WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

klik

Szpitale musiały się z czegoś utrzymywać i w dużej mierze były to pieniądze od sponsorów. Bogacze, którzy lubili jak im się nadskakuje, bo bez tego było ciężko o wsparcie. Jedno małe potknięcie, jedna urażona duma a szpital może stracić czek na kilka milionów dolarów. Dlatego Josephine Alderidge nie była pewna, czy jej obecność na tej imprezie to dobry pomysł. Nie była mistrzynią… kontaktów między ludzkich i nie zawsze udawało jej się ugryźć w język. Chyba wolałaby zamienić się z kimś na dyżur i zostać na izbie przyjęć, a nie wciskać się w kieckę, w której ledwie dało się oddychać – chociaż wyglądało się jak milion dolarów. I może właśnie o to chodziło?
Od kilku dni nikt w szpitalu nie mówił o niczym innym. Gala, suknie, garnitury i kto kogo zaprasza. Co za brednie… poczuła się jakby znowu była w liceum i chodziło o bal maturalny, a nie o galę dla sponsorów, którą wyprawiają dwa razy do roku. Im więcej na ten temat słuchała tym bardziej chciała się z tego wykpić, ale nie mogła. Obiecała, że przyjdzie.
Więc przyszła.
I jak tylko przekroczyła próg poczuła się zagubiona. Widziała na sobie spojrzenia współpracowników – raczej nikt nie miał okazji widzieć ją w takim wydaniu, znacząco różniło się od szpitalnego scrubsa, czy jeansów w których pojawiała się na dyżurach. I te spojrzenia jeszcze bardziej ją speszyły. Kilka kroków, złapała kelnera od którego przejęła kieliszek z szampanem i wtedy u jej bogu zjawił się on. Mężczyzna grubo po pięćdziesiątce, ale nie można było mu odmówić klasy i elegancji, no i był po prostu przystojny. Nie trzeba było wiedzieć, że to jeden z nich. Tych od których zależy, czy dostaną dodatkowy rezonans magnetyczny, czy pacjenci będą krócej czekać na leczenie, czy będzie można zatrudnić więcej specjalistów… od nich zależało wszystko. I widziała nad jego ramieniem wzrok dyrektora, który dał jej jasno i wyraźnie do zrozumienia, że ma go oczarować. Nie była kierownikiem, nie była nawet specjalistą – to nie ona powinna teraz walczyć o pieniądze dla oddziału, tak właściwie to było to zadanie Jacoba Hirscha, ale nigdzie nie widziała go w tym tłumie.
Niech więc będzie.
Rozmowa okazała się być interesująca, szampan wchodził zaskakująco dobrze i nie miała problemów z flirtowaniem. Czego nie robi się dla szpitala, prawda?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

44
To nie były łatwe tygodnie. Hirsch trzymał się przyzwoicie tylko w pracy i w dniach poprzedzających czas, kiedy miał się spotkać z Keylenem. Poza tym… Ledwo funkcjonował. Nie miał pojęcia, co robić dalej. Ani z Josephine, ani z Rebeccą. Miał wrażenie, że w jego klatce piersiowej zagościła otwarta i niegojąca się rana po tym, jak ktoś mu wyrwał z niej serce. Nie chciał brać wolnego. Nie potrzebował zafundować sobie równi pochyłej w dół. Potrzebował zmiany. Potrzebował innej perspektywy. Najchętniej spakowałby się, uciekł od problemów i wyjechał na drugi koniec kraju. Co innego mu pozostało? Nie mógł jednak, przez wzgląd na syna. Nie potrafiłby tego zostawić. To była jedyna okazja, żeby po czterech latach zbudować z własnym dzieckiem jakąkolwiek relację, zwłaszcza kiedy Kaylee na to pozwoliła. Tkwił więc w potrzasku. I w sidłach, które zastawiała na nim Rebecca. Zaczął rozglądać się za inną pracą. Nie mógł w nieskończoność unikać Josephine na dyżurach. Za wiele kosztowały go też chwile pełnej profesjonalności, kiedy musiał jednak z nią pracować. Może nieromansowanie w pracy było jednak dobrym pomysłem? Nikt nigdy nie zakłada najgorszego scenariusza, ale kiedy ten następuje… Jest ciężko, prawda?
Przez ostatni czas nie poświęcał jej nawet zbyt wielu spojrzeń. Był skupiony na tym, co robi i przeżywaniu swojej małej żałoby w środku. W ciągu tych dni, które jednak musieli spędzić ze sobą na oddziale, nie dotknął nawet jej ramienia, dłoni, chociażby przypadkiem czy przelotem. Zrozumiał komunikat. Zrozumiał, że się nim brzydzi.
Nie miał zamiaru przychodzić też na dobroczynną galę. Ale kiedy dyrektor szpitala zmusił go do założenia przyzwoitego garnituru i próby oczarowania majętnych darczyńców, zrobił to. Pojawił się spóźniony, dla odmiany uczesany i chociaż starał się posyłać uśmiechy i uprzejmie odpowiadać na szereg stawianych mu pytań w niezliczonych rozmowach, to dobrze znająca go osoba z pewnością zauważyłaby, że wolałby chodzić po rozżarzonych węglach niż być tutaj.
