WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
- Bo już została wybawiona z opresji. Patrz, wychodzi. Ooo, jaka szkoda - westchnęła z udawanym smutkiem, ale jej mina mówiła wystarczająco jasno, że gdyby miała pod ręką jakiś długi, prosty obiekt to najchętniej wetknęłaby mu go prosto w dupę. - Nooo jeszcze TEGO by brakowało! Chociaż po co miałbyś z jakąś babą mieszkać, jak pewnie co noc ci się przez łóżko przewija inna modelka - Harmony była na tyle zła, że nawet nie załapała, że Malcolm trochę pił do tego, że mieszkała ze swoim przyjacielem i w sumie to ona czasami spała w jego łóżku. Ale bardzo grzecznie, żeby nie było! - Ja... - początkowo ją trochę zatkało, bo w wyobraźni już widziała tę blond wywłokę w jej własnej sukni ślubnej i Malcolma czekającego na nią przed ołtarzem, a podsuwanie jej takich obrazów było naprawdę ciosem poniżej pasa, bo ewidentnie oczy jej się zaszkliły, ale odchrząknęła i nie dała nic po sobie poznać. Tak, jasne. - ...myślę, że to za wysokie progi na twoje nogi i szybko by się zorientowała, że powinna cię w dupę kopnąć, a nie rodzić ci dzieci - dokończyła w końcu, starając się szybko poskładać, bo nie powinien wiedzieć, że tak łatwo się mogła rozkleić. - Są różne teorie. Niektórzy twierdzą, że połowę czasu trwania związku; inni, że jeden tydzień za każdy miesiąc, a do mnie najbardziej przemawia teoria, że dziesięć tysięcy drinków, niezależnie od tego ile to zajmie, ale ty nie dobiłeś do żadnego - bo kiedy Malcolm chodził sobie na kolacyjki z modelkami, Harmony zamieniała się w smutne burrito i owinięta kocykiem oglądała powtórki "Jak poznałem waszą matkę" i trochę zbyt mocno jej weszło. - I nie, nie pocieszy, a ty nie musisz mi tak prosto w twarz rzucać tym, że już zdążyłeś to sprawdzić - bo jakby nie pomacał, to skąd by wiedział?
-
-
- Stąd wiem, że musiałbyś wypić jakieś sto drinków dziennie i albo byś się już przekręcił, albo nie starczyłoby ci czasu przez rzyganie - tak, policzyła to. Na szybko bo na szybko, ale powinien się już przyzwyczaić, że jak Harmony chciała coś komuś udowodnić, to była w stanie i na rzęsach stanąć. - Fair? Chcesz pogadać o tym, co jest fair?! - słysząc jego słowa poczuła, jak puszczają jej nerwy, a oczy niebezpiecznie zaczynają się szklić. Nie zamierzała się tu przed nim rozklejać. Ciężko było myśleć o nim z jakąkolwiek inną kobietą, bo jedyna, którą "powinien sobie ogarnąć do domu" właśnie stała przed nim. - Złamałeś mi serce, Malcolm, i nawet cię to nie obchodzi! To ty sobie poruchałeś na kawalerskim, a ja zostałam bez faceta, bez mieszkania i bez szans z opieką społeczną. A teraz chcesz sobie jakąś "babkę" do domu ogarnąć, żeby było fair? Zachowujesz się, jakby w ogóle cię to nie ruszyło, jakbyś... jakbyś nigdy mnie nie kochał. Bo jak się kogoś kocha, to się tak po prostu nie przestaje i nie zaczyna się macać modelek - jedno było pewne, kiedy Richard dzisiaj wróci do domu, czeka go naprawdę trudne zadanie, bo doprowadzenie Harmony do pionu po tej rozmowie pewnie okaże się nie lada wyzwaniem.
