WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Seattle, WA
Koniec marca - początek kwietnia.


Z nieznanych mu - Eileen być może znanych, ale jej nie zapytał - przyczyn, miejsce zbiórki wyznaczono na parkingu tuż obok Phinney Center, zamiast bezpośredniego kierunku: lotnisko. Na początku przeszło mu przez myśl, że organizatorzy zorientowali się czym porusza się po mieście Blake Griffith i chcieli oszczędzić tej atrakcji zarówno jemu, jak i widoku karawanu ludziom planującym tego dnia udać się na, na przykład, urlop. Zresztą, miejsce zbiórki przy domu kultury wydawało się tak absurdalnym i abstrakcyjnym jak to, że dzięki wygranemu konkursowi tanecznemu (to na pewno mu się nie śniło? w końcu tak często miewał koszmary) w parze z Eileen, wygrali kilkudniową wycieczkę do Honolulu. Gdyby nie to, że po podsumowaniu plusów i minusów marca, uzyskany bilans zdecydowanie malował się z większością pozytywnych aspektów mijającego miesiąca, mieszane uczucia Griffitha mogłyby rzutować na wakacje, a tak jego humor był... zaskakująco dobry. Upewnił się, że ma naładowany telefon i wrzucił ładowarkę do niewielkiego bagażu podręcznego, zapiął walizkę w której - z wiadomych względów - większość jego ubrań stanowiło lekkie, letnie rzeczy, by finalnie ubrany zgodnie z temperaturą panującą w Seattle, wyjść z domu. Liczył, że gruba kurtka, czapka i ciepłe buty szybko będą niepotrzebne, gdy tylko jego stopa stanie w stolicy stanu Hawaje.

Dwie godziny później...

  • Dark clouds gather round, will I run or stand my ground?



Coś nie grało i bynajmniej nie miał na myśli wetkniętych w uszy słuchawek, w których niemalże od samego początku trasy rozbrzmiewała muzyka. Posłał krótkie spojrzenie siedzącej obok ciemnowłosej kobiecie i zmarszczył czoło z niewypowiedzianym głośno pytaniem. Na j a k i e lotnisko jadą i dlaczego aż tak daleko?
...a co jeśli zrobiła mu na złość i nieczystym zagraniem postanowiła skontaktować się z organizatorami, aby zmienić ich destynację? Nie; w końcu wtedy, kiedy lot z Seattle nie był możliwy przez warunki pogodowe, skontaktowano się z nim, aby przekazał wiadomości swojej partnerce. Z drugiej strony - nie było tajemnicą, że nie ufał Shepherd, po której mógł się spodziewać (jak już pokazała) ws z y s t k i e g o.
Kierowca czarnego suva był obcokrajowcem, raz po raz patrzącym w lusterko, bynajmniej nie dlatego, aby skontrolować trasę, a jedynie po to, by sięgnąć wzrokiem twarzy Eileen. Jego rozmarzony wyraz twarzy ostudziło odchrząknięcie Blake'a, który tuż po tym demonstracyjnie wywrócił oczami i odwrócił się bokiem, aby zapytać o coś znajomej.
- Mam wrażenie, że mnie tu za chwilę wysadzi, a ciebie porwie, byś mogła zostać jego arabską księżniczką - poinformował kpiąco, wcale nie szeptem i mając gdzieś, gdyby ewentualnie - po ponad dwóch godzinach (!) okazało się, że ciemnej karnacji facet koło pięćdziesiątki zna angielski. Jak na razie mruczał coś pod nosem w klimacie Bollywood, co było jednym z powodów, dla których Griffith dziękował (nie, nie Bogu) sobie, że te słuchawki ma.
- Ewentualnie będzie chciał okup, jak zda sobie sprawę z tego, że nie da się z tobą za długo wytrzymać - dodał pod nosem - chyba że w wannie - dokończył myśl, która urwała się w tym samym momencie, w którym facet gwałtownie zahamował, a oni w przedniej szybie mogli dostrzec pewien obrazek.
- Kurwa - wyrwało mu się całkiem automatycznie - i co, teraz będziemy wracać? - posłał do kierowcy, wyżej unosząc brwi, a ten sięgnął po coś, co przez całą trasę leżało na wolnym fotelu pasażera. Cienka książka, która okazała się dwoma mapkami i notesem, na którego kartce napisał ciąg cyfr i całość wcisnął kobiecie.
- نهاية الرحلة. عليك النزول من هنا. - Uhm... - لديك خريطة. إلى هونولولو - Nie było zaskoczenia, że Blake z tego zrozumiał tylko Honolulu, co wskazało mu, że być może źle ocenił współtowarzyszkę niedoli podróży. Nim którekolwiek zdążyło zadać jakiekolwiek pytanie - ich walizki zostały wyjęte z bagażnika i postawione na śliskim, wąskim poboczu.
- Idziesz, czy jedziesz z nim? - Niezbyt delikatnie złapał za jedną z trzymaną przez nią map i sobie przywłaszczył, następnie wysiadając z samochodu i zatrzymując obok swojej walizki.
To jakiś żart. Ukryta kamera. Tak, jak ten cały konkurs taneczny, dlaczego się spodziewał, że będzie fajnie?
- Ktoś tam na nas czeka? - zapytał gościa, aczkolwiek ten rozłożył ręce na boki i dygocąc z zimna powrócił do wnętrza wozu. Nie pozostawało nic innego, jak tylko rzucić okiem na mapę i odnaleźć cel podróży, co nie było aż tak trudne, ponieważ dość szybko zweryfikował informacje i ustawił się przodem do jednego z drewnianych drogowskazów.
- Masz zasięg? - mruknął (o ile Dev nie odjechała w siną dal), dla pewności chcąc wykonać telefon do osób odpowiedzialnych za zamieszanie, ale jego smartfon nie był w stanie połączyć się z siecią.
Ostatnio zmieniony 2021-04-11, 13:13 przez Blake Griffith, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

xv. Po niedawnej i spektakularnej wpadce z bratem, w głowie Eileen kłębiło się tyle różnych myśli, którym raz po raz próbowała sprostać, że mimo tego, że przez całą drogę siedziała z twarzą praktycznie przyklejoną do szyby, to nie była w stanie spostrzec, że mijane widoki nie bardzo odpowiadały panoramie lotniska, na które przecież zmierzali. Przynajmniej nie od razu. Myślami była zupełnie gdzie indziej. W przeciwieństwie do większości sytuacji, z jakimi zwykła się mierzyć, zawsze podchodziła ze szczególną uwagą do tych dotyczących Logana, dlatego wiedziała, że również w tym przypadku konsekwencje czynów prędzej czy później odbiją się na nich obojgu. Nie sądziła jednak, że cała ta sprawa z niedogadzającym zdrowiem oraz sposobem, w jaki zostało to przed nim odkryte, aż tak dogłębnie poruszy każdy jeden element jej żałosnego jestestwa, a poczucie winy będzie ją zżerać nawet podczas snu. Chyba jeszcze nigdy nie było między rodzeństwem takiego napięcia jak teraz. Właśnie z tego powodu, że chodziło o brata, był to dla niej duży cios. Znosiła go wyjątkowo źle. Przyznanie się przed samą sobą do błędu nie przychodziło kobiecie łatwo, co dopiero pogodzenie się z tym, że najprawdopodobniej popełniło się jeden z największych błędów w życiu. A niewątpliwie podpinało się to pod tę kategorię, jeśli nie potrafiła znieść tego, że tak mocno oberwali. Że on oberwał.
To do niej nie podobne. Tracić zmysły, pozwolić wątpliwościom i wewnętrznym rozterkom przejąć kontrolę, czy - tak jak w chwili obecnej - patrzeć, ale nie widzieć. Jej wzrok zawsze wyławiał najmniejsze detale z otoczenia, a teraz zdecydowała się tego nie robić. Nawet pogody nie ułaskawiła swoim spojrzeniem. Mimowolnie przymknęła powieki. Przestało ją obchodzić, co przemyka za oknem, dokąd prowadziła ciągnąca się przed nimi droga. Może być gdziekolwiek. Chyba nawet tak by wolała, byleby nie musiała otwierać oczu i przerywać transu, w którym dobrowolnie się znajdowała. Jeszcze nie teraz...

Czy to, że niemal w tym samym czasie, co zasiane w głowie Blake'a podejrzenie co do rzekomo przeprowadzonego przez nią sabotażu, ona wysnuła niemal podobny wniosek, ale w kontekście jego osoby? Można już było mówić tutaj o pokrewnych duszach? Z głębokiej zadumy wyrwał ją dopiero jego głos. Jako że musiałaby najpierw zauważyć zachowanie kierowcy, żeby móc w ogóle odnieść się do prawdziwości stwierdzenia padającego z ust Blake'a, to wzrok kobiety machinalnie skierował się na lusterko, w którym napotkała spojrzenie czarnych oczu.