Dopiero tego dnia pozwolił sobie też na spojrzenie skierowane w stronę Posy. Chłodny i zdystansowany wzrok zatrzymał się na niej nieco zbyt długo, uciec spojrzeniem, kiedy go na tym przyłapała. Posłał jej delikatny uśmiech, zaledwie sięgający kącików jego ust, taki, który nie sięga oczu i jest tylko wyrazem uprzejmego przywitania. Nic dziwnego, że odwróciła głowę w kierunku swojego towarzysza, a on wrócił do swojej rozmówczyni, starając się z całych sił zapanować nad sobą, by nie powiedzieć jej co myśli o bzdurach, które wygaduje i o jej ręce, która non stop dotyka jego ramienia. Nie chciał być dotykany. W ogóle nie chciał tu być.
Jego wybawieniem stała się jednak licytacja. Nie pamiętał nawet, czego dotyczyła, kiedy dyrektor szpitala z kieliszkiem szampana w dłoni wdrapał się na podwyższenie, razem ze swoją nienaturalnie uśmiechniętą asystentką. Zaporowa kwota startowa, która dotyczyła nadania nowej sali operacyjnej nazwiska jej fundatora, zadziwiła wszystkich. Nie wprowadziła jednak w konsternację mężczyzny stojącego u boku Josephine, który podniósł rękę i głośno zgłosił swoją kandydaturę. Na sali rozległy się brawa, a on przesunął palcem po ramieniu Posy. Czyżby właśnie zasłużył sobie na dodatkową nagrodę? Jacob odwrócił spojrzenie, nie chcą nawet na to patrzeć. To jej decyzja. Najwyraźniej górna granica wieku nie istnieje i łysiejący typ, podchodzący pod sześćdziesiątkę jest już w porządku. To wypada. Dla pieniędzy w dobrej intencji można. Oczywiście. Hirsch trwałby zapewne w tym potęgowaniu w sobie złości i żalu, gdyby pierwszego licytującego nie przebił cichy, kobiecy, tak dobrze znany mu głos.
Szanowna Pani! Nie spodziewaliśmy się dzisiaj, aż takiej hojności. Czy mogę zanotować nazwisko? – dyrektor szpitala trwa w ekscytacji i ogromnym uśmiechu, szturchając swoją asystentkę, by zapisała to, co powie nieznana mu kobieta.
Wysoka i szczupła postać odbija się od ściany, o którą do tej pory opierała się w rogu sali i w kliku krokach zrównuje się z Jacobem.
W końcu zebraliśmy się tutaj w dobrej wierze! Rebecca. Rebbeca Hirsch – ten głos sprawia, że stojący obok niej mężczyzna ma wrażenie, że jego ciało oblał właśnie paraliż. Nie jest się w stanie ruszyć. Nie jest w stanie zareagować, kiedy blondynka oplata ręką jego ramię i chwyta go za dłoń. Nie jest w stanie powiedzieć nic, kiedy jej usta sięgają jego policzka i kiedy szepcze mu coś do ucha. Schyla głowę i zaciska usta na kształt czegoś, co dla zebranych mogłoby przypominać uśmiech, a jest tylko próbą zapanowania nad panicznym krzykiem. Jacob prostuje się, ale wciąż stoi w bezruchu. Rebecca odwraca się jednak przez ramię, kiedy towarzysz Posy decyduje się ją przelicytować. Spogląda na Josephine z uśmiechem i opiera podbródek o ramię Jacoba, który nadal nie może się poruszyć. To jasny i wyraźny komunikat. Zabrała jej coś. Bardzo sprytnie i zgodnie z planem.
Ostatnio zmieniony 2021-03-25, 20:19 przez Jacob Hirsch, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Im dłużej uczestniczyła w tym cyrku tym bardziej tego nie chciała. Najchętniej przeprosiłaby swojego rozmówcę, wytłumaczyła się powrotem do pracy albo nagłym atakiem migreny. Czymkolwiek. Policzki już ją bolały od ciągłego uśmiechu, ale aukcja… tak, aukcja.
Znowu czuła na sobie spojrzenia, których czuć nie chciała. Nie lubiła być w centrum uwagi i zainteresowania, a to się niewątpliwie działo, gdy stała u boku mężczyzny, który chciał dzisiaj zostawić tu naprawdę hojne datki. Miał konkurencję…
Nieprzyjemny dreszcz przeszedł ją w momencie, gdy usłyszała ten głos. I to imię. Słyszała nawet szmer wśród innych gości, bo nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Wspaniale. Przechyliła kieliszek z szampanem, wlewając w siebie jeszcze większą porcję alkoholu i uśmiechając się do swojego towarzysza, gdy ten kolejny raz podbił cenę. Oczywiście, że wygrał. Prawdopodobnie nigdy nie miało być inaczej, bo szczerze wątpiła, żeby Rebecca Hirsch chciała by sala operacyjna nosiła jej imię, chciała tylko zwrócić na siebie uwagę. Co niewątpliwie jej się udało.
- Doktor Hirsch i jego piękna małżonka jak mniemam. – mężczyzna u boku Josephine po wygranej licytacji zwrócił się do swojej głównej konkurencji. Ale nie tylko, nie tylko… - Doktor Alderide dużo mi opowiedziała o waszej pracy, o oddziale pod pańskim kierownictwem i problemach z jakimi się spotykacie przez niedofinansowanie. Mam nadzieję, że wszystkie pieniądze, które tu dzisiejszego wieczoru zostawię trafią na oddział ratunkowy. – zwracał się do Jacoba i brzmiało jakby to faktycznie brzmiało szczerze. Uniósł kieliszek w geście toastu, a do tego akurat Josephine nie trzeba było dwa razy namawiać. Zdążyło już zacząć szumieć jej w głowie, ale czy można było teraz to przeżyć na trzeźwo? – Pani Hirsch, można prosić? – mężczyzna wyciągnął dłoń w kierunku Rebecci by porwać ją na parkiet. A oni? Jacob i Posy? Po raz pierwszy zostali pozostawieni razem, sam na sam.
