WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Ostatnio zmieniony 2022-01-15, 22:19 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Nie powinien tu być, lecz przez wszystkie zawirowania w ciągu dnia... po prostu przegrał z samym sobą i z dokładnie ukrywaną ciekawością uprzedził narzeczoną o swoim przybyciu. Tak się złożyło, iż jej wianuszek wsparcia akurat nie pojawił się na planowanym maratonie po salonach z sukniami ślubnymi - co zdaniem Dantego trwało już zdecydowanie zbyt długo. Ile czasu trzeba poświęcić na znalezienie tej odpowiedniej kreacji? Nie wiedział, lecz również nie zamierzał o to dopytywać - nauczony przez życie doskonale zdawał sobie sprawę, że pewnych spraw nie powinno się poruszać z przyszłą panną młodą, która dodatkowo posiadała dość ognisty temperament. Zjawił się wręcz od razu, gdy tylko otrzymał krótkiego sms'a od ukochanej. Jednak nie zamierzał dać się nabrać, że skończona walka z sukniami świadczyła o zakupie jednej z nich. Nie urodził się wczoraj i nie liczył na zbyt wiele szczęścia pana młodego. - Tina, kochanie... - powitał ją krótkim pocałunkiem, gdy tylko znalazła się w jego ramionach. Zerknął w dół z nadzieją, lecz nie dostrzegł żadnego pakunku - choć może nie pakowali ich na miejscu? Westchnął cicho, przenosząc ponownie wzrok na piękną Latynoskę. Nigdy nie miał anielskiej cierpliwości i teraz ogromnie to odczuwał. Dodatkowym problemem były ich podobne charaktery, z którymi nie tak trudno było już o popisową kłótnię. - Powiedz, że udało Ci się coś znaleźć? - Wcale nie powiedział tego z przebijającą się desperacją w głosie. Jeszcze chwila a obdzwoni wszystkich znanych mu projektantów i zamknie w jednym pomieszczeniu z Valetiną i wypuści dopiero w białej sukni, by udać się z nią prosto do ołtarza. Wtedy zdał sobie sprawę, że powinien na to wpaść już na samym początku ich przeprawy przez przygotowania do ślubu. Najwidoczniej człowiek uczy się całe życie na własnych błędach... i biednych, zestresowanych sprzedawczyniach zerkających niepewnie w ich kierunku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Gdyby ktoś spytał ekspedientek o zdanie to z pewnością by powiedziały, że Valentina była jedną z gorszych panien (nie tak znowu) młodych. Panny młode z piekła rodem to zdecydowanie program, w którym Tina mogłaby zabłysnąć i sprawić, że mężowie całowaliby po stopach swoje obecne partnerki. Bo tak, latynoski temperament nie był okolicznością łagodzącą dla stresu i zdenerwowania jakie towarzyszyło przy przygotowaniach, ale jednak to on sprawiał, że Tina potrafiła krzyczeć na cały sklep, kiedy wciskała się w kolejną sukienkę, która okazywała się nie być tą jedyną, wymarzoną. Wybór był trudny, zważywszy na to, że Valentina miała już swoje lata i czasem jej już czegoś nie wypadało robić. A do tego jej sztab weselny nie mógł się pojawić w sklepie, bo wiadomo każda z nich miała swoje życie. To już nie były młode kobiety z pracą na umowę zlecenie. Każdy miał swój własny cyrk i własne małpy do ogarnięcia i, chociaż można by pomyśleć inaczej, Valentina nie miała im tego za złe. Bardziej martwił ją fakt, że nie może się nawet skontaktować z córką aby powiedzieć jej o Danny'm, a co dopiero powiadomić, że postanowiła wziąć z nim ślub. Taki z prawdziwego zdarzenia! - Hola mi amor - nie mogła nic poradzić, że chociaż w prostych przywitaniach lubiła wracać do swojego ojczystego języka i uwolnić się od angielskiego. - No, nic nie znalazłam. Żadna nie jest odpowiednia - zawyrokowała i posłała spojrzenie jadowitego węża w stronę sprzedawczyń, chociaż to nie one ponosiły tu winę. To sytuacja podobna do takich w restauracji, kelner dostaje opierdziel za coś, co spieprzył kucharz. Bo kliencie to spłynie, po kucharzu też, a kelner płonie niczym pochodnia. - To znaczy jest może jedna, ale sama nie wiem - zaczęła niepewnie bo w sumie już czuła, że to posunięcie mogło ją wiele kosztować. Zaraz będzie kazał jej wziąć właśnie tę, a ona nie chciała! To już jej trzeci ślub, ale pierwszy w kościele. Chciała w końcu wyglądać