WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

kawiarnia w klimacie serialu "Friends"

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ethan nieświadom tego, ile wątpliwości targało siedzącą naprzeciw niego kobietą, uśmiechnął się lekko pod wpływem jej spojrzenia. On nie widział w tym żadnego problemu. Aspekty romantyczne w ogóle go nie interesowały. Jemu chodziło tylko i wyłącznie o ciekawe znajomości, które nie musiały być w żadnym stopniu zobowiązujące. Niczego więcej do szczęścia nie potrzebował, jak grona znajomych, w którym mógłby przebierać, gdyby naszła go chęć wyjścia na miasto, zwykły spacer czy na spędzenie czasu z jakimś dobrym filmem zarówno w kinie, jak i przed własnym telewizorem.
Zacząłem go, ale nie skończyłem — wyjaśnił. Portret pupila był gotowy może w połowie. Wena jednak robiła swoje i zamiast skończyć to konkretne dzieło, Ethan zabrał się za inne, które było odzwierciedleniem wizji, jaka naszła go w przeciągu jednej krótkiej chwili. Mógłby jej to udowodnić, ale nie miał zwyczaju fotografowania swoich dzieł, które nie były skończone. Musiała się więc uzbroić w cierpliwość.
Plus dla ciebie za ostrożność — uśmiechnął się, gdy wspomniała o niebezpieczeństwie. O ile on prawdopodobnie dałby sobie radę w starciu z potencjalnym napastnikiem, tak z kobietami bywało różnie. Jedne również dałyby radę, ale inne mogłyby polegnąć i doszłoby do nieszczęścia, a w obecnych czasach chcieli czy nie, internet okazywał się świetnym sposobem na to, by znajdować naiwnych ludzi, których można było w najlepszym wypadku okradać. W najgorszym porywać...
Niczego nie sugeruję. Stwierdzam fakty. Nie wiem, jak wygląda twoje doświadczenie w zawieraniu internetowych znajomości, ale wierz mi, że nie zawsze jest pięknie i przyjemnie — odparł w ramach usprawiedliwienia się, bo chociaż względem niej nic nie miał i niczego nie sugerował, to jednak nie mógł nic poradzić na to, że jego ufność względem osób z Tindera i innych tym podobnych portali, była lekko ograniczona. Czasami na miejscu spotkania pojawiał się ktoś niepodobny do osoby ze zdjęcia. Innym razem tyczyło się to rozmowy. Co z tego, że ktoś potrafił przepisać z nim całe godziny, jak potem przychodziło co do czego i odnosił wrażenie, że tylko on się odzywał, bo trafiał na kogoś cholernie nieśmiałego albo mało interesującego, kto nie miał nic ciekawego do powiedzenia?
Tego się nie spodziewałem. Wydawało mi się, że ludzie powoli odchodzą od tej gry — zaśmiał się, ale nie zamierzał przepuścić okazji do lepszego poznania Charlotte. Rzecz jasna, ona swoją pulę pięciu pytań również mogła wykorzystać. Nie miał nic do ukrycia i nie sądził, by jakakolwiek odpowiedź miała sprawić, że uciekłaby z krzykiem. — Dlaczego policja, a nie coś hmm... Bardziej kobiecego? — zadał pierwsze, które przyszło mu do głowy. Był jednak ciekaw, co pchnęło blondynkę na komisariat, gdzie zajmowała się ściganiem przestępców i osób, które łamały prawo w mniejszy bądź większy sposób. Zawsze zastanawiało go to, skąd w kobietach chęć podążania tą konkretną ścieżką zawodową.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte nie kryła zaskoczenia związanego z wyznaniem, jakie padło. O ile wtedy traktowała temat portretu jako element prowadzonego w drodze wymiany pisemnych wiadomości flirtu, o tyle w tym momencie chyba naprawdę nabrała przekonania, że miała do czynienia z człowiekiem słowa i czynu; być może nawet kimś wartym zachodu.
- Zatem kiedy będzie gotowy do pokazania światu? - zagaiła, unosząc brew. Nie blefowała. Była szczerze zaciekawiona efektami męskiej pracy, nawet jeżeli sama nie odebrała w tym kierunku stosownego wykształcenia. Z perspektywy czasu wielokrotnie pluła sobie w brodę, że wtedy za największą życiową aspirację uważała zakończenie studiów, które umożliwiły jej kontynuowanie kariery w Akademii i przeskoczenie niektórych zajęć. Rodzice nie wyobrażali sobie, że ich dziecko miałoby nie skończyć jakiegoś porządnego college'u, Lottie zaś nie rozumiała, dlaczego tak mocno ujmowali wyższej szkole z zakresu sztuk pięknych.
- Coś o tym wiem, chociaż jedynie z teorii. Nim założyłam konto, uczyłam się na błędach, ale tylko tych cudzych - ileż to bowiem razy miała do czynienia ze sprawą, w której morderstwa dokonał znajomy poznany drogą internetowych portali? Ileż to razy oglądała ciała martwych dziewczyn, które umówiły się na randkę z facetem, którego login pokroju Książę z bajki nie miał absolutnie nic wspólnego z bajkową otoczką? Na świecie nie brakowało zwyrodnialców, o czym Charlotte doskonale wiedziała. Prawdopodobnie nawet lepiej niż zwyczajny śmiertelnik, chociaż i takich doświadczeń nie udało się jej uniknąć - młodsza siostra również poszła na randkę tego typu. Tutaj trup miał zupełnie inny charakter, ale... wciąż pozostawał martwym ciałem.
Tym, którego ona pomagała się pozbywać.
- Coś bardziej kobiecego? - niemal parsknęła śmiechem, ewidentnie wyrwana z krainy myśli i analiz.
Była zaskoczona pytaniem tego typu, tym razem jednak w niekoniecznie pozytywny sposób; nigdy nie jawiła się jako zwolenniczka sztywnego podziału, w myśl którego tylko mężczyzna mógł być strażakiem, hydraulikiem czy właśnie policjantem, bo miejsce kobiety było w kuchni lub salonie fryzjerskim.
- Uważasz, że kobieta nie nadaje się do pracy w policji? - musiał wybaczyć jej zignorowanie pytania, które zadał, ale chodziło o sprawę honoru, którego delikatność nie pozwalała milczeć.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może być nawet dzisiaj. Aczkolwiek pytanie brzmi, czy byłabyś na tyle odważna, żeby dać się zaprosić i śledzić postępy? — zagaił całkowicie niezobowiązująco. Nie oczekiwał, że kobieta od tak dałaby się zaprosić do jego domu, żeby patrzeć, jak malował portret swojego kota. Siłą rzeczy byli sobie oby, a nie wszyscy mieli na tyle wysoki poziom zaufania, by w zawrotnym tempie przekraczać granice, które wymagały czasu. I chociaż jemu daleko było do psychopaty, gotowego zaprosić ją do siebie podstępem, w celu dopuszczenia się jakiś haniebnych czynów, to nie mógł sobie odmówić tego pytania. Był ciekaw jak odważna była Charlotte i czy była w stanie podejmować się jakiegokolwiek ryzyka.
Domyślam się, że sporo jest spraw w policji związanych z internetowymi oszustami? — zapytał. I nie chodziło mu jedynie o morderstwa czy gwałty. Z tego co się orientował dzięki wiadomościom, nie brakowało również wyłudzaczy, którzy potrafili sobie owinąć drugą osobę wokół palca, omamić obietnicami i zapewnieniami, że coś z tej znajomości będzie na tle uczuciowym, a koniec końców chodziło jedynie o pieniądze, obywatelstwo i inne podobne kwestie.
Nooo, tak — przyznał, trochę zaskoczony kobiecą reakcją. Nie uważał, by w jego pytaniu było coś złego. Chciał jedynie zrozumieć pewne sprawy, które od wieków go interesowały i rodziły pytania, na jakie nie znajdował odpowiedzi bo nie bardzo miał gdzie ich szukać. Nie chciał jednak nikogo urazić i miał nadzieję, że siedząca przed nim blondynka tak się nie poczuła, choć ta nadzieja uleciała z kolejnym jej pytaniem.
Nie, nie o to chodzi. Niektóre zawody wydają się jednak typowo męskie i dlatego zastanawiam, co sprawia, że kobiety się ich łapią? Mamy laski pracujące w straży pożarnej, mamy takie, które życie poświęcają służbie w wojsku, albo tak jak ty, które ścigają przestępców — wyjaśnił. Nigdy nie miał okazji rozmawiać z przedstawicielką któregoś z wymienionych zawodów. Gdy taka okazja się trafiła, nie potrafił przejść obok obojętnie, licząc na to, że Charlotte wyjaśni mu, co kierowało kobietami takimi jak ona, które swoją zawodową karierę powiązały z czymś niebezpiecznym i wymagającym wysiłku.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

