WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://urbanash.com/wp-content/uploads ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Zoey nie pamiętała, kiedy jej finanse miały się aż tak kiepsko jak teraz. Absolutnie, desperacko potrzebowała pracy, a we wszystkich miejscach w których ostatnio była na rozmowie, ludzie dzwonili do poprzednich szefów po referencje i dowiadywali się tego samego, co poprzednicy. Nienawidziła tego, że wzięła wtedy tamtą posadę, ale czy miała jakiś wybór? Oczywiście że nie. Potrzebowała kasy wtedy, potrzebowała jej też teraz. I właśnie wyszła z kolejnej rozmowy o pracę, wkurzona i cholernie zmęczona tym wszystkim. Było ciemno, zimno, a przez ostatnie dni nieustannie padał deszcz, więc mieszkanie w samochodzie było wyjątkowo upierdliwe, przez hałas obijających się kropli o dach samochodu i oczywiście przez zimno. Ostatnią kasę na paliwo wydała na tankowanie w zeszłym tygodniu, więc nie mogła szaleć z ogrzewaniem… czy właściwie czymkolwiek. Z jedzeniem i lekami też nie mogła szaleć, bo nawet jeśli dostanie pracę, to przecież musi przeżyć do pierwszej wypłaty. I właśnie dlatego była tak strasznie zła po tej nieudanej rozmowie. Bo zaczynało jej brakować pomysłów, a im dłużej zwlekała z braniem swoich leków, tym gorzej jej wychodziło skupianie się na czymkolwiek. Tym mniej też spała, więc sama nie wiedziała co zrobi, jeśli to tak dalej pójdzie. Mogłaby niby sprzedać samochód, ale… to nie było takie proste. To auto to był nie tylko jej dom, kiedy wszystko się chrzaniło. Był dla niej symbolem samodzielności, oderwania od rodzin zastępczych, z których jedna była gorsza od drugiej. Był takim symbolem.. nadziei. Że zawsze ma “coś” swojego, jakąś taką minimalną poduszkę bezpieczeństwa. Samochód nie był najnowszy, nie był wypasiony ale był jej. I wystarczało jej to w stu procentach. I właśnie do niego zmierzała, kiedy zauważyła mężczyznę zamykającego drzwi lokalu. I coś co trzymał w rękach, a co od razu jej się rzuciło w oczy, bo sama przed chwilą odkładała jedno z takich papierków na górę innych. CV na samym wierzchu dokumentów, które trzymał pod pachą. Dlatego podeszła do mężczyzny - przepraszam? Dzień dobry, czy pan… szuka ludzi do pracy? - zapytała, wskazując na jego papiery i unosząc brwi. Czy przesadziła? Może powinna zacząć od poproszenia o papierosa? - Chciałam właściwie zapytać czy ma pan papierosa - dodała, chociaż wiedziała, że wyszło to pewnie odrobinę nienaturalnie. Ale lepsze to niż pokazanie się jako wścibska baba, co mu zerka w papiery, nie?
A z drugiej strony, była zdesperowana, łapała każdą okazję.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Był to chyba pierwszy poważny problem który napotkał w Liberte. Sytuacja zmieniła się z dnia na dzień i odkąd Rachel musiała się zwolnić z racji swoich zawirowań zdrowotnych, to rozpoczął poszukiwania kogoś na jej miejsce. Na razie sam pracował za dwie osoby i jednej popołudnia pomogła mu też jego siostra, Laura. Niestety był świadom, że długo tak nie pociągną w trójkę, ale każda kolejna rozmowa kończyła się tym, że Laurence doszukiwał się jakiegoś problemu w kandydacie i próbował dalej. Wszyscy mu mówili, że robił to tylko dlatego, że bał się zmiany, ale on i tak pozostawał przy swoim. Nie byli odpowiedni. Koniec kropka. Kiedy kładł się jednak do łóżka, to coś mu w głowie szeptało, że mogli mieć rację, ale wraz z wschodem słońca wątpliwości co do własnego osądu znikały.
Miał za sobą kolejny ciężki dzień i widać to było po jego lekko sfatygowanych oczach. Nic więc dziwnego, że zaczepiony przez nieznajomą, potrzebował długiej chwili na przetworzenie tego co się właśnie działo. - Czyli nie szukasz pracy? - odparł głupio, unosząc lekko brew, ale go nieźle wybiła z rytmu swoim zakręceniem. - Nie palę, przepraszam - wzruszył ramionami. Jeśli czymś się podtruwać, to wyłącznie alkoholem i zielskiem. Sam tytoń niestety niewiele dla niego robił, a za bardzo dbał o swój wygląd, aby narażać się na gorszą cerę, żółte zęby i śmierdzące palce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zoey nigdy nie zastanawiała się jak to jest prowadzić swój biznes. Bo chyba nie chciała się nad tym zbyt długo zastanawiać i dojść do wniosku, że zrobiłaby to o wiele lepiej. Bo po co? Po co robić sobie jakąś nadzieję, że będzie miała szansę spróbować? Jak widać, nie potrafiła się nawet utrzymać przez rok w jednej cholernej robocie. I czy obwiniała tylko swoich szefów i nadzorujących? No… chyba jednak nie. Bo gdzieś tam, podświadomie ciężko nie podejrzewać, że to jednak z nią jest coś nie tak, że to jej wina. Tak samo jak w każdej cholernej rodzinie zastępczej, czy to była tylko wina tych rodzin, że były beznadziejne, czy może to w niej było coś, co ich do niej przyciągało? Jej rodzice też zginęli, jak pobiegła po cholernego misia. A Mary zmarła. Wszystko co było w jej życiu dobre, kończyło się i nie potrafiła nie obwiniać chociaż trochę za to samą siebie…
- Em… no właściwie to tak, szukam - pokiwała powoli głową, uznając że jak powie że nie, to może stracić swoją szansę. I nawet uśmiechnęła się lekko. - To dobrze, to paskudny nałóg - przyznała, kiwając powoli głową - a… a na jakie stanowisko? Widzi pan… - zaczęła i po chwili najwyraźniej jej odbiło, bo postanowiła… skłamać - bo szukam swojej pierwszej pracy, więc nie mam nawet za bardzo jak się pochwalić CV. Studiuję wciąż, ale mam bardzo mało zajęć w tym semestrze - wyjawiła, kłamiąc jak z nut. I zrobiła to całkiem logicznie, bo tak, nie mogła mu powiedzieć, że doświadczenie ma, bo wtedy zadzwoniłby po referencje i cóż… wszystko by znowu trafił szlag. A czysta karta? Marzyła o czystej karcie. I to nie tak, że ukrywała przed nim pobyt w więzieniu przecież. Więc chyba… nie było to aż tak straszne kłamstwo….