— Jeśli poczujesz się lepiej, to możemy zamienić się rolami — powiedziała w końcu w odpowiedzi na ten dosyć niewybredny komentarz. — I tak nie miałam w planach zostać niczyją księżniczką — uściśliła, chociaż miała wrażenie, że taki scenariusz mógł być dla niego znacznie gorszy niż ryzyko wysadzenia w powietrze. Aczkolwiek może wcale nie powinna roztrząsać tego, co w praktyce wydawało się złe, gorsze i najgorsze, skoro był tu z nią (albo ona z nim?), a zatem był to dowód, iż wszelkie granice przestawały mieć jakiekolwiek znaczenie.
Jeszcze nie zdążyła zorientować się i zaadaptować do położenia, jakie ściągnął na nich niby niepozorny kierowca, nagle zatrzymując pojazd, ten inicjował już kolejne zaskakujące kroki. I choć pośród wszystkich wręczenie numeru było tym oczywistym i niezbyt wyszukanym, to jednak bariera językowa okazała się tu największą przeszkodą. Jej zdezorientowana mina i przebijające się przez nią próby zrozumienia jego oraz całego tego nieporozumienia na dobrą sprawę, mogła świadczyć tylko o tym, że nie pojęła więcej niż towarzysz w podróży. Skoro o nim mowa, to podążyła za nim wzrokiem, kiedy wysiadał z samochodu, po czym zwróciła się bezpośrednio do kierowcy:
— Przepraszam za męża. — Słowa te, wbrew własnej naturze, rozsądkowi czy chociażby konkretnemu zamierzeniu, wybrzmiały w ojczystym języku ciemnowłosej. — Od pół roku odmawiam mu seksu i jest trochę sfrustrowany. Ten wyjazd to nasza ostatnia deska ratunku. — Facet żywo potakiwał głową z głupawym uśmiechem, który zmalował się na jego twarzy w pełnej krasie, gdy tylko zdołał wyłapać z całego zdania ten jakże uniwersalny zwrot i obrócić go na swoją korzyść, dlatego postanowiła, że to najwyższy czas pójść w ślady Griffitha i wyjść z auta, zanim obcokrajowca postanowi go zamknąć od środka.
— To jak wybierać między kąpielą z rekinami a piraniami — mruknęła pod nosem, stając gdzieś w pobliżu ich bagaży. — Moje wątpliwości w tej kwestii zostałyby szybciej rozwiane, gdybyś wyraził jawny sprzeciw co do porwania — powiedziała co najmniej tak, jakby faktycznie zastanawiała się nad opcją pozostania z nieznajomym. Czy rzeczywiście lepiej by na tym wyszła? Prawdopodobnie nie, jeśli weźmie się pod uwagę ogół, ale ograniczając się do aktualnych okoliczności, to nawet porwanie przez podstarzałego Araba bez dwóch przednich zębów (na razie) jawiło się trochę bardziej ekscytująco. Nie można jej było winić za tego typu refleksje, ponieważ w ostatnich dniach tygodniach nie myślała racjonalnie. Wcale nie pomagał fakt, że towarzyszył jej Blake, który swoją drogą, pewnie przy najbliższej okazji zostawi ją gdzieś i kontynuuje wyprawę w pojedynkę. To też wyszłoby jej na dobre, ale (tym razem) nie musiała mówić tego na głos. — Zaoszczędziłbyś w ten sposób na okupie. — Posłała mu zjadliwy uśmiech, a na pytanie o zasięg w telefonie pokręciła przecząco głową.
— Skubany — rzekła, obserwując przez chwilę jak samochód z najpewniej jedyną osobą, która posiadała jakiekolwiek znaczące informacje odnośnie tego, co zaszło, oddala się i znika z pola widzenia. — Wysadził nas pośrodku niczego i jeszcze zostawił swój numer — zadrwiła, a na wypadek, gdyby w przypływie lepszego samopoczucia naszła ją ochota na zgłoszenie organizatorom niekompetencji człowieka odpowiedzialnego za dostarczenie ich we właściwe miejsce, wsunęła do tylnej kieszeni spodni rzeczoną kartkę. Najpierw jednak wolała zajrzeć do jednej z map, skoro Griffith nie uznał za stosowne, żeby podzielić się z nią swoimi odkryciami.
Ostatnio zmieniony 2021-05-24, 12:10 przez Eileen Shepherd, łącznie zmieniany 5 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Blake Griffith na tamten moment żył w błogiej nieświadomości dotyczącej jakichkolwiek wpadek, tym bardziej nie chcąc wiedzieć o takowej w kontekście Eileen z własnym bratem, którego swoją drogą (chyba) znał. Jego nastrój - paradoksalnie, skoro miał spędzić urlop z nią - był nadzwyczaj dobry, a mijane krajobrazy dodatkowo cieszyły wzrok. Całość mógł dopiąć tylko jeden, drobny szczegół - odpowiedź na pytanie odnośnie tego, gdzie właściwie jadą i dlaczego trwa to tak długo. Bynajmniej nie była to trasa na lotnisko, jak początkowo myślał: że to na nim zostaną wysadzeni (a nie gdzieś w kosmos), wcześniej otrzymując swoje bilety z przydzielonymi (obok siebie - niestety) miejscami. Nie słyszał wieści o tym, iż port lotniczy SEA doświadczył tak poważnych szkód, aby odwołano planowane podniebne rejsy, aczkolwiek nie wykluczał, że w ferworze ostatnich wydarzeń gdzieś mu to umknęło. Ewidentnie kierowali się na północny-wschód, a on analizował najbardziej prawdopodobny finał ich podróży.
Nie zgadł.
Na propozycję ciemnowłosej nie odpowiedział werbalnie, a zaledwie krótkim grymasem i wymownym przewróceniem oczami. Nie satysfakcjonowała go wizja bycia porwanym przez obcego, starszego mężczyznę. Zresztą, w zasadzie nie kręciło go bycie porwanym przez jakiegokolwiek mężczyznę, co do kobiety - nie oponowałby aż tak bardzo (prawdopodobnie).
- Racja - odparł po chwili namysłu - rola księżniczki do ciebie nie pasuje. Bardziej jakiejś złej wiedźmy, która podstępem szuka swoich ofiar - skwitował lekko, nie próbując nawet zatrzymać kącika ust, który całkiem automatycznie unosił się ku górze. Na poparcie tego, co jej oznajmił, miał jeszcze jeden, mocny argument.
- Zresztą, pamiętam, że masz doświadczenie w byciu częścią Sabatu. - W egzorcyzmach też niby miała, ale akurat przywołanie ich nie pasowało do jego teorii o Dev-czarownicy. Kontrolnie zerknął raz jeszcze w lusterko, jednakże jego odbicie pozbawione było spojrzenia kierowcy, który niedługo po wymianie zdań między pasażerami postanowił się zatrzymać, a kolejne wydarzenia działy się równie szybko.
Niestety (a może stety) nie słyszał tego, co powiedziała Shepherd, będąc za bardzo zaabsorbowanym dotarciem do swojej walizki, a w następstwie tego odnalezieniem miejsca właściwego, z którego - wreszcie - będą mogli przenieść się do słonecznego Honolulu.
- Na kąpiel ze mną nie narzekałaś - mruknął, mimowolnie taksując ją wzrokiem z zuchwałym uśmiechem, który wkradł się na jego usta. Nie dopytywał, czy w tym przypadku nazwałaby go bardziej rekinem, czy piranią, ale pewnie też na żadne z tych określeń by się nie obraził; w końcu już kilkukrotnie inne, bardziej niewybredne padały z jej ust w kontekście jego osoby.
- Szczerze mówiąc... - zawahał się, skrobiąc z udawanym zamyśleniem po zaroście. - Zastanawiałem się jak zaproponować mu małą łapówkę, by zrozumiał i cię ze sobą zabrał - oświadczył z przekonaniem, jak gdyby rzeczywiście planował to zrobić i dlatego tak energicznie ruszył w stronę swojego bagażu, aby wyciągnąć z niego plik zielonych. Teraz i tak nie miałoby to znaczenia, ponieważ ich szofer postanowił powrócić do Szmaragdowego Miasta, tym samym zostawiając ich na zablokowanej drodze pośród intensywnie zimnej bieli.
- Tędy. - Nie czekał na to, by się zaznajomiła z mapą, a pewnie ruszył w kierunku wąskiej, nieco krętej (ale częściowo odśnieżonej) ścieżki. Walizka bez wątpienia nie ułatwiała marszu, tym bardziej, że kierowali się pod górę. Planował co prawda wrócić do formy, ale nie bezpośrednio po kilkudniowym przeziębieniu, jakie zaatakowało jego organizm, a teraz zupełnie nie był przygotowany na okoliczność brnięcia z bagażem przez górzysto-leśne tereny.
- Byłaś kiedyś w tym parku? - zapytał, spoglądając na kobietę przez ramię. Park Narodowy Północnych Gór Kaskadowych (co mogli odczytać z legendy) odwiedził niejednokrotnie, choć zwykle w okresie późno-wiosennym, albo jesiennym. Po kilkuminutowej trasie mogli dostrzec kolejny znak - mówiący o konieczności skręcenia w lewo, aby dotrzeć tam, gdzie dojść mieli.
