WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<img src="https://i.imgur.com/km0qNaf.png">

Ponoć dawno temu zakopała swój smutek – gdzieś w europejskim ośrodku, w którym spędziła ostatnie dwa lata. Ponoć powinno być jej zdecydowanie lżej, po tym czasie spędzonym daleko od problemów i ludzi, których kiedyś znała i miała nie spotkać po raz kolejny, zgodnie z pierwszą wersją planu naprawczego, który dla siebie przygotowała. Ponoć. Nie była przekonana co do słuszności tych stwierdzeń, tak jak nie była przekonana do swojego wielkiego powrotu – nawet jeśli wyrzuty sumienia, spowodowane porzuceniem rodziny oraz przyjaciół, z dnia na dzień stawały się coraz większe. Bardziej przytłaczające. Cierpiała, chociaż nie dawała tego po sobie poznać, codziennie rano nakładając na twarz maskę. Najzwyczajniej w świecie nie potrafiła się odnaleźć w starej (a poniekąd też nowej) rzeczywistości. Rozmowy, które odbyła w przeciągu ostatnich tygodni, nie dawały jej spokoju, nieustannie spędzając sen z powiek. Szukając drogi ucieczki zaczęła spacerować – codziennie, po kilka godzin, a jej kroki bardzo często prowadziły w stronę portu, (dziwnym trafem) znajdującego się w okolicy jednostki straży pożarnej, w której pracował Dallas. Myślała o nim dość sporo, mając w głowie zaledwie urywki zdań, które wymienili na imprezie u Aviany. Nie chciał z nią rozmawiać, podczas gdy ona nie chciała po raz kolejny się narzucać i wolała zachować bezpieczny dystans. Chociaż to on, chwilę wcześniej, przyszedł pod jej drzwi, Adore nadal miała wrażenie, że … jakikolwiek kolejny krok, który prawdopodobnie nigdy nie nastąpi, należy do niego – najzwyczajniej w świecie czując się odrzucona.
Tego dnia było dość chłodno, ponuro, aczkolwiek pogoda zupełnie jej nie przeszkadzała. Włożywszy wcześniej gruby płaszcz, dzielnie kroczyła przed siebie, niespecjalnie rozglądając się dookoła. Była przekonana, że te kilka chwil, spędzonych na świeżym powietrzu, pozwoli jej zasnąć – a z tym, ostatnimi czasy, miała dość spory problem. Po raz kolejny, za cel swojej podróży, wybrała port, nie zastanawiając się nad tym specjalnie. Nieszczęśliwym trafem, na komodzie zostawiła słuchawki, więc pozbawiona muzyki, pozostała sama, z własnymi przemyśleniami. Ach, nie mogło wyjść z tego absolutnie nic dobrego!
Ostatnio zmieniony 2021-04-16, 12:49 przez adore marquez, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">011.
<div class="ds-tem4">Dallas & Adore</div></div>
</div></div></div></table>

