WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

39 Ma czterdzieści lat i poczucie, że dorosłe życie zdecydowanie go przerasta. Nie ma pojęcia jak ma podejść do całej sprawy z Butler. Nie chce się jej narzucać, ale z drugiej strony bardzo też go to gniecie. I ma syna i nie. W zasadzie bardziej nie ma. Nie chce mącić chłopcu w głowie, ale też czuje, że ba wobec niego pewną powinność. I nade wszystko – chciałby go poznać. Nie ma tylko pojęcia, czy jego matka mu na to pozwoli. Keylena, nie Jakuba gwoli ścisłości.
Zwleka z decyzją bardzo długo, aż ma poczucie, że nie może dłużej tego odwlekać. W najgorszą pogodę w historii Seattle ładuje się do samochodu i niedługo potem parkuje pod domem Kaylee. Zerka jeszcze na siedzenie pasażera, na którym leży zapakowany w kolorowy papier wóz strażacki. Spędził w sklepie z zabawkami bite dwie godziny, zanim któryś ze sprzedawców się nad nim nie zlitował i nie pomógł wybrać coś odpowiedniego dla czterolatka. Hirsch, poza potwierdzonym ostatnimi czasy biologicznym ojcostwie, o kwestii rodzicielstwa wiedział całe nic. Ale nic też nie mogło się zmienić, jeśli nie zacznie rozmawiać z byłą przyjaciółką swojej żony i jednocześnie najlepszą przyjaciółką swojej aktualnej dziewczyny. A może zamiast podejmować próby negocjacji z Kay powinien od razu zgłosić ich wszystkich do show Jerry’ego Springera? Tam przynajmniej co jakiś czas ktoś pokazywał cycki.
Głęboki oddech i dzwonek do drzwi Butler. Ma olbrzymie deja vu, które sprawia, że jego serce bije jeszcze szybciej. Kaylee jest dla Jacoba jak tykająca bomba z którą do końca nie wie, jak postępować. Dlatego, kiedy otwiera mu drzwi, zanim jeszcze zdąży cokolwiek powiedzieć, a wiatr i wisząca nad miastem kolejna burza nie wyrwały ich z zawiasów, Hirsch nieproszony wślizguje się do środka.
Wiem, że cię nie uprzedziłem. Ale obawiam się, że jeśli bym to zrobił, wyznaczyłabyś mi termin za pół roku. Proszę. To dla Keylena – natychmiast pozbywa się opakowanego w kolorowy papier pudełka, wciskając je w ręce kobiety. – Poza tym, musimy porozmawiać. Biorąc pod uwagę pogodę panującą na zewnątrz, mam nadzieję, że nie masz innych poważnych planów, bo to zajmie chwilę – oznajmia niby hardo, ale na dobrą sprawę, ledwo z nerwów żyje.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • #22
Tym, czego Jacob nie wiedział, było to, że Kaylee zrobiła jeden z najodważniejszych kroków w swoim życiu i próbowała porozmawiać na ten temat z synem. Próbowała. Może nie dokończyli rozmowy, bo był zbyt rozkojarzony przez wszelkie uderzające w niego bodźce z zewnątrz, może wybrała zły moment, może dzieciak nie zrozumiał wszystkiego tak, jak by tego chciała, ale liczyło się to, że temat zaczęli. Kto wie, czy nadal o tej rozmowie pamiętał? Zupełnie tego nie planowała – leżała któregoś deszczowego dnia na dywanie, czytając jakąś podrzędną książkę, Keylen jak nigdy spokojnie próbował ułożyć z lego samolot, kiedy na niego spojrzała i po prostu… chyba prościej teraz, prawda? Kiedy nie będzie zadawał AŻ tylu pytań, co mógłby zrobić za kilkanaście lat. Przecież… jezu, przecież i tak nie pamiętał Kail`a… Czy wystarczyło powiedzieć, że tata jest dość blisko? Problemem jednak było to, że Butler nie wiedziała tak naprawdę z czym ma do czynienia, bo Hirsch pojawiał się i znikał. Jak kiedyś, tak i teraz. Nie wiedziała jaki będzie jego kolejny krok i czy w ogóle jakiś miał zaplanowany? Minęło dość dużo czasu od ich feralnej, ostatniej rozmowy, ale nie była w stanie uwierzyć, że tak po prostu jej posłuchał. Że tak po prostu odpuszcza, bo nie będą mu mieszać w życiu, ani niczego od niego nie potrzebuje. Któż nie