WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przez większość swojego życia Liane nie wiedziała czego chce. Podążała za życiem wolnym tokiem pozwalając mu istnieć, a samej będąc gdzieś z boku, bardziej jako obserwatorka niż uczestniczka. Wstawała każdego ranka by wykonać ten sam ciąg monotonnych zajęć, od zajęcia się zwierzętami przez zbiory lawendy na opiece nad ogrodem kończąc, tylko po to by wieczorami odnajdywać się między stronicami kolejnych książek. Nie zastanawiała się wtedy czego chciała od życia, pozwalała mu płynąć nie angażując się w nie nadmiernie. Dopiero pojawienie się w jej życiu Ariany pokazało jej co to właściwie znaczy chcieć. Chcieć zarówno bliskości tej fizycznej i psychicznej, jak i chcieć nieprzespanych nocy spędzonych na ciągnących się w nieskończoność rozmowach, chcieć delikatności, którą niósł za sobą jej dotyk, chcieć oparcia w każdej sytuacji, choćby zakrawała o najgorsze możliwe emocje, chcieć dzielenia się wszystkim, od szczęścia po smutek. Chciała jej w swoim życiu bardziej niż by się tego kiedykolwiek spodziewała. Zasypiając pragnęła objąć ją do snu, budząc się chciała dać jej całus w czoło na powitanie. Chciała dzielić z nią swoją codzienność, począwszy od tej szarej i nudnej na kolorowej i zwariowanej kończąc. Chciała móc wybudzając się z koszmarów wtulić się w jej objęcia i zasnąć z powrotem w błogim spokoju i opiece. Chciała dać jej wszystko co miała i co tylko była w stanie podarować. Podejmując decyzję o przeprowadzce do Seattle pierwszy raz czuła, że podejmuje w swoim życiu decyzję, której chciała, czuła, że pierwszy raz zamiast pozwalać życiu płynąć przejmuje nad nim kontrolę, przejmuje stery i wpływa na zupełnie nieznane jej dotychczas wody. Wody, które okazały się dużo burzliwsze niż się tego po nich z początku spodziewała.
Wzrok Liane spoczął na błękitnych tęczówkach Ariany pozwalając sobie na wpatrywanie się odrobinę zbyt długo niż powinna. Łamała wszystkie zasady przyzwoitości, które w tej sytuacji mogła łamać. Dostrzegła w jej oczach ten drobny gest zrozumienia, to delikatne spojrzenie, które było jak położenie ręki na zmęczonym ramieniu po ciężkim dniu pracy. Wsparcie, choćby nie wiem co.
-Chciałabym. Tak mi się przynajmniej wydaje. Tylko, że nie mogę. Ojciec odkąd dowiedział się, że jestem biseksualna wyklął mnie z rodziny. Już kiedy się przeprowadzałam powiedział mi, że mam nigdy nie wracać. Dla niego jestem jedynie hańbą, skazą na imieniu rodzinnym. Dégénérée, tak zwykł mnie nazywać od tamtego czasu. Powiedział mi wtedy, że razem z moim wyjazdem stracił na zawsze swoją córkę. Nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek była w stanie zmienić jego zdanie.- westchnęła krótko, ale lekko. To nie było westchnienie z cyklu tych rozrywających serce, tych, które namawiają do pocieszania, tych, które wprowadzają niekomfortową ciszę, z którą wszyscy muszą się w jakiś sposób uporać. To było raczej westchnienie z cyklu tych niemych no trudno. Pogodziła się z decyzją ojca już dawno. Nie rozumiała jej, nie ważne jak się starała nie była w stanie zrozumieć ojcowskiej postawy, ale zdążyła ją zaakceptować. Pewien element jej życia zamknął się na dobre i będzie pozostawał już jedynie w sferze wspomnień i cichych westchnień. Była w stanie z tym żyć. - Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Momentami mam wrażenie, że do żywych, a potem przychodzi kolejny deszczowy wieczór, w którym odnajduje się bliżej moich klientów niż otaczających mnie ludzi. Ostatnio mam jedynie wrażenie, że w moim życiu pojawiła się pewna passa... odżycia.- spowodowana tobą. Od dnia, w którym trafiły na siebie w kawiarni, przez wymieniane na tinderze wiadomości, po dzisiejszy wieczór czuła się jakby na nowo odzyskała pewien sens, na nowo przejęła stery, którym pozwoliła po raz kolejny płynąć wolno. Stanowczo miała tendencję do oddawania życia, do odpuszczania i pozwalania by wszystko toczyło się swoim biegiem. Na pewien czas znowu zapomniała co to znaczy chcieć bo nie miała czego pragnąć, jednak teraz, zasiadając naprzeciw Ariany, na nowo miała wrażenie, że chce. Nie była jeszcze pewna czego, ale wiedziała, że czegoś przy niej pragnie.
-Prawda, że trafne? Dużo ta myśl naprostowała w mojej głowie. Przede wszystkim udowodnił mi tym, że warto się starać, a nie odpuszczać w przedbiegach.- nie sprostowała o jakie starania chodziło, choć dosyć oczywistym wydawało jej się, że mówiła o odzyskaniu Ariany. O ile można tu mówić o odzyskiwaniu czegokolwiek. Błądziła wzrokiem od błękitnych tęczówek do delikatnych dłoni spoczywających na kubku. Starała się zapamiętać każdy szczegół Ariany, jakby bojąc się, że ta znów może zniknąć we mgle wspomnień. Chciała się nacieszyć jej obecnością póki ją miała na wyciągnięcie dłoni. Dłoni, które uporczywie spoczywały na swoim kubku bojąc się powziąć jakikolwiek ruch.