Spojrzała na mężczyznę i pokręciła lekko głową – Nie ma tego złego… może brak rozwodu na coś się przydał, nie będziecie musieli zaczynać od nowa. – rzuciła złośliwie i o ile cała ich wcześniejsza kłótnia nie rozbijała się o zazdrość tak teraz – chodziło tylko i wyłącznie o nią – Muszę się napić. – mruknęła i rozejrzała się w poszukiwaniu kelnera z kolejną porcją bąbelków – I mam nadzieję, że dobrze wydasz te pieniądze. Ten oddział ich potrzebuje. - a jak jego żona wariatka właśnie przekonuje mężczyznę, że to jest najgorsza w jego życiu decyzja to chyba by ją rozszarpała. Rozszarpałaby. Mimo tego, że była niższa, mimo tego że obie miały na sobie niewygodne kieccki i wysokie obcasy - Rebecca nie miałaby z nią szans. Tylko, że wszyscy... wszyscy na tej sali wiedzieliby, że to wcale nie chodzi o pieniądze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Hirsch ma wrażenie, jakby cały świat zwolnił. Jest bierny, nie jest w stanie odpowiedzieć na pytania i komentarze, które adresuje w jego kierunku darczyńca, bo myśli tylko o tym, jak wyciągnąć z tego bankietu Rebeccę i zapytać ją co tutaj, do kurwy, robi. Nie może jednak zrobić scen. Jego zamrożona twarz nie wyraża już żadnych emocji, poza oczami, pełnymi paniki.
Chwyta Posy za przedramię, kiedy ta sięga po kolejny kieliszek alkoholu. Ale zanim zdąży zareagować inaczej, dziewczyna zeruje zawartość szkła. To pierwszy ich kontakt fizyczny od długich tygodni, ale nie ma w nim delikatności. Palce Jacoba zatapiają się mocno w skórze jej ręki, aż bieleją mu knykcie.
Żartujesz sobie? Żartujesz, prawda? – wyrzuca z siebie zły i w końcu przestaje jej dotykać. Odsuwa się na dystans, który ostatnio skutecznie wypracowali. Nerwowo, raz po raz ogląda się przez ramię w stronę żony, która zdaje się nie zwracać na niego uwagi.
Przecież ta… – zniża głos, ale finalnie w ogóle nie decyduje się na wypowiedzenie tych wszystkich brzydkich słów, które cisną mu się na usta. Przestaje w panice wyszukiwać wzrokiem Rebecci na parkiecie i wraca wzrokiem do Josephine, która najwyraźniej zorganizowała sobie kolejny kieliszek wina.
Czy ty oszalałaś? Zamierzasz stąd wyjść na czworakach, czy masz nadzieję, że obrzydliwie bogaty inwestor przerzuci cię przez swoje ramię i zapakuje do taksówki, jadącej do jego mieszkania? Chcesz zostać jego dodatkową nagrodą? Bo jesteś na fantastycznie prostej drodze to tego, żeby finalnie tak się właśnie stało! – nie krzyczy, nie może. Posyła otaczającym ich ludziom uprzejmy, acz wymuszony uśmiech i z powrotem wwierca w Posy swoje rozzłoszczone spojrzenie. Jest zazdrosny. Nie ma skali, która mogłaby to zobrazować. Oczywiście, bardzo stresuje go obecność jego żony, ale z drugiej strony, nie jest w stanie pozostawić bez komentarza tego, jak zachowuje się brunetka. Sam jest niewiarygodnie trzeźwy. Chyba ma wrażenie, że jakby tylko sięgnął po kieliszek, to nie mógłby już przerwać. Zresztą ostatnimi czasy w ogóle pije za dużo. Jedna noc trzeźwości go w tym nie zbawi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spojrzała na jego dłoń wbijającą się w jej ramię i przez chwilę, przez zaledwie ułamek sekundy miała ochotę wylać zawartość kieliszka, który trzymała w dłoni prosto w jego twarz. Była zła, że w jej głowie w ogóle pojawiła się taka myśl, że przecież nie mogą robić sceny. A cóż… robili. Ludzie plotkowali od dawna. O nich. Najpierw było napięcie, później były kłótnie, później był podejrzany spokój i teraz zapanowała epoka lodowcowa. A teraz jesteśmy tutaj. Ona wyglądała jak ozdoba przy boku inwestora, którego poznała tego samego wieczoru, a on tu jest ze swoją żoną. Żoną, która dla większości pracowników szpitala była martwa. Wzrok wielu był skierowany w ich stronę. I niesamowicie ją to drażniło.
