WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Ostatnio zmieniony 2022-01-25, 22:03 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • Rozdział 1 - Most samobójców
Czy będzie bolało?
Na pewno. Ale podobno dużo zależy od tego, jak się spadnie. Pozycja horyzontalna może doprowadzić do popękania skóry. Podobno. Więc na główkę? Czy stopami w dół? A chuj, niech się dzieje wola nieba!
Czy lot będzie trwał całą wieczność, czy tylko krótkie mrugnięcie powiek?
Nie, na pewno kilka sekund. Jakieś prawa fizyki obowiązują przecież. Ale ciekawe… gdybym puścił kartkę zwiniętą w kulkę… Czy naprawdę wpadłaby do wody równo ze mną?
Jak będzie… tam? Gdziekolwiek by nie wylądował...
Na pewno nie gorzej niż tu. Nie da się chyba gorzej. A nawet jeśli istniało piekło, to niech mnie pochłonie, co za różnica?
Pośród wszystkich tych rozmyślań Ericowi zabrakło strachu. Nie bał się. Nie czuł właściwie nic. Był kurewsko spokojny. Jak tafla jeziora na środku którego lewituje sobie medytujący himalajski mnich. Czy jakoś tak.
Tak bardzo chciał poczuć cokolwiek. Poczucie winy, że wysłał siostrze jedynie mglistego maila na pożegnanie. Strach przed zderzeniem z lodowatą wodą. Żal, że już nigdy więcej nie zobaczy wschodu ani zachodu słońca… Nawet na siłę zrobił sobie jakiś rachunek sumienia ze wszystkich grzechów. Chociaż nie wierzył, pomodlił się oczekując jakiegoś poruszenia. Czegokolwiek.
Nic nie nastąpiło. Nie usłyszał żadnego głosu, nikt się nie pojawił. Świat najwyraźniej miał już dosyć noszenia na swojej powierzchni Erica Miltona. A Eric wcale mu się nie dziwił. Po co ziemi kolejny nieudacznik? Jeśli istnieje życie po życiu, reinkarnacja, czy jak im tam, może obudzi się jako ktoś lepszy? A jeśli nie istnieje… przynajmniej się nie obudzi. To też jakaś alternatywa.
Co mu będzie przeszkadzać bardziej? Zimna woda czy niemożność zaczerpnięcia powietrza? Aby zrobić "próbę generalną" zdjął kurtkę i nabrał głęboki oddech. Tak, powietrze skończy się szybciej. Nie będzie zamarzał, będzie się dusił.
Złapał się rękami za barierkę i pochylił do przodu nad przepaść. Spojrzał najpierw w ciemność w dół, a chłodny wiatr uderzył go w twarz. Czy tak będzie przez cały lot? Jak uderzę w wodę, umrę szybko, czy długo będę się dusił? Woda zaleje mi płuca. Będę się miotał? Czy opadnę jak kłoda na dno?
Kolejny lodowaty podmuch wiatru i Eric podniósł głowę do góry. Widok na oświetlone miasto przed nim był tak piękny, że przyciągnął się z powrotem bliżej barierki, oparł się o nią stabilnie, wyciągnął paczkę papierosów i zapalił jednego. Ostatniego. Już i tak nic to nie zmieni.
Szkoda, że się zmarnują. Są naprawdę dobre, pomyślał z żalem.
I zaśmiał się. Na kilka minut przed własną śmiercią myślał tylko o tym, że kilka papierosów zamoknie, zamiast zostać wypalonych do samego filtra. Zamiast żałować własnego życia, pomyślał o fajkach. Hierarchia wartości zawsze mocno u niego kulała, ale dziś przeszedł sam siebie. Prychnął jeszcze raz i zaciągnął się mocno papierosem obiecując sobie w duchu, że z ostatnim wypuszczonym dymem odepchnie się wreszcie i skoczy.
Odłożył paczkę i zapalniczkę na barierkę - może akurat komuś jeszcze się przydadzą? - i zaciągając się raz za razem patrzył na spokojne miasto przed sobą. Przeniósł na moment spojrzenie na filtr papierosa i zamyślił się.
Okej. Skoczymy razem, mały śmieciu. Zobaczymy, który z nas upadnie pierwszy.
Ostatnio zmieniony 2021-01-12, 19:04 przez Eric Milton, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie potrafiła wytrzymać sama ze sobą. Z własnymi myślami, zalewającymi wnętrze głowy wspomnieniami, planami, które miały się już nigdy nie spełnić. Podświadomie robiła więc wszystko, aby ani chwili nie spędzać w pojedynkę. Przez cały czas mieć przy sobie kogoś, w kogo mogłaby się wpatrywać, słuchać tonu jego głosu, przejmować jego problemami. Im bardziej był ktoś obcy, im mniej o nim wiedziała - tym lepiej. Tym większa była jej ciekawość, skupienie. No i nie musiała martwić się, że ktoś obdarzy ją pełnym politowania spojrzeniem, z współczuciem poklepie po plecach, głośno powie, że to niewyobrażalne, że spotkała ją taka tragedia. Jest taka śliczna i młoda, powinna się bawić, śmiać i cieszyć, a nie opłakiwać stratę dwóch, najbliższych sercu osób..
Nieznajomi nie poruszali niewygodnych tematów. Nie zadawali pytań, na które nie chciała udzielać odpowiedzi. Nie wzbudzali w niej wyrzutów sumienia. Nie okazywali złości, pogardy czy niezrozumienia wobec jej sposobów radzenia sobie z bólem i żalem. Nie oceniali. Dla nich była jedynie kolejną przypadkową osobą, ładną buzią. Kimś kto teraz jest, a za pięć minut już go nie będzie - trzeba więc skupić się na tym, co tu i teraz. Nie na tym co było i będzie - a jej taka filozofia po prostu odpowiadała. Pozwalała więc stawiać sobie kolorowe drinki, wypalała kolejne papierosy, zawierała nowe znajomości. Czasem wracała z kimś do domu, zrzucała z siebie ubranie, kusiła, nęciła i prowokowała - wszystko po to, aby jegomość swoim ciężarem ciała wgniótł ją w miękki materac i sprawił, żeby na parę krótkich chwil zapomniała o tym, jak się nazywa. Innym razem to ona zapraszała kogoś do siebie i przejmowała inicjatywę. Brała sprawy we własne ręce.