jak marzenie, w sukience jak ze snów! - A ty, masz już garnitur? - zagadnęła, przekręcając kota ogonem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy kiedykolwiek widział się przed ołtarzem, składając obietnicę swojej wiecznej miłości? Czasami zastanawiał się nad śmiałością takiego założenia, bo czego mogliśmy być tak naprawdę pewni? Dante bez mrugnięcia okiem potrafił dostrzec swoje wady i w porywach gorszego humoru... sporządzić całą listę. Bez wątpienia nie zaliczał się do najlepszych kandydatów na męża, ale najwidoczniej Tinie to nie przeszkadzało - dziwiło go to? Niezmiernie, choć ostatecznie nie zamierzał podważać jej uczuć. Inną rzeczą, przez którą nigdy nie wyobrażał sobie własnego ślubu... była związana z tym organizacja. Początkowo machnął na to ręką, nieświadom jak wielki chaos zapanuje przez to w jego spokojnym życiu - przynajmnej spokojniejszym przed maratonami wybierania odpowiedniego tortu na wesele. Ledwo orientował się w tych wszystkich zwyczajach i sprawach potrzebnych do przebiegu całej ceremonii i tak naprawdę najchętniej zrzuciłby to brzemię na kogoś innego. Dante był przez moment bliski wykręcenia się własnym interesem, lecz nie potrafił zostawić Valentiny z tym samej. Doskonale wiedział, że nie dałaby mu potem z tym żyć... a tego zdecydowanie pragnąłby uniknąć. Uśmiechnął się lekko, słysząc padające z jej ust hiszpańskie słowa i tylko pocałował ją w czubek głowy. To zaczynali prawdziwą zabawę! - A taka odpowiednia w ogóle istnieje? - zapytał dość retorycznie... oraz ryzykownie, ale obawiał się kolejnych godzin spędzonych w następnych sklepach. - Czemu nie wiesz? Może można ją przerobić? - tonący brzytwy się chwyta? Bardzo możliwe w jego przypadku, bo strzelał radami prawie na oślep. - Najłatwiej będzie dopasować go do Twojej sukienki... - I to się nazywa wrodzony spryt!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Można powiedzieć, że Valentina stała przed ołtarzem, czy tam w urzędzie stanu cywilnego zbyt wiele razy. Pierwszy raz, był podyktowały młodzieńczą głupotą i impulsem. Za drugim razem kierowała się dobrem swoich dzieci, w końcu była matką i musiała zadbać o ich przyszłość, a Arthur wydawał się naprawdę dobrym człowiekiem. Teraz? Przygotowywała się do swojego trzeciego ślubu i w końcu mogła powiedzieć, że brała ten ślub nie z poczucia obowiązku czy obawy, ale dlatego, że chciała zestarzeć się przy boku tego mężczyzny. Mimo kłótni, które były nieodłącznym elementem ich codzienności, ale wiedziała, że ostatecznie się dogadają. Nie miała ochoty zabić go spojrzeniem z samego rana. Poniekąd dlatego szukała idealnej sukienki, bo ta próżniejsza część jej osobowości chciała wyglądać dla niego perfekcyjnie. Nawet jeżeli on od niej tego nie wymagał, taka już była!
Jednocześnie naprawdę uważała, że jego troska jest urocza, ale Dante równie dobrze mógł stanąć na rzęsach, Tina nie mogła pokazać mu się teraz w ślubnej kreacji. Chyba przyszły pan młody zapomniał, że ma do czynienia z kobietą nad wyraz przesądną. Wywróciła oczami. - Mi amor, jeżeli próbujesz mnie wpędzić do grobu przed ślubem to jesteś na dobrej drodze - powiedziała, wywracając oczami. - Przecież wiesz, że nie mogę pokazać ci sukni, to przynosi pecha - sama już nie wiedziała, czy podejście do przesądów Dantego ją złościło czy jednak rozczulało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dante wprawdzie kilka razy był bliski otarcia się o małżeństwo, lecz zawsze to on uciekał przed odpowiedzialnością składanej przysięgi. Zawsze starał się nie rzucać słów na wiatr, więc wizja takiego związku dla świętego spokoju jakoś nie przemawiała do jego natury. Wolał wieść dość przebojowe życie, nie łamiąc przy tym słowa danemu komuś w przypływie chwili. Potem niespodziewanie się to zmieniło, gdy po raz pierwszy wpadł na Valentinę. Nie ukrywał, że ich początki były dość trudne - w końcu Tina nigdy nie zaliczała się do kobiet, które stawały się tylko potulną ozdobą u boku mężczyzny. Była ambitna i z charakterem... jak mógł nie przepaść?