Mimowolnie parsknął, kiedy zrozumiał, że czekano na nich w... Diablo BLake.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— To żaden podstęp, jeśli ofiara sama się podstawia. — Ton kobiecego głosu był wyjątkowo łagodny, w przeciwieństwie do tego, co naprawdę sądziła o jego ciągłych rozważaniach na temat jej rzekomego bycia wiedźmą (choć to wcale nie byłaby taka najgorsza rzecz na świecie), dopiero utkwionym w niego spojrzeniem dając do zrozumienia, że sam był potencjalną ofiarą. Słowa dotyczące wydarzenia z minionego Halloween zignorowała, ograniczając się co najwyżej do smętnego uśmiechu, wykwitającego na jej twarzy z premedytacją, jak gdyby nie chciała dać mu przewagi nad swoją traumą, ale jednocześnie nosił on znamiona przykrych wspomnień z tamtego wieczora, które chciała wyprzeć. Zamiast tego pamiętała noce następujące po wszystkim, kiedy nie mogła spać albo dla odmiany budziła się zlana potem na skutek dręczących ją koszmarów. Po dzień dzisiejszy zmagała się z nimi. W każdym razie nie mogła mieć mu za złe, że używa tych traumatycznych przeżyć przeciwko niej, skoro sama niejednokrotnie zrobiła to w stosunku do niego. Wszystkie chwyty dozwolone, prawda? Oczywiście w rzeczywistości miała mu to za złe, ale zdawała sobie sprawę, że wyszłaby na hipokrytkę. On też na pewno to wiedział. Ugh, ależ ona go nie znosiła w takich momentach.
— Nie narzekałam — przyznała bez najmniejszego oporu, prześlizgując wzrokiem po męskiej twarzy — ale drżę na samą myśl o tym, co mogło się stać. — Kąciki jej ust uniosły się w wyzywającym wyrazie, aczkolwiek ostateczny wydźwięk wypowiedzi pozostawiła do jego interpretacji.
— Myślę, że nawet gdyby do tego doszło, to nie byłaby to twoja zasługa, więc i tak tylko byś stracił. — Co prawda znowu nie sprecyzowała, co takiego by stracił, ale odpowiedź chyba była jasna? Lubiła lekkie niedopowiedzenia i dwuznaczności, które w ich wydaniu wcale nie sprawdzały się tak źle. Wręcz można zaryzykować stwierdzeniem, że stanowiły one jedyny element w rozmowie, który im wychodził, przy czym nie zaogniały toczącego się gdzieś w podziemiach konfliktu, a nawet pozwalały się dogadać, jakkolwiek paradoksalnie i abstrakcyjnie mogło to brzmieć w kontekście ich znajomości czy przebiegu swobodnej komunikacji. Chyba podświadomie wiedziała, iż w ten sposób, domyślając się kontekstu, Blake będzie w stanie lepiej zrozumieć wszelkie aluzje, dzięki czemu bezbłędnie odgadnie jej intencje. Aż szkoda, myślała sobie czasami, że spisywał tak obiecującą relację na straty, a nad jej powodzeniem wisiało widmo w postaci faktu, że był pieprzonym zabójcą i nie mógł zrobić nic, by odwieść ją od tego przeświadczenia.
— Jesteś bardzo pewny obranego przez siebie kierunku — mruknęła, chowając mapę i rezygnując z dopowiedzenia, że ślepo wierzył w swoją nieomylność, gdyż nie wydało jej się to aż tak trafnym spostrzeżeniem, biorąc pod uwagę, że odczytanie mapy czy informacji na drogowskazach nie należało do najtrudniejszych zadań. Aczkolwiek nie byłaby sobą, gdyby chociaż w najmniejszym stopniu nie spróbowała napomknąć coś nieprzychylnego odnośnie jego orientacji w terenie, która potrafiła okazać się zwodnicza, niezależnie od tego, jak dobrze posiadło się poprzednie umiejętności. Pozostawała jeszcze kwestia tego, że perspektywa błądzenia z Griffithem po niezbadanych lasach nie mogła nagle stać się, w jej mniemaniu, czymś, co zaowocowałoby jakimś nad wyraz negatywnym czynnikiem, bo wystarczyłoby do tego samo to, iż podróż zakładała jego obecność, a mimo wszystko zdecydowała się na taki krok. Podążyła więc za nim, bo co innego jej teraz pozostało?
— To mój pierwszy raz — odpowiedziała, dzielnie pokonując wyznaczoną przez niego trasę, z plecakiem na plecach i niewielką walizką w ręce. Chęć oderwania się od ponurej rzeczywistości (do której wędrowanie po zaśnieżonych szlakach zwykle nie należało), nawet pomimo niespodziewanych warunków, przyczyniła się do tego, że - również bez większych przeszkód - porzuciła ewentualność, że szczerość płynąca z wyznania może wpłynąć na jej niekorzyść w późniejszym czasie, gdyby tylko chciał, na rzecz wyrażenia, które zdecydowanie bardziej pasowało do aktualnej sytuacji.
— Nie najgorsze miejsce na postój — powiedziała nieco sugestywnie, gdy przed nią zmalował się zapierający dech w piersiach krajobraz parku. Musiała to przed sobą przyznać. Ona! Eileen Shepherd, którą mało rzeczy było w stanie autentycznie poruszyć, w dodatku do tego stopnia, że wywoływało niepohamowaną, wyraźną w swoim braku powściągliwości reakcję na twarzy. Fakt, że co roku organizowała z ojcem i bratem biwak w podobnych klimatach, bez wątpienia miał w tym swoją zasługę, bo zdążyła już polubić tę ich rodzinną tradycję, wraz z towarzyszącymi temu okolicznościami przyrody, szczególnie tej górskiej i leśnej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie posądziłby Eileen, że ta posiadała głębsze emocje (albo w ogóle emocje), którym towarzyszyły ewentualne wyrzuty sumienia, jakie mogła odczuwać po dokonaniu morderstwa. Gdyby o tym wiedział, może wtedy... nie, w sumie nadal nie powstrzymałby się przed tym, by poruszyć temat Halloween, tym bardziej, że wydawało mu się to nieszkodliwym żartem. Trochę też stanowiło swojego rodzaju inside joke, skoro wcześniej wspomniał o tym podczas pechowego jarmarku, gdzie mieli przyjemność okazję się spotkać.
Nawet jeżeli jej nie musiało to wcale bawić.
Nie tak dawno temu Virgie zapytała go o to, jak mógł patrzeć w lustro, a on nie widział w tym najmniejszego problemu; temat Lucasa - wyjątkowo pechowej randki Saoirse - nie spędzał mu snu z powiek, bo i bez tego sypiał mniej, niż powinien. Najwyraźniej podobny deficyt objawiał się również w jego empatii, bo nie czuł nieprzyjemnego ścisku w żołądku nawet wtedy, kiedy przypadkowo odkrył, że mężczyzna był poszukiwany przez - prawdopodobnie - bliskie osoby, a on jego zaginięcia mijały niespełna trzy miesiące. Nie było to czymś zaskakującym, czego nie mógł się spodziewać. Miał tylko nadzieję, że żaden krwawy ślad nie przyprowadzi nikogo do Serenity Funeral Home.
- Słusznie - odpowiedział, jeżeli z jej ust nie padło żadne pytanie. Uśmiechnął się pewnie, zuchwale zadzierając przy tym brodę, lecz ze spojrzeniem stale - na te parę sekund - skrzyżowanym z Eileen. Nie obstawiał, czy ciemnowłosa miała na myśli drżenie w kontekście przyjemności, czy wręcz przeciwnie, jednak biorąc pod uwagę to, że rozmawiał właśnie z nią - wolał zachować tę wiadomość jako jedną z wielu niewiadomych. Nie mogła w końcu wiedzieć również tego, co automatycznie pojawiło się w jego głowie.
- Może gdybyś nie stchórzyła... - mruknął, celowo nie kończąc myśli, ale i z premedytacją sugerując, iż jej postawę i ewakuację w tamtym momencie odebrał jako akt tchórzostwa. Czy rzeczywiście tak było? Nie do końca, ale podobała mu się (może złudna, może nie) świadomość, że objął w tym starciu prowadzenie i miał nad nią przewagę.
- Więcej bym zyskał - rzucił, odruchowo dodając do tego wzruszenie ramionami. - Ciszę, spokój, miłą atmosferę. I brak licytowania się odnośnie tego, kto gdzie śpi - wymienił zaledwie kilka powodów, dla których uparcie sądził, że warto było dopłacić do tego, aby się jej pozbyć i móc realnie odpocząć na urlopie, zamiast obustronnego dogryzania sobie, bo inaczej skończyć się nie mogło. Czuł, że Shepherd nawet mogłaby się z nim zgodzić (i pomyśleć tak odnośnie jego osoby), gdyby nie to, że tak bardzo nie lubili przyznawać sobie wzajemnie racji.