- Nie mam w zwyczaju pojawiać się w domach nieznajomych mężczyzn - zawyrokowała krótko, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo niejednoznacznie brzmiała jej dość lakoniczna odpowiedź.
Chociaż propozycja Ethana brzmiała niezwykle kusząco - z perspektywy typowo artystycznej i osoby, która ze sztuką obcować po prostu lubiła - to jednak zdrowy rozsądek podpowiadał, że to wcale nie był pomysł z kategorii tych dobrych i wartych zrealizowania. Ładne, wesoło błyszczące oczy mężczyzny mogły robić wrażenie na przedstawicielkach płci pięknej, ale nie od dziś wiadomo, że przyjemna aparycja kryła charakter i skłonności, z powodu których włos jeżył się na głowie. Ofiary Teda Bundy'ego z pewnością coś o tym wiedziały.
Charlotte nie zamierzała powielać cudzych błędów, dużo bardziej woląc czerpać z nich naukę dla samej siebie.
- To prawda, chociaż ofiary przestępstw, którymi się zajmuję, zazwyczaj nie mają zbyt wiele do powiedzenia - westchnęła, tym samym świadomie uchylając rąbek tajemnicy i zdradzając, z jakiego dokładnie wydziału była. Choć kobiece słowa brzmiały raczej okrutnie, to jednak rzeczywistość jawiła się właśnie w ten sposób; w szarościach i barwach na ogół smutnych, kojarzących się przede wszystkim ze śmiercią i stratą.
- Typowo męskie, typowo damskie. Mężczyzna pracujący jako fryzjer nie robi takiego wrażenia jak kobieta strażak czy policjantka - mruknęła, z trudem panując nad odruchem, jakim było wywrócenia oczami. Nie sądziła, że trafiła na tradycjonalistę, który najchętniej zamknąłby kobietę w domu, w kuchni, bo przecież tam było jej miejsce.
- Może czują powołanie? Jak... ksiądz czy inny pastor? Albo po prostu nie lubią być szufladkowane? - dodała po krótkiej pauzie, wzruszając ramionami.
Zaraz potem sięgnęła po filiżankę, dociskając jej krawędź do ust w celu skutecznego ich zamknięcia.
Nim palnęłaby coś dosadniejszego.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, punkt dla ciebie. Ostrożności nigdy za wiele. Może kiedyś dasz się zaprosić na kawę — stwierdził.. Spodziewał się takiej odpowiedzi. Skłamałby mówiąc, że liczył na to, iż Charlotte mogłaby od tak przyklasnąć i ruszyć do jego domu po zaledwie kilkudziesięciominutowej rozmowie.
Cholera, nie sądziłem, że na tinderze poznam twardą babkę z wydziału zabójstw — westchnął, ale był pod wrażeniem. Jednocześnie musiał przyznać, że tak naprawdę nigdy nie zastanawiał się nad tym, kogo właściwie chciał na tym portalu poznać. Pewne było jednak to, że tej konkretnej znajomości na ten moment nie żałował. Była ona instygująca i wzbudzała w nim coraz większą ciekawość.
Czy ja wiem? Nie jeden raz słyszałem, że jak facet jest fryzjerem, to musi być pedałem — odparł — Uprzedzam, wcale się z tym nie zgadzam — dodał. Jemu wbrew pozorom daleko było do oceniania ludzi i kategoryzowania ich. Facet mógł być fryzjerem, kobieta mogła być strażakiem. Co kto lubił. Jego jedynie ciekawiło to, czemu kobiety się na taki zawód decydowały i liczył na to, że Charlotte mu to wyjaśni. Trochę się przeliczył, ale zrozumiał w porę, że była to jego wina.
No już, nie denerwuj się tak. Powołanie to dobry powód — odparł. I nie powiedział tego, żeby załagodzić sytuację. Wspomnienie o powołaniu było odpowiedzią, która dawała mu do myślenia, bo do tej pory nie wpadł na to, że ktoś mógł czuć, że chciał robić właśnie to. Była to zapewne wina jego podejścia do wielu spraw. Co innego czuć, że chce się zajmować sztuką, co potrafi zrelaksować, a co innego dobrowolnie pchać się w centrum pościgów, strzelanin, morderstw i handlu czy to bronią, czy narkotykami, czy nawet ludźmi. Teraz jednak, spojrzał na to z nieco innej perspektywy i w pewnym sensie oburzenie Charlotte go nie zaskakiwało.
Od kiepskiego pytania zacząłem. Zmienię zestaw, bo kawa nam się kończy — dodał, rzucając kobiece przepraszające spojrzenie. Urazić jej nie chciał. Miał nadzieję, że była w stanie dostrzec, że naprawdę pożałował nie tylko złego pytania, ale przede wszystkim kiepskiego doboru słów.
Kolejne minuty minęły więc na luźniejszej dyskusji, w trakcie której uważał na to co mówi, by nie pogorszyć swojego już i tak kiepskiego położenia. Hughes wydawała się naprawdę ciekawą kobietą, którą chciał lepiej poznać. Wiedział jednak, że musiał się postarać, by mu na to pozwoliła. Była to jednak sprawa na inny dzień, bo po zjedzeniu ciastka i dopiciu kawy, rozeszli się w swoje strony.

zt.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="posz4"><b>1.</b></div>
Nawet w swoich najgorszych koszmarach nie spodziewał się, że ktokolwiek kiedyś poprosi go o pomoc przy organizacji ślubu. Miał całkiem niezłą samoocenę i naprawdę obiektywnie (w swoim mniemaniu) uważał, że zna się na wielu rzeczach, ale na pewno jedną z nich nie było pomaganie przy takim przedsięwzięciu. Przyjaciółka wzięła go trochę pod włos; no, bo przecież sam już kiedyś miał się żenić, więc na pewno pamięta co nieco i może się tym teraz podzielić. Nie przewidziała jednak, że Dane nie chciał nawet wracać do tego myślami, a co dopiero odgrywać jakieś scenki rodzajowe. Był pewien, że kiedy przyjdzie mu się tym wszystkim zająć, będzie sie czuł tak, jakby tamten koszmar przeżywał od nowa. Co za różnica, że nie wybierał niczego dla siebie? W zasadzie żadna. To nie miało najmniejszego znaczenia. I kobieta chyba wyczuła, że mu się załatwianie tego w pojedynkę nie uśmiecha, bo postanowiła go umówić na spotkanie z inną swoją przyjaciółką, która rzekomo miała mu w tym wszystkim pomóc. Gdyby powiedzieć, że Dane miał pecha co do tego, kto mu się trafił, to jakby w zasadzie nie powiedzieć nic. Nie chciał narzekać i być kulą u nogi przyszłej panny młodej, ale kiedy oznajmiła mu, że ma się spotkać w jednej z kawiarni z Rayą Chen, momentalnie doszedł do wniosku, że wolałby wypić arszenik.
Był naprawdę wkurzony. To przecież mógł być każdy, k a ż d y. W tym mieście żyło ponad siedemset tysięcy osób, a doliczając tych wszystkich, których nie objął ostatni spis ludności, pewnie z milion. Dlaczego musieli akurat na siebie trafić? I dlaczego, na litość, ich spotkanie miało się odbyć w Central Perk? Nie znosił Friends, jego przyjaciółka musiała o tym wiedzieć, chociaż... może nigdy nie przejawiał swojej antypatii dostatecznie dobitnie? W końcu wyłgiwanie się z oglądania z nią odcinków po raz 823432 wcale nie musiało oznaczać jakiejś jawnej nienawiści. Westchnął ciężko, kiedy nacisnął klamkę do tego miejsca i wszedł do środka. Naprawdę, było tyle kawiarni w tym mieście, czemu nie mogła ich umówić do czegoś normalnego? Prędzej przeżyłby spotkanie w Capitol Hill Food Hall, niż tutaj. Wszedł głębiej, zajmując sobie stolik w rogu (jak najdalej od pomarańczowej kanapy) i oznajmił kelnerce, która zaraz przyszła odebrać zamówienie, że z tym zaczeka na swoją towarzyszkę. I czekał. Chociaż miał szczerą nadzieję, że Raya się nie zjawi i będzie mógł opuścić to piekielne miejsce, gdy minie akademicki kwadrans.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