Tamtego wieczora jednak nie przystała na żadne zaproszenie.
Swoim słodkim głosem nie szepnęła również nikomu na ucho, aby zostawił wszystko i do niej dołączył. W pewnym momencie po prostu odstawiła na bok pustą szklaneczkę po wódce z colą, wygładziła brzeg sukienki i nieco chwiejnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Zamawianie taryfy o takiej porze nie miało już sensu - zresztą do domu miała stosunkowo niedaleko, a i sama czuła, że spacer dobrze jej zrobi. Owinęła się więc ciaśniej płaszczem i kontynuowała więc swoją małą wędrówkę, po jakiś dziesięciu minutach marszu w oddali zauważając niewyraźną, ciemną postać. Patrząc po wzroście, posturze - najprawdopodobniej mężczyznę. Nieświadomy tego, że ktoś mu się przygląda - spacerowicz udał się w stronę mostu, a następnie zrobił coś, czego Aimee się nie spodziewała. Władował się za barierkę. Czyżby przymierzał się do skoku? Hale momentalnie serce podeszło do gardła. Chciała podbiec, zawołać - ale nagle uderzyła ją myśl - co jeśli go przestraszy i przez to ten spadnie? Musi powstrzymać go i to w inny sposób. Po cichu, bezszelestnie. I możliwie jak najszybciej. W końcu to, że zdejmuje on kurtkę, z całą pewnością nie jest zwiastunem niczego dobrego. Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej - pokonała dzielącą ich odległość - no prawie. Nie zatrzymała się bowiem bezpośrednio za Miltonem, a kawałek dalej. Jakieś dwa metry w bok. Nie na tyle blisko, aby go spłoszyć (a przynajmniej taką miała nadzieję), a jednocześnie na tyle blisko, aby bez problemu móc się z nim komunikować i w razie potrzeby go chwycić i w jakiś sposób (nie wiedziała jeszcze jaki) uratować.
Um… przyznam szczerze, że o tej porze towarzystwa się nie spodziewałam, ale… skoro już wszechświat postanowił postawić nas na swojej drodze… Wierzę, że nie zrobił tego bez przyczyny” zaczęła niepewnie, zagryzając dolną wargę. Zawsze bezpośrednia i wygadana, teraz po prostu nie wiedziała co powiedzieć. Jak zagaić mężczyznę, który stoi na skraju przepaści i ewidentnie chce się z niej rzucić? Cholera, nigdy nie przeczytała żadnego poradnika jak rozmawiać z (niedoszłymi) samobójcami i ewidentnie było po niej widać, że w tego typu pogawędkach nie jest wprawiona. “Może zejdzie Pan tutaj do mnie, żeby się o tym przekonać?” poprosiła miękko, posyłając mu łagodne spojrzenie. “W przeciwnym razie będę musiała do Pana dołączyć, a tak się składa, że lata minęły od kiedy wspinałam się po jakiś barierkach. Nie mówiąc już o tym, że co najmniej od dekady nie robiłam tego na szpilkach” zaśmiała się histerycznie, bo jak to o niej świadczyło. Facet obok planował popełnić samobójstwo, a jej się zebrało na studniówkowe wspominki.
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaciągnął się po raz ostatni i zatrzymał dym tak głęboko, że aż czuł bólu w najmniejszym pęcherzyku płucnym. Uniósł resztkę papierosa na wysokość oczu i bardzo powoli zaczął wypuszczać powietrze wraz z wydechem.
No… To na trzy…
Eric także nie spodziewał się towarzystwa. Gdy usłyszał melodyjny dźwięk, papieros wysunął mu się z ręki poleciał w przepaść, a jedynym śladem jego obecności była czerwona kropka żaru, która zniknęła po pewnym czasie zanurzona w wodzie. Pieprzony spryciarzu, poleciałeś falstartem, tak się nie bawimy! No nie! Teraz to już musiał się przekonać, czy pet spadnie wolniej czy szybciej od niego. Nawet jeśli wynik tego doświadczenia miałby być ostatnią rzeczą, jaką sprawdzi przed śmiercią. Zmarszczył brwi zirytowany i sięgnął po kolejnego papierosa. Skoro i tak miały się zmarnować… mógł przecież wypalić jeszcze jednego.
I wtedy dostrzegł dziewczynę. Dźwięk wcale nie okazał się wymysłem wyobraźni. Istniał w rzeczywistości. Milton odwrócił powoli głowę w kierunku, z jakiego dochodził głos. Niestety, nie usłyszał w całości. W głowie miał jedynie przebłysk całego sensu jej wypowiedzi.
- Dlaczego miałbym to zrobić? - zapytał beznamiętnie unosząc brwi. Powędrowały jeszcze wyższej, gdy tak niepewnie zaproponowała, że do niego dołączy. Naprawdę myślała, że pójdzie na coś takiego? Niemniej jej propozycja wydała mu się niezwykle zabawna. Zaśmiał się nawet - ach, jak dobrze będzie umierać z myślą, że to nie strach był ostatnim towarzyszącym uczuciem, a jedynie gorzkie rozbawienie. - A dziękuję, tu mi całkiem wygodnie, nie skorzystam. Jeśli naprawdę nie masz nic lepszego do roboty, to zapraszam do siebie. W szpilkach nie próbowałem przechodzić barierki, ale musi być trudniej. Dasz radę sama, czy podać ci rękę? Szkoda byłoby się poślizgnąć i spaść przez przypadek… - Jakby zaplanowanie tego kroku i zrobienie go świadomie było szczególnym osiągnięciem, za który pośmiertnie powinien zostać odznaczony orderem. No naprawdę.