Nie szukał dziury w całym. Wszystko, co wydarzyło się podczas świątecznego przyjęcia, było wynikiem serii niefortunnych zdarzeń prawdopodobnie wywołanych przez alkohol. Poddawanie tego analizie nie miało sensu. Mogło przynieść co najwyżej niewłaściwe wnioski oraz ból głowy – nie mniejszy od tego, który odczuwał po wypiciu butelki whisky podczas samotnego oglądania zmagań ulubionej drużyny koszykarskiej. <br>
Kroczył wzdłuż portu, paląc trzeciego już z kolei papierosa; prawdopodobnie nigdy nie uwolni się od ciągnącego się za nim zapachu nikotyny. Obserwowanie wody działało na niego kojąco. W przeszłości marzył o własnej łodzi, którą mógłby samodzielnie wyremontować, ale nigdy nie zdecydował się choćby poszukać czegoś odpowiedniego. Z uwagi na późną porę nie przypuszczał, że natknie się na kogokolwiek. Tym większe było jego zdziwienie, gdy w kobiecie, ku której się zbliżał, rozpoznał Adore. Zdając sobie z tego sprawę, raptownie zatrzymał się. Przez chwilę rozważał zawrócenie, ale przecież nie był tchórzem obawiającym się konfrontacji, prawda? Dlatego zgasił niedopalonego papierosa i wznowił wolny krok. <br>
— Noc idealna na spacer — rzucił, zatrzymując się kilka kroków od Marquez. — Choć mogłoby być trochę cieplej — przyznał, chowając dłonie w kieszeniach kurtki. <br>
Obiecał, że zostawi ją w spokoju, lecz najwyraźniej dotrzymanie danego słowa nie wychodziło mu najlepiej. Nie zamierzał się narzucać, gdyż wyraźnie odczuł niechęć ze strony kobiety. Słowa, które skierowała do niego podczas spotkania u Aviany wciąż pozostawały dla niego zagadką. Gubił się. Nie traktował ich jednak poważnie z uwagi na to, ile Adore wypiła. Ponoć nietrzeźwi ludzie byli szczerze. Ale jaką mógł mieć pewność, że wyobraźnia nie spłatała mu figla? <br>
— Ehm… — mruknął, próbując znaleźć słowa mogące podtrzymać rozmowę. — Doszłaś do siebie po przyjęciu? Było dość… nietypowo — przyznał, zerkając na nią kątek oka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie spodziewała się, że go spotka – a przynajmniej nie teraz, dosłownie na moment przed tym, gdy miała się odwrócić i powolnym krokiem ruszyć z powrotem w kierunku domu. Stwierdzenie, że absolutnie nie przeszło jej to przez myśl, mijało się natomiast z prawdą, jako że nogi, nie bez powodu, raz za razem prowadziły ją w kierunku portu. Zapewne wspomniał kiedyś, że lubi tam przebywać; w momencie, gdy było pomiędzy nimi zdecydowanie lepiej, a każde spotkanie nie zapoczątkowywało lawiny głupich niedomówień. Ponadto pracował niedaleko, a to nie była jej pierwsza wycieczka w te okolice. W przeciągu kilku ostatnich tygodni niejednokrotnie wracała z rozczarowaniem, którego absolutnie nie potrafiła zrozumieć i zaakceptować. Teraz natomiast, gdy znalazł się tuż obok, nawet na niego nie spojrzała, a jedynie wzdrygnęła się lekko na dźwięk jego głosu. Milczała przez chwilę, starając się zebrać myśli. – Dallas – wypowiedziała jego imię powoli, jakby delektując się jego brzmieniem, chociaż w rzeczywistości starała się zapanować nad narastającą złością. Nie miała pojęcia, skąd to się wzięło. Nie wiedziała, dlaczego tak bardzo zabolały ją jego słowa. Aczkolwiek chociaż jej pijany umysł nie był w stanie zarejestrować wszystkiego, nadal szła w zaparte, skupiając się na szczegółach i – w przeciwieństwie do niego – szukając dziury w całym. – Czuję się świetnie, dziękuję – powiedziała, chłodnym tonem, z trudem powstrzymując prychnięcie. To nie było w jej stylu; takie pretensjonalne zachowanie, wynikające z czystej głupoty, niezrozumienia i nadmiernej ilości alkoholu absolutnie nie było w jej stylu. – Aviana wie, jak urządzić świetne przyjęcie – stwierdziła ironicznie, bo chociaż przyjaciółce nie miała absolutnie nic do zarzucenia, tak zdecydowanie nie spodziewała się podobnej listy gości i tylu katastrof w jednym miejscu. Czysty przypadek, spowodowany okrutnym zrządzeniem losu. – Dobrze się bawiłeś? Pewnie tak, Posy jest najlepsza. Wspominała, że się przyjaźnicie. Kto by pomyślał, że mamy tyle wspólnych znajomych! Przyszło ci to do głowy, Dallas? – jej słowa były kompletnie pozbawione sensu. Nieprzemyślane. Niezwiązane z niczym, o czym tak naprawdę chciała z nim porozmawiać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nieprzyjemny ton jej głosu, zaskoczył go; ściągnięte usta i zmarszczone czoło, na którym uwidoczniły się zmarszczki trzydziestopięciolatka, doskonale to udowadniały. Nie nadążał. Był tylko mężczyzną – nie pojmował tego, co (oraz w jakim tempie) zmieniało się w kobiecych umysłach. Kilka lat temu doszedł do wniosku, że kolejne próby odgadnięcia tych skomplikowanych procesów, są pozbawione sensu, gdyż nie wynika z nich zupełnie nic, co mogłoby stanowić jakąś wskazówkę. — Jeśli twoim zdaniem to było świetne przyjęcie, to nie chciałbym dostać zaproszenia na takie, które okazałoby się katastrofą — przyznał. Nie zamierzał udawać. Oczywiście z dystansem podchodził do wszystkiego, co wydarzyło się podczas świątecznego spotkania. Dodatkowo (z uwagi na to, że nie znał większości zaproszonych gości oraz skomplikowanych powiązań między nimi) starał się trzymać z boku i nie wychylać, podczas gdy kilkoro z zebranych robiło wokół siebie zamieszanie. Tego również nie rozumiał; jego zdaniem poruszanie drażliwych i delikatnych kwestii wśród towarzystwa było nie na miejscu. Nie był osobą bezpośrednią. Najbardziej komfortowo czuł się we własnej samotni z młotkiem lub spawarką w ręku. Miał jednak na tyle rozsądku, by nie wywlekać prywatnych spraw publicznie. Daleko mu było do mężczyzny łaknącego atencji.
— Tak, Posy jest świetną kobietą — przyznał bez oporu, chowając dłonie do kieszeni, by zatuszować to, że nie wiedział, co ma z nimi zrobić. — Ale nie bawiłem się dobrze. Chyba wiesz, że takie przyjęcia nie są dla mnie. Wolałbym spędzić kilka godzin w górach, niż wśród krzywo patrzących na siebie przyjaciół — dodał z przekąsem. Jego opinia nie była przychylna, aczkolwiek nie zamierzał nikogo swoimi słowami obrazić. Mimo że widział tam wiele obłudy i szeptania za plecami, przynajmniej relacje wśród przyjaciółek wydawały mu się szczere. — I nie, nie przypuszczałem, że będę znał tam kogokolwiek. Nie spodziewałem się, że spotkam tam ciebie — wyjaśnił, spoglądając na horyzont, którego granice zacierały się wśród ciemności.