- Jestem - przytaknął i oderwał wzrok od mapy, by sprawnie nim prześlizgnąć na kobiecą sylwetkę. - Bez obaw, ze mną dojdziesz. - Tam, gdzie dotrzeć powinniśmy. Ruchem głowy wyznaczył kierunek i uśmiechnął się pod nosem, raz jeszcze rzucając okiem na mapę. Nic trudnego. - Wystarczy jeszcze trochę wysiłku i cię doprowadzę - do szału - na miejsce. - Jak się okazało, było nim wspomniane już jezioro, a raczej miejsca noclegowe, jakie można było wynająć w okolicy niego. Kontrolnie spojrzał na telefon, aby sprawdzić, czy może tu - dla odmiany - jest już zasięg, aczkolwiek ten nie chciał współpracować. Raz się pojawiał, aby prędko pójść w zapomnienie.
- Zaznaczony jest jeden numer... - Przesunął palcem wskazującym po rysunku domku z napisanym numerem, który stanowił jego adres. Gdzieś w tle znajdowały się wysokie, zaśnieżone szczyty, bardzo dobrze widoczne z ich położenia. Niestety, cała magiczna aura miejsca nie potrafiła zamaskować rozczarowania, które było widoczne na twarzy Blake'a, gdy nad odpowiednim domkiem i jego drzwiami dostrzegł półokrągły napis...
H O N O L U L U.
- Ja pierdolę - wypalił odruchowo, patrząc to na drewnianą chatkę (pamiętajmy o śniegu), to na Dev.
Wiedziałaś o tym?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdaniem Eileen emocje, szczególnie te głębsze, w potencjalnych sytuacjach u większości przybierały na zbytniej intensywności, przesadzie, stając się nad wyraz przytłaczające w odczuciu oraz odbiorze, dlatego sama była w tym powściągliwa. Wiedziała, że gdy raz dało się im upust, konsekwencje tego lekkomyślnego czynu ciągnęły się za ludźmi o wiele za długo, jednocześnie dając przyzwolenie do wzajemnego wykorzystywania ich przeciwko sobie. Dbała o swój psychiczny i fizyczny komfort bardziej, niż o komfort drugiej osoby. Nie miała na uwadze, żeby strzec kogokolwiek przed negatywnymi skutkami czy wszędobylskim zakłopotaniem, poza samą sobą. Nie uważała też, żeby emanowanie emocjami stanowiło furtkę, ten definitywny czynnik, który postawiłby ją w lepszym świetle przed kimkolwiek, jako że to właśnie autentyczność była uznawana za uniwersalną przepustkę do wszystkiego. Emocje były zgubne i tylko bywały zbawcze. Na ich wyraz pozwalała sobie w samotności. Wierzyła, że w przeciwnym razie, prędzej czy później odbiłoby się to na niej, utwierdzając w przekonaniu, które od tak dawna w sobie nosiła i pielęgnowała z należytą czułością i starannością. W kontekście osoby Blake'a, to więcej niż pewne.
— A ja sądzę, że byłam dość gościnna — powiedziała z przekornym uśmiechem, błąkającym się w kącikach ust, gdy spojrzała na niego przelotem podczas przemierzania drogi. Gościnność nie należała do nadrzędnych cech ciemnowłosej, więc jej oznaki powinny mu dać do myślenia. Tylko pod jakim kątem, w jakim kierunku? Jego orientacja mogłaby zostać poważnie zachwiana. — Ale rozumiem, że według ciebie powinnam była dać się schwytać w twoje sidła? — zadrwiła po raz kolejny, zupełnie mimochodem, przy czym celowo odwróciła ich role w całym tym scenariuszu, gdyż ostatnim razem to ona miała ponoć wykazywać skłonności godne oprawcy.
— Nadal chcesz się licytować po swojej ostatniej sromotnej klęsce w tej dziedzinie? — Pokręciła głową z rozbawieniem, rzecz jasna, mając na myśli ich negocjacje w kąpieli, które w jej mniemaniu, rozstrzygnęły się bardziej na jego niekorzyść. No dobra, trochę podkoloryzowała wnioski dla lepszej dokładności swojego argumentu, ale prowokacje to u niej chleb powszedni. Poza tym coś w tym musiało być, skoro nie mógł odżałować, że nie udało mu się w porę przekupić kierowcy, żeby ten pozbawił go przeszkody w zażyciu spokoju. Może wreszcie pogodzi się z faktem, że nic nie było w stanie usunąć mu jej z drogi. — Muszę przyznać, Griffith, że jestem pod wrażeniem twojego niesłabnącego zapału. — Choć niewątpliwie znajdowała w tym temacie potencjał do żartów, to nie mogła powstrzymać się przed delikatną zachętą ku dalszym wysiłkom, by dostarczyć sobie większych wrażeń. — Dzięki temu czuję się niezwyciężona.
Słyszała, że coś tam sobie mruczał pod nosem, możliwe nawet, że do niej, ale ona tylko przewracała oczami. Nie chciała mu przeszkadzać i burzyć jego światopoglądu, jaki powstał w tym krótkim czasie, a którego podwaliną była zbytnia pewność siebie, co zresztą zostało zweryfikowane przez jedyną sprawczą jednostkę, czyli właśnie czas, kiedy dotarli na miejsce i zrozumieli, że choć wszystkie znaki na świecie na to wskazywały, to nie było dłużej mowy o pomyłce. Honolulu wyraźnie jawiło się przed ich oczami i nie pomogło nie wiadomo jak zacięte pocieranie ich w celu pozbycia się przewidzeń.
— Czy na pewno chciałeś doprowadzić mnie do tego? — Przeniosła wzrok z chatki na mężczyznę. W końcu nie wytrzymała i dostrzegając czyste, niczym niezmącone rozczarowanie w wydaniu Griffitha, parsknęła krótkim śmiechem. Nawet jeśli do tego momentu nie opuszczały ją podobne odczucia, to widok ten zrekompensował wszelkie niedogodności. Co więcej, byłaby gotowa przebyć raz jeszcze tę samą trasę dwukrotnie, żeby móc ujrzeć go ponownie.
— Zasłużyliśmy na taki finał — skwitowała po chwili, bo przecież już sam ten konkurs taneczny wydawał się czymś absolutnie abstrakcyjnym, o tym, że znaleźli się w centrum tego wszystkiego nie wspominając. To tylko i wyłącznie ich wina, że wykazali się zuchwałością, spodziewając się czegoś innego, czegoś, co poziomem wykraczało poza standardy samego konkursu, który swoją organizacją pozostawiał sporo do życzenia. Jakiś element zaskoczenia jej towarzyszył podczas odkrycia rzeczywistych warunków podroży, ale z pewnością nie można było tutaj mówić o niedosycie czy niesmaku związanym z takim obrotem wydarzeń. Tutejszy klimat zdecydowanie bardziej odpowiadał i zaspokajał jej potrzeby, i dopóki nie okaże się, że w wannie śpią pająki, albo że łóżko się rozpada, to była skłonna przystać na to, co oferowało im ich małe, prywatne Honolulu. Nawet zniesie towarzystwo Blake'a, które właśnie ze względu na położenie, nie będzie już takie drażniące. Zdecydowanie łatwiej przychodziło jej odpoczywać czy odnajdywać wewnętrzną harmonię w bardziej kameralnym otoczeniu, jak to, niż w przepychu czy powszechnie uznawanym luksusie, z jakim kojarzyła ich pierwotny cel wycieczki.
Nie czekając na kolejny ruch ze strony mężczyzny, ruszyła w kierunku chatki, która w zimowych okolicznościach przyrody oraz serią nieporozumień wynikających z trasy, prezentowała się niezwykle przyciągająco.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W tym - i wielu innych aspektach, gdyby lepiej się im przyjrzeć - byli poniekąd podobni. Emocje zdecydowanie nie należały do sfery, w którą zaproszona była większość ludzi; aby je oglądać, dotykać zimnymi dłońmi w celu dokładniejszego zbadania, co potrafiło albo ostudzić nasz zapał, lub wręcz przeciwnie - rozgrzać do czerwoności...ze zdenerwowania (serio, brrr, najgorzej). Blake nie chciał, by ktoś przeglądał się w cieniu jego reakcji, a wolał odczytywać je z twarzy innych. Niekiedy potrzebował do tego zaledwie krótkiej chwili rzucenia okiem, czasami zdarzało się, że konieczny był dłuższy moment uważnej analizy, tak gładko przykryty nonszalanckim uśmiechem. Nie zawsze to wykorzystywał, aczkolwiek lubił wiedzieć, co było swojego rodzaju ASem w rękawie. Dobrze było go mieć, nawet jeżeli talia przeciwnika była tak słaba, że do pokonania go wystarczała zaledwie siódemka.
Poniekąd, ponieważ nawet w odosobnieniu nie bawił się w bycie kimś emocjonalnym, a jedynie w swoim własnym towarzystwie czuł większy komfort. Nie miał dwóch różnych twarzy - oziębłego Blake'a, który jest mordercą pozbawionym empatii i tej drugiej - gdzie w samotności przed samym sobą ukazywał całe spektrum emocji. Bez popadania ze skrajności w skrajność zatrzymał się gdzieś - mniej więcej - w połowie.
