WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tegoroczny luty zakończył się niespodziewanie głośnym crescendo, każdy kolejny dzień przemalowywał na coraz ciemniejszą szarość. Najpierw przez przypadek spotkała się ze swoją przeszłością i tak zgrabnie się z nią przywitała, że ta rozlała się jej po palcach, zostawiając na wrażliwiej skórze czerwieniącą się niepewność. Potem nagle zaczęła jej przeszkadzać perspektywa zawężona do planów rozpisanych w kalendarzu. Czuła się tak jakby weszła późnym wieczorem w jedną z ciasnych uliczek. Goniła ją nieodparta potrzeba oglądania się za siebie, nerwowego zerkania w kierunku najcichszego szelestu. A na koniec przez Seattle przeszła mała apokalipsa, więc nie mogła tak jak zawsze zaszyć się w którymś z małych barów by utopić wszelkie wątpliwości w alkoholu. Po chodnikach błąkało się zbyt wiele ulotek o lokalnych zbiórkach dla poszkodowanych w nawałnicy, w sklepowych witrynach wciąż pojawiały się kolejne plakaty o zaginięciach domowych zwierząt. Nie, szmaragdowe miasto nie było w nastroju do pijackiej stagnacji.
Jak na dojrzałą kobietę przystało nie zaszyła się w swoim mieszkaniu z butelką taniego wina ani nie zapisała się do fryzjera by zafundować sobie stereotypową odmianę. Mimo ostrzeżeń i świadomości ryzyka postanowiła wyjechać w góry. Park Narodowy Mount Rainier nie był jej obcy, bywała tu na wycieczkach szkolnych i wspólnych wyprawach ze znajomymi. Znała bezpieczne ścieżki, trzymała w szafie pudełko z odpowiednim strojem i sprzętem. Nie zachłysnęła się jednak pewnością siebie. Przeciwnie. Zakładała, że cały ten wyjazd mogłaby spakować w ozdobną kopertę i uznać za zaproszenie dla następnego nieszczęścia. Dlatego przewertowała internet, odnotowała przydatne informacje. Zapamiętała też drogi, które zostały zamknięte, choć łatwiej by było w drugą stronę. Carbon River Road pozostało otwarte pomimo utrudnień na długości półtorej mili z powodu połamanych drzew. Dodatkowe przeszkody jej jakoś nie zachęcały, więc do wyboru zostały jej jedynie dwie trasy. Nisqually Entrance to Longmire i Longmire to Paradise. A skoro nadal mogła przekroczyć bramę raju to decyzja nie była trudna.
Gdy wypożyczała auto na podróż wepchnęła do kieszeni paragon i garść nadziei na to, że postępuje słusznie. Tylko na chwilę ucieka z głośnego szumu miasta to po by usłyszeć siebie. Tik-tak. Czas ją pośpieszał, poranne słońce migotało na posypanych solą drogach. Tik-tak. Z radia sączyła się smętna melodia, a na poboczach rosły zaspy śniegu. Tik-tak. Godzinny marsz z bielą skrzypiącą pod nogami uświadomił ją, że nie jest nawet w połowie tak silna jak zakładała. Tik-tak. Na znajomą łąkę dotarła dość późno, z mrozem w płucach, więc przysiadła na pniu jednego z obalonych drzew. Tik-tak. Minuta po minucie coraz głośniej docierał do niej fakt, że się myliła, wcale nie potrzebowała ucieczki od chaosu metropolii. Naiwnie chciała schować się przed czymś, przed czym nie mogła się schować.
Szukając sensu w samej sobie zagłuszała własne myśli.
Tik-tak.
Ostatnio zmieniony 2021-03-27, 12:55 przez Ariana Crawford, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • Are you sleeping, are you wise? What can you see from your window?
Kurwa mać.
Niecenzuralny zwrot wypuszczony bezwiednie, pół-śpiąco (i półszeptem, że szczyptą drażniącej chrypki) w eter, osiadł na szybie samochodowych drzwi i zapisało się cienką smugą białej pary na jej zimnej powierzchni. Zdecydowane odchrząknięcie i wyprostowanie się w wygodnym fotelu po stronie pasażera było jak nagły powrót do tu i teraz; złapaniem równowagi między: dobrze mi się spało, a miło, że się (kolejny raz) obudziłem. Głęboki wdech-ziewnięcie-wydech, przetarcie zaspanych powiek przedramieniem w akompaniamencie głośnego klaksonu, kilkukrotne mrugnięcie, by finalnie kolejną partię milczących pół-pauz przerwało pytanie, a kwadrans okazał się miarodajną odpowiedzią.
