WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciała sobie wyobrażać, jakim ciosem dla rodzica musiało być patrzenie na swoje bezwładne dziecko. Eda nie miała w tym kierunku żadnych planów. Ani wcześniej, ani tym bardziej teraz. Razem z Jonah, tylko we dwoje było jej najwygodniej. Co prawda, kiedyś od jego mamy czy jednej z bliższych osób słyszała, że Jonah marzył o rodzinie i mocno się nad tym zafiksowała, ale nigdy nie zrobiła w tym kierunku żadnego kroku. Może to i lepiej, bo biorąc pod uwagę stan jej serca, mogłaby nie wytrzymać do porodu, nie wspominając o samym tym wydarzeniu. Dziecko było też powodem, dla którego zostawiła swojego męża. Liczyła, że w ten sposób odda mu wolność, a przy tym da szansę na to, czego pragnął. Może stąd ta awersja, bo mimo że na ten temat nie rozmawiali, Eda ciągle czuła jakąś presję, która w końcu w niej wybuchła z dniem diagnozy? A mimo to, kiedy zobaczyła topiące się dziecko i bezradnego ojca tuż nad nim, nie czuła wahania. Chyba nawet, gdyby nie umiała pływać, nie zatrzymałaby się nawet na moment, bo ludzkie życie było dla niej najważniejsze. Eda, znając siebie, wiedziała, że udzieliłaby pomocy nawet wrogowi. Komuś, kto mocno ją zranił. Nie potrafiła odmawiać takich rzeczy. Dlatego też jej natura doprowadziła do tego, że Eda ponownie znalazła się w szpitalu. Teoretycznie wykonała już swój obywatelski obowiązek, w praktyce nie mogła tego tak zostawić. Nie spodziewała się tylko, że znajdzie mężczyznę tutaj, nie w sali obok syna. Siedział, jakby ktoś wypuścił z niego całe życie i choć starała się go zrozumieć, nie mogła pojąć dlaczego siedzi tak bezczynnie. – Jak to nic nie wiesz? – zapytała, nie zwracając uwagi na konwenanse. – Twój syn właśnie walczy o życie, a ty nie masz pojęcia, co z nim robią? – musiała się upewnić, bo dla niej było to niepojęte. Zostawiła go i choć martwiła się również o niego, to podbiegła do pierwszego lekarza, który stanął jej na drodze, ale Eda nie była upoważniona, by ktokolwiek udzielał jej takich informacji. Próbowała zaczepić jeszcze kolejną osobę, ale z bezradności obróciła się tylko wokół własnej osi i złapała za głowę. Wziąwszy kilka głębokich oddechów, wróciła do mężczyzny. – Musisz natychmiast dowiedzieć się, co się dzieje. Rusz tyłek, do jasnej cholery – nie zamierzała się z nim łagodnie obchodzić. Nie interesowało ją w jakim jest stanie, nie mógł się teraz nad sobą użalać.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

42 To był dobry czas. Przyjemne tygodnie spędzone razem. Razem. Hirsch czuł się chwilami jak nastolatek. Trzyłam Posy za rękę, nieprzyzowicie całował w centrum handlowym, kiedy wydawało mu się, że nikt nie patrzył, zaplatał sobie kosmyki jej włosów na palce, zamiast oglądać film w kinie czy na jego domowej kanapie. Lubił ten czas. Nie był nigdy wcześniej tak dość b e z s t r o s k o zakochany. Szczypał ją w pośladki na niewinnych spacerach po parku – do których Josephine go zmuszała, skoro kategorycznie odmówił biegania w celach poprawy kondycji życiowej. O to dbali w zupełnie inny sposób. Nie chodziło w tym wszystkim o seks. To było tylko po prostu dobre dopełnienie rodzącego się i rozwijającego się uczucia. Zarówno to, co do niej czuł na co dzień, jak i to, jak czuł się, kiedy była naprawdę b l i s k o, rozpalało jego klatkę piersiową. Nie ponowił jednak więcej swojego wyznania. Bał się, że mógłby ją tym przestraszyć. Przygnieść. A nie chciał budować pomiędzy nimi niepotrzebnego dystansu. Nie, kiedy ostatnimi czasy spędzali razem możliwie każdą wolną chwilę, pomieszkując u siebie nawzajem, jak dzicy lokatorzy.