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy to miało sens?
Czy jego pieprzone życie miało jakikolwiek sens?
Dane pytania zadawał sobie coraz częściej.
Dokręcał śrubki. Dobijał się. Lawirując gdzieś na krawędzi szaleństwa. Bez perspektyw na lepsze jutro. Bez czegokolwiek. Żył chwilą. Albo raczej egzystował. Niczym duch przechadzający się po nudnawym świecie śmiertelników.
Już dawno nie odetchnął głęboko - pełną piersią, aby poczuć element wolności oraz zbawczej ulgi.
Nerwowość i napięcie zamykały go w kręgu. Zaciskały coraz mocniej. Swą niewidzialną pętle na jego szyi. By pozbawić życia. Cholernego istnienia.
Szarawe obłoki dymu ciągnęły się za nim. Cierpki posmak alkoholu pozostawał na języku. Znaczniej dłużej niż powinien. Złapał się na tym, że do kieliszka począł zaglądać częściej. Że fajki znikały z paczki ze zwrotnością.
Umartwiał się?
Być może. Lecz czy mógł inaczej?
Zamknięto go w klatce. Obdarto z godności. Stopniowo niszcząc wrażliwość, która go cechowała.
Wreszcie. W jakimś calu. Już większym - Fernando Castillo miał syna, o jakim marzył. Takiego, który mógł zająć miejsce swojego starszego brata u boku. U prawicy ojczulka.
I dlatego powierzał mu swoje największe oraz najskrytsze sekrety.
Prawie.
Bo przecież nikt nie znał prawdy. Nikt nie wiedział, co tak naprawdę wydarzyło się w tamtą grudniową noc.
Może poza jedyną osobą. Niekoniecznie bezpośrednio związaną z tym haniebnym czynem. Lecz... Lecz on mógł bez obiekcji dodać dwa do dwóch i ukazać światu prawdziwe równanie. Dokładny wynik niewiadomej.
To dlatego Fernando tak spanikował, gdy Santos począł krążyć po Seattle. Bał się konfrontacji.
Z nim i jego koleżkami.
Ciężka mistyfikacja nagle miała prysnąć, niczym bańka mydlana wydmuchana w powietrze.
Czuł się tak, jakoby jego nogi stopniowo odrywały się od zbawczego i jakże bezpiecznego gruntu.
I już nic nie miało być takie same...
Nerwowe gesty zdradzały jego strach. Ciągłe krzyki. Groźby rzucane pod adresem wiernych mu ludzi. Zrobił się opryskliwy nawet i względem własnej żony, choć jakąś wielką miłością jej od lat nie obsypywał. Teraz zaczęła mu nagle zawadzać.
Krzątał się od kąta w kąt. Mrucząc nieustannie pod nosem.
Służba trzymała sie z dala od jego humorków. I szkoda, że pobliskie meble nie mogły powielić ich zachowania.
Javier zaś nie pytał. Nie drążył, bowiem wiedział, że dociekanie naniesie większych zmartwień. Nie pragnął wprowadzać ojca w jeszcze gorszy zamęt, skoro odział się już tym mglistym.
Domyślał się, że musiało to mieć związek z pracą.
Nie restauracją. Na pewno nie z Papą Castillo.
Żywił jednak nadzieję, że prawdę dojrzy w swoim czasie - i tak też się stało. Zupełnie przypadkiem, gdy posłyszał szczątki rozmowy ojca ze swym teściem.
Ramiro Santos.
Człowiek, który przyczynił się do śmierci Juana.
Jego ukochanego brata.
Pojawił się podobno w Seattle, przejmując pieczę nad kasynem.
Że też miał tupet!
Zawrzało, a gorąca krew dała o sobie znać.
Bez chłodnych kalkulacji. Odpowiedniego przygotowania, sporządzonych "za i przeciw", za sprawą pierdolonego impulsu zapuścił się w rejony Golden Bay Casino.
I to w pojedynkę.
Bo samotność otaczała go nawet w tłumie.

