanych wspomnień.
Po tych wspomnieniach Halleluiah przechadzała się niezobowiązująco od czasu do czasu jak turysta po sympatycznym, ale średnio wiarygodnym parku tematycznym, z podobną obojętnością jak teraz przechadzała się ulicami Zachodniego Seattle. Przechadzała się w tych kilkudniowych okresach, w których wymykała się opiece i towarzystwu Seana, opiece zbawiennej, choć coraz trudniejszej, na pewno dla niego.
Ale nie potrafiła tak… trwać. W miejscu. Musiała płynąć, a najlepiej lecieć – tak jak teraz.

Niedawna ciepła jesień zmieniła się w dość chłodną jesień. Z miejsca swego pomieszkiwania Gin wyszła trzy dni temu, a może cztery? nie pamiętała, w każdym razie dobrowolna bezdomność połączona z kompulsywnym poszukiwaniem i bezrefleksyjnym używaniem narkotyków wszelkich, jakie się tam znajdą, rodzajów, odznaczała się na jej wyglądzie, tworząc z niej trochę czupiradło w niezbyt estetycznym białym bezrękawniku, na który na szczęście narzuciła, wychodząc te kilka dni temu, swoją starą, obecnie poplamioną, zwłaszcza z lewej strony pleców, bluzę. Obrazu dopełniały pełne modnych i niemodnych dziur i przetarć jeansy oraz buciory, które mogłyby przemierzyć świat, gdyby miało to sens. Obecnie bowiem Gin kręciła się po kwartale kilku smutnych uliczek w poszukiwaniu dostatecznie bezludnego miejsca, gdzie mogłaby wchłonąć dawkę lofentanylu, żeby poprawić i przedłużyć działanie karfentanylu sprzed kilku godzin, który niezbyt ładnie akurat (pewnie zanieczyszczony, bo kupiła go byle gdzie) ożenił się z jakąś podrabianą molly.
Dręczyła więc Halleluię nie tylko paskudna chandra między-zjazdowa, ale i trochę już zniechęcone swą bezskutecznością wyrzuty sumienia, więc obiecywała sobie,że wróci do Seana niedługo, tylko jedna rzecz, one dope, one kick, one fly, tylko gdzie go wziąć?
Było jej w sumie coraz bardziej obojętne. I gdy powolne, niezbyt stabilne kroki zaniosły ją na krawędź zapuszczonego placu zabaw, uznała że w sumie – ideolo.
Cmoknęła papierosa, o którego dymiącej końcówce przylepionej do kącika warg na moment zapomniała, dmuchnęło sobie w oko, zrobiła ciche „Uchhhh…”, odegnała dym, splunęła niedopałkiem, i tak nikt nie widział, wcisnęła piąstki w kieszenie naciągniętej bluzy i ruszyła na placyk, odkrywając najpierw rewelacyjną miejscówę – jakiś taki domek dziecięcy, czy co? a następnie wystające z niego… trampki.
– Kurwa.
Powiedziała to samej sobie, takim tonem, jakby to była nazwa na tego typu obuwie w jakimś języku, podeszła z jednej strony, cofnęła się, podeszła z drugiej, nabrała odwagi i podeszła całkiem blisko. Było po czwartej po południu, więc w sumie... drzemka? Czy kraina wiecznych łowów?
- Ej? – puknęła czubkiem swego glana w podeszwę konwersa. A nuż są to fajne buty na stopach gościa który zszedł? I ciekawe na co zszedł. – Ej! Jak jesteś żywy, to porusz lewą stopą. A jak trup, to prawą. Proste! – pocieszyła niewidocznego adresata, o ile on sam nie wykonał wcześniej jakiegoś wyjaśniającego tajemnicę działania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- A jak poruszę i prawą i lewą, to co? - zapytał całkowicie poważnie, kreśląc obiema stopami kółka w powietrzu.
Wychylił się z niewielkiego domku i spojrzał na swojego rozmówcę. Nie był zachwycony, że ktoś zakłóca mu spokój, ale nie mógł ukryć, że kąciki jego ust delikatnie się uniosły po usłyszeniu jakże genialnego i bezbłędnego sposobu weryfikacji jego statusu. Padające zza pleców światło latarni nie pozwalało mu zobaczyć dokładnie twarzy. Widział tylko włosy w absolutnym nieładzie i drobną postać ubraną w bluzę i ciężkie buty. Równie dobrze mógł rozmawiać z licealistą, chociaż był chyba najmniej uprawnioną osobą do wydawania takich sądów, bo sam wyglądał permamentnie na siedemnaście lat. Zresztą, ich ubrania były niczym wyjęte z jednej szafy, tylko ogromna bluza Sama częściej widziała pralkę, jednak była podobnie znoszona.
Wraz z jego rozmówcą nadeszła delikatna woń dymu tytoniowego. Sam niemal automatycznie wyciągnął własną paczkę i odpalił papierosa zapałkami (bo tylko w tym tygodniu udało mu się zgubić nie jedną, a już dwie zapalniczki).
- Jeżeli zająłem ci miejscówkę, to powiedz. Mój czas na drzemkę i tak już chyba dobiegł końca.
Podniósł się do bardziej wertykalnej pozycji. Nie był największym fanem przypadkowych spotkań w miejscach publicznych. Jego aparycja nie wzbudzała w nikim większego szacunku, był wysoki jak tyczka i równie chudy, więc niektóre interakcje w ciemnych alejkach były dla niego czasami związane z bardzo dużym zastrzykiem adrenaliny do krwioobiegu. Jednak teraz nie czuł żadnego zagrożenia, bardziej nazwałby to ciekawością.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Hm? To znaczy, że jesteś świadom swej śmierci. Albo że żyjesz po życiu. – wzruszyła ramionami, kucając na odległość nonszalancko wyciągniętego ramienia (gdyby ktoś tu wyciągnął takowe) od tych gadających stóp. – Natomiast…
I przerwała, bo stopy miały jednak dalszy ciąg w postaci – kolesia.
Hm.
Halleuiah uniosła sennie brwi, klapnąwszy sobie tyłkiem na dawno niewymieniany ziemiopiach, stanowiący nawierzchnię tego placu zabaw. Kolana miała w ten sposób tuż przed sobą, więc oparła na nich łokcie i splotła dłonie, przyglądając się młodemu mężczyźnie w stroju luzackiego graduate’a liceum. W zasadzie… wyglądali jakby ubierał ich podobny życiorys. Aż się uśmiechnęła na tę jego naciągniętą bluzę i pomieszaną czuprynę.
– Spoko. Nic nie zająłeś. Znaczy… hm. Szczerze mówiąc, to chciałam tutaj wziąć prochy, bo kiepsko się czuję. No więc jakbyś – połączyła senne tempo wypowiedzi z sennym tempem sięgnięcia dłonią do kieszeni spodni, bo akurat sobie przypomniała, gdzie ma saszetkę – chciał akurat dorzucić szluga, to super.
I po prostu wyciągnęła dłoń po papierosa. Koleś już palił, wyjąwszy papierosa paczki też nie odrzucił precz, więc pewnie coś tam jeszcze w niej ma.
– W ogóle słuchaj… masz coś?
Zadała to pytanie i zawiesiła głos w oczekiwaniu, ale po sekundzie pojęła, że to naprawdę nieprecyzyjne, więc poprawiła się, dorzucając: - Łyżeczkę, na przykład? – i spojrzała w górę, gdzie szare niebo burmuszyło się kłębowiskiem zwełnionych cumulusów. – Wiesz co, ja włażę. Zmieścimy się tam we dwójkę, nie? – i najwyraźniej zamierzała wpakować się do tego domku, jakby to było całkiem akceptowalne.
A co: nie było?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- 1 -