chciałby poznać tego niesamowitego chłopca, który potrafił mówić o samolotowych silnikach w takich słowach, że ona nawet nie wiedziała, że podobne wyrazy istnieją? Nie bardzo więc wiedziała, jak powinna się zachować, kiedy otworzyła drzwi, a za nimi stał nikt inny, jak jej skaranie boskie, heh. Nie zdążyła zareagować, a Jake już zamykał drzwi od środka. Przesunęła na włosy okulary, które zakładała, gdy zbyt długo gapiła się w ekran laptopa i ponownie, już miała otworzyć buzię, kiedy w jej dłoniach znalazło się kolorowe pudełko. Jezu. Zmarszczyła brwi. Może i powinna mu powiedzieć, że nie jest to najlepszy czas? Pogoda za oknem jednak, dezorientacja pojawieniem się bez uprzedzenia… no trudno. – Myślisz, że będziesz w stanie go kupić? – pierwsze słowa, które rzuciła, ale nie była w stanie myśleć o niczym innym, niżeli to, że przecież też powinna mu powiedzieć, że porozmawia z Keylenem. – Nie, nie mamy… – zerknęła jeszcze na niego, stojąc jak skończona kretynka z tym pudłem w ręku, więęęęc… - Keylen?! – krzyknęła nagle, czekając aż prawie czterolatek pojawi się w drzwiach i rzuci znudzone – Co? - kiedy jednak tylko jego czarne tęczówki spoczęły na kolorowym pudełku, dość szybko zmieniły swoją wielkość na pięciozłotową monetę. – WOOOOOOOOOW, co to, to dla mnie? DLA MNIE? – zadziwiająco szybko znalazł się przy jej nogach. – Za co? Mogę otworzyć? Chcę otworzyć sam – no właśnie. – Nie wiem za co, skarbie, ale możesz zapytać – przeniosła swój wzrok na Jacoba, a razem z nią zrobił to, jezu, jego syn. – Za co? – zapytała, jak gdyby nigdy nic. Była okropna. Zdawała sobie z tego sprawę. Była fatalna, ale sprawiało jej to, JESZCZE, jakąś głupią satysfakcję. Czy w ten sposób broniła sama siebie i odwlekała w czasie to, co nieuniknione? Najprawdopodobniej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Butler działała na niego tak, jak nauczycielka geografii w junior high. Gdzie jest rzeka Jangcy, Hirsch? No gdzie, no gdzie?!
Stres i pot płynący po skroniach. Język, który grzęźnie w gardle tak, że nie sposób wydobyć z siebie głosu. Nerwowe przełykanie śliny. Tylko tutaj, dla odmiany, nie można było się poskarżyć mamie. Mało tego, powiedzenie czegokolwiek w tym temacie Rachel Hirsch skończyłoby się dla Jacoba ekspresowym transportem na tamten świat. Nie powiedział nawet rodzeństwu. Nie licząc Judaha, któremu z kolei w ostatnim czasie zaserwował taką dawkę informacji ze swojego życia, że istniało duże prawdopodobieństwo, że starszy brat będzie miał go dość na naprawdę długo.
Tymczasem, Jacob stoi w przedpokoju Kaylee, spoglądając w panice raz na kobietę, a raz na sięgającego mu do kolan młodzieńca, który stara się mówić bardzo wyraźnie, ale czasem szeleści na końcówkach wyrazów. Jest… piękny. Ma rozkosznie okrągłą buzię, małe rączki, które zaciska teraz na kolorowej paczce i przepiękne, przepiękne oczy z długimi rzęsami, których źrenice świdrują na zmianę to mamę, to pudełko z prezentem, to dziwnego i niespodziewanego gościa.
Hirsch nie ma pojęcia, jak ma zareagować i co powinien powiedzieć. Co w ogóle mówi się takim brzdącom?!
To jest wóz strażacki. Uratujesz mamę, jakby dłużej szalały te straszne burze… – wyrzuca z siebie pierwsze, co przyszło mu do głowy. Mówi miękko i przelotem zaledwie dotyka palcami włosów Keylena. Od razu jednak się prostuje. Może nie powinien tego robić? Nawet, jeśli odnosi wrażenie, że ten mały człowiek jest do niego naprawdę wizualnie podobny? Chociaż oczy zdecydowanie ma po matce. Tylko wzrok pozbawiony jest tego okropnego wyrzutu.
Kiedy chłopiec wybiega z powrotem do salonu, Hirsch wprasza się ponownie, znów do kuchni Butler.