Cada maldito idiota hace lo mismo.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2 <br> outfit Dzisiejszy dzień, pomimo początkowych problemów z wydostaniem się z mieszkania obcej kobiety, był dla Ryuu wyjątkowo przyjemny. Teoretycznie, sytuacja ta powinna popsuć mu humor. Został w końcu przyłapany przez jej męża, którego nowym celem życiowym stało się zaduszenie Japończyka na miejscu. Na jego szczęście, koleżanka którą poznał w klubie była całkiem chujową żoną… albowiem strzeliła mężczyźnie butelką po winie w tył głowy i pomogła Ryuu zebrać się do wyjścia. Z jednej strony była to z lekka smutna i stresująca sytuacja, z drugiej mało kto mógł pochwalić się, że w jego obronie stanęła waleczna mamuśka. Na samo wspomnienie tej sytuacji, Yamazaki zaśmiał się pod nosem. Aktualnie wracał z kolejnego klubu, tym razem samotnie. Chciał przynajmniej raz wyspać się porządnie w swoim domu i wyciszyć się w teorii przepisanym mu benzo. To, że dawkował go sobie jak chciał, było już inną sprawą. O dziwo, jeszcze nie przedawkował. Pewnie gdyby do tego doszło, wykorkowałby samotnie na podłodze swojego apartamentu. Mieszkał w końcu sam i mało komu chciało się co jakiś czas sprawdzać czy żyje. Pewnie skończyłby jak jeden z tych dziadków których znajdują dopiero po kilku dniach przez smród. Śmierć jednocześnie była dla niego łatwym rozwiązaniem, jak i najbardziej przerażającą konfrontacją. Wierzył, że spotka swoich przyjaciół w zaświatach i nie będzie potrafił im wytłumaczyć, dlaczego tak szybko poszedł w ich ślady. No ale cóż, aktualnie kierował się w stronę jeszcze większej autodestrukcji. Miał wrażenie, że od kiedy poznał Lysandra, wir imprezowania i wyciszania swoich smutków używkami już całkowicie go wciągnął. Czuł się wtedy tak żałośnie. Wylał swoje żale na nastolatka po zaledwie dwóch kreskach. Nie chciał taki być, nie chciał żeby ludzie widzieli w nim to co sam starał się ukrywać. Zagubionego, młodego mężczyznę który tak okrutnie bał się życia. Yamazaki westchnął cicho, chwilowo rzucając okiem na ciemne niebo. Na oko, stwierdziłby, że jest około drugiej rano. W rzeczywistości pewnie bliżej było do trzeciej. W głowie Japończyka byłaby to jeszcze całkiem wczesna godzina gdyby nie to, że jutro miał zagrać kolejny koncert. Szedł więc przed siebie mozolnym, pijackim krokiem i rozglądał się po okolicy. Widział wszędzie cienie które powoli zaczynały się do niego zbliżać. Czuł jak przyspiesza jego bicie serca, jednakże nie był w stanie poruszać się szybciej i od nich uciekać. Zrobiło mu się słabo i miał problem ze złapaniem oddechu. Oparł się o ścianę bocznej uliczki i powoli zsunął się wzdłuż jej powierzchni na chodnik. Cholera. Zaczął maniakalnie przeszukiwać swoje kieszenie, starając się ignorować stojące nad nim koszmarne postacie. Finalnie złapał w dłoń mały, plastikowy woreczek i swój portfel. Wyciągnął z niego kartę kredytową i usypał na nim nieudolną, zdecydowanie zbyt grubą kreskę. Wziął głęboki oddech po czym nachylił się nad kawałkiem plastiku i wciągnął znajdujący się na nim proszek. Poczuł jak stopniowo zaczyna mu się robić coraz lepiej, a cieniste istoty powoli odchodziły w swoją stronę. Uśmiechnął się jak idiota i schował twarz w dłonie zniszczone przez lata grania na gitarze. Teraz może iść dalej. Odczekał chwilę po czym podniósł się z ziemi i energicznym krokiem ruszył przed siebie. Uwielbiał amfetaminę prawie tak bardzo, jak heroinę. Po kilku minutach był już w stanie podskakiwać z szerokim uśmiechem, zamiast wlec się po bruku niczym zdychający ślimak. Wszystko wydawało się takie żywe, przyjemne. Chłodne powietrze oplatało jego chude ciało, a Ryuu znowu poczuł, że wszystko jest jednak cholernie dobrze. A przynajmniej trzymał się tej myśli, dopóki nie wychylił się zza rogu po usłyszeniu męskich krzyków. Wtedy właśnie zobaczył jak obcy mu ludzie, kobieta i mężczyzna, ewidentnie wdali się w kłótnię. Mężczyzna wyglądał na pijanego i stosunkowo szybko zmniejszał dystans dzielący go od przedstawicielki płci pięknej. Czy Yamazaki naprawdę chciał się w to mieszać? Tak. Nieważne jak wielkim dupkiem i samolubem potrafił być, nigdy nie zostawiłby kogoś w potrzebie. Pewnym siebie krokiem ruszył więc w ich stronę i stanął za napastnikiem, kładając na jego ramieniu dłoń z takim naciskiem, że ten momentalnie stał się o głowę niższy od kobiety którą próbował zaczepić. Ryuuji puścił nieznajomej szybkie oczko, jakby to miało zapewnić ją, że powinna mu po prostu zaufać i podążać za jego planem.
-Coś się stało skarbie?- zapytał kobiety, nie puszczając ramienia mężczyzny który ewidentnie naruszył wszelkie jej granice. Finalnie obrócił go w swoją stronę i spojrzał na niego z góry.
