WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://live.staticflickr.com/7440/9313 ... /div></div>
Ostatnio zmieniony 2022-03-08, 13:51 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<br><br>dlaczego miałabyś się na to zgodzić?

Świat zdawał się podsycać niepewność poprzez systematyczne podsyłanie sytuacji zmuszających do ponownego przemyślenia sprawy. Miała na to chwilę podczas nerwowego poszukiwania kluczy od domu, złapała skrawek sekundy tlącego zawahania, kiedy żadna z taksówek nie wyhamowała przed jej sylwetką. Powieka zadrgała w niepewności, gdy zrzuciła z siebie pęd kierowany w stronę odjeżdżającego właśnie autobusu i westchnęła ciężko po zweryfikowaniu komunikacyjnej siatki opóźnień oraz drogowych przestojów.
Nie znała go. Nie potrafiła nawet złożyć ust na kształt jego personaliów; zabrakło jej trzeźwości umysłu, która nakazałaby przyswojenie podstawowych informacji na temat osoby mającej (być może) w swym posiadaniu coś ważnego. Coś, co należało do niej. I choć w swej świadomości dokładnie zakodowała, że jej bagaż nie był już kompletny, to wciąż miała żywą nadzieję na odzyskanie tego, do czego serce tęskniło najbardziej. Nawet jeśli miało się okazać, że okryty największym sentymentem element przepadł - była gotowa przyjąć ten brak.
A jeśli jednak mógł znów zalśnić srebrną poświatą ulokowaną na jej palcu..?
Musiała wiedzieć.
W tym celu uparcie oszukiwała samą siebie, że jest w stanie zignorować wszystkie pytajniki wwiercające się ciasno w umysł.
Dlaczego nie mogli spotkać się w miejscu jego pracy? Czy nie lepiej by było załatwić to na terenie lotniska, nawet gdzieś na uboczu, ale jednak wciąż wpisując się w oficjalne ramy wywiązywania ze swych obowiązków? W jaki sposób powinna mu podziękować? Przecież krótkie merci i uściśnięcie dłoni byłoby w pełni wystarczające. Czy mogła zrobić to samo w przestrzeni nienależącej do żadnego z nich, zwłaszcza w chwili, w której w powietrzu uniosłoby się wspomnienie dotyczące zaciętego boju związanego z bohaterskim przejęciem jej własności? Czemu zdecydowanym tonem nie poprosiła o przesłanie bagażu na wskazany przez siebie adres? Jak to się stało, że w nagłym przypływie kwitnącej nadziei tak szybko zamilkły w niej mechanizmy odpowiedzialne za racjonalne myślenie?
Czego – i czy w ogóle – mógł od niej oczekiwać ten nieznany mężczyzna, skoro zdecydował się wyrwać ją z domu w celu zwrócenia czegoś, co i bez jej udziału powinno znaleźć drogę do prawowitego właściciela? I, co dość istotne, czy oczekiwał czegoś w zamian? Czyżby stąd ten cały pomysł na spotkanie na terenie, który nie pozwalał na szukanie wzrokiem potencjalnego wsparcia wśród zgromadzonej na terenie lotniska załogi?
W końcu - skąd w niej tyle podejrzliwości?
Kropla deszczu osiadła na kości policzkowej; kolejny znak od losu. Uniosła głowę i zmrużyła oczy - chmury przysłoniły niebo, kłębiąc się gęsto nad głowami przechodniów. Taka pogoda nie była żadną anomalią w Seattle. Nadinterpretacja wskoczyła jednak na kolejny z poziomów; czy ta woda przeleje naczynie lęku i zwątpienia, czy może jednak zmyje z jej głowy nieufność?
dlaczego miałabyś się na to zgodzić?
Przecież nie dał jej żadnych podstaw do okraszenia zaufaniem. Nie wiedziała nawet, czy będzie w stanie go rozpoznać. Rozejrzała się niepewnie po nielicznych twarzach, które chowały swe istnienie pod kapturami i kloszami rozpostartych szeroko parasoli. Nie była w stanie ocenić, czy jest obserwowana. Obejrzała się na wszelki wypadek przez ramię, ale pojedyncze cienie sunęły pospiesznie w stronę zadaszeń chroniących ludzkie głowy. Obojętnie. Nie zwracając na nią uwagi.
Dzielnie przyjmowała na własne barki ciężar kropel spadających z coraz większą częstotliwością, aż w końcu sama skryła się pod architektoniczną osłoną.