Słowa, które Adore skierowała do niego, nim wyszła z przyjęcia w towarzystwie mężczyzny, którego imienia Dallas nie zapamiętał, w tym momencie do niego wróciły. Spojrzał na przyjaciółkę sprzed lat, jednak zamiast chęci do nawiązania rozmowy, ujrzał na niej chłód i rozgoryczenie.
— Co się stało? Wyglądasz, jakbyś chciała wepchnąć mnie do wody. Co znowu zrobiłem, że zasłużyłem na taką karę? — spytał. Uśmiechnął się przy tym, nie chcąc zabrzmieć zbyt poważnie. Liczył na to, że kobieta prawidłowo odczyta jego intencje, jednakże sądząc po tonie jej głosu oraz ściągniętych brwiach, mógł się przeliczyć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wprawienie go w zakłopotanie nie leżało w jej intencji, tak samo, jak uszczypliwy ton wypowiedzi. Planowała pozostać opanowana i obojętna, aczkolwiek nie potrafiła – po raz kolejny pozwalając sobie na wypowiadanie nieprzemyślanych słów, które nie posiadały większego sensu; zważywszy na okoliczności oraz jej nieudolną interpretację zdarzeń. Nie radziła sobie zresztą z wieloma sprawami. Odrzuceniem, zazdrością … Cholera, czy ona naprawdę była zła o to, że Dallas pojawił się na imprezie razem z Posy? Absolutnie nie miała do tego ani podstaw, ani – co ważniejsze – prawa. Zwłaszcza, że mężczyzna nie miał pojęcia, że z Alderidge łączy ją przyjaźń. Nie mógł też wiedzieć, że będzie tam obecna, a nawet jeśli byłoby inaczej … nie miał zobowiązań ani względem niej, ani, prawdopodobnie, nikogo innego. – Ale jednak przyszedłeś – powiedziała, z lekkim żalem, który łatwo mógł wychwycić w tonie jej głosu. Nie przepadał za takimi wydarzeniami, ale z jakiegoś powodu pojawił się na jednym z nich. W dodatku takim, gdzie miał nie znać praktycznie nikogo; nawet jeśli rzeczywistość trochę to zweryfikowała. Czy był to kolejny przytyk dotyczący tego, że towarzyszył jej przyjaciółce? Możliwe. – Również nie czułam się zbyt komfortowo. Zbyt dużo dramatów, zbyt dużo ludzi, których nie kojarzyłam, bądź nie spodziewałam się zobaczyća przede wszystkim ty, chociaż tego nie musiała już dodawać. Po jej wcześniejszej wypowiedzi w łatwy sposób był w stanie wysunąć wnioski.
Nie spodziewał się, że ją zobaczy i w zasadzie miał już jej nie spotkać, tak? Czy nie na tym polegała głupia obietnica, której Adore w żaden sposób nie potrafiła zaakceptować? Bardzo często wracała do tamtych słów; w dalszym ciągu nie dawały jej spokoju. Nie zrobił nic złego, nie powiedział nic złego, nie zachował się źle, a jednak pozostawił swego rodzaju pustkę. Nie był to zresztą pierwszy raz kiedy czuła, że go straciła. Odwróciła się powoli, by móc spojrzeć na jego twarz, zwróconą teraz w kierunku wody, aczkolwiek dość szybko doszła do wniosku, że to posunięcie było błędne. Zdecydowanie łatwiejsze byłoby dalsze wpatrywanie się w horyzont, gdy miała odnieść się do pytania nieposiadającego jasnej odpowiedzi. Westchnęła. – Nic, nie zrobiłeś absolutnie nic złego – stwierdziła, zgodnie z prawdą. Miała świadomość, że jej złość jest całkowicie niedorzeczna. Ale ... – Co tu robisz, Dallas? Nie w Seattle, w porcie, ale tutaj, obok mnie. Nie planowałeś odpuścić, zostawić mnie w spokoju, dać przestrzeni? Tak to brzmiało? Skoro nie chcesz mieć ze mną do czynienia, nie miałabym pretensji, gdybyś niepostrzeżenie przeszedł obok, wiesz? Być może powinniśmy ustalić jakieś zasady – wyrzuciła z siebie, już w połowie wypowiedzi skupiając się na tym, by w kieszeniach płaszcza znaleźć paczkę papierosów. Wydawało jej się, że przed wyjściem z domu schowała ją do kieszeni, ale niestety tym razem nie miała szczęścia. – Przesadziłam – dodała cicho, z powrotem podnosząc na niego wzrok. Teraz, na imprezie, w ferworze negatywnych emocji … przesadziła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nadszedł czas, by zaakceptować, że pojawienie się na progu rodzinnego domu Marquez wywarło trwałą zmianę w jego dotychczasowym życiu. Nie planował tego. Chwila, w której ujrzał zdezorientowany wyraz na twarzy kobiety zaskoczonej jego obecnością, sprawiła, że pożałował podjętej decyzji. Tamtego dnia wyraźnie odczuwał bijącą od Adore niechęć wobec swojej osoby. Dlatego postanowił się zdystansować. Z doświadczenia wiedział, że nie powinien pchać się tam, gdzie był nieproszony. Być może z tego względu zgodził się przyjąć zaproszenie na świąteczne przyjęcie. Sądził, że zmiana otoczenia dobrze na niego wpłynie. Niestety, zamiast przyjemnej atmosfery, zaproszeni goście pogrążyli się w przedziwnym amoku, który wyciągał z nich najgorsze cechy.
W związku z powyższym (oraz całą historią, w której to Adore z dnia na dzień oraz bez żadnego wyjaśnienia postanowiła zakończyć ich relację) do głowy mu nie przyszło, że kobieta mogła odczuwać zazdrość, gdy ujrzała go z przyjaciółką. Mogła być oczywiście zaskoczona, on również był, jednak nie odważyłby się przypisać jej innych emocji. Przeszło mu przez myśl, że Marquez mogła obawiać się, że skrywana przez lata tajemnica, wyjdzie na jaw, ale Dallas nie był skurwielem, który – w przeciwieństwie do większości gości na przyjęciu – szukałby zaczepki. W obecnym położeniu ukrywanie ich wspólnej przeszłości było na rękę również jemu. — Przyszedłem — potwierdził, choć oczywiście było to zbędne, skoro oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę. — I nie żałuję, bo dzięki temu przypomniałem sobie, że takie imprezy nie są dla mnie. Więcej nie spróbuję — wyjaśnił, kątem oka zerkając na ciemnowłosą, która zawzięcie przeszukiwała kieszenie.
Nie spodziewał się ataku z jej strony, z pewnością nie po tym, co usłyszał od niej pod koniec świątecznego spotkania. Owszem, obiecał, że więcej nie zakłóci jej spokoju, gdyż jasno dała mu do zrozumienia, że nie ma ochoty na jego towarzystwo. Teraz nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Adore za wszelką cenę próbowała postawić go w niekorzystnym świetle, manipulując jego słowami.