001.

Pomoc w organizacji ślubu przyjaciółki była czymś, na co Raya tak właściwie nie miała miejsca w swoim kalendarzu. Brakowało jej chwili na odpoczynek, a co dopiero na to, żeby udzielać wsparcia przy tak ogromnym wydarzeniu! Dała się jednak namówić, choć bardzo szybko pożałowała tej decyzji. Absolutnie nie spodziewała się, że do tego całego przedsięwzięcia został jeszcze zaangażowany Dane. Wyglądało na to, że nawet w tak ogromnym mieście jak Seattle świat był okropnie mały i okazało się, że mieli wspólną znajomą. Oczywiście, że rozważała wycofanie się z tego całego przedsięwzięcia, ale ostatecznie doszła do wniosku, że nie miałaby serca tak zawieść Erin. Poza tym ona i Dane byli cywilizowanymi ludźmi, więc chyba będą w stanie współpracować ze sobą przez te kilka miesięcy? Co prawda wymagało to od Rayi, aby schowała swoją dumę do kieszeni, ale dla dobra i szczęścia przyjaciółki była gotowa to zrobić. Zastanawiała się tylko, czy on zrobi to samo.
Licząc na to, że ich spotkanie nie okaże się najprawdziwszą katastrofą, zmierzała w kierunku Central Perku. Idąc, myślała o tym, że miejsce wybrane przez Erin było całkiem osobliwe i nie do końca rozumiała, dlaczego padło akurat na nie, ale na dłuższą metę nie miało to większego znaczenia. W końcu pragnęła stamtąd jak najszybciej wyjść, by nie musieć zbyt wiele czasu spędzać z Dane’em. Wystarczyło już samo to, że od czasu do czasu widywała go w pracy. Oczywiście były to wtedy zupełnie inne rozmowy, ale jednak miały miejsce i stanowiły dla niej swego rodzaju trudność. Później długo o nich myślała i czuła się z tym okropnie, bo sądziła, że już zdecydowanie za dużo myśli, energii i czasu poświęciła temu człowiekowi; komuś, kto na to w ogóle nie zasługiwał.
Zawahała się przed wejściem do środka, ale w końcu nacisnęła na klamkę i znalazła się w pomieszczeniu. Chwilę zajęło jej znalezienie Dane’a, ale nareszcie odszukała jego twarz wśród wielu innych. Wzięła głęboki wdech i ruszyła w stronę stolika, który zajął. Aż do samego końca miała ochotę zawrócić, ale nie zrobiła tego. Niewiele myśląc o całej tej sytuacji (bo jakby zaczęła się zastanawiać, to naprawdę mogłaby uciec), usiadła naprzeciwko mężczyzny i ulokowała w nim swoje spojrzenie.
Cześć — powiedziała, starając się brzmieć przynajmniej neutralnie i chyba w miarę jej się to udało. Mogłaby co prawda być wobec niego nieprzyjemna, ale nie chciała jeszcze bardziej pogarszać całej tej sytuacji swoim zachowaniem. Chyba szybciej to wszystko się skończy, jeśli będą ze sobą współpracować. — Ciekawe miejsce wybrała, co nie? — zagadała, czując ogromne napięcie w całym ciele. Nie chciała tu być i nie chciała z nim rozmawiać, udając, że nic się między nimi nie wydarzyło, ale zdecydowała się na to, więc musiała sobie radzić. — Nie utrudniajmy sobie tego bardziej niż to konieczne, co? — zaproponowała. Miała nadzieję, że podejście Dane’a do ich nietypowej sytuacji będzie podobne do tego jej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Był zły. Na całą tę sytuację, na siebie samego, że dał się w to wciągnąć i na los, który musiał ponownie spleść jego drogi z tymi, którymi podążała Raya Chen. Nie chciał jej widzieć, ani dziś, ani żadnego innego dnia i sam fakt, że po korytarzach szpitala chodzili oboje i czasem, siłą rzeczy, natknęli się na siebie, to już było dla niego wystarczająco dużo. Limit kontaktów, który sobie gdzieś tam sam narzucił w głowie, był na najbliższy czas bezapelacyjnie wyczerpany.
A jednak; właśnie siedział w lokalu, gdzie dobrowolnie miało dość do spotkania ich dwójki. Pewne rzeczy się zmieniały, plany, ludzie, chociaż w tym wypadku trudno było powiedzieć o jakichkolwiek zmianach w naturze Dandeliona, który z uporem maniaka powtarzał sobie, że ze swoją byłą-niedoszłą-kto wie nigdy już się nie dogada. Sam sobie w ten sposób szkodził, co łatwo można było zaobserwować na załączonym obrazku. Czy jednak robił sobie cokolwiek z tego? Oczywiście, nie. Jedyne co, to próbował sobie po raz kolejny wmówić, że to spotkanie nic nie zmieni i będzie niemiłe.
Dostrzegł jak wchodzi do środka i poczuł, jak ściska go w żołądku. Nie widziała go, a nawet zaczęła najpierw szukać wzrokiem po drugiej stronie, więc pozwolił sobie na tych kilka sekund przyjrzeć się jej. Wyglądała pięknie jak zawsze, co było tym irytującym elementem ich spotkań. To, że się nie dogadywali, nie oznaczało, że Dane nagle oślepł. Nawet jeśli walczył z tym, by jakakolwiek pozytywna myśl na jej temat nie dostała się do jego głowy, niestety nie zawsze było to skuteczne, a czego jak czego, nie mógł odmówić jej urody. Odwrócił wzrok, udając, że menu przed nim położone to najciekawsza rzecz pod słońcem i uniósł głowę dopiero, kiedy usłyszał jej przywitanie. - Cześć - odpowiedział, starając się by to zabrzmiało tak obojętnie, jak to tylko było możliwe. Nie wiedział w zasadzie co robi; w tak bezpośredniej i przygotowanej konfrontacji z kobietą czuł się jak dziecko we mgle i pewnie niewiele brakowało, by zaczął się miotać. - Mhm, wybitne - odparł skrzywiony, wzdychając ciężko i na nowo zapatrzył się w kartę przed sobą, jednocześnie podsuwając jej drugą. - Nic jeszcze nie zamawiałem - oznajmił, dla ścisłości. Wiele można było o nim powiedzieć, ale rzadko kiedy to, że był niegrzeczny. Wprawdzie przy niej różne rzeczy czuł i mówił, ale nigdy nie chciał być skończonym chujem wobec jej osoby, bez względu na to, co by się nie działo. - Co? Tak, jasne. Ale z góry mówię, że nie mam pojęcia o organizacji ślubów, więc jeśli będę kulą u nogi, to już taka moja natura, a nie jakaś złośliwość - sprostował, by nie było niedomówień. Może gdyby ogarniał takie rzeczy, to by chciał się z nią podroczyć, ale... nie miał bladego pojęcia, więc jeśli ona podobnie, to byli w zasadzie w głębokiej dupie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Poczuła ulgę, kiedy usłyszała jego odpowiedź, ponieważ obawiała się, że Dane może nie chcieć z nią współpracować. Bardzo dobrze widziała, jak bardzo mu to wszystko nie pasuje, ale cieszyła się, że mimo to był w stanie zagryźć zęby i razem z nią przez to przejść. Zastanawiała się, czy przez to ich kontakty nie pogorszą się jeszcze bardziej (bo na to, że będzie lepiej raczej już nie liczyła), ale chyba nie mogło być gorzej niż obecnie. Poza tym, jakie właściwie miało to znaczenie? Ona co prawda jeszcze całkowicie się z niego nie wyleczyła, była tego świadoma, ale z jego strony sprawa wyglądała zupełnie inaczej, więc nie było o czym mówić. Raya dawno temu pogodziła się z tym faktem, ale patrzenie na Dane’a i tak sprawiało jej swego rodzaju ból. Pod tym kątem wspólne organizowanie ślubu niewątpliwie było dla niej najprawdziwszą katorgą, ale była gotowa przez to przebrnąć ze względu na swoją przyjaciółkę.
Czuła bijący od niego chłód, ale starała się go ignorować, mając nadzieję, że z każdym kolejnym spotkaniem będzie im się łatwiej rozmawiało. Pewnie gdyby nie jej pozytywne nastawienie do życia, ich dialog wyglądałby zupełnie inaczej, ale rodzice od zawsze przypominali jej, aby była dobra dla innych ludzi i tą zasadą kierowała się we wszystkich działaniach, nawet w takiej sytuacji jak ta. Starała się więc wierzyć, że pomimo ich wspólnej przyszłości i wzajemnych animozji, uda im się zorganizować wszystko tak, aby para młoda przeżyła najpiękniejsze momenty swojego życia w dniu ślubu.
W porządku. W takim razie przejdę się po kawę dla siebie. Chcesz coś? — zapytała. Starała się nie myśleć o tym, jakie to nienaturalne, że po tym wszystkim rozmawiają ze sobą jak zwykli znajomi czy coś takiego, ale była pewna, że w końcu się do tego przyzwyczai. W końcu to uczucie dyskomfortu musiało zniknąć, choć na pewno jeszcze nie teraz. — I jasne, nie ma sprawy. Nie powiedziałabym, że mam jakieś ogromne doświadczenie w tym zakresie, ale myślę, że mimo wszystko damy sobie radę — odpowiedziała, posyłając mężczyźnie lekki uśmiech. O dziwo, wcale nie był on wymuszony.
Po powrocie do stolika z zamówionymi rzeczami usiadła na zajmowane przez siebie wcześniej miejsce. Nie za bardzo wiedziała, co powiedzieć, więc upiła łyk swojej kawy, po czym powoli odłożyła kubek na blat, chcąc tym samym dać sobie więcej czasu do namysłu. — Poproszę Erin o listę rzeczy, które są na naszej głowie i myślę, że po tym, jak sobie to jakoś sensownie poukładamy, weźmiemy się do pracy. Mamy jeszcze sporo czasu, także sądzę, że nie musimy się jakoś bardzo spieszyć. Em… Nadal masz ten sam numer? — Zrobiło jej się trochę głupio w związku z tym pytaniem, ale musiała je zadać. Musieli mieć jakiś kanał do komunikowania się, a telefon wydawał jej się być najlepszym do tego narzędziem.