Jak niby mieli się teraz odnaleźć? Nie znała przecież nic - ani numeru telefonu ani nazwiska, które zapewne współdzielił z tysiącami innych osób zgromadzonych na terenie miasta. Powinna była wrócić do domu, może wybrać numer King County.
Powinna. Jednak przyszła tu nie bez powodu. Przecież już dotrzymał słowa - rano odebrała mocno opóźniony list z zaświadczeniem o przyznaniu odszkodowania za zaginiony bagaż. Niewiele później na jej konto wpłynęła odpowiednia suma. O dziwo większa, niż zakładała. Zupełnie jakby w przestworzach zaginęła cała walizka, a nie tylko jej część.
Jaką jeszcze nieprawdę nieznajomy miał złożyć w jej dłoniach?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

outfit
Zwrócenie na siebie uwagi Lunarii na lotnisku tamtego pamiętnego dnia nie było najrozsądniejszym pomysłem, ale coś go do tego pchnęło i o ile karma nie miała prawa istnieć, to był to tylko zwykły zbieg okoliczności – że poczuł wyrzuty sumienia na tyle duże, że postanowił zaryzykować. W swoim mieszkaniu przejrzał raz jeszcze zawartość walizki bo nie zdążył wyrzucić na miejscowy śmietnik tego, co było mu nieprzydatne. Sama walizka nie była w jego stylu. Wyglądałby co najmniej niepoważnie, podróżując z nią. Planował po prostu się jej pozbyć bo najcenniejsze przedmioty przywłaszczył dla siebie, a to co wydawało się warte spieniężenia dawno już opchnął w lombardzie.
Nie sprawdził tego dnia pogody, więc w połowie drogi ciągnąc za sobą wyjątkowo lekki bagaż w którym zachowały się jedynie ubrania i drobniejsze kosmetyki dopadł go deszcz. Przyspieszył kroku ale na nic się to zdało więc gdy już pojawił się w umówionym miejscu, zaciskając skostniałe palce na rączce, sprawiał wrażenie zmokłego szczura, z oklapniętymi ściemniałymi włosami które sporadycznie odgarniał do tyłu.
- Lepiej być nie mogło. - Mruknął sam do siebie nie dowierzając temu, że za swoją wymyśloną szczodrość świat odpłaca mu się takimi niespodziankami. Miał wrażenie, że zamokło mu wszystko co tylko było w stanie więc to, że schował się zapobiegawczo pod jakimś niedużym zadaszeniem – właśnie tam gdzie chowała się Lunarie, a której schowanej twarzy nie skojarzył – nie robiło mu różnicy.
- Wychodzenie dzisiaj z domu to był zły pomysł. - Skwitował sytuację krótko, a wtedy młoda kobieta mogła zorientować się po jego głosie, wcale nie po tym, że miał jej walizkę, że ma do czynienia z tym anonimowym młodzikiem, który w porę schował swoją plakietkę. Rozejrzał się po porcie szukając w ulewnym deszczu tej, która miała się zjawić a kiedy nie dostrzegł żadnej kobiecej sylwetki ukradkiem zerknął na tę, którą miał przy swoim boku. To ona. Serce zabiło mu mocniej, nienawidził tego przejmującego uczucia... strachu przed tym co będzie następne, a przecież uwielbiał adrenalinę i teoretycznie lubił, kiedy dział się w okolicy dym. Ostatnio jednak był jak nie on. Coś siedziało mu na sumieniu, coś go gryzło miarowo, sumiennie od rana do nocy, a on się nie poznawał. Zmrużył podejrzliwie oczy, a później podsunął kobiecie walizkę, nie otwierając jej.
- To chyba twoje? - Chciał jeszcze wtrącić, czy zabrała ze sobą pieniądze. To byłoby dobre zagranie, rodem z filmów kryminalnych – gdyby nie fakt, że ten przeklęty deszcz odebrał mu resztki uroku osobistego i zmył z niego swoistą nonszalancję, stawiając przed Vanderlaan najzwyklejszego, przemoczonego do ostatniej nitki mężczyznę. - Nie ma za co. - Wyprzedził ją swoimi słowami, nim cokolwiek zdążyła powiedzieć skrupulatnie ukrywając fakt, czego brakowało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Deszcz przestał jedynie spływać na betonowe podłoże; znalazł dla siebie nową rolę, bardziej widowiskową i wysuwającą na pierwszy plan. Teraz odbijał się zamaszyście od dróg, odskakiwał od wodoodpornych materiałów i donośnie podrygiwał po parasolowych połaciach. Jego taniec i związane z nim kroki przepływały przez małżowiny uszne wyraźnym echem, a napotkane towarzystwo nieprzyjemnego chłodu wywoływało reakcję w postaci gęsiej skórki.
