WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Ostatnio zmieniony 2022-01-15, 21:53 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • rozdział czwarty

Gęsta chmura kurzu poderwała się w powietrze, gdy wraz z donośnym piskiem i lekkim oporem pchnięte zostały drewniane drzwi. Kilka sekund wcześniej Eleanore z widocznym skrzywieniem na ustach oderwała z nich taśmę policyjną i kartkę informującą o przeprowadzonym niedawno dochodzeniu. Kolejnym, którego nie byli w stanie domknąć. Na ten moment Lean wiedziała zapewne więcej niż oni. I gdyby tylko przez stróżów praca została potraktowana łaskawiej, pewnie podzieliłaby się z nimi własnymi dowodami zbrodni i poszlakami; w obecnym układzie jednak, uznawana za zdolną do przyłożenia dłoni do śmierci swojego szefa, ukośnik przyjaciela, pozostać zamierzała bierną wobec ich instytucji. Ale nie tylko ze względu na własne doświadczenia Lean zapałała szczerą nienawiścią do policji; poznawszy Dearisee, jej życie w pewien sposób uległo zmianie. Pojawił się w nim cel bardziej realny niż wszystkie poprzednie. Pojawiły się emocje, których była pewna, że nie wykrztusi z siebie już nigdy. I to teraz właśnie w jej towarzystwie, kobiety której tak naprawdę nie znała, a którą pewnej zimnej nocy, na starym moście przejrzała na wylot, wkraczała do niewielkiego biura w South Park. Była tu po raz pierwszy, od tamtego dnia, gdy Mitch nie odbierał telefonu przez cały dzień. Po raz pierwszy, odkąd wybiegając wtedy w pośpiechu ujrzała jego ciało zamknięte w ciemnym worku, a myśli jej nie chciały uwierzyć, że z człowiekiem tym nigdy już nie napije się kawy z zepsutego, wiekowego ekspresu. I teraz to wszystko tu było, rzekomo w formie niezmienionej: i ekspres do kawy, i papiery pozostawione niedbale, i czerwona parasolka, której nie zdążyła wtedy zabrać. Zmieniło się wyłącznie to, że policja pozostawiła dowody swojego śledztwa — poprzewracane zostały roślinki, ściągnięte z półek książki, teczki otwarte i opróżnione ze swojej zawartości. Lean zaś wyciągnęła z torebki kartkę z listą rzeczy, które przywłaszczyli w ramach tak zwanych dowodów i poczęła rozglądać się w tymże bałaganie piętrzących się spraw. — Zamorduję ich, jeśli zabrali coś, czego nie powinni — ciężko stwierdzić, czy słowa te kierowała wyłącznie do siebie, czy oczekiwała od Dearisee jakiejkolwiek odpowiedzi. Ze złością przeglądając jednak rzeczy, wywracając przy tym oczy do nieba, starała się nie myśleć o tym, że to już pewne. Mitch nigdy tu nie wróci, a biuro jest jej własnością. — Chcesz kawy? Uprzedzam, że jest mocna — odezwała się w końcu bezpośrednio do niej, odrzucając na stolik trzymaną kartkę i torbę, po czym zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę ekspresu do kawy. — Przyniosłaś wszystkie papiery związane ze sprawą? Mamy tu... niekonieczne legalne dostępy do bazy policyjnej, o ile tego nie wykryli podczas oględzin — dodała z lekkim uśmiechem na twarzy, wlewając do szklanego dzbanka zimną wodę. Może i Mitch nie znał się na tych wszystkich sprzętach, ale znał przynajmniej odpowiednich ludzi. I to dzięki ich pomocy mogli niekiedy wkradać się do policyjnych systemów, prowadząc wówczas sprawy lepiej niż ci, którzy zasłaniają się odznaką.
Ostatnio zmieniony 2021-03-15, 16:52 przez lean hartwood, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 8.
Bezsilna.