— Czego ty właściwie ode mnie oczekujesz? — spytał, zamiast udzielić odpowiedzi na którekolwiek z pytań mu postawionych. Zaczynał odczuwać lekkie rozdrażnienie. I choć starał się to ukryć, prawdopodobnie irytacja odznaczała się zarówno w jego głosie jak i na jego twarzy. — Wysyłasz mi skrajne sygnały i liczysz, że się w tym połapię? Mam ci przypomnieć, jak prosiłaś, bym nie zostawiał cię w spokoju? Teraz jesteś zaskoczona, że cię nie zignorowałem? — mówił, a bruzdy na jego czole oraz w okolicach oczu pogłębiały się z każdą chwilą. Był zmęczony zamieszaniem, które rodziło się podczas każdego spotkania z Adore. Czuł się jak dziecko błądzące we mgle – zagubiony oraz zdezorientowany. — Oczywiście, możemy ustalić zasady. Ale doprecyzuj je, bo ja nie będę zgadywał, co miałaś na myśli — dodał. Przesadziła? A może to on powiedział o kilka słów za dużo?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie potrafiła wyjaśnić w prosty sposób, jakie emocje nią targają. Dawno temu nauczyła się spychać uczucia na boczny tor i na ten moment, jakiekolwiek sensowne umiejscowienie ich, stanowiło konkretny problem; z którym, siłą rzeczy, niekoniecznie potrafiła sobie poradzić. Kolejne rozmowy z Dallasem sprawiały, że traciła grunt pod nogami, bo rzeczywiście, w swoich słowach miał sporo racji, a Marquez wielu rzeczy nie potrafiła przyjąć do wiadomości. Nigdy wcześniej nie pomyślała o tym, że miała wybór, a pozwoliła sobie na czysty egoizm, nie informując mężczyzny, na którym ponoć jej zależało, że być może zostanie ojcem. Przez długi czas okłamywała nie tylko Waltera i Dallasa, ale również siebie- stawiając na ucieczkę pod każdym, możliwym względem. Tak czy inaczej żyła wyrzutami sumienia; nie brała jednak pod uwagę każdego możliwego scenariusza. Nie spodziewała się również, że po latach poczuje nieprzyjemny ucisk w żołądku, widząc Simmonsa z inną kobietą, zwłaszcza, że wydawało się to szalenie niestosowne. I głupie; przede wszystkim niesamowicie głupie. Ostatecznie nigdy nie łączyło ich nic poza przyjaźnią oraz romansem, który byli zmuszeni ukrywać. Dla ogólnego dobra. – Nie wiem – po raz kolejny wypowiedziała słowa, które wydawały się być najsensowniejsze, aczkolwiek absolutnie nic nie wyjaśniały. Przede wszystkim nie miała pojęcia, w którą stronę powinna teraz poprowadzić swoje życie. Nadal tkwiła w okrutnym zawieszeniu, z którego od ponad dwóch lat nie potrafiła się wyswobodzić. Czy powinna go w to mieszać? Prawdopodobnie nie. Chociaż ten jeden raz była mu winna szczerość. – Co takiego? – zapytała, a ton jej głosu znacznie złagodniał. Nie miała świadomości, co powiedziała mu na przyjęciu; kompletnie wymazała ten fragment ze swojej pamięci. Westchnęła ciężko, przyciskając palce do skroni i na dłuższy moment zatrzymując spojrzenie na jego butach. – Masz papierosy? – zapytała, w pierwszej kolejności. Czuła, że niesamowicie potrzebuje teraz nikotyny. – Chyba nigdy nie zapytałam, czego ty chcesz. Ani teraz, gdy widzimy się po raz kolejny, ani wtedy .. - gdy spędzała z nim zdecydowanie więcej czasu, niż ze swoim mężem. Gdy oczekiwała, że będzie dla niej wsparciem i pomoże przejść przez ciężkie chwile, a w odpowiednim momencie schowa się w cień. Nigdy przez myśl jej nie przeszło, by zapytać, jak się z tym wszystkim czuje; czy nie uwłacza mu rola kochanka. Cholera. Kiedyś myślała, że jest dobrym człowiekiem, a teraz nie była tego taka pewna. – Pogubiłam się, Dallas. Zaczęłam wątpić w słuszność jakichkolwiek decyzji, które podjęłam w swoim życiu, ale czasami, gdy myślę o tych lepszych aspektach, wiem, że jesteś jednym z nich. Mam świadomość, że długo mnie nie było, ale gdybyś zechciał …co?. Dać jej szansę, chociaż chwilę wcześniej przyznała, że nie ma pojęcia, czego chce? Dopuścić ją do swojego życia, chociaż nie wiedziała, czy jest w stanie wnieść w nie coś dobrego? – … mi wybaczyć – zakończyła krótko, ucinając tym samym swoją wypowiedź.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Powoli tracił głowę – nie wspominając o gruncie osuwającym się spod jego nóg. Tak długo odczuwał nieobecności Adore, że przywykł do tego stanu, uznając go za permanentny. Nie spodziewał się, że kobieta wróci. Zwarzywszy na wszystko, co ją spotkało, zmiana otoczenia wydawała się sensowym rozwiązaniem. Jednak zrobiła to; wróciła do Seattle. Była tutaj. A ścieżki, które dla siebie obierali, nie wiedzieć czemu, coraz częściej się przecinały. Tak długo za nią tęsknił, a kiedy ponownie miał ją na wyciągnięcie ręki, robił wszystko, by po nią nie sięgnąć. Dlaczego? Trafne pytanie, które na chwilę obecną nie posiadało satysfakcjonującej odpowiedzi. Tchórzył, szukał wymówek, zasłaniał się przeszłością, kiedy to szala zwycięstwa nie była przechylona na jego stronę. W każdym razie zachowywał się tak, jakby wywiesił białą flagę. Nie zabiegał o względy Marquez, bo nie sądził, że mając tak skomplikowaną przeszłość, mogliby zbudować cokolwiek mającego szansę na przetrwanie. Spójrzmy prawdzie w oczy – ona zawsze stawiała Waltera na pierwszym miejscu. Podejrzewał to nawet wtedy, gdy zamiast z mężem, noce spędzała z nim. I nie mylił się, o czym miał okazję się przekonać, gdy spytał o prawdę dotyczącą dziecka. Wybrała Waltera i nie zawracała sobie głowy możliwą alternatywą. — Odnoszę wrażenie, że robisz ze mnie idiotę, Adore. Bawi cię to? Sprawia jakąś dziwną satysfakcję? — rzucił, wbijając w nią ostre spojrzenie. Każdy posiadał granicę cierpliwości. Należąca do Simmonsa zaczynała pękać. — Mam — odparł po chwili milczenia znacznie łagodniej, jednocześnie wypuszczając z płuc nagromadzone powietrze, które wyraźnie mu ciążyło. Sięgnął do kieszeni. Uchylił wieczko paczki z papierosami i wysunął ją w stronę kobiety. Gdy się poczęstowała, podał jej zapalniczkę i sam wyciągnął jednego papierosa dla siebie. Za dużo palił. Zdecydowanie za dużo palił.