-
-
-
- A to chciałaś ze mną wtedy rozmawiać? Dziwne, bo gdy wróciłem do domu to nawet twoich rzeczy tam nie zastałem. Czy może przez telefon o takich rzeczach się teraz rozmawia? - zapytał ironicznie i pokręcił głową. Okej, zachował się żle, dobrze o tym wiedział. Nie musiałą mu o tym za każdym razem przypominać. Przeprosił ją za to, ale nic innego już przecież zrobić nie mógł, a wątpił, by głupie słowa cokolwiek zmieniły. - Jak na razie to chcę zjeść kolację bez obaw, że nabawię sie wrzodów, a skoro już zamówiłem obiad dla dwóch osób, to może zostaniesz i go ze mną zjesz? - zapytał, bo jednak jedzenie nie powinno się marnować.
-
- A czego się spodziewałeś, Malcolm? Że po tym jak dowiedziałam się, że mnie zdradziłeś, przysięgnę ci miłość i WIERNOŚĆ dopóki nas śmierć nie rozłączy, pojedziemy sobie na wakacje do Meksyku i tam o tym na spokojnie pogadamy? A może w tej jebanej sukni ślubnej miałam wrócić do domu, żebyśmy się trochę pośmiali jak to nie wzięliśmy ślubu? - Harmony nie oczekiwała od niego słów, tylko czynów. W komediach romantycznych, kiedy facet nawalał, wstawał pod oknem z głośnikami i puszczał na pełen regulator ulubioną piosenkę swojej ukochanej albo wyznawał jej miłość na lotnisku. W porządku, nie spodziewała się aż takich gestów, ale cokolwiek byłoby lepsze, niż nic. - Pewnie, nie marzę o niczym innym, żeby dojadać resztki po twojej dziewczynie. Mam nadzieję, że się tym udławisz - skwitowała i ledwo co powstrzymując płacz, skierowała się do wyjścia.
Oj, w kościach czuła, że szybko się po tym nie pozbiera.
ztx2
Agent FBI
Federal Bureau of Investigation
fremont
– Niedaleko jest restauracja z owocami morza. Tylko błagam, nie mów, że jesteś uczulona na małże, czy coś – wyjaśnił, gdy zapytała o wspomnianą przez niego restaurację. Jednocześnie rzucił jej pytające, a zarazem nieco błagalne spojrzenie, wierząc w to, że nie sprowadzi go zaraz na ziemię i nie powie, że ten konkretny lokal odpadał, bo miała alergię, nie lubiła, albo brzydziła się tych wszystkich morskich żyjątek. I nie chodziło wcale o to, że uparcie musiał zjeść właśnie tam, ale nie kojarzył innych wartych uwagi lokali w okolicy, co komplikowałoby nieco jego plan zejścia z tej pseudo wojennej ścieżki, na której tkwili, by żyło im się nieco łatwiej. A on naprawdę wierzył w to, że jedzenie w tym przypadku pomoże i nieco wyluzują.
– Więc... naprawdę żyjesz w takich świetnych relacjach z teściową, czy to też była gra? – zapytał, gdy wyszli przed galerię i ruchem głowy wskazał jej, w którą stronę mogli pójść. Restauracja znajdowała się blisko, nie było więc sensu w marnowaniu paliwa i traceniu czasu na to, by dojść do samochodu i przebijać się przez światła, gdzie o tej porze roiło się od samochodów. I nie tylko. Ludzi również było wielu, a mimo to dostrzegł znajomą sylwetkę mężczyzny, którego wcześniej widział w pobliżu jubilera. Zmarszczył czoło, zerkając na niego przez ramię. Ten stał oparty o wiatę na przystanku autobusowym, palił papierosa i ewidentnie patrzył na Valentinę. Brandon stwierdził jednak, że niepotrzebnie doszukiwał się problemów tam, gdzie prawdopodobnie ich nie było. Znajdowali się przecież w zatłoczonej okolicy, a napotkanie kilkukrotnie tej samej osoby nie było niczym nadzwyczajnym. Po prostu... Za bardzo skupiał się na pracy i zwracał uwagę na ludzi, czego normalnie nie robił. A że mężczyzna wpatrywał się właśnie w nią? Nie było to dziwne, skoro wyglądała jak wyglądała. Nie pierwszy i nie ostatni, który się za nią obejrzał.