/wybacz, że tyle się zabierałam do tego! jakby coś Ci nie pasowało to pisz śmiało <3

Znak zakaz palenia, integralna część zdjęć pośród portali społecznościowych osobników okresu adolescencji, przejawiających pierwsze oznaki buntu, zwisała smutno z ogrodzenia, być może w pośpiechu naderwana przez nieuważnych bywalców. Tych, którzy plac zabaw odwiedzali wyłącznie po zmroku, bynajmniej nie celem wypróbowania huśtawek. Ewentualnie tych emocjonalnych, patrząc z punktu arsenału mieszczącego się przeważnie w dwóch foliowych torbach i jednej samarce. Czasem kilku w zależności od upodobań wysokościowych względem przewidywanych lotów. Ogrodzenie samo w sobie też nie wyglądało najlepiej. Do połowy odmalowane brzydką, zieloną, na myśl przywodzącą szpital farbą, jakby w trakcie wyjątkowo zmęczony życiem malarz, zdał sobie sprawę, że i tak chuj to wszystko strzeli, robota na marne, bo za godzinę czy dwie albo nawet nim słońce skryje się za horyzontem, ktoś stanie w tym miejscu i na niego naszcza.
Ze smutkiem na to się patrzyło, zwłaszcza paląc papierosy, gdy z góry (to niemal pewne) patrzył potępiający wzrok. A czyj? To już nieważne. Być może matki, złożonej kilka lat temu w zimnym grobie, w którym ani na minutę nie spoczęła, bo z boku na bok wciąż przewracana to za sprawą męża, to syna, a i nawet najmłodszej latorośli, która wszak po tylu staraniach miała wyjść najbardziej udana. Nie wyszła. Ale może to Bóg, do którego czasem modły składała (zwykle w największej potrzebie) zerkał na nią ukradkiem, przymykając jedno oko, bo dużo w życiu przeszła, to wyrozumiały być musiał. Na pewno nie ojciec. Niewykluczone, że on, mimo cichego pogrzebu wyprawionego przed dwoma laty, nie zorientował się jeszcze, że leży pod ziemią, zamiast w pluszowym fotelu w kratę, zaś z kratą obok. O tyle o ile zorientowałby się, że pojemnik ów od jakiegoś czasu czeźnie na wysypisku, Inej Sheppard była pewna, że mimo usilnych prób odesłania go w zaświaty, ten uparcie nawiedza rodzinne mieszkanie, które zostawił po sobie w spadku wraz z niemałym długiem.