Tego dnia też nic nie wskazywało na to, że coś mogłoby diametralnie ich sytuację. Jacob nie pozwalał jej rano zaparzyć kawy, zamykając ją w kuchni w swoich objęciach. Opierał nos i usta o jej kark, składając tam delikatne pocałunki. Nie trzeba być specjalnie domyślnym, żeby przewidzieć, jak finalnie się to skończyło – obydwojgu skoczyło ciśnienie jeszcze przed wprowadzeniem do organizmu jakiejkolwiek dawki kofeiny. Jeszcze kiedy jechali do pracy, dla niepoznaki dwoma samochodami, kiedy tylko przymykał bądź mrugał powiekami, mógł przywołać tę poranną scenkę z pamięci. A jego kark z kolei wciąż nosił ślady jej paznokci. Jacob zatrzymuje ją jeszcze na parkingu, żeby pomiędzy samochodami, bez obaw, musnąć ustami jej pełne wargi i życzyć jej miłego dnia. Nie będzie jej dzisiaj widział przez cały dzień. Spotkanie kadry zarządzającej z zarządem szpitala. Nienawidził takich wydarzeń, ale nawet on poczuł powagę sytuacji i założył dobrze wyprasowaną, białą koszulę i ciemne jeansy. Nie zdążył co prawda ułożyć włosów i brody, ale ten niedobór czasu rano narrator zdążył już wyjaśnić.
Kiedy jednak Hirsch zniknął na cały dzień na wysokich piętrach szpitala, pozostawiając Josie na oddziale… Do głowy mu nie przyszło, kto zapragnie ją odwiedzić.

Wysoka, prawie chorobliwie chuda blondynka, kołysze się na niziutkich obcasach kolorowych botków i poprawia szal narzucony na ramiona. Rejestruje się co prawda na wejściu, ale siada na uboczu i z uwagą przygląda się pracy lekarzy na oddziale. Sprawia wrażenie, jakby kogoś wypatrywała. I chociaż niektórym pielęgniarką wydaje się, że rozpoznają tę osobę, w wirze intensywnej pracy, nie zawracają tym sobie głowy. Kobieta ma dłoń do szycia. Rana nie jest głęboka, ale zaskakująco równa – w rejestracji zadeklarowała, że skaleczyła się przy gotowaniu. Dopiero po jakimś czasie zostaje wezwana do gabinetu przez młodą panią doktor. Zajmuje wskazane miejsce i przygląda się jej z uwagą. Muszą być w podobnym wieku, chociaż blondynka wygląda na młodszą. Jest też wyższa o dobre kilka centymetrów wyższa, ale zważywszy na to, że siedzi, Josephine nie może tego dostrzec. Kiedy brunetka przygotowuje się do prostego zabiegu, w trakcie zabieganego dnia na oddziale, pacjentka korzysta z okazji i uważnie śledzi ją wzrokiem. Przesuwa po niej powoli spojrzenie i szybko wbija je w podłogę, kiedy Posy odwraca się w jej kierunku. Musi spojrzeć do karty z nakreśloną przez pielęgniarkę sytuacją do szycia – wypadek przy gotowaniu – i musi zapytać ją o nazwisko, żeby powiązać człowieka z ubezpieczeniem.
Brown. Susannah Brown – odpowiada ciepłym, miłym uśmiechem i wyciąga w jej kierunku rękę, odwijając ranę.
Jestem czasem taka niezdarna, wstyd. Mam tylko nadzieję, że nie będzie bardzo bolało? – pyta słodko, nieco niepewnie, zagryzając lekko dolną wargę ust.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie przypuszczała, że może być dobrze, że może być TAK dobrze. Co prawda każdego jednego dnia budziła się z myślą, że to trwa zaskakująco długo, że to może się w każdej chwili skończyć, że wszechświat upomni się o swoje, a ona znowu dostanie po tyłku. Albo zupełnie nieświadomie coś spieprzy, tak jak pieprzyła do tej pory. Ale nie. Zaskakująco nic takiego się nie działo. I może straciła czujność? Rozkojarzona i zakochana przegapiła moment, w którym to wszystko mogło legnąć w gruzach. I to tym razem nie przez nią.
Nie narzekała na brak zajęć na oddziale. Miała pełne ręce roboty, więc nie skupiała się na tym, co czeka ją za chwilę. Dostała górkę pacjentów, którą musiała rozładować i tak po kolei zajmowała się wszystkimi przypadkami – wszystkimi raczej niegroźnymi, więc pracy było dużo, ale była spokojna. Nic więc dziwnego, że z twarzy Josephine nie znikał szeroki uśmiech, który towarzyszył jej od samego rana.
Dlatego nie zwróciła w pierwszej chwili na blondynkę. Nie przyjrzała się też karcie, którą w locie złapała z lady pielęgniarek i teraz też najpierw chciała się zająć pacjentką, a dopiero później papierologią. Ale… coś ją wreszcie tknęło. Czuła na sobie uważne spojrzenie i zauważyła, że gdy tylko podnosiła wzrok kobieta odwracała głowę. Spojrzała na kartę. Spojrzała na blondynkę. I znowu na kartę.
Susannah Brown.
Nieprzyjemny dreszcz przemknął po jej karku, ale starała się pozostać niewzruszona.