A może te dreszcze powodowane były czymś zupełnie innym?
Prześlizgiwała się wzrokiem po pojedynczych sylwetkach, które nie zdołały się skryć przed zimnymi kropelkami. Pospieszne kroki, zmrużone oczy, usta składające na kształt niecenzuralnych słów. Dziki pęd i dźwigana na barkach irytacja, nerwowe zerkanie na ekran telefonu - już po szesnastej. Już późno. Ktoś gdzieś się spóźniał, komuś uciekł autobus. Może tym kimś był poznany na lotnisku mężczyzna, który złożył w jej dłonie nieoczekiwaną nadzieję? A może zadrwił sobie z niej tylko, organizując w ten sposób załodze i sobie samemu rozrywkę przed planowaną podróżą do Meksyku?
Utkwiła tęczówki w smukłej, wysokiej sylwetce - ta pozornie luźna i niezobowiązująca obserwacja otoczenia nie służyła wyłącznie wypełnieniu czymś czasu (a ten dłużył się niemiłosiernie, zresztą jak zawsze w sytuacjach, w których się na coś czekało). Miała nadzieję na jak najszybsze wyłapanie charakterystycznego chodu, z którym miała do czynienia jakiś czas temu. Chciała utrwalić go w pamięci poprzez nowy, żywy obraz, który jednocześnie dałby jej potwierdzenie na to, czy prawidłowo zapamiętała sposób poruszania się stewarda. Osoby, która postanowiła zabawić się w bohatera. I jak jeden z nich - pojawiła się tuż obok zupełnie nieoczekiwanie. Po cichu. Bez robienia zbędnego hałasu.
Jej ciało drgnęło - nie miała pojęcia, w jaki sposób mężczyźnie się udało zmaterializować u jej boku niezauważonym, ale to nie miała znaczenia. Poznała ten głos od razu, co przyniosło jej pewien rodzaj ulgi. Przecież trochę się obawiała, że go nie rozpozna, że jego obraz rozmyje się w głowie jak byle cień.
— Niektórzy wolą szybować pod niebem, zamiast marnować czas na piesze wędrówki. — Nie od razu pozwoliła na to, by usta wygłosiły przed światem podobny banał. Przez chwilę stała w bezruchu, niepewna działań, które należało podjąć. Sytuacji nie ułatwiało jej podejście mężczyzny, który po wygłoszonej krótko uwadze nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem, a zamiast tego skoncentrował się na poszukiwaniu innych punktów na rozciągającej się przed oczami mapie. Dopiero kiedy udało mu się dostrzec jej istnienie, wystąpiła ze słowami, które nijak współgrały z podejrzliwością ukrytą w oczach mężczyzny. Poczuła się głupio. Odchrząknęła krótko i wyciągnęła dłoń po to chyba swoją walizkę. Na pewno swoją. Znajomo szorstką z delikatnym przeplotem złożonym z ręcznego haftu. I przerażająco obco lekką.