Prawda?
baletnica
Seattle Opera
broadmoor
/z zakupów w galerii
Wkurzały ją takie stereotypowe myślenie, więc dobrze, że Brennan zachował swoje przemyślenia dla siebie. Nie znał jej, nie wiedział jak żyje, jakie wartości wyznaje, jak dużo i ciężko musiała pracować, by mieć to co ma. Irytowało ją to, że od razu wydawał osąd, oceniał ją i patrzył w pewien sposób z góry, chociaż jego zadaniem było siedzieć w milczeniu w jakimś koncie i po prostu pilnować, by nikt nie zrobił jej krzywdy.
– Nie jestem. Zadowolony? – uniosła brew, spoglądając na niego. Co prawda jej dieta była bardzo rygorystyczna i wiele produktów ograniczała albo wykluczała, by czuć się dobrze i lekko, ale miała zamiaru teraz mu o tym opowiadać, a potem słuchać, bo wielki-ekspert-od-wszystkiego-Brennan ma na ten temat do powiedzenia. Zobaczy menu i zdecyduje, co może zjeść. Przecież nie musiała tego konsultować z nim.
– Świetnymi bym ich nie nazwała, ale raczej się lubimy. Nie widuję jej często, więc też nie ma wielu okazji, by je rozwijać. – odpowiedziała zgodnie z prawdą, lekko wzruszając ramionami. – Wiem jednak, że mnie lubi i chciałabym, żeby tak zostało. – dodała. Lubiła mieć dobre relacje z ludźmi, a że w Seattle nie miała rodziny, to chociaż jakaś więź z teściową była na plus. Zresztą pani Harmon cieszyła się, że jej syn w końcu postanowił się ustatkować i wybrał ambitną, piękną kobietę, a nie jakąś ledwie pełnoletnią pannę, która leciała tylko na jego pieniądze. Valentinie wydawało się, że kwestia pieniędzy odgrywała tu ważną rolę. A w końcu weszła do tego małżeństwa z własnymi oszczędnościami, dobrą posadą, a także znanym nazwiskiem.
– To tam? – wskazała na szyld, który widać było z daleka, by dowiedzieć się, w którym kierunku iść. – Za kim się tak rozglądasz? – uniosła pytająco brew, dostrzegając, że Brennan się rozproszył i nie odpowiedział na jej pytanie. Sama również odwróciła głowę, rozglądając się wokół, by zorientować się na co mógł patrzeć, jednak nic nie przykuło jej uwagi.
– Uważaj, mamy czerwone światło. – złapała ramię mężczyzny, by go zatrzymać i nie pozwolić mu wejść na jezdnię, gdy ten skupiał się na czymś innym.
Agent FBI
Federal Bureau of Investigation
fremont
– Cóż, pozazdrościć. Teściowej, która cię lubi i tego, że nie widujecie się często. – zaśmiał się. – Moja jest... Była... Nieważne – machnął ręką. Nie chciał rozmawiać o teściowej, o tym że żył z nią jak pies z kotem, a obecnie pewnie go nienawidziła i gdyby miała szansę, to postawiłaby mu na stole filiżankę herbaty z jakąś trucizną. Poza tym facet go rozproszył, więc kontynuowanie tematu w tej chwili nie miało racji bytu, nawet jeśli Lena zdecydowałaby się go pociągnąć.
– Mhm... – mruknął, nawet nie patrząc we wskazanym przez Lenę kierunku. – Za nikim. Coś mi się... Pomyliłem się – wyjaśnił na odczepne, by zaraz spojrzeć ponownie do tyłu. W tej jednej chwili nie interesował go ruch na ulicy, przejścia dla pieszych i liczni mijani przechodnie, poza tym jednym facetem. Nie mógł powiedzieć, że lubił to zlecenie otrzymane od przełożonego, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że los Leny był mu obojętny. Zagrożenie było rzeczywiste, a jego od lat szkolili, by chronił ludzi przed takimi zakałami społeczeństwa jak ludzie, z jakimi współpracował i zadzierał Enzo.