-Dlaczego w takim razie ostatecznie przesunęłaś w prawo?- to pytanie nadawało się bardziej na pierwszą randkę niż na spotkanie po latach. Brzmiało świeżością nowej znajomości i ciekawością tego jak doszło do złączenia losów dwóch osób. Tutaj nie było świeżości, chyba że tej delikatnej pachnącej lawendą świeżości odnowionej relacji. Jednak z pewnością nie była to pierwsza randka, chociaż Liane bardzo by tym mianem chciała nazwać ich spotkanie.
Nagły łoskot wybił ją z myśli. Obserwowała jak Ariana znika w progu kolejnego pokoju, patrzyła na jej ruchy porównując je do tych, które wykonywała niegdyś przy niej. Dobiegły ją słowa miękkie i słodkie, takie, które roztapiają zziębnięte serce, słowa, które kiedyś słyszała w swoim kierunku. Między nimi dosłyszała ciche miauknięcie, które uspokoiło jej nerwy obawiające się, że słowa Ariany mogły być kierowane do drugiej osoby. Była to myśl głupia, bo przecież Ariana sama powiedziała, że nikogo nie ma, ale jednak lęk przed zastąpieniem powziął górę przyprawiając ją o szybsze bicie serca. Dopiero ledwo słyszalny miauk przypomniał jej, że już w kawiarni Crawfordówna wspominała o kocie imieniem Cristina.
-Biedna, mam nadzieję, że szybko się uspokoi ta pogoda bo strasznie szkoda mi tych wszystkich zlęknionych zwierzątek.-przyznała otwarcie zwracając chyba większą uwagę na przestraszone zwierzęta niż na ludzi, którzy w walce z żywiołem mogli tracić życia. Martwiła się o nich też, ale wyrosła w większym przywiązaniu do zwierząt niż ludzi i mając świadomość bezpieczeństwa wszystkich jej najbliższych - zdążyła już zadzwonić do Bastiana by mieć pewność, że jest w domu, Conora zostawiła w mieszkaniu, a przed Arianą właśnie siedziała- zwracała większą uwagę na czworonożnych towarzyszy, którzy nie rozumieli co się właściwie dzieje.
-Wiesz…- zaczęła, ale urwała zdanie zanim wypowiedziała dalsze słowa. Wzięła głęboki oddech nie będąc pewna czy to co chciała wypowiedzieć powinno być powiedziane. W głowie lawirowała jej myśl zaszczepiona przez Bastiana- Liane, odwagi, nie stracisz jej już drugi raz, nie stracisz jej bardziej niż dotychczas, nie masz nic do stracenia. Serce kołatało się w klatce piersiowej tak głośno, że była prawie pewna, że Ariana jest w stanie je usłyszeć. Ręce lekko zadrżały, a tafla niedopitej herbaty zafalowała powolnie. Wdech, wydech.-Tęskniłam za tobą.- wyszeptała bojąc się mówić głośniej, bojąc się, że właśnie mogła wszystko zepsuć. Wszystko co było i być mogło w przyszłości właśnie zawisło na delikatnym sznurku nadziei. -Cholernie za tobą tęskniłam.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ariana nie wyczytała wtedy z niej tych pragnień. Z jej perspektywy Liane zagłuszała swoje uczucia, w nadziei, że lepiej jest milczeć niż kolejny raz kłócić się o niedomyty kubek po herbacie. Ba, wydawało się jej nawet, że blondynka zatrzymała się w pół kroku między swoimi wyobrażeniami ich wspólnego życia i rzeczywistością, że się rozczarowała. Codzienność gonił czas. Choć obie wiedziały, że Liane będzie trudno wdrożyć się w nowe, wielkomiejskie życie, a Aria będzie dalej częściej w delegacjach niż w domu… i tak je to wszystko zaskoczyło. Tak jakby podczas odpływu zaszły za daleko w głąb oceanu i później biernie obserwowały jak nadciąga fala, która je pochłonie.
Oczywiście każda historia ma dwie strony. Ariana była co najmniej na równi winna. Zamiast kłaść się do łóżka i z teatralnym rozmachem odwracać się plecami, mogła spróbować rozmowy. I nawet gdyby nie umiałaby ułożyć swoich uczuć w wąskie ramy słów, w zasięgu miała także inne narzędzia. Mogła krzyczeć, mogła płakać. Mogła porzucić swoją złość i dumę, dalej walczyć o ich miłość. Ale… tego nie zrobiła. I co gorsza gdy żal doganiał ją przed snem i dopytywał o to dlaczego się poddała, nie miała na to żadnej odpowiedzi.
- Przecież nie musisz wracać do domu. Francja jest nieco większa, prawda? Mogłabyś zamieszkać po drugiej stronie kraju, nad wybrzeżem - odparła, nabierając głęboki wdech, tak jakby przed oczami miała już ten krajobraz. - Mieszkałabyś przy szumu morza. Mogłabyś mieć swój ogródek z lawendą. Otaczały Cię znajomy język, byłabyś bezpieczna. I pewnie szczęśliwsza niż tu, w mieście, gdzie wokół jest tylko szkło i beton.
Rozmarzona nuta wkradała się między sylaby, wprost wyrażając to jak bardzo chciałaby zobaczyć szczęśliwą Liane. Jeśli dojrzałaby w odmętach Puget Sound złotą rybkę i mogłaby wypowiedzieć trzy życzenia, z świadomym egoizmem wykorzystałaby je na swoje osobiste prośby. Zabezpieczyłaby zdrowie rodziny i uchroniłaby ją przed pospolitym, wszędobylskim pechem. A potem z uśmiechem oddałaby ostatnie na rzecz Liane, by mogła być zawsze sobą, nie bała się swoich marzeń.
- Czyli… dzisiaj w zaświatach trwa karnawał?
Zażartowała, zerkając na okno. Trwający za nim spektakl zdawał się dopiero rozwijać. Deszcz donośnie grał na parapetach, wiatr tańczył zamaszyście pod jego takt.
