WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Uniwersytecki park po zmroku, mimo że gasną światła, dalej jest tym samym obleganym przez ludzi miejscem, które niespecjalnie nadaje się na picie alkoholu. Delilah to jednak wcale nie przeszkadzało. Czuła się trochę jak jedna z tych mrówek, które krążą skołowane, bo ktoś wsadził kij w mrowisko. Nie wiedziała czy dobrze postępuje, zapraszając go na wino. Nie była to rzecz zobowiązująca, jednak pociągała za sobą konsekwencje w postaci nachodzących ją w przyszłości myśli. Co jeśli znowu to żart? Widmo przeszłości nadciągało nad nią powoli, leniwie, jakby od niechcenia, jednak chmury były granatowe i gęste, a kryła się w nich groźba. Podróż do sklepu była niezręczna. Szli jak dwójka dzieciaków z podstawówki. Ona, koślawe nogi i dopiero co pojawiający się zarys piersi. On, chudy i niewysoki, z głosem załamującym się za każdym razem gdy się denerwował. Z tą jedną różnicą, że rozmowa nie toczyła się zgrabnie nie przesz wzgląd na niewinność, a na okres w którym już dawno zdążyła minąć. Suche żarty przy kupnie wina. I siatka. Smakowa czy zwykła? Foliówka. Ah, tak.
Wreszcie dotarli do parku, a Di musiała parę razy powstrzymać się przed tym co przychodziło jej tak naturalnie. Chciała pociągnąć go za rękaw i w kilku susach zająć miejsce gdzieś na boku. Nie wypadało W chwili, w której chciała wpasować dłoń w jego, większą i cieplejszą, zastygła w bezruchu i cofnęła ją ja oparzona. Miała nadzieję, że nie widział.
- Hm, jesteśmy. Możemy teraz nadrobić wszystko to co straciliśmy za czasow liceum - stwierdziła, siląc się na dowcip i klapiąc na zimej ziemi gdzieś tam pod mostem jak na typowych żuli przystało.
nie umiem w podpisy!

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

/ z jarmarku świątecznego
Laura pokiwała głową, zgadzając się ze słowami kuzynki. Całkiem prawdopodobne były jej przypuszczenia, że gdyby śniła o czymś więcej, byłaby jeszcze bardziej speszona. Rozumiała ją. Nie mogła tego powiedzieć na głos, ale po pocałunku z Leonardem do głowy przychodziły jej różne myśli, a jej sny odwiedzał często.
- To dobrze, że jest miły! Może po prostu to trochę inaczej zinterpretowałaś? Podobno sny mają odzwierciedlać nasze skryte pragnienia, ale nie jest powiedziane, że muszą one je odzwierciedlać w stu procentach. Może coś się ponakładało? Wiesz, jakaś… potrzeba, pragnienie, jego twarz. – zmarszczyła czoło, zastanawiając się, czy to może być prawda. Przecież mogło być tak, że po tej ostatniej randce miała takie sny, a że pan doktor ostatni zapisał się w jej pamięci, to się to połączyło?
- Nie będę się widzieć z mamą w ciągu najbliższych dni, bo ma bardzo dużo pracy, myślę, że nawet by się o tym nie dowiedziała. – wzruszyła lekko ramionami. Oczywiście wszyscy w tej rodzinie również Belle traktowali jak małolatę, chociaż należało się to jedynie Laurze. I to nie tak, że Hirschówna miała jakąś wielka potrzebę picia alkoholu, ale grzaniec kojarzył się jej ze świątecznym jarmarkiem. Czekolada też była, wiec nie drążyła tematu.
Idąc powoli słuchała kuzynki, popijając przy tym czekoladę z papierowego kubka. Na jarmarku było tak dużo ludzi, że gdzieś w trakcie jej monologu, wskazała palcem drogę, by udały się do parku, gdzie z pewnością rozmowa byłaby przyjemniejsza i spokojniejsza.
- Okej, żebym dobrze zrozumiała… temu chłopakowi, którego poznałaś przed szpitalem opowiedziałaś o inne randce? W sumie to miło, że cię pocałował, nie? Daj znać, czy się odezwie, by zaprosić cię na kolejną randkę, koniecznie! – odpowiedziała z szerokim uśmiechem. Czuła, że Belle zależy na prawdziwej miłości, że nie chodziło o samo randkowanie, więc miała nadzieję, że spotka w końcu kogoś, kto będzie traktował ją poważnie. – Ale pamiętaj, że nie ma się co nastawiać i czekać na telefon. Albo sama do niego napisz albo nadal bądź otwarta na innych mężczyzn. – dodała niczym ekspert od spraw sercowych, o których niewiele wiedziała. Sama się wpakowała w dziwną relację z Leonardem i nie potrafiła jej sobie wytłumaczyć i ułożyć w głowie, więc raczej nie była też dobrym doradcą dla Belle, chciała jednak, by ta wiedziała, że ją wspiera!
- Belle, no u mnie nic się nie dzieje. – wzruszyła ramionami. – Skończyłam kurs fotografii w końcu! Dostałam dyplom i certyfikat. Wykładowca powiedział, że mogłabym z tym wiązać przyszłość! Zaproponował też małą wystawę. Ale wydaje mi się, że chyba na razie tyle mi wystarczy. Chyba teraz musze się skupić na robieniu zdjęć, a nie na teorii. – dodała z uśmiechem, bo to w zasadzie był dla niej dość ważny temat.