– Co? – zapytał, patrząc na jej dłoń a następnie na światła. –[b[ Dzięki. Jestem tylko trochę rozkojarzony[/b] – przyznał niechętnie, zerkając raz jeszcze przez ramię, ale mężczyzna zniknął. Jakby zapadł się pod ziemię albo był wytworem wyobraźni Brandona. – Wydawało mi się, że widziałem znajomego – dodał, pozwalając sobie na to kłamstwo, by nie wzbudzać niepotrzebnej paniki, bo może faktycznie był zbyt rozkojarzony i poirytowany ostatnimi tygodniami, że umysł wywijał mu głupie numery? – Chodźmy – rzucił jeszcze, gdy światło się zmieniło, a oni mogli przejść na drugą stronę ulicy i skierować się chodnikiem w stronę restauracji, co zajęło im zaledwie kilka krótkich chwil.
– Myślałem, że będzie mniejszy tłok – odezwał się, gdy weszli do środka a ich oczom ukazały się zaledwie trzy wolne stoliki. – Gdzie chcesz usiąść? – zagaił, gotowy dostosować się do jej wymogów. Dwa stoliki w pobliżu baru, jeden przy oknie. Wybór nie był duży.
baletnica
Seattle Opera
broadmoor
– To musiał być ważny znajomy, skoro przez niego prawie wlazłeś pod samochód. – stwierdziła, sama również przesuwając spojrzeniem po miejscu, na które wcześniej patrzył Brennan. Nie miała pojęcia, jak może wyglądać jego znajomy, ale być może on przyglądałby się wtedy jemu? Ruszyła za mężczyzną, gdy ten ruszył przez przejście dla pieszych tuż po tym, jak zmieniły się światła. Już bez zbędnych pytań, weszła do restauracji. Brennan i tak wydawał się tak rozkojarzony, że była pewna, że nie będzie jej słuchał, wiec nie było sensu, by kontynuować jakąkolwiek rozmowę.
– To musi być dobra knajpa, skoro tyle tu ludzi. – przyznała, szczerze mówiąc nieco zaskoczona tym, że Winston w takim miejscu chciał jeść. I to nie tak, że uważała, że pasuje do niego kebab z budki. Widziała go raczej przy jakimś krwistym steku albo burgerze. – Przy oknie. – zadecydowała, od razu idąc w stronę wybranego stolika. Widok był całkiem niezły, miejsce dość komfortowe, bo przy barze mijaliby ich ciągle jacyś ludzie. Usiadła, odwieszając swoją torbę na oparciu krzesła, a tuż obok nich po krótkiej chwili pojawił się kelner z menu, pytając, czy może chociaż przyjąć zamówienie na napoje. Wybrała więc wodę z cytryną i uśmiechnęła się do kelnera, który poinformował ich, że przez komplet gości czas oczekiwała będzie długi.
– Dobrze, że zakupy poszło szybko, przynajmniej mamy czas, by tu poczekać. – stwierdziła, lekko wzruszając ramionami. Skoro tak bardzo chciał tu zjeść, to nie planowała robić mu na złość i cierpliwie poczekać.
Agent FBI
Federal Bureau of Investigation
fremont
– Nie... Nie umarła – westchnął. Z tego co wiedział, teściowa miała się bardzo dobrze. Ba. Lepiej niż kiedykolwiek, skoro miała siłę wydzwaniać, wypisywać i wszczynać mu awantury, ilekroć gdzieś na nią trafił. Nienawiść względem jego osoby dodała kobiecie energii i tchnęła w nią ewidentnie drugą młodość. – Jestem w separacji z żoną. Będziemy się rozwodzić – dodał, tym samym odpowiadając na kolejne pytanie, padające z ust Leny. Faktem było jednak, że przyspieszył kroku. Był zdenerwowany. Rozmową o żonie, teściowej, ale również tym, że ten facet, na którego zwrócił uwagę, nie dawał mu spokoju, mimo że zniknął mu z pola widzenia.