- Byłaś dość gościnna - powtórzył po niej, kładąc nacisk na konkretne słowo. - Ciekawi mnie bardziej jak jest, kiedy jesteś po prostu gościnna. - Bez zbędnego dość, choć zdawał sobie sprawę z tego, że zapewne nie będzie mu dane się przekonać. Nie planował kolejnych wycieczek do sąsiadki, tak jak i zdawał sobie sprawę z tego, że i ona nie zawita w jego progach - bo dlaczego by miała? Istniała ewentualność, że wreszcie znajdzie dowód, który będzie mógł go pogrążyć, ale musiałaby go osobiście sfabrykować i podrzucić.
...zresztą, czy nadal widziała w nim mordercę, skoro była skłonna wyjechać na parę dni za miasto? I to nie był pojedynczy wybryk Eileen Shepherd, który mógł sugerować (bez żadnej pewności) mu, że coś się w jej spojrzeniu zmieniło. Odkryto nowe fakty w sprawie morderstwa sprzed lat...?
Ewentualnie mogła być lekkomyślną masochistką, co chyba było nawet bardziej prawdopodobne.
Zatrzymał się, kiedy wspomniała o sidłach. Kąciki jego ust mimowolnie uniosły się w uśmiechu, a on zablokował swoim ciałem trasę ciemnowłosej, dodatkowo bez zawahania kładąc jedną dłoń na jej talii.
- Myślę, że już to zrobiłaś - powiedział z przekonaniem, przez kilka kolejnych sekund nie odrywając spojrzenia od jej ciemnych tęczówek. Po swoim stwierdzeniu prychnął pod nosem z rozbawieniem (ale wcale nie jako zanegowanie wcześniejszych słów) i ruszył w kierunku... jak się okazało, Honolulu.
- Skąd wiesz, że traktuję to jako porażkę? - zapytał, przechylając głowę w bok w pytającym wyrazie. - Nie wiesz, czy to nie jest od początku do końca ukartowane, Dev. Może zachowałaś się dokładnie tak, jak przewidziałem - mruknął z niby-wahaniem, ale też przekonaniem, które pobrzmiewało w końcowych tonach jego głosu. Może to świadczyłoby o tym, że i on jest masochistą, jeśli jego przyznanie się do winy miałoby coś wspólnego z prawdą.
...ale nie miało, a ona zapewne była tego świadoma, tak jak i mogła wyczuć, że Griffith często się zgrywał, a rzadziej w pewnym tonie używał równie poważnych zwrotów, które miały idealnie odzwierciedlać rzeczywistość.
Jego entuzjazm osłabł, gdy wyczekiwane Honolulu okazało się leśną chatą pośrodku gór. Może w innym przypadku - gdyby się na to przygotował (psychicznie i pod względem zapakowanych rzeczy), byłby zachwycony scenerią i możliwościami, które dawał Park Narodowy, ale... nie tym razem. Zacisnął wargi i ze zmarszczonym czołem patrzył na kolorowy napis.
- Uhm. Dokładnie takie szczytowanie miałem na myśli - rzucił pod nosem i po ciężkim westchnięciu spojrzał w bok. - Chyba nie myślisz, że będą otwarte i ot tak wejdziemy. - Wywrócił oczami, jednak nie było co dalej stać i się zastanawiać co dalej; rozwinął mapę, chcąc odszukać informacje odnośnie tego, gdzie mogli znaleźć klucze.
...albo lepiej winnego, który odpowie za ich...
...głupotę, skoro wcześniej tego nie sprawdzili.
- Klucze podobno są pod drewnem w palenisku obok wejścia - odczytał słowa na szybko (i bardzo niewyraźnie) napisane na dole kartki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Czyżby? — spytała z wyraźnym powątpiewaniem, podczas kiedy spojrzenie jej roziskrzyło się znajomym już błyskiem rzucanego mu wyzwania. — Musiałbyś sam się przekonać, bo nie zamierzam ci odpowiedzieć. Obawiam się tylko, że w innych warunkach wcale mogę nie być gościnna. — Uśmiechnęła się wymownie, przywołując jego słowa z ostatniego spotkania, za pomocą których zasugerował, że jej poczynania były efektem odwagi wynikającej jedynie z faktu, iż znajdowali się na terenie należącym do kobiety, i że w innym razie na pewno nie byłaby skłonna do takich kroków. Zamieniła tylko słowa z odważna na gościnna, ale przekaz był mniej więcej taki sam. Poza tym, czyż nie mieli teraz idealnych wręcz warunków, żeby zgłębić ten temat? Okoliczności, w jakich przyszło im się znaleźć, nie były po stronie żadnego z nich, bo nie były po stronie absolutnie nikogo. Działały pomimo i wbrew woli kogokolwiek, a przy tym nie przyczyniały się do rozwoju ingerencji z zewnątrz. To znaczyło tylko tyle, że wobec obecnych warunków byli bezbronni. Ani jedno, ani drugie nie posiadało przewagi, której tak bardzo pragnęli. Byli na równym poziomie.
— Może już to zrobiłam — powtórzyła po nim, co najmniej jakby zgadzała się z tym stwierdzeniem, a na ustach Eileen zagościł buńczuczny uśmiech, mniej więcej w tej samej chwili, co jego dłoń na jej talii. — Nie wykluczam takiej możliwości — raz jeszcze przyznała mu rację, bez skrępowania prześlizgując wzrokiem po męskiej twarzy — ale czy to znaczy, że nie ma w tym miejsca na trochę spontaniczności? — Uniosła brew ku górze w nieprzerwalnie zaczepnym geście i tonie wypowiedzi, krzyżując z nim spojrzenia, by za moment wrócić do poprzednich pozycji i kontynuować rozeznanie w terenie, a także tym, co w ogóle zaszło w czasie, w którym żadne z nich nie pomyślało, żeby w jakiś sposób zweryfikować zasady, na jakich odbywała się ta zabawa wyprawa.
— Nie — odparła machinalnie, ignorując uszczypliwość płynącą z jego postawy, lekko kontrastującej z poprzednią — ale ktoś chyba sprawuje nad tym wszystkim pieczę. — Z ciekawości zajrzała do środka przez szparę na ośnieżonym oknie. Odsunęła się jednak, zanim ten, w swoim zjadliwym humorze zdążyłby rzucić coś w stylu, że może spodziewała się ujrzeć witających ich gospodarzy z kolacją i szampanem, rozejrzała się dookoła, po to, żeby ostatecznie zatrzymać wzrok na mężczyźnie, któremu zaczęła przyglądać się z oczami przymrużonymi w podejrzliwym wyrazie.
— Przypomnij mi — zagadnęła, zwrócona w jego stronę — dlaczego to ty masz tę mapę? — Nie miała pewności, że dzielił się z nią wszystkimi odczytanymi destynacjami czy informacjami, jakie znajdowały się na wszystkich świstkach papieru w jego posiadaniu i czy nie robił sobie z niej zwykłych żartów. Ba! Miała podstawy, by przypuszczać, że tak właśnie było. Nawet nie zawahała się, wyrażając swoje wątpliwości: — Tak dobrze ci szło do tej pory, że może zaraz okaże się, że jest gdzieś jeszcze jakieś trzecie Honolulu, a dotarcie do niego wyznacza trasa z szyszek i orzechów — rzuciła, nie zważając no to, że słowa te mogły zabrzmieć jak wyrzut, podczas gdy ona cały czas łypała to na niego, to na mapę, jak gdyby miała zaraz podejść i wyrwać mu ją z rąk. — O ile wiewiórki jeszcze jej nie zjadły — mruknęła pod nosem, opuszczając ręce wzdłuż pasa z rezygnacją. Podeszła do najbliższego miejsca, przypominającego wyglądem palenisko, o którym wspomniał i, ku własnemu zaskoczeniu, znalazła klucze. Zabrała je, zerknęła za siebie i korzystając z chwili nieuwagi Blake'a, stanęła pod drzwiami chatki, otwierając ją, po czym wślizgnęła się do środka, zamykając za sobą. Tym razem zadbała, żeby towarzyszył temu charakterystyczny dźwięk.
— Prawo dżungli! — zawołała ze środka, nie zapominając o zakluczeniu drzwi, które posiadały dodatkowo zamknięcie na łańcuch. — Jak znajdziesz inne wejście, to oddam ci jedną połowę łóżka. Opłaca się, jest mega wygodne! — dodała po upływie chwili, ewidentnie nie chowając już żadnej - prawdziwej czy też udawanej - urazy. Pomijam już fakt, że nie usiadła na łóżku nawet jednym pośladkiem. Jedynie rzuciła okiem na wnękę sypialnianą, kiedy po odstawieniu walizki i plecaka urządziła sobie małą przechadzkę po wnętrzu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ani przez chwilę nie wydawało mu się, że Eileen udzieli mu odpowiedzi na te niewypowiedziane nawet pytanie. W jego tonie rzeczywiście mogła rozbrzmiewać nuta zaciekawienia i zaintrygowania tym, jak mogłoby wyglądać spotkanie bez d o ś ć przy gościnnej, aczkolwiek nie uważał, by zaledwie słowa potrafiły mu odpowiednio przedstawić sytuację. Nie był fanem teoretyzowania, które mogło być tak różne od podejmowanych decyzji, jakim blisko było do realizacji. Bez zbędnych gdybań, tworzenia scenariuszy, układania w myślach tego, co chciało się powiedzieć.