autor

oh.audrey

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

Jak mogłoby być inaczej? Belle już wystarczająco była speszona tamtą sytuacją, więc naprawdę z jednej strony doceniała fakt, że nie śniło się jej nic więcej, co mogłoby wprawić ją w jeszcze większe zakłopotanie, ale z drugiej strony chciałaby wiedzieć co to by było. Poza tym jak mogło jej się śnić coś tak szczegółowego jeśli nigdy w życiu tego jeszcze nie zaznała? Pewnie takie sny przyjdą wraz z zaznaniem smaku zakazanego owocu jakim była już pełna dorosłość u kobiety, która już rozpoczęła współżycie.
- Znaczy się wiesz ja, em, na pewno nie chciałabym się przespać z nikim ze szpitala, bo romanse w pracy to jest najgorsza rzecz na świecie, bo jeśli coś nie wyjdzie to zawsze się odbije na pracy. Poza tym jeśli bym nie miała takich zasad apropo romansu w pracy to po zrobieniu specjalizacji wszyscy mówiliby że zrobiłam ją przez łóżko, a tego nie chcę, chcę by wszyscy wiedzieli jak ciężko zapracowałam na swoją przyszłość. I tak na początku inni stażyści sądzili że będę miała większe fory od innych ze względu na wujka Jacoba. - ona się tak przed tym broniła, aż to było podejrzane. Belle wiedziała, że podoba jej się dwóch chirurgów ze szpitala, w dodatku jeden z nich został jej mentorem, pod którego okiem mogła robić specjalizację i pewnie sama uważała że to nic takiego że czasem zatrzymuje na którymś z tych panów swój wzrok na dłużej, jakby w zamyśleniu. Ale żeby jej się śnił? To coś nowego i bardzo krępującego dla blondynki. Łatwo można było zauważyć, że jednak stażystka coś tutaj kręci.
- Skoro tak to jak wypijemy tę czekoladę to możemy wrócić po grzane wino. - chociaż Belle nie była tego taka pewna, że by je wypiła nie mając skojarzeń z tą jej wpadką na pana doktora. Ech, czy nie mogliby pracować w szpitalu sami brzydale? Wtedy na pewno byłoby takiej młodej i podatnej na męską przystojność dziewczynie. Poszły zatem do parku, gdzie będzie można zawsze usiąść na ławce i spokojnie obgadać różne sprawy.
- Tak, wiem że to było głupie że wspomniałam mu o nieudanej randce, ale skoro pytał dlaczego jestem smutna to nie chciałam go okłamywać. - wzruszyła ramionami, bo jak to teraz Laura ujęła w słowa to naprawdę wyszło dosyć głupio i może to dlatego ten Levi się do niej więcej nie odezwał, bo może uraczyłaby go kolejną opowieścią o nieudanej randce? Oj tak, ona powinna bardziej skupić się na tym, by najpierw pomyśleć, a potem coś powiedzieć, bo tak to wychodzą potem dziwne rozmowy z mężczyznami, jakich niestety ostatnio popełniła dosyć sporo.
- Owszem to było bardzo miłe, ale z drugiej strony też dziwne. Czy ty całujesz nieznajomych chłopaków na pierwszym przypadkowym spotkaniu? Bo ja nie. - tak, blondynka miała mętlik w głowie, bo z jednej strony bardzo jej się to podobało, a z drugiej jednak to zachowanie chłopaka było nieco dziwne, może gościu ma chlamydię i umyślnie zaraża nimi kobiety? Będzie musiała się obserwować i w razie jakiejś infekcji układu oddechowego zrobić sobie wymaz.
- Wiesz, nadal konwersuję z osobami na tinderze, bardzo fajnie pisze mi się z takim jednym, umówiliśmy się nawet na lodowisko. - mówiąc to dała kuzynce do potrzymania swój kubek i ściągnęła rękawiczkę, by w telefonie znaleźć na tinderze profil Cadence'a i pokazać go Laurze. Randki na lodowisku jeszcze nie miała, a uważała że to może być świetna zabawa z miłym człowiekiem. I nie było między nimi dużej różnicy wieku, w końcu on jest o rok młodszy od Chateux. Potem schowała już telefon do kieszeni kurtki i założyła rękawiczkę, by odebrać kubek z gorącą czekoladą i upić z niego kilka małych łyczków.
- Gratuluję! Cieszę się bardzo z tego powodu. Czy mam zostać twoją pierwszą modelką do sesji zimowej w parku? - najpierw to ją uściskała, uważając oczywiście na kubki, by nie oblać jeszcze Hirschówny, a potem wskazała na otaczający je krajobraz i uśmiechnęła się radośnie. Przydałyby jej się jakieś nowe zdjęcia na instagram, a Laura mogłaby się na niej podszkolić w sztuce robienia zdjęć.
- I jeśli już mówimy o pracy to muszę się ci czymś pochwalić, a mianowicie będę protegowaną najlepszego kardiochirurga w naszym szpitalu. - nie mogła dłużej zachować tego dla siebie, a skoro obie miały sukcesy zawodowe to czemu o nich nie mówić? Już i tak pominęła fakt, że ten kardiochirurg podobał się jej jeszcze bardziej niż pan chirurg, którego wcześniej pokazywała kuzynce i że już zdołała się przed nim przez to ośmieszyć, mimo wszystko on dał jej szansę, a to się liczyło przede wszystkim, nieprawdaż?

autor

dreamy seattle

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Gdyby Belle zastanawiała się nad tym na głos, to Laura z pewnością nie umiałaby odpowiedzieć na pojawiające się pytania i pomóc w tej rozterce. Na szczęście nie musiała, bo z pewnością nie czuła się kompetentna, by w tych tematach udzielać jakichkolwiek rad.
- No to dobrze. Romansowanie w pracy nie przyniosłoby nic dobrego. A sama mówisz, że chcesz, żeby wszyscy wiedzieli, że zapracowałaś na swój sukces sama. – przytaknęła, zgadzając się z nią całkowicie. To nie było byle jakie biuro, by mogła ewentualnie zamienić na inne, gdyby była tak potrzeba. To był szpital, chyba jeden z lepszych, także jeśli podjęła decyzję, by w nim pracować, to chyba była to dla niej istotna kwestia. Poza tym Laura też miała inne spojrzenie na całą sytuację, bo cała trójka rodzeństwa jej ojca w szpitalu pracowała, chyba bez większych dram, bo mając siedemnaście lat na pewno nie mogła słyszeć o romansach i skandalach z ich udziałem. Widziała jednak zaangażowanych w swoją pracę ludzi, którzy poniekąd byli dla niej wzorem.
Laura przytaknęła, zgadzając się na propozycję Belle, ale nie upierała się przy tym, by wracać po wino. Pokonały już kawałek drogi, więc nie widziała sensu, by się wracać i znów wchodzić w tłum.
- Ah, rozumiem. No i to też tak, że nie każdy facet, który zagaduje od razu musi być potencjalnym materiałem na randkę, by nie móc mu opowiedzieć o jakiejś innej nieudanej. – stwierdziła. Chyba chwilę wcześniej miała nieco inną wizję ich spotkania i z opowieści kuzynki wywnioskowała, że Levi od razu chciał ją poderwać. A przecież to nie było tak, że każdy facet od razu musiał podrywać każdą kobietę, prawda?
- Ja? Nie. – zdziwiło ją to pytanie. Jakby robiła to chociaż na drugim albo trzecim spotkaniu. No niestety. Jednak poczuła się spokojniejsza, gdy Belle przyznała, że również tego nie robi.
Wzięła kubek z czekoladą od Belle i zatrzymała się nawet na chwilę, by mogła spokojnie odnaleźć telefon. Spojrzała na zdjęcie mężczyzny. – No fajny. – oceniła, chociaż kompletnie nie był w jej typie, jeśli można mówić o tym, że Laura jakiś typ miała. – Cieszę się. To może być fajne spotkanie. – dodała z uśmiechem. Z jednej strony niezobowiązujące, by ciągle mówić, bo będą musieli skupić się na łyżwach, a z drugiej strony budować się będzie jakaś więź. A jak będzie słabo, to Belle będzie mogła udawać, że bardzo zmarzła i ucieknie do domu!
- Dziękuję. – zaśmiała się, gdy Chateux wzięła ją w objęcia. – Oczywiście, jeśli tylko chcesz! – dodała zaraz, bo nie było dla niej problemu, by sfotografować kuzynkę.
– Chcesz już teraz? Tylko mam przy sobie jedynie telefon. – spojrzała na nią pytająco. Tak na szybko, to nawet i telefonem mogła! Skoro okładkę Vogue zrobili ajfonem, to ona mogła zrobić portret w zimowej scenerii swojej kuzynce!
- O wow, gratuluję! – gdyby mogła, to z pewnością klasnęłaby w dłonie. Wzięła Belle pod pachę, nie chcąc uskuteczniać drugiego manewru z przytulaniem z kubkami czekolady w ręku i przytuliła jej ramię. – Będziesz najlepsza. – dodała jeszcze, wierząc w wiedzę i umiejętności kuzynki.