Piętnaście skradzionych - przez ostry promień słońca osiadający w kąciku oka - minut, podczas których jego mózg mógł pisać wyimaginowane scenariusze przeróżnych historii. Ulotne marzenia senne; był w nich pierwszoplanowym bohaterem, a nie jak często bywało: zaledwie statystą (antagonistą?), któremu bynajmniej nie odpowiadała rola, w jakiej został obsadzony. Nie przez siebie, a innych - najczęściej widzieli go jako tego więźnia, epizodycznie pojawiającego się na ulicach Szmaragdowego Miasta. Zdarzało się, że jego popisowa kreacja wychodziła poza sztywne ramy obrazu, w który go wpisywano i był niesłusznie (?) skazanym synem swoich biednych, żyjących w cieniu wydarzeń sprzed pięciu lat, rodziców. Prędko pojawiało się kolejne pytanie: biednych?, a zaraz po nim rozgrzebywanie starych ran; odważnych reportaży stworzonych przez Jacqueline (od dziecka miał krew na rękach, jaka matka, taki syn!) i mających różne konsekwencje (w tym - rzekomo - rozszerzone samobójstwo, będące - rzekomo - efektem jej serii artykułów o defraudacjach i korupcji w stanie Waszyngton). Wayne nie mógł być lepszy, wszak startupy spod jego ręki zdawały się piętrzyć jak chmury nad wyjątkowo bezsennym Seattle, co nie mogło nie kryć pod sobą nielegalnych gromów, gotowych rozbić się nagle i gwałtownie. Nudziły go liczne teorie o tym, jaki on jest, a jaka jego rodzina. Odciął się, wsłuchując w szum toczących się po odśnieżonej trasie kół, wyłapując co czwarte słowo z historii opowiadanej przez przyjaciela. W końcu ta męska przygoda - i powrót do formy - nie mogła udać się lepiej, niżeli w towarzystwie byłego żołnierza i właściciela miejscowej siłowni.
  • Are you on a great adventure?
Nie szkodzi. Uhm, zostanę. Na pewno.
Brakowało w brzmieniu wypowiedzianych przez niego słów zbędnego zawodu przedwczesną ewakuacją kumpla z powodów ważniejszych, niż dłuższa wędrówka pośród szczytów, choć w jednej, krótkiej chwili kącik ust Griffitha drgnął w cierpkim wyrazie rozczarowania. Przełknął nieprzyjemny posmak jaki osiadł mu na języku i po opuszczeniu na trzy sekundy uniesionej ręki w geście pożegnania, ruszył przed siebie. Myśli próbował oddelegować razem z nim; do Seattle, daleko z a Seattle, nucąc w głowie nieme 4'33" Johna Cage'a i łudził się, że to tej milczącej ciszy potrzebował.
Potrzebował...
Zaciągnąć się dymem, który stworzyłby zawiłą nić plączącą się między płucami, nim wypuściłby ją w przestrzeń przed sobą i zaczerpnął na nowo haustu nadzwyczaj świeżego powietrza, tak dla równowagi. Szedł w nieznane; znane? Nie wiedział; nie zastanawiał się nad sensem (bezsensem) swojego działania, zamiast tego przeszukując spore kieszenie grubej, zimowej kurtki.
  • Can you see into the future? Will you know it when you see it?
Marzec okazał się stalowoniebieską n i e w i a d o m ą. Wypadkową przypadków popełnionych we wcześniejszych tygodniach, miesiącach. Punktem, w którym nie było odwrotu, nawet jeśli droga przed siebie nie zdawała się być bezpieczniejszą opcją, a jedynie dalszym lawirowaniem między rozsądkiem, a całkowitym jego brakiem. Zgrabnie tańczący między jego palcami papieros czekał na charakterystyczny klik zapalniczki, a zamiast niego doczekał się bliźniaczo podobnych, skrzypiących odgłosów z każdą najmniejszą przebytą odległością.
Bezkres pustej, górskiej przestrzeni, został zepsuty n i ą. Nie-znajomą (nieznajomą; za daleko, za niepewnie; rozmyty obraz, a wyobraźnia jeszcze bardziej) siedzącą na pniu przewróconego drzewa. Déjà vu? Krótka analiza odrzuciła opcję zatytułowaną: ewakuacja, lecz pamięć dokładnie wykadrowaną migawką zaprezentowała kilka ujęć sprzed kilku miesięcy. On, Ariel i jej skręcona kostka. Ten sam park, choć inne miejsce.
Leniwym krokiem zbliżył się, nie stawiając jako priorytet jej dobra i bezpiecznego powrotu, a swoją nieszczęsną zgubę i chwilowe zapełnienie pustki spowodowanej jej brakiem. Zakłócił spokój głośniejszych odchrząknięciem, mającym sprowokować ciemnowłosą do spojrzenia w jego kierunku.
- Cześć, masz może - całkiem przypadkowo - zapalniczkę? - zapytał, dopiero teraz, gdy spojrzeniem sięgnął jej tęczówek, w jego głowie pojawił się znak zapytania i niespodziewany dysonans. Nie dbając o to, że uważnym wzrokiem błądził po jej twarzy, co mogło być niekoniecznie komfortowym dla Ariany - cierpliwie czekał na odpowiedź.
...którą?