Mruknęła przytakująco, gdy Liane rozwinęła wątek cytatu. Po czym lekko nadgryzła dolną wargę, zatrzymując pytanie o to czy naprawdę tak sądzi, czy to tylko górnolotne bajdurzenie. Według jej doświadczeń obie rozpalały się na podpałce ze słomianego zapału. Wiele ponoć chciały, o niewiele walczyły.
Dlaczego w takim razie ostatecznie przesunęłaś w prawo? Dwa razy rozchyliła usta, próbując znaleźć na szybko jakąkolwiek odpowiedź. Natrafiła jednak jedynie na ciszę, przez którą z zażenowaniem spuściła wzrok i odruchowo poprawiła włosy, zaciągając je za ucho.
- Byłam… ciekawa.
Pod tym jednym słowem ukryła swój cały chaos, zbudowany z nerwowego napięcia, obaw, zaciekawienia i nostalgii. Nie, nie chciała tym zamknąć się przed Liane, postawić między nimi kolejnego muru z niedopowiedzeń. Po prostu… nie zamierzała jej obarczać swoim mentalnym bałaganem.
- Nie chcę się zastanawiać ile bezdomnych psów teraz drży z zimna, ani jak wielu ludzi dzwoni teraz do swoich ubezpieczalni, bojąc się o stan swoich domów i aut.
Łatwiej było nie myśleć. Odciąć się od reszty świata zza drzwi. Albo powtarzać jak politycy, że to ciężki czas dla wszystkich, przeżuć puste współczucie na miał i się odwrócić. Westchnęła ciężko, przypominając sobie, że powinna zadzwonić do rodziców. A może nawet wysłać kontrole sms-y do braci.
Czuły szept pochłonął jej poczucie winy i rozbiegane myśli. Tęskniłam za tobą biło pod jej żebrami jak nowe, zdrowsze serce.
- Liane… - zaczęła, choć nie była pewna gdzie jest początek, jak powinna zareagować. Na jej szczęście lub na nieszczęście właśnie wtedy zamrugała nad nimi żarówka. I po kilku zdziwionych mrugnięciach zapadła ciemność. - Naprawdę? Teraz?
Mamrotała pod nosem, do samej siebie. Niezmiennie nie przepadała za półmrokiem, za łatwo ulegała atmosferze niepokoju.
- Liane… ja… - nie potrafiła na głos przyznać, że się boi, że potrzebuje pomocnej dłoni do tego by wstać. - Ja też za Tobą tęskniłam.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie potrafiła się kłócić. Całe życie była uległa względem skarg i roszczeń. Cicho przystawała na wszystkie zawinienia, wysłuchiwała w krępującym milczeniu wszelkich swoich przewinień. Wychowano ją na posłuszną i karną osobę, wychowano ją z ciągłym znoszeniu niezadowolenia i brania na siebie winy za wszystko co się zrobiło. Rodzina, a zwłaszcza ojciec, obrzucała ją winą za każde najdrobniejsze przewinienie. Za małe zbiory, zła pogoda, niewydojona koza, krzywe ostrzyżenie, źle zapakowana paka ciężarówki wywożącej na skup lawendę, krzywo zapięta koszula czy kolejna szkolna jedynka. Spędziła życie na poczuciu nie bycia wystarczającą względem narzucanych jej oczekiwań i właśnie takie zachowania przeniosła w późniejszym czasie na swój związek z Arianą. Bała się stawiać, bo bliżej było jej do karnego stania w kącie niż walki o własne przekonania, więc kiedy rozpoczynała się jakakolwiek kłótnia Liane zamykała się w sobie mogąc jedynie posłusznie potrząsnąć głową i przeprosić, że kolejny raz zrobiła coś źle. Nie potrafiła stanąć i powiedzieć o nie, nie tym razem, zamiast tego ściągała na siebie winę na każde przewinienie jedynie obiecując poprawę. Z drugiej strony nigdy też nie chciała się kłócić. Bała się, że każda jedna kłótnia może je poróżnić na zawsze zapominając, że kłótnie to element każdego zdrowego związku. Wolała udawać, że nie mają żadnego powodu do kłótni, udawać, że wszystko jest w porządku nawet wtedy, kiedy serce rozrywało się na kawałki, a roztrzęsione dłonie nie były w stanie już się uspokoić. Bywały momenty, w których pragnęła krzyczeć, wyrzucić z siebie całą swoją złość, mówić o tym co jej nie odpowiada, ale nie potrafiła. Z każdym razem, w którym zbierała odwagę by powiedzieć co jej nie odpowiada gryzła się w język w przelęknieniu, że to co powie może je na zawsze poróżnić, przez co sama do tego doprowadziła. Każdego ranka budziła się z poczuciem winy za zniszczenie tego co między nimi do niedawna było.
Rozmawiały ze sobą godzinami, ale nie potrafiły rozmawiać szczerze o tym co im nie odpowiadało. Nie potrafiły zrozumieć, że potrzebują czasem wyrzucić z siebie nadmiar złych emocji, mówić podniesionym głosem czy w szepcie dojść do porozumienia. Nie potrafiły rozmawiać o tym co było naprawdę ważne zostając jedynie przy sprawach błahych.