autor

oh.audrey

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

Najlepiej zatem było nie roztrząsać dłużej tego tematu, bo i tak do niczego konkretnego jej rozterki myślowe nie prowadziły. W niektórych wypadkach ta dziewczyna powinna najpierw się zastanowić, a potem coś powiedzieć, a w innych przestać skupiać się na myśleniu, które nie prowadziło ją wtedy donikąd. Tak właśnie było w tym przypadku. Należało zapomnieć o śnie i skupić głowę na czymś zupełnie innym, a nie próbować rozwikłać zagadkę, dlaczego to jej się akurat śniło.
- Problem w tym, że nie mam nadal pewnej ręki. Wiesz że się zawahałam przy nacięciu u dziecka, by wsadzić tam rurkę do tracheotomii? A przecież od tego wiele zależało. - blondynka do wszystkiego chciała dojść sama, niestety nadal popełniała błędy, przez co obawiała się że zbyt wiele nie osiągnie gdy będzie się wahać. Może to czas by podejmować ryzyko i zastanawiać się nad konsekwencjami gdy będzie już po wszystkim? Tylko czy to nie będzie złudne i niebezpieczne?
- Otóż to. Gdyby stwierdził, że to dla niego za dużo taka panna z nieudanymi randkami z tindera to by raczej nie chciał kontynuować ze mną dalej rozmowy, ani tym bardziej by mnie nie pocałował, prawda? Nie wiem już co o tym myśleć. - początkowo Belle nawet nie rozważała Leviego w kategoriach randki, był on zwykłym nieznajomym, pacjentem szpitala, któremu pomogła. A że to spotkanie potoczyło się tak a nie inaczej to była tylko kwestia przypadku.
- Okej, czyli jednak jestem normalna, bo już myślałam że może to tylko ja żyję w jakichś innych czasach gdy trzeba się starać o drugą osobę, zanim zdobędzie się jej pocałunek. - odetchnęła z ulgą, zdając sobie sprawę z tego, że jednak nie urwała się z jakiejś innej epoki i nie rozumie tutejszego, współczesnego świata. Skoro jednak Laura jest taka jak ona to znaczy że nie jest w tym jedna, a może to tylko Levi był ewenementem.
- Tak dawno nie jeździłam na łyżwach, więc może to być świetna zabawa. Oczywiście niczego sobie nie obiecuję z tego spotkania. No dobra, może troszkę. - Belle próbowała okłamać samą siebie twierdząc, że nie oczekuje niczego z tej randki, podczas gdy prawda była zupełnie inna. Chateux szukała miłości na portalu randkowym i to takiej prawdziwej. Jednak zdawała sobie sprawę z tego że jej randka założyła konto "dla jaj" więc starała się nieco odpuścić, nie angażować się za bardzo, choć było to trudne. Dlatego przyznała się kuzynce że jednak chciałaby by tym razem randka była udana i była pretekstem do kolejnych spotkań.
- Z twoimi umiejętnościami nawet zdjęcie w telefonie będzie godne okładki magazynu modowego. Tylko jak mam zapozować, gdzie stanąć, trzymać kubki z gorącą czekoladą czy nie? Poprawić czapkę? - zdjęcie musiało być idealne i niepowtarzalne, dlatego Chateux chciała zadbać o szczegóły. Poza tym taka sesja zdjęciowa w zimowym plenerze była niezwykle czarująca, na pewno blondynka wstawi to zdjęcie na instagrama. Chociaż z umiejętnościami Hirschówny wiedziała też, że nawet w worku na śmieci i w koronie z plastikowej butelki wyglądałaby niczym gwiazda.
- Bardzo bym chciała, choć czeka mnie trudna droga na szczyt. A właśnie, prawie bym zapomniała, co słychać u Cosmo? - aż westchnęła, bo naprawdę zaimponować Wainwrightowi było niezwykle ciężko, przynajmniej w jej mniemaniu. A potem baczniej przyjrzała się Laurze, wspominając o jej jak mniemała "chłopaku".