  • Have we met before?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co tak naprawdę znaczył koncept iść w nieznane? Czy przypadkiem przez całe życie nie kroczyliśmy po niewiadomych, unikając niepokojącej świadomości, że każda kolejna sekunda jest sekretem, który poznamy dopiero gdy czas łaskawie nam na to pozwoli? Aczkolwiek zrozumienie ulotności chwili nie było najprzyjemniejszym z doznań. Prościej i szybciej było o tym zapomnieć, iść naprzód z wiarą, że za zakrętem czeka nas następne jutro, będziemy mieli nową szansę na schwytanie umykającego szczęścia.
Obserwowała jego sylwetkę odkąd wtargnął na równą biel horyzontu. Ale nie, nie było to wyjątkowo bystrym dokonaniem. Wprowadzał w obraz tego krajobrazu dość ostry odcień zwątpienia. Był ciemnym punktem na dotąd niezmąconym, jasnym tle, skazą na idealnym utworze natury. A przy okazji niósł również ciężar jej dylematu. Powinna była wstać i odejść, utrzymać dystans przed nieznanym? Czy biernie patrzeć jak nadchodzi, mocno trzymając się właśnie tej naiwnej idei, że jej kalendarz ma stos stron, których jeszcze nie rozpisała? Jutro obudzi się jak co dzień, znów będzie gonić za swoim bezkształtnym celem. Czyli… na pozór teraz nie dominowało czasu. Co najwyżej tak na wszelki wypadek mogła zacisnąć palce na pęku kluczy i przełożyć telefon do górnej kieszeni, żeby tam czekał. Tylko przezornie, w ramach podkreślenia tego, że jest rozważną kobietą. A rozważne kobiety witały nieufnością zbliżające się, męskie postaci, prawda?
Ten ciąg przyczynowo-skutkowy przyprowadził do niej cierpkość rozgoryczenia. Miała w końcu czterech braci. Każdy z nich był inny, żaden nie zasługiwał na tego typu uprzedzenia. Zmieniła więc perspektywę, postanowiła nie oceniać książki po okładce. Poprawiła czapkę tak by nie zasłaniała jej widoku i… czekała. Pierwszy raz od dawna parzyła wprost i nie skupiała się na tym, że jej oczekiwania są ograniczone do monochromatycznych barw.
- Cześć - odpowiedziała dość twardo, bo to słowo w tych okolicznościach jakoś gryzło ją w język. W odróżnieniu od dzień dobry jedynie komunikowało powitanie, było pustym dźwiękiem z przypisanym znaczeniem. Mógł się nim przywitać i jednocześnie pożegnać. - Wydaje mi się, że tak, powinnam mieć jakąś w plecaku.
Gdy sięgała po swój bagaż odczuła niespodziewany dotyk déjà vu. Gdzieś kiedyś słyszała ten głos, na pewno choć raz spotkała to spojrzenie. Jej myśli samowolnie odbiegły w stronę wspomnień, przez chwilę bawiąc z nimi beztrosko w chowanego.
- Trzymaj - znalazła ich posrebrzany cel w minutę, może dwie. Już na pierwszy rzut oka widać było, że nie używa go na co dzień. Brakowało mu rys doświadczenia. - Blake.
Wyłowiła jego imię z pamięci po tym jak wysunął dłoń po zapalniczkę. Rękaw kurtki przesunął się w górę odsłaniając część tatuażu. Pod powiekami zamigotała jej przeszłość. Blake - znajomy nieznajomy. Czyżby nowy rok co miesiąc chciał ją zaskakiwać powrotem zakurzonych twarzy? Westchnęła ciężko na takie prawdopodobieństwo. Co to miało niby znaczyć? Polowało na nią przeznaczenie? Nie, nie, to niemożliwe. Przeznaczenie nie istnieje. To tylko los ma osobliwe poczucie humoru.
- Trochę minęło odkąd się ostatni raz widzieliśmy. Jak mija Ci życie, kim dzisiaj jesteś?
Zapytała nie fatygując się pohamowaniem ironii. Kilka (kilkanaście?) lat temu poskąpił jej szczerości, nie przyznał kim jest. Może prócz dłuższego zarostu i ochrypłej nuty na jego głosie zmieniło się coś jeszcze, może warto było brnąć w ten śmieszny optymizm, dać mu d r u g ą s z a n s ę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W poprzednim życiu doskonale wiedział czego chce. Ambitne plany nie czekały na dobrego scenarzystę, a zdawały pisać się same, za pomocą posyłanych głośno w eter wypowiedzianych marzeń, które prędko zamieniały się w działanie i miały realne skutki. Efekty były widoczne gołym okiem - począwszy od bardzo dobrych wyniki podczas studiów, przez szukanie prac - dorywczych i nie tylko - dzięki którym kształcił się na wybranych przez siebie płaszczyznach. W wielu branżach chcieli go przywitać z szeroko otwartymi ramionami, a on mógł wybierać między ofertami ze spokojem drzemiącym gdzieś z tyłu głowy. Nie czuł już presji, ani konieczności udowadniania nikomu czegokolwiek; ani rodzinie Ivory, że jest dobrym kandydatem na męża ich błyskotliwej, pracowitej i wybitnie zdolnej córki, ani jej - drobnej blondynce, zarażającej pozytywną energią, kreatywnymi pomysłami i światopoglądem. Wiedział, że to przy niej - a nie jedynie dla niej - chciał być lepszym człowiekiem i do tego dążył. Wreszcie bez obawy, że czymś nieświadomie zawiódł i nie sprostał (wygórowanym)oczekiwaniom, mógł spojrzeć w oczy swoim rodzicom - z zadartą dumnie brodą, pewnym spojrzeniem sugerującym, że sam ciężko pracuje na swoje imię i nazwisko. Nie chciał być tylko ich synem, a kimś, kto w pełni zasłużył na to, aby być tylko - i aż - sobą.