-To nie jest zły pomysł, ale mam tutaj ludzi, na których mi zależy. Nie spodziewałam się, że się przywiążę do Seattle, ale otaczają mnie wspaniali ludzie, z którymi nie chciałabym się rozdzielać. A na wybrzeżu... cóż, byłabym znowu zupełnie sama w nowym miejscu. Może jeszcze nie dorosłam do nazywania Seattle domem, ale nie wiem czy umiałabym się odnaleźć na nowo w zupełnie innym miejscu.- Liane nie była typem podróżniczki. Fascynował ją świat i jego bezdroża, ale zbytnio przywiązywała się ludzi by pozwolić sobie na uciekanie co rusz w inne miejsce. W tym momencie nie była w stanie wyobrazić sobie swojego życia bez Bastiana czy Conora, o samej Arianie nie wspominając. -Może, jeśli udałoby mi się uzbierać fundusze, pojechałabym do Francji na tydzień czy dwa, ze zwykłej tęsknoty, ale wątpię, żeby było tam jeszcze miejsce dla mnie na stałe. Przynajmniej teraz nie umiem sobie wyobrazić rzucenia znów wszystkiego by przenieść się na drugi koniec świata.-bo tym razem nie mam dla kogo tego robić. Wizja, którą malowała przed nią Ariana wydawała się piękna, ale zupełnie nierealna. Jedna już przeprowadzka skończyła się fiaskiem i może właśnie dlatego Liane pozostawała uprzedzona względem potencjalnej kolejnej. Marzyła o swoim ogrodzie, bliskości natury, o prostym, małomiasteczkowym życiu, ale nie czuła się na siłach by próbować kolejnej szansy. A może to wygoda wielkomiejskości wkradała się między jej obawy.
-Można tak powiedzieć.- zaśmiała się na stwierdzenie Ariany.-Istne Santa Muerte- nie nazwałaby swojego aktualnego stanu karnawałem, ale stanowczo bliżej było jej do hucznych meksykańskich imprez w imię śmierci niż smutnym, szarym pogrzebom, które odprawiała w pracy. Dzięki Arianie na nowo czuła się bardziej żywa, czuła, że na nowo wszystko wskakuje na swoje miejsce, a ona zaczyna pracować jak dobrze naoliwiony zegarek, w którym w końcu wszystkie zębatki wskoczyły na swoje pozycje, a wskazówki na nowo zaczęły wybijać rytm życia cichym tykaniem.
Zwróciła uwagę na powolne opuszczenie głowy przez Arianę i nerwowe zasunięcie kosmyków włosów za ucho. Nie zmieniła się. Nadal w ten sam sposób reagowała na stres i nagłe pytanie, na które nie znała odpowiedzi. Ten widok w pewien sposób zmiękczył jej serce.
-Czego ciekawa?- dopytała choć miała wrażenie, że nie powinna ciągnąć tego tematu. Czuła, że Ariana zaczyna czuć się niekomfortowo wypytywana o tę felerną aplikację, jednak ciekawość jej spojrzenia na tę sprawę była silniejsza od rozsądku podpowiadającego by uciąć temat póki jest taka możliwość. Liane niestety miała tę uporczywą przypadłość dopytywania. Nie miała zamykać tematów ciągle próbując dowiedzieć się więcej i więcej. Kiedy już przychodziło między nimi do kłótni rozrywających serce, ona zamiast odpuścić, gdy było na to miejsce i możliwość, uporczywie dopytywała i drążyła, choć sprawa była już do cna wydrążona. Nie umiała odpuszczać, kiedy była do tego przestrzeń.
-Martwi mnie to ile ludzi może stracić życie w związku z tą pogodą. Wiesz, domy i auta to ważna sprawa, droga z pewnością, ale nic nie jest tak ważne jak życie. Sama jestem trochę przestraszona tą pogodą. We Francji nigdy nie było katastrof klimatycznych, co najwyżej mogła nas zadziwić mroźna zima. Pierwszy raz spotykam się z czymś takim i przeraża mnie skala tego zjawiska.- wyznała szczerze po raz pierwszy przyznając na głos, że zwyczajnie się boi, że nie chce wracać do domu bo boi się tego co czeka ją po drugiej stronie progu, że martwi się o wszystkich swoich przyjaciół. Bała się tego co niosły za sobą kolejne alerty pogodowe. Brak prądu, zniszczenia, zgony. Matka natura bywała nieokiełznana.
Bieg myśli przerwało jej imię wypowiedziane tonem tak miękkim jak za czasów sprzed lat. Serce zakołatało w klatce piersiowej, a ręce znów zatrząsały trzymanym kubkiem, Bała się tego co mogła usłyszeć, a jednocześnie tak bardzo oczekiwała odpowiedzi. Serce tłukło o żebra coraz silniej i silniej, kiedy w słowa Ariany wkradł się dźwięk mrugającej żarówki, która niedługo później całkowicie zgasła pozostawiając je w półmroku, w którym mogło wydarzyć się wszystko. W półmroku jakoś łatwiej było mówić otwarcie, znikała możliwość obserwowania reakcji drugiej strony, a pozostawały jedynie miękkie słowa, trochę zbyt mocno wykalkulowane. Ja też za Tobą tęskniłam. Do oczu Liane momentalnie napłynęły łzy, których nie była w stanie kontrolować. Powolnie stoczyły się po jej policzkach jak stacza się śnieg po zboczach alpejskich gór.
-Ja... Mam wrażenie, że to wszystko potoczyło się tak źle, tak bardzo jak nie powinno.- głos łamał się między słowami obnażając nagą prawdę łez, których przez panującą ciemność mogła nie dostrzec. -Okropnie mi Cię brakowało. Każdego dnia. Budziłam się rano i myślałam o Tobie, zasypiałam z myślą o Tobie. Brakuje mi słów by to opisać.- zrobiła pauzę próbując zebrać zarówno myśli jak i rozkołatane nerwy. Wzięła głęboki oddech i idąc za radą Bastiana zrobiła całkowitą głupotę, ale w pełni szczerą.-Nigdy nie przestałam Cię kochać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dom Crawfordów był przeciwieństwem tego, co znała Liane. Rodzice nigdy nie obarczali ich ciężarem pretensji, powtarzali za to z uporem, że każdy ludzki upadek jest wpisany w Boży plan. Wszystko skończy się dobrze tylko trzeba Mu zaufać, wierzyć w jego nieskończone dobro. Ariana miała jednak trudności z przyswojeniem tej lekcji. Dorastała pośród gromadki braci, którzy szybko nauczyli ją podstawowych zasad życia. Kto pierwszy ten lepszy. Kto silniejszy ten wygrywa. A jak coś poliżesz to wcale nie jest twoje. Gdzie w tym była sprawiedliwość, gdzie sens? Czemu Bóg zaplanował to, że była od nich wolniejsza i słabsza? Chciał ją tym przygotować na przyszłość, na nierówne stawki płacowe ze względu na płeć, na powracające pytania o to kiedy znajdzie męża i założy p e ł n o p r a w n ą rodzinę?