autor

dreamy seattle

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

- Przecież jeszcze masz, czy tę pewność zdobyć, prawda? Po to się uczysz, po to masz ten staż, żeby wyrabiać pewność siebie… a inni lekarze, a zwłaszcza ci od których się uczysz są chyba po to, żeby ci pomóc, nie? – spojrzała na nią pytająco, nie do końca wiedząc, jak to wyglądało w szpitalu, dzieląc się jedynie swoimi przypuszczeniami. Wiedziała też, że Belle podchodzi bardzo poważnie do swojej pracy i prawdopodobnie chciałaby być najlepsza.
- Nie mam pojęcia na temat procesów myślowych facetów, ale nie jestem pewna, czy oni tak wszystko rozkminiają, jak my. – odpowiedziała i wzruszyła ramionami. Problem też był taki, że Belle lubiła wszystko analizować, czasami chyba niepotrzebnie. Laura nic do tego nie miała, bo sama robiła podobnie, jednak w tym temacie i w tym momencie, kiedy nie podchodziła do tego emocjonalnie, jakoś to po prostu zauważała.
- Zdecydowanie. Albo my we dwie nie jesteśmy do końca normalne. Chociaż może to słowo nie jest odpowiednie, bo muszę przyznać, że chyba takie typowe to my nie jesteśmy. – zażartowała. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ani sama nie była normalną nastolatką, jak i Belle nie była normalną dwudziestopięciolatką. Obie nad wyraz dojrzała, ale też nieco zagubione w dorosłym świecie, z własną wizją związków i życia. Tak to widziała, wydawało się jej, że akurat pod tym względem się rozumieją, nawet jeśli miały nieco inne zdanie.
- Mogłaś mówić, poszłybyśmy razem. – wytknęła jej, chociaż wiedziała, że Belle na łyżwy chciała iść z jakimś facetem. Uśmiechnęła się do niej szeroko, oczywiście trochę sobie z niej żartując. Wiedziała, że nie zastąpi jej randki, więc nawet nie próbowała. Życzyła jej tego, żeby randka się udała, żeby spędziła miło popołudnie i żeby chłopak, z którymi się umówiła, był fajny.
- Przeceniasz chyba moje umiejętności. – wrodzona skromność się obudziła w Laurze, aż wywróciła oczami. – Jeden kubek odstawimy tu, bo nie będzie potrzebny. – zadecydowała, odkładając go na pobliską ławeczkę. – Wyciągniemy nieco włosów… szalik tak, wyprostuj się. – mamrotała trochę do siebie, trochę do siebie, kiedy ustawiała ją do zdjęcia. Wyciągnęła w końcu telefon, coś tam ustawiła w ustawieniach aparatu, po czym zaczęła robić zdjęcia. Raz poważnie, raz z uśmiechem, raz ze spojrzeniem w obiektyw, a raz w dal. Ujęć było dużo, w zimowej i śnieżnej scenerii, z drzewem owiniętym światełkami w tle, z czekoladą w dłoni, z roześmianą Belle. Aż w końcu mogła pokazać jej efekty, zaznaczając, że jeszcze pobawi się światłem i kontrastem, ale to dopiero w domu, bo dłonie jej zmarzną.
- Dasz radę! – próbowała dodać jej otuchy, po czym uśmiechnęła się. – U Cosmo? W zasadzie po staremu. Jego bratu urodził się syn, więc teraz trochę robi za niańkę, bardzo się w to zaangażował. – zaśmiała się, będąc przekonana, że Belle wie, że to jej przyjaciel, który nie jest zainteresowany dziewczynami.

autor

oh.audrey

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

Owszem, miała jeszcze na to czas, ale Chateux obawiała się że wcale tak nie jest, że jeśli ona będzie dopiero zdobywać doświadczenie, to inni, ci sprytniejsi i bardziej pewni siebie zbiorą najlepsze miejsca i zostanie jej specjalizacja, w której to więcej siedzisz w papierach aniżeli leczysz, albo twoje leczenie sprowadza się jedynie do przepisania syropu na kaszel suchy bądź mokry.
- Z jednej strony masz rację, ale z drugiej nie mam wcale tak zbyt wiele tego czasu, ponieważ to jest walka szczurów o miejsce na specjalizacji tam, gdzie się czujemy najlepiej. Muszę pokazać że jestem najlepsza w kardiochirurgii by zrobić tę specjalizację, a każdy błąd który popełnię oddala mnie od tego marzenia. - aż westchnęła, bo wciąż miała w sobie tak wiele obaw, tak bardzo nie zgadzała się czasem z tym, co robili lekarze, bo ona postąpiłaby inaczej, poszłaby za głosem serca, nie za podręcznikiem. Wtedy jeszcze nie wiedziała ile kłopotów może narobić to jej emocjonalne podejście do pacjenta, ale to temat na następną grę!
- Też nie wiem na ich temat zbyt wiele, ale czasem mam wrażenie że dla nich wszystko jest potwornie uproszczone, dla nich wszystko jest albo czarne, albo białe, żadnych pośrednich odcieni szarości. Popatrz tylko na twoich braci. - czasem blondynka zazdrościła mężczyznom tego podejścia do życia, dla nich wszystko było proste, a ona wszystko analizowała, czasem nawet parokrotnie wracając myślami do danej sytuacji i zastanawiając się w czym popełniła błąd, albo dlaczego stało się coś tak, a nie inaczej. I tak, ona ewidentnie czasem niepotrzebnie wszystko analizowała, ale taka już była, jak miała nad tym pracować? To przecież była część jej kobiecości.
- O nie, my jesteśmy wyjątkowymi indywidualnościami. I jeśli mam być szczera to lubię to w nas właśnie. Dzięki temu naprawdę się rozumiemy. - one nawet były w stanie czytać sobie w myślach i chociaż na niektóre tematy nie zawsze się zgadzały, to jednak doskonale się rozumiały, a to się ceni. Belle myślała że jest niezwykle dojrzała jak na dwudziestopięciolatkę, a przez nieprzemyślane zachowania czy niewyparzony język była niczym dziecko błądzące we mgle, mając przez to też niejednokrotnie kłopoty. To angażowanie się w każdą relację z mężczyzną również nie było bardzo dojrzałym posunięciem, ale czy można mieć jej za złe to, że tak bardzo pragnęła miłości?
- Następnym razem pójdziemy. No chyba że lubisz być przyzwoitką? - zaśmiała się i tym razem to ona zażartowała z kuzynki, bo chyba każdy już to przeżył bycie przyzwoitką na randce danej pary i czuł się tam jak piąte koło u wozu, wiedziała zatem że Laura się do tej roli nie nadaje, a raczej że nie czułaby się komfortowo. Belle na pewno by się tak nie czuła.
- To ty ich nie doceniasz kochana, pokaż mi zatem co potrafisz. - pozowała zgodnie z poleceniami i naprawdę wyszły z tego całkiem niezłe zdjęcia. A jak jeszcze Laura zamierzała je trochę poprawić to już w ogóle cudownie, bo naprawdę będzie miała co pokazać na portalu społecznościowym.
- Nie jest ci z tym źle że poświęca ci teraz mniej czasu? - zapytała bo się jednak trochę martwiła tym, że jednak Laurze nie układa się z Cosmo, skoro on woli swojego bratanka od swojej "dziewczyny", albo "przyszłej dziewczyny". Jak bardzo się myliła to dowiedziała się nieco potem, oczywiście po sesji dziewczyny jeszcze trochę pospacerowały, porozmawiały i wróciły do domu, bo brr, zimno.

