WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.imgur.com/vuImpSh.jpg"></div></div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • ( 21 ) — zadanie — ubierz się cały na zielono.
Miała dwie opcje: przebrać się za skrzata jak w ubiegłym roku lub wcisnąć w nową, dopiero co dostarczoną przez kuriera sukienkę. Oczywiście, że wygrała opcja numer dwa - zieloną kieckę, w sam raz nadawała się na wyjście do baru w Dniu Świętego Patryka. Nie była jakąś zagorzałą fanką, a z Irlandią miała tyle wspólnego co ciągotki do tamtejszych muzycznych dokonań, które porywały ją do tańca. Tradycją już były jej tańce na barze, ale na to przyjdzie jeszcze pora. Teraz, kiedy już wcisnęła się w sukienkę i dobrała sobie (rzecz jasna zielone!) buty, narzuciła jeszcze płaszcz i ruszyła na podbój miasta. Wpakowała się do taksówki, która zawiozła ją do Fado, miejsca gdzie umówiła się z Charlie. Problem w tym, że pomyliła godziny i w lokalu zjawiła się godzinę przed czasem, o czym zdążyła poinformować przyjaciółkę licząc, że uda się jej przybyć trochę wcześniej. Wiedząc, że Charlie nie pojawi się na miejscu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamówiła sobie whisky… jedną, a później drugą i nagle od samotnego siedzenia teleportowała się do stolika pełnego mężczyzn wyśpiewujących Irlandzkie przyśpiewki.
Jak do tego doszło? Nie wiem!
Z ręką na sercu mogłaby tak zaśpiewać, bo nie wiedziała. W jednym momencie jakiś krasnoludek postawił przed nią piwo komunikując: Od tamtych panów. a później wszystko potoczyło się dość szybko - rozmowy, żarciki, piwo zmieszane z whisky. Nie miała problemów, by odnaleźć się w towarzystwie, więc ten czas oczekiwania na Charlie (jak widać) dobrze sobie zagospodarowała. Sęk w tym, że choć początkowo było zabawnie szybko połapała się, że ich zachowanie stawało się coraz bardziej nachalne. Widząc przyjaciółkę wchodzącą do baru poderwała się na równe nogi przepraszając dotychczasowe towarzystwo. — Przyszedł mój krasnoludek, więc żegnam — dygnęła przed zgromadzeniem pijanych wielkoludów, po czym oddalając się od stolika pomachała do swojej przyjaciółki uśmiechając się pijacko szeroko. Przybył jej ratunek! — Całe szczęście, że już przyszłaś! Myślałam, że już się od nich nie uwolnię — wyznała przytulając Charlie bez zastanowienia, po czym pociągnęła ją za rękę w stronę baru, zamawiając u kelnera. — Raz wino, a dwa… w sumie dwa razy wino — pewnie, namiesza a później będzie rzygać tęczą jak wróci do domu. O ile wróci.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

3.

Zielone Święto Patryka na szczęście Everett miało miejsce przed wszelkimi, nieprzyjemnymi wydarzeniami związanymi z mężczyznami jej życia. Żyła jeszcze w słodkiej nieświadomości, że niedługo będzie odwiedzać na cmentarzu swojego zmarłego męża, a spotykać swoją dawną miłość.
Świętować w czasie żałoby? Troszkę niezgodne z protokołem. Jednak imieniny Patryka są tak ważnym (i pijackim) wydarzeniem, że każdy w tym dniu staje się Irlandczykiem. Charlie obchodziła ten dzień z a w s z e. I żaden sukinsyn nie będzie jej psuł nastroju! Bóg, jeśli istnieje gdzieś tam w chmurach, wybaczy jej na pewno. Człowiek musi mieć trochę rozrywki, bo inaczej może się z nim źle zadziać. Mimo to, na wyjście z Polą, postanowiła zrezygnować z jasnych kolorów ubrań i wybrała sukienkę o odcieniu butelkowej zieleni. Kolor piwoszy. Może będą mieli barwnik do wina? Nie mogła przynieść wstydu swoim przyszywanym rodakom i pić różowe wino podczas święta piwa. A przynajmniej z tym jej się kojarzyła ta cała otoczka.
Przez picowanie galerii i spraw rachunkowych nie dała rady przyjść na miejsce wcześniej, do swojej biednej, samotnej przyjaciółki. Wypominała sobie to całą drogę i cały okres szykowania się. Wiemy wszyscy doskonale do czego zdolny jest pijana jednostka męska, a co dopiero ich stado. Jak stado byków. I jedna krowa. Charlie niemal wyrzuciła taksówkarza zza kierownicy, mówiąc, że jej krowa długo nie będzie pasła się sama! Uznał ją za wariatkę. Może i dobrze? Dał jej zniżkę, żeby tylko już wysiadła z jego auta.
Wpadając do baru, rozejrzała się nerwowo za stadem byków, aby w końcu ujrzeć Polą. Uchlaną w trzy dupy? Obserwowała ją przez chwilę uważnie, oceniając sytuację. Musiała przygotować się i odpowiednio do niej podejść. Nie, była tylko zalana w pestkę. Całkiem nieźle. I stała na własnych nogach! Kolejny sukces. Podeszła do niej niemal w tym samym momencie, gdy Pola zorientowała się, że już tu jest i objęła ją w pasie, ignorując spojrzenia mężczyzn.
- Krasnoludek dotarł na miejsca, krowa jest już bez byka. Misja impossible zakończona pomyślnie – odparła z ogromnym entuzjazmem, a gdy już usiadły na wolnych stołkach przy barze, pokręciła głową. - Przepraszam, nie dałam rady wcześniej i… na pewno chcesz wino? – ściągnęła delikatnie brwi, patrząc na Polę uważnie. - Bo wiesz, że to ja będę ci trzymać włosy, a ja mam nową sukienkę?
Wzięła kieliszek wina i od razu upiła kilka łyków, spragniona jak krasnoludek czerwonej czapeczki. W pośpiechu nie zdążyła złapać w domu nic, oprócz czerwonego wina (więc możliwe, że razem będą tworzyć artystyczne tęcze w kiblu lub nie). Umierała z głodu, ale wizja zabawy z Polą była głośniejsza niż głód.
- Spodziewałam się już tańców na barze, więc muszę przyznać - jesteś w świetnym stanie. Robiłaś jakiś dobry podkład w domu?
Spodziewała się trochę mniej pijackich uśmiechów przyjaciółki. A tak naprawdę - bała się, że jej nie dorówna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Przepraszam, czy ty piłaś coś beze mnie? — zapytała zwężając brwi i marszcząc przy tym nosek; zupełnie tak jakby stanowiło to problem, a przecież to ona stała już lekko zrobiona przed Charlie, jednocześnie będąc ostatnią osobą, która powinna mieć coś przeciwko. Właściwe to nie miała, sprawiała tylko takie wrażenie i to przez bardzo krótką chwilę, bowiem szybko obdarzyła ją szerokim uśmiechem. — O jakiej krowie ty pleciesz? — och, głupiutka Apollonia. — Z resztą nieważne! — dodała beztrosko zerkając przelotnie na opuszczony stolik.
— Daj spokój, nie masz za co przepraszać — zapewniła, gdy już znalazły sobie dobre miejsce przy barze, po czym usadowiła się wygodniej na hokerze. — Jak widzisz znalazłam sobie towarzystwo na ten czas, ale przyznam szczerze, że od kilkunastu minut siedziałam już jak na szpilkach wypatrując ciebie — wyznała konspiracyjnym szeptem zwieńczając wszystko łagodnym śmiechem. Każdy kto znał Apolonię wiedział, że gdy tylko wypiła dawkę potocznie zwaną na odwagę zamieniała się w duszę towarzystwa. Czuła się jak królowa sali, w danej chwili zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego jaką uciechę daje swoim przyjaciołom, którzy kompletowali niezły materiał do wykorzystania przy bezkarnym żartowaniu sobie z niej w kolejnych dniach, a nawet tygodniach.