W gruncie rzeczy Eric nie wierzył, że dziewczyna się tego podejmie. Była młoda. Wystraszona. Ale nie wyglądała na tchórza, który byłby na tyle zdesperowany, aby porywać się na własne życie.
A może nie powinien jej tak podpuszczać? Sam miał mocno wisielczy humor, a ona była wstawiona. W dodatku widział, że jest spięta i czuje się niezręcznie, więc to on uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
- Zapomnij - machnął ręką i wyciągnął paczkę z papierosami w jej kierunku. - Chcesz zapalić? Brazylijskie. Z małej, rodzinnej plantacji tytoniu. W Stanach takich nie znajdziesz. - Skoro już przerzucił setki takich przez granicę, mógł zatrzymać kilka paczek dla siebie. Na specjalne okazje… odpalił swój egzemplarz i podał ognia dziewczynie. - Masz, weź wszystkie - przesunął paczkę po barierce w jej stronę.
Mi się nie przydadzą. A wraz z ostatnim już będę musiał skoczyć.
Nie chciał rozmawiać. Właściwie jej obecność tutaj tylko go frustrowała. Odciągnęła w czasie nieuniknione. To było upierdliwe.
Ale nie chciał jej też traumatyzować skacząc przy niej. Taka śmierć - nawet obcego człowieka - musiała odcisnąć piętno na psychice. Jak zmusić ją do wycofania się?
Zamiast tego w milczeniu zaczął analizować to, co powiedziała. Nic nie działo się bez przyczyny. Eric chciał się z tym nie zgodzić, nigdy nie był podatny na zabobony i brednie w tym stylu, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jest w tym ziarno prawdy. Chociaż on nazwałby inaczej. Związek przyczynowo-skutkowy. Akcja-reakcja. Ale rozumiał jej podejście. Też kiedyś był idealistą. Naiwniak.
A jednak dał się wciągnąć w rozmowę.
- Wszechświat ma nas wszystkich w dupie, mała, i obyś nie przekonała się o tym zbyt boleśnie. A wpływa na nas wpuszczając nas w labirynt bez wyjścia. - A im dalej w las, tym więcej drzew, jak pewnie napisałby to Lizzie. - Albo - jeśli tak chcesz to nazwać - z jakiejś przyczyny odbija ścieżki w bok, prosto nad przepaść - roztoczył ręką półokrąg przed sobą wskazując na swoją drogę. - Twoja jednak biegła w tamtą stronę - wskazał ręką kierunek, w jakim podążała. Metafora czy nie, ale chyba jasno dał jej do zrozumienia, że w tym momencie ich ścieżki, choć na chwilę skrzyżowane - ach, ta ironia! - powinny się rozejść.
Zniecierpliwienie przeradzało się w irytację. A od niego już niedaleka droga do szaleńczego zrywu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dlaczego miałbym to zrobić?
Dobre pytanie - Aimee odpowiedzieć na nie się jednak nie zdecydowała. I to z kilku powodów. Po pierwsze była zbyt trzeźwa na to, aby pełnym podekscytowania głosem i z wypiekami na twarzy zachwycać się tym, jakie życie jest cudowne. Po drugie, sama zamiast pięknych kłamstw wolała bolesną prawdę, dlaczego więc miała mamić fałszywymi wizjami przyszłości zupełnie obcego, niewinnego człowieka? No i po trzecie - najważniejsze - zbyt dobrze rozumiała jego wątpliwości. To, że nie chciał już dłużej stąpać po tym łez padole, pragnął zostawić wszystko za sobą. Odciąć się od smutku, bólu i rozpaczy. Przecież nie dalej jak parę tygodni temu siedziała zapłakana na podłodze w kuchni i planowała rytualne seppuku, na które koniec końców nie odważyła się jedynie dlatego, że wtedy ominęłaby ją ostateczna konfrontacja z byłym już ukochanym. Może mieli zatem więcej - o wiele więcej - wspólnego niż na pierwszy rzut oka mogło się im wydawać?
Jest godzina czwarta nad ranem. Wracam sama z baru. Czy wyglądam na kogoś, kto mógłby mieć coś lepszego do roboty?” rzuciła, posyłając mu krzywy uśmiech. Jeśli wyglądała na przestraszoną to nie dlatego, że bała się, że w jakimś dzikim szale Milton coś jej zrobi - a dlatego, że drżała z obawy na myśl, że w porę nie uda się jej przekonać go do zmiany zdania i mężczyzna na jej oczach skoczy prosto w przepaść. “Poradzę sobie. Nie kłopocz się. Szkoda by było, gdybyś się poślizgnął i spadł przez przypadek” dodała, naśladując ton jego głosu. Naprawdę z góry zakładał, że jest aż taką ofermą? Toż to skandal! Nie zastanawiając się przesadnie włożyła stopę między metalowe poręcze, wspierając się na obcasie, dłonie mocno zaciskając na długiej, zimnej barierce - a gdy udało się jej uzyskać względną stabilność podniosła się na rękach i przerzuciła nogi na drugą stronę. Miejsca było stosunkowo niewiele, gdyby nagle zakręciło się jej w głowie pewnie wpadłaby prosto do wody i już by jej nie odratowali, starała się jednak o tym nie myśleć. “Chcę. Jedną” mruknęła, trzęsącymi się dłońmi sięgając po papierosa, zapalniczkę wygrzebując z własnej kieszeni. “Zatrzymaj resztę, jeszcze Ci się przydadzą” dodała na przekór temu, co sądził nieznajomy. Zaklinanie rzeczywistości? Przeczucie? Nazwijcie to jak chcecie - Aimes miała jakieś takie dziwne przeświadczenie, że przynajmniej dzisiaj, żadne z nich nie wyląduje na dnie jeziora.
Wszechświat ma nas wszystkich w dupie, mała, i obyś nie przekonała się o tym zbyt boleśnie. A wpływa na nas wpuszczając nas w labirynt bez wyjścia.