Przesunęła sobie lekarski stołeczek bliżej leżanki na której siedziała kobieta. Tak samo jak wózek ze sprzętem chirurgicznym do zszycia rany – Patrząc na to jak czyste jest to cięcie… – zaczęła – Obstawiam, że to nie przypadek. Co cię tu sprowadza, Susannah? – niemniej i tak zabrała się za szybie, bo po pierwsze to tylko kilka szewków, a po drugie – niezależnie od tego z jaką suką miała do czynienia przyszła tutaj z tym skaleczeniem i musiała sobie z nim poradzić. Mogły rozmawiać w trakcie – Jacoba nie spotkasz dzisiaj na oddziale. Chyba, że nie o niego chodzi. Chcesz mnie oskarżyć o kolejne włamanie? Czy tym razem o błąd w sztuce lekarskiej – chociaż jak na razie robiła wszystko perfekcyjnie. Zszyła tej wariatce ranę tak, że nie powinna zostać nawet blizna. I dopiero wtedy podniosła wzrok, żeby lepiej jej się przyjrzeć i złapać z nią kontakt wzrokowy. Właśnie siedziała twarzą w twarz z Rebeccą. I nie miała zielonego pojęcia, co z tym fantem zrobić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie doceniła tej relacji. I to wyjątkowo ją poirytowało, chociaż w ogóle nie dała tego po sobie poznać. Zacisnęła usta w wąską kreskę i podniosła wzrok, by utkwić go w źrenicach pani doktor. Powiedział jej. Była przekonana, że Josephine Alderidge jest błahostką. Chwilowym kaprysem. Romansem z pracy. Pocieszeniem z terminem przydatności. A on jej powiedział. Może wpłynęła na niego inaczej, niż zamierzała? Może przez ten ostatni rok bycia w d o w c e m zestarzał się? Stał się drażliwszy? Szlag by to.
Blondynka jednak nie spuszcza spojrzenia, a jej oczy zachodzą łzami.
Przepraszam… Och, boże, przepraszam. Robiłam zdrowego poke bowla, staram się dbać o swoje zdrowie, kiedyś w końcu musiałam zacząć, prawda? – śmieje się nerwowo i zalewa łzami, udając, że próbuje się powstrzymać. Jest w tym wyjątkowo autentyczna. Wygląda tak, jakby nie radziła sobie z emocjami.
I włamanie? Boże, nie wiem nic o żadnym włamaniu. Powiedział ci, że ja oskarżyłam cię o włamanie? Boże, Josephine… – wymienia imię brunetki, a na dobrą sprawę nie powinna go znać. Na plakietce przy fartuchu lekarskim widnieje tylko jej nazwisko. Ale została odkryta. Więc i ona musi odkryć swoje karty, żeby brzmieć przekonująco. A może powiedzieć prawdę? Jacob Hirsch wydaje się być stosunkowo przyjaznym i zabawnym gościem. Ale z jakiegoś powodu porzucił ciało żony na podjeździe dla karetek. Z jakiegoś powodu nigdy jej potem nie szukał. Dręczyło go to, że nie wie czy Rebecca nie żyje czy to, że mogła przeżyć? Miał sporo na sumieniu. Czy jego prawda była więc tą o b o w i ą z u j ą c ą?
Nie będę ukrywać, że wiem, że wiąże cię z moim mężem jakaś relacja. Ale to nie jest dobry człowiek, rozumiesz? Ja liczyłam na to, że go tu nie spotkam. Skaleczyłam się i potrzebowałam pomocy. Ten szpital mam najbliżej. W innym wypadku nawet nie postawiłabym tu stopy. Ja się go… Boję. Boję się. A ty w ogóle go nie znasz. I jeśli mogłabyś tylko zrobić dla siebie coś dobrego – uciekaj jak najdalej – Rebecca w końcu się uspokaja. Ściera palcami zdrowej dłoni rozmazany tusz spod oczu i wygląda nerwowo, ponad głowa Posy przez okno na szpitalny korytarz. Sprawia wrażenie naprawdę zdenerwowanej. Drżą jej też drobne ramiona. Może naprawdę jest zestresowana?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie była szczególnie dobra w odczytywaniu ludzi. Do tego wszystkiego… była uprzedzona, po prosu. Nasłuchała się od Jacoba naprawdę okropnych rzeczy na temat siedzącej przed nią kobiety. Jak mogła jej wierzyć i nie myśleć o tym jak o wielkim przedstawieniu, gdy jedyne, co o niej wiedziała to, że jest wariatką… byłą ćpunką, niebezpieczną dla siebie i innych? Miała dysonans miedzy tym, co wiedziała, a tym co widziała. I co słyszała. Starała się to wpuszczać jednym uchem, a wypuszczać drugim, jednocześnie po prostu skupiając się na zabezpieczeniu jej rany, ale była to zajęcie na kilka minut. Gdy skończyła, odsunęła wózeczek ze sprzętem chirurgicznym trochę dalej – tak jakby z dala od zasięgu rąk Rebecci. Jednocześnie sama wreszcie na nią spojrzała – Jest twoim mężem tylko dlatego, że nie chciałaś się z nim rozwieźć. Skoro się go boisz… zrób to. Podpisz dokumenty i już nigdy więcej nie będziesz musiała się z nim spotykać. Będziesz mogła prowadzić spokojne życie bez strachu i bez Jacoba Hirscha. Oboje się od siebie uwolnicie. Jestem też pewna, że dałby ci się oskubać przy tym rozwodzie, więc… zrób to Rebecco. Zamiast przychodzić tutaj, żeby udzielać mi rad, naślij na niego prawnika i podpisz te nieszczęsne papiery rozwodowe. – zasugerowała wzruszając lekko ramionami, bo to jej się w tej całej historii nie kleiło. Jeśli tak bardzo się go bała to dlaczego nie chciała się od niego uwolnić? Jeśli bała się nawet tego… to dlaczego nie zmieniła danych i nie wyjechała do innego stanu tylko zamieszkała podobno blisko szpitala, w którym pracował?