- Czy nie na tym ma polegać dzisiejszy wieczór? Zdobywaniu pieniędzy dla szpitala? Zyska na tym twój oddział, więc nie powinieneś mieć z tym problemu. Zresztą już ustaliliśmy, że moralność nie jest naszą mocną stroną. – ani jego, ani jej, co zresztą też udało mu się wytknąć podczas ich kłótni. Nie powinna była tego wszystkiego mówić, ale alkohol rozwiązał jej język. Na szczęście jednocześnie była na tyle trzeźwa by pamiętać, że ta wymiana zdań jest tylko dla nich, więc chcąc nie chcąc – musiała się do niego przybliżyć. Praktycznie opierała się o jego tors i zadzierała głowę, żeby nie odrywać od niego spojrzenia – Może nie będziemy musieli jechać do jego mieszkania. Zajmę się nim już w aucie. Może nikt nie będzie patrzył? – nie przerywała, cedziła słowa przez zęby i jednocześnie ładnie się uśmiechała, gdy tylko przyłapała kogoś na gapieniu się na nich, gdy sama na moment odwracała wzrok od Hirscha – Jesteśmy atrakcją. Zatańczmy. – zdecydowała, bo w tłumie na parkiecie było dużo łatwiej zginąć niż tu, gdzie stali. Trudno natomiast było utrzymać dystans, jej dłoń musiała wylądować na jego karku, a jego na jej biodrach. Czy tego chcieli, czy nie – Jesteś zazdrosny? – trzeźwa nigdy by o to nie zapytała, ale teraz? Nie było granicy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jacob doskonale zdawał sobie sprawę z tego jaką uwagę przyciąga teraz jego osoba. Nie było chyba dostępnej skali, żeby opisać jak niekomfortowo się z tym czuł. Starał się nie zwracać na nikogo uwagi, ale miał wręcz wrażenie, jak wścibskie spojrzenia przewiercają go na wylot. Miał od tego całe spocone skronie i zastanawiał się mocno nad ucieczką z krzykiem.
Wszystko to do momentu, kiedy Josie się do niego nie przysunęła. Z uwagi na różnicę wzrostu, mimo szpilek na jej stopach, wciąż spoglądał na nią z góry.
Kiedy wypowiedziała te złośliwe słowa, chciał złapać ją za twarz, ale powstrzymał rękę w połowie drogi. Zamiast tego, położył dłoń na jej lędźwiach, kiedy chybotliwie ruszyła w kierunku parkietu. Przyciągnął ją do siebie najbliżej, jak tylko się dało i zamknął jej dłoń w swoim uścisku. Niespecjalnie delikatnym, dodajmy. Tak bardzo poirytowała go zdaniem o parkingu, że przez chwilę ani na nią nie patrzył, ani nie pokusił się o słowo odpowiedzi. Trudno mu było też z nią tańczyć, nawet do tak spokojnej muzyki. Nie pomagała ani ani jej długa suknia, ani wysokie obcasy, ani – tym bardziej – stan upojenia alkoholowego.
Może byłbym… Gdybyś miała lepsze poczucie rytmu – cedzi złośliwie z zaciśniętymi zębami i puszcza ją nagle, by przymusić do obrotu. Szarpie nią i przyciąga z powrotem do siebie, by zamknąć w tanecznym uścisku i przysunąć usta do jej ucha. – Co, niedobrze? Pomyśl, jak będzie ci niedobrze wtedy, kiedy, już na tym parkingu, będziesz go trzymać w swoich ustach – jest za blisko. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę, że są ze sobą już tak spleceni, że z trudem w ogóle udają, że kołyszą się w rytm muzyki. Nie zamierza jej jednak wypuścić. W tej krótkiej chwili zdaje sobie sprawę, że nie chodzi w tym ani o ten zasrany szpital, ani o jego opętaną PRAWIE byłą żonę, ani o tego dobroczyńcę z nadwagą. Chodzi tylko i wyłącznie o Josie. Dlatego unosi lekko podbródek, wciąż praktycznie opierając się policzkiem o twarz Posy i posyła Rebecce długie, znaczące spojrzenie. Nie boję się. Możesz robić, co zechcesz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na szczęście muzyka była wolna, a ścisk na parkiecie wystarczająco duży. Nie było mowy o wielkim szaleństwie. Więc nawet nie mając doskonałego poczucia rytmu – dawała radę, co jak co, ale pić umiała. I udawać, że wszystko jest w porządku też umiała. Tańczyć umiała średnio, ale trudno nazwać to bujanie się jakimkolwiek tańcem.
Nieprzyjemny dreszcz rozszedł się wzdłuż jej kręgosłupa, gdy się odezwał, ale nie dała się sprowokować. Nie na tyle, żeby zrobić mu scenę. Ale wystarczająco mocno, żeby się odgryźć. Żeby jeszcze mocniej do niego przylgnąć, sięgnąć wargami do jego ucha i prosto do niego wyszeptać ripostę – Wolałbyś, żebym zrobiła to z tobą, prawda? Żebym to na tobie zacisnęła wargi. – póki co, jedynie na płatki jego ucha, gdy to mamrotała. Była złośliwa, oczywiście, że tak. Ale sam przecież zaczął! – Żebym to z tobą poszła do domu, prawda? A może nawet nie do domu? Praktycznie wszyscy są tutaj, bez problemu znaleźlibyśmy jakiś wolny pokój lekarski albo składzik. – nawet jeśli okoliczności nie wskazywały to przecież nadal byli w szpitalu, przystosowanym na tą okazję, ale tam za drzwiami ciągle można było wrócić do szarej rzeczywistości, do pacjentów i operacji. Dla uważnych obserwatorów wyglądali niewinnie, może trochę za blisko, ale niewinnie… w rzeczywistości stąpali po cienkim lodzie i zaczynali grać w grę, która mogła się skończyć źle. Jeśli zrobią scenę i pozbawią szpital finansowania oboje mogą wylecieć z pracy na zbity pysk. Czy było warto?