Może właśnie przez ten głęboko skrywany żal do świata, Ariana nigdy nie rozmawiała wprost o swoich uczuciach. Mogła godzinami dyskutować o różnicach międzynarodowych, wyczekiwanych premierach na Netflixie albo zakrętach fabularnych w Chirurgach, ale często nie potrafiła znaleźć choćby jednego, pojedynczego słowa, przez które wybrzmiałyby jej emocje. Gdy Liane pytała ją setny raz czy wszystko w porządku, za każdym razem albo machinalnie przytakiwała, albo przewracała oczami ucinając temat. Nie potrafiła się przełamać, nawet przy niej. I tym bardziej ją to irytowało. Wydawało jej się, że z mężczyznami było prościej. Mało który miał nawyk dopytywania, hasło jest okej usypiało ich wątpliwości jak najlepsza kołysanka. Mogła chociaż udawać szczęśliwą… przynajmniej do czasu aż nie zmęczyłaby się tą farsą.
- Myślę, że gdzie byś nie wyjechała, spotkałabyś kolejnych wspaniałych ludzi - odpowiedziała bez zastanowienia. - Jesteś wyjątkowa Liane, więc to logiczne, że przyciągasz podobne osoby.
Sens tego stwierdzenia dotarł do niej dopiero, gdy go usłyszała. Ponownie się zawstydziła, oparła wzrok o swój kubek i przed kilka oddechów starała się zignorować ciepło rozchodzące się po policzkach.
- Gdybyś potrzebowała pieniędzy… to znaczy pożyczki - poprawiła się pospiesznie, doskonale znając podejście Liane. - To po prostu daj znać. I jak będziesz potrzebowała towarzystwa w tej podróży, to też… pamiętaj o mnie. Dobrze?
Zaproponowała trochę pochopnie. Szczerze wątpiła by taka wspólna wycieczka była dobrym pomysłem. Skupiając się na wsparciu Liane mogłaby popełnić jakiś błąd, pozwolić ponieść się chwili. W ich związku to ona miała być tą rozważną, a Francuzka tą romantyczną. Nie powinna zmieniać charakteru swojej roli.
- Kojarzysz jeszcze tę bajkę, którą kiedyś oglądałyśmy? Coco? Byłyśmy wtedy w jakimś hotelu, klimatyzacja oszalała i było strasznie zimno, więc siedziałyśmy cały wieczór pod kocem. Chciałam Ci wtedy kupić ukulele, żebyś nauczyła się na nim grać - utonęła w wspomnieniach, z delikatnym uśmiechem wpatrując się w okno. - Wyobrażam sobie teraz, że wokół latają pomarańczowe płatki. Jak w tym filmie.
Zaśmiała się tonem, który na pozór wcale nie drżał od rozbawienia. Na moment zniknęła, schowała się w świecie swoich myśli.
Przy kolejnym pytaniu w końcu przeniosła na nią wzrok i z nieoczekiwaną odwagą spojrzała jej w oczy, niemo odpowiadając pytaniem na pytanie. Znasz przecież odpowiedź, dlaczego chcesz ją usłyszeć?
- Ciebie, Liane. Jak zawsze. Jestem ciekawa Ciebie.
Przyznała szczerze po dłuższej pauzie, zastanawiając się czy Liane zadowoli się takim wyjaśnieniem. Wyrażało zarówno wszystko jak i nic.
- Gdy byłam dzieckiem, oglądaliśmy w wiadomościach transmisje z huraganów i tornad. Zawsze mi się wydawało, że to się dzieje gdzieś daleko, za szklanym ekranem telewizora.
Złe rzeczy dzieją się codziennie, była tego świadoma. Ale dotąd toczyły się w innym, nieznanym jej świecie newsów. Ofiary były zazwyczaj tylko liczbami. Jej serce traktowało wiadomość o tym, że w danym wypadku ucierpiało sto osób tak samo jak fragment książki. Czuła gorycz współczucia, ale tak jakby dotykała ją przez coś, nie była tuż obok, nie była realna.
Milczała. Otoczona ciemnością, z ciężarem wyznania, na które nie była gotowa. Skuliła się więc, jak dziecko, otuliła zgięte nogi ramionami. Przez jej myśli przebiegło tysiąc scenariuszy. Zaczynając od tych by odepchnąć od siebie Liane raz na zawsze, tak by była bezpieczna przed jej chaosem. I kończąc na tych, w których siadała obok niej i próbowała złapać pocałunkami każdą, małą łzę. Tak, choć panował półmrok doskonale słyszała jej płacz.