autor

JEDNO ŻYCIE, TYLKO TYLE I AŻ TYLE, TYLE DANO KAŻDEJ ISTOCIE, A JEGO ŻYCIE BYŁO CAŁKOWITĄ PORAŻKĄ
Awatar użytkownika
20
176

asystent bibliotekarza

biblioteka w south parku

south park

Post

yosef & noah
<img src="https://i.pinimg.com/564x/fa/3a/45/fa3a ... c8322d.jpg" width="200">

Woń twych kwiatów rozkoszą mu nozdrzy nie
wzdyma: Śpi w słońcu i na piersi jedną rękę
trzyma, Śpokojny. W prawym boku ma dwie
jamki krwawe.


Duchota poranka utknęła mu w płucach w równej mierze, co ciężki papierosowy dym. Odpalał jednego szluga za drugim przez całą noc; Mara, która wstała po swoją rutynową przekąskę o drugiej w nocy (czemu w tym domu nigdy nie ma nic do jedzenie? nie wiem, weź sobie piętkę z chleba. spierdalaj, yoyo.), obrzuciła go tylko pogardliwym spojrzeniem, myśląc z pewnością, że jest pijany albo przyćpany, albo robi jakąś głupotę (jedną z wielu), o którą nie warto nawet pytać. Chciał leżeć na kanapie, przykryty drapiącym kocem, ale zatęchłe powietrze, które nie dało wypędzić się z mieszkania, drażniło mu skórę i powodowało przesadną potliwość. Przed wyjściem (w duszny poranek i ostre, mimo wczesnej godziny, słońce), zdążył wziąć zimny prysznic trzy razy, wychylić ćwiartkę obrzydliwej, najtańszej gorzały i umyć zęby resztką pasty, wyciśniętej z trudem z tubki. Zakupy. Nie miał głowy, żeby teraz o tym myśleć; zostawił Marze kilkanaście dolarów, które walało mu się po kieszeniach, razem z krótką i z pewnością nieuwzględniającą wszystkich niezbędnych rzeczy listą. To zawsze było ryzykowne - Mara wkroczyła w ten okres, kiedy wolała wydać połowę kasy na jakąś idiotyczną czerwoną szminkę (głupio wyglądasz i wyjechałaś), a potem narzekać, że nie ma nic do jedzenia.
Wychodząc, trzasnął wymownie drzwiami, dopiero po chwili reflektując się, że mógł obudzić Joela, czego lepiej było zawsze uniknąć. Napisał wiadomość do biblioteki o nagłej sprawie medycznej, związanej z bratem, a wyrozumiała przełożona życzyła im dużo zdrowia. Nie miał żadnych wyrzutów sumienia, względem tego.
W średnio zatłoczonym autobusie do centrum, czas cholernie mu się dłużył; jak zwykle jadąc na gapę, był zmuszony wysiąść kilka przystanków wcześniej, zauważając kanara, przymierzającego się do kontroli biletów, także ostatnie kilkanaście minut wlókł się w tych tak znienawidzonych przez siebie temperaturach (lubił jesień, czekał na jesień, a może wręcz pędził w jej stronie, ale ta nadal wydawała się zbyt odległa), próbując odsunąć myśli o rozmowie, która go czekała. Rozmowie w chujowym miejscu (jak Noah mogła na to wpaść?) o chujowej porze (był gotowy zapierdalać do niej do domu w środku nocy) i o chujowych rzeczach (zdążył rozdrapać ze stresu kilka strupów na przedramionach). Omijał slalomem spieszące się na wyprzedaże w supermarketach starsze panie, które obrzucały go krzywym spojrzeniem, szepcząc coś do koleżanek, gdy tylko je mijał. Nieważne. Nigdy chyba nie miał tego w dupie tak bardzo, jak teraz.
Kiedy otwierał drzwi do kiczowatej kawiarni, zestresował go sam dźwięk dzwoneczka, informującego o wejściu kolejnego klienta. Przeczulenie na takie dźwięki zawsze świadczyło o zbliżającym się wielkimi krokami ataku migreny, na którą skończyły mu się lekarstwa (musiał brać już zahaczającą o przedawkowanie dawkę aspiryny; nic tak naprawdę nie działało na niego całkowicie - może poza trawką, na którą też już zresztą nie było go stać w ten chujowy czas w miesiącu). Z gulą haczącą o podgardle, stał w miejscu jak kołek, przyciągając do siebie zbędną uwagę kilkorga par (zaskakująca frekwencja, jak na tę godzinę - ale nigdy nie chodził po kawiarniach, więc nic dziwnego, że zupełnie znał się na jakichkolwiek panujących tam regułach przychodu i rozchodu; zresztą miał w to wypierdolone). Nie widział Noah. Była na zapleczu? Tam powinien podejść? Może.
A jednak wciąż tkwił w samym wejściu, dopóki zamykające się drzwi, nie zahaczyły go o ramię. Zrobiwszy kilka kroków w przód dostrzegł ją, zbierającą zamówienie przy stoliku za rogiem. Odruchowo wyciągnął papierosy, zanim zorientował się, że w kawiarniach raczej się nie jarało. Upchnął je z powrotem w kieszeni, gotując się od ciążącego na nim spojrzeniu ludzi, z którymi w końcu złapał kontrastujący z ciepłym powietrzem kontakt wzrokowy i utrzymywał go tak długo, aż zmieszani odwracali wzrok. W końcu Noah odwróciła się w jego stronę, a Yosef poczuł, jak wnętrzności podchodzą mu do gardła, śladem tej tkwiącej w nim już przedtem guli. Odchrząknął, starając się nie gapić na nią jak głupek, ale mimo wszystko nie potrafił odwrócić spojrzenia. Choć zmieniła coś w sobie - włosy? chód? styl? - wciąż widział w niej tylko przerażenie tamtego dnia. W końcu zatrzasnął powieki - na sekundę lub dwie - a potem, spoglądając na nią znowu, wysilił się tak mocno jak umiał, żeby dostrzec w niej tę nowość, świeżość, zignorować równą jego własnej bladość lica, zmusił się do niemrawego uśmiechu, zrobił jeszcze kilka kroków w jej stronę, aż zatrzymał się, zachowując bezpieczny odstęp półtorej metra.
- Faktycznie, całkiem tu idiotycznie - skomentował, nie próbując nawet zaczynając rozmowy od agresywnego pytania, co znaleźli ani tym bardziej od uścisku (dłoni? ciała?) czy głupiego tekstu (wyładniałaś? to chyba niemiłe; dobrze cię widzieć? niekoniecznie). - Chcesz zapalić? Albo... nie wiem - zawiesił się, krzyżując ręce na klatce piersiowej tuż po tym, jak zauważył ich drżenie. Za tłoczno tu było na tę rozmowę. Czekał aż ona podejmie decyzję i weźmie go w jakieś ustronne miejsce. Albo postanowi, że jednak mają zamiar omawiać istotę feralnego dnia tutaj, między niewygodnymi spojrzeniami obcych mu ludzi.