— Chciałem znacznie więcej, niż mogłaś mi dać. Dlatego teraz nie oczekuję niczego — odparł, między kolejnymi pociągnięciami papierosa. Dym, choć był wyczuwalny, zdecydowanie za słabo wgryzał się w płuca Dallasa. Może powinien zrezygnować z filtra?
Nigdy dotąd nie poruszali tematu przyszłości, bo oboje wiedzieli, że ich romans – choć przedłużający się – miał być jedynie chwilową odskocznią od rzeczywistości. Nawet jeśli z biegiem czasu perspektywa uległa zmianie, zasady wciąż pozostawały czytelne dla nich obojga. Najwyraźniej tak właśnie miało być.
— Przecież wiesz, że nie zamierzam się nad tobą znęcać. Dawno ci wybaczyłem, chyba jeszcze zanim zrozumiałem, że wyjechałaś i zanim w ogóle dowiedziałem się… O ciąży — powiedział głosem pozbawionym emocji. Za dużo już poświęcili. Z tego względu łatwiej było o obojętność, o pasywną akceptację przeszłości, której i tak nie mogli zmienić. — Chuj z tym wszystkim. Najwyższa pora zacząć mieć to wszystko w dupie — rzucił, a kąciki jego ust drgnęły w kpiącym uśmiechu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Traciła rezon. Nie potrafiła odnaleźć w głowie odpowiedzi na dręczące ją pytania i czuła, jakby brakowało jej szczególnie ważnego elementu układanki. Nie znosiła takich sytuacji, a jednak, chociaż usilnie próbowała przypomnieć sobie, co dokładnie powiedziała mu na imprezie, wszelkie wspomnienia wydawały się być pokryte gęstą mgłą, dzięki czemu nie miała do nich żadnego dostępu. Westchnęła. Nerwowy ton jego głosu brzmiał niepokojąco, a jej nie zostało nic innego, jak wyjaśnić. – Nie byłam w najlepszej formie, w porządku? Sporo wypiłam i przepraszam, ale nie pamiętam, co takiego powiedziałam. Film urwał mi się mniej więcej w momencie … – zmarszczyła brwi, próbując przypomnieć sobie, czy jest w stanie wyciągnąć z tamtego wieczoru – a konkretniej ich rozmowy – cokolwiek sensownego – … gdy skomentowałeś sukienki. Potem zdaje się, że nie chciałeś ze mną rozmawiać – powiedziała, spokojnym tonem, sugerującym, że przedstawia jedynie suche fakty i w tym momencie nie sili się na własną (nad)interpretację. Tyle pamiętała – albo przynajmniej tyle wydawało jej się, że pamięta, skoro obraz został tutaj nieco zakrzywiony. – Dziękuję – powiedziała, wyciągając z paczki papierosa i odpalając go zapalniczką, którą następnie wyciągnęła z powrotem w kierunku Simmonsa. Usilnie próbowała się uspokoić i szczerze liczyła, że nikotyna może jej w tym pomóc. Przynajmniej w ten sposób łatwiej jej było zebrać myśli – stosując pauzę, w postaci kolejnych pociągnięć papierosowego dymu. Szala zwycięstwa zdecydowanie była po jego stronie, podczas gry Adore nadal plątała się we własnych uczuciach i pragnieniach. Niewiele mogła zrobić. Chociaż dwa lata wcześniej to ona podjęła decydujące kroki, tak teraz … miała wrażenie, że sprawa jest przegrana. Nawet jeśli jej wybaczył, niekoniecznie nadal był w stanie żywić wobec niej jakiekolwiek ciepłe uczucia. – Nie oczekujesz niczego – powtórzyła za nim. Nie powinna spodziewać się czegokolwiek innego – minęło dużo czasu, więc równie dobrze mógł o niej kompletnie zapomnieć, a rozmową, którą odbyli pod jej domem, chcieć jedynie zamknąć ten rozdział. Absolutnie go za to nie winiła. – Masz rację. Nie ma sensu uparcie trzymać się przeszłości – tylko jak o niej zapomnieć? Czy istniał jakiś przewodnik? Ogólnodostępna instrukcja działań, które należy podjąć, żeby pozbyć się wyrzutów sumienia i zacząć żyć, skupiając się jedynie na teraźniejszości? – A czy to oznacza, że naprawdę powinniśmy dać sobie spokój z … tą znajomością? Bo cokolwiek powiedziałam wtedy, na imprezie, pewnie było prawdą. Chciałabym być częścią twojego życia, jeśli mi na to pozwolisz – przyznała, podejmując ostatnią próbę utworzenia porozumienia. Przyjęłaby w zasadzie cokolwiek, co byłby jej w stanie zaoferować; nawet jeśli miała przeczucie, że tym razem to ona będzie oczekiwać zbyt wiele. Idąc jego śladem, również uniosła kącik ust w niepewnym uśmiechu. Nie chciała, by jej krótka przemowa przybrała zbyt patetyczny ton.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zachowanie trzeźwego umysłu podczas tego wyjątkowego spotkania świątecznego było niemożliwe; nawet będąc pod wpływem alkoholu niełatwo było odnaleźć się pośród gości, z których większość samą swoją obecnością wywoływała sensację. — Tak czy inaczej, mieszasz mi w głowie — przyznał z ciężkim westchnieniem, spoglądając na niespokojną taflę wody. Za tymi słowami nie stał się żaden finezyjnie ukryty wyrzut. Dallas był po prostu skołowany. Nawinie wierzył, że udało mu się odnaleźć spokój, jednak w chwili obecnej uzmysłowił sobie, że tak naprawdę okłamywał samego siebie. Zniknięcie Adore wpłynęło na niego bardziej, niż był gotów przyznać.
Wraz z kolejnymi pociągnięciami papierosa, odzyskiwał kontrolę nad rozchwianymi emocjami. Palił zdecydowanie za dużo. Nie był w stanie zliczyć, jak wiele razy obiecywał matce, że ograniczy, że rzuci. W rzeczywistości nie zamierzał nawet próbować. Był zbyt słaby, aby pozbyć się nałogu. Był zbyt słaby, by stawić czoła większości niewygodnych problemów. Zgrywał niewzruszonego, ale tak naprawdę to nie siłą się charakteryzował a cholerną biernością. Bez zająknięcia godził się na wszystko, co los rzucał mu pod nogi. Zestarzał się i zobojętniał. Dość tego.
Zaskoczyła go po raz kolejny. Częścią życia… Jaką, kurwa, częścią życia? Obiecał sobie, że do tego nie dopuści. W przeszłości kryło się ostrzeżenie, którego nie powinien bagatelizować. Problemem stanowiło to, że choćby znał przyszłość, w której ziściłyby się najczarniejsze scenariusze, nie odwróciłby się od niej. Adore Marquez była jego przekleństwem. Był na nią skazany od chwili, w której nieodwracalnie przekroczyli granicę przyjaźni.