Aktualnie łatwiej byłoby mu powiedzieć czego nie chce. Z każdym przemierzanym krokiem, który nonszalancko stawiał na ulicach deszczowego Seattle, kiedy pytające spojrzenie nieznajomej osoby osiadało na jego twarzy chcąc uzyskać odpowiedź na kluczowe pytanie (zabiłeś ich, czy nie?), grymas niezadowolenia gościł na jego ustach i tlił się w ciemniejących tęczówkach. Pomimo tego, iż mógł wybielić swoje imię na łamach prasy, telewizji, czy radia - zignorował wszelkie zaproszenia, nie chcąc nikomu niczego udowadniać. Nie dbał o to, jak wiele osób się od niego odwróciło, a ile stracił przez swoje zachowanie; krok wstecz, dystans, ucieczka - wcale nie było idealnym rozegraniem powrotu po odsiadce. Męczyli go ludzie; za często, za bardzo, niepotrzebnie. Ich słowa piętrzyły się, finalnie chcąc przykryć lawiną zbędnych pytań, na które odpowiedź zdawała mu się niepotrzebna.
- Wszystko u ciebie w porządku? Jak się czujesz?
Zdefiniuj, proszę, p o r z ą d e k.
...bo pamiętam najlepiej ten, jakiego nauczono mnie za kratkami. Taki, za którego - pozorny - brak lądowałem w izolatce, a był tylko pretekstem. Raz, piąty, dziewiętnasty. Straciłem rachubę, powtórz pytanie.
Nie czuję już (pozorne, przekłamane) n i c, przejdźmy (się) dalej. Wspólnie. W nieznane
.
- Świetnie - rzucił wypełniając przestrzeń między nimi, lecz nie przyglądając się jej poszukiwaniom z zniecierpliwieniem, a odwracając twarz w bok, z niby-zaabsorbowaniem wpatrywał się w jakiś nieistotny punkt na zaśnieżonej, górskiej trasie. Daleko w tle szła kilkuosobowa grupa, zapewne ceniąca sobie komfortowe bezpieczeństwo gwarantowane przez towarzyszy, jak i - być może - możliwość dyskusji podczas przemierzania kolejnych szlaków.
- Dzięki. - Nie: dziękuje, tak jak i wcześniej nie: dzień dobry. Nie dlatego, że brakowało mu dobrego wychowania, wszak w rodzinnej posiadłości w Queen Anne nauka - wszelkiego rodzaju - była jednym z ważniejszych priorytetów. Edukacja, maniery, upór, nieustępliwość i bystre spojrzenie, którym powinien badać otoczenie... aż po horyzont. Zrezygnował z tej formy przywitania świadomie; chcąc oszczędzić im zbędnej dyskusji nad tym, czy dzień był dobry (dlaczego? co się wydarzyło?), czy wręcz przeciwnie. Nie obarczał nie-znajomych ludzi serią puszczonych przed siebie głosek, samogłosek i wykrzykników, będących krótkim streszczeniem całego spektrum emocji, jakie mogły grać tego dnia swój popisowy utwór. Próbował uciąć gładko dyskusję, choć trzymane w lewej dłoni nożyczki były przystosowane wyłącznie dla praworęcznych.
- Nie wiem - odpowiedział krótko, ale nie od razu, a jego słowa padły dopiero po kilkunastosekundowej konsternacji spowodowanej usłyszeniem swojego imienia. Sięgnął po zapalniczkę i odebrał ją, w międzyczasie lokując spojrzenie ponownie na twarzy Ariany. Pomimo tego, iż wyraz jego twarzy zdawał się być - wciąż, nadal - obojętny na atakujące bodźce, głębiej chowało się kilka wspomnień, które postanowił puścić z dymem.
...tak jak kilka mostów, które tak łatwo spalił.
- Kim chciałabyś, bym dziś - dla ciebie - był? - Uniósł brew pytająco, aczkolwiek mogła tego nie dostrzec, ponieważ ciężka chmura białego dymu zawisnęła między nimi, tworząc kurtynę idealną do tego, by założyć raz jeszcze maskę neutralności. Tuż po tym, gdy obraz na nowo stał się przejrzyście klarowny, wyciągnął rękę z zapalniczką, aby oddać kobiecie jej własność.
To tylko pożyczka; oddaję bez żadnych innych z o b o w i ą z a ń. Nie chcę ich od mieć wobec nikogo; nie chcę byś je miała wobec mnie.
- Nie odpisałaś mi na ostatnią wiadomość - zauważył (po prostu; bez żalu, czy pytania ukrytego na dnie tonu głosu), tym samym demaskując swoją rzekomą niewiedzę. Musiał tłumaczyć do czego zmierzał? Wydawało mu się, że nie.
Wiem kim jesteś, ale to ty wiedziałaś pierwsza kim jestem ja.
Teraz, ale nie k i e d y ś.