Gdy skończył mówić zamiast się przejąć, zasmucić, wprawić w zadumę - brunetka po prostu parsknęła śmiechem, bo Eric nie wiedział, skąd niby mógłby, jak w ogromnym jest błędzie. Brał ją za jakąś słodką i naiwną panienkę, która nocami włóczy się po mieście i szuka wrażeń. Za jakąś szaloną imprezowiczkę, która się nie martwi - bo nie ma czym - a jej życie jest usłane różami. Przecież ładne dziewczyny w życiu mają lekko - jest jakaś taka niepisana zasada, że wszystko czego się tykają zamienia się w złoto.
Nie jestem mała. Wypraszam sobie, mam sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu i całkiem dobre oko. Na szpilkach jestem od ciebie jakiś centymetr, może dwa wyższa” stwierdziła, unosząc do góry brew. “A poza tym to gówno wiesz. Wydaje Ci się, że miałeś kiepski tydzień? Miesiąc? Rok? Ja miałam kiepskie życie” podsumowała, wzruszając ramionami. Może dla oddania sprawiedliwości powinni zamienić się miejscami? Aimes przez krótką chwilę autentycznie się nad tym zastanawiała. Całe szczęście, jej wrodzony upór nie pozwalał jej poddać się tak łatwo. “Dlaczego chcesz to zrobić?” zapytała, kompletnie ignorując to, że Eric zadał sobie tak wiele trudu, żeby ją spławić. W końcu… gdyby aż tak bardzo mu się spieszyło na drugą stronę zamiast ją przeganiać po prostu zrobiłby krok do przodu i w ten oto sposób ukrócił swą mękę. Coś jednak się w nim tliło i nie pozwalało tego zrobić. Nadzieja umiera ostatnia, czyż nie?
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Trafny wniosek, nie mógł jej tego odmówić, ale reakcją ze strony Erica było tylko nieznaczne poruszenie prawą brwią. Natomiast na przedrzeźnienie jego wypowiedzi jedynie prychnął krótko, acz z rozbawieniem. Uważnie obserwował jej odważne poczynania, gdy próbowała przejść na drugą stronę barierki, ale nie pomógł jej. Obstawiał w duchu, czy się poślizgnie, czy też nie. I szczerze powiedziawszy spisał ją na straty. Nawet szacował w myślach, czy udałoby mu się ją złapać, gdyby naprawdę się zachwiała i straciła równowagę lecąc w przepaść. Ale nic takiego się nie stało. Popatrzył na nią z uznaniem, gdy już stabilnie stała po drugiej stronie.
Zaintrygowała go. A jednocześnie była cholernie głupia. I naiwna. Przykre połączenie dla tak młodej osoby. Życie jeszcze kopnie ją w dupę nie raz.
- Optymistka… - rzucił wzruszając ramionami, bo to przecież nie od niej zależało, czy jeszcze mu się przydadzą, czy już nie. Wsadził jedną fajkę między zęby i odpalił od własnej zapalniczki.
Jej śmiech był dziwny. I taki… znajomy. Z tego rodzaju śmiechów, kiedy wiesz, że osiągasz dno i jedyne, na co cię stać to właśnie ten śmiech - bez radości, będący wyrazem politowania nad żałosną sytuacją, z jakiej nie ma wyjścia. Eric spojrzał na nią zaciągając się papierosem i tylko patrzył słuchając jej zarzutu - słusznego zresztą - że ocenił ją bardzo powierzchownie. Nie chciał jednak wiedzieć, dlaczego miała kiepskie życie. Będąc o krok przed śmiercią bez sensu było licytować się, kto ma gorzej.
Zamiast odpowiedzieć na którekolwiek z jej pytań, Eric stanął przy niej - nie, nie dlatego, żeby ją przytrzymać - ale po to, aby ocenić jej wysokość i odnieść ją do swojego wzrostu... Jak się okazało, przed śmiercią miał tendencję do sprawdzania takich ciekawostek, toteż nawet się nie krępował stając zdecydowanie bliżej, niż wskazywałby na to konwenans społeczny.
- Faktycznie, jesteś wyższa, zwracam honor - przyznał wykrzywiając usta w dziwnym grymasie. Zignorował całkiem jej pytanie o powód, dla którego zdecydował się na skończenie ze sobą. Gdyby chciał o nim rozmawiać, udałby się do terapeuty, nie na most.
- No dobra, to w takim razie skaczemy razem - zmienił temat i zagryzł policzek od środka, żeby się nie uśmiechnąć. Znów wiedział, że ją testuje, ale to, że przeszła, jeszcze nie znaczyło, że skoczy. A temat śmierci - przynajmniej dla Erica - był lepszy niż temat życia. No i miał nadzieję, że jeśli uzmysłowi sobie, co naprawdę ją czeka, to wycofa się z tego równie szybko, jak się w to wpakowała. - Ciekawe, jakie jutro nagłówki pojawią się w prasie, jeśli skoczymy razem - rzucił z rozbawieniem strzepując popiół w przepaść. - Jak nic wezmą nas za kochanków. Tragiczna miłość na moście samobójców. Ofelia odnaleziona w Lake Union… Właściwie to… jak zginął Hamlet? - zapytał z zaskoczeniem uświadamiając sobie, że nigdy nie dokończył tego dramatu. Teraz chciał to wiedzieć. Cholera. Dlaczego przed śmiercią tyle rzeczy było tak ciekawych! - Może jednak coś bardziej kryminalnego? Bonnie i Clyde? Britney i jej blond lowelas z teledysku Criminal? - wypuścił dym przed siebie i obrócił głowę patrząc na dziewczynę zaintrygowanym spojrzeniem. - Więc? Jesteś Ofelią czy Bonnie? - dopytał, a w domyśle chodziło mu oczywiście o jej imię. - A może Britney? - parsknął, a gryzący dym poszedł mu nosem. Zakasłał niespodziewanie i… o kurwa. Prawie stracił równowagę. Nie złapał się za barierkę, ale udało mu się jakimś cudem utrzymać pion. Jednak to wystarczyło, aby burza katecholamin wydostała się do jego krwioobiegu przyspieszając bicie serca i oddech oraz rozszerzając źrenice do niemożliwości. Był o włos od śmierci. Naprawdę. A jedyne co czuł w związku z tym, to… ekscytacja. Podniósł na nią błyszczące spojrzenie i zaśmiał się. - Mało brakowało - powiedział lekko, swobodnie, z dziwną radością, może trochę jak szaleniec. Ale szczerze powiedziawszy dawno nie czuł się tak żywy, jak stojąc twarzą w twarz ze śmiercią.