/zt x2

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

2.

Mama miała ostatnio naprawdę sporo zmartwień przez swoje (niby) dorosłe dzieci. Jak nie jedno coś ugrało, to drugie. Jak nie jednemu zmarła bliska osoba, to drugiemu. Czasem przez myśl Charlie przebiegła zabawna – lub nie – teoria, że ona i Bastian są bliźniakami. Bo jak inaczej można nazwać to wszystko, co teraz u nich się dzieje? Względnie niemal identyczne, jedynie ludzie wokół nich są różni. Przez te pół roku, mama dzwoniła do Charlie i nawiedzała ją w domu naprawdę często, być może obawiając się, że zrobi coś głupiego? Młode kobiety na pewno zdolne są do nieodpowiednich czynów czy całkowitego pogrążenia się po śmierci ukochanego męża.
Bardziej rozpaczała po kimś innym w dniu swojego ślubu, niż po obcym jej mężczyźnie, lecz o tym miał się nikt nie dowiedzieć, a ona sama wypierała mocno i twardo. Trzymała się więc dzielnie w swojej niby żałobie, ciągnąc ten skomplikowany żywot dalej. Próbowała czerpać nawet z niego radość, a jej galeria naprawdę w tym pomagała. Nie rzuciła się w jakiś wir pracy, nie nazywała się pracoholiczką, ponieważ znajdowała zawsze czas dla swoich przyjaciół i rodziny. Wciąż uśmiechała się, szczerze śmiała z głupich żartów baristy w kawiarni obok jej domu i nie zaszywała się w domu. Akurat dom był ostatnim miejscem, w którym chciała być przez dłuższy czas, ponieważ to tam jej mąż zmarł. Możliwe, że wierzyła w duchy i ich zemsty, a duchy przecież wiedzą wszystko. Myśli Charlie nie były tam już bezpieczne, wolała nie ryzykować – jakkolwiek absurdalnie to brzmi. Jak już spokój zapanuje w jej umyśle i gdy powie na głos wszystko, co leży na jej sercu, dom na pewno stanie się miejscem ukojenia. Zmierzała do tego. Naprawdę znajdowała się coraz bliżej na końcu swojej drogi krzyżowej i widziała nawet światełko w tunelu.
Już sam fakt, że otwiera galerię! Boże, jakie to wspaniałe! W najgorszym momencie zaczęło się, a zakończy (ma nadzieję) na najlepszym. I była coraz bliżej, aby wszystko szło po jej myśli. Nadzieja – może i matka głupich, ale matka kocha swoje dzieci.
Zazwyczaj. Tego wieczoru akurat Matka Nadzieja postanowiła opuścić wdowę na akurat pięć minut. W parku. Charlie chodziła z głową w chmurach, lecz temu nie można się dziwić. Była skazana na siebie przez całe swoje małżeństwo, a nawet i dłużej, więc wszelkie problemy rozważała w głowie. Tym razem też tak było. Jej problemem był Harper. Był też Bastian. I mama. Och, galeria również, ponieważ z jednym artystą były pewne zawiłości. Dlatego wybrała park jako drogę powrotną do domu. Zazwyczaj w dłoni ściskała gaz pieprzowy albo klucze, lecz tym razem niosła pudło z wazą i zwyczajnie nie miała jak bronić się. Zaszedł ją od tyłu i przyparł do drzewa, dłonią zakrywając jej usta. Pudło upuściła, skazując wazę na rozbicie się na kawałeczki. Nie miała pojęcia co się działo w tej chwili. Chciał jej torebkę? Świetnie, niech ją sobie weźmie! Tyle, że jemu zależało chyba nie tylko na pieniądzach, który zresztą nie miała. Wsunął dłoń pod jej płaszcz, a przez jego ostrożność, aby nie wyrwała mu się za szybko, oswobodził jej usta dosłownie na sekundy. Z jej gardła wydobył się wrzask, zaskakująco głośny i mocny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Udał się na wiosenne zakupy. Chciał kupić sobie kilka ciuchów, buty i może jakieś zielsko na balkon. Mitch pewnie nie doceni, ale jak Pola wpadnie, to na pewno spodobają jej się posadzone kwiatki. Chodził od sklepu do sklepu, a im dłużej trwały zakupy, tym bardziej się męczył. Zawsze zapominał jak męczące były duże zakupy, nawet kiede robiło się je online, a co dopiero takie zwyczajne, w sklepach. Wybieranie, dobieranie, przymierzanie, oglądanie - to wszystko wyczerpywało. Czuł się więc wspaniale, kiedy opłacił ostatni produkt, spakował wszystko i ruszył do domu przez park. Torby z zakupami były ciężkie, ale starał się o tym nie myśleć. Może powinien był zamówić taksówkę? Ubzdurał sobie jednak, że taki spacer na pewno dobrze mu zrobi, skoro ostatnimi czasy wcale nie zażywał dużo ruchu - chyba, że pisanie na klawiaturze się liczy, to wtedy był mega wysportowany, bo pisanie książki szło jak nigdy.
Szedł stosunkowo szybko, energetycznie, patrząc przed siebie i marząc, aby być już w domu. W pewnym momencie usłyszał krzyk. Odgłos był tak niespodziewany i przerażający, że wypuścił torby z rąk i cały zesztywniał, nasłuchując.
Dopiero po chwili dostrzegł kogoś na równoległej ścieżce, oddalonej o jakieś dwadzieścia metrów od niego. Chyba ktoś kogoś zaatakował - przynajmniej krzyk był dosyć rozpaczliwy, stąd wniosek.
Robert po prostu zmusił się do biegu. Znał uczucie strachu i adrenaliny aż za dobrze, więc umiał sobie z tym radzić. Zarejestrował, że mężczyzna trzyma kobietę, więc po prostu rozpędził się, skoczył i z całej siły kopnął napastnika w brzuch. Zarówno on, jak i mężczyzna wylądowali na ziemi. Nieznajomy krzyknął z bólu, zerwał się i po prostu uciekł. — Co to było, do cholery? — mruknął brunet, próbując niezdarnie się podnieść. Nawet nie zorientował się, że zna zaatakowaną dziewczynę - przynajmniej jeszcze nie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby mama wiedziała o wszystkim, powiedziałaby coś w stylu, że sama nawarzyła sobie piwa i musi je wypić. Może też powinna kupić nowe kwiatki do domu, którego wnętrze było zdecydowanie za surowe dla kombatanta wojennego. Pewnie przypominało mu za bardzo pustynię, na której walczył o życie dzień w dzień przez wiele miesięcy. Ale Charlie potrafiła zabić nawet kaktusa. Nie miała ręki do kwiatów, gotowania, prowadzenia domu i bycia żoną. Możliwe, że to przez fakt, że nie starała się dla męża jak robił to Robert dla Poli.