Oczywiście, że nie zamierzam kupować jego przychylności, Kaylee. Po prostu uznałem, że to miłe. I że chciałbym… Że chciałem mu coś dać, ok? Przepraszam. Nie wiem, jaką masz politykę prezentów – wzruszył ramionami w ramach wyrażenia skruchy. Nie miał pojęcia, jak Kay go wychowuje. Bo skąd niby miałby?
Przepraszam, że się nie odzywałem. Chciałem to wszystko poukładać. Wiem, że niczego ode mnie nie chcesz i twierdzisz, że świetnie sobie poradzisz, ale… Nie umiem tak. Nie chcę być z boku. Nie chcę go nie znać, wiesz? Nie potrafię sobie wyobrazić, że miałbym go nie znać. To byłoby okrutne… – ostatnie zdanie wypowiada trochę niepewnie, nie mając pojęcia, jakiej reakcji powinien spodziewać się po brunetce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miała wrażenie, że palce Jacoba w zwolnionym tempie zbliżają się ku główce Keylena. Miała ochotę ją odtrącić, odepchnąć, poprosić by schował ją w kieszeń i nigdy więcej nie śmiał wyciągać jej w kierunku j e j syna. To jej syn. To jej dziecko. To jej największy skarb. Po prostu chce przyjść i go sobie wziąć? Zacisnęła jednak tylko pięści, zacisnęła szczękę tak mocno, że mięśnie twarzy napięły się niemiłosiernie mocno i na ułamek sekundy przymknęła oczy. Pękało jej serce. Jest okej. Będzie okej. Jego słowa dobiegły jej uszu dopiero wtedy, kiedy czterolatek wywrócił zabawnie oczami.
- Mama strasznie bardzo nie lubi burzy, to może będę musiał ratować – westchnął teatralnie, na co Kaylee z uśmiechem uniosła brwi w górę. Gdyby miał kilkanaście lat więcej pewnie odwdzięczyłaby się jakimś „bo ty, kuwa, jesteś taki odważny”, ale co mogła teraz? Teraz mogła jedynie upomnieć, by powiedział dziękuję obcemu człowiekowi, a później pozwolić mu zabrać pakunek do pokoju i powiedzieć, by rozpracował wszystko, a później dał im znać, jak wóz strażacki działa. Może niedługo do niego dołączą? Nie wiedziała, tak myślała, ale nim się zorientowała, Jacob udał się do kuchni. Może myślał, że to mieszkanie nie ma więcej pomieszczeń? Nie, boże, będzie poruszał niewygodne tematy. Czemu dziś, Hirsch?
- Nie mam żadnej polityki prezentów – wsunęła dłonie w kieszenie dżinsów. – Nie chowam rzeczy, które ktoś ma ochotę mu podarować. Nie zabraniam mu niczego… ale też nie na wszystko mu pozwalam? – czy ona mówiła tak, że on rozumiał? Nigdy nie zastanawiała się nad tym, czy powinna wprowadzić politykę prezentów. Był jedynym dzieckiem w rodzinie, wśród przyjaciół… co ona mogła? Powiedzieć, że w środy przyjmują prezenty od kobiet, a w niedziele od mężczyzn? Wolała żmudnie, tracąc chwilami cierpliwość, tłumaczyć KeyKeyowi rzeczy, które były zbyt trudne do zrozumienia dla czterolatka. – Wyglądasz na zdenerwowanego – rzuciła, nie będąc pewną czy powinna zaproponować szklankę wody. Powinna? Słysząc jego krótki monolog, odwróciła się plecami, by jednak napełnić szkło czystą cieczą. Niech nie martwi się trucizną, ok? – Powiem mu – ucięła w końcu krótko, nie będąc pewną jak długo jeszcze będzie gadał. Postawiwszy szklankę na kuchennym stole, przetarła twarz dłońmi. Nie miał pojęcia, ile wysiłku kosztowało ją to, by zachowywać się tak hardo, na jaką wyglądała. Nie byla taka w ogóle. – Powiem – kiwnęła głową jeszcze raz. Ileż można grać wiecznie poszkodowaną? Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie była tutaj ofiarą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy Hirsch układa sobie w głowie te wszystkie słowa, które ma jej powiedzieć zaraz, które mają mu pomóc przekonać ją, że mógłby czasem, chociaż go odwiedzać, że jest gotowy przyjąć każdą rolę, jaką mu wyznaczy – może mógłby być wujkiem? Może mógłby być kolegą? Może chociaż kiedyś mógłby go zabrać na spacer? Może mógłby mu kupować jakąś ciężarówkę albo inny wóz strażacki? Nie często, nie chce go kupić – ale może chociaż na święta i urodziny? To wszystko wydaje mu się tak sensowne, że mógłby, naprawdę mógłby to wypowiedzieć na głos i spróbować przekonać Kylee, ale zanim w ogóle otworzy usta i ponownie zabierze głos… Butler go zaskakuje. Tak, że nie wie już, co ma powiedzieć. Zamyka i otwiera usta, jak dławiąca się bez tlenu ryba i tylko przygląda się jej w niemym osłupieniu.