autor

kaja

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

W takich miejscach jak Central Perk zawsze nieco się rozluźniała.
Nie dlatego, że sama bywała w kawiarniach dość regularnie, właściwie odkąd pamiętała - krótkie wizyty z matką, która zabierała ją na ciasto w ramach kolejnej nagrody, zdecydowanie zbyt długie spotkania z koleżankami przy mrożonej herbacie (za długie zarówno zdaniem jej ojca i macochy, którzy potem dopytywali, gdzie Noah była, ale też zdaniem pozostałych klientów, zirytowanych wybuchami śmiechu i nieokreślonymi piskami), dość niezręczne spotkania na kawę z chłopcami, z którymi wcześniej wymieniła jedynie trochę wiadomości i memów przez aplikację. Nie krępowały jej więc kelnerki, które niezręcznie, trzęsącą się ręką stawiały zamówienie na jej stoliku ani konieczność zamawiania kawy u zblazowanego studenta, zirytowanego tym, że nie rozróżniasz latte od cappuccino - nawet jeśli ten sam student nie potrafił dobrze zaparzyć ani jednego, ani drugiego.

(Nie oceniała - ile razy ktoś przychodził i prosił o flat white’a, Noah miała ochotę mu to odradzić, bo flaty wychodziły jej równie dobrze co, nie przymierzając, niepopadanie w stany depresyjne czy podtrzymywanie zdrowych relacji z krewnymi. A więc: raz na jakiś czas jej wyjdzie, ale za sprawą czystego przypadku.)

Prawdziwy powód był inny - rozluźniała się, ponieważ wiedziała, że Yosef nie bywał w takich miejscach. Dzięki temu w kawiarniach stylizowanych na seriale czuła się bezpieczniej, podobnie jak w uniwersyteckiej bibliotece albo tym charity shopie, do którego zachodzisz tylko po to, by potem móc powiedzieć, że kupiłaś to właśnie tam. Nie szukała go wzrokiem wśród innych bywalców i nie musiała się bać - a przynajmniej nie tak bardzo, jak bała się zwykle - że złapie ją to, przez co nie chciała być złapana.

A mimo to: teraz Yosef był tutaj, a Noah, wracając właśnie z brudnymi naczyniami porzuconymi przy jednym ze stolików, zmarszczyła czoło na jego widok. Jeśli nawet zdążyła go zlustrować uważnym, może nieco nachmurzonym spojrzeniem (ale to mogła być kwestia tego, że była w pracy, a nie towarzystwa), to nic nie powiedziała. Jedynie skinęła głową, trzymając przed sobą te dwa kubki po kawie niczym tarczę, która pozwoli jej zachować bezpieczną odległość od Yosefa. - Nie mogę stąd wyjść, kiedy są klienci - powiedziała takim tonem, jakby mu coś wytykała - ale co właściwie? To, że się sam nie domyślił? A może że nie przyszedł tak wcześnie, jak zapewniał wczoraj, skoro stoliki zdążyli już pozajmować ludzie uzależnieni od porannej kawy?

Wróciła za kontuar i pozbyła się wreszcie tych naczyń, które trzymała. - Chcesz kawy? Mam zaparzony przelew - powiedziała i założyła włosy za ucho. Zupełnie jakby rozmawiała z chłopakiem znanym z widzenia, który po prostu przechodził obok jej pracy.

Zupełnie jakby nie była tak posrana ze strachu, że od wczoraj ciężko było jej złapać oddech.

Albo po prostu: zupełnie jakby jeszcze przed otwarciem kawiarni wysypała sobie na dłoń kilka tabletek, popijając je wodą z butelki filtrującej. Nie pomogły jakoś specjalnie, więc krótko potem połknęła drugą porcję, tym razem popijając kawą z tego samego przelewu, którym teraz częstowała Yosefa.