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy na niego patrzyła nie widziała bezdennej rozpaczy, chwytającego za serce żalu, niewyobrażalnego smutku - jedynie wszechogarniające zmęczenie i rezygnację, ale z tym dało się przecież żyć, w miarę normalnie funkcjonować. Jasne, pierwsze wrażenie Hale mogło być mylne. Niewykluczone, że Milton również zmagał się z jakąś odbierającą wszystkie siły i chęci, potworną tragedią niemniej jednak… brunetka miała jakieś takie parszywe przekonanie, że poddawał się zbyt szybko, a to wywoływało w niej nie tylko przykrość, ale też jakąś taką zupełnie irracjonalną, wewnętrzną irytację. Pewnie niepotrzebnie mierzyła go własną miarą tylko, że… nie potrafiła inaczej. Jasne, czasem - częściej niż czasem - miała ochotę rzucić wszystko w cholerę, strzelić sobie kulkę w łeb, zawisnąć na sznurze, nażreć się tabletek nasennych i zapić je butelką wódki - tak daleko jednak zaszła, tyle wycierpiała… Czy gdyby postanowiła ze sobą raz na zawsze skończyć nie byłoby trochę tak, jakby przez te wszystkie straszne rzeczy przechodziła na daremno? Jakby sama siebie skazywała na ostateczną porażkę? Odbierała sobie szansę na udowodnienie, że wszechświat się co do niej pomylił, że jest dobrą i wartościową osobą, która zasługuje na coś więcej niż krew i łzy.
Co by się musiało stać, żebyś zmienił zdanie” zapytała, spoglądając na niego z ukosa. “Z doświadczenia wiem, że każdy ma jakieś ale oraz jeśli” podsunęła, wzruszając ramionami. Zamiast jasno deklarować czy z nim skoczy, czy nie - wolała zrobić wszystko, co w swojej mocy, aby odwieść mężczyznę od tego desperackiego czynu. Uświadomić mu, że na pewno nie jest wcale tak źle, jak mu się wydaje i że nie musi tego robić. Zwłaszcza, że… już za parę godzin zza chmur znowu wyjdzie słońce, wstanie nowy dzień, a wraz z nim nadejdą kolejne szanse. Kolejne okazje do wykorzystania.
Gdy zaczął zastanawiać się jak prasa zareagowałaby na wieść o ich podwójnym samobójstwie uważnie przysłuchiwała się jego słowom, próbując wyłuskać z nich jakieś wskazówki. Jej zamroczony alkoholem mózg pracował na najwyższych obrotach, szukając sposobu za pomocą, którego udałoby się jej do Erica dotrzeć, przekonać, żeby tak łatwo się nie poddawał - żeby po raz kolejny stanął do walki i pokonał własne demony. Nie znała go, prawie niczego o nim nie wiedziała, ale i tak. Naprawdę bardzo mocno jej na tym zależało.
Nie uważasz, że to byłoby słabe na maksa, gdyby wzięli nas za parę kochanków? Nawet się ze sobą nie całowaliśmy” parsknęła. “Nie wiem jak Ty, ale odchodząc z tego świata ze świadomością, że wszystkie lokalne gazety nazwałyby mnie wywłoką wolałabym, aby nie były to jedynie puste słowa” zasugerowała, pozbywając się papierosa, z którego wiele nie zostało. Za dużo mówiła, za mało paliła - no cóż. Łatwo przyszło, łatwo poszło. O ironio.
Nie powiem Ci, bo to kolejny powód, żebyś zszedł z tego przeklętego mostu, wrócił do domu, wszedł pod ciepłą kołderkę i zgarnął książkę…” zaczęła wymieniać, przerywając dokładnie w chwili, w której padło imię i nazwisko Britney Spears. No proszę, kto by pomyślał. Pan Werter był wielbicielem księżniczki popu?
Jestem...“ już miała odpowiedzieć na jego pytanie, kiedy ten zaczął kaszlać i trząść się niebezpiecznie. Naprawdę mało brakowało, raptem kilka nerwowych ruchów, a wpadłby prosto do wody. Świadomość czego podziałała na niego wręcz ekstatycznie, ją natomiast maksymalnie przeraziła. Do tego stopnia, że kiedy odzyskał stabilność nie powiedziała już nic, przykleiła się natomiast do jego klatki piersiowej, paskudnie dygocząc i zalewając się łzami. Może nie każdego da się uratować? Może nie każdy jest wart tego, żeby ryzykować dla niego własnym życiem? Może czasem dobre chęci to za mało? A może to po prostu z nią było coś nie tak i wszędzie, gdzie tylko się pojawiała towarzyszyła jej śmierć? Może zamiast pomóc Miltonowi swoją obecnością tylko pogarszała jego już i tak niewesołą sytuację? Już niczego nie była pewna. "Nie rób tego.
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co by się musiało stać, żebyś zmienił zdanie?
Musiałby się obudzić dwanaście lat wcześniej i nie spotkać nigdy kilku nieodpowiednich ludzi. Za wszystkie przewinienia jakie miał na koncie, wisiało nad nim co najmniej kilkanaście lat więzienia. A jeśli trafią na odpowiednich świadków, prokurator dorzuci mu jeszcze kilka. Bo jest Miltonem. Tym Miltonem. Synem swego ojca, zakałą rodziny. Dla niego nie będzie taryfy ulgowej. A pan Milton z chęcią przyłoży rękę, aby Eric na pewno odpokutował za wszystkie swoje występki. Prawo ponad wszystkim, jak złotymi, wytłoczonymi literami dumnie głosiło hasło na wizytówce rodzinnej kancelarii.