Do kuchni wbiega za to chłopiec, twierdząc, że nie może odpakować zabawki, która jest przyczepiona do kartonowego wypełnienia pudełka. Jego uwagę przyciąga jednak Jacob, który wciąż przygląda się jego matce z lekko uchylonymi ustami. Keylen patrzy więc na brunetkę takim samym spojrzeniem, jak jego… ojciec. Duże oczy z długimi rzęsami, chociaż ciemną oprawę zawdzięczają matce, to są niemal identyczne, jak u Jacoba. I chociaż dzieli ich niemal 36 lat życia, to łatwo jest odnaleźć pewne podobieństwa. Mała rączka opiera się bezwiednie o kolano Hirscha, a następnie dziecko wciska mu do rąk plastikową zabawkę, żeby pomógł. Dopiero to przywołuje go na ziemię. Niemal machinalnie przejmuje wóz strażacki, odpakowuje go i wręcza blondynkowi. Ten rzuca coś w stylu dziękuję, przemieszanego ze słowem czad i obijając się jeszcze o nogi matki, ucieka z powrotem do drugiego pokoju.
P…Po…Powiesz mu? – pyta jakby z niedowierzaniem, mrugając intensywnie powiekami. Może powinien się jeszcze uszczypnąć? Albo sprawdzić, czy nie dosypała mu czegoś do tej wody i tym samym nie jest to chwila łaskawości przed zejściem z tego świata. Zakrywa sobie dłonią usta, ale kiedy zabiera rękę… uśmiecha się. Doznaje właśnie poczucia olbrzymiej U L G I, która przez tygodnie gniotła jego klatkę piersiową.
Nie mogłem zmusić się, żeby tu przyjść, bo b a ł e m się twojej reakcji. Ostatni raz, kiedy jakaś kobieta wywołała we mnie taki stres to moja matka, której musiałem powiedzieć, że nie dostałem się za pierwszym razem na studia medyczne. A to i tak nie było tak ważne, jak posiadanie… dziecka – prycha cicho, w ramach krótkiego żartu, który miałby trochę rozluźnić atmosferę pomiędzy nimi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie sądziła, że będzie potrafiła czuć tak wielką zazdrość. Złamało ją to na pół, podcięło skrzydła, ugięło kolana i już absolutnie nie była pewna, czy naprawdę chce to zrobić. Dwa oddechy. Wdech i wydech. Dlaczego, kurwa mać, przybiegł do niego, nie zaś do niej, by pomóc mu z tym głupim, totalnie nietrafionym prezentem, którym będzie się bawił kilka minut i o nim zapomni? Przecież Keylen uwielbia od zawsze samoloty, powinna mu to powiedzieć? Powinna mu to wszystko ułatwić? Mimo że było to coś zupełnie naturalnego, mimo tego, że KeyKey od zawsze był aż za bardzo otwarty na nowe osoby, mimo że absolutnie rozumiała, że po tylu dniach, kiedy nie chodził do przedszkola i siedział z mamą w domu, było to miłą odmianą mieć kogoś nowego w zasięgu wzroku, to po tej szpilce zazdrości, poczuła złość. To nic, że gdyby na miejscu Jacoba był ktoś inny – jej przyjaciółka, siostra, znajomy – to wszystko byłoby zupełnie normalne i absolutnie akceptowalne. Teraz nie było. Czy ona przypadkiem nie powinna jednak wyjechać z synem gdzieś daleko, bardzo daleko? Gdzieś, gdzie przestanie czuć ten nieznany dotąd zapach zazdrości?
- Czy ty przypadkiem nie mówiłeś, że chcesz wrócić do Los Angeles? – wyrwało jej się szybciej, niżeli była w stanie pomyśleć, aczkolwiek można to podciągnąć pod zwykłą ciekawość typu co dalej? nie zaś złośliwość, chociaż zapewne i to nie jest Hirschowi obce. Przerzuciła wzrokiem z jednej pary patrzących na nią oczu na drugą i nerwowo odwróciła w stronę szafek, ale kiedy tylko Keylen znikł z ich pola widzenia, usiadła przy stole, przejeżdżając dłońmi przez twarz, a zaś kiwając głową na tak. Powiedziała A, powie i B. Chociaż może nie? Może nie powinna? Jezu. – Jeszcze nie do końca wiem, jak mu to wszystko przedstawić, ale… będzie wiedział – wzruszyła ostatecznie ramionami, bo co więcej mogła? – Chcesz czegoś mocniejszego? – zmrużyła nagle oczy, bo mimo że nie mogła teraz, to miała szaloną ochotę, więc może choć on nie musiał cierpieć? Prychnęła lekko, kiedy słyszała jego kolejne słowa i naprawdę, wolała chyba ich nie słyszeć. Czemu on tyle pjerdolił?