/ ed. 14.04.21
z powodu braku odpowiedzi gra anulowana
zt.

autor

stop cause you're killing my vibe
Awatar użytkownika
17
156

tropicielka teorii spiskowych

reddit

sunset hill

Post

alien hunting
<img src="https://i.pinimg.com/564x/0e/a7/c1/0ea7 ... bc449d.jpg" width="200">

[outfit]


Kto znał Paige chociaż odrobinę, musiał wiedzieć, że do niewielu (żadnych?) spraw podchodziła tak absolutnie poważnie, jak do tropienia śladów życia pozaziemskiego, pozostawionych przez Obcych na ludzkim terytorium.
Z tego powodu potrafiła spędzić pół nocy scrollując 4chana i Reddita, w poszukiwaniu nowych informacji na ten frapujący ją temat, a kolejne pół - na porównywaniu świeżo zdobytej wiedzy z posiadanymi już przez siebie wcześniej informacjami. I tak, być może w życiu codziennym funkcjonowanie nastręczało jej różnego rodzaju... trudności, ale w internetowym świecie teorii spiskowych (prawdziwych tych, to znaczy się) była prawdziwą gwiazdą, słynącą z jakże wymownym komentarzy o treści: źródło?? i wdawania się w pełne zaangażowania debaty z reptyliańskimi denialistami, którzy ewidentnie nie wyłączyli telewizora, żeby włączyć myślenie. Przez lata gromadząc długą listę dowodów na fakt, że rząd i masoneria okłamują ją na każdym kroku, stała się jednocześnie wybitnie świadoma czyhających na nią (ze strony owego rządu, bo nie kosmitów przecież!) niebezpieczeństw - i nawet jeśli nie była w stanie dotrzeć na oblężenie Strefy 51, to nie traciła nadziei na to, że któregoś razu ona właśnie - Paige Turner - odkryje dowód na tyle niepodważalny, że wszystkim szczęki opadną i będzie musiała ukrywać się w rosyjskim bunkrze do końca swojego życia, znana jako niekonwencjonalistka, która odkryła mrożące krew w żyłach tajemnice, trzymane w sekrecie przed szarą masą przez stulecia.
Jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że żeby to osiągnąć potrzebowała znacznie więcej niż czystej chęci, stąd nie ulegała powątpiewającym komentarzom czy kpiącym spojrzeniom, posyłanym jej na szkolnym korytarzu czy ulicy, kiedy ze swoim zestawem badawczym, pod postacią kompletu latarek UV, notesu, zestawu kolorowych długopisów (które w szkole służyły jej głównie do robienia aesthetic nagłówków Holocaust czy Tasiemce w zeszytach) i najnowszej zdobyczy, pod postacią prawdziwie bajeranckiej latarenki na czoło, takiej jaką mają górnicy, kroczyła pewnym siebie krokiem w sobie tylko znanym kierunku, w celu eksploracji rzeczy, których niektóre umysły po prostu nie były w stanie pojąć.
Tak też było tego popołudnia, kiedy - wsiadłszy w szereg autobusów, żeby wydostać się z miasta - wkraczała na teren Parku Narodowego Mount Rainer, gotowa sprostać badawczym wyzwaniom, które na nią czekały. Choć na pierwszy rzut oka w celu jej destynacji wszystko zdawało się wyglądać niepokojąco normalnie, nie miała zamiaru się poddać - o nie! Paige dobrze wiedziała, jak głęboko potrafiła być zakopana prawda (czasem dosłownie, dlatego w plecaku przytaszczyła też ze sobą zestaw narzędzi ogrodniczych należących do ciotki) i że dotarcie tutaj, na miejsce prawdopodobnego wysłania przez Obcych sygnału, to dopiero początek jej misji.
Zatem z nieopadającym entuzjazmem zsunęła torbę z ramion na ziemię, żeby zaraz pochylić się na nią i rozpocząć wydobywanie swojego sprzętu; chwyciła w dłonie dwie krótkofalówki i podała jedną z nich członkowi swojego zespołu badawczego.
- Posłuchaj, my się komunikujemy na kanale czwartym, ale co jakiś czas musimy sprawdzać inne kanały, żeby upewnić się, że istoty pozaziemskie nie próbują się z nami skomunikować. Fale radiowe często przechwytują ich sygnały, dlatego trzeba być na nie wyczulonym. Aha, masz telefon w trybie samolotowym?! To ważne, bo inaczej mogą być na przykład zakłócone paranormalne komunikaty - poinformowała na jednym tchu, zaraz też wciskając kompanowi w dłoń latarkę UV. - A to do szukania śladów naziemnych, bo czasem gołym okiem rzeczy mogą być niewidoczne; kosmici nie są głupi, nie chcą, żeby jacyś niepowołani do tego Ziemianie odkryli ich obecność. No i szukaj kręgów - ale to gołym okiem. No i to niezawsze kręgi muszą być, czasem też trójkąty albo kwadraty... NO I PATRZ POD NOGI, nie chcemy zdeptać jakiegoś obiektu międzygalaktycznego. Jeśli znajdziesz coś niepokojącego, od razu melduj się u mnie, jasne? Nie dotykaj żadnych podejrzanych materii bez rękawiczek... no właśnie, bierz - zarządziła, natychmiast wydobując z plecaka wspomniane wcześniej zabezpieczenie przed oparzeniami, toksynami i kosmicznym śluzem. - Czy wszystko jest jasne?! Musimy wybrać sobie pseudonimy, żeby nasze dane nie zostały wychwycone przez FBI, ja będę jamnik, a ty wiewiórka, dobra? Czekaj, weź odejdź na paręnaście metrów, to zrobimy próbę krótkofalówek - postanowiła jeszcze nieznoszącym sprzeciwu głosem, uruchamiając swój sprzęt.