— Pewnie, że chcę wino. Zaliczyłam już dziś whisky i piwo, więc co za różnica? — palnęła nim Charlie zdążyła jej wytłumaczyć w czym rzecz. — Och, ja też mam nową sukienkę — zmarszczyła lekko nos szybko podnosząc rękę, by zwrócić uwagę barmana. — Jednak będzie jedno wino i jedna whisky — Boże, miej Apollonię w opiece.
Kiedy barman przyniósł zamówienie nie czekała i upiła odrobinę whisky. — Zjadłam obiad przed wyjściem, nie mogę narzekać. Pewnie bez niego faktycznie byłabym już gdzieś na barze, ale dziś nie w głowie mi takie numery — jeszcze, zapewniła przyjaciółkę. — Powinnam się trochę wstrzymywać przed tymi szaleństwami, biorąc pod uwagę, że nie tak dawno pochowałam szwagra… ale dupek był z niego, a ja nie czuję tej całej… no.. jak to się nazywa? ŻAŁOBY! — wykończyła go zdrada, dosłownie. Zeszło się mu z tego świata podczas schadzek z inną, więc Hudson nie czuła się winna, że szybko pogodziła się z jego śmiercią. Pewnie, gdyby była teraz w towarzystwie siostry byłaby ostrożniejsza.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I tu ją miała! Machnęła jedynie ręką z jakże słodziutkim uśmiechem, mówiący o jej (nie)winności. Starała nie dać po sobie znać, że jako rozsądna dziewczyna, wiedziała o podstawach picia z głową. Tak jej się wydawało. W końcu miała męża alkoholika. Żarcik sytuacyjny. Imprezowała trochę w swoim życiu, we Francji za to uczyła się pić wino w dużych ilościach i kończyć poranek bez potężnego i zawstydzającego kaca. Gdy raz rzygała jak kot przy Francuzie, który jej się podobał (pomimo faktu, że była mężatką – ale nigdy męża nie zdradziła, o nie), opanowała się i swoje zapędy do francuskiego picia. Człowiek całe życie uczy się na błędach. Wystarczy raz stoczyć się do czarnej dziury, a skutecznie.
- Tak, to skomplikowane. Bo jaka krowa? Weź!
Tak Charlie, pogrążaj się dalej. Idź w stronę swojego pomieszania z poplątaniem. Oby tak dalej. A niech tylko usłyszy ktoś, że wkręciłaś się w przedziwne porównania, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego.
- Myślałam, że się świetnie bawisz, ale wiesz, wodzireja sali już mamy na miejscu, a chyba było blisko – odparła z rozbawieniem, zerkając jeszcze w stronę byków. Rozeszli się, szukając innego obiektu westchnień. Tylko co poniektórzy kątem oka przypatrywali się dziewczynom. A raczej Poli, to było pewne. Pola zadziwiała ją coraz bardziej. Tryb język rozplątany wszedł po całości, siejąc pustoszenie i wypowiadając prawdę wbrew chęci innych. Oby tylko prawdę, bo noc przed nimi zapowiadała się długa, ale – całe szczęście – pełna radości. Naprawdę poczuła ogromną ulgę, gdy przyjaciółka zmieniła swoje zamówienie. Z tego wszystkiego aż uściskała ją mocno. - Ja skończę na barze, bo nie jadłam dziś za wiele. Przynajmniej mam nową sukienkę - tu puściła oczko do Poli – i jestem znowu singielką. Wdową właściwie też mogę być. Teraz wdowy są popularne i fajne dzięki Marvelowi. Zaliczam się do tych fajnych?
Nie, Charlie.
Samotność dała się we znaki? A może raczej chęć poczucia jakiejś przygody i tym razem nie pozostawiona sama ze sobą. Trudno oszukać samego siebie, że nie potrzebuje się mężczyzny raz na jakiś czas. Chociaż dziś planowała być tylko z Polą.
- Taka żałoba to nie żałoba. W sensie… szwagier to nie rodzina, możemy się bawić i mieć wszystkich w dupie. O! Idealny plan. Tylko pilnuj drinków! – Przechyliła kieliszek i wypiła niemal całą zawartość, po czym skinęła ręką na kelnera. - Jeszcze raz wino, poproszę. Tym razem do pełna.
Oby tak dalej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Hudson daleko było do zaciętej imprezowiczki, nie licząc pojedynczych wyskoków jak ten dzisiejszy. Prawdę mówiąc najczęściej szalała w gronie najbliższych przyjaciół, choć nie można było zaprzeczyć, że uwielbiała wszelkie wyjścia do ludzi, jednak większość z nich nie sprowadzała się do picia i tanecznych wyskoków. W oczach innych towarzyska, ta dobra, dla wielu moralnie poprawna, aż do bólu - lecz to błędne założenie. Nawet gdyby taka Charlie męża zdradziła, Apollonia była ostatnią osobą, która mogłaby ją przez ten wybryk oceniać. W sekrecie uparcie, nawet przed najbliższymi przyjaciółmi, skrywała tajemnicę jaką był akademicki romans z żonatym mężczyzną. Po wielu latach najprawdopodobniej rozeszłoby się to po kościach - od co, błąd młodości - gdyby nie fakt, że wplątała się w to ponownie. Ugh, musiała odreagować.
— Z początku owszem, było świetnie, ale wiesz… z tacy goście nie mają wyczucia i zbyt szybko czują się zbyt swobodnie — przewróciła wymownie oczami, jakby próbowała dać jej do zrozumienia, że trochę do przesady starali się stadnie o względy krowy. Banda wypitych byków rozpłodowych. — I jak na takich osiłków zdziwiłam się, że tak szybko tracą głowę — jeden już zaczął seplenić, a jej nawet język się JESZCZE nie plątał. Jedynie zwolnił wszelkie blokady, kiedy tak mówiła wszystko co jej ślina na język przyniosła.
— Ej, to zamówmy ci jakiegoś burgera! Hmmm albo chociaż frytki — i nim zdążyła zaprotestować znów dorwała barmana plączącego się za ladą. Biedak, jego mina świadczyła o tym, że już wiedział o ciężkim wieczorze jaki przyjdzie mu spędzić z dwoma pięknymi (i niebawem też pijanymi) kobietami. — Bycie singlem jest całkiem fajne, wdową niekoniecznie - przynajmniej siostra nie sprawia wrażenia zadowolonej i wcale się jej nie dziwię — i choć starała się brzmieć przekonująco, słabo jej to wyszło. Wszyscy dobrze wiedzieli, że wciąż nie pogodziła się z największym błędem swojego życia, jakim było porzucenie narzeczonego przed ołtarzem (nawet po tych blisko sześciu latach). Na całe szczęście nikt do tego nie wracał i nie dręczył jej wałkowaniem tamtego rozdziału. — Co to w ogóle za pytanie? Oczywiście, że jesteś fajna. Nie siedziałabym z tobą, gdyby było inaczej — dobra, do próżnej też jej było daleko. Miała masochistyczne podejście i potrafiła poświęcać czas nawet najgorszym nudziarzom twierdząc, że w każdym można dostrzec coś wyjątkowego. To jednak nie zmieniało tego, że Charlie naprawdę uważała za wspaniałe towarzystwo.
— Z tym nie mogę się zgodzić. Stał się częścią nas. Częścią Hudsonów, a później odwalił taki numer, że moja wielopokoleniowa rodzina spoczywająca już pod ziemią poprzewracała się chyba w grobach. Dupek — mruknęła upijając tym razem konkretnego łyka swojego trunku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wbrew porozom były w pewnych kwestiach identyczne. Tajemnice skrywał każdy i jest to zupełnie normalna kwestia. Nie można spowiadać się z każdej dobrej czy okropnej rzeczy, bo inaczej świat będzie miał na ciebie haczyk! Charlie nie miała pojęcia o wielu sprawach z życia Apollonii, tak jak Pola nie wiedziała o czarnym aspekcie życia przyjaciółki. O niektórych lepiej, aby nie rozmawiały i zostawiły to tylko dla siebie. Poza tym, bez tajemnic, człowiek jest tylko nudnym człowiekiem, a czyż nie o adrenalinę chodzi w życiu? Choćby było najbardziej okropne, beznadziejne i pełne smutnych wydarzeń, adrenalina sprawia, że wszystko zmienia się. Owszem, nie zawsze na lepsze, ale czy to ważne? A jeśli chodzi o romans Poli, Charlie zdecydowanie by jej zazdrościła. Sama żałowała, że Michael nie miał innej kobiety. Wtedy mogłaby bezkarnie zdradzać go nie tylko w myślach, a fizycznie. O ile Harper-Jack by ją chciał, ponieważ to on zostawił ją.