- Jezu, przestań. Przestań. Będziesz mnie teraz porównywał do swojej matki? Naprawdę? Fantastycznie, Jake - czemu musiało to być tak trudne? Przez ułamek sekundy zaświtała jej myśl, że być może, ale tylko być może, jemu też jest ciężko? Nie, zdecydowanie nie. Egoista. Jak zwykle. – Ja też się boję wielu rzeczy, wiesz? Boję się, że nie za każdym razem będzie przybiegał akurat do mnie. Przeraża mnie to, kurwa. Boję się, że zazdrość, która poczułam dwie minuty temu nigdy nie zniknie, a nie czułam jej nigdy wcześniej. Boję się, że będzie miał swoje inne, bezpieczne miejsce. Boję się, że kiedyś tego wszystkiego nie zrozumie. Boję się rekcji Kaila, kiedy spróbuję się z nim skontaktować. Wiem, że chodzi tylko i wyłącznie o Keylena, ale jezu, czasami tak mocno chciałabym być samolubna, nawet jeśli idzie tylko o niej. Kurwa – nie przeklinała często. Choć może przy nim akurat była to norma? Przynajmniej rozmawiali, tak?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Hirsch zaciska usta w wąską kreskę. Słucha jej uważnie, nie przerywa, nie próbuje już żadnego głupiego żartu. Kręci też przecząco głową na propozycję alkoholu. Chociaż burza szaleje za oknem to jeśli każe mu wyjść, to wsiądzie prosto do samochodu i musi być w stanie go prowadzić.
Keylen ma w sobie geny mojej matki. Ale ta myśl przeraża mnie raczej bardziej niż ciebie – no cóż. Odezwał się, ale nie obyło się jednak bez głupiego, suchego, ale także jakże prawdziwego żartu.
Wzdycha przeciągle i sięga palcami do jej krzesła. Chwyta mocno za siedzenie i przyciąga ją do siebie bliżej.
Ja ci go nie zamierzam zabrać, rozumiesz? Jesteś dla niego najważniejsza. Zawsze będziesz. Ale chciałbym, chciałbym, żebyś pozwoliła mi, chociaż odrobinę być dla niego ojcem. Wiem, że to trudne. Ale nie chcę, żebyś czuła się zagrożona. Albo zazdrosna. Ja chcę, tylko żeby mógł na mnie liczyć. Teraz i kiedy dorośnie – Jacob wzrusza ramionami. Dla niego to też jest trudne. Bardziej niż przypuszczał i bardziej niż kiedykolwiek mógł to sobie wyobrazić. Ta rozmowa też nie była dla niego łatwa. Jak miał ją do siebie przekonać, chociaż było dość jasne, że trudno będzie im się razem… dotrzeć? Nie przyjaźnili się. Nie mieli w przeszłości romansu. Zaliczyli jeden, pełen życiowego żalu i emocji seks i z tego jednej i jedynej chwili słabości mieli teraz wspólne dziecko. Sytuacja była popaprana, ale trzeba było znaleźć z niej jakieś wyjście.
Chciałby dodać cos jeszcze, ale w momencie, kiedy otwiera usta, potężna błyskawica uderza gdzieś za oknem, prawdopodobnie w samochód stojący przy ulicy. Rozlega się głośny alarm. Hirsch podnosi się, żeby wyjrzeć przez okno i momentalnie staje przy nim trochę przestraszony, a trochę zaaferowany chłopiec. Jacob dotyka jego drobnego ramionka i bardzo delikatnie odsuwa go od okna. To nie najlepszy pomysł, nawet tak niedoświadczony rodzic jak to wie. Keylen biegnie w dziecięcych podskokach w stronę mamy i wciąga się na jej kolanka. Jacob z ulgą stwierdza, że to nie jego auto zakończyło właśnie swoje życie, ale kiedy obraca się w kierunku Butler i chłopca, na czarnym niebie grzmi, a piorun strzela znów. Tym razem zapewne w sieć energetyczną, bo nie tylko na zewnątrz robi się wyjątkowo ciemno.W mieszkaniu panują egipskie ciemności. Hirsch wyciąga telefon z kieszeni i odpala latarkę, a następnie kładzie go na stole.