autor

kaja

Awatar użytkownika
17
168

uczennica

-

-

Post

#4

W świat teorii spiskowych Lemon weszła przypadkiem i to dosłownie kilkanaście dni temu, kiedy w pierwszym tygodniu roku szkolnego poznała Paige. Miało to miejsce na spotkaniu koła teatralnego, na którym okazało się, że ich szkoły postanowiły zorganizować wspólnie spektakl oraz zbiórkę pieniędzy na schronisko dla zwierząt. To miał duży projekt, po części finansowany przez dzianych rodziców uczniów ze szkoły Lemon, a także hojnych ludzi, którzy zachwycą się tym projektem i będą chciały dołożyć kilka dolarów na zwierzęta, ale też docenić dzieciaki z publicznej szkoły.
Tak się złożyło, że panna Herbert-Manning była członkinią koła teatralnego od pierwszej klasy, od początku zaangażowana w projekty na różnych ich etapach. Mając za sobą trzy lata działalność na rzecz szkolnego teatru, występowała już na scenie, pomagała przy scenografii i kostiumach, a teraz, właśnie na ostatnim spotkaniu dołączyła do grupy zajmującej się organizacją i w ten właśnie sposób poznała Paige. Ku niezadowoleniu okazało się, że Paige i chłopak, który cholernie irytuje Lemon, chodzą do jednej szkoły i niestety on również jest w ich grupie. A tym razem nie o tym!
Nie spodziewała się wiadomości z zaproszeniem na poszukiwania pozaziemskiego życia od Paige. Nie zastanawiała się zbyt długo nad odpowiedzią i szybko zgodziła się na wyprawę za miasto. Mamie i bratu powiedziała, że to specjalny projekt na biologię. Była jednak zbyt wygodna, by tłuc się autobusami, zwłaszczazwłaszcza że Paige była już na miejscu. Namówiła brata, by ją podwiózł, pakując do bagażnika jego wypasionego audi plecak wypełniony niezbędnymi narzędziami. Oczywiście wcześniej zrobiła odpowiedni research. Okazało się, że nie posiada zbyt wielu niezbędnych rzeczy, miała natomiast koc, który przecież mógł się przydać, małe pojemniczki na zbieranie ewentualnych dowodów, pęsetę, pipetę i kilka małych strunowych torebeczek, który wyciągnęła z zestawu z małym mikroskopem, który dostała na dwunaste urodziny, a którego używała może dwa miesiące. Spakowała też batony i napoje, o które prosiła Paige. Postarała się też dobrać odpowiednio strój, zakładając adidasy, które ewentualnie była w stanie poświęcić, by ubrudziły się ziemią.
– Okej! Mów, co mam naciskać. – nie kwestionowała instrukcji wydawanych przez Turnerównę, bo to ona była specjalistą, a po tym, jak była przygotowana, uznała, że to nie były jej pierwsze poszukiwania. Odebrała od niej latarkę i włączyła ją na chwilę, by sprawdzić jej działanie. – Czy jeśli coś zobaczę, to mam mówić przez to? Dobra, nic nie będę dotykać. Rozumiem, że nie zbieramy próbek? Zabrałam ze sobą woreczki i pudełeczka, żebyśmy mogły to zapakować. – uniosła pytająco brew, wyciągając dłoń po rękawiczki. Wciągnęła je na dłonie i jeszcze na wszelki wypadek spojrzała na ekran swojego telefonu, sprawdzając, czy nie straciła zasięgu, ale zgodnie z poleceniem Paige, włączyła tryb samolotowy. – A co, jeśli kogoś spotkamy? – dopytała, bo zaczęła się zastanawiać, czy skoro one szukają, to może ktoś jeszcze się tu pojawi? A co jeśli FBI już wie i też będzie na nie czekać?
Ruszyła przed siebie, oddalając się od koleżanki, by wypróbować działanie krótkofalówek. – Odbiór. Wiewiórka do Jamnika. Słyszysz mnie? – odezwała się, gdy odległość wydała się jej odpowiednia i przy której podczas normalnej rozmowy raczej nie byłyby się w stanie usłyszeć. – Czy my się będziemy rozdzielać? – zapytała, naciskając na przycisk krótkofalówki, by Paige ją usłyszała.