Wywrócił oczami i jeszcze raz ucałował ukochaną w czubek głowy. To nie tak, że starał się jakoś ją ugłaskać! - Kochanie, przecież będziesz we wszystkim wyglądała zabójczo... w przenośni, ponieważ wolałbym uniknąć trupów na własnym ślubie - A z jej charakterem... oraz z jego interesami wydawało się to dość prawdopodobną opcją. Czy właśnie takimi słowami kopał sobie grób? W końcu panny młode często przywiązywały dużą wagę do wybrania tej JEDYNEJ sukni i Dante nie mógł jej za to winić. - Wierzysz w takie rzeczy? - Tak, słyszał o tym i jakoś to do niego nie przemawiało. Czemu skrawek materiału miał mieć jakiekolwiek znaczenie w ich dalszym życiu? On zdecydowanie wyrobił już limit pecha za ich dwójkę, więc był przygotowany na wiele. Odsunął się od niej na moment, rozglądając po wieszakach i manekinach z sukniami. Po kilkunastu sekundach wskazał Latynosce na jeden stojący nieopodal. - A ta? Chyba dobrze podkreśla figurę... i ma koronki, więc to dobrze? - Dante Guru modowe Guerriero właśnie przemówił, proszę państwa!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ich sytuacja była też inna, kiedy Valentina przyjechała do USA była tak naprawdę jeszcze dzieckiem, które miało własne dzieci. A do tego musiała myśleć nie tylko o sobie, ale także o tym jak zapewni byt istotkom, które były całkiem zależne od niej i od najbardziej nieodpowiedzialnego człowieka, jakiego znała. Poza tym wychowała się w kompletnie innym środowisku, gdzie kobiety nadal młodo wychodziły za mąż, a bycie matką i żoną należało do ich największych obowiązków. I Tina nie uważała, że to coś złego, chociaż nie zmuszała do tego swojej córki. W każdym razie wiedziała, że w Ameryce nie da rady samodzielnie zapewnić bytu swoim dzieciom, nie takiego, na jaki zasłużyły. I miała szczęście, że znalazła Arthura, który otoczył ją i dzieci swoją opieką, a z czasem stał się sercem ich nowej rodziny. Valentina kochała go na swój sposób, nawet jeżeli na początku był jedynie furtką do lepszego życia dla jej pociech. Z Dante było inaczej, to uczucie pojawiło się tak nagle i niespodziewanie, a jednak nie wygasało z każdym dniem, wręcz przeciwnie. Popatrzyła na niego przez chwilę, a potem uśmiechnęła się i delikatnym ruchem niby to poprawiła jego włosy, chociaż te wcale nie potrzebowały jej interwencji. - Skoro nie chcesz trupa, to musimy przemyśleć listę gości ze strony mojej rodziny - rzuciła trochę żartem, a trochę serio. Cóż, zapewne nadal jej dorastanie i rodzina z Kolumbii były dla przyszłego męża jedną wielką zagadką, a Valentina ukrywała niektóre fakty, aby małżonka nie wystraszyć. Na przykład nie chwaliła się tym, że wie jak przemycić ostrze w bagażu podręcznym. Kiedy zakwestionował prawdziwość ślubnego przesądu, zrobiła typowy gasp in spanish. - Wypluj te słowa - no co, Marquez była dużo bardziej przesądna niż on. I tego akurat nie ukrywała. Wywróciła na niego oczami. Normalnie pewnie by już go wyganiała, krzycząc i wymachując rękoma, ale prawda była taka, że tu chodziło o coś więcej, niż jedynie przesąd. Uniosła jedną brew ku górze. - No, ta nie - zaprzeczyła zdecydowanie. - Dante, mi carino, nie chodzi tylko o przesąd. Chciałabym, żebyś to w dzień naszego ślubu pierwszy raz zobaczył mnie w białej sukni - to z tego powodu głęboko schowała swoje zdjęcia z dwóch poprzednich, żeby przypadkiem ich nie znalazł.