- Uważasz, że jeśli się kogoś szczerze kochało to można na końcu powiedzieć stop, po prostu pewnego dnia przestać go kochać? - zapytała, odwracając kota ogonem. Szybko jednak dotarło do niej, że nie ma sensu uciekać. - Liane… nie byłam i nie wiem czy kiedykolwiek będę kimś kogo potrzebujesz. Znasz mnie. Wiesz, że biegnę przez życie na oślep, próbując na siłę się jakoś dopasować. Chciałabym żebyś Ty była od tego wolna, żebyś była sobą… żebyś była szczęśliwa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Liane wychowała się w odległości od wiary. W ich domu, co prawda, gościły wszelkie święta katolickie, ale zdawało się, że bardziej z przyzwyczajenia i ogólnonarodowej tradycji, aniżeli przywiązania do wiary jako takiej. Rodzice ochrzcili ją z typowego wiejskiego powodu- by sąsiedzi nie gadali. Mieszkali w tak małej mieścinie, że każdy znał każdego, a wścibskie sąsiadki zbyt często zmącały sen z powiek by pozwolić sobie na ominięcie tej wątpliwej przyjemności chrztu w obrządku katolickim. Po osiemnastym roku życia Liane planowała apostazję, ale, gdy tylko o tym wspomniała na głos spotkała się z niezadowoleniem ojca, które szybko wybiło jej ten pomysł z głowy. Teraz, gdy w pewien sposób była już wolna od rodzinnych zasad i oczekiwań, nie miała jak tego zrobić bo do jej parafii dzieliły ją tysiące kilometrów. W dalszym jednak ciągu obchodziła święta, choć jej wiara skłaniała się dużo bardziej w buddyjskich kierunkach niż katolickich. Całym swoim sercem wierzyła w karmę, przekonana, że dobro, które dajemy musi ostatecznie w jakiejś formie do nas powrócić. Wierzyła, że wszystko co dajemy światu powraca, czy to dobro czy zło. Wierzyła, że jeśli poratuje na ulicy przechodnia papierosem to, gdy ona zastanie siebie w podobnej sytuacji znajdzie się ktoś kto poratuje ją. Wierzyła, że jeśli daje komuś wszystko z siebie to druga osoba się tym samym odwdzięczy. Przez pewien czas myślała, że na ostatnim z tych przekonań mocno się przejechała, gdy ze strony Ariany spotkało ją niezrozumienie i niechybne rozstanie. Teraz, kiedy przed nią siedziała, zrozumiała, że wcale tak nie było. Obie dawały z siebie wszystko, oddawały sobie nawzajem całą swoją miłość, troskę i dobro, ale zwyczajnie nie potrafiły do siebie nawzajem dotrzeć. Nie rozumiały swoich potrzeb i też o końca nie umiały o nich rozmawiać. Wydaje się, że to właśnie był ich największy problem- potrafiły rozmawiać godzinami, ale nie o tym o czym powinny. W pewien sposób obie unikały ciężkich debat okuwając się historiami prostymi i niewymagającymi bojąc się tego co przyniesie ze sobą szczerość.
Słowa Ariany na chwile wybiły ją z rytmu i w duchu była wdzięczna za brak elektryczności bo jej policzki pokryły się rumianym wykwitem. Wyjątkowa. To jedno słowo obijało się w głowie Liane nie dając jej spokoju. Co takiego miała na myśli? Czy po tym wszystkim co przeszły, po tych wszystkich latach rozłąki i tęsknoty, po tych wszystkich gorzkich słowach, które wybrzmiały w zbyt dużych emocjach nadal uważała ją za wyjątkową?
-Ty też jesteś wyjątkowa, Ari. Nigdy nie spotkałam kogoś równie wyjątkowego jak ty.- szukała wzrokiem jej oczu powoli przyzwyczajając się do panującego wśród nich półmroku. Ariana zawsze była dla niej zagadką, piękną i niesamowitą zagadką, której mimo lat nigdy nie była w stanie w pełni rozgryźć. Chyba właśnie to było w niej najbardziej fascynujące, to, że nijak nie dało się jej do końca rozszyfrować, zawsze pozostawiała za sobą nutę tajemniczości i pole do interpretacji.
-Spokojnie, prędzej czy później uzbieram na tę podróż. - zapewniła ją nie chcąc brać od niej jakichkolwiek pieniędzy. W ich związku to zawsze Ariana lepiej zarabiała, ale Liane nigdy nie nauczyła się otwarcie korzystać z jej funduszy. Czuła się z tym za każdym razem źle, choć starała się spłacać długi najszybciej jak się tylko dało. Następne słowa Crawfordównej rozdygotwały serce kołaczące się w klatce piersiowej Francuzki.-Chciałabyś ze mną pojechać?- zapytała niepewnie i na tyle cicho, że nie była pewna czy Ariana dosłyszy całe jej pytanie. Nie była w stanie wymarzyć sobie piękniejszej propozycji. Oddałaby wszystko by jak za dawnych lat usiąść w jednym samolocie i wylecieć we wspólną podróż. Marzyła o tym, by choć przez chwilę, było jak za dawnych lat, kiedy wszystko wydawało się prostsze i łatwiejsze, kiedy wszystko miało zupełnie inny sens, a wszystkie słowa nie musiały być za każdym razem ważone
-Tak, pamiętam! Było okrutnie zimno i nawet koc nie pomagał, ale od ciebie biło takie ciepło, że jedyne o czym myślałam to by cię przytulić i nigdy już nie puszczać. - na chwilę zbyt długo utonęło we wspomnieniach chwil, które bez powrotu przeminęły. Utopiła usta na nowo w kubku herbaty próbując w głowie ubrać słowa w zdania, które byłyby odpowiednie. Miała wrażenie, że ciągle poruszała się po tym co nieodpowiednie w tej sytuacji, ale nie umiała wyczuć co powinna mówić, a co zostawić na zawsze w swojej głowie. Znów dawała się zbytnio ponosić emocjom. Nie potrafiła ich kontrolować, ale ciągle pamiętała słowa Bastiana, który stanowczo odradzał jej kontrolę, mówiąc, że to jest jedyna taka okazja by w pełni podążać za głosem swojego rozedrganego serca, które uparcie próbowało obić jej żebra. Słowa wypowiedziane przez Arianę w chwilę później umocniły ją w przekonaniu, że może warto było na chwilę wyłączyć rozum, że jeśli kiedykolwiek miał się nadarzyć moment szczerości, to wydarzał się on właśnie na ich oczach. Byłam ciekawa Ciebie. Na horyzoncie jej myśli przez chwilę zatańczyła złudna nadzieja. Być może głupia i nierozsądna, ale jakże szczera.