— Dziękuję — rzuciła w końcu, zbierając w sobie siły na pewne spojrzenie, które mogłaby wbić w przemokniętego mężczyznę. Musiała go przyszpilić, przetrzymać jeszcze kilka chwil na miejscu. Musiała coś sprawdzić. — Zanim jednak pójdziesz, chciałabym szybko zerknąć, czy zawartość walizki też jest moja — powiedziała, rozsuwając powoli (bardzo, za bardzo, nadzwyczaj ostrożnie i niepewnie) zamek sklepiający razem górę i dół bagażu. — Tak na wypadek, gdyby złodziej podrzucił mi coś, co do mnie nie należy. Chciałabym... prosiłabym, abyś poczekał - i był świadkiem mojego rozczarowania. Albo ulgi. - Nie potrzebuję kolejnych oskarżeń — Uzupełniła swą wypowiedź w słowa uzasadnienia, które - miała nadzieję - brzmiały logicznie. W przeciwieństwie do zdecydowanie nielogicznego drżenia rąk, które uniemożliwiały jej całkowite rozsunięcie zamka. Pociągnęła mocniej, a ten zaciął się, zahaczając o materiał błękitnej koszuli (zdecydowanie do niej należącej). Przygryzła dolną wargę i przeniosła wzrok na mężczyznę, pełna nadziei na to, że nie dostrzegł jeszcze jej godnych pożałowania zmagań. — Mogłabym chociaż wiedzieć do kogo powinnam słać ewentualne kwiaty? — zapytała naprędce o personalia nieznajomego, któremu mimo wszystko nie zamierzała w ramach podziękowania składać w dłoniach zielonych łodyżek. Kolejna próba - zacisnęła palce na zamku i szarpnęła, ale metalowe ząbki nie myślały się rozsunąć choćby o milimetr. Gest ten jednak nie mógł pozostać niezauważonym - paliła się w oczach obcego człowieka coraz bardziej. Nie wiedziała, co szybciej ją spopieli - wstyd czy zażenowanie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nabrał w stosunku do niej zupełnie zbędnej podejrzliwości odruchowo mrużąc zielone oczy, zdradzając tym samym swoją niepewność która nie została zawczasu zauważona. Myślał, że po prostu wymknie się, nim uda się jej otworzyć tę przeklętą walizkę i pozbędzie się ciążącego na sercu kamienia, zrzuci go z molo portowego jak niewygodny prezent od losu i zaszyje się w swoich czterech ścianach udając, że nic takiego nie miało miejsca. Obróci między skostniałymi palcami biżuterię, która wyjątkowo wpadła mu jak sroce w oko, a przy dobrych wiatrach obdaruje nią jakąś naiwniaczkę łudzącą się na harlequinową miłość.
- Mam jakieś inne wyjście? - Wymsknęło mu się, kiedy z grzeczności wciąż stał przy niej, a to było dla niego nienaturalne, bo notorycznie uciekał, zostawiając za sobą wszystkich wyciągających do niego ręce. Cierpiętnicze westchnienie opuściło jego usta, a kultura spojrzała nieśmiało z kieszeni do której wcześniej ją wepchnął między klucze, a resztki swojej sponiewieranej godności. Przychylił się ku niej – walczącej – z rosnącym zainteresowaniem, unosząc pytająco brew ku górze gdy zorientowała się, że w trakcie tego przedstawienia ktoś właśnie w jej roli szuka uchybień. Przykucnął w końcu przy walizce i wślizgnął się, metaforycznie parząc jej palce swoimi opuszkami między zamek, a jej paznokcie ze zdecydowanym szarpnięciem otwierając kilka ząbków zamka.
- Najpierw powinnaś zapytać jakie kwiaty lubię, a później próbować wydusić ze mnie imię. Chyba nie często masz okazje tak kogoś podrywać, co? - Przy następnym szarpnięciu zamek całkowicie się poddał. Dosłownie. Metalowa końcówka zamka została mu w ręce, a zawartość torby w widowiskowy sposób przynajmniej w połowie wysypała się na mokry bruk – padający obficie zimny deszcz tylko dolał tu oliwy do rozżarzonego ognia. Oboje zamilkli spoglądając to na zamek, to na torbę i na siebie nawzajem ale Slater nie mógł zbyt długo mimo tragizmu sytuacji pozostać poważny. Zaśmiał się, nie dowierzając w to, że jeszcze bardziej był w stanie nawalić ale kiedy już doszedł do siebie i przestał się głupio uśmiechać, ocierając łzy z kącików oczu spróbował pomóc jej zebrać mokre szmaty, to znaczy fatałaszki na nowo wrzucając je do torby – mokra zawartość na suchą, w s p a n i a l e.
- Możesz mi mówić Szczęściarz chociaż nijak ma się to do rzeczywistości. - Skinieniem głowy wskazał na to, do czego udało mu się doprowadzić nim nie przymknął szybko torby, żeby już do niej tak skrupulatnie nie zaglądała. Oklepał ją jakby zatwierdzając, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. A przecież nie miał prawa wiedzieć czy tak rzeczywiście było.
- Zaproś mnie na dobrą kawę. Pieniądze z ubezpieczenia powinny już wpłynąć na twoje konto, a ty nie wyglądasz mi na taką która szybko by je roztrwoniła. - Uśmiechnął się do niej chytrze, nim nie podał jej swojej dłoni sugerując rychłe wyniesienie się, spod daszku anonimowego sklepu. Wanna make a deal?