Masz jakąś świecę? Ten telefon nie wytrzyma zbyt długo bez ładowania, bateria to już kompletny… Dziadostwo. Kompletne dziadostwo – reflektuje się na czas. Keylen zaciska małe rączki na szyi mamy i wtula się w nią mocno. Boi się. Taki właśnie to odważny strażak.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Trochę by się zaśmiała. Może lekko uśmiechnęła, ale akurat na te konkretną wzmiankę o Seniorce Hirsch zareagowałaby inaczej. Zrobiłaby to, naprawdę. Gdyby nie to, oczywiście, że dosłownie kilka sekund wcześniej pokazała jak strasznie przerażona tym była. Nie chciała tego wszystkiego mówić, chciała by był pewny, że i ona jest pewna. A nie była w ogóle.
- Nigdy bym na to nie pozwoliła – wtrąca się od razu, mimo że jego słowa wcale nie mówią, że ma złe intencje. Przecież mógłby iść od razu do sądu, a nie bawić się z nią w kotka i myszkę, prawda? Mógłby, miał przecież teraz dowody i odrobinę prawa po swojej stronie. To było chyba jedyna myśl, która swoim rozmiarem przerastała wszystko inne. – Nie… – chciałaby powiedzieć tak dużo. Chciałaby powiedzieć, że ma tego nie schrzanić. Że ma się starać. Że próubuje mu zaufać w najważniejszym aspekcie swojego życia. Że jeśli kiedykolwiek zrobi coś co w jakikolwiek sposób mogłoby narazić Keylena, to zmiażdży go, naprawdę. Byłaby w stanie to zrobić, była tego pewna. Powiedziałaby to, gdyby nie ten ogromny huk, poprzedzający głośne wycie samochodu. Automatycznie spojrzała w kierunku salonu, a już po kilku sekundach KeyKey znalazł się przy nich. Była pewna, że to zrobi, bo przecież sama mu powtarzała, że burze są naaaajokropniejsze, czego mocno żałowała, ok. Nie powinna. Z ulgą wzięła go w swoje ramiona, kiedy wdrapał się na jej kolana, bo to nie podlegało żadnym wątpliwościom – wiedziała, że w chwili strachu, w chwili, kiedy przynajmniej obecnie będzie potrzebował koła ratunkowego, będzie jego pierwszym wyborem. Zupełnie nie o to jednak jej chodziło. Była okropna. Nie powinna w ogóle teraz o tym myśleć. – Keylen – powiedziała dość srogo, kiedy po kolejnym huku nastała całkowita ciemność. Jaciekurwamać. Jestem pewna, że była w tym momencie przerażona równie mocno, co ten czterolatek, który zbyt mocno wbijał palce w jej ramię, i którego serducho szalało tak mocno, że czuła je na swojej piersi. – Mówiłam, że tak się może stać, pamiętasz? Wszystko jest okej – tak mało rozumiała z tego co w tym momencie próbował powiedzieć, że to aż przykre. – Widzisz? – z wdzięcznością zerknęła na lekko oświetloną twarz Hirscha, kiedy poświata wypełniła kuchnię. – Pokażemy Jacobowi twój pokój, okej? Wyciągniemy twoją latarkę, pamiętasz, gdzie ją schowaliśmy? – ona pamiętała, ale chciała jedynie odwrócić jego uwagę. Podniosła się od razu, nie będąc właściwie pewną, czy była w tym mieszkaniu kiedykolwiek, kiedy było tak cholernie ciemno. Odwróciła się jeszcze w stronę Jake`a. – Chcesz zostać jeszcze chwilę? – mógł usłyszeć jej niepewne słowa, ale zaraz później zniknęła, świecąc na salon swoim telefonem, by dojść do pokoju Keylena. Welcome to Keylens Kingdom.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czuł się trochę nieswojo, ale z drugiej strony niespecjalnie wydawało mu się to sensowne, żeby podróżować w taką burzę. Musiał przeczekać. Dlaczego miałoby wyjść i modlić się o piorunową łaskę, jeśli Kaylee zaproponowała to sama? Może tylko z grzeczności? Może sama nie wiedziała, co powinna z nim zrobić? Mimo wszystko, zważywszy na to, że taka okazja mogła się więcej nie powtórzyć, pokiwał głową w ramach potwierdzenia i akceptacji zaproszenia. Powoli, trochę niepewnie, idzie za Butler w kierunku – jak się domyśla – pokoju synka. Wchodzi za nimi do środka, pozwala jej odbyć całą tą operację poszukiwania latarki. Sam staje w progu, opiera się ramieniem o futrynę i przygląda się tańcowi świateł z delikatnym uśmiechem. Keylen bawi się latarką, pokazując mamie i Jacobowi swoje ulubione punkty w pokoju. Kolekcję dinozaurów, swoje ulubione książeczki, wielkiego pluszaka na łóżku i fluorescencyjną konstelację gwiazd na ścianie. Chociaż po ciemku, Hirsch przygląda się temu wszystkiemu z ogromną uwagą. Dla niego to nowość. Nie tylko ze względu na nieznajomość własnego dziecka, ale dzieci w ogóle. Chłopiec prosi go, żeby coś powtrzymał, a następnie koniecznie chce pokazać mu coś jeszcze. Jacob, bardzo ostrożnie, po nawiązaniu kontaktu wzrokowego z Kaylee i otrzymaniu jako-takiej zgody, siada na tapczanie syna. Mały blondynek podaje mu coraz to kolejne rzeczy, przewieszając się przez jego kolana.