– Nie wyszło nam. Głównie przez pracę. Wiesz, kiedy więcej czasu spędzasz poza domem niż w domu, napięcie rośnie, coraz ciężej się dogadać, mijacie się w rozmowach o swoich problemach i nagle bańka pęka – przyznał po chwili. To na swój sposób odzwierciedlało to, co działo się w jego małżeństwie i co doprowadziło do tego jednego dnia, w którym świat się na moment zatrzymał, zwiastując koniec wszystkiego. Na jego szczęście, nie zakończył się tak źle jak mógł, ale nie zmieniało to faktu, że praca wpędziła go w stres, stres w uzależnienie, a uzależnienie odsunęło go od żony i wyzwoliło w nim agresora.
– Powiedziałbym, że... niezbyt ważny, ale mam z nim na pieńku – odparł wymijająco, by cieszyła się, że koniec końców jedynie prawie wpadł pod samochód, a nie rzucił się w jej obecności na kogoś z pięściami i nie zaczął wszczynać awantur. To na pewno odbiłoby się głośnym echem w mediach, skoro była kim była, a nazwisko cholernie znane pozbawiało prywatności i możliwości bycia anonimowym.
– Gwarantuję, że jest bardzo dobra – zapewnił, kolejny raz się uśmiechając. Zarobki pozwalały na takie luksusy jak owoce morza na kolację. I w innych okolicznościach być może wcale by jej tam nie zabrał, ale zważywszy na to, że Enzo miał mu płacić krocie za pilnowanie jej, uznał, że mógł sobie pozwolić na rolę bogatego ochroniarza, który wydaje kasę w takich miejscach. Bogacze przecież mieli to do siebie, że zatrudnionym ludziom płaci więcej, niż przeciętny mieszkaniec miasta, żyjący za średnią i chcący zaznać odrobiny luksusu, wynajęciem tanio sprzątaczki.
Brandon również zamówił sobie wodę, gdy dołączył do nich kelner. Trochę korciło go, by sięgnąć po coś mocniejszego i poprosić, żeby na stoliku pojawiło się chociażby wino, ale wiedział, że nie powinien. Nie mógł zaprzepaścić ostatnich miesięcy odwyku.
– To fakt, myślałem że dłużej ci zejdzie, ale twoje zdecydowanie jest zaskakujące – przyznał ze śmiechem. Jak na zakupy z kobietą, poszło naprawdę sprawnie. – Mam nadzieję, że twój mąż nie będzie miał za złe, że tu przyszliśmy? – dodał. Nie chciał zgrzytów z [i[szefem[/i].
baletnica
Seattle Opera
broadmoor
Uniosła pytająco brew, nieco zaskoczona jego reakcją. Jeśli żyła, to chyba dobrze? Nie miała pojęcia, jakie miał relacje z teściową, ale skoro wzdychał, gdy informował ją o tym, że ona żyje, to musiały być one nienajlepsze. Po chwili zmarszczyła czoło, kolejną informacją zaskoczona jeszcze bardziej. Tego się nie spodziewała. I naprawdę przez dłuższą chwilę nie wiedziała, co ma powiedzieć, więc patrzyła się na niego, szukając słów. Na końcu języka miała kąśliwą uwagę o tym, że rozwód tylko potwierdza jej przypuszczenia, że on również nie jest najprzyjemniejszą do życia osobą, skoro rozstaje się z żoną, jednak… uratował ją trochę i zaczął tłumaczyć swoją sytuację.