W taki sposób widziała Eleanore Lean Hartwood, Dearisee McPherson i właśnie dzięki temu odczuwała pośród niej, przy niej, wokół niej - zawsze bez wyjątków konsekwentną „bratnią duszę” - było to dziwne, nieokreślone - nieco przerażające, albowiem panie praktycznie się nie znały - bo tak naprawdę co mogły o sobie więcej powiedzieć? Niż przywołać do swych głów wspomnienia tamten pamiętny wieczór - gdy szatynka stała „po złej stronie barykady” - właściwie to za każdym razem gdy Hartwood znajdowała się w jej pobliżu przed oczyma miała dokładnie „ten sam obraz.” Wystarczył tylko jeden krok - osunięcie się betonu, albo źle wypowiedziane słowa - a kobieta przestałaby istnieć - zniknęłaby ze wszechświata, stałaby się kolejną niechcianą duszą - spadłaby niczym jak deszcz podczas największej ulewy - ale czy po jej śmierci również ukazałaby się tęcza na niebie? Była w miejscu a raczej była nią za kilka lat, bo patrząc na Lean Dearisee widziała siebie - gdzie Dear jeszcze nigdy się nie zapodziała (choć kilkukrotnie miała co do tego poważne plany) - ale udało się jej odzyskać moc(?) - a przynajmniej coś-ktoś sprawiło, że pozostała - i odnalazła przestrzeń w egzystencji ciemnowłosej; gdzie powinna (według Dear) nieustannie trwać. Nie mogła jej stracić - świadomość, że któregoś dnia może nie ujrzeć jej twarzy, zajrzeć w ufne ciemne tęczówki - usłyszeć wyrazisty, wręcz perłowy śmiech wprawiała ją w stan całkowitej beznadziei. Pierwszy raz od dawna zaczęło jej zależeć - choć niekoniecznie była świadoma na czym - aby ją uchronić? Aby nie pozwolić doprowadzić się do podobnego stanu - aby nauczyć ją znieść stratę? Trudność wyboru, jakiejkolwiek decyzji względem uczuć wobec kobiety napawała ją zdezorientowaniem - otóż, nienawidziła nie wiedzieć - a przebywając z Eleanore nigdy niczego nie można być pewnym. I choć owa relacja nie posiadała nazwy, ani określonej funkcji pośród rzeczywistości pań - to Dear lubiła uważać, że pomagały sobie nawzajem, albowiem gdy Hartwood dowiedziała się o jej własnej tragedii którą zaczęły dzielić - stała się jedyną osobą, jaka jeszcze zapragnęła jej pomóc - tak wyglądały ich „schadzki” - obie bezustannie ślęczały nad dokumentami - i dzisiaj miało być identycznie, prawda? Dearisee niczego sobie nie ubzdurała - nie wymyśliła sobie, że kolejne spotkanie miałoby znaczyć „coś nieokreślone więcej” - bo ich znajomość bazowała tylko i wyłącznie na funkcji zleceniodawczyni-pracodawczyni.
Tak jak Lean się spodziewała - McPherson w żaden sposób nie zareagowała na pierwsze słowa, z uniesionym podbródkiem wpatrywała się tylko w jej poczynania, by po chwili kiwnąć twierdząco głową. - Piję tylko mocną. - bezsenność dawała o sobie znać - zwykle rankiem, więc podkrążone (zamaskowane podkładem, lecz wciąż widoczne) oczy nie były jedyną jej wadą. Wycieńczenie, brak kontroli - nerwowość, oraz odrętwienie również się do nich zaliczały. - Tak. - rzuciła by zaraz wyciągnąć z własnej torby dokumenty i ułożyć na biurku tuż przed nią. - Wszystkie te o które prosiłaś. - dodała marszcząc brwi - na pewno żadnej kartki nie brakowało, Dear była perfekcjonistką. - Dlaczego, aż tak się wzbraniasz od tego biura? - bezpośredniość - jedna z wielu silnych cech szatynki. - Jest przestronne, wystarczyłby malutki remont... - kontynuowała rozglądając się, by zaraz powrócić oczyma do buzi towarzyszki. - Na pewno by tego chciał... - ton głosu kobiety nieco się zmienił - stał się czulszy, cieplejszy niż zwykle, albowiem wiedziała, że „stąpa po cienkim lodzie” - była tu przecież mowa o Mitch'u - tym Mitch'u.