- No chodź. Nie bądź taka... Nigdzie się nie spieszysz, prawda? - Nim Lunaria zdążyła zdecydować czy wybieranie się z nieznajomym w jakiekolwiek miejsce, nawet jeśli miał to być budynek nieopodal w którym napoje wcale nie były dobre, ale na pewno lepsze niż podłe on chwycił jej wąski nadgarstek i nie ociągając się już, pociągnął ją w deszcz – jak swoją własność. Wydawało mu się, że niedługo owinie ją sobie wokół małego palca.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy w istocie mógł teraz odejść, zostawić ją z walizką i skierować pospieszne kroki w tylko sobie znanym kierunku? W teorii jego rola posłańca dobiegła końca, aczkolwiek ten typ pospiesznego pożegnania wzbudziłby w niej słuszne wątpliwości. Nie, żeby teraz nie miała ich wcale – wciąż w tyle głowy kotłowały jej się strzępki podejrzliwości względem miejsca wybranego na zwrot bagażu. Teraz odeszły jednak na dalszy plan; palce zaciskały się nerwowo na stalowym zamku, który najwyraźniej zmęczony nieplanowanie przedłużającą się podróżą zarządził protest i zaprzestał pieszych wędrówek, nawet po doskonale znanym sobie szlaku składającym się z metalowych ząbków.
Skupiona na zadaniu zdołała wzruszyć tylko ramionami w odpowiedzi na zawieszone przez nieznajomego pytanie (retoryczne, a jakże). Nie spodziewała się na horyzoncie kolejnego gestu składającego na kształt pomocnej dłoni - przecież ratunek ze strony mężczyzny już nadszedł. Może dlatego z takim zaskoczeniem zareagowała na kontakt z jego skórą; odskoczyła, jakby co najmniej był iluzjonistą chowającym w rękawie szarfę złożoną z kolorowych chusteczek wyskakujących energicznie przed twarzą niespodziewającego się obserwatora. Oddała mu tę przestrzeń i usunęła się nieco na bok, pozwalając na toczenie walki związanej z dostaniem się do wnętrza bagażu. Nie miała pojęcia, że już wcześniej udało mu się otworzyć tę (być może) puszkę Pandory. Nie podejrzewała, że to właśnie on był tym, który zdecydował się zanurzyć dłonie w gładkich tkaninach i zaburzyć upchany w celach podróżniczych nieład poprzez zwiększenie wolnego miejsca bagażowego. Pusta przestrzeń wynikała jednak z braku. Czego? Dopiero miała się tego dowiedzieć.
— Nie wydajesz się być kimś, kto zwraca uwagę na towarzystwo roślin w swoim życiu — przyznała ostatecznie, starając się pohamować pierwsze skojarzenie, które wpłynęło gwałtowną falą w jej myśli i usadowiło wygodnie w samym centrum: doskonale wiedziała, jakie kwiaty spięłaby przeznaczoną mężczyźnie dedykacją. Musiała przygryźć wargę, aby pohamować tworzące się w głowie warunki do plecenia głupot i wypowiadania słów nieprzemyślanych, mogących ugodzić jej nowego towarzysza formą drobnego dyskomfortu. Nie potrzebowała tego. Chciała uniknąć zgrywania się i ironicznych uwag, które może nie zawsze wzburzały krew i podrywały puls do szybszego bicia, lecz jawiły się jako przesłanka ciekawej konwersacji. Momentami dwuznacznej, aktualnie testującej poziom poczucia humoru i prawdopodobieństwa posługiwała się tym samym językiem. Chyba nie chciała wpadać w te same rejestry, w których obracał się zielonooki mężczyzna. — Nie miałam takiej intencji — Uniosła w niby - oburzeniu bródkę, natychmiastowo wyłączając tematykę przytoczonego przed chwilą podrywu. Nieistniejącego, obcego i tkwiącego poza zasięgiem jej dłoni. Zwłaszcza teraz, kiedy na byle słowo reagowała byle jak; nieco zbyt sztywno, ostrożnie i nerwowo. Głównie przez zakleszczone wnętrze walizki, wywołujące irytację usadowioną w kącikach jej ust. Nie myślała o sobie - zwyczajnie nie chciała zabierać cennego czasu mężczyźnie, którego - dość opacznie - poprosiła o jeszcze chwilę towarzystwa.
Szybko tego pożałowała.