- W Honolulu... - niezależnie od tego, do jakiego trafimy -...nie będę mógł tego sprawdzić, skoro domek będzie nasz, wspólny. - Niezwykle abstrakcyjnie to brzmiało, że on, Blake Griffith, miał mieć coś wspólnego z nią. Odruchowo otaksował ciemnowłosą wzrokiem i parsknął cicho, krótko, jedynie temu odruchowi dając możliwość pokazania, że to jeden z absurdów, których nie mógł się spodziewać i nie dało się przewidzieć. Dobrze, że to wspólne ognisko (o ironio, a może p a l e n i s k o?) domowe nie miało trwać dłużej, niżeli kilka dni. I nocy, gdzie z góry uprzedził, że... mało gościnne rezerwuje sobie łóżko.
- Jeśli będę miał jakiś interes, to może cię odwiedzę w Seattle - dodał po chwili, a oprócz swoich słów wzruszył ramionami. Powód był tu kluczowy, przecież bez niego ich drogi biegły w różnych kierunkach; Eileen w stronę policji, a Blake wybrał ścieżkę palenia zwłok w Serenity. Głównie tych, których chciał się pozbyć, ponieważ poza Lucasem nie miał innego przypadku.
- Nie powiedziałem tego - oznajmił od razu - w moich sidłach też możesz być spontaniczna - mruknął, z uniesionym kącikiem ust w geście zadziornego uśmiechu. Jedno bynajmniej nie wykluczało drugiego, i nie wiedział skąd Dev wyłapała takie wnioski, dlatego od razu wolał, by całość prezentowała się klarownie. Poza tym - wciąż się zgrywali, więc to nawet nie miało większego znaczenia.
...a może miało, a te zgrywanie się czerpało z prawdy bardziej, niż mogli się spodziewać i zauważać?
Pokiwał głową na znak, że się z nią zgadza. Pomimo wszystko - całego niezadowolenia, jakie wyrażała jego postawa - teren był zadbany, podobnie jak domek, na którym na pierwszy rzut oka nie zarejestrował żadnych zniszczeń. Wystarczyło tylko inne przygotowanie i podejście, a jego nastrój bez wątpienia byłby zupełnie inny. Dodatkowo w górach łatwiej mu byłoby zgubić Dev, a to kolejny plus.
- Dlatego... - urwał, wsuwając mapę do kieszeni, a z małej torby podręcznej wyciągając paczkę papierosów i zapalniczkę. - Że ci nie ufam - dokończył myśl, nie próbując nawet ukryć swojego podejścia do jej osoby. W czasie, kiedy odpalał papierosa, usłyszał coś o orzechach, wiewiórkach i innych dziwnych rzeczach, więc zaledwie wywrócił oczami i zaciągnął się fajką. Wypuszczony w eter dym zabrał mu parę cennych sekund, aby dostrzec, jak drzwi domku zamykają się przed nim z hukiem.
- Eileen Shepherd, właśnie udowodniłaś, że mam stuprocentową rację - skwitował, następnie wsuwając fajkę między usta i rozkładając ręce na boki. Rozejrzał się po drewnianym wykończeniu domu, odnajdując pojedyncze drzwi, okna, mały komin (którym nie miał zamiaru się przeciskać, ale gdyby miał - to na pewno nie z prezentem, a rózgą).
Nie zamierzał również stać bezczynnie, więc kiedy tylko wszedł po kilku schodkach i ustawił walizkę niedaleko drzwi, postanowił obejść leśną chatkę (albo raczej chatę, bo nie była nie wiadomo jak mała) bokiem, a później przejść na jej tyły, a tam dostrzegł coś ciekawszego niż zaledwie wejście.
- Znalazłem - poinformował, pukając dwukrotnie w drzwi - powiedziałaś, że jeśli znajdę, a nie jeśli dostanę się przez nie do środka, pamiętasz? - nawiązał do wcześniejszych słów kobiety, a nie jego wina, że nie wyraziła się precyzyjnie, a on miał zamiar to wykorzystać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Eileen, pomimo ciętego języka oraz upodobania do wprowadzania błyskotliwych elementów w rozmowach, dzięki czemu odbiegały od utartych norm i obierały ciekawszy kierunek, ceniła sobie również konkrety w sprawach, które ich wymagały. Zwykle brakowało jej cierpliwości (a raczej prostolinijności) do ludzi z tendencją do niepotrzebnego rozsmarowywania się nad tematami, nad którymi nie powinno się rozsmarowywać albo które w ogóle nie zasługiwały, żeby jakkolwiek się nad nimi pochylać. To była chyba największa przeszkoda w dotarciu do niej, której nie każdy potrafił sprostać. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że Griffithowi szło to zaskakująco dobrze, niezależnie od tego, jak dużo argumentów będą jeszcze w stanie znaleźć na poparcie postanowienia o pielęgnowaniu w sobie niechęci do siebie nawzajem.
— Świetnie — skomentowała tę niezobowiązującą deklarację z nieodgadnionym wyrazem twarzy, który stał się bardziej klarowny już z kolejnymi słowami. Może cię wpuszczę — zwieńczyła całość uśmiechem, trochę jakby mówił: no to jesteśmy umówieni! Chcąc nie chcąc, zamiary te nie obowiązywały w pełni, ponieważ miała wrażenie, że sam by się wpuścił, jak to zresztą zrobił ostatnim razem. Cóż, nie protestowałaby za bardzo, oczywiście jeśli tylko humor jej na to pozwoli. Jak wiadomo, niełatwo go było przewidzieć, więc jakieś ryzyko istniało, już w szczególności w kontekście jego osoby.
— Sam do tego doprowadziłeś — odpowiedziała nieco podniesionym tonem, pół żartem, pół serio, sugerując, że to jego zachowanie przyniosło niepożądane efekty. Pytanie tylko, do czego doprowadził? Czy do dostarczenia mu powodów, dla których, w rzeczy samej, nie powinien jej ufać, czy do przyznania mu racji, a biorąc pod uwagę fakt, że zawsze przychodziło jej to z trudem lub wobec czego szukała okrężnych dróg, było swego rodzaju fenomenem i momentem przełomowym? Dostrzegała pewne zależności w obu tych kwestiach, więc odpowiedź znowu pozostała niesprecyzowana.
Podczas pobieżnego zapoznawania się z ich tymczasowym lokum na najbliższe kilka dni, słyszała kroki z zewnątrz i widziała momentami przemykającą za oknami sylwetkę, co mogło oznaczać, że mężczyzna krążył wokół domku. Właściwie to nie wiedziała, czy w ogóle istniało jakieś alternatywne wejście, dlatego zaczęła rozglądać się za takowym. Mimo że liczyła na popis jego kreatywności w rozwiązaniu zadania, to w końcu zwróciła wzrok na drugie drzwi, wychodzące na tył, zza których, wybrzmiał męski głos.
— Chyba jednak będziesz musiał wejść i przyjąć swoją nagrodę. W przeciwnym razie nie będzie ci przysługiwać — powiedziała przekornie, nie mając większych oporów przed modyfikowaniem zasad, które przecież sama powołała do życia, więc nie widziała w tym nic złego. Żeby nie było, że podkładała mu tylko kłody pod nogi, to kluczem otworzyła drzwi, za którymi się znajdował. Domyśliła się, że prędzej wyrazi sprzeciw niż dostosuje się do jej kaprysów, ale dla niej to nawet lepiej, bo dzięki temu miała przez chwilę chatkę tylko dla siebie. W oczekiwaniu na ruch Blake'a, wykorzystała ten przywilej i pozbywając się wierzchniego okrycia, kontynuowała eksplorację. Było tyle rzeczy do odkrycia, a to tylko w samym wnętrzu!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie do końca rozumiał ich relację, a co gorsza - niekoniecznie też rozumiał samego siebie w niej, a to sprawiało, że trochę się w tym gubił. Z jednej strony początkowe neutralne nastawienie do panny Shepherd zmieniło się nagle, kiedy ona tak jawnie ukazała niechęć względem niego, co poniekąd wiedział z czego wynikało, ale też nie do końca. Ciągle czuł, że coś musi być głębiej, gdzieś poza faktami i plotkami powtarzanymi przez tyle osób - że jednak nie jest niewinny, skoro pierwsze apelacje nie przyniosły oczekiwanych rezultatów i siedział za kratkami ponad pięć lat. Nadal nie wiedział co, lecz zawiesił próby drążenia tematu i płynął razem z nurtem znajomości, która zaskakiwała go wraz z każdym kolejnym zakrętem. Nieważne, czy chodziło o wydarzenia na Halloween i późniejsze spotkanie na komisariacie, czy już wygranie konkursu na jarmarku świątecznym. Eileen Shepherd była nieobliczalna, co o dziwo z nim współgrało, skoro (nadal) dawał się wciągać w te jej dziwne gierki.