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie zastanawiał się jakie trudy musiała znosić Tina i to od wczesnych lat. Jego rodzina, pomimo emigranckiego pochodzenia nie napotkała na swojej drodze takich przeszkód. Och, nawet już w dorosłym życiu, które swoją drogą zaczynał z dość dobrym startem, to nie posiadał tylu zmartwień i problemów co jego narzeczona. W końcu nie dźwigał na własnych barkach ciężaru odpowiedzialności za dzieci. Mógł sam się po prostu staczać w jakikolwiek sposób tylko chciał i nie zastanawiać się przy tym nad możliwymi konsekwencjami, które odcisną się przez to na jego bliskich. Właściwie z rodziną również widywał się dość rzadko, bo nie potrafił w swoim zabieganym stylu życia wcisnąć jeszcze i tego aspektu. Dlatego z takim zadziwieniem przyglądał się własnym poczynaniom. Ślub? Zakładanie rodziny? Ktoś, kto dobrze znał Dantego bez problemu zakwalifikowałby tę sytuację do nietypowych, a nawet lekko przerażających. Jakby porządnie walnął się w głowę i zmienił swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni. - Co? Przemyśleć? Czy to jakiś żart, bo czasami przez ton twojego głosu trudno mi to odgadnąć... a właściwie niewiele o nich wspominałaś - Zamyślił się, kiedy nagle wspomniała o swoich bliskich. To tylko uwypukliło, jaki z niego słaby materiał na męża - kompletnie nic o nich nie wiedział. Powinien nalegać, by o nich opowiadała? Wcześniej nie odczuwał takiej potrzeby, lecz teraz najwidoczniej wychodziły jego braki w wiedzy. Obrzucił ją uważnym spojrzeniem, gdy zastanawiał się nad najlepszym rozwiązaniem. Z drugiej strony on na pewno nie potrafiłby rozsądnie wybrać gości... więc może jednak zastosować jeszcze jedną opcję i ograniczyć się do najbliższych? To zdecydowanie nie przeszkadzałoby mężczyźnie. Nawet jakby na imprezę dla setek przyszło kilkanaście osób, bo zawsze jakoś spokojniej. - No nie mów, że w to wierszy? - powtórzył nadal zdumiony jej wiarą w zabobony. Rozumiał postępować tak z przyzwyczajenia... ale naprawdę sądzić, że coś może stać się przez zobaczenie sukni ślubnej przed czasem? - Ach, jeśli dla Ciebie to jest takie ważne... to dla mnie też. Może Twoja córka jakąś znajdzie? - wcale nie tak, że chciał podsunąć jej pomysł wysługiwania się dziećmi. On? Skądże znowu!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czekała zdenerwowana przed salonem sukien ślubnych. Stres zżerał ją od środka. Opatuliła się mocniej szalikiem, a na ramieniu poprawiła pasek od torebki trzymając go przy okazji kurczowo. Rozglądała się, czy zaraz zza rodu nie wyskoczy jej Cadence. Już wiedziała, że jest na nią wściekły. Miał właściwie powód. Nie dziwiła mu się. Nie wiedziała jednak jeszcze, jak mu to wszystko wytłumaczyć. Z drugiej strony, jeśli będzie mu tłumaczyć dokładnie, to tym bardziej wściekły będzie. Nerwowo przestępowała z nogi na nogę.
Brunetka wciąż miała od tego wszystkiego mętlik w głowie. Już w głowie miała tysiące pytań i ewentualnych teorii spiskowych, jakie to będzie jej wywalał z rękawa przyjaciel. No i zapewne będzie miał rację, ale to nie pomoże jej w całym tym galimatiasie. Nie umiałaby tego wszystkiego odkręcić. Poza tym Leo był przystojny jak cholera. Chociaż wciąż nie umiała wyobrazić siebie w roli żony prezesa dużej firmy. te wszystkie bankiety, bale, spotkania i bycie wielką panią prezesową. Miała wrażenie, że to ją wszystko przerasta. W teorii Leo mówił, by mu mówiła co jej leży na serduchu. z drugiej zaś strony bała się mówić cokolwiek, bo mogłaby zostać źle odebrana.