Sięgnęła po pudełko z chusteczkami leżące na blacie i wyciąga je w stronę blondynki – Dlaczego się boisz?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przyjmuje pudełko z chusteczkami z wdzięcznością i dystyngowaniem, jakby grała właśnie łzawą scenę w śniadaniu u Tiffany’ego.
Rok. ROK. Dwanaście miesięcy spędziłam na dochodzeniu do siebie po tym, jak Jacob, mój własny mąż próbował mnie zabić. Bo jak inaczej można nazwać lekarza, który z premedytacją podaje żonie złe leki, a potem porzuca ją na pastwę losu przez oddziałem ratunkowym? Myślisz, że ja n i e c h c i a ł a m się z nim rozwieść? Że podobało mi się życie w mieszkaniu bez klamek? Że ja chciałam, żeby Jacob próbował mnie naprawić? Że nie próbowałam z tego wszystkiego uciec? Myślisz, że to była moja decyzja?! – nie krzyczy na Josephine, ale jej głos jest pełen niedowierzania. Spogląda też na wózek z narzędziami chirurgicznymi, który odsuwa od niej młoda pani doktor. Rebecca wznosi zapłakane oczy ku sufitowi i kręci głową z powątpiewaniem. Trochę też pociąga nosem.
On ci to wszystko powiedział? Że jestem szalona? Że nie można mi ufać? Że to ja odpowiadam za jego bliznę na żebrach? Chryste… – wydaje się być naprawdę poruszona. Do tego stopnia, że znowu trzęsie jej się broda tak, jakby ponownie miała się rozpłakać. Zamiast tego nerwowo porusza się na szpitalnej leżance, na której od kilkunastu minut siedzi, właściwie w bezruchu.
Co sprawia, że mu tak bezgranicznie ufasz? Dobry seks? Jasne, na początku jest SUPER. Jest taki zainteresowany i taki opiekuńczy iii jest ci z nim tak dobrze… Możecie się kochać od rana do nocy? Pieprzy cię przez poranną kawą i mówi, że działasz na niego lepiej niż mała czarna, hm? To wszystko szybko się kończy – blondynka pstryka palcami zdrowej ręki i na moment przestaje zachowywać się jak siedem nieszczęść. Jest wyraźnie poruszona.
Ale ufasz mu? Poza wpuszczeniem go do swojej sypialni i majtek, ufasz mu Josephine? Bo powiedział ci o swojej okropnej żonie i tym, jaki jest przez to nieszczęśliwy? Przez ROK udawał wdowca i można tak zwyczajnie przejść nad tym do porządku dziennego? – jest poirytowana, ale jej głos, nadal brzmi dość łagodnie. Tak, jak przystało na tę wątłą osobę, jaką jest pani Hirsch.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ściągnęła mocniej brwi. Jakaś część jej nie chciała tego słuchać, bo ciągle… nie wiedziała dlaczego miałaby jej słuchać. Dlaczego miałaby jej wierzyć? Była podejrzliwa. Każde jedno słowo blondynki dzieliła na pół. Ale jej ostatnie słowa… Zagryzła wargę, pochyliła lekko głowę i nieustannie jej się przyglądała. Jakby miała nadzieję, że przy tej uważnej obserwacji uda jej się zauważyć coś, co pozwoli jej dojść do jakichkolwiek wniosków – Ufam. Ale nie bezgranicznie. Nikomu nie ufam bezgranicznie. Więc jak możesz się domyślić… tobie nie ufam wcale – sama Alderidge była spokojna, zaskakująco spokojna. Wiedziała, że cała ta rozmowa nie może trwać ani szczególnie długo, ani nie może się wiązać z ostrą wymianą zdań, bo prędzej czy później zaalarmuje kogoś na szpitalnym oddziale ratunkowym. Potrafiła być opanowana. Zabawne, bo ta sytuacja sprawiła, że wróciły do niej wspomnienia z frontu. Była lekarzem, chcieli tylko pomagać… nigdy jednak nie wiedzieli, czy ofiary, którym chcieli pomóc nie mieli przy sobie ładunków wybuchowych, czy na pewno będą chcieli, żeby ktokolwiek im pomagał. Każda misja była poniekąd misją samobójczą. Czy tak samo wyglądała rozmowa z Rebeccą Hirsch?