Choć słońce zdążyło zgasnąć, pozostawiwszy na straży nieśmiertelne latarnie uliczne, wciąż czuła się nieswojo, wydmuchując tytoniowy dym na najwyższym, drewnianym szczycie wieńczącym coś na wzór dziecięcej fortecy przyozdobionej zużytymi, plastikowymi zjeżdżalniami w kolorze czerwieni i żółci. Nigdy nie rozumiała co kierowało estetyką autorów, dobierając kolory dziecięcych zakątków, zwłaszcza iż z upływem czasu napawały (w jej mniemaniu przynajmniej) bardziej grozą, aniżeli zachęcać miały do zabawy. Nie zmieniało to faktu, że wybór miejsca był zgoła kontrowersyjny, nawet jeśli intencje miała czyste, a niedopałki wrzucała kolejno do pustego opakowania po Skittlesach. Mimo to, przychodziła tu często i tylko tutaj potrafiła na chwilę oderwać się od codzienności, gryzącej po cichu w kark niezapłaconą ratą kredytu, spóźniającą się wypłatą albo zbliżającym się egzaminem. Powód był banalny. To w tym miejscu swego czasu chowali się we dwójkę, razem przeciwko całemu światu, kontemplując nad piaskiem wysypującym się z wiaderek. Choć oboje, odkąd znaleźli to miejsce byli za starzy na takie zabawy, żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Czasami nawet, z biegiem lat, przyłapywała się na tym, że wyłapując wzrokiem kręcących się nieopodal przechodniów, szukała wśród nich głowy w kolorze ciemny blond, usianej burzą włosów. Najbardziej zaś bała się, że jeśli już na tą właściwą trafi to... Nie rozpozna.

- Kot, ej kot, kici-kici, kici-ci-ci - z ust wysypała jej się nieskładna koci-mowa, kiedy pełzła po ułożonym pod skosem dachu, w kierunku puszystego, czarnego (być może) przyjaciela z białym freskiem na ogonie, wędrującego po belce wnoszącej się poniżej. Widok zgoła zabawny, bo gdy tak zawisła wpół wyciągnięta w stronę kota, szlufka spodni postanowiła wejść w okres buntu młodzieńczego (choć spodnie stare jak świat) i zahaczyła się o wystający, drewniany kołek, pozbawiając właścicielkę reszty mobilności.
Szlag! - mogłoby wyrwać się z jej ust, ale wydarło się zeń coś znacznie gorszego, kolejny raz nagląc panią (niech spoczywa w spokoju) Sheppard do przewrotu na drugi bok.

autor

Awatar użytkownika
25
177

student i dorywczo bileter w teatrze

university of washington

belltown

Post

(tym razem i ja przepraszam, że tyle musiałaś poczekać!)