Była całkowicie pozbawiona jakichkolwiek pozytywnych uczuć wobec Michaela po jego pierwszej misji, gdy oznajmił, że niedługo tam wraca.
Nadrabiała zakupami teraz, szykując galerię i jednocześnie wyprzedając ostatnie meble z domu, by mieć na czynsz. Całe szczęście, że miała oparcie w swoim dawnym przyjacielu i prawowitym właścicielu galerii, więc o koszta remontu nie musiała się martwić. Ona miała tylko urządzić wszystko i wynajdować artystów, godnych tego miejsca, a jednocześnie rozgłosu jaki ich czekał. Ta waza, którą niosła dzielnie tego wieczora, wyjątkowo miała być prezentem dla mamy. Wiedziała, że szukała takiej od dawna i chciała ją podnieść na duchu (bo jednak przeżywała śmierć zięcia, jaki by nie był).
Zabawne (bądź nie), że ta sama myśl krążyła wokół myśli teoretycznie obcych sobie ludzi. Taksówka byłaby dobrym pomysłem, ale po co? Niby nie było tak późno, a od dawna nie słychać było o żadnych napadach. Nie mówię, że Charlie miała w sobie bezgraniczną odwagę, ponieważ tak nie było. Można powiedzieć, że jej zmysły samoobrony zostały chwilowo wyciszone, ustępując miejsca innym, ważniejszym myślom i uczuciom. Dlatego też straciła tak cenną wazę, a i nie tylko.
Teraz stała przed swoim oprawcą, z tyłu głowy wiedząc, że to jest koniec. Wiedziała, co się święci. Najpierw sobie poużywa, potem pobije, zabije, by na końcu okraść z pustego portfela. Olśniło ją dopiero po chwili, gdy poczuła jego dłoń w tylnich kieszeni swoich jeansów. Jeszcze pół godziny temu była przy bankomacie, aby wypłacić kilkaset dolarów do swojej skrytki. Spieszyło jej się już do domu, więc zamiast schować banknoty, ukryła je w kieszeni. Dlaczego nie podejrzewała, że ktoś mógł ją śledzić? Już sama nie miała pojęcia, co było najgorsze w tej ostatniej chwili życia.
Kątem oka widziała, że biegnie jeszcze jeden mężczyzna i przysięgam, zaczęła wierzyć w Boga, bo nigdy tak żarliwie nie modliła się w myślach. Kolejny oprawca, który pomoże pierwszemu rozprawić się z wdową. Krzyknęła znowu, automatycznie zamykając oczy, gdy mężczyźni spotkali się. Otworzyła je dopiero na słowa mężczyzny. Boże, czyli to nie był koniec?
- Chryste! - odetchnęła głęboko, widząc, że mężczyzna już nic jej nie zrobi. Świtało jej w głowie, że skądś go zna, ale skąd? Nie była w stanie przypomnieć sobie imienia, nazwiska, czy nawet sytuacji, w której mogliby się poznać. Wskazała ręką w kierunku napastnika, który zniknął im z pola widzenia. – Zajebał mi cztery stówy i kartę płatniczą! I mój wazon! Boże, mój wazon – jęknęła żałośnie bardziej zrozpaczona wazonem niż faktem, że przed chwilą myślała, że zostanie zgwałcona i zamordowana. Szok, którego doznała, pozbawił ją racjonalnego myślenia, więc dopiero po dłuższej chwili użalania się nad ceramiką pokruszoną w pył, wygrzebała z torebki gaz pieprzowy i wycelowała nim w swojego wybawcę. - Nie zbliżaj się. Naprawdę nie mam więcej pieniędzy, ale za to dobrą pamięć fotograficzną. Tylko krok.
Jeszcze nigdy nie miała okazji użyć gazu, więc pierwszy raz poczuła adrenalinę wynikającą z tego. Mogła sprawić mu ból oczu (o ile wceluje), jeśli posłusznie nie odejdzie. W tym momencie pragnęła jedynie wydostać się z tego parku. W porannej gazecie przeczyta pewnie o napadzie na nią. Zaraz jednak ściągnęła brwi, przypominając sobie skąd może znać mężczyznę. Nie chciała jednak pierwsza wypowiedzieć jego imienia, żeby nie zaczął podszywać się pod znajomego przyjaciółki. Ostrożności nigdy dość.
Ostatnio zmieniony 2021-04-03, 16:23 przez charlie everett, łącznie zmieniany 1 raz.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podniósł się w końcu, po czym otrzepał z piasku i drobnych roślinek. Przy upadku obtarł sobie lekko rękę, ale poza tym nic mu się nie stało. Powiódł wzrokiem za uciekającym mężczyzną, który po krótkiej chwili zniknął w jednej z bocznych ulic. Robert nie miał zamiaru go gonić, bo wiadomo - co za dużo, to niezdrowo. Podciągnął nieco spodnie, które odrobinę zsunęły się, gdy kopał napastnika. Zerknął na dziewczynę i przyjrzał się jej. — Charlie? Jesteś koleżanką Poli? Nic ci nie jest? — zasypał ją pytaniami, po czym zmarszczył brwi, słysząc o jakimś wazownie. Przez chwilę myślał, że może to jej pies, który się przestraszył i uciekł (bo wątpił, żeby nazwała tak dziecko). Wtedy zauważył szczątki faktycznego wazonu. Podniósł dwa większe kawałki. — Może da się to… skleić? — mruknął w zadumie, ale tylko aby ją pocieszyć, bo nie sądził, aby dało się ten rozbity wazon uratować.