W końcu jednak pada pytanie, na które Jacob nie do końca potrafi odpowiedzieć. Może dlatego, że lekko go zaskakuje, a może dlatego, że nie był nigdy SPECJALISTĄ do spraw przyrody. A może z bardziej prozaicznego powodu? Jak odpowiada się na trudne pytanie dziecku? Bo chyba definicja encyklopedyczna nie jest pożądana? Skąd się bierze burza? Mimo tej całej ciemności i pojedynczych świateł latarek mężczyzna czuje, że mały człowiek, oparty o jego kolano, wwierca w niego swoje uważne spojrzenie. Ratunku Jacob próbuje szukać w Kaylee.
Mama jest pogodową ekspertką, nie uważasz? – próbuje się ratować, ale nawet błagalne spojrzenie w kierunku Butler nie przynosi rezultatu. Chłopiec nie rusza się nawet o krok, wciąż wpatrując się w siwiejącego bruneta. I co teraz? Co się teraz kurwa robi?!
Noooo więc, skąd się bierze burza? Widzisz, czasem w chmurach jest prąd. I jak zbierze się go tam za dużo, to chmury robią się czarne i grrroźne i musi z nich uciec, bo nie jest tam już miło widziany i musi gdzieś uciec. I wtedy ucieka na ziemię. I robi to tak szybko, że stąd ten hałas… – wyrzuca z siebie jak na torturach, modląc się, żeby dzieciak nie opowiadał tego potem w szkole na przyrodzie, albo fizyce, bo źle się to dla jego edukacji skończy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby miała na oślep rzucać propozycjami na popołudnie… będą składać nowy zestaw Lego? Całkiem możliwe. Będą ćwiczyć pisanie prostych literek? Mooooże. Będą leniwie leżeć przed netflixem kids, a ona pozwoli, by zeżarł tą ostatnią, ulubioną paczkę żelków? Jezu, najpewniej. Może zmusi go, by zaczęli nową książkę? Pewnie by chciała, ale czy będzie chciał on? Nigdy jednak, naprawdę nigdy nie potrafiłaby zobrazować sobie Jacoba Hirscha siedzącego na łóżku JEJ syna, w trakcie szalonej nawałnicy na zewnątrz, ciemności w środku pomieszczenia, podczas gdy ona, upominając syna raz po raz, by NIE świecił w oczy, będzie przeszukiwać na oślep szafę z jego koszulkami, bo GDZIEŚ TAM schował wszystkie zgromadzone latarki. Z obawą przypatrywała się KeyKeyowi, wściekła w tym momencie na to, że jest tak mocno otwarty i tak mało zdystansowany. Poszedłby z cyganami za dwa snikersy, była tego, kurwa, pewna. Czuła zazdrość całą sobą, czuła ukłucie w dole żołądka, a nawet i głuche bębnienie w sercu, mówiące by brała dzieciaka i uciekała. Jak najdalej. Wdech i wydech. Nadal jest tylko twój, powtarzała sobie w głowie. – Nie odpuści – pokręciła głową, wbrew temu wszystkiemu, co działo się w jej myślach. - Nie odpuścisz, prawda? - pochyliła się, z uśmiechem łapiąc główkę syna w dłonie i kierując w górę, w swoja stronę, by musnąć jego policzek jeden i policzek drugi, a później zrobić to ponownie, tylko dlatego, że ostentacyjnie wytarł oba policzki, bo uwielbiała, UWIELBIAŁA te jego pytania, na które totalnie nie potrafiła odpowiedzieć. Ona najpewniej wyguglała by wszystko, przekazując mu prostymi słowami co i jak, bo jak inaczej? Dlatego z uniesionymi brwiami wpatrywała się w ojca i syna, rzucając tylko – Pewnie tak – kiedy Keylen świeci w jej twarz łuną światła i pyta: - To prawda, mama? Miała ochotę to zakończyć, nie miała czasu na przemyślenie tego wszystkiego i już niczego nie była pewna. Nie powinien jej tak