Rae westchnęła głośno zrezygnowana. Zmiotła dłonią odzianą w rękawiczkę śnieg, z pobliskiej ławeczki i przycupnęła na niej. Spojrzała smętnie na własne stopy. Chciała być czyjąś żoną, znaleźć tą idealną suknię, ale czy warto było szukać tej, w której poczuje się jak księżniczka, jeśli groził jej rozwód po roku małżeństwa? Znów głośno westchnęła. Przymknęła na chwilę oczy, aby się uspokoić i odsunąć na razie te myśli od siebie. Niestety nie dało się tego zrobić, bo na bank zaraz przyjdzie Cadence i zacznie się wszystko od nowa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#8 To wszystko brzmi trochę tak, jakby Cadence był niedoszłym kochankiem Rae, postawionym przed nagłą wiadomością o jej rychłym zamążpójściu, ale tak naprawdę wszystko było jeszcze bardziej skomplikowane. Bo gdyby rozchodziło się o złamane serce, zignorowałby jej wiadomość i wyjechałby na Karaiby czy w inne odległe miejsce, gdzie mógłby spokojnie leczyć swoje zranione uczucia. Tymczasem jednak w grę wchodziła zwykła, najczystsza przyjaźń, co było jeszcze bardziej skomplikowane, ponieważ nie mógł tak po prostu machnąć na Rae ręką, zostawiając ją z całym tym piwem, które sobie nawarzyła. Jako dobry przyjaciel musiał zmierzyć się z gównem, w jakie wpakowała się z własnej woli i mieć nadzieję, że nie ubabra się za bardzo przy próbach wyciągnięcia jej z tego przeklętego szamba. O ile Ashdown w ogóle będzie chciała się z niego wydostać, co do czego miał pewne wątpliwości. Wydawało się, jakoby ten cały typ od czekoladek wyprał jej mózg i okej, Cadence zawsze wiedział, że Rae była naiwna, ale nie aż tak, żeby dać się wplątać w taką głupotę.
Gdy tylko zobaczył ją, siedzącą na ławce z przymkniętymi oczami, zapragnął aż potrząsnąć nią mocno, byleby się ogarnęła, otworzyła te głupie oczy, zobaczyła, w jakie świństwo się pakowała. Zamiast tego, stanął obok niej z rękami założonymi na piersi i odchrząknął sucho.
Lepiej żebyś wychodziła za mąż dla hajsu i lepiej, żeby miał go dużo, bo jeśli masz zamiar wmawiać mi, że robisz to dla dzieci, tak jak to wmawiasz samej sobie, to chyba cię jebnę – powiedział bez ogródek, a jakaś przechodząca obok nich staruszka rzuciła im uważne spojrzenie. Miała jednak wystarczająco dużo ogłady, aby nic nie powiedzieć. W przeciwnym razie Thompson na pewno by wybuchł i wszystko przestałoby być zabawne.
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -60px; margin-left: -95px;" src="https://pngpress.com/wp-content/uploads ... e35b30.png" width="350px" height="190px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #88a2be solid 1px; padding: 2px; margin-top: 15px;" src="https://64.media.tumblr.com/d4d0b2f7a79 ... ddbd0.gifv" width="210px" />
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4c8698; padding-top: -40px; margin-top: 5px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>all i know is everybody loves me
</center></div>
</center><br><br>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Słysząc głos przyjaciela otworzyła oczy. Odwróciła głowę i spojrzała na niego z miną zbitego szczeniaka, który nie bardzo wiedział za co obrywał, więc wolał skulić się w sobie i przyjmować kolejne ciosy licząc na to, że te męki zaraz się skończą. Brunetka mętlik w głowie miała okropny. Patrzyła na Cadenca nie wiedząc co ma mu właściwie powiedzieć. Nie chciała go przecież okłamywać. Z drugiej zaś strony, jeśli mu powie wszystko, to może zechcieć wziąć łyżwy i pójść przywalić Leo w łeb ich zaostrzoną częścią, tak aby raz na zawsze pozbyć się intruza. Nie chodziło tu o zazdrość, a właśnie o tą najczystszą przyjaźń, która powodowała chęć ochrony drugiej osoby przed nieszczęściem.
- Cad.... Ja.... Tak, wiem.... Miałam tego nie robić. Na początku się stawiałam. Nie chciałam, ale... Ale się przestraszyła, że stracę synów i nic nie będę mogła z tym zrobić. Nie jest jednak źle. Jest opiekuńczy. Zajmuje się nimi. Mam wszystko pod ręką. Nie musze martwić się o kredyty. A za rok możemy wziąć rozwód. Nie jest to zły układ.... On.... Ogólnie był na mnie wściekły. On.... Zrobił testy, bo mnie nawet nie pamiętał z tamtej nocy. - westchnęła cicho. Spuściła wzrok spoglądając na swoje buty. - Dzieciom niczego nie będzie przynajmniej brakować. Nie będę musiała kupować ciuchów z drugiej ręki, ani otrzymywać dla nich zabawek po dzieciach znajomych - powiedziała ciszej. Zaczęła nerwowo memłać materiał płaszcza. - To jak? Pomożesz mi? - zapytała cicho bojąc się na niego zerkać, czy przypadkiem zaraz od niego nie oberwie za to wszystko.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jej szczenięce oczy wcale nic nie zdziałały. Cadence był wściekły i wcale nie dlatego, że podjęła taką decyzję, nie przedyskutowawszy jej wcześniej z kimś, kto myślał trzeźwo (czytaj: z nim), lecz dlatego, iż właśnie z własnej woli niszczyła sobie życie, wiążąc się z jakimś bucem, który ani jej nie kochał, ani nie miał wystarczająco na koncie (oczywiście, że to sprawdził). Ta pierwsza, miłosna kwestia aż tak go nie przerażała, bo akurat miłość była przereklamowana i nikt jej do życia nie potrzebował, ale tego drugiego akurat nie mógł przeboleć.