- Nie masz mapy, ani zasięgu - uściślił, na wypadek, gdyby zapomniała - a jak przechodziliśmy, to widziałem tylko garstkę ludzi. Turystów - kontynuował, między jednym a kolejnymi zaciągnięciami się papierosem. Chcąc sprawdzić czy coś z zasięgiem się poprawiło, chwycił w dłoń telefon i po stwierdzeniu, że nadal nie, schował go ponownie do kieszeni.
- Bez mojej pomocy byś się stąd nie wydostała, Dev -
stwierdził kpiącym tonem - ewentualnie mógłby przyjechać po ciebie twój książę, jeśli znalazłabyś jakąś budkę telefoniczną... - mruknął z rozbawieniem rozglądając się zarówno po okolicy, jak i ich hotelu na następnych kilka dni. Bez wątpienia nie tak sobie wyobrażał pobyt w Honolulu, jak i same Honolulu. Dopalił fajkę i zgasił ją na wolnostojącej koszopopielnicy, bezpośrednio kierując się na tyły domu.
- Ty mnie za chwilę też doprowadzisz - rzucił pod nosem - i znajdę się na skraju cierpliwości - dokończył myśl, by sobie nie pomyślała, że chodził mu po głowie jakiś pozytyw. No, może to, że niespodziewanie wysłała mu roznegliżowane zdjęcie było jakimś znakiem i podpowiedzią, tego też jeszcze nie rozgryzł, ale zapewne podejmie temat, jak będzie ku temu okazja. Zamiast skupić się na otwieranych drzwiach, podszedł do jacuzzi, najwyraźniej przystosowanego do niskich temperatur. Nie znajdowała się w nim na ten moment woda, aczkolwiek izolacja termiczna - wedle pozostawionej notatki - pozwalała na korzystanie z udogodnienia.
- Nie rozmawialiśmy czasami o tym, że ja zajmuję sypialnię? -
zapytał, mijając za przekroczonym progiem ciemnowłosą i zadzierając głowę, by spojrzeć na drabinę prowadzącą, najwyraźniej, do łóżka.
- Lunatykujesz? - zapytał, szybko zaciskając usta, by nie pokazać uśmiechu. - Jeśli tak, to... - nie będzie zbyt rozsądnym, byś tam spała. - Chętnie ci ją oddam. - Posłał jej szybkie, przelotne spojrzenie i odwrócił się tyłem, by ukryć rozbawienie. Odwiesił kurtkę na wieszak i ruszył do frontowych drzwi, aby wciągnąć swoją walizkę do środka. Tym razem jednak był ostrożniejszy i stanął między wejściem a wyjściem - by przypadkiem nie próbowała zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, kiedy wcześniej pozbył się odzienia wierzchniego.
- Domyślam się, że i ty byłaś przygotowana na inną pogodę -
powiedział, patrząc to na swój, to na jej bagaż. Cóż, pozostawało liczyć na to, że uratuje ich jakiś sklep oferujący ubrania adekwatne do mroźnej pogody, a nie na słoneczną plażę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Z twoją pomocą utknęłabym tu na dobre — prychnęła pod nosem. Właśnie do tego doprowadziłaby ta jego pomoc. Zostawiłby ją tu na pastwę losu. Nie wyszłaby na tym stratnie, bo zdążyła polubić tutejszy klimat, ale tylko do momentu, w którym na przykład, nie przehandlowałby jej któremuś ze wspomnianych turystów za skórę niedźwiedzią, z której zrobiłby sobie dodatkowe posłanie na przetrzymanie ciężkich, mroźnych nocy. — Nie doceniasz moich możliwości, Griffith. — Pokręciła głową z lekką urazą, gdy już dołączył do niej w środku. Z doświadczenia wiedziała, że to bardzo zgubne i naiwne podejście, zwłaszcza w stosunku do nieobliczalnych osób.
— Owszem, rozmawialiśmy — przyznała bez protestów — ale nigdy nic z tego nie wynika, więc musiałam zadziałać. — Zerknęła na niego z bezradnym wzruszeniem ramion. Doszła do wniosku, że to najwyższy czas, aby wprowadzić w życie jakąś akcje, a nie tylko puste słowa, które potrafiły zdziałać dużo, ale dopiero w połączeniu z praktyką tworzyły konkretną robotę. Trzeba było wiedzieć, kiedy przejść z jednego procesu do drugiego, w którym to czynne działanie zyskiwało przewagę nad słowami. — Działanie zawsze zwycięża słowa — powtórzyła na głos przepływ swoich myśli. — Nie zaprzeczysz chyba, że zapracowałam sobie na drugą połowę. — Uniosła brew podstępnie, zupełnie tak jak jej zachowanie sprzed chwili. Spróbowałby tylko powiedzieć, że nie!
— Nie, ale obawiam się, że mogę zacząć — odparła zaczepnie, najwyraźniej dając mu do zrozumienia, że jego obecność w łóżku była aż tak złym pomysłem, że nabycie umiejętności lunatykowania przez noc było bardzo prawdopodobne, a to, że mogłaby na skutek tego zrobić sobie krzywdę wcale nie wydawało się takie straszne, bo wtedy to on poniekąd będzie za to odpowiedzialny, co z kolei było pokrzepiające do tego stopnia, żeby odsunąć od siebie wszelkie obawy. — Ale za to rozpycham się. Potrafię być napastliwa i... gwałtowna — dodała z takim przekonaniem, jakby miało go to zniechęcić. Dlaczego niby nie miała mieć z tego frajdy?
— Czy to jakaś sugestia z twojej strony, żebym pokazała ci zawartość mojej walizki? — Cóż, pomijając dosyć nieciekawy początek, to miała dzisiaj bardzo... rubaszny nastrój, więc łapanie go za słówka i przekręcanie jego wypowiedzi na swoją korzyść szło jej z zadziwiającą zręcznością. Idąc za ciosem, utkwiła w nim wyzywający wzrok i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. — Życzysz sobie też wizualnej prezentacji na żywo? — Jej spojrzenie przybrało na intensywności, jak gdyby w ten sposób zachęcała go do większej śmiałości w podjęciu decyzji, mimo że doskonale wiedziała, że jej nie potrzebował, aczkolwiek tym razem przez jej głos przebijało się wyraźne rozbawienie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W niemej odpowiedzi na jej stwierdzenie, Blake zaledwie uśmiechnął się; subtelnie, krótko, zachowując swoje przemyślenia w zasięgu innych niewiadomych. Nie poparł jej słów, ale też nie zaprzeczył, przy okazji notując, że Eileen potrafiła mieć całkiem niezłe pomysły, coś, na co wcześniej nie wpadł. Przyszło mu jedynie do głowy to, aby pozbyć się ciemnowłosej na czas wakacji - oddając ją ich taksówkarzowi, lecz finalnie okazało się, że to on skończył z nią nie tylko w jednym domku, ale i łóżku. I to właśnie na nim - a wcześniej schodach - utkwił swoje spojrzenie, które niedługo później zostało przekierowane na jedną z dwóch niewielkich kanap tuż przy wejściu.
Może warto było się nad tym zastanowić?
...a z drugiej strony wybranie ich zamiast wygodniejszego łóżka na piętrze było równoznaczne z kapitulacją.
- Masz rację - poparł jej słowa, tym razem uznając, że może to zrobić. - Nie doceniam, ale kto wie... - urwał, krzyżując ręce na klatce piersiowej w tej samej chwili, w której skrzyżował swoje spojrzenie z Eileen. Nie odezwał się od razu, a próbował rozszyfrować emocje zdobiące jej twarz, które ku jego zdziwieniu nie wyrażały niechęci ani złości płynącej z faktu, że znaleźli się w całkowicie innym Honolulu.
Rzeczywiście jej nie doceniał.
- Może podczas tego wyjazdu dasz radę zaskoczyć mnie pozytywnie i zacznę to robić - powiedział, hamując się przed tym, by nie dodać, że w zasadzie... już to zrobiła, nawet nie raz, więc powinna wiedzieć jak to... ugryźć. Lekkie sprowokowanie pani analityk nie było przecież niczym złym, biorąc pod uwagę również to, że mogła chcieć zrobić mu na złość i zacznie być nieznośna bardziej, niż zazwyczaj. Lepiej wychodziło im komunikowanie się za pomocą smsów... i mmsów.
- Wygląda na to, że lepiej od rozmów wychodzą nam czyny, Shepherd - skwitował krótko, dodając do tego pewny siebie, zadziorny uśmiech. Nie czekając dłużej, zdjął buty i skierował się na górę, aby rozeznać w niewielkiej, ale bez wątpienia przytulnej sypialni, którą prawie całą wypełniał ułożony na paletach gruby materac z pościelą i poduszkami. Wsunięty wcześniej do kieszeni bluzy telefon poprzez wibracje zakomunikował jedno: udało się (na jak długo? nie wiadomo) złapać zasięg.
- Nie wystraszysz mnie tym - odpowiedział - też potrafię... różne rzeczy - powiedział, nie do końca precyzując jakie, ale i tego, czy tylko i wyłącznie chodziło mu na łóżko, chociaż to właśnie na nie zerknął.