— Spójrz na mnie — poprosił, szybko rzucając papierosa na ziemię i nie zadając sobie trudu zgaszenia go podeszwą buta. Zbliżył się do jedynej kobiety, która z takim powodzeniem siała zamęt w jego głowie. Stanął zaledwie krok przed nią i wbił w nią spojrzenie pełne wątpliwości. — Powiedz, że jesteś tego pewna. Powiedz, że wiesz, co robisz. Powiedz, że kiedy zacznie być ciężko, a zacznie szybciej niż sądzisz, nie uciekniesz bez słowa — mówił ściszonym głosem, obserwując zmiany, jakie zachodziły na jej twarzy. Nie ufał jej; miał wrażenie, że był zachcianką, chwilową słabością, która pojawiła się w jej głowie po powrocie do resztek dawnego życia, które chciała odzyskać. Obawiał się, że odejdzie, gdy na horyzoncie pojawi się nowa perspektywa. Żadne z nich nie posiadało mocy umożliwiającej zmianę wydarzeń, dlatego musieli nauczyć się żyć z tym, czego doświadczyli. Nie mogli udawać, że przeszłość nie istniała. Jeśli rzeczywiście mieli dojść do porozumienia, musieli zaakceptować każdy popełniony błąd.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdopodobnie powinna dać mu spokój. Odwrócić się, odejść i nigdy więcej nie oglądać za siebie, raz na zawsze zamykając ten – długi, skomplikowany i bolesny – rozdział. Niewątpliwie zachowywała się mocno egoistycznie. Nerwowo reagując na jego pojawianie się przed domem rodziców, wyjawiając tę część prawdy, która robiła z niej męczennicę, dramatyzując na przyjęciu o Aviany i teraz … dawała mu sprzeczne sygnały, chociaż sama nie potrafiła odnaleźć się w tej sytuacji i we własnych uczuciach. Minęły dwa lata. D w a cholerne lata, w których NIBY zrozumiała, że wszystkim będzie lepiej bez niej, a teraz, po raz kolejny, wchodziła z buciorami w jego życie – doskonale widząc, jak bardzo miesza mu w głowie. Minęło tyle czasu, a ona nadal nie wydoroślała; skupiała się tylko i wyłącznie na własnym cierpieniu, zapominając w tym wszystkim o Dallasie. Owszem, zapytała, czego mężczyzna oczekuje, ale jak zareagowała na jego odpowiedź? Ignorancją, skoro zdecydowała się na kolejną dawkę mocno nieprzemyślanych słów.
Chciała, by Dallas z powrotem jej zaufał.
Chciała, by na nowo stał się częścią jej życia.
Co jednak sama mogła zagwarantować? Nic, kompletnie nic.
Nadal nie była sobą; a przynajmniej nie potrafiła wrócić do wersji sprzed kilku lat. Może po części liczyła, że mężczyzna stanie się jej kotwicą? Na dobrą sprawę ostatni raz była szczęśliwa będąc z nim. Nawet pomimo wyrzutów sumienia, które nieustannie tkwiły z tyłu jej głowy.
Spojrzała na niego, gdy o to poprosił, odruchowo upuszczając trzymanego w dłoni papierosa, a z jej twarzy mógł wyczytać wiele – niepewność, której prawdopodobnie się spodziewał, nadzieję na to, że istnieje cień szansy, by przystał na jej propozycję (? sama nie potrafiła nadać temu jakiejkolwiek nazwy), a przede wszystkim obawę. Przeszło jej przez myśl, że jeśli nieuważnie dobierze słowa, straci swoją szansę. – Mogę ci przyrzec, że nie ucieknę – powiedziała w końcu, wyjątkowo pewnym tonem. – Wiem, jakie błędy popełniłam w przeszłości i uwierz mi, że żałuję. Przez tyle czasu myślałam, że wyjazd z miasta będzie najodpowiedniejszym rozwiązaniem i nadal nie mam pojęcia, czy byłabym w stanie zostać w Seattle, ale powinnam z tobą porozmawiać – a w zasadzie nie tylko z nim, bo Walterowi również była winna wyjaśnienia, aczkolwiek tym razem (i prawdopodobnie po raz pierwszy), to nie on był priorytetem. – Zależy mi na tobie, Dallas – przyznała, mając nadzieję, że tyle wystarczy. Nadal nie wiedziała co robi i nadal nie była gotowa na inne zapewnienia. Nie była pewna, ale nie potrafiła się wycofać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciał odgrywać bohaterskiej (tym bardziej męczenniczej) roli w scenariuszu, który skazany był na porażkę; zawiłości łączącej ich historii sugerowały, że szczęśliwe zakończenie nie było im pisane. Wydawało mu się, że pogodził się z tak kształtującą się wersją przyszłości. Dwuletnie milczenie ze strony Adore uzmysłowiło mu, że najwyższy czas zaprzestać poszukiwania wymówek, które mogłyby w sensowny sposób wyjaśnić popełnione przez nich błędy. Otworzył oczy. Nie chciał dłużej mamić się złudzeniami, które wyniszczały jego zdrowie psychiczne. Odpuścił. Zobojętniał. Czy to wszystko mogło się teraz zmienić? Czy wystarczyło, że Marquez mocniej zacisnęła palce na jego dłoni, by zapomniał o wyborach, które podjęła i które zdecydowanie nie były dla niego korzystne?
Nie chciał być jej kotwicą; nie zamierzał wkładać serca w relację, którą s a m o d z i e l n i e będzie zmuszony podtrzymywać. Oczekiwał więcej – nie po samej Adore, ale po kobiecie, którą chciałby widzieć u swego boku. Wystarczyło na niego spojrzeć, by zrozumieć, że nie miał tyle siły, by utrzymywać na powierzchni ich oboje. Potrzebował pomocy. Ona potrzebowała pomocy. Jednak czy wystarczy, jeśli okażą ją sobie wzajemnie?
— Chciałbym ci wierzyć — wydusił z siebie. Te słowa wymagały od niego ogromnego samozaparcia. Nie oszukujmy się, najchętniej porzuciłby tę emocjonalną grę i gwałtownie wbił się w usta niegdysiejszej kochanki, której nigdy nie udało mu się zapomnieć. Niestety życie nauczyło go, że złamane serce boli bardziej niżeli silny cios zadany prosto w wątrobę. — Naprawdę chciałbym ci wierzyć, ale nie mogę. Myślę, że mnie rozumiesz — dodał. Widząc poruszenie malujące się na jej twarzy, uśmiechnął się subtelnie, jakby chciał jej pokazać, że mimo wszystko, mimo tego że nie potrafił jej zaufać, nie potrafił również jej odtrącić. Dlatego wzniósł dłoń i przesunął nią po gładkiej fakturze jej zaróżowionego z zimna policzka. Powinna była z nim porozmawiać. Ale tego nie zrobiła. Ona za to nie naciskał. Na milczenie odpowiedział milczeniem. Teraz widział, że było to błędem.
— Mnie nigdy nie przestało zależeć na tobie — wyznał, mocując się z napastliwymi myślami, z których część podpowiadała mu ucieczkę; nie byłby sobą, gdyby ich posłuchał. — Wiem, że prędzej czy później mnie skrzywdzisz, ale zawsze byłem masochistą — dodał, pozwalając sobie na szerszy, zdecydowanie weselszy uśmiech, który miał wskazywać na żartobliwy charakter ostatniej wypowiedzi. W zasadzie była ona półprawdą. Lub przypuszczeniem, które w obecnym momencie miało – jego zdaniem – całkiem sensowe podłoże.
— Przejdźmy się — zaproponował, nie chcąc dłużej stać w miejscu. Skoro ich znajomość miała ruszyć z miejsca, oni również powinni. Ot, choćby dla uwznioślenia symboliki!