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Powiedziała wtedy coś, wobec czego powinna być potępiona na wieki. Że zazdrości. Zazdrości ludziom tego, że mają powody, tłumaczące tę ich desperację — te wszystkie katastrofy życiowe, paskudne historie, nieszczęśliwe zakończenia. Sprawy tłumaczące ich skrajne decyzje; nikt by o tych nieszczęśliwych duszach nie powiedział niczego złego, gdyby zdecydowali się umrzeć. A ona jedna, może jedyna, powodu nie miała — śmierci pragnęła z kaprysu, zagubienia, bezradności. Bo ona i życie nie szli razem w parze, po prostu, tak zwyczajnie. Regularnie smakując adrenaliny, bo tamten incydent na moście nie był jedynym, przekonywała się tylko, że wciąż byłaby w stanie wykonać ten krok ostateczny. Zabić się w imię tych, którym zabrakło odwagi; umrzeć z powodu cudzych problemów, odbierających im siły konieczne do przetrwania. Dlaczego więc jeszcze tego nie zrobiła? Może dlatego, że chciała desperacko, choćby raz, coś poczuć. Coś ponad strach i zwątpienie, a to właśnie przy Dearisee śmiała się po raz pierwszy tak szczerze i beztrosko. Bo problemy Dear stały się jej własnymi, bo uzależniona była od jej własnego bólu, bo to spotkania z nią zaczęła wyczekiwać bardziej niż powrotu Willa z pracy. Tłumaczyła to sobie w sposób nieskomplikowany — przed śmiercią zapragnęła zrobić coś, dzięki czemu mogłaby być zapamiętaną. Przysłużyć się słusznej sprawie. Dopiero gdy wspólnie odnajdą córkę Dear, a pewna była, że odnajdą na pewno, odejdzie z tego świata na zawsze, pozostając tylko wspomnieniem.
— Po pierwsze, są tu od teraz duchy. A ja nienawidzę mieć towarzystwa — odparła nieco podniesionym głosem, jako że przestarzały sprzęt począł wypełniać pomieszczenie swoim rykiem. — A po drugie, o tym się w ogóle nie myśli. Gdy się umiera. Nie ma znaczenia, że pozostaną po nas puste wnętrza — poprzez wyjaśnienia płynęła gorycz, nasycona wspomnieniami z Wiednia. O niczym się wtedy nie myśli. Ani o tym, co się pozostawia, ani o rodzeństwie, ani twarzy matki, gdy się o wszystkim dowie. Może wyłącznie o tym, że nie zdążyło się uporządkować koszul w szafie. — Nie znam się na tym. I pewnie nawet nie zauważyłabym, gdyby te brązowe ściany nagle zmieniły kolor — dodała już nieco rozsądniej, udzielając jasnej odpowiedzi na zadane pytanie. Gniewnie też uderzyła ekspres, gdy nagle odmówił posłuszeństwa. A gdy zapach mocnej kawy wypełnił już całe pomieszczenie, a w dwóch filiżankach znalazła się ciemna ciecz, uśmiechnęła się blado i usiadła za biurkiem. — Musimy sprawdzić, kto był wtedy w okolicy. Kogo zarejestrowały kamery, kogo wezwano na przesłuchanie — i wiedziała, że robiono to już wielokrotnie, że był to stały proces, ale musiały raz jeszcze się z tym zapoznać. Czuła, że coś im w tym wszystkim umyka. Włączyła więc komputer, prędko odnalazła odpowiednią mapkę placu zabaw i wydrukowała ją prędko, bo nienawidziła tracić czasu. — Kamery — powiedziała, wskazując jej kartkę. — Dlaczego nie wiemy, gdzie były wtedy zamontowane? Dlaczego żadna nie uchwyciła niczego istotnego? — i co ważniejsze, dlaczego policja robiła nic, by poznać rozwiązanie tej historii? Na miłość boską, chodziło tu o życie cenniejsze niż ich wszystkich; życie które nie zdążyło się nawet tak naprawdę rozpocząć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przez większość swego dorosłego życia, Ryan doświadczał kupy wrażeń, wielu niebezpiecznych sytuacji. Nuda? Spokój? Lenistwo? Zasadniczo były mu obce te wszystkie stany bo mimo wszystko pracując w żandarmerii na misjach cały czas jest co robić, a po przejściu do FBI... nie wylądował za biurkiem. Dopiero ostatnio, po chyba najgrubszej akcji swego życia, która o dziwo skończyła się bez obrażeń, miał w pracy nieco więcej luzu ale też nie tak do końca. Jaka jest konkluzja tego wstępu? Ano taka, że w tym całym zamieszaniu i rozgardiaszu, ku własnemu zaskoczeniu, bardzo zaczął cenić sobie towarzystwo Alice. Spotykali się już czas jakiś, pewnie nawet nie potrafiłby dokładnie określić ile to wszystko trwa, ale było... dobrze. Kobieta niejako pracowała w podobnej branży choć nie ma co ukrywać, że biuro detektywistyczne to inny kawałek chleba od śledztw FBI, ale mimo wszystko mogli porozmawiać o sprawach zawodowych jak i zupełnie odmiennych. Nieco spokoju i komfortu w dynamicznie zmieniającym się otoczeniu Ryana.