- Skoro już ją zasugerowałaś - podjął, kończąc odpisywać na wiadomość i zostawiając zablokowanego smartfona na pościeli. Zszedł po schodkach w dół, zatrzymując się bezpośrednio przed Dev i rozłożył szeroko ręce na boki.
- Śmiało - zachęcił, nie odrywając wzroku od jej tęczówek. - Bikini na pewno wzięłaś, a wydaje mi się, że akurat ono się przyda. - W końcu mieli jacuzzi, choć nawet nie był pewien, czy jego obecność zarejestrowała, czy jeszcze nie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Nie nudzi mi się jeszcze tak bardzo, żeby całą uwagę skupiać na tobie — odparła przekornie, mierząc go wzrokiem, niespiesznie i leniwie, jakby czynność ta wymagała takich środków. Zawsze lubiła fundować sobie pełnie możliwości, nawet w minimalnych warunkach. — Zwłaszcza w miejscu takim jak to. Nieważne jak bardzo będziesz starał się ograniczyć mój punkt widzenia do siebie. — Wiadomo było, że w większości się z nim droczyła, aczkolwiek naprawdę nie zamierzała zabiegać o męską uwagę, a już tym bardziej uznanie. I bez tego była w stanie osiągnąć to, co chciała. Co z tego, że ostatnie miesiące, w dużej mierze spędziła na skrupulatnym studiowaniu jego akt i historii. Pocieszające w tym zatraceniu było jedynie to, że nie robiła tego ze względu na siebie.
— To by znaczyło, że nie jest z nami jeszcze tak źle. — Te słowa brzmiały nienaturalnie w odniesieniu do nich razem, nawet z żartobliwą nutą ukrytą w ostatecznym wydźwięku. Sam fakt, że w ogóle wyraziła się o nich w ten sposób, że byli jacyś oni. Jak gdyby nagle zaczęła mówić w innym, niezrozumiałym języku. Może to ten nowy klimat, jak i to, że przez najbliższych kilka dni wszystko miało być wspólne? Nic innego nie przychodziło jej do głowy, a to, co pojawiło się w ramach uzasadnienia i tak wydawało się naciągane.
— Tak myślałam, że nie jest ci to obce — mruknęła z rozbawieniem. — Może okaże się jeszcze, że to polubisz — dodała zaczepnie, zerkając na niego z ukosa, kiedy przyzwyczajała otoczenie do swojej obecności, przetrzepując swój plecak, przez co część rzeczy kobiety pozostała już poza jego obrębem. — Masz swoją ulubioną stronę? — zapytała z dołu, z czystej złośliwości ciekawości, a nie dlatego, że zamierzała dostosowywać się do jego preferencji. Trochę tak, jakby kwestia z łóżkiem była już przesądzona.
Korzystając z momentu, w którym mężczyzna oddalił się, sama wyciągnęła telefon z kieszeni, ale tylko po to, by schować go w najgłębsze zakamarki plecaka, gdyż od początku wyprawy - czego on nie mógł wiedzieć, dzięki jej wrodzonej przebiegłości - telefon był wyłączony, więc na dobrą sprawę nie miała pojęcia, czy i kiedy zasięg był dostępny. To był jej czas. Chciała spędzić go w jak najbardziej możliwym odizolowaniu od rzeczywistości, którą dobrowolnie porzuciła. Odrzuciła nawet możliwość kontaktu z Loganem, który mógł się jednak wyłamać od swojego postanowienia unikania jej i oddzwonić. Potrzebowała tych kilku dni dla siebie, z dala od tego, co w ogóle ją tu przywiodło w pierwszej kolejności. Musiało być źle, skoro zdecydowała się na towarzystwo Griffitha jako alternatywę oraz odpoczynek od dotychczasowego trybu życia.
— Może wzięłam — powiedziała, zupełnie jak on chwilę wcześniej, nie przyznając mu racji, ale też niczego nie negując. Zamiast tego zrobiła krok w jego stronę, stając naprzeciw i zadzierając nieznacznie brodę, żeby intensywność spojrzenia, jakie wbiła w męskie tęczówki, zyskała lepszy efekt. — I tak nie będzie to nic zaskakującego, skoro widziałeś dużo więcej — zauważyła z zuchwałym uśmiechem, błąkającym się na ustach. Możliwe, że widział nawet więcej niż zasłużył powinien. Nie wiedziała jeszcze, ile faktycznie się na to składało, że nie ograniczyło się to wyłącznie do wspólnego wieczoru w wannie... i że w związku z tym posiadała nad nim pewnego rodzaju przewagę. Ale czy na pewno? — Zauważyłam. — Rzuciła okiem na tylne drzwi, za którymi znajdowało się jacuzzi. Powiedzmy, że widziała je z okna, gdy urządziła sobie w środku małą kontrolę wnętrza. — Poniekąd mamy to już za sobą i nic takiego nie było potrzebne. — Wymowny wyraz zagościł na krótko na twarzy Eileen. — Wymyśl coś innego, a ja w tym czasie zastanowię się, czy naprawdę warto.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Griffith nie miał zamiaru jej ograniczać czegokolwiek, a przede czuł potrzeby blokowania możliwości korzystania z tego, co dawała im natura w parku narodowym. To nawet była całkiem korzystna opcja - aby spędzali ze sobą minimum czasu, podczas którego nie było innej opcji, jak tylko pozostanie w drewnianym domku. Noce, czy poranki, ewentualnie mijanie się w międzyczasie. Nie był typem, który komukolwiek narzucał swoją obecność, albo narzekał, gdy nie miał towarzystwa i musiał samotnie wymyślać atrakcje dla samego siebie. Jednak w tym przypadku dobrze (tak mu się wydawało) wyczuł kontekst i zamiast słów ciemnowłosej, dlatego uśmiechnął się kpiąco i spojrzał na nią z politowaniem.
- Wyparcie i zaprzeczenie jest jednym ze sposobów, kiedy nie chcesz się do czegoś przyznać - stwierdził, zawieszając wzrok na wysokości jej oczu. - Ale już cię trochę poznałem i słowa... to tylko słowa. - Uniósł zadziornie brodę, nie omieszkując, by przy okazji nie otaksować jej sylwetki. Wcześniej sama to przyznała - że rozmowy niekiedy mało dawały, należało zamiast tego przejść do czynów, a Griffith nie wahał się przyznać, iż działanie wychodziło im lepiej, niżeli konwersacje. Ewentualnie mogliby się jeszcze komunikować za pomocą wiadomości, czy mmsów, gdyby nie to, że przeszkadzały w tym braki zasięgu, ale i wyłączony telefon kobiety, ale akurat o tym nie mógł wiedzieć.
- Nie mam - odpowiedział od razu, nawiązując do stron łóżka - noc jest długa, często je zmieniam. Nie lubię się ograniczać do jednej. - Rozłożył ręce na boki w wyrazie pozornej bezradności, ale zuchwały uśmiech czający się gdzieś w kącikach ust świadczył o czymś innym. Kłamał; nie miał w zwyczaju wędrować po łóżku, a jak zasnął po jego prawej stronie, to zazwyczaj po niej się budził. Brakowało w tym rozrzuconej pościeli (o ile tylko spał), czy poduszek, które pospadały na podłogę. Pod tym względem był grzeczny, choć tu miał przewagę, bo tego ona nie wiedziała.
- Nie boisz się? - zapytał nagle, między otwieraniem walizki, a rzucenie okiem na Shepherd. - Spędzić ze mną kilku dni w tym miejscu. - Daleko od Seattle, od sklepu jej ojca, od własnego domu... W końcu skoro miała go za mordercę, ten fakt miał prawo go zainteresować i wzbudzić automatycznie swojego rodzaju niezrozumienie względem jej wyborów i decyzji. Temu akurat się nie dziwił; podobieństwa zgrabnie równoważyły się z różnicami, których także było trochę.
- Widziałem - potwierdził - ale może nie było tak spektakularne, bym wciąż trzymał te kadry w pamięci? - Uniósł pytająco brew, całość świadomie ubierając w ton sugerujący zawahanie, a nie pewność. Pamiętał prawdopodobnie więcej, niż mogło się jej wydawać.
- Poza tym było ciemno, a to potrafi zmienić odbiór - dodał, nie wspominając (jeszcze) o zdjęciach. To również zrobił świadomie, chcąc ją przy okazji sprowokować do podjęcia kroków, jakie przed momentem zasugerował. Po prostu, dla satysfakcji, niekoniecznie po to, by napawać się widokiem Eileen w bikini.
W końcu mógł sięgnąć po telefon i na przesłanych selfie nie miała nawet tego.
- Nie muszę nic wymyślać, Shepherd - oświadczył rozsiadając się na fotelu - i równie dobrze ty możesz zostać... bez niczego - mruknął, zakładając ręce za głowę i rozglądając się przelotnie po wnętrzu. Początkowo ocenił ich hotel zbyt surowo - wcale nie było tak źle, jak myślał przed kwadransem.
- Albo ubrać strój dla wprawionego wspinacza górskiego, a dobrze wiemy, że go nie wzięłaś. - No dalej, zaskocz mnie.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”