zaskakiwać. Czuła się teraz tak cholernie bierna i tak bardzo w tym momencie nie lubiła swoich myśli, że z tego zawieszenia wyrwał ją dopiero głos KeyKeya, zwracającego się raz do niej, raz do Hirscha. – To ty jesteś pogodową ekspertką? – pięknie dedukuje i myląc końcówkę słowa, pyta najwyraźniej jak potrafi Jacoba. – Kim jesteś? Kim on jest, mama? – przecież to było oczywiste, że w końcu zapyta. Powinna to zrobić wcześniej, powinna. Co teraz mogła? – Chodź – podeszła, by wziąć syna na ręce, ale usiadła na ziemi opierając plecy o łóżko i sadzając go sobie na kolanach, przodem do siebie. Jezu, no jaki pięęęęękny. Nigdy nie przestanie jej zachwycać. – Pamiętasz, jak skręciłeś kostkę? Byliśmy w szpitalu. Jacob ci pomógł – któż nie pamiętałby tej twarzy. – Dlatego zaraz musi iść. Musi pomóc innym ludziom, kiedy skręcą kostkę – rzuca, nawet na Jake`a nie patrząc. Musiała w końcu gówniakowi to wytłumaczyć. I zrobi to zaraz, sam na sam. Czemu, no czemu musiał tak zapałać do niego sympatią?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Małe, dziecięce rączki go paraliżują. Ściskają małymi paluszkami materiał jego spodni i gładzą po nodze w oczekiwaniu na dalszą część historii. Na szczęście Butler jednak postanowiła przyjść mu z ratunkiem. Z pewną ulgą więc przygląda się chłopcu posadzonemu na kolanach matki. Nie decyduje się jednak dotknąć go ponownie. Nawet jeśli chciałby pogłaskać go po tych mięciutkich włosach raz jeszcze. Do tej pory nie do końca wierzy w to, że ma dziecko. Takie piękne i tak duże już dziecko, które zadaje tysiące szalonych pytań, na które nie jest gotowy. Na nic nie jest gotowy, nieważne jakby tego bardzo, bardzo chciał, to pewnych etapów nie da przeskoczyć się samymi chęciami. Ale nie ma podręczników dla nagłych rodziców dzieci, które przekroczyły wiek niemowlęcy i mają całkiem sporą świadomość tego, co dzieje się wokół nich. A może są, może Jacob kiepsko szuka?
Pytanie Keylena o to, kim jest, podnosi jego ciśnienie i poziom stresu. To nie on powinien na nie odpowiadać, prawda? W tej całej ciemności świdruje Kaylee uważnym spojrzeniem, czekając na to, co powie. Wbrew jej przypuszczeniom, wcale nie chodzi mu o to, żeby powiedziała chłopcu, że właśnie na jego łóżku siedzi jego tata. To byłby najgorszy moment z możliwych. Hirsch jest zdania, że pierwszą rozmowę, jeśli tylko Butler będzie tego chciała i będzie gotowa, powinna odbyć sama z synkiem.
Dlatego pozwala sobie na oddech pełen ulgi, kiedy brunetka opowiada czterolatkowi o jego zawodzie. Uśmiecha się do chłopca delikatnie, chociaż prawdopodobnie nie widać tego w pełnym mroku pomieszczeniu. Rozumie też aluzję dotyczącą przedłużonej godziny. W porządku. I tak dostał o wiele więcej, niż się spodziewał.
Tak. Tak, trzeba pomagać wszystkim, którzy tego potrzebują i nie poradzą sobie sami. To dobra praca. Może też chciałbyś zostać kiedyś lekarzem? Albo strażakiem? Albo… fotografem? Masz jeszcze mnóstwo czasu – Jacob podnosi się z jego dziecięcego łóżka i pozwala sobie jednak dotknąć na pożegnanie jego głowy. Jak przystało na dobrego wujka. Żegna się jeszcze z Kaylee i korzystając z tego, że burza powoli ustaje, podbiega w deszczu do auta.

/zt <3

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”