-Mojej narzeczonej coś się stało?- wbił w nieznajomego chłodne spojrzenie, korzystając ze sporej różnicy wzrostu aby wywrzeć na nim presję. Miał w duchu nadzieję, że ten stchórzy i po prostu odejdzie. To nie tak, że Ryuuji nie potrafił się bić. Był po prostu aktualnie okrutnie wychudzony i nie dość, że nie był tak silny jak wcześniej, to bardzo łatwo nabywał nieprzyjemne dla oka siniaki. Jednakże, w razie pojawienia się oporu, był gotowy na to, że na następny koncert będzie musiał przyjść w golfie. Ryuuji był już po pierwszej kresce, także aktualnie mógłby tłuc się nawet z lwem jeżeli miałoby to komuś pomóc. Facet niższy o przynajmniej dwadzieścia centymetrów nie wydawał mu się więc być wielkim zagrożeniem. Zresztą, najwyraźniej wyczuł, że dla Japończyka to wcale nie była zabawa. Przeprosił go, nieznajomą, po czym szybkim krokiem ruszył w swoją stronę. Ryuuji uśmiechnął się delikatnie i skinął głową. Właśnie tak, wynoś się stąd i nie narażaj uroczej Pani na dostanie przypadkiem rykoszetem. A właśnie. Yamazaki prawie o niej zapomniał. Spojrzał na nią z delikatnym uśmiechem.
-Wszystko dobrze?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ostatni raz o cokolwiek się z tobą założyłam! - oznajmiła, wyraźnie naburmuszona, odbierając od przyjaciela worek ze śmieciami. Aby podkreślić to, jak bardzo czuła się urażona, wystawiła mu język, wpadając w pijackie rozbawienie, kiedy próbując założyć buty, zachwiała się, w ostatniej chwili podpierając dłonią o ścianę. - Nie śmiej się głupku. O, już - powiedziała, próbując przybrać groźną minę, chociaż ostatecznie zupełnie jej to nie wyszło. Popatrzyła na swoje stopy - na jednej miała swojego buta, na drugiej tego należącego do przyjaciela; właśnie wydawał się jej jakiś za duży, ale ostatecznie wzruszyła na ten widok ramionami, zakładając kurtkę, po czym wyszła na zewnątrz.
Poczucie czasu straciła już przy drugiej butelce wina, którym postanowili uraczyć się dzisiejszego wieczoru. To dodatkowo wymalowało się na policzkach Melusine czerwonymi plamami, których odcień potęgowany był przez smagające skórę zimne powietrze. Instynktownie okryła się szczelniej szalikiem, kierując swoje kroki ku wielkim, zielonym kontenerom. Po raz kolejny głupio uległa irracjonalnemu pomysłowi Bassa, który teraz z szerokim uśmiechem i lampką różowego trunku w dłoni, obserwował ją ze swojego balkonu, jakby nie wiedząc, że gotowa jest wykonać zadanie do jakiego ją zmusił. Zaklęła pod nosem, o mały włos nie potykając się o puszkę leżącą na chodniku, którą podniosła, bo skoro już i tak szła wynieść śmieci, to czy różnice robił jakiś dodatkowy?
Wtedy też hałas, jaki temu towarzyszył wzbudził zainteresowanie nieznajomego mężczyzny, ukrytego gdzieś w cieniu, który lekko chwiejnym krokiem podszedł do brunetki, obleśnie się przy tym uśmiechając. Pennifold obdarzyła go zdziwionym, aczkolwiek podejrzliwym spojrzeniem, próbując zintensyfikować niespodziewanego gościa, jednak jego twarz była jej zupełnie obca.
- Cześć maleńka, masz ochotę się zabawić? - wymamrotał, a słowo maleńka miało tak obrzydliwy wydźwięk, że dziewczyna wzdrygnęła się. Niestety nie zdążyła odpowiedzieć, kiedy typ złapał ją za nadgarstek.
- Gdzie z tymi łapami?! - warknęła w jego kierunku, rzucając puszką, którą wcześniej podniosła, ale to wcale nie zniechęciło mężczyzny.