I chociaż dzisiaj w pracy nie miał brawurowych pościgów i spektakularnych zatrzymań - wprost przeciwnie, cały dzień siedział nad starą sprawą mafijnych porachunków odebranej lokalnej policji - to po odfajkowaniu swej zmiany z przyjemnością wybrał się pod biuro Alice. Ot po prostu zrobić jej niespodziankę. Kupił na mieście sushi, białe wino pasujące do dań rybnych łamane przez z owoców morza. Nie, nie był smakoszem, ale gdzieś tak wyczytał to i się dostosował.
Wszedł do środka, nie pierwszy raz zresztą. W biurze nie było już nikogo kto mógłby zawracać gitarę lub wymagać ich uwagi. Kroki od razu skierował do gabinetu szefowej. Tylko dla formalności zapukał we framugę i tak uchylonych drzwi.
- Niniejszym zarządzam fajrant. Dość tej pracy. Tutaj jest kolacja, popitka... - mówiąc postawił przyniesione fanty na jej biurku. WIno wciąż pozostawało zamknięte, ale sushi wypakował z papierowej torby - Wiem, średnia zastawa, ale gwarantuje ze smakuej tak samo jak z chińskiej porcelany -puścił jej oczko i zajał miejsce petenta. - Jak minął dzień?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

stylówka

Alice potrzebowała kogoś bliskiego - to, że jej małżeństwo okazało się nie do końca trafione to jedna sprawa, ale druga była taka, że naprawdę dobrze było mieć kogoś, z kim mogłaś choćby pójść na spacer lub zrelaksować się przed telewizorem po ciężkim dniu pracy. Nie szukała jednak nikogo na siłę; to, że poznała Ryana i że randkowali już od kilku miesięcy było właściwie przypadkiem. Nie nastawiała się na szukanie kogoś na siłę, bo wiedziała, że to nigdy do niczego dobrego nie prowadzi. Nie chciała też się spieszyć przez wzgląd na swoje poprzednie doświadczenie związkowe - po dość krótkiej znajomości postanowiła wyjść za faceta, którego kochała (a przynajmniej tak jej się wydawało) i okazało się, że ślub nastąpił stanowczo za szybko, a jeszcze szybciej przyszła rozprawa rozwodowa. Teraz, przy zawieraniu kolejnych relacji okołołóżkowych, starała się być bardziej rozważna, co nie zmieniało jednak faktu, że już po kilku miesiącach znajomości i randek z Ryanem była pewna, że jest to dobry facet, by poświęcać mu swój czas. Zresztą, gdyby nim nie był, to nie doszłoby do tych wielu randek, które już mogli zaliczyć do odbytych i przede wszystkim udanych.
Nie spodziewała się, że Ryan pojawi się w jej biurze; pracowała jeszcze nad jakąś sprawą, która - jak uważała - powinna zostać już zakończona i jeśli chciała, żeby było to zrobione szybko i dobrze, to powinna nad tym trochę posiedzieć. Najlepiej w ciszy i spokoju. Nic więc dziwnego, że była jedną z ostatnich osób w biurze; jej pracownicy na pożegnanie rzucali coś w stylu "kończ już, zachowaj siły na jutro", ale ona - jak widać na załączonym obrazku - niewiele sobie z tego robiła. Gdy Ryan pojawił się w jej gabinecie siedziała pochylona nad papierami, zerkając też od czasu do czasu w komputer i w telefon; gdy pracowała, to zwykle na kilku "obiektach" jednocześnie. Gdy jednak usłyszała pukanie we framugę drzwi i zauważyła ruch w zasięgu wzroku podniosła spojrzenie z papierów na Ryana i uśmiechnęła się szeroko, bardzo mile zaskoczona jego wizytą.