/zt

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<iframe width="400" height="270" src="https://www.youtube.com/embed/OWhiCkEY-Yk" title="YouTube video player" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; clipboard-write; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" allowfullscreen></iframe>
  • Daddy, are you out there?
    Daddy, won't you come and play?
    Daddy, do you not care?
    Is there nothing that you wanna say?

    Daddy, are you out there?
    Daddy, why'd you run away?
    Daddy, are you okay?
    Look Dad, we got the same hair,
    And Daddy, it's my birthday...
    And all I wanna say...
    Is you're so far away.
    Oh and you're so far away...

......................Piszę do Ciebie ten list, ponieważ jest mi niezwykle ciężko. Nie potrafię sobie poradzić ze wszystkim, co się ostatnio dzieje. Nie potrafię sobie poradzić ze swoimi uczuciami, które rozrywają mnie od środka. Chyba jestem zbyt emocjonalna... Jestem bezsilna. Nie wiem, dlaczego tak bardzo zaangażowałam się w coś, co tak bardzo mnie niszczy. Nawet się nie poznaliśmy, a ja już zaczęło mi zależeć…

Szelest papieru zwiniętego w kulkę. Raz, dwa, trzy - bingo.
Do kosza.

  • ...............................................................................17.00 Interbay, dok portowy,
    .................................................................................................................................Diana.


Gówno prawda, żadna Diana. Wydawało się jej, że jest taka cwana. Pewna wręcz była, że podpisując się własnym imieniem nic by nie wskórała; nawet jej nie chciał. Cholera, pewnie nawet nie wiedział jak się nazywa, bo skąd niby? Nie utrzymywał kontaktów z matką, tak jak nie próbował kontaktować się z nią.
Jaka głupia była, jaka naiwna. Gdyby tylko wiedziała jak wielu rzeczy jeszcze nie wie, może by go wcale nie szukała. Po co? Żeby się dobić burząc wypracowywany latami ład i porządek? Masochistka. Na pewno podpisałaby się inaczej, po swojemu, a nie wrabiała w to matkę, która zupełnie nieświadoma siedziała w Nowym Jorku. Właściwie nie taka nieświadoma, ale co Ariel mogła o tym wiedzieć?
Nic nie wiedziała, w tym największy problem.
Nie wiedziała o rozmowach matki z ojcem.
Nie wiedziała czy się pojawi.
Nie wiedziała kim jest.

Hughes, Hughes, Hughes…

Kim on jest już po części wiedziała, lecz kim ona była?
Teraz z tą wiedzą, kim była?
Już nie przyjaciółką, a przybraną siostrą. Jak na złość nie mogła wyrzucić ze swych myśli Saoirse. Nie mogła wyrzucić też jego, Blake’a. Nagle przypadkowi ludzie, poznani w nowym mieście obok przypadku nawet nie spali. Na samą myśl o konfrontacji z nimi czuła mdłości, wzbierające niczym fale na wodzie, która rozpościerała się przed nią. Niespokojna, nie bardziej niż Darling. Łomotało serce, wiatr targał włosy. Pot zdobił czoło, a dreszcz przeszywał złowieszczo skórę.

Kim jesteś Darling?

Cichy głos drażnił jej myśli, mącił, siał zamęt. Zastanawiała się kim jest, pozornie nie było w tym nic skomplikowanego, a jednak nie pozwalało spać, jeść, istnieć wręcz. Dotychczas wszystko wydawało się takie poukładane i proste, ale wystarczyła jedna chwila, by to zniszczyć. Mama ostrzegała ją, by nie igrać z ogniem, ale ona się uparła na poszukiwanie ojca, a teraz w środku nocy, aż ja skręcało od środka.