Zagryzła wargę i przez chwilę milczała, zastanawiając się nad wszystkim, co wyrzucała z siebie kobieta i nad tym jak się zachowywała – Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, Rebecco. Jeśli uważasz, że jest złym człowiekiem, jeśli chciałaś się z nim rozwieźć… dlaczego nie przyślesz tu prawnika z dokumentami rozwodowymi. Wiesz jak się nazywa, wiesz gdzie pracuje i jestem pewna, że wiesz, gdzie mieszka. To ty tu jesteś duchem, który miesza w jego życiu, a teraz zaczął też moim. A tego nie lubię. Więc jeśli myślałaś, że porozmawiamy tu jak stare znajome i zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami to źle zaczęłaś. Czego ode mnie chcesz, Rebecco?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rebecca powoli podnosi się i robi krok w kierunku Josephine, która stoi bliżej wyjścia. Jest od niej zauważalnie wyższa, ale jest to bardzo problematyczne. Wciąż może oprzeć miękko swój wzrok na twarzy brunetki. Wygląda, jakby jej współczuła. Przez chwilę nie odzywa się też i nie odpowiada na zadawane jej pytania. Sprawia wrażenie osoby, która swoim zachowaniem wyraża troskę o swojego rozmówcę. Chce dotknąć ramienia doktor Alderidge, ale ostatecznie zatrzymuje rękę i ją cofa. Może to nie byłoby na miejscu.
Wiem gdzie pracuje, gdzie mieszka i z kim sypia – odpowiada dość bezczelnie, ale biedna Posy nie może wiedzieć, że to nie o niej wypowiada się żona Jacoba. W spojrzeniu blondynki można zauważyć lekki błysk.
Dlaczego miałabym zrobić coś, czego się spodziewa? Dlaczego miałabym po raz kolejny wyłożyć się dla niego na złotej tacy i pozwolić zrobić to, co będzie dla niego najwygodniejsze? Może ja lubię to, że teraz to on żyje w niepewności. Może rozwód to za mało? Może chciałabym, żeby we właściwym czasie odpowiedział za to, co zrobił? – chociaż mierzy Josie rozbieganym spojrzeniem, to mówi z sensem. Nie wygląda i nie zachowuje się tak, jakby miała być szalona. Robi kolejny krok w kierunku drzwi i zdrową dłonią naciska klamkę.
Nie zaprzyjaźniłybyśmy się. Wątek dzielenia się mężem z przyjaciółką mam już dawno za sobą – uśmiecha się miękko. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Alderdige wie, o czym mówi. Sprawia jej to satysfakcję.
Ale jeśli mogłabyś przyjąć ode mnie chociaż jedną radę… Daj sobie spokój Josephine. Nie ufaj mu. Nie jest tego warty. Potrzebujesz dowodu, że mówię prawdę? Że mam rację? Chcesz wiedzieć z kim masz do czynienia? Zapytaj go o Cosmo – wzrusza ramionami i powoli obraca się w stronę wyjścia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oh dotykanie doktor Alderidge byłoby bardzo nie na miejscu i mogłoby się jednak skończyć szpitalną awanturą, głównie dlatego, że Josephine nienawidziła, gdy ktoś dotykał ją wbrew jej woli. I co innego, gdy była to przyjęta na oddział staruszka, która łapiąc ją za ramię szukała wsparcia, a co innego… ona. Widziała rękę wyciągniętą w swoją stronę, ale gdy ją opuściła – musiała przyznać, że w takim razie zachowała resztki zdrowego rozsądku.
- Czyli się nie boisz, Rebecco. Osoba, która się boi, nie myśli o zemście. – nie w tak perfidny sposób! I może powinna spuścić z tonu, może powinna się postawić w jej roli, być trochę bardziej… współczująca? Nie wątpiła w to, że jej życie nigdy nie było usłane różami, ale to nie zmienia faktu, że ciągle nie potrafiła jej zaufać. Nie może pozbyć się tego dystansu, który zbudowała między nimi. Ciągle miała przed oczami twarz Jacoba, który wpadał w panikę na samo wspomnienie swojej żony, przypomniało jej się jego zachowanie w parku czy w Nowym Jorku, gdy myślał, że ją widział. Jeśli po tym wszystkim miała określić, które z nich bardziej się bało to niewątpliwie był to Jacob. Jasne, może miała rację, że chodziło tylko o odpowiedzialność za swoje czyny, ale nie wyglądał na takiego. Może uczucia, które zaczęły się w niej rodzić przysłaniały jej zdolność logicznego myślenia, ale z całych sił starała się trzymać stronę Jacoba.