-Wiem, że chcesz. Nie opieraj się - oznajmił, oblizując przy tym usta, w kącikach których zalśniła zbierająca się ślina. Kiedy to dostrzegła poczuła, jak zawartość żołądka podchodzi jej do gardła, a ona z ledwością powstrzymywała odruch wymiotny. Wyrwała się, w momencie kiedy pojawiła się przy nich kolejna postać. A sądziła,że gorzej już być nie może. Drugi nieznajomy, wcześniej puszczając jej oczko, skupił się na pierwszym napastniku, co wywołało u brunetki lekkie skołowanie. Była przekonana, że ci dwaj współpracują. Dlatego z tym większym zdumieniem przyglądała się temu, co miało miejsce, nie odpowiadając na pytania zadane przez Azjatę. Prawdopodobnie była w zbyt wielkim szoku, albo to alkohol krążący w jej żyłach zaburzał obraz sytuacji, bo kiedy tylko obleśny typ odszedł, przy okazji wykazując przebłysk dobrego wychowania, a ten który ją uratował podszedł bliżej, bez wahania, za to z premedytacją w jasnych, błyszczących tęczówkach uderzyła go workiem, czemu towarzyszył - Odwal się ode mnie! - głośny krzyk. - To już kobieta nie może sobie nocą wyjść na przechadzkę? Na każdym kroku sami napaleńcy - mruknęła, a widząc jak ciemnowłosy z zaskoczeniem, przenosi spojrzenie z niej na rozsypane śmieci, by ponownie zatrzymać je na jej twarzy, utkwiła w nim wzrok z pytaniem - I co się tak patrzysz? - sekundę później oskarżycielsko dodając -Nabrudziłeś

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ryuuji uśmiechnął się pod nosem, obserwując jak zniechęcony napastnik znika wśród ciemności. Naprawdę nie chciał znowu dostać w pysk. Ostatnimi czasy zdarzało się to z lekka zbyt często. Może i był wysoki i emanował pewnością siebie, ale nie należał do osób wyjątkowo wybitnych w potyczkach fizycznych. Niby potrafił się obronić, ale nigdy nie wychodził z nich bez żadnych większych obrażeń. Chociaż w teorii ciężko byłoby doprowadzić go do gorszego stanu, niż ten w którym aktualnie się znajdował. A każdego siniaka można przecież przyklepać podkładem przed wejściem na scenę, prawda? Przynajmniej to Japończyk zawsze powtarzał swojej stylistce. Pracował z nią już tak długo, że zazwyczaj po prostu kiwała głową i wzdychała cicho niezależnie od tego jaką głupotę palnął. Zresztą, najważniejsze było to, że pomógł kobiecie wydostać się z niekoniecznie przyjemnej sytuacji. A przynajmniej tak mu się wydawało, zanim nie został trzepnięty workiem na śmieci. Zamurowało go. Stał chwilę w bezruchu, co jakiś czas zerkając na odpadki które zajęły co najmniej połowę uliczki pod względem jej szerokości. Skąd ona ich tyle wzięła? Była śmieciarką pod przykrywką?
- Ciekawy sposób na podziękowanie za uratowanie ci tyłka.- burknął, kiedy z wielkim niezadowoleniem dostrzegł, że coś pobrudziło jego koszulkę. No i po co w ogóle tutaj podchodził. Najwyraźniej wolała tamtego przyjaciela niż jego. Był dosłownie sekundy od dolania oliwy do ognia, ale ugryzł się w język. Kobieta była pewnie pijana i przestraszona. Ciężko było mu postawić się w jej sytuacji, ale stwierdził, że lepiej będzie jej nie podjudzać. Jeszcze skończy się tak, że złapie za którąś z butelek leżących na chodniku i strzeli mu w nią w łeb. To akurat bardzo ciężko byłoby przykryć podkładem. Poczuł jednak jak skacze mu ciśnienie, kiedy nieznajoma zrównała go do poziomu tamtego oblecha. Skrzywił się i machnął głową, pozbywając się tym samym niesfornych loków które ograniczały jego pole widzenia. Wdech, wydech. Dobrze, że był przyćpany bo pewnie zacząłby się z nią kłócić.
- Możesz mnie tłuc śmieciami ile chcesz, ale nie rób ze mnie gwałciciela. Cios poniżej pasa.- złapał się teatralnie za klatkę piersiową, starając się zobrazować ‘’ból’’ jaki wywołały u niego słowa nieznajomej. Chwilę później zaśmiał się pod nosem i zwiększył nieco dystans dzielący go z kobietą. Spojrzał na nią ostrożnie, gotów w każdej chwili odwrócić wzrok i po prostu wynieść się zanim znowu dostanie. Szczerze, podobało mu się jej podejście. Nie była zbytnio ufna, a także potrafiła zająć się samą sobą. Szkoda tylko, że była podpita i pewnie najchętniej by go teraz skopała. Nie mógł powstrzymać kolejnego uśmiechu który pojawił się na jego twarzy.
-Nigdy jeszcze nie dostałem od nikogo workiem ze śmieciami. Podziwiam po prostu mojego oprawcę.- rzucił, na chwilę odwracając się w stronę w którą odszedł obcy mężczyzna. Chciał upewnić się, że nie wróci zaraz z kolegami lub bronią. Znał kilku facetów podobnych do niego. Zazwyczaj nie poddawali się szybko. Parsknął z oburzeniem kiedy nieznajoma nagle, może i nie bezpośrednio ale nadal, zaczęła zachęcać go zajęcia się zbieraniem śmieci. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i ostrożnie umieścił jedną sztukę pomiędzy swoimi wargami. Zapomniał już, że po amfetaminie często gubi jakiekolwiek zdolności motoryczne. Ręce trzęsły mu się również wtedy kiedy podpalał papierosa, przez co prawie przyjarał jeden z włosów które ponownie opadły na jego twarz. Będzie chyba musiał je ściąć.
- Twoje śmieci, twój rzut, twoje sprzątanie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Skąd pomysł, że potrzebowałam pomocy, hm? - zapytała, ściągając brwi, wyraźnie zaskoczona jego drogą dedukcji, bo sama była zdania, że radziła sobie całkiem dobrze. Położyła dłonie na biodrach, przybierając defensywną postawę, chociaż w gruncie rzeczy powinna mu była podziękować. I poniekąd to zrobiła - uderzając workiem ze śmieciami, jednocześnie oskarżając o to, że on również ma wobec niej niecne zamiary. Niemniej zdumiony wyraz twarzy, jakim ją zaszczycił, wywołał u Melusine konsternację.