Siedząc na doku portowym wpatrywała się w dal, chciała uciec. Zanurzyć się i odpłynąć. Zniknąć i nie wracać. Zero konfrontacji, w mig zapomnieliby o niej. Czemu jej zależało? Kiedy to się zaczęło? Przecież nigdy…
… nigdy nie pragnęła go poznać, mieć.
Znów, gówno prawda.
Jako mała dziewczynka nosiła w sobie coś takiego jak - nadzieja, która teraz odbijała się niemiło pod postacią naiwności. Z może kiedyś mnie odnajdzie płynnie przeszła do nawet nigdy cię nie szukał. Stała się mistrzynią wyparcia tych dziecięcych marzeń o ojcu, bezbronna oddała się w ręce matki słuchając jej słów i wiedząc w nie niczym w Boga. Była przy niej, troszczyła się o nią. Musiała mieć rację, prawda?

A jednak wciąż zastanawiało ją, czy chociaż przez jedną jedyna sekundę zatęsknił za jej obecnością? Czy choć przez ułamek sekundy poczuł tęsknotę za nią? Czy brakowało mu jej chociaż przez krótki momencik?
… Tak jak ona tęskniła za czymś, czego w zasadzie nigdy nie miała.
Jakie to głupie.

Nie chciała go nienawidzić, nie chciała go kochać. Najchętniej nie chciałaby czuć wszystkiego co związane z nim, bo było to nowe i przerażające. Okrutne to było. Królowa wyparcia tym razem nie potrafiła pozbyć się tych uczuć, paradoksalnie wtedy kiedy najbardziej potrzebowała obojętności - tej, którą wmawiała wszystkim wokół. Niby taka samowystarczalna, pewna siebie, a prawda była taka że składała się z niepewności, których fundamentem był brak ojca.

I nagle uderzyła w nią panika, chciała się wycofać lecz nogi gumowe trzymały ja na tym doku. Siedząca, bezradna, oczekująca.
Całe dotychczasowe życie czekała na niego…
Może pieprzyć farmazony, że jej nigdy nie zależało, że nigdy nie czekała, że nigdy go nie potrzebowała, ale to nie prawda.
… a co jeśli on nie przyjdzie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

17.00 Interbay, dok portowy, Diana.

Diana, twoja córka mnie znalazła.
Diana, nasza córka chce się spotkać.
Ariel wie o mnie i chce się spotkać.

Dzień zaczął się tak jak każdy inny - Robert wstał o wpół do szóstej rano, wykonał serię porannych ćwiczeń, wziął prysznic i w ciszy zjadł śniadanie, popijając je czarną kawą bez cukru. Czytał przy tym New York Timesa na telefonie, którego subskrypcję miał wykupioną, a dzień wcale nie zapowiadał się jako ten, który zapamięta do końca życia.

Panika powoli wkradała się do jego świadomości, kiedy przeczytał treść karteczki. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, ze autorką liściku nie była Diana, z która przecież od jakiegoś czasu - ku niezadowoleniu Elizabeth - znowu ma kontakt. Pierwsza reakcja sześćdziesięciolatka? Kurwa. Druga - wyjęcie telefonu, chęć napisania do byłej kochanki, jakby to cokolwiek miało pomoc. Wziął kilka głębokich oddechów, przeszedł się po gabinecie, zatrzymując się przy oknie, i wtedy się uspokoił. Przecież nie był byle gówniarzem! Nie może pozwolić sobie na utratę kontroli, pokazać słabość czy strach.
Przeczesał palcami jasne włosy, których siwe pasma idealnie współgrały z naturalnym blondem. Prawda była taka, ze od lat szykował się na to spotkanie, za młodu układając scenariusze, wyobrażając sobie reakcję - wtedy jeszcze - dziewczynki oraz jej matki. Miało przecież być całkowicie inaczej, chciał jej dać swoje nazwisko, wychowywać, przedstawić dzieciakom; w życiu jednak nie wszystko idzie po naszej myśli i czasami…są ważniejsze rzeczy. Wybrał żonę, rodzinę i swój status społeczny. Czy żałował? Częściowo. Kochał przecież gromadkę dzieci, jakiej doczekał się z Elizabeth, uwielbiał swoje dostatnie życie i w tamtym czasie nie mógł pozwolić sobie na rozwód taki, jakim wygrażała się żona. Zranił więc - w jego mniemaniu - jedną osobę, zamiast kilku i próbował zapomnieć.

Z pracy wyszedł wcześniej. Nie chciał się przecież spóźnić na pierwsze oficjalne spotkanie z Ariel, którą jednak miał już okazję zobaczyć - w telewizji, na zdjęciach wysłanych przez Dianę i finalnie na ulicy. Tamtego dnia nie był gotowy na konfrontację z nią, obiecując sobie jednak, że w końcu się do niej odezwie, zaproponuje spotkanie.

Minął rok i to ona wyszła z inicjatywą.

Serce waliło mu jak dzwon i sam nie wiedział czy to z nerwów czy podekscytowania; może jednak nie powinien był tego robić? Przecież obiecał Elizabeth. Co z resztą dzieci? Jak to przyjmą? Czy każde z nich się od niego odwróci? Zamknął oczy, zanim wysiadł z samochodu, i policzył do pięciu. Pomogło, uspokoił się, a po nerwach nie było nawet śladu. Chłodny wyraz twarzy miał dać poczucie kontroli i pewności siebie; spojrzał na zegarek, dochodziła piąta i chociaż nienawidził się spóźniać, poczekał chwilę zanim wyszedł z auta i cicho podszedł na umówione miejsce. Widział ją już z daleka, co przecież nie było takie dziwne zważywszy na miejsce, i zatrzymał się dwa metry od niej.
- Dzień dobry, Ariel. – powiedział spokojnie, nawet nie udając zaskoczenia, że zamiast Diany czekała tu na niego zupełnie inna osoba.
Dosyć tych kłamstw.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Port of Seattle”