Cholera, Rae – westchnął, słysząc panikę w jej głosie. – Jeśli ten skurwiel chciał ci odebrać dzieci, wystarczyło podbić do mnie. Wiesz przecież, że mam hajs. – Znaczy, jego tatuś miał. – Opłacilibyśmy dobrego prawnika i znaleźlibyśmy na tego wieśniaka takie kruczki, że lizałby ci buty. – Przecież pieniądze nie były problemem, tak? Ashdown może i nie miała ich dużo, ale Cadence mógł o to zadbać. Gdyby tylko ufała mu na tyle i pozwoliła mu się tym zająć. – Wiesz, że to brzmi jak typowy syndrom sztokholmski? – Uniósł brwi, krytycznie przypatrując jej się z góry. Nie żeby był sporo wyższy. – Po co się hajtać, skoro potem możecie wziąć rozwód? – zapytał, patrząc na nią tak, jakby z choinki się urwała. – Co to w ogóle za deal? – Nie rozumiał. No naprawdę, bardzo się starał, ale z każdym jej kolejnym zdaniem sytuacja przedstawiała się jeszcze gorzej. – Jak się nie umie pić to się nie pije – powiedział, krzywiąc się niemiłosiernie, bo sama myśl o tym typiarzu sprawiała, że normalnie chciało mu się rzygać. A nawet nigdy go nie poznał. – A nie nawala się do nieprzytomności i robi się dzieci naokoło. – Koleś brzmiał tak, jakby ledwo skończył osiemnaście lat. Zero odpowiedzialności i rozumu. – Czy pomogę ci zniszczyć sobie życie? – fuknął, kręcąc głową. – Ty sobie zdajesz sprawę, że on może ci teraz wciskać kity o możliwości rozwodu, a tak naprawdę zrobi sobie z ciebie popychadło i będzie cię izolował od tych małych potworów tak długo, aż nastawi ich przeciwko tobie? – Nie mogła być aż tak naiwna. – Jeśli tego chcesz, jeśli naprawdę masz ochotę zjebać sobie życie, to pomogę ci wybrać najpiękniejszą sukienkę. Ale nie przychodź potem z płaczem, gdy znowu cię wyrucha. – Założył ręce na piersi, dopiero po chwili orientując się, jak to zabrzmiało. – Nie mam na myśli dosłownie. – Może teraz geniusz będzie pamiętał, żeby się nie nawalać jak świnia i ewentualnie stosować zabezpieczenie.
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -60px; margin-left: -95px;" src="https://pngpress.com/wp-content/uploads ... e35b30.png" width="350px" height="190px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #88a2be solid 1px; padding: 2px; margin-top: 15px;" src="https://64.media.tumblr.com/d4d0b2f7a79 ... ddbd0.gifv" width="210px" />
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4c8698; padding-top: -40px; margin-top: 5px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>all i know is everybody loves me
</center></div>
</center><br><br>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kobieta skuliła się w sobie jeszcze bardziej, niż wcześniej o ile w ogóle było jeszcze to możliwe. Wyglądała jak jedna, mała kulka nieszczęścia, która miała ochotę schować się pod ławką na której siedziała. Jęknęła cicho zaciskając mocniej palce na materiale płaszcza. Czuła się już całkowicie zagubiona. Każde kolejne zdanie wypowiedziane przez przyjaciela było niczym szpilka wbijana w jej i tak obolałe już ciało od stresu jaki aktualnie doznawała przez to wszystko.