Wtedy dziewczyna, prawdopodobnie jeszcze w szoku, wycelowała w niego gazem pieprzowym. Robert, wiele nie myśląc, wyrzucił szczątki wazonu i po prostu wziął nogi za pas. Gazem go chcą traktować, a on tylko chciał pomóc. Dopiero, gdy znalazł się w bezpiecznej odległości, zwolnił i obejrzał się. — To ja, Robert! Nic ci nie zrobię! Chciałem tylko pomóc! — krzyknął, niemalże w tym samym czasie przypominając sobie, że zostawił na ścieżce zakupy. Spojrzał w tamtym kierunku i na całe szczęście zobaczył swoje reklamówki. Uf, ktoś w końcu mógł mu je w tym czasie ukraść. Ruszył do swoich rzeczy, aby je zabezpieczyć. Przez chwilę nawet myślał, żeby zadzwonić do Poli i udowodnić Charlie, że się znają, ale doszedł do wniosku, że może lepiej nie. Jeszcze spanikowałaby, że znowu się pakuje w kłopoty i przyjechałaby tu w kilka sekund taksówką, jak jakaś suberbohaterka, pewnie nadal w piżamie albo szlafroku i dostałby ochrzan, a tego nie chciał. Wziął swoje siatki z zakupami i podszedł do jednej z ławek, na której je położył. Wychylił się lekko i zerknął na dziewczynę ostrożnie, chcąc ocenić sytuację.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli ktoś powiedziałby jej kilka dni temu, że zostanie zaatakowana w parku – nie uwierzyłaby. Chociaż może jakaś cząstka jej miałaby obawę, że jest to całkiem możliwe. Wciąż czyta się o takich napadach, gwałconych kobietach, mordowanych mężczyznach. Mama jej zawsze przypomina, aby omijała parki szerokim łukiem, nawet w dzień i nawet jeśli zna je jak własną kieszeń.
Druga sprawa – jeśli ktoś powiedziałby jej, że jej wybawcą będzie Robert Brown, przyjaciel Poli – roześmiałaby się głośno. Okej, czas pogodzić się z faktem, że nie doszłoby do niczego więcej niż kradzież, to było pewne, jednak dobrze było mieć go przy sobie. Nawet jeśli musiała najpierw rozpoznać go po dość sporym szoku. Ściągnęła brwi, zerkając na mężczyznę niepewnie. Znał jej imię. I imię jej przyjaciółki.
- Jeśli powiem więcej, pewnie zabijesz i mnie, i ją – oznajmiła, dając mu tym samym namiastkę potwierdzenia. Tak, to ja. Zaczęła od razu zbierać resztki – kiedyś pięknego – wazonu, wrzucając wszystko do pudła. Jej największa duma zakupowa uległa kompletnego zniszczeniu i to była tylko i wyłącznie głupota jej własna. – Nic mi nie jest, ale spójrz na niego! Już dawno nie byłam tak bardzo na minusie. I naprawdę, ale to naprawdę chce mi się płakać za wazonem, bo był tak wyjątkowy – dodała jeszcze przed napływem strachu i racjonalności – nie ufać obcym. Zwłaszcza po napadzie.
Gaz, jak zauważyła kątem oka, od dawna był przeterminowany. Działałby, ale już słabiej, więc tak czy siak nie było sensu go używać. Zresztą, Robert zwiał szybciej niż zdążyła przesunąć palec na „spust”. Poczuła się jakby była zagubionym człowiekiem w lesie, który spotkał biednego łosia przypadkiem, a łoś bał się bardziej niż człowiek. Bo bał się chyba dostania gazem, skoro dobił jej kawałki wazonu i zostawił zakupy.
- Robert? Ten Robert? – przyjrzała mu się bardziej, analizując szybko całą sytuację, aż w końcu opuściła rękę z bronią i westchnęła ciężko. – Było mówić tak od razu! Matko, prawię cię zabiłam! – Oczywiście, że musiała zażartować, ale w stresie naprawdę ciężko było panować nad sobą i swoimi słowami. Pewnie jakby terroryści wzięliby ją jako zakładniczkę, opowiedziałaby żart o Babie u Lekarza. - Przepraszam. I dziękuję, tak przy okazji.
Tym razem posłała mu słaby uśmiech, zaraz chowając gaz pieprzowy do kieszeni płaszcza. Znów uklękła, zbierając pozostałości wazonu. Był nie do uratowania, ale chciała mieć go domu i jakoś spróbować swoich sił w klejeniu. Będzie potrzebowała mnóstwo kleju.
- Wiesz, dawno cię nie widziałam, to dlatego – powiedziała w końcu, zerkając w jego stronę. W parku nie było żywej duszy, lecz już nie obawiała się Roberta. Pola opowiadała o nim bardzo często, a przecież znała nawet jego brata, Mitcha. Popełniła wielką gafę, przez co pewnie będą się niedługo śmiać, ale w tej chwili było jej naprawdę głupio. Nawet jeśli było ciemno, a ona została opanowana przez szok i stres, było jej głupio. Uśmiechnęła się szerzej, a nawet zaczęła się śmiać cicho pod nosem. - Ale serio? Robię z gazem takie wrażenie, że aż chce się ode mnie wiać z taką prędkością?
No tak, Charlie, zawstydź jeszcze biedaka swoim wybuchem śmiechu, który nastąpił lada moment.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czemu by się niby roześmiała? Robert może był czasami odrobinę nieodpowiedzialny i często mieszał w życiu różnych osób przez swoje dziwaczne wybory, ale był też całkiem niezłym obrońcą. Co prawda nie wyglądał jak Superman czy inny Kapitan Ameryka, ale jak widać podrzędnym złodziejaszkom w biały dzień jeszcze dawał radę! Więc oczywistym było, że Charlie miała ogromne szczęście, że to właśnie jego spotkała. Pomijając oczywiście fakt, że miała również pecha trafiając na napastnika-debila, który atakuje na środku parku w biały dzień, no w zasadzie to można powiedzieć, że już pod wieczór, bo zaczynało się ściemniać.
Gdy już stał przy ławce i swoich rzeczach, w bezpiecznej odległości, w uszach dźwięczały mu jej słowa “pewnie zabijesz i mnie, i ją”. Czy naprawdę wyglądał jak jakiś seryjny morderca? Musi to poważnie przemyśleć. Może nawet wpadnie mu do głowy coś tak ciekawego, co będzie mógł wykorzystać przy pisaniu.