autor

Pateczka

stop cause you're killing my vibe
Awatar użytkownika
17
156

tropicielka teorii spiskowych

reddit

sunset hill

Post

Kiedyś któryś ze szkolnych pedagogów powiedział jej, że powinna być ostrożniejsza w kwestii dobierania sobie znajomych i zacieśniania więzów (jakich więzów niby, jak Paige przeklikiwała sceny seksu w filmach sci-fi, już nie mówiąc o szukaniu informacji o BDSM?!), bo ktoś może chcieć to wykorzystać i ją skrzywdzić. Jeśli o to chodziło, rozmowa z Turnerówną była jak mówienie do ściany, bo jasne - zdarzało się czasem, że trochę żałowała, że zdradziła plany reptylianów nieodpowiedniej osobie, a potem stresowała się, że ta osoba właśnie owym reptylianinem była, także życie Paige było zagrożone, wszak nigdy nie wiadomo przecież, kiedy z takiej jednostki jaszczur wylezie. Dlatego też należało wdrożyć pewne środki ostrożności.
Przed napisaniem do Lemon, przezornie sprawdziła kompatybilność ich znaków zodiaku; na całe szczęście dziewczyna okazała się Lwem, a z Lwami to Paige akurat dogadywała się całkiem nieźle, dzięki swojemu ascendentowi w Bliźniętach, chociażby. To jedna zielona flaga. Przy okazji na tiktoku wyświetlił jej się filmik z codziennym tarotem, z którego wynikała jasna odpowiedź, na jej zawahanie: walić retrogradację Merkurego, trzeba iść po swoje i pokazać temu małemu pierdkowi (no Merkuremu w sensie), kto tu rządzi tak naprawdę. A rządzi Paige, oczywiście, i Lemon pewnie też, skoro jest tym Lwem, prawda?
Także Turner była absolutnie przekonana, że rzesza specjalistów, których zaliczyła przez lata, w tym momencie pękałaby z dumy i z trudem powstrzymywała się od wystukania smsa do swojej bieżącej terapeutki, pani Grapes, którą Paige wybrała ze względu na urocze nazwisko.
Ale wracając do rzeczy ważnych - widząc zaangażowanie Lemon, utwierdziła się w przekonaniu, że wybór, który podjęła był słuszny i odpowiedzialny, i w ogóle nieskazitelny; Paige powinna kongresmenów w pojedynkę wyłaniać (kongresmenkii, to znaczy, może kraj by wtedy powstał z kolan; nie żeby Paige się jakoś na polityce wybitnie znała, ale już przywykła do tego, że kobiety dosłownie wszystko potrafiły zrobić lepiej od chłopów).
- WORECZKI?! - To było to. To był moment, w którym Paige pomyślała, że gdyby miała się kiedykolwiek w kimkolwiek zakochać, to byłaby to Lemon, która rozmyślnie przyniosła na ich ekspedycję woreczki. Turner nie miała nawet zamiaru zdradzać, że sama miała ich całą masę w plecaku; nie, nie, nie! Koleżanki wysiłki należało w końcu docenić. - Ty jesteś cudowna jakaś, o jenyyyyy, aaaa - podekscytowała się, w podskokach pokonując te kilka lichych metrów, które dzieliło je od siebie, żeby zarzucić jej ręce na szyję i zostawić na policzku zamaszyście złożonego całusa. Zaraz jednak postawiła ponownie na profesjonalizm, wiercąc się trochę odrobinę, bo przecież tak całkiem statycznie, to się nie dało i zero zabawy wtedy. - Absolutnie, totalnie zbieramy! Po prostu trzeba używać zabezpieczenia, tak jak przy seksie, zwłaszcza z istotą pozaziemską. Ludzko-kosmicznie hybrydy są narażone na rozwój wielu chorób immunologicznych, bo - wiesz - nie są do końca odporne na ziemskie choróbska, jednak na innych planetach sytuacja zdrowotna społeczeństwa ma się zupełnie inaczej; mają darmową opiekę zdrowotną, na przykład, wyobrażasz sobie?! - w tym momencie tak się zakręciła, że sama już nie wiedziała czy mówiła o Marsie, czy o Europie. - Więc tak: woreczki. Mogę kilka? - podsumowała nieoczekiwanie, wyciągając łapska po gratisy od Lemon.
- Aha, no a jeśli o te krótkofalówki chodzi, to proste bardzo. Chodź, włączę ci. I teraz po prostu tu naciskasz jak mówisz, postaraj się, żeby komunikaty były krótkie i zwięzłe (to tak serio najtrudniejsza część, ale damy radę, mam doświadczenie) - poinstruowała szybko. - A jak kogoś spotkamy, to zawieszamy operację, to znaczy, że chowamy sprzęty i pleciemy wianki. Dzięki temu potem będziemy mieć wianki, rozumiesz, korzyści same. Umiesz pleść wianki? Kiedyś zakonnica mnie nauczyła i miałam na komunii taki, co sama uplotłam. Dobra, tak czy siak: test. - Machnęła ręką na własne gadulstwo (co miało miejsce stosunkowo rzadko, a potem odczekała chwilę, aż Lemon odsunęła się na odpowiednią odległość i odezwała przez krótkofalówkę.
- Jamnik do Wiewiórki: jak kończysz mówić, to mówisz “odbiór” też, nie widziałaś Stranger Things? Odbiór - odparła, uznając test za zakończony sukcesem. Na kolejne pytanie, które padło z ust koleżanki, uśmiechnęła się szeroko. - Tak, będziemy, ale nie martw się; te krótkofalówki mają całkiem w porządku zasięg. Zobacz jeszcze czy umiesz zmienić kanał, a potem wrócisz na ten, na którym rozmawiamy. Jak będziesz gotowa to rozbijamy się na dwie ekipy i jesteśmy w stałym kontakcie. Kod na obecność istoty humanoidalnej w zasięgu wzroku to: gryzak. Wszystko jasne? Odbiór.