Aż z ust blondynki nie pasło imię, którego zupełnie się nie spodziewała tu usłyszeć. Bo co chuderlawy chłopiec ze świątecznej imprezy u Hirschów albo Aviany miał z tym wszystkim wspólnego? – Cosmo? Co z tym wszystkim ma wspólnego Cosmo? – kolejne nieślubne dziecko? Jeszcze chwila i Jake będzie miał problem z dorobieniem na alimenty. Bo tak… po szybkiej analizie była w stanie stwierdzić, że Cosmo mógłby być synem Hirscha.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Połknęła haczyk jak mała, nieświadoma rybka. Wbił jej się głęboko w policzek i pociągnął ją w kierunku blondynki, która wystawiła już jedną nogę za drzwi gabinetu zabiegowego. Posy nie mogła zauważyć jednak delikatnego uśmiechu żony Hirscha, bo ten, chociaż triumfujący, szybko znikł, kiedy obróciła się przez ramię w jego kierunku. Na początku się nie odzywa. Trwa w wyczekiwaniu, że Alderidge domyśli się sama. A może po prostu chce jeszcze przez chwilę napawać się tą naiwnością w spojrzeniu dziewczyny? Może jest ciekawa, co zobaczy w nich za moment? Irytuje ją to, jak mocno trzyma stronę Jacoba. Musi być w nim zakochana. I to odkrycie denerwuje Rebeccę chyba najbardziej. Myślała, że Posy nie jest ważna. Że oskarżenie jej o włamanie będzie tylko prztyczkiem w nos Jake’a przy ich własnej potyczce. Nie spodziewała się trzeciej strony w tym układzie i bardzo, bardzo ją to drażniło.
Jak to, co? Nie mów mi, że nabrałaś się na historię o jednym koledze z czasów studiów… – Rebecca pozwala sobie na wzrok pełen niedowierzania, którym obrzuca Josephine od stóp do głów. Znów zawiesza na moment głos, pozwalając, by w jej rozmówczyni odpowiednio zbudowały się emocje.
Powiedziałam ci, że wiem z kim S Y P I A mój mąż. I najwyraźniej jestem jednak lepiej poinformowana, niż ty – mówi w końcu i wzrusza lekko ramieniem, a następnie poprawia szal na swoich drobnych ramionach. – Nie musisz mi wierzyć, po prostu go zapytaj. Zapytaj i zweryfikuj źródło swojego zaufania. Dowiedz się, kogo zabrał do Kalifornii, kiedy próbował podstępem mnie znaleźć. Dowiedz się, jak podobało mu się pieprzenie z siedemnastolatkiem, o dziwnej fizjonomii. O b r z y d l i w e, prawda? Witaj w życiu z Jacobem Hirschem. Sama chciałaś – jej słowa są cierpkie i wyrzuca je z siebie o wiele szybciej, niż zaledwie chwilę wcześniej. Musi, zanim Josephine jej nie powstrzyma. Obserwuje jej reakcję i ledwie powstrzymuje się od uśmiechu. Jeden: zero, Jacob.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nic nie dała po sobie poznać. Nawet jej powieka nie drgnęła, gdy blondynka mówiła o relacji Jacoba z Cosmo. Jakby nie zrobiło to na niej najmniejszego wrażenia, a… zrobiło. Gdy tylko wyszła, gdy tylko zamknęły się za nią drzwi i odczekała moment aż kobieta na pewno zniknie za rogiem – poczuła jak cała się telepie, a dodatkowo wzięło ją na mdłości. To nie była informacja, którą chciała usłyszeć. Jasne… nie musiała być prawdziwa, mogło to być jedno z jej kolejnych kłamstw, ale czy na pewno? Jacob mówił o wyjeździe do Kalifornii, a do tego stanęły jej przed oczami święta. Jak w starym kinie zaczęły jej przed oczami pojawiać się klatki z urwanego filmu. Spojrzenia i słowa, których wtedy nie rozumiała, które wtedy nie wydawały się być czymś podejrzanym. A jednak.
Nie mogła tu jednak zostać na stałe, musiała wrócić do pracy. A Jacob nadal miał spotkanie, nie mogli sobie tego od tak wyjaśnić i to najbardziej ją irytowało. Dodatkowo przecież obiecała mu w pracy profesjonalizm… kłótnia o jego siedemnastoletniego kochanka była średnio profesjonalna. Każdy widział, że coś nie grało, gdy wróciła do przyjmowania reszty pacjentów.
Nawet Jacob, gdy wrócił na oddział po spotkaniu na szczycie musiał zauważyć, że coś jest nie tak, bo nie zachowywała się profesjonalnie – podczas typowej oddziałowej krzątaniny go po prostu ignorowała. Wiało chłodem niczym w kolejnej części Krainy Lodu.