Postanowiła więc poświęcić mężczyźnie odrobinę więcej uwagi, w zabawny sposób wydymając przy tym usta. Spojrzeniem niebieskich tęczówkach przesunęła od czubka jego głowy po stopy, po czym wróciła tą samą drogą, zatrzymując się na lekko zamglonym, jakby nieobecnym spojrzeniu. W jej zachowaniu ciężko było tak naprawdę doszukać się przerażenie, któremu każda, normalna kobieta by uległa. Problem polegał na tym, że Melusine Pennifold była osobowością wyjątkową, której instynkt samozachowawczy działał na opak, a niebezpieczeństwo zamiast odstraszać, przyciągało, sprawiając by kolejne porcje adrenaliny wraz z krwią trafiły do każdej tkanki w dobrym, kobiecym ciele. Dodatkowo czuła się pewnie, mając świadomość, że przyjaciel wciąż obserwuje to, co się dzieje ze swojego balkonu i gdyby naprawdę znajdowała się w niebezpieczeństwie zareagowałby odpowiednio szybko.
Po chwili zaśmiała się, kiedy wręcz w karykaturalny sposób, pokazał jak wielką przykrość sprawiały mu jej słowa.
- Ej! Wypraszam sobie! Wcale nie używałam takiego słowa - żachnęła się, wystawiając mu język, pozyskując swoje oburzenie, a przyjemniej dla niej ten gest miał taki wydźwięk, bo nieznajomemu bardziej przywoływać na myśl mogła małą dziewczynkę. Kolejnym zaskoczeniem dla Mel było to, że jakby z obawą - ona metr siedemdziesiąt, on wyższy o głowę - cofnąć się, zwiększając dzielących ich dystans. Czy powinna poczuć się z tego powodu urażona? A może dumna? Przez chwilę zastanowiła się nad tym, poruszając ustami to w prawo, to w lewo, jednak ostatecznie nic nie wymyśliła i tylko lekko przygryzła dolną wargę.
- Zawsze musisz być ten pierwszy raz - stwierdziła, przeskakując nogi na nogę - Też nigdy nie uderzyłam nikogo śmieciami - oznajmiła, próbując w ten sposób dodać mu otuchy, chociaż było to raczej marnym pocieszeniem, bo to on stał się jej ofiarą i do tego przypadkową. W rzeczywistości temu, który uciekł pod siłą perswazji Azjaty, powinien należeć się ten cios. Niestety Melusine, w żyłach której krążył alkohol, a nawet jego spora dawka, nie do końca ogarnęła całą sytuację. Koniuszkiem języka oblizała usta, wciąż uparcie wpatrując się w chłopaka, obserwując każdy jego gest, jakby czekając, aż zmieni zdanie i jednak postanowi ją zaatakować - była gotowa owy atak odeprzeć, zwłaszcza, że w kieszeni kurtki nosiła gaz pieprzowy, z którym się nie rozstawała. Seattle nocą nie było zbyt ciekawym miejscem, a jej często zdarzało się wracać z pracy prawie nad ranem, zwłaszcza teraz, kiedy podjęła się nowej.
Zmarszczyła delikatnie nos czując zapach palonych włosów, a słowa jakie padły między nimi jedynie pogłębiły ten gest.
- Nie no, nie bądź taki. Pomóż mi, co? - powiedziała, nawet jeśli na końcu zdania postawiła znak zapytania, to wciąż pozostawało ono stwierdzeniem. - Papierosem też mógłbyś się podzielić. - dodała, bo chociaż nie paliła nałogowo, to czasem jej zdarzyło. Była to jedna z rzeczy o której jeszcze Sirius nie wiedział - jedna z wielu. - A skąd się tu wziąłeś? To już czas by schować się przed promieniami słońca? - próbowała zażartować, nie tylko z ubrania jakie miał na sobie - było w całości czarne, ale również bladej skóry oraz wielkich cieni pod oczami; przypominał wampira, ciekawe czy miał kły? O to też powinna była spytać! Miała tylko nadzieję,że nie weźmie tego zbytnio do siebie, bo nawet szeroko się przy tym uśmiechnęła, dają mu tym samym do zrozumienia, że zwyczajnie żartuje. Poczucie humoru brunetki było czasem naprawdę żenujące.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ryuuji przekrzywił nieco głowę w lewą stronę, ukazując tym samym swoje zdziwienie. Nie chciała pomocy? Tego akurat się nie spodziewał. Nie, dlatego, że była kobietą, a raczej ze względu na to jak wyglądała cała ta sytuacja. Była sama i pijana, a jeszcze chwilę temu miała przed sobą groźnie wyglądającego osobnika, który ewidentnie był pod wpływem substancji odurzających. Kto wie do czego byłby tak naprawdę zdolny? Mógł mieć w kieszeni nóż, albo nawet i broń palną. Na jej miejscu, Yamazaki z przyjemnością zaakceptowałby pojawienie się bohatera, który byłby gotowy na przyjęcie konsekwencji stawiania się napastnikowi.
Właśnie.
Co gdyby faktycznie miał przy sobie broń? Yamazaki poczuł jak przechodzi go delikatny dreszczyk. W takiej sytuacji, najprawdopodobniej właśnie wykrwawiał by się na chodniku zamiast rozmawiać z nieznajomą. Może sam powinien zacząć coś ze sobą nosić? Niby nieszczególnie dbał o swoje życie i stan zdrowia, ale wizja śmierci nie była dla niego czymś lekkim. W końcu z jakiegoś powodu jeszcze nie przedawkował i w miarę się pilnował. Nie był jeszcze gotowy na to, aby spotkać się z przyjaciółmi po drugiej stronie. Chociaż, Masao pewnie miałby ubaw z tego, że Yamazaki dał się skasować jakiemuś przypadkowemu menelowi. Japończyk uśmiechnął się na same wspomnienie swojego wyjątkowo atypowego przyjaciela.