- Nie spodziewałam się, że wpadniesz. I to w dodatku z zastawą - zaśmiała się, podchwytując jego żart i pokręciła głową, odsuwając od siebie papiery gdzieś na bok biurka, żeby teraz jej nie przeszkadzały. - Sushi? I wino...? Wow... zaimponowałeś mi. - zachichotała i potarła dłońmi o siebie, chwilę później sięgając po pałeczki. Nie czekała na zaproszenie, uznała, że może wcinać od razu, więc odpakowała sobie sushi i zabrała się za jedzenie, zerkając na niego co chwilę. Wreszcie, gdy zjadła parę ładnych kawałków, otarła usta serwetką i uśmiechnęła się do niego szeroko. - Byłam głodna jak wilk, a pewnie gdyby nie ty, to siedziałabym tu jeszcze parę godzin... Dziękuję za ratunek - puściła mu oczko i wyciągnęła dłoń w jego stronę, oplatając palcami jego nadgarstek leżącej gdzieś na blacie ręki. - Ciężki i pracowity dzień, ale na szczęście chyba już za mną. Reszta nie zająć, nie ucieknie. A twój?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W żadnym wypadku Ryan nie czuł się ograniczony przez wiek, większość swego życia przeżył żyjąc z dnia na dzień. Najpierw misje w wojsku później praca agenta FBI, gdzie sporo czasu spędził pod mniejszą lub większą przykrywką. Znajomości przygodne, dłuższe i krótsze się naturalnie zdarzały. Prawdę mówiąc nawet początkowe kontakty z Alice traktował bardzo swobodnie, niezobowiązująco. Z czasem jednak, jak łatwo się domyślić, zaangażował się w to bardziej stopniowo skupiając swą uwagę na niej.
Raczej nie był typem faceta, który regularnie odwiedza kobiety w pracy, przynosi jedzenie tak tylko by sobie pogadać o tym i tamtym. A tutaj proszę, niespodzianka. Stęsknił się? Dorósł? Dojrzał? Niech każdy interpretuje to sobie jak chce.
- Cóż, też się nie spodziewałem, jeżeli mam być szczery... sushi jest z przeceny... - krótka pauza - Żartuję, jedz spokojnie, świeżo robione. Ryba jeszcze żyła jak ją kroili - tutaj może przesadził w drugą stronę, ale raczej nie odważyłby się surowego jedzenia kupić z wątpliwego źródła. Raczej na pewno by się nie odważył. Widząc zaś zaangażowanie z jakim pani detektyw zajęła się jedzeniem nie pozostał jej dłużny. Wciągnął kilka kawałków.
- Nudny w gruncie rzeczy - odparł i zjadł jeszcze jeden kawałek. Na razie starczy - Od jakiegoś czasu moja praca nie rozpieszcza mnie w emocje, ale może to i lepiej? Mam przez to czas by myśleć nad niespodziankami takimi jak ta... - tutaj rozłożył ręce wskazujać na stół, jedzenie, wino. Tak, chciał aby łechtała jego ego - jak sądzisz? - dopytał i sięgnął po wino pytając spojrzeniem czy ma tutaj otwieracz. Jak nie ma, to też da sobie radę - Nawiasem, któryś już raz jestem u ciebie w biurze i wciąż nie mogę przeżyć, że Hollywood nas okłamuje. Nie jest nadymione, nie panuje tutaj półmrok... ty naprawdę jesteś detektywem? - pod koniec się wymownie uśmiechnął, a przez większość czasu palcami pukając to w blat biurka to w dłoń Alice.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli chodziło o Alice, to ona również z początku starała się nie angażować w znajomość z Ryanem - nie chodziło o to, że go ignorowała, ale raczej podchodziła do tego dość luźno, starając się nie zaangażować w coś, co mogłoby nie mieć sensu. Z czasem jednak, gdy zauważyła, że Ryan również coraz bardziej angażuje się w znajomość, pozwoliła sobie na nieco więcej zaufania. Jak na razie nie żałowała tego zaufania, którym go obdarzyła, ale wiadomo, że nie zawsze wszystko psuje się od samego początku, jak w przypadku jej małżeństwa. Nie nastawiała się jednak z góry negatywnie do relacji z Jensenem; uważała, że wszystko idzie w odpowiednim tempie, nikt nikogo nie pospiesza, a że czują się w swoim towarzystwie naprawdę dobrze, to czemu nie pozwolić temu trwać?