– Z tobą nie jest łatwo się dogadać, nawet jeśli praca jest tematem. – przyznała szczerze, wzruszając lekko ramionami. Rozumiała jednak, o czym mówi. Miała przecież męża, z którym niedługo po tym, jak zauroczenie minęło, musiała rozmawiać. Jednak to nie tak, że nie chciała. Po prostu czuła, że powoli kończył się słodko czas, podczas którego każde spojrzenie i każdy gest budziły ekscytację i pożądanie. Wspólny dom i obowiązki zgasiły nieco tę iskrę, chociaż lubiła również ten stan, kiedy było normalnie. Rozmawiali swobodniej, zachowywali się naturalnie, widywali w niekorzystnych wersjach, a odkrywanie swoich nienajlepszych wersji było przecież częścią bycia z kimś w związku. – Długo razem byliście? – dopytała z ciekawości. Jej małżeństwo trwało zaledwie rok, jeszcze nie wkroczyła w ten etap, jednak nie była pewna, czy w niektórych przypadkach nie wystarczyłoby i kilka tygodni, by bańka pękła.
– A myślisz, że musi się o tym dowiedzieć? – uniosła pytająco brew, układając łokcie na blacie stolika, przy którym siedzieli. Zgrywała się, co było widać po jej minie, jednak rozbawiło ją to pytanie. – Do tej pory jeszcze pozwalał mi jeść, nic nie wiem o tym, żeby to się zmieniło. – zażartowała, nawiązując do tych licznych uwag Brandona o tym, że mąż ją kontroluje. Sięgnęła po szklankę wody, którą przyniósł kelner. – Chyba że jedzenie ze mną posiłków zostało jakoś określone w jakiejś umowie i robimy właśnie coś, co nie powinno mieć miejsca. – zmrużyła oczy, przyglądając mu się uważnie. Nie miała pojęcia, jak wyglądała jego umowa, ale skoro o tym wspomniał i się tym martwił, to coś było na rzeczy?
Agent FBI
Federal Bureau of Investigation
fremont
– Wiem. Nigdy nie twierdziłem, że łatwo ze mną żyć – przyznał. Zdawał sobie sprawę z tego, że było ciężko. Był trudnym w obyciu facetem. Miał swoje humorki, liczne wady oraz był cholernie uparty. Do tego dochodziły inne wady, o których nie chciał mówić, bo pociągnęły za sobą konsekwencje, jakich skutki ciągnęły się za nim niczym cień. Kiedy do tego dorzucić fakt, że związki wpędzały w ekscytację tylko w pierwszych latach, a czasami nawet tylko miesiącach trwania, a potem pojawiały się liczne zgrzyty, nieporozumienia, oczekiwania jakim nie chciało się sprostać, to miłosna sielanka odchodziła w zapomnienie i ustępowała miejsca nieciekawej rzeczywistości. Ta częściej męczyła obie strony niż dawała poczucie szczęścia. A może była to kwestia tego, że pierwsze wow zastępowała świadomość, że to wcale nie była ta osoba, z którą chciało się spędzić życie? – Kilka lat. Ale im dłużej byliśmy razem, tym ciężej było nam ze sobą wytrzymać – odparł. W przypadku jego małżeństwa, staż związku nie działał na korzyść. Spory wpływ na to miało jego zachowanie, ale też różnice charakterów, w podejściu do życia i wiele innych kwestii, które zaczęły wychodzić na jaw po czasie, gdy już pierwsze fajerwerki i wielkie uczucie zakochania przeminęło.