- Naprawdę tak szybko ich wzięło? Przecież to… byki – uniosła brwi naprawdę zaskoczona. Możliwe, że zaczęli pić wcześniej (jak Charlie), albo za wcześnie zaczęli mieszać alkohol (jak Pola). Byki zbyt odleciały, więc dobrze, że krowa chociaż jeszcze myśli w miarę trzeźwo.
Tego właśnie zawsze obawia się, gdy spotkanie z przyjaciółkami ma mieć w barze. Zawsze znajdzie się jakiś zdolny byk, który będzie chciał zdobyć biedne cielę. Bała się o nie najbardziej i faktu, że gdy zjawi się w umówionym rogu baru, przy konkretnym stoliku, którejś jej przyjaciółki po prostu nie będzie. Miała w głowie za dużo czarnych scenariuszy.
Zanim zdążyła jakkolwiek zareagować, Pola już zaczepiała barmana. Westchnęła ciężko, a oczy wzniosła do sufitu z pewnym zażenowaniem. Właściwie po chwili zdała sobie sprawę, że naprawdę umiera z głodu, a nie chciała paść szybciej przez taką głupotę. Nie planowała tańczyć na barze (jeszcze).
- Niech będą frytki. Z dodatkową solą – rzuciła w stronę barmana i roześmiała się, gdy spojrzała znów na Polę. - Jesteś absolutnie niemożliwa, dziękuję, mamo!
Całe szczęście, barman był przynajmniej przystojny, więc może ten wieczór umili im się jeszcze bardziej? W końcu spędzą z mężczyzną teoretycznie sporo czasu, a nawet zamawianie drinka może stać się przyjemniejsze.
No tak, nie każdy przyjmuje z ulgą śmierć męża. Charlie należała do wyjątków, dlatego tak łatwo było jej mówić o sobie jako o wdowie. Możliwe, że w tym momencie trwał najlepszy okres jej życia. Mimo to, Pola na moment przygasła. Takie wrażenie odniosła, gdy wspomniała o singielstwie. Przytuliła ją więc mocno, wciąż jednak mając na oku ich drinki, tak na wszelki wypadek.
- Słuchaj, pamiętaj, że kocham cię mocno, więc na pewno na świecie gdzieś jest jakiś byczek, który jest ci przeznaczony – powiedziała jej do ucha, by lepiej słyszała i pocałowała w policzek, tak, aby podnieść ją na duchu. Sama czuła się mocno przygnębiona, bo również (jeszcze) nie odnalazła tego jedynego, a jej jedyna nadzieja na stworzenie rodziny „wzięła i kurwa umarła”. Były w tym bagnie więc razem! Na kolejne słowa przyjaciółki, jej brwi uniosły się wysoko jakby nie dowierzała w to, co powiedziała. - Dzięki, stara.
Klepnęła ją w ramię nie za lekko, udając chwilowe obrażenie, lecz nie na długo potrafiła utrzymać ten stan. Może to ten wypity alkohol już zaczynał działać, bo znów roześmiała się głośno. Zdecydowanie mogła nie robić podkładu w domu.
Kelner przyniósł im frytki i od razu zaczęła jeść. Akurat frytki miały u niej w jadłospisie specjalne miejsce, więc nie miała większego wstrętu do nich jak do reszty jedzenia.
- Nawet najlepsi potrafią coś odpierdolić – mruknęła, ruszając delikatnie kieliszkiem, aby przelewać trunek z jednej krawędzi do drugiej. - Coś o tym wiem. Więc tu chyba nie ma żadnej reguły, że bliscy i najlepsi ludzie nie skrzywdzą nas. Wypijmy więc zdrowie Hudsonów, aby więcej w grobie się nie przewracali. Ma sens? Ma. Pij – uśmiechnęła się jeszcze lekko, unosząc kieliszek w geście toastu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • Zadanie — wznieś toast, krzycząc "Niech mnie skrzat kopnie!"
Przez większość czasu z Poli można było czytać jak z otwartej księgi. Z resztą Charlie pewnie zdążyła zauważyć, że kiedy spotykali się całą paczką pozostali zdawali się wiedzieć więcej o niej samej niż ona. Nim zdążyła o coś zapytać, oni już wyskakiwali z odpowiedzią widząc zmiany w zachowaniu. Tak to już działa, kiedy masz wokół siebie prawdziwych przyjaciół. Tylko tej jednej tajemnicy nie potrafiła i chyba nie chciała im zdradzić… a może po prostu nie chciała, by jedna konkretna osoba nie zmieniła o niej zdania. Osoba, którą uszczęśliwiała i nie chciała tego zmieniać.
— W sumie ciężko stwierdzić czy szybko, nie mam pojęcia jak długo tutaj siedzą — skomentowała jeszcze w kwestii mężczyzn, którzy siedząc przy stoliku poszukiwali kolejnej kobiety, która padłaby ofiarą ich towarzystwa. Machnęła ręką, bo po tym jak się oddaliła ten temat okazał się już mało ważny.
Zazwyczaj nie postępowała tak pochopnie podczas nawiązywania znajomości w barze, ale dzisiaj miała zakodowane, że lada moment zjawi się Charlie i co by się nie działo, wyratuje ją z opresji w razie czego. Na szczęście była w stanie sama się oddzielić i ruszyć ku przyjaciółce. Lepiej, że tak się stało bo do lokalu wbiła grupa dziewczyn, które zajęły stolik obok byczków, które nagle się ożywiły. Z tego wszystkiego, aż szturnęła porozumiewawczo łokciem swojego krasnoludka, by zerknęła jak obierają sobie nowy cel, jednocześnie śmiejąc się pod nosem.
Podczas takich imprezowych wyjść problem z Apollonią był taki, że wraz ze wzrostem wypitego alkoholu wzrastał poziom żenady jaki zapewniała swoim towarzyszom. Na szczęście nie było to zgonowanie na barze lub wszczynanie bójek, a raczej coś co sprawiało, że jeszcze długi czas po takim wyjściu mogli sobie z niej żartować. Już teraz nie szczędziła przyjaciółce akcji, choć póki co zaczynało się niewinnie. Tylko czekać, aż będzie próbowała poderwać barmana na kromkę z paprykarzem.
— Weź nie mów do mnie mamo, bo jeszcze ktoś naprawdę tak pomyśli — parsknęła po czym zupełnie poważnie dodała — zauważyłam ostatnio zmarszczki pod oczami, starzeję się! — i zaczęło się - typowe problemy trzydziestolatki. Wystarczyło spojrzeć na te świeże dwudziestki, które już zdążyły się przysiąść do byczków. Jeszcze jędrne, wszystko im sterczało, a nie zwisało, a twarz bez liftingów i wszystkich kosmetycznych rytuałów wciąż była gładziutka. Hudson w przeciągu ostatniego roku odkryła, że jej pielęgnacyjny asortyment powiększył się trzykrotnie, toż to koszmar!
Choć wdowa z Apolloni żadna, to niekiedy tak się czuła - jakby nosiła żałobę w sercu odkąd z głupoty i idiotycznego strachu porzuciła przed ołtarzem miłość swojego życia. Nic dziwnego, że to rzucało cień na jej dotychczasowe singielstwo.
— Był jeden i go spłoszyłam — powiedziała marszcząc przy tym nos, po czym pospiesznie machnęła ręką. — No, ale trudno. Trzeba wypić piwo, które się nalało — dodała uśmiechając się nieco pod wpływem objęcia Charlie. — Może powinnam rozważyć takiego asekuracyjnego narzeczonego; no wiesz o co chodzi - umówić się z kimś bliskim, że jak do… dajmy na to trzydziestych piątych urodzin nikt nie wbije nam w tyłki strzały amora to spikniemy się, by spędzić razem życie. Tylko to musi być ktoś kto zna już nas na wylot i w towarzystwie którego czujemy się dobrze… — i tu się zamyśliła, główkując przy tym intensywnie. — O wiem! Zapytam Roberta — już od dziecka ją znał, kandydat idealny. Tak, niewątpliwie już lekko się wstawiła.