Wyprostowała się tak, żeby na niego spojrzeć, ich spojrzenia skrzyżowały się pierwszy raz od dawna. Tak… cholerny HirschChciałabym móc cię nienawidzić, Hirsch. Tak jak ona cię nienawidzi. Co Rebecca tutaj robi? – dlaczego przyszła, dlaczego odgrywała rolę przykładnej żony, gdy jeszcze parę chwil wcześniej było przerażoną żoną uciekającą przed swoim oprawcą? Jaką chciała utrzymać wersje zdarzeń.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W tańcu wszystkie ruchy są dozwolone. Dłoń Hirscha sunie po jej plecach i znajduje miejsce na karku, gdzie mocno zaciska palce, częściowo też na jej włosach, przez co zmusza ją, żeby odchyliła nieco głowę do tyłu. Do tej pory taniec był niewinny i jeśli ktoś nie stał na tyle blisko, by usłyszeć, o czym rozmawiają, mógł wyłącznie podejrzewać, że kołyszą się lepiej lub gorzej w rytm muzyki. Jacob poświęca jej aktualnie całą swoją uwagę i skupienie. Tak bardzo nie interesuje go nawet jego żona, w radosnych skowronkach podrygująca gdzieś nieopodal, gdzie opowiada właśnie zebranym głodne kawałki o swoich dalekich podróżach, zwłaszcza tych w głąb artystycznej duszy. To ona pierwsza zerka w stronę Jacoba i Posy, nie do końca zadowolona z takiego obrotu sytuacji.
Zapytaj jej – odpowiada krótko i wzrusza ramionami. Wszystkie, pełne złości słowa, które wypowiedziała wcześniej w jego kierunku, wypełniają właśnie jego głowę i myśli. Oczywiście, że wolałby. – Zapytaj, co tu robi i jak z miłości przeszła płynnie do nienawiści. Nie wiem, jak ci pomóc. Może musiałabyś się ze mną ożenić i puszczać z kim popadnie, w imię tej wielkiej miłości. Dałabyś sobie radę. Może nawet jesteście ulepione z podobnej gliny – mówi okropne rzeczy, chociaż tak do końca, wcale tak nie myśli. Wciąż też nie zwalnia uścisku z jej karku, sprawiając, że musi na niego patrzeć.
Nigdy wcześniej nie zachowywał się tak wobec niej, ale ma poczucie, że traci jakąkolwiek kontrolę. Także nad sobą.
I oczywiście, że wolałbym. A ty byś tego chciała – odbija piłeczkę, uśmiechając się z pełną złośliwością, wymalowaną na twarzy. Nie zgaduje. Jest o tym przekonany. W zasadzie obydwoje są. Nie wiadomo skąd się wzięła, ani jak do tego doszło, ale połączyła ich miesiące temu ta przedziwna iskra, która nie chciała zgasnąć. Może nie trzeba było podchodzić do tego tak zachowawczo? Może trzeba było grać va bank? Może dlatego Jacob przestaje nawet udawać, że próbują tańczyć, nachyla się nad Josie i łączy ich usta w krótkim, mocnym, nieco wymuszonym, ale jednocześnie chcianym i mocno niepożądanym pocałunku. Daje tym samym materiał do plotek całemu szpitalowi na najbliższe tygodnie i potwierdza przypuszczenia ich wszystkich, nawet jeśli trwa to na tyle krótko, że dojrzą to tylko pary stojące blisko lub ci, którzy ukradkiem udawali, że wcale nie obserwują.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiście, że tego chciała. Gdy ją pocałował na ten ułamek sekundy świat się zatrzymał. Ale to nie mogło tak wyglądać. Nie mogli dalej tego sobie robić, albo wóz albo przewóz… nie mógł jej całować jeśli najpierw był dla niej okropny, nie tak miała wyglądać ta gra. Dlatego, gdy tylko się od niego odkleja, gdy odzyskuje rezon robi coś, czego prawdopodobnie nigdy się po sobie nie spodziewała. On prawdopodobnie też się tego nie spodziewał. Jak tylko się odsunęła, bez zastanowienia – spoliczkowała go. Za wszystko, co jej powiedział, za wszystko to, co działo się w ostatnim czasie od ich zerwania. I za to też. Za to, że pozwolił jej być przez chwilę szczęśliwą, a później to wszystko zniszczył. Spojrzała na niego z wyrzutem, gdy podniósł na nią wzrok, ale jeszcze zanim zdążył cokolwiek powiedzieć – odeszła. Jak na kogoś, komu przed chwilą wytknął brak rytmu i wypicie za dużej ilości szampana – w zaskakująco szybkim tempie lawirowała między tłumem. Znowu zrobili przedstawienie. Gdy wychodziła z sali widziała spojrzenie dyrektora, widziała jak kręcił głową, bo to nie tak miało wyglądać… nie tak mieli zbierać pieniądze na funkcjonowanie szpitala. W locie złapała za kolejny kieliszek z szampanem i właściwie wypiła go od razu, odstawiając szkło, a samej opuszczając salę. Wyjście na pusty, szpitalny korytarz było… kojące. Aż nie usłyszała skrzypnięcie drzwi za nią – Pierdol się, Hirsch… daj mi spokój. – wycedziła przez zęby, odwracając się w jego stronę i niepewnym krokiem (bo tyłem, w szpilkach i pod wpływem alkoholu) zaczęła się wycofywać, mierząc w niego palcem – Daj mi spokój. Wróć do swojej żony. Wróć dbać o interesy swojego oddziału. Nic już nas nie łączy, nic… – sama nie wierzyła w to, co mówiła, ale tak było łatwiej. Weszła do kolejnego mijanego pomieszczenia, które było pustym aktualnie pokojem lekarskim. Potrzebowała ciszy, potrzebowała świętego spokoju i potrzebowała, żeby ten cholerny świat przestał się kręcić! - Której części w zostaw mnie w spokoju nie zrozumiałeś? – warknęła, gdy podszedł za blisko, a ona wyszarpnęła się z zasięgu jego rąk. Nie chciała, żeby ją dotykał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może i ugiąłby się pod presją tych wszystkich spojrzeń i dotyku swojej żony, która niemal w ostatniej chwili chwyciła go za rękaw marynarki z krótkim JACOB!, ale to wszystko nie miało znaczenia. Ta praca nie miała znaczenia. To małżeństwo nie miało znaczenia. Ta gala, ci ludzie, absolutnie wszystko, włączając w to jego marne życie, nie znaczyło nic, jeśli jej w nim nie było. Dlatego, nie zważając ani na konwenanse, ani na konsekwencje, wyszarpał rękę z uścisku Rebecci i wybiegł za Josephine. Najpierw na korytarz, a potem do pokoju lekarskiego, w którym postanowiła się przed nim schować.