-Też miałam zawsze wrażenie, że te wszystkie katastrofy dzieją się tak daleko ode mnie, że mnie to nie dotyczy i nigdy nie będzie dotyczyło. A teraz... teraz mnie przeraża skala tego wszystkiego.- odstawiła kubek trzymanej w dłoniach herbaty na stolik zauważając jak z każdym kolejnym słowem drżą jej ręce. Bała się, że zanim się obejrzy ciepły napój wyląduje zarówno na jej dłoniach jak i na kocu, którym miała okryte nogi. Naciągnęła na dłonie sweter, który nadal pachniał proszkiem do prania, którego używała Ariana. Pachniał nadal nią. Tak delikatnie i przyjemnie, że jedyne o czym marzyła to zapaść się na wieczność w tym zapachu. Kolejne z jej typowych zachowań, które towarzyszyły jej przy stresie. Nic dziwnego, że większość jej swetrów była ponaciągana do granic możliwości.
-Ja...- przełknęła ślinę i kolejną dawkę łez które powoli stoczyły się po jej policzkach. -Nie, nie uważam tak, ale myślałam, że może...może minęło zbyt wiele czasu, że już odepchnęłaś to co było w strefę jedynie wspomnień, że przeszłaś przez etap, którego ja nigdy nie byłam w stanie pokonać.- starła rękawem swetra zagubioną na jej policzku łzę. -Tylko, że ja najszczęśliwsza byłam u twojego boku.- wyznała szczerze, a głos jej zadrżał między kolejnymi słowami. -Nigdy wcześniej i nigdy później nie była równie szczęśliwa jak kiedy byłyśmy razem- serce na momenty przestawało bić, jakby zagubione w całej sytuacji. W tej jednej chwili zamarzyła o tym by ponownie dotknąć Ariany, by poczuć jej ciepło i dać jej spokój i ukojenie, którego potrzebowała, by sprawić by dłużej nie otulała nóg rękoma jakby bała się słów, które teraz padały. Zamarzyła by zbliżyć się do niej, choćby na sekundę, na ułamek chwili tak krótki, że ledwo zauważalny. Zanim zdążyła przemyśleć swoje działania zeszła z kanapy by usiąść przez Arianą na podłodze i delikatnie dotknęła jej dłoni spoczywającej na jej nogach. -To ty sprawiasz, że jestem szczęśliwa.- zanim te słowa w pełni wybrzmiały zdecydowała się na ruch, który mógł nad wszystkim zawarzyć i zmienić wszystko co do tej pory między nimi było. Nachyliła się w półmroku by odnaleźć jej usta i ledwo na sekundę się do nich zbliżyć. Delikatnie i powolnie, a jednocześnie krótko jakby w lęku przed kolejnym odrzuceniem. Nie stracisz kogoś, kogo już raz straciłaś, Liane.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W i a r a - rzeczownik rodzaju żeńskiego, pięć liter, dwie sylaby. Kiedyś ponoć miała inne znaczenie niż dzisiaj, a przynajmniej tak wmawiał jej zastanawiająco młody wykładowca na pierwszym roku studiów, konkretnie na obowiązkowej prelekcji z filozofii. Według niego łączyła ze sobą przekonanie, że coś jest prawdą i ufność, że coś się spełni. To tajemnicze „coś” nie miało wtedy sylwetki ani tym bardziej imienia. Mogło być wszystkim. Albo niczym. Zależnie od tego co dany człowiek w nim widział.
Tak więc Ariana mogła wypaczać definicję tego słowa i wciąż mówić, że w i e r z y, choć nie pamiętała już kiedy ostatnim razem była w kościele i zapewne potrzebowałaby chwili zastanowienia przy recytowaniu Modlitwy Pańskiej. Bóg wciąż był dla niej ważny, wychowanie głęboko zakorzeniło w niej świadomość, że jest, stoi ponad wszystkimi i z góry obserwuje każdy ich ruch. Na wielkim liczydle zbiera sumę dobrych i złych uczynków, dzieli dusze na te zbawione i te potępione. Ale… to nie do końca było tak, że wyobrażała sobie zastęp aniołów leżakujący na puszystych obłokach czy krzyki grzeszników w ogniu i żarzącym się popiele. Bez przesady, nie miała dziesięciu lat. Właściwie zbliżała się małymi krokami do trzydziestki. I wraz z nabywanym po drodze doświadczeniem coraz bliższa była teorii, że wyznaje wiarę w jej pierwotne znaczenie.
Uśmiechnęła się, choć wyraźnie podważała słuszność perspektywy Liane. Ona?
W y j ą t k o w a? Urodziła się w Seatte, pośród kilkuset tysięcy osób. Skończyła te same szkoły co większość, często myślała tak samo jak ogół. Sztywno trzymała się granic schematów byleby tylko nie zgubić drogi, byleby być kimś kto ma odpowiedni balans zróżnicowanej wartości dobra.
- Jeśli będziesz potrzebować w tej podróży przyjaciela, to tak. Myślę, że… tak.
Odpowiedziała już ze znajomą rozwagą, dokładnie ważąc słowa. Nie chciała znów zabrnąć za daleko. Nie zamierzała rozpalić w Liane nadziei tylko po to by obserwować jak nerwowo otula ją dłońmi, usilnie starając się osłonić ją przed wiatrem i deszczem. Ariana była jak zapałka. Łatwo gasła.