autor

kaja

Awatar użytkownika
17
168

uczennica

-

-

Post

Umówmy się, na pierwszy rzut oka (i ucha) Lemon i Paige kompletnie do siebie nie pasowały. To nie była ta energia, a tak przynajmniej się na początku wydawało. Gdy tylko Lemon dostrzegła Paige na pierwszym spotkaniu koła naukowego, była przekonana, że z nią to się nie dogada, no nie ma opcji! Nie wiedziała dlaczego, ale mając siedemnaście lat, to nie jest wcale tak łatwo zrozumieć samego siebie. Coś jej nie leżało, ale sama do końca nie wiedziała co. Szybko się to jednak zmieniło, gdy okazało się, że są razem w grupie projektowej, w której dogadały się całkiem nieźle.
Lemon była zaintrygowana osobą Turnerówny - jej stylem ubierania się i po prostu bycia, otwartością, zaangażowaniem, a także silnymi przekonaniami na różne, czasami niekoniecznie istotne tematy. A że Herbert-Manning była otwarta na nowych ludzi i nowe tematy, to bardzo chętnie zagłębiła się w świat Paige, słuchając o jej zainteresowaniach.
Nie wpadła na to, by sprawdzić kompatybilność ich znaków zodiaku, tak samo, jak nie sprawdziła miejsca, w które się wybierają. Na szczęście brat wiedział, gdzie ją podwozi.
– Pomyślałam, że się przydadzą. – odparła z uśmiechem, na początku nie bardzo wiedząc, czy Paige uzna to za przydatne. Szybka reakcja Turnerówny rozwiała wszelkie wątpliwości Lemon. Zaśmiała się, gdy blondynka rzuciła się jej na szyję i cmoknęła w policzek.
– Okej, okej. – pokiwała głową, przyjmując te polecenia. – Nie. Co? – zmarszczyła brew, gdy te informacje już przetworzyła. Zamrugała szybko, zastanawiając się, czy może się przesłyszała. – Seks z istotą pozaziemską? Ale jak? – mruknęła, bo jakoś się jej te ludzko-kosmiczne hybrydy w głowie nie mieściły. Zrobiła wielkie oczy i powoli kiwała głową, słuchając tego, co Paige ma jeszcze do powiedzenia. – Jakoś sobie nie umiem tego wyobrazić. – mruknęła, chociaż jej myśli nadal pozostawały przy tym nieszczęsnym seksie z istotami pozaziemskimi, a nie na darmowej opiece zdrowotnej.
Wyciągnęła w stronę Paige worek wypełnionymi mniejszymi woreczkami, by mogła sobie wziąć, ile tam uzna, że potrzebuje. Znów milczała, pozwalają Turnerównie podzielić się dalszą częścią planu oraz instrukcją na temat obsługi krótkofalówki. Podała jej swój sprzęt, by Paige go włączyła, po czym obejrzała uważnie, kilka razu nacisnęła przycisk, słysząc charakterystyczny szum, aż w końcu przytaknęła głową.
– Chyba nie umiem pleść wianków. – zmarszczyła nos. – Ale to może… ja będę zbierać kwiatki, co? Albo mnie nauczysz! – uśmiechnęła się, podrzucając Paige propozycję. Była gotowa zbierać te kwiatki, o ile w miejscu, w którym były, można je łatwo znaleźć. Rozejrzała się wokół siebie, od razu wyłapując kilka kolorowych roślin.
– Nie, nie widziałam. Odbiór. – odpowiedziała, od razu przyswajając kolejną instrukcję. Umówiła się z koleżankami, że obejrzą razem w wakacje, robiąc sobie wieczorne seanse, jednak w ostatniej chwili się okazało, że każda pojechała gdzieś na wakacje i nie wyszło. Także musiała nadrobić sama. – To nie był krótki komunikat. Odbiór. – zaśmiała się do krótkofalówki, po czym od razu zaczęła zmieniać kanały, by sprawdzić, czy wszystko działa. Szczerze mówiąc, to nie była przekonana, czy robiła to dobrze, no ale… nieważne. – I wszystko jasne. Odbiór. – znów nacisnęła przycisk na krótkofalówce. – To ja pójdę już przed siebie. Odbiór. – poinformowała Paige, bo skoro już i tak stała te kilka metrów dalej, to mogła iść prosto. No i ruszyła, ostrożnie stąpając po leśnej ściółce i rozglądając się wokół siebie, szukając wszystkich śladów ewentualnego pojawienia się w okolicy jakiejś istoty pozaziemskiej.

autor

Pateczka

ODPOWIEDZ

Wróć do „Mount Rainier National Park”