Nie rozumiem tego wszystkiego, ale sięga to o wiele dalej, niż pijackie zostaw mnie w spokoju odpowiada od razu i zamyka za sobą drzwi do pomieszczenia. Nie spodziewa się uprzejmej wymiany zdań, więc woli się zabezpieczyć przed tym, żeby i to usłyszało pół szpitala. I tak doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że dyrektor obecnie ratuje sytuację głupiutkimi żarcikami i swoją asystentką, ale jutro czeka go rozmowa na dywaniku. W ogóle go to jednak nie interesuje, zadecydował.
Więc droga wolna Posy. Wypiłaś tyle, że możesz mi powiedzieć absolutnie wszystko. I szczerze. Tym razem bez trzaskania mi drzwiami pod nosem. O co naprawdę chodzi? O Rebeccę? Przecież to wszystko to teatrzyk po to, żeby wyprowadzić mnie z równowagi. Zresztą jak każda rzecz, którą zrobiła przez ostatnie kilkanaście miesięcy. Tego małżeństwa nie ma. Może nigdy nie było. Czy o Cosmo? Tak, spałem z osiemnastolatkiem. I to moralnie wątpliwe. Nie powinienem tego robić, ale to naprawdę rzecz, która ma mi ciebie odebrać? Skończyłem z tym, zanim powiedziałem ci, co czuję. Josie ja wiem, wiem, że to wszystko to syf. Że to ciężkie i obciążające. Ale nie poznałem cię pięć lat temu. Nie poznam się za pięć lat. Tylko tu i teraz. Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła? Mam błagać? Mogę błagać. Mam się rozwieźć? Oczywiście, że to zrobię. Mam odejść z pracy? Odejdę. Ale nie cofnę czasu. Chociażbym nie wiem, jak chciał, to tego kurwa nie da się zrobić. Więc co mam zrobić? CO MAM ZROBIĆ? – z każdym kolejnym zdaniem podnosi głos i podchodzi bliżej. Rozkłada bezradnie ręce.
Kocham Cię. Której tego części nie zrozumiałaś?! – zatrzymuje się wpół kroku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czuła jak łzy napływają jej do oczu. Czuła nawet, że broda zaczyna jej drżeć, że lada moment się rozpłacze. Z nerwów i nadmiaru emocji, ale też dlatego, że nie wiedziała, co robić. Nie chciała płakać, przecież tamtego dnia w jego mieszkaniu powiedziała mu, że nie będzie płakać. Zresztą nie była taka miękka, żeby płakać z byle powodu, prawda?
- Nic nie zrobisz! – upierała się przy swoim, chociaż głos jej się załamał – Nie chcę żebyś błagał. Nie chcę… Nie wiem… Nie umiem… Ja… Nie… – zaczęła się gubić we własnych słowach, w tym co chciała mu powiedzieć, drepcząc nerwowo po pokoju i odsuwając się z każdym krokiem, który on wykonywał w jej stronę. Patrzyła na niego z miną zbitego szczeniaka. Pijanego zbitego szczeniaka. Była to mieszanka wybuchowa i idealnie podkreślająca jaki bałagan dział się teraz w jej głowie – Nie możesz mnie kochać, Jacob. Nie powinieneś. Powtarzałam, żebyś tego nie robił… żebyś się nie zakochiwał, to bo nie skończy się dobrze! Sama to zrobiłam. Złamałam swoją zasadę. Zakochałam się i teraz §za tymi drzwiami mamy twoją żoną wariatkę, urażoną dumę inwestora, który miał nam ułatwić życie na oddziale. No i wściekłego dyrektora. Tylko dlatego, że mnie nie posłuchałeś. Czy ty nigdy nie możesz mnie słuchać?! – gadała bez sensu, wreszcie przestając maszerować po pokoju, stając naprzeciwko Jacoba i wbijając w niego spojrzenie – Musisz przestać! – zadecydowała i rzuciła to tonem nie znoszącym sprzeciwu. Musiał przestać ją kochać, a wtedy wszystkie problemy przestaną mieć znaczenie – Musisz przestać mnie kochać. Przestać mnie całować. Przestać tak n mnie patrzeć. Przestać się tak głupio uśmiechać. Musisz przestać być wszystkim, czego chcę, Hirsch. Bo nie możemy być razem. I nie będziemy. – postanowiła i nie zamierzała zmieniać zdania. Tym razem chciała być uparta, wiedziała że pomimo początkowych trudności i tego, że teraz się ranią… kiedyś będzie lepiej. Podziękują sobie, że zrobili krok wstecz w odpowiednim momencie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie może nadążyć za jej rozedrganiem. Z trudem jest w stanie śledzić ją wzorkiem, kiedy miota się po pomieszczeniu wypowiadając na początku słowa, które nie składają się w żadną logiczną całość. Dopiero po chwili Posy zaczyna układać poprawnie gramatycznie zdania, które jednak w jego mniemaniu nie mają żadnego sensu.