Z drugiej strony miał na karku szajkę przemytników, którzy nigdy nie odpuszczają. Jak raz w to wszedłeś, to albo siedzisz do usranej śmierci i robisz te pieprzone zlecenia, albo zapadasz się pod ziemię. Ale teraz było za późno. Znaleźli jego rodzinę. Dopóki żył i próbował się stawiać, oni nie byli bezpieczni. Impas.
- Cud - powiedział wzruszając ramionami. Nie było sensu dodawać nic więcej. Skończenie ze sobą było w tym momencie naprawdę mniejszym złem. Uśmiechnął się jednak pod nosem, gdy porównała się do wywłoki. Ująłby to inaczej, ale nie był w nastroju na słowne przepychanki, które - jakby nie patrzeć - sam rozpoczął.
Reakcja dziewczyny na jego chwilową utratę równowagi zaskoczyła Erica jeszcze bardziej, niż jej przejście na drugą stronę. Automatycznie objął ją jednym ramieniem, aby w tym szlochu naprawdę się nie poślizgnęła. Próba wycofania się nie była najmądrzejszym posunięciem - jeden niewłaściwy ruch i oboje wylądują w jeziorze. Drugą dłonią złapał mocno za barierkę. Okej, chciał sprawdzić, czy byłaby gotowa zaryzykować. Zrobiła to. Ale ona nie chciała skakać. Z jakiegoś powodu nie chciała także, aby on skoczył. I nie wyglądała na taką, co miałaby odpuścić… On to on, ale dlaczego miał mieć na sumieniu niewinną młodą osobę?
Ech, mała idiotko, pomyślał z westchnieniem współczucia dla dziewczyny. I po co ci to? Bezinteresowność nie popłaca. A teraz przez innego kretyna będziesz się zastanawiała przed snem, czy po twoim odejściu jednak nie skoczył...
- Dobrze już, dobrze! Zejdziemy z tego mostu, okej? Tylko przestań płakać - ustąpił niechętnie. Pomógł najpierw jej przejść przez barierkę, a gdy się upewnił, że stoi bezpiecznie po drugiej stronie - zawahał się. Trzymając się mocno obiema dłońmi za barierkę obejrzał się za siebie. Mógłby się teraz odepchnąć. Oczami wyobraźni widział, jak oddala się od niej, może nawet pomachałby jej na pożegnanie z uśmiechem. Ale gdy spojrzał jeszcze raz na zapłakane oczy dziewczyny, westchnął ciężko, przerzucił ostatecznie obie nogi przez barierkę i stanął bezpiecznie obok niej. Dopiero teraz - gdy całe niebezpieczeństwo minęło - nogi zaczęły mu drżeć, a kolana ugięły się pod jego ciężarem. Usiadł na zimnym i mokrym chodniku opierając się mocno plecami o metalowe pręty. Serce waliło mu w piersi jak oszalałe i trudno było zebrać oddech. Rychło w czas dopadło go przerażenie nadchodzącej śmierci. Zabawne.
- Gdybyś zechciała zmienić zawód, byłabyś najbardziej niekompetentnym mediatorem - Eric z góry założył, że nim nie była, bo w przeciwnym wypadku nie zachowywałaby się tak nieprofesjonalnie - ale za to ze stuprocentową skutecznością w CV… - miało to być zabawnie, ale przez zadyszany oddech brzmiało tak, jakby próbował wypluć płuca po przebiegnięciu maratonu, co zepsuło efekt. Gdy wreszcie doszedł do siebie, zadarł głowę i spojrzał na nią od dołu. - Rozumiem, że mam grzecznie zamówić taksówkę i wrócić bezpiecznie do domu, omijając wszystkie mosty po drodze? - rzucił z ironią; robił wszystko, aby jego słowa były harde i pewne siebie, ale to tylko maska. Zacisnął mocno szczęki, bo zaczął szczękać zębami - z zimna czy nerwów? Dopuszczenie do siebie tych drugich znów wciągało Erica w dołek emocjonalny. Obojętność, marazm i odrętwienie były jednak lepsze. - Dlaczego…? - zawiesił pytająco z oczywistym przekazem. - Jestem dla ciebie jedynie obcym facetem, który… chciał tylko sprawdzić kilka praw fizyki - powiedział spoglądając kątem oka w dół, ale w ciemności nie dostrzegł niczego. Stojąc po drugiej stronie barierki już nie był taki odważny, aby mówić wprost o śmierci. No i nawet nie zauważył, kiedy wypuścił z ręki papierosa. I tyle by było z jego eksperymentów.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie planowała się tak bezczelnie przy nim rozklejać. Tak właściwie, nie planowała rozklejać się wcale. Chciała wierzyć w to, że jest panią własnego losu. Robi to co chce, kiedy chce i jak chce. W rzeczywistości była jednak jak tykająca bomba zegarowa. Wystarczył jeden ruch, jedno słowo czy jedno niewłaściwe spojrzenie, a traciła kontrolę - o czym stety bądź nie Eric Milton tego dnia miał się okazję przekonać.
I choć w pierwszym odruchu zrobiło się jej głupio, że tak bardzo się przed nim uzewnętrzniła... Kiedy obiecał jej, że nie zrobi niczego głupiego - razem z nią przejdzie na drugą stronę barierek - kompletnie o tym zapomniała. Zamiast smutku i przerażenia poczuła jakąś taką dziwną radość. Ba, całe jej ciało przeszła niewyobrażalna ulga. Byli cali, zdrowi. Wyrwali się ze szponów śmierci.
"Nie znoszę pączków, kiepska byłaby że mnie policjantka" mruknęła, posyłając mu krzywy uśmiech. Serce waliło jej tak, jakby lada moment planowało wyskoczyć z klatki piersiowej. Postanowiła jednak je zignorować. Przykucnęła przy siedzącym na krawężniku mężczyźnie i widząc, że z zimna cały dygocze bez zastanowienia zdjęła z ramion płaszcz (jego podczas ich niezgrabnego schodzenia z mostu spadł prosto do wody), po czym ostrożnie zarzuciła go na jego ramiona, licząc na to, że dzięki temu zrobi mu się odrobinę ciepłej. Udało się jej odwieźć go od skoku do jeziora, nie chciała, aby się przeziębił, zachorował na zapalenie płuc i na skutek komplikacji zmarł w męczarniach.