No bo przecież nie będzie mu specjalnie robiła żadnej kawy z ekspresu, jeszcze nie upadła na głowę.

autor

-

JEDNO ŻYCIE, TYLKO TYLE I AŻ TYLE, TYLE DANO KAŻDEJ ISTOCIE, A JEGO ŻYCIE BYŁO CAŁKOWITĄ PORAŻKĄ
Awatar użytkownika
20
176

asystent bibliotekarza

biblioteka w south parku

south park

Post

Z tamtego okresu zostało mu parę wstydliwych pamiątek.
Kilka cienkich bruzd, krzywiących teksturę skóry, zabarwionej potem rozlanym tuszem niepoprawnie zrobionych tatuaży, dwa zdjęcia (głęboko w galerii telefonu; nie wiedział, czemu trzymał je nadal, ale kiedy robiło się nieznośnie potrafił wygrzebywać je na powierzchnię i wpatrywać się przez długie sekundy w swoją nieprzytomną twarz, wykręcone kończyny i włosy, lepiące się potem do twarzy) i pierwsze litery cudzego imienia wyryte na boku ostrą krawędzią zbitej szklanki (nie jego ręką, choć szklankę zbił sam). Poza tym drobne kalectwo lewej dłoni - mały palec, który stale pozostawał zgięty, bez możliwości wyprowadzenia na prosta i serdeczny, częściowo od niego uzależniony, którego zakres ruchów pozostawiał wiele do życzenia. I ataki migreny: ostrzejsze i bardziej niespodziewane niż wcześniej, jakby przez cały czas siedziały mu na plecach, czekając tylko, aż stanie się na tyle nieczujny, żeby móc na niego napaść.
I choć wydawało mu się, że przecież stale pozostawał ostrożny, to ta ostrożność kończyła się z wychyleniem odpowiedniej ilości kieliszków gęstego trunku, z jedną tabletką, z prostą sztuką czarowania słowem i dotykiem, której opierać się mimo wszystko było mu przecież tak trudno; może pogodził się zwyczajnie, że czasem tak się dzieje; że czasem pojawiają się rzeczy i ludzie, i inne czynniki, które należałoby zaakceptować ślepo i przygarnąć do siebie, jak wieloletniego towarzysza. Nawet, jeśli cierpiało nie tylko ciało.
Okropnym musiał być człowiekiem, skoro te wszystkie - drobne, z odpowiedniej perspektywy - niedogodności, wysuwały się w jego pamięci i zainteresowaniu na sam przód, przysypując swoim ciężarem zimne ciało Romy. Dobrze wiedział przecież, że to nie powinno tak wyglądać.
Nie wiedział za to niczego fundamentalnego na temat działania kawiarni, ale - chociaż nie rozumiał, dlaczego parę seniorów przy stolikach miałoby stanowić jakaś przeszkodę w wyjściu na papierosa - burknął pod nosem jakieś mierne „tak, no przecież”. Spojrzeniem odprowadzał ją za kontuar, przez krótką chwilę wahając się jeszcze, zanim z dłońmi nadal głęboko wciśniętymi w kieszenie, nie dołączył do niej, z tym, że po drugiej stronie kontuaru.
Nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Patrzenie na nią teraz, po dwóch latach obawiania się, że przypadkiem ujrzy ją na ulicy i straci nad sobą panowanie, było co najmniej osobliwe. Nie odbiło mu... chyba. Sytuacja wydawała mu się niemniej kuriozalna, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności ich spotkania, które nijak nie sprzyjały (w jego opinii, która z pewnością niewiele znaczyła) kalibrowi rozmowy, jaką mieli przeprowadzić. Odchrząknął znacząco, dusząc w sobie chore zapotrzebowanie na nikotynę, które tego poranka drażniło go bardziej niż zwykle.
- Dzięki, ale nie mam hajsu - ukrócił jej pytanie; czy to przelew zaparzony, czy nie, nie wiedział, czego mógł spodziewać się po Noah. Pokręcił głową, starając się rozluźnić kark, po czym wydobył wreszcie lepkie już ze stresu ręce z kieszeni, aby oprzeć łokcie o blat. Jak zacząć? Ostrożnie, delikatnie. Rozejrzał się szybko, upewniając się, że wzrokiem zdążył ocenić już wszystkich przebywających z pomieszczeniu. Nosząca ciężkie perfumy kobieta po trzydziestce, która realizowała swoje milennialskie marzenie o spotkaniu z mężczyzną swojego życia w kawiarni inspirowanej jakimś z pewnością żenującym serialem, a przy okazji siedziała najbliżej nich, wydawała się zbyt zaaferowana rozmową i tłumaczeniem swojemu partnerowi, co działo się w trzydziestym dziewiątym sezonie tej głupiej telenoweli, żeby zwracać na nich uwagę. Dobrze. Powoli i ostrożnie, bez zrzucać bomby.
- Tak więc... Romy? - rzucił, pocierając nos i chrząkając krótko, gdzieś pomiędzy członami tego krótkiego wyrażenia - wbrew wszelkim instruktażom narzuconym sobie w głowie. I... to tyle. Zaciął się zupełnie. Nie sądził, że kiedyś jeszcze jego język będzie zmuszony potknąć się o to imię. - Wiecie już coś... więcej, tak? Skąd... wiadomo, kto to? Przekazał, w sensie... Informację tę. Tak. - To nie było w jego stylu; nie należał do ludzi, którym głos odmawiał posłuszeństwa i bardzo nie chciał też być jedną z osób, którym kręciło się w głowie od zagajenia rozmowy - a jednak to właśnie się działo; jakby miał znowu trzynaście lat i uderzał do tej ładnej dziewczyny z roku, Suzie, wiedząc, że nie ma u niej żadnych szans.
Z trudem zmusił się, żeby zakotwiczyć swój wzrok w oczach Noah. Nie wiedział, co chciał przekazać tym spojrzeniem - desperację? Przerażenie (wbrew sobie przecież - z przerażeniem nie było mu do twarzy)? Spięcie? A może szukał po prostu jakiejś oznaki tego, że w tym obezwładniającym stanie, przez który wiotczały mu wszystkie mięśnie, nie był osamotniony? To okropnie dziwne, żeby szukać oparcia w osobie, którą znał tak słabo - przynajmniej z logicznego punktu widzenia. Czy to jedno, wspólnie przeżyte zdarzenie, naprawdę musiało związać ich ze sobą w tak osobliwy sposób? Miał wrażenie, że oczy szczypią go od samego zaczepiania się o jej spojrzenie, a jednak trwał tak - nietypowo zdesperowany, nieludzko zmęczony i - przede wszystkim - skrajnie niepewny.

autor

kaja

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

Uwaga na marginesie: odmowa Yosefa była prawdopodobnie jedną z najdziwniejszych rzeczy, jakie Noah Eisenberg kiedykolwiek usłyszała. Nie było to takie zdziwienie jak wtedy, gdy ktoś mówi ci, że jego zdaniem ziemia jest płaska, mikrofalówki szkodliwe, a szczepień powinniśmy unikać za wszelką cenę. Nie było to też zdziwienie, które możesz odczuwać po tym, jak usłyszysz bzdurę nieco bardziej towarzyską niż naukową. Jej zdziwienie, a zarazem: wszelkie kontrowersje związane z tym, co powiedział Yosef, było całkowicie subiektywne i tylko jej (bo jeśli ktoś mógłby podzielić zaskoczenie Noah, to co najwyżej Romy, ale o to, ze względów wiadomych tej dwójce, było raczej trudno).

W świecie jej rodziców odmówienie - zarówno komuś, jak i sobie samemu - kawy na mieście z powodu braku pieniędzy było nie do pomyślenia. Ojciec Noah był przecież tym człowiekiem, który ostatnie pieniądze był w stanie wydać na kawałek sernika pistacjowego w ulubionej kawiarni, a jeśli tych pieniędzy zostało mu odrobinę więcej - na porządny zegarek albo coś podobnego, absolutnie zbędnego do życia, ale zapewniającego prostą, krótką przyjemność. Był też tym człowiekiem, który nie wybiegał myślami w przyszłość, by martwić się rachunkami za prąd, które przyjdą w przyszłym miesiącu i których wcale nie będzie mu tak łatwo zapłacić (to są konsekwencje wynajmowania domu, na który wcale cię nie stać, a który wynajmujesz, już wyobrażając sobie liczne komplementy płynące z ust kolegów z pracy).

Przede wszystkim jednak: nie odmówiłby kawy z powodu tak błahego jak brak pieniędzy, ponieważ w rodzinie Noah niewiele rzeczy liczyło się równie mocno co reputacja (na pewno zaś nie liczyły się bardziej, na przykład, takie drobiazgi jak poczucie bezpieczeństwa twoich dzieci). Bez trudu potrafiłaby sobie wyobrazić tatę Eisenberga, który bez mrugnięcia okiem chętnie zamawia filiżankę kawy, opowiadając przy tym nadętą historyjkę o prawdziwej włoskiej kawie, jaką pijał na wakacjach - nie dodając przy tym, że właściciel domu we Włoszech wysyłał do nich maile jeszcze przez kilka miesięcy, gdy zorientował się już, że zapłacili tylko za pierwszy tydzień pobytu - a potem odstawia pantomimę, gdy orientuje się nagle, że nie ma przy sobie portfela.