– Myślę, że nie powinien, ale obstawiam, że na każdym kroku ma jakichś znajomych, którzy z przyjemnością doniosą, że widzieli cię w moim towarzystwie, a moja umowa nie przewiduje zapraszania na kolacje żony szanownego biznesmena – odparł, trochę sobie drwiąc z Enzo. Jeśli wszystko, co do tej pory na niego mieli, okaże się prawdą, to biznesmen z niego żaden, a wszelkie legalne działania były jedynie przykrywką do tego, czym zajmował się w miejskich podziemiach, jakimi rządził przestępczy półświatek Seattle. – Prawdę mówiąc, zbytnio się w nią nie zagłębiałem. Za dużo stron, punktów i podpunktów. Jakby była stworzona przez paranoika, który postanowił określić w niej sposób, w jaki można patrzeć na jego żonę i ten, w jaki się nie powinno – przyznał. Umowa z Enzo, jak na umowę o pracę związaną z ochroną była cholernie obszerna. I gdyby nie to, że w całej tej pracy kryło się drugie dno, to zapewne Brandon zagłębiłby się w nią bardziej, by poznać wszystkie kruczki napisane małym drukiem. Chodziło jednak o coś ważnego, więc miał gdzieś nakazy i zakazy. Siłą rzeczy był chroniony przez FBI, a cała ta umowa miała odejść w zapomnienie po wyjaśnieniu i zamknięciu sprawy. – Miałaś wcześniej ochronę, czy to pierwszy raz? – zapytał, ciekawy tego, jak to wszystko wyglądało wcześniej. W końcu była z Enzo od jakiegoś roku, więc przez ten czas może przewinął się ktoś inny?
baletnica
Seattle Opera
broadmoor
– Rozumiem. – pokiwała powoli głową. – Przykro mi. – dodała, przygryzając policzek od środka. Brzmiał, jakby jednocześnie był z tym faktem pogodzony, ale gdzieś jeszcze go to bolało. Kilka lat związku, a przecież to mogły być trzy lata, ale też dziewięć, brzmiało jak coś poważnego, do czego można było się przyzwyczaić. W pewnym momencie przecież nie chodziło już tylko o tę drugą osobę, łączące z nią uczucia i chęć bycia razem, a o przyzwyczajenia, wspólny dom, jakiś rytm życia, który trudno było zmienić. Musiało więc stać się coś, co sprawiło, że planowali rozwód.
– Cóż… każdy musi jeść. – odparła z uśmiechem i wzruszyła lekko ramionami.
– Myślę, że mamy się czym martwić. Zresztą, może to ja zaprosiłam ciebie? – uniosła pytająco brew, sugerując, że taka opcja przecież też istniała i można ją było wykorzystać. Mimo wszystko nie podejrzewała swojego męża o wybuchy zazdrości dotyczące jej relacji z ochroniarzem, którego znała od kilku tygodni. Miał przecież chodzić z nią wszędzie, do czego można było zaliczyć również kolacje. – Wydaje mi się, że to był błąd. – z niedowierzaniem pokręciła głową. – Zawsze trzeba czytać umowy, zwłaszcza te punkty napisane najdrobniejszym druczkiem. – dodała, unosząc kącik swoich ust. Znała Enzo na tyle, by wiedzieć, że umowa była skonstruowana na jego korzyść, jednocześnie mocno ograniczając Brandona. Do tego na pewno dochodziła klauzula poufności, którą z pewnością podpisał. Harmon doskonale wiedział, jak dbać o swoje interesy oraz prywatność. – Ale muszę przyznać, że idealnie to podsumowałeś. – zaśmiała się. Była świadoma tego, jak zaborczy był Enzo, jednak przez większość czasu jej to schlebiało. Owszem, bywało też irytujące, jak wtedy gdy zatrudnił ochronę, nic jej o tym nie mówiąc, jednak koniec końców to jego spojrzenie, które wszystkim wokół sugerowało, że jest tylko jego, zawsze wygrywało.
– Osobistą? Przez chwilę i wtedy był to jeden z pracowników Enzo. Przywykłam, że gdzieś w pobliżu zawsze kręci się ktoś, kto ma mieć oko na dom albo na nas, gdy wychodzimy z domu, jednak nigdy nie miałam takiego cienia, jakim jesteś ty. – odpowiedziała szczerze. – Chociaż cień, to nic w porównaniu z tym, jak ty pracujesz. Ty jesteś jak upierdliwy brat, który nie chce mnie odstąpić na krok. – zmarszczyła czoło, po czym się zaśmiała, bo jednak ją to bawiło. – A ty…? Ile osób już ochraniałeś? – dopytała, unosząc jedną brew.