Porywając frytkę Charlie przytaknęła na jej słowa, po czym ożywiła się na myśl o toaście. Niech mnie skrzat kopnie! uniosła głos, krzyknęła wręcz entuzjastycznie — Pijemy — po czym przechyliła szklankę opróżniając jej zawartość.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mając na uwadze dobro innych (choć często bardziej swoje, lecz to nie jest nic złego – być egoistą), można tkwić w swoich tajemnicach całą wieczność. Może to wyżerać od środka jak robak zgniłe jabłko, ale to wciąż będzie się zdawać lepsze niżeli wyjawienie całej prawdy. Charlie coś o tym wiedziała i choć Pola nie powiedziała ani słowa o swoim związku, zrozumiałaby ją całkowicie. Sama wolała przemilczeć kilka kwestii, zwłaszcza teraz i gdy chodziło o jej przeszłość.
Największą przykrością w tajemniczych związkach był właśnie fakt, że z reguły nikt o nich nie wiedział. Gorzej, jeśli mężczyzna jest już zaobrączkowany. Tego Everett nie znała z autopsji, lecz z pewnością współczuła wszystkim kobietom, które nieświadomie wbiły się w małżeństwo. Mogło to być bardziej bolesne niż ślub z zemsty. Dlatego też takie wypady do baru mogły być zbawienne. Poznajesz faceta na jedną noc, bawisz się, cieszyć, używasz sobie życia, a nad ranem bajka kończy się i bez zbędnego bagażu wkraczasz w normalne życie. Jednak chyba ani Charlie, ani Apollonia nie były gotowe na taką zabawę i pragnęły jedynie znanego towarzystwa. Byczki zajęte nowymi krowami obrazowały cały luz, w którym jeszcze chwilę znajdowała się Pola, było całkiem zabawnym widokiem. Napinali swoje mięśnie, a ich cycuszki podkreślone obcisłymi koszulkami podskakiwały zabawnie w ramach durnego podrywu. Chyba krówki nabierały się, bo miały miny jak pies na świeżą szyneczkę. Charlie zerkała na przyjaciółkę, ledwo powstrzymując wybuchy śmiechu.
Nie kontrolowała czasem takich ataków śmiechu, które pojawiały się tylko jak wypiła więcej wina (lub pomieszała je z kieliszeczkiem whiskey, bo niestety, zdarzało jej się dla dobra męża). Przed wyjściem do baru opróżniła butelkę, ale mimo to trzymała się dzielnie i ledwo było po niej widać pod względem fizyczności. Świat tylko delikatnie wirował, ale język powoli zaczynał się rozplątywać z pomieszania z poplątaniem.
- Dobrze, dobrze, mamo, ale tylko dziś jest okazja, żebyś zrobiła sobie prasowanie twarzy za pół darmo, kuszące? – poruszyła brwiami zachęcająco i zaraz pochyliła się w stronę przyjaciółki, aby dojrzeć jej niby-zmarszczki. Mrużyła oczy, oglądała ją z każdej strony, aż wygięła usta i wzruszyła ramionami. – Ja tam nic nie widzę, a szkoda, bo zostawiłam specjalnie dla ciebie włączone żelazko, żeby się grzało. – Pola jeszcze naprawdę wyglądała młodo, dobrze i naturalnie, ale tak – zaczynał się problem każdej kobiety. Dopadł on również Charlie, która nie znosi kosmetyków, a musi ich używać coraz więcej i coraz to droższych, aby ratować swoją cerę. Całe szczęście, że nie była aż tak problemowa, jednak już sam fakt, że musi coś robić przed snem, stawał się denerwujący.
I kolejny aspekt z życia przyjaciółek był identyczny. Charlie też musiała jakoś spłoszyć Harpera-Jacka kilka lat wstecz, skoro wyparł się jej. Musiała zrobić coś, co sprawiło, że nie chciał z nią już być. Może i dobrze? Nadal za nim tęskniła, ale przynajmniej on nie dusił się przy niej. Niech tylko jedno z pary będzie nieszczęśliwie zakochane.
Miłość. Co za popieprzone uczucie.
- Skąd ja to znam - westchnęła ciężko na słowa Poli. I mimo powagi sytuacji, rozbawiła ją już zaraz swoim genialnym pomysłem. Naprawdę g e n i a l n y m. Aż jej pozazdrościła, że przynajmniej ma kogoś tak zaufanego, z którym mogłaby stworzyć taki pakt. Charlie nie miała. Cieszyła się jednak, że Apollonia mogłaby w końcu stworzyć z kimś związek – obojętnie jaki, byle nie skończyć samotnie na starość. - Myślę, że nie miałby nic przeciwko, a nawet jeśli, przycisnę go i sobie z nim porozmawiam. Jeśli odrzuci taki pomysł, to jest totalnym złamasem! – Pogroziła pięścią, jednocześnie upijając z kieliszka wina.
Nie mogła oderwać się od alkoholu niemal jak dziecko od mleka matki. Nie miała pojęcia, co ją tak ciągnęło do wina! Wizja przeokrutnego kaca? Przynajmniej miałaby pretekst do niewychodzenia z łóżka.
Opluła się, słysząc o skrzacie. Oj, Apollonia wkręciła się w świętego Patryka do reszty.
- Jak skrzat cię kopnie to może do końca tęczy dolecisz – odparła ze śmiechem, wycierając brodę z trunku. Dopiero po tym stuknęła się z Polą w geście toastu i ponownie pociągnęła z kieliszka. - A słuchaj, co by było, gdybyś spotkała swojego eks?
Chciała dowiedzieć się jak mogłaby zareagować Pola na swojego byłego narzeczonego, bo sama była ciekawa co by w nią wstąpiło na widok jej miłości.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • Zadanie — wznieś toast, krzycząc "Na koniec tęczy i jeszcze dalej! "
Przedkładanie dobra innych nad własne? To chyba powinna sobie wytatuować na czole, bo właśnie taka była! Wielokrotnie własnym kosztem, ale nigdy nie dawała tego po sobie poznać. Ba! Sama do siebie tej myśli nie dopuszczała, rwąc się do tych, którzy tego potrzebowali. Podając swoją dłoń i nie protestując, kiedy rwali całą rękę… całą ją. Właściwie, chyba nawet ta przypadłość sprawiła, że uwikłała się w ten romans akademicki. Ona studentka, on profesor. Zaczęło się niewinnie - od dyskusji jakie poruszała zaciekle na wykładach, niejednokrotnie przeplatanych niewinnymi uśmieszkami, po dyskusje prowadzone po godzinach w sali wykładowej. Nawet nie pamięta, kiedy sala wykładowa zmieniła się w coraz to bardziej kameralne miejsca, które przybliżają ich do siebie sprawiły, że znaleźli się w swoich ramionach. Chryste, to było dekadę temu! Wydawać by się mogło, że to zamknięty temat, prawda? Każde żyło swoim życiem. Ona ruszyła dalej - studia, wir pracy, poznanie narzeczonego, przygotowania do ślubu. On wciąż dusił się w kiepskim małżeństwie. Wystarczyło jedno spotkanie, by znów wrócić do… czego? Czym to u licha było? Ich ucieczką przed prawdziwym życiem? Możliwe. Całkiem miłą ucieczką, bo jeszcze żadnego z nich nie przyprawiła o ból. J e s z c z e.
Teraz nie w głowie jej były romanse, a spotkanie z przyjaciółką, które już na wstępie obfitowały w sporą dawkę śmiechu - szczególnie teraz, kiedy z bezpiecznej odległości mogły podziwiać poczynania byczków. Z resztą nie tylko to ją bawiło, choć pewnie tutaj zadziałał alkohol, który w siebie wlała. Yup, na pewno.