- Wiesz, że nie lubię być dłużna - szepnęła cicho i niepewnie. Owszem, wiedziała by, że przyjaciel zrobił by dla niej na prawdę wiele, ale mimo wszystko nie chciała go obarczać aż tak bardzo swoją własną głupotą. Tak, zdawała sobie sprawę, że to wygląda na skończony kretynizm i na pewno Cadence uznał by, że w końcu coś do niej dotarło, choć trochę późno. Z drugiej strony lepiej późno niż w cale powiadają. Patrząc na to z jeszcze innej perspektywy, to mimo wszystko utknęła w jednym punkcie nie wiedząc, w którym kierunku powinna w końcu pójść i co dalej zrobić z tym wszystkim.
- Nie mam żadnego syndromu - obruszyła się. A może jednak? Nie, to nie możliwe. Zaraz wypchnęła to ze swojej głowy. Chociaż cholera jasna Leo był na prawdę przystojny i nadal na niego leciała jak mało lata. - Jeśli się do siebie nie przyzwyczaimy to to zakończymy. Powiedzmy, że coś na styl fake małżeństwa - westchnęła cicho. - Byle by jego dziadek się odwalił ode mnie i dzieciaków - przyznała nieco niepewnie. Wyprostowała się i przestała w końcu memlać nieszczęsny płaszcz. Spojrzała na przyjaciela zrezygnowanym już wzrokiem. Po chwili znów westchnęła i spojrzała przed siebie.
- Wielu uważa, że mam zniszczone życie już od dnia, w którym postanowiłam urodzić synów. Powiadają zniszczona młodość. Co za różnica co teraz zrobię? U niego w rodzinie przynajmniej wszystko będą mieli zapewnione. Opłaty na studia, wszelkie pierdoły potrzebne do życia, stabilne pozycje od początku potencjalnej kariery. Jeśli mogę zrobić cokolwiek, to chcę chociaż wszystkich oślepić swoją urodę aby z zazdrości pozdychali. - Rae wstała z ławki i poprawiła swój płaszcz. Odwróciła się w stronę Cadenca. Spojrzała mu prosto w oczy. Uśmiechnęła się mimowolnie do niego.
- Niech wyrucha. Kolejna ciąża uniemożliwiłaby mu odsunięcie mnie od dzieci nie sądzisz? - uśmiechnęła się nieco krzywo. Zawsze to był jakiś zamysł na ewentualne przetrwanie, jeśli słowa łyżwiarza w jakikolwiek sposób by się sprawdziły. - Poza tym dobrze wiesz, że matki dla dzieci zrobią wszystko. Potrzebuję.... Potrzebuję czasu. Wszystko się toczy szybko. Nie umiem tego odpowiednio poukładać jeszcze w głowie. Wiem... W twoich oczach jestem kretynką ale... Czy zaufasz mi i moim decyzjom i temu co będę w stanie zrobić dla moich małych potworków, od których sam nie umiesz się opędzić?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdawał sobie sprawę z tego, że ranił ją swoim chłodnym i krytycznym podejściem do całej tej sytuacji, ale nie zamierzał jej okłamywać. Cokolwiek nagadał jej ten cały Leo, on wiedział, że to nie skończy się jak w bajce – że facet albo ją wykorzysta, albo zostawi ją na lodzie w najmniej oczekiwanym momencie. To nie było ”50 twarzy Graya” ani ”365 dni”, to była rzeczywistość, do cholery. I chociaż Cadence ogromnie Rae kochał, w tamtym momencie nie mógł znieść jej naiwności. Nawet jeśli wmawiała sobie, iż robiła to dla dobra dzieci, jego zdaniem robiła to tylko dla siebie – dlatego, że przejechała się już mnóstwo razy na próbach utworzenia romantycznej relacji z nowopoznanymi mężczyznami, i że z Leo miała cokolwiek, co ją łączyło. I jasne, żaden z niego psycholog (zresztą powiedzmy sobie szczerze, sam był zbyt powalony, aby zajmować się psychiką innych osób), ale przeczuwał, że gdyby była choć trochę pewniejsza siebie i gdyby czuła, że zasługuje na coś naprawdę dobrego, przenigdy nie zgodziłaby się na podobny układ.
Zamiast znowu na nią nakrzyczeć, wziął kilka głębokich wdechów i cierpliwie jej słuchał, próbując dostrzec w jej logice jakieś plusy. Cokolwiek, co pozwoliłoby mu wierzyć, że jeszcze nie całkiem straciła rozum.