Nie do końca wiedziała jeszcze, że prawdziwy świat nie działa tak jak świat Eisenbergów, dlatego teraz, już zza kawiarnianej lady, patrzyła na Yosefa tak samo jak wtedy, gdy przychodził do nich, czekając na koniec zajęć siostry. Z dystansem i lekką niechęcią, której nawet nie próbowała maskować; także dlatego, że na chłopaku ten brak sympatii nie robił chyba wrażenia. Wyglądała przy tym jak nieco zarozumiały dzieciak z dobrego domu (którym była tylko od czasu do czasu), co zupełnie nie pasowało do kogoś, kto parzył obcym ludziom kawę w pracy.

Ale mogła wyglądać albo tak, albo jakby się bała. Wybór był więc dosyć prosty.

- Nie - odparła, nie precyzując przy tym na które z pytań Yosefa odpowiada. Zamrugała, przyglądając mu się jeszcze przez chwilę - nie oceniała klientów, a jego, bo nawet po tylu miesiącach wciąż nie była przekonana, że może mu ufać. - Policja zadzwoniła, że w lesie znaleziono szczątki młodej kobiety. Po takim czasie najwyraźniej uważają, że bardziej prawdopodobne jest znalezienie tego, co z niej zostało - dodała, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że brzmi dość makabrycznie, zwłaszcza w porównaniu z rozmową tej randkującej pary nieopodal. - Będą teraz robić testy dna, żeby sprawdzić czy to może być… ona. Nie powiedzieli nam nic więcej, nie wiem o jakim lesie mówią ani co dokładnie znaleźli, szczątki to może być i trochę kości, i odcięta miesiąc temu ręka - dodała, marszcząc przy tym lekko czoło, gdy dopiero zdała sobie sprawę, że faktycznie tego nie wie. Policja zadzwoniła przecież do Arii, a nie do niej, więc wszystkie informacje miała z drugiej - no właśnie - ręki. Starała się więc nie dopytywać, bo jaką niby robiło jej różnicę, o jakim lesie mowa?

No cóż, ogromną. Ale tego nie mogłaby powiedzieć Arii, nawet jeśli bardzo chciała.

Nawet jeśli parę razy próbowała.

autor

-

JEDNO ŻYCIE, TYLKO TYLE I AŻ TYLE, TYLE DANO KAŻDEJ ISTOCIE, A JEGO ŻYCIE BYŁO CAŁKOWITĄ PORAŻKĄ
Awatar użytkownika
20
176

asystent bibliotekarza

biblioteka w south parku

south park

Post

W dzieciństwie był tym chłopcem, który nie nigdy nic o sobie powiedzieć. Nienawidził tych sytuacji, kiedy do ich rocznika dołączał ktoś nowy (co miało miejsce stosunkowo często, mimo przepełnionych klas i kolorowych kartotek, które w szkolne mury wnosili ze sobą świeżo przyjęci uczniowie) i zaczynała się ta jazda bez trzymanki: jak masz na imię, ulubiony kolor i jeszcze hobby może albo od razu data urodzin ojca (do tej pory nie wiedział nawet, ile stary ma lat: odkąd pamiętał, wiedział tylko, że ojciec jest stary, brzydki i obrzydliwy, i że nie chce mieć z nim nic do czynienia, chociaż jego wybór był wtedy żaden przecież). Tak więc zmieniał kolory, interesował się zawsze czymś prostym i nudnym, żeby nikomu do głowy nie przyszło zapytać go o coś więcej (czasem wmawiał sobie, że przy tej - dłużącej się niesłychanie przy kilkunastu dzieciakach - autoprezentacji ktoś faktycznie słuchał tego, co mówił), a ojców najwyraźniej też miewał różnych; zmieniali się, jak obmacujący matkę przy kuchennym kredensie wujkowie.
Teraz, ilekroć próbował wrócić w przeszłość, za każdym razem podobnie stresował go fakt, że nie potrafił przypomnieć sobie tego pieprzonego koloru ani hobby, ani ulubionego zwierzęcia, ani jak miał na imię jego najlepszy przyjaciel z przedszkola; czy miał kiedyś najlepszego przyjaciela? W miejscu, gdzie inni trzymali (skryte skrzętnie) cenne spojrzenia, on chował jedynie rozmazane twarze, zlewające się ze sobą literki i te parę razy, kiedy przy tablicy zapominał jak wyglądają konkretne cyferki - tyle pamiętał ze szkoły. Z domu? Lepiej szło mu z zapachami, temperaturą i dźwiękami niż kodowaniem obrazów; tak jakby ciało pamiętało dużo lepiej niż umysł. Pamiętał pieczenie, kiedy matczyne papierosy dogasały między łopatkami, pamiętał zimno ciągnące po podłodze, pamiętał bluzgi rzucane przez kręcących się po jego mieszkaniu obcych mężczyzn, pamiętał wstyd za brudnego i cuchnącego ojca, pamiętał kolor szminki, której ślady znajdował na lustrach i skrawkach toaletowego papieru. Kodował rzeczywistość urywkami, które mogły znaczyć wszystko albo nic; pamiętał łoniaki kochanka matki, ale nie pamiętał, jakie było jego ulubione zwierzę ani czy w ogóle jakiekolwiek miał.
I Romy też tak pamiętał. Nie od razu - najpierw wspomnienia płynęły ciągiem, a on za nimi nadążał, wszystko sklejało się ze sobą perfekcyjnie, nie obnażając fabularnych dziur, ale potem pozwalał kurzowi osiąść na tych reliktach przeszłości, spychał je gdzieś w odległe zapomnienie i znowu pamiętał tylko, że było bardzo zimno, a on nie miał odpowiednio grubej kurtki, że z trudem schylał się, siadał i podnosił, bo żebra pokrywała mu wtedy agresywna purpura, że Romy miała bordową szminkę, którą zeszła już trochę, pozostawiając po sobie jedynie kolorową oprawkę wokół ust. Pamiętał, że tamtego dnia zauważył, jak duże oczy miała Noah; a może jak szeroko potrafiła je otworzył i pierwszy raz widział wtedy jak komuś ręce trzęsą się równie mocno jak jemu. Tych skrawków, wyłażących topornie z otchłani pamięci, z początku nie sposób było ze sobą skleić; choć nie był już wtedy dzieckiem, nie miał ulubionego koloru ani zwierzęcia, ani hobby, do którego mógłby się przyznać, z jednoczesną świadomością bycia opóźnionym (jesteś niedorozwojem, sadler? potrafisz chociaż raz czegoś nie zjebać?) - i to było przecież wystarczająco, żeby nie chcieć myśleć. Nie potrzebował pretekstu o imieniu Romy, żeby wyrzucać do kosza wszystko, co niewygodne. Nie potrzebował też, żeby ten sam pretekst trzymał mu teraz lufę przy skroni, karząc uparcie pamiętać.
- Jak możesz, kurwa, nie wiedzieć o jakim lesie mówią? Czyli gówno wiesz, tak na dobrą sprawę i teraz... - zamilkł gwałtownie, nabierając w płuca solidny haust powietrza, żeby za chwilę przejechać dłonią po twarzy. Nie czuł się na siłach, żeby kontrolować reakcje otaczającej ich gawiedzi. Noah była pierdolnięta - czemu chciała go widzieć w takim miejscu? - Czemu nie spytałaś? - uparł się, zanim zdał sobie sprawę z tego, że gdyby ktoś zmusił go teraz do powiedzenia, o jakim lesie natarczywie myślał on sam, to nie byłby w stanie - jakby znowu uczył się czytać jako ostatni w roczniku, jakby ktoś wysypał mi literki, składające się na nazwę, a on nie rozpoznawał ich i nie potrafił w żaden sposób ułożyć tak, żeby tworzyły słowo, które miało sens - obcy alfabet i obca składnia; zrobiło mu się słabo. Przecież wiedział. Pamiętał okolicę i pamiętał te najważniejsze kilka metrów kwadratowych dokładnie, jakby był tam wczoraj; obok stało specyficznie rozwidlone drzewo, które przez długi czas nawiedzało go w snach. Pamiętał, ale jego wspomnienia były bezużyteczne. Zupełnie jak zawsze.
Na tym etapie już było mu niedobrze, zaciskał więc palce jednej ręki na krawędzi blatu, z nerwów albo poczucia obezwładniającej go nagle słabowitości.
- Na pewno jest taśma policyjna - powiedział wreszcie; ciszej tym razem, nie będąc pewnym czy Noah w ogóle zarejestrowała jego słowa. - Musi być. Nie mogli tak po prostu zabrać sobie... cokolwiek znaleźli i udawać, że nic się nie stało... chyba. Na pewno. - Oczywiście, że nie miał pojęcia. - Idę - oznajmił krótko, ale nie mógł zmusić się do ruszenia z miejsca. Idę do lasu, którego nazwy nie pamiętał; mimo wszystko był więcej niż w stu procentach przekonany, że trafi, choćby miał i zamknąć dwoje oczu. - Nie mów, że masz zamiar, kurwa, polewać w tym czasie kawę i czekać. To twoja siostra - dodał, chcąc postawić tę chwilę zbędnej bezpośredniości w jakimś względnie innym świetle; tylko na wszelki wypadek. Choć zdążył już poczuć, jak kolory odpływają mu z twarzy, wpatrywał się dziewczynie prosto w oczy, szukając w nich odbicia tego, co czuł sam (a sam nie wiedział, co czuł - tak jak nie wiedział, jaki jest jego ulubiony kolor).