— Prasowanie twarzy? — spojrzała na Charlie zaniepokojona, kiedy tak przyglądała się jej badawczo. Nawet palec prawie wetknęła sobie do oka, by jej wskazać problematyczne miejsce, które teraz nieco przypudrowane wcale tak nie raziło po oczach. — Oh, ty tu sobie ze mnie żartujesz, a ja mówię poważnie! To poważny problem — oh, zbierało się w niej lekkie zmieszanie. Teatralnym oburzeniem (przecież nie na poważnie) obdarzyła przyjaciółkę, dąsając się jak mała dziewczynka. — Lepiej kup sobie żela.. pfu okulary sobie kup, bo już zaczynają ci się problemy ze wzrokiem. Wcześnie, swoją drogą — odgryzła się, oczywiście wszystko należało traktować z wielkim przymrużeniem oka, bo rozbawienie nie znika z jej buźki. — I poczekaj, zobaczymy jak ci stuknie trzydziestka. Jeszcze o tym nie wiesz, ale wraz z nią w pakiecie dostajesz radar dostrzegania nadciągającej starości — jak zwykle, dramatyzowała. To po alkoholu wychodziło jej świetnie! — Każdy mężczyzna widzi to, czego ty nie dostrzegasz. Starość, dojrzałość… to ich przeraża. Zapytasz pierwszego lepszego, a od razu ci powie, że zauważył te oznaki starości — i tak się niefortunnie złożyło, że barman właśnie przechodził obok dziewczyn, więc Pola bez skrępowania go zaczepiła. — Prawda? — lecz biedaczysko nie wiedział o czym mowa, więc przystanął taki zdezorientowany. — Och, tylko mi przytaknij. Co ci szkodzi? — nawet nie musiał wiedzieć w czym rzecz. — Nieważne, jeszcze raz whisky i wino — odparła dając za wygraną i wracając spojrzeniem do Charlie.
Ciche westchnięcie nie wróżyło nic dobrego, bowiem wypełzły na tematy, które mogły sponiewierać ich dobry nastrój szybciej niż alkohol sponiewiera je. — Z przymusu to nigdy nic dobrego nie wychodzi, więc może lepiej go nie przyciskaj. Zapytam, jak będzie okazja — śmiejąc się lekko na widok tej małej piąstki Charlie, którą tak zawzięcie się wygrażała.
— Na koniec tęczy i jeszcze dalej! — słysząc jej komentarz ponowiła toast, zaraz po tym jak barman uzupełnił jej drinka. Ledwo go upiła, a prawie by zeszła. Zakrztusiła się, jakby jej organizm postanowił się bronić - nie przed piciem, a przed odpowiedzią na pytanie przyjaciółki. Nie kryła zaskoczenia, gdy już na nią spojrzała. Odstawiła ostrożnie szklankę i gapiła się na nią dłuższą chwilę, nic nie mówiąc. — Pewnie w akcie paniki próbowałabym schować się pod bar lub za twoimi plecami wierząc, że wcale mnie nie widać — i zasłoniłaby dłońmi oczy dla lepszego efektu, jak to robią dzieci podczas pierwszej zabawy w chowanego. — Później? Nie mam pojęcia, ale wiem, jak skończyłby się taki wieczór — pewnie całą noc ryczałaby w poduszkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niektóre związki, zwłaszcza te najbardziej ekscytujące, z reguły szybko nie kończą się. Na pewno nie definitywnie. Trudno zakończyć coś, czego w głębi duszy trzyma człowieka przy lepszym życiu. Romanse, rozgrywające się w ukryciu przed wścibskimi spojrzeniami innych i tymi pełnymi wyrzutów, które dostaje się od bliskich, są najbardziej wartościowujące (lub nie) człowieka. A może to nie tak? Może coś takiego czuła tylko Charlie, gdy Apollonia wręcz przeciwnie – była tym przytłamszona?
Dlaczego właściwie ludzi ciągnie do siebie, gdy nie powinno? Jak ten mechanizm działał? Dlaczego kochankowie cierpieli, małżeństwa rozpadały się, jedna jednostka popełniała samobójstwo lub inną głupotkę, a świat? Świat żył dalej w pełnej nieświadomości, do czego doszło w weekend czy zeszły czwartek.
Pomimo słodkiej niewiedzy, w której żyła Charlie, cieszyła się, że przyjaciółka trzyma się dzielnie. Singielstwo też nie zawsze jest przyjemne. Zwłaszcza, gdy wokół coraz to więcej znajomych bierze ślub, rodzą im się dzieci, albo osiągają międzynarodowy sukces w swojej branży. Najbardziej boli widok szczęśliwej pary na ulicy. Charlie coś tym miała pojęcie. I nie było ono nowe, świeże – trwała w nim od lat. Dobrały się więc idealnie.
Dąsanie Poli zafundowało Charlie kolejny atak śmiechu. Och, biedny barman, będzie musiał do reszty pogodzić się z dwoma nieszczęśliwymi z miłości kobietami, które uchleją się w trzy dupy szybciej niż sądziły.
- Łykasz wszystko jak młody pelikan – westchnęła ciężko w końcu, sięgając zaraz po kilka frytek. - Przecież wiesz, że jak botoks, to tylko razem. Nawet myślę, że to już niedługo przyjdzie czas szukania kliniki – dodała z pewnym bólem w głosie. Oczywiście, że nie podda się ż a d n e m u zabiegowi upiększającemu czy poprawiającego urodę. Może szukać kliniki i lekarza, ale nigdy nie umówi się na żadną wizytę. Już teraz wiedziała, że woli zestarzeć się brzydka niż rozkładać się dłużej przez botoks w policzkach.
Barman nie wyglądał na chętnego do odpowiedzi, co uradowało ją niezwykle. Właściwie były wciąż młode, więc nie brakowało im niczego. Nie były jak wino (jak w przypadku wielu mężczyzn), ale przynajmniej wygrały walkę ze sztucznością, jaka kryła się w dwudziestym pierwszym wieku. Wszędzie napompowane lale.
- Słuchaj, jeśli taki facet powie mi, co mam sobie poprawić i będzie przeszkadzać mu mój wiek, kopnę go w dupę. I ty też powinnaś coś takiego zrobić, szanujmy się, nie? – Specjalnie przybrała ton rapera z dwutysięcznych lat, by podkreślić powagę sytuacji. Tak jakby. Na pewno raperów kiedyś trzeba było się bać (prawda?), więc Charlie również pragnęła oddać ten klimat. Żaden nie powie jej, że jest dla niego za stara. Żaden!
Dopiła swoje wino zdecydowanie za szybko. Tym razem barman dolał jej już bez żadnego słownego proszenia; wystarczyło jedno spojrzenie. O takich barmanów walczyła.
- Nie będę pytać, spokojnie – uśmiechnęła się i odetchnęła głośno, wręcz teatralnie. – A ja chyba założę sobie tindera. Żałobę trzyma się pół roku, prawda? Więc mogę już zacząć szukać opieki na starość.
Gówno prawda, Charlie.
Może i żałobę trzyma się jeszcze dłużej, ale taka, jaką ona ma jest żadną żałobą. Mimo to, była coraz bliżej myśli, że lata lecą, a wdowy nie mają dużego powodzenia wśród mężczyzn. Zwłaszcza te nieszczęśliwie zakochane i doszczętnie spłukane. Do Charlie najczęściej dzwoni windykator. Niemal jak w filmie Wyznania zakupoholiczki, wymyśla coraz to nowsze wymówki.
Nie zdążyła upić swojego wina, gdy Pola zaczęła się krztusić. Wstała szybko i zaczęła mocno klepać ją po plecach, a jedną jej rękę uniosła. Sytuacja mogła stać się całkiem niebezpieczna, a Charlie nie potrafiła przestać się śmiać. Przepraszała ciągle i śmiała się do utraty tchu na przemian. Pola na pewno ją wydziedziczy po tej nocy. Pola jednak doszła do siebie, a Charlie z westchnieniem usiadła z powrotem. Chyba nie powinna zaczynać tego tematu.