-Wydawało mi się, że lepiej żebym to ja dostał niż ty. Zresztą, na moim miejscu też pewnie nie przeszłabyś obok obojętnie.- odpowiedział, wzruszając przy tym ramionami. Pewnie nigdy nie wybaczyłby sobie, gdyby potem zobaczył jej twarz w porannych wiadomościach. Pomimo tego, że dostał workiem ze śmieciami, cieszył się, że trzymała się dobrze po tej całej sytuacji. Wyglądała tak, jakby zupełnie nic się nie stało. Silna psychika, a może po prostu pewność dodana przez procenty? Kto wie, Ryuuji uważał jej zachowanie za jednej strony godne podziwu, z drugiej zaś za z lekka głupawe. W końcu kiedyś może przez nie skończyć w gorszej sytuacji.
-Nazwałaś mnie napaleńcem przez którego kobiety nie mogą wyjść same z domu.- burknął, marszcząc przy tym z lekka brwi. Naprawdę nie podobało mu się to, że został chwilowo sprowadzony do poziomu tamtego oblecha. W życiu nie skrzywdziłby zupełnie przypadkowej, niewinnej osoby. Szczególnie kobiety. Może i był w tej kwestii nieco zacofany, ale uważał, że płeć piękna zasługuje na chociażby i namiastkę protekcji ze strony mężczyzn. Nie uważał kobiet za słabe, wręcz przeciwnie, ale gdzieś w głębi duszy nadal czuł, że w tym świecie czyha na nie więcej niebezpieczeństw niż na przypadkowego faceta. Chociaż może i się mylił. Patrząc na to jak mocno dostał, nieznajoma bez problemu poradziłaby sobie z większością zagrożeń które spotykały i Ryuujiego.
-Nie wiem czy jestem zadowolony z tego, że stałem się tym pierwszym.- rzucił, przewracając przy tym oczami. Chociaż, dobrze wiedzieć, że nie była jeszcze nigdy wcześniej zmuszona do podjęcia takich środków. Nie zmieniało to jednak faktu, że pobrudziła jego ubrania i była gotowa zatłuc go na śmierć odpadkami. Byłby to wyjątkowo upokarzający sposób na zejście z tego świata.
Yamazaki czuł na sobie wzrok nieznajomej, jednakże sam niekoniecznie się w nią wpatrywał. Był już pod wpływem, więc jego spojrzenie zatrzymywało się na każdym możliwym do ujrzenia elemencie otoczenia po kolei. Naprawdę nie interesowało go nic oprócz tego, że nic się jej nie stało i może jak będzie miły to nie będzie dalej męczyła go o to, żeby zaczął zbierać jej śmieci. Zaciągnął się papierosem z delikatnym uśmiechem. Od razu lepiej. Może i nikotyna nie należała do jego faworytów, ale zdecydowanie była gdzieś u szczytu listy. Uniósł jedną brew i zacmokał ustami z dezaprobatą, kiedy dotarło do niego jej pytanie… a może raczej stwierdzenie. Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni i wystawił ją w stronę kobiety. Kiedy ta poczęstowała się już jedną fajką, odpalił ją jej swoją zapalniczką i po raz kolejny skupił się na zaciąganiu się tym jakże paskudnym, ale tak kochanym dymem.
-Najpierw spalimy, potem możemy myśleć o sprzątaniu.- stwierdził, uśmiechając się przy tym delikatnie.
-Chociaż patrząc na to jak wygląda te miejsce, i tak niewiele to zmieni.- rzucił pół żartem, pół serio. Wszędzie walały się jakieś puste butelki i opakowania. Dziwiło go to w sumie, bo była to całkiem porządna okolica, a jeszcze wczoraj było tu czysto. No chyba, że strzał Mel był tak mocny, że śmieci odleciały nawet z kilka metrów dalej. Zaśmiał się pod nosem, kiedy dotarły do niego kolejne słowa nieznajomej. Nie była to dla niego obelga, doskonale wiedział jak wygląda i dlaczego. Pewnie gdyby więcej jadł niż ćpał, nabrałby trochę więcej koloru i przestałby przypominać chodzącego trupa. Ale nie przejmował się tym nawet w najmniejszym stopniu. Był pewny siebie i doskonale wiedział, że i w nieco podniszczonym stanie wyglądał dobrze.
-Mieszkam w okolicy. Nie zauważyłaś jeszcze, że to hot spot dla wampirów?- zapytał, udając zdziwienie.
-A ty, też stąd?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To, że nie chciała pomocy, nie było jednoznaczne z tym, że jej nie potrzebowała. Na pewno chciała uchodzić za silną przez co rzadko kiedy - nawet do najbliższych przyjaciół - zwracała się z prośbą o nią. W tym konkretnym przypadku była to skrajna nieodpowiedzialność, a wręcz głupota, ale alkohol krążący w żyłach brunetki skutecznie utrudniał właściwą ocenę sytuacji. Widmo konsekwencji, jakie mogłyby spotkać ją, gdyby nie pojawienie się Azjaty, zapewne dopadnie Melusine dopiero jutro razem z nasilającymi się objawami kaca. W tym momencie nie myślała o tym, co mogłoby się wydarzyć, nie zastanawiała się też nad tym, czy napastnik mógł mieć broń albo jakie dokładnie miał wobec niej zamiary. Wyglądała na bardzo rozluźnioną i wesołą.