Przestań ryczeć, bo nie rozumiem z tego całego bełkotu ani jednego słowa – komentuje szorstko to, jak jej głos za każdym razem drży, a oczy napełniają się łzami. Wciąż nie spuścił z tonu. Wciąż pamięta, co powiedziała mu na sali, pośród tych wszystkich ludzi. Jak bardzo chciała być s p r a w i e d l i w a, ale pełna zazdrości nie mogła powstrzymać się od złośliwości. W nim też coś pękło. Mówił do niej dokładnie tak, jak na samym początku w pracy. Z tą różnicą, że nie chodziło już o życie zawodowe, ale o nich.
Muszę przestać? Tak Posy. Już to kurwa wyłączam! – prycha cicho, słysząc te obłędnie głupie słowa, jakie wypowiada kobieta. – Czy ty się dobrze czujesz? Jak mam cię słuchać, skoro jedyne, co masz mi do zakomunikowania to te wszystkie bzdury! Uczucia to nie jest kurwa włącznik światła, którym można pstrykać, jakby się miało Parkinsona! – tym razem już krzyczy. Znowu nadziera się na nią tak, jak tylko najlepiej potrafi. – I przez to, że cię kocham, mamy URAŻONĄ DUMĘ INWESTORA i wściekłego dyrektora?! Pieprzyć ich. Pieprzyć ich kurwa. Myślisz, że pozwoliłbym ci pieprzyć się z jakimś dziadem NA SZPITALNYM PARKINGU, czy gdzie byś tam sobie zamarzyła, żeby zebrać pieniądze na rzecz szpitala? Nawet gdyby to nie zazdrość paliła mnie w środku żywym ogniem to… Nie ma takiej opcji! – podchodzi do niej bliżej i łapie ją za ramię. – Chciałabyś ratować jego dumę, obciągając mu na jego wyjebanej kanapie w nowobogackim mieszkaniu? – kiedy to mówi, przestaje ściskać jej ramię, a kciukiem szybko i bardzo niedelikatnie przesuwa po jej ustach. – Czy dbałabyś o dobro swoich przyszłych pacjentów, dając się pieprzyć od tyłu w jego łóżku?! Dla dobra całego szpitala, czy po to, żeby złamać mi serce, Josie?? Podaj mi chociaż jeden sensowny argument, to obiecuję, że cię wysłucham.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak, musiał przestać. Musiał przestać być też chamem. I na boga… musiał przestać nią szarpać. Gdy krzycząc znowu zmniejszał między nimi dystans, zrobiła krok do tyłu. I kolejny aż nie poczuła za plecami chłodnej szpitalnej ściany i już nie miała dalszej drogi ucieczki. Nie bała się to w tym sensie, że mógłby jej zrobić krzywdę. Bała się, że zaraz oboje stracą nad sobą kontrolę i zrobią coś, czego oboje będą żałować. Oboje są za bardzo zdenerwowani, żeby móc prowadzić jakąkolwiek sensowną rozmowę. To przekrzykiwanie się teraz nawet koło niej nie stało – A może tak? I tak? I jak tylko by tego chciał? W końcu seks to tylko seks, prawda Jacob – wycedziła przez zęby, nawet na moment nie odwracając od niego wzroku, sunąc spojrzeniem po jego twarzy. Prowokowała, ale sam zaczął wracając do tego tematu. Dlatego też zresztą wykorzystała jego argument z dyskusji o jego romansie z osiemnastolatkiem. Nawet jeśli to, co jej tu sugerował, że zamierzała robić… to też było wątpliwej moralności, ale chyba był ostatnią osobą, żeby ją oceniać prawda? – To tylko seks… – powtórzyła, opuszczając wzrok, mierząc go wymownie i dopiero wracając do jego twarzy – Mógłbyś mnie teraz mieć. Tu i teraz. Chciałbyś tego, prawda? – przekrzywiła lekko głowę, dalej mu się przyglądając, dalej w taki sam prowokujący sposób – Gdy za drzwiami jest twoja żona. I facet, który chciał mnie zabrać do siebie. Więc zrób to, Hirsch… – mówiła poważnie, czy tylko prowokowała? Co miała na myśli? A może przemawiał przez nią tylko i wyłącznie alkohol? A może tak naprawdę za nim tęskniła, może naprawdę chciała z nim być… ale babska duma jej na to niei pozwalała. Była zbyt uparta.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To wymaga od niego bardzo dużo wysiłku, żeby przestać. Przestać na nią napierać. Przestać krzyczeć. Przestać myśleć o tym wszystkim, co Posy mu sugeruje. Wytrzymuje jej bliskość oraz spojrzenie sunące po jego twarzy i nie tylko. Prostuje się i odsuwa.