- Liane… mówiłam Ci to już w kawiarni, masz dopiero dwadzieścia lat. Nie ciągnij za sobą tego co było kiedyś jak ciężaru, nie rzucaj tak lekko tym nigdy. Jeszcze będziesz miała na nie czas, wróć do tego za kolejne pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat - nie zmieniła zdania. Nadal uważała, że obie na swój sposób były jeszcze dziećmi. Kolorowały rzeczywistość pod swój punkt widzenia.
Wiedziała, że się zbliża, co zamierza. Nie odsunęła się, ale też nie pozwoliła jej na pocałunek. Zatrzymała ją w momencie gdy ich czoła się stykały, czubek jej nosa niepewnie muskał policzek Liane.
- Nie pamiętasz już jak to było? Wcale nie byłaś przy mnie szczęśliwa - wyszeptała, starannie pilnując dystansu. - Dzisiaj… dzisiaj za to możesz być przy mnie bezpieczna.
Obiecała, układając głowę na jej ramieniu.
- Zostańmy tak, w tym miejscu, w tej chwili. Oglądajmy coś na laptopie póki nie padnie mu bateria. Milczmy póki nie zaśniemy. Albo się wypłaczmy. Wybierz czego potrzebujesz. Będę obok. Przez cały czas.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W głowie wirowały jej myśli, których nie była w stanie uspokoić. Kołatała się niepokojąco między tym czego chciała, a tym czego powinna. Po raz kolejny gubiła się na granicy powinności zapominając o tym co było, a co być powinno. Nie była pewna swoich uczuć, nie potrafiła ich nazwać ani umiejscowić, przeplatały się ze sobą w chaotycznym tańcu co rusz kolejne dopraszając się o swoje miejsce w jej głowie. Jednocześnie czuła się okropnie zagubiona, niczym dziecko pozostawione przez matkę w centrum handlowym, a jednocześnie tak jasno czuła czego pragnęła. Ten jeden raz wszystkie jej chęci wydawały się oczywiste i proste, ale w pewien uporczywy sposób zupełnie nieosiągalne. Wiedziała, że to co robi jest nieodpowiednie, że znajduje się na cienkiej granicy mogąc zniszczyć wszystko co do tej pory udało jej się odzyskać, ale nie potrafiła się powstrzymać. Nie potrafiła zatrzymać myśli, które ciągnęły do Ariany, nie potrafiła pozbyć się uczuć, które na nowo się odradzały. A może nigdy tak naprawdę nie umarły. Grzebiąc tysiące ludzi nie potrafiła pogrzebać tej jednej osoby. Ilekroć starała się zasypać trumnę z jej imieniem powracała nad grób i odkopywała cały ten piach osadzający się na rzęsach. Ciągle na nowo w niekończącym się tańcu ze śmiercią i życiem, dopóki nie przyszło jej zrozumieć, że miejsce Ariany nigdy nie było pod ziemią. Nigdy nie umarła, więc nigdy nie powinna się tam znaleźć.
-Zawsze jesteś zaproszona do drogi ze mną- odparła wyobrażając sobie jak na nowo zasiadają w samolocie tuż obok siebie, mimowolnie dodając do tego splecenie palców, na które nie mogła liczyć. Wyobrażała sobie jak znów przemierzają razem bezkres by dotrzeć do ziemi, być może, obiecanej. Widziała je w tych wszystkich lokalnych knajpkach popijając na zmianę wino z gorącą czekoladą i zajadając się kolejnymi croissantami, jak za czasów ich spotkania w Paryżu.
-Chciałabym, ale taka jest prawda, Ari. Jestem młoda i może przede mną jeszcze wiele, ale wiem co czuje i co czułam. Wiem, kiedy nigdy jest prawdziwe. Bo wiem, że nie spotkam już nikogo równie wyjątkowego jak Ty.- wyszeptała te słowa nie mogąc się zebrać na odwagę by mówić głośniej. Może to i dobrze. Niektóre słowa powinny być jedynie wyszeptane, delikatne i powolne, wysupłane spośród ciągu myśli, które na nowo tańczyły w jej głowie. Ariana wszystko komplikowała, a jednocześnie wszystko rozwiązywała. Była problemem i jego rozwiązaniem. Początkiem i końcem. Odchodziła od niej tylko po to by ponownie do niej powrócić.
Zatrzymała ją. Na milimetry, które dzieliły ich usta od siebie. Serce stanęło na mikrosekundy, kiedy na nowo poczuła na swoim policzku jej nos, kiedy poczuła jak ich skóra się dotyka, jak otacza ją zapach jej ciała. Tak delikatny, że wręcz oniryczny. Czuła się znowu jakby śniła. Po policzku stoczyła się samotna łza, która zahaczyła o czubek nosa Ariany.
-Pamiętam. Pamiętam dokładnie jak było. Pamiętam co poszło nie tak i jak możemy już do tego nie doprowadzić. Pamiętam, że mimo tych wszystkich złych momentów to dawałaś mi szczęście, którego nie byłam w stanie opisać.- kolejna łza spłynęła w dół policzka bo słowa, które wymawiała były zbyt prawdziwe, zbyt gwałtownie i nagle grały na jej rozedrganym sercu. Wzięła głęboki oddech akceptując oddalenie się Ariany. Z lękiem spojrzała jej ponownie w oczy. Piękne, błękitne oczy, w których nagle dostrzegała cały świat, który kiedyś utraciła. Dostrzegała wszystko za czym tak uporczywie tęskniła. Gdy ta oparła głowę na jej ramieniu Liane lekko przyłożyła rękę do jej karku, by w chwilę później usiąść obok, przytulona w sposób, którego się nie spodziewała by w milczeniu, którego być może obie potrzebowały, oglądać film i cieszyć się zapachem, który ją otaczał. Zapachem Ariany.

zt x2

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”