A gdy ich spojrzenia wreszcie się spotkały – wyglądała jakby mogła zamordować. Wymowne spojrzenie i zniknęła za drzwiami pustej sali – Zamknij drzwi, żeby nikt nam nie przeszkadzał, a to nie będzie miła rozmowa. – zaczęła na dzień dobry, gdy tylko Jacob przyszedł za nią – Poznałam twoją żonę. Wyrażała spore zaniepokojenie tym, że się w tobie zakochałam i że zdecydowanie nie powinnam tego robić. I że powinnam na ciebie uważać. Powinna? Powiedz mi Jacob. Co powinnam o tobie wiedzieć? – zaczęła i starała się zachować spokój, ale wychodziło jej to… powiedzmy, że mocno średnio.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Był zmęczony tym całym dniem spierania się o szpitalne budżety i tysiące innych, tak bardzo formalnych spraw, którymi w ogóle nie był zainteresowany. Zszedł jeszcze na chwilę na oddział, próbował znaleźć Josephine, ale kiedy finalnie ją zobaczył… Nie mógł zrozumieć skąd to poczucie chłodu i niechęć, którą manifestowała całą sobą.
Wszedł za nią do sali, którą wskazała i nieufnie zamknął drzwi. Co się stało?
Zimny dreszcz przeszedł mu przez kręgosłup, kiedy wspomniała o jego małżonce. Co? C O?
Co ta pi… – zaczął wściekły, ale w końcu, bardzo powoli, uniósł lekko ręce ku górze, w geście kapitulacji – Co ona ci powiedziała? I skąd się tu w ogóle wzięła?! – Hirsch ściąga brwi i marszczy czoło w geście kompletnego niezrozumienia. Ma rozbiegane spojrzenie i naprawdę nie rozumie, dlaczego Posy jest na niego taka zła. Robi krok w jej kierunku, ale ona się odsuwa, co tylko go dodatkowo irytuje.
Żartujesz sobie, prawda? Powinnaś na mnie uważać? Boże, przysięgam, że nie mam pojęcia, co powiedziała ci ta zakłamana ćpunka, ale nie rozumiem, naprawdę nie rozumiem, co miałbym ci teraz powiedzieć. I dlaczego mi nie ufasz? Przecież wiesz wszystko. Powiedziałem ci o niej w s z y s t k o – mówi niezadowolony i naprawdę zaniepokojony nastawieniem Alderidge. Nie wie, nawet nie spodziewa się, dlaczego rozmawiają w ten sposób. I skąd to jej wrogie nastawienie. Stoi więc w miejscu, nie robi nawet kroku w jej kierunku i czeka na reakcję. Najchętniej sprawdziłby, czy Rebecca jest jeszcze w szpitalu. A może gdzieś w okolicy? Może dopiero wyszła? Mógłby skonfrontować się z nią sam. Mógł domyślać się, że to do Josie przyjdzie pierwsza. W końcu od zawsze działała tak, by bolało. A teraz jego słaby punkt zmapowała idealnie.
Co się stało, Josie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dystans.
Jeden krok w jej stronę sprawiał, że momentalnie się odsunęła. Była zła, a może nawet bardziej zraniona, nie chciała żadnego kontaktu fizycznego. Chciała odpowiedzi. I nie, tym razem nie o niej chciała wiedzieć wszystkoNie wierzę w większość jej słów. Ona po prostu chce się na tobie zemścić. Nie wiem dlaczego i za co, ale masz do czynienia ze zranioną kobietą, która chce cię zniszczyć. – wystarczyło parę chwil podczas szycia ręki, żeby móc wysnuć tak odważne wnioski. Może faktycznie była tylko psychopatką, ale tak czy inaczej – miała cel. A tym celem było zniszczenie Jacoba Hirscha. Nie uwierzyła w jej strach, nie uwierzyła w troskę by sama Josie na siebie uważała, ale uwierzyła właśnie w to – zemstę – I nie pytam, co powinnam o niej wiedzieć, Jake. Pytam, co powinnam wiedzieć o T O B I E. – wycedziła przez zęby. Miała problem, nie mogła zapytać prosto z postu czy pieprzył dziecko… średnio chciało przejść jej to przez gardło. Na samą myśl przechodził ją nieprzyjemny dreszcz i robiło jej się niedobrze. Musiała się uspokoić. Kilka głębszych oddechów i znowu wbiła uważne spojrzenie w Jacoba. Nie czuła się zdradzona… zupełnie nie o zdradę w tym wszystkim chodziło. Po prostu jej obraz lekarza stojącego przed nią teraz z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy uległ sporemu zakrzywieniu. Nie wiedziała, co powinna o nim myśleć.