- A nie masz czasem wrażenia, że to niedługo nastąpi? Bo ja… ja mam takie, od kilku dni – wyznała po chwili milczenia. Musiała przemyśleć sobie słowa przyjaciółki i zastanowić się jak ona by zareagowała. Chyba przeciwnie. Chciałaby pokazać się z jak najlepszej strony. Tyle, że miały tu inne sytuacje. Pola porzuciła, Charlie została porzucona. Jedno jest pewne – też przeryczałaby całą noc. - I chyba chciałabym, żeby do tego doszło. Dziwnie mi z tą świadomością.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby ktoś zapytał Apolonię dlaczego brnęła w taką niewłaściwą relację, pewnie nie odpowiedziałaby. Na pewno nie od razu, nie wprost. Sama bała się rozpocząć analizę tego wszystkiego, jakby to co miała odkryć miało ją przerazić. Szanowała Mikaela - a przecież zdradzał żonę i to z nią; jakież to złe! Współczuła mu odrobinę - widząc w nim dobro wierzyła, że życie nie potoczyło się po jego myśli i stał się nieszczęśliwym. Od zawsze miała skłonność do wspierania innych (tylko nie rozchodziło się o pocieszenie poprzez wskakiwanie zajętemu mężczyźnie do łóżka, ale jak widać od każdej reguły są wyjątki), doszukiwania się w nich dobra, a to budziło troskę, zainteresowanie iii reszta potoczyła się sama, straciła kontrolę. Uwikłała się w ten romans i zdała sobie sprawę z tego, że nie chciała go kończyć. Jeszcze nie była gotowa. On jeszcze nie był tak szczęśliwy, jak na to zasługiwał.
— Zapiszę się na botoks razem z tobą pod jednym warunkiem - że będę tam tylko po to, by trzymać cię z dala od tego dziadostwa, a ty będziesz pilnować mnie — aż tak zdesperowana nie była; od zawsze stawiała na naturalność - od kosmetyków po zabiegi. Już wolała być zmarszczoną rodzynką, tylko fajnie gdyby ją ktoś jeszcze wtedy kochał. Zawsze rozczulała się nad starszą parą, która nie boi się okazywać uczuć publicznie - przykładowo tuląc lub składając czuły pocałunek na skroni.
Skrzywiła się jedynie na barmana, który nie zaszczycił jej pytania odpowiedzią.
— Wiesz co mnie zawsze zastanawia? Co te dziewczyny mają w głowach? Czym się kierują i czemu tkwią przy kimś, kto wytyka im kolejne punkty do poprawy? Czy można być szczęśliwym znajdując się w takim położeniu? Nawet jakby płacił i utrzymywał, przecież każdy w końcu musi załapać, że pieniądze nie dają szczęścia i nie rekompensują czegoś takiego — odpowiedziała przytakując jednocześnie na jej słowa. Nie zamierzała pakować się w coś takiego, co tylko mogło ją uszczęśliwiać, ale hmm… może tylko ona była taka staromodna, zapatrzona w miłość, która już od wielu lat była na wygnaniu, bo światem rządziło zupełnie coś innego. Kasa, kasa, kasa...
— Mam tindera, ale szału na nim nie zrobiłam… z resztą sama nie mam ochoty na nim siedzieć i przesuwać to w lewo, to w prawo. Nie wydaje ci się to jakieś takie… płytkie? — w sumie nic dziwnego, że głównie sprawdzało się to w formie poszukiwania jednonocnych przygód, a nie stałej relacji. — Myślę, że opieki na starość tam nie znajdziesz. Już lepiej jak zapoznasz się z broszurami domów spokojnej starości — wycedziła z lekkim uśmieszkiem na twarzy; niby żartobliwie, ale nikt nie wmówi jej, że nie ma w tym ziarnka prawdy.
Potrzebowała odrobiny czasu, by okiełznać nieproszony kaszel, jaki zakłócił jej spokój po pytaniu Charlie. Fakt, że nabijała się z niej w tym czasie wcale nie pomagał, bo i jej się udzielało. Dopiero po odzyskaniu względnego spokoju mogła z nią spokojnie porozmawiać.
— Gdziekolwiek się nie ruszę krąży za mną myśl, że natknę się na niego przypadkiem — mruknęła z niezadowoleniem. — Czasami chciałabym to mieć już za sobą, a niekiedy… — naiwnie pragnęła, by móc cofnąć czas i postąpić właściwie. Oczami wyobraźni widziała siebie jako jego żonę, matkę jego dzieci, nie do końca perfekcyjną panią domu, ale wciąż o wielkim sercu pełnym ciepła, troski i miłości. Widziała swoją bajkę, którą przekreśliła idiotyczną decyzją, pochopną i podjętą pod wpływem strachu, który nijak miał się do rzeczywistości. Lecz wtedy zabrakło kogoś, kto przemówiłby jej w porę do rozsądku - wciąż nie rozumiała jak do tego doszło. Strach się nasilał i zwiała na tyle daleko, by jej konsekwencje nie dosięgły - na inny kontynent, głupiutka Pola. Wróciła, a to co czuła przed laty znów nią wstrząsnęło. — Wolałabym żyć w ciągłej niewiedzy — ale z świadomością, że już na siebie nie wpadną. O ile pogodziła się z własną głupotą i popełnionym błędem, o tyle nie wiedziała czy zdoła się zmierzyć z nim, jego uczuciami i powrotem do przeszłości.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Samolubność oraz wszelkie chęci bycia szczęśliwym potrafią być silniejsze niżby się tego chciało. Być może taką mieszankę miała w sobie Pola, ciągnąc ten (zakazany) romans, a być może umysł i serce już z przyzwyczajenia do adrenaliny nie dopuszczał do siebie myśli, że czas to zakończyć. Definitywnie zakończyć. Nikt nie powinien oceniać takiej sytuacji, jeśli nie zna choć jednej ze stron trochę lepiej.
Charlie nie oceniałaby.
Sama ciągnęła grę, która zakończyła się fatalnie – śmiercią człowieka. Nie, nie zabiła go, ale doprowadziła go do stanu ostateczności. Mogła interweniować już na początku, aby nie jechał na misje. Mogła ratować inaczej małżeństwo niż dzieckiem, które odeszło jeszcze zanim się pojawiło na świecie.
Obie grzeszyły według przykazań boskich, a jednak jeszcze ciągnęły swój żywot; a co najważniejsze – szło im to chyba coraz lepiej. Pokuta będzie trwała jeszcze długo, lecz gdzieś tam nadzieja jest ukryta, aby narodzić się w pełnej okazałości.
Uśmiechnęła się lekko na słowa przyjaciółki. Wdzięczność, jaką poczuła w tamtym momencie, była nie do opisania. Ogromna. Ciepła. Cudowna. Jakiś czas temu, po śmierci Michaela, pojawiła się obawa, że teraz będzie musiała sprostać nowym, dziwnym kanonom piękna, aby na starość nie być samotną. Nawet jeśli chciała być samotna teraz, nie oznaczało to, że chciałaby mieć przy sobie kogoś. Mężczyznę.
- I tak bym tego nie zrobiła, bo… jak to się mówi? A, jestem cipą i stchórzę – wzruszyła ramionami z pewnym rozbawieniem, choć w głębi duszy naprawdę wzruszyła się postawą Poli z przyszłości. I ją wzruszały starsze małżeństwa, które trwały ze sobą od siedemnastego roku życia aż po grób.
Czy ona, Charlotte Everett, zalicza się do takich spełnionych małżeństw? Aż po grób. Była z nim do jego końca.
Przytaknęła na słowa przyjaciółki, a podkreślając całą oburzającą prawdę, klasnęła w dłonie.
- Dokładnie tak! Nie mogłabym żyć ze starym, pomarszczonym bogaczem dla pieniędzy. Wyobrażasz to sobie? Bo ja nie. Nie chcę mieć pieniędzy oj kłamczuszku- byle kupić sobie nową torebkę Coco Chanel, spłacić długi eks-męża czy po prostu brać zielone kąpiele. – Tak naprawdę, to sprzedawała duszę diabłu, aby spłacić wszystko co pod kreską zostawił jej Michael w spadku. Powoli, grosz do grosza, a dług nie malał. Robiła wszystko, co mogła, ponieważ postarał się mocno, żeby odwdzięczyć się żonie za nie-miłość do niego.
Naprawdę ludzie potrafią być mściwi zza grobu.