- Bardzo śmieszne - parsknęła krótko, nie mogąc się powstrzymać i popatrzyła na niego z mieszanką rozbawienia i współczucia, nie przerywając jednak posiłku. Znała Ryana już na tyle długo, żeby doskonale znać jego poczucie humoru; właściwie to je naprawdę lubiła, bo mężczyzna potrafił w ciągu chwili poprawić jej nastrój i bardzo to w nim ceniła. Uważała, że poczucie humoru to jedna z najbardziej pociągających cech, jakie mógł mieć facet.
- Właściwie dla mnie to lepiej, że masz czas na takie niespodzianki - uśmiechnęła się szeroko i sięgnęła do dolnej szuflady biurka po korkociąg. Nie pytajcie po co jej takie rzeczy w biurze detektywistycznym. Podała przyrząd Ryanowi, wzrokiem mówiąc mu, że może zająć się otwieraniem butelki. Potem wpakowała do ust ostatni kawałek swojej porcji sushi i wytarła usta i palce w serwetkę, podnosząc się chwilę później z krzesła i powędrowała do jednego z regałów, otwierając drzwiczki i wyjmując z półki dwa kieliszki do wina. Wróciła z nimi na swoje miejsce i postawiła szkło przed Ryanem.
- Wiesz, jakoś nie przepadam za zadymionymi i ciemnymi pomieszczeniami. No, półmrok jeszcze by mi pasował, ale duszący dym niekoniecznie sprzyja rozwiązywaniu zagadek. Przynajmniej w moim przypadku - zaśmiała się, odchylając się lekko na krześle i zakładając nogę na nogę. - A co, jak myślisz o biurze detektywistycznym to wyobrażasz sobie gabinet w stylu Monka lub Holmesa? - zagadnęła chwilę później z uśmiechem. - Chciałabym zauważyć, że wyglądowo też nie jestem do nich zbyt podobna. Przynajmniej taką mam nadzieję.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Daleko mu było od bycia zaskoczonym. Jego osobista, nikomu nie zdradzona, teoria głosiła że tak jak każdy facet ma skitrany jakiś mocny, dyżurny alkohol, tak kobiety mają podobnie z winem. Tutaj jednakowoż pojawia się poważny problem bo butelkę whisky, brandy czy nawet najprostszej wódki otworzyć jest łatwo tak w przypadku wina wymagany jest otwieracz. Spodziewał się, że taki sprzęt tutaj jest, jakby nie było, też by sobie poradził. Zresztą dostarczone chwilę później kieliszki były kolejnym dowodem na potwierdzenie ryanowej teorii. Łatwo było sobie wyobrazić sytuacje, gdy jakaś roztrzęsiona kobieta przychodzi prosić o dowody zdrady męża czy narzeczonego, a rozmowa jest prowadzona przy uspokajającej lampce wina.
Pozostając na swoim miejscu zabrał się za otwieranie. Raz dwa i otwieracz był na boku, wino otwarte, a w obu kieliszkach był trunek. Jeden podsunął Alice - Ja też byłbym zadowolony, gdyby do biura przynoszono mi jedzenie - tutaj puścił jej oczko rzucając mini wyzwanie. Problem jednakowoż był taki, że do biur FBI dostęp był dużo trudniejszy, dużo bardziej skomplikowany. Rozsiadł się wygodnie z kieliszkiem w ręku, niemal na raz wypijając połowę. Potem się zaśmiał.
- Z tego co pamiętam, to Monk nie miał gabinetu i był pedantem. Dym raczej by go drażnił, a Holmes... - tutaj się zamyślił próbując sobie przypomnieć jakiś film z Sherlockiem w roli głównej - On raczej bałaganiarzem... - łyk wina - Miałem na myśli stare filmy, to się chyba nazywa kino noir. Jeszcze czarno białe, czasy około prohibiciyjne. Dużo dymu, dużo ciężkiego potu zmieszanego z zapachem whisky. Chyba w Sin City coś takiego było - potem zaś lekko się pochylił nad biurkiem, zupełnie naturalnie ściszając głos do konspiracyjnego szeptu - Wyglądasz dużo lepiej od nich. Poza tym, Holmesa i Monka nie chciałbym oglądać nago. A Ciebie owszem. I najlepsze jest to, że już mi się parę razy udało - tutaj puścił jej oczko raz jeszcze i z rozbawieniem wrócił do wcześniejszej pozycji: pełnego odprężenia na krześle petenta, lekki rozkrok, lekko obniżony na siedzisku. - Czym się zajmowałaś? - dopytał zmieniając lekko temat bo przecież nie będą tutaj flirtować, prawda?

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Park”