Nie myślał o sobie co prawda jak o łosiu, co właśnie robiła Charlie (i dobrze, że o tym nie wiedział). Bardziej nałożył na siebie rolę potencjalnego złoczyńcy i próbował postawić się na jego miejscu. Będzie miał nad czym myśleć dzisiejszego wieczoru i w zasadzie nie mógł się doczekać. Tak zaaferował się nowymi przemyślenia, że przez chwilę zupełnie zapomniał o dziewczynie z gazem. Dopiero, gdy wypowiedziała jego imię, ocknął się i zszedł na ziemię. Odszukał ją wzrokiem, po czym poczekał z odezwaniem się do czasu, kiedy ta schowała gaz pieprzowy. Mogła w końcu zmienić zdanie po raz kolejny i dla bezpieczeństwa użyć swojej broni, nawet jeśli już go rozpoznała. Kto wie.
Odetchnął z ulgą, gdy w końcu zrobiło się w miarę bezpiecznie i dla niej, i dla niego. — Nie zdążyłem — przyznał, bo w pierwszej chwili był pewien, że ona go rozpoznała, a w kolejnej, kiedy już sięgnęła za gaz, to faktycznie nie było już czasu na tłumaczenia.
Chwycił swoje reklamówki, po czym udał się w kierunku dziewczyny wolnym krokiem. — Może lepiej chodźmy, zanim ten dziwny facet postanowi tu jednak wrócić, może nawet z obstawą — mruknął, mając jednak nadzieję, że nic im się po drodze nie stanie. Uśmiechnął się lekko i kiwnął głową. Rozumiał, że w sytuacji silnie stresowej można zareagować nad wyraz, a ma to na celu jedynie ochronę, więc jest jak najbardziej zrozumiałe. W końcu walka o życie to ta najzacieklejsza walka, tak? Wszystkie chwyty dozwolone.
Ruszyli dalej przed siebie, kierując się ku wyjściu z parku, aby potem zejść do podziemnego metra. Przynajmniej Robert miał to w planach, bo musiał kilka przystanków podjechać.
Zaśmiał się na jej słowa, więc przez chwilę śmiali się obydwoje. — Gaz wycelowany prosto we mnie nie zachęcał do pozostania — przyznał i pociągnął nosem, bo aż się od tego śmiechu wzruszył.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy miała pecha? Tak, miała. Czy żałowała, że wybrała tę drogę? Nie, nie żałowała. Czy jak tylko wróci do domu, rozpłacze się nad potłuczoną wazą? Tak, rozpłacze się nad potłuczoną wazą. Tak można było opisać skrót jej uczuć oraz wyborów w tamtym momencie. I może nie miała szczęścia, bo straciła wazę, pieniądze, kartę i prawie (być może) życie, ale jednak coś lub ktoś nad nią czuwało, bo trafiła na Roberta (a raczej on na nią). Mieli przynajmniej możliwość poznać się lepiej, a i Charlie miała okazję do wypytania o to, co go łączyło z Polą. Już ręce zacierała na samą myśl, jaki wspaniały wywiad przeprowadzi już niedługo.
Miał w sobie coś… niebezpiecznego. Spojrzenie, takie co łypie kątem oka na nią, wydawało się podejrzliwe. Jakby miał coś na sumieniu (albo w kieszeni i był to raczej nóż, ostry i niedługi, ale wystarczający, by wbić się w serce lub przeciąć gardło). Chociaż z drugiej strony – takie wrażenie mogła odnosić przez to, że po prostu znała go, lecz nie pamiętała skąd. Musiała przetrawić sobie wszystko porządnie i w zwolnionym tempie, rozrysowując w głowie drzewo genealogiczne na podział „przyjaciele” i „znajomi znajomych”. W końcu doszła do tego, że ten mężczyzna (naprawdę przystojny) o niebezpiecznym spojrzeniu to Robert Brown.
- Jeszcze chwila i byłoby po… twoich oczach. Właściwie nigdy go nie użyłam, a chętnie usłyszałabym słodki smak zwycięstwa i takiego wycia mężczyzny – rozmarzyła się, czując jak już powoli luzuje swój stres. Płakać za pieniędzmi i wazą jeszcze będzie na pewno, zwłaszcza, gdy przyjdzie próbować dodzwonić się do banku, aby zablokowali jej kartę płatniczą. - Oj tak, to jest dobry pomysł, bo wyglądał jak Typowy Janusz pomieszany z Sebastianem z osiedla. Oby nie pamiętał naszych twarzy. Myślisz, że wróci?
Pozbierała jeszcze szybko szczątki umarłe swojego wazonu (tak, będzie go kleić tego wieczoru i aż do emerytury), po czym ruszyła razem z nim, nie bacząc zbytnio w którą stronę idzie. Wciąż była w szoku, więc nie myślała jakoś bardzo racjonalnie. A może nie chciała? Podświadomie wolała zostać z Robertem, który zwiewa na widok przeterminowanego gazu pieprzowego niż sama z przeterminowanym gazem pieprzowym. Czuła się bezpieczniej przy nim, mimo wszystko. I Pola go lubi, a skoro ona mu ufa, Charlie nie ma podstaw, aby było inaczej.
Najlepszym sposobem na rozluźnienie napiętej atmosfery (nie przez Roberta, ani przez Charlie celującą w niego gazem, a sam fakt napaści) zawsze był śmiech. Całe szczęście, podłapali to oboje. Gdy Pola usłyszy jak spotkali się tego dnia, padnie! Chociaż lepiej będzie przeczekać jeszcze chwilę, nawet dłuższą chwilę, by było to odległe wspomnienie, na które wszyscy się śmieją. Teraz Everett jeszcze nie była gotowa całkowicie żartować z tego dnia. Wciąż miała tą morską wazę z tyłu głowy, rozsypaną na kawałeczki jak jej zimne serce wyjęte ostatnio z lodówki.
- Oj, nie płacz! – Ręce jej się trzęsły od ataku śmiechu, ale bohaterskim (fionowym) gestem otarła łzy Roberta rąbkiem rękawa swetra wystającego spod płaszczu. Na moment zwiesiła głowę, co było objawem bezsilności po śmiechu. Odetchnęła głęboko dopiero po dłuższej chwili. - Jakbyś uciekł, przejęłabym twoje zakupy i nie patrzyłabym na to czy jesteś tym Robertem, czy nie. Zjadłabym stamtąd wszystko, co do okruszka – zagroziła poważnym tonem, udając, że wcale nie płacze ze śmiechu jak Robert. - Ale dobrze, że wróciłeś, bo nienawidzę zapachu sera, a widziałam, że jego też kupiłeś.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „University District”