- Może i jest płytkie, ale nie chcę skończyć jak dziewica w nowym życiu wdowy. Natury nie oszukasz, nie da się żyć resztę życia bez seksu. Zresztą, jeszcze jako żona nie tkną mnie od… – Od poronienia, ale nie zdołała powiedzieć tego na głos. Wolała, aby dalej to wiedział tylko i wyłącznie Bastian. – Od długiego czasu. Hej, panie barmanie! Brałbyś mnie? Jestem dla ciebie atrakcyjna? – rzuciła w stronę biednego mężczyzny głośniej, aby wiedział, że to na pewno do niego. Zaraz jednak uniosła dłoń w geście stopu. – Nie odpowiadaj! Zastałam się, nawet na tinderze nie dam rady przejść dalej castingu.
Nie chciała być na tinderze, a jednak chciała kogoś mieć. Pola miała i Charlie też potrzebowała tego. Zwłaszcza, gdy wieczory ciągnęły się, a dom przypominał ciągle jej o dziecku i mężu.
Tu zmarł Michael, tam zmarło maleństwo.
Tu schowałaś pieniądze na długi, a tam resztę, która będzie na czarną godzinę.

Pijąc coraz więcej wina i śmiejąc się coraz częściej, zapominała powoli w jak wielkiej rozsypce znalazła się. Mając obok siebie przyjaciółkę, na sercu rozlewało się ciepło, które często jej gdzieś umykało. Było to przyjemne nawet wtedy, kiedy poruszały cięższe tematy z chwili na chwilę. Musiały teraz wyglądać na naprawdę przybite – zdecydowanie byki spłoszyłyby się w mgnieniu oka.
- Może trzeba go znaleźć w mediach i dowiedzieć się, co teraz robi i w jakim miejscu mieszka? – zaproponowała nieśmiało. Sama miała ochotę to zrobić nieraz w przypadku z Harperem, a byłoby to całkiem proste, ponieważ był gwiazdą. Zawsze jednak bała się zrobić to sama. Propozycja była głupia, ale możliwe, że pomogłaby im obu, Poli i Charlie. - Będziesz wiedziała na czym stoisz. Ja mogę sprawdzić twojego, ty mojego, o!
Pola miała zdecydowanie inną sytuację i strach, który czuła, był całkowicie uzasadniony. Ale co da jej (im) większy spokój niż wiedza dotyczą ich „wrogów”? Jeszcze po jednym kieliszku i będą w pełni rozluźnione, a co też za tym idzie – odważne.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • Zadanie — narysuj sobie na czole koniczynkę niezmywalnym markerem, lub pozwól zrobić to komuś innemu.
Nie poznawała samej siebie, przecież nie była samolubna! A może jednak była lub zmieniała się w takiego człowieka. Cholera, z każdym kolejnym roku dostrzegała w sobie zmiany tylko jeszcze nie była pewna, czy to się jej podoba. Potrzebowała kogoś, kto nie oceniał i wiedziała, że ta osoba siedzi właśnie obok niej. Może nie znała wszystkich jej sekretów, ale i tak czuła się zrozumiana.
Parsknęła śmiechem słysząc jej tłumaczenie. — W tym wypadku działa to na twoją korzyść — nawet jeśli tchórzostwo czasami krzyżowało wiele ważnych spraw, akurat tutaj mogło śmiało zadziałać. — Z kolei ja nie chcę być sztuczna, jakoś mam wrażenie, że to taki akt desperacji, który uwidacznia strach przed starością, a ja się jej nie boję — nie była jak ci spłoszeni dojrzałością mężczyźni. Potrafiła dostrzec piękno w tym, nawet jeśli teraz marudziła na pierwsze zmarszczki. Na Boga! Miała dopiero trzydzieści lat, nic dziwnego, że to się jej teraz nie podobało - taki etap. Etap, na którym często wiele ludzi polega sięgając po skalpel lub planując go w przyszłości.
Przyszłość widziała zupełnie inaczej - w przytulnym domu u boku kochającego mężczyzny, z którym doczekałaby się razem gromadki dzieci, a z czasem i wnuków oraz pierwszych zmarszczek i siwych włosów. Wszystko to, aż po grób nad którym nikt nie snułby domysłów ile podczas swojego życia wstrzyknęła w siebie botoksu.
— Właśnie sobie tego nie wyobrażam i chyba nawet nie chcę — stwierdziła krzywiąc się przy tym wymownie. Z drugiej strony jaka była granica między starością fuj, a tą akceptowalną? Miała wrażenie, że im bardziej się starzeje tym ta granica się zacierała. Przykładowo, taka dwudziestolatka z typem pod pięćdziesiątkę? Tutaj coś już zalatywało sponsoringiem. Z drugiej strony sama będąc jeszcze studentką uwikłała się w romans z mężczyzną o dekadę starszym i nigdy nie pomyślała, by w tej różnicy było coś niewłaściwego. — Zresztą pieniądze nie robią na mnie wielkiego wrażenia, więc chyba nigdy nie będę w stanie w pełni zrozumieć tego parcia na wystawne życie — stwierdziła wzruszając bezradnie ramionami. Rodzice nauczyli ją szacunku do pieniędzy, ciężko pracowali by zapewnić jej spokojny start bez kredytu studenckiego, a później zarobione pieniądze za granicą nie padły ofiarą rozrzutności i wciąż część z nich zasilała jej konto.
— Cztery lata żyłam bez seksu i jestem skłonna stwierdzić, że mogłabym wytrzymać bez tego całe życie — bzdury ale w sumie to mogła być jedna z rzeczy, która pchnęła ją do romansu po powrocie z innych kontynentów, gdzie zamiast uwikłać się w jakąś niezobowiązującą relację oddała się pracy.
Nim jednak dodała coś więcej w temacie seksu Charlie wyskoczyła z pytaniem do barmana i nie wiedziała co powinna powstrzymać: przyjaciółkę czy swój wybuch śmiechu, który po części był efektem jej wyskoku, a częściowo wynikał z miny, jaką zrobił barman - trochę zdezorientowanej i speszonej, choć ten kącik ust, co drgnął mu w górę uśmiechu zdradzał jedną myśl - brałby! Pola wiedziała, a on faktycznie nie musiał już odpowiadać. Jeśli Charlie dobrze by to rozegrała może nawet dzisiaj ni wróciłaby do domu sama,
Czy Pola kogoś miała? To zbyt dosadnie określone, bo ostatecznie była wciąż samotna i jedyne na co mogła liczyć to, że ten ktoś znajdzie dla niej czas wyrywając się ze swojego pierwszoplanowego życia. Też chciała kogoś mieć, dla siebie ale w dalszym ciągu tinder do niej nie przemawiał.
Pomimo trudniejszych rozważań przeplatających się podczas tego spotkania, było ono udane, a dobrym potwierdzeniem na to były salwy śmiechu, które powracały raz po raz przy zmianie tematów. Nawet jeśli to zasługa alkoholu - pal licho, niech się dzieje co chce! Potrzebowała wyśmiać się za swe czasy, nawet jeśli z ich własnej żałości.