autor

kaja

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

O niektórych ludziach można powiedzieć, że są świetnym materiałem na przyjaciółkę lub przyjaciela. I choć samo to sformułowanie brzmi dziwnie (bo jak to, co to w ogóle znaczy, że jest się materiałem?), to zawsze było wypowiadane jako komplement.

Tylko że zawsze w grupie - na matematyce, gdy nowy uczeń dołączał do zajęć na poziomie podstawowym, albo na jednej z tych sztywnych domówek, na które przyszła dość przypadkowa zbieranina znajomych, więc potem musicie wymieniać się informacjami o hobby czy ulubionym kolorze - to nie Noah słyszała ten komplement. Nie nadawała się do roli kogoś bliskiego i dość trudno było się do niej przywiązać. Chyba po prostu ciężko poczuć jakąś przesadną sympatię do kogoś, kto stale patrzy na ciebie z pewną rezerwą (albo wyższością, kwestia interpretacji, bo podobno nie ma złych odczytań), na pytania odpowiada na okrętkę, a na próby skracania dystansu - z lekkim opóźnieniem kogoś, kto nie jest przyzwyczajony do przytulania na powitanie czy wymieniania uprzejmości na pożegnanie, i nie zdecydował jeszcze, czy aby na pewno ma na to ochotę.

Ale wszystkie te cechy, które sprawiały, że Noah nie była może materiałem na przyjaciółkę od pierwszego wejrzenia, sprawiały też, że dobrze sprawdzała się w sytuacjach trudnych, stresujących i nieprzyjemnych - jak wtedy, gdyby, nie przymierzając, trzeba by było zakopać czyjeś zwłoki, a potem trzymać język za zębami.

I coraz bardziej irytowało ją, że Yosef najwidoczniej nie potrafił robić tego drugiego. Uniosła brwi, które natychmiast zniknęły za jej grzywką i przez chwilę wpatrywała się w chłopaka w milczeniu, niezdrowo blada, a z jego perspektywy pewnie także niezdrowo spokojna. Jakaś jej część - ta, która uważała się za lepszą, i mądrzejszą, i ta, która sądziła, że powinna zajmować szczególną pozycję po prostu dlatego, że Romy była jej siostrą - miała ochotę wytłumaczyć Yosefowi, dlaczego był głupi, oczekując szczegółowych informacji dotyczących lasu. - Nie odzywaj się tak do mnie - wytknęła mu, już teraz zaczynając żałować, że powiedziała mu gdzie pracuje. - Nie tylko dlatego, że to zwyczajnie niegrzeczne. Jeśli dalej będziesz się tak zachowywał, to nic więcej ci nie powiem i wtedy ty też będziesz gówno wiedział - doprecyzowała, z silnym postanowieniem, że nie zamierza mu się teraz tłumaczyć z niczego. Ani z rzeczy, które wydawały jej się oczywiste, by uniknąć spędzenia dożywocia w więzieniu, ani rzeczy, które robiła, by uniknąć konfrontacji z Arią.

- A niby po co im taśma? - spytała niezbyt przyjaźnie, patrząc na Yosefa w sposób, który mógł sugerować, że uważa go za idiotę. Wyprostowała się (nie wiedziała nawet, że się ku niemu nachyliła) i odgarnęła włosy na plecy, zanim dodała: - Zakładają taśmę, kiedy nie chcą, by ktoś zatarł im ślady w miejscu przestępstwa albo kiedy sami chcą ten teren zabezpieczyć, zanim nie skończą pracy. Nie powiedzieli o ciele, tylko o szczątkach, które musiały tam leżeć od tygodni. Nie będą marnować czasu na szukanie odcisków butów grzybiarzy, którzy nie mieli z tym nic wspólnego - nie zależało jej na uspokojeniu Yosefa (nawet jeśli powinno, bo nie miała żadnych wątpliwości, że jeśli chłopak zacznie budzić jakieś podejrzenia, doprowadzi do niej śledczych jeszcze zanim Noah zdąży zjeść płatki śniadaniowe), próbowała tym uspokoić samą siebie. Zracjonalizować, przekonać siebie logicznymi argumentami, które zawsze lubiła. Lubiła proste, z góry wiadome zasady, które rządziły światem i które sprawiały, że ludzie postępowali w sposób przewidywalny, dopasowując się do procedur czy powszechnych zwyczajów, nieważne czy chodzi o policyjne śledztwo, czy o jedzenie banana. Zwykle wystarczyła nawet ulewa, by na miejscu zbrodni nie można już było znaleźć żadnego materiału dowodowego, co dopiero mówić o dwóch latach.

Albo ile tam to ciało tam nie leżało, bo przecież nie miała pojęcia. Nie pamiętała też, jaką wymówkę wymyśliła, by nie zjeść tego ranka śniadania, ale teraz pogratulowała sobie w myślach tej decyzji - czuła, że gdyby miała czym zwymiotować, już dawno by się porzygała.Albo i nie, bo zaraz potem, zamiast mdłości, poczuła już tylko złość: tę, przez którą odruchowo zaciskasz zęby i pochylasz się w stronę Yosefa z dość niebezpieczną miną, zupełnie nie wyglądając jak ktoś zmartwiony tym, że klienci mogą was usłyszeć. - Moja siostra zaginęła - wycedziła, patrząc prosto na niego: z wściekłością, ale też trochę jakby rzucała mu wyzwanie, sprawdzając, czy będzie w stanie zaprzeczyć. - Wyszła i nie wróciła. Zaginęła. Więc mam gdzieś jakieś ciała w lesie i to, gdzie to ciało zostało znalezione, bo moja siostra nie jest martwa. Dlatego chyba będzie lepiej, jeśli ty już sobie pójdziesz, bo ja muszę wracać do polewania kawy.

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Madison Valley”