"Mosty, przejazdy kolejowe, tarasy widokowe" kiwnęła głową. "Możesz też zatrzymać się u mnie" dodała, spoglądając na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Brzmiało to niedorzecznie, zupełnie absurdalnie, ale... z jej strony propozycja była jak najbardziej poważna.
"Znasz to powiedzenie? Obcy to przyjaciele, z którymi jeszcze nie zdążyliśmy się zapoznać?" rzuciła cicho, a jej twarz nabrała jakiegoś takiego bardziej łagodnego, sympatycznego wyrazu. "Wiem jak to jest, gdy człowiek czuje się jak w potrzasku i nie ma nikogo przy sobie. Wiem też jak to jest, kiedy ma wszystkiego dość i chce się poddać. Nie wierzy w to, że jeszcze czeka go coś dobrego" wyjaśniła, zaciskając usta w wąska kreskę. W temacie życiowych tragedii tak się składało, że naprawdę wiele miała do powiedzenia. Była swego rodzaju niechlubnym ekspertem. "Czasem, kiedy brakuje nam wiary jedyne czego nam potrzeba to, żeby ktoś przyszedł i powiedział to, czego sami powiedzieć nie jesteśmy w stanie, a bardzo chcemy tego usłyszeć. Że to nie koniec, jezcze będzie lepiej" wyjaśniła, lekko głaszcząc go po ramieniu. I kiedy już miała coś dodać nagle na poście pojawiły się dwa oznakowane radiowozy, straż, karetka - ktoś musiał zobaczyć ich na moście i zawiadomić odpowiednie straże. Uzbrojeni funkcjonariusze natychmiast wyskoczyło z pojazdów i zaczęli ich przesłuchiwać. Medycy krzyczeli, że to nie czas i miejsce na tego typu działania, najpierw należałoby ich zbadać. Hale pozwoliła sobie zmierzyć ciśnienie, temperaturę, pokrótce wyjaśniła policjantom, co się stało - a następnie tak dyskretnie jak się tylko da postanowiła wymiksować się z całego tego zamieszkania - na pożegnanie zostawiajac Erica z jednym, jedynym zdaniem "Nie Ofelia, nie Britney. Mam na imię Aimee."
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jej drobny płaszcz ledwo zakrył mu ramiona i dopiero wtedy Eric zauważył, jak bardzo było mu zimno i że naprawdę dygocze. Chciał jej go nawet oddać, ale wpadł w takie drżenie, że głos ugrzązł mu w gardle. Cholera, dawno nie był tak roztrzęsiony. Milczał słuchając jej wywodu, ale nie patrzył na nią, a na drżące ręce, których nie był w stanie opanować. Ba!, nie mógł ich nawet zacisnąć w pięści! Próbował za wszelką cenę dojść do siebie, ale nie było to takie proste. Uśmiechnął się jedynie pod nosem, gdy wymieniła wszystkie potencjalne miejsca, w jakich mógłby ponownie targnąć się na własne życie. Chciał powiedzieć, że może być spokojna, na ten moment nie panuje nawet nad własnym ciałem, więc nie miałby jak spełnić swoich planów odebrania sobie życia, ale ciągle bez efektu werbalnego. Otwarcie ust wiązało się z mocniejszym szczękaniem zębami.
Właśnie dlatego nie zdążył jej nic odpowiedzieć, kiedy rozległ się dźwięk syren. Eric obrócił głowę w kierunku nadjeżdżających samochodów i wywrócił oczami. W pobliżu nie było nikogo więcej, kto mógł zawiadomić służby bezpieczeństwa, więc musiała w tym maczać palce pewna blondyneczka… Ach, oto i mój kolejny anioł stróż… gardło miał wciąż zaciśnięte, więc zamiast powiedzieć to na głos, jedynie pomyślał z przekąsem. Czy Elizabeth naprawdę nie miała nic lepszego do roboty, tylko tak późno - lub wcześnie, zależnie od perspektywy - przeglądać skrzynki mailowe? No tak, mógł wybrać na próbę samobójczą porę koło jedenastej, kiedy na pewno siedziała w sądzie. Ale wtedy nie uniknąłby tłumu studentów w okolicy. Zresztą, nawet o tak absurdalnej porze nie został pozostawiony własnej bezradności. A teraz jeszcze siostrzyczka zesłała mu na kark policję. Świetnie. Tego mu tylko brakowało.
Gdy zostali rozdzieleni z dziewczyną, Eric zerknął na nią kątem oka. Rozmawiała z jednym z policjantów. Nie wiedział, co powiedziała funkcjonariuszowi, bo nie ustalili wcześniej “wspólnej linii obrony”. On mógłby nakłamać policji, ale jeśli brunetka powiedziała prawdę… niechętnie przedstawił swoją wersję wydarzeń. Prawdziwą - z próbą samobójczą. Jeden z policjantów zaraz poinformował służby medyczne, które przejęły go pod swoje skrzydła. Ktoś okrył go kocem, ktoś inny podał ciepłą wodę do picia, padało mnóstwo pytań. Najchętniej także wymiksowałby się z tego, ale ciągle był obserwowany.
A gdy dziewczyna do niego podeszła i się przedstawiła, Eric tylko patrzył na nią zastanawiając się nad tym, co mu wcześniej powiedziała. Zawsze wkurzał się na ludzi, że mierzyli go miarą ojca, a teraz sam zrobił to samo z tą - jak mu się wydawało - małolatą. Widząc, że odwróciła się z zamiarem odejścia, Milton przypomniał sobie, że miał na plecy narzucony jej płaszcz. Chciał za nią zawołać i oddać jej okrycie, ale w tym samym momencie zgarnęła go jakaś lekarka, która od razu zaczęła mu świecić latarką po oczach. Na nic nie zdały się protesty - został zasypany gradem pytań, na które odpowiadał beznamiętnie przez kolejne kilkanaście minut. A i tak został zabrany karetką na obserwację.