- Ten chłopiec… – zaczęła powoli, uważnie go obserwując, chcąc dojrzeć każdą zmianę w twarzy Jacoba Hirscha – Skąd o nim wiedziała? Ten ze świątecznej imprezy twojej matki i tej Aviany. Drobny, przeraźliwie chudy… Cosmo? Kim on jest? – i modliła się o dwie zupełnie różne sprawy – żeby powiedział, że to wymysł tej wariatki i żeby jej nie okłamywał. Serce waliło jej jak oszalałe i czuła się zagubiona.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Hirsch jest przerażony. Nie do końca rozumie reakcję Josie. Odczytuje jednak wszystkie znaki i nie próbuje już nawet zbliżać się w jej kierunku. Nie boi się jednak tego, co mogła opowiedzieć jej Rebecca. Paraliżuje go to, że Josephine mogłaby go… Zostawić. Nie chcieć mieć więcej nic wspólnego z całym tym syfem, którym jest szczelnie obłożony. Z nim. Że nie chciałaby mieć nic wspólnego z nim. Jemu też bije szybciej serce i mógłby przysiąc, że jeśli tylko byłby kilka lat młodszy i łatwiej dawałby się ponieść emocjom, które i teraz rozsadzały go od środka, tonąłby we łzach ze stresu jak mały chłopiec. Zamiast tego, sięga jednak do zapięcia swojej koszuli i odpina jeden guzik od góry, zanim się udusi.
Próbuje na chłodno ocenić, co powiedziała jej jego żona, ale już po zachowaniu Alderidge może stwierdzić, że nic dobrego. Jest zły, ale stara się tego nie okazać. Musi, naprawdę musi ją uspokoić. Może powinien jej powiedzieć? Cokolwiek. Zamiast tego stoi naprzeciwko niej z rozchylonymi ustami, jak ryba wyrzucona na brzeg, która dramatycznie potrzebuje złapać oddech, ale nie może. I on też nie może. Ani oddychać, ani się odezwać. Dopiero jej upominające Jacob! sprowadza go z powrotem.
Ja… – zacina się, co nie wróży nic dobrego. Jest skołowany. I nade wszystko nie chce przeprowadzać tej rozmowy w szpitalu. Ale chyba nie ma już innego wyjścia. – Nikim. Nikim, Posy. Kolegą Laury. Zabrałem go do Kalifornii. Rebecca ma młodszego brata, chłopak ma 22 lata i studiuje na UCLA. Wyrobiłem Cosmo fałszywe dokumenty. Są nawet podobni. Potrzebowałem kogoś, kto wejdzie do urzędu, nie wzbudzi podejrzeń i pobierze kopię ubezpieczenia i historii medycznej siostry, bo „dokumenty zaginęły przy przeprowadzce, a wie pani, ciągle mamy z nią problemy”. Potrzebowałem pomocy. I potrzebowałem ostatecznego potwierdzenia, że ona żyje… – to prawda. Test na wykrywaczu kłamstw przeszedłby bez zająknięcia. Teraz może się tylko modlić, żeby ta rozmowa nie sięgnęła drugiego dna tej znajomości, bo już czuje, jak zimny pot spływa mu wzdłuż kręgosłupa. Och, zagubiony chłopcze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przyglądając mu się i słuchając jego odpowiedzi – zaczęła lekko kręcić głową. Bo chyba wcale nie chciała tego usłyszeć. Czy jeśli potwierdziły się słowa Rebecci o Kalifornii to, czy cała reszta też była prawdą? Co byłoby lepsze? Zapewnienie, że poznał go pierwszy raz na świątecznym przyjęciu? Że nigdy więcej się z nim nie widział? Boże… a może naprawdę wolałaby informację o tym, że jest jego nieślubnym dzieckiem, które zrobił koleżance ze studiów? Tak, bo był już na studiach, gdy ten dzieciak dopiero pojawił się na świecie. I to ją przerażało. Nie była cnotką, nie była nietolerancyjna – a jednak świadomość tego, że jego żona miała rację i on z nim sypiał sprawiała, że ją mdliło. Zawahał się. Wahał się dłużej niż tego chciała.
- Nie okłamuj mnie, Jake… proszę nie kłam. – głos jej zadrżał – Od dwóch godzin, gdy o nim wspomniała, nie potrafię myśleć o niczym innym. Próbuję wyciągnąć z własnej głowy każde jedno wspomnienie tamtego przyjęcia, każdego go jego słowa… to jak na ciebie patrzył, to jak na mnie patrzył, na nas. Zresztą u Aviany było to samo. Nie pozwól mi wpaść w paranoję, Hirsch. Nie rób mi tego… Powiedz, że kłamała, a to wszystko teraz to tylko moje wyobrażenia, że moja podświadomość mnie oszukuje. – że wypaczyła wszystkie wspomnienia tak, żeby potwierdzić słowa Rebecci – Spałeś z nim? – wreszcie to z siebie wydusiła, przestała nerwowo chodzić po pomieszczeniu, zatrzymała się, wyprostowała i spojrzała na Jacoba. Wóz albo przewóz… od tego, co teraz powie zależało wszystko. A już na pewno to jak na niego patrzyła. To jakim go widziała. To, że go kocha.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”