Tak to brzmi, Rae – powiedział po prostu, zupełnie szczerze, rozkładając ramiona w niemalże przepraszającym geście, mimo iż przecież nie miał za co jej przepraszać. To ona to sobie zafundowała. – I ze wszystkich ludzi na świecie właśnie ciebie najpóźniej oskarżyłbym o coś takiego, jak wzięcie ślubu bez miłości. – Dla niego miłość była głupotą; skakał z kwiatka na kwiatek, próbował coraz to nowszych opcji i za nic nie wyobrażał sobie, że mógłby skupić całą swoją uwagę tylko na jednej osobie. Możliwości było zbyt wiele, a on nie lubił ograniczeń. Rae jednak zawsze wydawała się jego całkowitym przeciwieństwem. – Starucha trzeba się pozbyć, jak przeszkadza. – I oto on, jak zwykle z niezawodnymi radami. – Powaga, mogę załatwić jakąś truciznę. – Miał nadzieję, że ani przez chwilę w niego nie wątpiła.
Westchnął, kiedy zakończyła przedstawianie swojego punktu widzenia. Trochę ją rozumiał, a przynajmniej starał się zrozumieć, ale to wciąż nie brzmiało jak ona. Na język mu się cisnęło, że posiadanie wszystkiego od początku wcale w życiu nie pomagało, i że teraz jej dzieci miały większą szansę na to, aby skończyć jak on – zależny od pieniędzy swojego ojca szczeniak, który nie miał pomysłu, co ze sobą zrobić. Nie powiedział tego jednak – to świadczyłoby o tym, że przyznawał się do braku perfekcyjności.
Ja nie będę się kolejnym gówniakiem zajmować – zapowiedział tylko ostrzegawczo. – I zrobisz co chcesz, Rae – westchnął w końcu, wzruszając ramionami. – Ale nie chce być tym, który będzie ci ocierał łzy, gdy ktoś pójdzie nie tak. Okej? – Jeśli mogła mu to obiecać, niech się wplątuje w nawet najbardziej posrane relacje.
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -60px; margin-left: -95px;" src="https://pngpress.com/wp-content/uploads ... e35b30.png" width="350px" height="190px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #88a2be solid 1px; padding: 2px; margin-top: 15px;" src="https://64.media.tumblr.com/d4d0b2f7a79 ... ddbd0.gifv" width="210px" />
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4c8698; padding-top: -40px; margin-top: 5px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>all i know is everybody loves me
</center></div>
</center><br><br>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#dwa tygodnie po ślubie z Siriusem ♥️

Salon sukien ślubnych był ostatnim miejscem, w którym Melusine gotowa była postawić swoje stopy, niemniej od trzech dni, wracała z pracy zupełnie inną trasą niż miała to w zwyczaju, świadomie mijając witrynę, w której stały manekiny ubrane w białe kreacje. Za każdym razem zatrzymywała się przy niej na kilka minut sekund, przyglądając wymyślnym sukniom, swoje spojrzenie skupiając głównie na tych pokrytych koronką. Wówczas, temu krótkiemu rytuałowi towarzyszyło wiele myśli oraz emocji, których na co dzień starała się pozbyć, odrzucając je w odmęty własnego umysłu.
Nerwowo przygryzła dolną wargę, obracając złotą obrączkę, która znajdowała się na jej serdecznym palcu. Żoną Siriusa została dwa tygodnie temu, jednak wciąż nie potrafiła pogodzić się z tym faktem. Wciąż było to dla niej abstrakcją, pomimo tego, że czekała już na nowe dokumenty, na których widnieć miała jako Melusine Annabelle Bosworth.
Jedna decyzja, podjęta pod wpływem sporej ilości alkoholu, wywróciła świat brunetki do góry nogami, a ona nie umiała nauczyć się w nim funkcjonować; bywały dni, kiedy wsiadała w zły autobus, który jechał w przeciwną, niż mieszkanie Siriusa, stronę, chociaż wprowadziła się do niego dwa dni po powrocie z nieplanowanej wycieczki; zdarzało się jej również podpisywać na dokumentach panieńskim nazwiskiem, które musiała później kreślić - za pierwszym razem zrobiła to z taką determinacją, że w kartce papieru powstała dziura. Było wiele takich sytuacji, gdzie zmuszona była wyzbyć się dawnych nawyków, co było jednoznaczne z działaniem przeciwko sobie, czego wręcz nienawidziła. Pozwoliła sobie na głośniejsze westchnienie, czemu towarzyszyło opuszczenie ramion, natomiast na twarzy Bosworth (OMG!) wymalowało się coś na kształt rozgoryczenia.
Spojrzenie z manekina przeniosła na wykonany ze szlachetnego metalu krążek.
- Cholera - mruknęła pod nosem, zupełnie nie zdając sobie sprawy z obecności innej osoby.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Columbia City”