— No właśnie w tym rzecz, że chyba nie chcę go szukać — wciąż nie była na to gotowa. Co jeśli poradził sobie świetnie? (Oczywiście, że tego chciała - zasługiwał!) Co jeśli znalazł sobie kogoś wspaniałego? (Powinien, ale to i tak by bolało.) Co jeśli ma dom, założył rodzinę i jest szczęśliwy? (Zasługiwał, ale cholera… to miała być ona.) Chyba zwyczajnie nie zniosłaby tego, do czego sama doprowadziła. — Ale jeśli chcesz to ja mogę sprawdzić twojego! Gdzie powinnam szukać? — stwierdziła, ręką nawet sięgając do torebki w poszukiwaniu telefonu, aż w końcu uświadomiła sobie… — cholera, jakie my głupie jesteśmy — i zaśmiała się lekko, ubijając swoją whisky. — Siedzimy w barze pełnym ludzi… mężczyzn tu nie brakuje, alkoholu też, a będziemy siedzieć nosem w telefonach i przeszłości? O nie, nie… — i pewnie wygłosiłaby tutaj przemowę życia, ale nagle przerwała — poczekaj, muszę siku — i nim padło więcej słów zsunęła się z hokera i powędrowała do łazienki, a droga była jakaś taka chwiejna i niepewna. Obiła się o kilka osób, a ostatecznie zaszyła się w toalecie na kilka minut. Po czasie wróciła do baru jakby nigdy nic i nawet nie myślała o tym, że przyjaciółce należą się jakieś wyjaśnienia. — Na czym to ja skończyłam? — zapytała jakby nigdy nic. Jakby nikt przed chwilą w toalecie nie zaczepił jej na krótką pogawędkę, która skończyła się wzajemnym wymalowaniu koniczynki na czole. Dokładnie tak! Czarna koniczyna zdobiła właśnie jej czoło, które z dumą unosiła ku górze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Och, Charlie była największym tchórzem w Seattle! Wiedziała to już za dzieciaka, gdy nie chciała wejść do basenu, bo bała się, że straci grunt pod nogami i zacznie się topić. W najgorszym scenariuszu zjadały ją rekiny. Później tchórzyła przy Harper-Jack’u. Ostatnio stchórzyła przy swoim mężu, bo bała się powiedzieć, że nie, wcale nie chce brać z nim ślubu. Co będzie następne? Botoks? Kwas hialuronowy? Kolejny przypadkowy mąż?
- Nie boisz się starości? – Na słowa przyjaciółki aż uniosła brwi wysoko. Nie bała się samotności? Starość jako oznaka brzydkości (jednak wciąż naturalnej), pomarszczenia i niewydolności ciała i umysłu w stu procentach mogła znieść. Najbardziej obawiała się samotności, która najpewniej ją czeka, jeśli nie zacznie znów żyć. Podziwiała więc Polę za takie dorosłe podejście do życia. – Wiesz, jak będziemy samotne na starość, to przynajmniej wybierzmy jeden dom starości. Będzie nam raźniej, nie? – zaproponowała po chwili z pewną nadzieją na zgodę Poli. Charlie nie miała swojego Roberta, który w razie wypadku zgodzi się na związek partnerki jako kredyt na starość.
Dla niej bycie niezdolnym do spojrzenia w lustro (choć ma coś takiego już teraz) przez okropną, pomarszczoną twarz, naznaczoną historią i latami emocji. Możliwe, że dla Charlie trudno było zaakceptować przyszłość, bo nie widziała jej w tym momencie. Straciła swoją przyszłość – nawet jeśli byłaby ona wciąż fałszywa – wraz ze śmiercią Michaela. Nie była też gotowa na nowy związek, bo wciąż blokowało ją stare uczucie do Harpera. Ups, przepraszam, blokowała ją oficjalnie żałoba po mężu. I kiedyś pragnęła dzieci, domu, spokoju i poczucia stabilności, lecz teraz? Sama nie wiedziała.
- Myślę, że rozmowa na temat starości powinna się skończyć – zaczęła oficjalnie, choć już przez kolejną część zdania niemal dławiła się ze śmiech – bo za dużo wyobraziłam sobie… jeśli chodzi… o starca z dwudziestką! – Na koniec wybuchła znowu rechotem śmiechem, aż dostała w końcu czkawki. Oby tak dalej, a tego wieczoru nazbierają dużo dodatkowych minut (młodego) życia dzięki ciągłemu śmiechowi.
Nie odpowiedziała już nic na temat pieniędzy. Miała szacunek do pieniędzy i pracy, nawet jeśli jej całe szczęście zmarły mąż zrobił wszystko, aby wszystko zeszło na psy. Czasem chciała być znów dwudziestką, piękną i pociągającą, nie przejmującą się prawdziwym życiem i zbijającą kokosy na współpracach z Instagrama. Może znów wyjechałaby do Francji, do Paryża i miałaby tam tak jakby luksusowe życie o zapachu perfum Coco Chanel i wśród świateł Wieży Eiffla.
Nie brakowałoby jej też seksu, który stanowił też deficyt w życiu Everett. Zaczęła czuć się pewniej od poronienia, więc szukanie przyjemności nie było aż takim zaskoczeniem. Pragnęła, aby znów ktoś spojrzał na nią zamglonymi oczami z miłością i pożądaniem; a po wszystkim – przytulenia, długiego i szczerego. Nie sądziła, że Pola tyle czasu żyła bez seksu. Inaczej nie narzekałaby na swoje życie miłosne. Prawdę mówiąc, między nią a Michaelem nie było aż tak namiętnie (o ile w ogóle), ale nie narzekali. Zwłaszcza po jego powrotach z misji.
Przez to wszystko (i alkohol) teraz błaźniła się przed barmanem, który mógł być jej kochankiem, jeśli postarałaby się dostatecznie. Czuła, że zaprzepaściła szansę przez swój wybuch, a Pola doprawiła to duszeniem się ze śmiechu. Zresztą, nie chciała zostawiać tego wieczoru Poli, aby żadna z nich nie skończyła w rowie nad ranem. W końcu zakończyła nierówną walkę z podrywem i wypiła zawartość kieliszka, uśmiechając się przy tym głupio. Rozsądek wziął górę.
Jeszcze przyjdzie czas, a obie będą miały kogoś tylko i wyłącznie dla siebie. Prędzej czy później musi tak się stać, bo inaczej życie okaże się prawdziwą suką. Charlie wierzyła w życie. Jeśli ona nie zasługuje na kogoś za wyjście za mąż bez miłości, to Pola już tak, ponieważ dała poniekąd szansę swojemu narzeczonemu na lepszą kobietę. Tak jakby.
Oby była dla nich na lepsze życie po śmierci. Może wybłagają to tego wieczoru? Ludzie czasem popełniają dobre decyzje po pijacku. Na przykład biorą ślub w Vegas i okazuje się, że to ten jedyny. Tak, zdarza się to rzadko, ale jednak zdarza. Nadzieja umiera ostatnia.
- Och, to zmienia wszystko – odparła w zamyśleniu, skinając głową w stronę barmana na swój pusty kieliszek. Już szumiało jej w głowie, a świat nie był do końca wyraźny, a przynajmniej nie tak jak chciała. Mimo to brnęła dalej w wino. Chciała, aby ten wieczór trwał jak najdłużej, pomimo kilku cięższych tematów. Zaraz spojrzała na Polę, unosząc palec w oświeceniu. - O! Tak, sprawdź to chociaż ja będę spokojniejsza. I szukaj może na… Google? – zaproponowała jeszcze, obserwując jak grzebie w torebce w poszukiwaniu jej zbawienia. Dowie się coś więcej. W końcu. Sama nie była do tego zdolna, więc Pola objawiła się jako zbawienie.
Poczuła pewien zawód, gdy Pola zrezygnowała z poszukiwań. Charlie zdążyła zasiać w sobie ziarna ciekawości i wstydu, że chciała w ogóle wiedzieć cokolwiek o mężczyźnie, który pomimo bycia miłością jej życia, odrzucił ją wiele lat temu. Głupota.
Już miała potwierdzić jej słowa, zgodzić się, że dobrze, w porządku, może to i lepiej, więc wznieśmy kolejny toast, gdy przyjaciółka nagle odeszła od niej. Nie zdążyła nawet powiedzieć krótkiego „ok”. W międzyczasie zdążyła wypić połowę zawartości swojego kieliszka. Nie oszukujmy się, barman nalewał tyle, co kot napłakał. A Apollonia miała na czole… właśnie, co?
- Chryste, co to? Karny kutas na dzień Patryka? - zapytała, przyglądając się jej chwilę i parsknęła takim śmiechem, że dostała kolki dosłownie po chwili. Potrzebowała dłuższego momentu, aby dojść do siebie, co nie było łatwe. - Mam nadzieję, że to się zmywa! Przeszłaś samą siebie! Mamy zwyciężczynię dzisiejszego święta! – krzyknęła już na cały bar, podnosząc prawą rękę Poli jakby wygrała właśnie maraton. - Panie i panowie, oto Pola i… - Nie dokończyła, bo cała czerwona padła na bar, dławiąc się ze śmiechu.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Fado”