outfit

Emerson był jedną z tych osób, być może wciąż jeszcze po prostu omamionych młodzieńczym optymizmem, które gustowały w naiwnych sloganach z rodzaju “Chwytaj dzień!”, albo “Nie ma rzeczy niemożliwych”. Zwłaszcza ten drugi bardzo rezonował z uczuciami chłopaka, i szatyn lubił używać go jako niepodważalnego argumentu w niejednej konwersacji, często samego siebie stawiając za przykład że wszystko da się zrobić i osiągnąć, jeśli tylko pragnie się tego wystarczająco mocno. I wystarczająco się na to pracuje.
Nie mógł jednak zaprzeczyć (tak, nawet on, z całym swoim pozytywnym nastawieniem do rzeczywistości), że pewnych zasad funkcjonowania świata nie dało się zmienić, na przykład przywołując z zaświatów utracone w pojedynku ze śmiercią osoby, albo cofając czas.
Tym bardziej dziwne, że przez ostatnie tygodnie tak się właśnie czuł. Nie, nie jakby wywołał czyjegoś ducha, albo sprowadził kogoś zza grobu… Ale raczej jak gdyby sam jakimś magicznym sposobem odbył podróż w przeszłość, do tego etapu swojego życia, w którym nie mógł jeszcze legalnie kupować alkoholu, prowadzić samochodu, a nieprzestrzeganie rodzicielskiej godziny policyjnej skutkowało nałożeniem na niego kilkudniowego szlabanu na dalsze wyjścia, telefon, albo grę na playstation.
Doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że nie ma już kilkunastu lat, o czym zresztą regularnie przypominał mu codzienny natłok obowiązków i data urodzenia, wyrazistą czarną czcionką wdrukowana w jego nową legitymację studencką. A jednak powrót do domu, konieczność mieszkania z tatą i młodszym rodzeństwem i korzystania ze swojego starego pokoju, który ciągle wyglądał jakby rezydował w nim szesnastolatek, sprawiały, że Emerson chyba trochę cofał się w rozwoju. Mimo uczelnianych zobowiązań, w ostatnich dniach cierpiał na ogromny brak motywacji by zabrać się… No cóż, za cokolwiek. Poza tym coraz częściej, prawdziwie nastoletnim zwyczajem, chodził spać późno, a wstawał jeszcze później, na śniadanie (około czternastej) podkradając siostrom słodkie płatki śniadaniowe i wymieniając kawę na kakao. Nie mieścił się wprawdzie już w zdecydowaną większość ubrań, jakie nosił przed laty, ale sięgał po te nieliczne kawałki przeszłości, w jakie był się w stanie jeszcze wcisnąć, jak ulubiona koszulka z żółwiami ninja, albo para znoszonych, białych tenisówek. No i w końcu, notorycznie snuł się po miejscach, w jakich można było go znaleźć dawno, dawno temu, jak mała rodzinna lodziarnia we Fremont, najdalej wysunięty w wodę pomost na przystani w Portage Bay, albo wreszcie…
To jedno miejsce, skryte za ścianą niskich drzew i otoczone odrapanym płotem. Cmentarz dla wspomnień z dzieciństwa, pochowanych jak prawdziwi zmarli, na każdym skrawku terenu. Nie przyszedł tu dziś po raz pierwszy od powrotu z Utah, ostatni raz odwiedzając plac zabaw kilka dni po pogrzebie mamy, a jednak teraz bezprecedensowo miał wrażenie, że nie jest tutaj sam. Zwykle zjeżdżalnie i huśtawki pustoszały niedługo przed zachodem słońca, i czasami tylko dało się tu podobno spotkać jakiegoś niegroźnego, samotnego włóczęgę (kto wie, może mowa była o samym Emersonie?), więc chłopak nigdy nie pomyślał, że akurat tu mógł wpakować się w jakiekolwiek kłopoty.
W tej chwili, w której przeskoczył przez niewysoką furtkę, nie zawracając sobie głowy otwieraniem jej w klasyczny sposób (choć wiedział, że skobel w drzwiczkach tak naprawdę nigdy nie działał), Mercy wyczuł, że nie jest dziś jedynym gościem placu zabaw. Nie przestraszył się, ale nabrał czujności, zadzierając lekko głowę, i wytężając słuch. Przymrużył też powieki, starając się skoncentrować spojrzenie na wszystkich podejrzanych kształtach i cieniach, których zwykle tu nie było, a które mogły zdradzić obecność intruza. I tak szczerze mówiąc, nie musiał wcale szukać daleko. Niemal od razu zauważył sylwetkę jakiejś osoby, balansującej na krawędzi dachu, chyba w próbie nawiązania bliższej znajomości z jakimś biednym dachowcem. Ostrożnie zrobił kilka kroków (Emerson, nie kot), z każdym kolejnym nabierając pewności, że istota ta, kimkolwiek była, nie stanowiła raczej żadnego zagrożenia. No, chyba, że dla samej siebie…
- Hej? - zawołał, niwelując odległość dzielącą go od konstrukcji, na której przycupnął tak kot, jak i (teraz widział już wyraźniej) dziewczyna. Po chwili zorientował się, że bezruch szatynki nie był przypadkowy, bo zaczepiona szlufką spodni o kołek sterczący z budowli, zwyczajnie nie mogła się ruszyć. Mercy nie chciał wyjść na nieuprzejmego, więc w porę zdusił śmiech, i skupił wzrok na Inej, oczywiście nadal nie mając jeszcze pojęcia na kogo tak naprawdę patrzy - Potrzebujesz jakiejś pomo… - zaczął nawet, wodząc wzrokiem od postaci dziewczyny do zarysu czarnego (chyba) kota, i wtedy go to uderzyło. Kosmyki wzroku w kolorze miodu, dostrzegalnym nawet w wieczornym mroku, kształt szczupłych ramion, i wreszcie ton głosu jakim zwracała się do dachowca. Jasna cholera - Inej?

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alki”