Tylko, że to z tobą to nie tylko seks. I nie zamierzam tego sprowadzać do tej chorej sytuacji. Nie dotknę cię, bo jesteś pijana jak szpadel. Mogę cię co najwyżej odwieźć do domu – odpuszcza. Daje jej spokój. Spuszcza z tonu, zabiera ręce i odsuwa się. Najpierw o krok, potem o kilka kolejnych. – Chyba, że wolisz, żebym odstawił cię do tego typa. Nie ma problemu. Ty d e c y d u j e s z. Najwyraźniej twoje GŁUPIE decyzje są lepsze od moich. Obyś tylko nie żałowała. Tylko nie płacz potem błagam, że w życiu spotykają cię same nieszczęścia i krąży nad tobą fatum, skoro sama to wszystko generujesz – oznajmia pełen żalu i wychodzi z pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi.
Na korytarzu spotyka Rebeccę, ale nie robi to na nim żadnego wrażenia. Absolutnie. Nawet śmieje się pod nosem przez chwilę.
Nie mam dziś na to siły, zgoda? Możesz im wszystkim powiedzieć, co tylko sobie życzysz. Na pewno już coś wymyśliłaś. Nie przyszłabyś tu bez planu prawda? Kurwa, nie miałem pojęcia, przez tyle lat nie miałem pojęcia, że masz tak nie po kolei w głowie! – mówi w kierunku swojej żony, kiedy słyszy otwierające się drzwi za swoimi plecami. Josie. A więc teraz Hirsch stoi pomiędzy nimi dwiema. Tą, która w chorobliwy sposób kocha jego i , którą najwyraźniej w niezdrowy sposób kocha on.
Po co ci ten teatrzyk Jake? – Rebecca mówi powoli, wzrokiem pełnym dezaprobaty zerkając ponad jego ramieniem w kierunku Posy, której od całego tego krzyku i prawie płaczu rozmazał się lekko makijaż oczu. Spogląda sugestywnie na Hirscha. –[green] Z tego całego arsenału twoich kochanek i kochanków… Ona? Naprawdę? Co się stało z twoim gustem, kochany[/green] – powoli, stukając obcasami, zmierza w jego kierunku.
Jak na trupa, masz zaskakująco dużo do powiedzenia Becka. Powiedz mi, jak to możliwe, żeby udawać martwą przez kilkanaście miesięcy Ż Y C I A. Zabawa?
Myślisz, że mnie to bawiło? Że to było dla ż a r t u? – niezbyt ciche prychnięcie odbija się echem na pustym korytarzu. – Rozumiem, że skoro już sobie wyjaśniliście nonsens tej relacji, mogę liczyć na to, że mogę w spokoju porozmawiać z moim mężem? Podobały ci się zdjęcia? – blondynka posyła Josie szeroki uśmiech. Drwi z niej. Alderidge odegrała w jej planie dokładnie taką rolę, jaką jej przypisała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Została jeszcze przez chwilę w miejscu, gdy on wyszedł. Kilka głębszych oddechów. Wierzchem dłoni otarła ślady po łzach i odczekała parę chwil, mając nadzieję, że w ten sposób będzie miała wolny korytarz. Chciała się stąd jak najszybciej ewakuować, nie planowała wracać na galę a może nawet chciała wziąć kilka dni wolnego. Jeszcze nie wiedziała. Musiała po prostu nabrać dystansu.
I nie było jej to dane, gdy po przekroczeniu pokoju lekarskiego natrafiła na tą dwójkę, której najbardziej nie chciała oglądać. Rebecca. Na dźwięk jej głosu przechodzi ją nieprzyjemny dreszcz. Ale dociera do niej coś jeszcze, że to wszystko jej wina. To jak się teraz czuła. To, co stało się na parkiecie. To, co stało się przed chwilą w pokoju lekarskim. I najważniejsze… to, co stało się między nią a Jacobem. To była jej wina. Tylko i wyłącznie.
- Suka… – prychnęła i ruszyła korytarzem w stronę blondynki, wymijając nawet Jacoba. Przez chwilę ją świerzbiło, żeby nie strzępić sobie języka. Żeby po prostu złamać jej nos. Może nie pasowało to do eleganckich sukienek, wysokich obcasów i całego tego szyku, ale Josephine Alderidge całe życie spędziła w męskim towarzystwie. Umiała pić i umiała się bić. Już pomijając cały ten szczegół, że została przeszkolona i wytrenowana, to po prostu umiała zadawać ciosy. A blondynka przed nią nadawała się tylko i wyłącznie do tego – Jesteś chora psychicznie i nie wiem, co urodziło się w twojej głowie, ale pierdol się, Rebecco. Nie interesują mnie twoje łzy, twoje łapiące za serce historie, wiadomości i zdjęcia. Nie wiem, co chcesz tym wszystkim osiągnąć, ale przestań mnie w to mieszać. W wasze małżeństwo też przestań mnie mieszać. Wypisałam się z tego. – nie przestała kochać jej męża, ale wypisała się z tego chorego trójkąta. Bo niestety najbardziej w tym wszystkim cierpiała ona – a przynajmniej tak to wyglądało z jej perspektywy – Skończyłam – zrobiła krok w tył, nawet się odwróciła, ale… nie wytrzymała – Albo jeszcze jedno. To za wszystkie komentarze w moją stronę. Uważaj na słowa, suko. – i zrobiła to. Uderzyła ją. To nie był policzek jak ten wymierzony w twarz Jacoba, gdy ją pocałował na sali pełnej ludzi. To był prawdziwy cios wymierzony w szczupłą twarz jego żony. I dopiero wtedy mogła się odwrócić i ruszyć korytarzem w stronę wyjścia.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”