Jadąc do szpitala w ambulansie przeszukał kieszenie płaszcza w poszukiwaniu jakiejś wskazówki dotyczącej dziewczyny, ale znalazł tylko jakieś drobniaki, paragon oraz złożoną na dwa razy kartkę. Rozwinął ją i przeczytał. Prychnął cicho pod nosem, gdy podniósł wzrok znad papieru na most oddalający się za szybą tylnych drzwi karetki.
Amy… zacisnął w dłoni skrawek papieru zapisany - jak się spodziewał - jej pismem i pokręcił głową z pełnym niedowierzania, dekadencko-cynicznym uśmiechem.
Jak miał na to wszystko patrzeć? Konfrontacja z Amy była cudem, czy pokutą za całe zło, jakiego dopuścił się w życiu? Chciał wierzyć w pierwsze, bez pudła obstawiał drugie.
Jak to było? Co ma wisieć, nie utonie?
Kurwa, to teraz będę się musiał powiesić.

/ztx2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z jednej strony nie miała po tych wszystkich zdarzeniach, które ich łączyły i równocześnie dzieliły, zbyt wielu oczekiwań, a z drugiej, zapłonął w niej płomyk nadziei, ktory z każda chwila płonął rzewniej. Nie wiedziała czy to dobrze, że nie zdawala sobie sprawy z tego co sie dzieje w jego głowie. Jasne, to było bolesne, ale może gdyby znała jego myśli, byłaby w stanie znaleźć stosowne argumenty albo przygotować się do właściwych działań, kto wie.
Proszki przeciwbólowe zaczęły działać, a te na uspokojenie powoli schodziły z niej, pozwalając na to zeby z każda chwila czuła się mniej jak wata, a bardziej jak człowiek. Otumanienie leniwie ją opuszczało, pozwalając na racjonalne myślenie, które w tej sytuacji było wręcz wymagane. Czuła, że teraz ważą sie losy ich przyszłości. Tej kruchej, która na dobrą sprawę juz od dawna nie miała racji bytu.
- Dla mnie to jest ważne i mam wrażenie, że wcale nie zrobiła na Tobie wrażenia informacja, że w ogole się znalazłam w takim pokiereszowany stanie- zaczęła z wyrzutem w głosie, kładąc nacisk na ostatnie słowa. - Z moim zasranym szczęściem moze zdarzyć sie w każdej chwili wszystko co najgorsze, ale tego tez nie rozumiesz? - zapytała z żalem, teoche za ostro niż planowała.
Ta sama niewidoczna zjawa, która ciążyła nad nią, nawiedzając ją w snach i najmniej odpowiednich momentach, nagle się ucieleśniła, sprowadzając do jej głowy zbitek wspomnień i myśli, przez co sama miała nieraz wrażenie dzisiejszego wieczoru, że już sama nie potrafi odróżnić które z nich są prawdziwe, a które są wyłącznie wytworem jej spragnionej wyobraźni. Czuła się trochę jakby była w trakcie klimakterium, ale na to jeszcze nie była pora. Mimo to uczucie zimna i gorąca na przemian, nie chciało dać jej spokoju.
<img src="https://i.imgur.com/yLuH5Kb.gif"; width="300">

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

#30

Louna Winfield

Dzień dzisiejszy nie należał do najcieplejszych dni w roku. Sama Rosalie żałowała że ubrała ten siwy cienki płaszczyk, chociaż zmyliły ją ciepłe promienie słoneczne wpadające jej do pokoju w akademiku i sprawiły, że uznała ten dzień za ciepły i przyjemny. W dodatku wiatr był przeszywający na tyle, że szatynka czuła to zimno na całym ciele. To pewnie dlatego szczelniej otuliła się płaszczem i ciaśniej zawiązała na szyi kremowy, kaszmirowy szal, prezent urodzinowy od mamy. Z racji tego że spóźniła się na autobus który miał ją zawieść na uczelnię, a na następny musiałaby czekać kolejnych piętnaście minut, postanowiła przejść się spacerkiem, mimo tego że pogoda ku temu nie sprzyjała. Zaś droga prowadząca nieopodal mostu, czy raczej lepiej brzmiałoby określenie pod mostem, była drogą na skróty. Zatem ruszyła przed siebie szybkim krokiem, starając się nie wdychać zanadto tego chłodnego powietrza, chowając noc i usta w szalu. Jednak niepokojący był obraz kobiety z dzieckiem w tej okolicy, którzy to wyglądali tak, jakby mieli ze sobą cały swój dobytek i szukali miejsca do koczowania. Co jak co, ale system powinien chronić swoich obywateli przed wylądowaniem pod mostem, niezależnie od trwającej obecnie pory roku. Już niejednokrotnie Rosalie miała uwagi do obecnego systemu prawnego panującego nie tylko w tym stanie, ale ogółem w całym kraju, ale co mogła zrobić? Jedynie mogła zagłosować na odpowiednią partię, by ci dokonali zmian, których obiecują. Tymczasem może to ona mogła pomóc tej nieznajomej z dzieckiem? W końcu kobieta nie wyglądała na groźną, na pewno nie była seryjną morderczynią.
- Przepraszam bardzo, czy mogę wam jakoś pomóc? - zapytała zatem z całą swoją troską, jaką w sobie posiadała. Najwidoczniej nie tylko przelewała ją na zwierzęta, które były całym jej światem, ale na ludzi także, czego przykładem był Rino, ale także obecna nieznajoma z dzieckiem. Hepburn bała się dzieci, uważała że nie potrafi się nimi zajmować, ale tego dzieciaczka się nie obawiała. Miała misję do spełnienia, czuła to, by stać się lepszym człowiekiem.

autor

dreamy seattle

ODPOWIEDZ

Wróć do „University District”