- Oczywiście, że nie. Chociaż chyba moja siła perswazji nie byłaby tak skuteczna, jak twoja - odpowiedziała, pozwalając by w jej głosie rozbrzmiał podziw dla jego umiejętności. Nie dopowiedziała do tego, że zapewne sama rzuciłaby się na plecy napastnika i próbowała udusić, a ostatecznie zaatakowałaby go gazem pieprzowym. Nie chciała wyjść na wariatkę, chociaż czy nie była nią już w oczach mężczyzny, po tym jak uderzyła go workiem ze śmieciami? Brunetka wzruszyła ramionami do własnych myśli, rozglądając się. Wszędzie wokół nich leżały rozwalone śmieci, których tak naprawdę nie miała ochoty zbierać. Ponownie spojrzała na Ryu, gdy ten zabrał głos.
- Noooo dooobraaaa. Przeeeepraszaaaaam - powiedziała, niczym dziecko przeciągając każde ze słów, co dodatkowo okrasiła radosnym śmiechem. Założyła kosmyk brązowych włosów za ucho, odkrywając, że było jej naprawdę głupio, choć w gruncie rzeczy słowo napaleniec opuściło malinowe usta zanim zdążyła dokładnie je przemyśleć. Oczywiście przyznawanie się do własnych błędów było kolejną rzeczą, której młoda kobieta nie lubiła, ale tym razem jej wina była całkowita i bezdyskusyjna. - Na swoją obronę mam tylko tyle, że nie wiedziałam jakie są twoje zamiary - dodała, chociaż była to dość marna linia obrony, zważywszy na fakt, że ten próbował podjąć z nią pewną nić porozumienia, jednak ona to zignorowała. Dobrze, że nie miała możliwości poznać myśli, jakie krążyły po głowie mężczyzny, bo wówczas jej ramiona od razu ugięłyby się pod ciężarem wyrzutów sumienia, bo choć obecnie również nie miała, to wciąż w jakiś sposób próbowała się usprawiedliwiać.
Słysząc kolejne słowa padające z jego ust, zmrużyła groźnie oczy - tak przynajmniej zakładała, a wyglądała po prostu komicznie - kładąc dłonie na biodrach, w ten sposób chcąc pokazać, że ją zdenerwował, jeśli nie powiedzieć - uraził. - Ej, całkiem niezła ze mnie laska, więc na twoim miejscu bym się cieszyła. To lepsze niż oberwać od jakiejś babuleńki - oznajmiła, zaraz wpadając w pijackie rozbawienie, bo mimowolnie wraz z tymi słowami w umyśle Mel pojawiła się wizja w której starsza kobieta rzuca się na chłopaka, okładając go torebką. Zdecydowanie w nagłówku artykułu lepiej brzmiało "Zginął z rąk pięknej kobiety" niż "Zatłukła go osiemdziesięcioletnia starowinka". I ciężko było się w tej kwestii z brunetką nie zgodzić.
Nigdy nie miała problemu z tym, aby na głos mówić o swoich potrzebach, dlatego kiedy dostrzegła w dłoni - wciąż - nieznajomego papierosa, a po chwili powietrze wypełnił charakterystyczny zapach tytoniu bez wahania poprosiła o jedynego, ciesząc się, jak dziecko, gdy ją poczęstował. Zaciągnęła się dymem i prawie natychmiast zaczęła kasłać. -Cholera - jęknęła, od duszącego dymu w jej jasnych oczach stanęły łzy. - Nie za mocne? - zapytała, jednak nawet chwilowa duszność nie powstrzymała jej, by wziąć kolejnego bucha, tym razem obyło się bez kaszlu.
- Cóż, śmieciarka pojawi się dopiero za godzinę albo dwie - odpowiedziała, wzruszając przy tym ramionami, bo wydawało jej się, że o tej porze miasto wygląda tak zawsze - niczym wielkie pobojowisko. Dlatego zdaniem Mel zawód śmieciarza był niezwykle istotnym, aby gdy rano wychodzi się do pracy nie trafiać na taki właśnie widok. - Możemy na nią poczekać - dodała, choć w gruncie rzeczy pomysł był po prostu głupi. Tyle tylko, że nie dla zmęczonego i urojonego alkoholem umysłu, w nim brzmiał wręcz genialnie. - Poprosimy ich żeby posprzątali za nas, a my damy im coś w zamian - to brzmiało jeszcze gorzej, jednak ona wydawała się nie zwracać na to uwagi. Dla niej było to wręcz genialnym posunięciem, bo oni nie będą musieli brudzić sobie rączek.
- A masz kły? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, robiąc dwa kroki do przodu, tym samym zmniejszając dzielący ich dystans. Przekrzywiła delikatnie głowę, skupiając spojrzenie na jego ustach, chociaż bardziej interesowało ją uzębienie Azjaty.
- Poniekąd. Mieszka tu mój przyjaciel, a ja często u niego bywam, ale ciebie nigdy wcześniej nie spotkałam - odpowiedziała, a po drobnym kobiecym ciele ponownie rozlała się irracjonalna fala podejrzliwości, którą spostrzec mógł w jej spojrzeniu. Bo przecież Belltown to była taka mała dzielnica... Oj, Melusine.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Belltown”