Po początkowej ekscytacji (pal licho zamek! udało się!) przeszła w fazę niedowierzania; błądziła wzrokiem od pokrytych błotem wełnianych swetrów i lnianych koszul do utkwionego w dłoni mężczyzny zamka. Nie było jak w filmach; ubrania nie wyleciały w spowolnionym tempie, a zastany kadr nie inspirował do zaintonowania perlistego śmiechu i entuzjastycznego rzucenia się sobie w ramiona. Przynajmniej nie z jej strony. Tkwiła w bezruchu do momentu, aż w jej uszach rozbrzmiał chichot, który - kompletnie się tego nie spodziewała - zrobił coś, czego nie zdołał uczynić padający pod kątem ostrym deszcz; zmył z niej wszystko, wyzwalając na powrót poczucie ulgi. Nie wtórowała mu głośnym chichotem, acz uśmiechnęła się delikatnie pod noskiem, kręcąc powoli głową. — Świetnie. — Wszelkie inne komentarze były zbędne. Zabrała się do ponownego pakowania tego, co udało jej się odzyskać; pospiesznie analizowała zawartość, a raczej tej zawartości brak. Rozglądała się za małym pudełeczkiem, w którym tkwiły dwie pary kolczyków (półksiężyce i stokrotki) oraz skarb przekazany przez Babcię. Nie mogła tego zrobić dokładnie - fala zmiętych ubrań wpadła ponownie do środka, tym razem wciskana przez dłonie mężczyzny. Przygryzła wnętrze policzka - należało okazać wdzięczność. Może gdzieś między tkaninami zaplątała się rzecz, o której myślała od dłuższego czasu. Może uda jej się zaciągnąć rozwaloną i nijak zabezpieczoną walizkę z powrotem do domu.
— A może warto jednak skorygować ten pseudonim o zastaną rzeczywistość? - rzuciła zaczepnie, kiedy już docisnął górę walizki do jej spodu. Termin dalszej obserwacji został przeniesiony na nieokreśloną przyszłość. Miała nadzieję, że jak najbliższą. — Narcyz — powiedziała w końcu to, co nie tak dawno huczało jej w głowie, a przed czym zawieszała wszelkie blokady — to typowy samotnik atencjusz. Gdy otoczy go zbyt wiele obcych roślin natychmiastowo wydziela trujące substancje. Ekspresowo pozbywa się konkurencji - dodała po chwili, zupełnie jakby sprzedawała mu drobną ciekawostkę. Ale czy tak właśnie nie było? Wiedziała, jak wyglądałby drobny bukiet, który złożyłaby w ramach podziękowań w jego dłonie. Żółte płatki o kształcie migdałów, niepotrzebujące towarzystwa do przetrwania. Dominujące. Cwane bestie. Czy je lubił?
Parsknęła i wbiła w niego wzrok.
— Na jaką jeszcze ci nie wyglądam? — zapytała, z uwagą przyglądając się tej wszechwiedzącej istocie, która nie kryła się ze swoimi insynuacjami w żaden sposób. Może dlatego nie zaprotestowała, kiedy bezpardonowo pociągnął ją za sobą. Zapewne prędzej spodziewał się protestów z jej strony, negacji i nerwowego marszczenia brewek. — Albo nie mów. Zdarza mi się lubić niespodzianki, a tej odpowiedzi się domyślam - Powoli uczyła się, że wszystko to, co statystycznie traktuje się w towarzyskiej przestrzeni jako rzecz niespodziewaną - u niego jest niemal pewnikiem. Dlatego szła przed siebie, rozchlapując lokujące się w dziurach kałuże i nie próbując wyrwać dłoni choćby na moment. Szła, aby po kilku minutach przekroczyć próg lokalu i wraz z osobnikiem o nieznanych personaliach (których tajemnicę musiała rozwikłać) zanurzyć się w aromacie kwaśnej kawy i objęciach oceniającego spojrzenia personelu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaskakująco długo słowa Lunarie zostały w jego pamięci ale nie skomentował ich, wstrzymał się od głosu spokojnie mieląc w swoich niepokornych myślach to ile miała racji od tak rzucając na wiatr to, co ślina przynosiła na język.
- Może to lepiej, że nie powiem tego co mi chodzi po głowie wprost? Mógłbym wyjść na jakiegoś niekulturalnego chama. - Uśmiechnął się kącikiem ust nim nie wprowadził jej do owianego złą sławą Bang Bang Cafe z którego nim zdążyli się rozgościć zostali natychmiastowo wyproszeni. Gdyby nie to, że w lokalu znajdywała się mała kamera na którą oko miał właściciel mogliby zostać wyrzuceni z większą dozą agresji. Curtis nie dyskutował z obsługą, która najwyraźniej bardzo dobrze go znała tylko wycofał się, unosząc niewinnie ręce do góry, z powrotem na ulewę.

2x z/t do Belltown - Rob Roy

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Belltown”